Przez następne kilka dni Arek wyraźnie
był zły na Zosię. Gdy zapytała go o to wprost zaprzeczył, ale ona widziała że
patrzył na nią z jakimś wyrzutem. Ale nie miała pojęcia o co mogło chodzić. Do
czasu gdy podczas wtorkowej jazdy do pracy wymsknęło mu się:
- Miałaś w sobotę zrobić pieczeń, ale rozumiem że wyjście z Ksawerym było ważniejsze.- Pij do tego, że spędziła kolejny wieczór z ich lokatorem, ale ona odebrała to całkiem inaczej. Uznała, że jest zły bo nie zdążyła przygotować obiecanego posiłku! Tak jakby nie robiła tego z grzeczności i zwyczajnej wygody bo gotując dla wszystkich było to ekonomiczniejsze. I nie omieszkała mu tego powiedzieć. Ku jej zdziwieniu tylko go podjudziła.
- Miałaś w sobotę zrobić pieczeń, ale rozumiem że wyjście z Ksawerym było ważniejsze.- Pij do tego, że spędziła kolejny wieczór z ich lokatorem, ale ona odebrała to całkiem inaczej. Uznała, że jest zły bo nie zdążyła przygotować obiecanego posiłku! Tak jakby nie robiła tego z grzeczności i zwyczajnej wygody bo gotując dla wszystkich było to ekonomiczniejsze. I nie omieszkała mu tego powiedzieć. Ku jej zdziwieniu tylko go podjudziła.
- W porządku, a więc od następnego roku
każdy będzie gotował sam. Albo i nie, bo pewnie będziesz chciała gotować dla
Ksawerego co?
- Wiesz co? Jesteś śmieszny z tymi
swoimi wyrzutami.
- Bynajmniej.
- Więc co? Nie mogę wyjść bo powinnam
siedzieć w domu przy garach choć i tak w weekendy nie mam po co dla ciebie
gotować skoro spędzasz czas w klubach z Karolem?
- Mówisz tak jakbyś robiła mi łaskę. A
przecież to ja kupuję składniki.
- No tak, jakże bym mogła o tym
zapomnieć.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło…
- Bez obaw, mogę to robić sama.
- Zośka, do cholery nie zachowuj się jak
dziecko.
- Ja się zachowuję jak dziecko? Ja?!-
Nie odpowiedział. Ona też nie dodała nic więcej do czasu aż wysiedli pod
parkingiem banku. I choć szli obok siebie nie zamienili z sobą nawet słowa.
Już w progu natknęli się na Wiktorię
która koniecznie chciała spotkać się z Arkiem. Oczywiście natychmiast ledwo
zdążywszy zdjąć płaszcz pognał za Cruellą, choć do ósmej pozostał jeszcze
kwadrans. A dokładnie siedemnaście minut. Zosia nie po raz pierwszy pomyślała,
że ta kobieta przesadza. O tej porze był tu cały zespół. Dodatkowo nikt nie
wychodził o równej szesnastej: zawsze trzeba było coś dokończyć. Więc
reasumując na każdym pracowniku Szymborska zyskiwała przynajmniej pół godziny
dziennie. W skali miesiąca dawało to sporą kwotę. Starając się jednak o tym nie
myśleć usiadła przy swoim biurku pospiesznie witając się z koleżankami. Potem
zabrała za pracę.
Arek natomiast z każdą upływającą minutą
czuł się coraz bardziej zirytowany. Nie miał pojęcia po co Cruella studiując
jego życiorys jeszcze raz zadawała mu pytania. Dopóki nie dostrzegł oczywistych
sygnałów: tego w jaki sposób ułożyło się rozcięcie sukienki na jej udzie gdy
usiadła na biurku, wymownego spojrzenia czy prowokacyjnego dotykania językiem
warg. Po prostu wciąż był myślami przy kłótni z Zośką, choć nie wiedział by to
w ogóle można było nazwać kłótnią. Jednocześnie było to nieco śmieszne. Pół
biura (to znaczy ta męska pół) plotkowała na temat romansów szefowej
jednocześnie wzdychając i marząc by być kolejnym kandydatem jej romansu, a
on w tym czasie zamiast korzystać z okazji to wkurzał się z powodu swojej
współlokatorki. Dzięki Zośka, pomyślał.
Potem jednak, gdy Cruella bardzo
wyraźnie powiedziała, że szuka kogoś na stanowisko Tadeusza, zaczął wątpić.
Czyżby jednak chodziło o awans? Jego awans?
- A więc kogo mógłbyś zaproponować na to
stanowisko z dotychczasowego zespołu? Kto ma dość oleju w głowie i
odpowiedzialności?- Chyba jednak nie chodziło jej o niego, bo powiedziałaby to
wprost, ale nie poczuj jakiegoś dużego rozczarowania.
- Najwięcej doświadczenia ma Jadwiga.
- Nie pytam o lata w CV. Pytam co ty o
tym sądzisz.
- Nie wiem czy jestem odpowiednią osobą
do wydawania tego typu sadów.
- Wiesz jaki jest problem z dzisiejszymi
pracownikami? Zamiast być lojalnym wobec pracodawców lub przełożonych są
lojalni wobec siebie. Więc?- Na odczepnego podał parę nazwisk, a potem –za
pozwoleniem-odszedł.
- A jednak to nie będzie takie proste.-
Mrugnęła do siebie Szymborska. Miała nadzieję, że romansem z Arkiem uda jej się
umilić czas do powrotu Jarka, ale to był trudny orzech do zgryzienia. Chociaż z
drugiej strony…ona lubiła wyzwania, prawda? Uśmiechając się pod nosem zaczęła
czytać leżące na biurko papiery.
***
- Jezu serio? Sama Cruella zagięła na
ciebie parol? To świetnie.- Ucieszył się Karol.
- Nie miałem pojęcia, że ją znasz. W
końcu nie pracujesz bezpośrednio nad nią.- Zauważył Arek.
- Ale przyszywaną córeczkę prezesa znają
wszyscy. Więc jak? Umówiliście się gdzieś?
- Nie skąd, już mówiłem że niczego nie
sugerowała werbalnie, więc pewnie to był zwykły flirt. Ale tak, można
powiedzieć, że wysyłała mi tylko oczywiste sygnały które ignorowałem.
- Udawałeś niedostępnego? No tak
słyszałem, że ona nie lubi łatwych polowań.
- A ja łatwych kobiet. I wcale nie
udawałem. Nie lubię ją za to jak potraktowała Zosię, dlatego nie mam ochoty na
żaden romans z nią, nawet ten hipotetyczny.
- A ty znowu o niej.- Westchnął Karol.-
Ostatnio tylko wciąż tylko trujesz o tej całej Zuzie.
- Zosi.- Sprostował odruchowo Arek, ale
zaraz poczuł się urażony dlatego z sarkazmem dodał:- Przepraszam bardzo, nie
miałem pojęcia że aż tak ci to przeszkadza.
- Bez takich. Po prostu to trochę nudne
i tyle: nie to co sprawa z twoim romansem. Bo chyba tylko żartowałeś i nie
oddasz jej walkowerem?
- Możemy w końcu iść na ten lunch i tam
pogadać o tym w spokoju, a nie w twoim biurze?
- Niestety, mam dziś sporo roboty i
czekam na telefon, dlatego muszę tu zostać.
- Okej, przynieść ci coś z bufetu?
- Nie, dam sobie radę. Wyskoczę później.
- Jak chcesz. Na razie.- Pożegnali się,
a Arek zjechał windą na dół do bufetu. Nie był specjalnie głodny, ale miał
nadzieję na spotkanie Zośki z tymi jej przyjaciółkami. Może mógłby wtedy
wybadać w jakim jest nastroju i czy powinien ją przeprosić…
Wypatrzył je prawie na samym początku: a
to za sprawą śmiechu Jowity. Naprawdę ta kobieta była jak dynamit: nic dziwnego
że subtelna i arogancka Cruella nie cierpiała jej jako swojej sekretarki ze
zwykłej zazdrości. Teraz natomiast tak zawzięcie coś wyjaśniała pozostałym
dziewczynom, że mocno gestykulowała rękoma. Wykorzystując tą okazję podszedł do
stolika przy którym siedziały zagajając:
- Cześć, a co to za zbiorowisko plotkar?
- O Aruś, jak miło widzieć twoją
przystojną buźkę.- Zażartowała Jowita.- A jeśli już chcesz wiedzieć to
dyskutujemy o bardzo ważnej sprawie.
- Jowita…- Zosia posłała jej piorunujące
spojrzenie co tylko zaostrzyło ciekawość Arka.
- Czy któraś z miłych pań zdradzi mi o
co chodzi?
-
Jak to jesteś najbliżej wydarzeń i o niczym nie wiesz?- Ponownie odparła
pytaniem na pytanie Jowita. A Zosia ponownie wypowiedziała jej imię próbując ją
powstrzymać.
- Niby o czym?
- O rozwijającej się miłości.
- Jowita, nie żartuj sobie ze mnie.-
Prychnęła Zośka. Wydawała się być trochę wkurzona. Dopiero teraz Żyliński
spostrzegł, że tylko Emilia, Judyta i Ewa były roześmiane, na twarzy jego
współlokatorki widniała niechęć. I najprawdopodobniej nie miała nic wspólnego z
jego nadejściem.
- Mówię o Ksawerym i naszej Zosieńce.-
Zaśmiała się Jowita. A on momentalnie cały się spiął. No tak, było tak jak
podejrzewał. A ona się jeszcze do cholery wypierała i dziwiła, że jest zły?
- One to mają pomysły co? – Usłyszał niepewny
głos Niemcewicz. I tylko dzięki temu udało mu się powstrzymać złość.- Powiedz
im, że tylko się przyjaźnimy,
- O nie, my wiemy że ze sobą kręcą.-
Zaprzeczyła Jowita.
- Arek, powiedz im.
- Z tego co wiem to nic na ten temat nie
wiem.- Odparł mężczyzna po dłuższej chwili w trakcie której wszystkie kobiety
wpatrywały się w niego z nadzieją. To znaczy wszystkie oprócz jego
współlokatorki, ona wyglądała z kolei na zaniepokojoną.
- Akurat.- Roześmiała się Jowita. On
natomiast by odzyskać panowanie nad sobą postanowił odejść, bo udając
rozbawienie czuł się jak idiota. Bo jeszcze nigdy nie było mu mniej do śmiechu
niż teraz.
- A temu co? Miał taką minę jakby
cierpiał na zatwardzenie.- Prychnęła ze śmiechem Jowita.- I jeszcze zmył się
tak szybko.
- Raczej był zły.- Sprostowała Emilia.
- Dziewczyny dajcie spokój z tymi
żartami.- Zbagatelizowała sprawę Zosia.
- Ale ja wcale nie żartuję. Areczek
zwykle słynął z taktu i gładkich manier a tu co? Wychodzi niego buc.
- Może nie miał humoru.- Wnioskowała
Ewa.
- Oj, po prostu chyba się na mnie
obraził, to dlatego. A teraz lepiej mów Emilka co z tym twoim bratankiem?
Operacja przyniosła oczekiwane rezultaty?
- Ty nam tu nie zmieniaj tematu, Zośka.
O co się pokłóciłaś z Areczkiem?- Spytała Jowita.
- O nic. O głupotę. Możemy kontynuować?
- Nie, bo wy się nigdy nie kłócicie jak
stare dobre małżeństwo.
- Jowita, to mnie wcale nie bawi.- Zosia
naprawdę zaczynała być zła na przyjaciółkę, która przecież nie mogła zdawać
sobie sprawy z tego co dzieje się między nią a Żylińskim.
- Ojej, widzę, że wkroczyłam na grząski
teren.- Jowita zdawała się być urażona.- W takim razie się już nie odzywam.
- Nie o to chodzi, przepraszam.- Zośka
ciężko westchnęła.- Po prostu sama nie wiem dlaczego on jest na mnie ostatnio
obrażony, a niepotrzebnie wyżyłam się na tobie.
- O niczym nam nie wspominałaś.-
Mrugnęła Emilka.
- Bo to nic takiego: mam gdzieś jego
humory. On mi się nie tłumaczy ze swojego życia, więc nie ma prawa by być zły gdy ja robię to
samo.
- A co konkretnie robisz? Chodzi o
Ksawerego?
- Jowita, daj już sobie spokój z tymi
swatami.
- Przecież to nie było pytanie
tendencyjne, nie sugeruję że jesteście parą. Po prostu pytam z ciekawości.
- Tak, był zły za to że poszłam z
Ksawerym na urodziny jego siostry i mu o tym nie powiedziałam. A potem miał
pretensję o nieugotowany obiad. Wczoraj minął mnie w korytarzu bez słowa, a
dzisiaj podczas śniadania gdy zauważyłam że w przedpokoju przepaliła się
żarówka którą trzeba wymienić i poprosiłam o to jego, ironicznie spytał czemu
nie poproszę o to Ksawerego. Do tego wczoraj…zresztą nieważne. Po prostu zachowuje
się jak osioł.
- Ja tam myślę, że chce dla ciebie
dobrze.- Wyraziła swą opinię Ewa.- Od lat jesteś dla niego jak młodsza
siostrzyczka, a przez wiele lat nie było w twoim życiu nikogo, więc to normalne
że trochę obawia się, iż możesz się sparzyć.
- Ale mnie z Ksawerym nic nie łączy-
Sprostowała Zosia z rezygnacją. No bo ile razy jeszcze miała to wszystkim
powtarzać? Mamie, siostrze, znajomym? Czuła się tak samo jak gdy podczas
początkowych miesięcy wspólnego mieszkania z Arkiem. Wtedy reakcja otoczenia
była taka sama. Z tym, że Zosia po jakimś czasie naprawdę zakochała się w
Żylińskim i przestało jej to przeszkadzać.
- Ale go lubisz. A Arek boi się, że
nawet za bardzo.- Kontynuowała Ewa.
- Więc co? Mam go jeszcze może
przeprosić, hm?
- Nie, ale starać się zrozumieć. Pamiętasz
jak ty doradzałaś mu w kwestii Justyny? Albo innych? On chce dla ciebie zrobić
to samo.- Zosia ponownie ciężko westchnęła. Tak, Ewcia chyba miała rację
stwierdziła w duchu przypominając sobie jak Żyliński pytał ją ostatnio o jej
związki. Starając się uciąć temat mogła mu zasugerować, że nigdy nikogo nie
miała co przecież nie było prawdą. Pewnie dlatego zareagował jak typowy starszy
brat który chce bronić cnoty swojej siostry, choć nie zdaje sobie sprawy że już
od dawna nie ma czego bronić. Chyba po prostu musiała się z tym pogodzić. Ale i
tak nie będzie pierwsza biec z przeprosinami co to, to nie.
***
W czwartek, mimo braku chęci Zosia dała
się wyciągnąć siostrze na spotkanie w cukierni. Marysia po prostu kochała Stare
Miasto i mogła tak przebywać godzinami: a to spacerując, a to oglądając
pamiątki czy wystawy, a to siedząc w cukierniach lub pizzeriach. Oczywiście
oficjalnie obserwowała tylko ludzi by zbierać materiały do swoich badań (Zośka
do tej pory nie potrafią zrozumieć to tak naprawdę bada jej siostra;
psychologią od zawsze była jej kiepską stroną i najnowsze nowinki czy teorie
Marii dla niej brzmiały jak jakich bełkot. W ogóle to wydawało jej się, że
psychologia jest głupia i gdy siostra ją czymś wkurzyła mówiła, że psychologiem
może być każdy bo w kodeksie pojęcie tego zawodu nawet nie jest uregulowane.
Naturalnie wtedy starsza z sióstr ze złością tłumaczyła jak ważna jest
psychologia dla ludzkości, ile wniosły badania i tak dalej…a Zosia zbijała te argumenty mówiąc ile więcej dał
ludziom postęp technologiczny. Czasami potrafiły spierać się tak godzinami.
I tym razem Maria już na wstępie zaczęła
jej opowiadać o swoich badaniach i jakimś rozdwojeniu tożsamości. Zosia
udawała, że słucha, bo jakoś nie miała ochoty robić tego wnikliwie tylko po to
by potem zbić argumenty siostry. Wyrwała się z domu tylko dlatego, że niecałe
dwie godziny temu poważnie ścięła się z Arkiem. Najśmieszniejsze (a może
najgorsze?) w tym wszystkim było to, że nawet nie pamiętała dlaczego. Po prostu
siedzieli sobie we trójkę w kuchni: on, ona i Ksawery jedząc wspólnie obiad
podczas którego zawiązała się między nimi rozmowa. Było całkiem fajnie dopóki
nie wypłynął temat starych kabaretów, których była wielką fanką. A tak się akurat
złożyło, że Ksawery też je lubił. Pozytywnie zaskoczona zaczęła wypytywać
Iksińskiego o szczegóły co chyba zirytowała Arkadiusza, bo rzucił jakiś
ironiczny komentarz. Ona by go zignorowała, ale Ksawery z miejsca spytał wprost
o co chodzi Arkowi. I w ten sposób rozpoczęła się wymiana zdań która ewidentnie
zmierzała w kierunku kłótni a może nawet i bójki. Na szczęście wtedy zadzwoniła
jej komórka: to była właśnie Maria z propozycją spotkania. Nie było więc w tym
nic dziwnego, że wolała chwilowo ulotnić się z mieszkania. Tyle, że wciąż
rozmyślała o Arku, który swoim komentarzem wyśmiał jej pasję. Zawsze mniej lub
bardziej żartował sobie z kabaretów oraz faktu, że chodzi na większość
spektakli warszawskich gdy tylko ma na to czas, ale nigdy tak otwarcie tego nie
skrytykował przyznając, że ma to za nic. A raczej zwyczajnie wyśmiał. I co tu
mówić, po prostu ją zawiódł.
- Słuchasz mnie w ogóle?- Maria w pewnym
momencie zauważyła, że młodsza siostrzyczka buja w obłokach i pstryknęła jej
przed twarzą palcem. Zwykle to irytowało Zośkę: Marysia często w ten sposób sobie
z niej żartowała mówiąc że właśnie ją zahipnotyzowała i wybudziła z hipnozy,
ale dziś nawet nie przewróciła oczami. Odparła tylko zgodnie z prawdą:
- Nie.
- Właśnie widzę. I nie musisz być taka
szczera, ktoś inny by się obraził.
- Przecież sama wiele razy powtarzałaś,
że podczas sesji nie można kłamać.
- Ale ty nie jesteś na mojej sesji.
- Więc przyjmijmy, że zwykle nie kłamię.
- Przestań się już droczyć. Powiedz mi
lepiej o czym tak rozmyślasz. Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu nie mam siły,
miałam ciężki dzień w pracy.- To była po części prawda. Cruella wpadła dziś do
biura działu analitycznego zlecając kilku osobom dodatkowe zajęcia. Jej
przypadło w udziale wykonanie 1000 kopii jakichś dokumentów na zebranie zarządu
a następnie pogrupowanie ich w dwudziestostronicowe broszurki zapakowane w
odpowiednią oprawę. Gdy delikatnie zasugerowała by zlecić tę pracę jednej ze
stażystek urażona taką sugestią Szymborska odparła, że one mają co innego do
roboty. Taa, tak jakby ona przez cały dzień się leniła. Dobrze, że w geście
solidarności cały zespół (z jednym wyjątkiem) został z nią kilka minut dłużej
by pomóc: w innym przypadku musiałaby motać się z tym sama ponad godzinę.
- Zawsze narzekasz, a już szczególnie
ostatnio gdy podpadłaś tej całej szefowej.
- Wcale nie podpadłam: to ona się na
mnie uwzięła.
- Bo zwróciła ci uwagę że spóźniłaś się
do pracy? Trzeba było więc powiedzieć prawdę i przyznać, że to wina twojego
wspaniałego współlokatora bo kryłaś mu tyłek.
- Przestań już, to nie o to chodzi. Po
prostu od tamtej chwili zachowuje się tak jakby…jakby mnie nienawidziła, choć
wiem że to głupie.
- Po prostu ma cię na oku. A teraz dość
już owijania w bawełnę: gadaj co się dzieje.
- O matko, masz już zboczenie zawodowe:
jak już mówiłaś wcześniej nie jesteśmy na twojej sesji terapeutycznej.
- Ale chcę pomóc rozwiązać twój problem.
- Gdybyś mogła mi pomóc to byłabyś
pierwszą osobą do której bym z tym przyszła.
- Dobrze, więc powiedz chociaż czy to
dotyczy kogoś czy czegoś.
- Kogoś.
- Aha, to wszystko jasne. Znów Aruś co? Znalazł
sobie kolejną dziewczynę i teraz właśnie jest z nią zamknięty w swoim pokoju
wydając niekontrolowane dźwięki i dlatego chciałaś się urwać?
- Możesz przestać?
- Zwykle cię to bawiło.
- Ale już przestało.
- Zosieńko, przepraszam. Ale wiesz, że
chcę dla ciebie dobrze.
- Więc zostaw Ignacego, bo tak mówię.
Spróbuj zapomnieć faceta, którego kochasz i za którego wyszłaś za mąż a dopiero
potem mów mi jakie to proste. Zrobisz to?
- Nie porównuj mojego przypadku z twoim.
- Nie? A dlaczego?
- Bo Ignacy też mnie kocha. A Arek
ciebie nie i nie ma absolutnie nic wspólnego z Ignacym.
- Łapię, okej? Nie musisz mi tego
powtarzać tysiąc razy, dobra? Pamiętam. Ale nie: ty na każdym spotkani musisz
mi to wypominać sprawiając, że czuję się jeszcze gorzej.
- Nie wiedziałam, że tak to odbierasz.
Ja myślałam…- Marysia przerwała, ale nie z powodu braku słów czy zagubienia
wątku, ale z powodu postaci którą zobaczyła za oknem. O Boże.
- To źle myślałaś. I wiesz co? Chyba
wracam do siebie. Cześć.
- Nie możesz teraz wyjść.
- A niby czemu?
- Jeszcze niczego nie zjadłaś.
- Ty na pewno poradzisz sobie i z moją
porcją. Smacznego.
- Zosia, stój. Na zewnątrz…- Maria
zawahała się. Wiedziała, że sprawa Bartka Krawczyka jest dawno za Zośką, ale mimo
wszystko gdzieś tam głęboko wciąż ją przeżywała. Świadczył o tym fakt, że po
nim nie związała się z żadnym mężczyzną a dla bezpieczeństwa obdarzyła
platoniczną miłością przyjaciela z dzieciństwa. Tylko co ten pacan robił w
stolicy? Co robił tutaj skoro pochodził z podwarszawskiej miejscowości i stale
podkreślał że nigdy nie ma zamiaru mieszkać w wielomilionowym mieście? I
jeszcze na dodatek na starówce z jakąś dziewczyną przy boku?
- Co? Na zewnątrz: co?
- Jest zimno. – Zdecydowała się w końcu
na kłamstwo Marysia. Miała tylko nadzieję, że ten debil nie wpadnie na świetny
pomysł wejścia do tej samej cukierni co ona
siostrą. Potem dotknęła dłoni Zosi.- Proszę, zostań ze mną. Obiecuję, że
będę milczeć.- Zosia przygryzła wargę, ale potem się uśmiechnęła. Nigdy nie
mogła zbyt długo gniewać się na Marysię, tak samo zresztą jak ona na nią.
- Okej, ale już wolę jak trujesz mi o
swojej nudnej pracy niż o moich uczuciach, dobra?
- Jasne. Więc opowiem ci o moim nowym
pacjencie: cierpi na rozdwojenie jaźni. Cierpi na nią od przynamniej pięciu
lat, a wiesz kiedy ją odkrył? Kiedy policja przyszła go zaaresztować. Okazało
się, że dwa dni wcześniej dokonał napadu na aptekę, choć sam nie miał pojęcia
dlaczego a widok samego siebie na na nagraniach z monitoringu…
-…hej, a co z tajemnicą lekarską?
- Jakbyś kiedykolwiek wypaplała to ci ci
mówiłam. No i nie podaję żadnych nazwisk. Zresztą to niezła sprawa, więc z
pewnością niedługo będzie o tym głośno, bo facet pochodzi z Warszawy…
***
Tego samego wieczora, Zosia bardzo późno
wróciła do mieszkania. Starała się przy tym robić to bardzo cicho by nie
zwrócić na siebie uwagi żadnego z lokatorów. A w szczególności jednego.
Nazajutrz (oczywiście) Arek ją przeprosił; ona (oczywiście) przyjęła jego
przeprosiny. Dlatego zdziwił się kilka minut później gdy oznajmił jej, że muszą
już jechać do pracy by uniknąć porannych korków, a ona z kolei powiedziała mu,
żeby jechał sam bo zamierza skorzystać z komunikacji miejskiej. Przez kilka
minut nawet się z nią o to kłócił, choć nie doszli do konsensusu. A nawet
bardziej: pokłócili się ponownie. Żyliński nie wiedział na kogo jest bardziej
zły: na nią czy na siebie. Rozumiał, że może i miała jeden czy dwa powody, ale
w sumie nic wielkiego wczoraj nie zrobił. To ona go wkurzyła gdy wykluczyła go
z rozmowy zawzięcie dyskutując z Ksawerym. Owszem, powiedział wtedy coś
ironicznego, ale bez przesady: nie musiała z tego powodu teatralnie opuszczać
mieszkania udając pilne wezwanie. A teraz jeszcze stroić fochów i jechać do
pracy sama. Ale skoro wolała marnować pieniądze i zasilać warszawski ZTM to
proszę bardzo: on nie miał zamiaru jej błagać. Nie ugiął się nawet gdy Cruella
wpadła do biura opieprzając ją o to, że w jednej z broszur brakuje strony, choć
bardzo chciał stanąć w jej obronie. Zamiast tego tak jak pozostali pracownicy
udawał, że nie słyszy wrzasków Cruelli.
Podczas lunchu prawie się ugiął, ale nie
chciał podchodzić do niej przy jej zwariowanych przyjaciółkach. Zwłaszcza gdy
zajęły w bufecie stolik blisko drzwi: byliby zbyt na widoku. Dlatego kupił
tylko kanapkę na wynos decydując się wpaść do Karola.
Sam zaczął sobie zdawać sprawę, że to
dąży donikąd, choć nie miał pojęcia czemu ostatnio aż tyle się kłócą. Przecież
w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni kłótni było więcej niż w trakcie pięciu
lat ich wspólnego mieszkania ze sobą. Co się więc zmieniło?
Ksawery.
Tak, to on był odpowiedzią na wszystkie
jego pytania.
Bo wszystko zaczęło się od niego.
Dlatego po prostu musi uświadomić Zosi
ten fakt i sprawić, by kulturalnie pozbyć się Iksińskiego z mieszkania. Potem
wszystko wróci do normy. A przynajmniej taką miał nadzieję.
DWA
TYGODNIE PRZED WYPADKIEM
Tym razem piątkowy wieczór Zosia
postanowiła spędzić sama, dlatego odmówiła wyjścia z przyjaciółkami na drinka.
Jowita oczywiście snuła domysły związane z Ksawerym, a ona nie wyprowadzała jej
z błędu. Bo prawdę mówiąc Iksiński pilnie wyjechał na jakieś spotkanie z
klientem i miał wrócić dopiero jutro, więc nijak miała możliwość spędzić z nim
nawet minuty. A że Arek również wyszedł- najprawdopodobniej szaleć po klubach z
Karolem- ona najpierw wzięła się za porządki a potem po prostu leniuchowanie. Korzystając
z faktu, że jest sama spędziła w wannie blisko godzinę dolewając sobie gorącej
wody gdy bąbelki zaczynały stygnąć. Potem chodząc owinięta tylko w ręcznik
wkurzona zdała sobie sprawę, że wyprała wszystkie trzy pary swoich piżam, więc
teraz nie ma co na siebie włożyć. Szperając w półce z ubraniami już miała
sięgnąć po jakiś dres i koszulkę gdy zauważyła leżący z tyłu pewien komplet.
Uśmiechnęła się przypominając sobie, że tą koszulkę nocną ze szlafrokiem
dostała na urodziny od dziewczyn w ramach żartu, bo nigdy nie chodziła chodzić
w czymś takim. Zresztą nawet gdyby nie była singielką wydawało jej się to być po prostu śmieszne: stroić się dla
jakiegoś faceta tylko po to by cierpieć niewygody? Chwytając cienką materię w
dłoni stwierdziła, że biorąc pod uwagę jakość i całokształt wyglądu ten kawałek
materiału musiał sporo kosztować. Wzruszając ramionami Zosia założyła go na
siebie od razu czując się lepiej gdy miękki jedwab swobodnie spłynął po jej
ciele. Potem spojrzała w lustro i omal od razu jej z siebie nie zdjęła. Dekolt
wydawał się być większy niż był w rzeczywistości, a krój całej koszulki
bardziej frywolny niż sądziła. Szkoda tylko, że zamiast seksownie wydawała się
sobie wyglądać raczej śmiesznie: tak jak sądziła typowo kobiece fatałaszki nie
były zupełnie w jej stylu. Wyglądała jak…jak wielka krowa ubrana w seksowną halkę.
By się nie dobijać wciągnęła na siebie jeszcze szlafrok, który choć cienki przynajmniej
okrywał ją od stóp do…no, może nie głów ale przynajmniej kolan. Potem zaczęła
suszyć włosy: gdy tego nie robiła rano witało ją pierwszorzędne afro- i to
wcale nie była przesada.
Kilka minut później zjadła późną
kolację, a potem przeglądała w kuchni jakiś kobiecy magazyn, którym chciała po
prostu zająć myśli. Ale gdy w pewnym momencie zdała sobie sprawę co czyta
odrzuciła gazetę ze wstrętem. Pomyślała, że już woli posłuchać muzyki, więc
przyniosła radio z pokoju do salonu. Ale
to też nie okazał się był dobry pomysł, bo wtedy do jej umysłu zaczęły wkradać
się niechciane myśli. Pomyślała na przykład o tym, że po raz pierwszy od dwóch
tygodni czuje się we własnym (no dobra, wynajmowanym ale to szczegół)
mieszkaniu całkiem swobodnie. Bo przez Żylińskiego nie mogła. Zastanawiała się
jak może rozwiązać tą sytuację (bo nad jej przyczyna mi nie chciała już
rozmyślać), ale nic rozsądnego nie przychodziło jej do głowy. Skończyło się na
tym, że była jeszcze bardziej smutna dołując się bardziej smutnymi balladami.
Jedną lubiła szczególnie. To była Kołysanka Gagariny. W zasadzie nie lubiła
rosyjskich piosenek, ale ta zdawała się wkradać do jej duszy za każdym razem
gdy wybrzmiewała. No i co tu mówić: idealnie wkomponowywać w towarzyszący jej
smutek. Słuchała jej więc w kółko siedząc w kuchni kilka a może i nawet kilkanaście
razy aż w końcu straciła poczucie czasu i rzeczywistości. Może to dlatego zbyt
późno usłyszała dźwięk otwieranego kluczem zamka. Wiedziała więc kto właśnie
wraca.
Jęknęła w duchu przypominając sobie
dzisiejsze późne popołudnie, gdy Arka odwiedziła jego mama. To ona akurat otworzyła
jej drzwi, więc od razu zaproponowała coś do picia oraz wdała się w krótką
pogawędkę; tym bardziej że doskonale znała panią Żylińską. To wszystko trwało
może z pięć minut, nie więcej. Zosia już miała zawołać Arka, ale tak się
złożyło że on wyszedł pierwszy z pretensjami o to, że go nie zawołała. Zrobił
to jednak w bardzo złośliwy sposób. Pani Żylińska początkowo sądziła, że to
żart- w końcu Zosia z jej synem znali się wiele lat i takie przekomarzania były
u nich na porządku dziennym- ale widząc zmieszanie na twarzy tej pierwszej
zrozumiała, że złość Arka jest autentyczna. Oczywiście gdy Zofia opuściła
kuchnię bez słowa nie omieszkała spytać o przyczynę tego stanu rzeczy a potem
go ochrzaniła, ale i tak nie chciał nic powiedzieć. A Zosia nie wychodziła ze
swojego pokoju aż do czasu kolacji gdy usłyszała, że Arek wychodzi z
mieszkania.
Teraz jednak do niego wracał, a ona nie
miała ochoty na spotkanie z nim. I po raz kolejny udowodniła, że jest idiotką i
tchórzem, bo nie chcąc ryzykować starcia z Arkiem wolała po prostu cichaczem
wrócić do swojego pokoju. Niestety nie mogła tego już zrobić, bo Żyliński i tak
musiałby się z nią minąć (a dokładniej ona z nim). Tak więc przygotowując się w
duchu na to krótkie spotkanie po prostu zmusiła się do wyjścia z saloniku i
stanowczego marszu w kierunku swojego pokoju.
Właściwie poszło całkiem nieźle: bąknęła
tylko jakieś „cześć”, a on odparł tak samo. Jednak gdy już miała nacisnąć za
klamkę od drzwi usłyszała:
- Zaczekaj.- Wiedziała, że powinna to
zignorować, w przeciwnym wypadku znowu czeka ich porządna kłótnia. Ale jak
zwykle nie posłuchała swojego instynktu, który koniec końców ostrzegał ją
całkiem słusznie. Wtedy jednak nie miała o tym pojęcia.
- Tak? Coś się stało?- Spytała
odwracając się z powrotem w jego kierunku.
- W zasadzie to…to nie, ale chciałbym z
tobą pogadać.
- Może innym razem. Teraz jestem śpiąca.-
Skłamała. Ale po prostu wciąż czuła w sobie zbyt mocną urazę by rozmawiać z nim
bez emocji. No bo jak mógł ją aż tak obrazić przy pani Żylińskiej? Nie to żeby
mógł to robić na osobności, ale jednak z dwojga złego wolała rozmowę w cztery
oczy.
- Nie wyglądasz. Poza tym jutro weekend:
nie musisz zrywać się do pracy o siódmej rano…a raczej o szóstej, bo
zapomniałem że ostatnio zapałałaś nagłą sympatią do komunikacji miejskiej.- Ten
sarkastyczny komentarz uświadomił jej, że Arek wcale nie ma zamiaru jej
przeprosić a jeśli już to tylko jeszcze bardziej zdenerwować. Tylko za co on
jest na mnie taki cięty, pomyślała ze złością i urazą.
- Jestem zmęczona, także daruj ale jakoś
nie mam ochoty by…
- To śpiąca czy zmęczona? Zdecyduj się.
- Powiedziałam, że to i to.- Syknęła ze
złością gdy znów zaatakował ją sarkazmem.- A teraz przepraszam, ja…
-…a ja powiedziałem że chcę pogadać.
Choć do kuchni.
- Arek…
- Choć, głucha jesteś?- Aż zaniemówiła
szeroko otwierając oczy. Jak on śmiał…? Ale dzięki temu, że po raz pierwszy od
czasu tej rozmowy spojrzała mu w oczy zauważyła coś co powinna dostrzec już na
samym początku. A mianowicie wyraźne symptomy otępienia alkoholowego jak w
duchu nazywała wiadomy stan nietrzeźwości. Jednakże to nie tłumaczyło faktu
niegrzecznego pytania: Zosia znała Arka na tyle by wiedzieć, że jak się spił
wychodził z niego raczej śmieszek niż krzykacz i pieniacz gotowy wszystkich
obrażać. A raczej ją.- Chcę pogadać. – Powtórzył.
- Jesteś pijany.- Syknęła zła, że tak
się do niej zwrócił.- A ja nie rozmawiam z pijakami. Dobranoc.
- Nie tak szybko.- Mimo mętnego wzroku
udało mu się całkiem szybko przemieścić się sprzed korytarza aż do drzwi
prowadzących do jej pokoju przyciskając je całym ciałem tak by Zosia nie mogła
ich przekroczyć.- Chodź.
- Arek nie lubię, kiedy….
- Chodź, do diabła.- Powiedział
jednocześnie ciągnąc ją za rękę. Choć bardzo się starała nie zdołała jej
wyrwać. Oczywiście mogłaby zacząć się z nim szarpać, ale raczej nie miała na to
ochoty. Dlatego dla świętego spokoju krzyknęła:
- Okej! Tylko wiedz, że nie lubię jak
ktoś mnie do czegoś przymusza. Poza tym nie musisz mnie tak szarpać.- Prychnęła
czując jak Arek spełnia jej polecenie. Gdy kilka sekund później, nagle na progu
kuchni przystanął odwracając się w jej stronę prawie na niego wpadła.
- Przepraszam.- Mrugnął cicho jakby
zawstydził się tego co robi. – Nie chciałem cię zranić.
- Nie zraniłeś.- Zosia ciężko westchnęła.-
Ale wkurzyłeś.
- Więc czemu ostatnio mnie unikasz? Chcę
z tobą tylko pogadać, nic więcej.
- Przepraszam bardzo, ale to ty
wygoniłeś mnie z kuchni gdy zjawiła się twoja mama.
- Wcale cię nie wygoniłem.
- Nie? Ja to było: „ Może następnym
razem będziesz tak łaskawa poinformować mnie o przyjściu mojej mamy. A teraz
zostaw nas samych.” No tak, jak mogłam wcześniej nie potraktować tego jako
zaproszenia?
- Okej, zachowałem się wcześniej jak
palant, ale…
- Nie przerywaj mi, dobra? Ja…ja sporo o
tym myślałam.- Zaczęła wbijając wzrok w swoje dłonie.- Chodzi mi w ogóle o całą
tę sytuację. Porządnie wszystko zanalizowałam i wyszło mi, że to wszystko
zaczęło się rozwalać. To znaczy odkąd wyprowadziła się Justyna, a potem zjawił
się Ksawery. Ten układ przestał się sprawdzać, wciąż tylko się kłócimy; być
może właśnie dlatego.
- Co ty usiłujesz powiedzieć?
- Po prostu to głupie, może od samego
początku. To znaczy nie, bo wtedy różnice w naszych charakterach i sposobie
życia wydawały się być zabawne, ale teraz…z czasem zaczęły irytować. Dlatego
musimy to skończyć. I z racji tego, że mieszkam tu jako kobieta w mniejszości
uznałam, że będzie lepiej i sprawiedliwiej jeśli to ja się wyprowadzę.
- Słucham?
- Wiem, że mieszkaliśmy razem pięć lat i
to się sprawdzało, ale jak mówiłam teraz…teraz gdy wprowadził się Ksawery…poza
tym chyba pora wreszcie znaleźć coś swojego, może nawet kupić, a nie mieszkać
jak student w małym wynajętym pokoiku, nie uważasz?- Była to tylko częściowa
prawda, prawda która tak naprawdę służyła jej do tego by skryć główną
przyczynę.
Jego.
I to głupie uczucie którym go darzyła.
Przynajmniej w tym Maria miała rację:
Zosia w końcu musiała uwolnić się od Arka, a nie będzie mogła tego zrobi jeśli
wciąż będzie z nim mieszkać. Pozostawała jeszcze kwestia pracy, ale ostatnio
zachowanie Cruelli uświadomiło jej, że Krezus Bank to miejsce nie dla niej.
Owszem, fajnie jej się tam pracowało, ale z uprzedzoną do niej szefową, nie
bardzo szło wytrzymać. I by zapełnić panującą ciszę oczywiście musiała wszystko
wypaplać Arkowi: to znaczy nie o jej uczuciu, broń Boże. Paplała mu o
niespełnieniu zawodowym, potrzebie przeprowadzki, zmian. A on patrzył na nią
jak sroka w gnat. Aż w końcu wyciągnął swój własny wniosek.
- A więc chcesz to zrobić przeze mnie
tak? To mieszkanie, zmiana pracy…chodzi tylko o mnie.
- Nie to nie tak.
- Gówno prawda.- Rozzłościł się ponownie
wymachując rękoma podczas intensywnej gestykulacji w trakcie której o mało co
nie stracił równowagi. Cholerny alkohol.- Po prostu wkurzyłaś się na mnie.
- Arek chodź już, pomogę ci dojść do
twojego pokoju.
- Sam umiem chodzić!
- Ale nie w takim stanie, chodź.
- Wiedziałem, że chodzi o niego. On cię
omotał i nastawił przeciwko mnie. Ten błazen.
- Nie mam pojęcia o kim mówisz.
- O Ksawerym a niby o kim!
- Proszę nie krzycz.- Spróbowała raz
jeszcze: tym razem z lepszym rezultatem bo Arek posłusznie zaczął iść koło
niej. Ale w połowie korytarza znów przystanął.
- No jasne, bo jeszcze się biedaczek
obudzi co?
- Przestań.
- A więc jeszcze nie śpi, tak? To by
wyjaśniało twój strój: umówiliście się na schadzkę licząc że nie wrócę na noc?
Czyżbym popsuł wam plany?- Tym razem Zosia nie wytrzymała: odepchnęła Arka
wcale nie przejmując się tym, że wpadł na ścianę. Potem bez słowa weszła do
swojego pokoju.
Nie przewidziała jednak, że on pójdzie
tam za nią jeszcze zanim zdąży się zamknąć. Z wściekłości zaczęła na niego
krzyczeć dziwiąc się, że mogło jej się wydawać że kocha kogoś takiego.
- Wynoś się, stąd.
- Zosia, przepraszam: nie wiem dlaczego
to powiedziałem…
- Wyjdź!
-…To znaczy wiem, bo lubisz go bardziej
ode mnie. I to z nim spędzasz czas a mnie wciąż ignorujesz. Na dodatek wciąż
podkreślasz jaki to nie jest wspaniały.
- Więc nie mogę się z nim przyjaźni bo
ty tak postanowiłeś.
- Nie, nie…oczywiście że nie. Wiem, że
to co mówię nie ma sensu, ale to prawda. Jestem zazdrosny o czas jaki ze sobą
spędzacie, o każdy twój uśmiech który kierujesz w jego stronę a nawet każdą
myśl.
- Arek, to nie najlepsza pora na
jakiekolwiek tłumaczenia, bo nazajutrz i tak nie będziesz tego pamiętał, ale ty
też masz znajomych i ja to rozumiem. Nie targałam za włosy ani Justyny, ani
Marzeny czy innej, bo wydawało mi się że do siebie nie pasujecie.
- I przysięgasz mi na wszystkie
świętości, że on jest tylko twoim przyjacielem?
- Tak, przysięgam choć to nie powinno
cię obchodzić. A jutro możesz sam go o to zapytać jak wróci.- Zauważyła, że
Arek jakby się odprężył. Bacznie spojrzał jej w twarz, a potem zrobił krok w
tył. Zosi wydawało się, że chce w końcu opuścić jej pokój gdy nagle na jego
twarzy pojawiła się konsternacja.
- Czemu mam go spytać dopiero jutro?
- Bo teraz go nie ma. Wróci dopiero
jutro, bo z powodu spotkania z jakimś klientem w sąsiednim mieście musi nocować
w hotelu.
-
Więc…jesteśmy tutaj sami?
- No tak.- Mrugnęła Zosia spuszczając
wzrok, bo poczuła się dziwnie. Tak jakby coś w głosie Arka gdy zadawał to
pytanie sugerowało, że…ale nie, to pewnie tylko z powodu przepicia jego głos
brzmiał tak dziwnie. Bo on przecież nigdy by nie…- Co ty robisz?- Spytała gdy
poczuła na swojej twarzy jego dłoń. A potem policzek ocierający się o jej.
- Nie wiem.- Odparł cicho stykając się z jej czołem.- Nie wiem.
Rzeczywiście tak było: nie wiedział. Nie
wiedział też czemu chwilę później ją pocałował a już na pewno nie miał
zielonego pojęcia dlaczego to spodobało mu się tak bardzo, że nie umiał
przestać. Mógł tłumaczyć się alkoholem, gwałtownymi emocjami, chwilowym
otępieniem…ale nijak nie mógł zmusić się do przerwania. Zwłaszcza gdy jej
uległość wydawała mu się być bardzo słodka. I bardzo pociągająca.
Poza tym to ona powinna dać mi w pysk,
pomyślał wędrując ustami po jej szyi. A kwiatowy zapach którym pachniała jej
skóra po prostu go upajał. Wtedy mocniej przyciągnął ją do siebie słysząc
cichutki jęk. Panował nad sobą na tyle by jeszcze spytać:
- Mam przystać?- Nie odpowiedziała, a
przynajmniej nie od razu. A on wprost szalał patrząc na jej błyszczące, osnute
mgiełką pożądania oczy, pełne rozchylone czerwone usta i rumieniec na
policzkach. To…to przecież nie była Zosia. To nie mogła być ona: kobieta której
teraz zapragnął tak mocno, że nie był w stanie powstrzymać się przed
pocałunkiem i wypuszczeniem jej z ramion. – Nie…nnie wiem. Nie powinniśmy…-
Uciszył ją głębokim pocałunkiem postępując bardzo egoistycznie. Bo przecież się
wahała. To nie było zdecydowanie „nie”, ale zwykle nie zmuszał kobiet w ten
sposób do zmiany zdania. Tyle, że z Zosią nie mógł postąpić inaczej. Musiał ją
przekonać jej własną namiętnością.
Przez następne minuty i godziny nie
myślał. Po prostu wyłączył działanie swojego mózgu skupiając się na własnej
przyjemności i kobiecie która leżała razem z nim w łóżku. A jeśli już myślał to
wyłącznie o tym jak gładka jest jej skóra, jak cudownie jest czuć jej ciało
obok jego oraz o tym, że w końcu po wiele dniach jego ciało w końcu opuściło
wszelkie napięcie. I po raz pierwszy od tego czasu zasnął z uśmiechem na
ustach.
***
Budzenie się na kacu nigdy nie jest zbyt
przyjemne; tym bardziej że właśnie zza drzwi doszedł do niego jakiś piekielny
łoskot. Zirytowany nakrył głowę kołdrą: czy ta Zośka musi od rana hałasować
tymi naczyniami? Jakby nie wiedziała, że on…
Dosłownie w ułamku sekundy zorientował
się, że z tyłu za nim coś leży. Zaklął w duchu. Nigdy nie przyprowadził żadnej
dziewczyny do swojego pokoju na noc, ale najwyraźniej tym razem z powodu
pieprzonego alkoholu to zrobił. A najgorsze jeszcze było przed nim. No bo jak
ma jej powiedzieć żeby jak najszybciej się stąd wyniosła? I to jeszcze bez
żadnych żalów czy pretensji, bo nawet nie pamiętał jej twarzy? Chociaż jakieś
ulotne wspomnienie przypomniało mu, że w łóżku było im całkiem nieźle…Z
delikatnym półuśmiechem zaczął się przeciągać odciągając nieunikniony moment jak
tylko można. Ale otwierając oczy zauważył, że jego łóżko jakby zmieniło
lokalizację. A obok niego stała komoda, której przecież nie miał i…
- Obudziłeś się już?- Cichy kobiecy głos
sprawił, że w ciągu ułamka sekundy przetrawił wszystko: końcówkę wczorajszego
wieczoru, jego kłótnię z Zosią, a potem…O żesz…
Niechętne, niczym dziecko wierzące że
jeśli ma zamknięte oczy nie dopadnie go rzeczywistość, w końcu powtórnie je
otworzył. Ale to nie sprawiło, że nagle znalazł się w swoim łóżku. A przede
wszystkim w swoim pokoju. Jasna cholera, jak mógł przespać się z Zośką?!
- Boli cię głowa?- Spytała znów, a on machinalnie pokręcił głową. Chyba
była bardziej zażenowana niż on. -Przepraszam, ale chyba powinieneś iść do
siebie. Ksawery nie powinien cię tu widzieć.
- No tak.- Mrugnął wciąż nawet na nią
nie patrząc. Bo nie potrafił. I nie miał pojęcia co powinien teraz zrobić, co
jej powiedzieć, o czym ona teraz myślała, czego chciała. Czy to on zainicjował
ich zbliżenie? A może był tak pijany, że pomylił z jakąś inną laską? Tak, taka
musiała być prawda Miał tylko nadzieję, że Zośka nie była dziewicą, bo tego by
nie zniósł. Tylko co teraz? Gdyby była jedną z jego byłych zdobyczy w takiej
sytuacji bez skrupułów powiedziałby parę gładkich słówek o ich poprzedniej nocy
a potem delikatnie dał do zrozumienia że to jednak nie to. I bez skrupułów
wyrzucił. Tyle, że to była Zosia. Właśnie, Zosia. Więc jak on do cholery mógł
się z nią przespać? Głowa i tak napieprzała go jak nie wiem co, więc postanowił
na razie starać się myśleć o czym innym. A przede wszystkim skupić się na tym
by wydostać się z tego pokoju. W tym celu najpierw musiał wstać z łóżka. I już
miał to robić gdy zdał sobie sprawę, że jest nagi. I na dodatek z porannym
wzwodem. Super. – Mogę pożyczyć koc?- Spytał jak głupi.
- Jasne.- Odparła mu. Wtedy spojrzał na
nią po raz pierwszy od momentu przebudzenia. Była cała roztrzepana. Jej
niesforne loki okalały całą jej twarz tu i ówdzie wychylając się bardziej niż
zazwyczaj. W dodatku była całkiem naga o czym mógł świadczyć fakt, kurczowego
ściskania przez nią kołdry w okolicy piersi. Nie mógł więc się łudzić że tylko
wyobraził sobie dzisiejszą noc podczas gdy w rzeczywistości tylko usnął na jej
łóżku pijany jak bela. Wściekły na
siebie zaczął owijać się kocem. Nagle zdał sobie sprawę ze śmieszności swojego
zachowania: koniec końców spali ze sobą całą noc i uprawiali seks. Nie
wspominając o tym, że mieszkając razem nie raz widziała go przechadzającego się
po korytarzu w samych slipach. A teraz wstydzi się jej jakby byli parą
nieznajomych. Dlatego szybkim ruchem podniósł z podłogi swoje rzeczy a potem
opuścił koc pospiesznie zaczynając się ubierać. Nie chciał nawet patrzeć czy
Zosia go obserwuje czy nie.
Robiła to. Wpatrywała się w jego gołe
plecy, pośladki i nogi (bo mimo wszystko odwrócił się tyłem do łóżka) wciąż nie
mogąc uwierzyć że to co między nimi zaszło wydarzyło się naprawdę. Oczywiście
nie łudziła się, że to coś znaczyło: Arek był zbyt zakłopotany by mogła to
kłaść na krab zwykłego wstydu z powodu możliwości nakrycia ich przez Ksawerego.
Wiedziała, że żałował i to bolało, ale jednocześnie…jednocześnie było dla niej
czymś pięknym. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna myśleć o sobie w tych
kategoriach bo to ją zwyczajnie poniżało; że powinna raczej obwiniać go o to,
że ją zwyczajnie wykorzystał po wcześniejszym upiciu się, ale prawda była taka
że cieszyła się iż się nie wycofał. Bo wspólna noc okazała się być cudowna. I
przynajmniej będzie stanowiła dowód, że jej uczucie nie było aż tak
beznadziejne jak wydawało się być
istocie, że choć przez jedną malutką chwilę była dla Arka kimś więcej
niż przyjaciółka. To absurdalne, ale dzięki wspólnej nocy zrozumiała, że teraz może o nim zapomnieć. To było ich słodkie pożegnanie, które teraz dobiegło końca.
- Pójdę już, mam nadzieję że Ksawery
mnie nie zauważy, ale jeśli to zrobi to…to powiem, że kończyliśmy razem jakiś
projekt który zaraz muszę zawieźć do banku. Dla pewności…ubierz się…to znaczy
szybko. Nie wiem czy nie będzie chciał tu wejść potem żeby zaprosić cię na
śniadanie albo…
- Rozumiem.- Przerwała mu nieco
nieskładną przemowę.
- Super. W takim razie…eee…na razie.
- Tak.
- Aha, Zosia?
- Hm?
- Porozmawiamy później, dobrze?- Skinęła
głową uśmiechając się smutno. Poczucie winy malujące się w jego oczach
powiedziało jej wszystko. Zanim cichaczem opuścił jej pokój zdążyła jeszcze
pomyśleć, że to co powiedziała Arkowi wczoraj jest prawdą: musi się jak
najszybciej wyprowadzić. Ale zanim pozwoliła pragmatycznym myślom na dobre
wedrzeć się do swojego umysłu i serca przymknęła oczy przypominając sobie
minioną noc. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że po raz ostatni pozwala sobie na to
by myśleć o Arku w ten sposób.