Po chorej propozycji ojca Krzysztofa i mojej burzliwej odpowiedzi, w
której dałam upust swojej złości i zdenerwowaniu wybiegłam z gabinetu w
bojowym nastroju. Ale wciąż towarzyszy mi śmiech pana Kamińskiego. Z
wisielczym humorem zastanawiam się czy razem z starszym synem nie zmówili
się żeby zniechęcić mnie do związku z Krzyśkiem. Przed wejściem na salę
ponownie szukam wzrokiem mojego chłopaka. I ponownie nie mogę go
znaleźć. Wyciągam komórkę z torebki wybierając jego numer. A potem jeszcze
raz, i jeszcze jeden. Ale to na nic. Bo komórka milczy. Przygryzam ze
zdenerwowania dolną wargę wciąż roztrzęsiona. Co mam zrobić? W tym stanie
nie mogę wejść do na przyjęcie, bo przy pierwszej lepszej okazji wybuchnę
płaczem. Muszę szybko stąd iść. Krzysiek gdzie jesteś, myślę wychodząc
bocznym wyjściem na zewnątrz. Potem mijam bramę i wychodzę na zewnątrz
posesji. Siadam na wąskiej ławeczce by zebrać myśli.
– Wszystko w porządku?- słyszę znajomy głos.- Widziałem jak szybko
wyszłaś z gabinetu ojca- oznajmia Tomek.
– Tak, w porządku- mówię cicho nadal ze wzrokiem utkwionym w podłoże.
– Jak widzę, nie powiedział ci nic miłego. Ostrzegałem cię, że nie pozwoli
na twój związek z Krzyśkiem. Ile ci proponował?- pyta domyślnie.
– Teraz to ja jestem pod wrażeniem twojej przenikliwości- mówię lekko z
sarkazmem- A więc to dlatego powiedziałeś mi wcześniej te wszystkie
rzeczy?- pytam nagle wszystko rozumiejąc. A więc chciał mnie tylko
ostrzec.
– Powiedzmy, że spodziewałem się tego. Ze mną było tak samo. To znaczy
do czasu kiedy całkowicie odciąłem się od rodzinnej firmy- tłumaczy mi
z uśmiechem.
– Czy on naprawdę myślał, że jestem taką dziewczyną?- pytam retorycznie.
– Co dokładnie ci powiedział?
– Zaproponował dwadzieścia, nie czterdzieści tysięcy.- poprawiam się- Gdy
odmówiłam powiedział, że może mi dać więcej jeśli to za mało. Ale gdy
nadal obstawałam przy swoim to...- przerywam zdenerwowana
przeżywając to wszystko na nowo.
– Tak?- Tomek klęka obok mnie delikatnie stykając się z moimi kolanami.
– Powiedział, że w takim razie i tak skończy to wszystko po swojemu. Że
mogę sobie jeszcze bardziej zaszkodzić trwając w swoim uporze. Że teraz
jest miły, ale jeśli się nie zgodzę osiągnie swój cel w inny sposób. I śmiał
się ze mnie. Nazwał sprytną prowincjonalną intrygantką, która łudzi się,
że złowiła bogatą partię. A przy tym powtarzał, że nie zaproponuje mi tej
oferty następnym razem, więc powinnam to dobrze przemyśleć.- urywam
czując, że z moich oczu skapuje na policzek pojedyncza łza. Bo nie
powiedziałam wszystkiego. Nie powiedziałam, że ,,sprytna
prowincjonalna intrygantka” było najłagodniejszym z epitetów jakimi
mnie obdarzył. Czy naprawdę ma mnie za ,,taką dziewczynę”? Może gdy
zrozumie, że kocham Krzyśka szczerze...ale nie. On tak bardzo podkreślał
dzielącą nas przepaść. Zupełnie jak w arystokratycznych rodach: dbanie o
czystość krwi czy coś takiego. To skojarzenie powoduje, że wybucham
irracjonalnym śmiechem. Tomek przygląda mi się zaniepokojony.
– Może odwiozę cię do domu? - proponuje. Gdy w ogóle się nie odzywam
bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę garażu. To jednak wywołuje u mnie
kolejny wybuch śmiech, bo tak samo zachowuje się zawsze Krzysiek.
Krzysiek...jak bardzo daleki wydaje mi się dzisiaj. - Wsiadaj.- Tomek
otwiera mi drzwi i gestem nakazuje żebym wsiadła. Automatycznie to
robię.- Wiem, że nie czujesz się teraz najlepiej, bo znając mojego ojca to
potraktował cię dużo gorzej niż mówiłaś. Ale teraz musisz powiedzieć mi
chociaż gdzie mieszkasz, bo ja nie mam pojęcia.- Dopiero teraz dociera
do mnie gdzie jestem i z kim.
– Przepraszam- pospiesznie odpinam zapięte już pasy- Wrócę sama jakimś
autobusem. Zachowałam się irracjonalnie, przepraszam. Już w porządkuusiłuję
się uśmiechnąć.
– Nie mów głupstw, dochodzi jedenasta. Mam pozwolić żebyś sama błąkała
się o tej porze?
– Dziękuję- odpowiadam tylko. W drodze powrotnej nie odzywamy się w
ogóle do siebie nie licząc moich wskazówek co do dalszej jazdy. Gdy
jesteśmy na miejscu, jeszcze raz dziękuje Tomkowi za podwiezienie po
czym wysiadam z samochodu. Przystaję tylko na chwilę gdy słyszę jego
słowa:
– Ty go naprawdę kochasz, prawda?- pyta retorycznie- W takim razie nie
przejmuj się moim ojcem. Jeśli tylko jesteś pewna, że Krzysiek czuje to
samo to nie rezygnuj. Ojciec lubuje się w takich siejących postrach
gatkach, ale co właściwie może wam zrobić? Jeśli to cię nie przestraszy,
strącisz mu z ręki główną broń.- na te pocieszające słowa uśmiecham się
lekko pokrzepiona.- Trzymaj się dziewczyno mojego brata- mówi już w
tym charakterystycznym dla siebie lekko kpiarskim tonie i odjeżdża. A ja
staram się jak najciszej wejść do swojego pokoju, żeby nikogo nie
obudzić. Dopiero w środku pozwalam sobie na upust emocji. Po mojej
twarzy zaczynają spływać łzy upokorzenia i żalu. Mimo wszystko jednak
szybko zasypiam.
Następnego ranka budzę się z rozmazanym makijażem i wczorajszym ubraniu.
Szybko wchodzę pod prysznic na nowo myśląc o tym co się wczoraj
wydarzyło. Tylko, że tym razem sama się sobie dziwię, że tak dramatycznie
zareagowałam. No bo w sumie, to przecież ojciec Krzyśka nie powiedział mi
nic nowego: wiedziałam przecież, że ani on, ani jego żona mnie nie akceptują.
Więc czemu słysząc to bezpośrednio zareagowałam aż tak emocjonalnie? Teraz,
wspominając rozmowę z Władysławem Kamińskim czuję tylko złość. Jak ten
stary piernik śmiał mnie tak potraktować i zwymyślać od najgorszych? Jak
mogłam nie odpłacić mu tym samym? I jeszcze myśli, że to mnie zniechęci?
Ha, nie wie, że ja uwielbiam wyzwania. I to co powiedział mi Tomek to
prawda: co właściwie może mi zrobić? Przecież to nie jakaś telenowela, żeby
kazał mnie pobić lub zabić. Czasami jestem zdumiewająco szurnięta. To chyba
za dużo horrorów. Albo kreskówek, jak mawia Krzysiek. Szybko zakręcam
wodę przypominając sobie o nim . Przecież nie odezwałam się do niego od
ostatniego wieczoru nawet nie informując go SMS-em, że wróciłam sama do
domu. A jeśli on się o mnie martwi? Tak jak myślałam na wyświetlaczu mam
chyba ze dwadzieścia nieodebranych połączeń. I kilka SMS-ów. Wybieram
więc jego numer czekając na połączenie. Ale nikt nie podnosi słuchawki, więc
tylko nagrywam się na pocztę: „Krzysiek, to ja Aga. Dzwonię żeby ci
powiedzieć, że wróciłam wczoraj do domu. Przepraszam, że nie zrobiłam tego
wcześniej, ale...nie mogłam. Mam nadzieję, że nie martwiłeś się o mnie.”,
kończę głupio i się rozłączam. Może lepiej byłoby napisać SMS-a? Zresztą
teraz to już nieważne.
Gdy kończę się ubierać, drzwi pokoju otwierają się. I nie muszę się nawet
odwracać, żeby wiedzieć kto właśnie wszedł.
– I jak było na balu?- pyta mnie podekscytowana Mariola. Źle, okropnie,
koszmarnie, mam ochotę powiedzieć
– Fajnie.
– Tylko fajnie? Obiecałaś mi opowiedzieć wszystko ze szczegółami!-mówi
oskarżycielskim tonem. Biorę głęboki wdech.
– Nie ma wiele do opowiadania. Była wielka sala, kupę ludzi i jakieś
wyrafinowane przekąski- A oprócz tego ci ludzie okazali się nadętymi
bufonami, mój chłopak zostawił mnie samą, odbyłam żenującą rozmowę
ze starszym bratem Krzyśka, a potem jeszcze gorszą z jego ojcem.
– I zebrałaś jakieś punkty u jego rodziców?
– O tak- odpowiadam próbując ukryć ironię. Przecież punkty ujemne to też
punkty, prawda?
– No to super. Zyskać sympatię przyszłych teściów to nie byle co. Poznałaś
kogoś ciekawego?- pyta mnie znów, a ja wiem, że nie uniknę tego
przesłuchania. Staram się przedstawić wszystko w dobrym świetle, co nie
jest łatwe. Ale przecież nie mogę powiedzieć jej o tym co powiedział mi
ojciec Krzyśka. Nikomu nie mogę o tym powiedzieć.
Niecałą godzinę później pod mój dom podjeżdża czarne bmw. I sama nie wiem
dlaczego nie cieszę się na jego widok. Bo jak wytłumaczę Krzyśkowi moje
wczorajsze zachowanie? Mimo wszystko jednak zbieram się w sobie i
wychodzę na zewnątrz. Przyoblekam na twarz uśmiech i witam się z
Krzyśkiem.
– Hej.
– Hej.- odpowiada.
– Przeczytałeś moją wiadomość?- pytam gdy nie dodaje niczego więcej
patrząc na mnie bez słowa. Kiwa tylko głową.- To dobrze. Wejdziesz do
środka?- proponuję choć nie umawialiśmy się na dzisiaj. Krzysiek
powiedział, że będzie w niedzielę zajęty jakąś pracą w firmie.
– Wolałbym nie. Możemy porozmawiać gdzie indziej?- nie wiem jak mam
interpretować jego słowa.
– Coś się stało? Dlaczego...?
– Wsiadaj.- nakazuje mi.
– Poczekaj, powiem tylko mamie...
– Nie odjedziemy daleko- mówi poważnie-Wchodź.- Posłusznie gramolę
się do auta nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc.- Gniewasz się na
mnie?- pytam gdy jesteśmy już w środku?
– Nie. A dlaczego miałbym się gniewać? Dlatego, że zostawiłaś mnie
wczoraj w środku nocy nie mówiąc o tym?- a więc jest zły.
– Przecież przeprosiłam cię.- mówię. Krzysiek śmieje się lekko ironicznie.
– Masz na myśli tę pseudo wiadomość? Nie sądzisz, że trochę na nią za
późno?- pyta mnie skręcając w stronę parku. O tej porze jest prawie
pusty- Wysiadaj, przejdziemy się.
– Krzysiek...
– Wysiadaj.- powtarza. Gdy to robię, zwraca się znów do mnie:- Dlaczego
to zrobiłaś? Dlaczego uciekłaś bez słowa?
– Przepraszam- mówię.- Nie wiedziałam, że będziesz się martwił.
– Żartujesz?!- mówi trochę głośniej niż powinien.- Wiesz jak się bałem gdy
nigdzie cię nie było? Przeczesałem cały dom kilka razy karząc to samo
zrobić dwóm służącym. Dzwoniłem do ciebie kilkanaście razy, a ty nawet
nie raczyłaś odebrać telefonu. I gdy już miałam zamiar jechać do twojego
domu żeby zobaczyć czy przypadkiem cię tam nie ma spotkałem mojego
kochanego braciszka. I wiesz, co mi powiedział?
– Krzysiek...- znów próbuję mu przerwać, ale nie daje mi dojść do słowa.
– Powiedział, że właśnie odwiózł cię do domu- gdy to mówi uspokajam się,
bo sądząc z obopólnej nienawiści jaką się darzą z bratem, Tomek mógłby
skłamać upiększając nieco rzeczywistość. Od razu myślę o nim z większą
sympatią.- To prawda?
– Tak. Chciałam wrócić do domu, ale nie mogłam cię znaleźć. Tomek
zaofiarował się, że mnie podwiezie.
– Tomek?- pyta zdziwiony- A więc już przeszliście na ty?
– O co ci chodzi?- teraz to ja zaczynam być zła. Bo, owszem, głupio
wczoraj wyszło, ale on nie ma prawa mnie tak traktować.
– Ty mi powiedz. Przychodzisz na przyjęcie z jednym bratem, a wracasz z
drugim. Zresztą w czasie tamtej kolacji z moją rodziną wyraźnie
przypadliście sobie do gustu.
– Krzysiek, ja naprawdę staram się zrozumieć twoją sytuację, ale to
przekracza już wszelkie granice. O co ty mnie oskarżasz? O to, że
romansuję z twoim bratem? Może gdybyś odebrał wczoraj telefon to ty, a
nie on odwiózłbyś mnie do domu. Miałam według ciebie odmówić i
wrócić pieszo? Wtedy byłbyś zadowolony?
– Przecież byłem na przyjęciu. Mogłaś mnie zawołać.
– Nie mogłam, bo byłeś pogrążony w rozmowie z jakimiś inwestorami.
Miałam tak po prostu podejść i ci przerwać każąc zawieść się do domu?-
pytam sarkastycznie.
– Tak. Zostawiłbym wszystko żeby zająć się tobą!- może to wyznanie
sprawiłoby mi radość gdyby nie zostało wypowiedziane tak
oskarżycielskim tonem. Nagle przypominam sobie oskarżenia jego ojca,
okropną rozmowę z nim i teraz jego (Krzyśka) bezpodstawne oskarżenia.
I czuję, że mam wszystkiego dość.
– Tak? Więc dlaczego zostawiłeś mnie tam samą? Wiedziałeś, że nie znam
nikogo, a mimo to uparłeś się, że mam z tobą iść choć wcale nie
chciałam.
– Przecież spytałem cię czy pozwolisz mi porozmawiać z Kacprem i
innymi. Zgodziłaś się.
– A co miałam powiedzieć?- wybucham- Miałam trzymać się ciebie jako
ogon każąc siebie niańczyć?
– Nie wiedziałem, że aż tak bardzo nie chciałaś iść- mówi już
spokojniejszym tonem.- W takim razie dlaczego mi nie powiedziałaś?
Dlaczego postanowiłaś sama opuścić mnie w trakcie przyjęcia?- patrzę na
niego z gulą w gardle. Mam powiedzieć mu, że jego ojciec rozkazał mi
się z nim rozstać? Że groził mi jeśli tego nie zrobię?
– Źle się poczułam.- kłamię nie patrząc mu w oczy. Słyszę jak Krzysiek
wciąga głośno powietrze.
– Agnieszka, nie chcę się z tobą kłócić. Ja po prostu wychodziłem wczoraj
z siebie nie wiedząc gdzie jesteś. Bałem się, że mogło ci się coś stać. A
gdy odczytałem dzisiaj rano tę twoją wiadomość to mało co szlak mnie
trafił. Co to miało znaczyć „mam nadzieję, że się o mnie nie martwiłeś?”
Naprawdę myślałaś, że gdy cię nie będzie stwierdzę: aha, nie ma jej to
dobrze, bo nie będę musiał jej odwozić?
– Ja w ogóle wczoraj o tym nie myślałam- wyznaję szczerze. Bo po
rozmowie z Władysławem Kamińskim myślałam tylko o tym, żeby
stamtąd jak najszybciej uciec. Czuję, że Krzysiek ściska moją dłoń. A ja
boję się spojrzeć na jego twarz żeby się nie rozpłakać.
– Hej, nie chciałem tak na ciebie krzyczeć. Przepraszam- dodaje przytulając
mnie. Nie płaczę przez ciebie, mam ochotę mu powiedzieć. To przez
twojego ojca.- Nie płacz już, proszę- dodaje łagodnie gładząc mnie po
głowie.- Naprawdę nie chciałem.
– To ja przepraszam.- zbierając wewnętrzne siły odsuwam się od niego
wycierając oczy. Co sobie teraz o mnie pomyśli? Że jestem panikarą bez
powodu, ot co. Próbuję się uśmiechnąć.- Chyba oboje zbytnio się nie
popisaliśmy, prawda?- żartuję z trudem.
– Nie kłóćmy się już więcej, dobrze? I obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek nie
będziesz miała na coś ochoty, to mi o tym powiesz. Nie chciałbym żebyś
się do tego zmuszała i robiła to tylko dlatego, że ja tak chce. I nigdy
niczego przede mną nie ukrywaj.
– Dobrze- obiecuję. Potem jeszcze chwilę spacerujemy, a potem Krzysiek
odwozi mnie do domu.- Przepraszam, że oderwałam cię od twoich
obowiązków. Miałeś dzisiaj wdrażać się w funkcjonowanie firmy.-
Kamiński uśmiecha się do mnie znad kierownicy.
– Ty jesteś dla mnie ważniejsza. Ale ojciec się trochę wkurzył- śmieje się
chyba na jakieś wspomnienie, a mi włos jeży się na głowie. Robię tylko
uśmiechopodobny grymas starając się powściągnąć ogarniający mnie lęk.
Tylko sama nie do końca wiem dlaczego tak bardzo się boję.
W ciągu kilku kolejnych dni dochodzę jednak do względnej równowagi. Bo ani
sufit nie upadł mi na głowę, ani ziemia się pode mną nie rozstąpiła gdy nie
zerwałam związku z Krzysztofem. Jego ojciec może spadać na szczaw. Dopiero
któregoś dnia gdy spotykam się z moim chłopakiem po pracy moje obawy
wracają.
– Co się dzieje?- pytam widząc jego zdenerwowanie.
– W porządku- odpowiada trochę nerwowo.
– Przecież obiecaliśmy sobie- przypominam mu.
– Masz rację. Ale to nic takiego. Po prostu mój ojciec znowu sobie coś
uroił.
– Co się stało?- pytam zaniepokojona.
– Uwierzysz, że chciał abym w ostatniej chwili, na niecały miesiąc przed
studiami zmienił uczelnię? Powiedział, że przyda mi się ta taka szkoła
życia z daleka od domu.
– Z daleka od domu?- powtarzam przypominając sobie słowa Władysława
Kamińskiego: „Nie masz co robić sobie nadziei, bo nigdy nie zaakceptuje
twojego związku z moim synem. Może teraz wydaje ci się to śmieszne,
ale zapewniam cię, że ktoś taki jak ja nie rzuca słów na wiatr.” Czy to
właśnie jest jego sposób na rozdzielenie nas?- I co mu powiedziałeś?
– Oczywiście się nie zgodziłem. Wystarczą mi studia na uczelni którą
skończył mój ojciec. I tak jest oddalona o prawie 70 km.- uspokaja mnieA
więc trochę się martwisz?
– Ja? No coś ty. W sumie to jestem nawet trochę rozczarowana.
Odpoczęłabym od ciebie.
– Tak?- przyłącza się do mojej gry- Więc może jeszcze to przemyśle.-
uśmiecha się do mnie. Przez chwilę patrzymy sobie ciepło w oczy.- I tak
studiując tam gdzie ojciec będę zbyt daleko od ciebie. I będę za tobą
tęsknił. Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie porzucić?
– Miałabym zrezygnować z darmowych posiłków i podwózek?- Krzysiek
żartobliwie czochra mi włosy. Po kilku minutach jesteśmy koło mojego
domu.
– Choć- mówię. Tym razem to ja ciągnę go za rękę.
– Twoi rodzice są w domu?
– Nie, o tej porze są jeszcze w pracy. Ale Mariola powinna już wrócić ze
szkoły. Chcesz coś do picia?
– Nie, dzięki- odpowiada siadając na krześle w kuchni. Ja w tym czasie
krzątam się wyciągając płatki i jogurt.
– To jest twój obiad?- pyta mnie.
– A co w nim złego? Przynajmniej jest zdrowe.
– Powinnaś zjeść coś ciepłego.
– Więc może coś mi ugotujesz?- pokpiwam lekko
– Nie najlepszy ze mnie kucharz, ale mogę spróbować.
– Przecież żartuję. Gdybym miała czas sama bym sobie coś zrobiła.
– A teraz go nie masz?- zauważa.
– Oj, przestań. Wystarczą mi gatki mojej mamy, która ciągle na mnie
narzeka z tego powodu.
– Bo ma rację. Pracujesz i powinnaś o siebie dbać.
– Ej, teraz gadasz jakbyś był moim dziadkiem.
– Ale jestem chłopakiem- mruga do mnie prawym okiem- Chyba nie
wyglądam na dziadka, co?- pozostawiam to stwierdzenie bez komentarza
i zaczynam pochłaniać płatki. Krzysiek przez cały czas mi się przygląda.
– No co?- pytam w pewnym momencie. On uśmiecha się do mnie lekko.
– Nic, nic. Nie przeszkadzaj sobie.
– Więc nie gap się na mnie.
– Chyba nie wyskoczysz znowu z tym tekstem, że nie lubisz jeść sama w
towarzystwie? Przecież to śmieszne.
– Ale nie dla mnie. Więc się nie gap albo idź do mojego pokoju.
– Aleś ty dzisiaj drażliwa. Chyba naprawdę jesteś głód...- nie dokańcza, bo
rzucam w niego łyżką.
– Hej, chcesz mnie zabić?
– Gdybym to planowała zastosowałabym raczej trutkę na szczury.
– Ale z ciebie złośnica.- dodaje wciąż kręcąc z niedowierzaniem głową- I
czym teraz dokończysz jedzenie?- nie zdążam odpowiedzieć, bo do
kuchni wchodzi Mariola.
– O, siema Krzysiek- na jego widok uśmiecha się radośnie. Ja na szczęście
już przestałam być drażliwa na tym punkcie.
– Witaj.- odpowiada jej- Twoja siostra właśnie zaatakowała mnie łyżką.
– No wiesz co Aga? Nie wiem jak on z tobą wytrzyma gdy wciąż będziesz
się tak zachowywać.
– To obejdę się bez niego- mówię. Krzysiek przygląda mi się rozbawiony.
– Ach, miałam tylko wziać sok i nie przerywać tego waszego słodkiego tete
a tete, ale widzę że moja obecność jest tu raczej wskazana.- mówiąc to
rozsiada się wygodnie na trzecim krześle.- A poza tym to musisz mi
zdradzić wszystkie szczegóły z tego balu na którym byliście dwa
tygodnie temu. Agnieszka prawie nic mi nie powiedziała.- zwraca się do
Krzyśka
– Przecież ci już o tym opowiadałam. Co chcesz jeszcze wiedzieć? Ile tam
było szampana i jak byli ubrani ludzie?
– No widzisz?- znów kontynuuje dialog z moim chłopakiem- Ona tak
zawsze.- Krzysiek uśmiecha się do niej łagodnie przedtem posyłając mi
wymowne spojrzenie.
– A co chcesz wiedzieć?- pyta
– Wszystko! To znaczy jak to wygląda. Nigdy nie byłam na prawdziwym
balu. Nie licząc tego na zakończenie gimnazjum oczywiście. Ale to nie
było przyjęcie wyższych sfer.
– Jakich znowu wyższych sfer?- pytam patrząc na nią z politowaniem.
– No właśnie. Przecież ty tam byłaś- odcina się.
– A ty każesz mi naprawić relację z moim bratem- podsumowuje Kamiński
zwracając się do mnie.
– Przecież ja wcale nie kłócę się z ta złośliwą małpką- oznajmiam rzucając
spojrzenie mojej siostrze, która w odpowiedzi przewraca oczami. Potem
chwilę jeszcze kontynuujemy naszą dyskusję śmiejąc się i
przekomarzając we trójkę. W końcu idę z Krzyśkiem na górę oglądać
film, który podobno jest świetny jak oznajmia dystrybutor. Leżąc z nim
na łóżku wtulona w jego ramię czuję się tak błogo, że mam ochotę zostać
tam na zawsze.
Kilka dni później moja euforia odrobinę się kończy. Znów powtarza się dobrze
już znana mi scena: ojciec w milczeniu je obiad, a mama rzuca mu spojrzenia z
ukosa.
– Tato, znowu grałeś?- pytam go.
– Czemu zawsze gdy trochę posprzeczam się z twoją mamą o to pytasz?-
zakłada ręce na głowę- Nie, nie grałem- jestem zdziwiona.
– Więc co się stało?- wyciągam krzesło i siadam obok.
– Są problemy z tą ostatnią budową którą nadzorowałem. Jakiś murarz miał
wypadek, bo nie założył kasku ochronnego. Jutro ma zebrać się komisja.
Jeśli nic się nie wyjaśni grozi mi w najlepszym razie zwolnienie
dyscyplinarne- Przełykam głośno ślinę.
– Jak to się stało? Przecież zawsze dbasz o wymogi bezpieczeństwa.
– Nie mam pojęcia. Ale przecież nie jestem w stanie upilnować
wszystkich.- ojciec chowa twarz w dłoniach.- Wydaje mi się, że wszyscy
w mojej brygadzie tego przestrzegają. Ale to był jakiś nowy pracownik.
Boże, a jeśli mnie oskarży?
– Spokojnie, przecież jeszcze nic dokładnie nie jest wiadomo.- próbuję
myśleć rozsądnie.- Skoro wiesz, że wszyscy nosili kaski to na pewno nie
twoja wina.
– Och, Aguś gdyby to wszystko było takie proste...- Gdy znów chowa twarz
w dłoniach decyduję się porozmawiać z mamą na osobności. Ojciec w
tym stanie niewiele może mi powiedzieć. Ale okazuje się, że sytuacja
naprawdę nie przedstawia się dobrze. Poszkodowany przebywa teraz w
śpiączce i nie jest w stanie wyznać jak było naprawdę. A to czy się w
ogóle obudzi pozostaje pod znakiem zapytania. Mimo wszystko jako
jedyna staram się nie załamywać. Przecież nie będzie tak źle. Ojciec za
jakiś czas znajdzie sobie nową pracę, ja odłożyłam trochę pieniędzy więc
na studiach dam sobie radę, a mama ma przecież butik. Owszem, trochę
nadszarpniemy nasze finanse, ale poza tym nie trzeba się tym
przejmować. Pozostaje tylko kwestia oskarżenia. Ale może ten
mężczyzna się obudzi i powie jak było naprawdę. Proszę Boga aby to co
mówi mój ojciec okazało się prawdą.
Z powodu ostatnich wydarzeń nie jestem w najlepszym humorze. Mimo to
postanawiam odwiedzić Karola, który obchodzi dzisiaj imieniny, ale głównie za
namową Krzysztofa. Jakoś nie mam ochoty na wesołe świętowanie z powodu
swoich ostatnich zakrętów w związku z Krzyśkiem. Ale ostatecznie robię to, bo
wiem że Karol też ostatnio nie najlepiej się trzyma. A przecież jest moim
przyjacielem. Tylko wchodząc do mieszkania Zawadzkiego (tak, bo przecież
ma już własne mieszkanie i od wakacji mieszka samodzielnie) dostrzegam coś
co sprawia, że żałuję podjętej decyzji. Bo okazuje się, że Karol nie jest sam.
– Dzień dobry- na widok państwa Zawadzkich Krzysiek grzecznie się z
nimi wita. Ja dalej stoję w przedpokoju zastanawiając się czy po prawie
dwóch miesiącach jego rodzice mnie pamiętają. Karol chyba dopiero
teraz mnie zauważa i zdaje sobie sprawę z wagi problemu. Wymownym
gestem głowy karze mi się wycofać. I naprawdę chce tak zrobić, ale
widząc promienny uśmiech pani Łucji wiem już, że mnie zauważyła i
wpadłam jak śliwka w kompot.
– O, Agnieszka przyszła z tobą- chyba myśli, że czuję się zażenowana ich
obecnością. I jestem. Tylko nie z tych samych powodów o których ona
myśli. Pospiesznie kiwam głową mówiąc dzień dobry. I dostrzegam
zdziwioną minę Krzyśka.
– To państwo znacie Agnieszkę?
– Oczywiście. Karol niedawno nam ją przedstawił na balu z okazji stulecia
istnienia oddziału banku PKO w mieście.
– Mamo, chyba już wychodziliście- próbuje uratować sytuację Karol, ale
Krzysiek z miejsca domyśla się, że coś jest nie tak. Udając uprzejme
zainteresowanie niby to mimochodem pyta.
– Tak? Więc Agnieszka była tam razem z nim?
– No a co w tym dziwnego skoro to jego dziewczyna?- pani Zawadzka jest
naprawdę zdziwiona pytaniem. Chyba tylko on nie zdaje sobie sprawy z
tego co właśnie zrobiła.
– Ten bal był dziewiętnastego, tak?- pyta znów Krzysiek a ja mam ochotę
zapaść się pod ziemię.
– Tak.- potwierdza pani Łucja.- Krzysiek milknie, a ja w końcu odważam
się podnieść na niego wzrok
– Imieniny cioci, tak?- zwraca się tym razem do mnie pozornie bez sensu.
Ale ja wiem, że przejrzał moje kłamstwo, bo przecież wtedy gdy
umówiłam się z Karolem powiedziałam mu, że nie możemy się spotkać
bo jadę z rodzicami do cioci.
– Krzysiek, pogadamy za chwilę i wszystko ci wyjaśnię- wtrąca się
Zawadzki.
– Niepotrzebnie. Właśnie przypomniałem sobie o czymś. Będę już szedłgdy
bez słowa mija mnie w przejściu nagle zatrzymuje się.
– Aha, byłbym zapomniał. Wszystkiego najlepszego- mówi szyderczo
rzucając w stronę Karola trzymaną w ręku paczkę. Potem bez słowa
pożegnania z państwem Zawadzkim wychodzi.
– Krzysiek, poczekaj- proszę go nie zwracając uwagi jak może to wyglądać
w oczach znajdujących się w pokoju ludzi. Ale on zupełnie mnie
ignoruje. A ja czuję, że tym razem nie przekonam go tak łatwo o swoich
uczuciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz