Następnego dnia w pracy, jak już od jakiegoś czasu, spędzam dzień w
archiwum z Karolem. Godziny pracy płyną nam bardzo szybko na błahych
rozmowach (na szczęście nie wspomina nic na temat Krzyśka, więc jestem
zupełnie rozluźniona). Atmosfera psuję się, gdy właśnie kończymy pracę. Bo
gdy Zawadzki chce mnie odwieść do domu na parkingu ktoś już na niego
czeka.
– Krystian? Co ty tu robisz?
– Nic. Przyjechałem po ciebie. Skończyłeś już?- pyta przyglądając mi się
podejrzliwie.
– Tak. Ale muszę jeszcze zawieść Agnieszkę do domu. Znacie się, prawda?-
pyta gwoli formalności. Sztywno skinam głową.
– Musisz? To jakiś twój obowiązek?- odzywa się tamten. I znów, tak jak w
szpitalu, nie wywiera na mnie dobrego wrażenia.
– Nie, ale chcę.- koryguje Karol- Poczekasz trochę?
– Czemu ja muszę na ciebie czekać?
– Krystian, nie zaczynaj znowu...
– Czego?- mówi trochę głośniej niż powinien, a ja wyczuwam wiszącą w
powietrzu kłótnię- Całe dnie spędzasz w tym głupim banku zasłaniając
się pracą i ojcem gdy tak naprawdę jesteś z nią!- wymierza na mnie
oskarżycielsko palec. A ja jestem tak zaskoczona, że aż nie reaguję.
– Co ty niby sugerujesz?- Zawadzki kręci przecząco głową uśmiechając się
pod nosem.
– Co ja sugeruję? Dobrze już wiesz co. Wciąż mi powtarzasz, że to
dziewczyna twojego przyjaciela, ale teraz już chyba zerwali, co?
– Krystian ja naprawdę tylko przyjaźnię się z Karolem...- próbuję się
wtrącić i wszystko wyjaśnić.
– A ty się nie wtrącaj!- rozkazuje mi Krystian
– Hej, nie traktuj jej tak.
– Bo, co? Bo to teraz twoja dziewczyna? Może wcale nie jesteś pedałem i
wolisz jednak płeć przeciwną, co?- pyta z cyniczną wulgarnością. - A
może jesteś bi?- Gdy to słyszę, robi mi się niedobrze.
– Krystian, tym razem przesadziłeś.- Karol podchodzi do niego groźnie.
– Ja przesadziłem?- Krystian robi to samo co Karol. Przez moment boję się,
że się pobiją.
– Przestańcie!- próbuję raz jeszcze- Karol, wrócę sama autobusem.
– Nigdzie nie wrócisz sama. Obiecałem, że cię odwiozę i tak zrobię. A on
nie będzie mówił mi co mam robić.
– Skoro wybierasz ją to między nami koniec.- Krystian stawia sprawę na
ostrzu noża. A ja mimowolnie zaczynam czuć rozbawienie. Bo wiecie,
trochę śmiesznie to wygląda gdy chłopak mówi tak do drugiego chłopaka.
– Nie, skoro ty tak stawiasz sprawę to koniec- prostuje Karol. Przez chwilę
oboje mierzą się wzrokiem. W końcu Zawadzki zwraca się do mnie:-
Wsiadaj.
– Ale...
– Wsiadaj.- powtarza tylko. A ja posłusznie robię to o co mnie prosi.
Szybko odjeżdżamy spod banku kierując się na główną szosę.
– Nie musiałeś tego robić. Nie chcę żebyście się przeze mnie rozstali.
– Może tak jest lepiej. Od dawna się między nami nie układało. I mam dość
tych jego ciągłych pretensji.
– Tak, to co sugerował o tobie i o mnie to już przesada- Karol nie
komentuje mojego stwierdzenia.- Naprawdę chciałeś z nim skończyć, czy
mówisz mi to żebym nie czuła się winna?
– Naprawdę. Chyba nie pasowaliśmy zbytnio do siebie.- Gryzę się w język,
że ja już odkąd zobaczyłam go w szpitalu miałam go za aroganckiego
brutala bez mózgu. Ale przecież skoro Karol go wybrał...
– Pewnie tak. Ale mimo to czuję się niezręcznie.
– Niepotrzebnie. Nikt nie ma prawa decydować o moim wolnym czasie.
Jeśli chcę go spędzać z tobą to tak zrobię.- w odpowiedzi tylko się
uśmiecham czując się dla niego ciężarem. Ale nie jestem w stanie
zrezygnować z jego przyjaźni (choć w tej sytuacji powinnam). Bo nie
chcę być z tym wszystkim sama.
Wracając do domu, czeka na mnie jeszcze jedna nieprzyjemna rozmowa. Już po
wzroku mamy widzę, że znów coś się szykuje.
– Co się stało?- nie wytrzymuję jej wzroku i zadaje to pytanie by jak
najszybciej iść do siebie..
– Widujesz się z tamtym chłopakiem?- robię zrezygnowaną minę.
– Nie, Karol jest tylko moim przyjacielem.
– Pytałam o Kamińskiego- jestem tak zaskoczona, że nie wiem co
powiedzieć. Ale zaraz budzi się we mnie strach.
– Dlaczego pytasz? Jego ojciec znów cię nachodził?- mama kręci przecząco
głową.
– A więc jednak się z nim widujesz?
– Z racji tego, że Iza wychodzi za mąż za jego przyjaciela to raczej
nieuniknione.
– Agnieszko, ty nadal...?- nie pozwalam jej dokończyć.
– Mogę już wrócić do siebie? Czuję się zmęczona.
– Kochanie, proszę- mama bierze mnie za rękę i patrzy w oczy.- Odkąd
wydarzyło się to wszystko bardzo się zmieniłaś: nie rozmawiasz ze mną,
a w czasie studiów odwiedzałaś nas tylko raz w miesiącu.
– Bo pracowałam- próbuję ją zbyć, ale wiem że ma rację. Tylko, że nic nie
mogę poradzić na to, że mam do niej żal. I już nigdy nie będzie tak jak
kiedyś.
– Właśnie. Dlaczego to robisz? Chcesz oddać mu te pieniądze, tak?- nawet
nie silę się na udawanie, że nie wiem o co chodzi.
– Tak. Bo to nasz dług i nie pozwolę żeby ten typ myślał, że może nas
kupić. Więc jeśli masz zamiar mówić mi jaka to jestem głupia to...
– Nigdy bym tego nie powiedziała- w oczach mojej mamy błyszczą łzy-
Myślisz, że mnie jest łatwo? Szczególnie teraz gdy patrzę na
ciebie...Myślałam, że to ci minie, że to takie nic nie znaczące
zauroczenie. Dlatego wtedy stchórzyłam. Pomyślałam: przecież ona ma
dopiero 19 lat, zerwie z nim i zdąży zakochać się jeszcze przynajmniej
kilka razy. A ja zostanę z wielkim długiem do spłacenia i dwójką
nastoletnich córek na utrzymaniu.
– Mamo, przepraszam- szepcę cicho, bo do tej pory nie uświadomiłam
sobie, jak ona musiała to wszystko znieść, jak cierpieć. Tak bardzo
skupiłam się na własnym, że nawet nie zauważyłam kiedy obsadziłam się
w roli ofiary. A przecież nie tylko ja na tym straciłam.
– Ty mnie przepraszasz? To ja powinnam cię przeprosić za to co zrobiłam.
Serce mi się kraje gdy widzę cię w takim stanie. Zmieniłaś się.
– Tak- uśmiecham się lekko- Ale to zmiana na dobre. Przynajmniej za to
jestem wdzięczna Władysławowi Kamińskiemu: dzięki niemu
zrozumiałam, że życie to nie bajka. I może masz rację ani ja nie byłam
żadnym Kopciuszkiem, ani Krzysiek księciem. Nie powinnam obwiniać
was o to co się stało- mówię przytulając ją mocno. I wtedy czuję, że w
końcu po tylu miesiącach wszystko się jakoś ułoży.
Gdy nadchodzi dzień urodzin Krzysztofa i przyjęcia nie jestem w stanie
pozbyć się obaw. Może nie powinnam tam iść? Co wtedy gdy Marzenia dowie
się przypadkiem, że byłam dziewczyną jej chłopaka? Te myśli nie opuszczają
mnie nawet gdy przyjeżdża po mnie Karol.
– Ślicznie wyglądasz.- mówi otwierając mi drzwi z drugiej strony.
– Dziękuję- odpowiadam świadoma, że to kłamstwo. Bo założyłam tylko
jedwabną bluzkę i plisowaną spódnicę.
– Boisz się?
– Szczerze mówiąc to zastanawiam się po co ja tam właściwie jadę.
– Zobaczysz. Przecież mówiłem ci o teście, prawda?- kiwam tylko głową
zastanawiając się co też mógł takiego wymyślić, żeby przekonać mnie o
uczuciu jakim darzy mnie Kamiński.
Gdy jesteśmy już na miejscu, wynajęta sala jest uroczo ustrojona własnoręcznie
robionymi elementami, które z pewnością robiła Marzena. Wpatrując się w nie
nie jestem w stanie pozbyć się uczucia, że w jakiś sposób zdradzam tę
dziewczynę.
– Agnieszka!- z drugiego końca sali macha do mnie Majka. Uśmiecham się
do niej delikatnie odmachując i czekając aż do mnie podejdzie.
– Cieszę się, że jesteś. Musisz pozbyć się tej głupiej Marzeny i znów być z
moim bratem.
– Maja...
– Tak, wiem że nie powinnam o niej tak mówić. Ale nie lubię jej. Krzysiek
może być tylko z tobą.
– Już mówiłam ci, że to już przeszłość.
– W takim razie dlaczego tu jesteś?- Dobre pytanie, myślę, ale na głos
odpowiadam.
– Przyszłam tylko na prośbę Karola i Marzeny, bo mnie zaprosiła.
– Jejku, jaka wyrozumiała. Zapraszać byłą dziewczynę swojego
chłopaka...- ironizuje.
– Maju, proszę nie wygadaj się o tym tylko, dobrze?
– Dlaczego? Może wtedy ta czarna małpa odczepi się od niego.
– Bo cię o to proszę.
– Aga..
– Proszę
– Dobra już dobra. Ale i tak się kiedyś o tym dowie.
– O, Aga? Co ty tu robisz? Nie mów, że Krzysiek cię zaprosił...
– Nie, jest ze mną- odpowiada Bartkowi właśnie podchodzący ku nam
Karol.- Jest już nasz jubilat?
– Nie, ma zjawić się za piętnaście minut.
– W takim razie jeszcze sobie trochę poczekamy.- Zawadzki pospiesznie
wita się ze znajomymi a potem zwraca do mnie:- Masz ochotę na coś do
picia?
– W sumie to nie, ale przyda mi się trochę spaceru- odpowiadam i wolno
podążamy razem w kierunku stołów. Gdy już tam jesteśmy a Karol
podaje mi jakiś sok pytam go:
– Co chcesz zrobić?
– Nie mogę ci jeszcze powiedzieć. Ale nie martw się, nic złego się już nie
stanie. Po prostu coś mu przypomnę.
– Karol...
– Spokojnie, nie bój się. Zobaczysz, że...- urwał wpatrując się w coś za
moimi plecami. Odwróciłam się widząc wchodzącego właśnie
Kamińskiego pod rękę z Marzeną. Na ten widok coś ścisnęło mnie w
żołądku. Zawadzki pokrzepiająco poklepał mnie po ramieniu- Będzie
dobrze. Poradzisz sobie sama? Muszę coś załatwić.
– Okej- odpowiedziałam tylko wiedząc, że skoro już tu przyszłam to muszę
być odważna. Na potwierdzenie uśmiechnęłam się do Karola lekko.
Uspokojony, odszedł ode mnie. Wróciłam wzrokiem do Krzyśka. Nie
widział mnie jeszcze, więc mogłam to robić bezpiecznie nie bojąc się
zdemaskowania. Do czasu aż nasze oczy się nie spotkały. Wtedy uśmiech
zamarł mu na ustach, a w oczach pojawiło się nieme pytanie: co tu do
diabła robisz? Musiała na to zwrócić uwagę Marzena, bo podążając za
spojrzeniem swojego chłopaka dostrzegła mnie i lekko pomachała.
Potem, razem z Krzyśkiem (aczkolwiek on robił to niechętnie) zaczęli
zmierzać w moją stronę.
– Agata, cześć!- wita mnie Marzena
– Agnieszka- poprawiam ją automatycznie.
– Och, jak dobrze że przyszłaś. Karol też jest z tobą?
– Tak.
– Więc to ty ją zaprosiłaś?- Kamiński zwraca się z tym pytaniem do swojej
dziewczyny. Potem dodaje z wyrzutem:- Po co?
– No wiesz, przecież to koleżanka twoich kumpli- mówi lekko
zażenowana- I twoja chyba też?- ni to stwierdza, ni pyta. - Poza tym to
ona doradzała mi w wyborze prezentu.- ten fakt wyraźnie zbija go z
tropu.
– Tak? I co ci doradziła? Bo to, że nie lubię porcelany, ani żadnych figurek
już chyba wiesz- swoje słowa kieruje do Marzeny, ale patrzy przy tym na
mnie. I wiem, że jego wypowiedź jest aluzją do wcześniejszego prezentu,
który mu podarowałam.
– Och wiem. Ale czemu zbiłeś figurkę tamtego chłopca? Była urocza...-
odpowiada ma Marzena, a ja jestem tak zaskoczona, że nie jestem w
stanie wyrzec słowa. Więc tyle był warty dla niego mój prezent.
– To było trochę tandetne, nie sądzisz?- mówi Krzysiek, że aż wzbiera we
mnie złość. Potem zupełnie mnie ignorując obejmuje Marzenę i szepce jej
coś do ucha. A ja patrząc na to czuję, że mam już tego wszystkiego
powyżej dziurek w nosie.
– Mogę z tobą na chwilę porozmawiać?- zwracam się do Kamińskiego- W
cztery oczy- dodaję. Krzysiek zerka na Marzenę.
– W porządku, idź. Ja zajmę się w tym czasie twoimi prezentami.-
odpowiada dziewczyna i pospiesznie odchodzi. Biorę głęboki wdech.
– Dlaczego to robisz?- pytam go
– Ale co?- udaje, że nie wie o co mi chodzi. To rozwścieka mnie jeszcze
bardziej.
– Czemu mówisz te wszystkie rzeczy, czynisz jakieś ukryte aluzje? O co ci
chodzi?
– O co mi chodzi?- pyta mnie z niedowierzaniem przybierając arogancką
minę.- Po co spotkałaś się z Marzeną i pomogłaś jej wybrać prezent dla
mnie co? I po co w ogóle tu przyszłaś? Teraz grasz moją dobrą
przyjaciółkę?- jego wściekły wzrok wkurza mnie jeszcze bardziej.
– Ja? To ty nie powiedziałeś jej o tym co nas wcześniej łączyło.
– Tak?- pyta mnie ironicznie- A co takiego niby nas łączyło? Nie sądzę, aby
było to coś o czym warto wspominać.
– Dlaczego tak mówisz? I dlaczego zachowujesz się tak jak kiedyś?
– To znaczy jak? Tak samo jak wtedy gdy mnie poznałaś?- gdy kiwam
potakująco głową, prycha i patrząc mi w oczy pyta ironicznie- A skąd
wiesz, że w ogóle się zmieniłem? Może tylko udawałem aby osiągnąć
swój cel?
– Mówisz to wszystko tylko po to aby mnie zranić.- mówię cicho czując się
coraz gorzej.
– To cię rani? W takim razie bardzo mi przykro- odpowiada tonem
sugerującym coś wręcz przeciwnego i odchodzi. A ja stoję jeszcze w tym
samym miejscu niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. I choć wiem, że
mówił mi to wszystko tylko w złości to i tak w moich oczach pojawiają
się łzy. „Może tylko udawałem żeby osiągnąć swój cel?”, znów
pobrzmiewa mi w głowie. Nie, to nieprawda. Gdyby chodziło mu tylko o
przespanie się ze mną zrobiłby to już dawno temu. Wiem, że łagodną
perswazją osiągnąłby swój cel, bo byłam w nim zakochana jak idiotka.
Co ja plotę, wciąż jestem. Gdy w końcu jestem zdolna do jakiegokolwiek
ruchu siadam na jednym z krzeseł i wolno dopijam swój sok. W
międzyczasie podchodzi do mnie Iza. Chwilę rozmawiamy, a potem gdy
wraca do Bartka znów zostaję sama. W duchu zastanawiam się gdzie jest
Karol. Zauważam, że Kamiński też gdzieś zniknął. Może rozmawia z
Zawadzkim?
Gdy zaczynają się tańce przypatruje się tylko temu wszystkiemu z boku
(odmawiając jakiemuś pryszczatemu chłopakowi, który chciał ze mną
zatańczyć) usiłując zapomnieć o gniewnych słowach Krzyśka. Dlaczego tak
okrutnie mnie potraktował? Czemu zniszczył figurkę którą mu podarowałam, a
breloczek oddał Marzenie? Czyżby aż tak mnie znienawidził?
Po jakimś czasie postanawiam pospacerować sobie trochę po sali, choć szczerze
mówiąc wolałabym żeby Karol już wrócił i odwiózł mnie do domu. Już
wystarczająco przekonałam się o uczuciach jakimi darzy mnie Krzysiek. Ale
gdy chcę już wyjść na zewnątrz zatrzymuje mnie głośne skandowanie i
gwizdanie. Kieruję wzrok ku źródłu tego hałasu i dostrzegam Krzyśka
obejmującego Marzenę. I z gulą w gardle zdaję sobie sprawę, że to co wszyscy
krzyczą to słowo: gorzko! I choć wiem, że powinnam się odwrócić, że to co za
chwilę zobaczę nie będzie niczym przyjemnym, że to tylko mnie zrani to...nie
mogę. Jak zahipnotyzowana przyglądam się jak Krzysiek pochyla się nad
Marzeną i na oczach wszystkich całuje. A potem gdy podnosi wzrok, patrzy
wprost na mnie. I czuję, że już więcej nie zniosę.
„Pocałuj mnie”
„Co?”
„Tylko wtedy uwierzę, że naprawdę coś do mnie czujesz”, przypominam sobie
jak przez mgłę jego słowa gdy zgodziłam się z nim być.
„Wiesz, że po raz pierwszy mnie pocałowałaś? I wiesz, co? Podobało mi się
to”, kolejna scena przewija się przez mój mózg jak w kalejdoskopie.
– Agnieszka, zaczekaj!- słyszę za sobą jego głos. Na moment zaskoczona
przystaję, ale zaraz zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę pozwolić aby
zobaczył mnie w takim stanie. I czego on w ogóle ode mnie chce?
Spuszczając nisko głowę aby nikt nie dostrzegł moich łez biegnę dalej w
kierunku wyjścia. I wtedy wpadam na jakąś postać.
– Aga, co się stało?- pyta Karol
– Pomóż mi- szepcę tylko słysząc zbliżające się za sobą kroki Krzyśka.
– Możemy porozmawiać?- znów odzywa się Kamiński. A ja patrząc
błagalnie na Karola proszę go niewerbalnie, żeby na to nie pozwolił.
Żeby nie pozwolił zobaczyć Krzyśkowi, że przez niego płakałam.
– Właściwie to zbieramy się już do wyjścia- mówi Karol patrząc w moją
twarz. Pospiesznie wymijam go i kieruję się w stronę parkingu. Dopiero
wtedy wycieram znajdujące się na mojej twarzy łzy. Po jakimś czasie
przestaję słysząc czyjeś kroki. Na szczęście to tylko Karol
– Agnieszka, przepraszam.- odzywa się do mnie niepewnie- Nie
powinienem cię tu zapraszać.
– Daj spokój- mówię przez łzy (bo już nawet nie próbuję ich
powstrzymywać)- Sama przyszłam tu jak idiotka nie wiedząc właściwie
po co. Na co liczyłam?
– Wsiadaj.- odzywa się do mnie łagodnie prowadząc w kierunku
samochodu- Jeszcze ktoś zobaczy cię w takim stanie.
– Ha,- prycham- Więc niech wszyscy zobaczą jaką jestem żałosną idiotką.
Czego się spodziewałam? Sama podświadomie czepiałam się głupiej
nadziei, ale teraz wiem że to było bez sensu. Wiesz jak on mnie
nienawidzi? W dodatku i tak przecież nie mogłabym z nim być.
– Agnieszka, wiesz że to nieprawda. On robi to wszystko, bo jemu też jest
ciężko. Gdybyś go nie obchodziła...
– Daj spokój. Nie chcę żebyś się nade mną litował. I nie chcę teraz wracać
do domu. Jest tak wcześniej, więc wszyscy będą mnie wypytywać
dlaczego wróciłam o tej porze
– Więc gdzie chcesz jechać?
– Bo ja wiem? Gdziekolwiek. Jeśli pokażę się w domu w takim stanie od
razu powiadomią psychiatrę a w najlepszym przypadku psychologa.-
Karol znów zerka na mnie z troską. Po chwili wahania widzę, że
kierujemy się w stronę jego mieszkania. Będąc już na miejscu lokuje
mnie w swoim pokoju i wychodzi. Wraca po paru minutach z kubkiem
gorącej czekolady.
– Proszę, podobno jest dobra na wszystkie smutki.
– Tak? Na takie jak mój chyba nie- znów czuję, że zbiera mi się na płacz. A
gdy Karol delikatnie odbiera mi kubek z rąk i przytula nie jestem już w
stanie się opanować. Zaczynam głośno szlochać w jego czarną koszulę
nie zważając na wstyd czy skrępowanie. Bo właśnie zdałam sobie sprawę,
że do tej pory naiwnie łudziłam się, że gdy uda mi się spłacić ojca
Kamińskiego, to przed nami będzie jakaś przyszłość. Ale dziś
przekonałam się, że on nienawidzi mnie teraz nawet mocniej niż ja jego
na początku. I nigdy mi nie wybaczy, że go zostawiłam.
– Agnieszka, wiem że ci to obiecałem ale będę musiał złamać dane słowo.
On musi się dowiedzieć prawdy, rozumiesz?
– Nie- mówię rwącym się głosem nadal oparta na jego piersi- To nic nie
zmieni. Byłam głupia
– Zmieni. Zobaczysz, że wtedy pomoże ci spłacić dług i wtedy...
– Karol- podnoszę się przerywając mu jego wypowiedź- Ty nie wiesz
wszystkiego.
– Jak to? Czego nie wiem?
– To co ci powiedziałam...ten dług karciany ojca to nie wszystko.
Kamiński...ojciec Krzyśka szantażuje mnie czymś jeszcze.
– Co?- zaczynam nieskładnie opowiadać mu o wszystkim: wypadku
pracownika, nad którego bezpieczeństwem miał czuwać mój ojciec,
groźbie pozwu, przekupieniu żony poszkodowanego mężczyzny. Na
koniec dodaję- Nie wiem na co teraz liczyłam. Przecież i tak wiedziałam,
że nawet gdyby po tym czasie Krzysiek coś do mnie czuł nie mogłabym z
nim być. Ale moje głupie serce nie chce tego słuchać. Ono wciąż chce
tylko jego, nieważne jak bardzo mnie przy tym krzywdzi.
– Jezu, nie wierzę, że jego ojciec mógł posunąć się do czegoś takiego. Więc
nadal jesteście od niego zależni?
– Tak. Obecna firma w której pracuje mój ojciec podlega
Building&Project. A jednym swoim słowem jej prezes może zniszczyć
całą naszą rodzinę.- odpowiadam znów wtulając się w Karola. Czując się
w tej chwili tak strasznie nawet nie zastanawiam się nad tym jak żałośnie
muszę się prezentować. Ale on jako mój przyjaciel znosi to ze stoickim
spokojem. W pewnym momencie, sama nie wiem kiedy usypiam.
Budzę się dopiero nazajutrz rano w łóżku Karola. Zaspana przecieram powieki i
odgarniam pachnącą czystością pościel. Nagle przypominam sobie, że właśnie
spędziłam tę noc poza domem i nawet nie powiedziałam o tym rodzicom! W
panice szukam swojej koszuli (bo jestem tylko w białej bokserce którą miałam
pod jedwabną bluzką i spódniczce. Gdy wchodzi Karol, czuję się zażenowana
swoim godnym pożałowania wyglądem i wczorajszym zachowaniem. Nie
wiedząc co powiedzieć, przypominając sobie o swym niekompletnym ubraniu
wchodzę z powrotem pod kołdrę. I zaraz czerwienię się jeszcze bardziej, gdy
uświadamiam sobie absurdalność tego gestu. Przecież on jest gejem, a ja
zachowuje się jakby mój widok miał wystawić go na pokuszenie. Na szczęście
Karol udaje, że nie dostrzega niczego dziwnego w moim zachowaniu.
– Część. Przyniosłem ci gorącej herbaty, a w kuchni czeka śniadanie. A i
wysłałem wczoraj wieczorem wiadomość z twojego telefonu do twojej
mamy żeby się nie martwiła. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
– Eee...jasne, że nie. Dziękuję.- odpowiadam biorąc od niego parujący
kubek. Nagle oboje słyszymy dzwonek do drzwi. Momentalnie
zamieram.
– Spokojnie, to pewnie tylko poczta. Nie wychodź, zaraz wracam.- mówi
mi jakby mi to było potrzebne. Myśli, że mam zamiar paradować po
mieszkaniu w skąpym odzieniu? Wygodniej opieram się o poduszki i
rozpuszczam splątane włosy. Z pokoju słyszę jakieś męskie głosy.
„Dam ci jutro...
to nie jest najlepszy pomysł...
dlaczego...”,
słyszę urywki rozmów. A gdy w końcu głos znajduje się coraz bliżej już wiem
dlaczego Karol usilnie próbuje wypłoszyć intruza.
– Daj spokój, wezmę tylko swoją bluzę, bo zostawiłem w niej dokumenty i
wyjdę. Zapewniam cię, że bałagan nie zrobi na mnie żadnego wrażenia...-
urywa, gdy tylko otwiera drzwi i zastaje mnie leżącą w łóżku. A ja
dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego jak to wszystko musi wyglądać.
– Krzysiek, to nie tak jak myślisz...-odzywa się Karol do wciąż gapiącego
się na mnie Kamińskiego
– Spokojnie, trzeba było mówić tak od razu- mówi wolno Krzysiek jakimś
nieswoim głosem.- A nie wciskać mi bajki o bałaganie w pokoju.
– Krzysiek naprawdę...
– Daruj to sobie- przerywa mu Kamiński- Przepraszam, że wam
przeszkodziłem- dodaje tylko kierując się do drzwi. Ale Karol mu na to
nie pozwala.- Pozwól mi przejść- warczy na niego Kamiński.
– Krzysiek, uspokój się.
– Mam być spokojny? Wbijasz mi nóż w plecy i mam być spokojny, co?!-
drze się próbując odepchnąć Karola od drzwi. A ja nadal nie jestem w
stanie zareagować i tylko przyglądam się temu z przerażającą
obojętnością.- Po to wczoraj sprzedawałeś mi te gadki? Żeby mnie
wybadać? W takim razie, proszę bardzo droga wolna.- śmieje się
szyderczo- Chociaż ty i tak nie pytałeś mnie o zdanie.
– Krzysiek...- dopiero teraz wstaję z łóżka owijając się kołdrą i odzywam
się starając się zażegnać spór. Ale to nie jest dobry pomysł. Bo cała jego
furia skupia się teraz na mnie.
– A ty co świętoszko?- pyta zbliżając się do mnie- Gdzie teraz podziały się
te twoje zasady, co?
– Krzysiek!- mówi Karol ostro- Nie masz o niczym pojęcia. Nas nic nie
łączy.
– A czemu sądzisz, że to mnie interesuje? Już mówiłem: rób sobie z nią co
chcesz, ona nic mnie już nie obchodzi.- mówi wbijając kolejną szpilkę w
moje serce.- Aha, chyba powinienem ci pogratulować. Sforsowałeś mur
nad którym ja ślęczałem ponad rok. Chociaż w sumie to nie wiadomo czy
komuś przed tobą już się to nie udało...- w tym momencie zobaczyłam jak
pięść Karola ląduje na twarzy Kamińskiego. A właściwie to bardziej
usłyszałam niż zobaczyłam, bo łzy spływające po mojej twarzy nie
pozwoliły mi na to. Dopiero gdy pierwsza z nich spadła na podłogę
ujrzałam leżącego na podłodze Krzyśka trzymającego się za rozciętą
wargę i patrzącego na mnie szyderczo.
– Masz- mówi Zawadzki rzucając w niego bluzką- Oddaje ci twoją
własność. A teraz wynocha z mojego domu.- Potem nakrywając mnie
kocem mówi twardo:- Myliłem się. Nie zasługujesz na kogoś takiego jak
on.- dopiero po kilku sekundach orientuje się, że kieruje te słowa do
mnie. Kamiński w tym czasie podnosi się z podłogi i pospiesznie
wychodzi. A ja wciąż jak głupia stoję na środku pokoju i ryczę czując się
tak żałośnie jak nigdy dotąd. I zaraz wybucham histerycznym śmiechem
uświadamiając sobie, że zawsze kiedy używam tego zwrotu los jak gdyby
chciał mi udowodnić, że jest inaczej: Myślisz, że już jest najgorzej?
Zapewniam cię, że może być jeszcze bardziej źle.- Proszę nie płacz już...-
szepcze do mnie Karol głaszcząc mnie po głowie i obejmując. Nie płacz?
Łatwo mu powiedzieć, myślę. Potem on łapie mnie za rękę i kieruje z
powrotem do swojego łóżka. Mechanicznie pozwalam nakryć się kołdrą,
a potem znów wtulam w jego ramię. Bo nie potrafię już sobie sama z tym
wszystkim poradzić. Przypominam sobie ostatnie zdanie jakie wykrzyczał
mi na odchodnym Krzysiek: „Żałuję, że kiedykolwiek cię spotkałem.”. I
sama nie rozumiem dlaczego to zdanie tak bardzo boli.- Hej, nie płacz już
proszę- po kilku minutach Karol znów próbuje mnie uspokoić. Tylko, że
jestem w takim stanie, że nic nie zdołałoby teraz mnie do tego zmusić.
Ale nagle okazuje się, że znowu nie mam racji. Bo Zawadzki podnosi
delikatnie moją głowę dotykając czubkami palców brody. A gdy nadal
mam spuszczony wzrok czuję na swoich wargach jego. I jestem tym tak
bardzo zaskoczona, że nawet nie reaguję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz