Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiści...do miłości? (IX)

Po ,,randce” z Krzyśkiem , gdy leżę już w łóżku, mimowolnie
przypominam sobie wszystko to, co wydarzyło się dzisiejszego dnia: wyścigi
gokartów, harce na macie sportowej, pokaz kaskaderów, zwiedzanie miasta...
Myśląc o tym nie mogę powściągnąć uśmiechu. No bo nieoczekiwanie świetnie
się bawiłam. To znaczy z Kamińskim. Szkoda tylko, że jest takim
rozpieszczonym bogaczem. W innych warunkach mógłby być zupełnie inny, bo
jeśli chodzi o charakter to nie mam mu nic do zarzucenia. Chociaż, zaraz plotę
głupoty. Przecież jedno z drugiego wynika, prawda? Znów zapominam, że on
jest moim wrogiem. Prycham rozeźlona. I jeszcze ciesze się jak głupia, bo
powiedział mi jedno miłe słowo. Ale ze mnie idiotka. I on myśli, że niby z tego
powodu mam się w nim zakochać? Niedoczekanie.
Przyjeżdżając rano do szkoły nie udaje mi się uniknąć rozmowy z Izabelą, która
zarzuca mnie pytaniami o przyczyny mojego kłamstwa. Nie mam zamiaru
opowiadać jej o zakładzie z Krzyśkiem, więc lekko naginam prawdę mówiąc,
że spotkałam się z nim z konieczności. Tylko to powoduje kolejne pytanie:
dlaczego mu coś zawdzięczam. A że nie mogę powiedzieć prawdy o Karolu
znów muszę skłamać, że Krzysztof odwiózł mnie tylko po wizycie u niego w
szpitalu. Mogę mieć tylko nadzieję, że jakimś cudem nie dowie się od Mai, że
niby tam nie byłam. No bo przecież okłamałam ją (Majkę) mówiąc jej to żeby
ochronić Zawadzkiego przed...O matko, jaki galimatias. Kłamstwo naprawdę
jest jak podstępną machiną: mniejszy mechanizm uruchamia większy i tak w
kółko. Na dodatek mam wyrzuty sumienia, bo nigdy nie okłamałam ani Izy, ani
Andżeliki. A właśnie, muszę koniecznie porozmawiać z nią o Andrzeju i
zweryfikować to co powiedział mi Krzysiek. Wchodząc do klasy zastanawiam
się nad tym wszystkim. I pewnie dlatego nie zauważam zdziwionych i
wpatrzonych we mnie spojrzeń innych uczniów w klasie.
– Co znowu?- szepce cicho Iza zerkając na mnie i Andżelikę.
– A co ma być..?- milknę zauważając kartkę leżącą na mojej szkolnej
ławce. A więc miałam rację. Kamiński postanowił sobie ze mnie
zażartować i teraz przyszedł czas na prześladowania część drugą. Szybko
ściągam ją z biurka nawet nie siląc się na jej przeczytanie. Wrzucając ją
do kosza Sylwia posyła mi nieszczery uśmiech. A więc znów ma
nadzieję, idiotka jedna.
– Gdzie on jest?- pytam siedzącego przy swojej ławce Andrzeja (Bartek
rozmawia z Izą, Krzyśka jeszcze nie ma, a Karol z racji złamanej ręki
pewnie też nie przyjdzie)
– O kogo pytasz?- mówiąc to leniwym wzrokiem przypatruje mi się z
wymowną miną
– Och, dobrze wiesz. Gdzie ten idiota?
– Masz na myśli mnie?- słyszę za sobą głos Krzysztofa. Szybko odwracam
się.- Nie sądzisz, że zbyt często używasz tego słowa? Zwłaszcza w
odniesieniu do mnie.
– Co ty znowu kombinujesz, co? Co ma znaczyć ta karteczka?- Kamiński
uśmiecha się.
– Więc już przeczytałaś? Zgadzasz się?
– Zgadzam się ?- pytam zdezorientowana- Na co?
– A więc nie przeczytałaś?- nie odpowiada na moje pytanie.
– Po co zostawiłeś mi ją na ławce?- chwyta mnie za rękę zanim zdążę
dodać coś jeszcze. A więc nie wyleczył się z manii tego wleczenia, myślę
zanim jestem na szkolnym korytarzu.-Co?- warczę.
– Uznałem, że niepotrzebna nam widownia. O co chodzi? Jesteś zła, bo
traktuje cię jak swoją dziewczynę przed całą szkołą?
– Więc wszystkim swoim dziewczynom zostawiasz kartki z trupią czaszką?
Jeśli zamierzasz znów się ze mnie nabijać to tracisz czas.
– O czym ty mówisz? Jaka trupia czaszka? Przecież to była tylko zwykła
wiadomość. Uznałem, że będzie zabawnie zobaczyć twoją reakcję.
– Świetnie, że przynajmniej ty się dobrze bawisz- dotyka czubka mojej
brody zmuszając mnie do podniesienia twarzy- Hej, zabieraj te łapy,
okej?
– Spokojnie. Nie wiedziałem, że tak się wściekniesz. Naprawdę myślałaś,
że po wczorajszym...
– O co miałam myśleć widząc tę trupią czaszkę na swojej ławce? Nie
miałeś innej kartki?
– Przepraszam- mówi, ale wiem, że wcale nie jest mu przykro. Bo oczy
błyszczą mu przekornie. Mam ochotę mu je wydrapać.
– Nie rób tego- ostrzega mnie przez co uświadamiam sobie, że ostatnią
myśl wypowiedziałam na głos.- Przepraszam, nie zwróciłem na to uwagi.
W porządku?
– Nie- buczę zła i jednocześnie świadoma swojej głupoty i małostkowości.
Przecież to nie jego wina...a przynajmniej nie do końca.- Chodźmy już do
sali. Zaraz będzie lekcja.
– Zaczekaj, chce ci jeszcze coś powiedzieć.
– A więc słucham.
– Masz czas dziś po szkole?
– W zasadzie to tak, ale z tego co wiem wy musicie wykonać makietę na
środę, więc radziłabym ci się zająć raczej tym.- znów uśmiecha się do
mnie z przekorą.
– Cieszę się, że się o mnie martwisz.
– Pff, ty to umiesz odwrócić kota ogonem. Po prostu statystyki szkoły
spadną gdy słabo napiszesz maturę.
– I tak wiem już gdzie będę studiował.- mówi z jakąś pogardą w głosie.-
Mój ojciec o wszystkim zdecydował, a dzięki pieniądzom jak to mówiłaś
wcześniej, można wszystko. To co wracamy?- zmienia temat. Biorę
głęboki wdech.
– Krzysiek...
– Spokojnie, nie rób takiej miny. Nie żalę się tobie. W sumie to lubię
zarządzanie. Ale fajnie czasami mieć wybór, nie sądzisz?- trochę przykro
mi w jego imieniu, że ma takich rodziców. Moi na pewno poparliby mnie
nawet gdybym chciała studiować sinologię czy oceanologię (cokolwiek to
jest) -A, przeczytaj tę kartkę.
– To niemożliwe, bo wrzuciłam ją do kosza.
– Co? A tak się męczyłem, żeby ją napisać- patrzy mi w oczy z wyrzutem.
– To nie moja wina. Jutro też zostawię ci na ławce karteczkę z czaszką.
Albo jeszcze lepiej. Może od razu przyniosę nóż?- Kamiński kręci głową
w udawanej surowości i lekko chwyta mnie od tyłu za plecy. Mimo iż nie
czuję się z tym najlepiej, to żeby nie robić znów sceny (bo jesteśmy w
klasie), nie odtrącam jej.
W ciągu kilku następnych godzin dowiaduję się jak to jest być dziewczyną
najpopularniejszego chłopaka w szkole. (no bo wcześniej, mimo że udawaliśmy
parę Krzysiek nie manifestował w jakikolwiek sposób naszego spotykania się).
Wszyscy patrzą się na mnie, jakbym była ufoludkiem i uśmiechają pozornie
przyjaźnie. Ignoruję ich bez większej trudności zastanawiając się jak też muszą
interpretować to, że Krzysztof Kamiński który najpierw prześladował tą
,,spaloną żebraczkę” teraz tworzy z nią parę. O tak, niemal słyszę ich myśli.
Gdy jestem już przed szkołą zatrzymuje mnie Andżela
– Hej, nawet nie miałam dzisiaj okazji z tobą pogadać. Więc ty i Krzysiek
to tak na poważnie?
– No co ty.- przewracam oczami- Już mówiłam, że mam wobec niego do
spłacenia dług, więc jeszcze do końca tygodnia muszę być dla niego miła.
I zgadzać się na te spotkania.
– Iza też spotyka się teraz z Bartkiem, więc będę musiała wrócić samaklepię
ją delikatnie po ramieniu w geście otuchy. Mam ochotę zapytać ją
również o Andrzeja, ale z racji tego, że nie mam zbytnio czasu (Krzysiek
kazał mi być na szkolnym parkingu zaraz po zajęciach) tylko się żegnam.
– To na razie, do jutra.
– Tak, do jutra. Aga?
– Tak?
– Wiesz, wydaję mi się, że on cię jednak lubi.- pozostawiam to stwierdzenie
bez odpowiedzi i odchodzę. Na parkingu, przy swoim sportowym aucie
czeka na mnie Krzysiek. Wyraźnie cieszy się, że mnie widzi. Kolejny raz
czuję coś dziwnego. Impuls mija tak szybko jak niespodziewanie się
zaczął.
– Hej.- wita się ze mną otwierając mi drzwi. Ostrożnie wsiadam starając się
zrobić to z jak największą gracją.- To gdzie jedziemy?
– Chciałem zabrać cię najpierw na jakiś obiad, ale tego co będziemy robić
potem jeszcze nie zaplanowałem. Masz jakieś miejsce do którego lubisz
przychodzić?- myślę o małym, zapomnianym przez ludzi parku na
obrzeżach mojej dzielnicy gdzie lubię spędzać czas w samotności lub gdy
muszę się nad czymś zastanowić. Ale nie zamierzam aż tyle zdradzać mu
o sobie.
– Nie- kręcę głową.- Nie mam. Już mam ochotę spytać się co u Karola, ale
jak znów mi wyjedzie z tekstem, że zakochałam się w Zawadzkim to
chyba wysiądę z pędzącego auta. Jako, że nie chcę tego robić (bo
niechybnie nieźle bym się poturbowała) pytam więc.- Co było w tej
kartce z czaszką?
– W jakiej ka..och to- kończy zmieszany- W sumie to nic takiego.
– Więc czemu jesteś taki zażenowany?- pytam wymownie.
– Nie jestem zażenowany- wypiera się przeczesując palcem włosy. Ten
niedbały ruch mnie hipnotyzuje na dobre kilka sekund. Sama nie wiem
jak to się dzieje, ale w niektórych momentach jego uroda uderza mnie tak
bardzo, że czuję się przy nim jak robaczek przy pięknym motylu.- Czemu
tak nagle spoważniałaś?
– Ja? Po prostu jestem zmęczona.
– Więc może pojedziemy do mojego domu i tam coś zjemy? Będziesz
mogła trochę odpocząć.
– Jeszcze czego.- moje stwierdzenie znów wprawia go w dobry humor.
Udając, że mnie wiem, że bawi go moja podejrzliwość co do jego intencji
kontynuuję- Wiesz, co zaczynam sądzić, że wozisz mnie ze sobą przez
ostatnie trzy dni tylko po to, żeby ktoś cię rozśmieszał. Zazwyczaj
chodzisz z dumną i nieprzystępną miną, a teraz uśmiechasz i śmiejesz się
bez przerwy.
– Naprawdę? No cóż, chyba masz rację. Przy tobie czuję się rozluźniony i
swobodny jak przy nikim innym. To dziwne, bo nawet w towarzystwie
kumpli tego nie doświadczyłem.- Znowu ten moment. Kiedy czuję
wyrzuty sumienia, bo zdaje się, że on mówi szczerze. Przez malutki,
maciupeńki ułamek sekundy chcę, nawet bardzo chciałabym się w nim
zakochać. Ale zaraz ganię się za takie myśli, bo po pierwsze to jest
zupełnie niemożliwe, a po drugie to ja wcale tego nie chce, a po trzecie to
jest w końcu mój wróg numer 1! No dobra, zakochany we mnie wróg.
– To chyba miał być komplement więc dziękuje.
– Nie, to było tylko stwierdzenie faktu. Gdy prawię komplementy ludzie
zazwyczaj wiedzą kiedy to następuje.
– Dobrze wiedzieć.- reszta drogi mija nam w milczeniu. Na moją prośbę
Krzysiek parkuje przy zwykłej kawiarence połączonej z lunchami na
wynos i na miejscu. I choć fast-foody nie są moim ulubionym jedzeniem
to z rozkoszą pochłonę kawałek mojej ukochanej szarlotki. Gdy delektuje
się właśnie pierwszym kęsem, Krzysiek śmieje się z mojej rozmarzonej
miny. Szybko powracam do rzeczywistości.
– Nie krępuj się. Wyglądałaś jak w jakiejś ekstazie...
– Hej, bez podtekstów- mamroczę z pełnymi ustami.- robi wielce
zdziwioną minę i jego duże oczy wydają się jeszcze większe
– Jakich podtekstów? To chyba ty masz brudne myśli, nie ja.
– Kretyn- mruczę pod nosem
– O, a więc awansowałem z idioty na kretyna?- śmieje się ze mnie
otwarcie.
– Ty...- mam ochotę powiedzieć dupek, ale wyzwiska chyba wcale nie robią
na nim żadnego wrażenia więc milczę- Nie śmiej się ze mnie, bo zaraz ta
szarlotka wyląduje na twojej twarzy.
– Ale wtedy żeby ją zjeść będziesz musiała zlizać ją z mojej twarzy.
– Bo zaraz sobie pójdę- grożę.
– Przecież nic nie mówię, już milczę- udaje, że wyimaginowanym kluczem
zakręca sobie usta i wyrzuca bo za siebie. Przez chwilę patrzymy na
siebie w milczeniu. W końcu odwracam wzrok pierwsza, bo Krzysiek
zaczął mrugać do mnie okiem.
– Wiesz, co? Jestem spokojną i cichą osobą- ignoruję wymowne
zakrztuszenie się Kamińskiego kawałkiem pizzy. Gromiąc go wzrokiem
kontynuuję- ale przy tobie wciąż się wściekam. Uruchamiasz moje
najniższe instynkty.
– Najniższe instynkty? Hmm, ciekawe....
– No nie, nie o to mi chodzi...-urywam, bo znowu tłumi śmiech- Znów
mnie podpuszczasz?
– Ależ skąd. Zastanawiam się tylko o co może chodzić.- Szybko wchłaniam
ostatni kęs ciasta i odsuwam krzesło. Na dziś mam już dość tego głupiego
uśmiechu na jego twarzy. Myśli, że jest jakimś najwspanialszym facetem
pod słońcem i to zaszczyt być tutaj z nim?
– Ej, co znowu?- ignoruję pytanie idąc do drzwi.- Agnieszka, naprawdę się
obraziłaś?- słyszę za sobą szuranie krzesła, więc pewnie już wstał. Ale
zanim zapłaci kelnerce minie jeszcze trochę czasu. Mimo to szybko
zamykam drzwi i wychodzę z lokalu. Kierując się w lewo (w stronę
domu) pospiesznie maszeruję.
– Hej!- słyszę za sobą na ulicy. A więc zapłacił tak szybko?- Poczekaj.- po
kilku sekundach dogania mnie i zagradza drogę. Robię unik, ale scena się
powtarza.
– Co znowu?
– Czemu uciekasz? Przecież to były żarty.
– Więc nie żartuj tak sobie ze mnie- mówię nadal zła. Ale gdy widzę jego
roziskrzone oczy mam ochotę tłuc go pięściami gdzie popadnie.- Och, i
jeszcze się teraz śmiejesz. Zapomniałeś już jak się przeprasza?
– A za co niby mam cię przeprosić? Nie odpowiadam za twoje myśli.
– Burak!
– Ale z ciebie dzieciak- chwyta mnie za dłoń, którą bezskutecznie próbuję
wyrwać.- Chcesz iść ponad 5 km do domu na piechotę?- zagryzam dolną
wargę nadal się wahając.
– Dobra, ale jeśli jeszcze raz wspomnisz coś o pożądaniu lub...O Bożemamroczę
cała w pląsach. Nie chcę oderwać wolnej ręki od twarzy
(drugą nadal trzyma Kamiński) aby nie widzieć tego jego uśmieszku.
Powoli otwieram oczy, patrząc na niego pomiędzy palcami. Na szczęście,
nie śmieje się ze mnie.
– Możemy już iść?- w odpowiedzi tylko kiwam głową.
Czas mija nam równie szybko i przyjemnie jak wczoraj. Psują go tylko
nieliczne momenty, np. gdy mimochodem wyrwało mi się jakieś pytanie
dotyczące Karola. Bo Krzysiek od razu pochmurnieje Ale tak poza tym to super
bawiliśmy się na kręgielni (do której potem poszliśmy). I pewnie dlatego, gdy
wieczorem Krzysztof odwozi mnie do domu, wcale nie mam ochoty wysiąść z
samochodu. Oczywiście tylko dlatego, że żałuję, ze ten dzień się już skończył, a
nie dlatego że rozstaje się z Kamińskim. Nic z tych rzeczy. Gdy w kocu
zbierając się w sobie odpinam pasy, znów tak jak wczoraj chwyta mnie za rękę.
Tylko mam nadzieję, że nie zamierza znów próbować pocałunku. Na szczęście
nie robi tego. (czym wcale nie jestem rozczarowana?) Zamiast tego powoli
wyciąga z kieszeni płaszcza małe pudełeczko. A gdy otwiera je przede mną i
widzę śliczny, pozornie prosty wisiorek czuję się niemal jak w filmie.
– To dla ciebie- mówi jak gdyby to nie było oczywiste- Bez słowa podaje
mi puzderko.- Nadal gapię się na nie wpatrując w piękny, cieniutki splot
dwóch odmian złotych motywów. I wtedy dociera do mnie coś jeszcze: to
musiało być cholernie drogie.
– Krzysiek, dziękuję ale ja nie mogę tego przyjąć.
– Proszę, weź to.- nalega- Wiem, że możesz myśleć, że nie należy ci się, bo
jeszcze nie jesteś moją dziewczyną- A więc myśli, że robię to
dlatego?- ...ale naprawdę chciałbym żebyś to wzięła.
– Krzysiek, nie o to chodzi. Nawet gdybym była twoją dziewczyną- gdy po
raz pierwszy wymawiam te trzy słowa w tej kolejności i dziwię się, że
nagle wydają mi się zupełnie naturalne. Potrząsam głową próbując zebrać
myśli.-...nie mogłabym tego przyjąć. To jest za drogie.
– A, więc o to chodzi?- prycha rozluźniony- Nie przesadzaj, nie było aż
takie drogie. Nie zbankrutuje od tego- To tak jakbym się łudziła, że to
cokolwiek dla niego znaczyło.
– Jasne, że nie.- mówię.
– Jesteś zła?
– Czemu mam być zła? Bo dajesz mi prezent wart kilkaset złotych mówiąc,
że to nic? Przecież powinnam skakać z radości, prawda?
– Nie mogę cię zrozumieć. Każda dziewczyna na twoim miejscu by się
ucieszyła...
– ...z tego, że tak drogi naszyjnik porównano do taniego drobiazgu?-
kończę za niego- I podarowano go jej dzięki łaskawości wielmożnego
Krzysztofa Kamińskiego? Daj go Sylwii.
– O co ci znowu chodzi?- teraz jest już chyba trochę zły- Czy nigdy nie
możesz zachować się normalnie tak żebym...
– Ach, więc teraz jestem nienormalna.
– Nie przerywaj mi w środku zdania!- warczy na mnie- Chciałem
powiedzieć że twoje reakcje na różne rzeczy są inne niż większości ludzi.
Gdybym wiedział, że tak cię to zdenerwuje nic bym ci nie dał.
– I bardzo dobrze, bo nic od ciebie nie chce. Myślisz, że wszystko możesz
załatwić pieniędzmi i prezentami?
– Czemu aż tak się tego czepiasz? Jestem bogaty i co to jakaś wielka wada?
– Dla mnie tak.- znów mocuję się z zamkiem, ale chyba specjalnie go
zamknął
– Jest zamknięty- informuje mnie o tym co już wiem- Dokończymy naszą
rozmowę i wtedy sobie pójdziesz.
– Co ty sobie wyobrażasz, co? Chcesz wiedzieć o co mi chodzi? Proszę
bardzo: chodzi właśnie o to.
– Co?- pyta zdezorientowany.
– Może dla ciebie to nic nie znaczy, ale dla mnie kwota jaką przeznaczyłeś
na ten ,,drobiazg...”- wymawiam to słowo inaczej- ...jest spora. Dlatego
boli mnie, gdy mówisz o tym w tak lekceważący sposób.- Przez chwilę
mruga do mnie zaskoczony.
– Przepraszam, nie wiedziałem...- jego zmieszana i skruszona mina
sprawia, że moja złość wyparowuje jak para z wrzątku.
– Ja chyba też powinnam cię przeprosić. Nie robisz tego celowo, prawda?
– Czego?
– No, nie mówisz takich rzeczy żeby pokazać jaki to jesteś ode mnie lepszy.
Po prostu jesteś na innym statusie społecznym i nawet nie dostrzegasz, że
możesz kogoś przypadkiem zranić.
– Przepraszam- powtarza cicho.- Naprawdę nie wiedziałem. Nigdy nie
zrobiłbym tego, żeby podkreślić swoją wyższość nad tobą.
– Wiem- mówię, bo w tej chwili czuję, że to prawda. Znów zapada między
nami cisza podczas której Krzysiek wpatruje się w moją twarz. A ja czuję
się jakby zahipnotyzowana czarem tej chwili. Dopiero głos Kamińskiego
przywraca mnie na ziemię.
– Chyba nie mam co teraz marzyć, że pozwolisz mi się pocałować,
prawda?- spuszczam wzrok żeby nie mógł wyczytać nic z mojej twarzy.
Bo w tej chwili to nawet ja sama nie wiem czego bym chciała. - Wiesz,
wczoraj gdy wybierałem ten wisiorek wyobrażałem sobie, że dzięki
niemu zdobędę jeśli nie twoje serce to chociaż ten jeden pocałunek. Ale
powinienem wiedzieć, że w twoim przypadku to nigdy nic nie wiadomo,
co?- kończy żartobliwie a ja podnoszę powoli głowę.- proszę, drzwi już
są otwarte. Możesz wyjść.
– A co z łańcuszkiem?- pytam go, bo wciąż leży na moich kolanach.
– Więc nie mogłabyś go przyjąć jako prezent?
– Raczej nie.
– To weź go chociaż na okres naszego zakładu. Potem mi go oddasz .
– Krzysiek...
– Na to chyba możesz się zgodzić, prawda?
– No w zasadzie, to tak- decyduję się.
– To świetnie. W takim razie widzimy się jutro w szkole.
– Krzysiek?- podnosi na mnie wzrok- Dziękuje. Jest piękny.- zanim
odjeżdża widzę jeszcze jego zadowoloną minę. Mimowolnie na mojej
twarzy też wykwita uśmiech. W dłoni czuję malutki ciężar złotego
wisiorka. Mocno ściskam go, bojąc się, że w mroku nocy mogłabym go
zgubić. W domu, po wcześniejszym upewnieniu się że nie wpadnie do
mojego pokoju z znienacka Mariola, zakładam ostrożnie łańcuszek i
podziwiam jego widok na mojej szyi w lustrze. W świetle lampy wydaje
mi się jakby mienił się tysiącem barw. Gdy po jakimś czasie zdejmuję go
z szyi zauważam delikatne wgłębienie i wypukłość. Zaintrygowana,
podnoszę go bliżej twarzy aby wyczytać umieszczoną tam dedykację:
Jak te dwie nici losy nasze złączone ze sobą na zawsze.
Kolejnego poranka budzę się w świetnym humorze. Po krótkim wahaniu (no
dobra długim) zdecydowałam się nie założyć wisiorka od Krzysztofa z trzech
powodów: po pierwsze mógłby to źle zrozumieć, po drugie boję się że mogę go
zgubić, a po trzecie wywołałoby to konieczność tłumaczenia się przed
przyjaciółkami i rodzicami skąd go mam. A i tak nakłamałam już wszystkim
możliwym osobom, więc mimo wszystko nie zamierzam dokładać do tego
następnych kłamstw. W autobusie, podczas drogi do brylantowego liceum
umilamy sobie z Andżelą i Izą drogę rozmową. A w zasadzie to nie umilamy.
Bo one wciąż wypytują się mnie co ma znaczyć to moje wczorajsze i niedzielne
(jak się domyśliły) wyjście z Kamińskim. W końcu, z głośnym westchnieniem
mówię im prawdę:
– No dobra, założyliśmy się.
– O co?- pytają jednocześnie moje przyjaciółki.
– Nieważne o co. Ważne jest to, że nie mogę przegrać.
– Jak to nie ważne?- obrusza się Andżela.- Chyba nam powiesz?- robię
zrezygnowaną minę świadoma absurdu całego tego zakładu.
– O to, że się w nim zakocham- tak jak się spodziewałam dziewczyny
wybuchają śmiechem- Tak, ja też tłumaczyłam Kamińskiemu, że to
niemożliwe, ale on się uparł. A że...-mało nie wygadałam się, że uratował
mnie przed Karolem, okazał się być gejem, więc kończę inaczej-
...odwiózł mnie wtedy ze szpitala, bo było strasznie późno obiecałam, że
się zgodzę.
– Ty to masz szczęście.- dziwi się Andżela.- Najpierw Karol, teraz
Krzysiek.
– Według ciebie to szczęście?- pyta ją Iza- już zapomniałaś jak na początku
jej dopiekł? Coś szybko mu się odwidziało.- stwierdziła- Aga, jesteś
pewna że to nie jest jego kolejny żart?
– Szczerze mówiąc to wciąż się tym głowię- chociaż po tym jak podarował
mi łańcuszek...
– No co wy.- mówi Andżelika- Iza, nie widziałaś jak on traktował ją
wczoraj w szkole? I jeszcze od razu zaprosił na randkę. Boże, gdyby mnie
ktoś tak zaprosił.- rozmarza się.
– No nie wiem- robię bezradną minę.
– Jejku, wcale cię już nie rozumiem- oświadcza Andżela- Najpierw nie
pasował ci Karol, teraz Krzysiek to kogo byś w końcu chciała? Księcia z
bajki? Dziewczyno zejdź na ziemię, bo tutaj książę ma postać bogatego
dziedzica jednej z największych jeśli nie największej firmy budowlanej w
kraju!
– I to, że jest bogaty czyni go takim wspaniałym?- pyta ją Iza o to o co
właśnie ja miałam zamiar. Tak naprawdę zarówno Andżela jak i Iza są
moimi przyjaciółkami, ale jak to zazwyczaj bywa, z Izą rozumiemy się
znacznie lepiej. No bo same widzicie: Andżela ma tak skrajne poglądy, że
czasami nawet nie wiem czy żartuje czy mówi prawdę. Tak jak teraz. No
bo czy ona naprawdę myśli, że chłopak to tylko ładne opakowanie
wypełnione pieniędzmi? Dlatego różnice naszych poglądów tworzą
między nami potężną barierę.
– Oczywiście, że nie tylko o to chodzi- kontynuuje swój wywód Andżelika-
Ale możesz dać mu szansę, prawda? A Aga wygląda gorzej niż wcześniej
jak ją prześladował.
– I miałby się tak nagle w niej zakochać? Przecież jeszcze kilka dni temu...-
zaczyna Izabela, ale Andżela jej przerywa.
– ...zapomniałaś jak podał się za jej chłopaka żeby ochronić ją przed
Majką?- kłócą się tak jeszcze przez jakiś czas, a ja czuję się kompletnie
ignorowana. No bo rozmawiają o mnie jakby mnie nie było. Raz czy dwa
próbuję coś wtrącić, ale nie za bardzo się tym przejmują. Dopiero gdy Iza
stwierdza, że w takim razie musiał coś do mnie poczuć po wycieczce, bo
wcześniej nawet ze mną nie rozmawiam wreszcie mnie słyszą gdy
oznajmiam im:
– Rozmawiałam z nim już wcześniej.- ich zdziwione miny są komiczne.
– Więc zarywał do ciebie wcześniej? I nic nam o tym nie powiedziałaś?
Kiedy to było?- decyduje się im opowiedzieć prawdę. A więc streszczam
naszą rozmowę w hali gdy wyznał mi miłość, jego zazdrość o Karola i w
końcu zakład. Gdy pospiesznie kończę jesteśmy już przed szkołą.
– Wow, a więc to dlatego tak cię prześladował...- mruczy pod nosem Iza- O
rany.
– No widzisz? A więc teraz już wiesz, że sobie z ciebie nie kpi i spokojnie
możesz wskoczyć mu do łóżka- gromię Andżelikę spojrzeniem- żartuję
tylko.- śmieje się- I na dodatek jest to bardzo romantyczne nie sądzisz?
Takie trochę w twoim stylu jak marzenia o idealnej miłości.
– Przynajmniej nie wskakuje każdemu chłopakowi do łóżka jak niektórzybroni
mnie Iza rzucając Andżelice znaczące spojrzenie. Tamta robi
urażoną minę.
– To nie prawda! To już muszę być dziewicą żeby uznano mnie za
szanującą się dziewczynę? Ty z Bartkiem pewnie trzymacie się za rączkę,
co? Iza gwałtownie się rumieni.
– Hej, przestańcie już. Chyba nie będziemy teraz dyskutować o moralności.
A tak swoją drogą Andżela, to prawda że kręcisz z Andrzejem?
– Może to i prawda, a co?- uśmiecha się do mnie znaczącą- Może ja też
chce mieć swojego księcia z bajki jak wy? Chociaż bardziej podoba mi
się Karol, ale chyba buja się w tobie więc odpada. Poza tym zostawiam ci
go na wypadek nieudania się związku z Krzyśkiem- Gdyby wiedziała, że
Zawadzki woli hmm...bardziej umięśnionych i męskich partnerów, myślę
odwzajemniając jej uśmiech.
Tak jak wczoraj Krzysiek jest dla mnie bardzo miły. Na przerwie zaprasza mnie
nawet do stołówki (z której nie korzystam) na lunch. Oczywiście odmawiam,
bo nie zamierzam robić więcej szumu wokół siebie niż dotychczas (i tak zdaje
mi się, że cała szkoła się na mnie gapi). Ma to również dobre strony: wszyscy
mnie przepuszczają i ustępują w kolejkach. Ale gdy zamierzam wyjść już z
szatni nagle potykam się o niewidzialną przeszkodę. Jak długa ląduje na
podłodze szybko podnosząc siebie i kurtkę. Obok mnie stoi Budnicka.
– O co ci znowu chodzi? Dlaczego podstawiłaś mi nogę?
– Oj, chyba zrobiłam to niechcący- udaje wykrzywiając wargi w grymasie,
który w zamierzeniu chyba miał być uśmiechem.
– Powiesz o co chodzi czy stać cię tylko na takie dziecinne zagrywki?
– Nie wkurzaj mnie spalona żebraczko! Myślisz, że jak chodzisz z
Krzyśkiem to..
– Ach, więc dochodzimy do sedna sprawy- przerywam jej
bezceremonialnie nagle wszystko rozumiejąc.- Jesteś zła, że z nim
chodzę?
– Ja mam być zła? Przecież wiadomo, że on tylko się tobą bawi. A ty co
myślisz?- prycha, ale mówiąc to sprawia wrażenie jakby sama nie była
tego do końca pewna.- Że zakochałby się w kimś takim jak ty?
– Nie obchodzi mnie co ty o tym myślisz i nie mam zamiaru dłużej
wysłuchiwać twoich gorzkich żali.- mówiąc to szybko zakładam na siebie
kurtkę i kierując się do wyjścia wychodzę. Jednak gdy jestem już na
zewnątrz, Sylwia spycha mnie na bok lewego skrzydła szkoły tak, że
nieomal opieram się o ścianę plecami.
– Jeszcze nie pozwoliłam ci odejść- piszczy do mnie, gdy jeszcze w szoku
(bo nadal nie mogę uwierzyć że tą idiotkę stać było na coś takiego)
milczę. W końcu wyrywam się jej krzycząc:
– Puść mnie. Nienormalna jesteś? Powiedziałam, że nie chce mi się z tobą
gadać. Jeśli przez ciebie ucieknie mi autobus...
– Guzik mnie to obchodzi! Masz odczepić się od Kamińskiego, bo inaczej
popamiętasz.
– Tak? A co mi zrobisz? Przez trzy następne dni będziesz piszczała na mnie
tym swoim cieniutkim głosikiem?- nie wiem po co ją prowokowałam, bo
właśnie poczułam piekący ból w prawym policzku. Szerzej otworzyłam
oczy, wciąż nie dowierzając tej nowej wersji blond laleczki, która właśnie
mnie zaatakowała. No bo przecież lalki barbie cię nie policzkują, prawda?
– Ty, mała podła żmijko jak śmiałaś mnie uderzyć?- zanim znów się na
mnie zamachuje unieruchamiam jej dłoń- zrób to jeszcze raz, a
gwarantuje ci, że twoja śliczna buźka nie pozostanie już taka śliczna.- w
nerwach mój głos przybiera ostry gniewny ton co odrobinę ją przeraża.
Wyszarpuje swoją dłoń i oddala się ode mnie o kilka kroków.
– Więc odczep się od mojego Krzyśka! On jest mój rozumiesz? MÓJ!
– Jezu, teraz to brzmisz jak jakaś psychopatka.
– Odpowiedz- ignoruje mój wcześniejszy komentarz- Odpowiedz na moje
pytanie- Gryzę się w język, bo mam ochotę trochę ją jeszcze podrażnić
mówiąc, że przecież o nic mnie nie pytała, ale w jej obecnym stanie nie
byłoby to wskazane. No bo niby lalka barbie, ale tymi 20 cm paznokciami
to nieźle mogłaby przeorać mi twarz. Decyduję się więc trochę spuścić z
tonu.
– A może powiesz o tym Krzyśkowi, co? Wiesz, żeby stworzyć parę trzeba
dwojga ludzi.
– Nie odwracaj kota ogonem. Zostawisz go czy nie?
– Dlaczego niby ma mnie zostawić?- obie odwracamy się w bok widząc
nadchodzącego z tamtego kierunku Krzyśka. Gdy znajduje się już bliżej
patrzy na mnie z taką wściekłością, że przeraża mnie w tej chwili gorzej
niż Sylwia.
– Uderzyłaś ją?- zwraca się do Budnickiej, a ja oddycham z ulgą, bo
uświadamiam sobie, że patrząc na moją twarz musiał dostrzec czerwony
ślad na policzku (Bo ta laleczka naprawdę mocno mi przyłożyła. Boli
mnie i piecze jak nie wiem co) i pewnie stąd ta jego wściekłość.-
Uderzyłaś?!- powtarza groźniej zbliżając się do spanikowanej Sylwii. I
mimo że jej nie lubię nie mam zamiaru pozwolić Krzyśkowi na
wyładowanie się na niej za mój policzek. To sprawa tylko między nami.
– Krzysiek, nic się nie stało. Trochę się posprzeczałyśmy, ale już sobie
wszystko wyjaśniłyśmy, prawda?- daję Budnickiej szansę na pokojowe
wyjaśnienie całej sytuacji. Ale ku mojemu zdziwieniu ona ignoruje moje
koło ratunkowe.
– Nie. Nic sobie nie wyjaśniłyśmy. Krzysiek, czy ty nie widzisz kim ona
jest? Przecież to spalona żebraczka! I na dodatek nie jest nawet ładna..-
milknie gdy Kamiński chwyta ją za ramiona.
– Nie waż się tak o niej mówić, słyszysz?!- drze się na nią jednocześnie
potrząsając.
– Krzysiek...- próbuje go powstrzymać, ale nic to nie daje. Zwłaszcza gdy
Sylwia ignorując swój instynkt samozachowawczy wciąż go prowokuje.
– Przecież to nikt! Takie zero ma być twoją dziewczyną? Przecież dobrze
wiem, że ty tylko udajesz. Robisz to tylko po to, żeby wzbudzić we mnie
zazdrość prawda?
– O czym ty pieprzysz?- puszcza ją tak gwałtownie aż dziewczyna się
zatacza.- Przecież nic nas nie łączy i nigdy nie łączyło. Jesteśmy tylko
kolegami z klasy. To wszystko. A Agnieszka jest moją dziewczyną i masz
ją traktować z szacunkiem, bo jeśli nie, potraktuje cię dużo gorzej niż
dzisiaj.- kończy swoją groźną przemowę- Chodź- zwraca się do mnie
łagodnym, ciepłym tonem tak różnym od tego jakim częstował Sylwię.
Staram się nie myśleć o tym jak w tej chwili musi czuć się ta dziewczyna.
I mimo że kilka minut temu mnie uderzyła jest mi jej żal. Gdy
odchodzimy już parę metrów dalej Budnicka odzywa się za nami
zwracając się do Kamińskiego:
– Ja cię kocham, rozumiesz? A ona nigdy cię nie pokocha.- I w tej kwestii
zupełnie się z nią zgadzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz