Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiści...do miłości? (XIII)

Po tym jak Krzysztof się ze mną żegna (oczywiście przedtem zapewniłam go,
że to nie jest dobra chwila żeby poznać moją mamę) wchodzę do domu w
dobrym nastroju. Mam ochotę skakać do góry i wrzeszczeć jak głupia. Ale
mama psuje moją idyllę.
– Byłaś z tym chłopakiem?
– Tak mamo. Byłam z Krzyśkiem. Przecież powiedziałam ci, że wychodzę i
wrócę później.- patrzę na zegarek- Chyba się nie spóźniłam, co? Nawet
nie ma jeszcze dziewiątej.
– Agnieszka, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi.- widać, że moja
rodzicielka czuje się niezręcznie. W końcu niecodziennie rozmawia ze
mną o sprawach damsko-męskich. A prawdę mówiąc, to pierwszy raz.
– Tak wiem mamo..- robię zrezygnowaną minę siadając na jednym z
krzeseł.- Ale Morawska naprawdę przesadziła. Sam Michał powiedział
mi, że to on zaczął bójkę.- mama uśmiecha się do mnie lekko.
– Skoro tak twierdzisz...Ale bądź ostrożna.
– Jejku, przecież za miesiąc kończę dziewiętnaście lat. Chyba byłam już w
swoim życiu dość ostrożna, co?- żartuję.
– Agniesia, ja mówię poważnie.
– Ale ja też mamo- przysuwam swoje krzesło do jej i spokojnie wyjaśniam-
To prawda, że może z nikim wcześniej nie chodziłam, ale z Krzyśkiem
chcę spróbować. Choć czasami zastanawiam się jak ze sobą
wytrzymujemy- ledwie hamuje śmiech na wspomnienie naszych
wszystkich kłótni, utarczek słownym i przekomarzań. Ale mojej mamy to
nie bawi.
– Nie będę ukrywać, że się martwię. Przecież to bogaty chłopak, a tobie
brak doświadczenia. Nie chcę żeby cię w jakiś sposób skrzywdził- mówi
mi gładząc mnie po policzku.
– Hej, nic mi jeszcze nie zrobił a jeśli tylko spróbuje to policzę się z nim. A
swoją drogą to powinnaś raczej ukrócić troszkę moją siostrzyczkę. Ona
ma wielu kolegów i adoratorów.
– Mariola to jeszcze trzpiotka- mama nie daje się zbyć zmianą tematu.- Jej
dziecinne zadurzenia mijają jeszcze szybciej niż się właściwie zaczęły. A
po tobie widzę, że ty naprawdę lubisz tego chłopca.
– Tak, lubię. Ale na razie nie wiem czy to co czuję jest zwykłym
zauroczeniem czy czymś poważniejszym. Więc odłóżmy tę rozmowę do
tego czasu, dobrze?- podnoszę się i całuję mamę w policzek- Jestem
zmęczona, a muszę się jeszcze spakować do szkoły i umyć.
– Oczywiście- zapewnia mnie mama. Będąc już w swoim pokoju,
zastanawiam się nad jej zachowaniem. Dlaczego tak bardzo się przejmuje
tym, że z kimś chodzę? Przecież Mariola miała już przynajmniej pięciu
chłopaków a jest ode mnie o całe trzy lata młodsza. Czy to tylko dlatego,
że Krzysiek jest moim pierwszym chłopakiem? Rozmarzona delektuje się
tym słowem w myślach. Chłopak. Mój chłopak. Jak cudownie jest
nazywać go tak w myślach...W duchu ganię się za swoje durne myśli. Co
ja mam dwanaście lat żeby tak ekscytować się byle czym? Okej, mam
chłopaka, ale i co z tego? Pewnie będę ich miała jeszcze kilku w swoim
życiu, więc nie mam co tak tego przeżywać. Ta myśl zdecydowanie psuje
mi humor.
Następnego dnia przychodzę do szkoły trochę nieprzygotowana. Zbieram burę
od nauczycielki geografii za brak pracy domowej. Jako, że nie jestem do tego
przyzwyczajona postanawiam sobie wziąć się do pracy. Przecież za 3 tygodnie
matura! Koniec z bujaniem w obłokach. HEJ, JAK SIĘ MASZ?, czytam po
chwili na ekranie swojej komórki. No tak, to by było na tyle jeśli chodzi o
zejście na ziemię. ŻLE. PRZEZ CIEBIE NIE ZROBIŁAM ZADANYCH
ZADAŃ I DASTAŁAM NIEZŁY OCHRZAN., odpisuję Krzyśkowi (bo to on
jest nadawcą tego SMS-a). Już po kilkunastu sekundach przychodzi odpowiedź:
PRZYKRO MI. ALE JEŚLI MASZ NADZIEJĘ WYMIGAĆ SIĘ DZIŚ OD
SPOTKANIA ZE MNĄ, TO INFORMUJE CIĘ, ŻE PORWĘ CIĘ Z PRZED
SZKOŁY JEŚLI TEGO NIE ZROBISZ Z WŁASNEJ WOLI.. Gdy ją czytam,
mimowolnie się uśmiecham aż Iza z Andżelą wymieniają porozumiewawcze
spojrzenia. Ignoruję je. HM, W SUMIE TO ZAWSZE CHCIAŁAM BYĆ
PORWANA. TO PODOBNO TAKIE ROMANTYCZNE. ALE TAK SERIO TO
DZISIEJSZY DZIEŃ CHYBA ODPADA. NAPRAWDĘ MUSZĘ SIE
TROCHĘ POUCZYĆ. I TOBIE TEŻ TO RADZĘ. Odpisuję mu siedząc już w
szkolnej ławce ( bo właśnie rozpoczęła się kolejna lekcja) W TAKIM RAZIE
MOŻE POUCZYMY SIĘ RAZEM? Nadchodzi jego kolejna odpowiedź.
Dyskretnie wysyłam mu następną i jeszcze kilka innych. W ten sposób
zmarnowałam całą biologię. Jednocześnie zauważam, że chyba w rozmowach
telefonicznych (a raczej SMS-owych nieźle nam z Krzyśkiem idzie. No bo
nawet się nie pokłóciliśmy. Więc może powinniśmy ograniczyć nasze kontakty
do niebezpośrednich? Znów o mało co nie wybucham śmiechem, co raczej
byłoby nie wskazane na korytarzu pełnym innych dzieciaków.
– Hej, obudzisz się wreszcie?- doganiają mnie moje przyjaciółki- Od rana
jesteś cała w skowronkach. Opowiadaj jak tam na pierwszej randce?- pyta
Izabela.
– No cóż, fajnie- odpowiadam bez emocji ( a przynajmniej się
staram).Byliśmy w kinie- potem trochę streszczam im przebieg mojego
spotkania z Krzysztofem. Cieszą się chyba gorzej ode mnie.
– Mówiłam ci, że to twój książę z bajki!-drze się Andżela próbując
przekrzyczeć harmider podczas przerwy na korytarzu. No cóż, to nie to
samo co Brylantowe Liceum, w którym dzieciaki były stonowane,
wyciszone i kulturalne.
– To super, że już się nie kłócicie.- dodaje Izabela.
– A kto powiedział, że się nie kłócimy? Przez cały czas dżemy ze sobą
koty- wybucham śmiechem, co lekko dezorientuje dziewczyny- Ale tak
względnie, to wszystko między nami w porządku- uspokajam je.
– Widzę. Po raz pierwszy byłaś z czegoś nieprzygotowana. Aż jestem w
szoku, że tak cię wzięło. A przypomnij sobie jak się bałaś.
– To nie ma nic do rzeczy. Po prostu zapomniałam o tym i już.
– Jejku, kiedy wreszcie przestaniesz zaprzeczać, że jesteś w nim zakochana
na maksa?
– A jak mam nie zaprzeczać skoro to nieprawda? Po prostu lubię go
denerwować i tyle.- Andżela wybucha śmiechem.
– Ta, jasne. Lepiej chodźmy już na tą matę.- w drodze mruczy wciąż pod
nosem- Od nienawiści do miłości...jakie to romantyczne.
Gdy kończę zajęcia Krzysiek już czeka na mnie w tym samym miejscu co
wczoraj. Jego auto robi tak wielkie wrażenie na jednym z moich kolegów, że
bez zażenowania podchodzi razem ze mną do Kamińskiego pytając o
pojemność silnika, ilość koni mechanicznych i inne parametry których nawet
nie potrafię spamiętać. Krzysiek posyła mi zdziwione spojrzenie, a ja tylko się
uśmiecham. Z rezygnacją zaczyna wyjaśniać wszystko obcemu sobie
chłopakowi. Gdy wreszcie odchodzi Kamiński pyta mnie:
– Co to za koleś?
– To Marcin Hilarczyk z równoległej klasy, mój kolega.
– Ależ masz uciążliwych przyjaciół. Skąd go znasz?
– Byłam z nim na studniówce.
– Co?- pyta mnie zamierając z kluczykiem w stacyjce.- Chodziłaś z nim?
– No co ty.- śmieję się- Po prostu mnie zaprosił, więc się zgodziłam. W
zasadzie to jest kumplem Andżeli.
– Więc ty mu się podobasz- raczej stwierdza niż pyta.
– Na pewno nie. Po prostu zaprosił mnie, bo tak nam było wygodniej.
– Mogłaś iść sama.
– A co ci właściwie chodzi, co?- mówię lekko już poirytowana jego
zachowaniem. - Ty pewnie byłeś sam na balu, co?
– Byłem z koleżanką mojej siostry.
– No właśnie, więc czemu się mnie czepiasz?
– Nie czepiam się- znów milczy jakby się na mnie obraził. A ja nie mam
zamiaru pierwsza się odzywać. Mi to nie przeszkadza. Może sobie nawet
milczeć do końca życia.
– Hej, gdzie jedziesz? Mówiłam ci, że dzisiaj muszę się trochę pouczyć.-
odzywam się po kilku minutach jazdy i zrywam swoje postanowienie
niemówienia. Z konieczności.
– Jak to gdzie? Coś zjeść. Przecież dopiero wyszłaś ze szkoły.
– Zjem w domu. Odwieź mnie.
– Co?
– Chce już wrócić do domu.
– Jak chcesz.- Zgadza się potulnie. Aż mnie zatyka z wrażenia. Jak to?
Więc nie będzie mnie ani trochę namawiać? Już otwieram usta żeby coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili milknę. Nie będę go prosić. Jeśli nie
chce to nie. Znów milczymy przez kilkanaście minut aż dojeżdżamy do
mojego domu. Odpinam pasy, ale nie ruszam się z miejsca. Próbuję
złapać wzrok Krzyśka i coś z niego wyczytać, ale on patrzy prosto przed
siebie. Zaczynam powoli zakładać kurtkę.
– No to cześć.- mówię nieśmiało i otwieram drzwi auta. Ale nagle budzi się
we mnie złość. Jak on śmie mnie tak traktować?- Czemu się tak
zachowujesz? Hej, odwróć się jak do ciebie mówię.- rozkazuje mu nieźle
rozjuszona. Gwałtownie odwraca się w moją stronę. Aczkolwiek robi to
niechętnie. Moja wściekłość osiąga apogeum.
– Przecież chciałaś jechać do domu.- wzrusza ramionami jakby nic sobie z
tego nie robił. Mam ochotę wydrapać mu oczy.
– Wcale nie chciałam.
– Więc po co kazałaś mi siebie tu zawieść?
– Bo mnie wkurzyłeś!- wydzieram się na niego zbliżając twarz do jego
twarzy. Widać, że też jest na mnie zły.
– Tak? A czym cię niby wkurzyłem, co? Przynajmniej nie zatajam przed
tobą ważnych faktów.
– Jakich ważnych faktów?
– Na przykład o istnieniu ,,przyjaciela”- wymawia ostatnie słowo znacząco.
– Wiesz, zastanawiam się czy powinnam się cieszyć, że według ciebie
jestem taka rozchwytywana czy martwić, że takie masz o mnie zdanie.
– Nie o to chodzi. Ale Karol...
– A więc wszystko sprowadza się do tego, tak? Wciąż myślisz, że coś mnie
z nim łączy?
– Przeistaczasz moje słowa.
– Więc wytłumacz mi to.
– Jejku, byłem po prostu zaskoczony i tyle. Czasami mówisz mi o jakiejś
rewelacji wspominając o tym mimochodem jak o nic nie znaczącym
szczególe.
– Krzysiek, przecież my właściwie to niewiele o sobie wiemy. Nie wiesz na
przykład, że nie cierpię owsianki, nie znoszę gdy ktoś wchodzi do mojego
pokoju bez pukania czy traktuje protekcjonalnie..-zaczynam wyliczać
rzeczy które pierwsze przychodzą mi do głowy. Kamiński uśmiecha się
do mnie lekko.
– Ale wiem, że jesteś odważna i pełna życia; masz cięty język i potrafisz
użyć go w każdej sytuacji. Jesteś lojalną przyjaciółką i nie liczą się dla
ciebie tylko pieniądze. Potrafisz być kapryśna i złośliwa, zwłaszcza w
stosunku do mnie.- kończy innym tonem usiłując zbagatelizować nieco
swój pompatyczny początek. Ale jego słowa sprawiają, że złość we mnie
gdzieś wyparowuje. Wpatruję się w niego uważnie. Jest lekko
zakłopotany.
– Ja...no cóż z tą kapryśnością to trochę przesadziłeś.- próbuję rozładować
sytuację.- I ze złośliwością. Wcale taka nie jestem.
– Jak to nie? A kto wciąż docina mi na każdym kroku?
– Tylko jeśli na to zasłużysz.
– A teraz zasłużyłem?
– No tak. Bo to ty byłeś kapryśny.- Krzysiek wygodnie opiera się łokciem o
wezgłowie fotela posyłając mi kpiarską minę.- Strzelać focha za takie
błahostki?
– Nie strzelam focha. Nie jestem dziewczyną.
– Właśnie widać.- prycham.
– Co to miało niby znaczyć?
– Nic. Tak sobie tylko mruczę.- zapewniam szybko.
– Ty...- robi groźną minę, która tylko mnie bawi. Spontanicznie mierzwię
mu włosy. Ale on reaguje na to zupełnie inaczej niż się spodziewam.
Zamiera na dłuższą chwilę aż zaczynam żałować tego co właśnie
zrobiłam.
– To ja już pójdę- postanawiam się ulotnić.
– Nie idź jeszcze.- zatrzymuje mnie chwytając mój nadgarstek. Biorąc
głęboki wdech podnoszę na niego zażenowany wzrok. Zaczynam czuć się
niezręcznie.
– Przepraszam. Ja...- urywam gdy zauważam, że zbliża do mnie swoją
twarz. Niemal czuję uczucie deja vu.
– Mogę cię pocałować?- pyta mnie cicho. Znów spuszczam nieśmiało
wzrok. Boże, dlaczego jestem taka zażenowana? Krzysiek podnosi moją
brodę do góry- Agnieszka?- kiwam tylko głową.
– I nie będzie żadnego odwracania głowy i twarzy?- powtarzam gest
kiwnięcia. Po chwili obawiam się, że on rezygnuje z tego pomysłu.
Wtedy dostrzegam, że jego twarz zbliża się do mojej. A moje serce
zaczyna mocniej bić. Aż w końcu czuję na ustach jego ciepłe wargi, które
delikatnie muskają moje. Początkowo nie jestem w stanie nic zrobić, ale
już po kilku sekundach niezależnie od siebie uchylam delikatnie wargi.
Potem wplatam rękę w kark Krzyśka (również bezwiednie ) i zaczynam
odwzajemniać pocałunek wyzbywając się gdzieś całej bierności.
Jednocześnie czuję gdzieś w głębi siebie jakąś radość i dziwny ucisk w
brzuchu. To się chyba nazywają motylki, czy coś takiego. Nareszcie
zrozumiałam o co chodzi tym wszystkim niewyżytym romantycznie
nastolatkom gdy o tym wspominały.
– Dlaczego się uśmiechasz?- pyta mnie Krzysiek gdy w końcu kończy
pocałunek. Jego twarz nadal niemal styka się z moją. Kręcę tylko lekko
głową.
– Bez powodu.
– I jak tam wrażenia?
– Jakie wrażenia?
– No z pierwszego pocałunku.
– Hmm, no cóż- zastanawiam się- Myślę, że powinnam to dogłębnie
przeanalizować i dopiero wtedy dam ci gotową odpowiedź.
– Więc może odświeżę ci nieco pamięć?- pyta znów dotykając moich warg.
Ale tym razem moje odczucia są dużo silniejsze. Bo wiem czego się
mogę spodziewać. I oprócz znanego mi uczucia lekkiego odurzenia
zaczynam czuć lekkie gorąco. A może to przez kurtkę? (W końcu w
samochodzie jest ciepło.) I dlatego jest jeszcze cudowniej. Mimo to
oddalam się od Krzyśka żeby złapać oddech.
– Chyba powinnam już iść. Tym razem naprawdę.- z twarzy Krzyśka nie
schodzi ten głupi uśmiech satysfakcji. Kiwa głową.
– Zadzwonię do ciebie wieczorem. Będziesz miała czas?
– Raczej tak.- odpowiadam wychodząc, ale Krzysiek znów łapie mnie za
rękę.
– Zacznij chodzić w wisiorku, dobrze? Tym, który ci dałem.
– Ummm, dobrze.- odpowiadam tylko i wysiadam z samochodu. Stając
czuję lekką niemoc w nogach. Boże, dlaczego ten głupi pocałunek
wywarł na mnie takie wrażenie? Przecież to tylko zetknięcie warg, nic
więcej prawda? A może i nie...
– To był ten sam chłopak co poprzednio?- jak Filip z konopi wyskakuje
przede mną moja młodsza siostra gdy tylko przekraczam próg domu.
Nawet nie zdążyłam zdjąć kurtki.
– A co cię to obchodzi? Ja nie pytam cię o twoich wszystkich chłopaków.
– Jeju, a więc to naprawdę twój chłopak?- łapie mnie za słowo.
– Wcale nie- obruszam się, bo wiem że moja siostrzyczka zaraz rozgłosi to
po okolicy.
– Jak to nie? Widziałam jak się mizialiście w samochodzie.
– Co robiliśmy?- pytam zaskoczona negatywnym wydźwiękiem tej nazwy.
No bo dla mnie ten pocałunek coś znaczył; mizianie sugeruje coś wręcz
przeciwnego.
– Widziałam was z okna- piszczy radośnie- Jak powiem mamie, że moja
świętoszkowata siostra...
– Hej, przecież dałam ci na ten fluid, pamiętasz?
– Ale to było za misia.
– Ty materialistko!- wydzieram się na nią.- Zejdź mi z drogi jak nie chcesz
zarobić w ucho.
– Masz jeszcze trzy godziny żeby się nad tym zastanowić, bo mama będzie
dziś około siódmej.- dodaje na odchodnym wchodząc na górę. Jejku, jaka
jest w dzisiejszych czasach ta młodzież, myślę ignorując fakt, że póki co
ja też do niej należę.
Oczywiście daję mojej siostrze drobne kieszonkowe jak ona to nazywa żeby
siedziała cicho. I nie chodzi mi o to, żeby mama nie dowiedziała się o
pocałunku. Po prostu wiem, że Mariola potrafi tak wszystko wyolbrzymić, że
zapewne ostateczna wersja będzie taka, że kochałam się z Krzyśkiem w tym
samochodzie. I oczywiście przestraszona mama w to uwierzy. Lekko wytrącona
tym z równowagi biorę się za lekcje, co jakich czas wymieniając wiadomości z
Izą i Andżeliką na czacie. Gdy jest już dziewiąta zaczynam wyczekiwać
telefonu od Krzyśka. Ale on nie dzwoni ani o dziesiątej, ani o jedenastej czy
nawet dwunastej. I przez tego idiotę się nie wysypiam. Rano budzę się w nie
najlepszym humorze. I postanawiam sobie, że jeśli tylko Krzysiek będzie chciał
do mnie zadzwonić to nie odbiorę. Niech sobie dzwoni idiota jeden. Jednak
jedyną osobą która kontaktuje się ze mną jest Maja. Jak zwykle szczebiocze o
wszystkim i o niczym, przez co marnuje mi całą długa przerwę. Mimo to jestem
zadowolona, bo udaje mi się wymigać od spotkania z nią. (To nie tak, że jej nie
lubię, ale po prostu nie mam czasu.) Gdy kończę zajęcia postanawiam iść do
biblioteki publicznej aby przygotować pracę maturalną na język polski. I
wychodząc wcale nie zerkam na parking (tylko po prostu rozglądam się
dookoła) szukając Krzyśka. Nie mam zamiaru pierwsza do niego pisać.
Przez prawię godzinę szukam przydatnych mi książek dotyczących gotyzmu i
gotycyzmu w romantyzmie (co wiąże się z moim tematem na prezentację
maturalną z polskiego). I wciągam się tak bardzo, że nawet nie zauważam jak
ktoś dosiada się do mojego stolika.
– Hej- odzywa się do mnie męski głos. Podnoszę głowę i uśmiecham się.
– Karol? Cześć. Co ty tu robisz?
– Dowiedziałem się pocztą pantoflową od Bartka, że tu będziesz. Więc
postanowiłem dowiedzieć się co u ciebie słychać.
– W porządku. Choć teraz jestem zawalona nauką- wymownie wskazuje
ręką na stos leżących wokół mnie książek.
– Wow, też lubisz powieści grozy?- pyta biorąc pierwszą leżącą z brzega
książkę.
– Żartujesz? Kocham je. Nie mów, że ty też.- kiwa tylko głową śmiejąc się.
– No widzisz ile nas łączy. Powinniśmy zostać parą.
– Nie pajacuj. Niestety mam biust i długie włosy. Może gdy zdecyduję się
na zmianę płci dam ci znać.- szepczę cicho. Oboje wybuchamy
śmiechem.
– Będę o tym pamiętał- udaje, że poważnie do tego podchodzi- A jak
układa ci się z Krzyśkiem?
– Z nim? Jak zwykle-odpowiadam zła już na samo jego wspomnienie.
– No nie, co znów zrobił?
– A co miał zrobić?
– Przecież widzę, że jesteś zła.
– Lepiej powiedz mi kiedy nie jestem na niego zła. Będzie łatwiej i krócejpróbuję
żartować, ale wychodzi mi to raczej blado. Bo czasami nachodzą
mnie takie momenty, że to wszystko nie ma sensu i wcale nie powinnam z
nim niczego zaczynać. Ale gdy przypominam sobie czas z nim spędzony
lub jestem z nim w ogóle zastanawiam się jak mogłam o tym myśleć.
Zwłaszcza wspominając wczorajszy pocałunek....
– Aga?
– Hm?
– Pytałem czy mam go opieprzyć.
– Och, daj spokój. Poradzę sobie z nim. Lepiej opowiedz mi trochę o sobie
i twoim partnerze.- Karol nachyla się lekko w moją stronę.
– A co? Chcesz znać wszystkie pikantne szczegóły?- żartobliwie uderzam
go w ramię.
– Hej, ani mi się waż- śmiejemy się oboje. A ja czuję jak wreszcie się
odprężam.
Krzysiek dzwoni do mnie dopiero wieczorem. Mimo, że wcześniej obiecałam
sobie, że nie odbiorę od niego telefonu robię to.
– Halo?
– Aga? Gdzie podziewałaś się przez całe dzisiejsze popołudnie?
– Byłam w bibliotece.
– Czemu mi nie powiedziałaś?
– Bo nie pytałeś.
– Zostawiłem ci z pięć wiadomości- No tak rzeczywiście jak wyszłam z
biblioteki (tzn tuż przed zamknięciem, bo jakoś dobrze rozmawiało mi się
z Karolem) to miałam kilka nieodebranych połączeń. Mimo to gryzę się
w język,żeby nie dodać, że Karol jakoś potrafił mnie znaleźć bez
telefonowania.
– Tak wiem, byłam w bibliotece i wyłączyłam dźwięki, więc nie
słyszałam.- w słuchawce po drugiej stronie zalega cisza- Halo, jesteś tam?
– Jestem. Znowu się o coś gniewasz?
– Mam się o coś gniewać? Dlaczego? Bo obiecałeś, że do mnie zadzwonisz
a wcale tego nie zrobiłeś...-urywam uświadomiwszy sobie własną gafę.
Kretynka. Idiotka do kwadratu. Słyszę w głośniku jakiś skrzek który
bardzo przypomina śmiech.
– Więc to dlatego. Przepraszam, po prostu zepsuła mi się komórka, a tylko
tam miałem zapisany twój numer. - Jasne, każda wymówka jest dobra,
myślę.
– Ok, nie ma sprawy.- udaję, że nic mnie to nie obeszło.
– Czekałaś na niego?
– Miałabym czekać na telefon od ciebie? Chyba żartujesz.- znów ten
śmiecho-skrzek.
– A więc czekałaś. Więc możemy porozmawiać teraz.- wchodzę na łóżku
wygodnie się na nim rozkładając.
– Hm, o czym?
– O czym chcesz. Na przykład o tym jak bardzo za mną tęskniłaś czekając
na mój telefon- prycham rozdrażniona.
– Wcale nie tęskniłam.
– A ja tak- odpowiada poważnie. Momentalnie podnoszę się i opieram na
łokciach.
– Naprawdę?- pytam jakby żebrząc o potwierdzenie. Ale nic nie mogę na to
poradzić.
– Tak. Naprawdę, głuptasie. Zwłaszcza po tamtym pocałunku.- na samo
wspomnienie rumieniec wykwita mi na policzki i cieszę się w duchu, że
on nie może tego zobaczyć.
– Hm- chrząkam nie wiedząc co odpowiedzieć. Więc po prostu mówię
prawdę.
– Ja też.
– Wow, robisz postępy. Zaczynasz przyznawać się do swoich uczuć.
– A co, prowadzisz mój dziennik pod tytułem: Uczucia Agnieszki
Młynarczyk ?
– Tak. Bo ty chyba zajmujesz się prowadzeniem dziennika pod tytułem:
Dobre Uczynki Krzysztofa Kamińskiego- na te słowa uśmiecham się pod
nosem.
– Ymh- przytakuje- Ostatnio jakby jest ich coraz więcej.
– To chyba dobrze co?
– Tak, jesteś na dobrej drodze żeby stać się świętym.
– Bez przesady. Żywot świętego mi nie grozi.
– Jestem tego pewna- mruczę do słuchawki.
– Osz ty, co to niby miało znaczyć?- wybucham śmiechem i droczę się z
nim w ten sposób jeszcze przez kilka minut. Po ponad pół godzinie
kończymy rozmowę. Wtedy biorę z półki wielkiego białego misia i
przytulam go do siebie. Potem odrywam się jeszcze kołdrą i z uśmiechem
na twarzy usypiam.
Kolejnego dnia po szkole Krzysiek ma trening hokeja (na tak, przecież razem z
Karolem są w szkolnej reprezentacji, a teraz gdy Zawadzki ma złamaną rękę
przejął funkcję kapitana), więc umawiam się z nim dopiero około siódmej. I jak
zwykle to bywa czas dłuży mi się niemiłosiernie. W pewnym momencie z
rozmyślań wyrywa mnie Andżelika.
– Aga masz ochotę iść do kina? Na jutro nie mamy nic ciężkiego, więc
mogłybyśmy się przejść. O ósmej jest...
– Sory Andżela, ale dzisiaj nie mogę. Umówiłam się z Krzyśkiem.
– No tak, teraz obie księżniczki nie mają dla mnie czasu- udaje głęboki
smutek.
– I mówi to najbardziej rozrywkowa dziewczyna jaką znam.
– Bez przesady- mruga do mnie okiem.- I co ruszyliście się z Kamińskim
trochę do przodu?
– Jak to: do przodu?
– No czy przeszliście do następnej bazy.- mówi znacząco.
– No wiesz, co? Ile ja z nim chodzę? Cztery dni?- obruszam się.
– Przecież chodziłaś z nim już wcześniej.
– Ale tamto było tylko udawane.
– Tere, fere. Właśnie widać jakie udawane.
– Zresztą nieważne. Nie mam zamiaru z tobą o tym dyskutować.
– U, a więc coś już się ruszyło, tak? No tak, zniknęła ci przecież aureola.
– Do niczego między nami nie doszło. Daj mi już spokój- ochrzaniam ją ze
śmiechem, bo nie jestem w stanie utrzymać powagi.
– Więc może dzisiaj? Włóż jakieś seksowne wdzianko a od razu się na
ciebie rzuci.
– Andżela!
– No co, nie chciałabyś zobaczyć go bez ubrania?- pytanie Andżeli
mimowolnie pobudza moją wyobraźnię. Szybko potrząsam głową żeby
pozbyć się wizji szerokich ramion i klatki piersiowej Krzyśka. Bo już nie
raz nosił przylegające koszulki, więc to na pewno mogę stwierdzić.
– A tobie co do tego? Myślisz, że potem ci wszystko opowiem? Chyba
żartujesz.
– Nie bądź taka. Fajnie byłoby posłuchać na ten temat relacji z pierwszego
razu.- gromię ją wzrokiem- A tak w ogóle to on wie, że ty nigdy...?
– Skąd mam wiedzieć?
– Nie powiedziałaś mu?
– A po co on ma to wiedzieć? Co według ciebie na pierwszym spotkaniu
powinnam mówić coś w stylu: hej mam na imię Agnieszka, nie mam
żadnych chorób zakaźnych i nie spałam jeszcze z facetem? Poza tym to ja
nie zamierzam sypiać z Krzyśkiem
– W sumie to byłoby uczciwe...co? Tylko nie mów mi, że religia ci nie
pozwala albo moralność, bo chyba padnę trupem.
– Pogięło cię? Nie o to chodzi- śmieję się.- Po prostu nie zamierzam robić
tego z kimś kogo nawet nie znam. Przy Krzyśku wciąż się krępuje i nie
wyobrażam sobie jakbym miała zdjąć przy nim buty a co dopiero bluzkę.
– Jaka skromnisia- przekomarza się ze mną Andżelika- Ale chyba wiem o
co ci chodzi. Tylko nie mogę uwierzyć, że wcale nie ciągnie cię do
Krzyśka.
– Dla mnie liczy się coś więcej niż wygląd.
– Więc teraz Kamiński nie jest wcieleniem wszelkich wad?
– No coś ty. Okazuje się, że nie tak bardzo zły jak myślałam- zaprzeczam
gwałtownie dopiero po fakcie orientując się, że to był tylko żart mojej
przyjaciółki aby zobaczyć moją reakcję. Śmiejąc się kręci gwałtownie
głową
– O jejku ty naprawdę zakochałaś się w nim na zabój.
Gdy nadchodzi godzina spotkania z Krzyśkiem (nareszcie), tak jak to wcześniej
ustaliliśmy czekam na niego przy głównej szosie. Idąc we wskazanym kierunku
dostrzegam inną postać. Gdy przybliżam się niej (bo idziemy naprzeciw siebie)
widzę, że to Michał Morawski.
– To ty Aga? Co tu sama robisz?-wita się ze mną.
– Cześć. Umówiłam się tutaj z kimś.
– Ja wracam z pizzerii. Mówię ci totalny nawał pracy – zaczyna opowiadać
mi zupełnie nie pytany o zdanie. Bo przecież go o to nie prosiłam.
Zaczynam przeczuwać kłopoty, bo na moim zegarku dochodzi już pięć po
siódmej. A to znaczy, że zaraz zjawi się Krzysiek swoim samochodem. I
rzeczywiście z oddali widzę już rozpędzone bmw. Zastanawiam się jak
grzecznie mu przerwać, żeby uniknąć kolejnej awantury. Powiedzieć mu:
idź już, bo właśnie nadjeżdża osoba która złamała ci nos? (który, co
zauważam, dopiero co zdążył się zagoić) A może to ja powinnam szybko
uciec w przeciwnym kierunku aby Krzysiek podjechał trochę dalej od
Michała? Ale nic z tego. Bo właśnie teraz Krzysiek podjeżdża do nas i
gasi silnik samochodu. W panice zerkam w lewo to na Morawskiego, to z
prawej na Kamińskiego. Jejku, a jeśli znów się pobiją? Krzysiek
wychodzi z samochodu z uśmiechem na ustach. Po chwili jednak
poważnieje widząc z kim jestem.A ja już w myślach widzę, że zbliża się
kolejna awantura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz