Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 czerwca 2016

Maskarada część XXX



Dziś znowu krótszy, ale naprawdę oczy już same mi się zamykają...Z chęcią chciałabym już skończyć to opowiadanie mocnym akcentem czyli zagmatwaniem i happy endem, ale jakoś nie mogę się do tego zebrać. Po prostu piszę opowiadanie a moja głowa przeżywa oblany egzamin :((( Ale jeszcze łudzę się, że jakoś uda mi się obronić w lipcu. W każdym razie tak czy siak pisać dalej będę. Kolejną postaram się dodać już taką o tradycyjnej długości, bo koncepcja jest tylko sił brak.
Pozdrawiam i miłego czytania, bo w tej części trochę nasłodziłam.

Dźwięk przypominający brzęczenie wiertarki z pewnością nie był tym dźwiękiem, który pragnęłabym usłyszeć po namiętnej nocy spędzonej z mężczyzną. Tym bardziej, że wcale nie dochodził zza okna, ale wydobywał się z komórki Artura.
- Matko, wyłącz to.- Jęknęłam nakrywając sobie głowę poduszką. Wciąż przebywałam w krainie snów i chciałam tam pozostać jak najdłużej.
 - Co…? O cholera, sory: to mój budzik.- Mrugnął Chojnacki już przytomniejszym głosem. Już miałam rzucić coś w stylu, że tylko idiota ustawia sobie taki sygnał na pobudkę: w końcu już na samym początku dnia z pewnością gwarantuje to zły humor, gdy Artur niemal krzyknął:- Jasny gwint, już w pół do ósmej!
- Co?- Spytałam też czując się już zupełnie przytomna odkrywając swoją głowę, którą chwilę wcześniej schowałam pod poduszkę. Przecież na ósmą rano powinnam być w biurze! A pewnością nawet gdybym wyjechała dokładnie w tej chwili to przy porannych korkach na ulicach dojazd do firmy zająłby mi przynajmniej trzy kwadranse. Nie wspominając o tym, że gdybym wyjechała stąd tak jak stoję (a raczej leżę) to chyba zaskoczyłabym wszystkich dookoła świecąc gołym tyłkiem i rozczochranymi włosami. O dziwo ten fakt mnie uspokoił: skoro i tak nie miałam możliwości dotrzeć do pracy na czas to jakie właściwie miało znaczenie czy spóźnię się pół godziny czy dwie?
- Jak to możliwe, że nie słyszeliśmy trzech wcześniejszych pobudek?- Spytał retorycznie, jakby nie miał pojęcia czemu po wspólnie spędzonej nocy, której większą część poświęciliśmy na wzajemne pieszczoty i kochanie się mogliśmy być trochę zmęczeni. Poczułam jak Artur szybko wstaje z łóżka, które nieznacznie się ugięło wkładając na siebie bieliznę a potem spodnie. A ja jak głupia zamiast robić to co on, gapiłam się tylko na jego gołe plecy, które poprzez wąskie biodra przechodziły pośladki. Jej, a myślałam że taki efekt w filmach jest zasługą retuszu. W końcu żaden facet nie może mieć takiego tyłeczka.-  Mama mnie zabije gdy znów się spóźnię.
- Nie, ewentualnie zwolni.- Nie mogłam się powstrzymać od żartu. On jednak teraz gorączkowo szperał po szafie w poszukiwaniu koszuli chyba nawet mnie nie słuchając.
- Nie rozumiesz.- A jednak słuchał.- Dziś o ósmej miałem zaprezentować prezentację kosztorysu nowej kampanii marketingowej.
- No, to rzeczywiście może być problem. Dlaczego nie kazałeś tego zrobić jakiejś głupiutkiej stażystce jak dawniej?
- Bardzo zabawne.
- Żartuję. Ale na pocieszenie powiem ci, że ja też jestem spóźniona.- Powiedziałam owijając się cienkim kocem. Potem ruszyłam na poszukiwanie swoich wczorajszych ubrań.
- Ale ja nie jestem prezesem firmy w której pracuję.
- Ale synem jej właścicieli.
- Oskarżą mnie o nepotyzm.
- A to cię obchodzi?- Spytałam podnosząc znajdujący się koło łóżka mój stanik, a potem resztę ubrań. Zanim je na siebie nałożyłam Artur już pognał do łazienki. Gdy po kilku minutach stamtąd wrócił szybko wkładając jakieś leżące na biurku dokumenty do teczki odezwałam się:- W takim razie ja się zmywam, nie będę ci przeszkadzać.
- Chcesz już iść?
- Przecież sam powiedziałeś, że się spieszysz.
- No tak, ale…- Zirytowany przeczesał dłońmi włosy.
- Niech zgadnę: to nie tak miało wyglądać.
- Coś w tym stylu.- Artur uśmiechnął się do mnie na poły czule na poły pocieszająco na moment zatrzymując się obok mnie a nie jak huragan przygotowując do wyjścia.- Wybaczysz mi? Pierwsza noc powinna być szczególna, a ja nawet nie zrobiłem ci śniadania i na dodatek już każę spadać.
- Nie mam czego. Przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi i mamy pewne obowiązki. A śniadanie już od wielu lat serwuję sobie sama.- Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek.- Do zobaczenia później.
- Zadzwonię do ciebie w przerwie na lunch, tak koło pierwszej dobrze?- Spytał ujmując moją twarz w dłonie.
- Dobrze.- Odpowiedziałam troszkę rozbawiona tym jak poważnie to wszystko traktował. Może i rzeczywiście taka pobudka była mało romantyczna, ale przecież wiedziałam, że nie wygania mnie dla własnego kaprysu. Albo dlatego, że w końcu udało mu się zaciągnąć mnie do łóżka więc stracił całe swoje  zainteresowanie.- A teraz puść mnie już, bo się spóźnisz.
- Najpierw mnie pocałuj.
- Przecież nie mamy czasu.
- Na to zawsze jest czas.- Odpowiedział, a potem nie czekając na to aż ja to zrobię pocałował. Poczułam się trochę dziwnie, bo w przeciwieństwie do niego nie zdążyłam umyć zębów, ale no cóż…jemu to chyba nie przeszkadzało.- Naprawdę cię przepraszam. Później ci to wynagrodzę.
- Nic się nie stało, już mówiłam. Ale następnym razem zmień ten piekielny budzić na inny, bo jeśli usłyszę go kolejny raz to chyba wyjdę z siebie.
- Obiecuję, jeśli ty obiecasz że będzie kolejna szansa na to by cię obudził. Dobrze mi się z tobą spało.
- Spało? To co robiliśmy raczej niewiele miało wspólnego ze snem.- Parsknęłam.
- Sweterku, nie przypominaj mi. Przez ciebie przyjadę spóźniony i z pokaźną erekcją.
- To ty zacząłeś. I puść mnie w końcu.- Przez chwilę w jego wzroku pojawiło się coś takiego, że sądziłam, iż porwie mnie w swoje objęcia i zaczniemy się kochać. Ale albo mi się zdawało, albo też udało mu się opanować ten szaleńczy odruch.
- Proszę.- Powiedział jednocześnie zabierając ręce z moich pleców.- Odezwij się jak dojedziesz na miejsce.
- Dobrze.- Odpowiedziałam i w końcu wyszłam z jego mieszkania z uśmiechem na ustach. W samochodzie oprzytomniałam na tyle by wysłać Szymkowi wiadomość, o najprawdopodobniej ponadgodzinnym poślizgu z jakim pojawię się dziś w pracy. A potem przez całą drogę powrotną myślałam o tym co zaszło między mną a Arturem. Teraz gdy tamte emocje opadły czułam delikatne onieśmielenie wspominając niektóre pieszczoty którymi obdarowywał mnie Chojnacki albo ja jego. I w ogóle wspominając fakt jak do tego doszło. Zaczęłam się zastanawiać czy on sądzi, że od początku planowałam taki finał naszego spotkania. No i czy nawet jeśli tak było to czy miało to jakiekolwiek znaczenie.
Gdy w końcu znalazłam się pod prysznicem tylko lekko zaczerwieniona skóra w niektórych partiach mojego ciała świadczyła o tym, że w ogóle cokolwiek tej nocy się w moim życiu zmieniło. Bo zapach Artura niestety już się ulotnił. Będę musiała powiedzieć mu, że używa świetnej wody kolońskiej. Po prostu mogłabym go wdychać i wdychać…
Kręcąc głową i każąc się sobie uspokoić, ubrałam się, wysuszyłam włosy a potem zjadłam jabłko. Na więcej nie miała ochoty. Potem pojechałam do pracy. I sama nie wiedziałam dlaczego czułam się tak dziwnie. Przecież nikt nie wiedział o tym, że uprawiałam seks. A ja czułam się tak jakbym to miała wypisane na czole. Zwłaszcza gdy Szymek na mój widok po zwyczajowym pozdrowieniu spytał:
- Z kim zabalowałaś dziś w nocy, że aż tak zaspałaś?
- Nie ja wcale z nikim nie…- Na szczęście w ostatniej chwili udało mi się powstrzymać przed wygadaniem zanim zrozumiałam, że ze strony Bralczyka to po prostu zwykły żart.- Och…po prostu zrobiłyśmy sobie damski wieczór z Moniką, to wszystko. Ale nie za długi tylko zapomniałam nastawić budzika. A wiesz jakim jestem śpiochem.
- Spokojnie, nic się nie stało. Ale teraz zaproszę cię do siebie po kilka autografów. Gdy cię nie było jeden z inwestorów telefonicznie zgodził się na proponowaną przez nas cenę.
- Naprawdę? To super, więc już właściwie możecie zacząć budowę.
- Tak, trzeba jeszcze tylko uzgodnić z  Krzyśkiem ekipę budowlaną. Też mają sporo zamówień, a wstępnie umawialiśmy się dopiero na końcówkę sierpnia. Nie liczyłem, że tak łatwo uda nam się dojść  z nimi do ugody. Ale skoro tak się stało lepiej rozpocząć projekt szybciej i mieć w planie jakiś bufor czasowy…- Szymek tłumaczył mi jakieś zawiłości wstępnego projektu, ale i tak niewiele rozumiałam z tego z czystą głową  a tym bardziej gdy miałam ją zajętą czymś innym. Dlatego gdy wreszcie zostałam w swoim gabinecie sama nie mogłam się powstrzymać od napisania wiadomości Arturowi.

I JAK PREZENTACJA? UDAŁO CI SIĘ Z NIĄ ZDĄŻYĆ?

Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedź nadeszła dość szybko.

TAK, ZAWSZE MIAŁEM WIĘCEJ SZCZĘŚCIA NIŻ ROZUMU. NAWET MAMA NIE BYŁA NA MNIE TAK BARDZO ZŁA. CHOCIAŻ CZUŁEM SIĘ TAK JAKBY DOSKONALE ZNAŁA POWÓD MOJEGO SPÓŹNIENIA. CHYBA MYŚLI, ŻE WRÓCIŁEM DO ALICJI.

Uśmiechnęłam się czytając to w duchu mając nadzieję, że podejrzenia Artura są jednak przesadzone. To znaczy odnośnie tej pierwszej części. W końcu nie chciałam by pani Grażyna wiedziała, że z nim sypiam. A przynajmniej na razie. Dlatego odpisałam mu żartem przyznając rację, a potem pożegnałam. Bo chociaż z chęcią poprzekomarzałbym się z nim to jednak teraz powinnam trochę popracować. 
Do czasu lunchu czas dłużył mi się niemiłosiernie: w końcu zgodnie  z obietnicą Chojnacki miał do mnie zadzwonić właśnie wtedy. Ale zapomniałam o tym, że zwykle jadłam go przecież z Szymkiem. Nie mogłam tak nagle usiąść przy innym stoliku z powodu głupiej rozmowy telefonicznej. Artur wydawał się jednak być zirytowany gdy mu to wyjaśniłam idąc w kierunku bufetu, bo zadzwonił trochę wcześniej. Tak jakbyśmy nie mieli spotkać się za trzy godziny, ale za trzy lata a Bralczyk odbierał nam jedyną możliwość kontaktu. Nie chciałam jednak dać po sobie poznać jak mnie to rozśmieszyło, więc starała się by mój głos brzmiał odpowiednio zawierając nutkę rozczarowania. On jednak nie dał się na to nabrać.
- Świetnie się bawisz gdy ja skręcam się z zazdrości, co?
- Wcale nie. Przecież już ci mówiłam, że ja i Szymon jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Tak, zaraz po tym jak wyśpiewywałaś peany na część jego urody. I przyznałaś, że cię pocałował.
- No cóż, przecież jest wielu atrakcyjnych mężczyzn. Czy według ciebie miałabym ich teraz nie zauważać? A może tylko nie mówić tego głośno? Krzysiek Kamiński też jest niezłym przystojniakiem.
- Przeciągasz strunę.
- No i Robert Fiołkowski też.
- Ewelina…
- A, nie wspominając o Wiktorze. W sumie nie rozumiem czemu Monika się z nim rozwiodła. Nawet pomimo swojego wieku jest w nim coś niezwykle pociągającego, prawda?- Słysząc w słuchawce coś co podejrzanie przypominało jakiś warknięcie parsknęłam śmiechem nie zważając na to, że przechodzący akurat ludzie spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
- Prowokowanie mnie może się źle skończyć wiesz?
- Nie sądzę. A teraz przepraszam, muszę już kończyć. Właśnie dochodzę do stolika Szymka. Na razie.
- Odegram się za to, zobaczysz.
- Do widzenia. Zadzwonię gdy skończę pracę.- Pożegnałam się i nie czekając na jego reakcję rozłączyłam. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego kobiety uwielbiały stosować takie gierki i zagrywki wobec mężczyzn. To było całkiem zabawne.
- Co to za dowcip?- Przywitał mnie Bralczyk.
- Hm?
- Śmiejesz się tak, że musiał być bardzo zabawny.
- A to, nie…to po prostu był…dość śmieszny kontekst sytuacyjny. Zamawiałeś już coś?
- Nie, czekałem na ciebie.
- Dzięki. W takim razie idę zamówić coś sycącego. Dziś po prostu jestem tak głodna, że zjadłabym konia  z kopytami.- Wyraźnie zaskoczyłam go swoim zachowaniem, co poznałam po lekko uniesionych w górę brwiach, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Chociaż w sumie jak niby miał to zrobić, pomyślałam. Owszem zachowywałam się nieco dziwnie, byłam podekscytowana i trochę nakręcona, często się przy tym śmiejąc, ale nie odwaliło mi tak żeby zachowywać się zupełnie jak nie ja. Mimo wszystko nakazałam sobie spokój i rozwagę. Nawet jeśli w duchu skręcałam się ze śmiechu z frustracji Artura.
Po ponad trzech godzinach spędzonych na nudnej pracy papierkowej w końcu wyszłam z biura kierując się na parking. Miałam zamiar dać znać o tym Chojnackiemu, ale zobaczyłam że stoi tuż obok mojego samochodu.
-  A tu skąd się tu wziąłeś?
- Urwałem się trochę wcześniej z pracy. Chciałem zrobić ci niespodziankę.
- No to rzeczywiście mnie zaskoczyłeś.
- W takim razie chodź.
- Gdzie?
- Do mojego auta. Zaparkowałem trochę dalej, bo tu nie było miejsca.
- A co z moim samochodem? Przecież go nie zostawię.
- Cholera, nie przemyślałem tego.
- Więc najpierw pojadę swoim samochodem. I tak miałam zrobić jakieś zakupy.
- Możemy zjeść coś na mieście.
- W domu nie mam nawet kawy.
- Kawa nie jest nam do niczego potrzebna.
- Może tobie, ale mnie tak. Po dzisiejszej nocy byłam bardzo senna.
- Znam skuteczniejsze sposoby na rozbudzenie.
- Artur.- Jęknęłam w udawanej surowości.
- Już dobrze. Masz rację: lekarstwo nie może być jednocześnie przyczyną. A więc pojadę do siebie a potem po ciebie przyjadę. Zgoda?
- Tak. To znaczy nie. To ja do ciebie przyjadę, okej?
- Mogę cię przywieść, to dla mnie żaden problem.
- Wiem, ale tak będzie lepiej. Może wieczorem wyskoczymy na jakiś spektakl?
- Chcesz iść do kina?
- Cóż to za rozczarowanie? Miałam na myśli teatr. Ale możemy też wybrać się na wernisaż lub operetkę. Od razu mówię, że opera odpada. Jest dla mnie za długa i…
- Jesteś piekielnie irytująca, mówił ci to ktoś?- Przerwał mi w końcu orientując się, że moje słowa były formą żartu.
- Tak, ty nie jesteś pierwszy. – Odparłam ubawiona.- Zrobię zakupy, a potem coś do jedzenia i spałaszujemy to w towarzystwie krwistego horroru są przed telewizorem. Pasuje ci tak ambitny wieczór?- Na twarzy Chojnackiego pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak, jest wystarczająco ambitny. Opera przy tym to zupełny banał.

***
- Jakie jest twoje największe marzenie?- Spytałam Artura kilka dobrych godzin później gdy udało mi się zrealizować swoje założone cele (tzn. zrobić zakupy i przyrządzić z nich smaczne danie, a potem przyjechać do Chojnackiego i razem z nim je zjeść), a na ekranie krwistego horroru agonię przeżywała ostatnia z grupy wycieczkowiczów, którą nazwałam Przywódczynią Grupy Głupich i Głupszych Blondynek. Głowę trzymałam przy tym na kolanach Artura wygodnie leżąc rozłożona na sofie podczas gdy on zmuszony był siedzieć prosto. Dodatkowo gładził moje włosy u nasady raz po raz muskając skronie. Chyba robił to całkiem odruchowo, ale i tak sprawiało mi to dużą przyjemność.
- Raczej nie mam marzeń.- Odparł mi. To sprawiło, że zmarszczyłam brwi i spojrzałam mu prosto w twarz. Pytanie zadałam właściwie odruchowo i bezmyślnie, do czego sprowokował mnie właśnie obejrzany film, w którym marzenie głównej bohaterki okazało się być zgubne w skutkach. Ale odpowiedź Chojnackiego mnie zaskoczyła.
- Daj spokój, każdy ma jakieś marzenia.
- Chwilowo moje marzenie leży koło mnie.
- Pytałam poważnie.
- I dostałaś poważną odpowiedź.
- Artur…
- Już dobrze, a więc zastanówmy się. Moje największe marzenie…kiedy miałem siedem lat chciałem w końcu dorosnąć żeby te wszystkie dzieciaki które mnie gnębiły w końcu nie mogły tego robić. Potem chciałem zostać antyterrorystą lub terrorystą: zależnie od nastoju i filmu który aktualnie oglądałem  Na szczęście szybko doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie i pomyślałem, że lepiej być już policjantem.
- Artur…- Ofuknęłam go żartobliwie bijąc w ramię.
- No co, to szczera prawda.- Odparł wzruszając ramionami, a potem łaskocząc mnie po nosie.
- Nawet jeśli tak jest to w tym pytaniu chodziło mi raczej o bardziej aktualny stan. I dobrze o tym wiesz.
- Masz rację, robię to celowo. Bo marzeń się nie zdradza. Wtedy się nie spełniają.
- Bzdura.
- Szczera prawda. Zobacz: chcę być niskim krępym blondynem. I…widzisz? Wciąż jestem wysokim szczupłym brunetem.
- Jesteś pajacem.- Tym razem śmiałam się już w głos. On natomiast pochylił się nad moją twarzą tak, że prawie się stykały.
- I dobrze. Lubię jak się śmiejesz. Przypominasz wtedy dawną siebie.- Na chwilę skonfundował mnie tym pytaniem, ale zanim zdążyłam zapytać o co chodzi rozległ się dźwięk komórki leżącej na stoliku obok nas. – Przepraszam, to Alicja muszę odebrać.
- Jasne, rozumiem.- Powiedziałam podnosząc się z jego kolan. A było mi na nich tak dobrze…Korzystając z okazji postanowiłam skorzystać z łazienki by po obfitej kolacji umyć ręce. Przy okazji poprawiłam swoje rozczochrane włosy w duchu śmiejąc się sama z siebie. Nie rozumiałam skąd nagle pojawiają się u mnie te typowo dziewczęce zachowania. Przecież Artur widział mnie już płaczącą po śmierci męża, nieelegancko parskającą śmiechem podczas wycinania mu różnych numerów czy też wrzeszczącą i pieklącą się jak tamtego wieczora w klubie. Czemu więc nagle chciałam upewnić się, że prezentuje się całkiem dobrze?
- Ala poprosiła mnie bym zajął się jutro małym. Ma jakąś pilną sprawę do załatwienia.- Wyjaśnił mi Artur choć o to nie pytałam gdy tylko zjawiłam się z powrotem w pokoju. Tym razem usiadłam obok niego.
- Wciąż pomagasz jej finansowo?
- Tak, ale w znacznie mniejszym stopniu niż kiedyś. Udało jej się dostać pracę, którą może wykonywać w domu. Tyle, że czasami pewne sytuacje wymagają załatwienia jakichś spraw urzędowych na mieście, a nie bardzo może wziąć ze sobą Piotrusia.- Zaczął Chojnacki, a potem w odpowiedzi na moje kolejne pytania dość szczegółowo przedstawił interesujące mnie kwestie na temat swojej byłej dziewczyny. Gdy skończył spytałam go o to co nurtowało mnie już wcześniej:
- A co z tym pseudo ojcem Piotrusia? Już ich nie męczy?
- Chyba nie. Znudziło mu się dręczenie Alicji. A na synu i tak nigdy mu nie zależało.
- To kawał drania.- Mrugnęłam przypominając sobie tamten moment gdy wparował do mieszkania Alicji jak gdyby nigdy nic i wdał się w bójkę z jeszcze nie do końca sprawnym Arturem.- Nie rozumiem jak ona mogła być z kimś takim.
- Nie? Nawet na moje męskie oko wydawał się być całkiem przystojny.
- Przecież to brutal. I w ogóle wyglądał na typowego mięśniaka już od pierwszego wrażenia gdy tylko go zobaczyłam. Nie wspominając o tym, że tylko zwyczajny tchórz startuje do kobiety albo słabszego od siebie.
- Tego Ala przedtem nie wiedziała. Ale co do tego pierwszego…kobiety chyba lubią takich facetów, co? Męskich, pewnych siebie, stanowczych.
- Żartujesz?- Żachnęłam się. I choć widziałam w jego oczach iskierki kpiny i przekory udzieliłam całkiem poważnej odpowiedzi.- Jest różnica między byciem stanowczym a byciem damskim bokserem.
- Ale jak już mówiłem by to stwierdzić jest czasami za późno.
- Bo świetnie to ukrywacie. Tak to jest, że dopiero gdy już dostajecie czego chcecie wychodzi z was prawdziwa natura.
- Zaraz, zaraz jakie „was”?
- Was mężczyzn. Najpierw słodkie słówka, miłość na całe życie, czekoladki na przywitanie i takie tam. A potem jest już tylko gorzej, a przynajmniej w większości przypadkach.
- Nie chciałbym wyjść na antyfeministę, ale chciałbym zauważyć, że z kobietami jest całkiem podobnie. Też potrafią być niezłymi manipulatorkami. 
- Ha, na pewno nie takimi jak mężczyźni.
- Akurat. Też potraficie być milutkie, a gdy się wam się wsadzi obrączkę na palec to zaczynają się pretensje o każde pięć minut spóźnienia albo nawet cechy charakteru. Nie wspominając już o tym, że  „ciągle boli was głowa” albo macie „te dni”.
- Typowo seksistowska uwaga niewyżytego emocjonalnie dwunastolatka. I niezwykle wulgarna.
- Emocjonalnego dwunastolatka? Myślałem, że jestem chociaż na etapie gimnazjum.
- Raczej nie. Takim w głowie tylko jedno.
- Hm, tylko jedno mówisz? Więc chyba masz rację z tym dwunastolatkiem.
- Artur co ty…- Zdążyłam jeszcze powiedzieć, zanim nie przyciągnął mnie do siebie bliżej i nie pocałował. A ponieważ zrobił to z zaskoczenia nie dość, że wypadło to bardzo niezgrabnie, to jeszcze obejmując boleśnie ścisnął mi rękę.- Debil z ciebie.- Ofuknęłam go delikatnie masując ramię.- I zmieniam zdanie: o mentalności dziesięciolatka.
- Przepraszam, ścisnąłem cię za mocno?- Spytał choć się przy tym śmiał.- Daj, rozmasuję.
- Sama sobie poradzę.- Prychnęłam ostentacyjnie odkręcając się do niego bokiem. Potem zaczęłam pocierać ramię, choć już wcale mi nie dokuczało.
- Serio cię boli?
- Tak.- Skłamałam.
- Więc chodź tu, pocałuję i przestanie boleć.- Wbrew mojej woli kąciki ust pofrunęły mi ku górze. Gdy Chojnacki to zauważył od razu przesiadł się do mojej drugiej strony (bo wciąż byłam odwrócona do niego plecami) dotykając „bolącego” miejsca. Potem cmoknął mnie w dłoń, ramię i usta.
- W tym ostatnim miejscu mnie nie bolało. – Zauważyłam.
- Więc dlaczego się uśmiechasz?
- Tata zawsze tak robił gdy się skaleczyłam.
- Całował cię w usta?
- Nie, w bolące miejsce, pajacu. I od razu czułam się dobrze. Nawet kiedy złamałam rękę ból wydawał się być jakby mniejszy. A miałam wtedy nie więcej niż jedenaście lat.
- Co się wtedy stało?
- Nic. Głupi upadek z drzewa. W dzieciństwie uwielbiałam się wspinać, a że ściana wspinaczkowa na którą zabierali mnie rodzice nie spełniała moich standardów-  była przeznaczona dla pięciolatków i spokojnie mogłabym się tam wspinać bez zabezpieczeń- to sama postanowiłam stawiać przed sobą ambitne zadania.
- Od małego miałaś charakterek.
- No cóż, w przeciwieństwie do ciebie ja nie byłam mazgajem.
- Hej, to był cios poniżej pasa. Opowiedziałem ci o swoim dzieciństwie żebyś trochę się nade mną poużalała a nie kpiła.
- Przecież cię żałuje. Biedny Arturek.- Dodałam pełnym współczucia głosikiem. Potem dla wzmocnienia efektu poklepałam go po głowie.
- Nie przeginaj.- Powiedział w reakcji na mój gest. Wtedy roześmiałam się, a potem patrząc prosto w oczy poczułam coś co spowodowało, że moje serce zaczęło bić szybciej. Nie wspominając już o wczorajszych wspomnieniach. Nutkę pożądania.
Dlatego lekko podnosząc się z kanapy usiadłam mu na kolanach.
- Teraz lepiej?- Spytałam wtedy szepcząc mu to prosto do ucha.
- O niebo lepiej.- Mrugnął w pierwszym momencie lekko zaskoczony, ale już po chwili szukając ustami moich ust. W zasadzie to ja sama byłam zaskoczona swoją śmiałością i inicjatywą. Tym, że dałam się ponieść impulsowi. Wcześniej nigdy…dobra, od dobrych kilku lat mi się to nie zdarzało. A wczoraj przespałam się z facetem nie zważając na to, że następnego dnia muszę iść do pracy, że mam obowiązki. I jeszcze na dodatek teraz zamiast wyciągnąć z tego wnioski znów dawałam się ogarnąć szaleństwu.
Ten pocałunek był rozkoszny i właściwie można by go uznać za całkiem niewinny i słodki, gdyby nie zręczna dłoń Artura która wkradłszy się pod moją cienką bluzeczkę zawędrowała do pleców odpinając stanik. Z niechęcią pomyślałam, że musiał mieć w tym niezłą wprawę, bo udało mu się to za pierwszym razem. Powstrzymałam się jednak przed wypowiedzeniem tego na głos. Zamiast tego powiedziałam coś innego zanim do reszty stracę poczucie rzeczywistości, gdy tylko jego usta zawędrowały do mojej szyi:
- Muszę dziś wrócić do swojego mieszkania.- W reakcji na to oświadczenie Artur nawet na moment nie przerwał czynności której mnie poddawał (a mianowicie całowania mojego przedramienia) mrucząc:
- Czy to znaczy: spadaj czy pospiesz się?
- A jak myślisz?- Spytałam retorycznie.
Tym razem na mnie spojrzał podnosząc głowę do góry tak, że mogłam dostrzec jego szeroki uśmiech, który spowodował że ja też się uśmiechnęłam. A potem zdecydowanie objęłam go za szyję przyspieszając kolejny pocałunek.
Byłam śmiała: doskonale to wiedziałam. W końcu nie potrafiłam sobie wyobrazić bym w podobny sposób zachowała się wobec innego mężczyzny. Oczywiście nie miałam na myśli Mariusza- jego przecież kochałam. Ale Artura? Był moim przyjacielem i od kilkudziesięciu godzin kochankiem a ja już nie czekając na jego reakcję prowokowałam wspólne kochanie się. I co najlepsze nie miałam pojęcia czemu przy Chojnackim potrafię zachowywać się w tak niepodobny do mnie sposób. Ale jednak tak właśnie było. Przy nim rzeczywiście czułam się kimś innym: kimś kto nie musi bać się że jest „gorszą” stroną, że robi coś nie tak (a przynajmniej do czasu gdy przed naszą pierwszą wspólnie spędzoną nocą nie zapewnił mnie, że dla niego jestem wystarczająco seksowna). Po prostu robiłam coś całkiem dla siebie. Dlatego teraz nie zamierzałam udawać, że nie pragnę jego dotyku skoro tak było. Że nie podnieca mnie to jak szybko on się nakręca nie mogąc powtrzymać rozgorączkowania i napięcia widocznego na twarzy. To było takie cudowne móc go wtedy obserwować…
Tak jak poprzedniego wieczora, Chojnacki przeniósł mnie do łóżka znajdującego się w  sypialni. Dopiero po tym zaczął na nowo pieścić i rozbierać. W pewnym momencie jednak przestał co nieco zbiło mnie z tropu. Zwłaszcza, że wpatrywał się w moją gołą już klatkę piersiową tak jakby nagle urosła mi trzecia brodawka.
- Co się stało?- Spytałam wtedy.
- Nic.- Pokręcił głową. Potem skierował dłoń ku mojej szyi. Dopiero wtedy gdy ujął leżący na niej łańcuszek zrozumiałam o co mu chodziło jeszcze zanim o to spytał.- Nadal nosisz jego obrączkę?
- Tak, na wisiorku. Wiem, że to głupie, ale tuż po prostu wolałam nosić go w ten sposób. Wydawało mi się, że wtedy mam go bliżej serca. A potem tak po prostu zostało.- Odparłam uśmiechając się nagle z przymusem. Czułam się trochę jak hipokrytka mówiąc o swojej wielkiej miłości do męża leżąc półnaga przed innym mężczyzną.
- Nie, to wcale nie jest głupie.- Odpowiedział mi całkiem poważnie Artur. Zauważyłam, że napięcie w jego wzroku odrobinę zniknęło. Ja sama nagle poczułam, że uchodzi ze mnie wszelkie pożądanie.- Przecież w oczach Boga i w twoim sercu zawsze pozostanie twoim mężem. Nie dziwię się, że symbol jakie niesie za sobą to kółko jest dla ciebie ważny. - Gorszych słów chyba nie mógł już użyć. Wyrzuty sumienia uderzyły mnie jak ciężki młot prosto w splot słoneczny. Nagle to co się przed chwilą wydarzyło wydało mi się nie na miejscu.- Dlatego…mogłabyś je zdjąć?
- Słucham?
- Chodzi mi tylko o dzisiejszy wieczór.
- Och..? No, tak: jasne.- Odpowiedziałam z trudem. Potem dodałam:- Chyba już za długo nosiłam go przy sobie.- Chojnacki nie odpowiedział, ale po chwili ciężar srebrnego wisiorka zniknął z mojej szyi. Mimo to dystans jaki się wytworzył wcale nie zniknął. Dlatego korzystając z nakrycia leżącego na łóżku zakryłam swoją gołą klatkę piersiową.
- Przynieść ci coś do picia?
- Nie, dzięki ja…- Zaczęłam, ale szybko urwałam zdając sobie sprawę, że to był celowy zabieg Artura mający zmniejszyć napięcia. – Jasne, możesz mi przynieść tego soku, który piłam wcześniej.
- Robi się.
- I…bluzkę. Zostawiłam ją chyba na sofie.
- Naprawdę sądzisz, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut będzie ci potrzebna?- Spytał mnie na poły rozbawionym, na poły ironicznym tonem. Ale to wcale nie on sprawił, że nagle zrozumiałam, iż to nie będzie koniec udanego wieczora; że wisząca na mojej szyi obrączka niczego nie popsuła. To było gorące spojrzenie jakim okrasił swoje słowa. I ten kpiarski uśmiech. Po prostu poczułam jak cała się rozpływam a w brzuchu robi mi się supeł.
- Więc przyjdź szybko.
- Wiesz co? Po głębszym namyślę sądzę, że wcale nie jesteś aż tak bardzo spragniona.- Stwierdził udając mentorski ton. Jednocześnie zrobił kilka kroków w stronę łóżka na którym siedziałam.
- Nie?- Spytałam naiwnie.
- Nie. – Powtórzył tylko. A potem w ciągu następnych minut nie padło między nami żadne słowo. Dopiero gdy po wszystkim wtulona w jego ramiona odpoczywałam nie chcąc tak szybko ubrać się i wyjść usłyszałam jego głos:- Wyjedźmy gdzieś razem.
- Hm?
- W ten weekend. Chciałbym byśmy byli całkiem sami. W zupełnie obcym otoczeniu.
- Przecież nie zdążymy niczego zaplanować.- Zauważyłam.
- Bo nie musimy. Wystarczą chęci i my dwoje.
- Mówisz serio?
- Jak najbardziej. To moje takie kolejne mini marzenie.
- Żartujesz sobie ze mnie.- Zrozumiałam udając zagniewaną. Widząc moją obrażoną minkę Artur pocałował mnie w okolice skroni.
- Wcale nie. Naprawdę mam na to ochotę. Najlepsza byłaby bezludna wyspa, ale jestem leniem i wolę jednak by ktoś przygotowywał mi jedzenie i dbał o ciepły kącik do spania.
- Jesteś okropny.- Roześmiałam się.
- Tylko troszkę.- Szepnął mi na ucho owiewając ciepłym oddechem.
- Artur.- Zganiłam go.
- Słucham Sweterku?
- Żadne sweterku. Czy ja wyglądam na sweterek? Poza tym to stosowałeś to przezwisko wobec mnie jeszcze podczas stażu.
- I co z tego? Dla mnie na zawsze pozostaniesz moim Sweterkiem.
- A ty na zawsze pozostaniesz irytującym rozpieszczonym chłoptasiem, który bierze co chce.
- A wiesz co? Podoba mi się ten opis. Szczególnie ten fragment o tym, że biorę co chcę…- Powiedział, a potem przełożył swoją rękę przez moją talię, a nogę przez moje nogi.
- Co ty robisz?
- Przytwierdzam cię do łóżka. Teraz nigdzie się nie ruszysz.
- Zaraz muszę wstać i iść.
- Przecież i tak nie masz na to ochoty.
- Ale mimo to muszę.
- Odwiozę cię jutro rano.
- Nie, wolę dłużej pospać. I ty chyba też, śpiochu.
- Wolę ciebie.
- Ojej, to naprawdę słodki.- Uśmiechnęłam się do niego.- Ale tak będzie lepiej. Poza tym będziemy mieć cały weekend dla siebie prawda?
- Więc się zgadzasz?
- Wstępnie tak. Tylko nie planuj żadnych szaleństw, okej?
- Jasne, że nie. Tylko ty i ja w łóżku- może być?- Jakby na potwierdzenie jego dłoń zsunęła się na jedną z moich piersi.
- Artur…
- Uwielbiam jak wypowiadasz moje imię.- Mrugnął nachylając się nade mną.- Robisz to w taki podniecający sposób…
- Chojnacki nie zaczynaj. Niedługo muszę już iść.
- Przecież powiedziałem, że cię odwiozę.
- A ja powiedziałam, że wolę wrócić teraz. – Powiedziałam cmokając go w usta.- Spotkamy się jutro a potem spędzimy razem weekend. I tak będziesz miał mnie dosyć.
- Nigdy nie będę miał cię dosyć.- Oznajmił, a potem jego druga dłoń wkradła się w rejony moich nóg. A konkretnie ich górnej części.
- Boże co ty robisz?
- Jestem aż tak niezdarny, że musisz o to pytać?
- Jesteś…jesteś. Jezu…
- Do niego raczej mi daleko, ale chyba wiem co masz na myśli.- Z szerokim uśmiechem na twarzy kontynuował swoją słodką torturę pieszcząc mnie tak, że zapłonęłam prawdziwym ogniem. Jednak do zwinnych palców dołączył tym razem język pieszczący moje piersi. A on przygryzał sutki w taki sposób, że ból mieszał się w pożądaniem przez co właściwie nie byłam pewna gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie. I czy właściwie chcę prosić o więcej czy o to by przestał. Ale chyba właśnie o to mu chodziło.

piątek, 17 czerwca 2016

Maskarada część XXIX



Wiem, że obiecałam następną część wczoraj, ale niestety zeszło mi się dłużej niż myślałam. Dlatego wstawiam niepoprawioną część bez jakiejkolwiek korekty. Jak będzie cos nie tak poprawie to później. Bądźcie dla mnie wyrozumiali. A teraz w końcu mogę położyć się spać.


Tak jak zapowiedział, Artur zadzwonił już następnego wieczoru. I o dziwo przegadaliśmy sporą jego część wymieniając się zarówno licznymi informacjami jak i banalnymi uwagami. Na przykład nie omieszkał spytać mnie o pracę jaką wykonałam na zlecenie czarownicy (miał na myśli swoją ciotkę a moją teściową), a gdy powtórnie go zbeształam w udawanym żalu pokalał się mówiąc, że będę musiała dać mu klapsa. Oczywiście mogłam spodziewać się, że sprowadzi wszystko do tematu seksu, ale na razie to mnie tylko bawiło. Może zacznie irytować za jakiś czas, a może w ogóle- kto wie? Ważne było to, że dzięki temu moja pewność siebie była znacznie podbudowana. Po zakończeniu rozmowy z Chojnackim pomyślałam nawet jakie to niesamowite, że można kontynuować z kimś znajomość przez lata, a tak naprawdę mało się znać. Na przykład to co powiedział mi w restauracji sushi o swoim dzieciństwie. W życiu nie pomyślałabym, że pan Grzegorz ma również zupełnie inne, beztroskie oblicze. Ani że Artur dawniej był kimś, kogo można było nazwać mięczakiem. Zaczęłam się zastanawiać jak wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiem.
Nazajutrz w biurze mimo kotła obowiązków oraz dopinania szczegółów na ostatni guzik miałam całkiem niezły humor. Może miał on coś wspólnego z porannymi SMS-ami, które wymieniłam z Arturem, a może mojego dobrego samopoczucia. Zauważył to nawet Szymek, który bezpośrednio spytał mnie o to podczas lunchu. Jednak nie czułam się na siłach mówić o moim związku komukolwiek. Zresztą, czy to co zaczęło łączyć mnie i Chojnackiego w ogóle można było nazwać związkiem? Na razie lepiej było więc trzymać wszystko w tajemnicy.
Z Arturem spotkaliśmy się dopiero koło ósmej na dość później kolacji, bo zmuszona byłam zostać w biurze trochę później. Podczas jedzenia opowiadałam mu o całym tym kotle, a on w pewnym momencie nawiązał do sprzedaży biura.
- Przecież już kiedyś o tym myślałaś.- Przypomniał.
- Może i tak.- Mrugnęłam tylko. Ale na razie wolę żeby zostało tak jak jest.
- Nie mów, że chodzi ci o wiedźmę.
- Hej, prosiłam byś nie nazywał tak pani Agaty.
- A więc mam rację. Jezu, Sweterku, czasami po prostu ręce mi opadają gdy cię słucham.
- To nie słuchaj.- Syknęłam urażona nie zważając na to, że znajdujemy się w niewielkiej restauracji.- I nie nazywaj mnie sweterkiem.
- Czemu w stosunku do niej nie potrafisz być taka wojownicza?
- Nie rozumiesz? To było biuro jej syna którego kochała.
- I twojego męża, którego ty, śmiem twierdzić, kochałaś dużo bardziej szczerze i bezinteresownie niż ona. A to przecież tylko jakaś kupa cegieł. Sporo warta, przyznaję, ale nic poza tym. To nie jest miernik miłości.
- Doskonale o tym wiem, ale wiem też, że to uczucia sprawiają, że ta kupa cegieł jak się wyraziłeś staje się czymś więcej. To biuro jest właśnie czymś takim dla matki Mariusza.
- Ale ty nie myślisz w tak staroświecki sposób jak ona. Poza tym to nie ona musi robić przez kilka lat coś czego nie znosi.
- Nigdy nie twierdziłam, że tego nie znoszę.
- Ale też nie kochasz. Ani nawet nie lubisz. Po co się więc katować?
- Takim myśleniem siedziałabym tylko na tyłku zastanawiając się kto mnie po nim podrapie, bo mnie samej z lenistwa ciężko to zrobić.
- Udajesz, że nie rozumiesz o co mi chodzi. A poza tym jeśli już chcesz wiedzieć to ja z chęcią mógłbym podrapać cię po tym twoim tyłeczku.- Otworzyłam usta szykując się do riposty gdy dotarła do mnie dalsza część jego wypowiedzi. Uśmiechnęłam się całkowicie zbita z pantałyku i jednocześnie rozbrojona.
- Ty znów o tym?
- No cóż…na to wygląda. Ale na swoją obronę mam tylko to, że sama zaczęłaś.
- Więc będę musiała szybko skończyć żeby nie dręczyć cię dłużej.- Odparłam wycierając usta serwetką. Potem wstałam z krzesełka.- Będę już się zbierać.
- Żartujesz?
- Przepraszam, ale jutro muszę być w biurze wcześniej. Już pojutrze przyjeżdżają ci inwestorzy z Niemiec, więc cały projekt wymaga mojego nadzoru a przede wszystkim podpisów.
- Przecież nie jesteśmy tu nawet godzinę.
- Wiem, przepraszam. Ale wolę nie przeciągać struny.
- A co boisz się, że jednak mogłabyś mi ulec?
- Ha, świetny dowcip.- W udawanym rozbawieniu pochyliłam się nad nim cmokając w policzek.- Spotkamy się w środę: wtedy będę już spokojna i będę miała więcej czasu.
- Skoro tak to mogłabyś się pożegnać ze mną mniej grzecznie.- Widziałam, że już zaczyna przybliżać swoją twarz do mojej w oczywistym zamiarze, ale nie mogłam pozwolić na to z dwóch powodów.
- Tu jest za dużo ludzi.- Mrugnęłam cicho wyjaśniając pierwszy powód. Co do drugiego to hm…po prostu wolałam nie zaczynać czegoś czego nie mogłabym skończyć.  
- Akurat. Tchórz.
- Wcale nie tchórzę. Tylko postępuję rozsądnie. Choć przy tobie i tak nie należy to do łatwych zadań.- Ku mojemu zaskoczeniu te słowa wyraźnie go ucieszyły.
- Serio?
- Tak, serio.- Przyznałam dopiero teraz domyślając się o co mogło mu chodzić. Pewnie sądził, że chcę się w ten sposób dyskretnie wycofać. A mnie nie to było w głowie. Tylko wolałam zrobić to na spokojnie a nie burzyć cały mój dotychczas zbudowany mały świat.- W tym świetle wydajesz się być całkiem przystojny.
- Całkiem?
- No dobra: bez całkiem. Pasuje?- W odpowiedzi tylko się roześmiał.

***
Nazajutrz okazało się, że jednak się spotkaliśmy a to z powodu odwiedzin u pana Andrzeja. Oczywiście staruszek widząc, że znów rozmawiamy i zachowujemy się wobec siebie normalnie od razu zażądał szczegółów naszego pogodzenia się, które wyjaśniał głównie w żartobliwy sposób Chojnacki. Pan Andrzej wyraźnie zadowolony z obrotu sprawy na koniec uraczył go dobrą radą:
- Tylko masz nie pchać się od razu tej dziewczynie do łóżka, zrozumiałeś? Należy jej się szacunek. 
- Ależ oczywiście, że się należy.- Przytaknął gorliwie Artur aż spojrzałam na niego podejrzliwie. Zwłaszcza, że gdy tylko nadszedł koniec wizyty a my dwoje znaleźliśmy się na zewnątrz pociągnął mnie w stronę dużego rozłożystego dębu i dość gwałtownie pocałował. W pierwszej chwili totalnie zaskoczona nie mogłam zdobyć tchu. Dosłownie. Dopiero po kilku sekundach udało mi się uwolnić wargi.
- Oszalałeś?
- Nie, tylko się stęskniłem.- Odpowiedział błądząc ustami gdzieś koło mojego prawego ucha. Parsknęłam nieelegancko stanowczo go odpychając. Drzewo czy nie i tak byliśmy doskonale widoczni dla wchodzących i wychodzących z ośrodka jeśli tylko skierowaliby wzrok w lewą stronę.
- A co z tym szacunkiem którym obiecałeś mnie obdarowywać panu Andrzejowi, co?- W udawanej surowości złapałam się pod boki.
-  Ależ obdarowuję ci nim. Zwłaszcza w tej chwili.
- Czyżby?
- I owszem. Jeszcze sobie pomyślisz, że mi się nie podobasz.- Zawsze gdy mówił coś takiego kompletnie mnie rozbrajał. Tak było i tym razem. Złość czy nawet lekkie uczucie irytacji mi przeszło, poczułam tylko lekki żal z powodu zbliżającego się rozstania. Być może to dlatego tym razem ja zbliżyłam się do niego i stając na palcach delikatnie cmoknęłam w usta. Potem pogłębiłam pocałunek, choć zaledwie na kilka sekund. Artur starał się go jednak przedłużyć, a gdy mu się nie udało jęknął.
- Muszę już iść.
- Mówisz to po tym jak chwilę wcześniej całowałaś mnie w taki sposób?
- To było na pożegnanie. Na dłużej spotkamy się jutro. Dziś muszę wyspać się przed spotkaniem z niemieckimi inwestorami.
- Czy to znaczy, że we środę szykujesz coś po czym się nie wyśpimy?
- A i owszem: nocny maraton komedii romantycznych. Jestem pewna, że cię powalą bo wybiorę tylko te najbardziej ckliwe.
- Gdybyś ograniczyła się tylko do pierwszych dwóch słów z chęcią bym na to przystał.
- Dureń.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. O której się zobaczymy?
- Nie wiem dokładnie o której skończy się spotkanie. Ale zadzwonię zaraz po nim.
- Będę więc z niecierpliwością czekał na ten nocny maraton.- Zanim się z nim pożegnałam przekręciłam tylko oczami w geście irytacji. Czy ja wcześniej stwierdziłam jakoby ona zniknęła? Chyba się z tym pospieszyłam.
Tuż przed przyjściem gości z Niemiec byłam strzępkiem nerwów. Bałam się, że nie zrozumiem czegoś, przez co wyjdę na kretynkę, bo mimo wszystko mój angielski nie był perfekcyjny. No i wynikał tylko ze szkoły, więc raczej na języku sloganowym czy skrótowym się nie znałam. Nie pomogły nawet zapewnienia Bralczyka, że ani na chwilę nie pozwoli mi zostać z nimi sam na sam i w razie problemów będzie moim tłumaczem. Ale mimo to zawsze ponosiły na duchu.
Byłam w prawdziwym szoku, gdy podczas prezentacji okazało się, że Szymon bezbłędnie odnajduje się w języku angielskim. Miał świetny akcent i robił to bez większych trudności siląc się na żarty czy anegdotki o sprzątaczkach w ogóle nie speszony. Ja za to cała się trzęsłam. Moment przywitania był dla mnie zdecydowanie najgorszy, ale potem tak jak przewidywał zresztą Szymek, po kilku obowiązkowych uwagach i komplementach wyrażających uznanie  starsi faceci stracili zainteresowanie od razu woląc przejść do interesów i szczegółów dotyczących projektu z osobą, która mogłaby ich z nimi zaznajomić. A Szymon jako główny autor projektu we współpracy z Frankiem zdecydowanie mógł to zrobić najlepiej.
Po prezentacji udaliśmy się prosto do bufetu na lunch, który w rzeczywistości okazał się być wstępną częścią pertraktacji mężczyzn. Inwestorzy szybko zorientowali się, że rozmowa ze mną nie przynosi żadnego efektu, bo każdym spojrzeniem konsultowałam się z Szymonem czekając na jego aprobatę lub też niezgodę. Dlatego bezbłędnie wyczuwając kto tu rządzi zaczęli wysuwać argumenty w jego stronę. Wtedy mogłam odetchnąć, choć z drugiej strony pomyślałam, że to trochę smutne (a  może i nawet lekko żałosne), że nawet nieznajomi po kilkudziesięciu minutach zorientowali się, że pełnię w tym biurze architektonicznym dokładnie taką samą funkcję jak prezydent Niemczech w Niemczech. A dokładniej reprezentacyjną.
Negocjacje nie zakończyły się tylko na lunchu tak jak wcześniej spodziewał się Szymon, dlatego po nim cała trójka (dwóch inwestorów i Bralczyk) udało się do mojego gabinetu. Już wcześniej uznaliśmy z Szymkiem, że to najbardziej reprezentacyjne miejsce w całej firmie. Tym razem jednak ja nie uczestniczyłam w spotkaniu co bardzo mnie cieszyło. Szymon polecił za to by sekretarka Mariusza, którą wciąż była ta wkurzająca Kalina, służyła mu za asystentkę skrupulatnie notując wszelkie uwagi. Ja zdecydowałam, że nie mam czego tam szukać. Mimo to czekałam do samego końca w gabinecie Szymka (mój był przecież zajęty), zaraz potem pytając go o przebieg spotkania.
- Chyba osiągnęliśmy konsensów.- Stwierdził na samym początku uspokajająco stopniowo wyjaśniając mi szczegółu.- Oczywiście problemem jeszcze jest cena, ale to już mały pikuś. Próbują tylko ugrać coś dla siebie spierając się o jakiś nędzny milion czy dwa.
- Rzeczywiście, pikuś.- Mrugnęłam tonem sugerującym coś zupełnie innego. To spowodowało, że Szymek się do mnie uśmiechnął.
- Nie chodziło mi o to, że to mała suma, ale relatywie mała biorąc pod uwagę łączny koszt projektu. Nie stanowi nawet dwóch procent całej inwestycji, dlatego powinniśmy się w tej sprawie dogadać. Może uda się to domknąć do końca tego tygodnia.
- Byłoby super.
- A tak swoją drogą to niezły ten twój „koszmarny angielski” jak się wcześniej wyraziłaś.
- Nabijaj się dalej.
- Wcale się nie nabijam. Wcześniej serio sądziłem, że będę musiał świecić za ciebie oczami.  A tu proszę: śmigasz lepiej niż po polsku.
- Teraz to już kpisz.
- Po prostu silę się na żart. Ale że jestem strasznie sztywny to słabo mi to wychodzi.
- Co?
- Nic takiego.- Potrząsnął głową.- Po prostu ktoś mi to ostatnio powiedział.
- Jakaś kobieta?- Domyśliłam się. Skinął głową.
- Tak, ale to nie to co myślisz.
- Skąd wiesz co myślę?
- Stąd, że masz głowę nabitą romantycznymi bzdurami i wszystkich byś swatała.
- Hej, swatałam tylko Monikę z Wiktorem. Jakie wszystkich?
- O mnie mowa?- Bez pukania do gabinetu weszła Jastrzębska.- Drzwi były otwarte.
- Witaj, wchodź.- Przywitałam ją mając nadzieję, że nie usłyszała ostatnich słów. I chyba tak było, bo wciąż uśmiechała się do mnie raczej radośnie, a nie robiłaby tego znając prawdę.
- W takim razie zostawię was same. Mam jeszcze sporo pracy.- Odezwał się Szymek po krótkiej pogawędce. Gdy zostałyśmy same Monia sugestywnie wzniosła oczy ku górze poruszając wymownie brwiami.
- A jednak nie do końca między wami koniec, co?
- Monika, daj już spokój.
- Co daj spokój? Chichotaliście jak para nastolatków.
- Po prostu omawialiśmy sprawy biznesowe.
- Tere fere. W takim razie bardzo zabawne muszą być te biznesowe sprawy. Może się na nie przerzucę?
- A żebyś wiedziała.
- Dobra już dobra. Lepiej powiedz mi o której możesz się stąd urwać, bo już szósta a mnie strasznie się nudzi. Miałam ochotę na jakiś babski wieczór…- W myślach zaklęłam szukając wiarygodnej wymówki, ale niestety żadnej nie znalazłam. Kurczę, a miałam spotkać się z Arturem. I znowu nici. Ale nie mogłam dać poznać Monice, że mogłoby coś nas łączyć. W ogóle, że mam przed nią coś do ukrycia.
- W zasadzie to już mam wolne.- Usłyszałam swój głos ostatecznie rezygnując z wieczoru spędzonego z Chojnackim. Zaraz jednak poczułam rozbawienie gdy uświadomiłam sobie, jak duże czuję rozczarowanie. Cholera, chyba naprawdę ostro się w to wszystko wkręciłam. Albo to on mnie nakręcił, bo wcześniej ten nasz pseudo związek wydawał mi się być po prostu fajną odskocznią od nudnego w ostatnich miesiącach życia.
- Naprawdę? To super. W kinie dziś jest premiera fajnej komedii romantycznej. Samej głupio iść pośród tych wszystkich obściskujących się dzieciaków i napalonych małolatów ale dwie samotne singielki razem to już nie taki obciach.
- Jasne.- Roześmiałam się. Komedia romantyczna…cóż, a więc nie do końca mój wieczór uległ zmianie, pomyślałam z rozbawieniem przypominając sobie nocny maraton filmów tego typu który obiecałam Chojnackiemu. Tyle, że zamiast towarzystwa Artura miałam przy sobie Monikę. I Bóg mi świadkiem, że kochałam ją jak siostrę, ale mimo wszystko w tym konkretnym przypadku wolałabym tego pierwszego. Zwłaszcza, że podczas seansu wysłał mi z pięć wiadomości, które dobitnie wyrażały jego rozczarowanie.  Nawet jeśli znów studziłam go odpowiadając, że i tak wieczór nie skończyłby się tak jak podejrzewał. On oczywiście udawał Greka odpisując, że nie wie o co mi chodzi, ale ja nie dałam się zbyć. I chyba podświadomie to wiedział chcąc mnie tylko rozbawić.
Po seansie, który wcale nie wydawał się być wcale taki nudny i banalny jak mógł to sugerować tytuł (Miłosne oczarowanie brzmi raczej jak tytuł telenoweli brazylijskiej lub meksykańskiej niż kinowego filmu), pojechałam jeszcze z Moniką do cukierni znajdującej się w tym samym centrum handlowym, gdzie zaczęłyśmy starym zwyczajem plotkować. Tym razem jednak Monia nie dzieliła się ze mną tym czego się spodziewałam.  Prostu z mostu wypaliła:
- Wiesz, zaczęłam się z kimś spotykać. Tyle, że tylko…no wiesz, to nie jest tak do końca związek. Po prostu…no, rozumiesz.
- Nie bardzo.
- Ojej, chodzi mi o łóżko. To taki typowy romans. Sądzisz, że to bardzo złe?
- Monia, przecież nie mnie to oceniać.- Odezwałam się po dłuższej chwili. No bo jednak trochę mnie zatkało.- Ale jesteś szczęśliwa, więc to chyba dobrze?
- Jasne, że tak. Ale w moim wieku to brzmi raczej śmiesznie, nie?
- Wcale nie, wręcz przeciwnie. A ten mężczyzna o którym mówisz, czy on ustalił takie zasady czy to ty chciałaś by wasza znajomość była tylko tymczasowa?
- Ja. Ale on też się na to zgodził. Bo wiesz, to taki dupek. W zasadzie to nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam i dalej robię, ale w jego obecności tracę głowę. Znów czuję się tak jakbym miała dwadzieścia parę lat.
- Jest młodszy?
- Nie, skąd. Po prostu powiedziałam tak, bo kiedyś…to znaczy tak mi się po prostu powiedziało. A co tam nowego u ciebie? Jak dzisiejsze spotkanie?- Nie drążyłam tej oczywistej omyłki i próby zmiany tematu. Czyżby facetem z którym romansowała Monika był jej były z którym po jego oświadczynach się rozstała? Skoro tak to może jeszcze nie wszystko między nimi stracone, pomyślałam.
- Szymek mówi, że dobrze, więc chyba tak jest.
- A ci Niemcy? Spodobał ci się któryś?
- Monia, proszę cię. Najpierw pytasz mnie o Szymka a teraz co? Wszystkich facetów będziesz ze mną swatała?
- Nie, no co ty. Ale serio żaden nie był super przystojniakiem? Podobno tylko niemieckie kobiety nie są zbyt ładne, faceci to inna para kaloszy.
- Może, ale to akurat były typy w grupie wiekowej gdzieś między moimi rodzicami a dziadkami.
- U szkoda. Ale masz rację: dziadkom dziękujemy. W końcu dopiero stuknęła ci trzydziestka. W takim razie trzeba będzie szukać ci kogoś innego.
- Monika, skończ już ten temat.
- Dobra, tylko żartowałam. Aha, prawie zapomniałam, że miałam cię opieprzyć.
- Mnie? Niby za co?
- Za to, że znów pomagałaś mamie w ogrodzie. Dziś przez telefon truła mi prawie godzinę jaką to jestem złą córką, bo sama nie mogła się mnie o to doprosić przez cały poprzedni tydzień. Zwłaszcza, że zaczęłam narzekać na swój stary kręgosłup: wtedy po prostu prawie dostała apopleksji. Zaczęła mnie strofować o brak szacunku, bla, bla, bla. No wiesz, że niby kpię z jej wieku. No ale ona nigdy nie rozumiała moich żartów…

***
Gdy w końcu wyszłyśmy z cukierni (zmuszone niestety jej zamknięciem) tryskałyśmy świetnymi humorami. Potem jeszcze przez ponad półgodziny rozmawiałyśmy na parkingu tak jakbyśmy nie widziały się przez miesiąc nie mogąc się rozstać. Także gdy w końcu wsiadałam do swojego małego autka była za dwadzieścia jedenasta. Bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia uśmiechnęłam się i zapaliłam zapłon włączając prawy kierunek tak by skręcić w uliczkę, którą dotarłabym do swojego domu. Bo poza zadowoleniem odczuwałam teraz zmęczenie. Ale wtedy przypomniałam sobie o Arturze. Hm…może i było późno, ale co gdybym zrobiła mu niespodziankę? Szkoda tylko, że nie miałam przy sobie jakichś obiecanych płyt z komediami romantycznymi…
W związku z tym zamiast tego postanowiłam wstąpić do jakiegoś nocnego sklepu z alkoholem kupując pierwsze lepsze wino. W końcu  nie powinno się wpadać bez zapowiedzi i z pustymi rękoma, prawda?
Reakcja Artura na mój widok była taka jak się spodziewałam, chociaż niestety z pewnością wywarłabym na nim większe wrażenie gdyby udało mi się pokonać klatkę bez wcześniejszego dzwonienia do Chojnackiego. A tak mógł przez te kilkanaście sekund się przygotować, choć i tak w jego oczach wyczytałam zadowolenie. Nawet pomimo ironicznego pytania okraszonym cwaniakowatym uśmieszkiem:
- A jednak się ze mną stęskniłaś, co?
- Wręcz przeciwnie.- Odparłam całkowicie niezirytowana. Bo oprócz uśmieszku zadowolenia ujrzałam na jego twarzy autentyczną radość z mojego widoku.- Miałam takiego doła, że stwierdziłam iż muszę zepsuć humor komuś jeszcze. To zaprosisz mnie do środka czy będziesz kazał stać w tej framudze aż do północy?
- Lepiej nie, bo jeszcze zmienisz się w ropuchę.
- To nie ta bajka. Jeśli już to w Kopciuszka.
- A więc chodź tu mój Kopciuszku.- Roześmiał się Chojnacki przyciągając mnie do siebie i całując. Przedtem jednak kopniakiem zamknął drzwi. Potem nie wypuszczając mnie ze swoich objęć delikatnie zaczął kierować w stronę korytarza i pokoju. Gdy jednak poczułam jak jego zręczne dłonie zaczynają odpinać mi żakiet przystopowałam.
– Hej, nie za bardzo się spieszysz?
- Tylko pomagam ci zdjąć wierzchnie okrycie. Chociaż…masz zamiar zostać dłużej niż do dwunastej, prawda?
- Niestety, dobra wróżka dała mi czas tylko do północy.
- Ewelina…
- Mówię serio. Dziś padam z nóg, miałam dość ciężki dzień. Dlatego wpadłam tylko na chwilę zobaczyć twoją przeraźliwie śliczną buźkę i trochę spoić cię winem.
- Siebie nie?
- Nie, przyjechałam autem.
- Zawsze możesz zostać na noc.- Powiedział, ale widząc moją minę dodał szybko:- Albo wrócić taksówką. 
- Hm, w sumie to dobre rozwiązanie. Jakoś nabrałam ochoty na jedną lampkę.
- Więc chodź już do kuchni. Poszukam kieliszków. Co to za wino?
- Nie mam pojęcia. Polecił mi je sprzedawca, bo ja kompletnie się na tym nie znam.- Z tymi słowami podałam Chojnackiemu torbę ze wspomnianym trunkiem. Zajrzał do niej z ciekawską miną.
- Hm, całkiem niezłe. I dobry rocznik. Za co właściwie będziemy pić?
- Za udane porozumienie z inwestorami z Niemiec.
- Naprawdę? W takim razie gratuluję sukcesu pani prezes.
- To musisz pogratulować Szymkowi. To wszystko dzięki niemu. Naprawdę jest świetnym fachowcem: zna się i na projektowaniu i na finansach. W dodatku śmiga po angielsku i francusku.
- Hej, możesz się tak nim nie zachwycać? Bo poczuję się zazdrosny.
- Dlaczego? Ty też nie jesteś głupi. Poza tym masz przystojniejszą buźkę…chociaż nie, niby Szymek nie jest klasycznie przystojny, ale jest w nim coś takiego ostrego i czułego zarazem że można by na niego patrzeć i patrzeć…- Mówiłam szczerą prawdę, ale moim głównym celem było wytrącenie z uwagi Artura. Fajnie gdyby był trochę zazdrosny. Teraz na przykład mocno zacisnął usta w wąską kreskę rzucając mi spojrzenie z ukosa.
- Tak? To dlaczego teraz jesteś ze mną a nie z nim?
- No cóż…- Udałam zakłopotanie.- Ty jesteś łatwiejszy.
- Łatwiejszy?
- No…to znaczy mam na myśli obróbkę.
- Jaką znowu obróbkę?
- Normalną. Tak tylko powiedziałam, żebyś nie wyobrażał sobie za wiele.
- Chodźmy lepiej napić się tego wina zanim do reszty wytrącisz mnie z równowagi.
- Spokojnie wtedy pójdę do Szymka.
- Sweterku, nie przeciągaj struny.- W odpowiedzi tylko się roześmiałam biorąc Chojnackiego za rękę i energicznie ciągnąc go w kierunku kuchni. Jej, chyba serio zirytowałam go bardziej niż sądziłam. Zwłaszcza, że jakieś pół godziny później, gdy wypiliśmy po lampce wina przed telewizorem jednym okiem oglądając jakiś kryminał, w pewnej chwili spytał mnie:- Co właściwie łączyło cię z Szymkiem?
- Mnie? Nic, przecież już kiedyś ci to mówiłam. W klubie podczas moich urodzin o ile pamiętam.
-  Monika twierdziła, że jednak coś. Przecież widziała, że się całowaliście.
- Tak, ale to było…to po prostu była taka próba. –Zaczęłam wciąż lekko zirytowana na szwagierkę za to zdradziła Arturowi takie szczegóły mojego życia. Przecież nawet jeśli była świadkiem podczas tamtego końca mojej randki z Szymkiem to nie musiała mu o tym mówić.- No wiesz, randka przyjaciół po której miało okazać się czy przyjaźń damsko-męska ma racje bytu. I okazało się, że ma.
- Naprawdę tylko jeden pocałunek?
- Aha.
- Włożył ci język do buzi?
- Artur, litości. Jakie to ma znaczenie?
- Nie wiem. Ale to wkurzające. Nigdy nie przepadałem za tym typkiem. Jest jeszcze bardziej skryty niż był Mariusz.- Słysząc imię mojego zmarłego męża na moment coś blisko mojego serca drgnęło, ale szybko się uspokoiło. Zwłaszcza, że ku mojemu zaskoczeniu Artur wyglądał na sfrustrowanego, jakby serio przejmował się moją fascynacją Bralczykiem. Dlatego przysunęłam się w jego stronę, na kolanach pokonując niewielką odległość jaka dzieliła nas przez kanapę. Potem stanęłam za jego plecami delikatnie muskając kark.
- Jeśli to cię pocieszy to zupełnie nic nie poczułam. Ale za to gdy ty mnie prawie pocałowałeś w tamtym klubie to nie mogłam o tym zapomnieć przez wiele dni. A gdy zrobiłeś to podczas rocznicy ślubu twoich rodziców to…
- To co?
- To całkowicie się zatraciłam.- Dokończyłam po dłuższej chwili dość banalnie, bo wracając myślami do tamtych chwil na moment straciłam poczucie rzeczywistości.
Po moich słowach Artur odchylił głowę do tyłu swoimi ustami szukając moich. Przymknęłam lekko oczy czując cierpko-słodki smak wina doprawiony nutą charakterystycznego dla Chojnackiego zapachu. I wdychając nozdrzami jego wodę kolońską. Jej, naprawdę bardzo mi się podobał. To znaczy ten zapach, chociaż Artur też. Chyba nawet aż za bardzo, bo zamiast przerwać pocałunek zapragnęłam coraz więcej i więcej…
Mogłabym założyć się o swoje życie, że Arturowi też na początku przyświecał zupełnie inny cel gdy zbliżył swoje usta do moich. To znaczy najpewniej chciał po prostu tym gestem dać znać, że już się na mnie nie gniewa, może okazać zrozumienie lub czułość. Ale iskra już powstała. I nagle zapomniałam o tym jak jeszcze chwilę wcześniej czułam się zmęczona, jak marzyłam tylko o śnie. Całe moje ciało maksymalnie zmobilizowało się i napięło tak, by każdym nerwem czuć dotyk, smak i narastające pożądanie. Zadziwiające było to, że w ogóle w całym tym szaleństwie potrafiłam jeszcze myśleć i rozważać wszelkie za i przeciw. Na przykład w tym momencie „moje wewnętrze ja” krzyczało: tak, wreszcie to zrobię. Wreszcie zrobię to na co miałam ochotę. Ale nie z powodu prowokacji, magii chwili czy też alkoholu, ale pełnej chęci i świadomości konsekwencji. Bo przecież bardzo tego chciałam. Już długo pragnęłam Artura. Za długo. Chciałam odrzucić na bok swoją moralność, zasady czy słuszność. Chciałam zrobić coś w końcu dla siebie…i może dla niego? A może podświadomie wiedziałam jak to się skończy od samego początku? Czy wizyta późną porą samotnego mężczyzny była tylko wymówką? Taką samą jak wino? W końcu nie wypiłam go na tyle dużo by uznać, że mogłoby wpływać rozluźniająco na moje zachowanie.
Ten pocałunek po prostu mnie upajał. Sprawiał, że rzeczywistość i teraźniejszość przestała obowiązywać, że liczył się tylko nacisk jego warg na moich ustach. Zwłaszcza, że Artur stopniowo odkręcał się w moją stronę całym ciałem ani na moment nie odsuwając się by dać odetchnąć naszym wciąż złączonym wargom. A potem przestałam już wiedzieć gdzie kończy się jeden a zaczyna drugi pocałunek. Kiedy znalazłam się na tej kanapie przyciśnięta męskim ciałem i jak w ogóle to było możliwe skoro chwilę wcześniej to ja górowałam nad Arturem dyktując warunki pocałunku. I kiedy guziki mojej koszuli całkowicie odsłoniły moją górną bieliznę dając kolejne pole do popisu wargom Chojnackiego które teraz szalały po mojej szyi docierając aż do obojczyka znacząc na mojej skórze wilgotny ślad. Ja za to bez przeszkód delektowałam się dotykiem jego ciepłej skóry którą wyczuwałam przez zwiewny materiał bawełnianej koszulki jaką miał na sobie, delikatną grą mięśni. Mariusz był przystojnym mężczyzną, ale nie przepadał za sportem. Dlatego jego ciało choć proporcjonalne i delikatnie wymodelowane nie było umięśnione czy żylaste. Artur natomiast prawdopodobnie pracował nad swoim przez wiele godzin na siłowni. W końcu jakoś musiał obrabiać te wszystkie panienki…
Ta myśl sprawiła, że nagle zdrętwiałam, choć było to bardzo trudne, bo palce jednej dłoni Chojnackiego zawędrowały w stronę moich piersi. Druga zaś gładziła mój brzuch stopniowo zbliżając się do zamka spodni.
- Co się stało?- Spytał mnie wtedy Artur stłumionym przez pożądanie głosem. Musiałby chyba być idiotą by nie wyczuć mojej nagłej kapitulacji.
- Nic.- Skłamałam nakazując sobie o niczym nie myśleć. W końcu co z tego, że Chojnacki sypiał z wieloma dziewczynami i kobietami? Co z tego, że najprawdopodobniej były wyższe, szczuplejsze, ładniejsze i bardziej przebojowe niż ja? Co z tego, że z pewnością były również bardziej odważniejsze ode mnie w łóżku? I co z tego, że mogę pod tym względem rozczarować Artura? W końcu to jego ryzyko. I czemu teraz to roztrząsałam? Czy nie mogłam po prostu dać się ponieść tak jak wcześniej w domu jego rodziców? Po kiego licho znów zaczęłam wszystko analizować i roztrząsać?
- Ewelina?- Usłyszałam wypowiedziane przez jego usta moje imię. Zmusiłam się do spojrzenia mu prosto w oczy.
- W porządku.
- To dla ciebie za szybko?
- Nie, naprawdę w porządku.- Z trudem się uśmiechnęłam patrząc Chojnackiemu prosto w oczy z odległości zaledwie kilkunastu centymetrów, bo wciąż się nade mną pochylał.- Nie chcę byś przestawał.- Dodałam. I chociaż to nie było kłamstwem.
- Więc dlaczego nagle przestałaś reagować na moje pieszczoty?
- Wydawało ci się.
- Wcale nie. I będę to drążył dopóki nie powiesz mi prawdy.
- Artur…- Żachnęłam się gdy próbowałam go pocałować ponownie, a on zręcznie się przed tym uchylił. Potem zajął pozycję siedzącą. Nie pozostawało mi więc zrobić to samo.- Nie chcesz się ze mną kochać?- Spytałam wprost.
- Boże, bardzo chcę. Ale przede wszystkim chcę byś ty pragnęła tego tak samo mocno jak i ja. Kochając się z tobą chcę widzieć w twoich oczach pewność i przyjemność a nie obawę, strach czy żal.
- Nie czułam żadnej z tych emocji.
- Czyżby?- Spytał sceptycznie. A potem delikatnie pogładził mnie po policzku.- Więc czemu tak nagle zesztywniałaś i przestałaś reagować, hm? Co się stało kochanie?- To pieszczotliwe określenie nieoczekiwanie sprawiło mi dużą przyjemność. I jednocześnie dało poczucie bezpieczeństwa. Może to dlatego najpierw przymykając delikatnie oczy zbierając się w sobie wydusiłam w końcu:
- Pamiętasz jak mówiłam ci w restauracji sushi o tajemnicy grzecznych dziewczynek?
- Hm?
- Chodzi mi o tę cześć gdy spytałeś jakie są grzeczne dziewczynki. Ja odpowiedziałam ci, że są opanowane, ale dla niektórych mniej. Ja…ja raczej taka nie jestem. Jestem tradycjonalistką. Nie potrafię być taka jak inne kobiety pod tym względem.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Po prostu nie chciałam byś czuł się bardzo rozczarowany. Bo ja nie mam pojęcia o uwodzeniu, nie noszę seksownych ubrań a makijaż robię tylko od święta. I najpewniej znacznie odbiegam nie tylko wyglądem, ale i osobowością od twoich dawnych miłostek.– Brnęłam gdy czułam się coraz żałośniej mówiąc to, ale jednocześnie ulgę że w końcu wyrzucę  z siebie prawdę.
- Jej, ty mówisz o tym co przed chwilą…? Jezu Ewelina.- Ku mojemu zdziwieniu Artur roześmiał się jakby…z ulgą?- Już myślałem, że rzeczywiście masz jakiś duży problem czy rozterkę a ty…
- To jest problem.- Odparłam z urazą przyciągając do siebie obie części koszuli. Nagle moja połowiczna nagość zaczęła mi przeszkadzać. Chojnacki jednak powstrzymał moje dłonie gdy zdążyłam zapiąć zaledwie dwa guziki tylko delikatnie ich dotykając.
- Spójrz na mnie.- Rozkazał łagodnym tonem, który słyszałam u niego bardzo rzadko. Może nawet po raz pierwszy?- Ewelina?- Wciąż z lekkim zakłopotaniem podniosłam ku niemu wzrok. Jego oczy pełne były powagi i czułości. Chociaż może to było raczej delikatne rozbawienie?- Wiem, że do tej pory spałaś tylko z Mariuszem. I że to dla ciebie całkiem nowa sytuacja, ale choć pewnie mi nie uwierzysz dla mnie też. Co do tego, że mnie rozczarujesz to…to pomimo upływu wielu dni a nawet tygodni nie potrafię zapomnieć o tym jakie uczucia we mnie wzbudziłaś. Pamiętam tamten żar jaki ogarnął mnie w  łazience w domu moich własnych rodziców. To, jak tylko zaledwie jeden pocałunek sprawił bym zapomniał o tym gdzie się znajduję nie zważając na to, że w salonie obok znajdowało się kilkadziesiąt ludzi po prostu chcąc cię pieścić i dotykać. Poza tym pragnę cię od tak dawna, że mam gdzieś tę trzecią rękę która wyrasta ci na plecach w początkach lipca, to czy masz na sobie worek pokutny czy kusą spódniczkę albo makijaż tudzież jego brak. Bo chcę cię taką jaka jesteś rozumiesz? Po prostu cię pragnę. Gdybyś wiedziała jak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej nikogo nie pragnąłem, jak nawet teraz serce wali mi jak młotem to nie zadawałabyś mi takich pytań. Więc nie pieprz mi tu głupot o tym, że będę czuł się rozczarowany a jeśli już to pozwól samemu mi o tym zdecydować, okej?
- Tak.- Roześmiałam się z ulgą jednocześnie mocno rozbawiona tymi słowami.  
- To dobrze.- On też się uśmiechnął.- Czy w takim razie możemy wrócić do przerwanej czynności?- Tym razem znikły wszelkie przeszkody i krępujące mnie sprawy. Bo ani przez moment nie czułam, żeby Artur kłamał; wręcz przeciwnie w jego słowach i spojrzeniu wyczytałam samą prawdę. Nie wspominając już o żarliwości z jaką mówił. No i oznakach pożądania.
- Więc na co czekasz?- Spytałam cicho gdy wciąż nie wykonał żadnego ruchu poza upartym wpatrywaniem się w moje oczy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo…
- Co?
- Nic takiego.- Mrugnął potrząsając głową.- Choć do mnie.
- Ja? To ty chodź. – Prychnęłam odsuwając się na sam skraj kanapy. Na twarzy Artura pojawił się szelmowski uśmiech. Potem zaczął przysuwać się w moją stronę aż w końcu nachylił tak mocno, że prawie nakrył swoim ciałem mmoje. Chwilę później zdziwił gdy stanowczo chwycił moje dłonie zmuszając do tego bym objęła jego kark. Gdy to zrobiłam jego dłonie zjechały na moje pośladki. Zrozumiałam jaki miał w tym cel gdy niespodziewanie wstał nawet na moment nie przerywając pocałunku. Może to dlatego czułam się niczym aktorka grająca w sztuce teatralnej gdy Chojnacki niósł mnie w kierunku sypialni a potem delikatnie położył na swoim łóżku. Jak zdjął swoją koszulę a potem rozpiął ostatni guzik mojej. Jak wciąż nie przestawał pokrywać pocałunkami moich ust i poszczególnych części twarzy. To irracjonalne uczucie nierzeczywistości w połączeniu z wcześniejszymi słowami Artura sprawiły, że nagle poczułam się dokładnie taka jaka się nie czułam: kobieca, pewna siebie, mogąca wzbudzać namiętność i pożądanie. I taka też się stałam. Przestałam się więc obawiać swojej nieporadności, tego że mogę zrobić coś nie tak i wypadnie to jeszcze bardziej śmiesznie tym bardziej w przypadku trzydziestoletniej kobiety. Że nie mam idealnego ciała i w ogóle ja sama nie jestem idealna. Śmiało odwzajemniałam pieszczoty Artura, prowokowałam go swoim językiem, dotykiem rąk, ruchami bioder. Cieszyły mnie jego tłumione westchnienia i jęki, oczy zamglone namiętnością, a nawet malutka kropelka potu która pojawiła się na jego czole. Cieszyło mnie to co on wyczyniał ze mną, jaką sprawiał przyjemność. Nawet jeśli postępował gwałtownie i narwanie, jeśli jego ruchy były gorączkowe i zdecydowanie za szybkie. Mariusz zwykle rozbudzał mnie powoli delikatnie i z czułością stopniowo sprawiając, że moje ciało zaczynało go pragnąć. Artur natomiast był niczym tajfun: jego dłonie były wszędzie błądząc po moim ciele, znacząc je, zostawiając niewidzialne ślady tak jakby nie mógł zdecydować się gdzie powinny się znaleźć, jakby tego dotyku wciąż było mu mało. Poza tym nie pytał ani nie prosił: on po prostu robił co chciał i żądał choć jednocześnie byłam pewna, że mój protest potraktowałby poważne czego dowód dał mi kilka minut wcześniej. Od razu sprawiał, że w ciągu paru chwil stałam się roznamiętniona i wrząca. A przecież właściwie jeszcze nawet nie zaczęliśmy się kochać.
- Cholera, to nie tak miało być.- Wymruczał Chojnacki w pewnej chwili jednocześnie ściągając z siebie spodnie. Miał przy tym mocno utrudnione zadanie, bo zamiast wstać wciąż leżał na łóżku nakrywając mnie swoim ciałem. Odrobinkę rozbawiły mnie jego manewry.
- Jak to nie tak?- Wykrztusiłam z siebie nie mając pojęcia czemu mój głos stał się tak bardzo ochrypły. 
- Miałem działać powoli. Okazać ci czułość i sprawić przyjemność przede wszystkim tobie a nie samemu sobie a nie zachowywać się napalony nastolatek. Ale nie potrafię się dłużej powstrzymać.- Już miałam mu odpowiedzieć, że plecie same głupoty albo usiłuje się popisywać: przecież byłam więcej niż chętna na dopełnienie tego spotkania, ale dotyk jego dłoni na najintymniejszej części mojego ciała pozbawił mnie nie tylko możliwości mówienia, ale i tchu. Uniosłam swoje biodra do góry jeszcze bardziej łaknąc tego dotyku. To było tak przyjemne, że…
Głośno wciągnęłam ustami powietrze gdy Artur szybkim ruchem wyjął ze mnie palce.  
-  Cholera, nie mogę ściągnąć tych pieprzonych spodni.- Prawie warknął. Pewnie w innych okolicznościach bym się roześmiała, (w końcu nie dziwota skoro usiłował zrobić to jedną ręką) ale teraz za bardzo go pragnęłam by móc z czegokolwiek żartować.
- W takim razie pospiesz się.- Mrugnęłam cicho.  
- A więc mnie pragniesz?
- Tak.
- Jak bardzo?
- Bardzo.- Bardzo potwierdziłam widząc, że w końcu udało mu się pozbyć spodni. Ale gdy zaczął zdejmować bieliznę nie wiedzieć dlaczego odwróciłam wzrok. Było to zupełnie irracjonalne uczucie zawstydzenia pomieszanego z oczekiwaniem. A potem poczułam jak ociera się o mój brzuch.         
- Na pewno?
-  Yhm.
- Jeszcze możesz się wycofać.
- Artur do cholery…
- A może to ja mam się wycofać?- Spytał jednocześnie lekko we mnie wchodząc.
- Jeśli to zrobisz to cię zabiję.- Jego śmiech sprawił, że chciałam go jednocześnie odepchnąć, ale i przyciągnąć do siebie; sprawić by wniknął we mnie do końca ale i uderzyć z satysfakcją nie zaspokajając jego pożądania. Nawet jeśli miałoby to skutkować niezaspokojeniem i mojego.
W końcu to zrobił. Wszedł we mnie głęboko a potem wycofał zmuszając do uniesienia w górę bioder, do dotrzymania mu tempa, dostosowania się do niego. Ale zmieniał je tak szybko, że nie byłam w stanie tego zrobić: wciąż czułam że znajduje się za daleko mnie, że za wiele nas jeszcze dzieli, że zostaje za nim w tyle. Jednocześnie ten fakt zmuszał mnie do jeszcze większej interakcji i zespolenia, do tego by moje pragnienia stały się rzeczywistością. To było więcej niż przyjemne, więcej niż to co byłam w stanie znieść, więcej nawet od tego czego kiedykolwiek mogłam się spodziewać. W tej chwili wydawało mi się, że jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak przyjemnie jak teraz a przecież z pewnością nie mogła to być prawda. Coś tak przyziemnego nie mogło być czymś najlepszym w moim życiu nawet jeśli w tej chwili tak właśnie sądziłam.
Z wcześniejszych słów Artura sądziłam, że zbyt długo nie uda mu się nad sobą panować; w końcu sam to przyznał. Ale on wciąż nie przestawał mnie dotykać i całować raz po raz wnikając w moje spragnione ciało sprawiając, że miałam go ochotę błagać o to by to się właśnie stało. Zaczęłam tracić siły, czułam kropelkę potu które zaczęła spływać mi po piersiach, jak moje ciało zaczyna tężeć. Ile to już mogło trwać? Kilkadziesiąt sekund czy kilkadziesiąt minut? Wiedziałam, że to ostatnie było fizycznie niemożliwe, ale ta chwila zdawała mi się dłużyć się w nieskończoność. A on wciąż nie kończył. W końcu poczułam, że dłużej nie wytrzymam. Nie miałam jednak jak go ostrzec, bo w tej chwili jedynym dźwiękiem jaki dobywał się z mojej krtani był cichy jęk. Ale gdy poczułam rozlewający się po moim ciele błogostan byłam pewna, że krzyknęłam. I to wcale nie cicho. Pewnie później będę się za siebie wstydzić, ale teraz miałam to gdzieś. Nie potrafiłam zapanować nad swoimi reakcjami i chyba sprowokowałam do tego samego Artura, bo gdy tylko dostrzegł co się ze mną dzieje jeszcze bardziej przyspieszył tempo a potem się ze mnie wysunął. Dopiero wtedy pozwolił sobie na przyjemność. A ja przymykając oczy zrozumiałam, że robił to tylko dla mnie chcąc przede wszystkim zaspokoić mnie.
Przez kilka minut tak po prostu leżeliśmy obok siebie wzajemnie słuchając swoich przyspieszonych oddechów, uspokajając rozszalałe zmysły, zbierając liczne kawałeczki rozpadniętych pod wpływem przyjemności ciał. Potem poczułam jak Artur podnosi się lekko nakrywając nasze nagie ciała kocem. Uśmiechnęłam się czując jak jego dłoń przysunęła się do moich pleców delikatnie je masując. Chciałam rzucić wtedy jakiś żart: coś o tym, że nie dziwię się jemu powodzeniu albo że gdybym wiedziała jak bardzo jest pod tym względem utalentowany to nie czekałabym z seksem z nim aż tak długo, ale to nagle wydało mi się głupie i nie na miejscu. Zamiast tego przysunęłam się do niego wtulając twarz w jego ramię. Jej, jak mógł po wszystkim tak bosko pachnieć?! Ja czułam się okropnie nieświeża.
-  Odsuń ten kocyk.- Poprosiłam cicho.
- Hm?
- Jest mi za gorąco.
 - Z przyjemnością.- Odparł szeroko się uśmiechając. Dopiero po chwili, widząc jak zachłannie chłonie mój widok zrozumiałam dlaczego. Mimo tego, że jeszcze na samym początku odpędził moje kompleksy a potem dotykał i całował praktycznie każdą cześć mojego ciała nie mogłam powstrzymać się przed odruchową reakcją zakrycia piersi i złączenia nóg. Dlatego chociaż wciąż było mi piekielnie gorąco uznałam, że zachowanie kocyka nie jest takim złym pomysłem.
- Hej, teraz tchórzysz?
- Po prostu wolę zachować coś na później.- Odparłam. Artur nie protestując pozwolił mi okryć swoją nagość. Potem pogłaskał po wciąż nieosłoniętym ramieniu.
- Muszę powiedzieć, że jednak mnie rozczarowałaś.
- Co proszę?
- Spodziewałem się grzecznej dziewczynki i kogo dostałem w zamian? Kobietę tak namiętną, że z trudem powstrzymałem się przed kompromitacją.
- Przestań gadać te głupoty.- Ofuknęłam go. Byłam pewna, że mówi to wszystko byleby tylko sprawić by moja pewność siebie wzrosła.
- Ale to prawda. Jesteś cudowna. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze.
- Mówiłeś to wszystkim swoim partnerkom?
- A jak myślisz?
- Myślę, że jednak tak. Ale spokojnie, choć jestem zakompleksiona to nie musisz poprawiać mojego samopoczucia. Przez ostatnią godzinę zrobiłeś to z nawiązką.
- Naprawdę myślisz, że mówię to po to by łechtać twoją próżność?
- A nie jest tak?
- Nie. – Tym razem jego dłoń skierowała się wyżej gładząc delikatnie zarys mojej brody a potem policzków i ust. – Jesteś tak cholernie podniecająca, że nawet teraz czuję, że wystarczy bardzo niewiele byśmy znowu…- Przerwałam mu nagle czując nieodpartą ochotę na pocałunek. Zamknęłam mu więc swoimi wargami usta, przycisnęłam dłonie do karku wplatając palce w jego włosy. Klatką piersiową przycisnęłam się do jego nie zważając na to, że objął mnie z taką siłą, iż prawie wydało się to być bolesne. A potem poczułam blisko swojego uda…
- No, no, no.- Mrugnęłam z uznaniem niespodziewanie odsuwając od niego swoje usta.- A jednak nie kłamałeś.
- Wątpiłaś?
- Trochę. Za grosz w tobie pokory i skromności.
-  I ty to mówisz?
- Tak. Masz coś przeciwko?
- Owszem. Przestań w końcu to robić. Będziemy rozmawiać potem.
- Więc co będziemy robić teraz. Może się nudzić?
- Nie ze mną, Sweterku. Nie ze mną.- Dodał jeszcze. A potem rzeczywiście nie rozmawialiśmy.
A tym bardziej się nie nudziliśmy.