Gdy wracam z pracy, jak to zwykle lubię rzucam się na łóżko. Czuję się
psychicznie i fizycznie wyczerpana; nie mam siły nawet pomyśleć o tym, że
wreszcie uwolniłam się od Kamińskiego, a Michał prawdopodobnie jest teraz w
drodze na pogotowie. I choć wiem, że powinnam do niego zadzwonić i jeszcze
raz przeprosić nie robię tego. Zamykam oczy i powoli odpływam...
Gdy się budzę (a w zasadzie robi to moja młodsza siostra) jest już prawie
siódma. Okazało się, że mama właśnie wróciła z pracy i dowiedziała się od pani
Morawskiej (tzn matki Michała) o tym co stało się po południu. Z troską pyta
mnie o szczegóły konfliktu, moją znajomość z Krzyśkiem (którego uważa za
bandytę) i informuje, że Morawscy mają zamiar zgłosić to na policję.
Przełykając głośno ślinę już oczami wyobraźni widzę Krzyśka za kratkami.
Chociaż nie, pieniądze mogą wszystko, jak zwykł mi mawiać. Na pewno nic
mu nie będzie. Nie mam powodu żeby się o niego martwić. Bo ja tak w ogóle to
się o niego nie martwię. Wcale a wcale. Tylko denerwuje mnie moja mama
opisując go jakby był jakimś recydywistą (oczywiście tych bajek naopowiadała
jej Morawska) i dopytując się czy, rzeczywiście jest moim chłopakiem. W
końcu, totalnie wkurzona wykrzykuje, że już nie jest i że dzisiaj zerwaliśmy ze
sobą (choć tak naprawdę nigdy nie byliśmy parą). Mama patrzy na mnie
zaskoczona, bo dotąd nie podniosłam na nią głosu. Szybko ją przepraszam
tłumacząc się wytrąceniem uwagi i z powrotem zamykam się w swoim pokoju.
Znów próbuję spać, ale dzisiejszy dzień tak mnie przytłoczył (albo powodem
jest moja wcześniejsza drzemka), że nie mogę. W głowie kłębi mi się masa
myśli: Krzysiek, Michał, bójka, kłótnia, zerwanie, zakład...a najgorsze jest to,
że mimo tego jak Kamiński mnie dzisiaj potraktował mam ochotę ostrzec go,
napisać mu SMS i powiedzieć o tym donosie na policję. I naprawdę walczę ze
sobą, żeby tego nie zrobić.
Kolejny dzień weekendu upływa mi na nauce (w końcu matura za miesiąc) i
spotkaniu z Andżelą (no tak, Iza z Bartkiem). Opowiadam jej o zakończeniu
zakładu z Krzyśkiem i wczorajszej bójce.
– Myślisz, że on naprawdę doniesie na Krzyśka? Może powinnaś to jakoś
wytłumaczyć Morawskim...
– Żartujesz? Matka Michała uważa, że to ja jestem temu wszystkiemu
winna.- gdy przyjaciółka unosi na mnie zdziwione spojrzenie, wyjaśniam-
Ubzdurała sobie, że pobili się o mnie.
– A to dobre. Więc nie wie, że jej Michaś lata za twoją siostrą?
– Nic do niej nie dociera. Poza tym chyba powinnam odwiedzić Michała
nie sądzisz? Nadal czuję się trochę współwinna temu co się stało.
– Przecież to Krzysiek go pobił.
– I co z tego? Ale ja tam byłam. On złamał mu nos i łuk brwiowy...- mówię
przypominając sobie jego zakrwawioną twarz i nagle ogarnia mnie złość-
Jak można być takim brutalem?
– Aga, a tak w ogóle to o co poszło?- pyta mnie. A ja momentalnie
zamieram.
– W sumie to...eee... nie wiem- dukam.
– Jak to nie wiesz? Nie pytałaś Krzyśka?
– A czy to ważne? Pobił go i kropka.
– Wiesz co, czasami jesteś dziwna. A jeśli miał jakiś powód?
– Więc teraz można mieć powód do zmasakrowania człowiekowi twarzy?
– Aga, jesteś niesprawiedliwa. Przecież istnieje coś takiego jak obrona
własna.
– Tylko zapominasz, że jak przyszłam to Krzysiek okładał Michała, nie na
odwrót.
– A wiadomo kto zaczął? Dyskryminujesz faceta bo umie się bić? Ty go
naprawdę musisz nie cierpieć. Zawsze jesteś sprawiedliwa i starasz się
obiektywnie ocenić sytuację o jeśli chodzi o Kamińskiego to...
– Nie rozmawiajmy o tym- proszę ją- Lepiej powiedz mi jak tam powtórka
na matę z algebry. Mamy jutro test, pamiętasz? Chodźmy lepiej coś
powtarzać.- Andżelika niechętnie spełnia moje polecenie.
W kolejnych dniach nie mam niemal czasu na żadne rozrywki. Nauczyciele, z
racji tego, że szkoła przez dwa miesiące praktycznie nie funkcjonowała chyba
starają się nadgonić materiał. W kółko ględzą tylko o maturze, karzą powtarzać
i obkuwać. Jęcząc staram się wszystko ogarnąć, ciesząc się, że przynajmniej nie
mam czasu kiedy myśleć o wspomnieniach z pobytu w elitarnej szkole dla
bogaczy. No bo naprawdę jakoś mi tak teraz dziwnie. Człowiek zbyt łatwo
przyzwyczaja się do luksusu.
Na polskim znów mamy powtarzać lektury. Mówię: znów, bo przecież w
Brylantowym Liceum robiliśmy to samo. (czy nauczyciele naprawdę myślą, że
przez ostatnie dwa miesiące niczego się nie nauczyliśmy?) Po kolei brniemy
przez starożytność, średniowiecze i kolejne epoki. Gdy dochodzimy do ,,Jądra
ciemności” Josepha Conrada przypominam sobie naszą zażartą polemikę z
Kamińskim w Brylantowym Liceum. Usiłuję nie myśleć o tym, czego się wtedy
o nim dowiedziałam, ale nie potrafię. Bo jego słowa jak echo wciąż
pobrzmiewają w mojej głowie. Podczas jednej z przerw dzwoni do mnie Maja.
Chyba nadal myśli, że chodzę z jej bratem, bo nic się nie zmieniło w naszych
wzajemnych relacjach. Prosi mnie o spotkanie w z centrów handlowych. Po
namowie Izy i Andżeli zgadzam się (bo Maja obiecuje zabrać nas wszystkie
trzy i przysłać własnego szofera co niezmiernie bawi moje przyjaciółki) W nie
najlepszym nastroju, tylko włóczę się za nimi co i raz oglądając jakąś bluzkę
czy naszyjnik. W pewnym momencie zatrzymuję się gwałtownie.
– Co się stało?- śmiech Izy zamiera gdy zatrzymuje się obok mnie- Na co
tak patrzysz?
– Ten miś...- mruczę
– Co jaki...a tamten. Ładny, nie?- domyślnie mówi zerkając w tę stronę co
ja. Dochodzi na nas Maja z Andżelą.
– Czemu tak stoicie?- pyta
– Adze spodobał się ten pluszak- odpowiada Iza, bo ja nadal jestem w
szoku. Majka uśmiecha się do mnie porozumiewawczo.
– Mi też się spodobał. Wiesz, nawet gdy Krzysiek odwoził mnie któregoś
dnia tutaj na zakupy powiedziałam mu, że powinien ci go kupić. Zaraz,
zaraz to chyba było nawet przed twoimi imieninami i jarmarkiem,
wiesz?- pogłębia mnie jeszcze bardziej. A więc tego pluszaka bez
nadawcy w moje imieniny przysłał mi Krzysztof...- Nie martw sięniewłaściwie
interpretuje moją minę- Jeśli chcesz powiem mu, żeby ci
kupił.
– Nie!- zaprzeczam gwałtownie aż Iza z Andżelą posyłają mi wymowne
spojrzenia: A więc ona nie wie, że zerwałaś z jej bratem? Aby nieco
zamaskować swoją reakcję dodaję łagodniej- Nie o to chodzi. Mój
młodszy kuzyn ma niedługo urodziny i pomyślałam, że to może być dla
niego świetny prezent. To dlatego.
– W takim razie chodźmy.- Maja radośnie łapie mnie za dłoń i ciągnie w
stronę następnego sklepu. A ja próbuję nie myśleć o tym, że Krzysiek
zawsze robił tak samo.
Wczesnym wieczorem, gdy jestem już w domu pierwsze co robię to zaglądam
do dolnej szuflady biurka. Wyciągam z niej małego prosiaczka (maskotkę z
loterii) i złoty łańcuszek. Znów czytam miniaturową dedykację: Jak te dwie
nici losy nasze złączone ze sobą na zawsze. I nic nie mogę poradzić na to, że
robi mi się jakoś tak smutno. Nagle chowam łańcuszek za siebie, gdy do
mojego pokoju (oczywiście bez pukania) wchodzi Mariola.
– Hajka siostrzyczko masz może pożyczyć trochę kasy?
– Nie nie mam. I powtarzam ci cały czas: pukaj.- w odpowiedzi przewraca
oczami.
– Już dobra. To masz czy nie?
– Nie, nie mam. A nawet gdybym miała to i tak ci nie dam. Nie po to haruję
w restauracji żebyś mogła sobie za to kupić tuż do rzęs.
– Wcale nie!- obrusza się- Po prostu skończył mi się podkład- szczerzę się
do niej wymownie.- Ale jesteś wredna- zmienia taktykę na oczy
skrzywdzonego szczeniaczka. Ale ja nie lubię psów. Wolę rybki w
akwarium.
– Tak, tak już to słyszałam. Coś jeszcze?- nie kończę pytania gdy już jej nie
ma. Odczekuję jeszcze kilkanaście sekund i otwieram dłoń z wisiorkiem.
Ostrożnie wkładam go do szkatułki i chowam głębiej w szufladę. Chyba
będę musiała mu go zwrócić, myślę mając na myśli Krzyśka. Bo sam
mówił, że po zakładzie mam tak zrobić. Chociaż nie dopomina się, więc
może pozwoli mi go zatrzymać? Mam ochotę zatelefonować do niego aby
się zapytać, ale wybierając numer uświadamiam sobie jaka ze mnie
idiotka. Po tym wszystkim mam poprosić go prosto z mostu o drogi
naszyjnik? Chyba już całkiem mi odbija.
Następnego dnia znów muszę wstać do szkoły. Mariola jeszcze tego nie zrobiła,
więc tata każe mi iść na górę i ją obudzić. Wchodząc do jej pokoju pierwsze co
rzuca mi się w oczy to wielki, śnieżnobiały miś leżący na jednej z półek.
– Wstawaj- mówię dość głośno szarpiąc ją lekko za ramię- Dzisiaj do
szkoły pamiętasz?- moja siostra mamrocze coś tylko pod nosem, więc
boleśnie szczypię ją w policzek.
– Au!- wyjękuje zupełnie rozbudzona- Czemu mnie bijesz?
– Nie biję tylko budzę. Już po siódmej.
– Rany- mówi zwlekając się z łóżka. Dopiero wtedy gdy otwiera szafę
wyjmując z niej ubrania upewniona, że nie pójdzie spać, decyduję się
wyjść. Jednak zanim przekraczam próg pokoju biorę pod pachę misia.
– Zabieram go z powrotem do siebie. U ciebie jest za mało miejscawyjaśniam
jej, a gdy zaczyna protestować rzucam- Dam ci na ten nowy
fluid, okej? Gdy zadowolona kiwa głową ja też uśmiecham się
usatysfakcjonowana. Mało co nie wywracam się na schodach gapiąc się
przez całą drogę na mojego półmetrowego pluszaka. Ale gdy jestem już
na dole uświadamiam sobie jak irracjonalnie się właśnie zachowałam.
Dlaczego zabrałam siostrze maskotkę którą wcześniej jej podarowałam?
Przecież nie dlatego, że dowiedziałam się kto ją przysłał...
Po szkole decyduję się na odwiedziny Michała. Ignoruję zmrużone złowrogo
powieki pani Morawskiej gdy pukam do drzwi ich domu. Po kilku minutach
jestem już w pokoju mojego kolegi.
– Hej- witam się z nim- Jak się czujesz?
– Nawet spoko, bo wciąż łykam jakieś proszki- zaczyna żalić mi się na
konieczność siedzenia w domu i niewygodę specjalnego usztywniacza na
nos. Staram się go rozbawić, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Bo nie
czuję się zbyt dobrze po tym jak odkryłam nadawcę misia. Bo teraz czuję,
że Krzysiek chyba naprawdę mnie kochał.
– A więc zerwałaś z tym idiotą?- pyta mnie Michał w pewnej chwili. Już
mam ochotę powiedzieć mu, że tylko ja mam prawo tak go nazywać, ale
ostatnią siłą woli się powstrzymuje. Kiwam tylko głową- Ha, no i dobrze
mu tak. Ma za swoje. Przynajmniej to dobre.
– Jak to przynajmniej ,,to”?
– Och, nawet mi nie przypominaj. Czy wiesz, że te buraki z policji nie
chciały przyjąć mojego zgłoszenia? Nie po to dawałem się wczoraj przez
ponad godzinę obmacywać po twarzy jakiemuś doktorkowi żeby zrobił
mi obdukcję. Miałem nadzieję, że ten idiota jak nie pójdzie siedzieć to
przynajmniej trochę się przestraszy.
– Ale dlaczego?- dopytuję się pełna złych przeczuć.
– Nie wiesz jak działa policja? Jak przejdziesz na pasach w niedozwolonym
miejscu to od razu wlepią ci mandat, a jak człowieka napadają to nic z
tym nie robią.- dotyka ręką kolana- Powiedzieli, że nie mam żadnych
podstaw, bo to ja pierwszy go zaatakowałem.
– Co, co takiego?!- wykrzykuję tak głośno, że aż spogląda na mnie
mrugając oczami. Co z jego złamanym nosem wygląda nieco groteskowo.
– No ja pierwszy niby go popchnąłem, bo nie chciał mi zejść z drogi ale co
z tego? Jakby mnie zabił to też...- Michał jeszcze coś do mnie mówi, ale
ja kompletnie się wyłączam. Jak to? Więc to nie była wina Krzyśka? To
Michał zaczął? Czuję wyrzuty sumienia, gdy myślę jak niesprawiedliwie
go potraktowałam. Pospiesznie żegnam się z Morawskim i wracam do
domu. Nie mogę przestać myśleć o tym, że nie uwierzyłam Krzyśkowi
gdy zapewniał mnie, że ta bójka nie była jego winą.
Nawet przez myśl nie przeszłoby ci, że to Michał zawinił.
Mam powiedzieć, że to moja wina, tak? Nawet jeśli to nieprawda?
Jakie zdanie ma mieć o mnie osoba z góry zakładająca że jestem winien?
Dlaczego nie dałam mu nawet szansy na obronę? Dlaczego z góry założyłam
najgorsze? Przecież ostatnio Kamiński zachowywał się tak jakoś łagodniej:
często się uśmiechał, nikogo nie dręczył i był dla wszystkich miły. Przecież po
wszystkim przeprosił nawet Sylwię Budnicką!
– Dlaczego nie dałam mu niczego wytłumaczyć? Dlaczego?- powtarzam
jak mantrę gdy przychodzą moje przyjaciółki. Już wiedzą o genezie bójki
Krzyśka. A w zasadzie powinnam powiedzieć Michała, bo to on był
winny.
– Agnieszka, uspokój się. Skąd miałaś wiedzieć?- pociesza mnie Iza.
– Nie rozumiesz. Ja nie powinnam zakładać najgorszego.
– Jejku, więc go przeproś.
– Jak mogę go przeprosić? Chyba spalę się ze wstydu...- mówię wpatrując
się przed siebie. Ale w lustrze widzę konspiracyjne spojrzenie Izy i
Andżeli.- O co chodzi?- pytam je.
– Aga, nie obraź się, ale czy ty nie mówiłaś, że chodzisz z nim dla zakładu?
Dlaczego więc obchodzi cię to, co się stało?
– Bo niesprawiedliwie go osądziłam- mówię, bo tylko to przychodzi mi do
głowy. Czuję, że moje zakłopotanie rośnie- Poza tym co to ma znaczyć?
Co sugerujesz?
– Zakochałaś się w nim.
– Zak...zakocha...zakochałam...się?- jąkam- Przecież to śmieszne.- mówię
już normalniejszym tonem. Iza posyła mi zatroskane spojrzenie.
– Kochana, to przecież nic złego. Bartek trochę opowiadał mi o nim i
wiesz, Krzysiek wcale nie jest taki zły.
– Przestań! To nieprawda. Jak według ciebie mogłabym zakochać się w
kimś takim jak on? Przecież on jest egoistyczny i rozpieszczony, zawsze
ma własne zdanie i wszystkich chce podporządkowywać! Jest
apodyktyczny i uparty i...- milknę nagle zawstydzona. W tej chwili twarz
piecze mnie tak, że na pewno przybrała odcień pomidora. Siadam na
skraju łóżka obok Andżeliki- Boże, przecież ja nie mogę czegoś do niego
czuć. Ja go nawet nie lubię.- Czuję jak przyjaciółka obejmuje mnie
ramieniem- I niby za co? Ja nie jestem jakąś płytką lalą która leci na
zewnętrzną aparycję. Nawet gdyby nie miał tych rozwichrzonych
włosów, przekornych iskierek w błękitnych oczach i wysportowanej
sylwetki...-znów przerywam zażenowana swą totalną kompromitacją-
Matko, co ja plotę.- Przecież to mój wróg numer 1- mówię cicho do
siebie. I w tej samej chwili uświadamiam sobie, że używam tego
określenia tylko wtedy gdy chcę sobie wmówić jaki to Kamiński jest zły.
Bez powodu łzy stają mi w oczach.
– Jejku, nie płacz- teraz tulą mnie już obie. Ale mimo iż nie widzę to słyszę
w głosie Izy rozbawienie- Przecież to nie koniec świata, że się w nim
zakochałaś.
– Jak to nie koniec świata?-szlocham- Przecież on gnębił mnie przed całą
szkołą!
– A ja wylałam na ciebie wrzątek w drugiej klasie, pamiętasz? I jakoś nadal
jesteśmy przyjaciółkami.
– Ale zrobiłaś to niechcący.
– Krzysiek źle zrobił, nie usprawiedliwiam go, ale wiesz on naprawdę się
potem starał ci to wynagrodzić. Bartek śmiał się z niego, że po raz
pierwszy tak się trudzi żeby zdobyć jakąś dziewczynę.
– Bo pewnie do tej pory wszystkie pchały mu się do łóżka.
– Aguś, w tej chwili wstawaj, przestań beczeć i jedź do niego.- mówi
apodyktycznie Andżelika i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że
parodiuje Krzyśka. Uśmiecham się mimowolnie.
– Hej, on tak nie robi. Tylko bardziej podkreśla samogłoski- wszystkie trzy
śmiejemy się już razem. Choć mojemu towarzyszą jeszcze łzy.
– To co, mamy jechać z tobą?
– Teraz? Przecież już jest późno.- protestuje, bo nagle dopada mnie panika.
A co jeśli Krzysiek nie będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać?
Przecież nie widziałam go już od dwóch tygodni...
– Teraz masz pietra? Dopiero siódma, jak wsiądziemy w autobus to za
godzinę będziemy w jego dzielnicy. Zadzwoń tylko, że chcesz się gdzieś
spotkać i po sprawie.
– O nie.- w tej chwili moje racjonalne myślenie wraca- Nigdzie nie jadę.
– Jak to?- dziwią się dziewczyny.
– A tak to. To już temat zamknięty i nie chcę już o tym gadać jasne?-
ignoruję zaskoczone miny dziewczyn.
– W ogóle cię już nie rozumiem. A kto przed chwilą ryczał z tęsknoty i
wyznawał miłość Krzyśkowi?
– To już nie ważne- mówię- To tylko zwykłe zauroczenie które mi
przejdzie. Nie zamierzam się z nim więcej kontaktować. Zastanówcie się
tylko: przecież my się tylko kłócimy, prędzej czy później i tak z nim nie
wytrzymam i się rozstaniemy.
– No trzymaj mnie Iza, bo to ja zaraz nie wytrzymam- Andżelika specjalnie
udaje, że Izabela musi ją podtrzymać przed upadkiem- Czyś ty już
kompletnie oszalała? Gdyby tak było to na świecie ślub brałoby tylko
20% osób, bo reszta kończy się rozwodem. No powiedz jej coś- dodaje
patrząc na Izę.
– Myślę, że nasza zakochana złośnica musi się z tym przespać. Gdy w nocy
znów zatęskni za swoim Krzyśkiem rano będzie mówiła inaczej.
Chodźmy, nic tu po nas.
– Już idziecie?
– A co mamy słuchać twoich bredni? Dziewczyno ja na twoim oddałabym
rękę, żeby taki facet jak Kamiński się we mnie zakochał. A to, że od
czasu do czasu jest władczy i stanowczy tylko dodaje mu uro...
– Chodź- popycha Andżelikę Iza uśmiechając się do mnie.- Przemyśl
jeszcze raz to wszystko na spokojnie i się zastanów. Chyba, że nie jesteś
pewna co do niego czujesz. Ale nawet jeśli tak jest chyba i tak powinnaś
się z nim spotkać. Tylko w taki sposób dowiesz się jak jest naprawdę.
Poza tym nigdy nie byłaś tchórzem, prawda?- robi pauzę i dodaje-
Trzymaj się.
– Tak. Do zobaczenia jutro w szkole- mamroczę zamykając drzwi. Boże i
co ja mam zrobić?
Następnego dnia dochodzę do tych samych wniosków co wczoraj (tzn tych
końcowych: że mój związek z Kamińskim nie ma żadnej przyszłości). Dlatego
nie zamierzam go odwiedzić ani nawet zadzwonić czy napisać SMS. W sumie
to przecież on ze mną skończył, prawda? I to on powiedział, że to już koniec.
Dziewczyny trochę mnie jeszcze napastują, ale po kilku dniach dają sobie
spokój. Ale to, że już mnie nie namawiają denerwuje mnie już jeszcze bardziej.
Od kiedy jestem niezdecydowaną idiotką? Od kiedy okazuję się być
niezdecydowaną zakochaną idiotką, odpowiadam sobie w myślach.
– Agnieszka, chodź szybko- do mojego pokoju wbiega (bez pukania)
Mariola i zanim zdążam ją ochrzanić dodaje- Andżelika przyszła. Coś
stało się z Izą.
– Z Izą?- pytam wstając szybko z łóżka i kierując się do przedpokoju-
Andżela, co się stało?
– Och, Aga.- mówi smętnym tonem- Izabela skręciła nogę na lodowisku.
Miała spotkać się tam z Bartkiem, ale on się spóźnił i wiesz jaka ona jest
wkurzyła się i poszła sama- zdenerwowana Andżelika wciąż papla bez
ładu i składu.
– Dobrze, nieważne. Gdzie jest?
– W centrum.
– W centrum? A co ona tam robiła?- pytam, bo tam właśnie znajduje się
dzielnica dla bogaczy. I tam znajdowało się Brylantowe Liceum.
– Mówiłam, że umówiła się z Bartkiem. Chodź już.
– Ta taksówka jest dla nas? Zamówiłaś ją? Ale przecież to wyniesie nas
strasznie dużo...
– Nie marudź. Chodź. Życia naszej przyjaciółki nie da się zmierzyć
pieniędzmi- mówi patetycznie, gramoląc się do auta. Po chwili robię to
samo. W drodze wciąż dopytuje się o szczegóły: no bo Andżela cały czas
papla, ale w sumie nie mówi nic konkretnego. Coś zaczyna mi brzydko
pachnieć kiedy nie pozwala mi do niej zadzwonić.- Nie odbierze. Nie
masz co próbować.
– A skąd jesteś taka pewna? O co tu w ogóle chodzi? Hej, przecież jadąc na
lodowisko powinniśmy skręcić w lewo- mówię gdy dojeżdżamy do
odpowiedniej dzielnicy.- To ściema, tak? Gdzie naprawdę jedziemy?
– Zobaczysz.
– No nie, nie mów mi, że tam czeka na mnie Krzysiek.- proszę ją z nadzieją
– Bingo- klaszcze w dłonie. A moja nadzieja umiera.
– Jak mogłaś? Jak obie mogłyście?- pytam naburmuszona.
– Za parę dni mi za to podziękujesz. I przestań się boczyć. Na twoim
miejscu trochę bym się ogarnęła. Jesteś rozczochrana jak strach na
wróble.
– A skąd miałam wiedzieć, że..- przerywam gdy zdaję sobie sprawę, że
bezwiednie przeczesuje palcami włosy. Natychmiast przestaję to robić.- A
on o tym wie?
– Nie. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Ty też miałaś nie wiedzieć, ale
ja sądziłam, że możesz zareagować trochę dziwnie i wszystko zepsućgryzę
się w język żeby nie powiedzieć jej, że sama domyśliłabym się
prawdy nawet bez jej pomocy.
– A co mu powiedziałyście? Bo chyba nie sądzisz, że przybiegnie do Izy i
jej skręconej kostki.
– O nie. On myśli, że coś stało się z Zawadzkim.- odpowiada ze śmiechem.
– Więc on też jest w to wplątany?- Och, Karol jak mogłeś? Andżela kiwa
do mnie głową.
– Jemu też zależy na waszym pogodzeniu się. Wiesz, chyba jednak cię nie
kocha. Ale to nawet lepiej. Bo ty już masz swojego księcia z bajki.
– Andżela..
– Proszę, nie zaczynaj znowu.
– Nie o to chodzi. Ja...po prostu nie wiem co mam mu powiedzieć, jak się
zachować- robię zakłopotaną minę i dodaje już ciszej (bo nadal jesteśmy
w taksówce)- Przecież ja nawet nie miałam nigdy chłopaka.
– Przeprosisz go ładnie, dasz buzi na zgodę i zobaczysz, że wszystko samo
się ułoży- odpowiada mi z lekceważeniem.- Dziewczyno gdzie tyś się
uchowała?- stwierdza gdy jesteśmy już na miejscu i opuszczamy
taksówkę. Ta odjeżdża szybko.
– Ej, nie chciał zapłaty za taki kawałek?
– Maja go już wcześniej opłaciła.
– Ty, Iza, Karol, Maja- wyliczam- kto jeszcze jest w to wplątany?- pytam
retorycznie
– Bartek. I Andrzej też wie.- mówi, ale widząc moją minę dodaje:- No co,
mieliśmy czekać aż sami się pogodzicie? Przecież obydwoje jesteście
uparci jak osły i trwałoby to kilkadziesiąt lat.
– Wielkie dzięki. Co to w ogóle jest za budynek?
– Hotel- odpowiada Andżela po prostu- Żartuję- śmieje się z moich szeroko
otwartych oczu i ust- To mieszkanie Karola
– Tego Karola? Przecież byłam już u niego w domu wcześniej i on mieszka
gdzie indziej.
– Kochana, taki bogacz może mieć z pięć czy sześć domów. Ale ten jest
przepisany na niego. Chyba prezent na osiemnastkę czy coś takiego.
– Wow, chciałabym dostawać takie prezenty.- mówię gdy już stoimy przed
wejściem- Ty nie wchodzisz?
– Ja?- dziwi się Andżelika- A po co? Potrzebujesz przyzwoitki? Nie martw
się Karol też tam jest- śmieje się do mnie na odchodnym. Czy wszystkich
aż tak bawi ta sytuacja? Bo ja jestem kompletnie przerażona.
– O cześć- drzwi otwiera mi Karol, co nieco mnie odpręża (już
zapomniałam, że zdradził mnie tak samo jak moje przyjaciółki).- Dobrze,
że już jesteś. Krzysiek czeka w salonie, bo tam nikt ze służby nie będzie
wam przeszkadzał. Zaraz cie zaprowadzę
– Poczekaj- chwytam go za dłoń nakazując aby się zatrzymał- Czy on wie,
że to ja do niego przyjdę?
– Nie, chyba nadal się niczego nie domyśla. Biedak, było mi go trochę
nawet żal przez te ostatnie kilka dni. Miotał się, a ja nie mogłem go
poinformować, że jego udręka się skończy.
– Od kiedy to planowaliście?- ale zaraz przetrawiam co właśnie powiedział
m dodaję- I co znaczy: jego udręka?
– A jak myślisz? Odkąd zerwaliście chodzi cały czas jak struty. I może
zignorowałbym to kładąc to na krab jego charakteru gdyby nie to, że
zachowuje się jeszcze gorzej gdy usłyszy twoje imię.- uśmiecha się do
mnie łagodnie- Hej, spokojnie będzie dobrze. Ucieszy się na twój widok.
– Nie jestem tego taka pewna- odpowiadam mu. Bo przecież tylko ja i moje
przyjaciółki znam prawdę o związku z Krzysztofem. Czyli to, że był
tylko fikcją.- Karol?- zatrzymuję go jeszcze przed drzwiami- Gdybyś
usłyszał jakieś damskie krzyki to biegnij mi na ratunek dobra?
– Okej- mówi salutując żartobliwie. A gdy już go nie widzę na korytarzu,
biorę głęboki wdech i otwieram drzwi pokoju. Niemal natychmiast
zauważam siedzącego niespokojnie Krzysztofa. Wygląda na naprawdę
zmartwionego. W końcu myśli, że coś stało się z jego kumplem.
– Agnieszka?- po chwili dostrzega moją obecność- Co ty tu robisz?- pyta
by zaraz sobie odpowiedzieć- Przyszłaś do Karola.
– Nie- mówię tylko na nowo chłonąc każdy detal jego twarzy. W końcu tak
długo go nie widziałam. I jednocześnie upewniam się, że to co do niego
czuje nie jest moim wymysłem o czym informuje mnie przyspieszone
bicie serca- Z nim wszystko w porządku.
– To znaczy, że nie jest w szpitalu tak?
– Nie, to znaczy że nie było żadnego wypadku. To wszystko jest
zaaranżowane.- patrzy na mnie uważnie zastanawiając się chyba nad
sensem moich słów. Widocznie nie znajduje żadnej innej możliwej
interpretacji.
– Nie rozumiem...- kręci lekko głową w dobrze znany mi sposób.- Ale po
co?
– Po to, żebyśmy mogli się pogodzić.- mówię- Nasi przyjaciele uznali, że
potrzebna nam pomoc.- Uśmiecha się do mnie lekko.
– Też o tym nie wiedziałaś?- kiwam twierdząco głową.
– Ale domyśliłam się kilkanaście minut temu.- Kamiński śmieje się krótko.
– Więc oni nadal myślą, że chodziliśmy ze sobą naprawdę? Chyba
powinniśmy uświadomić ich jak jest naprawdę.
– Poczekaj- rozkazuje gdy zbliża się do drzwi.- Chciałam z tobą jeszcze o
czymś porozmawiać.
– W takim razie słucham.
– Bo... ja chciałam cię przeprosić. Za to co wtedy powiedziałam ci o tamtej
bójce. Wiem, że to nie była twoja mina.
– W porządku. Ja chyba też nie zachowałem się wtedy najlepiej więc
jesteśmy kwita.- mimo moich usilnych próśb (oczywiście tylko w
myślach) on nadal trzyma klamkę. Jejku i co teraz? Przeprosiny, buzi i po
sprawie tak? Dzięki za takie rady Andżelika.
– I chciałam ci powiedzieć coś jeszcze.- tym razem patrzy na mnie bez
słowa czekając na ciąg dalszy. Ale co ja mam mu powiedzieć? Przecież
on jest taki poważny i daleki. Może wszyscy się mylą i on wcale aż tak
bardzo mnie nie kocha?
– Agnieszka?- pogania mnie.
– Chciałam powiedzieć ci, że...a właściwie zapytać: to od ciebie dostałam
tego pluszaka?- w duchu biję się młotkiem po głowie za tchórzostwo.
Czemu w filmach to jest takie proste? Dziewczyna przeprasza chłopaka
on się uśmiecha i ją przytula. No i już. Po sprawie.
– Chyba tak- potwierdza niepewnie- Wiesz, Maja namówiła mnie na to
któregoś dnia na zakupach. No wiesz, wtedy gdy myślała, że ty i ja, że
my... Jeśli chcesz możesz go wyrzucić.
– Nie. Jest śliczny. Dziękuję.
– Nie ma za co.- wzrusza ramionami, ale po chwili uśmiecha się lekko i
dodaje- Ach, zapomniałem. Nie wolno mi tak mówić żebyś nie uznała, że
podkreślam swoją wyższość nad tobą.- cytuje jedną z moich
wcześniejszych wskazówek, którymi go częstowałam.
– Ja tak tego wcale nie odebrałam. Przepraszam. Nie powinnam ci tego
mówić. Tego i wielu innych rzeczy które powiedziałam w gniewie.
– Już mówiłem ci, że to nie ważne. Możemy wrócić już i odnaleźć Karola?-
nie mam już innego pomysłu na to jak go zatrzymać, więc decyduję się na
radykalne środki.
– Kłamałam. To wszystko co ci wtedy powiedziałam to prawda.
– Co?- pyta zdziwiony- O co ci znowu chodzi? Chcesz mnie znowu
wyprowadzić z równowagi, tak?- zbliża się do mnie. Pospiesznie cofam
się kilka kroków żebyśmy oddalili się od drzwi.
– Nie, wręcz przeciwnie. Chce powiedzieć ci coś, co według naszych
znajomych cię ucieszy.
– Ha, to ma mnie ucieszyć? Rzeczywiście setnie się bawię.
– Pozwolisz mi dokończyć?- gdy się do mnie nie odzywa kontynuuję-
Dziękuje. Chciałam tylko przez to powiedzieć, że masz okropny
charakter i jesteś bardzo zarozumiały, ale...nie znowu nie tak.-mamroczę
pod nosem.
– Wiesz, mam już tego wszystkiego serdecznie dość. Może na początku to
ja cię gnębiłem, ale to co robisz teraz jest jeszcze gorsze.- w tej samej
chwili odwraca się ode mnie zmierzając ku wyjściu. A ja czuję, że tym
razem robi to definitywnie.
– Wygrałeś!- krzyczę gdy chwyta już klamkę. To jedno słowo sprawia, że
na chwilę przystaje.- Wtedy na parkingu się pomyliłeś, to ja przegrałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz