Dziś znowu krótszy, ale naprawdę oczy już same mi się zamykają...Z chęcią chciałabym już skończyć to opowiadanie mocnym akcentem czyli zagmatwaniem i happy endem, ale jakoś nie mogę się do tego zebrać. Po prostu piszę opowiadanie a moja głowa przeżywa oblany egzamin :((( Ale jeszcze łudzę się, że jakoś uda mi się obronić w lipcu. W każdym razie tak czy siak pisać dalej będę. Kolejną postaram się dodać już taką o tradycyjnej długości, bo koncepcja jest tylko sił brak.
Pozdrawiam i miłego czytania, bo w tej części trochę nasłodziłam.
Dźwięk
przypominający brzęczenie wiertarki z pewnością nie był tym dźwiękiem, który
pragnęłabym usłyszeć po namiętnej nocy spędzonej z mężczyzną. Tym bardziej, że
wcale nie dochodził zza okna, ale wydobywał się z komórki Artura.
-
Matko, wyłącz to.- Jęknęłam nakrywając sobie głowę poduszką. Wciąż przebywałam
w krainie snów i chciałam tam pozostać jak najdłużej.
- Co…? O cholera, sory: to mój budzik.-
Mrugnął Chojnacki już przytomniejszym głosem. Już miałam rzucić coś w stylu, że
tylko idiota ustawia sobie taki sygnał na pobudkę: w końcu już na samym
początku dnia z pewnością gwarantuje to zły humor, gdy Artur niemal krzyknął:-
Jasny gwint, już w pół do ósmej!
-
Co?- Spytałam też czując się już zupełnie przytomna odkrywając swoją głowę,
którą chwilę wcześniej schowałam pod poduszkę. Przecież na ósmą rano powinnam
być w biurze! A pewnością nawet gdybym wyjechała dokładnie w tej chwili to przy
porannych korkach na ulicach dojazd do firmy zająłby mi przynajmniej trzy
kwadranse. Nie wspominając o tym, że gdybym wyjechała stąd tak jak stoję (a
raczej leżę) to chyba zaskoczyłabym wszystkich dookoła świecąc gołym tyłkiem i
rozczochranymi włosami. O dziwo ten fakt mnie uspokoił: skoro i tak nie miałam
możliwości dotrzeć do pracy na czas to jakie właściwie miało znaczenie czy spóźnię
się pół godziny czy dwie?
-
Jak to możliwe, że nie słyszeliśmy trzech wcześniejszych pobudek?- Spytał
retorycznie, jakby nie miał pojęcia czemu po wspólnie spędzonej nocy, której
większą część poświęciliśmy na wzajemne pieszczoty i kochanie się mogliśmy być
trochę zmęczeni. Poczułam jak Artur szybko wstaje z łóżka, które nieznacznie
się ugięło wkładając na siebie bieliznę a potem spodnie. A ja jak głupia
zamiast robić to co on, gapiłam się tylko na jego gołe plecy, które poprzez
wąskie biodra przechodziły pośladki. Jej, a myślałam że taki efekt w filmach
jest zasługą retuszu. W końcu żaden facet nie może mieć takiego tyłeczka.- Mama mnie zabije gdy znów się spóźnię.
-
Nie, ewentualnie zwolni.- Nie mogłam się powstrzymać od żartu. On jednak teraz
gorączkowo szperał po szafie w poszukiwaniu koszuli chyba nawet mnie nie
słuchając.
-
Nie rozumiesz.- A jednak słuchał.- Dziś o ósmej miałem zaprezentować
prezentację kosztorysu nowej kampanii marketingowej.
-
No, to rzeczywiście może być problem. Dlaczego nie kazałeś tego zrobić jakiejś
głupiutkiej stażystce jak dawniej?
-
Bardzo zabawne.
-
Żartuję. Ale na pocieszenie powiem ci, że ja też jestem spóźniona.-
Powiedziałam owijając się cienkim kocem. Potem ruszyłam na poszukiwanie swoich
wczorajszych ubrań.
-
Ale ja nie jestem prezesem firmy w której pracuję.
-
Ale synem jej właścicieli.
-
Oskarżą mnie o nepotyzm.
-
A to cię obchodzi?- Spytałam podnosząc znajdujący się koło łóżka mój stanik, a
potem resztę ubrań. Zanim je na siebie nałożyłam Artur już pognał do łazienki.
Gdy po kilku minutach stamtąd wrócił szybko wkładając jakieś leżące na biurku
dokumenty do teczki odezwałam się:- W takim razie ja się zmywam, nie będę ci
przeszkadzać.
-
Chcesz już iść?
-
Przecież sam powiedziałeś, że się spieszysz.
-
No tak, ale…- Zirytowany przeczesał dłońmi włosy.
-
Niech zgadnę: to nie tak miało wyglądać.
-
Coś w tym stylu.- Artur uśmiechnął się do mnie na poły czule na poły
pocieszająco na moment zatrzymując się obok mnie a nie jak huragan
przygotowując do wyjścia.- Wybaczysz mi? Pierwsza noc powinna być szczególna, a
ja nawet nie zrobiłem ci śniadania i na dodatek już każę spadać.
-
Nie mam czego. Przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi i mamy pewne obowiązki. A
śniadanie już od wielu lat serwuję sobie sama.- Stanęłam na palcach i cmoknęłam
go w policzek.- Do zobaczenia później.
-
Zadzwonię do ciebie w przerwie na lunch, tak koło pierwszej dobrze?- Spytał
ujmując moją twarz w dłonie.
-
Dobrze.- Odpowiedziałam troszkę rozbawiona tym jak poważnie to wszystko
traktował. Może i rzeczywiście taka pobudka była mało romantyczna, ale przecież
wiedziałam, że nie wygania mnie dla własnego kaprysu. Albo dlatego, że w końcu
udało mu się zaciągnąć mnie do łóżka więc stracił całe swoje zainteresowanie.- A teraz puść mnie już, bo
się spóźnisz.
-
Najpierw mnie pocałuj.
-
Przecież nie mamy czasu.
-
Na to zawsze jest czas.- Odpowiedział, a potem nie czekając na to aż ja to
zrobię pocałował. Poczułam się trochę dziwnie, bo w przeciwieństwie do niego
nie zdążyłam umyć zębów, ale no cóż…jemu to chyba nie przeszkadzało.- Naprawdę
cię przepraszam. Później ci to wynagrodzę.
-
Nic się nie stało, już mówiłam. Ale następnym razem zmień ten piekielny budzić
na inny, bo jeśli usłyszę go kolejny raz to chyba wyjdę z siebie.
-
Obiecuję, jeśli ty obiecasz że będzie kolejna szansa na to by cię obudził.
Dobrze mi się z tobą spało.
-
Spało? To co robiliśmy raczej niewiele miało wspólnego ze snem.- Parsknęłam.
-
Sweterku, nie przypominaj mi. Przez ciebie przyjadę spóźniony i z pokaźną
erekcją.
-
To ty zacząłeś. I puść mnie w końcu.- Przez chwilę w jego wzroku pojawiło się
coś takiego, że sądziłam, iż porwie mnie w swoje objęcia i zaczniemy się
kochać. Ale albo mi się zdawało, albo też udało mu się opanować ten szaleńczy
odruch.
-
Proszę.- Powiedział jednocześnie zabierając ręce z moich pleców.- Odezwij się
jak dojedziesz na miejsce.
-
Dobrze.- Odpowiedziałam i w końcu wyszłam z jego mieszkania z uśmiechem na
ustach. W samochodzie oprzytomniałam na tyle by wysłać Szymkowi wiadomość, o
najprawdopodobniej ponadgodzinnym poślizgu z jakim pojawię się dziś w pracy. A
potem przez całą drogę powrotną myślałam o tym co zaszło między mną a Arturem.
Teraz gdy tamte emocje opadły czułam delikatne onieśmielenie wspominając
niektóre pieszczoty którymi obdarowywał mnie Chojnacki albo ja jego. I w ogóle
wspominając fakt jak do tego doszło. Zaczęłam się zastanawiać czy on sądzi, że
od początku planowałam taki finał naszego spotkania. No i czy nawet jeśli tak
było to czy miało to jakiekolwiek znaczenie.
Gdy
w końcu znalazłam się pod prysznicem tylko lekko zaczerwieniona skóra w
niektórych partiach mojego ciała świadczyła o tym, że w ogóle cokolwiek tej
nocy się w moim życiu zmieniło. Bo zapach Artura niestety już się ulotnił. Będę
musiała powiedzieć mu, że używa świetnej wody kolońskiej. Po prostu mogłabym go
wdychać i wdychać…
Kręcąc
głową i każąc się sobie uspokoić, ubrałam się, wysuszyłam włosy a potem zjadłam
jabłko. Na więcej nie miała ochoty. Potem pojechałam do pracy. I sama nie
wiedziałam dlaczego czułam się tak dziwnie. Przecież nikt nie wiedział o tym,
że uprawiałam seks. A ja czułam się tak jakbym to miała wypisane na czole.
Zwłaszcza gdy Szymek na mój widok po zwyczajowym pozdrowieniu spytał:
-
Z kim zabalowałaś dziś w nocy, że aż tak zaspałaś?
-
Nie ja wcale z nikim nie…- Na szczęście w ostatniej chwili udało mi się
powstrzymać przed wygadaniem zanim zrozumiałam, że ze strony Bralczyka to po
prostu zwykły żart.- Och…po prostu zrobiłyśmy sobie damski wieczór z Moniką, to
wszystko. Ale nie za długi tylko zapomniałam nastawić budzika. A wiesz jakim
jestem śpiochem.
-
Spokojnie, nic się nie stało. Ale teraz zaproszę cię do siebie po kilka
autografów. Gdy cię nie było jeden z inwestorów telefonicznie zgodził się na
proponowaną przez nas cenę.
-
Naprawdę? To super, więc już właściwie możecie zacząć budowę.
-
Tak, trzeba jeszcze tylko uzgodnić z
Krzyśkiem ekipę budowlaną. Też mają sporo zamówień, a wstępnie
umawialiśmy się dopiero na końcówkę sierpnia. Nie liczyłem, że tak łatwo uda
nam się dojść z nimi do ugody. Ale skoro
tak się stało lepiej rozpocząć projekt szybciej i mieć w planie jakiś bufor
czasowy…- Szymek tłumaczył mi jakieś zawiłości wstępnego projektu, ale i tak
niewiele rozumiałam z tego z czystą głową
a tym bardziej gdy miałam ją zajętą czymś innym. Dlatego gdy wreszcie zostałam
w swoim gabinecie sama nie mogłam się powstrzymać od napisania wiadomości
Arturowi.
I
JAK PREZENTACJA? UDAŁO CI SIĘ Z NIĄ ZDĄŻYĆ?
Ku
mojemu zaskoczeniu odpowiedź nadeszła dość szybko.
TAK,
ZAWSZE MIAŁEM WIĘCEJ SZCZĘŚCIA NIŻ ROZUMU. NAWET MAMA NIE BYŁA NA MNIE TAK
BARDZO ZŁA. CHOCIAŻ CZUŁEM SIĘ TAK JAKBY DOSKONALE ZNAŁA POWÓD MOJEGO
SPÓŹNIENIA. CHYBA MYŚLI, ŻE WRÓCIŁEM DO ALICJI.
Uśmiechnęłam
się czytając to w duchu mając nadzieję, że podejrzenia Artura są jednak
przesadzone. To znaczy odnośnie tej pierwszej części. W końcu nie chciałam by
pani Grażyna wiedziała, że z nim sypiam. A przynajmniej na razie. Dlatego
odpisałam mu żartem przyznając rację, a potem pożegnałam. Bo chociaż z chęcią
poprzekomarzałbym się z nim to jednak teraz powinnam trochę popracować.
Do
czasu lunchu czas dłużył mi się niemiłosiernie: w końcu zgodnie z obietnicą Chojnacki miał do mnie zadzwonić
właśnie wtedy. Ale zapomniałam o tym, że zwykle jadłam go przecież z Szymkiem.
Nie mogłam tak nagle usiąść przy innym stoliku z powodu głupiej rozmowy
telefonicznej. Artur wydawał się jednak być zirytowany gdy mu to wyjaśniłam
idąc w kierunku bufetu, bo zadzwonił trochę wcześniej. Tak jakbyśmy nie mieli
spotkać się za trzy godziny, ale za trzy lata a Bralczyk odbierał nam jedyną możliwość
kontaktu. Nie chciałam jednak dać po sobie poznać jak mnie to rozśmieszyło,
więc starała się by mój głos brzmiał odpowiednio zawierając nutkę
rozczarowania. On jednak nie dał się na to nabrać.
-
Świetnie się bawisz gdy ja skręcam się z zazdrości, co?
-
Wcale nie. Przecież już ci mówiłam, że ja i Szymon jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-
Tak, zaraz po tym jak wyśpiewywałaś peany na część jego urody. I przyznałaś, że
cię pocałował.
-
No cóż, przecież jest wielu atrakcyjnych mężczyzn. Czy według ciebie miałabym
ich teraz nie zauważać? A może tylko nie mówić tego głośno? Krzysiek Kamiński
też jest niezłym przystojniakiem.
-
Przeciągasz strunę.
-
No i Robert Fiołkowski też.
-
Ewelina…
-
A, nie wspominając o Wiktorze. W sumie nie rozumiem czemu Monika się z nim
rozwiodła. Nawet pomimo swojego wieku jest w nim coś niezwykle pociągającego,
prawda?- Słysząc w słuchawce coś co podejrzanie przypominało jakiś warknięcie
parsknęłam śmiechem nie zważając na to, że przechodzący akurat ludzie spojrzeli
na mnie jak na idiotkę.
-
Prowokowanie mnie może się źle skończyć wiesz?
-
Nie sądzę. A teraz przepraszam, muszę już kończyć. Właśnie dochodzę do stolika
Szymka. Na razie.
-
Odegram się za to, zobaczysz.
-
Do widzenia. Zadzwonię gdy skończę pracę.- Pożegnałam się i nie czekając na
jego reakcję rozłączyłam. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego kobiety uwielbiały
stosować takie gierki i zagrywki wobec mężczyzn. To było całkiem zabawne.
-
Co to za dowcip?- Przywitał mnie Bralczyk.
-
Hm?
-
Śmiejesz się tak, że musiał być bardzo zabawny.
-
A to, nie…to po prostu był…dość śmieszny kontekst sytuacyjny. Zamawiałeś już
coś?
-
Nie, czekałem na ciebie.
-
Dzięki. W takim razie idę zamówić coś sycącego. Dziś po prostu jestem tak
głodna, że zjadłabym konia z kopytami.-
Wyraźnie zaskoczyłam go swoim zachowaniem, co poznałam po lekko uniesionych w
górę brwiach, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Chociaż w sumie jak niby
miał to zrobić, pomyślałam. Owszem zachowywałam się nieco dziwnie, byłam
podekscytowana i trochę nakręcona, często się przy tym śmiejąc, ale nie
odwaliło mi tak żeby zachowywać się zupełnie jak nie ja. Mimo wszystko
nakazałam sobie spokój i rozwagę. Nawet jeśli w duchu skręcałam się ze śmiechu
z frustracji Artura.
Po
ponad trzech godzinach spędzonych na nudnej pracy papierkowej w końcu wyszłam z
biura kierując się na parking. Miałam zamiar dać znać o tym Chojnackiemu, ale
zobaczyłam że stoi tuż obok mojego samochodu.
-
A tu skąd się tu wziąłeś?
-
Urwałem się trochę wcześniej z pracy. Chciałem zrobić ci niespodziankę.
-
No to rzeczywiście mnie zaskoczyłeś.
-
W takim razie chodź.
-
Gdzie?
-
Do mojego auta. Zaparkowałem trochę dalej, bo tu nie było miejsca.
-
A co z moim samochodem? Przecież go nie zostawię.
-
Cholera, nie przemyślałem tego.
-
Więc najpierw pojadę swoim samochodem. I tak miałam zrobić jakieś zakupy.
-
Możemy zjeść coś na mieście.
-
W domu nie mam nawet kawy.
-
Kawa nie jest nam do niczego potrzebna.
-
Może tobie, ale mnie tak. Po dzisiejszej nocy byłam bardzo senna.
-
Znam skuteczniejsze sposoby na rozbudzenie.
-
Artur.- Jęknęłam w udawanej surowości.
-
Już dobrze. Masz rację: lekarstwo nie może być jednocześnie przyczyną. A więc
pojadę do siebie a potem po ciebie przyjadę. Zgoda?
-
Tak. To znaczy nie. To ja do ciebie przyjadę, okej?
-
Mogę cię przywieść, to dla mnie żaden problem.
-
Wiem, ale tak będzie lepiej. Może wieczorem wyskoczymy na jakiś spektakl?
-
Chcesz iść do kina?
-
Cóż to za rozczarowanie? Miałam na myśli teatr. Ale możemy też wybrać się na
wernisaż lub operetkę. Od razu mówię, że opera odpada. Jest dla mnie za długa
i…
-
Jesteś piekielnie irytująca, mówił ci to ktoś?- Przerwał mi w końcu orientując
się, że moje słowa były formą żartu.
-
Tak, ty nie jesteś pierwszy. – Odparłam ubawiona.- Zrobię zakupy, a potem coś
do jedzenia i spałaszujemy to w towarzystwie krwistego horroru są przed
telewizorem. Pasuje ci tak ambitny wieczór?- Na twarzy Chojnackiego pojawił się
szeroki uśmiech.
-
Tak, jest wystarczająco ambitny. Opera przy tym to zupełny banał.
***
-
Jakie jest twoje największe marzenie?- Spytałam Artura kilka dobrych godzin
później gdy udało mi się zrealizować swoje założone cele (tzn. zrobić zakupy i
przyrządzić z nich smaczne danie, a potem przyjechać do Chojnackiego i razem z
nim je zjeść), a na ekranie krwistego horroru agonię przeżywała ostatnia z
grupy wycieczkowiczów, którą nazwałam Przywódczynią Grupy Głupich i Głupszych
Blondynek. Głowę trzymałam przy tym na kolanach Artura wygodnie leżąc rozłożona
na sofie podczas gdy on zmuszony był siedzieć prosto. Dodatkowo gładził moje
włosy u nasady raz po raz muskając skronie. Chyba robił to całkiem odruchowo,
ale i tak sprawiało mi to dużą przyjemność.
-
Raczej nie mam marzeń.- Odparł mi. To sprawiło, że zmarszczyłam brwi i
spojrzałam mu prosto w twarz. Pytanie zadałam właściwie odruchowo i bezmyślnie,
do czego sprowokował mnie właśnie obejrzany film, w którym marzenie głównej
bohaterki okazało się być zgubne w skutkach. Ale odpowiedź Chojnackiego mnie
zaskoczyła.
-
Daj spokój, każdy ma jakieś marzenia.
-
Chwilowo moje marzenie leży koło mnie.
-
Pytałam poważnie.
-
I dostałaś poważną odpowiedź.
-
Artur…
-
Już dobrze, a więc zastanówmy się. Moje największe marzenie…kiedy miałem siedem
lat chciałem w końcu dorosnąć żeby te wszystkie dzieciaki które mnie gnębiły w
końcu nie mogły tego robić. Potem chciałem zostać antyterrorystą lub
terrorystą: zależnie od nastoju i filmu który aktualnie oglądałem Na szczęście szybko doszedłem do wniosku, że
to nie dla mnie i pomyślałem, że lepiej być już policjantem.
-
Artur…- Ofuknęłam go żartobliwie bijąc w ramię.
-
No co, to szczera prawda.- Odparł wzruszając ramionami, a potem łaskocząc mnie
po nosie.
-
Nawet jeśli tak jest to w tym pytaniu chodziło mi raczej o bardziej aktualny
stan. I dobrze o tym wiesz.
-
Masz rację, robię to celowo. Bo marzeń się nie zdradza. Wtedy się nie
spełniają.
-
Bzdura.
-
Szczera prawda. Zobacz: chcę być niskim krępym blondynem. I…widzisz? Wciąż
jestem wysokim szczupłym brunetem.
-
Jesteś pajacem.- Tym razem śmiałam się już w głos. On natomiast pochylił się
nad moją twarzą tak, że prawie się stykały.
-
I dobrze. Lubię jak się śmiejesz. Przypominasz wtedy dawną siebie.- Na chwilę
skonfundował mnie tym pytaniem, ale zanim zdążyłam zapytać o co chodzi rozległ
się dźwięk komórki leżącej na stoliku obok nas. – Przepraszam, to Alicja muszę
odebrać.
-
Jasne, rozumiem.- Powiedziałam podnosząc się z jego kolan. A było mi na nich
tak dobrze…Korzystając z okazji postanowiłam skorzystać z łazienki by po
obfitej kolacji umyć ręce. Przy okazji poprawiłam swoje rozczochrane włosy w
duchu śmiejąc się sama z siebie. Nie rozumiałam skąd nagle pojawiają się u mnie
te typowo dziewczęce zachowania. Przecież Artur widział mnie już płaczącą po
śmierci męża, nieelegancko parskającą śmiechem podczas wycinania mu różnych
numerów czy też wrzeszczącą i pieklącą się jak tamtego wieczora w klubie. Czemu
więc nagle chciałam upewnić się, że prezentuje się całkiem dobrze?
-
Ala poprosiła mnie bym zajął się jutro małym. Ma jakąś pilną sprawę do
załatwienia.- Wyjaśnił mi Artur choć o to nie pytałam gdy tylko zjawiłam się z
powrotem w pokoju. Tym razem usiadłam obok niego.
-
Wciąż pomagasz jej finansowo?
-
Tak, ale w znacznie mniejszym stopniu niż kiedyś. Udało jej się dostać pracę,
którą może wykonywać w domu. Tyle, że czasami pewne sytuacje wymagają
załatwienia jakichś spraw urzędowych na mieście, a nie bardzo może wziąć ze
sobą Piotrusia.- Zaczął Chojnacki, a potem w odpowiedzi na moje kolejne pytania
dość szczegółowo przedstawił interesujące mnie kwestie na temat swojej byłej
dziewczyny. Gdy skończył spytałam go o to co nurtowało mnie już wcześniej:
-
A co z tym pseudo ojcem Piotrusia? Już ich nie męczy?
- Chyba nie. Znudziło mu się dręczenie Alicji. A na synu i tak nigdy mu nie zależało.
- Chyba nie. Znudziło mu się dręczenie Alicji. A na synu i tak nigdy mu nie zależało.
-
To kawał drania.- Mrugnęłam przypominając sobie tamten moment gdy wparował do
mieszkania Alicji jak gdyby nigdy nic i wdał się w bójkę z jeszcze nie do końca
sprawnym Arturem.- Nie rozumiem jak ona mogła być z kimś takim.
-
Nie? Nawet na moje męskie oko wydawał się być całkiem przystojny.
-
Przecież to brutal. I w ogóle wyglądał na typowego mięśniaka już od pierwszego
wrażenia gdy tylko go zobaczyłam. Nie wspominając o tym, że tylko zwyczajny
tchórz startuje do kobiety albo słabszego od siebie.
-
Tego Ala przedtem nie wiedziała. Ale co do tego pierwszego…kobiety chyba lubią
takich facetów, co? Męskich, pewnych siebie, stanowczych.
-
Żartujesz?- Żachnęłam się. I choć widziałam w jego oczach iskierki kpiny i
przekory udzieliłam całkiem poważnej odpowiedzi.- Jest różnica między byciem
stanowczym a byciem damskim bokserem.
-
Ale jak już mówiłem by to stwierdzić jest czasami za późno.
-
Bo świetnie to ukrywacie. Tak to jest, że dopiero gdy już dostajecie czego
chcecie wychodzi z was prawdziwa natura.
-
Zaraz, zaraz jakie „was”?
-
Was mężczyzn. Najpierw słodkie słówka, miłość na całe życie, czekoladki na
przywitanie i takie tam. A potem jest już tylko gorzej, a przynajmniej w
większości przypadkach.
-
Nie chciałbym wyjść na antyfeministę, ale chciałbym zauważyć, że z kobietami
jest całkiem podobnie. Też potrafią być niezłymi manipulatorkami.
-
Ha, na pewno nie takimi jak mężczyźni.
-
Akurat. Też potraficie być milutkie, a gdy się wam się wsadzi obrączkę na palec
to zaczynają się pretensje o każde pięć minut spóźnienia albo nawet cechy
charakteru. Nie wspominając już o tym, że
„ciągle boli was głowa” albo macie „te dni”.
-
Typowo seksistowska uwaga niewyżytego emocjonalnie dwunastolatka. I niezwykle
wulgarna.
-
Emocjonalnego dwunastolatka? Myślałem, że jestem chociaż na etapie gimnazjum.
-
Raczej nie. Takim w głowie tylko jedno.
-
Hm, tylko jedno mówisz? Więc chyba masz rację z tym dwunastolatkiem.
-
Artur co ty…- Zdążyłam jeszcze powiedzieć, zanim nie przyciągnął mnie do siebie
bliżej i nie pocałował. A ponieważ zrobił to z zaskoczenia nie dość, że wypadło
to bardzo niezgrabnie, to jeszcze obejmując boleśnie ścisnął mi rękę.- Debil z
ciebie.- Ofuknęłam go delikatnie masując ramię.- I zmieniam zdanie: o
mentalności dziesięciolatka.
-
Przepraszam, ścisnąłem cię za mocno?- Spytał choć się przy tym śmiał.- Daj,
rozmasuję.
-
Sama sobie poradzę.- Prychnęłam ostentacyjnie odkręcając się do niego bokiem.
Potem zaczęłam pocierać ramię, choć już wcale mi nie dokuczało.
-
Serio cię boli?
-
Tak.- Skłamałam.
-
Więc chodź tu, pocałuję i przestanie boleć.- Wbrew mojej woli kąciki ust
pofrunęły mi ku górze. Gdy Chojnacki to zauważył od razu przesiadł się do mojej
drugiej strony (bo wciąż byłam odwrócona do niego plecami) dotykając „bolącego”
miejsca. Potem cmoknął mnie w dłoń, ramię i usta.
-
W tym ostatnim miejscu mnie nie bolało. – Zauważyłam.
-
Więc dlaczego się uśmiechasz?
- Tata zawsze tak robił gdy się skaleczyłam.
- Tata zawsze tak robił gdy się skaleczyłam.
-
Całował cię w usta?
-
Nie, w bolące miejsce, pajacu. I od razu czułam się dobrze. Nawet kiedy
złamałam rękę ból wydawał się być jakby mniejszy. A miałam wtedy nie więcej niż
jedenaście lat.
-
Co się wtedy stało?
- Nic. Głupi upadek z drzewa. W dzieciństwie uwielbiałam się wspinać, a że ściana wspinaczkowa na którą zabierali mnie rodzice nie spełniała moich standardów- była przeznaczona dla pięciolatków i spokojnie mogłabym się tam wspinać bez zabezpieczeń- to sama postanowiłam stawiać przed sobą ambitne zadania.
- Nic. Głupi upadek z drzewa. W dzieciństwie uwielbiałam się wspinać, a że ściana wspinaczkowa na którą zabierali mnie rodzice nie spełniała moich standardów- była przeznaczona dla pięciolatków i spokojnie mogłabym się tam wspinać bez zabezpieczeń- to sama postanowiłam stawiać przed sobą ambitne zadania.
-
Od małego miałaś charakterek.
-
No cóż, w przeciwieństwie do ciebie ja nie byłam mazgajem.
-
Hej, to był cios poniżej pasa. Opowiedziałem ci o swoim dzieciństwie żebyś trochę
się nade mną poużalała a nie kpiła.
-
Przecież cię żałuje. Biedny Arturek.- Dodałam pełnym współczucia głosikiem.
Potem dla wzmocnienia efektu poklepałam go po głowie.
-
Nie przeginaj.- Powiedział w reakcji na mój gest. Wtedy roześmiałam się, a potem
patrząc prosto w oczy poczułam coś co spowodowało, że moje serce zaczęło bić
szybciej. Nie wspominając już o wczorajszych wspomnieniach. Nutkę pożądania.
Dlatego
lekko podnosząc się z kanapy usiadłam mu na kolanach.
-
Teraz lepiej?- Spytałam wtedy szepcząc mu to prosto do ucha.
-
O niebo lepiej.- Mrugnął w pierwszym momencie lekko zaskoczony, ale już po
chwili szukając ustami moich ust. W zasadzie to ja sama byłam zaskoczona swoją
śmiałością i inicjatywą. Tym, że dałam się ponieść impulsowi. Wcześniej nigdy…dobra,
od dobrych kilku lat mi się to nie zdarzało. A wczoraj przespałam się z facetem
nie zważając na to, że następnego dnia muszę iść do pracy, że mam obowiązki. I
jeszcze na dodatek teraz zamiast wyciągnąć z tego wnioski znów dawałam się
ogarnąć szaleństwu.
Ten
pocałunek był rozkoszny i właściwie można by go uznać za całkiem niewinny i
słodki, gdyby nie zręczna dłoń Artura która wkradłszy się pod moją cienką
bluzeczkę zawędrowała do pleców odpinając stanik. Z niechęcią pomyślałam, że
musiał mieć w tym niezłą wprawę, bo udało mu się to za pierwszym razem.
Powstrzymałam się jednak przed wypowiedzeniem tego na głos. Zamiast tego
powiedziałam coś innego zanim do reszty stracę poczucie rzeczywistości, gdy
tylko jego usta zawędrowały do mojej szyi:
-
Muszę dziś wrócić do swojego mieszkania.- W reakcji na to oświadczenie Artur
nawet na moment nie przerwał czynności której mnie poddawał (a mianowicie
całowania mojego przedramienia) mrucząc:
-
Czy to znaczy: spadaj czy pospiesz się?
-
A jak myślisz?- Spytałam retorycznie.
Tym
razem na mnie spojrzał podnosząc głowę do góry tak, że mogłam dostrzec jego
szeroki uśmiech, który spowodował że ja też się uśmiechnęłam. A potem
zdecydowanie objęłam go za szyję przyspieszając kolejny pocałunek.
Byłam
śmiała: doskonale to wiedziałam. W końcu nie potrafiłam sobie wyobrazić bym w
podobny sposób zachowała się wobec innego mężczyzny. Oczywiście nie miałam na
myśli Mariusza- jego przecież kochałam. Ale Artura? Był moim przyjacielem i od
kilkudziesięciu godzin kochankiem a ja już nie czekając na jego reakcję
prowokowałam wspólne kochanie się. I co najlepsze nie miałam pojęcia czemu przy
Chojnackim potrafię zachowywać się w tak niepodobny do mnie sposób. Ale jednak
tak właśnie było. Przy nim rzeczywiście czułam się kimś innym: kimś kto nie
musi bać się że jest „gorszą” stroną, że robi coś nie tak (a przynajmniej do
czasu gdy przed naszą pierwszą wspólnie spędzoną nocą nie zapewnił mnie, że dla
niego jestem wystarczająco seksowna). Po prostu robiłam coś całkiem dla siebie.
Dlatego teraz nie zamierzałam udawać, że nie pragnę jego dotyku skoro tak było.
Że nie podnieca mnie to jak szybko on się nakręca nie mogąc powtrzymać
rozgorączkowania i napięcia widocznego na twarzy. To było takie cudowne móc go
wtedy obserwować…
Tak
jak poprzedniego wieczora, Chojnacki przeniósł mnie do łóżka znajdującego się
w sypialni. Dopiero po tym zaczął na
nowo pieścić i rozbierać. W pewnym momencie jednak przestał co nieco zbiło mnie
z tropu. Zwłaszcza, że wpatrywał się w moją gołą już klatkę piersiową tak jakby
nagle urosła mi trzecia brodawka.
-
Co się stało?- Spytałam wtedy.
-
Nic.- Pokręcił głową. Potem skierował dłoń ku mojej szyi. Dopiero wtedy gdy
ujął leżący na niej łańcuszek zrozumiałam o co mu chodziło jeszcze zanim o to
spytał.- Nadal nosisz jego obrączkę?
-
Tak, na wisiorku. Wiem, że to głupie, ale tuż po prostu wolałam nosić go w ten
sposób. Wydawało mi się, że wtedy mam go bliżej serca. A potem tak po prostu
zostało.- Odparłam uśmiechając się nagle z przymusem. Czułam się trochę jak
hipokrytka mówiąc o swojej wielkiej miłości do męża leżąc półnaga przed innym
mężczyzną.
-
Nie, to wcale nie jest głupie.- Odpowiedział mi całkiem poważnie Artur.
Zauważyłam, że napięcie w jego wzroku odrobinę zniknęło. Ja sama nagle
poczułam, że uchodzi ze mnie wszelkie pożądanie.- Przecież w oczach Boga i w
twoim sercu zawsze pozostanie twoim mężem. Nie dziwię się, że symbol jakie
niesie za sobą to kółko jest dla ciebie ważny. - Gorszych słów chyba nie mógł
już użyć. Wyrzuty sumienia uderzyły mnie jak ciężki młot prosto w splot
słoneczny. Nagle to co się przed chwilą wydarzyło wydało mi się nie na miejscu.-
Dlatego…mogłabyś je zdjąć?
-
Słucham?
-
Chodzi mi tylko o dzisiejszy wieczór.
-
Och..? No, tak: jasne.- Odpowiedziałam z trudem. Potem dodałam:- Chyba już za
długo nosiłam go przy sobie.- Chojnacki nie odpowiedział, ale po chwili ciężar
srebrnego wisiorka zniknął z mojej szyi. Mimo to dystans jaki się wytworzył
wcale nie zniknął. Dlatego korzystając z nakrycia leżącego na łóżku zakryłam
swoją gołą klatkę piersiową.
-
Przynieść ci coś do picia?
-
Nie, dzięki ja…- Zaczęłam, ale szybko urwałam zdając sobie sprawę, że to był celowy
zabieg Artura mający zmniejszyć napięcia. – Jasne, możesz mi przynieść tego
soku, który piłam wcześniej.
-
Robi się.
-
I…bluzkę. Zostawiłam ją chyba na sofie.
-
Naprawdę sądzisz, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut będzie ci
potrzebna?- Spytał mnie na poły rozbawionym, na poły ironicznym tonem. Ale to
wcale nie on sprawił, że nagle zrozumiałam, iż to nie będzie koniec udanego
wieczora; że wisząca na mojej szyi obrączka niczego nie popsuła. To było gorące
spojrzenie jakim okrasił swoje słowa. I ten kpiarski uśmiech. Po prostu
poczułam jak cała się rozpływam a w brzuchu robi mi się supeł.
-
Więc przyjdź szybko.
-
Wiesz co? Po głębszym namyślę sądzę, że wcale nie jesteś aż tak bardzo
spragniona.- Stwierdził udając mentorski ton. Jednocześnie zrobił kilka kroków
w stronę łóżka na którym siedziałam.
-
Nie?- Spytałam naiwnie.
-
Nie. – Powtórzył tylko. A potem w ciągu następnych minut nie padło między nami
żadne słowo. Dopiero gdy po wszystkim wtulona w jego ramiona odpoczywałam nie
chcąc tak szybko ubrać się i wyjść usłyszałam jego głos:- Wyjedźmy gdzieś
razem.
-
Hm?
-
W ten weekend. Chciałbym byśmy byli całkiem sami. W zupełnie obcym otoczeniu.
-
Przecież nie zdążymy niczego zaplanować.- Zauważyłam.
-
Bo nie musimy. Wystarczą chęci i my dwoje.
-
Mówisz serio?
-
Jak najbardziej. To moje takie kolejne mini marzenie.
-
Żartujesz sobie ze mnie.- Zrozumiałam udając zagniewaną. Widząc moją obrażoną
minkę Artur pocałował mnie w okolice skroni.
-
Wcale nie. Naprawdę mam na to ochotę. Najlepsza byłaby bezludna wyspa, ale
jestem leniem i wolę jednak by ktoś przygotowywał mi jedzenie i dbał o ciepły
kącik do spania.
-
Jesteś okropny.- Roześmiałam się.
-
Tylko troszkę.- Szepnął mi na ucho owiewając ciepłym oddechem.
-
Artur.- Zganiłam go.
-
Słucham Sweterku?
-
Żadne sweterku. Czy ja wyglądam na sweterek? Poza tym to stosowałeś to
przezwisko wobec mnie jeszcze podczas stażu.
-
I co z tego? Dla mnie na zawsze pozostaniesz moim Sweterkiem.
-
A ty na zawsze pozostaniesz irytującym rozpieszczonym chłoptasiem, który bierze
co chce.
-
A wiesz co? Podoba mi się ten opis. Szczególnie ten fragment o tym, że biorę co
chcę…- Powiedział, a potem przełożył swoją rękę przez moją talię, a nogę przez
moje nogi.
-
Co ty robisz?
-
Przytwierdzam cię do łóżka. Teraz nigdzie się nie ruszysz.
-
Zaraz muszę wstać i iść.
-
Przecież i tak nie masz na to ochoty.
-
Ale mimo to muszę.
-
Odwiozę cię jutro rano.
-
Nie, wolę dłużej pospać. I ty chyba też, śpiochu.
-
Wolę ciebie.
-
Ojej, to naprawdę słodki.- Uśmiechnęłam się do niego.- Ale tak będzie lepiej. Poza
tym będziemy mieć cały weekend dla siebie prawda?
-
Więc się zgadzasz?
-
Wstępnie tak. Tylko nie planuj żadnych szaleństw, okej?
-
Jasne, że nie. Tylko ty i ja w łóżku- może być?- Jakby na potwierdzenie jego
dłoń zsunęła się na jedną z moich piersi.
-
Artur…
-
Uwielbiam jak wypowiadasz moje imię.- Mrugnął nachylając się nade mną.- Robisz
to w taki podniecający sposób…
-
Chojnacki nie zaczynaj. Niedługo muszę już iść.
-
Przecież powiedziałem, że cię odwiozę.
-
A ja powiedziałam, że wolę wrócić teraz. – Powiedziałam cmokając go w usta.-
Spotkamy się jutro a potem spędzimy razem weekend. I tak będziesz miał mnie
dosyć.
-
Nigdy nie będę miał cię dosyć.- Oznajmił, a potem jego druga dłoń wkradła się w
rejony moich nóg. A konkretnie ich górnej części.
-
Boże co ty robisz?
-
Jestem aż tak niezdarny, że musisz o to pytać?
-
Jesteś…jesteś. Jezu…
-
Do niego raczej mi daleko, ale chyba wiem co masz na myśli.- Z szerokim
uśmiechem na twarzy kontynuował swoją słodką torturę pieszcząc mnie tak, że
zapłonęłam prawdziwym ogniem. Jednak do zwinnych palców dołączył tym razem
język pieszczący moje piersi. A on przygryzał sutki w taki sposób, że ból
mieszał się w pożądaniem przez co właściwie nie byłam pewna gdzie zaczyna się
jedno, a kończy drugie. I czy właściwie chcę prosić o więcej czy o to by
przestał. Ale chyba właśnie o to mu chodziło.