Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXVIII: Deja vu

Przez dłuższą chwilę nie mogłam wyjść z szoku. Jak zahipnotyzowana przyglądałam się małemu zielonemu sweterkowi patrząc na dwa guziczki na środku klatki piersiowej które imitowały oczy kolorowego smoka. Z jękiem puściłam materiał nie słysząc stukotu czegoś jeszcze co wypadło z wnętrza pudełka.
Próbowałam się uspokoić; przecież to wcale nie musiał być ten sam sweterek. Przecież to nie mógł być sweterek Kubusia. Ale dobrze wiedziałam, że tak jest. Bo jedno oko smoka było czerwone. Do dziś pamiętam jak przyszyłam urwany guziczek nicią właśnie w tym kolorze, bo nie miałam zielonych. Dlatego oczy stwora miały różne kolory. Odruchowo spojrzałam na podłodze nie mogąc znieść widoku swetra. Okazało się, że nie jest to dobry pomysł bo wówczas zauważyłam kolejną niespodziankę. I przekonałam się co wypadło jeszcze z pudełka. Schyliłam się otwierając czarne wieczko. I choć pozytywka nie wyglądała identycznie jak ta którą dawniej posiadał Kubuś to jednak piosenka była taka sama.
„Był sobie król, był sobie paź, i była też królewna,
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna…”
Poczułam pod powiekami łzy gdy rozległy się pierwsze takty cukierkowej melodii. Łzy wściekłości.
Tylko jeden człowiek mógł mi to wysłać.
Bo tylko jeden człowiek miał dostęp do wszystkich rzeczy Kuby.
I tylko jeden człowiek wiedział o pozytywce.
Czując jak złość mąci mi wzrok z trudem zamknęłam mieszkanie i wyszłam na zewnątrz. Starłam łzę z policzka, a potem pobiegłam na przystanek autobusowy.
Gdy byłam już przed domem Kowalskich zastukałam energicznie do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt mi nie otwierał, więc ja nie przestawałam walić. Dopiero gdy otworzyła mi pani Mariola, matka Łukasza przestałam.
- Karolina?- Była bardzo zdziwiona moją wizytą i wcale się jej nie dziwię. W końcu od rozwodu z jej synem nie pojawiłam się już u niej. Miała do mnie o to żal. Ale w tej chwili ja o tym nie myślałam. Nie myślałam o tym, że zachowuję się niegrzecznie, że nawet się z nią nie przywitałam.
- Mogę wejść?- Spytałam od razu siląc się na spokój, choć nie ukrywam że i tak bym to zrobiła bez jej polecenia.
- Tak, proszę. Nie spodziewałam się ciebie.
- Nie przyszłam w odwiedziny.- Powiedziałam twardo zaciskając pięści. Ona akurat zamykała drzwi wejściowe.- Muszę jak najszybciej porozmawiać z Łukaszem. Patrycja powiedziała mi, że mieszka tutaj od powrotu z Lublina.- Na te słowa Kowalska zrobiła trudną do odszyfrowania minę.
- Tak, to prawda. Teraz jest w domu w swoim dawnym pokoju. Ale nie sądzę by nadawał się teraz do rozmowy. Niedawno wrócił…- Nie chcąc słuchać jej dłużej skierowałam się na piętro aby wejść po schodach. O tak, wiedziałam skąd niedawno wrócił Kowalski. Spod drzwi mojego mieszkania.
Zdenerwowana pani Mariola poszła za mną, ale miałam nad nią sporą przewagę. Przez swój wiek poruszała się wolniej i ostrożniej.
- Karolina, nie możesz tam tak po prostu wparować. Mówiłam ci, że Łukasz...- zrobiła przerwę na wzięcie oddechu. Tak szybkie wejście po schodach nie było dla niej tak łatwe jak dla mnie.- Łukasz, on dopiero co...wrócił zmęczony i…- Nie zatrzymałam się jednak. Nawet nie zapukałam do drzwi tylko od razu otworzyłam je na oścież. Dopiero wtedy dotarło do mnie co chciała przekazać mi moja była teściowa. A co jeśli on nie był sam? Na szczęście w łóżku nie zauważyłam żadnej kobiecej sylwetki. Tylko dobrze znane mi już ciało byłego męża. Głośno chrząknęłam.
- Wstawaj!- Krzyknęłam, choć nie było to potrzebne, bo moje gwałtowne wejście i tak go „obudziło”. A przynajmniej tak udawał.
- Co...?- spytał przecierając gwałtownie oczy. Potem spojrzał na mnie zaskoczony.- Karolina? Co tutaj robisz?
- Co tutaj robię?- Jego goła klatka piersiowa tylko na chwilę zbiła mnie z pantałyku. Próbując powściągnąć złość podeszłam do jego łóżka.- Powiedz, co chciałeś tym osiągnąć, hm?
- O czym tym mówisz?- Jego głos był lekko schrypnięty, a oczy szkliste jakbym naprawdę go obudziła. Przetarł je dłońmi jakby nie do końca pojmował i rozumiał gdzie jest. Był świetnym aktorem.
- Co, spotkałeś mnie w kwiaciarni i zniesmaczyło cię to że jakoś ułożyłam sobie życie? Że jestem szczęśliwa po tym przeżytym koszmarze podczas gdy ty masz tylko tę swoją głupią pracę?
- Jaką pracę? Mamo, o co tu chodzi?- Łukasz zwrócił się z tym ostatnim pytaniem do pani Kowalskiej. Prychnęłam czując, że dłużej nie zniosę tej obłudy. Dlaczego postąpił tak okrutnie? Mój gniew nie osłabł nawet przez kilkanaście minut jazdy autobusem. I na dodatek wypierał się tego w żywe oczy.
- Ty sukinsynu.- Wybuchłam w końcu-  Jak śmiałeś mi to zrobić?! Co chciałeś tym osiągnąć?!- Wrzasnęłam mając nadzieję, że się przyzna.
- Karolina!- oburzyła się pani Mariola.
- Mamo, wyjdź.- Odezwał się jej syn. Teraz wydawał się już być całkiem przytomny. Wstał z łóżka i zaczął naciągać na siebie leżącą na krześle obok pomarańczową koszulkę w ogóle nie krępując się moją obecnością. Ale czemu niby miałby to robić? W przeszłości nie raz widywałam go rozebranego.
- Ale...- Próbowała się jeszcze wtrącić starsza kobieta. Łukasz jej przerwał.
- Proszę.- Dodał nadal spokojnym tonem. Pani Kowalska nie powiedziała już ani słowa więcej. Zaraz potem usłyszałam jak zamykają się za mną drzwi. Zostaliśmy sami..- A więc słucham. Co się stało, że napadasz na mnie  w moim własnym łóżku?
- Dobrze wiesz co.- Niemal trzęsłam się z tłumionej złości.- Jak śmiałeś mi to wysłać?
- To wysłać?
- Nie udawaj.- Parsknęłam- Po co to zrobiłeś? Chciałeś żebym się załamała, tak? A więc możesz być z siebie dumny.
- Karolina, uspokój się. Powiedz o co chodzi. Naprawdę nic nie rozumiem.
- O bluzeczkę w smoka którą mi wysłałeś. I tę cholerną pozytywkę.- Nie mogłam powstrzymać napływających mi do oczu łez. Zauważyłam, że ta informacja wywarła na Łukaszu wrażenie. Wyglądał na zaskoczonego, zmartwionego i totalnie skupionego. Po raz pierwszy od czasu znalezienia paczki w mojej głowie pojawiła się myśl, że to może wcale nie Łukasz jest jej nadawcą. Przełknęłam głośno ślinę.
- Dostałaś bluzeczkę Kubusia?- Usłyszałam jego pytanie.
- Tak, przyszło dzisiaj z rana.  Powiedz szczerze: to ty mi to wysłałeś?
- Niczego ci nie wysłałem. Sądzisz, że mógłbym być aż tak okrutny?- W jego oczach ujrzałam szczerość. Chyba, że grał aż tak dobrze. Spuściłam wzrok zagryzając nerwowo dolną wargę.
- Ale ty miałeś wszystkie te rzeczy. Po śmierci Kubusia... to ty zająłeś się wszystkim. Ty...miałeś...wszystkie ciuszki i zabawki. I tylko ty wiedziałeś o rozbitej pozytywce.- Mówiłam z przerwami, bo czułam że głos odmawia mi posłuszeństwa.
- Tak, ale nie mam pojęcia jak ona i ten sweter znalazły się u ciebie.
- Więc skąd...?– Poczułam całkowitą konsternację. Byłam zagubiona i zasmucona, jakby dramat który przeżyłam powrócił. Jakby od czasu mojego załamania nie minęły już prawie dwa lata. Jakby nadal każda najmniejsza rzecz mogła sprawić, że ponownie zamknę się w kokonie swojego cierpienia. Kto tak bardzo tego chciał mi to zrobić?
- Nie wiem. Masz przy sobie tę paczkę?
- Została w domu.- Odparłam cicho odruchowo siadając na łóżku, bo nie byłam w stanie stać. Jednocześnie wiedziałam, że powinnam walczyć ze swoją słabością by nie ujawniać byłemu mężowi jak bardzo jestem jeszcze słaba i podatna na zranienie. Przecież to była tylko zwykła pozytywka i bluzka, na miłość boską. Nic więcej jak kawałek kolorowej dzianiny. Tyle, że boleśnie przypominało mi o stracie synka.
- Jak te rzeczy znalazły się u ciebie?
- Ktoś zostawił je na wycieraczce w kartonowym pudełku.
- Przyszły pocztą?
- Nie.- Pokręciłam głową.- To znaczy nie wiem, nie sądzę. Paczka nie miała żadnej karteczki z podstawowymi informacjami czy znaczkiem. W ogóle nie było na niej nic napisane.
- Poczekaj tutaj. Muszę coś sprawdzić.
- Ale ja…- Spojrzałam na Łukasza ponownie protestując. Ale patrząc w jego stanowcze oczy nie byłam w stanie tego zrobić.
- A więc dostałaś zieloną buzeczkę Kuby? Tę w smoka?- Upewniał się.
- Tak.- Przytaknęłam tylko.
- Zostań tutaj przez chwilę.- Rozkazał.- Zaraz wrócę.
Nie miałam pojęcia po co wyszedł ze swojego pokoju. Czy chciał wyjaśnić wszystko z pewnością zdenerwowanej pani Marioli? Z pewnością. Poczułam się głupio. Jak mogłam tak wparować do czyjegoś mieszkania? Tak arogancko i niegrzecznie? I na dodatek- jak się okazało- całkiem niesłusznie.
Przecież znałam Łukasza: gdzieś w swojej podświadomości nie wierzyłam że to on mógłby być nadawcą tej paczki. Jednak paraliż i ból wywołany widokiem tak boleśnie znajomej rzeczy należącej do mojego zmarłego synka sprawił, że nie myślałam racjonalnie. Wiedziałam, że to Łukasz miał zająć się rzeczami Kubusia po jego śmierci i automatycznie założyłam, że skoro on posiadał bluzkę ze smokiem to i też ją wysłał. I bezpodstawnie go oskarżyłam.
Siedziałam na łóżku nerwowo potrząsając nogą. Gdzie on poszedł? I jak długo mam tu jeszcze siedzieć? Wstałam nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Nagle poczułam się tutaj całkowicie nie na miejscu pytając samą siebie: co ja tu w ogóle robię.
Odruchowo zaczęłam rozglądać się po pokoju. Był dość duży, ale i przytulny. Ściany miały różowy pastelowy kolor, a na półkach znajdowało się wiele różnorodnych figurek i zdjęć oprawionych w ramki. Na jednym z nich znajdowała się fotografia Łukasza.
Pamiętałam to zdjęcie, bo jeszcze przed ślubem, podczas odwiedzin przyszłych teściów pani Mariola pokazała mi stary album ze zdjęciami Łukasza i jego pokój. Pamiętam jak śmiałam się z nieśmiałej miny Łukasza dziwnie kontrastującej z dość dobrze umięśnioną sylwetką (już wówczas był wysoki i wysportowany)  i krótko ostrzyżoną głową. W momencie gdy robiono tę fotografię skończył właśnie liceum, więc miał jakieś dziewiętnaście lat. Potem mówił mu, że po prostu czuł się głupio pozując przed fotografem. Stąd ta dziwna mina.
- Karolina, zejdźmy na dół.- Usłyszałam głos Łukasza, więc się odwróciłam.- Chodź.- Spojrzałam mu w twarz nie mogąc z niej niczego wyczytać. Bez słowa skinęłam głową i podeszłam w jego stronę. Gdy zaczął schodzić po schodach posłusznie zeszłam na dół.
- Gdzie idziemy?- Spytałam w końcu, gdy spostrzegłam, że kieruje mnie do kuchni.
- Na dół. Powinnaś napić się herbaty.
– Ale ja nie chcę żadnej herbaty.- zaprotestowałam.
– Karolina, jesteś roztrzęsiona. Powinnaś się trochę uspokoić.- Przygryzłam nerwowo dolną wargę nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Najchętniej wyszłabym z tego domu jak najprędzej; czułam się dziwnie w tym miejscu ze świadomością, że jeszcze kilka lat temu był mi tak dobrze znany. Teraz czułam się tu jak intruz.- Chodź, opowiesz mi dokładnie wszystko o przesyłce.- Na te słowa nie mogłam pozostać obojętna. Nadal się nie odzywając weszłam do kuchni. Spodziewałam się zastać tam swoją byłą teściową, ale pomieszczenie było zupełnie puste.
– Gdzie pani Mariola?- Spytałam cicho.
–Wyszła na spacer. Poprosiłem ją o to.- Łukasz zrobił krótką pauzę.- Pomyślałem, że będzie lepiej jeśli porozmawiamy sami. Usiądź.- Znów posłusznie, niczym marionetka spełniłam jego polecenie. Odruchowo przysunęłam dłoń w stronę ciepłego kubka. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jest mi zimno. Chłód zdawał się przenikać całe moje ciało.- Wypij to. Jest z imbirem. Od razu poczujesz się lepiej.- Łukasz zdawał się czytać w moich myślach.
Nawet nie podniosłam na niego wzroku. Choć może powinnam, bo przed oczami wciąż widziałam małą kartonową paczuszkę. Wolno, prawie mechanicznie podniosłam do ust kubek. Skrzywiłam się lekko gdy płyn okazał się być zbyt gorący.
- Coś nie tak? Jest gorzka? Nie dodałem tam cukru, bo właśnie taką piłaś dawniej, więc założyłem...- Chrząknął- Zaraz podam ci cukier.
– Nie.- Zaprotestowałam.- Jest tylko za ciepła. Dzięki.- Na dobrych kilka minut zapadło między nami milczenie. Ja popijałam swoją herbatę ze wzrokiem utkwionym w podłogę, a Łukasz...właściwie to nie wiedziałam co robi ani co myśli. I tak było mi wystarczająco wstyd.
Bo gdy uczucie złości minęło zdałam sobie sprawę co zrobiłam: wparowałam do domu swojego byłego męża jak burza niegrzecznie traktując jego matkę a potem jego. Na dodatek zastałam go gdy spał. Przypomniałam sobie co jeszcze niedawno powiedziała mi pani Mariola: Łukasz niedługo skądś wrócił, więc zapewne chodziło o pracę. Jak mogłam pomyśleć, że to on był nadawcą paczki? Właściwie nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że tylko Kowalski wiedział o pozytywce. No i nasze wczorajsze spotkanie, które tak bardzo wytrąciło mnie z równowagi budząc demony przeszłości. Czułam, że ich cienie znów kładą się na moim życiu.
–Już lepiej?- Usłyszałam głos byłego męża.
–Tak, dziękuję.- Kowalski podszedł do wolnego krzesła i usiadł naprzeciwko mnie.- Możemy o niej porozmawiać?
– O przesyłce?
– Tak.- Westchnęłam ciężko.
- Nie mam pojęcia kto mógłby mi ją wysłać.
-  Ja też, dlatego chciałbym ją zobaczyć jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie mam jej przy sobie.- Odparłam.
- Jest w twoim mieszkaniu, tak?
- Tak.
- Ja chcę…- Urwał i wyraźnie wyczułam jego wahanie. Domyśliłam się co chciał mi powiedzieć. Chciał zobaczyć rzeczy które dostałam, ale jednocześnie obawiał się jak na to zareaguję. – Jesteś pewna, że to były rzeczy Kubusia? Przecież bluzeczka nie musiała być taka sama, a pozy…pozytywka się zniszczyła.
„- Patrz. No patrz, do cholery Widzisz to? Poznajesz?
   Wyłącz to.
   A więc jednak pamiętasz.
   Powiedziałem, żebyś to wyłączyła.
  Dlaczego? Przecież to tylko nic nie znacząca melodia. A może coś ci przypomina? Dostał ją od ciebie na 2 urodziny. Może jednak pamiętasz jak nasz synek włączał ją popiskując wesoło usiłując śpiewać
– Kazałem ci to wyłączyć
– Ha, nie możesz tego słuchać co? Ale będziesz musiał. A potem powiedz mi, że jesteś w stanie zapomnieć o Kubu…”
Usłyszałam przeraźliwy dźwięk rozbijanej pozytywki. Przypomniałam  sobie scenę jaka rozegrała się między mną a Łukaszem w dniu pogrzebu naszego syna. Ten moment gdy sprowokowany przeze mnie Kowalski zniszczył grające pudełko mocno uderzając nią z całej siły o drewniane panele. I choć huk rozległ się tylko w mojej głowie wydawało mi się, że rozbrzmiewa echem właśnie w tej chwili.
- A jednak ktoś o tym wiedział.- Szepnęłam jakby do siebie, ale on i tak to usłyszał. Spojrzał na mnie.- Ta pozytywka nie była przypadkowa choć nie wyglądała identycznie. Ktoś wiedział o tej melodii. A sweterek był Kubusia. Smok miał inny kolor nitki którą przyszyto guzik. Pamiętasz? To ja go nią przyszyłam gdy się urwał. Tyle, że nie miałam nitki tego samego koloru.  Jestem pewna, że to jest ten sam sweterek.
- Karolina, nikt nie miał dostępu do rzeczy Kuby. Trzymam je wszystkie w jednym miejscu i mógłbym przysiąc że nikt nie miał do nich dostępu: nawet moi rodzice. Bo tylko ja mam klucz do schowka.
„Trzeba.. trzeba będzie je wynieść. Jeszcze dzisiaj zbiorę je do kartonów i wyrzucę. A najlepiej spalę (…)”
- A więc ich nie wyrzuciłeś?- Spytałam, bo przecież dobrze pamiętałam jak informował mnie, że pozbędzie się wszystkich rzeczy Kubusia. On jednak zignorował moje pytanie.
- Muszę przeszukać go dokładnie. Nie mam pojęcia jak ktoś mógł się dostać do tego miejsca. Przecież zauważyłbym włamanie.- Mówił cichym tonem jakby do siebie. Nagle, jakby zdał sobie sprawę z tego co mówi potrząsnął głową. Spojrzał na mnie zdecydowanym wzrokiem.- Muszę zobaczyć te rzeczy.
- Teraz?
- Nie, najpierw przejrzę rzeczy Ku… Wpadnę do ciebie jutro.
- Ale ja zaczynam pracę o ósmej i wychodzę chwilę po siódmej.
- W takim razie przyjdę do ciebie po pracy. Tylko do tej pory nie ruszaj tych rzeczy, dobrze?
- Dlaczego?
- Po prostu chcę zobaczyć je w możliwie pierwotnej wersji. Być może jest tam coś czego do tej pory nie zauważyłaś, a być może nie jest jeszcze zbyt późno by można było to odkryć. Możesz to zrobić?
- Tak, ale…- Spojrzał na mnie pytająco.- …ale ty nie masz mojego adresu.
- Rzeczywiście.- Przyznał. Zawahał się przy tym- Podasz mi go?
- Mieszkam przy Traugutta 37. To zaraz przy tej wielkiej piekarni braci Rajtaczów.
- Tak, wiem gdzie to jest.- Mrugnął tylko.
- W takim razie pójdę już.
- Odwiozę cię.
- Nie, to niepotrzebne. Wrócę autobusem. Na razie.- Będąc na zewnątrz miałam ochotę wrócić do Łukasza i zapytać go wprost o to co podejrzewa. Wiedziałam jednak, że to nie ma najmniejszego sensu, bo i tak wszystkiego by się wyparł.
To nie było tylko zaskoczenie. Na jego twarzy malował się szok, ale i coś jeszcze. Jakby…podejrzenie. Jakby wiedział o co w tym wszystkim może chodzić, choć nie do końca temu dowierzał. Nie umknął mi jeszcze jeden szczegół. Łukasz nie kazał mi dotykać przesyłki, a więc nie chciał bym przypadkiem starła jakieś ślady. Nie byłam głupia tak jak zapewne sądził: musiało chodzić mu o odciski pozostawione na paczce i przysłanych mi rzeczach.
Dotarłszy do własnego mieszkania po raz pierwszy poczułam delikatny niepokój. Byłam sama, a tuż przed moimi drzwiami ktoś jakiś czas temu zostawił paczkę z rzeczami należącymi do mojego zmarłego synka. Ktoś, kogo celem było zastraszenie mnie. Nie łudziłam się że mogło być inaczej. W geście pocieszenia potarłam dłońmi ramiona. Czułam jak cała drżę od nagromadzonego żalu i frustracji.
Jakieś pół godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi. W pierwszym momencie poczułam lekki lęk. Szybko przełknęłam ślinę nakazując sobie spokój. Byłam sama, ale przecież mieszkam już tak kilka miesięcy. I do tej pory nie stało mi się nic złego. Czemu teraz miałoby to nastąpić? Wstałam z sofy wolno kierując się w stronę drzwi wejściowych starając się nie robić zbytniego hałasu. Gdy stanęłam tuż przed nimi ostrożnie zajrzałam w wizjer. Starałam się to zrobić jak najbardziej dyskretnie. Dopiero potem je otworzyłam.
- Jacek, dobrze że jesteś. – Ulga, że to on stoi za drzwiami była tak wielka, że niemal rzuciłam się na niego mocno obejmując. Zapomniałam o tym, że w ciągu ostatniego tygodnia nasze relacje bardzo się pogorszyły, a sytuacja nie była unormowana. W tej chwili moją głowę zaprzątała tylko tajemnicza przesyłka. Dlatego Jacek wydawał się być mocno zszokowany moim zachowaniem.
- Karolina, wszystko gra?
- Tak. To znaczy nie. To znaczy nie całkiem.- Odsunęłam się od niego byśmy mogli wejść do środka mieszkania.- Sam zobacz.- Dłonią wskazałam na pokój dzienny, w którym otworzyłam przesyłkę i zgodnie z poleceniem Łukasza od tamtej pory jej nie ruszałam.
- O co chodzi?
- Zajrzyj do kartonu.
- Karolina…- Bończak był wyraźnie spięty co zapewne spowodowało moje zachowanie.
- Jakiś bydlak przysłał mi bluzeczkę Kubusia.- Wyznałam twardym tonem.- I podobną pozytywkę którą dał mu Łukasz na drugie urodziny. No wiesz, tę z kołysanką o królewnie z marcepanu; opowiadałam ci o niej. Dzisiaj gdy wróciłam z pracy to…- Urwałam na moment gdy ból odebrał mi głos. Jacek podszedł do mnie i lekko objął.
- Cii, spokojnie.
- Jak ktoś mógł być tak okrutny? Jakim trzeba być sukinsynem by to zrobić.
- Karola, nie myśl o tym. To pewnie miał być głupi żart. Albo Łukasz wysłał ci te rzeczy myśląc, że w ten sposób choć trochę ukoi twój ból.
- To nie on. Byłam dziś u niego. On też wyglądał na zaskoczonego. Ale jednocześnie… wiem że coś ukrywa. Jestem tego pewna.
- Byłaś dziś u Łukasza?
- Tak. Początkowo też myślałam, że to on ale gdy tam przyszłam, to znaczy do jego domu to okazało się, iż był nie mniej zaskoczony niż ja. A ja tak na niego napadłam.
- Karolina, spróbuj się uspokoić.
- Mam się uspokoić? A ty mógłbyś to zrobić będąc na moim miejscu? Wiem, że ten kto to przysłał nie miał dobrych zamiarów. Wiesz jak się teraz czuję? Jakbym znowu była marionetką w czyichś rękach. Nie chcę tak się znowu czuć.
- Nie będziesz. Jestem przy tobie.
- Boję się.- Szepnęłam wtulona w jego koszulę.- Znowu się boję.- Poczułam jak Jacek mocniej mnie przytula, więc ja zrobiłam to samo.- Nie chcę by ten koszmar zaczął się na nowo, rozumiesz ? Nie chcę!
- Karolina, musisz się uspokoić. Ta paczka nic nie znaczy. Nie będzie żadnego powrotu do przeszłości ani bandytów, rozumiesz? Po prostu kto ci to wysłał sądził, że w ten sposób ci pomoże. Albo nie zdawał sobie sprawy, że zareagujesz na nią tak negatywnie. Może właśnie temu miała służyć przesyłka? Nie pomyślałaś o tym? Może miała przynieść ci pocieszenie, stanowić pamiątkę po zmarłym dziecku której tak pragnęłaś? Nie możesz być sceptykiem i zakładać najgorszego.
- Najgorsze już się stało, więc w pewien sposób masz rację. Czego niby miałabym się jeszcze bać? I tak zabrano mi kogoś kogo kochałam nad własne życie. Jeśli ktoś w ten sposób chce mnie nastraszyć to mu się nie uda. Nie boję się o swoje życie. Teraz ono już niewiele dla mnie znaczy.
- Nie mów tak, Karola.- Warknął na mnie mocno zaciskając swoje dłonie na moich nadgarstkach tak, że niemal graniczyło to z bólem.- Nigdy więcej tak nie mów!
- Przepraszam. Po prostu…znowu czuję, że się duszę. Przepraszam.
- Nie, to ty mi wybacz.- Szepnął Jacek całując moją skroń.
- Przecież to nie twoja wina. Nie masz wpływu na moje życie.
- Ale ja… to znaczy…boli mnie, że cierpisz. Na dodatek to częściowo przeze mnie.- Zrozumiałam, że chodzi mu o to co stało się moim udziałem w przeszłości.
- Nie zadręczaj się tym co zdarzyło się kiedyś między nami. To było lata temu. I dawno już o tym zapomniałam.- Skłamałam, bo przecież doskonale pamiętałam szczegółowy przebieg swojego porwania.
- Ale bałaś się z mojego powodu. I teraz…
- Och Jacek…- Zamilkłam pozwalając płynąć łzom. Gdy w końcu, po jakimś czasie dałam im upust czułam się bardzo zmęczona. Nadal nie wysunęłam się z objęć Bończaka. Tak bardzo potrzebowałam teraz pocieszenia i kogoś przy kim nie muszę wstydzić się swoich łez, swojego cierpienia. Mogłam więc bez obaw opowiedzieć mu o bluzeczce Kubusia którą uwielbiał o czym nadawca paczki musiał wiedzieć. Inaczej wybrałby przecież inną. W przypadki nie wierzyłam. Tym bardziej pozytywka. Kto był przy mnie aż tak blisko by to wiedzieć? Przerażała mnie ta myśl.
- Nie chciałbym cię zdenerwować…- Usłyszałam dobre dwie godziny później od Jacka.-…ale nie wyglądasz najlepiej. Może zadzwonię do jednej z twoich przyjaciółek by została z tobą na noc, co? Jestem pewny, że z którąś z nich będziesz czuła się bezpieczniej.
- Nie, już mi lepiej. Nie chcę robić im kłopotu.
- Ale nie możesz zostać sama. Jesteś za bardzo roztrzęsiona.
- Więc zostań ze mną.- Gdy wypowiadałam te słowa akurat chwilę wcześniej odsunęłam się od niego by móc patrzeć mu w oczy. Dlatego teraz poczułam się odrobinkę zakłopotana gdy okazało się, że on również patrzy wprost na mnie. Spuściłam wzrok jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Czy odbierze moje pytanie jako jakąś wiążącą deklarację? Odruchowo przypomniałam sobie nasz pocałunek.- To znaczy, ja mogę spać na kanapie bo będzie dla mnie akurat a tobie odstąpię własną sypialnię. No i jeśli chcesz, bo jeśli nie to wcale nie musisz tego robić. Jakoś dam sobie radę.- Paplałam zakłopotana.
- Jeśli tego chcesz to zostanę. Jednak to ja będę spał tutaj, a ty w swoim łóżku.
- Ale sofa jest mała. Starczy jej ledwo dla mnie a co dopiero dla ciebie.
- Dam sobie radę. Najwyżej trochę ugnę nogi.
- Ale…
- Żadnych ale. Zostanę tu tylko pod takimi warunkami. Zgadzasz się?- Przez chwilę miałam ochotę protestować, bo dla niego noc na małej kanapie okaże się z pewnością jedną z najgorszych w życiu. Nie mogłam go jednak powstrzymać.
- Dobrze. Ale i tak uważam, że powinieneś spać w moim…
- Świetnie.- Przerwał mi bezceremonialnie.- A więc wpadnę tylko do własnego mieszkania na moment po swoje rzeczy i wrócę za kilkanaście minut. Postaram się to zrobić jak najwcześniej.
- Dziękuję ci. I przepraszam za kłopot.
- Nie ma sprawy. Przyjaciele powinni sobie pomagać prawda?
- Tak.- Uśmiechnęłam się leciutko po raz pierwszy od momentu nadesłania przesyłki.
- A więc idź poszukać jakiegoś filmu to obejrzymy go razem po moich powrocie. Będzie ci łatwiej gdy zajmiesz umysł innymi sprawami niż ta tajemnicza przesyłka.
Jak się okazało Jacek znów miał rację. Uczucie strachu i paniki powoli mnie opuszczało tak, że tuż przed snem i zaraz po nastaniu nowego dnia mogłam spojrzeć na wszystko z dystansem.
Ktoś przysłał mi rzeczy Kuby mając w tym jakiś ukryty cel o którym nie chciał mnie informować, a który dzięki paczce zamierzał osiągnąć. Ponadto, jak powiedział Jacek, wcale nie musiało chodzić wcale o sprawę sprzed lat bo winni już od dawna siedzieli już w więzieniu. Naturalnie zdawałam sobie sprawę, że dwie najgłośniejsze sprawy sprzed dwóch lat- ta dotycząca siatki narkotykowej Mochowskiego rozpracowanej jeszcze trzy lata wcześniej gdy ostatecznie rozstałam się z Jackiem i Bajkowskiego dotyczącej nielegalnego handlu- gdy okazało się, że są ze sobą powiązane wzbudziły wiele sensacji w kraju i prasie. A co za tym idzie choć główni przywódcy obu grup siedzieli już w więzieniu wcale nie oznaczało to, że ich działalność została zawieszona. Każda miała przecież kilkadziesiąt oddanych sobie ludzi, nawet jeśli już bez przywódcy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że choć policji udało się schwytać wiele takich „płotek” to jednak nie wszystkie. I któraś z nich mogła nadal mścić się za to co spotkało jego szefa.
Z tą myślą wróciła mi trzeźwość umysłu. Nie powinnam trząść się jak osika, ale starać się wszystko zrozumieć by móc się bronić. Teraz byłam zbyt łatwym celem. Nie spodobała mi się myśl, że osoba która przesłała mi przesyłkę musi być bardzo zadowolona z mojej reakcji. O tak, z pewnością udało jej się osiągnąć swój cel.
Przetarłam dłonią oczy na chwilę je przymykając. Tak, to było jedyne wyjście. Nie mogłam liczyć już na Łukasza, bo okłamywał mnie już wcześniej i jak się okazało po jego wczorajszej wizycie miał zamiar robić to dalej. Z tym, że między przeszłością a teraźniejszością istniała znacząca różnica. Wcześniej miałam prawo żądać od Kowalskiego wyjaśnień z racji samego faktu, iż byłam jego żoną; teraz nie miałam prawa tego robić. Poza tym co jeśli się myliłam? Jeśli ta sprawa wcale nie dotyczyła jego? Jeśli była związana tylko i wyłącznie ze mną? Odetchnęłam głośno podnosząc się z łóżka. Tak, być może wczoraj popełniłam błąd angażując w to wszystko byłego męża, który widząc moje przerażenie teraz z pewnością będzie czuł się za mnie odpowiedzialny. Powinnam odwołać jego dzisiejszą wizytę, ale nie miałam jak tego zrobić. Odruchowo biorąc do dłoni komórkę zdałam sobie sprawę, że od dawno nie posiadam jego numeru telefonu. Pozostało mi więc tylko powiadomić go osobiście, ale tak czy inaczej nie uniknę bezpośredniego kontaktu. Równie dobrze mogę więc to zrobić podczas jego dzisiejszej wizyty.
Szybko wyjęłam z szafy jakieś przypadkowe rzeczy i narzuciłam je na siebie. Wzięłam szczotkę do ręki kierując się ku łazience. W korytarzu zauważyłam, że Jacek również już nie śpi. W białej bawełnianej koszulce i spodniach od dresu w tym samym kolorze składał pościel. Wyglądał na zmęczonego, ale mimo to widząc mnie posłał blady uśmiech. Tak jak sądziłam spanie na małej twardej sofce było ponad jego siły.
Przywitałam się z nim szybko i oznajmiłam, że zaraz przygotuję coś na śniadanie. Najpierw jednak zgodnie z planem weszłam do łazienki i trochę się ogarnęłam. Mimo wszystko musiałam udać się przecież do pracy.
Sądziłam, że obecność Bończaka w moim domu o tak wczesnej porze wprawi mnie w zakłopotanie, ale jednak wcale się tak nie stało. Całkiem spokojnie kroiłam boczek na cienkie plastry, bo choć sama wolałam zjeść z rana coś lekkiego, to jednak spodziewałam się że Jacek może mieć inne upodobania kulinarne. Za tą myślą podążyła następna. Kilka lat temu przyjęłam jego oświadczyny i prawie wyszłam za mąż, choć nie wiedziałam o nim tak podstawowych rzeczy. Nie miałam pojęcia czy woli zjeść teraz jogurt, jajecznicę a może tosty? A może w ogóle nie jada śniadań? Może wystarcza mu zwykła mocna kawa albo małe jabłko? Oto dowód na to jak nierozważnie chciałam wówczas postąpić. Jednak czy z drugiej strony wiedza o tym czy lubi jeść bekon na śniadanie była aż tak bardzo potrzebna? Przecież wydawało mi się wtedy, że go kocham. Gdy dowiedziałam się o jego przeszłości mój cały świat zatrząsnął się w posadach, a ja sama sądziłam że nie podniosę się z tego koszmaru… Włożyłam na gorący tłuszcz rozkrojone przed chwilą plasterki by uciec przed natrętnymi myślami. Ostatnio do głowy stanowczo przychodziły mi coraz bardziej nieodpowiednie.
Po kilku minutach zręcznych kulinarnych manewrów na talerzu leżało pachnące mięso, a obok niego parująca herbata. Nie pozostawało mi więc nic innego jak zawołać Jacka.
Wyszłam więc z kuchni na maleńki korytarz oddzielający pokój w którym spał z kuchnią. Już miałam tam wejść gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie mając pojęcia kto to może być (w końcu nie było jeszcze siódmej rano), ze zmarszczonym czołem skierowałam się pod drzwi wejściowe. I oniemiałam widząc w wizjerze znajomą mi postać byłego męża. Totalnie zaskoczona odsunęłam zasłonkę i przekręciłam zamek.
- Łukasz, co ty tu robisz?- Spytałam nawet nie zadając sobie trudu przywitaniem się.
- Przepraszam, wiem że miałem przyjść dopiero późnym popołudniem gdy skończysz pracę, ale uznałem że im szybciej zobaczę tę paczkę tym szybciej będę mógł działać. Poza tym nie zajmę ci dużo czasu. Wiem, że niedługo idziesz do pracy, więc nie będę…- Urwał nagle. A ja zdałam sobie sprawę, że wcale nie patrzy na mnie, ale na kogoś znajdującego się za mną. Na Jacka Bończaka.

czwartek, 26 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXVII: Przesyłka



W odpowiedzi na moje pytanie Jacek szeroko się roześmiał. Zdawało mi się być to tak nie na miejscu i niespodziewane, że nie potrafiłam w żaden sposób zareagować.
- A więc tu tkwi przyczyna.- Nadal nie przestając się śmiać powiedział Bończak.
- Jaka znowu przyczyna?- Spytałam zdezorientowana.
- Nie udawaj. Przecież ostatnio wiele się między nami zmieniło. Traktowałaś mnie inaczej.
- Zawsze traktowałam cię tylko jako przyjaciela.- Odparłam mu zgodnie z prawdą. Nie licząc tylko…
- Nawet wtedy gdy mnie całowałaś?- …właśnie. Tego pocałunku.
- Mówiłam już, że to był błąd.- Powtórzyłam, bo nic innego mi nie pozostało.
- Dlaczego? Bo twój były mąż wrócił i nagle zmieniłaś zdanie?
- Łukasz nie ma z tym nic wspólnego!- Zaprzeczyłam nieznacznie podnosząc głos, bo jego podejrzenia były irracjonalne i bezpodstawne.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie. Wystarczyło, że znowu go zobaczyłaś a twoje uczucia wobec mnie jakimś cudem uległy zmianie.
- Wcale nie. I prosiłam cię tylko o czas na zastanowienie. Nie mówiłam, że nie chcę spróbować. Po prostu nie chce…- Urwałam zdając sobie sprawę, że palnęłabym głupotę bo chciałam dodać: po prostu nie chcę się angażować. Dlatego potrząsnęłam głową i kontynuowałam inaczej:- I nie spotkałam się z Łukaszem jeśli już chcesz wiedzieć.
- Więc skąd…?
- Skąd wiem? Od Patrycji. Spotkałam ją  na cmentarzu. Powiedziała mi, że spotkaliście się już miesiąc temu. A mimo to nie powiedziałeś mi o tym.- Dodałam z wyrzutem.
- Po prostu nie uznałem tego za ważne. Gdybym wiedział, że tak ci na tym zależy to z pewnością bym cię o tym poinformował.
- Nie odwracaj kota ogonem. Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
- Nie? A więc o co?
- O to, że przemilczałeś to przede mną. Że znowu nie powiedziałeś mi prawdy tak jak kilka lat temu. Nie chcę już nigdy być okłamywana.- Jacek ponownie się roześmiał.
- I kto tu odwraca kota ogonem?- Spytał ironicznie.- Nie chcesz być okłamywana? A kiedy niby cię okłamałem? Nie mówiąc, że Łukasz przebywa w mieście? Tak, to rzeczywiście bardzo poważny powód. Pewnie wszystkie byłe żony chcą wiedzieć gdzie przebywają aktualnie ich byli mężowie.
- Nie podoba mi się twój ton i kierunek w którym zmierza ta rozmowa.
- W takim razie bardzo mi przykro.- Ironizował dalej.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Za co tak bardzo się na mnie wściekasz?- Przecież to właśnie ja miałam powód by być na niego zła. A on co? Robił z siebie ofiarę?
- Za nic.
- Jacek, proszę.- Pomimo wszystkiego nie chciałam kontynuować tej rozmowy w taki sposób.- Porozmawiajmy spokojnie.
- Nie, dziękuję. I wiesz co? Mam już dość. Przez prawie dwa lata trwałem u twego boku, pocieszając cię i opiekując gdy najbardziej tego potrzebowałaś. Cierpiałem razem z tobą słuchając opowieści o zmarłym synku, starałem się jak trochę rozbawić i zmusić do tego byś żyła tak jak normalny człowiek. Starałem się zrozumieć twój smutek i ukoić ból niemal rezygnując ze swojego życia. Nie udawaj więc teraz, że niczego nie widziałaś. Musiałam zdawać sobie sprawę czemu to robię. Dlaczego zostawiłem swoje życie w Gdańsku by przyjechać do Warszawy i znowu tu zamieszkać. Dlaczego wciąż jestem sam choć kilkakrotnie miałem możliwość umówienia się z odpowiednimi kobietami.- Z każdym następnym słowem jego głos był coraz bardziej głośniejszy a tempo szybsze. Mówił to wszystko jednym tchem jakby wypluwając z siebie słowa i dopiero teraz wziął głęboki wdech. Spojrzał na mnie jakby oczekiwał ode mnie jakiejś odpowiedzi. Ale nic na to nie odrzekłam.- Co, jeszcze tego nie wiesz? A może znów schowasz głowę w piasek jak struś?
- Strusie nie chowają głowy w piasek.- Wymsknęło mi się zupełnie nie w porę.
- Do diabła, Karolina!- Krzyknął głośno wstając i wpatrując się we nie wściekłym wzrokiem.- Jeśli twoja odpowiedź jest wyrazem reakcji na moje słowa to chyba będzie lepiej jeśli teraz wyjdę zanim powiem coś jeszcze gorszego. Mam nadzieje, że świetnie się bawiłaś wykorzystując mnie i moje uczucia.
- Poczekaj!
- Na co, Karolina? I przede wszystkim ile jeszcze? Kolejne dwa lata? Czekałem już wystarczająco długo.
- Nie chciałam wszystkiego między nami popsuć.
- Ale to zrobiłaś. Bo nie można mieć ciasta i zjeść ciasta. Wyobraź sobie, że ja też mam uczucia.
- Przecież wiem.
- Wiesz? A mimo to nie przeszkadzało ci to ze mnie zadrwić. Faceci też mają serce. I jak się okazuje mniej zmienne niż kobiece. Chociaż…w twoim przypadku chyba tak nie jest? Wciąż jest wierne twojemu mężowi.- Nie powiedział nic więcej i zaczął kierować się do drzwi wyjściowych. Ja zrobiłam to samo. Obserwowałam jak Bończak pospiesznie narzuca na siebie kurtkę i w złości trzaskając drzwiami wychodzi. Nie próbowałam go zatrzymać.
Gdy zostałam sama cisza niemal dudniła mi w uszach. W najśmielszych przypuszczeniach nie sądziłam, że ta rozmowa przebiegnie i skończy się tak jak to się stało. I że Jacek powie tyle gorzkich słów.
Wplotłam dłonie we włosy i kucnęłam w przedpokoju. Z tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Najgorsze było to, że Jacek miał trochę racji. Bo niby czemu wiadomość, że Łukasz wrócił aż tak mnie rozgniewała? Był tylko moim byłym mężem, nikim więcej. Ta informacja nie powinna mnie aż tak wyprowadzić z równowagi. Ale z drugiej strony sugerowanie że przez to zmieniły się moje uczucia? Przecież nawet po tym pocałunku miałam mętlik w głowie. Gdy podeszłam do wszystkiego racjonalnie uznałam, że tak naprawdę nie chcę wiązać się z Jackiem. Jackiem, który już dawniej mnie przecież oszukał a teraz znów nie poinformował o ważnej dla mnie sprawie. Jak miałam stworzyć z nim coś na nowo gdy nie byłam go pewna? Ale on tego nie rozumiał. Dla niego odwracałam kota ogonem bo tak naprawdę chodziło uczucia jakie jakoby żywię jeszcze do Łukasza. Nie rozumiał głęboko zakorzenionego we mnie strachu. Tego, że nie chcę już nigdy więcej być oszukiwana, stanowić kartę przetargową dla bandy przestępców, znaleźć się na ich celowniku by potem mogli mnie porywać. Potrzebowałam stabilizacji i przede wszystkim szczerości, bo do tej pory dwójka mężczyzn z którymi byłam związana notorycznie mnie okłamywała: Bończak co do swojej tożsamości, a Łukasz charakteru pracy. No i te ich przemilczenia rzekomo służące temu by mnie chronić… tylko co one mi niby dały? I tak naraziły mnie na niebezpieczeństwo. Przez Jacka zostałam porwana i o mało co zgwałcona, a przez Łukasza straciłam syna. Nie zamierzałam już nigdy więcej ryzykować. Jeśli już to ulokować swoje serce w coś (a raczej kogoś) pewnego.
Jednak przyjaźń z Jackiem była dla mnie czymś innym. Nasz związek przyjaźni opierał się na silnych fundamentach szczerości i szacunku, ale mimo wszystko nie angażowałam w to swojego serca. Dla mnie było to odpowiednie rozwiązanie. I choć czasami zdawało mi się, że on patrzy na mnie nie tak jak na przyjaciółkę nigdy nie sądziłam że traktuje to całkowicie poważnie. A może raczej udawałam że tego nie widzę jak sądził Jacek? Tyle, że przecież przyjaciele czasami żartują ze sobą a nawet lekko flirtują. Tak jak robiliśmy to my.
Następnego dnia w pracy wciąż biłam się z myślami zastanawiając się co zrobić i czy wykonać pierwszy krok w stronę Jacka. Niezaprzeczalnie zraniłam jego uczucia. I zdałam sobie sprawę, że miał rację: udawałam że niczego nie dostrzegam bo tak było po prostu łatwiej. Usiłowałam nie myśleć o tym, że przyjaciel nie zachowuje się tak jak Bończak. Bo z jego strony to była miłość.
Mimo wszystko w poniedziałek  nie kontaktowałam się w nim w żaden sposób. W zasadzie nie miałam mu nic do powiedzenia poza przeprosinami, na które i tak było za późno . Nie mogłam mu przecież niczego obiecać. Bo byłam najzwyczajniej w świecie skołowana. Nie miałam pojęcia co robić dalej, jaką rolę powinnam przeznaczyć mu w swoim życiu. Nawet nie biorąc pod uwagę jego ostatniego przemilczenia dotyczącego powrotu Łukasza pozostawała jeszcze inna zasadnicza kwestia. A mianowicie miłość. Byłam za stara na romantyczne mrzonki, ale związek z Jackiem byłby związkiem z przyjacielem. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie poczuję do niego tego co czułam kilka lat wcześniej. Ale z drugiej strony- czymże właściwie była miłość? Głupim ulotnym stanem który znikał i pojawiał się nie wiadomo kiedy i po co. Bo na pewno nie uczuciem.
Minął następny tydzień, który praktycznie spędziłam samotnie, bo Jacek również nadal się do mnie nie odzywał. Z tego wszystkiego opowiedziałam o naszej kłótni swojej szefowej Patrycji (nie podając jednak przyczyny naszego starcia). Akurat zraszałam kwiaty doniczkowe wodą, więc to ona stała za ladą. Naturalnie usiłowała mnie pocieszać mówiąc, że musi minąć trochę czasu aż facet zrozumie swój błąd. Gdy spytałam ją skąd niby wie czyją winą była sprzeczka a ta odparła, że to i tak zawsze jest wina mężczyzn. Roześmiałam się kręcąc głową. Starałam się to robić po cichu, bo właśnie zadzwoniły małe dzwoneczki informujące o nadejściu kolejnego klienta. Wróciłam więc do swojej czynności energicznie pryskając wodą z nawozami. Byłam odwrócona tyłem do klienta, więc mogłam pozwolić sobie na uśmiech.
- Dzień dobry. W czym mogę służyć?- Wypowiedziała zwyczajową formułkę Pati.
- Witam. Chciałbym jakiś mały bukiecik kwiatów. Na urodzinowy prezent.- Gwałtownie spoważniałam. Doskonale znałam ten głos, i choć nie słyszałam go od dobrych kilkunastu miesięcy, z łatwością rozpoznałam. Głęboki i niski z lekką gardłową chrypką. W końcu kiedyś był dla mnie najprzyjemniejszym dźwiękiem na świecie. Wolno się odwróciłam chcąc się mimo wszystko upewnić.
- A co pana konkretnie interesuje? Może coś z gotowych bukietów?
- Raczej nie. Wolałbym specjalnie zrobiony bukiet.
- Oczywiście. Ma być duży czy mały?
- Właściwie to…
To był on. Łukasz. Mój były mąż stał zaledwie kilka metrów ode mnie, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. W pierwszej chwili miałam ochotę się roześmiać. Ostatnio rozmyślałam nad tym, że prawdopodobnie przy odrobinie szczęścia nigdy się już nie spotkamy, ale los postanowił znów ze mnie zadrwić i złączyć nasze drogi.
Kowalski wydawał mi się być trochę szczuplejszy i bardziej opalony, a jego śniadą zazwyczaj twarz pokrywała niewielka broda, której dwa lata temu tam nie było. Poza tym był tak samo znajomy jak  dawniej.
Obserwując go czułam się jak sparaliżowana, niezdolna do najmniejszego kroku. Cieszyłam się w duchu, że jeszcze mnie nie zauważył, bo miałam okazję się trochę uspokoić. I pewnie w ogóle by tego nie zrobił gdyby w tej chwili nie zadzwoniła komórka Patrycji a ta nie zwróciła się do mnie:
- Karola, właśnie przyjechała nowa dostawa. Mogłabyś zająć się panem? Muszę iść aby ją nadzorować.- Dopiero teraz Łukasz na mnie spojrzał. Choć starał się to ukryć wyraźnie widziałam jak drgnął porażony moim widokiem tak jak ja chwilę wcześniej. Delikatny uśmiech na jego twarzy zamarł, zniknęły błyski w oczach (a przynajmniej tak mi się wydawało). Gdybym nie była tak samo porażona jego widokiem pewnie wydałoby mi się to komiczne. Zmuszając się by zrobić kilka kroków w stronę lady nie patrzyłam na niego.
- Jasne.- Odparłam dziwiąc się, że mój głos brzmi normalnie.
- Dzięki.- Rzuciła moja pracodawczyni i pomknęła na zaplecze. Zostałam całkiem sama z moim byłym mężem. Żadne z nas nie wiedziało jak się zachować. Udawać przelotnych nieznajomych? A może że nic nas nigdy nie łączyło i nasze małżeństwo nigdy nie istniało? Lub zwracać się do siebie bezosobowo od razu przechodząc do wyboru bukietu?
- Witaj.- To on pozbierał się pierwszy.- Nie wiedziałem, że tu pracujesz.
- Tak. Od niedawna. Jakiś czas temu przeprowadziłam się do Warszawy. A jak ci się wiedzie?- Zmusiłam się by spojrzeć mu w oczy, bo takie ciągłe uciekanie wzrokiem było bardzo podejrzane. Bałam się co mogę wówczas poczuć, ale niepotrzebnie. Bo moje serce biło szybciej ze zdenerwowania. Jasne, że czułam wiele przepływających przeze mnie nagromadzonych emocji, ale to było normalne. Ale poza tym żadnej melancholii, żadnego dominującego uczucia straty że teraz nie jesteśmy razem. Nic. Przekonałam się więc, że Jacek wcale nie miał racji. Ucieszyło mnie to, ale jednocześnie zasmuciło. Czy znaczyło to, że nigdy go tak naprawdę nie kochałam?
- Dobrze.- Zatopiona we własnych myślach wróciłam do rzeczywistości słysząc jego głos.
- Słyszałam, że przeprowadziłeś się do stolicy na stałe.
- To jeszcze nie jest pewne. Wszystko zależy od…
-…pracy?- Podrzuciłam usłużnie czując jak znane mi już uczucie irytacji. A więc nic się nie zmienił. Praca nadal była dla niego na pierwszym miejscu i tak już pewnie pozostanie. Czekając na jego odpowiedź przyglądałam się regularnym rysom, niewielkiej bliźnie koło ust i kilku zmarszczkom, którym z pewnością nie miał jeszcze dwa lata temu. Sprawiły mi one niemal perwersyjną satysfakcję, bo były dowodem na to, że nie tylko ja cierpiałam od naszego rozwodu. Być może śmierć Kubusia odcisnęła też piętno na nim.
- Też.- Odparł tylko. Potem chrząknął.- Świetnie wyglądasz.
- Jakoś się trzymam.- Mrugnęłam. Gdy zapadła między nami cisza zdałam sobie sprawę, że najwyższa pora przejść do konkretów.- To jaki ma być ten  bukiet? Konkretna kolorystyka?
- Niekoniecznie. Nie znam się na tym. Chciałem po prostu coś miłego dla oka na urodziny mamy.- Szybko wybrałam odpowiednie kwiaty praktycznie sama, bo jemu moje propozycje przypadły do gustu albo najzwyczajniej w świecie były obojętne. Potem podziękował mi i po prostu skierował do wyjścia. Gdy to robił odprowadzałam go wzrokiem. W pewnym momencie, już miał się odkręcić i chwycić za gałkę, ale przystanął. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach. Niemal przez ramię rzucił:- Cieszę się, że cię spotkałem Kara. - Nie byłam w stanie odrzec na to ani słowa. Kara, pomyślałam. Tylko on tak mnie nazywał. Czasami gdy przekomarzał się ze mną mówił, że to dlatego, bo dla niego życie ze mną jest jak Boska kara. Wtedy najczęściej rzucałam w niego tym co akurat miałam pod ręką: poduszką, książką czy własnymi pięściami. Przypomniałam sobie jak w moje dwudzieste piąte urodziny po raz ostatni tak się razem bawiliśmy. Bo później nasz związek przestał być taki cudowny jak dawniej stopniowo zmierzając ku ruinie. A niecałe półtora roku później Kuby już nie było. Tak jak radości w moim życia.
,, - Wszystkiego najlepszego staruszko.- szeptał mi wówczas Łukasz prosto do ucha jednocześnie mocno obejmując mnie w pasie. Poczułam na szyi jego ciepły oddech i jak zawsze przeszył mnie lekki dreszcz.- A teraz zdmuchnij świeczki.
- Przecież są plastikowe.
- Tak? Nie zauważyłem.- Odparł siadając na krześle i sadowiąc mnie sobie na kolanach. Zaczęłam się wyrywać.
– Postaw mnie ty pajacu. Dobrze wiedziałeś, że są sztuczne.- Odpowiedziałam żartobliwie szturchając go w brzuch i uciekając przed jego ustami.
– Och, wiedziałem, że życie z tobą to prawdziwa kara i udręka. Co zrobiłem w poprzednim życiu, że Bóg pokarał mnie taką żoną?
– Raczej sam siebie nią pokarałeś, pamiętasz? Nikt siłą nie zaciągnął cię do ołtarza.- odparłam już stojąc, ale nie dawał za wygraną i znów pociągnął mnie za sobą.- Hej, co ty robisz? Koniec tej zabawy.
– Nawet w swoje urodziny nie możesz być dla mnie miła?
– Chyba coś ci się pomieszało, bo z tego co wiem to w dniu urodzin jubilata dla niego trzeba być miłym, nie na odwrót. Poza tym powiedziałeś, że masz dla mnie prezent. Gdzie on jest?- W końcu udało mu się pochwycić moje wargi i wycisnąć na nich głośnego całusa. Gdy pocałunek się pogłębił przestałam udawać zagniewaną i odwzajemniłam go obejmując męża ramionami za szyję.
– Zawsze wiedziałem, że jesteś materialistką.- Niemal wymruczał blisko mojej twarzy- To ja jestem twoim prezentem.
–Phi- prychnęłam- To żaden prezent- Dodałam z uśmiechem przejmując inicjatywę i delikatnie całując go w wargi. Wyczułam jego rozciągnięte w uśmiechu usta. Gdy dłonie Łukasza zaczęły błądzić po moich ramionach i biodrach odsunęłam się od niego gwałtownie i wymownie spytałam:- Więc jestem dla ciebie takim utrapieniem, że musisz nazywać mnie Bożą karą?- Znów przyciągnął mnie bliżej siebie o ile w ogóle było to możliwe, bo nadal siedziałam mu na kolanach.
– Nie, jesteś MOJĄ Karą. Najwspanialszą jaka mnie kiedykolwiek spotkała.- wyszeptał patrząc na mnie pociemniałymi oczami.
– Chyba czas na rozpakowanie prezentu- Również wyszeptałam jednocześnie rozpinając guzik jego koszuli.- Zanim mnie podniósł i podążyliśmy w kierunku sypialni usłyszałam jego śmiech. Sama również zaczęłam się śmiać.”
- Hm, niezły co? Ale nie musisz aż tak się na niego gapić. I tak go już nie widać na ulicy, bo skręcił w uliczkę za rogiem.- Patrycja najwyraźniej wróciła już z zaplecza.
- Co?- Mrugnęłam oderwana od wspomnień. Pati roześmiała się.
- No ten facet. Przystojny nie? Ale wiesz co? Gdzieś go już widziałam.- Poczułam delikatne rozbawienie.
- Z pewnością.- Patrycja rzuciła mi zaciekawione spojrzenie.- Na pogrzebie Kubusia.
- Tak? A więc go znasz? To ktoś z rodziny twojego byłego męża?- Przez chwilkę miałam ochotę się z nią trochę podroczyć zabawiając się w zgadywanki, ale zaniechałam tego.
- Nie. To był mój były mąż.
- O cholera.- Zaklęła cicho.- No tak: jasne że to był on. Jak mogłam go nie poznać? Dopiero teraz sobie przypominam…o matko, jasny gwint. Przepraszam za ten komentarz na jego temat. Nie chciałam…
- Nie szkodzi. Poza tym był raczej pochlebny.
- No tak.- Pati zrobiła krótką pauzę- I jak?
- Co: jak?
- No jak się czujesz po spotkaniu? Przecież nie widzieliście się kawał czasu.
- A jak niby mam się czuć?
- No… nie wiem. Wyglądasz normalnie.
- I tak się czuję. Przeżyłam lekki szok, to wszystko. Nie spodziewałam się go tutaj.
- Pewnie był tu przy okazji.- Domyśliłam się co Patrycja miała na myśli. Kwiaciarnia znajdowała się bowiem niedaleko cmentarza. Łukasz najwidoczniej odwiedzał grób Kubusia.
- Tak.
Po pracy odruchowo tam się skierowałam. Sama nie wiem po co, ale po prostu poczułam taki impuls, kobiecą intuicję czy przeczucie. I jak się okazało słusznie, bo obok grobu ktoś stał. Początkowo sądziłam, że to Łukasz ale, choć z daleka, postać wydawała mi się być zbyt niska. Zaczęłam się kierować w tamtą stronę.
Mężczyzna odwrócił się nagle. Zrobił to jednak tak szybko, że nie dostrzegłam jego twarzy. Potem widząc mnie zaczął odchodzić. Zawołałam go prosząc by się zatrzymał, ale on zaczął biec jeszcze szybciej. Wpatrywałam się w niego aż całkowicie nie zniknął mi z oczu z uczuciem kompletnej dezorientacji. Co to niby miało być? Kim był ten młody chłopak? I co miała znaczyć jego ucieczka? Czyżby to jeden z tych młodych dzieciaków dewastujących groby? Uważnie przyjrzałam się nagrobkowi Kubusia: nie był ani uszkodzony, ani nawet ubrudzony. Byłam tutaj zaledwie przed kilkoma dniami, więc wiedziałam również że żadne kwiaty czy ozdobna świeczka nie zniknęła jeśli przyjąć, że chłopak był złodziejem. Na grobie wciąż pysznił się wielki bukiet kwiatów od Patrycji i Emila, żółte chryzantemy przyniesione tu zapewne przez kogoś z mojej rodziny, mała wiązanka znanych mi już astrów i kilka świeczek różnej wielkości. Wyniki oględzin mnie uspokoiły, ale nie dały odpowiedzi. Co robił ten nastolatek nad grobem Kubusia?
W czasie powrotu do domu uznałam, że to musiał być po prostu przypadek. Może chłopak odwiedzał kogoś ze swoich bliskich na cmentarzu i zatrzymał się przed przypadkowym nagrobkiem bo zwrócił jego uwagę? Może zdjęcie małego nieżyjącego chłopczyka poruszyło go tak bardzo, że przystanął zastanawiając się kim był i odczytując to z nagrobka? A widząc, że się zbliżam po prostu przestraszył się, że wezmę go za jakiegoś chuligana i po prostu uciekł. Tak, na pewno go przeraziłam. Na dodatek zaczęłam go wołać. Ta konkluzja mnie uspokoiła i więcej nie zaprzątałam sobie tym głowy. Zwłaszcza,  że dochodząc do klatki schodowej swojego bloku ujrzałam pod nią Jacka.
Początkowo totalnie mnie zamurowało. Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec gdyby nie to, że już mnie zauważył. Poza tym nie chciałam być tchórzem. Nie pozostało mi więc nic innego jak przebrnąć przez kolejne niespodziewane odwiedziny pomyślałam przypominając sobie o spotkaniu z Łukaszem. Przyoblekłam na twarz uśmiech.
- Cześć.-  Przywitałam się z nim.- Co tu robisz?
- Chciałem z tobą pogadać. Mogę?
- Jasne. Tylko znajdę klucze.- Gdy otwierałam zamek spytałam go:- Długo czekasz?
- Kilka minut. Przepraszam, że tak bez uprzedzenia.
- Nie szkodzi. Choć gdybyś mnie uprzedził przyszłabym wcześniej. A tak odwiedziłam jeszcze cmentarz.- Weszliśmy do środka. W ciszy zdjęłam płaszczyk zastanawiając się jak się zachować. Udając, że nic się między nami nie zmieniło? A co jeśli on przyszedł rozmawiać właśnie o tym? Próbowałam zmusić się do opanowania.  – Chcesz czegoś ciepłego do picia?
- Nie. Właściwie to chciałem cię tylko przeprosić. Ostatnio…ostatnio mnie trochę poniosło.
- Miałeś rację. Byłam wobec ciebie nieuczciwa.
- Ale to ja się na to godziłem. To było moje ryzyko.  Nie miałem prawa tak cię potraktować. Na dodatek… Przepraszam.
- Nie chciałam cię wykorzystywać, Jacek. Nigdy nie chciałam tego robić. I myliłeś się sądząc, że odepchnęłam cię przez Łukasza. Wcale tak nie było.
- Wiem i jest mi wstyd za to co zrobiłem. Nie powinienem był, bo…- Dokładnie w tej chwili ktoś zadzwonił do moich drzwi. Próbowałam udawać przed samą sobą, że wcale mnie to nie ucieszyło. Chyba jednak byłam tchórzem.
- Przepraszam, zaraz wracam.
- Jasne.
Za drzwiami stała Beti z dziewczynkami. Przywitała się ze mną pytając czy nie miałabym ochoty na zakupy z nią, bo musi kupić dziewczynkom kurki wiosenne, a sama nie da sobie rady, bo Krzysiek był w pracy. (W ostatniej chwili coś mu wypadło) Nie wiedziałam co na to odrzec, bo przecież był u mnie Bończak. A fakt, że nie chciałam z nim rozmawiać o nas nie był równoznaczny z tym, iż chciałam go niegrzecznie wyrzucić. Spojrzałam w stronę wnętrza mieszkania.
- Beti, nie jestem teraz sama. Jest u mnie Jacek. Dopiero co przyszedł.
- Och.- Wyraźnie była rozczarowana.- Trudno.- Biłam się z myślami, bo nie chciałam jej zawieść. Z drugiej strony Jacek odwiedził mnie dopiero po tygodniu poważnej kłótni i musiałam z nim poważnie porozmawiać. Obie sprawy były dla mnie ważne. Jednak zdecydowałam się na tę pierwszą. Rozmowa z Jackiem mi nie ucieknie. Poza tym najpierw muszę się do niej przygotować. I ostatecznie zdecydować jaką rolę będzie pełnił w moim nowym życiu.
- Poczekaj tutaj.- Poprosiłam ją na chwilę wchodząc do mieszkania. Spojrzałam na swojego gościa.
- Przepraszam, ale muszę iść z Beti. Możemy odłożyć naszą rozmowę do jutra?
- Karolina, to ważne. Zrobiłem coś o czym muszę ci powiedzieć.
- Rozumiem, ale to nie może poczekać do jutra? Naprawdę nie chcę zostawiać Beti samej. Gdyby nie to zostałabym z tobą.- Widziałam, że jest mu to nie w smak, ale w końcu skapitulował.
- Dobrze, jeden dzień chyba niczego nie zmieni.
- Na pewno?- Upewniałam się, bo zobaczyłam w jego oczach coś…Może to naprawdę było ważne? Jacek zwykle nie zaczynał rozmowy w ten oficjalny sposób. I co miało znaczyć ten jeden dzień niczego nie zmieni? Czego?
- Tak, nie ma sprawy. Może to i lepiej, bo teraz masz za mało czasu. W takim razie do widzenia dziewczyny.
 - Cześć Jacek.- Pożegnała się z nim Beti. Ja tylko skinęłam głową.
- Sory, że ci go wypłoszyłam.
- Nie szkodzi.- Odpowiedziałam jej.
- I co z nim?- Spytała sugestywnie poruszając brwiami. Wiedziałam o co jej chodziło.
- Nie wiem. Jestem całkowicie skołowana.- Westchnęłam ciężko- Ale nie rozmawiajmy teraz o tym przy małych panienkach. Jak się macie łobuzice?- Kucnęłam obok Zuzi delikatnie łaskocząc ją w brzuszek. Zaśmiała się.
- Dobrze. Ale Klaudia mnie uderzyła.- Poskarżyła się.
- Tak? Dlaczego?
- Bo…
-…wcale że nie!- Wtrąciła się rezolutnie miniaturka Beti.- To ona sama upadła.
- Dajcie już spokój, Karolinie i pozwólcie jej się ubrać.- Wtrąciła się Beata.-  I tak wprosiłyśmy się do niej bez uprzedzenia.
- Nic się nie stało.- No, może poza tym że nie miałam czasu zjeść obiadu, ale równie dobrze mogę to zrobić  później. Z powodu wrażeń dzisiejszego dnia z resztą i tak nie byłam zbyt głodna. Wciąż nie mogłam zapomnieć o spotkaniu z Łukaszem. Miałam ochotę powiedzieć o tym przyjaciółce, ale przy dziewczynkach szczera rozmowa nie miałaby sensu, więc to sobie odpuściłam.
Zakupy dla niedoszłych pięcioletnich bliźniaczek są znacznie bardziej utrudnione niż dla „normalnych” dzieci. Po pierwsze trzeba było kupić coś dla zazdrosnych o siebie dziewczynek i na dodatek  jeszcze bliźniaczek. Jeśli jednej podobał się płaszczyk w kolorze zielonym, drugiej też. Albo robiły to sobie na złość, albo naprawdę miały identyczne gusta. Dość powiedzieć, że spędziłam z nimi oraz ich matką prawie dwie godziny zanim dokonałyśmy zakupu i jeszcze jedną decydując się na kolację w pizzerii. Do własnego mieszkania wróciłam już nieźle zmęczona. Choć nie było jeszcze ósmej, zdecydowałam się na wcześniejszą kąpiel i poszłam prosto do łóżka.
W nocy śniła mi się przeszłość. Bawiłam z Kubą przed domem siedząc na grubym kocu. Wygłupiałam się robiąc do niego śmieszne miny a on wybuchał śmiechem. Łukasz siedział nieco dalej, na schodach wejściowych. Gdy na niego spojrzałam na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Potem wyciągnął aparat zawieszony na szyi i zrobił zdjęcie. Błysk flesza zaskoczył Jakuba, który zdezorientowany spojrzał na mnie szybko mrugając. Zawsze śmiesznie reagował na migawkę. Jakby zupełnie nie miał pojęcia skąd bierze się ten chwilowy błysk, co najpewniej- biorąc pod uwagę jego wiek- było prawdą.
Obudziłam się podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Już od jakiegoś czasu zmarły synek mi się nie śnił. Czy to przez przyjazd Łukasza do mojej głowy wróciły wspomnienia?
Wstałam czując, że nie usnę i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie gorącej herbaty próbując myśleć o kimś innym niż Kubuś. O tym jak śmiały mu się oczy, jak dreptał na tłuściutkich nóżkach po całym domu śmiesznym kaczym krokiem, jak brał z podłoża wszystko co akurat tam się znajdowało. Jak bardzo irytowałam się nieraz gdy małe przedmioty czy drobiazgi z szafek znajdowały się w zupełnie nieodpowiednich miejscach albo w ogóle nie mogłam ich znaleźć, bo Kuba wyniósł je w niewidoczne miejsce. Ileż dałabym teraz za taki bałagan!
Uśmiechnęłam się do siebie ze smutkiem i melancholią doskonale wiedząc, że już nigdy go tego nie doświadczę. Czasami napadały mnie takie momenty, że brakowało mi go aż do bólu. Że przy każdym oddechu paliły mnie płuca, bo poczucie paniki mnie przytłaczało gdy wyobrażałam sobie swoją pustą przyszłość. Wzięłam kilka głębszych oddechów próbując o tym nie myśleć i skupić się tylko na oddychaniu. Potem powtarzałam sobie jak mantrę, że przeszłość należy do przeszłości, a ja powinnam skupić się na przyszłości i teraźniejszości.
Przez to co się stało nazajutrz byłam w pracy niewyspana. Z trudem udawało mi się skupić na słowach klientów czy komponować bukiety odpowiednio dobrane go okazji. W duchu obwiniałam o to Łukasza. Przecież właściwie o nim nie myślałam. Nie skłamałabym gdybym powiedziała, że w ciągu tego całego czasu od naszego rozwodu nie poświęciłam mu więcej niż dziesięć myśli a i to było spowodowane tylko kontekstem lub wspomnieniem o nim podczas rozmowy. A teraz gdy wrócił niemal nie mogłam przestać wspominać przeszłości, naszego zmarłego synka. A nie powinien tego robić. Choćby tylko ze względu na swoją wewnętrzną równowagę.
Gdy wróciłam do domu po pracy zauważyłam na swojej wycieraczce kartonową paczuszkę. Zdezorientowana podniosłam ją. Paczka była lekka i nieduża: wielkości małej kosmetyczki. Potrząsnęłam nią delikatnie i coś zaszeleściło. Co to do cholery mogło być?
- O dzień dobry.- Z drzwi naprzeciwko mojego mieszkania wynurzył się mój sąsiad. Był na oko sześćdziesięcioletnim lekko głuchawym mężczyzną. Dlatego mieszkało mi się obok niego raczej bezkonfliktowo.- Dobrze, że już pani jest. Ta przesyłka leży tu już dobrą godzinę.
- Widział pan kto ją przyniósł?- Spytałam podnosząc ją i poddając szybkiej analizie-  Na kartonie nie ma żadnej karteczki z nadawcą i obiorcą. Nie jestem pewna czy nawet jest moja.
- Skoro leży na pani wycieraczce, to pewnie tak. Byłbym zobaczył kto to, ale akurat o tej porze wyszedłem na spacer z Rufusem. Gdy wróciłem, paczka już tu była. Zastanawiałem się nawet czy jej nie wziąć do siebie dopóki pani z pracy nie wróci żeby nikt nie ukradł, ale pomyślałem, że za godzinę i tak kończy pani pracę.
- Tak.- Mrugnęłam.- A więc paczkę dostarczono około piętnastej?
- Tak mi się wydaje. Z Rufusem wyszedłem przed trzecią, a wróciłem po czwartej. Ona już leżała na wycieraczce.
 - Dziękuję za informację.- Powiedziałam tylko skonsternowana i pożegnałam się z miłym sąsiadem. Potem weszłam do środka. Zastanawiałam się co też może być w środku pudełka.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości wzięłam nóż ostrożnie obcinając taśmę którą był dokładnie obklejony karton. Potem go otworzyłam.
Ujrzałam biały, pergaminowy papier podobny do tego, w jakim dawniej pakowało się jedzenie na wynos. Rozchyliłam go. Poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić ze zdenerwowania.
Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, czym jest umieszczona w środku kartonu zielona tkanina. Sądziłam, że to być może jakaś darmowa próbka, jakaś reklama firmy oferującej szyte na miarę zasłony lub coś w tym stylu. W bloku w którym mieszkałam było to dość znane. Dopiero wyjmując materiał zdałam sobie sprawę co to jest. I krzyk uwiązł mi w gardle.