Co tu dużo pisać, tytuł mówi sam za siebie :-) Także miłego czytania.
Już po pierwszych dwóch tygodniach spędzonych na wsi Sylwia zaczęła się potwornie nudzić. Mama namawiała ją do odpoczynku, ale ona nie za bardzo miała na to ochotę. Szczególnie gdy w miejscowej firmie mleczarskiej potrzebowano kogoś kto zająłby się controlingiem kosztów. Może to nie miało zbyt wiele wspólnego z audytem, ale mimo wszystko zgłosiła swoją aplikację i została przyjęta. Miała ją rozpocząć już od przyszłego tygodnia.
Już po pierwszych dwóch tygodniach spędzonych na wsi Sylwia zaczęła się potwornie nudzić. Mama namawiała ją do odpoczynku, ale ona nie za bardzo miała na to ochotę. Szczególnie gdy w miejscowej firmie mleczarskiej potrzebowano kogoś kto zająłby się controlingiem kosztów. Może to nie miało zbyt wiele wspólnego z audytem, ale mimo wszystko zgłosiła swoją aplikację i została przyjęta. Miała ją rozpocząć już od przyszłego tygodnia.
W sobotę odwiedziła ją Daria, która
przyjechała z Sebastianem. Spędzili we trójkę cały dzień spacerując, jedząc
lody albo zwyczajnie rozmawiając na ławce w ogrodzie gdy słońce za bardzo
zaczęło dawać się we znaki. A że tematem rozmów było głównie dzieciństwo Sebka
Kukulska miała tu duże pole do popisu. W końcu była jego starszą siostrą.
Koło szesnastej zjawił się Maciek. Cieszyła
się z tego spotkania, ale jego oddanie trochę ją niepokoiło. Miała nadzieję, że
jasno przedstawiła mu swoje stanowisko i teraz to on nie zamierza łudzić się
przez kolejne kilka lat, że jedna ona na powrót zdoła go pokochać.
Starała się przy tym nie myśleć o
Oskarze, a raczej nie myśleć o nim za dużo. Zdawała sobie sprawę, że w końcu z
czasem zapomni o tym co było, że wspomnienia zblakną. Nie była głupią nastolatką by łudzić się że nie będzie w
stanie żyć bez Lenarczyka, bo po prostu była. Tyle, że nie chciała. I to właśnie tą myśl powinna wyplenić ze swojej głowy.
- Sprzedaje mieszkanie.- W pewnym
momencie z własnych myśli wyrwał ją głos Maćka.
- Przepraszam…? Nie słuchałam zbyt
uważnie.
- Powiedziałem, że Oskar sprzedaje
mieszkanie, natknąłem się na ogłoszenie, zobacz.- Drwęcki podał dziewczynie
gazetę wskazując na odpowiednią rubrykę zawierającą płatne ogłoszenia. - To ten adres, prawda?
- Sprzedaje mieszkanie po babci.-
Szepnęła przypominając sobie jak kiedyś pytając go czy ma taki zamiar stanowczo
zaprzeczył. To mogło znaczyć tylko jedno. Nie zamierzał wrócić do Polski w
najbliższym czasie.
- Wiem, że bardzo je lubiłaś. Chciałabyś
bym je kupić?
- Hm? Nie, oczywiście że nie.-
Zaprzeczyła szybko, choć prawda była zupełnie inna. Ale propozycja Maćka ją
zaskoczyła. Nie dlatego, że jego pytanie sugerowało, że zrobiłby to tylko dla
niej, ale raczej dlatego że brzmiało to jakby rozważał kupno chleba. Pomyślałby
kto że się do tego przyzwyczaiła: do różnic między nimi, faktu że dla niego to
rzeczywiście najpewniej nie byłby żaden problem, ot zwyczajna drobnostka. Ale
czasami, tak jak teraz, po prostu nie mogła się temu nadziwić. Czemu nigdy tego
nie dostrzegała? Ich różnych standardów, innego podejścia do życia, wychowania?
Może to brzmiało i śmiesznie, ale przecież te rzeczy warunkują jakim jesteśmy
człowiekiem. Maciek nawet nie zauważał jak coś co dla niego stanowi tylko
drobną niedogodność może być olbrzymim problemem dla niej. Bo jak miała kupić
mieszkanie Oskara bez kredytu i pracy? Nie mogła tego zrobić. A na pewno nie
mogła też poprosić go o to by zrobił to w jej imieniu. Wtedy dałaby mu
niewłaściwy sygnał.
- Na pewno?
- Tak. Zresztą po co mi teraz mieszkanie
w Warszawie?
- Myślałem, że powrót do rodzinnego domu
to tylko rozwiązanie czasowe a tu proszę: znajdujesz pracę.
- Bo jest, to znaczy miało. Nie wiem co
mam ze sobą zrobić Maciek.
- PWG chciało byś do nich wróciła,
prawda?
- Tak, gdy okazało się że jednak nie narażę
ich na koszty urlopu macierzyńskiego. Ale jak niby miałabym tam pracować po tym
wszystkim? Sam prezes ochrzanił mnie równo. Jestem pewna, że zadzwonili do mnie
tylko dlatego, że jak mówiła moja koleżanka z pokoju obok, po prostu nie
znaleźli nikogo na zastępstwo. Potem przyczepiliby się do byle czego i
korzystając z pretekstu zwyczajnie wywalił.
- Myślisz zbyt pesymistycznie.
- A ty optymistycznie.- Westchnęła.
Potem oparła łokieć o kolano.- Naprawdę nie mam pojęcia co robić. Zawsze
wszystko planowałam, widziałam swoją przyszłość na kilka lat w przód, a teraz
gdy o tym pomyślę widzę…widzę tylko pustkę. A raczej szarość.
- Sylwia…
- Daj spokój, nie mam zamiaru znów
narzekać i lamentować. Po prostu mówię co czuję.
- A jak po badaniach?- Sylwia zaledwie wczoraj
musiała pojechać na kontrolę w celu zbadania, czy zabieg który jej
przeprowadzono kilkanaście dni wcześniej w celu pozbycia się płodu został
wykonany poprawnie. I czy nie wynikły z niego żadne komplikacje.
- W porządku, wszystko dobrze.-
Odpowiedziała. A potem by nie wdawać się w bolesne szczegóły zmieniła temat.- Spójrz na
nich: bawią się w tej trawie jak dzieci.- Oznajmiła mając na myśli tarzających
się właśnie Sebastianie z Darią. Co chwila któreś z nich wybuchało śmiechem.
- Kochają się.- Skomentował to Maciek.
- Mają szczęście. Aż przyjemnie na nich
patrzeć.
- Myślisz, że twój brat wytrzyma z moją
siostrą?
- Raczej ona z nim.
- Z tym się nie zgodzę: od zawsze dawała
mi do wiwatu. Nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy gdy idąc na studia mogłem
się wyprowadzić z domu.- Roześmiał się.
- A wiesz czego ja pragnęłam? Do
osiemnastego roku życia moim marzeniem było to samo odnosnie mojego brata; dopiero potem odkryłam, że
gdzieś tam pod tą powłoką złośliwości i małostkowości kryje się mój kochany
braciszek.- Odparła mu Kukulska. Potem roześmieli się już oboje.
-
A tak na serio to jak się trzymasz? Stałaś się już ofiarą wioskowych plotek?
- No ba. Od tygodnia jestem gwiazdą
numer jeden. Wszyscy oczywiście głęboko mi współczują z powodu straty dziecka;
notabene mama się o to obwinia bo ciesząc się że zostanie babcią uważa że
pospieszyła się z informowaniem o tym innych. A plotkary jak to plotkary: chcą
wiedzieć jak się z tym czuję i sobie radzę, ale tak naprawdę interesuje ich
moje życie uczuciowe i ojciec dziecka. Tyle dobrego, że nie posądzają mnie o
możliwość dokonania aborcji.
- No chyba nie mogłoby być tak źle.
- Źle? To mała wieś, nie wielkie miasto
w którym sąsiad z góry nie wie z kim dzieli sufit albo ścianę. Tutaj nie ma
wielkich morderstw czy wypadków dlatego nawet zatrzymanie przez policję
miejscowego pijaczka wzbudza sensację.
- I ty to wytrzymujesz?
- Ma to swój urok. Ale trochę już od
tego odwykłam.
- Więc wróć ze mną do Warszawy.
- Maciek…
- To nie musi być przecież żadna
deklaracja: po prostu coś wynajmij, poszukaj innej pracy. Poza tym nie powiesz
mi że tu zarabiasz kokosy?
- Nie, ale można powiedzieć że kosztuje
mnie to tyle samo bo mieszkam z mamą i nie ponoszę żadnych kosztów
mieszkaniowych z tego tytułu.
- Mieszkając ze mną też mogłabyś nie
ponosić.
- Maciek…
- No przecież żartuję, nie udawaj że nie
wiesz.- Westchnął ciężko. Naprawdę coraz trudniej wychodziło mu ograniczanie
się do roli przyjaciela. Jeszcze do jakiegoś czasu w ogóle nie wierzył w to, że
ona może tak naprawdę kochać Oskara. Sądził, że to zwykła fascynacja pomieszana
z pożądaniem, sympatia z chęcią stworzenia stabilnego związku, ale na pewno nie
miłość. W końcu sam niechętnie musiał przyznać, że jeszcze w czasach licealnych
to pociągało w Oskarze dziewczyny. Po historii z Zuzką jego poczucie humoru nabrało
zjadliwości, ale nawet podczas stażu jedna ze stażystek była wyraźnie nim
oczarowana. Powiedziała nawet, że to „prawdziwy mężczyzna który mówi co czuje a
nie owija w bawełnę. Maciek może i przyznałby jej rację gdyby nie to, że tą
opinię wygłosiła gdy Oskar ostro zrugał ją za to, że podczas prostego zabiegu
nie potrafiła zbadać pacjenta ani przeprowadzić z nim jakiegokolwiek wywiadu na
temat choroby. A akurat wtedy pracowali razem w parach.
Jakby na potwierdzenie jego przypuszczeń
Sylwia spytała cicho:
- Sądzisz, że już wyjechał?- Nie łudził
się kogo ma na myśli.
- Nie wiem, chyba dopiero za dwa
tygodnie.
- Liczy na to, że tak szybko znajdzie
kupca?
- Nie, ale od ojca wiem, że od
następnego miesiąca Oskar zaczyna w Berlinie pracę. Poza tym kwestię sprzedaży
załatwi za niego pośrednik, wystarczy jego pełnomocnictwo.
- Już nie wróci, prawda?
- Sylwia, nie rozumiem dlaczego tak się
tym zadręczasz.
- Wiem, przepraszam; jestem głupia.
- Nie, nie jesteś. Po prostu musisz się
czymś zająć żeby o tym zapomnieć. Żeby o nim zapomnieć.
- Szkoda, że to nie takie proste.
- Ale może być. Jedź ze mną dziś do
Warszawy: pójdziemy do kina albo na kręgle.
- Maciek, jest w pół do siódmej.
- I co z tego? Stolica żyje nocą.
- Innym razem.
- Więc kiedy? W poniedziałek?
- Przecież zaczynam pracę.
- Dobra, więc…w przyszły piątek.
- Ale ja…
-…i za nim odmówisz chciałbym ci
przypomnieć, że są imieniny Darii. Chyba jako dobra przyjaciółka spędzisz z nią
trochę czasu?
- Bierzesz mnie pod włos.
- A i owszem, nawet nie będę się tego
wypierał. Ale ty dla mnie zrobiłabyś to samo. Pamiętam jak po rozstaniu z Darią
znosiłaś moją depresję.
- Bez przesady. A tak w ogóle to
rozmawiałeś z nią po naszym spotkaniu pod sklepem z dziecięcą odzieżą?
- Nie, choć próbowałem. Wciąż jest na
mnie wściekła.- Rozmowa powoli zeszła na problemy Maćka. Na to, że ojciec wciąż
ma do niego żal o to, że zostawił neurochirurgię, że zaprzepaścił szansę na
związek z Ingą, którą uważał za świetną dziewczynę. Ale Sylwia mimo wszystko
zastanawiała się jak mógł tak po prostu przestać ją kochać, bo przecież kiedyś
kochał. Chciała go nawet o to zapytać, ale uznała to za nieco bezczelne i
grubiańskie; nawet w przyjaźni nie można zadawać niektórych pytań. Tyle, że to
dawało jej nadzieję. Może w końcu i ona uleczy swoje serce z Oskara?
Pierwszy tydzień pracy minął Sylwii
nieco nerwowo, ale czuła się zadowolona. Oczywiście nie z samego zajęcia:
controling nie okazał się dla niej zbyt pasjonujący- zwłaszcza że swoją funkcję
pełniła praktycznie dla picu. Firma która działa na rynku od wielu lat tak po
prostu nie da sobie wytłumaczyć, że mogłaby coś ulepszyć. Tylko da do
zrozumienia, że osoba która pracuje u nich zaledwie kilka dni nie ma pełnego
obrazu ani rozeznania w branży tak jak to zrobił jej kierownik. No więc cóż jej
pozostało? Wykonywać głupie obliczenia które i tak były niezmienne dla tego
przedsiębiorstwa od kilku lat.
Czuła, że ta praca nie jest dla niej,
ale jak zwykle postanowiła się najpierw o tym upewnić wytrzymując w niej
miesiąc. Potem, gdy jednak okaże się że nie miała racji, bez wyrzutów sumienia
się zwolni.
W tym czasie zaciekle analizowała
również internetowe sklepy w poszukiwaniu czegoś oryginalnego na prezent dla
Darii. Jako że w ostatnim czasie nie była za bardzo twórcza i nie natknęła się
na nic ciekawego wybrała ładną, dużą ramkę na zdjęcia. Dla żartu włożyła w nią
powiększone zdjęcie Sebastiana podczas jednych z wygłupów w technikum: był
wtedy przebrany za kobietę. Sylwia wiedziała, że Sebek nieźle da jej za to
popalić, ale będzie się tym martwiła potem.
W piątek, tak jak obiecał, Maciek zjawił
się pod jej domem punktualnie o piątej. Razem z Darią i Sebastianem zdecydowali
się iść do jednego z lokalnych barów, który w odróżnieniu od warszawskich
klubów nie były pełne pijanych studentów.
Sylwia od początku wiedziała, że jej
wyjście to zły pomysł, ale ze względu na przyjaciół i brata (a także świętego
spokoju) zgodziła się. Tyle, że totalnie nie czuła się w nastroju do
imprezowania. Zresztą jakby nawet mogła? Wciąż upłynęło jeszcze zbyt mało czasu
by to w ogóle okazało się być możliwe. Ale jak mogła powiedzieć to roześmianej
twarzy Darii? Albo bratu, który na jej widok poczuł wyraźną ulgę? Lub też
mamie, która podekscytowana jej wyjściem starała się zarazić ją swoim
entuzjazmem wybierając dla niej odpowiednią sukienkę? Nie wspinając już o
Maćku, który chyba postawił sobie za cel jej powrót do normalnego życia. Szkoda
tylko, że już nic nie będzie normalne.
Pewnie tkwiłaby jeszcze w tych myślach
bardzo długo męcząc się i popadając w coraz to większą depresję gdyby nie to,
że Daria jako solenizantka (no dobra, imieninowa solenizantka) zamówiła jej
piwo namawiając na jego wypicie. Sylwia nie miała na to szczególnej ochoty-
piwa nie piła bo zwyczajnie go nie cierpiała, nawet nie wynikało to z jej
niechęci do alkoholu w ogóle- ale by zająć czymś usta oraz przekonać znajomych,
że jednak dobrze się bawi to zrobiła.
Po kilkunastu minutach sączenia
niesmacznego napoju zaczęła stwierdzać, że z każdym łykiem staje się on coraz
lepszy. Dlatego potem zgodziła się na drugie. Musiała przyznać, że wtedy
rzeczywiście zaczęła świetnie się bawić: lekki zamęt w głowie sprawił, że
wszystko jakoś przestało mieć znaczenie. Po wypiciu trzeciego postanowiła
spasować: nigdy nie wypiła tyle alkoholu, ba ona w ogóle nigdy nie piła
alkoholu dlatego teraz od razu uderzył jej do głowy. Ale tak naprawdę
spasowała, bo zajęta konwersacją Daria w końcu zauważyła ile ona wypiła i
wymownym spojrzeniem dała bratu znak by coś z tym zrobił. To trochę zirytowało
Sylwię. Po kiego licho najpierw każą jej coś robić a potem tego zabraniają? Tym
bardziej gdy sami zamawiają sobie o wiele bardziej procentowe trunki? W końcu
odkryła zalety picia i sposób na zapomnienie i przywrócenie dobrego humoru. Zastanawiała
się jak kiedyś mogła traktować nałóg ojca jak zakaźną chorobę. Jak bała się
wypicia choćby lampki wina czy szampana w Sylwestra lub piwa podczas ogniska
bojąc się, że z każdym łykiem może zacząć pragnąc coraz więcej. Teraz wydawało
jej się to być strasznie głupie. Nie dała się na to nawet namówić Oskarowi podczas
jednych z ich pierwszych kolacji gdy wlał jej do kieliszka czerwone wino.
Zażartował nawet, że będzie wtedy łatwiejszy…
Wpadając w takie myśli od razu czuła, że
jej rozbawienie mija dlatego czym prędzej usunęła go z pamięci zaczynając
słuchać Darii. Nie chciała o nim myśleć, o niczym co było z nim związane. A
jeśli już to robiła to tylko w kontekście wyrzutów co do jego zachowania. Bo
przecież powinna być wściekła: po poronieniu zwyczajnie ją olał; nawet jej
własna matka była o to na niego zła. Potem nawet nie chciał rozmawiać i dopiero
kiedy fortelem zmusiła go do zmiany zdania gdy podczas rozwiązania umowy najmu
zjawiła się w jego mieszkaniu zamiast Darii, zmusił się do kurtuazyjnej
rozmowy. Jakim prawem ona wciąż pamięta o nim jak o jakimś superbohaterze?
Przecież to był zwykły dupek. Był dobry jak było dobrze a gdy tylko się posypało pokazał swoje prawdziwe oblicze.
- Idziemy potańczyć?
Sylwia słysząc to pytanie zadane przez
Maćka w duchu jęknęła. Nie miało ochoty tańczyć, poza tym w międzyczasie w
barze zebrał się już spory tłumek osób, więc było ciasno. Nie wspominając o
tym, że kręciło jej się w głowie. Miała to szczęście, że właśnie grano utwory
mniej dynamiczne, dzięki którym nie musiała zbytnio poddawać doświadczeniu
swojej koordynacji ruchowej. Poza tym uwieszanie się na Maćku było całkiem
miłe. Choć nie tak miłe jak z…zresztą nieważne.
Tam na parkiecie, również mogła udawać,
że jest szczęśliwa: że całe to wyjście sprawia jej przyjemność, że wcale nie
cierpi z powodu straty dziecka czy faceta którego kochała. Zabolało ją tylko
to, że to jest takie łatwe. Wypicie trzech piw i bach, nagle zapominasz o tym,
że coś co za kilka miesięcy mogłaś trzymać w ramionach i wychowywać nigdy nawet
nie powstanie, a mimo to ty wciąż możesz śmiać się i bawić. Teraz lepiej rozumiała zachowanie ojca i jego ucieczkę w alkoholizm.
Ale w końcu jak można smucić się dwadzieścia cztery godziny na dobę? Przecież ona była w stanie pracować, rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się w pracy, nawet jeśli nie zawsze szczerze. Wczoraj nawet roześmiała się z dowcipu który zaserwował jej Darek. Czy powinna czuć się z tego powodu winna? Chyba nie. Znów za swoje wyznaczniki brała miałkie filmy o miłości bądź dramaty. Choćby taki Pamiętnik. Jaki facet wysłałby 365 listów do dziewczyny która nie odpowiada i ma go głęboko w...gdzieś? I przede wszystkim co do cholery miałby w nich pisać? O tym co zjadł albo zrobił? To takie efektowne, ale po głębszym zastanowieniu całkiem bez sensu.
Ale w końcu jak można smucić się dwadzieścia cztery godziny na dobę? Przecież ona była w stanie pracować, rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się w pracy, nawet jeśli nie zawsze szczerze. Wczoraj nawet roześmiała się z dowcipu który zaserwował jej Darek. Czy powinna czuć się z tego powodu winna? Chyba nie. Znów za swoje wyznaczniki brała miałkie filmy o miłości bądź dramaty. Choćby taki Pamiętnik. Jaki facet wysłałby 365 listów do dziewczyny która nie odpowiada i ma go głęboko w...gdzieś? I przede wszystkim co do cholery miałby w nich pisać? O tym co zjadł albo zrobił? To takie efektowne, ale po głębszym zastanowieniu całkiem bez sensu.
- Czemu się śmiejesz?- Spytał ją podczas
tańca Maciek. Sama nie zauważyła, ale najwyraźniej chichotała jak głupia.
- Bez powodu.- Mrugnęła. Zaraz potem
otarła pot z czoła. Nie wiedziała czy to z powodu tłoku czy wypitych piw
zrobiło jej się trochę niedobrze.- Skoczę do łazienki, muszę się trochę
odświeżyć.
- Odprowadzę cię.
- Spokojnie, trafię. Zaraz wracam.-
Powiedziała. Zaraz potem z ulgą zeszła z parkietu starając się nie wyglądać na
pijaną. To było głupie, że czuła się
winna czując radość z tańca tylko dlatego, że niecały miesiąc temu straciła
dziecko. Tak jakby musiała spowiadać się z każdego uśmiechu czy zabawnej myśli.
Ale tak się do cholery czuła. Piwo owszem, rozluźniło ją, ale jednocześnie
pogłębiało również negatywne emocje. Zazwyczaj nie odczuwała tego aż tak
bardzo, a teraz czuła że może się zaraz rozpłakać. A jeszcze przecież chwilę
temu wybuchała śmiechem!
Stojąc przed lustrem ostrożnie przemyła
swoją twarz. Cieszyła się, że nie skorzystała z rady Darii która proponowała
jej, że jeszcze przed spotkaniem zrobi jej makijaż. Dzięki temu cichaczem mogła
pozwolić sobie na parę łez. Szybko jednak otarła twarz papierowym ręcznikiem
gdy do łazienki wszedł ktoś jeszcze. Momentalnie drgnęła. To była Olga. Sylwia
wahała się czy udać iż jej nie widzi czy też ją zignorować, ale tamta sama
podjęła za nią decyzję.
- Część.- Przywitała się.- Miło cię
widzieć.- Dodała, choć wcale tak nie wyglądała. Chyba nie lubimy się z
wzajemnością, pomyślała Sylwia.
- Ciebie też. Jesteś tu z przyjaciółmi?-
Spytała dla podtrzymania rozmowy. Mimo wszystko nie chciała robić z siebie
gbura.
- Nie, z Hubertem. To znaczy z
narzeczonym. A ty?
- Z przyjaciółmi i bratem.
-Ach
tak.- Mrugnęła Olga myjąc ręce. - Tak w ogóle to ładna fryzura. Do twarzy ci z
krótkimi włosami.
-Dzięki.- Wtedy Sylwia uznała, że wymóg
grzeczności już może przestać obowiązywać. Poza tym znów dopadły ją wyrzuty
sumienia. Olga na pewno znała jej aktualną sytuację od Oskara, więc mogła
sądzić, iż nie powinna bawić się skoro jeszcze niedawno zawalił jej się świat. Może
nawet oburzona doniesie mu o tym?
- W takim razie do zobaczenia.
- Sylwia?- Zatrzymała ją jeszcze Olga.
Potem przez kilka sekund milczała jakby starała się odpowiednio dobrać słowa.-
Mimo wszystko nie życzę ci źle. I tak uważam, że źle zrobiłaś wybierając Maćka,
ale to twoje życie i twoja decyzja.
- Słucham?
- Wiem, że nie powinnam się wtrącać i to
tylko moja subiektywna opinia, ale Oskar to naprawdę wartościowy facet. I moim
zdaniem popełniłaś błąd zostawiając go dla Drwęckiego. On zrobiłby dla ciebie
wszystko, Maciek najpewniej tylko szuka pocieszenia po Indze.
- O czym ty mówisz?
- Jak mówiłam nie powinnam tego mówić,
ale musiałam. Do widzenia.
- Olga, Olga zaczekaj!- Krzyknęła za nią
Sylwia. I choć czuła się totalne skołowana i nie miała zamiaru robić sobie
bezpodstawnych nadziei to jednak spytała:- Dlatego powiedziałaś, że on zrobiłby
dla mnie wszystko?
- Bo tak jest.
- Powiedział ci to?
- Nie musiał, to wynika samo przez
się...- Odparła dziewczyna, a Sylwia niemal fizycznie poczuła jak zapada się w
sobie. Przynajmniej zanim tamta nie dodała:-…jeśli ktoś kocha cię całym sercem.
- Oskar? Mnie?
- Zachowujesz się tak jakbyś tego nie
wiedziała. A przez kogo on jutro wyjeżdża do Niemiec?
- Jutro?!
- Sylwia upiłaś się?
- Nie, tak…to znaczy trochę. Ale to nie
ma nic do rzeczy. Posłuchaj, czy Oskar ci to powiedział? To znaczy, że mnie
kocha?- Kukulska wpatrywała się w Olgę z nadzieją w oczach, a ta w końcu
zrozumiała, że coś jest na rzeczy. Ale przecież Lenarczyk wyraźnie powiedział
jej, że Sylwia wybrała Maćka nie chcąc z nim być. Chyba że…
- Posłuchaj, on z tobą rozmawiał,
prawda? Po wypadku?
- Tak, krótko. Jak podpisywałam
dokumenty rozwiązujące umowę najmu.
- I wtedy…powiedział ci co do ciebie
czuje?
- Nie, on…on kazał mi zapomnieć podczas
gdy ja…- Rozemocjonowana przerwała chwytając Olgę za rękę.- Posłuchaj, on ci to
powiedział czy ty tak uważasz?
- Boże, co za idiota. Oczywiście że mi
powiedział. To ja doradziłam mu szczerość, bo on chciał poddać się walkowerem.
Ale ostatnio wyznał, że i tak wybrałaś Maćka. Sądziłam, że powiedział i o
swojej miłości a ty mimo to miałaś to gdzieś.
- Nic takiego mi nie powiedział. A jeśli
już to coś wręcz przeciwnego. W ostatnim czasie traktował mnie tak, że
myślałam, iż nie chce mnie znać i utrzymuje kontakt tylko ze względu na
dziecko: chciał wyjechać, nie odwiedził w szpitalu. Nigdy nie powiedział nawet
że mnie lubi!
- Widocznie uznał, że i tak nie ma szans
z Maćkiem.
- Ale….ale jesteś pewna?
- Jak tego że żyję. I sądząc po twojej
reakcji ty też go kochasz, prawda?
- Ja…o Boże tak, kocham.- Uśmiechnęła
się. Zaraz potem spoważniała przetrawiając to co Olga powiedziała jej
wcześniej.- Ale on nie może wyjechać.
- Więc jedź do niego. Teraz.
- Ale ja nawet nie wiem gdzie on teraz
jest.
- Wynajął swoje mieszkanie, więc chwilowo
mieszka z ojcem i macochą. Zaraz podam ci adres…
- Dzięki, nie trzeba, wiem gdzie to
jest. Boże, dziękuję ci Olga.- Na dowód tego mocno cmoknęła ją w policzek. Olga
na moment skamieniała, ale potem się uśmiechnęła. Już chciała zadzwonić do Oskara
uprzedzając go o przyjeździe Sylwii, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
Chciałaby zobaczyć jego minę gdy zobaczy niespodziankę w postaci jej osoby przed
swoim domem.
- Ale z nich dzieciaki.- Mrugnęła cicho,
do siebie.- Jedno warte drugiego.
***
Sylwia wychodząc z łazienki tak się
spieszyła, że o mały włos nie przewróciłaby wchodzącej właśnie młodej
dziewczyny. Pospiesznie ją przeprosiła, a potem pognała do Maćka.
- Daj mi kluczyk od szatni.
- Hm?
- Kluczyk.
- Po co ci on?
- Muszę już iść.
- Sylwia co się stało?
- Nic. Albo wszystko: jeszcze nie wiem.
- Gdzie ty chcesz iść?
- Powiem ci później, przepraszam!-
Powiedziała po czym pognała do szatni. Potem narzuciwszy na siebie kurtkę
wyszła na przystanek autobusowy. Dopiero w środku zorientowała się, że przy
stoliku zostawiła swoją torebkę, której z pośpiechu nie wzięła. Nie miała więc
przy sobie ani dokumentów, ani telefonu, ani tym bardziej biletu. O tym
ostatnim przypomniał jej kontroler, który akurat wtedy musiał sprawdzać bilety.
Zdeterminowana ubłagała go o to by nie
kazał jej wysiąść. Ale zamiast tego musiała zapłacić mandat. Dopiero po fakcie
pomyślała, że mogła przecież podać nieprawdziwe dane, w końcu kontroler jej nie
znał. Ale wtedy zależało jej tylko na tym by nie stracić jedynego dostępnego
środka transportu. Teraz pomyślała nawet, że jeśli Oskar ani państwo
Lenarczykowie jej nie wpuszczą to będzie musiała spać pod mostem.
Podróż zajęła jej ponad godzinę więc w
tym czasie miała sporo czasu na myślenie. I tak wspominała dawne słowa Oskara
albo jego zachowanie które mogło sugerować, że coś do niej czuł; łapała się
wówczas na tym jaka była głupia i niedomyślna. Chwilę później napadało ją
zwątpienie. A jeśli Oskar wcale nie powiedział tego Oldze? Jeśli ona tak sobie
tylko myślała? Albo co gorsza on jej tak powiedział by nie wyjść na faceta,
który chce związać się z matką swojego dziecka której nie kocha?
Z powodu tych myśli będąc tuż przed
bramą skapitulowała. To znaczy prawie. Bo pomimo wypitego alkoholu starała się
rzeczowo przeanalizować fakty: dochodziła jedenasta wieczorem a ona chce
zapukać do praktycznie obcych sobie ludzi i spotkać się z Oskarem, który
przecież może wcale nie chcieć z nią rozmawiać. Gorzej jeśli go tu w ogóle nie
będzie. Albo jeśli nikt jej nie otworzy. O Boże, chyba była nienormalna. I co
ona mu powie? Że Olga powiedziała jej że on ją kocha i to świetnie bo ona też
go kocha? Cholera mogła się nad tym zastanowić podczas jazdy a nie teraz
czekając na to aż ktoś jej otworzy.
- Tak słucham?- No, to pierwszy problem
się sam rozwiązał: przynajmniej ktoś jej otworzył. Tyle, że głos pana Grzegorza
zabrzmiał dość oschle. Z resztą nie dziwota skoro zawracała mu głowę późnym
wieczorem.
- Dzień dobry, to znaczy dobry wieczór.
Ja chciałam porozmawiać z Oskarem, słyszałam że tu jest.
- Tak, zgadza się. Czy to coś aż tak
pilnego, że nie mogłoby zaczekać do rana?- W jego głosie wyraźnie było słychać
zniecierpliwienie tak późnym gościem przez co dziewczyna zaczęła tracić odwagę.
Ale mimo to mrugnęła:
- Tak.
- A mogę wiedzieć kim pani jest?
- Ja…tu Sylwia. Sylwia Kukulska. Nie
wiem czy pan mnie pamięta, ale jakiś czas temu odwiedziłam pana i pańską żonę z
Oskarem…
- Pamiętam.- Przerwał jej a zaraz potem
usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Ciężko oddychając poczuła jak szybko bije
jej serce.
Rozczarowała się gdy drzwi wejściowe
otworzyła jej Zuzanna; od czasu zapytania które jej złożyła (pytając czy wyraża
zgodę na romans ze swoim pasierbem) przestała ją lubić. Już wolała nieco
posępnego ojca Oskara niż tą dwulicową…kobietę. Chwilę później spostrzegła go
stojącego w rogu korytarza. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie, więc może to jednak
dobrze?
- Witaj. Widzę, że to naprawdę pilna
sprawa.- Uśmiechnęła się do niej Zuzanna.
- Eee…chyba tak.
- Proszę rozgość się.- Młoda pani
Lenarczyk gestem dłoni wskazała jej sofę stojącą w salonie. Sylwia z ulgą
skierowała się w jej stronę, bo w lekko szumiało jej w głowie. Wieczorna podróż
nieco ją otrzeźwiła, ale wciąż nie czuła się sobą odczuwając skutki wypicia
alkoholu. Na dodatek tuż przed kanapą potknęła się robiąc z siebie kompletną
idiotkę. Zauważyła przy tym spojrzenia jakie wymienili ze sobą Lenarczykowie,
ale już słów jakie skierował pan Grzegorz do żony nie zdołała usłyszeć.
- Ona jest pijana.- Syknął wówczas
ojciec Oskara do żony.
- Cicho.
- Zuziu, chyba nie chcesz…
- Chcę.
- Ale Oskar…
- Oskar ją kocha, a ona też nie jest tu
bez powodu.
- Nie rozumem po co się w to wtrącać. On
jutro wyjeżdża i…
- Masz rację kochanie, wracaj do
Adriana, bo zaraz może się obudzić.- Przerwała mężowi tym razem normalnym głośnym
tonem decydując się urwać tę szeptaną dyskusję. Ten spojrzał na nią z marsową
miną, ale zaraz bez słowa spełnił jej polecenie. Gdy zostały same Zuzanna
usiadła obok Sylwii.- Napijesz się czegoś?
- Nie, już dość dzisiaj wypiłam. To
znaczy…- Boże, po co ona to powiedziała?! A podobno ludzie pijani nie mają
poczucia wstydu.-…dziś są imieniny Darii.- Dokończyła jakby to cokolwiek miało
wyjaśniać.
- Rozumiem. Więc nie chcesz czegoś na
rozgrzewkę? Kawy? Albo herbaty?
- Nie, nie. Nie chcę ci przeszkadzać.
Dopiero teraz do mnie dotarło jak niegrzecznie zachowałam się pukając do
waszych drzwi o tak później porze.
- Nie szkodzi. Ale skoro chcesz
rozmawiać z moim pasierbem, to ja zaraz pójdę na górę obudzić Oskara.
- Nie!- Zaprotestowała Kukulska. Bo Zuzanna
miała na sobie tylko krótką jedwabną koszulkę nocną a na to narzucony szlafrok
o podobnej długości. Sylwia poczuła sprzeciw na samą myśl, że ta kobieta może w
takim stroju wejść do pokoju Oskara. Była na nią wściekła.
- Dlaczego?- Zuzanna była bardzo
zdziwiona nagłym protestem Sylwii.- Przecież chciałaś się z nim spotkać,
prawda?
- Tak, ale…Bo…bo ja nie wiedziałam że on
już śpi.- Mimo wszystko nie chciała być niegrzeczna i po prostu wydrapać tamtej
oczy z krzykiem mówiąc by odwaliła się od Oskara. Poza tym rzeczywiście
zaczynała czuć się coraz gorzej. I niepewnie.- Chyba nie powinnam mu
przeszkadzać. Wrócę rano. Ja…
- Sylwia, mogę być z tobą szczera?
- Ja…
- Powiem tak: mój mąż nie jest
zachwycony twoją wizytą tutaj o tej porze; ja zresztą też nie. Ale on uważa, że
chcesz mieszać w głowie Oskarowi, ja…no cóż ja wierzę że ci na nim zależy.
- Bo zależy.- Odparła jej Sylwia mimo
niechęci jaką do niej czuła.
- Więc idź do niego.
- Ale ja nie wiem…nie wiem czy on chce.
- Chce.
- Jesteś pewna? To znaczy…
- Sylwia masz straszne kompleksy, mówił
ci to kiedyś ktoś?
- Tak, Oskar.
- I słusznie. Idź do niego. Gwarantuje
ci, że się ucieszy.
- Dobrze. Dziękuję. I przepraszam. Ja
obiecuję, że tylko na krótko. Tylko mu powiem, że…
- Idź już. Drugie drzwi po prawej.
Trafisz?
- Tak pamiętam gdzie jest jego pokój.
Dziękuję ci.
- Drobiazg. Poza tym robię to też dla
Oskara. Już dość się przez ciebie nacierpiał.- Zuzanna nie dodała nic więcej,
więc Sylwia zgodnie ze wskazówkami poszła na górę. Tuż przed wskazanymi
drzwiami musiała zebrać się na odwagę, a potem leciutko je uchyliła. Ucieszyła
się, że nie wydały przy tym żadnego dźwięku. Jej oczy szybko przyzwyczaiły się
do ciemności: już po paru chwilach zauważyła leżącą w łóżku sylwetkę Oskara.
Potem do niego podeszła.
***
Przez kilka ostatnich dni Oskar załatwił
masę spraw tak by przed wyjazdem za granicę nie zostawić niczego
niedokończonego. Miał duże wsparcie w ojcu, który pomógł mu między innymi
załatwić wszystkie formalności w szpitalu uzyskując bezpłatny urlop na czas
wyjazdu. Przez cały czwartek pakował niezbędne rzeczy, dlatego w piątek się
nudził. Przynajmniej jego młodszy brat na tym skorzystał, bo dzięki temu mógł
go nosić ile tylko chciał. Zuza rozpieściła go tak, że nie lubił leżeć w swojej
kołysce, więc teraz trochę wykorzystywała go jako swojego pasierba w roli
darmowej niani.
Na samą myśl o malcu ogarniało go
wzruszenie i radość. Wciąż ciężko było mu się przyzwyczaić do faktu, że ma
drugiego brata, ale z każdą upływającą sekundą coraz łatwiej. Żałował nawet, że
zdecydował się wyjechać za granicę, ale słowo się rzekło. W końcu wróci do
rodziny na święta, a przynajmniej tak planował. Tyle, że wtedy mały Adrian
będzie miał skończone 6 miesięcy i na pewno nie będzie go pamiętał. A ojciec
może mu nie wybaczyć tej ucieczki i nigdy nie powrócą do tego kumpelskiego
stosunku jaki ich łączył.
Nie zdecydował jeszcze czy po pół roku
zdecyduje się na przyjęcie pracy w Berlinie na czas nieokreślony czy nie. Być
może jednak to nie będzie potrzebne. Może czas zaleczy jego rany pozwalając
odnaleźć na nowo sens tego, co obecnie go utraciło.
Zmęczony harcami z małym braciszkiem
jeszcze raz sprawdził zawartość bagaży, a potem zdecydował się wziąć prysznic i
iść spać. I mimo dość wczesnej pory usnął.
Obudził go…właściwie nie miał pojęcia co
go obudziło, ale nagle po prostu otworzył oczy. A potem zamarł widząc nad sobą
jakąś postać. Może to dlatego, że tuż przed snem oglądał w telewizji jakiś mało
ambitny horror zareagował trochę nerwowo zrywając się z łóżka. Chyba przeraził
nieznajomego bo ten jęknął. I wtedy zrozumiał, że ma doczynienie z nieznajomą.
A raczej znajomą.
- Sylwia?- Wyszeptał.
- Tak, to ja. Przepraszam że cię
obudziłam.- Oznajmiła jakby nie było nic dziwnego w fakcie, że stoi sobie w
jego sypialni w środku nocy, a tylko to że go obudziła.
- Coś się stało?- Spytał kierując się do
włącznika światła. Dopiero jej wzrok uświadomił mu, że ma na sobie tylko
bokserki. Ale było lato więc i tak miała szczęście, że nie zastała go w łóżku
nago. Mimo wszystko przeczesując palcami włosy usiadł przykrywając się choć
trochę kocem by nie wprawiać jej w zmieszanie.
- Twoja macocha spytała o to samo. Ja…ja
przyszłam żeby z tobą porozmawiać. To ona mnie wpuściła.
- O co chodzi?
- O…o….- Gdy przyszło co do czego
strach, nieśmiałość i niepewność spowodowały, że nie miała pojęcia jak zacząć
tą rozmowę. Do tego jej umysł pracował na zmniejszonych obrotach przez te
cholerne piwa…-…chodzi o mieszkanie twojej babci.- Zmyśliła w końcu na
poczekaniu.- Ja chciałam je kupić, to znaczy kiedyś bo teraz nie mam pieniędzy i…pomyślałam sobie
że może nie będziesz go wystawiał na sprzedaż i dasz mi szansę na…no na to żeby
je kupić. Kiedyś bardzo mi się podobało i to znaczy wciąż mi się podoba dlatego
chcę je kupić i….- Urwała ciężko wzdychając. Albo jej się wydawało, albo plotła
trzy po trzy.- No dobra, tak naprawdę chodzi o twój wyjazd. Bo mógłbyś go
trochę odłożyć, nie? Po co w sumie tam jedziesz? No do tych Niemiec? Przecież
raz już tam byłeś.
- Czy ty jesteś pijana?
- Ja? Nie.
- Czuć od ciebie alkohol. I mówisz tak…nieskładnie.
- Ale pijana nie jestem. Wypiłam tylko trzy
piwa. Teraz trochę mi niedobrze, ale to chyba z nerwów. Ale było mi strasznie
smutno a dziś imieniny Darii i po prostu musiałam z nią wyjść. Myślałam, że
będę się dobrze bawić i nawet bawiłam, ale potem przypomniałam sobie o tym co
się zdarzyło i chciało mi się płakać. To wtedy poszłam do łazienki a tam była
ona.
- Ona?
- Tak. A, i przez ciebie dostałam
mandat.- Rzuciła przypominając sobie o ściskanym w dłoni bileciku. Podała mu go
teraz, a on skonfundowany wziął go bez słowa.
- Hm?
- Złapał mnie kanar, by wybiegłam z
klubu bez torebki. Ale bałam się, że to co ona mówi nie jest prawdą i stracę
odwagę.
- O czym ty mówisz?
- O twojej przyjaciółce. To ją spotkałam
w łazience.
- Sylwia, poczekaj ubiorę się i zejdę na
dół by zrobić ci kawy. Wtedy mi wszystko wytłumaczysz bo na razie nic z tego
nie rozumiem.-Oznajmił wtedy Oskar wstając z łóżka. Wciąż nie miał pojęcia co
ona tu robi, ale z pewnością nie była w stanie który pozwoliłby jej zachować
racjonalność.- W takim stanie na pewno…
-…nie, nie idź. Proszę. – Zaprotestowała
gwałtownie łapiąc go za dłoń. Potem ku jego zaskoczeniu się rozpłakała.- Wiem,
że jutro wyjeżdżasz i chciałbyś by mnie tu nie było, ale musiałam przyjść.
- Jaskółka…- Szepnął podchodząc bliżej
niej. Nie musiał robić nic więcej, bo chwilę później bez słowa wtuliła się w
jego ramię wciąż pochlipując. Cierpliwie znosił to czując jak całe jej ciało
drga od niekontrolowanego płaczu. Momentalnie poczuł przypływ czułości którego
nie mógł zwalczyć. A przecież powinien. To i tak było trudne. Wiedział, że
cierpiała i prawdopodobnie z tego powodu po raz pierwszy w życiu sięgnęła za
alkohol, ale dla niego to też nie było łatwe. Dlatego delikatnie zdjął ze
swoich pleców jej dłonie decydując się zachować między nimi dystans.- Zaraz
wrócę, obiecuję. Kawa ci pomoże.
- Nie, nie ja już…Przepraszam, chyba nie
powinnam pić. Nigdy nie miałam w ustach więcej niż grama alkoholu dlatego
teraz…ale już w porządku. Po prostu trochę się zdołowałam, to wszystko.
Niepotrzebnie myślałam o przeszłości. Tylko to czasami takie trudne.
- Wiem.
- Też cierpisz, prawda? Mnie zżera taki
sam ból.
- Taki sam?- Spytał z delikatnym
uśmiechem.- Nie masz pojęcia co czuję.
- Więc porozmawiajmy. Szczerze.
- Sylwia, to nienajlepszy moment na rozmowę.
- Dlaczego?
- Jest wieczór, właściwie już noc. A ty
jesteś pijana. - Na dodatek w moim pokoju, dodał w myślach.
- I dobrze, bo inaczej nie odważyłabym
się tutaj przyjść.
- A czemu to właściwie zrobiłaś?
- Bo spotkałam Olgę a ona…ona powiedziała
mi coś z czego powodu jest mi strasznie przykro. To znaczy właściwie nie,
chodzi mi raczej o to że tak późno się tego…
- Czekaj. – Nauczony doświadczeniem
postanowił przerwać jej potok słów.- Mówisz o Oldze Małeckiej?
- Tak.
- Gdzie ją spotkałaś?
- W barze, przecież mówiłam ci to
wcześniej. Słuchasz mnie w ogóle?
- Byłaś w barze?
- Mówię przecież.
-
Już dobrze. A więc co ona ci właściwie powiedziała?
- Że mnie kochasz.- Palnęła prosto z
mostu. Oskar nic na to nie odpowiedział. Odwrócił się tylko w kierunku okna
patrząc w czarną noc.- Tak jest?- Drążyła.
- Chyba twoja wizyta tutaj nie miała
żadnego celu, prawda?- Odparł jej pytaniem dopiero po dłuższej chwili zdając
sobie sprawę, że jest bardziej pijana niż sądził skoro wygadywała takie rzeczy.
- Ale…
- Poczekaj chwilę, ubiorę się i
odprowadzę cię na przystanek bo niestety nie mam tu swojego auta.
- Wyrzucasz mnie? Ale ja chcę
porozmawiać.
- Nie sądzę byśmy mieli o czym.
- Oskar? Oskar powiedz mi prawdę.
Powiedz mi co czujesz. Błagam.
- To tylko moja sprawa i mój problem.
- Ale chcę to wiedzieć.
- Po co? Żeby razem z Maciusiem mi współczuć?
Nie ma potrzeby.- Zaatakował. Bo teraz już zaczynał wszystko rozumieć: żal
widoczny w jej oczach, tę późną wizytę, alkohol. Do tego te słowa: strasznie
przykro. Po kiego licho Olga się w to wszystko wpieprzała? Nie dość, że było mu
ciężko to jeszcze musiała sprawić, że Sylwia mu współczuła? Jeszcze pewnie uważała,
że wyrządza mu wielką przysługę namawiając Jaskółkę do przyjścia tutaj. I w
ogóle to jak ojciec z Zuzanną mogli tak po prostu ją do niego wpuścić? Przecież
wiedzieli, że poszedł spać.
- Nie rozumiesz, że nie ma czegoś
takiego jak my w odniesieniu do Maćka i do mnie?- Spytała retorycznie oczekując
od niego jakiejś reakcji, ale niestety się zawiodła. Dlatego choć miała w
głowie kompletny chaos to dodała:- Tęskniłam za tobą. I było mi ciężko z myślą,
że ty już możesz o mnie już nie myśleć. Ale myślałeś, prawda? To znaczy taką
mam nadzieję i tak mówiła Olga. Chociaż właściwie to nie mówiła, ale na pewno
to sugerowały jej słowa no bo jak komuś na kimś zależy to…eee…zresztą nieważne. No i wiesz co? Nie żałuję
niczego co mnie…co nas spotkało.- Sprostowała.- Nawet gdybym miała możliwość
cofnąć się do tamtego momentu gdy przed ponad czterema miesiącami proponowałam
ci ten układ między nami wiedząc z góry jak to wszystko się skończy to…to zrobiłabym
to samo. Tamte trzy tygodnie spędzone z tobą były najpiękniejszymi tygodniami
mojego życia.
- Dlaczego tak mówisz?- Syknął odwracając
się w jej stronę, bo czuł się coraz gorzej słuchając tego wszystkiego.
- Bo to prawda.
- Nie, to nie jest prawda. Po prostu się
nade mną litujesz. Nie mam pojęcia co powiedziała ci Olga, ale nie musisz tego
robić. Nie jestem jeszcze tak godny pogardy jak sądzisz.- Jego głos zabrzmiał
niezwykle szorstko.
- Wcale się nad tobą nie lituję.
- Więc dlatego wybrałaś akurat tą noc
przed moim wyjazdem. Przedtem zbierając się alkoholem na odwagę by w ogóle tu
przyjść. Bo nic cię to nie kosztowało, prawda?
- To nie tak.
- Do tego ta historyjka z mieszkaniem
które rzekomo chciałaś kupić…
-…tak naprawdę to to zmyśliłam. Chociaż
mam do niego wielki sentyment. To znaczy twojego mieszkania. Ale wiem, że mnie
nie stać i…
- A co jeśli powiem, że tak?
- Cco? Mówiłam, że nie mam za dużo
gotówki.
- Nie miałem na myśli gotówki.
- Więc co?- Spytała zbita z pantałyku.
Zaraz jednak zauważyła jego prowokujący wzrok i nie była jednak aż tak pijana
żeby nie zrozumieć o co chodzi w jego prowokacji.- Och…- Mrugnęła czując
zażenowanie. Ale nie z powodu faktu jego „niemoralnej propozycji”, ale tego że
momentalnie poczuła szybsze bicie serca i krew napływającą jej do policzków.
Nie mogła też oderwać od niego swojego wzroku: dopiero teraz jakby dotarło do
niej że on ma na sobie tylko bieliznę…- To znaczy, że wciąż mnie…pragniesz?- To
nieśmiałe pytanie wywołało w nim falę emocji, niekoniecznie taką jakiej by
sobie w tej chwili życzył. Pomyślał, że chyba czas skończyć tą zabawę skoro
nawet tak jawna prowokacja jej nie otrzeźwiła. I przede wszystkim ostro
ochrzanić Zuzannę za wpieprzanie się w jego życie. Bo jakoś trudno było mu
uwierzyć, żeby zgoda na tą nocną wizytę Sylwii została zaplanowana przez jego
ojca. Dlatego teraz szybko zaczął naciągać na siebie leżące na krześle obok
spodnie. A potem koszulkę. Następnie wziął do ręki komórkę. – Co robisz?-
Spytała wówczas.
- Zamawiam ci taksówkę.- Odparł jej
lakonicznie.
- Ale jeszcze niczego nie wyjaśniliśmy.
-
I nie ma takiej potrzeby.
- Więc jutro wyjedziesz?
- Przecież to jest ci na rękę.
- Nie. Odłóż ten telefon.- Nie spełnił
jej prośby, dlatego zaskoczył go fakt, iż kilka sekund później Sylwia podbiegła
do niego wyrywając mu telefon z dłoni. Spojrzał na nią ze złością.
- Co ty robisz?
- Nie pozwalam ci się wyrzucić.
- Więc czego chcesz? Czego jeszcze u
diabła ode mnie chcesz?!- Wyraźnie go
rozwścieczyła. Ale chociaż tak się stało to dobitnie pokazywało, że w słowach
Olgi tkwiła prawda.
Ponieważ wciąż na nią patrzył- ze złością
niestety-, mogła do woli obserwować grę emocji na jego twarzy; wielką
wściekłość ale i ból a także cierpienie. Żałowała tylko że cokolwiek piła, bo
na trzeźwo przeprowadziłaby tę rozmowę całkiem inaczej. A przez alkohol mówiła
nie to co chciała nie zdając sobie sprawy z ich wieloznaczności. Na dodatek Oskar
nie wierzył w jej miłość i wydawało się jej, że każde słowo które wypowiedziała
tylko go rozzłościło. Dlatego postanowiła postąpić zupełnie inaczej
przypominając sobie te wszystkie bohaterki z komedii romantycznych. Przecież
tam wystarczył tylko jeden pocałunek…teraz zapomniała o tym, że jeszcze
niedawno podczas tańca z Maćkiem tak je krytykowała.
Zanim to zrobiła, to znaczy pocałowała Oskara,
zdążyła jeszcze dostrzec dezorientację, niepewność i zaskoczenie. A potem nie
była w stanie myśleć o niczym innym niż o ich splecionych ze sobą językach, o
dotyku jego ust, o delikatnym łaskotaniu brody za którymi tak bardzo tęskniła.
Czuła swoje własne łzy spływające po policzkach, czuła jak mocno i stanowczo
podtrzymuje jej głowę swoimi dłońmi jakby bał się, że szybko skończy pocałunek
i się odsunie.
Ale jej nie to było w głowie. Tak bardzo
pragnęła jakiejkolwiek formy dotyku i bliskości która wybuchła między nimi
kilkanaście tygodni temu, że nigdy nie zrezygnowałaby z takiej możliwości.
Szczególnie jeśli doświadczała jej po raz ostatni.
Nawet nie zarejestrowała momentu, w
którym jego uścisk zelżał a dłonie gładziły ramiona i kark. Tego, że pocałunek
z namiętnego zmienił się w bardziej delikatny i słodki; że nacisk jego ust był
dużo mniejszy choć nie mniej przyjemny.
I wtedy była już pewna.
On też ją kochał. Nie było innego wytłumaczenia.
Musiał ją kochać, bo inaczej nie całowałby jej w ten desperacki sposób. Bo
patrzył na nią ze złością, ale i pewnym żalem i jakby nostalgią. Bo jeśli to
nie była prawda to jej serce pęknie za chwilę na milion kawałków.
- Kochasz mnie, prawda? - Powiedziała
odsuwając od niego swoje usta na których wykwitł uśmiech. Ale jego twarz, początkowo
zupełnie zdezorientowana zmieniła się w beznamiętną maskę tak jak w chwili jej
przyjścia. Potem próbował ją od siebie odsunąć. Nie, ona nie mogła tego robić.
Nie mogłaby być aż tak okrutna kpiąc w żywe oczy z jego uczuć z uśmiechem na
ustach. Mogła go nienawidzić, ale nie karać go w ten sposób. Ona nie bawiłaby
się w takie gierki…chyba że to co się stało w ostatnim czasie aż tak bardzo ją
zmieniło.
- Idź już.- Powiedział z trudem się od
niej odsuwając. Poczuła się wtedy jak rażona obuchem w głowę.
- Ale…
- Powiedziałem idź. Albo wiesz co,
zaczekaj tu, zadzwonię do Maćka i cię stąd zabierze. Na drugi raz powinien cię
lepiej pilnować, bo ktoś mniej odpowiedzialny skorzystałby z okazji.
- Proszę, ja…
- Jutro rano mam samolot. Naprawdę chcesz
się poświęcić z powodu wyrzutów sumienia i do tego czasu umilić mi oczekiwanie?
-
Oskar...- Bardzo cicho wymówiła jego imię jednocześnie dotykając dłonią jego
policzka. Pozwolił na to, ale potem odwrócił głowę. Odsunął się od niej. Nie
mógł dłużej znieść tej tortury.
- Błagam idź już.- Powiedział w końcu
zrezygnowanym tonem.- Nie wystarczy ci tego co zrobiłaś? Chcesz mnie widzieć
totalnie załamanego?
- Jak możesz tak myśleć? To ostatnia
rzecz jakiej pragnę.
- Więc odejdź. Po prostu sobie idź.
- Oskar, ja nie chcę stąd iść. Chcę się
z tobą kochać.- Drgnął słysząc te słowa, ale dobrze wiedział że bardziej
podyktował je alkohol i jakieś niewłaściwe wyrzuty sumienia które wzbudziła w
niej Olga niż rzeczywiste uczucia. Na dodatek zaczęła niezdarnie podnosić swoją
sukienkę do góry tak że widział już jej uda…
- Sylwia do cholery…
- Czemu nie może być tak jak dawnej? Nie
chcesz mnie już?
- Jutro rano będziesz sobie rwała włosy
z głowy na wspomnienie tego co chciałaś zrobić i mówiłaś. I proszę cię, nie
podchodź już do mnie.- Zażądał, bo nie wiedział ile starczy mu samozaparcia by
postąpić jak należy.
- Wcale nie. No chyba że ty tego nie
chcesz…?
- To nie ma nic do rzeczy.
- Dla mnie ma.
- Sylwia…
- Oskar…naprawdę chcesz bym sobie
poszła?- Spytała płaczliwym głosem.
- Nie płacz znów, do cholery!- Wrzasnął.
To było już powyżej przyjętego przez niego poziomu irracjonalności.
- Jezu, ale się wydurniłam.- Jęknęła
Kukulska.- Ale naprawdę gdy tu przyszłam
miałam nadzieję, że jednak też mnie kochasz.
- Też?- Nie odpowiedziała. Zamiast tego
zaczęła głośniej płakać, a potem bez słowa wyszła z jego pokoju. A on był już
totalnie skonfundowany. Ale przecież nakazał samemu sobie danie jej i
Drwęckiemu spokoju, obiecał pozwolić im na bycie szczęśliwym. Dlaczego więc ona
przychodzi tu teraz kompletnie pijana i szlochając praktycznie mówi, że go
kocha? Czy to naprawdę tylko alkohol czy….?- Starał się nie wzbudzać w sobie
bezpodstawnych nadziei, bo zbyt wiele razy sparzył się z tego powodu wcześniej.
Ale jednocześnie wiedział, że jeśli teraz pozwoli jej odejść bez słowa
wyjaśnienia zawsze będzie tego żałował zastanawiając się czy jednak nie
zaprzepaścił swojej szansy. Dlatego również opuścił swój pokój. Zobaczył ją
dopiero na dole schodów wtedy głośno wołając ją po imieniu. To spowodowało, że
znacznie przyspieszyła praktycznie zaczynając biec.
- Poczekaj!- Zażądał nawet nie dlatego,
że tego chciał ale z powodu jej stanu. Nawet teraz zauważył, że ta idiotka
prawie się potknęła. Nie miał pojęcia kto ją tak spił, ale gdy tylko się o tym
dowie to da mu do wiwatu. Ciekawe jak ona w ogóle dostała się tutaj będąc w
takim stanie. Przecież jego rodzinny dom znajdował się prawie na przedmieściach
Warszawy.
- Daj mi już spokój, dość się już wydurniłam.
– Odkrzyknęła w odpowiedzi nawet się nie odwracając. Po głosie poznał że wciąż
płakała.
- Przecież chciałaś porozmawiać.
- Ale teraz już nie chcę. Inaczej to
sobie wyobrażałam.
- Jak?- Spytał gdy w końcu udało mu się
zabiec jej drogę. Ale ona nie odpowiedziała, więc spytał o coś zupełnie innego:-
Co z Maćkiem? Sylwia?
- Nic.
- Nie jesteście razem?
- Przecież mówię że nie.- Prychnęła
wściekle gdy próbował dłonią dotknąć jej policzka wycierając rozmazane już łzy.
Ale jednocześnie się nie odsunęła tylko spojrzała mu prosto w oczy.
- Ale przecież go kochałaś.- Wraz z tym
stwierdzeniem do jej lekko zamroczonego alkoholem umysłu dotarło, że przecież
jeszcze ani słowem nie zająknęła się na temat miłości do niego, tego jak
cierpiała wierząc że ich niedawne spotkanie było tym ostatnim. Na dodatek on chyba
ubzdurał sobie, że zjawiła się tutaj powodowana litością i współczuciem. I to
mi mówił, że mam kompleksy, pomyślała z irytacją ale i pewną nadzieją. Bo on nie
rozumiał, że już jakiś czas temu zdała sobie sprawę, że to co czuła do
Drwęckiego było tylko cielęcym zauroczeniem co zresztą powtarzał jej sam
Lenarczyk. Dlatego kontynuowała, decydując się obnażyć przed nim swoją duszę.-
Zawsze kochałam tylko ciebie, Oskar. Tyle, że zbyt późno zdałam sobie z tego
spra…-Resztę słowa pochłonęły jego usta, usta które bez pytania zawładnęły jej
wargami. Ale teraz Sylwia się nie sprzeciwiała; wiedziała że w końcu udało im
się zrozumieć się nawzajem. Nawet jeśli nie zdążyła tak do końca obnażyć przed
nim swojej duszy jak to miała w zamiarze.
Chwilę później poczuła jak jego ramiona
przyciągają ją do siebie mocno obejmując. Ona z kolei wplotła dłonie w jego
włosy również pragnąc by nic ich nie dzieliło. Chciała po prostu w niego
wniknąć, stopić się w jedno ciało tak by nikt nigdy nie mógł ich rozdzielić. Gorzej
byłoby gdyby na przykład chciała skorzystać z toalety, więc może to złączenie
to nie jest najlepszy pomysł? Ta głupia myśl spowodowała że zaczęła chichotać
jak najęta.
- Co się stało?- Spytał ją Lenarczyk
przerywając pocałunek.
- Nic.- Prychnęła wciąż chichocząc. Ale
nie mogła się powstrzymać. Oskar uśmiechnął się stykając się swoim czołem z
jej.
- Jaskółka, jesteś pewna że gdy
wytrzeźwiejesz będziesz pamiętać wszystko co dziś zrobiłaś i nie żałować?
- Wciąż mi nie wierzysz że cię kocham?
- Nie, ale z każdą upływającą minutą
wierzę coraz bardziej. Dlatego dopóki nie wytrzeźwieje z nie powinniśmy…
- Dlaczego mi wierzysz?- Wyglądała na
naburmuszoną.
- Już mówiłem: jesteś pijana. Może z
powodu wypitego alkoholu mylisz litość z miłością.
- Wiesz, powinnam się za to obrazić.
- Tak byłoby prościej.
- Oskar, serio nigdy nie jesteś poważny?
- Nie.
- To twoja okropna wada. I mów do mnie
tak.
- Jak?
- Jaskółka. Uwielbiam gdy mnie tak
nazywasz.- Parsknął śmiechem. Naprawdę pierwszy raz w życiu się wstawiła i
zachowywała się totalnie nieracjonalnie ale i rozkosznie. Na dodatek zabawnie
przeskakując z tematu na temat. Ale o dziwo rzeczywiście zaczynał wierzyć, że
nie przyszła tu tylko z tego powodu. Że nie kierował nią tylko alkohol i
wyrzuty sumienia. Musiała go kochać.
- A ja uwielbiam to robić.- Po raz
ostatni obdarzył ją przeciągłym pocałunkiem, bo wciąż nie mógł nasycić się jej
ustami. A od wielu tygodni pragnął tylko tego. Ale mimo wszystko nie chciał
wykorzystywać jej stanu.- A teraz wracajmy na górę.
- Tak.- Ucieszyła się.
Kukulska sądziła, że po wejściu do
pokoju Oskar od razu się na nią „rzuci”, ale właściwie tego nie zrobił. Owszem,
położył ją na łóżku ale oprócz kilku pocałunków nie posunął się o krok dalej. Na
koniec poprosił ją tylko o to by nie wstawała z łóżka a sam zszedł na dół do
kuchni. Pomyślał, że jednak przyda jej się otrzeźwienie w postaci kawy. Raczej
nie mieli szansę na jakąkolwiek racjonalną rozmowę, ale on wciąż nie miał
pojęcia jak ona się tu znalazła.
Krzątając się starał się zachowywać jak
najciszej, ale i tak kilka minut później, gdy kawa była prawie gotowa zauważył
w progu kuchni Zuzę. Patrzyła na niego z szerokim uśmiechem podpierając prawą
ręką o swój bok. Ten wszechwiedzący uśmiech go lekko zirytował, doskonale
pamiętał go z przeszłości z czasów gdy byli razem. Wykwitał na jej uśmiech
zawsze wtedy gdy sądziła, że spłatała mu jakiegoś figla. Dlatego teraz
postanowił nie dać jej okazji do przyznania, że ma w tym wszystkim udział.
- Obudziłem cię?- Spytał.
- Ależ skąd. Już się pogodziliście?
- Masz na myśli Sylwię, tak?
- Daj spokój, nie udawaj. Wyznała ci już
że cię kocha czy nie?
- Jesteś bardzo pewna siebie, mówił ci
to ktoś?
- Przecież to oczywiste że po to
przyszła, po cóż by innego?
- Może żeby się pożegnać?
- Bzdura. Przecież widzę, że się
cieszysz. Cały promieniejesz.
- Przepraszam cię, muszę zanieść kawę.
- A więc będzie tu nocować?
- Tak, pościelę jej w pokoju obok.
- Obok, tak? Czyli w łazience?- Spytała
retorycznie wybuchając śmiechem.- Może dać ci dodatkową pościel i piżamę dla
niej?- Oskar nie mógł powstrzymać się od zrobienia tego samego.
- Nie, poradzę sobie. Jak dobrze, że
jednak nie jesteśmy razem bo kiedyś bym cię udusił.
- No co ty. I pozbawiłbyś mnie
przyjemności nazywania cię pasierbem? Nawet ty nie jesteś taki okrutny.
- Nie przeciągaj struny.
- Naprawdę cieszę się, że w końcu wam
się udało. Ale ta dziewczyna była uparta jak osioł, słowo daję. Robiła wszystko
by się w tobie nie zakochać i nawet moje fortele na nic się zdały.
- Fortele?- Powtórzył pytająco Oskar
przypominając sobie o tym jak podczas jego odwiedzin ulokowała ich w tym samym
pokoju. Ale ta liczba mnoga…- Co masz na myśli?
- Nic wielkiego, powiedziałam jej że
chcę nawiązać z tobą romans.
- Co?!
- Uważaj rozlejesz tę kawę.
- Ale kiedy to jej powiedziałaś? I ona
ci uwierzyła?
- Bez zastrzeżeń. Była wściekle
zazdrosna i teraz mnie nie cierpi. Myślałam, że ci mówiła.
- Ależ skąd. Ale pamiętam, że rzuciła
coś w stylu iż chyba moja macocha nie jest taka kryształowa jak sądzi mój
ojciec. A ja zastanawiałem się dlaczego tak diametralnie zmieniła o tobie
zdanie.
- Więc teraz już wiesz. Aha, i wiedz że
naprawdę się cieszę.
- Ja też, kocham ją.
- Z tego też, ale prawdę mówiąc miałam
na myśli nas. Cieszę się, że mi wybaczyłeś.
- To wszystko było trochę popieprzone,
ale jednak wyszło nam na dobre. No i uszczęśliwiłaś mojego ojca. Tylko z tym
pasierbem nie przesadzaj. Nie cierpię gdy mnie tak nazywasz.
- Będę pamiętać, chociaż mnie bardzo
bawi fakt, iż jestem twoją macochą. A teraz już cię nie zatrzymuję: widzę że aż
się palisz by do niej iść.
- W takim razie dobranoc. I przeproś
tatę za to, że…
- …spokojnie, on też się cieszy. A
przynajmniej niedługo będzie jeśli zobaczy cię szczęśliwym. – Oskar po raz
ostatni wymienił uśmiech z Zuzanną a potem poszedł na górę.
Obawiał się, że Sylwia na górze może
zacząć robić coś głupiego skoro tak długo nie przychodził, ale ku jego
zaskoczeniu spostrzegł że zasnęła. Spojrzał na nią rozczulony odkładając kawę
na stolik, a potem przykrywając ją kocem. Przez dobre kilka minut stał przy
niej tylko patrząc jakby nie mógł się nasycić jej widokiem. Dopiero po długim
czasie usiadł po drugiej stronie łóżka. Zastanawiał się to teraz powinien
zrobić, jak to wszystko odkręcić. Dochodziła północ a on za jedenaście godzin
miał samolot. Ale jak mógł zostawić tu Sylwię? Na razie jednak postanowił
odłożyć te rozmyślania na potem. Teraz zgasił światło i zdjął tylko spodnie
kładąc się do łóżka obok Kukulskiej.
***
Sylwia przebudziła się jakieś dwie
godziny później. Wciąż czuła się lekko ociężała z powodu wypitego alkoholu ale
i zdezorientowana. Na szczęście czując leżące obok niej ciało nie spanikowała,
przypominając sobie swoje nocne odwiedziny u Lenarczyków. Potem z szerokim
uśmiechem na ustach przytuliła się do Oskara. Cudownie było znów czuć ciepło
jego skóry, dotyk silnych ramion, słyszeć miarowy oddech albo bicie serca. Tyle
że wkrótce to przestało jej wystarczać. Dlatego bez skrępowania zaczęła
podwijać mu koszulkę jednocześnie całując jego brodę i policzki. Potem cmoknęła
go delikatnie w szyję i bark by po chwili znów powrócić do jego twarzy. Dopiero
wtedy zaczął się budzić.
- Sylwia?- Mrugnął zaspanym głosem.- Co
ty robisz?
- Nic. Chciałam cię tylko pocałować. I
przytulić. Tęskniłam za tobą.
- Wiem.- Wciąż nawet nie otwierając oczu
przyciągnął ją bliżej siebie. Sądził, że teraz bez przeszkód da mu spać, ale
jej nie to było w głowie. Znów poczuł jej usta na swojej twarzy, a dłonie na
plecach i brzuchu. A gdy zaczęła kierować je dużo niżej jemu też nagle odeszła
chęć do spania.
- Sylwia, jest środek nocy.
- I co z tego? Nie dasz rady zrobić tego
w ciemności?
- Wciąż nie wytrzeźwiałaś, co? Na
trzeźwo nigdy byś tego nie powiedziała.
- Teraz gdy wiem, że ci na mnie zależy,
będę.
- Nie wiem czy jestem na to gotów.-
Mrugnął rozbawiony.
- Jesteś.- Odparła. Potem pocałowała go ponownie
wciąż nie mogąc uwierzyć w to jak wielkie ma szczęście. Jeszcze parę godzin
temu sądziła, że zawalił jej się świat: nie miała już pracy którą kiedyś
kochała zamiast tego parając się po prostu czymś co mogło zapełnić jej czas,
mieszkania, żadnych planów na przyszłość, perspektyw, dziecka i Oskara. A teraz
miała tylko jego i była szczęśliwa. Cóż to za paradoks, pomyślała rozbawiona
całując go ponownie tym razem z większym zaangażowaniem. Dopiero wtedy poczuła,
że zaczyna odpowiadać ja jej pocałunki, a jego dłonie wędrują po jej ciele.
Szczęśliwa i spragniona pozwalała a to by jej ciało ogarniała coraz większa
ociężałość; by Oskar zdjął jej sukienkę i sam się rozebrał.
- Jezu, jak ja cię kocham…- Mrugnął gdy
w końcu mógł dać upust trawionej go namiętności. Każdy jej jęk i ciche
westchnienie było dla jego uszu jak balsam, każdy pocałunek odbierał zdolność
logicznego myślenia a dotyk dłoni wręcz parzył.
- Ja…też cię…kocham. Całym…sercem
i…och…- Nie była w stanie dokończyć tej myśli, bo skupianie się na słowach wydawało
jej się w tej chwili wręcz niemożliwe. Dlatego przestała myśleć i skupiać się
na tym co powinna zrobić, co jeszcze powiedzieć. Pozwoliła ponieść się uczuciu,
które jeszcze do niedawna wydawało jej się być całkiem niemożliwe do spełnienia.
***
Kolejna pobudka Sylwii nie była aż tak
efektowna jak poprzednio. W zasadzie to w ogóle nie była efektowna. Czuła się
totalnie nieświeżo, bolała ją głowa a sączące się na zewnątrz światło słoneczne
świeciło jej prosto w oczy. Próbowała nakryć się poduszką, ale była jakaś
dziwna. Do tego z zewnątrz słyszała dźwięk klaksonu samochodu. Jej, jak ona
czasami nie cierpiała Warszawy…tyle, że przecież już od trzech tygodni
mieszkała u mamy na wsi, więc dlaczego…?
Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że
jednak znajduje się gdzieś indziej niż we rodzinnym domu u mamy. I odsunęła od
siebie poduszkę błyskawicznym ruchem nie zwracając uwagi na ból głowy. Wtedy
zauważyła jak Oskar tylko w samym szlafroku próbuje pomóc jej w nieodczuwaniu
skutków wypicia alkoholu zasłaniając rolety. Momentalnie do jej serca napłynęła
radość: a więc jednak wczorajszy wieczór nie był snem: jej przyjście do jego
domu, rozmowa, a potem wspólna noc…Jej przyjście do jego domu….
O matko święta!
- Powiedz, że to nieprawda.- Jęknęła.
Oskar spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem.
- Ale co?
- Powiedz, że nie przyszłam do twojego
rodzinnego domu w nocy pijana i nie wpakowałam się do twojej sypialni.
- Przykro mi.
- Która godzina?
- Jeszcze nie ma siódmej.
- Więc muszę iść.
- Dlaczego?
- Twoi rodzice jeszcze śpią, prawda?
- Raczej nie. Ale dziś sobota, więc
bardzo prawdopodobne, że leniuchują w swojej sypialni w łóżku bawiąc się z
Adrianem.
- Super.- Ucieszyła się. A potem zaczęła
gramolić się z łóżka okrywając się kocem. Oskar wciąż miał na twarzy uśmiech,
ale obserwował te zmagania z konsternacją.
- Co ty robisz?
- Muszę się ubrać.
- Nie chcesz wziąć prysznica?- Kurczę, z
chęcią by to zrobiła, w końcu czekała ją dwugodzinna podróż: do tego musiała
poprosić jeszcze Oskara o jakieś drobne na bilet…
- Wezmę u siebie.
- Chyba nie żałujesz, że tu przyszłaś?
- Żartujesz? Jasne, że żałuję. Chyba
spalę się ze wstydu, jeśli zaraz stąd nie wyjdę. Tylko mam do ciebie jedną
prośbę. Mogę skorzystać z twojego telefonu? Wczoraj zostawiłam Maćka z Darią i
Sebastianem w barze nie mówiąc ani słowa gdzie ani po co idę a teraz oni z
pewnością…Czemu tak na mnie patrzysz?
- Bez powodu.- Odparł sucho z poważnym
wyrazem twarzy. Sylwia przez moment na niego patrzyła nie rozumiejąc dlaczego
tak nagle to się stało aż w końcu ją olśniło. Uśmiechnęła się szeroko
podchodząc do niego.
- Oskar, chyba nie sądzisz że żałuję
tego co między nami zaszło?
- Nie wiem. Przed chwilą sugerowałaś coś
zupełnie przeciwnego. Ale spokojnie, za cztery godziny mam samolot.
- Przestań już. Przecież chodziło mi
tylko o fakt, że przyszłam tutaj pijana praktycznie w nocy. I doskonale
pamiętam jak się zachowywałam. Nie żałuję niczego co powiedziałam ani tego co
między nami zaszło, słyszysz? Ale jestem na ciebie wściekła za to, że znów mi
nie wierzysz. Wczorajszej nocy musiałam ci to potwierdzać przynajmniej pięć
razy. I nie rób takiej groźnej miny.- Dodała jednocześnie dłońmi gładząc jego policzki.-
Ile razy muszę ci jeszcze powiedzieć, że cię kocham żebyś uwierzył?
- Przepraszam, ale gdy powiedziałaś że
żałujesz naprawdę pomyślałem, że…
- Już dobrze, ja chyba też zbyt
fortunnie nie dobrałam słów.- Przerwała mu. Potem cmoknęła lekko w usta by na
koniec pogrozić mu palcem.- I na drugi raz nie strasz mnie swoim wyjazdem, okej?
- Obiecuję. Tyle, że musimy o tym
porozmawiać.
- Dobrze, ale za pięć minut. Chyba
jednak zdecyduję się wziąć ten prysznic.
- Wolałbym teraz.
- Okej: a więc nie jedziesz i wszystko
odwołujesz: postanowione.
- Sylwia, to nie takie proste.
- Więc co, tak po prostu pojedziesz tam
jakby dzisiaj nic między nami nie zaszło, tak?- Spytała sarkastycznie, ale gdy
spojrzała mu w twarz zauważyła coś co wprawiło jej serce w ból.- Oskar, nie mów
mi że chcesz jechać dzisiaj do Berlina.
- Jaskółka…
- Tak czy nie?
- Sylwia…
- Pytałam: tak czy nie?
No i nareszcie mamy to:)
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że wyjaśnią sobie i Sylwia pogodzi się z wyjazdem.To tylko pól roku, przecież może do Oskara pojechać, jej będzie łatwiej zrezygnować z pracy i niż jemu.
Poza tym będą tam sami i ten czas pozwoli im się lepiej poznać.
Niech Sylwia nie ma tych móch w nosie i niech postawi się w jego położeniu.
A do Maćka straciłam zaufanie.
Pozdrawiam
Ania
No niee znów się pokomplikuje z wyjazdem? :-( niech on zostanie...
OdpowiedzUsuńJak się cieszę,że w końcu wyznała swoje uczucia. Sylwia powinna jechać z Oskarem do Berlina. Nic jej nie zatrzymuje, chociaż znając jej charakter znów się pokłócą. Co do Maćka to od początku mi nie pasował. Jest strasznym snobem i chwali się, że jest bogaty. Takie jest moje odczucie co do jego osoby.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejną część
Iza
Serio aż tak antypatycznie go przedstawiłam? Bo w zamierzeniu miał być po prostu fajnym gościem z lekkim podejściem do pieniędzy co prawda, ale mimo wszystko wartościowym. Ale chyba mi nie wyszło...
UsuńWreszcie, już myślałam, że to się nie stanie ;) Sylwia powinna jechać z Oskarem do Niemiec, nic jej nie trzyma w Polsce.
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy można spodziewać się kolejnej części? :)
Ojej, przyznam szczerze ze nie wiem kiedy teraz znajdę czas, bo w środę mam potężnego kolosa i juz od dzisiaj kuję od samego rana 😞 (dopiero teraz znalazłam chwilkę żeby zajrzeć tutaj). Także pewnie wcześniej niż w czwartek nic nie będzie. Ale obiecuję że potem kolejna część będzie szybko żeby wyrobić sie do świąt z zakończeniem.
UsuńHej, będzie dziś rozdział? : )
OdpowiedzUsuńWłaśnie wracam do mieszkania i zobaczę na i le starczy mi siły. Wiem, obiecałam że będzie dziś no ale cóż..postaram się :-)
UsuńJest dziś na co czekać? xD
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam wyżej- zobaczymy ile mi się uda dzis napisać. Jak nie skończę to kolejna jutro
UsuńAle z niektórych są "sępy" :)
UsuńJa z pewnością cierpliwie zaczekam na nową część.
Wcale się nie dziwię, że chcesz odpocząć po takim pisaniu prawie "na wyścigi" :D
Gorąco Cię pozdrawiam !
Dorota.