Choć
Justyna powoli odzyskiwała świadomość, było jej tak wygodnie że przez moment
nie otwierała oczu. Wróciła wspomnieniami do poprzedniego wieczora gdy po pracy
poszła do klubu sądząc, że jeden drink pomoże jej ukoić własne cierpienie.
Potem posmakował jej tak bardzo, że zamówiła kolejny a czując przyjemne
zamieszanie w głowie postanowiła wypić jeszcze jeden. Nigdy wcześniej się nie
upiła, w zasadzie piła niewiele i z reguły szampana albo wino do kolacji, ale
teraz w końcu zrozumiała magię alkoholu.
Rzeczywiście
niósł zapomnienie. Tyle, że potem musiała narazić się na wstyd dzwoniąc do
przyjaciela by pomógł jej wrócić do domu.
Zmarszczyła
brwi uświadamiając sobie, że przecież Grzesiek chyba jednak nie przyjechał. Ale
przecież leży w jego łóżku. Jej nie było aż tak wygodne…
W końcu
otworzyła oczy. Pierwsze co zobaczyła to czyjąś rękę obejmującą ją w pasie.
Ostrożnie zdjęła ją z siebie zastanawiając się jak mogła wcześniej nie poczuć
jej dotyku. Potem zaczęła myśleć. Przecież Grzegorz nie spałby z nią w jednym
łóżku. Na dodatek jak zdążyła się zorientować była naga, więc kim był ten
mężczyzna który…
I wtedy sobie przypomniała.
Czując jak serce bije jej ze
zdenerwowania przed oczami mijały jej sceny jak w kalejdoskopie: to jak go
oskarża, jak on wyznaje jej miłość; jak ona zarzuca mu kłamstwo, on ją pociesza
aż w końcu się całują i…
Nie!!!
Szybko
zakryła sobie usta dłonią by nie wykrzyczała tego na głos. Co ona najlepszego
zrobiła?! Spojrzała na śpiącego Daniela Wyrzykowskiego: mężczyznę który trzy
lata temu złamał jej serce a któremu w myślach obiecała bolesną zemstę. A
tymczasem oddała mu siebie.
Wspomnienia
wróciły jej już całkowicie: to jak czułe się z nią kochał, jak ostrożnie
postępował, jak starał się panować nad sobą by najpierw jej dostarczyć
przyjemności tak że prawie nie czuła bólu. Tyle, że był kim był. Może i zmienił
się tak jak i ona, ale nadal pozostał oszustem. Wilk naciągając skórę owcy się
w nią nie zmienia.
Połykając
łzy ostrożnie wyszła z łóżka modląc się by się nie obudził. Czuła się nieświeżo
i najchętniej wzięłaby kąpiel, ale zamiast tego szybko narzuciła na siebie
wczorajsze ubrania. Nie mogła zostać tu ani chwili dłużej. Zastanawiała się
która może być już godzina? Piąta? Szósta rano? Z powodu ostatniego natłoku
obowiązków jej ciało przyzwyczaiło się do pobudki o tej porze, więc dziś nawet
pomimo wypitego alkoholu obudziła się dość wcześniej.
Gdy już
była ubrana zaczęła zakładać buty. Schyliła się szybko zapinając klamerkę w
pantoflu.
-
Justyna?- Zamarła. Była pewna, że nie zdradziła się żadnym hałasem, a
przynajmniej nie w tej chwili. Ze skurczonym żołądkiem podniosła głowę
spotykając się z jego wzrokiem.- Co robisz?
-
Wracam do domu.- Odpowiedziała mu butnie zła, że widok jego gołej klatki
piersiowej wprawiał w drżenie jej ciało przypominając jak wielką przyjemność
sprawiało badanie, dotykanie go.
-
Możemy najpierw porozmawiać?
- Nie
sądzę by było o czym.
- Nie
wracajmy do punktu wyjścia. Teraz wiem, że mnie kochasz.
- Bo
co? Bo się z tobą przespałam?
- Nie,
bo powiedział mi o tym twój wyraz twarzy, twoje oczy i ciało gdy się z tobą
kochałem. Poza tym byłem pierwszy.
- Z
kimś musiałam stracić w końcu wianek. No i nie powiesz mi, że kochasz każdą
kobietę z którą uprawiasz seks?- Spytała ponownie z sarkazmem mozolnie mocując
się z drugą klamerką. Tak bardzo trzęsły jej się ręce.
- Nie.
Poza tym z tobą nie uprawiałem seksu. Kochaliśmy się.
- Jak
zwał tak zwał. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony.
- Jestem
choć nie z powodu który masz na myśli.
-
Nienawidzę cię. Tak bardzo że mogłabym cię zabić. Dlaczego to zrobiłeś, co?
Wiedziałeś że jestem pijana i będę tego żałować. Ale i tak wykorzystałeś
sytuację.
- To
prawda, zrobiłem to. Jednak nie będę uchylał się od żadnej odpowiedzialności.
Od dziś jesteśmy razem.
-
Doprawdy? A kto tak powiedział?- W końcu jej się udało. Klamerka została
zapięta. Wstała poprawiając spódnicę.- Cześć.
-
Justyna, daj mi chwilę. Tylko coś na siebie narzucę i…
- Nie,
nie ma takiej potrzeby. Wiem już wszystko. I nie próbuj się ze mną kontaktować
w jakikolwiek sposób, zrozumiałeś? Nie chcę cię znać.- Wyszła z małej sypialni
na korytarz błędnie zakładając, że będąc nagi za nią nie pójdzie. Ale jak
zwykle się pomyliła.
- Stój,
nie pozwolę ci odejść. Nie powtórzę swojego błędu.
- Daj
mi spokój.
- Nie
mogę. Kocham cię.
-
Dlaczego? Dlaczego znów mi to robisz?!- Krzyczała gdy on trzymał ją w swoim
żelaznym uścisku nie pozwalając się uwolnić. W końcu przestała. – To się nie
uda.- Powiedziała kilka minut później wciąż płacząc wtulona w jego nagie, o
czym zdążyła już zapomnieć, ramię.- Nie potrafię ci zaufać, nie potrafię
zapomnieć. Przez długie miesiące chciałam się na tobie zemścić, wiesz?
- Wiem,
dlatego na razie nie oczekuję od ciebie zaufania. Chcę tylko udowodnić ci, że
się zmieniłem.
- A co
jeśli znów mnie zranisz? Jeśli to tylko zabawa? Skąd mam niby wiedzieć że tak
nie jest?- Spytała odsuwając się lekko od niego by spojrzeć w oczy.- Tak czy
inaczej muszę ci choć trochę zaufać jeśli mamy...być razem.- Pogłaskał ją po
policzku.
-
Możesz więc prosić mnie o wszystko co chcesz by się o to upewnić. Wiesz, że
dawniej najważniejsze były dla mnie pieniądze, ale teraz jesteś ty. Nie mam
wiele, ale jestem gotów pozbyć się tego by cię przekonać.
- Więc
co? Przepiszesz na mnie to mieszkanie? Oddasz wszystkie pieniądze? Będziesz
spełniał każdą zachciankę?
- Tak.
Z tym, że ta kawalerka nie należy właściwie do mnie. Tylko ją wynajmuję.-
Roześmiała się widząc jego uśmiech. Wiedziała, że to się nie uda i to chyba
poczucie beznadziei pchnęło ją do wypowiedzenia tego wszystkiego. Odsunęła się
od niego jeszcze dalej. Już miała to powiedzieć gdy w końcu zdała sobie sprawę,
że jest nagi.
-
Ubierz się.- Zaperzyła się. Widziała, że jej oburzenie tylko go bawi ale nie
mogła się od tego powstrzymać. No bo jak on mógł być taki nieskrępowany podczas
gdy ona nawet stojąc obok w ubraniu czuła się głupio. By choć trochę ukryć
swoje zakłopotanie bezczelnie obrzuciła go taksującym spojrzeniem od stóp do
głów szybko przemykając po odcinku od ud do brzucha. Mimo to i tak zauważyła,
że…Zakryła sobie oczy dłonią, a on już śmiał się całkiem jawnie.
- I co
nadal uważasz, że cię nie pragnę?
-
Nienawidzę cię.- Powiedziała ponownie. Tym razem jednak z mniejszym
przekonaniem.
***
Przez
kilka następnych dni konsekwentnie unikała kontaktów z Danielem co nieco zbiło
go z tropu. Był pewien, że gdy kilka godzin później po kąpieli którą jej
przygotował i śniadaniu po tym jak się po raz pierwszy kochali Justyna pozbyła
się części swoich obaw i chociaż chciała z nim spróbować. Nie przyznała tylko,
że go kocha ale na razie starał się nie zwracać na to uwagi. W końcu minęło
jeszcze zbyt mało czasu.
Tyle,
że gdy nie odbierała jego telefonów i nadal nie wpuszczała do biura Roxila nie znosząc zakazu skierowanego do ochrony, gdy chciał
ją odwiedzić zaczął się niepokoić. Znów się wycofała? Dlatego odetchnął z ulgą
gdy któregoś wieczoru w końcu do niego przyszła. Była co prawda bardziej
oficjalna i poważna, a gdy próbował ją pocałować delikatnie go odsunęła ale była
tu. A jej słowa napełniły go nadzieją: plątając się wyznała, że jest gotowa
zaryzykować. Gdy spytał co dokładnie ma na myśli wyjaśniła, że musi jej pomóc,
bo chce zdemaskować jego wuja oprócz próby szantażu w postaci anonimu. Nie ma jednak na niego żadnych poważniejszych dowodów.
Oczywiście liczy się z tym, że w końcu jest bratankiem Jarosława, ale jeśli
chce by mu zaufała to musi zapomnieć o tym pokrewieństwie.
-
Justyna, on już od dawna nie jest dla mnie wujem. Jeśli tylko mogę ci pomóc
zrobię to. Tylko wyznaj co mam zrobić.
-
Prowokację. Spotkaj się z nim i zażądaj pieniędzy. Powiedz, że wiesz o jego
skupowaniu udziałów Roxila poprzez podstawianie wielu kupujących, że masz
jakieś nagranie…cokolwiek co pozwoliłoby na przyznanie się do jego nieczystych
sprawek.
- Będę
miał dyktafon?
- Tak.
-
Rozumiem. I jak powiedziałem zgadzam się, ale…
- Ale?
- Ale
jestem pewny, że to nie on kieruje całą operacją.
- A
więc nie chcesz. Wolisz kryć wuja, rozumiem. W końcu jesteście rodziną.
- Nie o
to chodzi. Po prostu sądzę, że winny jest twój ojciec. Mój wuj nie ma pojęcia o
prowadzeniu przedsiębiorstwa i nigdy nie wpadłby na ten pomysł sam. Nie jest na
to wystarczająco bystry. I wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, że kochasz swojego
ojca ale on wcale nie chce twojego dobra. On…
- …wiem
o tym.- Przerwała mu ze smutnym uśmiechem.- Doskonale o tym wiem.
- Jak
to? Przecież gdy wielokrotnie z tobą o tym rozmawiałem zawsze go broniłaś.
- Bo
nie miałam pojęcia o twoich intencjach. Bałam się, że będziesz chciał
doprowadzić do tego by znów rozkochać mnie w sobie a ja podatna na twój urok
się temu poddam. A wiedząc, że masz jeszcze przeciwnika w moim ojcu nie byłbyś
tak pewny siebie.
- A
więc teraz już się tego nie boisz? Ufasz mi?
- Nie
całkiem, ale pracuję nad tym.- Odpowiedziała po dłuższej chwili.- Chyba nie mam
wyjścia, prawda? Ostrzegam jednak, że gdy tylko po raz kolejny mnie oszukasz
będę cię prześladować do końca twoich dni i nigdy nie dam ci spokoju. I wcale
nie żartuję.
- To
obietnica?- Mimo poważnego tonu nie zdołała skryć uśmiechu.- Bardzo chciałbym
byś mnie prześladowała. Ostatnio chyba o mnie zapomniałaś. Masz pojęcie jak się
czułem?
- A
więc tęskniłeś?
-
Cholernie.- Wyznał, a potem nie mogąc się powstrzymać podszedł do niej i choć
próbowała go powstrzymać pocałował.
- Nie
będę dziś z tobą spać.- Wyszeptała po długim i namiętnym pocałunku.
- A kto
mówi o spaniu? Chcę cię tylko pocałować. Bo, chyba ci tego nie mówiłem, ale
bosko się całujesz.
- Na
razie…ja nie chcę. Ograniczmy nasze relacje do czysto platonicznych.
-
Dlaczego?
- Bo za
bardzo mnie tym rozpraszasz. Poza tym…obiecałeś że spełnisz każde moje życzenie
by odbudować moje zaufanie. Chcę byśmy lepiej się poznali, bez oszustw i
kłamstw. Właściwie niewiele o tobie wiem.
- A
więc nieźle się wkopałem.- Zaprzestał prób całowania, ale wciąż trzymał ją w
objęciach. Justyna uśmiechnęła się widząc jego rozczarowaną minę. – To będzie
kosztowało mnie dużo samokontroli.- Jej uśmiech zgasł.
- Nie
mów tak.
- Jak?
- Tak
jak w przeszłości. Dawniej często wypowiadałeś to zdanie gdy chciałam wymusić
na tobie coś więcej niż pocałunek.- Odsunęła się od niego.
-
Justyna przecież przekonałaś się już jak bardzo cię pragnę. To nie jest
kłamstwo.
- Może
i nie, ale przywołuje bolesne wspomnienia.
-
Przepraszam. A jeśli chcesz w każdej chwili mogę ci to udowodnić.- Dodał
wymownym tonem sprawiając, że zapomniała o tym co złe.
- Nie,
dziękuję. Wrócimy do rozmowy?
- Tak.
No więc kiedy ta prowokacja?
- Jak
najszybciej tylko uda ci się ją załatwić.- Zaczęła mu wszystko szczegółowo
wyjaśniać a potem się rozstali. A Daniel w końcu zaczął mieć nadzieję na to, że
przed nim i Justyną jest jeszcze wspólna przyszłość.
***
- Nie
rozumiem po co chciałeś się ze mną spotkać. – Prychnął Jarosław Wyrzykowski
siadając na krześle w jednej z miejscowych restauracji.- A już tym bardziej
czemu ja tu przyszedłem.
- Ciekawość
zawsze była twoją największą wadą.- Odpowiedział mu bratanek. Tamtej wygiął
wargi w kpiącym uśmieszku.
- A
więc czego chcesz?
-
Rozejmu.- Głośny śmiech Jarka zwrócił nawet uwagę osób z sąsiedniego stolika.
-
Świetny żart, naprawdę. Ale zawsze miałeś duże poczucie humoru.
- To
nie żart.
- Nie?
A więc co? Zdałeś sobie sprawę, że jesteś nikim? Biedna Justynka okazała się
trochę zmądrzeć i nie dała się złapać na twoje gadki o wielkiej miłości?
- To
nieistotne.
-
Czyżby? Moim zdaniem bardzo. Bo teraz jesteś bez pracy i żadnych perspektyw a
ja nie układam się z przegranymi.
- Nie
jestem przegranym.
-
Jesteś, bo nie masz mi nic do zaoferowania. Do widzenia.- Jarosław już wstawał
z krzesełka gdy powstrzymały go słowa bratanka wypowiedziane cichym i stanowczym
głosem:
-
Mylisz się. Mam coś co może cię zainteresować.
- Co
takiego?
- Moje
milczenie. Wiem już na czym polega twoja współpraca z ojcem Justyny. Wiem o
wykupowaniu udziałów by zdobyć większą ilość zmylając jednocześnie komisję
stosując dywersyfikację. Ostatnio nawet obserwowałem notowania giełdowe i
zauważyłem, że łącznie z tym co ma szanowny pan Karczewski- Trzy ostatnie słowa
powiedział ironicznie- będzie miał już dziesięć procent. A to wystarczy by
dostać się do zarządu.
- Co za
brednie.
- Doskonale
wiesz, że to nie są brednie
- Tak
jak ty wiesz, że niczego mi nie udowodnisz. Setki osób nabywają akcje tej firmy
bo przynosi relatywnie duży zysk. Nie ma w tym nic podejrzanego.
- Ale
ty współpracujesz z innymi osobami które robią to samo by potem przekazać
udziały Karczewskiemu.
- I to
ma być dowód? Przypuszczenia, rzucone słowo? Naprawdę myślisz, że się ciebie
boję? Że ktoś ci uwierzy?
-
Może.- Daniel udając beztroskę wzruszył ramionami.- Chociaż mam pewien dowód.
- Jaki?
- A
więc jednak jesteś ciekawy?
-
Słuchaj nie denerwuj mnie, bo zapomnę że jesteś moim bratankiem.
- I tak
dawno o tym zapomniałeś.- Daniel chrząknął a potem zaczął kaszleć.- Chyba coś
mnie złapało. Te wirusy są ostatnio wszędzie, prawda? Nawet w komputerach.-
Zauważył że strzał był celny, bo na twarzy wuja pojawił się dziwny wyraz.
Postanowił kuć żelazo puki gorące.- A propos, ostatnio pracowałem nad ich
usunięciem z komputerów Roxila. Uwierzysz, że ktoś celowo je zawirusował by
wadliwa przesyłka dostała się do Jaguara? Ledwie zdążyłem temu zapobiec. Gdyby
coś takiego się stało Roxil byłby już skończony: nie za dzień czy dwa, ale za
jakiś czas. W dodatku akcje spadłyby na łeb na szyję.
- Ile
chcesz?
- Nie
rozumiem? Czego ile chcę?
-
Pieniędzy, nie udawaj kretyna.
- Ależ
drogi wujku czemu jesteś taki wściekły? Myślałem, że się ucieszysz. Wyobrażasz
sobie jak wtedy zmalały by twoje zyski z zakupionych udziałów…chociaż dzięki
temu mógłbyś ich kupić trochę więcej a potem przeczekując złą passę aż do
ponownej hossy wzbogaciłbyś się kilkakrotnie więcej. Hm, szkoda że tego nie
przemyślałem. Gdybyś powiedział mi o tym wcześniej…
-
Przestań już. Wiesz, że właśnie o to chodziło.
- Tak
wiem.- Daniel przestał udawać naiwniaka.- Nie rozumiem tylko dlaczego ufasz, że
Karczewski cię nie wyroluje? I jak w ogóle udało ci się z tym wirusem? Zakładam
że pomysł nie był twój, bo nie jesteś na to wystarczająco bystry.
-
Oczywiście że był mój!- Warknął Jarek.- Ten stary idiota Karczewski był zbyt
wielkim tchórzem by się na to odważyć. Po wszystkim miał czelność jeszcze być
na mnie wściekły! A przecież wyrządziłem mu przysługę.
-
Rzeczywiście.- Przyznał Daniel starając się powściągnąć radość. Poszło łatwiej
niż się spodziewał: wuj nawet nie podejrzewał w jego zachowaniu niczego
dziwnego. Widocznie był tak pewny, że chodzi mu tylko o pieniądze, że nawet nie
zachowywał środków ostrożności bez ogródek mówiąc o swych niecnych planach z
Karczewskim. Gdy doszło do pertraktacji Daniel targował się tak jakby naprawdę
zależało mu na pieniądzach, a gdy w końcu ubili targu uścisnął dłoń wuja choć
zrobił to z wielkim trudem i niesmakiem. Ty bardziej gdy tamten spytał go czy
nie chciałby znów tworzyć z nim drużyny. Powstrzymując odrazę odmówił tak
spokojnie jak tylko umiał. Wiedział na czym miałaby polegać owa współpraca: na
uwodzeniu i oszukiwaniu kolejnej bogatej dziewczyny.
Gdy w
końcu pożegnał się z wujem odetchnął z ulgą. Zdobył dowód dla Justyny i jej go
wręczy. Nie mogąc się powstrzymać jeszcze w autobusie uruchomił dyktafon
dręczony wątpliwościami że może jego rozmowa wcale się nie nagrała. Na
szczęście wszystko było słychać dobrze i wyraźnie.
***
- Nie
rozumiem, to jakiś żart?- Spytał Daniel młodego funkcjonariusza który zapukał
do drzwi jego mieszkania dwa dni później. Wręczył już taśmę z nagraniem
Justynie i od tamtej pory się z nią nie kontaktował. A teraz obok niego stał
inny mężczyzna.
- Nie,
panie Wyrzykowski. Zapraszamy z nami.
-
Dlaczego?
-
Wszystkiego dowie się pan na policji. Proszę z nami.- Wyrzykowski jeszcze przez
chwilę protestował: w końcu zdał sobie sprawę że widocznie sytuacja dotyczy
oszustwa jego wuja i ojca Justyny. Dlatego się uspokoił. A na komisariacie
okazało się że ma rację. Ale tylko w części. Być może dlatego jego tłumaczenia
były pełne wściekłości co tylko rozwścieczyło policjantów. W końcu uspokoił się
na tyle, że potrafił zdobyć się tylko na to by poprosić o przyjazd Justyny.
- Witam
panie Grochowski. Dlaczego chciał się pan ze mną widzieć?- Usłyszał jej głos
dobrą godzinę później z sąsiedniego pomieszczenia w którym czekał pilnowany
przez innego policjanta.
- Witam
panno Karczewska. Chodzi o sprawę wszczęto przeciwko Jarosławowi
Wyrzykowskiemu i jego bratankowi. Chodzi
o pewien szczegół…
-
Justyna dobrze, że jesteś. Zaszła pomyłka. Oni sądzą…
-…Panie
Wyrzykowski miał pan czekać w pokoju obok. Gruszka, jak ty go pilnujesz?.-
Spytał policjant. Tamten drugi pokornie spuścił głowę.
-
Przepraszam komisarzu.
- W
porządku, nawet lepiej jeśli pan Daniel Wyrzykowski przy tym będzie.
- Pan?
Jaki pan?- Spytał Daniel. Justyna chrząknęła.
-
Zapewne chodzi o nagranie?- Odezwała się.
- Tak.
Ten pan tłumaczy nam, że prowokacja była przeprowadzona na pani życzenie. Że
poprosiła go pani o to by udawał szantaż by dopaść Jarosława Wyrzykowskiego.-
Ton gliniarza jawnie mówi, że nie wierzy w takie bzdury.
- Bo
tak było.- Wtrącił Daniel.
- Niech
pan się nie odzywa.
-
Justyna powiedz im w końcu!- Warknął.
-
Oczywiście. Obawiam się panowie, że istotnie należą się wyjaśnienia. Naturalnie
ten mężczyzna kłamie.
-
Słucham?- Spytał Daniel nie wiadomo kogo. Ogłupiały, w całkowitym milczeniu
wpatrywał się w kobietę którą kocha.
- Wcale
nie kazałam mu niczego udawać, a jeśli powiedział coś co mu zaszkodziło to
tylko chce się wybielić.
- Tak?
Więc kto zdobył nagranie co?- Przerwał jej Daniel wciąż nie wierząc w to co
mówi.
- Mój
detektyw.
- To
kłamstwo! Przecież sama mnie prosiłaś. Przyszłaś do mojego mieszkania chcąc bym
zyskał dla ciebie dowody na oszustwa mojego wuja. Mówiłaś, że muszę go
przekonać i udawać, że zależy mi na jego szantażu by mi uwierzył…- Urwał na
moment widząc zacięty wyraz jej twarzy. W końcu prawda uderzyła go jak obuchem
w głowę.- A więc to dlatego: już wtedy to zaplanowałaś. Chciałaś bym się
pogrążył.
- Nie
mam pojęcia o czym mówisz.
-
Doprawdy? Więc może powiesz kim dla ciebie jestem co?
- Panie
Grochowski trzy lata temu ten mężczyzna mnie oszukał próbując tylko zgarnąć mój
majątek poprzez małżeństwo. Ale w porę odkryłam jego plany.
- I
teraz chcesz się odkuć, co? Boże, jaki byłem głupi. A sądziłem, że my naprawdę
możemy jeszcze być razem.
-
Przepraszam, nie mam za dużo czasu. Jeśli to wszystko to muszę już iść.
-
Justyna, nie wygłupiaj się.- W końcu Daniel trochę się odprężył. Zrozumiał, że
to tylko głupi żart jego dziewczyny w odwecie za to jak postąpił z nią w
przeszłości.- A więc chcesz się odkuć, tak? To coś w rodzaju zemsty i
wyrównania rachunków? W takim razie możesz już przestać, wystraszyłaś mnie i
się odkułaś.
- Nie
rozumiem o czym pan mówi. Do widzenia.
- A
więc chcesz mnie jeszcze dłużej potrzymać w niepewności? Świetnie.- Uśmiechnął
się pozwalając zaprowadzić się funkcjonariuszom do sali przesłuchań. Uśmiech
nie znikał mu z ust gdy policjanci informowali go o tym jaka kara więzienia
grozi mu za podobne oszustwo finansowe o takiej skali. Nawet wówczas gdy groził
mu areszt. Tyle, że za kolejne kilka dni gdy rzeczywiście się w nim znalazł a
Justyna całkowicie się odcięła zrozumiał że to wcale nie jest żaden żart. Jak
mówią w więzieniu ludzie mają dużo czasu na przemyślenia.
Nienawidzę cię i nigdy ci nie wybaczę.
Nie umiem ci zaufać.
Żyłam zemstą.
A więc
w końcu się ziściła. To dziwne, ale nie czuł na nią gniewu czy wściekłości.
Raczej podziwiał jej odwagę i determinację z jaką osiągnęła to co chciała. Przypomniał
sobie jak pytała czy jej ufa: już wtedy musiała realizować swój plan. Bo w
końcu zdał sobie sprawę, że naprawdę siedzi w czarnej dupie i powinien przestać
łudzić się, że to żart. I zrobił to, ale dopiero po jej wizycie.
- Od
początku to planowałaś?- Spytał wprost. Miała jeszcze na tyle przyzwoitości by spuścić
wzrok.- Kiedy na to wpadłaś? Jeszcze trzy lata temu? A może po tym jak
spędziliśmy ze sobą noc?
-
Przestań.
- A
więc wtedy. Nie mogłaś mi tego darować? Byłaś zła, że przespałaś się z
mężczyzną którym gardzisz choć jednocześnie twoje serce mówiło ci że go
kochasz.
-
Przestań już. Jeśli już chcesz wiedzieć to nie wtedy.- Po raz pierwszy otwarcie
się przyznała. Daniel zdziwił się jak nagle wszystkie mięśnie zacisnęły mu się
na całym ciele. Czuł się niemal chory, chory z bólu i poniżenia, bo mimo wszystko
miał jednak cień nadziei. Teraz po jej odpowiedzi nawet on zniknął. Czy właśnie
to czuła gdy trzy lata temu okazało się, że on jej nie kocha?
- Więc
kiedy?
- Sama
nie wiem. Po prostu chciałam się zemścić. Mówiłam ci, że to się kiedyś stanie.
Skoro ty potrafiłeś oszukiwać ja też umiem to robić. Byłam nawet lepsza od
ciebie prawda? Bo po mnie nie spodziewałeś się takiej podłości. Po swojej
naiwnej Justysi.
-
Justyna, wycofaj się z tego. Wiem, że cię zraniłem ale teraz cię kocham. Nie
niszcz tego w ten sposób.- Próbował jej perswadować.
- Mówiąc
te słowa tylko się pogrążasz.
- A
więc mam zgnić w więzieniu tylko dlatego że nie wierzysz w moją miłość?
- Ależ
wierzę.- To go zaskoczyło.- I to jeszcze bardziej mnie bawi: takie odwrócenie
roli nie sądzisz? Trzy lata temu to ja głupia usychałam z miłości za tobą:
teraz ty będziesz zmuszony robić to samo. Oko za oko.
- Oko
za oko? Uważasz to za sprawiedliwą wymianę? Ja ci nic właściwie nie zrobiłem.
-
Kpiłeś z moich uczuć.
- Ale
nie wtrąciłem cię do więzienia!
- Ja
też tego nie zrobię.- Parsknął śmiechem.
- Tak,
zapomniałem że siedzę tu dla rozrywki.
-
Powiem prawdę o tym, że nie miałeś nic wspólnego z planami mojego ojca i wuja.
Bekniesz tylko za szantaż.
-
Jesteś nad wyraz łaskawa.- Zakpił.
- Wiem.
- I co:
to wszystko? Ile będę siedział jeszcze w areszcie?
- Po
moim dzisiejszym zeznaniu część zarzutów zostanie oddalona, więc kaucja spadnie
do pięćdziesięciu tysięcy. Widzisz, zostawię ci jeszcze prawie cztery i pół
tysiąca. Powinno starczyć na opłaty do czasu aż znajdziesz nową pracę, bo do
tej obecnej trzeci raz twój jakże milusi szef nie pozwoli ci wrócić.
- Skąd
znasz stan mojego konta?
-
Zaplanowałam każdy szczegół. I to sama, zaskoczony? Ta głupia Justynka jednak
umie myśleć.
- Nie
wierzę, że to robisz. Ty nie jesteś taka: nie jesteś bezwzględna i mściwa.
Chciałaś się na mnie zemścić, ale nigdy nie zrobiłabyś tego w ten sposób.
- Ale
ja dokładnie to zrobiłam, Daniel. I to ty mnie zmieniłeś.
- Jeśli
tak to bardzo tego żałuję.- Odparł cicho zbolałym głosem. Ale gdy ponownie
zabrał głos znów był ironiczny tak jak dawniej.- A więc pozbawisz mnie
wszystkiego: godności, oszczędności, pracy. Rzeczywiście świetna zemsta.
Wybacz, że nie biję ci braw: w innych okolicznościach bym to zrobił, ale sama
rozumiesz, że skoro to dotyczy mnie śmiech raczej mnie nie nachodzi.
-
Cieszę się, że nawet teraz dopisuje ci poczucie humoru. Przyda ci się. No cóż,
nie będę cię dłużej dręczyła. Teraz wiesz jak ja się czułam: jak bardzo
zdradzona i upokorzona. Jeszcze dwa tygodnie temu twierdziłeś że mi ufasz i
kochasz a wbiłam ci nóż w plecy tak jak ty mi w przeszłości. Chciałeś pozbawić
mnie całego majątku, więc ja zrobiłam to samo z tobą. Tyle, że na zamierzeniach
się nie skończyło. Teraz mnie nienawidzisz?- Patrzyła na niego butnie z wysoko
uniesioną brodą jakby spodziewała się usłyszeć najgorsze obelgi i gotowa była
dzielnie stawić im czoła. Ale on o dziwo wcale nie miał zamiaru mówić jej
żadnej z nich. Poza tym zrozumiał co będzie dla niej prawdziwą obelgą. A raczej
karą.
- Moje
uczucie jest jeszcze silniejsze. To wręcz pałająca, wrząca i
nieprzemijająca…miłość.
- Co?-
Wyraźnie ją zszokował.
-
Kocham cię. I nigdy nie przestanę. Żałosne, co? Możesz wtrącić mnie do
więzienia a ja i tak będę cię kochał. Żałuję tylko że w swojej zemście utraciłaś
to co było w tobie najlepsze: dobroć i niewinność. Justyna jaką znałem nigdy by
nie kłamała. Może i by się na mnie zemściła, ale nie łamiąc prawo popełniając
krzywoprzysięstwo.
-
Przestań już. Powiedz lepiej jak mną gardzisz.
- Tego
byś chciała? Ale nie, skończyłem z kłamstwami. Życzę ci miłego dnia.
- Niech
cię szlak, do diabła niech cię szlak!- Krzyknęła cicho ze łzami w oczach.
Daniel już miał nadzieję, że przebił się przez jej zimną skorupę, ale ona tylko
otarła łzy ponownie przywdziewając maskę na twarz. Potem bez słowa wyszła. A
Wyrzykowski zrozumiał, że to naprawdę koniec.
***
-
Justyna daj już spokój. Odkułaś się na nim. Powiedz policji prawdę.- Zaatakował
ją Grzesiek gdy tylko wróciła z wizyty w areszcie.
-
Przecież już to zrobiłam.- Wzruszyła ramionami choć przyszło jej to z trudem.
- Mówię
o nagraniu rozmowy Daniela z wujem. Wiesz, że on mówił te głupstwa tylko dla
zdobycia informacji.
- A
skąd wiesz co? Może naprawdę tak czuje?
-
Przestań w końcu udawać. Przecież wiem, że ten facet cię kocha. Ty też to
wiesz: czemu więc niszczysz coś co mogłoby zamienić się w coś pięknego?
- Wow,
powinieneś zostać poetą.
- Nie
wierzę że stałaś się taką cyniczką.
- Daj
już spokój: twój ukochany Daniel jutro wyjdzie z więzienia po zapłaceniu
kaucji.
- Ale to
jego jedyne pieniądze. Chciał je przeznaczyć na rozkręcenie własnego biznesu.
- W
takim razie ma pecha.
-
Naprawdę jesteś w stanie to zrobić? Bez zmrużenia okiem zniszczyć mu życie? Dla
ciebie te kilkadziesiąt tysięcy to niewiele, ale on odkładał to przez prawie
trzy lata.
-
Zbytnio dramatyzujesz. Poza tym on chciał zrobić to trzy lata temu, już
zapomniałeś? A może teraz to on jest
twoim wielkim przyjacielem?
- Nie
wygłupiaj się. Przecież wiesz, że to ty jesteś moją przyjaciółką i zawsze stoję
po twojej stronie. Ale teraz popełniasz błąd. Błąd który może kosztować cię
utratę własnego szczęścia. Tego właśnie chcesz?
- Już
jestem szczęśliwa. Tryumfuje.
-
Rzeczywiście? Wiem, że go kochasz.
- Wcale
nie.
- Tak,
nie kłam. Nawet teraz widzę w twoich oczach ból.
- I co
z tego? Za jakiś czas mi przejdzie.- Skłamała gładko. W rzeczywistości
wiedziała, że nie uda jej się tego zrobić ale nie mogła inaczej. Wiedziała, że
Grzesiek prędzej czy później pójdzie odwiedzić Daniela, a gdy to się stanie
powie mu o jej wątpliwościach i rozterkach. Musi więc go przekonać, że to co
czuła do Wyrzykowskiego już umarło. Inaczej próba sprawdzenia go się nie
powiedzie. I tak popełniła błąd prawie się wydając gdy na koniec wyznał, że ją
kocha. Pragnęła rzucić się mu wtedy na szyję, pocałować, wyznać że też wciąż go
kocha i ma rację bo przecież cały ten areszt to jedno wielkie oszustwo, ale
powstrzymała ją przed tym zraniona duma i serca. Daniel musi cierpieć tak jak
ona, nie mogła sobie przepuścić okazji do drobnej zemsty. I tak postępowała z
nim łagodnie: zamierzała igrać z nim tylko kilka tygodni by sprawdzić jego
wytrwałość w uczuciach do niej, a ona cierpiała przez długie trzy lata. A jeśli
okaże się, że on ją za to znienawidzi? No cóż, mówi się trudno. Wolała sparzyć
się z nim teraz niż za kilka lat. W przeciwnym razie zawsze pozostanie w niej
cień obawy, że Daniel może tak naprawdę jej nie kochać.
***
Odwiedziny
Grzegorza w areszcie ucieszyły Daniela, bo oprócz Justyny nikt tego nie zrobił.
Chociaż jednocześnie zasmuciły, bo Malinowski przepraszał go za to co zrobiła
jego przyjaciółka. Wierzył, że jest niewinny, zapewniał że stara się
wyperswadować jej pomysł zemsty co tylko utwierdziło Wyrzykowskiego w tym, że
dziewczyna go nienawidzi. Może i jeszcze kocha, ale niszczące uczucie
przepełnia ją po stokroć mocniej.
Następnego
dnia zgodnie z obietnicą został wypuszczony z aresztu. Otrzymał jednak
informację o wszczęciu śledztwa przeciwko Jarosławowi Wyrzykowskiemu w którym
zobowiązany jest stawić się jako świadek. Pomyślał, że najwyraźniej Justyna nie
zamierzała pogrążać swojego ojca ciągając go po sądach albo nadal jest ślepa na
jego machinacje. Bo choć powiedziała mu coś przeciwnego z doświadczenia
wiedział, że to mogło być kłamstwo.
Pierwsza
rozprawa miała odbyć się już za nieco ponad miesiąc, ale zeznania złożył
wcześniej. Bez pardonu wyznał wszystko jak na spowiedzi: powiedział o swojej
umowie z wujem, o tym jak wkręcił go do Roxila, jak zapoznał z Justyną. Potem
jak przyszedł do sklepu w którym pracował i zdradził się ze swoim niecnym
planem. Gdy w końcu go wypuszczono czuł się tak zmęczony jak nigdy dotąd.
Przez
cały ten czas, nie kontaktował się z Karczewską: ona z nim zresztą też nie.
Nawet nie próbował, choć dopiero w ostatnim tygodniu, tuż przed rozprawą złość
na nią mu minęła. Bo w końcu zrozumiał coś co wcześniej przeoczył i
przepełniony wściekłością ignorował.
- Musisz mi zaufać,
prosił ją tuż po tym jak się kochali.
- Ty mi także., odparła
mu.
- Oczywiście, że tak.
- Nawet gdybym zrobiła coś co by ci się nie spodobało?
Nie znienawidziłbyś mnie? Kochasz mnie mimo wszystko?,
spytała go wówczas. A on zrozumiał, że cała ta jej zemsta jest zwyczajnym testem. Że
ona w końcu do niego wróci. Nawet na rozprawie, gdy widział ją wraz z innymi
świadkami a ona nie zaszczyciła go ani jednym spojrzeniem był pewny, że robi to
tylko na pokaz. Ona nie była taka obojętna jaką chciała udawać.
- Witaj
Daniel.- Usłyszał w pewnym momencie głos Grześka. On również miał być świadkiem
w sprawie.
-
Cześć. Co słychać?- Sam nie wiedział jak to się stało, ale jakimś cudem
Malinowski stał się jego bliskim znajomym. Może jeszcze nie przyjacielem, ale
kimś bardzo temu podobnym. W czasie ostatniego miesiąca odwiedził go nawet w mieszkaniu i raz byli w barze na piwie.
- W
porządku: sprawy w Roxilu się porządkują więc pewnie niedługo dostanę podwyżkę
skoro ten stary cap Karczewski już nie będzie kradł.
- Świetnie.
A co z nim?
-
Wyjechał za granicę. Justyna przeprowadziła z nim długą i poważną rozmowę
ukazując zalety tego przedsięwzięcia. Oczywiście wszystko sprowadziło się do
szantażu: nie zgłosi go na policję a on ma być posłuszny.
- A
więc mimo wszystko i tak postawił na swoim. Nakradł z pewnością niemało: teraz
może sobie pozwolić na wakacje.
- Ja
też tego nie pochwalałem: ale zasugerowałem Justynie że tak będzie lepiej.
- Ty? A
ja sądziłem, że to…
-…była
jej inicjatywa? Nie, Justyna najchętniej wsadziłaby go do więzienia by chociaż
pobył tam chociaż kilka dni, ale wyjaśniłem jej, że to źle wpłynęłoby na
Roxila. A wstyd i upokorzenie wśród znajomych jest wystarczającym poniżeniem
dla kogoś takiego jak Karczewski.
-
Cieszę się, że w końcu udało jej się zrozumieć, że to on był jej największym
wrogiem.
- Tak.-
Grzesiek delikatnie się uśmiechnął. Potem spojrzał na Daniela dziwnym wzrokiem
przerzucając spojrzenie na swoją przyjaciółkę rozmawiającą z jakimś mężczyzną.
Wydawała się być nim bardzo pochłonięta więc Malinowski szybko wrócił wzrokiem
do swojego rozmówcy.- Nie mogę zrozumieć jak możesz zachowywać wobec niej
postawę altruisty po tym jak wystawiła cię do wiatru. Oczywiście zawsze
zaskakiwałeś mnie swoją postawą, ale mimo wszystko…Chcę żebyś wiedział, że nie
pochwalam tego co ci zrobiła. Choć jednocześnie ją rozumiem. Tyle że zabawa w
zemstę w jej wydaniu mnie nie przekonuje. I w dodatku jaką zemstę: iście
makiaweliczną.
- Ja ją rozumiem.- Uśmiechnął się Daniel.- I gwarantuje ci, że ona jeszcze do
mnie wróci.
- Co?
Chyba żartujesz…czekaj, ty mówisz poważnie? Serio tak myślisz?
- Tak.-
Ton Wyrzykowskiego wyraźnie sugerował ,że naprawdę wierzy w to co mówi. To
zbiło Grzegorza z tropu: nie miał pojęcia jak delikatnie pozbyć Daniela jego
złudzeń. Jednocześnie miał ochotę się roześmiać. Trzy lata temu uważał go za
najgorszego oszusta a teraz martwi się, że urazi jego delikatne uczucia?
-
Wiesz, nie sądzę. Jest moją przyjaciółką i znam ją jak własną kieszeń.
- Ja
też ją znam. I to ty zobaczysz, że ona nie zmieni zdania. Uparła się wyrzucić
cię ze swojego życia. Nawet teraz: widzisz jak rozmawia z tym facetem?- Daniel
spojrzał w kierunku który dyskretnie pokazał mu Grzesiek.
- Tak
widzę. Nawet bardzo dobrze. I co z nim?
- Jak
to co? Widziałem jak kilka razy odwiedził ją w biurze: nie wiem nic na pewno,
ale on z pewnością jest jej bardzo dobrym kolegą jeśli rozumiesz co mam na
myśli.
-
Rozumiem.- Daniel z trudem powstrzymywał rozbawienie.- I wiesz co? Cieszę się,
że mi to powiedziałeś.
- Co?
- Do
tej pory jeszcze miałem jakieś wątpliwości, ale teraz ostatecznie je rozwiałeś.
Dzięki.- Zostawiając ogłupiałego Malinowskiego postanowił przeczekać czas do
początku rozprawy na zewnątrz. Minął przy tym Justynę starając się przybrać
obojętny wyraz twarzy. Rzuciła mu przelotne spojrzenie równie beznamiętne. Gdy
w końcu znalazł się na zewnątrz uśmiechnął się do siebie. Wróci. Jeszcze do
niego wróci.
***
Kilka
następnych tygodni po zakończeniu znajomości z Danielem było dla Justyny bardzo
trudne: począwszy od śledztwa, skondensowanej pracy w Roxilu, próbie pozbycia
się ojca z jej życia oraz własnych skomplikowanych uczuć. Te dwie ostatnie były
dla niej najtrudniejsze. O ile pierwsze pozwalały jej zająć czymś myśli o tyle
pozostałe nie. Rozmowa z ojcem była bardzo trudna i niesmaczna: zwykle udawał
miłość do niej, mówił jak bardzo zależy mu na jej dobrze, że właśnie tego dla
niej chciał. Gdy oskarżyła go o oszustwo posunął się nawet do tego by
tłumaczyć, że windując ceną udziałów w dół tylko po to by mogła pozbyć się
ciężaru jakim jest dla niej prowadzone przedsiębiorstwo. Z każdym słowem był
coraz gwałtowniejszy, żywo gestykulował. W końcu wybuchnął:
- To ja
powinienem być właścicielem Roxila. Nie po to żeniłem się z twoją głupią matką
i harowałem w niej prawie dwadzieścia pięć lat. A ona co? Scementowała wszystko
na ciebie mnie nie zostawiając nawet dziesiątej części.
-
Przecież mogłeś mnie o to poprosić. Przepisałabym na ciebie połowę udziałów i
razem rządzilibyśmy Roxilem.
- Ha,
miałbym rządzić razem z tobą? Małą, głupiutką dziewczynką która dała się
podejść oszustowi znając go zaledwie sześć miesiący? Kimś kto nie ma pojęcia o
zarządzaniu, nie zna podstawowych pojęć ekonomii, ba nie rozumie nawet jej
języka?
- Przez
te dwa lata ostatnie lata studiowałam i wiele się nauczyłam.
-
Domyślam się: jak kupować egzaminy.
- Nigdy
tego nie zrobiłam.
- Tak,
a pracę magisterską pewnie napisałaś sama co? Doskonale wiem, że we wszystkim
pomagała ci ta Jastrzębska.- Jej nazwisko niemal wypluł z ust.
-
Dlaczego mnie tak nienawidzisz?- Szepnęła w końcu.Nie było sensu tłumaczyć ojcu, że wcale nie robiła tego o co ją oskarża.
- Wcale
cię nie nienawidzę.- Odparł jej niechętnie.
- Ale
nie potrafisz też kochać prawda? Miłością bezinteresowną i niekończącą się
czyli taką jaką ojciec powinien czuć do córki.
-
Widzisz? Znów bawisz się w te sentymentalne bzdury.
- To
jest dla ciebie bzdurą?- Nie mogła powstrzymać łez choć bardzo tego chciała.
Sądziła, że ojciec nic już dla niej nie znaczy, że nie musi zasługiwać na jego
szacunek, ale z każdego słowa o niej wyzierała czysta pogarda. To było dla niej
za dużo.- Wyjdź już. Wyjdź z tego domu. Daję ci czas do końca tygodnia. I
twojej nowej partnerce też. Krysia, prawda? A może Zofia? Przepraszam, ale tak
często je zmieniasz że nie potrafię nawet spamiętać ich imion.- Ta drobna
złośliwość była niepotrzebna, ale nie mogła się od tego powstrzymać. Chciała
zachować choć trochę godności. Dopiero gdy wróciła do własnego mieszkania które
dzieliła z Natalią córką Małgorzaty pozwoliła sobie na ostatnią słabość.
Płakała bardzo długo wylewając gorzkie łzy nad sobą i własnym ojcem który nie potrafił
jej kochać. Przypomniała sobie o swojej głupiutkiej matce, której ten człowiek
złamał życie. Zakochała się w nim bez pamięci a choć później wiedziała, że poślubiając
ją tak naprawdę żenił się z jej pieniędzmi nie mogła wyzbyć się nadziei, że ten
dzień kiedyś nadejdzie. Potem Justyna obiecała sobie, że to był ostatni raz. I Roman
Karczewski przestał cokolwiek znaczyć w jej życiu. Tym razem definitywnie.
Kilka
dni później wyjechała z miasta. Potrzebowała solidnego wypoczynku od pracy i
własnych uczuć: wciąż miała w głowie mętlik. Chłodny Bałtyk pozwolił jej jednak
na głębokie przemyślenia: dużo spacerowała na plaży obserwując otaczających ją
ludzi i snuła refleksje na temat świata oraz własnej przeszłości. Wiedziała, że
popełniła parę, a raczej wiele błędów; wiedziała też, że tylko ciężkiej pracy
udało jej się być teraz tym kim jest. A przede wszystkim każdego ranka z dumą
patrzeć w lustro. Uśmiechnęła się podejmując ostateczną decyzję. Minęło już
dużo czasu. Czas wreszcie zobaczyć co słychać u Daniela.
***
Daniel,
po rozładowaniu setki ciężkich komputerów był bardzo zmęczony. Praca, jaką z
wielkim trudem udało mu się zdobyć dopiero trzy tygodnie temu nie była szczytem
jego marzeń, ale przynajmniej pozwalała na utrzymanie się i opłatę rachunków.
Tyle, że po dwunastu godzinach harówki padał z nóg.
Nawet
dość długa jak na niego kąpiel w wannie nie pomogły mu pozbyć się dręczącej go
senności. W końcu postanowił się poddać: mimo dość wczesnej pory położył się do
łóżka. Dlatego nie rozumiał dlaczego teraz tak po prostu się obudził. Zasnął
ledwie przyłożywszy głowę do poduszki…
Denerwujący
go dźwięk dzwonka do drzwi przyniósł mu odpowiedź. A więc to dlatego: ktoś
przypałętał się do jego drzwi: najpewniej jakiś domokrążca. Niechętnie wstając
z ciepłej pościeli pomyślał, że musi się go pozbyć. Nie znosił go, a w bloku w
którym wynajmował kawalerkę zjawiał się z zadziwiającą regularnością co tydzień.
- Idę!-
Krzyknął gdy uparta osoba zaczęła naciskać przycisk niemal bez przerwy. Czy ona
jest głucha, pomyślał.
- Hej,
już myślałam że nie ma cię w domu. Mogę wejść?- Na widok Justyny Karczewskiej zmęczenie
całkiem mu minęło. Poczuł się zbity z tropu. A już na pewno jej swobodnym
zachowaniem. Bo wparowała do wnętrza jego kawalerki tak jakby ją zaprosił. Z
szerokim uśmiechem na twarzy. Na dodatek to przywitanie. Zachowywała się tak
jakby widzieli się wczoraj i byli bardzo dobrymi znajomymi! Powinien być na nią
wściekły, ale nawet przy odrobinie dobrej woli nie potrafił jej z siebie
wykrzesać. Bo domyślał się dlaczego do niego przyszła i do jego serca zaczęła
wkradać się radość. Nie zamierzał jednak tego zdradzić. Przynajmniej na razie.
- Czemu
zawdzięczam tę wizytę?- Starał się by głos zabrzmiał mu obojętnie.
- Po
prostu chciałam zobaczyć co u ciebie słychać.
-
Drozdy. I ostatnio wiertarkę, bo sąsiad z dołu robi remont.
-
Słucham?
- To
właśnie słychać: zresztą, nieważne. Jak dostałaś się do budynku?
- Razem
z jakimś starszym panem weszłam do klatki schodowej. Pomyślałam, że zrobię ci
niespodziankę.
- I
zrobiłaś.- Przez moment nawet zamierzał jej to ułatwić widząc jak maltretuje
swoją dolną wargę, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Ostatnie dwa
miesiące nie było dla niego łatwymi. A to wszystko przez nią i jej głupi test.
-
Nie…nie cieszysz się?
- A
powinienem? Podczas jednej z naszych ostatnich wizyt zamierzałaś posłać mnie za
kratki.
- Nie
chciałam tego robić. Chciałam tylko byś tak myślał.
- Do
tego już doszedłem. Dlaczego?- Nie odpowiedziała.- Dlaczego?- Powtórzył.
- By
odkuć się choć trochę za to jak cierpiałam przez ciebie w przeszłości. Byś
zobaczył jak to jest gdy ktoś kogo kochasz wbija ci nóż w plecy.
- I
udało ci się to.-Odparł odwracając się do niej plecami. Poczuła, że ziemia
usuwa jej się spod stóp.
-
Daniel, wiesz…to miał być taki test. Chciałam dowiedzieć się czy ufasz mi tak
samo jak oczekujesz że ja powinnam zaufać tobie. Tyle, że teraz…teraz zrozumiałam
jak bardzo było to głupie.- Usiłowała mu wszystko wytłumaczyć bardzo
rozemocjonowana. Dlatego zdziwiło ją jego zdawkowe:
- Więc?
- Co:
więc?
- Ty mi
powiedz. Czekam na puentę.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi. Teraz
to ty się mścisz, prawda?
- Za
co? Za to, że przez prawie osiem tygodni mnie ignorowałaś? Że powiedziałaś, że
mnie nienawidzisz? Że wmawiałaś mi, że wsadzisz mnie do więzienia?- Z każdym
pytaniem zbliżał się do niej aż zaczęła się odsuwać. Uśmiechnęła się z trudem.
-
Jesteś na mnie wściekły, co?
- W
zasadzie nie.- Posłał jej szeroki uśmiech. Widząc to odwzajemniła go oddychając
z ulgą.- Jestem bardzo, bardzo, bardzo wściekły.- Zakończył mrużąc oczy i zamykając
ją w swoich ramionach.
-
Daniel!- Krzyknęła z zaskoczenia otwierając szeroko oczy. Poruszał się jak
błyskawica.
-
Daniel: co? Przecież przyszłaś się ze mną pogodzić prawda? Chyba, że coś źle
zrozumiałem.
- No
tak, ale…
-…chyba
zasługuję na drobną rekompensatę co? Tygodnie niepewności, goryczy i żalu?
-
Daniel…
-…Na
dodatek z groźbą więzienia nad głową?
-
Daniel…
- …i
straciłem pracę. Po raz kolejny.
-
Daniel, ja…
-…masz
rację: i tak była do dupy.
- Ale
Daniel…
-
…Będziesz w kółko powtarzała moje imię?
- Nie,
ale Daniel…co ty chcesz zrobić?
- Chyba
sama przyznasz, że twoje zachowanie było nieco dziecinne?
-
No…tak. Chyba tak.
- Więc
powinienem potraktować to tak samo.
- Co?
-
Ciebie. I złoję ci skórę.
-
Żartujesz prawda? Aaaaa- Krzyknęła gdy znienacka wziął ją z rękę i zarzucił
sobie na plecy. To pozwoliło jej zacząć trzeźwo myśleć.- Postaw mnie. Postaw mnie, słyszysz? Zwariowałeś, co ty robisz.
Puszczaj!- Piekliła się gdy niósł ją do jakiegoś pokoju. Zaczynała wierzyć, że
byłby zdolny do tego co powiedział. Lekko się zaniepokoiła.- Nie jestem workiem
kartofli! Łaaa.- Ponownie ją zaskoczył zrzucając ją na łóżko.- Rozumiem, że
masz prawo być zły ale nie pozwolę ci tak się traktować.
-
Doprawdy? I co mi zrobisz? Poślesz do więzienia?- Już chciała się bronić gdy
zorientowała się, że Daniel wypowiedział te pytania bez wyrzutu. A więc nie był
tak naprawdę zły. Dlatego podniosła się do pozycji siedzącej co sprawiło jej
znaczną trudność, bo znajdowała się na łóżku. Na dodatek on się nad nią
pochylał…
- Nie.
Przeproszę. I obiecam, że od tej pory będę ci ufać. Pomyślnie zdałeś test.-
Powiedziała naprawdę szczęśliwa. Te kilka ostatnich tygodni upewniło ją co do
Daniela. Ale jednocześnie ta próba była dla niej bardzo ciężka. Kochała go i
zdawała sobie sprawę, że jej ukochany będzie na nią wściekły, ale nie mogła
inaczej. Bo wówczas nieustannie po jakiejś kłótni zastanawiałaby się czy
rzeczywiście jest dla niego najważniejsza. A teraz miała tę pewność. Bo był w
stanie dla niej zrezygnować ze wszystkiego.- Daniel, proszę postaw mnie. Robi
mi się niedobrze.- Skłamała.
- I
myślisz, że cieszy mnie to, że teraz wierzysz w moje zaufanie? A co z twoim do
mnie by wykręcać mi taki numer?
-
Mówiłeś, że na razie go nie wymagasz.- Przypomniała.
- Tak,
ale nie znaczyło to, że możesz je nadwyrężać.
- Nie, to
znaczy: tak nie mogę, ale…
-…dobra,
na razie odroczę ci wyrok. Już dość się naczekałem.
- Więc
mnie nie zbijesz?
-
Potem. A na razie…na razie zrobię coś innego.- Daniel pochylił się nad Justyną
jeszcze bardziej aż w końcu dotknął ustami jej ust bardzo delikatnie.-
Tęskniłem za tobą.- Dodał już zupełnie łagodnym tonem.
- Ja za
tobą też.- Zdołała wyszeptać bo poczucie ulgi jakiej doświadczyła niemal ją
przytłoczyła. I cała ta sytuacja zaczęła ją bawić.- Bałam się, że możesz być
wściekły tak naprawdę…i że mnie nienawidzisz…i że już nie będziesz kochać, ale
musiałam zaryzykować.- Mówiła z przerwami gdy uwalniał jej usta na złapanie
oddechu.- Grzesiek mówił mi, że to głupi pomysł ale ja…sama nie wiem
dlaczego…bo teraz jestem już pewna…chcę być tylko z tobą. I ufam ci.
- To
dobrze, bo ja ci za grosz. Masz szczęście, że miałem pewność że do mnie
wrócisz. W przeciwnym wypadku porozmawialibyśmy inaczej.
-Wiem, przepraszam. Już nigdy…- Znieruchomiała
lekko go odpychając.- Co miało znaczyć to, że miałeś pewność?- Daniel jeszcze
nie spostrzegł grożącego mu niebezpieczeństwa i tylko się roześmiał delikatnie
ściągając jej rozsuwany sweterek.
- No bo
trochę przesadziłaś z kilkoma aspektami: na przykład tymi dziewczynami. Owszem,
jestem przystojny ale trzy miałyby się mną zainteresować w ciągu sześciu
tygodni? Kilka dni temu byłem tak wkurzony, że miałem ochotę zatrzymać ostatnią
z nich u siebie na noc tylko by się na tobie odkuć.
- Więc
wiedziałeś, że to ja je podpuściłam?
-
Jasne. Tak jak tamtego faceta z aresztu. Sądziłaś, że uwierzę iż za drobny
szantaż grozi aż areszt zapobiegawczy? Może nie znam się na prawie, ale to
wiem. Zwłaszcza w sprawie cywilnej, bo defraudacja pieniędzy prywatnej firmy
nie jest ścigana z urzędu.
- Ale
jak to? Więc dlaczego się na to zgodziłeś?- Justyna była zdezorientowana.
- Na
początku rzeczywiście się nie zorientowałem. Grałaś tak przekonująco, że
uwierzyłem w to co mówisz i niedowierzanie zaćmiło mi umysł. Dopiero po fakcie
no i podczas ostatniej rozprawy zrozumiałem, że…
-…jakiej
rozprawy?
- Mojego
wuja. Był tam Grochowski, dobrze pamiętam jego nazwisko? Przypomniałem sobie
skąd go znam: że to on przesłuchiwał mnie w areszcie. A wy wyglądaliście na
nieźle zaprzyjaźnionych. Poza tym odpowiadałabyś za krzywoprzysięstwo gdyby on
nie zgodził ci się pomóc, a kara najwyraźniej cię ominęła. Oczywiście mogłabyś
dać mu łapówkę, ale to mi do ciebie nie pasowało.
-
Ty…więc w ogóle nie miałeś żadnych wątpliwości? Od początku wiedziałeś, że do
ciebie wrócę?
-
Przecież mówię.
- Ty przebrzydły oszuście!- Karczewska uderzyła Wyrzykowskiego w ramię.- Złaź ze
mnie.- Daniel w końcu zorientował się, że coś jest nie tak. Justyna patrzyła na
niego wściekle, więc zaczął analizować to co powiedział i…zrozumiał.
- Daj
już spokój: ja cię wyrolowałem a teraz ty mnie. Jesteśmy kwita.
- Wcale
nie! Ja cierpiałam gdy mnie nie kochałeś a ty od początku wiedziałeś, że tylko
udaję. Gdzie tu dowód na to że jestem dla ciebie najważniejsza?
- Ale
przynajmniej odbudowałaś swoje zaufanie do mnie, prawda? Wiesz, że nie zależy
mi na twoich pieniądzach i choć zrobisz najbardziej perfidną rzecz będę cię
wciąż kochał. Na dodatek test wierności wypadł celująco. Choć przyznam, że
ostatnia kandydatka mnie rozczarowała. Myślałem, że lepiej znasz mój gust a tu
co? Jedna seks bomba, druga szara mysz, a trzecia kobieta w opałach nie
potrafiąca sama wymienić koła w samochodzie. Miałabyś większą szansę wysyłając
kogoś podobnego do siebie. A najlepiej samą siebie. Wtedy może skusiłbym się
żeby cię uwieść.
-
Zostaw mnie. Czuję się jak idiotka. Jesteś okropnym kłamczuchem, nic się
nie zmieniłeś.- Zapewne nawiązanie do tego jakim był oszustem w przeszłości
powinno jak zwykle wywołać u niego poczucie winy, ale tym razem tak się nie
stało. Bo wiedział, że przez Justynę przemawia tylko zraniona duma a nie prawdziwy
ból.- A ja sądziłam, że będziesz cierpiał męki Tantala…
-
Niepotrzebnie. Ale jak ci to poprawi humor to trochę pochlipałem w poduszkę.
- Złaź
ze mnie.
-
Kotku, dobrze wiesz że nie mogę. Inaczej mnie rozszarpiesz.
- Bo
zasłużyłeś.
-
Wiesz, że nie. Poza tym naprawdę cierpiałem.
-
Akurat.- Prychnęła.
- Mówię
prawdę. Przez dobrych kilka dni ci wierzyłem. Dopiero przypomniałem sobie naszą
rozmowę o zaufaniu zrozumiałem wszystko. Sądziłem tylko, że wszystko pójdzie
nieco szybciej. No i nie miałem całkowitej pewności…w końcu tak bardzo cię
zraniłem. Mogłabyś do mnie nie wrócić tylko z powodu samego strachu.- W końcu
udało mu się ją udobruchać, bo przestała wyglądać jak pomarszczona gruszka i
szeroko się uśmiechnęła. Potem pogłaskała go po policzku. Dlatego kontynuował.-
Na dodatek nie wyznałaś mi właściwie swoich uczuć. Więc może teraz…
- Co?
-
Mogłabyś mi to powiedzieć.- Podpowiedział łagodnie.
- No
nie wiem. Muszę się zastanowić.- Droczyła się.
-
Dawniej przychodziło ci to dużo łatwiej.
- I
miało dużo mniejsze znaczenie.
-
Przepraszam, nie chciałem…
-….ciii,
nic nie mów. Zapomnijmy już o przeszłości, dobrze? Teraz jest dobrze tak jak
jest: jesteś całkowicie uzależniony od mojej dobrej woli i bez żadnych
perspektyw.
- Hej,
co to miało niby…
-…kocham
cię.- Tym razem to ona go skutecznie uciszyła.- Jeszcze wiele o tobie nie wiem,
ale i tak to czuję.
-
Świetnie się składa, bo ja mam tak samo. A co do tego pierwszego…sądzę, że
powinniśmy się poznać. Najlepiej zacznijmy już teraz.
- To
znaczy?
- Wiesz
co to znaczy. Poznać się…bardziej dogłębnie.
- Tak.-
Roześmiała się.- Więc na co jeszcze czekasz?
- Na
zniesienie zakazu, pamiętasz? Chciałaś byśmy się jeszcze nie kochali. Na
pocałunki też się co prawda nie zgadzałaś, ale te były dla mnie drobną nagrodą
za tygodnie męczarni.
-
Pamiętam. Nie sądziłam tylko, że ty to pamiętasz.
-
Wszystko. Pamiętam wszystko co wiąże się z tobą. A teraz przestańmy już gadać.
Zawsze twierdziłem, że nie słowa a czyny o nas świadczą.
- Więc
czyń.- Odpowiedziała mu ze śmiechem. A potem razem z nim dała ponieść się fali
namiętności.
***
Jakiś
czas później, po prostu w ciszy leżeli sobie razem w łóżku w swoich objęciach.
Wcześniej zjedli naprędce przygotowaną przez Justynę kolację. Wyrzykowski
zdziwił się, że jego dziewczyna tak świetnie gotuje co jak wyznała było
wynikiem szybkiego kursu gotowania. Z pasją której dotąd u niej nie widział
opowiadała mu niespotykane informację o świecie kulinarnym. Na przykład, że
banan należy do rodziny jagód, a przysmakiem na Filipinach są surowe kacze
embriony. A potem dziwiła się, że ostrożnie podchodził do jajecznicy na boczku
którą mu zaserwowała…
Po
posiłku dziewczyna wzięła szybki prysznic a Daniel skoczył w tym czasie po nową
szczoteczkę do zębów. Chciał by całą tę noc Karczewska spędziła u niego.
Justyna początkowo protestowała, choć bez większego zapału. Położyła się po
lewej stronie jego łóżka: zaraz potem on zrobił to samo. W końcu z rezygnacją
się zgodziła powtarzając, że zamiast zacząć ich związek od nowo poprzez kolejne
stadia (tj. poznawanie się, pocałunki, wspólne randki aż wreszcie kochanie się)
znów rzuca się na głęboką wodę. Daniel jednak mentorskim tonem wytłumaczył jej,
że on ma tak nieodparty urok, że żadna z kobiet nie potrafi powstrzymać się
przez wykorzystywaniem go.
-
Akurat. To ty wykorzystujesz mnie. Poznaję ten wzrok. Znów chcesz mnie uwieść.-
Daniel nie odpowiedział tylko z grobową miną pochylił się nad nią tak, że
sądziła iż znowu zechce ją pocałować. Zamiast tego przejechał dłońmi po jej
żebrach i zaczął ją łaskotać.
-
Przestań!- Zaprotestowała śmiejąc się jednocześnie próbując się wyrwać.- Już
dość.- Powtórzyła gdy on nadal kontynuował swoją torturę. W końcu przestał
śmiejąc się tak jak i ona.- Jesteś okropny.
- Wcale tak nie uważasz.
- A i
owszem. I bardzo arogancki z ciebie dupek.
- Ale
przystojny.
- Może
troszkę. Ale radzę ci nie powtarzać łaskotek. Nie cierpię ich.
-
Doprawdy?- Znów z wymownym uśmieszkiem uniósł dłonie. Justyna już szykowała się
na kolejną porcję łaskotek, ale gdy otworzyła oczy zorientowała się, że jednak
nie to mu było w planach. Na dodatek spoważniał.
- O co
chodzi?- Spytała go.
-
Naprawdę ich nie lubisz?
-
Niespecjalnie. Czemu tak spoważniałeś?
- Bo dawniej…dawniej
to lubiłaś.
- Co?
- Łaskotki.
Pamiętasz nasz piknik? Uwielbiałaś je.
- Być
może.- Odparła z błyskiem w oku.- Ale teraz już nie.
-
Zmieniłaś się.
- Tak.-
Przyznała. Uświadomiła sobie coś jeszcze przez co spoważniała tak jak on chwilę
temu.- A ty mówiłeś, że wolałeś mnie taką jaką byłam dawniej. Nazwałeś mnie
nawet Królową Śniegu o ile pamiętam. Przeszkadza ci ta zmiana?- Chwilę
zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Nie.
Bo i tak jesteś tą samą Justyną. Bardziej pewną siebie i świadomą własnej
wartości, ale wciąż taką samą. Tamtą pokochałem platoniczną miłością, tą
wszechogarniającą namiętnością. Ale miłość każdej z nich jest mi tak samo
droga.
-
Bardzo dyplomatyczna odpowiedź.
- Tak.-
Uśmiechnął się całując ją lekko w usta.- Nawet nie wiesz ile razy żałowałem, że
nigdy nie wykorzystałem sytuacji gdy byliśmy jeszcze parą. Potem widząc cię z
tym całym Piotrkiem dostawałem spazmów.- Odwzajemniła jego uśmiech.
-
Miałeś dużo kobiet?
- Hm?
- Po
tym jak się rozstaliśmy.- Sprecyzowała. Zwlekał z odpowiedzią, więc zaczęła
sądzić że okłamał ją mówiąc że nie od czasu ich rozstania nie spotyka się z
nikim. W duchu tłumaczyła sobie, że nie ma powodów do rozczarowania.
- Żadnej.-
Przyznał co sprawiło jej wyraźną przyjemność.
- A
kochałeś kogoś?
- Co to
za pytanie? Kocham ciebie.
- Ale
wcześniej. Przecież w twoim życiu były jakieś kobiety, prawda?
-
Dopóki nie spotkałem ciebie nie kochałem żadnej kobiety.- Przyznał.- Byłem dość
cynicznym mężczyzną od samego początku.
- Ale
jak to możliwe? Przecież wiem, że nie
byłam pierwszą bogatą dziedziczką którą razem z wujem…
-…nie
chcę o tym rozmawiać.- Odsunął się od niej próbując wyjść z łóżka. Powstrzymała
go gestem dłoni. Żałowała, że poruszyła w ogóle ten temat chociaż z drugiej
strony…
- Ale
ja chcę.- Odpowiedziała butnie.- Chcę
wiedzieć ile ich było, jakie były, co tobą kierowało.
-
Mieliśmy przecież zostawić przeszłość.
- Tak,
ale tylko kwestię dotyczącą naszego oszukanego związku. Chcę znać twoją
przeszłość.
- Nie
musisz.
-
Daniel…
- Okej
skoro tak bardzo ci na tym zależy to ci powiem. Chciałaś wiedzieć ile ich było?
Otóż pięć. Było ich dokładnie pięć:
każda z nich bogata i rozpieszczona. I każdą z nich oszukiwałem. Niektórym
wmówiłem, że potrzeba mi pieniędzy na operację dla chorego wuja, inne dawały mi
je same tak że nawet nie musiałem prosić. Przez ten okres nie pracowałem: w
ogóle bardzo mało w swoim życiu przepracowałem.
- Nie
rozumiem czemu się tak denerwujesz.
- Bo
nie chcę już do tego wracać. Nie chcę wspominać tego jakim byłem gnojkiem; nie
chcę byś ty o tym wiedziała i mnie tak postrzegała.
- Ale
chcę. Chcę wiedzieć o tobie wszystko.
- Ta
część nie jest zbyt zachęcająca. Nawet fakt, że pierwsza dziewczyna była w
równym stopniu ofiarą jak i ja.
- Co
masz na myśli?
- To,
że wyciągnąłem od niej pieniądze argumentując, że potrzebuję ich na pilną
operację dla wuja. Nie miałem pojęcia, że on mnie tylko podpuścił chcąc
zobaczyć czy jestem już wystarczającym mężczyzną by sprostać jego planom
uwodzenia.
- Więc
okłamał cię?
- Tak.
Pamiętam, że wtedy naprawdę się o niego bałem: z uśmiechem na ustach i
prawdziwą radością wręczyłem mu kasę wierząc, że uchronię go przed śmiercią.
Wtedy wyjechał i nie było go przez siedem dni. Sądziłem, że przebywał w
szpitalu, a on odpoczywał sobie na wyspach greckich.
- Kiedy
dowiedziałeś się o kłamstwie?
- Dużo
później: gdy wuj wydał już całą kasę. Upatrzył sobie na oku kolejną młodą bogaczkę.
- A ty
się zgodziłeś.
- Nie,
na początku nie. Może mi nie uwierzysz, ale uważałem że wuj postąpił podle. I
czułem się oszukany. Byłem jednak bardzo młody, miałem tylko jego a na dodatek
mu ufałem: chciał przecież tylko mojego dobra. Ale przekonał mnie zmieniając
taktykę. Tłumaczył, że jest chory choć nie śmiertelnie, więc nie może podjąć
pracy a my nie będziemy się w stanie utrzymać.
- Znów
moralny szantaż.
- W
pewnym sensie. Choć z perspektywy czasu sądzę, że to sobie po prostu wmawiałem.
Przecież ja też mogłem iść do normalnej pracy: miałem dwadzieścia lat i właśnie
ukończyłem technikum. A mimo to wybrałem łatwą drogę, bo zwyczajnie spodobało
mi się takie łatwe życie.
-
Wyobrażałam sobie to nieco inaczej. Teraz uważam, że prawie nie miałeś wyjścia.
Utrzymanie siebie i chorego jak sądziłeś wuja to dla młodego chłopaka duża
odpowiedzialność.- Roześmiał się z jej naiwności.
- Może,
ale jak zauważyłaś byłem młody i całkowicie zdrowy. Mogłem zaczepić się
gdziekolwiek: na budowie, poczcie, do roznoszenia ulotek. Ale musiałbym się za
bardzo wysilić. I zarobiłbym grosze.
-
Miałeś rację: niepotrzebnie zaczęłam ten temat. Nie wracajmy do tego. I tak
masz z tego powodu wyrzuty sumienia.
- A ty
byś nie miała? Czasami czuję, że bardzo cię potrzebuję Justyno. Tak bardzo, że
nie jesteś sobie tego w stanie wyobrazić. Nie masz pojęcia jak wiele złego jest
we mnie, jak wielki czuję ból i niesmak. Więc nie opuszczaj mnie. Bo bez ciebie
mogę rozpaść się na tysiąc kawałeczków.
- Nie
zrobię tego. Już nie.
- Odkąd
jesteśmy razem powtarzam sobie, że ty też mnie kochasz a ja cię uszczęśliwię,
więc niejako odkupię swoje winy.
- Bo
tak jest.- Odpowiedziała szczerze. Posłał jej smutny uśmiech.
- Ale jednak
jakąś częścią siebie czuję, że zrobiłem ci niewyobrażalną krzywdę.
- Co?
-
Zasługujesz na kogoś lepszego, kochana. Na mężczyznę idealnego, mniej zepsutego
niż ja. Kogoś niepoharatanego przez los jak ja, kogoś kto nigdy cię nie
oszukał, to nie był męską dziwką.
- A kto
ci powiedział że ja tego chcę? Gdybym pragnęła ideału to nie leżałabym z tobą w
łóżku.- Wyjaśniła żartobliwie. Potem jednak czule pogłaskała go po policzku, a
on ucałował jej dłoń.- I nigdy nie mów tak o sobie. Nie jesteś kimś takim.
- Ale
to prawda: znasz już moją przeszłość. Dopiero ty mnie zmieniłaś: z twardego
lowelasa w mężczyznę który potrafi czuć i liczyć się z uczuciami kogoś innego
poza nim samym. Nawet nie wiesz jaka byłaś cudowna gdy cię poznałem: taka ufna
i radosna. Jak roztapiałaś lód którym było skute moje serce a tam gdzie
przychodziłaś świeciło Słońce. Ludzie mogli pogardliwie nazywać cię głupią, bo
zazdrościli ci tego światła. Ale zrozumiałem to znacznie później.- Justyna
przez dłuższą chwilę milczała. Jakim cudem ta żartobliwa rozmowa przerodziła
się w tak pełne bólu wyznanie? Postanowiła go na razie odpędzić.
- Hm,
widzę że stałeś się poetą przez te dwa lata.- Zażartowała.
- Nie
próżnowałem.- Udało jej się go udobruchać tym niewielkim żartem.
- A
tamto mieszkanie? Co się z nim stało?
-
Sprzedałem. Za pieniądze spłaciłem długi. Dlatego teraz żyję na bieżąco. No i
mam jeszcze swoje oszczędności, bo jak wiesz wypuszczono mnie bez kaucji.-
Powiedział wymownym tonem.- To powinna być dla ciebie dobra wiadomość. Choć nie
jestem bogaty przynajmniej mam czyste konto więc nawet gdy nie podpiszemy intercyzy
będziesz bezpieczna.
- Hm,
nie przypominam sobie żebyś prosił mnie o rękę.
- Więc robię
to teraz. Co mi odpowiesz?
- Muszę
się zastanowić. Na razie ma do tego ambiwalentny stosunek.- Zaśmiał się
nakrywając jej usta pocałunkiem.
- A
więc wciąż pamiętasz tamte głupie słowa.- Wyglądał na lekko speszonego.
- Wcale
nie były głupie.- Zaprotestowała.- Dzięki nim miałam siłę wziąć się w garść i
zmierzyć z własnymi słabościami. Powinnam ci więc za to podziękować. Inaczej
dalej byłabym słabą, bojącą się własnego cienia i krytyki Justysią. Poza tym…-
Zaczęła dławiąc się śmiechem.
- Co?
- Wtedy
naprawdę nie wiedziałam co znaczy to słowo.- Słysząc to Daniel dołączył do niej
śmiejąc się na całe gardło.
- Boże,
jak ja cię kocham.- Oznajmił wciąż ze śmiechem. Nie wiem jak mogłem przeżyć bez
ciebie te ostatnie lata.
- Ja
prawdę mówiąc też nie.- Przyznała nieskromnie.
-
Tworzymy bardzo udany związek prawda?
-
Owszem.- Przytaknęła.
-
Będziemy jednak musieli popracować nad pewną kwestią. Jakoś długo nie mogłaś
uwierzyć w moje prawdziwe uczucia.
- Hola,
hola a kto nie wierzył w to że nadal go kocham nie chcąc zgodzić się na mój
plan pogrążenia swojego wuja i zrobił to tylko dlatego iż wiedział, że jestem z
natury bardzo miłosiernie dobrym człowiekiem i i tak go nie skażę? Na dodatek
od początku wiedział, że go tylko testuje?
-
Nieprawda, ufałem ci. Wiedziałem, że kochasz mnie do szaleństwa.
-
Akurat.- Prychnęła.
- Nie
rób tak?
- Jak?
- Tak.
Nie marszcz swojego małego noska i nie prychaj. Bo wtedy nie mogę się
powstrzymać. Zresztą: nawet bez tego też nie mogę ci się oprzeć.- Powiedział po
czym nakrył jej usta pocałunkiem. Potem zaczęli się ponownie kochać.
***
Gdy
rano Daniel się obudził, wspomnienia ostatniej doby sprawiły, że na jego twarzy
pojawił się błogi uśmiech. A więc nareszcie koniec tej dręczącej go
niepewności, czekania i rozterki. Justyna go kochała a on kochał ją. I chciała
z nim być.
Próbował unieść ręce by się przeciągnąć, ale
nie mógł. Zaskoczony otworzył powieki. Potem jeszcze szerzej nie mogąc uwierzyć
w to co widzi.
- O,
nareszcie się obudziłeś misiu.- Z nad lustra wiszącego w rogu wyłoniła się
uśmiechnięta, zaróżowiona i niestety ubrana już Justyna. Daniel spytał ją:
- Co ma
znaczyć ten pasek od szlafroka?
- Och,
nic szczególnego.- Machnęła niedbale ręką.- Po prostu nie mogłam znaleźć
niczego innego.
- Wiem
co to jest, ale nie rozumiem czemu znalazł się na moim nadgarstku.
- Bo ci
go przywiązałam.
- W
celu?
- W
celu budowania naszego wzajemnego zaufania.
- Albo
jestem mało bystry, albo się jeszcze nie obudziłem. Oświeć mnie więc i zdradź w
jaki sposób przywiązanie mnie do łóżka ma na to wpłynąć.
- Już
służę: no więc: zamierzam teraz iść do sklepu by zrobić nam pożywne śniadanie.
- Ale…
-…bez
obaw: skończyłam już z jogurcikami o czym zdążyłeś się pewnie już przekonać po
mojej wadze. Przygotuje ci coś świetnego. Poza tym wczorajsza jajecznica ci
smakowała, prawda?
- Tak,
ale…
-…nie
przerywaj, zaraz skończę. No więc wyjdę na zakupy, a ty musisz mi zaufać że
wrócę dość szybko.
- To
jest głu…
-…wspaniałe.
Wiedziałam, że się z tym zgodzisz. Ale pomyślałam, że może być dla ciebie za
łatwo więc dodałam kilka utrudnień.
-
Jakich?- Uśmiechnął się.
-
Zawiążę ci oczy przepaską i zostawię otwarty dom. Nie spodziewasz się gości,
ale zawsze może ktoś wpaść z niezapowiedzianą wizytą.
- Zaraz
mnie rozwiążesz, prawda? Tylko tak sobie żartujesz?
- Ależ
skąd. Przecież trzeba zrobić śniadanie. Umieram z głodu.- Podeszła do niego
zawiązując na oczach obiecaną przepaskę.- No, teraz chyba nic nie widzisz.
- Nie
.- Przyznał.- Na ile chcesz zniknąć?
- Na
jakąś godzinkę, może krócej.
- A co
jeśli zachce mi się siusiu?
-
Jesteś dzielnym chłopcem, na pewno dasz radę wytrzymać.
- Wkręcasz
mnie tak? Zostaniesz tu i nigdzie nie pójdziesz?
- Nie,
mówiłam ci już że trzeba zrobić zakupy. Twoja lodówka świeci pustkami.
- W
zamrażalce jest pizza.
- Nie
będziemy jeść pizzy na śniadanie. Na razie.
-
Justyna, nie odchodź. Nigdzie nie idziesz, prawda?- Usłyszawszy trzask
frontowych drzwi westchnął. Potem odczekał kilka sekund.- Wiem, że tu jesteś
prawda? Nigdzie nie poszłaś. Nie zostawiłabyś mnie tu na pastwę losu, prawda?
Co jeśli przyjdzie jakiś morderca albo gwałciciel? Nie będę mógł się obronić i
jeszcze dam wykorzystać sądząc że to ty.- Z trudem stłumiła śmiech słysząc
takie niedorzeczności. Jednocześnie jak urzeczona wpatrywała się w jego gołą
klatkę piersiową z której zsunęło się prześcieradło. Wyglądał tak zabójczo
przystojnie…i był cały jej. Ale cóż musiała iść, nie było wyboru. Już go
ukarała. Była pewna, że gdy wróci będzie na nią trochę wściekły, ale szybko mu
to minie. I tak kilka minut później wyszła naprawdę.
- Ha,
wiedziałem, że zostałaś.- Powiedział z uśmiechem słysząc trzask drzwi.- A teraz
udajesz, że wróciłaś co? Justyna? Justyna?!- Krzyknął głośniej, a potem się
roześmiał. Zrozumiał, że znów zrobiła go w bambuko.
Ubóstwiał
ją.
Przez
moment bał się, że swoją obłudą zniszczył w niej to był najlepsze, ale wcale
tak się nie stało. Justyna nadal pozostała zabawną, dziecinną na swój sposób i
szczerą dziewczyną gotową nieść pomoc wszystkiemu i wszystkim. I kochała go:
jego, byłego utracjusza żerującego na ludzkiej naiwności bez względu na jego
wady.- To szelma.- Powiedział na głos.- Jedno wiem na pewno. Nigdy nie będzie
mi się z nią nudziło.
KONIEC
Popłakałam się dwa razy..najpierw przy scenie w areszcie jak myślałam że rzeczywiście to była celowa zemsta i zastanawiałam się jak mogła mu to zrobić a drugi raz jak juz byli tak na prawdę razem :-) podziwiam Daniela ze to przetrwał i ciesze się ze Justyna mu zaufała choć ten test był zbyt mocny ;-)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze piękny epilog? :-*
OdpowiedzUsuńNiestety nie:to juz koniec. W zasadzie miało być to krótkie opowiadanie bez zagłębiania sie w szczegoly a wyszło troche inaczej. Teraz postaram się zacząć nowa historię
UsuńBoże dlaczego to już koniec? :P Już tak polubiłam tę historię i już się skończyła, życie jest niesprawiedliwe :(
OdpowiedzUsuńKoniec byl zabawny i uroczy :D Już wyczekuję kolejnego opowiadania :*
Genialne opowiadanie jak wszystkie Twoje dzieła :-) powinnaś wydać książkę gratulacje
OdpowiedzUsuńDwa razy przeczytałam tą część, tak mi się spodobała. Oby więcej takich opowiadań z szczęśliwym końcem :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną historię, na pewno tak świetną jak wcześniejsze :)
Pozdrawiam, Kinga :)
Jak Ty wspaniale piszesz ! Przez cały czas czekałam z niecierpliwością aż dodasz nowy rozdział , choć i tak dodajesz jako jedna z nie wielu tak często . Cieszę się , że Justyna wybaczyła Danielowi i że on się zmienił . Jak czytałam, że Daniela zatrzymują to się prawie poryczałam , tak zwyzywałam Justyne w myślach , że masakra . Szkoda , że to już koniec i że ojciec Justyny uniknął kary chociaż to co się stało pewnie nie było dla niego łatwe . Nie rozumiem jak można być takim skurwysynem i traktować pieniądze jako najważniejsze a zwłaszcza ważniejsze od własnego dziecka . Przyznam , że jak czytałam początek pierwszej części to nie lubiłam Justyny i współczułam Danielowi dlatego nawet nie wiesz jak się cieszę , że się zmieniła a przede wszystkim z tego że Daniel w końcu nauczył się kochać .Kocham twoje opowiadania i czytam od początku odkąd dodawalaś na quku , wtedy miałam jeszcze czas żeby komentować a teraz szkoła a przez wakacje praca ale teraz będę się starała to nadrobić . Twoje poprzednie opowiadanie też było zarabiste . Popłakałam się tyle razy , że chyba tego nie zlicze , najbardziej chyba przy śmierci Kubusia oraz jak zostali porwani , nie będę się tu rozpisywac o tamtym opowiadaniu ale to jest cudowne jak potrafisz wzruszyć człowieka , wywoływać emocje i spokojnie mogę powiedzieć, że to mój ulubiony blog i uważam go za najlepszy na świecie ! Nie przeraź się jak nie wszystko co tu napisałam ma sens ale już tak mam jak niewypowiadam się o czymś więcej niż w 3 zdaniach . Czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie i mam nadzieje , że teraz nastąpi kontynuacja losów bohaterów z brylantowego liceum :* pozdrawiam i życzę dużo weny :**
OdpowiedzUsuńWszystkie twoje opowiadania są genialne. Masz niepowtarzalny, lekki styl i urocze pomysły, a każde nowe opowiadanie sprawia, że aż za bardzo przywiązuje się do bohaterów :D Życze Ci dalszej weny bo wiedz, że jesteś moja ulubioną autorką internetową ; ) i jeszcze mam pytanie co do Miłosnego galimatiasu. Naprawdę zamierzasz kontynuować? Czy jest możliwość dowiedzenia się kto będzie występował w kolejnej części? :D
OdpowiedzUsuńTwoja wierna czytelniczka
Tak, mam zamiar kontynuować losy bohaterów, których stworzyłam w Od nienawiści...Teraz kończę pisać Ktoś całkiem inny, ale gdy sie z tyk uporam na pewno wrócę do wykreowanych przeze mnie postaci. Prawdę mówiąc ja tez ich polubiłam i podoba mi się, ze w kolejnych "powieściach" mogą sobie żyć nawet jeśli tylko w niewielkiej wzmiance i jako postacie drugoplanowe. Nie jestem tylko pewna czy zacznę kontynuować tą serię bezpośrednio po zakończeniu losów Ani i Tomka. Prawdę mówiąc teraz mam dużo zajęć- nie tylko na uczelni- no i coraz ciężej u mnie z czasem. Dlatego zamierzałam znaleźć swoje stare opowiadania które kiedyś gdzieś tam skleciłam i na początek to je opublikować. Sądzę że ich odświeżenie będzie szybsze i mniej pracochłonne niż pisanie nowego opowiadania.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze odpowiadam dopiero teraz, ale zazwyczaj obserwuje komentarze pod ostatnim postem który dodaję z racji lenistwa.
Pozdrawiam :-)