Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 grudnia 2016

Miłość jest bliżej niż myślisz, Część XVII: Utracona szansa?


Jak Sebastian zapowiedział swojej dziewczynie dzień wcześniej, tak zrobił; a mianowicie odwiedził Oskara chociaż nie miał ochoty na konfrontację z nim. Tym bardziej gdy miał świadomość, że powinien być na niego wściekły a tak naprawdę widząc go otwierającego mu drzwi nie potrafił wykrzesać z siebie złości. Jeden rzut oka na Lenarczyka powiedział mu wszystko.
Był tak samo załamany utratą dziecka jak Sylwia, a może nawet bardziej. W jego oczach była jakaś pustka której nigdy wcześniej u niego nie widział. Jego ubranie też było dużo bardziej niechlujne niż dawniej.
- Jeśli masz zamiar mnie przeklinać, to śmiało zrób to.- Powiedział na samym początku takim tonem jakby było mu to zupełnie obojętne. Sebastian mimo to bez słowa wszedł do środka jego mieszkania. Gdy nadal się nie odzywał, Lenarczyk spytał po kilku chwilach napiętej ciszy:- Jak ona się czuje?
- Może sam miałbyś chęć ją o to zapytać co?- Oskar posłał mu smutny uśmiech.
- Nie sądzę by miała na to specjalną ochotę.
- Tak i pewnie dlatego już kilkakrotnie o ciebie pytała.- Słysząc to jego wzrok odzyskał dawny wyraz. Spojrzał z uwagą na Sebastiana.
- Naprawdę?
- Tak. To dlatego tutaj jestem. A sądziłeś, że po tym jak ją skrzywdziłeś chciałbym tu przyjść jako twój przyjaciel?
- Nie chciałem wmanewrować twojej siostry w tą kabałę. Żałuję, że kiedykolwiek nawiązaliśmy bliższą relację.
- Nie mam na myśli waszego romansu, ale to jak olewczo traktujesz ją teraz. I poza tym skoro tego do cholery nie chciałeś to po co to robiłeś? Sylwia nie jest osobą która wskakuje pierwszemu lepszemu facetowi do łóżka. Była dziewicą zanim się z nią przespałeś, prawda?- Brak odpowiedzi starczył mu za odpowiedź. Oskara natomiast zainteresowała co innego:
- Sądzisz, że Sylwia…że ona może coś do mnie czuć?
- A co aż tak się tego boisz?
- Prawdę mówiąc to tak.
- Bo co, bo będziesz musiał zająć się nią z poczucia obowiązku? Serio już nic cię nie obchodzi? Przespałeś się z nią i nawet z tego powodu nie masz dla niech choć trochę sympatii i szacunku?! Bo już nie ma dziecka więc nie ma problemu? Tak właśnie myślisz?
- Wcale nie. Niczego nie rozumiesz. Wcale nie chodziło mi o to, że tego nie chcę; raczej o to, że…
- O nie, myślę że zaczynam rozumieć coraz więcej. Nawet ta poza tutaj na załamanego gdy w rzeczywistości planujesz swój wyjazd do Niemiec.
- Skąd o tym wiesz?
- Nawet nie zaprzeczasz, co?- Sebastian ciężko westchnął.- Ale jak chcesz. Jedź sobie i spal za sobą wszystkie mosty. Tylko do diabła chociaż odwiedź ją przed tym przeklętym wyjazdem nawet na pięć minut. Skłam, że nie miałeś czasu, że byłeś chory, w szoku…cokolwiek. Niech nie myśli, że nawet tyle nie jest dla ciebie warta.
- Sebastian…- Oskar podjął jeszcze jedną próbę wyjaśnienia przyjacielowi tego co czuje, ale ten ponownie nie pozwolił mu tego zrobić.
- Pięć minut.- Przerwał mu Kukulski.- Przeklęte pięć minut, to chyba nie za wiele prawda?- Potem wyszedł, a Oskar bił się z myślami. Brat Sylwii mówił, że ona chciała by ją odwiedził, że kilkakrotnie o niego pytała. Ale czy to może być prawda? I czy to w ogóle cokolwiek znaczyło? Sebastian nie miał pojęcia, czy Sylwia nadal kocha Maćka. I czy czuje coś do niego. Tym bardziej, że Oskar ostatnio nie traktował jej najlepiej i w ostatecznym rozrachunku bardzo skrzywdził. Poza tym przyczynił się do poronienia notorycznie zapewniając jej nową dawkę stresu. Odruchowo przypomniał sobie swoją rozmowę z Olgą, która nakłaniała go do tego samego. Gdy argumentował jej, że nie chce już dłużej krzywdzić Sylwii przyjaciółka zirytowanym tonem odparła mu:
„Skoro nie wiesz co do ciebie czuje to rusz tą swoją dupę i się przekonaj. Tchórze którzy poddają się już na starcie niczego nie osiągają w życiu.”
Tchórze nic nie osiągają…Może coś w tym było? Może tchórzył tylko z powodu własnego egoizmu i chęci uchronienia się przed cierpieniem? I po raz pierwszy od kilku dni i czasu poronienia w jego serce wkradła się nadzieja. Teraz już wiedział, że Sylwia nie była z Drwęckim gdy jeszcze nosiła pod sercem ich dziecko, a znając ją, jego zakaz wcale by jej w tym nie przeszkodził. Może więc zrozumiała, że go jednak nie kocha?
Postanowił więc się o tym przekonać. I zaryzykować. Po raz ostatni.
Nazajutrz, po fatalnej rozmowie z Maćkiem, Sylwia po raz pierwszy wstała z łóżka. Właściwie to miała zamiar poprosić doktora o wypis: nie było sensu spędzać w szpitalu kolejnej doby gdy z pewnością było wielu potrzebujących. Musiała przecież przenieść resztę rzeczy z mieszkania Oskara, a także Drwęckiego i wrócić do domu do mamy. Tam odpocznie kilka tygodni i zastanowi się co robić dalej. Może znajdzie pracę gdzieś bliżej? Albo znów zdecyduje się wynająć mieszkanie? Tyle, że gdy odwiedziła ją Darią stanowczo sprzeciwiła się jej decyzji mówiąc, że przecież jest jeszcze za słaba żeby opuścić szpital. Zadzwoniła nawet do brata by wyperswadował jej ten pomysł.
- Dziś czy jutro…jakie znaczenie ma jeden dzień?- Tłumaczyła potem przyjaciółce.
- Skoro tak to równie dobrze możesz zostać. Poza tym i tak nie będzie miał kto cię odwieźć, więc będziesz musiała zdać się na nas.
- Albo na komunikację miejską.
- Co to, to nie. W twoim stanie…
- Daria, w moim stanie jedynym problemem ze zdrowiem jaki mam to rany psychiczne, fizycznie nic mi nie dolega.
- Przepraszam, nie chciałam…
- Wiem. Tylko ja nie mogę siedzieć w szpitalu licząc że leżenie tutaj mi pomoże. Bo tak wcale nie jest.- Po tej rozmowie Daria już nie nawiązywała do tematu; poza tym właściwie nie musiała, bo lekarz i tak poradził jej przyjaciółce spędzić jeszcze jeden dzień w szpitalu. Sylwia postanowiła więc dać sobie z tym spokój: w końcu jakie znaczenie miał jeden dzień?
Gdy Daria musiała jechać do pracy i Sylwia została sama, znów miała ochotę zrobić coś, co podsuwał jej umysł już kilka dni. Chciała zadzwonić do Oskara.
Właściwie nie martwiła się co mogłaby mu powiedzieć choć właściwie nie miała o tym pojęcia. Martwiło ją tylko to, że mógłby zignorować jej telefon. Bo znaczyłoby to, że nie chce się z nią w żaden sposób kontaktować. A gdyby tak się stało to nie mogłaby się już łudzić; musiałaby się pogodzić z tym że Lenarczyk chce o niej zapomnieć i wymazać z pamięci ich romans. Ona musiałaby zrobić to samo.
Potem gdy już właściwie wybierała numer Lenarczyka w jej pokoju zjawił się Maciej: po wczorajszej rozmowie czuła się trochę zażenowana, ale na widok wielkiego bukietu kwiatów się uśmiechnęła.
- Te są przeprosinowe.- Powiedział na wstępie.
- Przecież się na ciebie nie gniewam.
- Ale kwiaty znacznie poprawią ci nastrój.
- A co zrobię z nimi jutro gdy wypiszą mnie ze szpitala?
- Jak to co: wynajmę przyczepkę i zabiorę je razem z tobą.- Sylwia roześmiała się po raz pierwszy od czasu poronienia. Wciąż było jej bardzo ciężko, ale obecność Drwęckiego działała na nią kojąco. Nawet pomimo faktu, że wczoraj znów nawiązał do swoich uczuć. Ale od zawsze tak było, pomyślała. Gdy sądziła, że jest w nim zakochana również nie czuła się przy nim zakłopotana.
Potem rozmowa potoczyła się dość swobodnie: przyjaciel starał się umilić jej czas tak jak tylko umiał racząc śmiesznymi anegdotkami. W końcu rozmowa zeszła na obecną sytuację.- Sylwia, wiem że chciałabyś po raz ostatni rozmówić się z Oskarem dlatego chciałem ci powiedzieć, że zamierzam go odwiedzić.
- Chcesz poprosić go aby tu przyszedł?- Spytała czując jak bardzo to jej uwłacza. Bo trzeba było go zmuszać by ją odwiedził. A ona miała resztki dumy dlatego odparła:- Nie sądzę, by tego chciał. Twoja siostra miała z nim porozmawiać i jak widzisz nie zjawił się.
- W takim razie go zmuszę. Nie pozwolę żebyś cierpiała.
- Ja wcale tego nie chce. Jeśli on nie ma na to ochoty.
- I tak powinniście sobie wszystko wyjaśnić. Poza tym…jeśli Oskar…- Nie dokończył, bo nie chciał jej dawać żadnych nadziei. Nie wiedział przecież czy Lenarczyk ją kocha, choć prawdę mówiąc jakoś w to nie wierzył. Nie miał pojęcia czy jego przejęcie się i ból było spowodowane tylko świadomością utraty dziecka czy również stanem Sylwii. Bo pamiętał wyraz jego twarzy gdy obaj czekali na lekarza po tym jak przyjęto Kukułkę. Pamiętam tamten ból, wściekłość i żal. Czy jednak obejmował on Sylwę? Dlatego chciał z nim porozmawiać.
- W takim razie ci dziękuję. I przepraszam. To wszystko wyszło nie tak jak chciałam.
- Czasami tak jest, Sylwia. Dlatego nie powinnaś płakać.
- Wcale nie płaczę; po prostu oczy same zachodzą mi łzami.
- Mogę cię przytulić? Jako przyjaciel?- Zawahała się tylko na chwilę.
- Przecież wcale nie musisz o to pytać.- Drwęcki usiadł na łóżku i objął smutną Sylwię.  Wbrew temu co mu wczoraj wyznała nie stracił jeszcze nadziei. W końcu dawniej go kochała, miłość nie znika od tak. Poza tym z powodu utraty dziecka jest jeszcze roztrzęsiona. Może to co czuje do Oskara teraz wydaje jej się być miłością choć wcale tak nie jest? Słysząc zamykające się drzwi, drgnął patrząc w tamtym kierunku.
- Co to było?- Sylwia natychmiast się odsunęła.
- Może ktoś się pomylił.
- Albo przeciąg.- Podsunęła. Maciek niechętnie do końca wypuścił ją ze swoich ramion.
- Poczekaj, sprawdzę.- Wyszedł na korytarz, ale nie zauważył tam nikogo poza pielęgniarką. Może to rzeczywiście był przeciąg?
Oskar wchodził do szpitala pełen optymizmu. Choć bał się reakcji Sylwii i ogromu własnych uczuć które poczuje na jej widok, to mimo wszystko bardzo chciał ją zobaczyć. I nadzieją napawały go słowa Sebastiana. W końcu bardziej adekwatnym uczuciem byłaby jej złość wobec niego spowodowana faktem, że tak po prostu ją zostawił. A ona mimo to o niego pytała. Dlatego nawet jeśli go nie kochała, to przynajmniej w jakimś stopniu łączyła ich przyjaźń. Jest jej winny chociaż pocieszenie. Tyle, że gdy otworzył drzwi…
Obejmowali się: Drwęcki i ona. Widać było łączące ich uczucie, widać było że najwyraźniej doszli do porozumienia. Może nawet świętowali zaręczyny? W końcu tak wielkiego bukietu który stał na stoliku nie kupuje się od tak. Spojrzał na swoje zwyczajne fiołki z obrzydzeniem choć gdy je kupował wydawało mu się, że będą pasować do Sylwii. Były tak delikatne i eteryczne jak ona.
Mimo, że nie czuł złości a rezygnację i rozżalenie to nie udało mu się bezszelestnie zamknąć drzwi tak jak je otworzył. Szybkim krokiem więc oddalił się z korytarza niepewny czy go zauważyli. Nie chciał im przerywać.
To było bez sensu: robił to przecież wiele razy. Kazał Sylwii wyrzuć bransoletkę od niego, nie rozmawiać, urwać kontakt. A gdy okazało się, że wyprowadziła się z jego mieszkania do Drwęckiego pobił samego siebie każąc jej zamieszkać ze sobą. Dobrze pamiętał czym to się skończyło: poronieniem. Popełnił już dość błędów by w końcu się na nich czegoś nauczyć.
Bo jaki sens miało zmuszanie jej do swojego towarzystwa, zabranianie miłości do Maćka, próba szantażu małżeństwem dzięki któremu dziecko miałoby zapewnione nazwisko i nie obdarzone byłoby piętnem nieprawego pochodzenia.
Ona kochała Macieja a on kochał Sylwię.
Teraz wiedział, że nigdy nie powinien próbować zdobyć jej na siłę. Czuł się winny utraty ich dziecka czego nie umniejszała nawet świadomość własnego cierpienia. Już dawno powinien zapomnieć o Kukulskiej raz na zawsze. Bo miała rację, cholerną rację gdy wykrzyczała mu to, że na wszystkich zwalał winę. Łatwiej było trwać w bezmyślnym uporze gdy poznał prawdę o Zuzannie zamiast starać się ją zrozumieć a potem wybaczyć ojcu. Prościej było obwiniać się o śmierć Adriana nawet nie próbując ukoić swojego żalu rozmową z drugą osobą by pielęgnować wyrzuty sumienia które nie pozwalały mu normalnie żyć. I przede wszystkich skrajną łatwizną była próba zmuszenia Sylwii do tego by go pokochała krzykiem i groźbami. A przecież mógł wyznać jej swoje uczucia, powiedzieć że zależy mu na niej w ten sposób i że z miłości do niej wypływa jego miłość do ich dziecka. Poprosić by dała mu szansę, by pozwoliła się zmienić. I owszem, może i darzyłaby go współczuciem czy litością od razu odmawiając, ale równie dobrze mogła to docenić i naprawdę starać się stworzyć z nim rodzinę. Dziś już wiedział, że nigdy tak do końca nie wyzbyłaby się miłości do Maćka, ale z dala od niego i wspomnień mogliby być szczęśliwi. Tylko dzięki szczerości.
Teraz już wiedział, że to nigdy nie nastąpi.
Bo nie miał prawa ich rozdzielać. Nie teraz gdy w końcu udało im się pokonać wszelkie przeszkody. Poza tym skoro nie miał szans na zdobycie jej serca gdy darzyła Drwęckiego nieodwzajemnionym uczuciem tym bardziej nie stanie się to gdy Maciek w końcu ją pokochał. Powinien więc zdobyć więc na choć jeden bezinteresowny gest. Pomyślał, że Sylwia byłaby z niego dumna. W końcu zawsze żartobliwie powtarzał, że nigdy niczego nie robi bezinteresownie.
Teraz już rozumiał dlaczego chciała się z nim spotkać. Po prostu uważała, że przez wzgląd na to co ich dawniej łączyło powinien wiedzieć o niej i Maćku. Kto wie, może nawet liczyła na akceptację tego faktu z jej strony? Szkoda tylko, że nie mógł jej tego zapewnić.
Kilka godzin później, gdy Oskar sądził że ten dzień nie może być gorszy do jego drzwi zapukał nie kto inny niż Maciek. Bez owijania w bawełnę oznajmił mu to, co widział już w szpitalu: chce być z Sylwią, ale nie kosztem jego. Więc jeśli Oskarowi zależy na Kukulskiej to powinien mu to powiedzieć. Ale jeśli to wynika tylko ze zwyczajnej zaborczości to powinien przestać ją ranić przez wzgląd tego co ich kiedyś łączyło. W ten sposób chciał niejako wybadać czucia Oskara. Może to było trochę naiwne, ale wierzył że były przyjaciel wyzna mu prawdę.
Lenarczyk był zaskoczony tym gestem, który można było uznać jako pojednanie. Choć jego treść wcale nie była przyjemna.
- Kocham Sylwię. – Mówił Maciek.- I wiem że do tej pory byłem tępy, ale teraz umiem ją docenić. Uważasz mnie za niedorosłego i niegodnego jej, ale to nieprawda. Postaram się zrobić co w mojej mocy by Kukułka była ze mną szczęśliwa. Zamierzam się jej oświadczyć.
- Chcesz się z nią ożenić?- Spytał Oskar totalnie oszołomiony choć przecież powinien się tego spodziewać. Sądził przecież, że zaręczyny nastąpiły dziś w szpitalu. A może tak było tylko on mimo wszystko pyta go o to po fakcie tylko po to by wybadać?
- Tak. Dlatego tu jestem. Nie chcę by nasze kolejne waśnie przyczyniały się do bólu Sylwii. Chcę załatwić to drogą pokojową. Teraz nie macie wobec siebie żadnych zobowiązań a z tego co mówiła to nie zawiązaliście romansu z miłości.
- Tak ci powiedziała…- Kolejna fala tępego bólu przebiegła mu przez pierś. Nie był w stanie wyrzec nic więcej, czuł że zaraz może nad sobą nie zapanować i do reszty się skompromitować.
- Tak, rozmawiałem z nią na ten temat.- A więc mówiła mu o nich, powinien się tego spodziewać. Ciekawe jak to przedstawiła, myślał Lenarczyk. Czy przyznała się, że to ona poprosiła go o nawiązanie tego układu? A może zwaliła całą winę na niego by Maciej nie uznał jej za rozpustną i niemoralną? Nie, znał ją już na tyle by wiedzieć, że nigdy nie pozbyłaby się swojej winy kosztem kogoś innego. Nawet jeśli przyszły narzeczony Drwęcki mógłby przez to stracić do niej odrobinę szacunku. – Więc? Chcesz o nią walczyć? Bo jeśli tak to chcę cię uprzedzić, że ja też będą w tej walce godnym przeciwnikiem. Może i dość późno zrozumiałem jak wiele Sylwia dla mnie znaczy, ale jak to mówią lepiej później niż wcale. Poza tym teraz nie potrafię wyobrazić sobie bez niej życia, tego że nie zobaczę jej uśmiechu czy nie ukoję smutku gdy będzie płakać. Chcę z nią być w każdej chwili: nie tylko wtedy gdy jest kolorowo, ale i wtedy gdy spowije ją czerń. Dlatego nie pozwolę przysparzać jej cierpień jeśli chcesz ją gnębić tylko z powodu złości na mnie i naszych dawnych niesnasek. Ale jeśli to co do niej czujesz wynika z miłości, to stań ze mną do równej walki.
- Nie.- Odparł mu sucho Oskar bez cienia namysłu. W końcu juz po wizycie w szpitalu zdecydował.- Nie zamierzam wam przeszkadzać. Tylko nie skrzywdź jej. Wierzę, że od czasu studiów zmądrzałeś i przestałeś latać za każdą spódniczką. Bo Sylwia jest wiele warta.
- Wiem. Doskonale o tym wiem.
- A teraz, skoro masz po co przyszedłeś, to mógłbyś zostawić mnie samego. Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia przed wyjazdem.
- A więc to prawda z tą pracą w Berlinie?
- Tak. Już kilka tygodni temu profesor który nadzorował mój staż mówił mi o wolnym etacie. Nadal nie znaleźli nikogo odpowiedniego, więc mam spore szanse go dostać.
- Mimo całych tych naszych niesnasek życzę ci jak najlepiej. Zawsze uważałem, że jesteś świetnym lekarzem.- Z tymi słowami Maciek wyszedł.
A Oskar wpadł we wściekłość. Poczucie bezsilności które go opanowało było tak silne, że nie umiał sobie  z tym poradzić. Dlaczego? Dlaczego najpierw porzuciła go Zuzanna a potem Sylwia? Dlaczego nie mógł po prostu pogodzić się ze stratą tej drugiej? Dlaczego już na samym początku nie wierzył jej, że kocha Maćka kpiąc bezlitośnie z jej uczuć? Teraz pewnie go nienawidziła.
Powinien więc o niej zapomnieć. Tak, uda mu się to. Z Zuzą się udało to i z Jaskółką też. W końcu czemu nie? Nie była idealna. Gadatliwa, upierdliwa i irytująca z tym swoim dyrygowaniem innymi. Do tego dochodził te przeklęte listy i ciągłe planowanie wszystkiego; i jeszcze mówiła że to zupełnie normalne.  Co z tego, że interesowała się jego życiem, odczuciami i emocjami? Że współczuła gdy dowiedziała się o Adrianie i zdradzie jego narzeczonej, że z zainteresowaniem słuchała o jego pracy choć nie miała o medycynie zielonego pojęcia, że przy niej śmiał się bardzo często? Że rozbrajała go swoimi pomysłami i niedoświadczeniem w łóżku? Że nigdy nie było mu tak dobrze z żadną kobietą łącznie z Zuzą?
Po prostu…chciałam cię zrozumieć.
Oskar, czemu nie pozwalasz mi sobie pomóc.
Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi.
Niewątpliwie jej na nim zależało; tego nie mógł negować. Niestety nie w taki sposób w jaki chciał. Sebastian uważał, że przespała się z nim nie tylko dlatego że usiłowała zapomnieć o Drwęckim, ale nie miał racji. Choć swoją drogą nie mógł się nadziwić jak tak namiętna kobieta jak ona mogła czekać z seksem tak długo. I zastanawiać się jaka będzie w łóżku z Maćkiem. Bo skoro z nim, Oskarem, robiła to całą sobą i z dużą przyjemnością, to jednak z osobą którą kochała pewnie było jeszcze lepiej. Z trudem zapanował nad gniewem który przyniosła ta myśl. Nie powinien myśleć o nich w takiej sytuacji. Może za rok lub dwa gdy zaproszą go na ślub (albo  i nie) to uda mu się spojrzeć na Sylwię z obojętnością tak jak teraz na Zuzannę. Ale teraz na samą świadomość obrazów które podsyłała mu wyobraźnia cierpiał katusze.
By się już dłużej nie katować, zdecydował się odwiedzić ojca i macochę. Co prawda na widok Adriana poczuł ból; w końcu sam stracił dziecko tydzień temu, ale jednocześnie patrzenie na małego brata sprawiało mu dużą ulgę i przyjemność. Tyle, że niestety choć bardzo się starał ojciec zauważył jego stan. I domyślił się, że stało się coś złego.
Choć nie był gotowy aby o tym rozmawiać, Oskar powiedział im o poronieniu. Nie wspominał tylko o Sylwii, która teraz próbowała budować swoje życie z Maćkiem. Mówienie o swoich nieodwzajemnionych uczuciach wydawało mu się być żałosne. 
Naturalnie Zuzanna zauważyła dużo więcej, ale taktownie nie nakłaniała pasierba do zwierzeń. Domyślała się, że prawda leży dużo głębiej niż przyznał Oskar. I prawdopodobnie w zachowaniu Sylwii. A dziewczyna wydawała się być całkowicie odpowiednia dla Oskara, pomyślała. Zwłaszcza po tym jak ona sama boleśnie go zraniła. Naprawdę miała nadzieję, że jej dawny chłopak znajdzie szczęście w ramionach kobiety, która będzie potrafiła pokochać go za to jaki jest i odpędzić cienie przeszłości które czasami go zasnuwały. Ale najwyraźniej się pomyliła.
- Więc chcesz wyjechać.- Oznajmił w pewnym momencie pan Grzegorz. Akurat zostali w salonie sami: Zuzanna usypiała w pokoju obok małego synka. Siedzący na kanapie Oskar spojrzał mu w oczy.
- Tak, już na stażu bardzo mi się tam podobało. Poza tym łatwo zaaklimatyzowałem się w Niemczech.
- Chyba nie myślisz o zamieszkaniu tam na stałe?- Spytał z niedowierzaniem jego ojciec. Lenarczyk wzruszył ramionami.
- Nie wiem, może.
- Teraz, gdy w końcu udało nam się odzyskać to co utraciliśmy mam cię znowu stracić.- Ni to oznajmił, ni zapytał. Dlatego Oskar sprowadził wszystko do żartu:
- Tato, przecież jestem już dorosły: naprawdę chciałbyś bym wciąż mieszkał na twoim garnuszku zachowując się jak mały chłopczyk? Poza tym chyba masz już czym się zajmować.- Skinął głową w stronę pokoju, w który aktualnie spał mały Adrian. Pan Grzegorz pokręcił lekko głową. Potem delikatnie się uśmiechnął. Tato.
Nie miał pojęcia jaką przyjemność sprawi mu to słowo wypowiedziane przez Oskara. Tato.
- Tak wiem. Chyba nawet nie miałem okazji powiedzieć ci jak bardzo jestem z ciebie dumny.
- Przepraszam, że nie dałem ci tej szansy.
- Żałuję, że pozwoliłem żeby tak to się wszystko potoczyło, że straciliśmy tyle lat zamiast normalnie porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Tego, że trwałem w swoim głupim uporze gniewając się za coś co powiedziałeś w złości i do czego miałeś prawo.
- Nie musisz niczego żałować. Przecież to ja zachowałem się jak szczeniak nawet nie chcąc usłyszeć jakichkolwiek wyjaśnień. Ale wydawało mi się, że zniszczyłeś mi życie, że Zuzanna była tą jedyną.- Oskar uśmiechnął się nieco melancholijnie.
- A nie była?- Spytał cicho jego ojciec.
- Nie była.- Mrugnął jeszcze ciszej Oskar. Potem przez chwilę siedzieli w całkowitej ciszy. W końcu starszy z Lenarczyków chrząknął.
- Ta cała Sylwia…jak ona się czuje po stracie dziecka?
- Nie wiem, chyba dobrze.
- Chyba?
- Nie widziałem jej od momentu kiedy…kiedy upadła.
- Nie sądzisz, że to okrutne?
- Jeszcze bardziej okrutne byłoby narażanie jej na mój widok. Teraz może być w końcu szczęśliwa.
- Roman,- Zaczął pan Grzegorz mając na myśli ojca Maćka- powiedział, że spotyka się z jego synem.
- Tak.
- Wiem, że nie mam prawa o to pytać, ale o co w tym wszystkich chodzi? Dlaczego tak szybko zaczęła się spotykać z kimś innym?
- Już po naszym rozstaniu dowiedziała się o ciąży. Wtedy chciała być już z Maćkiem. W zasadzie to zawsze chciała.
- A ty ją kochasz.
- Już piętnasta? Miałem spotkać się z agentem nieruchomości.- Oskar zręcznie zmienił temat.
- Sprzedajesz mieszkanie, które kupiła ci matka?
- Nie, to po babci. Nie ma sensu by stało puste skoro wyjeżdżam na czas nieokreślony. To które aktualnie zajmuję wynajmę. Chociaż…może powinienem spalić za sobą wszystkie mosty?- Grzegorz Lenarczyk nie był pewien czy ostatnie zdanie było przeznaczone dla niego czy może wyrażało rozterki jego syna. Czuł smutek mając świadomość, że mimo pogodzenia się Oskar nie chciał mu się zwierzyć, nie chciał przyznać o co tak naprawdę chodzi z tą całą Sylwią. I gdy kilka minut później zjawia się Zuzanna powiedział jej o tym.
- Kocha ją to oczywiste. I nie wyjeżdża do Niemiec, a ucieka. To też oczywiste. Tylko nie rozumiem czemu nie spróbuje jej odzyskać.
- Powiedział, że ona chce Maćka.
- Bzdura. Nie widziałeś jak na niego patrzyła podczas ich wizyty? Albo jak chciała zabić mnie wzrokiem gdy spytałam ją czy aprobuje mój romans z Oskarem.
- Co?- Zuzia roześmiała się.
- Nie patrz tak na mnie: wiem, że to było głupie i śmierdziało na kilometr, ale ona tego nie wyczuła. Nie zrozumiała, że tylko ją podpuszczam i kulturalnie choć stanowczo złajała.
- Och Zuziu, ty moja swatko. Chciałbym by on był szczęśliwy. Cieszył się na to dziecko, naprawdę był szczęśliwy.
- Wiem, ja prawdę mówiąc już wyobrażałam sobie jak będzie się bawił z naszym małym Adriankiem.
- Ja też. Ale wiesz co? Oskar poprosił mnie o coś jeszcze. O kilka zdjęć Adriana.- Zuzanna od razu wyczuła, że nie ma na myśli ich syna, ale swojego syna. Tego który umarł. – Po jego śmierci unikał tego tematu, a gdy nawiązywałem do tego wydarzenia zamykał się w sobie.
- Zmienił się. I dojrzał.
- Chyba tak.
- Więc za coś tej Sylwii trzeba podziękować, w końcu przebiła się przez jego skorupę zmuszając do zmierzenia się z przeszłością i tobą.
- Może. Ale zamiast na tym poprzestać rozbiła nie tylko jego skorupę, ale i jego samego. A tego nie mogę jej wybaczyć.- Zuzanna nie mając pojęcia co jeszcze powiedzieć wtuliła się w ramię męża.

***

Sylwia, po wypisaniu ze szpitala czuła się bardzo dobrze. Oczywiście fizycznie, bo poronienie zostawiło w jej umyśle niezatarty ślad. Dziewczyna z czasem miała nadzieję, że on minie.
Na razie, zdecydowała się spędzić ostatnie trzy dni u Drwęckich. Bardzo na to nalegali argumentując, zresztą całkiem rozsądnie, że tak będzie dla niej lepiej, bo jeszcze powinna z Darią załatwić wszelkie formalności związane z końcem okresu wynajmu mieszkania od Oskara. Tak więc uznała to za całkiem dobry pomysł.
Starała się nie myśleć o Lenarczyku, a przynajmniej nie za dużo. Jeśli już to w kontekście jego karygodnego zachowania. Zauważyła, że nawet Sebastian był na niego wściekły i chyba przestał się przyjaźnić. Z tego powodu czuła się trochę winna, ale w sumie tak było lepiej. Nie chciała już nigdy spotkać człowieka którego nie było nawet stać na kurtuazyjną kilkuminutową wizytę. Dobra, może i nie darzył jej miłością ale była matką jego dziecka. Czy nawet na tyle nie było go stać?
Nigdy nie robię nic bezinteresownie.
No tak, zapomniała już o jego maksymie niczym życiowe motto. A przecież wizyta w szpitalu byłaby dla niego czymś takim.
Z drugiej strony, czasami jej umysł nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że Oskar jest totalnie nic nie wartym facetem, który zawiódł ją w momencie w którym tak naprawdę go najbardziej potrzebowała. W końcu z pewnością też cierpiał. Gdy była w ciąży bardzo dbał o nią i dziecko: woził na wizyty, oferował finansowe wsparcie a nawet małżeństwo. Nie mógł być więc całkiem nic nie wart. Zresztą jakie prawo miała go teraz obwiniać skoro to ona wmanewrowała go w ciążę której nie chciał? Mógłby z powodzeniem się na nią wypiąć, a jednak tego nie zrobił.
Naprawdę mogę ci obiecać, że będę dobrym mężem. To znaczy postaram się.
Wiedziała, że tak właśnie by było. Nie zdradzałby jej, nie oszukiwał. Opiekowałby się nią i starał zapewnić to co najlepsze. I może miłość nie byłaby tu potrzebna. Może za czułość wystarczyłaby jej tylko wieczorna namiętność? A może z czasem by ją pokochał? Może jednak po tym co stało się z Zuzanną jeszcze jest w stanie to zrobić? Nie, najpewniej raniłby tylko wyżywając sie za każde niepowodzenie jak to robił w ostatnim czasie. I kpiąc z niej raniąc boleśnie jej serce.
Dużym wsparciem w tym okresie była dla niej Daria z Maćkiem. Ta pierwsza, znacznie bardziej bezpośrednia niż brat, który prawdę mówią zbyt się nad nią roztkliwiał powiedziała jej wczoraj:
- Tak naprawdę to czujesz do Oskara to przywiązanie i pewien rodzaj sentymentu, bo był twoim pierwszym kochankiem. To nie jest miłość, Sylwia. A nawet jeśli jest, to lepiej ci będzie bez niego.
Może więc jej przyjaciółka miała rację? Może gdyby spędziła noc z Maćkiem czułaby się inaczej; wyzwolona od całego bagażu doświadczeń? Może nie potrafiła traktować spraw seksu bez zobowiązań tak lekko jak sądziła, że jest w stanie to zrobić i teraz jej własny mózg nakazywał ubierać w piórka miłości zwykłe pożądania? Bardzo chciała by okazało się to prawdą, bo inaczej wiedziała że ból który wciąż czuje nie zniknie tak szybko jak chce.
Mogłaby też związać się z Maćkiem. Wiedziała, że bardzo by tego chciał. Ostatni, trzeci dzień spędzony w jego mieszkaniu w czasie pracy Darii gdy zostali sami wydawał jej się być bardziej krępujący. Do tej pory w żaden sposób na nią nie naciskał, ale tego dnia…tego dnia podczas rozmowy dotknął wierzchem dłoni jej policzka i ją pocałował.
A ona oddała ten pocałunek.
Czy było to przyjemne? Tak, nawet bardzo. Tyle, że nie było tak jak z Oskarem (co było przecież logiczne, w końcu nie każdy facet całował tak samo). A ona nie potrafiła wykrzesać z siebie jakichkolwiek emocji. Z Lenarczykiem to wystarczyło; czasami jeden pocałunek mógł sprawić że zrzucała z siebie ubrania i prowokowała ich zbliżenia. Teraz na samą myśl czuła się bardzo zakłopotana choć miała świadomość, że Oskar wcale nie odbierał jej jaką wyuzdanej. Ale kto wie jak jest teraz? Czy popisywał się przed swoimi kolegami jaka była w łóżku? Albo śmiał się z faktu, że czasami bardzo łatwo przychodziło mu ją do tego prowokować? Nie, nie powinna o tym myśleć. Trzeba po prostu zapomnieć: koniec i kropka. Tyle, że gdy nadszedł czas wręczenia podpisanej umowy z końcem najmu mieszkania Sylwia nie pozwoliła zrobić tego Darii. Musiała spotkać się z Oskarem jeszcze raz. Nawet jeśli na jego twarzy ujrzałaby całkowitą obojętność, nawet nienawiść…to po prostu musiała.
Drwęccy jej tego odradzali. Daria mówiła nawet, że pójdą tam razem. Maciej też chciał jej towarzyszyć, ale ona nie chciała się na to zgodzić. Z nimi być może wszystko przebiegłoby beznamiętnie i szybko; może nawet Lenarczyk zignorowałby ją mówiąc tylko do Darii. A ona chciała zobaczyć wyraz jego oczu gdy będzie na nią patrzeć. Wiedziała, że to głupie; w końcu co można wyczytać z czyjegoś wzroku? Ale matka zawsze powtarzała jej, że oczy są odzwierciedleniem duszy. Jeśli Oskar jej nienawidzi to pewnie to uczucie odbije się w jego oczach.
Idąc na kompromis, zdecydowała z Drwęckimi, że tylko ją odwiozą. Gdy chcieli zaczekać odradziła im to. Pomyślała, że jak zraniona będzie płakać albo będzie bardzo smutna spacer dobrze jej zrobi. I nie będzie musiała tłumaczyć Maćkowi czy jego siostrze co się stało. Jak się potem okazało dobrze zrobiła, choć z innego powodu niż początkowo przypuszczała.
Z każdym krokiem przybliżającym ją do drzwi dawnego mieszkania jej zdenerwowanie rosło. W końcu stanęła pod właściwymi wyciągając kluczyk i przekręcając go w zamku.
Spędziła tu ponad cztery lata. Cztery lata  w których uczyła się, pracowała, odrabiała staż. Lata, w których mimo dużych nakładów pracy osiągnęła swój sukces ciężko na niego pracując. A teraz musi się rozstać z tymi czterema ścianami: dalsze wynajmowanie ich od Oskara wiązałoby się z koniecznością spotkań a tego by nie zniosła. On chyba też nie, zważywszy na to, że nawet nie odwiedził jej w szpitalu.
Spojrzała na zegarek: było w pół do piętnastej. Dokładnie o tej godzinie Daria umówiła się tutaj z Lenarczykiem. Teraz może się zjawić w każdej chwili.
By jakoś ukoić nerwy zaczęła jeszcze raz przeglądać w kuchni wszystkie szafki i szuflady choć była pewna, że nie zostawiła tu nawet małego patyczka czy okruszka chleba. Przedwczoraj Daria wszystko sama wysprzątała nawet jej o tym nie mówiąc. Tak jakby poronienie, które nastąpiło dziesięć dni temu uniemożliwiało jej chociażby latanie z mopem czy ścierką.
Potem poszła do swojego pokoju robiąc tę samą inspekcję. Również i tu nie znalazła żadnego przeoczonego przedmiotu. Nieco nerwowym ruchem założyła za ucho kosmyk włosów. Ścięła je dopiero wczoraj i wciąż nie mogła się przyzwyczaić do lekkości swojej fryzury. Wychodząc od fryzjerki bała się spojrzeć w lutro: zawsze nosiła długie włosy i dotychczas obcinała je tylko raz kilka lat temu po wyjeździe na staż Oskara, ale nawet wtedy kosmyki sięgały jej do ramion. Teraz natomiast zaledwie do uszu.
Była przerażona, ale też i zaintrygowana swoim wyglądem. I choć ten pomysł który wypłynął od Darii wydawał jej się być nieco bezsensowny (przyjaciółka argumentowała, że Sylwia musi zmienić swoje życie tak by na nowo odnaleźć swoje „ja” a zaczynanie go od niewielkim zmian jest najlepszym pomysłem), teraz po głębszym zastanowieniu Kukulska przyznała jej rację. Czuła się inaczej, czuła się pewniej. Do tego gdy odpowiednio podkreśliła swoje oczy ciemną kreską wyglądała intrygująco i tajemniczo nawet we własnych oczach. I czuła się ładna, choć nigdy wcześniej tak nie było. Porzuciła też swoje garsonki; nie pracowała, więc mogła ubierać się znacznie swobodniej. Teraz też z radością wskoczyła w swoje ulubione dżinsy i zwykłą czarną bluzkę z żabotem. Wyglądała odpowiednio do swojego wieku, ale też nie postarzała się tak jak to robiła wcześniej.
- Daria? Daria, jesteś tu?!- Słysząc dochodzący głos Oskara, na moment wpadła w panikę. Wzięła kilka głębokich oddechów i dopiero wtedy zdołała zrobić pierwszy krok by wyjść ze swojego dawnego pokoju. Potem kolejny aż dotarła do drzwi i je otworzyła.- Zostawiłaś otwarte drzwi i pomyślałem że coś mogło ci się stać a…- Przerwał swój wyrzut gdy zamiast Drwęckiej z pokoju wynurzyła się Sylwia. A raczej ktoś bardzo podobny do niej.
- Cześć.- Usłyszał znajomy głos okraszony delikatnym choć nieco wymuszonym uśmiechem, który tak dobrze znał. To była ona, Sylwia. Choć zmieniła fryzurę i ubrała się w zwykłą bluzkę z dżinsy to i tak była ona. Kobieta, którą kochał. Kobieta, którą skrzywdził.
- Cześć. – Odpowiedział jej z trudem.- Sądziłem, że to Daria odda mi klucze.
- Nie mogła tego zrobić; w ostatnich chwili coś jej wypadło i zdecydowałam się ją zastąpić.- Skłamała.- W końcu nie ma powodu by jedna lokatorka nie mogła zastąpić przy podpisaniu formalności innej, prawda?- Nie przytaknął, więc pewnie się z tym nie zgadzał. Na dodatek gdy beznamiętnie kazał jej iść do kuchni by od razu przeszli do celu ich spotkania, zrozumiała że to było trudniejsze niż myślała. I przede wszystkim, że jednak się pomyliła.
On nie chciał jej więcej spotkać. Dziecko na moment splotło ich losy, ale gdy go zabrakło uświadomiła sobie, że nic tak naprawdę ich nie łączyło. Po prostu zaliczyli wpadkę jak miliony par przed nimi. Nie było tu miejsca na wielką miłość. A przynajmniej w jego odczuciu. Może i nie pozwalał jej spotykać się z Maćkiem, ale nie z zazdrości a zaborczości i złośliwości. Nic innego nim nie kierowało.
Z gardłem Sylwii stało się coś dziwnego: poczuła się tak jakby coś wielkiego blokowało jej możliwość przełykania. Wiedziała jednak, że to z powodu nagromadzonych emocji.
Wszyscy powtarzali, że jej przyjście tutaj będzie błędem, że nie powinna rozmawiać z Oskarem, bo to nic nie wniesie a wręcz przeciwnie; Lenarczyk tylko jeszcze bardziej ją zrani. Ale ona nie potrafiła inaczej. Musiała usłyszeć prawdę z jego ust. Nawet jeśli miałby jej wyznać, że jej nienawidzi. Tyle, że gdy zyskała możliwość do konfrontacji stchórzyła. Lakonicznie odpowiedziała na parę pytań odnośnie mieszkania, a potem tych dotyczących jej losów i przeprowadzki do matki które prawdopodobnie zadał jej z grzeczności. Ona odwzajemniła mu się tym samym życząc owocnej pracy w Niemczech. Następnie oddała mu klucze, które kazał jej położyć na stole. Tak jakby wręczając mu je bezpośrednio do jego dłoni mogła skazić go swoim przypadkowym dotykiem. I gdy nic nie zostało już do zrobienia, gdy musiała się tylko pożegnać, coś w niej pękło. Nie mogła tak po prostu tego wszystkiego przemilczeć. Nie mogła zgodzić się na to by zachowywali się tak jakby nic się nie wydarzyło.
- Nie zrobiłam tego specjalnie. Nie chciałam by ono zmarło, Oskar.- Powiedziała cicho doskonale wiedząc, że on zdaje sobie sprawę iż ma na myśli ich dziecko i poronienie. Wiedziała też, że on ją o to obwinia bo mówiło jej to jego posępne spojrzenie, wyrzut w oczach i zacięta sylwetka.- Nie chciałam go zabić.
- Myślisz, że tak właśnie sądziłem?- Spytał ją z niedowierzaniem. Wyglądała bardzo mizernie, a zwłaszcza jej twarz. Choć zadziorna fryzurka dodawała jej uroku a makijaż maskował cienie pod oczami to i tak wystające kości policzkowe mówiły same za siebie. Serce mu się krajało gdy patrzył na nią nawet przelotnie, więc wolał tego nie robić jak najszybciej dopełniając wszelkich formalności. Ale zadając mu to pytanie…czy naprawdę sądziła, że ją obwinia? Przecież jeśli już to raczej on był winny.
- A nie jest tak?- Spytała niepewnie.
- Oczywiście, że nie.- Potwierdził. Nie mógł pozwolić, żeby sądziła iż właśnie tak myślał skoro było wręcz przeciwnie.
- Więc dlaczego nie odwiedziłeś mnie w szpitalu?
- Bo…bo nie sądziłem że będziesz tego chciała.- Wyznał cicho. Nie dodał, że odwiedził ją w szpitalu dwukrotnie: raz wtedy gdy zobaczył ją z Maćkiem a drugi na dzień po poronieniu gdy spała. Zawsze jednak pilnował by nikt go nie dostrzegł.
- Przecież byłeś ojcem mojego dziecka.- Odpowiedziała. Lekko wygiął kącik ust ku górze. Byłeś ojcem mojego dziecka. Nie: byłeś dla mnie ważny, nie: chciałam twojego wsparcia bo się przyjaźniliśmy. Ona po prostu uważała, że pełniąc w ich związku taką a nie inną rolę powinien się z niej wywiązać. I niby po co? By powiedziała mu, że chce być z Drwęckim?
- Tak, ale poza tym nikim ważnym prawda?- Słysząc to spuściła na moment głowę. A on choć wiedział że kocha Maćka, tak bardzo pragnął by zaprzeczyła, by powiedziała że jednak potrzebowała właśnie jego; by znaczył dla niej więcej niż znaczy; choćby nawet jako przyjaciel. Ale z drugiej strony przecież pogodził się już z przegraną. Nie było sensu wciąż się łudzić. Czasami nawet wierzył w to, że sobie poradzi. W końcu odkrywając, że Zuzanna kocha jego ojca też sądził że zawalił mu się świat. A jednak udało mu się z tego podnieść. Teraz też się uda. Może trochę trudniej, ale mimo wszystko się uda. Przecież życie to żadna telenowela. Tak, uda się. Musiał w to wierzyć. Inaczej czekało go istne piekło.
- Maciek codziennie mnie odwiedzał.- Powiedziała, a on poczuł  jak coś wewnątrz niego skręciło się z bólu.
- Cieszę się, że wam się udało.- Skłamał.
- Nie, nigdy już nam się nie uda. Nie po tym jak…jak wszystko się zmieniło.- Dokończyła z wahaniem, bo tak naprawdę mało co nie powiedziała, że po tym jak się w nim zakochała. Ale nie miała prawa tego powiedzieć. Nie mogła go obarczać jeszcze swoimi uczuciami. I tak wiedziała, że czuł się za nią odpowiedzialny, że bardzo zmartwiła go utrata ich dziecka. Poza tym czy naprawdę chciała utrzymać go przy sobie z litości? Jej serce krzyczało, że tak ale jak zwykle rozum wygrał.- Już nigdy nie będziemy razem z Maćkiem.- Dodała właściwie nie wiadomo po co.
- Posłuchaj, Sylwia…to co nas…to co cię spotkało…To wcale nie musi oznaczać, że…To znaczy ja wiem, że ty…a Maciek…- Plątał się nie mogąc wyrzec tego czego bardzo chciał. Wiedział, że ona bardzo kocha Drwęckiego. I zdawał sobie również sprawę z faktu, że po utracie dziecka może uważać, iż nie zasługuje na szczęście. Może nawet obwinia się za to, że nie chciała jego dziecka i jakimś cudem to z jej winy zginęło?
Tyle, że…no właśnie. Nawet jeśli poroniła to przecież nie musiała od razu rezygnować z miłości i marzeń. Nie w imię złego losu. Może nawet właśnie tak miało być? Może od początku nie powinien godzić się na ten układ między nimi. W końcu gdyby wstrzymali się jeszcze trzy miesiące Maciej zrozumiałby jak ją kocha i cały koszmar by się nie wydarzył. Dlatego teraz chciał wykazać się wspaniałomyślnością mówiąc Sylwii, żeby nie zostawiała Drwęckiego tylko z powodu wyrzutów sumienia i poczucia, że nie zasługuje na szczęście. Bo zasługiwała jak nikt inny. Tyle, że gdy przyszło co do czego to...to nie był wstanie tego zrobić.
Nie potrafił tak po prostu powiedzieć kobiecie którą kocha by związała się z kimś innym niż on sam. To było dla niego zbyt trudne, praktycznie niemożliwe. Nigdy nie był altruistą czy bezinteresowny jak zresztą często mawiał, ale nawet to co chciał zrobić nie mieściło się w tej kategorii. Dlatego urwał myśl w pół zdania odwracając się w stronę okna.
- Co chciałeś powiedzieć?- Usłyszał zaraz potem jej pytanie.
- Nic ważnego. Możesz już iść, już wszystko załatwione w sprawie mieszkania.- Odprawiał ją. Słyszała w jego głosie ból, a przede wszystkim jakąś rezygnację. Cierpiał. Może to co ich spotkało było zupełnie nieplanowane, ale cieszył się z narodzin tej małej istotki. W końcu gdy ona panikowała on od samego początku zachował zimną krew skupiając się na faktach. Westchnęła czując jak nawet podczas tej czynności drży jej oddech. Potem zgodnie z jego życzeniem się odwróciła.
Tyle, że nie wyszła.
Nie mogła.
Nie potrafiła tak po prostu go zostawić. Najpierw musiała dać upust trawiącej jej goryczy. I ostatecznie wszystko między nimi wyjaśnić.
- Wiesz, w zasadzie to powinnam być na ciebie wściekła za to jak mnie potraktowałeś. Za to, że nawet nie pofatygowałeś się by mnie odwiedzić w szpitalu po tym jak załamana leżałam po utracie naszego dziecka…
- Sylwia ja…
-…nie spokojnie: nie zamierzam cię o nic obwiniać.- Przerwała mu śmiejąc się nieco sztucznie.- Przecież wiem, że nic dla ciebie nie znaczę, więc czemu niby miałbyś mnie odwiedzać?
- To nie tak. Nie chciałem tylko byś przeze mnie czuła się jeszcze gorzej.
- Chodzi mi o to, że chciałam powiedzieć, że nie mam do ciebie żalu. Poza tym lekarz powiedział, że ono…że nasze dziecko byłoby upośledzone jeśli..jeśli bym nie poroniła.
- To nie było nic pewnego.
- Wiem. Ale on chyba uważał, że to powinno przynieść mi pocieszenie. Jakby cokolwiek mogło. Kochałabym je gdybym urodziła małą małpkę albo małego potworka. Oczywiście pewnie w to nie wierzysz, ale…
- Wierzę ci, wierzę. Boże, nie chciałem mówić ci tego wszystkiego tamtego dnia u Maćka. Byłem wściekły, ale uwierz mi, że wcale tak nie myślałem. Błagam. Wiem, że masz mnie za potwora, ale nigdy nie obwiniałem cię o nic co miałoby związek z ciążą i okolicznościami jej powstania. Nigdy.- Czując prawdę wypływającą z jego słów wybuchła płaczem. Nagle to wszystko stało się zbyt realne: utrata dziecka, jego wyjazd. Nie była w stanie się kontrolować, miała trudności z oddychaniem. A już na pewno wtedy gdy podszedł do niej i delikatnie objął. Wtedy w jego ramionach odczuła wielkość swojej straty. Miała gdzieś że moczy mu koszulę, że postępuje jak desperatka czepiając się ostatniej okazji do wciągnięcia jego zapachu czy poczucia bicia serca. Ale musiała to zrobić. Chciała mieć jakieś wspomnienie.
- Przepraszam cię. Przepraszam cię za wszystko.- Usłyszała w pewnej chwili gdy cicho wyszeptał te słowa w jej włosy dziwnym głosem.
- Za co?- Odsunęła się od niego lekko, ale tylko tak by móc patrzeć w oczy.
- Za to, że zgodziłem się na ten układ między nami, że zniszczyłem ci życie. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz.
- Nie zniszczyłeś mi życia.- Zaprzeczyła gwałtownie.- Dzięki tobie…
- Obiecaj mi, że będziesz o siebie dbała po moim wyjeździe.- Zażądał jednocześnie wierzchem dłoni ścierając ściekającą jej po policzku łzę. Potem niechętnie zabrał rękę z jej twarzy.- Że nie będziesz się o nic się obwiniać, bo to wszystko moja wina i zapomnisz o przeszłości.
- Nie mogę.
- Obiecaj. Bo tylko w ten sposób oboje możemy się od tego uwolnić, tylko idąc dalej nie oglądając się wstecz.
- Ja…obiecuję.- Wydukała w końcu. Bo ta obietnica znaczyła dla niej dużo więcej niż on podejrzewał. Oznaczała, że zapomni o nim. O tym, że go kocha. Że postara się ułożyć swoje życie na nowo. Dziś definitywnie zrozumiała, że on nic do niej nie czuje: wyznała mu przecież że nie chce spotykać się z Maćkiem, że nie czuje do niego urazy z powodu tego jak ją traktował w przeszłości. Ale on nie chciał się z nią związać. I musiała się  z tym pogodzić.
Wpatrywali się w siebie jeszcze przez kilka sekund. Żadne nie wiedziało, że drugie robi to samo: zapamiętuje rysy twarzy, każdej najmniejszej zmarszczki w kąciku oka a nawet każdej skazy by jak najdokładniej wyryć w pamięci ten obraz. Potem Sylwia zmusiła się do postąpienia krok do tyłu. Bez słowa pożegnania opuściła mieszkanie, które przez ostatnie cztery lata uważała za swoje.
Opuściła mężczyznę, którego kochała rozumiejąc to zbyt późno.
I pamięć o dziecku które nigdy się już nie narodzi.
Musiała zacząć od nowa, tak jak chciał zrobić to Oskar.
I wycierając płynące z policzków łzy obiecała sobie że to zrobi.
On z kolei z okna swojego mieszkania patrzył jak ona wsiada do samochodu Maćka, jak tamten ją obejmuje. Po raz ostatni pozwolił sobie na smutek wierząc w to że dobrze robi. Nie miał pojęcia, że w ten sposób rani ich oboje.
Nie miał pojęcia, że są dwojgiem ludzi, którzy właśnie zaprzepaścili swoją szansę na miłość.

Tym razem notka na końcu, z oczywistych przyczyn: mianowicie odniosę się trochę do treści opowiadania a nie chciałam robić spojlerów. Ale po kolei :)
Na początek z okazji Mikołajek życzę wam dużo prezentów od ukochanych osób: znajomych, przyjaciół, rodziny i oczywiście drugich połówek. A nawet jeśli ich ni będzie to dużo ważniejszej rzeczy: małych, drobnych gestów które upewniają nas, że obok jest ktoś kto o nas dba, komu nie jesteśmy obojętni. Że nawet jeśli my wątpimy to jest ktoś kto w nas nie wątpi.

Co zaś się tyczy samego opowiadania to...niestety w tym rozdziale (mimo że mikołajkowy) jako takiego happy endu nie ma, ale cierpliwości: już w następnym coś się ruszy :-) Może niektórym się to nie spodobać (i to co napiszę dalej to w żaden sposób nie będzie żadne usprawiedliwienie), ale po prostu pomyślałam sobie, że cukierkowe zakończenie nie będzie dobre dla tego opowiadania. Bo początkowo planowałam je zakończyć właśnie w tej części: rozmowa Oskara z Sylwią miała doprowadzić do wyznania miłości i żyli długo i szczęśliwie i bla bla bla. Tyle, że co dalej z Maćkiem? Albo dalszą karierą zawodową Sylwii i Oskara który przecież jeśli nie wywiązałby się ze zobowiązania straciłby etat w szpitalu? I czy matka Sylwii wybaczy przyszłemu zięciowi, że skrzywdził jej córkę? Albo gdzie będą mieszkać? Co z Darią i Sebastianem? Wiem, że może te kwestie są nieistotne wobec "wielkiej prawdziwej miłości Sylwii i Oskara" ale właśnie ten fakt najbardziej irytuje mnie w harlequinach (stąd pewnie dlatego ich nie lubię :(), bo przecież nawet romantycy muszą dostrzegać, że miłość czasami jest niczym wobec przeszkód jakie stawia przed nami życie i z łatwością może je pokonać (niestety). To taka trochę moja dygresja i możecie się ze mną zgodzić lub nie (uważając np. że warto pozostawić pole do popisu wyobraźni czytelnika), ale odnosząc ją do tego opowiadania uznałam, że lepiej będzie po prostu lepiej. No i dzięki temu będę mogła ciut przedłużyć opowiadanie, ale spokojnie, tylko nieznacznie :) Swoją drogą to zakończenie zawsze wzbudza we mnie lekką zadumę. No bo właściwie gdzie powinno się ono kończyć? Kiedy bohaterzy zrozumieją że się kochają? Albo- to chyba najbardziej sztampowe- kiedy biorą ślub? Lub po prostu kiedy zaczyna brakować pomysłu pisarzowi? Przecież w związku (po ślubie czy nie) zawsze są problemy mniejsze lub większe, tak więc daną historię można by pisać w nieskończoność aż do śmierci bohaterów :) Ale lepiej niech pozostają młodzi i piękni, pewnie dlatego zwykle kończy się na ślubie.
Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz wszystkiego dobrego!

15 komentarzy:

  1. Płakałam na końcu... Przyznam szczerze, że myślałam że już w tej części coś się ruszy ale będę cierpliwie czekać na kolejną. Świetna część. Tobie również życzę worka prezentów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, bardo smutna część, ale taki miałaś zamiar i ja to szanuję.
    Pewnie, że nie może byc landrynkowo, bo zycie nie jest takie, ale wiem, że jak się chce i pracuję się nad związkiem to wszystko moze się udać, ale trzeba chcieć i rozmawiać.
    Piękna, nostalgiczna część i bardzo liczę na happy end.
    Dziękuję za prezent, a Tobie też całęj masy miłych przezencików i prezentów.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszająca część. Proszę niech to opowiadania będzie miało szczęśliwe zakończenie. Oboje zasługują na miłość. Niech któreś z nich walczy i nie ukrywa swoich uczuć. Czekam z niecierpliwością na kolejną część i mam nadzieję, że w końcu będzie coś pozytywnego. Zawsze czytam po kilka razy twoje wpisy, ale tego nie dam rady bo od razu robi mi się przykro
    Pozdrawiam Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że będzie szczęśliwe...chociaż niestety, dla wszystkich bohaterów się zwyczajnie nie da.

      Usuń
  4. Liczę że połączysz ich ze sobą...co innego gdyby nie chcieli, ale oni nie wiedzą o swojej miłości nawzajem..jeszcze maciek namieszał Oskarowi..

    OdpowiedzUsuń
  5. Też bardzo bym chciała, żebyś ich połączyła. Teraz już nie może być inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że nie każesz nam zbyt długo czekać na kolejną część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś na nic nie licz raczej bo dopiero jutro zacznę tworzyć kolejny rozdział. Także na 100% ukarzę się on tutaj w sobotę, wczesniej nic nie obiecuję:(

      Usuń
    2. Będę czekać z niecierpliwością :)

      Usuń
  7. Też chciałabym żeby już w końcu Sylwia i Oskar byli razem ale jak zaplanowałaś jeszcze troszkę rozwinąć wątki poboczne to też jestem za bo to oznacza że jeszcze się z tym opowiadaniem szybko nie rozstaniemy a mógł być już

    OdpowiedzUsuń
  8. Sam tytuł opowiadania wskazuje że muszą się w końcu odnaleźć :-) byle nie zbyt późno bo chcielibyśmy poczytać o tym jak im się układa w związku, o ich wspólnym życiu ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, już w następnym rozdziale będzie progres :-)

      Usuń
  9. Jezu dziewczyno jak zwykle rozkladasz na łopatki ! Maciek nie zasługuje na Sylwia co z tego ze byl jej przyjacielem skoro cały czas ona przez niego tak cierpiała , teraz niech to on sie przekona co to znaczy nieodwzajemniona miłość ! Nie mogę normalnie patrzeć na to jak to jedno jest nieświadome uczuć drugiego i na odwrót. Normalnie jak mi nie połączysz Oskara i Sylwia to chyba Cię znajdę i udusze normalnie ! Do cholery niech wyznają sobie chociaz swoje uczucia !Tu musi być happy end !!! �� Buziaczki. Daria :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyli dziś juz raczej nic?

    OdpowiedzUsuń
  11. Czyli dziś juz raczej nic?

    OdpowiedzUsuń