Siedzę tak jeszcze przez jakiś czas aż wracają Maja z Karolem pytając mnie co
się stało z Krzyśkiem.
– Powiedział mi, że coś mu wypadło i musiał jechać. Prosił żeby cię
przeprosić i że wynajął dla nas taksówkę za godzinę...- dodaje
zdezorientowany.
– Ach tak?- mówię, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jego
konsternacja wzrasta, ale jest zbyt taktowny żeby spytać co się stało.
Maja jednak taka nie jest.
– Pokłóciliście się?- pyta
– My? Nie, to znaczy...nie sądzę. Po prostu nie chciał tu być, więc go nie
zatrzymywałam.- widzę, że Karol ma ochotę zapytać mnie o coś jeszcze,
ale nie robi tego ze względu na Majkę. Jest mi to na rękę.- Więc co teraz
robimy?- usiłuję robić dobrą minę do złej gry- Idziemy na ,,zegar”?
– Tak!- odpowiada ucieszona Majka. Rozluźniam się odrobinę, ale gdy
dochodzimy do karuzeli bilet dostaje tylko Maja.
– My z Agą popatrzymy. Mamy chorobę lokomocyjną- wyjaśnia
dziewczynie. Gdy pojazd rusza Karol zwraca się do mnie:
– Powiesz mi co się stało?
– Już mówiłam, nie wiem. Znasz Krzyśka, jak coś mu odpali to...- patrząc
na jego minę zdaję sobie sprawę, że nie ułagodzę sprawy żartami.
Przechodzę więc do postawy ofensywnej- To nie moja wina.
Rozmawialiśmy tylko i nawet nie wiem dlaczego odszedł- nie jest to do
końca kłamstwo, ale prawda też nie.
– Posłuchaj, nie będę udawać, że cokolwiek z tego rozumiem.- wiem, że
nie ma na myśli dzisiejszego dnia- Najpierw drzecie ze sobą koty, a
potem ni z tego ni z owego ogłaszacie, że jesteście parą. To zresztą wasza
sprawa i ja w to nie wnikam. Ale znam się z Krzyśkiem od podstawówki.
I od tego czasu jest też moim przyjacielem. Nie chcę, żebyś go zraniła.-
Aż mnie zatkało. O co mnie właściwie oskarża?
– Dlaczego mi to mówisz?- pytam poważnym tonem przeczuwając kłótnię.
Zaraz pokłócę się się z Karolem z powodu Kamińskiego, myślę dodając
ten fakt do długiej listy jego przewinień.
– Agnieszka, wiesz że cię lubię. Ale Krzysiek miał przed chwilą taką minę
jakby stało się coś poważnego. Nie chcesz mi powiedzieć co i ja to
szanuję, ale nie podoba mi się to.- Zawadzki wypuszcza powietrze
dopiero teraz- Może na to nie wygląda, ale on jest wrażliwy. Poza tym nie
ma zbyt lekkiego życia wbrew pozorom. Kiedy poznasz go lepiej
zobaczysz, że jest wartościową osobą- W pierwszej chwili mam ochotę
zaprzeczyć i powiedzieć że jest wprost przeciwnie, ale się powstrzymuje.
W końcu dla świata jesteśmy parą i trochę dziwne wydałoby się że
dziewczyna mówi w ten sposób o swoim chłopaku. Poza tym chyba Karol
by się z nim nie przyjaźnił gdyby był taki zły? Z jakiegoś powodu go
przecież lubi. I Bartek z Andrzejem też. Tylko na czym miałoby polegać
to trudne życie Krzyśka? Na wstawaniu o siódmej do szkoły, uczeniu się?
Niech spróbuje chodzić do szkoły publicznej, popracować w weekend,
podróżować komunikacją miejską, sprzątać w domu i pilnować
przepuszczającego kasę ojca jak ja. Wtedy uznam, że jego życie można
uznać za choć trochę trudne.
– Wiem, przecież z nim jestem.- odpowiadam mu. Przez chwilę patrzy na
mnie przenikliwie.
– Jeszcze go nie kochasz, ale czujesz coś do niego. Pewnie sama jeszcze o
tym nie wiesz.- Mam ochotę poprosić go o zmianę tematu, ale wybawia
mnie od tego dzwoniąca komórka Karola. Jest wyraźnie zakłopotany tym,
że jestem obok, więc odchodzi. Zanim to robi słyszę w słuchawce męski
głos i domyślam się, że to Krzysiek. W międzyczasie zaczynam
analizować to, co powiedział mi wcześniej. Nie wydawał się próbować
zniszczyć mojego ,,związku” z Kamińskim, więc może nie jest we mnie
zakochany? Albo jest lojalny wobec przyjaciela. Gdy znów do mnie
podchodzi, ,,zegar” właśnie kończy jazdę. We trójkę idziemy pooglądać
tandetną biżuterię i inne oferowane gadżety na stoiskach. W godzinę
później wracamy do domu.
Następnego dnia w niedzielę czeka na mnie imieninowy tort upieczony przez
mamę. Zdmuchując świeczki proszę o dobre wyniki na maturze i dostanie się
na uniwersytet. Chwilę potem zajadam się czekoladowym kawałkiem nie
myśląc o tym, że to raczej nie najlepsze danie na początek dnia. Błogą ciszę
zakłóca wpadająca Mariola i krzycząca w wniebogłosy moje imię.
– Czemu tak krzyczysz?- pyta mój tata.
– Spójrzcie co właśnie przyniósł listonosz!- nadal krzyczy wyciągając
przed siebie dużą torbę.- To dla ciebie- zwraca się do mnie. Biorę od niej
paczkę bez słowa. W środku czeka na mnie półmetrowy, biały, mięciutki
pluszak z przewieszoną na szyi karteczką: Wszystkiego najlepszego z
okazji urodzin. Nie ma dołączonego adresata, ale nie obchodzi mnie to.
Miś jest tak słodki, że szybko chwytam go na kolana i przytulam głowę
do miękkiego futerka.
– Od kogo to?- pyta mnie Mariola- Od tego chłopaka co przyjechał do
ciebie wczoraj? Chodzisz z nim?- zarzuca mnie pytaniami.
– Z nikim nie chodzę- mówię głównie dlatego, bo jestem z rodzicami. Być
może później wyjaśnię jej ten cały galimatias. Albo i nie, decyduję. Jest
taką plotkarą, że wszystko wygada.
– Więc do kogo to dostałaś?- pyta błagalnym tonem wyrywając mi misia i
tuląc go do siebie.
– Hej, oddawaj to!- drę się na nią z pełnymi ustami.
– Mariola, oddaj siostrze prezent.- nakazuje jej mama.
– Ale ja też bym chciała takiego. Jest śliczny- jest lekko naburmuszona, ale
niechętnie oddaje mi pluszaka. Gdy wracam do pokoju tulę go tak do
siebie jeszcze przez kilka minut leżąc na łóżku i zastanawiając się kto mi
go przysłał. Wykluczam Andżelę i Izę- zabawka wygląda na zbyt drogą.
Maja mogłaby mi ją wysłać, ale przysłała mi właśnie SMS-a z
życzeniami (a gdyby prezent był od niej, przecież napisałaby mi o tym,
prawda?) Karol też raczej odpada: nie po naszym wczorajszym
nieporozumieniu. Zostaje więc tylko Krzysiek, myślę po czym
nieelegancko parskam śmiechem. On miał jeszcze mniej powodów żeby
to robić, a wczoraj był na mnie ostro wkurzony. Chociaż nie,
uświadamiam sobie. To co widziałam wtedy na jego twarzy wyglądało
bardziej na zasmucenie, zrozumienie czegoś niemiłego,
rozczarowanie...mną? Nie, zabawa w psychologa zupełnie mi nie
wychodzi. Poza tym coś ostatnio za często o nim myślę. Szybko
podnoszę się z tapczanu i sięgam do pierwszej szuflady biurka.
Wyciągam małą maskotkę świnki, którą wczoraj wygrał dla mnie w
jednej loterii Krzysiek. ,,Masz”, rzucił wtedy jak gdyby od niechcenia.
Uśmiecham się pod nosem wpatrując w różowy pyszczek i wielkie czarne
oczka zrobione z guzików. Mimowolnie głaszcze miły w dotyku różowy
plusz. Nagle do pokoju wchodzi moja upierdliwa siostrzyczka.
– Hej, przypominam ci, że już nie dzielisz ze mną tego pokoju, więc masz
pukać- strofuję ją.
– A co dragi sprzedajesz?- pyta retorycznie siadając obok mnie na łóżku.-
Co to, druga maskotka? Widzę, że zdobyłaś dzianych przyjaciół. Może mi
ich przedstawisz?
– Nie błaznuj. To z wczoraj. Z loterii.- wyjaśniam.
– Więc skoro masz już dwa prezenty, więc może oddasz mi tamtego misia?-
pyta, ale po jej tonie wiem, że z góry zna odpowiedź na to pytanie tak jak
ja. Ale nieoczekiwanie mówię i robię coś zupełnie przeciwnego. Rzucam
jej pluszaka.
– Masz- mówię przy tym, a ona patrzy na mnie wielkimi jak spodki
oczami.- Chyba jestem już trochę za duża na spanie z misiem, ale dla
ciebie będzie w sam raz.- tłumaczę.
– Och, dziękuje- mówi egzaltowanym głosem Mariola i całuje mnie w
policzek. Po chwili już jej nie ma.
Tego samego dnia spotykam się z Izabelą i Andżeliką. Urządzamy sobie babski
wieczór (z tym, że kończy się wcześniej bez Izy, bo umówiła się z Bartkiem).
Tak więc mamy czas z Andżelą porozmawiać same. Opowiadam jej o wypadzie
na jarmark, o Karolu i Krzyśku i o mętliku w mojej głowie z powodu tego
całego udawania. Przyjaciółka pociesza mnie, że zostało jeszcze tylko dziesięć
dni, które musimy wytrzymać w brylantowym liceum. Ta myśl zdecydowanie
poprawia mi humor. Następnego dnia niewiele się dzieje. No bo nie zdołałam
dowiedzieć się od kogo jest mój (a w zasadzie już nie mój) miś co bardzo mnie
nurtuje. Ale nie tak bardzo jak zachowanie Krzyśka. Nie znam drugiej takiej
osoby, która bardziej mnie irytuje (przebija nawet moją siostrę). Tylko gdy teraz
patrzę na niego z odległości kilku ławek, które nas dzielą nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że coś w jego zachowaniu się zmieniło. I to wszystko przeze mnie.
Mam ochotę go przeprosić, a jednocześnie zwymyślać, bo ni w ząb niczego nie
rozumiem. Ale na pewno go o nic nie zapytam. Gdy wreszcie dzwoni
upragniony dzwonek, zaczynam zbierać swoje rzeczy.
– No podejdź już do niego i porozmawiaj- szepcze do mnie Iza z ławki
obok- Gapisz się na niego od kilku minut.
– Wcale nie- oburzam się, ale wiem że to prawda. Szybko odwracam wzrok
i wpatruję się w zamknięty zeszyt, który następnie chowam do torby.
Podnoszę głowę dopiero gdy słyszę obok siebie głos Karola.
– Cześć. Widzę, że nie pogodziliście się jeszcze?- mam ochotę udać, że nie
wiem o co chodzi, ale rezygnuje z tego.
– No nie- przyznaję.
– Więc czemu tego nie zrobisz i go nie przeprosisz?
– Ja?- oburzam się- A za co niby?
– Ty mi powiedz. Odkąd tu przyszłaś widać, że się czymś gryziesz.
– Czemu nie każesz zrobić tego swojemu koledze? Skąd wiesz, że to ja
jestem winna?
– Po twojej minie. Widać po tobie, że chcesz do niego podejść, ale się
boisz.
– Też coś.- odwracam wzrok by zobaczyć, że Budnicka właśnie rozmawia z
Krzyśkiem. Mimowolnie zaciskam usta.
– No już, wstawaj- pogania mnie łapiąc za rękę aby pomóc mi się podnieść.
W tym czasie część osób zdążyła już opuścić salę. Łącznie z
nauczycielem.
– Karol...-jęczę. Przecież mu nie powiem, że ja i Krzysiek tak naprawdę nie
jesteśmy parą. Poza tym zaczynam zastanawiać się nad dalszym sensem
tego udawania. No bo Zawadzki nie sprawia wrażenia ani trochę we mnie
zakochanego. Czyżbym się pomyliła i była aż tak wielką samochwała co
do atrakcyjności dla Karola?
– No już- popędza mnie trzymając za dłoń. Gdy jesteśmy już blisko
Krzysiek nadal na mnie nie patrzy a dobrze wiem, że mnie widzi. Czuję,
że za chwilę przyjmę kolor pomidora. I to jeszcze przy Sylwii.
– Cześć- odzywam się do Krzyśka również na niego nie patrząc. W
odpowiedzi mówi to samo. Nie dodaje nic więcej a i ja nie wiem co
powiedzieć. No bo jakieś pięć osób które jeszcze jest w klasie wpatruje
się w nas (pewnie uważają, że są dyskretni) chcąc usłyszeć jak najwięcej.
Więc z pewnością nie mogę powiedzieć tego czego chce naprawdę:
Krzysiek, ty idioto przecież to ty chciałeś udawać parę, więc czemu teraz
tak mnie traktujesz?!- Wróciłeś wczoraj do domu?- Boże, co za
idiotyczne pytanie, przecież to oczywiste. Pewnie ma mnie za kretynkę.
Ale przynajmniej podniósł wzrok. Patrzy na mnie przez ułamek sekundy.
– Tak- przytakuje.- Wy z Karolem też, jak widzę- Och, dlaczego nie chce
mi niczego ułatwić? Przecież musi wiedzieć, że jego przyjaciel zawlókł
mnie tu siłą. A ja muszę stać tu jak kołek. O czym jeszcze mogę z nim
rozmawiać? Rozpaczliwie szukam jakiegoś tematu.
– Dlaczego wczoraj musiałeś pojechać wcześniej? Coś się stało?- decyduję
się nie owijać niczego w bawełnę,
– Nic. Mówiłem ci, że nie lubię takich miejsc. To wszystko- jego
wypowiedzi są zwięzłe i rzeczowe, w dodatku wypowiedziane
spokojnym chłodnym tonem, któremu nie można zarzucić jednak
wyższości czy protekcjonalizmu. Zupełnie jakby rozmawiał ze mną tylko
z grzeczności. Dlaczego on tak mnie traktuje? Sylwia posyła mi drwiący
uśmieszek. Och, zaraz ją chyba kopnę. Mam wielką ochotę zrobić coś
głupiego: szepnąć Krzysztofowi coś na ucho albo pocałować w policzek.
Czego oczywiście nie robię i nigdy nie zrobię. Rozglądam się szybko i
odczekuję chwilkę dając czas na wyjście wszystkim osobom. Budnicka
na odchodnym posyła mi kwaśne spojrzenie i trzaska drzwiami.
– Przecież było fajnie. Nie zaprzeczysz, że dobrze bawiłeś się na loterii?
Rozrywki dla biedoty też mogą być całkiem przyjemnie nawet dla kogoś
takiego jak ty.- Mówię zanim zdążę pomyśleć. Chyba to ja przejęłam jego
zjadliwość. On w odpowiedzi uśmiechnął się tylko na wpół drwiąco, na
wpół serio.
– No cóż, jak zasugerowałaś przywykłem do trochę innych standardów.-
odpowiedział z tym samym bezczelnym uśmiechem na twarzy.
Zastanawiam się dlaczego jeszcze kilka minut temu czułam się winna z
jego powodu. Przecież jest gruboskórny, ma kompleks megalomana i lubi
ranić innych ludzi. Jak choć przez moment mogło mi być go żal? Już
mam odwrócić się na pięcie i odejść gdy znów przypominam sobie, że
dość już zachowywania się jak tchórz.
– Nawet jeśli tak jest to chyba powinieneś zauważyć, że twoje wczorajsze
zachowanie było nie w porządku. Przyjechaliśmy z tobą, a ty nas
zostawiłeś.
– A co mnie to obchodzi? Jak już powiedziałaś PRZYJECHALIŚCIE ZE
MNĄ więc wyświadczyłem wam tylko grzeczność. Poza tym zamówiłem
taksówkę.- gdy to przetrawiam po raz kolejny mam uczucie, że nasze
rozmowy są bez sensu. To tak jakby głodny tłumaczył sytemu co czuje.
– Jeśli ty nie widzisz problemu to nie mamy o czym rozmawiać. Znając cię
na tyle dobrze, powinnam już to wiedzieć.
– Więc co tu jeszcze robisz?- pyta wstając z krzesła i stając blisko mnie. Za
blisko. Odsuwam się o krok co niezmiernie go bawi. Odkrywam jego
nową cechę: jest też podły.
– Myślisz, że mnie tym przestraszysz?
– Posłuchaj, o co ci właściwie chodzi, co? W kółko powtarzasz jaki to
jestem okropny i że rozmowy ze mną nie mają sensu. Tylko zastanawia
mnie po kiego licho w takim razie to jeszcze robisz, co?- Dobre pytanie.
Przecież Karol już odszedł, więc spokojnie też mogłabym to zrobić i
opowiedzieć mu jakąś ckliwą historyjkę o naszym ,,pogodzeniu” się z
Krzyśkiem. Gdy to sobie uświadamiam palę buraka.
– Może lubię cię dręczyć jak ty mnie?- ni to stwierdzam, ni to pytam.
– Nie sądzisz, że to trochę nie pasuje do twojego wizerunku skrzywdzonej i
urażonej niewinności?
– Wręcz przeciwnie. Skrzywdzona niewinność bierze odwet i mści się na
krzywdzicielach. Nie sądzisz, że to jest bardziej ciekawe?- Krzysiek
ignoruje moje pytanie.
– Zastanawia mnie jeszcze jedno. Dlaczego zgodziłaś się na to całe
udawanie? Po to aby się na mnie zemścić?
– Ciekawa teoria- prycham.- Tylko trochę niewarta zachodu- mówię, choć
tak naprawdę sądzę, że spaliłaby na panewce. Bo Krzysiek nigdy by się
we mnie nie zakochał. Ani w jakiejkolwiek dziewczynie. Do tego trzeba
mieć serce.
– Dlaczego? Bo aż tak cię odrzuca gdy przebywasz ze mną w jednym
pomieszczeniu? W takim razie świetnie sobie teraz radzisz.
– Dziękuję- odpowiadam świadoma sarkazmu.- Ale teraz mam już dość,
więc wychodzę. Chyba nasz układ można uznać za zakończony, nie
sądzisz?- dodaję na koniec i kieruje się w stronę wyjścia. Gdy już
otwieram drzwi słyszę jak mówi:
– Nie znasz mnie.- podnoszę zdziwiony wzrok na jego poważną twarz.-
Powiedziałaś, że mnie znasz, ale wcale tak nie jest. Nic o mnie nie
wiesz.- Nie mam pojęcia co na to odpowiedzieć, więc po prostu
wychodzę.
Następnego dnia we wtorek czuję się tak jakby wszystko powtarzało się od
początku: złość Krzyśka, obojętność, chwilowe zawieszenie broni i znów złość.
Jakby na każdy krok w przód przypadały dwa w tył. Żeby jakoś o tym nie
myśleć staram się skupić na tym co powinno być dla mnie teraz ważne:
maturze, pracy i nauce. Dość bezsensownych udziałów w rozrywkach dla
bogaczy.
– Aga, słyszałaś?- trąca mnie na jednej z lekcji Andżelika. Gdy kręcę głową
(swoją drogą nie sądzicie, że pytania tego typu są strasznie głupie? No bo
jak można stwierdzić, że się coś słyszało skoro się nawet jeszcze nie wie
co) szepce cicho:- Zawadzki miał wypadek na wf-ie.- Momentalnie się
ożywiam.
– Karol? Jak to się stało?
– Nie wiem dokładnie. Podobno upadł jakoś tak niefortunnie podczas gry w
koszykówkę, bo piłka...-milknie na chwilę zgromiona wzrokiem
siwawego nauczyciela-...wyślizgnęła mu się z rąk. Teraz pojechał do
szpitala, bo jego rodzice nalegali na dokładne prześwietlenie w prywatnej
klinice- robi minę w stylu: no wiesz jakie fanaberie mają ci bogacze i
opowiada mi wszystkie znane jej detale. A ja myślę nad tym jak
dowiedzieć się czegoś o jego stanie zdrowia.
Gdy kończę zajęcia nadal waham się czy zadzwonić do Karola, czy może lepiej
odwiedzić go w szpitalu. Ale mimo wszystko boję się żeby czegoś źle nie
zrozumiał. Dlatego nie robię nic. W środę mam nadzieję spytać o jego stan
chłopaków (tzn Bartka i Andrzeja), ale nie ma ich w szkole. Krzyśka też nie
(jeśli w ostateczności chciałabym zapytać właśnie jego), a o Mai nawet nie
wspomnę. Na dodatek jej komórka nie odbiera. Coraz bardziej się martwię, bo
nikt nie zna żadnych konkretów tylko plotki które powtarzane z ust do ust rosną
coraz bardziej. Ale fakt, że nie ma wszystkich przyjaciół Karola w szkole nie
świadczy najlepiej, prawda? A jeśli jego wypadek był tak groźny, że leży w
śpiączce lub złamał kręgosłup? O matko, chyba już wariuję. W końcu jak
bardzo można się uszkodzić upadając na piłkę?!
Na szczęście wieczorem udaję mi się porozmawiać z Mają która informuje
mnie, że Karol ma tylko złamaną rękę i kilka siniaków. A no i potworne
zadrapanie na czole (bo jakiś inny uczeń podczas gry próbował wyrwać mu
piłkę) Z tego co wywnioskowałam z jej paplaniny to właśnie on był winny
wypadkowi Karola. Oprócz tego podała mi dokładny adres szpitala w którym
teraz przebywa chłopak i poinformowała, że będzie tam jeszcze przesz 3 dni na
obserwacji.(Gdy stwierdziłam, że to niemożliwe przy tak prostym, mało
skomplikowanym złamaniu, ale ona ze śmiechem odparła, że w prywatnej
klinice na życzenie rodziców wszystko jest możliwe. No i oczywiście na
życzenie pieniędzy, dodaję w myślach ) W czwartek nie mogłam go odwiedzić,
bo obiecałam mamie pomoc przy wiosennych porządkach, tak więc
postanowiłam zrobić to w piątek po zajęciach. Maja obiecała mi towarzyszyć.
W czwartek Bartek i Andrzej byli już w szkole. Ten ostatni, ze śmiechem
poinformował mnie, że Krzysiek nie odstępuje Karola o krok. Guzik mnie to
obchodziło, ale pewnie jako że jestem dziewczyną Kamińskiego sądził, że
raczej mnie to zainteresuje. Mimo wszystko zdziwiło mnie, że są tak dobrymi
przyjaciółmi. W szkole nie sprawiają wrażenia zbytnich przyjaciół. No dobra
może i jestem niesprawiedliwa, bo w głębi duszy uważam, że Krzyśka nie
można lubić i chłopaki zadają się z nim raczej z grzeczności lub strachu. To
miłe, że to nie jest prawdą. Po zajęciach w domu odnajduję rodziców
siedzących w kuchni przy obiedzie bez słowa. I nawet nie pytając o nic wiem
już, że ojciec znów grał w karty.
– Ile znowu przegrałeś?- pytam ojca gdy mama nakłada mi talerz gorącej
zupy.
– Skąd w ogóle wiesz, że grałem i coś przegrałem?- pyta tonem
zdradzającym coś zupełnie innego- patrzę na niego przenikliwie.- Tylko
500 zł.
– Tylko!- krzyczy moja mama.- Przecież za te pieniądze Mariola miała
jechać na wycieczkę. Co ja jej teraz powiem?!
– Oj, nie przesadzaj- ojciec jak zwykle nie widzi problemu.- Przeżyje bez
niej.
– Ha, tylko może to ty jej o tym powiesz. Ja nie zamierzam.- informuje go-
Nie mam zamiaru kolejny raz wałkować tego tematu, ale ostrzegam cię,
że jeśli zrobisz to jeszcze raz to...
– To co mi zrobisz? Przecież ja też zarabiam pieniądze w tym domu i mam
prawo do własnych potrzeb. Poza tym nie przegrałem tak dużo-
Wzdycham w duchu przeczuwając znów kolejną z tych dobrze znanych
mi już sprzeczek.
– Grzesiek, czy ty naprawdę nie widzisz w tym problemu? Przecież to jest
hazard. Tu nie chodzi o to, że przegrałeś pieniądze. Tu chodzi o to, że
zaczynasz popadać w nałóg. To już nie są partyjki z kolegami o małe
sumki. To już jest poważny problem...- w tym momencie biorę talerz ze
sobą i idę do pokoju. Bo nie chcę słyszeć nic więcej. Czuję, że w złości
mogłabym wygarnąć mojemu ojcu i powiedzieć mu coś przykrego. Tu nie
chodzi o to, że on jest zły. Ale w tym momencie czuję, że go nienawidzę.
Tylko jak można nienawidzić małego dziecka za to, że zbiło kubek? Bo
mój ojciec jest właśnie kimś takim. Dużym dzieciakiem, który nie zdaje
sobie sprawy z problemu.
Wieczorem rozmawiam na czacie z dziewczynami, bo jestem tak zdołowana, że
muszę się komuś wyżalić. W takich chwilach doceniam możliwość posiadania
prawdziwych przyjaciół. Bo już po niecałej półgodzinie śmieję się z
infantylnych żartów Andżeliki i komicznej nieco groteskowej wersji randki
Izabeli z Bartkiem. I choć wiem, że robią to tylko po to żeby mnie pocieszyć to
jednak jestem im za to wdzięczna.
W szkole tym razem zjawiła się cała wielka trójka tzn Bartek, Andrzej i
Krzysiek. W duchu jestem zadowolona, bo raczej nie chciałabym go spotkać
gdy odwiedzam Karola w szpitalu. Choć z drugiej strony, w szkole też nie mam
specjalnej ochoty go widzieć. Nie po naszej ostatniej rozmowie. Bo już
zupełnie się na nim zawiodłam: najpierw prześladuje mnie w szkole, potem
usiłuje ośmieszyć kłamiąc że mnie kocha, następnie udaje mojego chłopaka by
na koniec stwierdzić, że nasze rozmowy są bezsensowne więc powinniśmy
unikać wszelkiego kontaktu ze sobą. Jakoś dziwnie mi z tą myślą. Chociaż i tak
został mi jeszcze tydzień nauki w brylantowym liceum, więc chyba powinnam
się cieszyć. Pytanie brzmi, dlaczego tak nie jest.
– Aga, więc już nie jesteś w udawanym związku z Krzyśkiem?- upewnia
się Iza gdy podczas jednej z przerw opowiadam jej i Andżelice o mojej
ostatniej rozmowie z ,,chłopakiem”
– Tak- potwierdzam- Już chyba nie ma takiej potrzeby.
– Więc nie boisz się, że Karol coś do ciebie czuje?- pyta z kolei Andżela
– Teraz to już nieważne, bo i tak niedługo wracamy do swojej ,,dwójki”(tzn
Państwowego Liceum nr 2). Poza tym dziś zdałam sobie sprawę jakie to
było głupie. Jeśli Karol rzeczywiście zakochał się we mnie, w co obecnie
szczerze wątpię, powinnam raczej porozmawiać z nim i wszystko
wyjaśnić. No wiecie, że jest dla mnie tylko dobrym kolegą i coś w ten
deseń.
– Z jednej strony trochę szkoda. Zaczęło mi się nawet tutaj podobać.
– Żartujesz?- pyta z niedowierzaniem Iza Andżelikę- Co tak ci się niby
podoba?
– Jejku, nie musisz tak na mnie naskakiwać.- uspokaja ją moja
przyjaciółka- Przecież poznałaś tu Bartka i choćby za to powinnaś się
cieszyć z możliwości chwilowego uczenia się tutaj.
– Sama nie wiem co sądzić o Bartku.- mówi tamta cicho kręcąc głową. Po
jej tonie zwiastuję coś niemiłego.
– Wszystko między wami w porządku?- pytam z troską.
– Niby tak, ale boję się, że on chodzi ze mną tylko z nudów i ciekawości
jaką budzi inność. Gdy minie ten tydzień zapomni w trzy sekundy jak
mam na imię.
– Przestań być taką pesymistką. To zwykle moja rola- usiłuję przywrócić jej
trochę humoru. Ale tak naprawdę to wiem, że w słowach Izy może być
racja. I ze spojrzenia jakie posyła mi zaniepokojona Andżelika wiem, że
ona raczej też nie wierzy w żaden happy end.
Wreszcie, po godzinie trzeciej po południu czekam pod szkołą na autobus,
który ma zawieść mnie do szpitala gdzie leży Karol. Gdy po jakichś trzydziestu
minutach docieram na miejsce okazuje się, że Mai nie ma. Gdy do niej dzwoni
informuje mnie, że ,,coś jej wypadło” i przyjedzie trochę później. Nie pozostaje
mi nic innego jak iść i odwiedzić Zawadzkiego sama. Gdy jednak docieram
judo recepcji spotykam ostatnią osobę którą w obecnej chwili chciałabym
widzieć. On dostrzega mnie kilka sekund później, więc mam trochę czasu na
mentalne przygotowanie. Gdy wreszcie podnosi wzrok z jakiejś gazety mruga
gwałtownie jakby nie dowierzał, że mnie widzi. Potem podnosi się z krzesła i
zmierza w moim kierunku. Staram się powściągnąć emocje.
– Cześć- mimo wszystko nie zapominam o dobrym wychowaniu. W końcu
jesteśmy w miejscu publicznym.
– Przyszłaś odwiedzić Karola?- pyta jakby nie było to oczywiste.
Potwierdzam skinięciem głowy.
– Teraz jest u niego Krystian z Patrycją, więc chyba musisz poczekać. To
jego znajomi z ostatniego obozu letniego- wyjaśnia mi domyślnie
wiedząc że mogę nie wiedzieć o kim mowa. Obok nas właśnie przechodzi
pielęgniarka z wózkiem, więc musimy się trochę przesunąć. Nadal stoimy
na środku korytarza, więc proponuję żebyśmy usiedli. Tylko, że wtedy
znowu zapada między nami niezręczna cisza. - Co z waszą szkołą?- pyta
mnie w pewnym momencie tak niespodziewanie, że w pierwszej chwili
nie wiem o czym mówi.- Tzn naprawili już spaloną część?
– Właściwie to nie wiem dokładnie, bo nie widziałam budynku od czasu
tamtego pożaru. Ale ostatnio dyrekcja szkoły wysłała list do wszystkich
uczniów Dwójki, że wszystko poszło dobrze i zaczniemy naukę tak jak
było to wcześniej ustalone. To znaczy za ponad tydzień.
– Chyba się cieszysz, co?- nie wiem jak rozumieć jego słowa. Czy to
kolejna zaczepka?
– Jeśli masz nadzieję, że odpowiem że tak, to wiedz że nie sprowokujesz
mnie do kłótni. Dzisiaj jakoś nie mam na to ochoty, więc daruj sobie.-
Krzysiek uśmiecha się lekko.
– Nie miałem takiego zamiaru.
– Tak? Wybacz, ale jakoś ci nie wierzę.
– Chodzi ci o tę naszą ostatnią rozmowę, tak?- kiwam tylko głową- W
sumie to byłem trochę wściekły i wyżyłem się na tobie.- śmieję się
krótkim nieco sztucznym głosem.
– Z tego co pamiętam kazałeś mi się więcej do siebie nie zbliżać, więc
pozwól że teraz odejdę.
– Nie, zaczekaj- mówi patrząc mi w twarz. Wygląda tak jakby chciał mi coś
powiedzieć.
– O co chodzi? Teraz nagle masz ochotę na rozmowę ze mną? Tylko
widzisz, ja nie.
– Karol cię nie kocha.- słyszę już za swoimi plecami głos Krzyśka.
Niechętnie muszę się zatrzymać aby odpowiedzieć.
– Ameryki nie odkryłeś. Coś jeszcze?
– Coś jeszcze? A więc uważasz, że żartuję?
– Nie, ale jak wcześniej mówiłam ci jakieś osiem tysięcy razy, że jesteśmy
tylko przyjaciółmi i nie zależy mi na jego miłości.- Chociaż nie jestem
tego tak mocno pewna. No bo bardzo dobrze się z nim czułam a gdy nie
widziałam go kilka dni bardzo za nim tęskniłam. Więc może i to można
nazwać zauroczeniem? Ale w każdym razie nie miłością.
– Mówię to dla twojego dobra. Nie chcę żebyś się zawiodła.
– Dziękuję za troskę- odpowiadam z sarkazmem. Nie wiem dlaczego, ale w
jego towarzystwie uaktywniają się moje najgorsze cechy.- Jestem wprost
wzruszona.- O dziwo moja ironia nie robi na nim wrażenia i gdy
odpowiada mi jego głos jest tak samo spokojny jak przedtem.
– Agnieszka, naprawdę nie zależy mi na kłótni. Chciałbym żebyśmy
przynajmniej zakopali topór wojenny.
– Ale po co? Przecież za tydzień mnie już tutaj nie będzie, więc oboje nie
będziemy się wzajemnie denerwować. Poza tym skąd mam wiedzieć, że
to nie kolejna ściema? Twoje zachowanie zmienia się jak w
kalejdoskopie: raz udajesz miłego, innym razem wyżywasz się na mnie i
szydzisz. Jakoś nie mam ochoty sprawdzać czy tym razem mówisz
poważnie.
– Teraz jestem poważny. A, i to co powiedziałaś o moich humorach nie jest
prawdą.
– Tak? A jak nazwiesz w takim razie swoje zachowanie w niedzielę?
– A ty znowu o tym? Przecież załatwiłem wam transport. Poza tym to ty
zaczęłaś kłótnie.
– Ja?- pytam z niedowierzaniem- A czym cię niby obraziłam, co?
– Nie udawaj teraz, że nie wiesz o co chodzi.
– Bo naprawdę nie wiem. Poza tym nawet jeśli nieświadomie to zrobiłam to
jakie masz prawo tak mi się odpłacać? Już nie pamiętasz jak sam mnie
traktowałeś? Mam teraz niby zapomnieć o wszystkich wyzwiskach i
docinkach?- Krzysiek milczy chwilę po czy spuszcza głowę i mówi
cicho: przepraszam. Tak cicho, że niemal nie jestem pewna czy sobie tego
nie ubzdurałam.
– Co?
– Powiedziałem, że przepraszam, okej?- mówi takim tonem jakbym to tak
naprawdę ja była winna, a on ustępował mi z grzeczności. Mimo to nie
jestem w stanie wyjść z szoku, że ktoś taki jak Krzysiek właśnie mnie
przeprosił. Mimowolnie uśmiecham się.
– Co cię tak bawi?
– Nic. Po prostu nie sądziłam, że wiesz w ogóle jak to się robi. Jeszcze
teraz się tym delektuje- chyba trochę przesadziłam, bo mocniej zacisnął
usta- Żartuję tylko.- uspokajam go
– No to fajnie, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.- wygląda tak jakby
rzeczywiście go to cieszyło. Zaczynam zastanawiać się nad tym kim on
właściwie jest. Bo chyba miał rację twierdząc, że wcale go nie znam.
Teraz, gdy uśmiecha się do mnie zauważam, że naprawdę jest przystojny.
Oczywiście nie tak bardzo jak Karol z regularnymi rysami i wysokimi
kośćmi policzkowymi. Uroda Krzyśka raczej nie należy do kategorii tych
klasycznych: ma zbyt pełne wargi (trochę takie jak dziewczyna) i lekko
antysymetryczny nos który nadaje mu nieco zawadiacki wygląd
nonszalanckiego lekkoducha. No i te jego włosy tworzą na głowie niemal
artystyczny nieład (co w sumie może jest i prawdą, bo mając za rodziców
właścicieli największej firmy budowlanej w kraju Building&Project
pewnie stać go na dobrego fryzjera). Myśląc o tym właśnie teraz wydaje
mi się trochę dziwne, że wcześniej w ogóle nie zwracałam na to uwagi.
Może dlatego, że tak źle mnie traktował? Jest nawet jakaś teoria na temat
tego, że lubimy osoby które nas lubią. Więc może tak samo jest z
osobami które ci się podobają? To znaczy nie podobają w sensie
atrakcyjnym. Bo ja po prostu zauważyłam, że Krzysiek jest przystojnym
chłopakiem. To wszystko. Nie mam zamiaru zakochać się w nim, bo ma
ładną buzię. Aż tak płytka to ja nie jestem. I tak łatwo nie zapominam o
wyrządzonych mi krzywdach.
– Chyba się trochę zagalopowałeś. Wcale nie powiedziałam, że ci
wybaczyłam.- uśmiech na twarzy Krzyśka znika.
– No to czego jeszcze chcesz?
– Myślisz, że wystarczy komuś powiedzieć przepraszam i sprawa jest
załatwiona? Gdyby tak było każdy morderca czy inny złoczyńca tak by
robił i więzienia byłyby puste.
– Ty i te twoje porównania.- śmieje się ze mnie- A więc co mam niby
jeszcze zrobić?
– Nic. Więc nie wiem po co w ogóle się tak starasz-.Wiele razy marzyłam o
tej chwili. Tylko o dziwo wypowiedzenie tych słów nie sprawiło mi
spodziewanej przyjemności. Mimo wszystko kontynuuję - Dla mnie
możesz nawet nie istnieć. Więc teraz jeśli pozwolisz pójdę teraz do
Karola.- zanim odwracam się na pięcie i odchodzę, czekam jeszcze na
jego odpowiedź. Ale ona nie nadchodzi. Nie wiem dlaczego, ale trudno
mi teraz odejść. Choć przecież nie cierpię przebywać w jego
towarzystwie nawet gdy jest miły.
W recepcji pytam się dokładnie o numer sali i sposób dotarcia do Karola.
Szybko dziękuje pielęgniarce i podążam w odpowiednim kierunku. I nie
pytajcie mnie dlaczego, bo zupełnie tego nie rozumiem, ale na miejscu
mimowolnie przystaję na chwilę przed właściwymi drzwiami. Tylko, że akurat
są one lekko uchylone i widzę coś co sprawia, że krew mocniej zaczyna krążyć
mi w żyłach. Wytrzeszczam oczy nie dowierzając im i temu czego jestem
świadkiem. Karol, powodowany chyba takim samym impulsem jak ja
kilkanaście sekund wcześniej spogląda w stronę drzwi. I gdy nasze oczy się
spotykają, widzę w jego zielonych tęczówkach strach, przerażenie i panikę.
- Agnieszka!- słyszę jak wypowiada moje imię, ale nie potrafię się ruszyć z
miejsca.- Agnieszka zaczekaj!- znowu prosi Karol, a ja zdaje sobie sprawę, że
w końcu mój paraliż minął i właśnie pędem uciekam w stronę wyjścia. Byle jak
najdalej od Karola. Byle nie myśleć o tym, co przed chwilą właśnie
zobaczyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz