Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 7 marca 2016

Maskarada część X

Witam wszystkie czytelniczki. Kolejna część trochę z opóźnieniem, ale za to postanowiłam trochę podkręcić tempo. Z racji tego, że zaczęłam już kolejny semestr i pisanie pracy pochłania mi trochę czasu, więc uprzedzam że kolejne części nie będą pojawiały się co 2-3 dni, ale co 3-5. Podczas okresu ferii było to możliwe, ale teraz już niestety nie. I z góry odpowiadam, że nie mogę dodawać części krótszych ale częściej, bo po prostu najczęściej siadam w jeden wolny wieczór i tworzę cały rozdział; czasami tylko następnego dnia dopisuję niewielką część i sprawdzam tekst pod względem stylistycznym. Także to niemożliwe.
Wracając do tego opowiadania to tak jak wspomniałam na początku akcja trochę nabierze tempa, więc mam nadzieję, że to zrekompensuje wam dłuższe czekanie.
Miłego czytania :-) 



Leżąc w miękkiej pościeli na granicy snu i przebudzenia słyszałam krzątającego się gdzieś Mariusza. Uśmiechnęłam się do siebie bez skrępowania przeciągając po masywnym łóżku. To zdecydowana zaleta bycia bogatym. Gdybym to ja miała tak wygodne i wielgachne łoże to chętnie spędzałabym w nim całe dnie. Nigdy nie było i nie mogłoby być mi przyjemniej. No, może gdyby tylko mój chłopak leżał obok mnie. Tak jak jeszcze kilkadziesiąt minut temu.
- Już nie śpisz?- Widok Jastrzębskiego w zwyczajnej koszulce i czarnych dżinsach we framudze drzwi wydawał mi się być najpiękniejszym widokiem po przebudzeniu. Z łatwością mogłabym wyobrazić sobie, że będę go widzieć codziennie aż do końca swojego życia.
- Obudziłam się przed chwilą.- Odpowiedziałam starając się nie uśmiechać jak głupia. Potem podniosłam do pozycji siedzącej podciągając kołdrę by zakryć swoją nagość.- A ty? Dawno wstałeś?
- Jakąś godzinkę temu. Skoczyłem do sklepu obok, wziąłem prysznic i teraz szykuję dla nas jakieś śniadanie.- To by wyjaśniało jego lekko wilgotne włosy. Poza tym przypomniało mi o moim własnym wyglądzie. Zdecydowanie powinnam zrobić to samo. Z trudem nie zaczęłam przygładzać włosów.- Masz ochotę?
- Na prysznic czy na śniadanie?- Spytałam przekornie przechylając głowę w lewą stronę. To sprawiło, że na twarzy Mariusza pojawił się uśmiech.
- Na obie rzeczy. Ale najpierw wolałbym prysznic: jeszcze nie skończyłem gotować, więc będziesz musiała trochę poczekać.
- Więc najpierw pójdę pod prysznic.
- Tylko przyniosę ci nowy szlafrok.- Lekko przygryzając dolną wargę patrzyłam jak Mariusz otwiera wielką komodę wyjmując z niej pokryty grubą flanelą szlafrok i ręczniki. Potem położył je na łóżku niedaleko mnie dorzucając chwilę później nową szczoteczkę.
- Dziękuję.- Powiedziałam trochę nieswoim głosem. Choć niedorzecznie szczęśliwa miałam jednak świadomość pewnej dozy zakłopotania tą sytuacją. W końcu leżałam naga w obcym łóżku po nocy spędzonej z mężczyzną. No i w ogóle pierwszy raz leżałam nago po nocy spędzonej z mężczyzną. Jakimkolwiek.
- Nie ma za co.- Odparł Mariusz cmokając mnie w policzek. Potem skierował się do wyjścia z pokoju zapewne by zapewnić mi trochę prywatności. Ale na progu zwolnił. Potem odwrócił się przez chwilę patrząc na mnie bez słowa. Dopiero wtedy powiedział coś, co rozgrzało mi serce:- Cieszę się, że tutaj jesteś.- Gdy wyszedł znów położyłam się na łóżku. A więc ostatnia noc wcale mi się nie przyśniła, pomyślałam. To wszystko to stało się pomiędzy mną a Mariuszem wydarzyło się naprawdę. Nasze pogodzenie się, pocałunki, pieszczoty…może to trochę naiwne, ale wspólna noc sprawiła, że uwierzyłam w to iż teraz mój związek się w końcu ułoży.
Zmuszając się do wstania chwyciłam przygotowane przez Mariusza ręczniki i poszłam pod prysznic, który zdecydowanie był mi potrzebny. Nie chciałam jednak by mój chłopak zbyt długo czekał na mnie ze śniadaniem dlatego zaniechałam mycia głowy. Potem w samym ręczniku i szlafroku poszłam do kuchni. Czułam się niczym aktorka w jakimś filmie. W końcu byłam nikim a nagle stoję w wystrzałowym mieszkaniu, w pokoju obok czeka na mnie przystojny facet ze śniadaniem a ja właśnie wyszłam spod prysznica. Tyle, że to wcale nie była fikcja. To działo się naprawdę.
- Jesteś już. Zaraz pójdę do suszarni po twoje ubranie. Do tej pory chyba wyschło.
- Nie musisz. Z przyjemnością pochodzę w tym szlafroku.
- Nawet jeśli powiem że należy do mojej siostry?
- Do Moniki? Wiesz co? Już chyba wolałabym byś przyznał że należał do twojej byłej kochanki.- W tej samej chwili gdy to mówiłam zdjęłam go z siebie a Mariusz zaczął się ze mnie śmiać.
- W takim razie kupię ci inny. A teraz załóż go, bo w samym ręczniku się przeziębisz.
- Nie, tu jest ciepło. W ogóle nigdy ci tego chyba nie powiedziałam, ale ta ogrzewana podłoga jest po prostu boska.- Odezwałam się podchodząc do niego i cmokając w policzek. Potem zajrzałam przez ramię.- Co przygotowałeś? Rano jestem zwykle bardzo głodna. Dziś bardziej niż zwykle.- Dodałam szepcząc mu do ucha. Gdy zadrżał sprawiło mi to niemałą satysfakcję.
- To co teraz aktualnie mieszam to nadzienie do placków.- Mariusz z dużą dokładnością zaczął wyjaśniać mi z czego przygotował sałatkę, czym dokładnie wypełnił niewielkie placuszki oraz jak przygotował koktajl owocowy, tosty, jakąś pastę z makreli…prawdę mówiąc upichcił prawdziwą ucztę. Gdy to zauważyłam chwaląc jego zdolności kulinarne wyjaśnił, że jako stary kawaler musiał nauczyć się gotować żeby uniknąć częstych odwiedzin matki.
- Gdy tylko się wyprowadziłem z domu co tydzień przywoziła mi nowy zestaw gotowych dań.- Mówił jednocześnie nakładając mi porcję sałatki.- Gdybym wciąż pozostał na jedzeniu na mieście jestem pewny że robiłaby to do tej pory. Uznaje tylko domowe obiadki i ma lekkiego fioła na punkcie chemii w żywności.
- Jest do ciebie bardzo przywiązana, prawda?- Spytałam retorycznie przypominając sobie niechęć tej kobiety podczas jej przyjęcia urodzinowego na które zabrał mnie Mariusz. Prawdopodobnie była jedną z tych mamuś, dla których żadna dziewczyna ich ukochanego chłopca nie jest zbyt dobra. A jeśli tak rzeczywiście było nie pozostawało mi nic innego jak tylko się z tym pogodzić. Chwilę później zgodnie ze swoim postanowieniem przestałam o tym myśleć i chwyciłam oliwkę która widniała na sałatce widelcem. Do tej pory nie miałam okazji jej w ogóle kiedykolwiek w życiu spróbować, więc postanowiłam zrobić to teraz. Hm…w sumie nie była nawet taka zła.
- O tak. Po niespodziewanej śmierci taty zaczęła bardzo martwić się o mnie i Monikę.- Odpowiedział mi mój chłopak. A ja powstrzymałam się od odpowiedzi, iż jakoś nie zauważyłam by tak było, bo wydawało mi się, że Mariusz był wyraźnie faworyzowany przez matkę, ale w końcu mogłam się mylić.- Najśmieszniejsza była ta konieczność robienia ciągłych badań, bo ojciec zmarł na raka trzustki. Mama nie mogła sobie darować, że gdy uskarżał się na bóle brzucha nie wysłała go do lekarza. Dopiero po trzech czy czterech latach udało mi się wyperswadować jej tę obsesję.
- Miałeś wtedy 22 lat?- Przypomniałam sobie gdy mi o tym kiedyś opowiadał. I o tym jak smutno wyglądał opowiadając o nieżyjącym ojcu.- To znaczy gdy zmarł twój ojciec?
- Tak, Monika ledwie skończyła staż. W zasadzie oboje byliśmy dorośli, ale i tak było nam z tym bardzo ciężko. Może nie tak ciężko jak tobie, bo mieliśmy jeszcze mamę, ale mimo wszystko nie było łatwo. I jak sałatka? Smakuje?
- Bardzo. Nie mogę uwierzyć, że mam faceta który gotuje lepiej ode mnie.- Zauważyłam.- Ja nie za bardzo lubię to robić.
- Ja w zasadzie też robię to z konieczności, a raczej robiłem, bo po pewnym czasie polubiłem gotowanie. To odprężające zajęcie.
- Yhm.- Przyznałam od niechcenia.- Chociaż szkoda że nie nosisz fartuszka.- Dodałam z krzywym uśmieszkiem. W odpowiedzi spojrzał mi prosto w oczy.
- Jesteś okropna. 
- Ha, teraz się tego dowiedziałeś? Potrafię być prawdziwą magierą. Zwłaszcza gdy się mnie rozzłości. Ale czasami nosisz fartuszek?- Drążyłam.
- Czy jeśli się przyznam coś mi grozi?
- Tylko publiczne ukamieniowanie. Oczywiście żartuję. Po prostu to zawsze wydawało mi się słodkie gdy widziałam to w filmach…No ale już wcześniej wiedziałam, że potrafisz być miękki i słodki.- Przekomarzałam się z nim, a kilka minut później prawie rozkazałam by w końcu usiadł obok mnie bo wciąż krzątał się sprzątając po gotowaniu. Potem zaczęłam karmić go swoją porcją sałatki wciąż żartując. Było w tym coś cudownie intymnego: siedziałam tylko w ręczniku a on na krześle znajdującym się tuż przy mnie. Co chwila pochylaliśmy się w swoją stronę rozmawiając i dyskutując. Mariusz nie wydawał mi się być teraz ani trochę sztywny, ale odprężony i zabawny. Wydawało mi się nawet, że dzięki wspólnej nocy zrozumiał, że naprawdę go kocham i definitywnie wolę go od jego kuzyna. Niestety, w pewnym momencie tę idylle przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Zaczekasz tutaj? Nikogo się nie spodziewam, więc to pewnie Szymek w sprawie projektu. Wczoraj wieczorem mieliśmy go dokończyć, ale zburzyłaś wszystkie moje plany.- Dodał z uśmiechem i pozorną przyganą. Bo wiedziałam, że takiego zakończenie deszczowego wieczoru jakie mu zafundowałam się nie spodziewał. Ale to, iż było niezapowiedziane nie znaczyło jeszcze, że nie było przyjemne. Dlatego po prostu odpowiedziałam:
- Jasne.- Pomyślałam przy tym, że jakby nie było nie zamierzam paradować w ręczniku, przed nikim, a zwłaszcza przyjacielem mojego chłopaka. Potem korzystając z okazji złapałam za jeszcze jednego tosta. Chyba naprawdę byłam żarłokiem, bo oprócz niego zjadłam przecież wcześniej kilka placuszków, sałatkę i wypiłam koktajl owocowy. Kiedyś Mariusz się o tym dowie (to znaczy o tym że lubię dużo jeść), jednak teraz zamierzałam zjeść tosta za jego plecami. W końcu co innego mówić, że ma się koński apetyt, a co innego jeść jakby się go miało. Jednak gdy skończyłam pospieszną konsumpcję tosta i dolałam sobie koktajlu owocowego, Mariusz wciąż nie wracał. Wtedy przeważyła we mnie kobieca ciekawość. Przecież gdyby to rzeczywiście Szymek zawitał do Jastrzębskiego późnym rankiem to do tej pory Mariusz już by go spławił.
Naciągając na siebie wcześniej zrzucony szlafrok Moniki, cichutko przemknęłam z kuchni na korytarz dopóki nie usłyszałam męskiego głosu. Głosu, który doskonale rozpoznałam jako głos Artura. Wtedy przystanęłam. Jakoś nie miałam zamiaru pokazywać mu się praktycznie w negliżu. A i tak z tej odległości mogłam doskonale słyszeć zdanie które właśnie kończył:
-…także chciałem ci tylko powiedzieć, że nie zamierzam wam przeszkadzać ani się wtrącać. Przykro mi z powodu tego co powiedziałem ci w klubie Mariusz i cieszę się, że Ewelina ci wybaczyła. Naprawdę oboje jesteście mi bardzo bliskimi osobami dlatego moje zachowanie w klubie było niewybaczalne.
- Rozumiem i wcale się na ciebie nie gniewam. Uważam, że doskonale wiesz kiedy należy się poddać.- To był głos Mariusza.
- Tak. Aha i powiedz jej, że nie mam zamiaru jej gnębić.
- Powiem.
- Będziesz o nią dbał prawda? No jasne, że tak; w ogóle nie powinienem o to pytać.- Tym razem odpowiedź mojego chłopaka nie była natychmiastowa, ale jakby przemyślana:
- Przykro mi Artur, naprawdę. Mam nadzieję, że kiedyś spotkasz kobietę którą pokochasz tak jak ją. A ona odwzajemni twoją miłość.
- To byłoby chyba niemożliwe. No, ale nie będę cię drażnił swoimi gorzkimi żalami, tym bardziej gdy Ewelina na ciebie czeka. Do widzenia.- Rozumiejąc, że kończą rozmowę pospiesznie umknęłam do kuchni. Nie mogłam jednak zapomnieć tonu jakim mówił Chojnacki. Tonu, który wciąż tkwił gdzieś w mojej głowie i niczym radio w którym wciąż naciskano replay powtarzał pytanie:
Będziesz o nią dbał, prawda?
Nie wiem czemu mój dobry nastrój prysnął i poczułam wyrzuty sumienia: tym bardziej że jeszcze niedawno miałam ochotę go pobić. W końcu Artur prawie dwukrotnie rozwalił mój związek. Ale z drugiej strony, jeśli kierowały nim prawdziwe uczucia to mogłam to zrozumieć. Choć było to bardzo smutne i lekko ironiczne: w końcu do tej pory Artur przedmiotowo traktował coraz to nowe dziewczyny stosując kodeks typowego podrywacza (zapoznać, zaliczyć, zapomnieć), a gdy w końcu chciał zbudować coś poważniejszego, ja go odtrąciłam. Było w tym coś sprawiedliwego, ale i tak dość empatycznie uważałam, że jego żywot żigolaka powinien się skończyć odwzajemnioną miłością.  Powinien poznać jakąś miłą, uroczą studentkę, która sprawi że zapomni o innych kobietach. A tak może jeszcze przez wiele miesięcy uważać, że mnie kocha.
- To był Artur.- Oznajmił mi Mariusz gdy wszedł do kuchni zaledwie chwilę po mnie tak jakbym o tym nie wiedziała.
- Wiem.- Odpowiedziałam mu. Potem dodając trochę z zawstydzeniem dodałam:- Podsłuchiwałam was.
- Słyszałaś wszystko?- Mój chłopak nie wyglądał na złego czy rozczarowanego moim zachowaniem więc stwierdziłam:
- Chyba nie: tylko końcówkę. Skąd wiedział, że tu jestem?
- Zauważył twój płaszcz i buty.
- Och..- Odparłam tylko czując zakłopotanie. A więc musiał wiedzieć, że ja i Mariusz spędziliśmy tę noc razem.
- Nie chciałem zawstydzić cię w ten sposób. Po prostu nie było sensu się wypierać.
- Przecież wiem tylko…tylko jego głos wydawał mi się być smutny.
- Bo pewnie odzwierciedlał stan jego ducha. Dlatego wyjazd dobrze mu zrobi.
- Wyjazd? Jaki wyjazd?
- Do Ameryki Południowej. Kupił jakąś ofertę last minute. Powiedział, że musi sobie wszystko poukładać, a przez ten czas gdy go nie będzie przestaniemy być na niego wściekli.
- Przecież już dawno złość na niego mi minęła. To znaczy z chwilą gdy ty mi wybaczyłeś. Ale to co powiedziałeś zabrzmiało tak jakby Artur szykował się na dłuższy wyjazd.
- Nie wiem tego na pewno, ale tak przeczuwam. W końcu gdyby to była zwykła wycieczka nie fatygowałby się by mnie o niej uprzedzić. A w ten sposób wyraźnie dał mi do zrozumienia, że z ciebie rezygnuje.
- Boże, więc to wszystko przeze mnie?
- Jasne, że nie. Ewelina, to tylko i wyłącznie decyzja Artura.
- Ale ja…- Zaczęłam trochę płaczliwym tonem nie znając właściwie powodu mojego roztrzęsienia. Mariusz jednak to zauważył, bo podszedł do mnie i przyciągając do swojego boku powiedział łagodnie:
- Nie, ty niczym nie zawiniłaś. Nie miałaś wpływu na jego uczucia. Więc nie powinnaś się obwiniać. To jego życie i to on jest jego kowalem.
- Ale czuję się winna. Tym bardziej teraz. Jestem tak cholernie szczęśliwa, że po tym co wyznałeś mi o Arturze czuję się jeszcze podlej.
- Mówiłem ci już, że nie masz powodu. I wiesz co? Ja też jestem cholernie szczęśliwy. A Artur jest moim krewnym, więc skoro ty czujesz wyrzuty sumienia to moje powinny osiągnąć monstrualny rozmiar.- Jak zwykle udało mu się mnie rozbawić. W jego ustach nawet brzydkie słowo takie jak „cholernie” nie brzmiało naturalnie, a co dopiero prawdziwe przekleństwo.- Nie robimy nic złego, Ewelina. Po prostu się kochamy. I żadne z nas nie powinno czuć z tego powodu wyrzutów sumienia.
- Masz rację.-Powiedziałam trochę bez przekonania. Dlatego potem dodałam nieco pewniej:- Masz rację.

***
Na szczęście z czasem wszystko ułożyło się pomyślnie. Okazało się, że Chojnacki postanowił wyprowadzić się z rodzinnego domu i wyjechał na miesięczną podróż do Brazylii. Potem- zgodnie z przypuszczeniem Mariusza- wybrał się w dłuższą wycieczkę i odwiedził Indie, a następnie Hawaje. Z wysyłanych do pani Grażyny kartek dowiedziałam się, że w planach ma chęć zwiedzić cały świat. Ucieszyłam gdy w jednej z nich wspomniał o uroczej Portorykance: turystce, którą spotkał podczas podróży. Cieszyłam się, że wyjechał choć na trochę, bym mogła scementować swój związek z Mariuszem, zgodnie z obietnicą jaką złożył kuzynowi (którą poznałam podczas podsłuchiwania). Może to było egoistyczne i samolubne- w końcu rodzice bardzo za nim tęsknili, ale… z czasem zrozumiałam, że tak było po prostu lepiej dla wszystkim zainteresowanych. I prościej. Dla nas obojga. Tylko czasami w firmie (wciąż pracowałam u Chojnackich choć poważnie rozważałam zmianę zatrudnienia) widząc smutek w oczach pani Grażyny czułam się winna. W końcu jej jedyny syn wyjechał z kraju przeze mnie, a przynajmniej to kierowało nim na początku. Z czasem beztroskie podróże po prostu tak go pochłonęły, że nie wrócił do domu nawet na Boże Narodzenie robiąc to dopiero po święcie Trzech Króli. Ale zanim doszło do jego powrotu muszę powiedzieć co zaszło w moim życiu przez ten niecały rok od czasu jego wyjazdu.
Po pogodzeniu się z Mariuszem, czyli trzy tygodnie później po naszej wspólnej nocy, jako że nie miałam bliskich krewnych, zgodnie z jego propozycją święta wielkanocne spędziliśmy razem. Bardzo się na to cieszyłam, tyle że w praktyce nie było tak romantycznie jak się spodziewałam bo oznaczało spędzenie prawie całego dnia u pani Jastrzębskiej. Wciąż była dla mnie pozornie miła, ale czasami potrafiła zręcznie wbić szpilę. Pocieszające było to, że przynajmniej Monika, siostra mojego chłopaka, odpuściła sobie zaczepki. Zamiast tego na wielkanocnym śniadaniu dręczyła swojego byłego męża. Właściwie było mi jej trochę szkoda: no bo jak jej matka mogła wciąż traktować Wiktora jakby nie byli po rozwodzie? Dobrze przynajmniej, że w przeciwieństwie do przyjęcia urodzinowego na które zabrał swoją nową partnerkę tym razem przybył sam. Ale mimo wszystko było coś dziwnego w zapraszaniu byłego zięcia na święta. Nawet jeśli, jak wyjaśnił mi mój chłopak, rodzice Wiktora od kilku lat nie żyli i nie miał z kim spędzić tych wyjątkowych w roku dni.
Podczas kolejnych miesięcy i kolejnych odwiedzin  u Jastrzębskich złośliwości matki Mariusza zaczęły być całkiem jawne. Zaczęło się od lekceważenia, protekcjonalnych spojrzeń czy uwag, z czasem otwartych. Widocznie z upływem tygodni zdała sobie sprawę, że jej ukochany jedynak ma wobec mnie poważne zamiary i nie rzuci mnie dla kaprysu. Dlatego ja również przestałam być wobec niej taka milutka jak do tej pory. Wcześniej mówiłam sobie, że po prostu musi się do mnie przekonać, ale teraz miałam to gdzieś. Wkurzało mnie tylko czasami, gdy Mariusz był po jej stronie. Potrafił zauważyć moją niegrzeczną odpowiedź w reakcji na pytanie swojej matki o to czy nie przytyłam, natomiast nie widział niczego złego w tym, że ona z tego powodu krytykuje mój wygląd. Albo jakąś część mojej garderoby, która była „zbyt pospolita”, „za różowa” albo „za mało kobieca”. To doprowadzało mnie niemal do szału. Całe szczęście, że odwiedzaliśmy z Mariuszem jego matkę tylko raz na miesiąc, bo i tak z trudem to znosiłam.
W zasadzie to nie musiałam tego robić, ale wiedziałam, że Mariuszowi bardzo na tym zależało. Dlatego by zrobić mu przyjemność godziłam się na te upokarzające wizyty. W końcu dzięki tym koszmarnym odwiedzinom zyskiwałam kolejne powody do wdzięczności jakie czuł wobec mnie Mariusz, więc to nie tak że robiłam to bezinteresownie. A poza tym z czasem zaczęłam czerpać jakąś perwersyjną przyjemność z faktu, iż chociaż pani Jastrzębska mnie nie cierpi, to musi mnie znosić podczas tych wizyt z takim trudem jak ja ją. Wiem, kolejny dowód mojej małostkowej natury…
Właściwie poza tym jednym szczegółem mój związek z chłopakiem przypominał idyllę: po pracy spędzaliśmy prawie każdy wieczór razem, a nawet jeśli nie to weekendy już tak. Wiedząc, że w przeciwieństwie do niego uwielbiam niespodzianki i podróże często organizował spontaniczne wypady do Torunia lub innego polskiego miasta. A wtedy spacerowaliśmy do później nocy, a on umilał mi czas opowieściami o zabytkach czy ciekawostkach danego rejonu. Czasem nawet pokazywał miejsca, które projektował on lub jego ojciec gdy jeszcze żył. Mariusz wiedział, że nigdy nie miałam okazji wyjechać dalej niż za przedmieścia Warszawy. Poza tym często uczył mnie nowych rzeczy, pokazywał nowe smaki, inspirował. Nie wspominając już o czułości i pasji z jaką pieścił mnie w łóżku. Tyle że gdy nadeszła lato,  jesień a po nim wielkimi krokami zima, zauważyłam, że Mariusz zaczął się ode mnie odsuwać. Chociaż właściwie to nie zauważyłam, bo to nie był powolny proces. Po prostu jednego dnia śmiał się ze mną i mojej gry w kręgle a drugiego nie mógł zmusić do uśmiechu. Nie mówiąc już o tym, że gdy chciałam go pocałować udał, że niby przypadkiem odkręca się do mnie policzkiem. Gdy wprost oskarżyłam go o ten celowy zabieg roześmiał się nieco sztucznie po czym jakby w rewanżu mnie objął. Przeprosił tłumacząc się bólem głowy skracając nasze spotkanie. A że była wówczas niedziela, to resztę popołudnia i wieczoru byłam zmuszona spędzić sama.
Tego samego dnia leżąc w łóżku mówiłam sobie, że to co się dziś wydarzyło między nami to nic takiego: w końcu każdy może mieć zły dzień. Poza tym Mariusz nigdy mnie nie oszukiwał: może naprawdę bolała go głowa a ja po prostu tylko wyolbrzymiałam problem? Ale gdy nie chciał się ze mną spotkać w poniedziałek i wtorek zaczęłam się niepokoić. Chociaż i tu zastosował wymówkę którą dawała mu praca. Spotkaliśmy się więc dopiero w środę, ale i tak Mariusz zachowywał się inaczej. I chyba celowo wybrał jakiś film w kinie, by uniknąć konieczności rozmowy ze mną. Podczas seansu widziałam, że interesuje go nie więcej jak mnie, bo błądził gdzieś myślami. W pewnej chwili wyszedł z sali by odebrać telefon. Nie byłam pewna, ale głos który słyszałam z głośnika komórki należał do kobiety.
Gdy powiedział, że w kolejny weekend również jest zawalony pracą to zaczęłam się niepokoić. I to poważnie. Bo gdy udając, że podczas ostatnich odwiedzin w jego biurowcu zostawiłam szal, wcale go tam nie spotkałam. Był za to Szymek z Asią. Ta druga całkiem ciepło uśmiechnęła się do mnie na przywitanie, za to Szymon posłał spojrzenie z ukosa. Tak jakby coś wiedział, ale nie chciał mi powiedzieć. Jakby zdawał sobie sprawę, że wcale nie odwiedziłam biura swojego chłopaka przypadkiem.
Te wszystkie wydarzenia zdecydowanie wpłynęły na moje zachowanie w pracy. Do tej pory to ja wiodłam tam prym jako czołowy żartowniś i dowcipniś, ale od ponad dwóch tygodni nie mogłam. W końcu, nie mogąc dłużej tego w sobie tłamsić podczas przerwy obiadowej powiedziałam Celinie, która od jakiegoś czasu stała się moją przyjaciółką, co mnie gryzie. A że była dość bezpośrednia mogłam liczyć na jej radę, a nie te nic nie znaczące poklepywanie po rękach czy nijakie słowa „będzie dobrze” jakie serwują ludzie których nic nie obchodzisz, ale starają się być mili.
- No, to czemu nie spytasz go wprost?- Odezwała się gdy jak najdokładniej streściłam jej zachowanie Mariusza z ostatnich tygodniu.
- O co?
- No o to dlaczego zachowuje się inaczej. Co go gnębi albo co robił przez ostatni weekend skoro tak cię to frapuje.
- Bo po prostu nie mogę.- W odpowiedzi Celi zrobiła zdziwioną minę. Ciężko westchnęłam.- No bo…bo chyba się boję. A co jeśli on już nie chce ze mną być?
- Więc czemu ci tego nie powie?
- Bo go nie znasz. On nie chce mnie zranić. Może właśnie tym się trapi? Jak mi to powiedzieć? Bo od tamtego czasu on ledwie zmusza się do pocałowania mnie.
- Może ma kochankę?
- Nie, oczywiście że nie. Nie mógłby mnie zdradzać. No chyba, że…chyba że się zakochał. I chce to zrobić, ale jako do cna uczciwy facet zamierza najpierw zakończyć związek ze mną.- Mówiąc to zakryłam sobie usta dłonią przypominając sobie tamten telefon podczas seansu w kinie.- Boże, a jeśli to naprawdę prawda?
- Nie wymyślaj czegoś czego nie ma. Może umarł mu chomik?
- Celi…
- No dobra, to był żart: chciałam żebyś się w końcu uśmiechnęła, bo w takiej formie jak teraz jesteś gorszym zamulaczem niż Fifi.- Miała na myśli jednego ze świetnych programistów należącego do naszego zespołu Filipa, który był doskonałym przykładem na to, że programiści to nudziarze.- No to może…ma kłopoty finansowe?
- Co?
- No wiesz: mówiłaś że dużo pracuje, coś go dręczy i nie pozwala o sobie zapomnieć. Może te jego biuro plajtuje?
- No…nie myślałam o tym, ale nie sądzę żeby…chociaż, chociaż to co mówisz ma sens.
- Widzisz, a ty wymyślasz tu jakieś kochanki. W najgorszym wypadku twój chłopak zostanie życiowym nieudacznikiem.
- To, że jego firma przeżywa trudności nie czyni z niego życiowego nieudacznika. A gdyby nawet i splajtował to i tak nigdy bym go nie zostawiła.
- Ja też: niezły z niego przystojniak.- Celina kilkakrotnie widziała Mariusza, na przykład gdy przyjeżdżał po mnie po pracy. Czasem gdy ja szykowałam się do wyjścia oni zamieniali ze sobą kilka zdań.
- Hej, jeszcze jeden taki komentarz i wszystko powtórzę twojemu mężowi Norbertowi.- Rzuciłam trochę w lepszym humorze.
- I tak trzymaj. A nie smęcisz kilkanaście dni ze strachu przed prawdą.- Niby nie powiedziała niczego odkrywczego, ale nagle poczułam jakby duży ciężar spadł mi z serca.
- Masz rację: nie wiem czego się boję. To znaczy wiem, ale fakt iż będę unikać prawdy przecież jej nie zmieni, prawda? Tyle tylko, że ja jej nie będę znała.
- Właśnie. I wcinaj te cukierki, bo zaraz przyjdzie Karolina i nam wszystkie zje.
- Jesteś okropna.
- A skąd: ja tylko dbam o to by jej gruby tyłek nie stał się monstrualnie gruby.- Odpowiedziała mi praktycznie szeptem, bo nasza koleżanka, właśnie się do nas zbliżała. W udawanej surowości pokręciłam głową zgodnie z radą biorąc z tacy czekoladowego cukierka.
Wciąż nie byłam niczego pewna, ale przynajmniej nie zamierzałam chować głowy w piasek.

***
- O Boże, wiedziałam to ona, prawda?- Spytałam Mariusza z przerażaniem gdy następnego dnia zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami przyjechałam do niego po skończonej pracy do biura a on właśnie żegnał się z jakąś śliczną brunetką. I diabli wzięli moje postanowienie o zachowaniu spokoju. Bo przestałam już wierzyć w tę możliwość o plajcie biura architektonicznego mojego chłopaka. Poza tym zaskoczenie sprawiło, że zapomniałam o tym co radziła mi Celina.
- Kto?- Odezwał się Mariusz.
- No ta dziewczyna która właśnie wyszła z twojego gabinetu.
- Mówisz o Roksanie?- Matko, jeszcze nosiła imię jak typowa prostytutka.
- Tak, o niej.- Powiedziałam się starając się zachować godność.
- I co z nią?- Pytał jakby od niechcenia błądząc myślami gdzieś daleko. Może myślał o ich następnej randce?
- Jak to co? Jest twoją kochanką?
- Słucham?
- To znaczy czy jesteś w niej zakochany, bo wiem że nigdy byś mnie nie zdradzał. Po prostu takie już masz zasady.
- O czym ty mówisz? To kolejny żart, którego nie jestem w stanie zrozumieć?
- Tym razem nie. Powiedz mi prawdę. Jaka by nie była; jestem na nią gotowa.- Dodałam nieco melodramatycznie.
- Oj, Ewelina, Ewelina.- Mariusz pokręcił głową jakby słyszał niedorzeczne bajdurzenia dziesięcioletniego chłopca na które nie warto nawet zwracać uwagi. Przy tym dalej zbierał z biurka jakieś dokumenty.- Chodźmy już lepiej do samochodu.- Bo tu gdzie jesteśmy sami nie mogę zrobić sceny, pomyślałam. Ale chyba mnie nie znał, bo ja potrafiłabym zrobić scenę nawet przy samym papieżu.
- Nie, porozmawiamy tutaj.- Z trudem przełknęłam ślinę.- Naprawdę niczego się nie bój: postaram się dobrze to przyjąć tylko nie zbywaj mnie ani nie kręć, okej? To wkurza mnie najbardziej.
- Kochanie, przecież Roksana przyszła tu po pracę.
- Jaką pracę?
- Sekretarki. Mówiłem ci, że ostatnio mamy nawał pracy.
- Wiem.- Między innymi dlatego wersja o bankructwie okazała się być fałszywa. Bo okazało się, że biuro architektoniczne się rozrasta z powodu nadmiaru zleceń a nie plajtuje.- Ale ona nie wygląda na kompetentną i starszą niż 22 lata. Podoba ci się?
- Ty mi się podobasz. I pani Roksana jest absolwentką architektury. Skąd podejrzenie, że coś nas łączy?
- Jak to skąd? Nie jestem ślepa. Od pewnego czasu zachowujesz się inaczej wobec mnie. Odsunąłeś się ode mnie.- Bardzo chciałam by znów się uśmiechnął, bo jeszcze raz zbył mój niepokój. Ale tym razem w jego oczach ujrzałam całkowitą powagę. I wiedziałam, że mam rację.- Widzisz? Nawet nie zaprzeczasz.
- To nie tak jak myślisz.
- O, nawet to stwierdzenie: „to nie tak jak myślisz”. Ty nigdy nie sypiesz takimi banałami.
- Usiądź proszę.- Nagle stchórzyłam. Pragnęłam tylko stąd jak najszybciej uciec. Byleby tylko nie słyszeć, że Mariusz wcale nie chce ze mną być.
- Wiesz co? Może rzeczywiście chodźmy już stąd.- Zaproponowałam.
- Nie, proszę: masz rację, chyba powinniśmy porozmawiać.
- Ale ja już nie chcę rozmawiać. Nie chcę słyszeć tego, że mnie…
- Że co?- Spytał cicho gdy nie mogłam dokończyć zdania.
- Chcesz się rozstać, prawda?- Powiedziałam po dłuższej chwili.- To stąd te twoje ostatnie pytania: o to czy cię kocham, jak wyobrażam sobie swoje przyszłe życie, co bym robiła jakbyśmy się nigdy nie spotkali. Chciałeś się upewnić, że jednak się nie rozpadnę i nie nadwyrężę zbytnio twojego sumienia. Ale wiesz co? Wcale nie zamierzam być empatyczna i dlatego mówię ci, że jeśli mnie zostawisz to będę cierpieć i w ogóle się tego nie wstydzę.
- Ewelina…
-…nie spokojnie: potem będziesz mógł mnie bez skrępowania rzucić: nie mam zamiaru grać na twoim poczuciu przyzwoitości i litości. A to że byłeś pierwszym mężczyzną w moim życiu nie zobowiązuje cię do tego byś musiał być nim na zawsze. W końcu mam już ponad 25 lat: kiedyś musiałam w końcu przestać być dziewicą, więc jeśli to cię powstrzymuje to…to nie musi. Jakoś sobie poradzę.
- Naprawdę?
- Tak.- Przytaknęłam z trudem.- To pękanie serca to w końcu bujdy: życie będzie musiało toczyć się dalej czy będziemy razem czy nie.
- Więc też uważasz, że nasze rozstanie jest słuszne?
- Tak, to znaczy nie. I nie wiem co mają znaczyć te wypytywania. Badasz mnie czy co?
- Nie, ja tylko…
- Co tylko? Powiedz co takiego się stało, że mnie rzucasz. Chcę chociaż znać przyczynę.
- Wcale cię nie rzucam.
- Nie? Chwilę temu spytałeś czy „też” chcę się z tobą rozstać. Nie czy chcę się z tobą rozstać. To sugeruje, że ty pierwszy tego chciałeś.
- Nie o to mi chodziło.
- Więc o co?- Gdy nie odpowiedział spytałam ponownie:- O co ci chodziło, Mariusz? Jeszcze chwilę temu nazwałeś mnie „kochaną”, a potem mówisz, że rozważałeś rozstanie.
- To nie tak.- Powtórzył znowu.- Kocham cię, przecież wiesz.
- W takim razie skąd ten pomysł o tym by się rozstać? Uważasz, że jestem dla ciebie za pospolita, za biedna, za głupia, za gruba…- Zaczęłam wymieniać pierwsze co przyszło mi do głowy. Potem jednak wpadłam na coś zupełnie innego.- A, już wiem: chodzi o twoją matkę, prawda?
- Hm?
- Nie akceptuje i wciąż nastawia przeciwko mnie: doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Tylko nie sądziłam, że zdoła przekonać ciebie.
- O Boże, moja mama wcale nie nastawia mnie przeciwko tobie. Może nie zostałyście przyjaciółkami, ale lubi cię.
- Błagam cię: ona mnie nie znosi. Ale skoro kłopot nie tkwi w twojej matce to gdzie?- Pytając spojrzałam prosto na Mariusza.
Cała jego postawa, sylwetka, wyraz oczu mówiły mi, że cierpi. Wyraźnie chciał mi coś powiedzieć, ale jednocześnie się wahał. A ja nie miałam pojęcia jak przekonać go do tego by to zrobił. Wreszcie zrozumiałam, że  konieczność milczenia i fakt, iż zmagał się z tym od kilku tygodni w samotności sprawił, że zachowywał się zupełnie inaczej. Dlatego teraz podeszłam bardzo blisko niego i dotykając dłonią jego policzka zmusiłam by spojrzał mi w oczy.- Mariusz, przecież widzę że cierpisz. Wyznaj mi prawdę. Wiem, że coś cię gryzie. Masz to wypisane na twarzy. Co się dzieje?- Nie odpowiedział mi, więc stając na palcach dotknęłam swoimi ustami jego warg. Przymykając przy tym powieki łzy które do tej pory błyszczały w moich oczach popłynęły po policzkach sprawiając, że pocałunek stał się gorzko-słodki. Odetchnęłam jednak z ulgą gdy Mariusz go zachłannie odwzajemnił. Dodatkowo wplótł w niego pasję i swoje uczucie. Dlatego zrozumiałam, że mówił prawdę: problem nie leżał w tym, że już mnie nie kochał. Nie wątpiłam w to nawet wtedy gdy znienacka się odsunął próbując delikatnie wyswobodzić z moich ramion.
- Ewelina, proszę: nie rób tego.
- Czego? Mam cię nie całować?- Znów nie odpowiedział więc drążyłam:- Mariusz?
- Gdyby chodziło tylko o mnie to…
- To co? Co chciałeś powiedzieć? Przestań w końcu milczeć i odpowiedz na moje pytania!- Krzyknęłam w końcu. Mój krzyk podkreśliła potem cisza, która zapadła. Poczułam, że zapadam się od środka: z trudem zmusiłam się do wyprostowania ramion. Potem wytarłam mokre policzki po których pociekło jeszcze kilka łez. Gdy doszłam do jako takiego porządku i zamierzałam chwycić swoją torbę by wyjść z biura Mariusza sama, usłyszałam w końcu jego cichy głos; tak cichy iż przestałam być pewna czy tylko go sobie nie wyobraziłam.
- Boję się.
- Czego?- Spytałam gdy nie dodał nic więcej. Gdy znów milczał pomyślałam, że tak jak poprzednio nie doczekam się odpowiedzi, ale tym razem ona padła natychmiast.
- Boję się, że będziesz przeze mnie cierpieć, że nie będę umiał cię uszczęśliwić.
- Co?
- Dlatego ostatnio zacząłem się zastanawiać czy to ma sens, czy nie lepiej się rozstać teraz puki to mniej boli.
- Jakie mniej? I skąd nagle takie myśli po ponad roku związku? Myślałam, że jak nie będzie Artura to wreszcie uwierzysz w moją miłość. A może jednak chodzi o niego, co? Masz mi za złe, że oglądam jego zdjęcia które wstawia z podróży na facebook’u? Uważasz, że za nim tęsknię?
- O Boże, nie. Po prostu…
- Co po prostu? Dlaczego nagle tak kręcisz? A może to tylko błaha wymówka by jednak się rozstać co? „To nie twoja wina, tylko moja”. Artur kiedyś mówił mi, że to świetny sposób na zakończenie związku i wyjście z tego z twarzą, bo dziewczyna nie ma wtedy pojęcia jak zbić takie argumenty. W końcu gdy nawet ma ochotę to zrobić musi przyznać, że jest mniej warta od faceta który ją rzuca.
- Oczywiście, że nie. Mówiłem już że cię kocham.
- Więc co mają znaczyć te gadki- szmatki o tym że niby nie będziesz umiał mnie uszczęśliwić, co?  Że przez ciebie będę cierpieć, że powinniśmy się rozstać póki mniej boli. I chyba tylko ciebie, bo na pewno nie mnie.
- Naprawdę mnie kochasz?
- Tak sądziłam; a przynajmniej jeszcze przez chwilą. Bo teraz zaczynam się zastanawiać czy jesteś wart mojej miłości. Nie zamierzam całego życia spędzać na tym by ci to udowadniać, Mariusz. Tym bardziej gdy myślałam, że ten etap nieufności i zazdrości mamy już za sobą.
- Ufam ci i to nie jest  żaden dowód.
- Więc co to jest, hm? Co chcesz mi powiedzieć? Że masz już żonę? Że mnie zdradziłeś? A może że jesteś ukrywającym się homoseksualistą lub mordercą? Dręczysz w parku małe dzieci i torturujesz małe zwierzątka? Do diabła, powiedz mi w końcu o co chodzi, bo nie mam już pojęcia w jaki inny sposób miałbyś mnie unieszczęśliwić. – I wtedy: dokładnie w tamtym momencie gdy wygłosiłam swój na poły sardoniczny, na poły złośliwy monolog Mariusz po raz pierwszy w życiu zrobił coś co całkowicie zbiło mnie z tropu. Nie ukrywam, że do tej pory czasami trudno było mi go przejrzeć i wielokrotnie zadziwiał mnie swoimi niespodziankami, ale nigdy nie sprawił że zapomniałam języka w gębie i mogłam tylko się w niego wpatrywać.
Śmiał się.
Rechotał najpierw cicho, potem coraz głośniej; po chwili trzęsło mu się całe ciało a z oczu prawie pociekły łzy. A gdy ja w końcu po jakimś czasie wyrwałam się z transu zdolna zareagować na przykład całkowicie go wymyślając, ponownie wprawił mnie w całkowite osłupienie mówiąc:
- Nie jestem żadną z tych osób które wcześniej wymieniłaś. Chcę tylko poprosić byś została moją żoną. I bardzo boję się twojej odpowiedzi.

8 komentarzy:

  1. Wyrażam zgodę na zawarcie małżeństwa.
    Macie moje błogosławieństwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście przyspieszenie tylko nikogo proszę nie eliminować żadnymi negatywnymi wydarzeniami. Skoro już sa szczęśliwi to kończymy i już. Bo jak gra z Mariuszem to tak ma być dosyć smutków i obracania złych rzeczy dopiero pózniej w dobre ma być wesoło i szczęśliwie już

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem szczególnie szczęśliwa ale może będzie lepszy od Artura? A może ta podróż go zmieni? Zobaczymy.
    Kiedy można się spodziewać następnej części?
    Pozdrawiam, Justyna
    PS. Jesteś świetna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna prawdopodobnie ukarze sie w czwartek lub piatek.
      PS: Bardzo dziękuję za komplement 😊

      Usuń
  4. Zacznę od tego wszystkiego najlepszego z okazji dnia Kobiet , pewnie to już słyszałaś lub czytałaś dziś nie raz . PO drugie fakt iz będziesz wstawiala rozdziały co 3 - 5 dni tylko pobudza ciekawość , ale też mnie cieszy , bo w ten genialny sposób dowiedziałam się czeka nas więcej niż jeden rozdział. Po trzecie mam nadzieję iż Artur niedlugo wróci. Jednak wolałabym żeby główną bohaterką doceniła bardziej swojego przyjaciela. Team Artur od course. Po trzecie jaki temat pracy wybralas ? Po czwarte jak idzie pisanie ? Pozdrawiam i ślę uściski dużo weny , czasu , chęci i uśmiechu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za życzenia, bo niestety ósmego nie było ich zbyt dużo :) Ale przynajmniej dostałam kwiatki.:-) Jeśli chodzi o opowiadanie, to tak będzie więcej niż kilka części jak słusznie się domyśliłaś i Artur trochę jeszcze namiesza. Jeśli chodzi o moją pracę to niestety idzie dość żmudnie, bo ostatnio nadrabiam zaległości towarzyskie ha ha. A piszę o kredytowaniu MSP w Polsce, więc temat trudny nie jest. Mam zamiar w wziąć się ostro do pracy w weekend. Pozdrawiam i bardzo dziękuję za życzenia i uściski. Oczywiście je odwzajemniam :-)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Właśnie się tworzy :-) Za jakieś pół godzinki (do 40 min) powinnam skończyć i zaraz wstawię.

      Usuń