Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 maja 2016

Maskarada część XXV



 W końcu skończyłam ;-) Z racji niecierpliwych (tak, to głownie o tobie marzycielko :-)), wstawiam od razu bez poprawiania błędów, także jeśli jakieś są to mam nadzieję, że mi wybaczycie. Miłego czytania.


Słowo „wibrator” podziałało na mnie zupełnie tak jakby ktoś wymierzył w moje plecy pistolet. A konkretnie osoba która zadała mi to pytanie. Artur. Zanim się odwróciłam przez dobre kilka sekund zastanawiałam się o czym on do cholery mówi nie mając pojęcia o co chodzi. Prawdę mówiąc zdążyłam zapomnieć o historii z wibratorem. Potem przypomniawszy sobie o swojej zgubie zaczęłam prosić w myślach o to, żeby jednak okazało się, iż się przesłyszałam. Niestety moje złudzenia natychmiast się rozwiały gdy spojrzałam w roześmiane oczy Chojnackiego. Wtedy szerzej otworzyłam swoje wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Przypomniałam sobie jak odwiedziłam go po tamtym feralnym wieczorze o on zadawał mi dwuznaczne pytania. Wtedy sądziłam, że są całkiem niewinne, ale teraz wiedziałam że było inaczej. Bo doskonale znał prawdę. I bawił się moją konsternacją.
- No, więc jak? Nie brakuje ci różowej zguby?
- Ty świnio, a więc go znalazłeś! I nabijałeś się ze mnie gdy przyszłam go odzyskać!- Jedyną odpowiedzią był głośny wybuch śmiechu. Ja z kolei czułam, że robię się purpurowa na twarzy. Nie wiedziałam tylko czy bardziej ze złości, upokorzenia czy też zakłopotania. Najpewniej jednak z tych trzech powodów- Och!- Krzyknęłam a raczej parsknęłam schodząc z parkietu gdy jedna para prawie na mnie nie wpadła.
- Hm, swoją drogą to nie podejrzewałbym cię o coś takiego.- No tak, mogłam się spodziewać, że Chojnacki tak szybko nie zrezygnuje z nabijania się ze mnie i będzie za mną szedł.- W ogóle to musisz być z tym na czasie, bo model jest całkiem nowy. Chociaż ten różowy kolor dość oklepany, nie sądzisz? Zawsze się zastanawiałem czemu produkują coś takiego w żarówiastych kolorach. Nie lepsze byłyby pastele? Kobiety naprawdę lubią tak mocne odcienie? Przecież ten wściekły róż nijak się ma do prawdziwego koloru męskiego…
- Zamkniesz się wreszcie?!- Warknęłam zdając sobie sprawę, że moje milczenie wcale go nie zniechęca a wręcz przeciwnie. Nie przestawałam przy tym iść. Tyle, że nagle zdałam sobie sprawę, iż nie wiem gdzie powinnam się znaleźć. Bo przecież nie wrócę po swoją torebkę do loży w której jest Monika. Albo do której nie daj Boże wróciła Wiki. Spaliłabym się ze wstydu gdyby Artur zdradził przed nimi moją tajemnicę. A po jego zachowaniu wiedziałam, że byłby do tego zdolny. Dlatego podchodząc do wolnego kącika (wiedząc, że pójdzie za mną) spytałam go wtedy.- Czego chcesz?
- To znaczy?
- Nie udawaj Greka: chcesz się tylko ponabijać czy skompromitować przed dziewczynami?
- Skompromitować? Przecież fakt, że posiadasz wibrator chyba nie jest w dzisiejszych czasach bardzo naganny, nie sądzisz? No chyba, że to tylko jeden element twojej kolekcji. Zdradź mi: masz w swojej sypialni jeszcze parę takich ciekawych urządzeń? A może nawet sekretny seks pokój?
- Zamknij się wreszcie.- Syknęłam widząc, że na samo słowo „seks” kilku blisko stojących facetów spojrzało na mnie z zaciekawieniem. Czułam, że moja twarz sczerwieniała jeszcze bardziej o ile to w ogóle było możliwe. By dalej nie dawać przedstawienia dla nieznajomych facetów zbliżyłam się do Artura niemal warcząc mu do ucha:- Skończmy ten temat, okej?
- Jasne, tylko zdradź mi, bo w życiu bym cię o coś takiego nie podejrzewał…
- Kazałam ci się zamknąć.
- Ej, nie sadziłem że wciąż jesteś taką purytanką. Przecież chyba dwoje ludzi może swobodnie rozmawiać o seksie, prawda?
- Nie jestem żadną purytanką! I przestań wciąż używać tego słowa!
- Jakiego: seks?- Przymknęłam na moment oczy czując się idiotycznie. Przecież to oczywiste, że zachowując się dziecinnie tylko daję mu pole do popisu.
- Wiesz co? Powiedziałeś, że jesteśmy dorosłymi ludźmi a zachowujesz się jak dzieciak.- Odparłam mu, a potem chciałam odejść. On jednak złapał mnie za rękę. Wciąż był nieźle rozbawiony.
- Dobra, już nie będę. To co chcesz odzyskać zgubę czy nie?
- Artur…
- No co, tym razem to nie żadne nabijanie się z ciebie. Pytam poważnie. Ja chyba nie mogę tego używać.- Wbrew sobie parsknęłam śmiechem. Chyba było to spowodowane raczej histerią w głowie niż rzeczywistym rozbawieniem.
- Tak możesz mi go oddać…to znaczy przy najbliższej okazji. I dyskretnie.
- Więc teraz chyba odpada?
- Masz go przy sobie?!- Jedyną odpowiedzią był śmiech Chojnackiego.- Naprawdę jesteś nienormalny.- Gdy włożył rękę do kieszeni próbowałam go powstrzymać już myśląc że naprawdę zamierza wyjąć stamtąd mój wibrator. Ale okazało się, że zrobił to tylko specjalnie.- Jesteś złośliwym idiotą!
- Ty za to przepięknie się czerwienisz. Powiedz, Szymon nie ma nic przeciwko temu?
- Co?
- No, bo to raczej trochę dyskredytujące dla faceta gdy jego laska musi korzystać z tego typu wspomagaczy.
- Przecież on nie jest moim facetem! A tak w ogóle to nic co do tego!
-Serio? Monika mówiła, że się ze sobą spotykacie.
- Sama chyba najlepiej wiem z kim i czy w ogóle się spotykam, prawda?
- Hm, a więc wibrator był tylko substytutem faceta?
- Jezu, skończ wreszcie ten temat do diaska. Guzik ci do mojego wibratora i w ogóle do całego mojego życia erotycznego.
- No tak masz rację. Skończmy ten temat.- Wietrzyłam podpuchę: w końcu zaledwie kilka chwil wcześniej też udawał że skończył swoje kpiny a tak naprawdę to dopiero je zaczął. Ale chyba tym razem…
- Co ty do cholery robisz?!- Krzyknęłam a raczej pisnęłam gdy ze swojej kieszeni rzeczywiście wyjął mój mały różowy…wibrator! Spanikowana szybko ścisnęłam go jeszcze w jego dłoni tak by nikt go nie zobaczył. Miałam przy tym ochotę przywalić Arturowi za ten jego śmiech.- Jesteś nienormalny? Kto nosi w kieszeni wibrator?!
- Chciałem ci go po prostu oddać, czyż nie o to prosiłaś? I zakończyć całą sprawę zgodnie z życzeniem.
- Nie. Schowaj go z powrotem.
- Więc go nie chcesz?
- Tak, nie chcę go. Schowaj go.
- Serio?
- Artur nie przeginaj.
- To przecież tylko głupia zabawka która…
- Schowaj to albo kiedyś potrącę cię na pasach i udam że to był wypadek.
- Już dobrze.- Odpowiedział mi po dłuższej chwili.- Tylko zabierz te ręce.- Wciąż mu nie ufałam, ale nie miałam wyjścia. Na szczęście po raz pierwszy od kilku minut zrobił to o co go prosiłam, bo z powrotem włożył wibrator do kieszeni. Wtedy nie wytrzymałam i uderzyłam go w ramię, a potem jeszcze raz i kolejny…przy wtórze jego śmiechu. Uderzenia oczywiście nie były raczej mocne, ale do jednego solidnie się przyłożyłam. – Hej, nabijesz mi siniaków.
- I dobrze, przydadzą ci się. A jeśli jeszcze raz kiedykolwiek wspomnisz o tej historii to własnoręcznie cię ukatrupię.
- Chyba już to mówiłaś. Na pasach o ile pamiętam.- Powiedział jednocześnie unieruchamiając mi ręce gdy znów zamachnęłam się by walnąć go w ramię.- Może już koniec bokserko?
- Wcale nie.- Odpowiedziałam mu próbując wyszarpnąć ręce.- Puszczaj mnie już.
- Żebyś znów mnie uderzyła? Nie ma mowy.
- Zasłużyłeś.
- Sama zaczęłaś tę potyczkę.
- Wiki nie może równać się z tym jak nabijałeś się ze mnie teraz.
- Ja ośmielę się myśleć inaczej. Poza tym nie nabijałem się z ciebie przez cały czas.
- Akurat.- Prychnęłam.
- Mówię serio.- Przyznał całkiem poważnie, ale ja nadal mu nie wierzyłam. I jak się okazało słusznie, co potwierdziły jego dalsze słowa:- Prawdę mówiąc początkowo gdy znalazłem go u siebie to bardziej stawiałem na Monikę. No ale gdy następnego dnia mnie odwiedziłaś wyraźnie chcąc iść do mojego pokoju na górę zamiast posiedzieć w salonie czy kuchni…a już ta mina gdy oddałem ci twój breloczek a ty myślałaś że to twój erotyczny gadżet była po prostu bezcenna.
- Idiota!- W tej chwili do głowy nie przyszedł mi żaden godny Artura epitet, tak więc byłam zmuszona pozostać przy tym całkiem banalnym. Za to przynajmniej choć nie moje słowa to moje zachowanie dało upust mojej wściekłości gdy ponownie wróciłam do prób ukatrupienia Chojnackiego. W tej chwili naprawdę byłam w stanie to zrobić. Byłam na niego wściekła a jednocześnie tak potwornie zakłopotana jak chyba nigdy wcześniej. W moim przypadku była to mieszanka wybuchowa. Niestety on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo wciąż trzymał moje dłonie na uwięzi, a gdy udało mi się jedną wyszarpać szybko ją unieruchomił przyciągając mnie bliżej do siebie. I tak wśród jego śmiechu i moich wymamrotanych wyzwisk szamotaliśmy się stojąc przed sobą niczym w parodii quasi uścisku. Tyle, że nagle….nagle to wszystko stało się inne. I coś się zmieniło.
Czasami słyszy się, że ktoś udzielając wywiadu w telewizji mówi o chwilach przełomowych. Alkoholik wyznaje, że dopiero gdy uderzył własne dziecko uprzytomnił sobie iż ma problem. Znany aktor przyznaje się do tego, że gdy zdradził żonę zrozumiał że tak naprawdę ją kochał. Córka która nie mogła znieść swojej matki po jej śmierci zdała sobie sprawę, że jej matka była najwspanialszą osobą w jej życiu. Dla mnie właśnie ta chwila zdawała się być przełomowa. Gdy wciśnięta w kąt dusznej sali klubowej siłowałam się z Arturem na spojrzenia próbując wyrwać z jego uścisku swoje dłonie, co on uznał najwyraźniej za bardzo zabawne. Może nie była aż tak melodramatyczna jak wcześniejsze przykłady (choć dla mnie zdecydowanie taka była), ale mimo wszystko wywróciła moje życie do góry nogami.
Co się wtedy stało?
Nie mam pojęcia.
Nie mam pojęcia dlaczego nagle złość jaką czułam, ta cała przepychanka między nami i moja frustracja zamieniły się w coś zupełnie innego. Coś co uświadomiło mi, że Artur jest facetem a ja kobietą i że dzieli nas zupełnie niewielka przestrzeń, a jego usta znajdują się całkiem blisko moich bo nasze twarze niemal się ze sobą stykały…a przynajmniej dzieliła nas bardzo mała przestrzeń.
I nagle przestałam się wyrywać. Nagle znieruchomiałam nie wiedząc co z tym fantem począć. Przecież to nie była moja pierwsza kłótnia z Arturem podczas której gwałtownie wymienialiśmy zdanie mocno gestykulując i pochylając się nad sobą by onieśmielić przeciwnika. On też chyba zrozumiał, że coś jest nie tak bo spoważniał wciąż patrząc mi prosto w oczy. Zwilżyłam odruchowo językiem wargi nie wiedząc dlaczego nagle stały się zupełnie suche. Tak samo zresztą jak moje gardło. I dlaczego moje spojrzenie z oczu Chojnackiego nagle zjechało na jego usta. A już na pewno nie rozumiałam czemu znajdujemy się tak blisko siebie. Czyżby pochylił się w moją stronę? A może tak tylko mi się wydawało? Albo to ja się do niego zbliżyłam całkiem nieświadomie? Lub może po prostu on zauważył to co się ze mną dzieje? W tej chwili jednak miałam to gdzieś. Zapomniałam kim jestem i kto stoi przede mną. W tym momencie byłam tylko kobietą spragnioną pocałunku przystojnego mężczyzny; kobietą która nagle zapragnęła kogoś zupełnie nie licząc się z konsekwencjami. A tym mężczyzną był Artur.
- O, tu jesteście!- Z uroku i popełnieniu prawdopodobnie najgorszego błędu w moim  życiu wyzwolił mnie roześmiany głos Moniki. Właśnie się do mnie zbliżała nie świadoma chaosu jaki panował w mojej głowie kontynuując:- A Wiki szuka was od dobrych dwudziestu minut…- Spuściłam głowę szybko odsuwając się od Chojnackiego nie wiedząc co ze sobą zrobić. Moje serce wciąż  biło zdecydowanie szybciej a oddech był bardzo nieregularny. A w moim brzuchu wnętrzności były związane w ścisły supeł. Boże, czy ja właśnie przed chwilą chciałam pocałować Artura? Spojrzałam teraz na niego, ale to był błąd. Bo jego spojrzenie uświadomiło mi, iż doskonale zdawał sobie sprawę z moich pragnień. Że to co przed chwilą się stało nie zaszło tylko w mojej głowie. O mój Boże, on wiedział. Wiedział, że byłam o krok od pocałowania go!- Hej, słuchasz mnie Ewela?
- Jasne.- Mrugnęłam coś w odpowiedzi ciesząc się, że przynajmniej Jastrzębska niczego nie zauważyła. Albo że nie zjawiła się kilka sekund później, bo wtedy z pewnością zastałaby swoją bratową i kuzyna całujących się w kącie klubu. To byłoby prawdziwą katastrofą.
- To co wracamy do Wiki? Artur, mógłbyś choć trochę z nią poflirtować. Niedawno rozstała się z chłopakiem.
- Wybacz, ale chyba nie. Poza tym powinniśmy się już zbierać. Rano muszę załatwić parę rzeczy.
- Nie, ja chcę jeszcze trochę pobalować. Zostaniemy jeszcze co Ewela?- Kiwnęłam tylko głową. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić jak wracam z Arturem jego autem.- Wynajmiemy jakąś taksówkę.
- Na pewno? Nie chciałbym byście wracały po nocy same. Po nocy włóczy się tutaj wielu nieciekawych typów.
 - Jej, to naprawdę słodkie. Czuję się tak jakbym znów miała 20 lat i była narażona na zakusy jakiegoś napalonego gościa który najpierw musi mnie upić. Kurczę, czemu żadnego tu teraz nie ma?
- Monia, mówię poważnie.- Zbeształ ją łagodnie.
- Ja też. Damy sobie radę. Az tak się nie wstawiłam, Ewelina prawie wcale. Damy sobie radę.
- Na pewno?
- Tak, na pewno. Możesz spadać.
- Dzięki. A więc na razie Monia.- Pożegnał się z nią na mnie nawet nie patrząc. To tyle jeśli chciałabym się łudzić, że niczego się nie domyślił. A mówiłam, że chwila gdy okazało się, że Artur znalazł mój wibrator była najbardziej żenującą sytuacją w moim życiu? Ha, po tym jak prawie pocałowałam kuzyna swojego zmarłego męża zdecydowanie nie uważałam jej za coś nadzwyczajnego.
- Aha i pozdrowię od ciebie Wiki!- Krzyknęła za odchodzącym właśnie Arturem rozbawiona Monika nie mając pojęcia o czarnej rozpaczy jaka właśnie była w mojej duszy. Bo dobrze wiedziałam co było powodem tak szybkiej dezercji Artura. I kto. Jezu, co on sobie teraz o mnie myślał? I jak w ogóle mogłam dostrzec w nim mężczyznę? Jak mogłam pragnąć go pocałować? Przecież znałam go tyle lat i nigdy mi się to nie zdarzyło…tyle czy na pewno? Czy był to tylko jednorazowy epizod spowodowany wypitym alkoholem i- jakkolwiek głupio to zabrzmi- czarem chwili? Miałam nadzieję, że tak. Co ja mówię: tak przecież było i już! Dlatego szybko zebrałam się do kupy zmuszając do uśmiechu i włączenia do rozmowy z Moniką. Nie miałam zamiaru nigdy więcej roztrząsać tego co się stało i jak najszybciej o tym zapomnieć. A jeśli Artur kiedykolwiek do tego wróci to po prostu go przeproszę.

***
Po powrocie z imprezy i przespaniu nocy epizod z Arturem wydawał mi się być całkiem surrealistyczny. Teraz w ogóle nie potrafiłam zrozumieć jak myśl o pocałunku z nim mogła przez jakąkolwiek chwilę kołatać mi w głowie. Przecież zawsze widziałam w nim kogoś z kim lubiłam się kłócić, wygłupiać czy pośmiać. No, pomijając okres w którym wydawało mi się że go nienawidzę. I ten gdy z kolei jemu wydawało się, że mnie kocha. Ale odczuwać pociąg? Nie, po prostu alkohol rzucił mi się na mózg. No i temat rozmowy. Nie wspominając o bliskości jaka się między nami wywiązała. Tak, zdecydowanie na moment mi odbiło. Zaczęłam nawet mieć cichą nadzieję, że być może Artur nawet niczego nie zauważył. A wyszedł wcześniej, bo…bo zdecydował że nie będzie mnie już dłużej zawstydzał rozmową o wibratorze. Tak, to było to. Z pewnością.
Słysząc dzwonek do drzwi jednak spanikowałam. Mój Boże, pomyślałam: a co jeśli to Artur?! Co ja mu do cholery mam powiedzieć?! Żałowałam że nie jestem tchórzem i po prostu nie udam, iż nie ma mnie w domu. Dlatego niechętnie podeszłam do drzwi. Widząc za nimi nieznajomego faceta w uniformie Poczty Polskiej odetchnęłam z ulgą prawie wybuchając śmiechem. A facet pewnie na długo zapamięta adresatkę, która szczerzyła się podpisując list jak głupia stojąc boso na klatce schodowej. Kręcąc z niedowierzaniem głową odłożyłam list na komodę znajdującą się w przedpokoju a potem by dłużej tego nie roztrząsać i dać odpocząć myślom weszłam pod prysznic. Uwielbiałam długie gorące kąpiele we wrzątku, po którym moja skóra była mocno zaczerwieniona, a dzisiejszego ranka tego właśnie było mi trzeba. Darowałam sobie mycie głowy, bo w niedzielny dzień i tak nie zamierzałam nigdzie wychodzić. Może wieczorem do kościoła, ale na pewno nie teraz. Zastanawiając się co przygotuję sobie na śniadanie podśpiewywałam sobie pod nosem a raczej mruczałam kawałki które akurat przyszły mi do głowy. Po kilku minutach niechętnie wyszłam z kąpieli. Wciąż mamrocząc pod nosem owinęłam się w ręcznik rozpuszczając włosy. Potem umyłam zęby i wyszłam z łazienki.
- Cześć. – Słysząc męski głos odruchowo pisnęłam. Przy okazji niemal zrzuciłam ręcznik którym owinęłam się dość luźno gratulując sobie  w duchu, że w ostatniej chwili udało mi się temu zapobiec. No i że nie wyszłam z łazienki zupełnie nago jak czasami miałam w zwyczaju. Bo przecież i tak mieszkałam sama, więc raczej nie miałam się kogo wstydzić.
- Co ty tu robisz?!- Spytałam oskarżycielsko Artura, który uśmiechał się do mnie zupełnie tak jak zawsze stojąc na korytarzu. A może i nie tak jak zawsze. No i jego wzrok zdecydowanie prześlizgiwał się po mojej sylwetce tak, że odruchowo sprawdziłam czy ręcznik który mam na sobie przykrywa to co powinien. Gdy upewniłam się, że tak jest rzuciłam mu potępiające spojrzenie.
- Drzwi były otwarte, więc po kilku próbach stania jak słup pod nimi zdecydowałem się wejść. Powinnaś była się zamykać. Zwłaszcza mieszkając sama i biorąc prysznic.
- Zazwyczaj to robię, ale chwilę temu przyszedł listonosz i zapomniałam.
- Zamiast mnie mógł tu wejść złodziej.
- Ale nie wszedł, więc nie ma problemu. – Westchnęłam ciężko nagle czując się bardzo głupio. Bo okazało się, że wcale nie miałam racji. To co wydarzyło się miedzy mną a Arturem wczorajszego wieczoru na zawsze zmieniło mój sposób jego postrzegania. Bo teraz nie potrafiłam patrzeć mu prosto w oczy, a gdy skierowałam go niżej przypomniałam sobie o naszym niedoszłym pocałunku. Nie wspominając nawet o tym, że w skąpym ręczniku czułam się prawie nago, a przez to bardzo niezręcznie. Jeszcze 24 godziny temu nie miałabym takich problemów. Chociaż inna sprawa, że nigdy wcześniej raczej Artur nie zaskakiwał mnie tuż po prysznicu. Cholera, dlaczego jak głupia dałam się wczoraj porwać czarowi chwili? I co to w ogóle znaczy: czar chwili?!- Skoro już i tak wszedłeś to poczekaj na mnie chwilę w kuchni lub na korytarzu. Muszę coś na siebie włożyć.
- W tym ręczniczku też ci bardzo do twarzy.- Nic na to nie odpowiedziałam, ale cała krew znalazła się właśnie na mojej buzi. Bo uwaga Chojnackiego zabrzmiała w moich uszach dość…flirciarsko, dwuznacznie. Wcześniej po prostu bym się roześmiała doskonale wiedząc, że to po prostu taki żart. Teraz jednak czułam się tak jakby takie stwierdzenie  z jego ust było nie na miejscu. Kolejny dowód na to, że on zachowywał się normalnie. Ja za to świrowałam.
W swoim pokoju wzięłam kilka głębokich oddechów zanim pospiesznie narzuciłam na siebie pierwszą lepszą bieliznę, a potem jakieś legginsy i luźną koszulkę. Zdecydowanie wolałam wyglądać teraz zupełnie aseksualnie. Nie chciałam by Artur powziął mniemanie, że moje wczorajsze zachowanie było wstępem do czegoś więcej. Po prostu w trakcie rozmowy rzucę coś żartem o tym jak mi odbiło niby to przypadkiem. No i się roześmieję. Tak, to powinno przekonać go, że wciąż widzę w nim tylko kogoś w rodzaju brata czy przyjaciela. Nawet jeśli od tej pory zaczęłam widzieć  w nim mężczyznę…Przymknęłam oczy naiwnie łudząc się, że wraz ze zniknięciem widoku zniknie ostatnia myśl która przyszła mi do głowy. Po kilku chwilach się jednak uspokoiłam. I co z tego, że dostrzegłam jaki Chojnacki jest przystojny? Co z tego że miałam ochotę go pocałować? Przecież nie ja pierwsza i nie ostatnia. Poza tym to jeszcze nie znaczyło, że miałam zamiar to zrobić lub nie daj Boże mu o tym powiedzieć. Na przykład też zauważyłam, że Szymek to fajny facet. I nawet się z nim pocałowałam a w poniedziałek w pracy żartowałam jak gdyby nigdy nic. Z Arturem praktycznie rzecz biorąc do niczego między nami nie doszło. Tak więc spokojnie się  z tym uporam. Muszę tylko przestać myśleć o tym co się stało, bo tylko się nakręcam.
- Właśnie Ewelina, spokojnie. Tylko spokojnie. Artur zachowuje się normalnie więc dlaczego ty nie miałabyś tego robić?- Powiedziałam do siebie cicho czując się jak wariatka. Potem prawie wybuchłam śmiechem gdy uświadomiłam sobie, że teraz wizja tego, iż Chojnacki znalazł mój wibrator w ogóle mnie nie peszy. To było całkiem zabawne.
- Wcześniej wyglądałaś lepiej.- Przywitał mnie gdy tylko znalazłam się w kuchni. I choć czułam, że znów palę buraka a serce zaczęło mi mocniej bić zupełnie jakby ta uwaga była czymś więcej niż zwykłym przekomarzaniem się udałam, że nic takiego się nie dzieje.
- Jasne, wczoraj jakoś nie miałeś ochoty sprawdzić jak wygląda Wiki w nieco skąpym odzieniu.- Wydawało mi się, że ta uwaga będzie dobrą ripostą i dowodem na to, że nic sobie nie zrobiłam z komentarza Artura. Tyle, że on znów wprawił mnie w zakłopotanie gdy odparł:
- Ty to nie Wiki.- Jezu, naprawdę nie potrafiłam już z nim normalnie rozmawiać. Przecież on był taki jak dawniej. Wcześniej wielokrotnie częstował mnie takimi testami udając lekki flirt, a ja zbywałam je żartem lub śmiechem. A teraz? Czułam, że jeśli chciałabym spróbować się zaśmiać to wyszedłby z tego żabi skrzek.
- Dobra, powiedz lepiej czemu zaszczyciłeś mnie swoją obecnością dzisiejszego ranka.
- Ranka? Dochodzi południe.
- Wczoraj dotarłam do mieszkania po trzeciej, więc się nie dziw że odsypiałam.
- To długo jeszcze imprezowałyście po moim wyjściu.
- Trochę.- Wzruszyłam ramionami podchodząc do szafki i nalewając sobie do kubka wody. Prawdę mówiąc nie byłam zbytnio spragniona, ale czułam że muszę coś ze sobą zrobić, bo inaczej będę zachowywać się przy Chojnackim tak jakbyśmy widzieli się pierwszy raz w życiu.- To coś się stało że tutaj jesteś?
- A musiało się stać?
- No cóż, raczej przez te kilka godzin nie zdążyłeś się za mną bardzo stęsknić, prawda?
- Zdziwiłabym się jak bardzo. W porządku?- Dodał gdy właśnie zakrztusiłam się łykiem wody. Potem wstał z krzesełka i podszedł do mnie delikatnie klepiąc po plecach.
- Tak.- Odpowiedziałam dobre kilka sekund później  odsuwając się od niego. Bo jego reakcja jeszcze bardziej mnie speszyła. Wiedziałam, że zachowuję się jak kompletna kretynka, ale nie mogłam nic na to poradzić. Po prostu chciałam by on sobie poszedł. I tyle.- Naprawdę w porządku. Możesz usiąść.
- Zachowujesz się dzisiaj bardzo dziwnie.- Jezu, serio?! Miałam ochotę na niego wrzasnąć. Jaja sobie robił czy co? A jak mam się niby zachowywać gdy wczoraj mało co go nie pocałowałam? Czułam, że udawanie iż nic się nie stało było błędem. Trudno, nawet jeśli miałabym spalić się ze wstydu to musiałam wiedzieć co on sobie o mnie myśli.
- Po prostu…- Zaczęłam w ostatniej chwili tchórząc. No bo jeśli on niczego wczoraj nie zauważył to za chwilę zrobię z siebie jeszcze większą kretynkę.
- Po prostu?
- No bo…jest mi głupio.
- Z powodu?
- Tego jak się wobec ciebie wczoraj zachowałam.
- To znaczy?
- Artur, nie nabijaj się już ze mnie. Doskonale wiesz o co mi chodzi.- Odpowiedziałam mu lekko zirytowana, bo po jego wzroku poznawałam że jednak miałam rację i on zdawał sobie sprawę z faktu, iż prawie go pocałowałam.
- Chyba tak.- Mrugnął tylko. Chyba?
- W każdym razie chciałam cię przeprosić. Wiem, że mogłeś odnieść mylne wrażenie, że będę ci się naprzykrzać, ale to było jednorazowe…jednorazowy wyskok. Po prostu za dużo wczoraj wypiłam i coś mi się uroiło. Ja nigdy…nigdy tego nie powtórzę. Słowo.
- W dwóch sprawach się pomyliłaś.
- Hm?
- Po pierwsze to, o ile pamiętam, wczoraj w klubie piłaś tylko sok.
- Tak, ale wcześniej w mieszkaniu Moniki wypiłyśmy szampana i dwa albo trzy wina.- Trochę nagięłam prawdę. Bo szampan był tylko jeden tak jak i wino. Poza tym wypiłam tylko mały kieliszek tego ostatniego, a butelka szampana na trzy osoby to nie na tyle dużo by się upić.
- Nie wyglądałaś na pijaną.- Zauważył Artur.
- Może i nie, ale uwierz mi, nie byłam samą.- Zaśmiałam się trochę sztucznie.- Poza tym to czemu to drążysz? Skoro mówię, że byłam pijana to tak było.- Zirytowałam się.
- W porządku, czemu się tak denerwujesz?- Chojnacki zachowywał się tak jakbym była małą myszką zapędzoną w kozi róg a on kotem który zamierza ją zjeść i doskonale wie że zdobyć mu się już nie wymknie. Denerwowało mnie to, że tak sobie ze mną igrał. Choć z drugiej strony powinno podtrzymywać na duchu: bo skoro nie zdawał sobie sprawy z tego jakie to dla mnie trudne, to widocznie nie miał o tym pojęcia. A to z kolei oznaczało, że moje wczorajsze zachowanie uznał za zabawne. Artur nigdy nie ranił i dręczył kogoś świadomie. Co nie zmieniało faktu, że teraz dręczył mnie nieświadomie.
- Po prostu mnie wkurzasz. I do tego sugerujesz, że kłamię.
- Wcale nie: stwierdziłem tylko, że w dwóch rzeczach się pomyliłaś.
- Okej, pierwszą był mój stan alkoholowego upojenia, a tą drugą?- Spytałam głównie po to by choć trochę zmienić temat.
- Druga…- Zaczął robiąc krok w moją stronę a ja z trudem powstrzymałam się by się nie cofnąć.- Druga dotyczy ostatniej części twojej wypowiedzi.- Raczej kiepsko było mi się teraz na czymkolwiek skupić, więc nie miałam pojęcia, iż nie powinnam dłużej drążyć tematu. Ale zamiast tego wrodzona ciekawość zwyciężyła:
- To znaczy?
- To znaczy polemizowałbym z tym, że to się nigdy nie powtórzy.- Mówiąc to zrobił w moją stronę kolejny krok. A ja nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedział. Przecież on nie mógł mieć na myśli…
- O czym ty do cholery mówisz?
- O tym, że bardzo chciałbym cię pocałować.- Kolejny krok sprawił, że niemal zetknęliśmy się ciałami. A ja potrafiłam tylko na niego patrzeć jak cielę na malowane wrota. Niby wiedziałam, że muszę…że powinnam go odepchnąć, ale mój mózg zapomniał iż jest skorelowany z moimi kończynami. Dlatego stałam jak głupia szeroko otwierając oczy. Wtedy jednak okazało się, że fatum, przeznaczenie czy co tam jeszcze musi istnieć, bo rozległ się dzwonek do moich drzwi, który wybudził mnie z transu. Dzięki temu ponownie uniknęłam czegoś czego nie dałoby się odwrócić.
- Otworzę. – Bąknęłam pod nosem szybko uciekając na korytarz. Wciąż czułam się tak jakbym tkwiła w jakimś śnie. W każdym bądź razie chyba nigdy tak bardzo nie cieszyłam się z wizyty gości.- Michalina?!- Zdziwiłam się na widok mojej byłej podopiecznej z ośrodka domu dziecka.
- Dzień dobry.- Przywitała się cicho. Zupełnie tak jak nie ona wyglądała na zakłopotaną.- Mogłabym pani zająć chwilę?
- Oczywiście, zapraszam. Wejdź. Skąd znałaś mój adres?
- Sonia mi dała.
- Kontaktujecie się jeszcze ze sobą?- Spytałam, bo bardzo mnie ciekawiło jak układa się życie mojej ulubienicy.
- W zasadzie to już nie .- Odparła mi Miśka nieśmiało przekraczając prób korytarza. Gestem zachęciłam ją by weszła do środka.- Przepraszam, że tu przyszłam i wiem, że nie powinnam ale nie miałam pojęcia co zrobić a Sonia przekonała mnie że pani może mi pomóc i…- Wyrzuciła  z siebie jednym tchem przerywając nagle. Odwracając się za siebie zorientowałam się, że to z powodu Chojnackiego który wyszedł z kuchni.
- W porządku, to mój…przyjaciel.- Dodałam po chwili wahania, bo po ostatnich kilkunastu godzinach trudno było mi nazwać łączące nas relacje.- Właśnie wychodził.
- Co?
- Artur…- Z trudem powstrzymałam się by nie jęknąć.- Chcę porozmawiać z Miśką w cztery oczy.
- Nie, ja…ja przyszłam tylko na chwilę. Potrzebne mi są pieniądze, to znaczy pożyczka.
- Dlaczego?
- Po prostu…po prostu tak jest.
- Michalina, przykro mi nie mogę ci nic dać. To wbrew regulaminowi.
- Wiem, ale pani już nie pracuje w domu dziecka. I oddam to, przysięgam. Co do grosza, ale teraz nie mam innego wyjścia.
- Dobrze, w takim razie chodźmy do mojego pokoju. Opowiesz mi wszystko.
- Tu nie ma nic do opowiadania. Po prostu potrzebna mi kasa i tyle.
- Miśka, jeśli nie powiesz mi o co chodzi nie będę mogła ci pomóc…- Zaczęłam, ale zaraz tego pożałowałam widząc jak coś w oczach nastolatki gaśnie. I już wiedziałam, że popełniłam błąd.
- W porządku, przepraszam za najście.- Dziewczyna odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia.
- Michalina, poczekaj!- Zawołałam za nią, ale ona tylko przyspieszyła kroku. Gdyby nie stojący w progu Artur który zagrodził jej wyjścia byłaby wybiegła z mojego domu.
- Przepuść mnie!- Krzyknęła tonem dawnej siebie.
- Ewelina chyba chciała z tobą porozmawiać.- Odpowiedział jej Chojnacki.
- W dupie mam czego ona chce. Daj mi przejść.
- Skoro już się tu pofatygowałaś to nie sądzisz, że warto byłoby chociaż coś wyjaśnić?
- Pan Fiołkowski wie, że tu jesteś?- Spytałam jej. Dziewczyna zawsze była blada, ale teraz zmieniła się w kartkę papieru. Ogarnęły mnie złe przeczucia.- Znów coś przeskrobałaś, co?
- Niczego nie zrobiłam! Niech pani każe mu mnie przepuścić!- Michalina była już nieźle rozjuszona, więc próbowała nawet odepchnąć Artura. Jednak dla niego próby niespełna osiemnastoletniej dziewczyny były niczym. Tym bardziej o jakieś czterdzieści centymetrów niższej i przynajmniej trzydzieści kilo lżejszej.- Puszczajcie mnie! Nie wrócę tam do cholery, nie wrócę!
- Gdzie nie chcesz wrócić?- Odezwałam się znowu.
- Pieprz się. Sonia mówiła, że jesteś inna, ale ty jesteś taka sama jak wszyscy. I on też!- Krzyczała ze złości, ale w jej głosie wyczułam jeszcze jakąś gorycz.
- Porozmawiajmy.
- To rozmawiaj sobie z nim!
- Okej, zawiążmy umowę: dam ci potrzebną kasę w zamian za pięć minut rozmowy okej? I to nie będzie żadna pożyczka, ale prezent.- Wtrącił się Chojnacki.
- Artur, co ty…- Usiłowałam zaprotestować, ale na nic się to zdało.
- To jak?
- Mam uwierzyć, że tak po prostu dasz mi kasę?- Prychnęła nastolatka.
- Tak. Akurat wracam z banku i mam ze sobą trochę gotówki.
- Pięć tysięcy?
- Tak.
- Artur, przestań już.
- Ewelina, to moja kasa i mogę nią rozporządzać jak chcę.
 - Ale Michalina uciekła z ośrodka. Ona nie może…
- Jestem już pełnoletnia.- Wtrąciła się dziewczyna.
- Jakoś nie jestem o tym przekonana.
- Mówię prawdę: dlatego wywalili mnie z ośrodka. I nie mam za co żyć.
- A co z programem dla wychowanków którzy opuszczają mury? Przecież musieli załatwić ci jakąś pracę, mieszkanie i…
-…zgodziłam się gadać tylko z nim.- Wskazała palcem na Artura.- Bo dasz mi tę kasę, prawda?
- Tak.
- Artur…
- Więc Michalina, tak? Chodźmy do pokoju Eweliny. Tam będziemy mieli spokój.
- Co ty wyprawiasz do czorta?- Syknęłam do niego.
- Naprawiam sytuację.- Odpowiedział mi cicho tak by Miśka tego nie słyszała. A potem zamknęli się w mojej sypialni. A ja wściekła czekałam na korytarzu. Oczywiście wiedziałam, że Artur tak po prostu nie da nastolatce pięciu tysięcy i coś kombinuje to jednak mimo wszystko wolałam wiedzieć co to takiego. Ale w końcu, gdy minął kwadrans od ich wejścia do pokoju zdenerwowanie trochę mi się zmniejszyło. Świadczył o tym mój żołądek, który głośno domagał się jedzenia. Tak więc postanowiłam poczekać na nich w kuchni zajadając jogurt. I jak się okazało miałam rację, bo wyszli dopiero po następnych dziesięciu minutach.
- I co? Dowiedziałeś się wszystkiego?- Zwróciłam się wówczas do Artura który właśnie wchodził do kuchni.
- Nie całkiem.
- To znaczy? I gdzie jest Miśka?
- Poszła.
- Jak to poszła?! Chyba nie…nie mów, że dałeś jej pieniądze?
- Przecież musiałem dotrzymać słowa, prawda?
- Żartujesz?!- Krzyknęłam próbując go wyminąć. Była jeszcze szansa na to, że dogonię Michalinę. Tyle, że Artur stanowczo złapał mnie za rękę.
- Daj spokój.
- Pogięło cię? Dałeś nastolatce taką sumę nie wiedząc na co i tak po prostu dałeś jej wyjść?! Nie wiesz jakie ona miała problemy, kuratora nad głową. Jezu. Chyba powinnam do niego zadzwonić.
- Nie rób tego.
- Dlatego?
- Bo jest w to zamieszany.
- Niby w co?
- Posłuchaj…ona powiedziała mi, że mieszkała u niego, bo kilka kroków dalej pracowała jako wolontariuszka.
- Zgadza się.- Potwierdziłam zdzwiona, że powiedziała to Arturowi. Czyżby więc zdradziła mu na co potrzebne są jej pieniądze? Gdy jednak o to spytałam Chojnacki pokręcił głową.
- Myślę, że na bieżącą egzystencję, ale pewny nie jestem. Ten cały kurator…czy on byłby zdolny w jakiś sposób ją skrzywdzić?
- Robert? Boże, skąd. To najuczciwszy i najbardziej zasadniczy kurator jakiego znam. No i jest świetny w tym co robi. On nigdy nie skrzywdziłby żadnego swojego podopiecznego.
- Może nie świadomie.
- Co ty sugerujesz?
- Nie wiem nic na pewno, ale zdaje się, że twoja podopieczna się zakochała.
- W Fiołkowskim? To niemożliwe.
- Ale tak jest.
- Powiedziała ci?
- Nie musiała. Od razu zauważyłem, że tak jest. Umiem poznać takie rzeczy.
- Nie, po prostu tak ci się wydawało. Ona go nie znosiła. Poza tym choć to niezaprzeczalnie przystojny facet, to jednak ze dwa razy od niej starszy.
- Wiek nic nie znaczy. Chociaż…być może nie mam racji: ale po prostu jej nienawiść wydawała mi się być na tyle niezasadna, że mogła wypływać tylko z jednego źródła…- Kontynuował Artur wyjaśniając mi czego dowiedział się o Michalinie. Okazało się bowiem, że dziewczyna samowolnie porzuciła wolontariat, a z domu dziecka nie została jeszcze wyrzucona, więc widocznie jeszcze nie ukończyła pełnoletności. Poza tym wyznała Chojnackiemu, że tę noc zamiast spędzić w domu dziecka spędziła na dworcu kolejowym co wprawiło mnie w prawdziwe przerażenie. Przecież to było jeszcze dziecko, na litość boską! Tyle, że gdy chciałam zadzwonić do ośrodka, Artur zdecydowanie mi to odradzał:- Ona wie co robi.
- To siedemnastoletnia dziewczynka!
- Nie, to prawie osiemnastoletnia kobieta, która wie co robi.
- I poznałeś to po kilkuminutowej rozmowie z nią?
- Tak.
- Wcale jej nie znasz. Boże, gdy dowiedzą się o tych pieniądzach będę skończona.
- To ja jej je dałem.
- A ja na to pozwoliłam do cholery!
- Uspokój się.
 - Jak mam się uspokoić skoro wprowadzasz tylko zamęt. Najpierw tamta rozmowa, teraz to…Mógłbyś już iść? Chyba pojadę do domu dziecka.
- Ewelina, sama mówiłaś, że poniesiesz negatywne konsekwencje.
- Więc według ciebie mam udawać, że wszystko jest w porządku? Nawet jeśli w tej chwili Miśka może kupować narkotyki by móc je rozprowadzać?
- Dlaczego uważasz ją za wcielenie wszelkiego zła?
- Wcale nie. Ale ona jest zepsuta i rozkapryszona.
 - Na mnie zrobiła wrażenie rozsądnej.
- Ha, na tobie wszyscy robią takie wrażenie.
- O co się tak wściekasz? Że wolała porozmawiać ze mną niż z tobą?
- Wcale nie.- Oburzyłam się. Aż tak małostkowa nie byłam.- Po prostu…och sama już nie wiem. Chciałam jej pomóc a wszystko spieprzyłam.
- Ona da sobie radę.
- Łatwo ci mówić. Ja z nią pracowałam przez kilkanaście miesięcy. I wcale nie odniosłam takiego wrażenia.
- Więc niedługo się przekonasz.- Przekonywał mnie dalej Chojnacki. A ja narzekałam jeszcze przez kilka minut. W końcu, gdy już wszystko na ten temat zostało powiedziane przypomniałam sobie co zaszło między mną a nim zanim zjawiła się Miśka. Momentalnie zamilkłam spuszczając wzrok. Było to głupie, bo on od razu to zauważył z łatwością domyślając się przyczyny.
- Chyba powinieneś już iść.
- Ewelina…chciałem z tobą jeszcze porozmawiać.
- Innym razem. Teraz nie mam na to ochoty i siły.
- Więc znów będziesz uciekać, hm? Tak jak wczoraj?
- O przepraszam bardzo, wczoraj to ty uciekłeś. A z resztą…nie ma o czym rozmawiać.
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak. To co się między nami stało…a raczej prawie stało było błędem. Lepiej do tego nie wracać.
- Nigdy nie byłaś tchórzem.
- Więc możesz sobie przyjąć że nim jestem. Poza tym: jakim niby tchórzem? Przed niczym nie uciekam.
- Uciekasz przede mną.
- Wcale nie. Jeśli już to przed twoimi żartami.
- To co powiedziałem to wcale nie były żarty.
- Więc co?
- Słuchaj, spójrzmy prawdzie w oczy. Wczorajszy pocałunek sprawił, że…
-…nie było żadnego pocałunku!
-…okej, a więc: wczorajszy niedoszły pocałunek wszystko między nami zmienił, zgodzisz się?- Niechętnie skinęłam głową.- Ale nie stałoby się tak gdyby wcześniej łączyły nas tylko platoniczne relacje.
- Co masz na myśli?
- Tylko to, że być może…słuchaj, byłaś zazdrosna o Wiktorię.
- Słucham?
- Może nawet nie zdawałaś sobie z tego sprawy, ale tak właśnie było.
- Wcale nie.
- I wczoraj mnie pragnęłaś: nie możesz się tego wypierać.
- Byłam pijana!
- Ponad pół godziny temu nie byłaś.
- Ponad pół godziny temu mnie osaczyłeś! I o czym my w ogóle rozmawiamy?!
- O chemii. Tej która jest między nami.
- Bzdura. Już powtarzałam x razy, że to był błąd. A ty chyba masz dość innych koleżanek, żeby psuć nasze relacje, prawda? Przecież wchodząc  w to głębiej tylko ugrzęźlibyśmy w bagnie. Potem byłoby bardzo niezręcznie.
- Bagatelizujesz wszystko.
- A ty dorabiasz jakąś wielką filozofię. Dwoje podciętych ludzi odmiennej płci mało co się nie pocałowało i już. Po co to roztrząsać?
- Tak właśnie myślisz czy chciałabyś by tak było?
- Tak, tak właśnie myślę. A teraz skończmy ten temat raz na zawsze okej?
- Jak chcesz.- Odparł mi Artur tak poważnym tonem jakiego nigdy u niego nie widziałam. Potem bez słowa pożegnania wyszedł.

5 komentarzy:

  1. No cóż ostrzegałam Cię ! Haha . Według mnie jest trochę za krótki , no ale z reguły rozdziały są za krótkie przynajmniej dla mnie . Na początku gdy Michalina przyszła to myślałam że ten kurator ją zgwałcił i jest w ciąży xD ale teraz odrzucam tą możliwość bo może ona się w nim faktycznie tylko zakochała .Wydaje mi się w, że Artur kocha dalej Ewelinę i kiedyś tam na początku jej związku z Mariuszem faktycznie się w niej zakochał , a po za tym jeszcze w tamtym rozdziale jak Alicja rozmawiała z nim u niego w pokoju to Artur nie pozwolił jej dokończyć i wydaje mi się że chciała powiedzieć że gdyby nie ona Artur ułożył by sobie życie z Eweliną - przynajmniej tak to zinterpretowałam - więc jeżeli się pomyliłam to wiedz że zadania maturalne typu analiza i interpretacja tekstu idą mi zawsze słabo . Teraz przez to , że Ewelina była taka stanowcza Artur już nie będzie próbował jej pocałować :( chociaż mam nadzieję , że się mylę . Jestem strasznie ciekawa co wydarzy się dalej i z niecierpliwością czekam na nowy ! Kiedy będzie ? Mam nadzieję ,że niedługo i niepogniewałabym się gdyby był np. jutro . Pozdrawiam !! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech się w końcu pocałuj i Ewela poczuje wielkie bum. I będą razem. Pierwszy raz czytając miałam ciarki a czytam dużo książek. Naprawdę ogromny szacun.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, Ana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh to jest genaialne. Masz wielki talent. Chciałabym aby w następnym rozdziale do czegoś między nimi doszło. Rozdział trochę, krótki jak dla mnie, ale to chyba dlatego, że strasznie się w to wciągnęłam. KIEDY MOŻEMY SPODZIEWAĆ SIĘ KOLEJNEGO RODZIAŁU? ŚRODA? Mogłabyś mi ODPOWIEDZIEĆ? :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że do środy powinnam sie wyrobić aczkolwiek na 100% mogę zapewnić że wstawię coś do czwartku. A co do długości rozdziałów to nie wiem czy wiesz, ale są prawie dwa razy dłuższe od tych co wstawiałam na początku:-) W każdym razie cieszę się, że masz niedosyt. Na razie mogę zdradzić,że w kolejnym rozdziale planuję zeby coś się między nimi wydarzyło, więc z pewnością sie nie rozczarujesz. Pozdrawiam ;-)

      Usuń
  4. Pojawi się dzisiaj rozdział? <3

    OdpowiedzUsuń