Przez dłuższą
chwilę nie mogłam wyjść z szoku. Jak zahipnotyzowana przyglądałam się małemu
zielonemu sweterkowi patrząc na dwa guziczki na środku klatki piersiowej które
imitowały oczy kolorowego smoka. Z jękiem puściłam materiał nie słysząc stukotu
czegoś jeszcze co wypadło z wnętrza pudełka.
Próbowałam się
uspokoić; przecież to wcale nie musiał być ten sam sweterek. Przecież to nie
mógł być sweterek Kubusia. Ale dobrze wiedziałam, że tak jest. Bo jedno oko
smoka było czerwone. Do dziś pamiętam jak przyszyłam urwany guziczek nicią
właśnie w tym kolorze, bo nie miałam zielonych. Dlatego oczy stwora miały różne
kolory. Odruchowo spojrzałam na podłodze nie mogąc znieść widoku swetra.
Okazało się, że nie jest to dobry pomysł bo wówczas zauważyłam kolejną
niespodziankę. I przekonałam się co wypadło jeszcze z pudełka. Schyliłam się
otwierając czarne wieczko. I choć pozytywka nie wyglądała identycznie jak ta
którą dawniej posiadał Kubuś to jednak piosenka była taka sama.
„Był sobie król, był sobie paź, i
była też królewna,
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna…”
Poczułam pod
powiekami łzy gdy rozległy się pierwsze takty cukierkowej melodii. Łzy
wściekłości.
Tylko jeden
człowiek mógł mi to wysłać.
Bo tylko jeden
człowiek miał dostęp do wszystkich rzeczy Kuby.
I tylko jeden
człowiek wiedział o pozytywce.
Czując jak
złość mąci mi wzrok z trudem zamknęłam mieszkanie i wyszłam na zewnątrz.
Starłam łzę z policzka, a potem pobiegłam na przystanek autobusowy.
Gdy byłam już przed domem Kowalskich zastukałam
energicznie do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt mi nie otwierał, więc ja nie
przestawałam walić. Dopiero gdy otworzyła mi pani Mariola, matka Łukasza
przestałam.
- Karolina?- Była bardzo zdziwiona moją wizytą i wcale
się jej nie dziwię. W końcu od rozwodu z jej synem nie pojawiłam się już u
niej. Miała do mnie o to żal. Ale w tej chwili ja o tym nie myślałam. Nie
myślałam o tym, że zachowuję się niegrzecznie, że nawet się z nią nie
przywitałam.
- Mogę wejść?- Spytałam od razu siląc się na spokój, choć
nie ukrywam że i tak bym to zrobiła bez jej polecenia.
- Tak, proszę. Nie spodziewałam się ciebie.
- Nie przyszłam w odwiedziny.- Powiedziałam twardo
zaciskając pięści. Ona akurat zamykała drzwi wejściowe.- Muszę jak najszybciej
porozmawiać z Łukaszem. Patrycja powiedziała mi, że mieszka tutaj od powrotu z
Lublina.- Na te słowa Kowalska zrobiła trudną do odszyfrowania minę.
- Tak, to prawda. Teraz jest w domu w swoim dawnym pokoju.
Ale nie sądzę by nadawał się teraz do rozmowy. Niedawno wrócił…- Nie chcąc
słuchać jej dłużej skierowałam się na piętro aby wejść po schodach. O tak,
wiedziałam skąd niedawno wrócił Kowalski. Spod drzwi mojego mieszkania.
Zdenerwowana pani Mariola poszła za mną, ale miałam nad
nią sporą przewagę. Przez swój wiek poruszała się wolniej i ostrożniej.
- Karolina, nie możesz tam tak po prostu wparować. Mówiłam
ci, że Łukasz...- zrobiła przerwę na wzięcie oddechu. Tak szybkie wejście po
schodach nie było dla niej tak łatwe jak dla mnie.- Łukasz, on dopiero co...wrócił
zmęczony i…- Nie zatrzymałam się jednak. Nawet nie zapukałam do drzwi tylko od
razu otworzyłam je na oścież. Dopiero wtedy dotarło do mnie co chciała
przekazać mi moja była teściowa. A co jeśli on nie był sam? Na szczęście w
łóżku nie zauważyłam żadnej kobiecej sylwetki. Tylko dobrze znane mi już ciało
byłego męża. Głośno chrząknęłam.
- Wstawaj!- Krzyknęłam, choć nie było to potrzebne, bo
moje gwałtowne wejście i tak go „obudziło”. A przynajmniej tak udawał.
- Co...?- spytał przecierając gwałtownie oczy. Potem
spojrzał na mnie zaskoczony.- Karolina? Co tutaj robisz?
- Co tutaj robię?- Jego goła klatka piersiowa tylko na
chwilę zbiła mnie z pantałyku. Próbując powściągnąć złość podeszłam do jego
łóżka.- Powiedz, co chciałeś tym osiągnąć, hm?
- O czym tym mówisz?- Jego głos był lekko schrypnięty, a
oczy szkliste jakbym naprawdę go obudziła. Przetarł je dłońmi jakby nie do
końca pojmował i rozumiał gdzie jest. Był świetnym aktorem.
- Co, spotkałeś mnie w kwiaciarni i zniesmaczyło cię to
że jakoś ułożyłam sobie życie? Że jestem szczęśliwa po tym przeżytym koszmarze podczas
gdy ty masz tylko tę swoją głupią pracę?
- Jaką pracę? Mamo, o co tu chodzi?- Łukasz zwrócił się z
tym ostatnim pytaniem do pani Kowalskiej. Prychnęłam czując, że dłużej nie
zniosę tej obłudy. Dlaczego postąpił tak okrutnie? Mój gniew nie osłabł nawet
przez kilkanaście minut jazdy autobusem. I na dodatek wypierał się tego w żywe
oczy.
- Ty sukinsynu.- Wybuchłam w końcu- Jak śmiałeś mi to zrobić?! Co chciałeś tym
osiągnąć?!- Wrzasnęłam mając nadzieję, że się przyzna.
- Karolina!- oburzyła się pani Mariola.
- Mamo, wyjdź.- Odezwał się jej syn. Teraz wydawał się
już być całkiem przytomny. Wstał z łóżka i zaczął naciągać na siebie leżącą na
krześle obok pomarańczową koszulkę w ogóle nie krępując się moją obecnością.
Ale czemu niby miałby to robić? W przeszłości nie raz widywałam go rozebranego.
- Ale...- Próbowała się jeszcze wtrącić starsza kobieta.
Łukasz jej przerwał.
- Proszę.- Dodał nadal spokojnym tonem. Pani Kowalska nie
powiedziała już ani słowa więcej. Zaraz potem usłyszałam jak zamykają się za
mną drzwi. Zostaliśmy sami..- A więc słucham. Co się stało, że napadasz na
mnie w moim własnym łóżku?
- Dobrze wiesz co.- Niemal trzęsłam się z tłumionej
złości.- Jak śmiałeś mi to wysłać?
- To wysłać?
- Nie udawaj.- Parsknęłam- Po co to zrobiłeś? Chciałeś
żebym się załamała, tak? A więc możesz być z siebie dumny.
- Karolina, uspokój się. Powiedz o co chodzi. Naprawdę
nic nie rozumiem.
- O bluzeczkę w smoka którą mi wysłałeś. I tę cholerną
pozytywkę.- Nie mogłam powstrzymać napływających mi do oczu łez. Zauważyłam, że
ta informacja wywarła na Łukaszu wrażenie. Wyglądał na zaskoczonego,
zmartwionego i totalnie skupionego. Po raz pierwszy od czasu znalezienia paczki
w mojej głowie pojawiła się myśl, że to może wcale nie Łukasz jest jej nadawcą.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Dostałaś bluzeczkę Kubusia?- Usłyszałam jego pytanie.
- Tak, przyszło dzisiaj z rana. Powiedz szczerze: to ty mi to wysłałeś?
- Niczego ci nie wysłałem. Sądzisz, że mógłbym być aż tak
okrutny?- W jego oczach ujrzałam szczerość. Chyba, że grał aż tak dobrze. Spuściłam
wzrok zagryzając nerwowo dolną wargę.
- Ale ty miałeś wszystkie te rzeczy. Po śmierci Kubusia...
to ty zająłeś się wszystkim. Ty...miałeś...wszystkie ciuszki i zabawki. I tylko
ty wiedziałeś o rozbitej pozytywce.- Mówiłam z przerwami, bo czułam że głos
odmawia mi posłuszeństwa.
- Tak, ale nie mam pojęcia jak ona i ten sweter znalazły
się u ciebie.
- Więc skąd...?– Poczułam całkowitą konsternację. Byłam
zagubiona i zasmucona, jakby dramat który przeżyłam powrócił. Jakby od czasu
mojego załamania nie minęły już prawie dwa lata. Jakby nadal każda najmniejsza
rzecz mogła sprawić, że ponownie zamknę się w kokonie swojego cierpienia. Kto
tak bardzo tego chciał mi to zrobić?
- Nie wiem. Masz przy sobie tę paczkę?
- Została w domu.- Odparłam cicho odruchowo siadając na
łóżku, bo nie byłam w stanie stać. Jednocześnie wiedziałam, że powinnam walczyć
ze swoją słabością by nie ujawniać byłemu mężowi jak bardzo jestem jeszcze
słaba i podatna na zranienie. Przecież to była tylko zwykła pozytywka i bluzka,
na miłość boską. Nic więcej jak kawałek kolorowej dzianiny. Tyle, że boleśnie
przypominało mi o stracie synka.
- Jak te rzeczy znalazły się u ciebie?
- Ktoś zostawił je na wycieraczce w kartonowym pudełku.
- Przyszły pocztą?
- Nie.- Pokręciłam głową.- To znaczy nie wiem, nie sądzę.
Paczka nie miała żadnej karteczki z podstawowymi informacjami czy znaczkiem. W
ogóle nie było na niej nic napisane.
- Poczekaj tutaj. Muszę coś sprawdzić.
- Ale ja…- Spojrzałam na Łukasza ponownie protestując. Ale
patrząc w jego stanowcze oczy nie byłam w stanie tego zrobić.
- A więc dostałaś zieloną buzeczkę Kuby? Tę w smoka?-
Upewniał się.
- Tak.- Przytaknęłam tylko.
- Zostań tutaj przez chwilę.- Rozkazał.- Zaraz wrócę.
Nie miałam pojęcia po co wyszedł ze swojego pokoju. Czy
chciał wyjaśnić wszystko z pewnością zdenerwowanej pani Marioli? Z pewnością.
Poczułam się głupio. Jak mogłam tak wparować do czyjegoś mieszkania? Tak
arogancko i niegrzecznie? I na dodatek- jak się okazało- całkiem niesłusznie.
Przecież znałam Łukasza: gdzieś w swojej podświadomości
nie wierzyłam że to on mógłby być nadawcą tej paczki. Jednak paraliż i ból
wywołany widokiem tak boleśnie znajomej rzeczy należącej do mojego zmarłego
synka sprawił, że nie myślałam racjonalnie. Wiedziałam, że to Łukasz miał zająć
się rzeczami Kubusia po jego śmierci i automatycznie założyłam, że skoro on
posiadał bluzkę ze smokiem to i też ją wysłał. I bezpodstawnie go oskarżyłam.
Siedziałam na łóżku nerwowo potrząsając nogą. Gdzie on
poszedł? I jak długo mam tu jeszcze siedzieć? Wstałam nie wiedząc co mam ze
sobą zrobić. Nagle poczułam się tutaj całkowicie nie na miejscu pytając samą
siebie: co ja tu w ogóle robię.
Odruchowo zaczęłam rozglądać się po pokoju. Był dość
duży, ale i przytulny. Ściany miały różowy pastelowy kolor, a na półkach
znajdowało się wiele różnorodnych figurek i zdjęć oprawionych w ramki. Na
jednym z nich znajdowała się fotografia Łukasza.
Pamiętałam to zdjęcie, bo jeszcze przed ślubem, podczas
odwiedzin przyszłych teściów pani Mariola pokazała mi stary album ze zdjęciami
Łukasza i jego pokój. Pamiętam jak śmiałam się z nieśmiałej miny Łukasza
dziwnie kontrastującej z dość dobrze umięśnioną sylwetką (już wówczas był
wysoki i wysportowany) i krótko
ostrzyżoną głową. W momencie gdy robiono tę fotografię skończył właśnie liceum,
więc miał jakieś dziewiętnaście lat. Potem mówił mu, że po prostu czuł się
głupio pozując przed fotografem. Stąd ta dziwna mina.
- Karolina, zejdźmy na dół.- Usłyszałam głos Łukasza,
więc się odwróciłam.- Chodź.- Spojrzałam mu w twarz nie mogąc z niej niczego
wyczytać. Bez słowa skinęłam głową i podeszłam w jego stronę. Gdy zaczął
schodzić po schodach posłusznie zeszłam na dół.
- Gdzie idziemy?- Spytałam w końcu, gdy spostrzegłam, że
kieruje mnie do kuchni.
- Na dół. Powinnaś napić się herbaty.
– Ale ja nie chcę żadnej herbaty.- zaprotestowałam.
– Karolina, jesteś roztrzęsiona. Powinnaś się trochę
uspokoić.- Przygryzłam nerwowo dolną wargę nie mając pojęcia co odpowiedzieć.
Najchętniej wyszłabym z tego domu jak najprędzej; czułam się dziwnie w tym
miejscu ze świadomością, że jeszcze kilka lat temu był mi tak dobrze znany.
Teraz czułam się tu jak intruz.- Chodź, opowiesz mi dokładnie wszystko o
przesyłce.- Na te słowa nie mogłam pozostać obojętna. Nadal się nie odzywając
weszłam do kuchni. Spodziewałam się zastać tam swoją byłą teściową, ale
pomieszczenie było zupełnie puste.
– Gdzie pani Mariola?- Spytałam cicho.
–Wyszła na spacer. Poprosiłem ją o to.- Łukasz zrobił
krótką pauzę.- Pomyślałem, że będzie lepiej jeśli porozmawiamy sami. Usiądź.-
Znów posłusznie, niczym marionetka spełniłam jego polecenie. Odruchowo
przysunęłam dłoń w stronę ciepłego kubka. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy
jak bardzo jest mi zimno. Chłód zdawał się przenikać całe moje ciało.- Wypij
to. Jest z imbirem. Od razu poczujesz się lepiej.- Łukasz zdawał się czytać w
moich myślach.
Nawet nie podniosłam na niego wzroku. Choć może powinnam,
bo przed oczami wciąż widziałam małą kartonową paczuszkę. Wolno, prawie
mechanicznie podniosłam do ust kubek. Skrzywiłam się lekko gdy płyn okazał się
być zbyt gorący.
- Coś nie tak? Jest gorzka? Nie dodałem tam cukru, bo
właśnie taką piłaś dawniej, więc założyłem...- Chrząknął- Zaraz podam ci
cukier.
– Nie.- Zaprotestowałam.- Jest tylko za ciepła. Dzięki.-
Na dobrych kilka minut zapadło między nami milczenie. Ja popijałam swoją
herbatę ze wzrokiem utkwionym w podłogę, a Łukasz...właściwie to nie wiedziałam
co robi ani co myśli. I tak było mi wystarczająco wstyd.
Bo gdy uczucie złości minęło zdałam sobie sprawę co
zrobiłam: wparowałam do domu swojego byłego męża jak burza niegrzecznie
traktując jego matkę a potem jego. Na dodatek zastałam go gdy spał.
Przypomniałam sobie co jeszcze niedawno powiedziała mi pani Mariola: Łukasz
niedługo skądś wrócił, więc zapewne chodziło o pracę. Jak mogłam pomyśleć, że
to on był nadawcą paczki? Właściwie nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie
poza tym, że tylko Kowalski wiedział o pozytywce. No i nasze wczorajsze
spotkanie, które tak bardzo wytrąciło mnie z równowagi budząc demony
przeszłości. Czułam, że ich cienie znów kładą się na moim życiu.
–Już lepiej?- Usłyszałam głos byłego męża.
–Tak, dziękuję.- Kowalski podszedł do wolnego krzesła i
usiadł naprzeciwko mnie.- Możemy o niej porozmawiać?
– O przesyłce?
– Tak.- Westchnęłam ciężko.
- Nie mam pojęcia kto mógłby mi ją wysłać.
- Ja też, dlatego
chciałbym ją zobaczyć jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie mam jej przy sobie.- Odparłam.
- Jest w twoim mieszkaniu, tak?
- Tak.
- Ja chcę…- Urwał i wyraźnie wyczułam jego wahanie.
Domyśliłam się co chciał mi powiedzieć. Chciał zobaczyć rzeczy które dostałam,
ale jednocześnie obawiał się jak na to zareaguję. – Jesteś pewna, że to były
rzeczy Kubusia? Przecież bluzeczka nie musiała być taka sama, a pozy…pozytywka
się zniszczyła.
„- Patrz. No patrz, do cholery Widzisz
to? Poznajesz?
– Wyłącz to.
– A więc jednak pamiętasz.
– Powiedziałem, żebyś to wyłączyła.
–
Dlaczego? Przecież to tylko nic nie znacząca melodia. A może coś ci przypomina?
Dostał ją od ciebie na 2 urodziny. Może jednak pamiętasz jak nasz synek włączał
ją popiskując wesoło usiłując śpiewać
– Kazałem ci to wyłączyć
– Ha, nie możesz tego słuchać co?
Ale będziesz musiał. A potem powiedz mi, że jesteś w stanie zapomnieć o Kubu…”
Usłyszałam przeraźliwy dźwięk rozbijanej pozytywki. Przypomniałam sobie scenę jaka rozegrała się między mną a
Łukaszem w dniu pogrzebu naszego syna. Ten moment gdy sprowokowany przeze mnie
Kowalski zniszczył grające pudełko mocno uderzając nią z całej siły o drewniane
panele. I choć huk rozległ się tylko w mojej głowie wydawało mi się, że
rozbrzmiewa echem właśnie w tej chwili.
- A jednak ktoś o tym wiedział.- Szepnęłam jakby do
siebie, ale on i tak to usłyszał. Spojrzał na mnie.- Ta pozytywka nie była
przypadkowa choć nie wyglądała identycznie. Ktoś wiedział o tej melodii. A
sweterek był Kubusia. Smok miał inny kolor nitki którą przyszyto guzik.
Pamiętasz? To ja go nią przyszyłam gdy się urwał. Tyle, że nie miałam nitki
tego samego koloru. Jestem pewna, że to jest ten sam sweterek.
- Karolina, nikt nie miał dostępu do rzeczy Kuby. Trzymam
je wszystkie w jednym miejscu i mógłbym przysiąc że nikt nie miał do nich
dostępu: nawet moi rodzice. Bo tylko ja mam klucz do schowka.
„Trzeba.. trzeba będzie je
wynieść. Jeszcze dzisiaj zbiorę je do kartonów i wyrzucę. A najlepiej spalę
(…)”
- A więc ich nie wyrzuciłeś?- Spytałam, bo przecież dobrze
pamiętałam jak informował mnie, że pozbędzie się wszystkich rzeczy Kubusia. On
jednak zignorował moje pytanie.
- Muszę przeszukać go dokładnie. Nie mam pojęcia jak ktoś
mógł się dostać do tego miejsca. Przecież zauważyłbym włamanie.- Mówił cichym
tonem jakby do siebie. Nagle, jakby zdał sobie sprawę z tego co mówi potrząsnął
głową. Spojrzał na mnie zdecydowanym wzrokiem.- Muszę zobaczyć te rzeczy.
- Teraz?
- Nie, najpierw przejrzę rzeczy Ku… Wpadnę do ciebie
jutro.
- Ale ja zaczynam pracę o ósmej i wychodzę chwilę po
siódmej.
- W takim razie przyjdę do ciebie po pracy. Tylko do tej
pory nie ruszaj tych rzeczy, dobrze?
- Dlaczego?
- Po prostu chcę zobaczyć je w możliwie pierwotnej wersji.
Być może jest tam coś czego do tej pory nie zauważyłaś, a być może nie jest
jeszcze zbyt późno by można było to odkryć. Możesz to zrobić?
- Tak, ale…- Spojrzał na mnie pytająco.- …ale ty nie masz
mojego adresu.
- Rzeczywiście.- Przyznał. Zawahał się przy tym- Podasz
mi go?
- Mieszkam przy Traugutta 37. To zaraz przy tej wielkiej
piekarni braci Rajtaczów.
- Tak, wiem gdzie to jest.- Mrugnął tylko.
- W takim razie pójdę już.
- Odwiozę cię.
- Nie, to niepotrzebne. Wrócę autobusem. Na razie.- Będąc
na zewnątrz miałam ochotę wrócić do Łukasza i zapytać go wprost o to co
podejrzewa. Wiedziałam jednak, że to nie ma najmniejszego sensu, bo i tak
wszystkiego by się wyparł.
To nie było tylko zaskoczenie. Na jego twarzy malował się
szok, ale i coś jeszcze. Jakby…podejrzenie. Jakby wiedział o co w tym wszystkim
może chodzić, choć nie do końca temu dowierzał. Nie umknął mi jeszcze jeden
szczegół. Łukasz nie kazał mi dotykać przesyłki, a więc nie chciał bym
przypadkiem starła jakieś ślady. Nie byłam głupia tak jak zapewne sądził:
musiało chodzić mu o odciski pozostawione na paczce i przysłanych mi rzeczach.
Dotarłszy do własnego mieszkania po raz pierwszy poczułam
delikatny niepokój. Byłam sama, a tuż przed moimi drzwiami ktoś jakiś czas temu
zostawił paczkę z rzeczami należącymi do mojego zmarłego synka. Ktoś, kogo celem
było zastraszenie mnie. Nie łudziłam się że mogło być inaczej. W geście
pocieszenia potarłam dłońmi ramiona. Czułam jak cała drżę od nagromadzonego
żalu i frustracji.
Jakieś pół godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi. W
pierwszym momencie poczułam lekki lęk. Szybko przełknęłam ślinę nakazując sobie
spokój. Byłam sama, ale przecież mieszkam już tak kilka miesięcy. I do tej pory
nie stało mi się nic złego. Czemu teraz miałoby to nastąpić? Wstałam z sofy
wolno kierując się w stronę drzwi wejściowych starając się nie robić zbytniego
hałasu. Gdy stanęłam tuż przed nimi ostrożnie zajrzałam w wizjer. Starałam się
to zrobić jak najbardziej dyskretnie. Dopiero potem je otworzyłam.
- Jacek, dobrze że jesteś. – Ulga, że to on stoi za
drzwiami była tak wielka, że niemal rzuciłam się na niego mocno obejmując. Zapomniałam
o tym, że w ciągu ostatniego tygodnia nasze relacje bardzo się pogorszyły, a
sytuacja nie była unormowana. W tej chwili moją głowę zaprzątała tylko
tajemnicza przesyłka. Dlatego Jacek wydawał się być mocno zszokowany moim
zachowaniem.
- Karolina, wszystko gra?
- Tak. To znaczy nie. To znaczy nie całkiem.- Odsunęłam
się od niego byśmy mogli wejść do środka mieszkania.- Sam zobacz.- Dłonią
wskazałam na pokój dzienny, w którym otworzyłam przesyłkę i zgodnie z
poleceniem Łukasza od tamtej pory jej nie ruszałam.
- O co chodzi?
- Zajrzyj do kartonu.
- Karolina…- Bończak był wyraźnie spięty co zapewne
spowodowało moje zachowanie.
- Jakiś bydlak przysłał mi bluzeczkę Kubusia.- Wyznałam
twardym tonem.- I podobną pozytywkę którą dał mu Łukasz na drugie urodziny. No
wiesz, tę z kołysanką o królewnie z marcepanu; opowiadałam ci o niej. Dzisiaj
gdy wróciłam z pracy to…- Urwałam na moment gdy ból odebrał mi głos. Jacek
podszedł do mnie i lekko objął.
- Cii, spokojnie.
- Jak ktoś mógł być tak okrutny? Jakim trzeba być
sukinsynem by to zrobić.
- Karola, nie myśl o tym. To pewnie miał być głupi żart.
Albo Łukasz wysłał ci te rzeczy myśląc, że w ten sposób choć trochę ukoi twój
ból.
- To nie on. Byłam dziś u niego. On też wyglądał na
zaskoczonego. Ale jednocześnie… wiem że coś ukrywa. Jestem tego pewna.
- Byłaś dziś u Łukasza?
- Tak. Początkowo też myślałam, że to on ale gdy tam
przyszłam, to znaczy do jego domu to okazało się, iż był nie mniej zaskoczony
niż ja. A ja tak na niego napadłam.
- Karolina, spróbuj się uspokoić.
- Mam się uspokoić? A ty mógłbyś to zrobić będąc na moim
miejscu? Wiem, że ten kto to przysłał nie miał dobrych zamiarów. Wiesz jak się
teraz czuję? Jakbym znowu była marionetką w czyichś rękach. Nie chcę tak się
znowu czuć.
- Nie będziesz. Jestem przy tobie.
- Boję się.- Szepnęłam wtulona w jego koszulę.- Znowu się
boję.- Poczułam jak Jacek mocniej mnie przytula, więc ja zrobiłam to samo.- Nie
chcę by ten koszmar zaczął się na nowo, rozumiesz ? Nie chcę!
- Karolina, musisz się uspokoić. Ta paczka nic nie
znaczy. Nie będzie żadnego powrotu do przeszłości ani bandytów, rozumiesz? Po
prostu kto ci to wysłał sądził, że w ten sposób ci pomoże. Albo nie zdawał
sobie sprawy, że zareagujesz na nią tak negatywnie. Może właśnie temu miała
służyć przesyłka? Nie pomyślałaś o tym? Może miała przynieść ci pocieszenie,
stanowić pamiątkę po zmarłym dziecku której tak pragnęłaś? Nie możesz być
sceptykiem i zakładać najgorszego.
- Najgorsze już się stało, więc w pewien sposób masz
rację. Czego niby miałabym się jeszcze bać? I tak zabrano mi kogoś kogo
kochałam nad własne życie. Jeśli ktoś w ten sposób chce mnie nastraszyć to mu
się nie uda. Nie boję się o swoje życie. Teraz ono już niewiele dla mnie
znaczy.
- Nie mów tak, Karola.- Warknął na mnie mocno zaciskając
swoje dłonie na moich nadgarstkach tak, że niemal graniczyło to z bólem.- Nigdy
więcej tak nie mów!
- Przepraszam. Po prostu…znowu czuję, że się duszę.
Przepraszam.
- Nie, to ty mi wybacz.- Szepnął Jacek całując moją
skroń.
- Przecież to nie twoja wina. Nie masz wpływu na moje
życie.
- Ale ja… to znaczy…boli mnie, że cierpisz. Na dodatek to
częściowo przeze mnie.- Zrozumiałam, że chodzi mu o to co stało się moim
udziałem w przeszłości.
- Nie zadręczaj się tym co zdarzyło się kiedyś między
nami. To było lata temu. I dawno już o tym zapomniałam.- Skłamałam, bo przecież
doskonale pamiętałam szczegółowy przebieg swojego porwania.
- Ale bałaś się z mojego powodu. I teraz…
- Och Jacek…- Zamilkłam pozwalając płynąć łzom. Gdy w
końcu, po jakimś czasie dałam im upust czułam się bardzo zmęczona. Nadal nie
wysunęłam się z objęć Bończaka. Tak bardzo potrzebowałam teraz pocieszenia i
kogoś przy kim nie muszę wstydzić się swoich łez, swojego cierpienia. Mogłam
więc bez obaw opowiedzieć mu o bluzeczce Kubusia którą uwielbiał o czym nadawca
paczki musiał wiedzieć. Inaczej wybrałby przecież inną. W przypadki nie
wierzyłam. Tym bardziej pozytywka. Kto był przy mnie aż tak blisko by to
wiedzieć? Przerażała mnie ta myśl.
- Nie chciałbym cię zdenerwować…- Usłyszałam dobre dwie
godziny później od Jacka.-…ale nie wyglądasz najlepiej. Może zadzwonię do
jednej z twoich przyjaciółek by została z tobą na noc, co? Jestem pewny, że z
którąś z nich będziesz czuła się bezpieczniej.
- Nie, już mi lepiej. Nie chcę robić im kłopotu.
- Ale nie możesz zostać sama. Jesteś za bardzo
roztrzęsiona.
- Więc zostań ze mną.- Gdy wypowiadałam te słowa akurat
chwilę wcześniej odsunęłam się od niego by móc patrzeć mu w oczy. Dlatego teraz
poczułam się odrobinkę zakłopotana gdy okazało się, że on również patrzy wprost
na mnie. Spuściłam wzrok jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Czy odbierze
moje pytanie jako jakąś wiążącą deklarację? Odruchowo przypomniałam sobie nasz
pocałunek.- To znaczy, ja mogę spać na kanapie bo będzie dla mnie akurat a
tobie odstąpię własną sypialnię. No i jeśli chcesz, bo jeśli nie to wcale nie
musisz tego robić. Jakoś dam sobie radę.- Paplałam zakłopotana.
- Jeśli tego chcesz to zostanę. Jednak to ja będę spał
tutaj, a ty w swoim łóżku.
- Ale sofa jest mała. Starczy jej ledwo dla mnie a co
dopiero dla ciebie.
- Dam sobie radę. Najwyżej trochę ugnę nogi.
- Ale…
- Żadnych ale. Zostanę tu tylko pod takimi warunkami.
Zgadzasz się?- Przez chwilę miałam ochotę protestować, bo dla niego noc na
małej kanapie okaże się z pewnością jedną z najgorszych w życiu. Nie mogłam go
jednak powstrzymać.
- Dobrze. Ale i tak uważam, że powinieneś spać w moim…
- Świetnie.- Przerwał mi bezceremonialnie.- A więc wpadnę
tylko do własnego mieszkania na moment po swoje rzeczy i wrócę za kilkanaście
minut. Postaram się to zrobić jak najwcześniej.
- Dziękuję ci. I przepraszam za kłopot.
- Nie ma sprawy. Przyjaciele powinni sobie pomagać
prawda?
- Tak.- Uśmiechnęłam się leciutko po raz pierwszy od
momentu nadesłania przesyłki.
- A więc idź poszukać jakiegoś filmu to obejrzymy go
razem po moich powrocie. Będzie ci łatwiej gdy zajmiesz umysł innymi sprawami
niż ta tajemnicza przesyłka.
Jak się okazało Jacek znów miał rację. Uczucie strachu i
paniki powoli mnie opuszczało tak, że tuż przed snem i zaraz po nastaniu nowego
dnia mogłam spojrzeć na wszystko z dystansem.
Ktoś przysłał mi rzeczy Kuby mając w tym jakiś ukryty cel
o którym nie chciał mnie informować, a który dzięki paczce zamierzał osiągnąć.
Ponadto, jak powiedział Jacek, wcale nie musiało chodzić wcale o sprawę sprzed
lat bo winni już od dawna siedzieli już w więzieniu. Naturalnie zdawałam sobie
sprawę, że dwie najgłośniejsze sprawy sprzed dwóch lat- ta dotycząca siatki
narkotykowej Mochowskiego rozpracowanej jeszcze trzy lata wcześniej gdy
ostatecznie rozstałam się z Jackiem i Bajkowskiego dotyczącej nielegalnego
handlu- gdy okazało się, że są ze sobą powiązane wzbudziły wiele sensacji w
kraju i prasie. A co za tym idzie choć główni przywódcy obu grup siedzieli już
w więzieniu wcale nie oznaczało to, że ich działalność została zawieszona.
Każda miała przecież kilkadziesiąt oddanych sobie ludzi, nawet jeśli już bez
przywódcy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że choć policji udało się
schwytać wiele takich „płotek” to jednak nie wszystkie. I któraś z nich mogła
nadal mścić się za to co spotkało jego szefa.
Z tą myślą wróciła mi trzeźwość umysłu. Nie powinnam
trząść się jak osika, ale starać się wszystko zrozumieć by móc się bronić.
Teraz byłam zbyt łatwym celem. Nie spodobała mi się myśl, że osoba która
przesłała mi przesyłkę musi być bardzo zadowolona z mojej reakcji. O tak, z
pewnością udało jej się osiągnąć swój cel.
Przetarłam dłonią oczy na chwilę je przymykając. Tak, to
było jedyne wyjście. Nie mogłam liczyć już na Łukasza, bo okłamywał mnie już
wcześniej i jak się okazało po jego wczorajszej wizycie miał zamiar robić to
dalej. Z tym, że między przeszłością a teraźniejszością istniała znacząca
różnica. Wcześniej miałam prawo żądać od Kowalskiego wyjaśnień z racji samego
faktu, iż byłam jego żoną; teraz nie miałam prawa tego robić. Poza tym co jeśli
się myliłam? Jeśli ta sprawa wcale nie dotyczyła jego? Jeśli była związana
tylko i wyłącznie ze mną? Odetchnęłam głośno podnosząc się z łóżka. Tak, być
może wczoraj popełniłam błąd angażując w to wszystko byłego męża, który widząc
moje przerażenie teraz z pewnością będzie czuł się za mnie odpowiedzialny.
Powinnam odwołać jego dzisiejszą wizytę, ale nie miałam jak tego zrobić.
Odruchowo biorąc do dłoni komórkę zdałam sobie sprawę, że od dawno nie posiadam
jego numeru telefonu. Pozostało mi więc tylko powiadomić go osobiście, ale tak
czy inaczej nie uniknę bezpośredniego kontaktu. Równie dobrze mogę więc to
zrobić podczas jego dzisiejszej wizyty.
Szybko wyjęłam z szafy jakieś przypadkowe rzeczy i
narzuciłam je na siebie. Wzięłam szczotkę do ręki kierując się ku łazience. W
korytarzu zauważyłam, że Jacek również już nie śpi. W białej bawełnianej
koszulce i spodniach od dresu w tym samym kolorze składał pościel. Wyglądał na
zmęczonego, ale mimo to widząc mnie posłał blady uśmiech. Tak jak sądziłam
spanie na małej twardej sofce było ponad jego siły.
Przywitałam się z nim szybko i oznajmiłam, że zaraz
przygotuję coś na śniadanie. Najpierw jednak zgodnie z planem weszłam do
łazienki i trochę się ogarnęłam. Mimo wszystko musiałam udać się przecież do
pracy.
Sądziłam, że obecność Bończaka w moim domu o tak wczesnej
porze wprawi mnie w zakłopotanie, ale jednak wcale się tak nie stało. Całkiem
spokojnie kroiłam boczek na cienkie plastry, bo choć sama wolałam zjeść z rana
coś lekkiego, to jednak spodziewałam się że Jacek może mieć inne upodobania
kulinarne. Za tą myślą podążyła następna. Kilka lat temu przyjęłam jego
oświadczyny i prawie wyszłam za mąż, choć nie wiedziałam o nim tak podstawowych
rzeczy. Nie miałam pojęcia czy woli zjeść teraz jogurt, jajecznicę a może
tosty? A może w ogóle nie jada śniadań? Może wystarcza mu zwykła mocna kawa
albo małe jabłko? Oto dowód na to jak nierozważnie chciałam wówczas postąpić.
Jednak czy z drugiej strony wiedza o tym czy lubi jeść bekon na śniadanie była
aż tak bardzo potrzebna? Przecież wydawało mi się wtedy, że go kocham. Gdy
dowiedziałam się o jego przeszłości mój cały świat zatrząsnął się w posadach, a
ja sama sądziłam że nie podniosę się z tego koszmaru… Włożyłam na gorący
tłuszcz rozkrojone przed chwilą plasterki by uciec przed natrętnymi myślami.
Ostatnio do głowy stanowczo przychodziły mi coraz bardziej nieodpowiednie.
Po kilku minutach zręcznych kulinarnych manewrów na
talerzu leżało pachnące mięso, a obok niego parująca herbata. Nie pozostawało
mi więc nic innego jak zawołać Jacka.
Wyszłam więc z kuchni na maleńki korytarz oddzielający
pokój w którym spał z kuchnią. Już miałam tam wejść gdy rozległ się dzwonek do
drzwi. Nie mając pojęcia kto to może być (w końcu nie było jeszcze siódmej
rano), ze zmarszczonym czołem skierowałam się pod drzwi wejściowe. I oniemiałam
widząc w wizjerze znajomą mi postać byłego męża. Totalnie zaskoczona odsunęłam
zasłonkę i przekręciłam zamek.
- Łukasz, co ty tu robisz?- Spytałam nawet nie zadając
sobie trudu przywitaniem się.
- Przepraszam, wiem że miałem przyjść dopiero późnym
popołudniem gdy skończysz pracę, ale uznałem że im szybciej zobaczę tę paczkę
tym szybciej będę mógł działać. Poza tym nie zajmę ci dużo czasu. Wiem, że
niedługo idziesz do pracy, więc nie będę…- Urwał nagle. A ja zdałam sobie
sprawę, że wcale nie patrzy na mnie, ale na kogoś znajdującego się za mną. Na
Jacka Bończaka.