Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 2 lutego 2025

Miłosny galimatias: epilog

 

EPILOG

 

         Jeszcze tego samego dnia Krzysiek wraz z siostrą i szwagrem udali się do szpitala. Agnieszka, ze względu na swoją ciążę zgodziła się zostać w domu. Właściwie to została do tego zmuszona, bo jej mąż kategorycznie zakazał jej jakichkolwiek stresów odkąd podczas ostatniej wizyty u ginekologa lekarz zalecił jej spokój i odpoczynek, bo ze względu na swoją szczupłą budowę ciała bliźniacza ciąża bardzo ją męczyła. I choć sama zainteresowana nie chciała o tym słuchać, tym razem zgodziła się na pozostanie w domu.

Nawet w czasie podróży do szpitala Maja wciąż trzymała Filipa za dłoń. Z lekkim zażenowaniem przypomniała sobie pospieszne ubieranie się ze świadomością, że Aga znajduje się za drzwiami. Dlatego zazdrościła mężowi jego niezachwianego spokoju. Ona mimo wszystko ze świadomością, iż zostali nakryci w łóżku nie mogła zachowywać się tak beztrosko. Gdy poczuła mocniejszy uścisk dłoni spojrzała na Drągowicza. Uśmiechnął się do niej z jakimiś iskierkami rozbawienia w oczach jakby doskonale wiedział o czym ona teraz myśli. Zarumieniła się jeszcze bardziej. Także dlatego, że jej starszy brat prowadzący właśnie auto posłał jej pełne zdziwienia spojrzenie odbijające się w przednim lusterku. W tym pośpiechu nie zdążyła jeszcze powiedzieć mu o tym, że pogodziła się z mężem, więc teraz usiłowała to oznajmić samym spojrzeniem. Zdawało jej się, że Krzysztof doskonale ją zrozumiał, bo uśmiechnął się do niej szeroko mrugając prawym okiem.

Na miejscu okazało się, że Tomasz odzyskał przytomność tylko na kilka minut, po czym zmęczony znów zasnął. Mimo wszystko, aczkolwiek niechętnie lekarz prowadzący zgodził się na odwiedzenie go przez rodzeństwo z zastrzeżeniem, że wizyta ma być krótka.

Gdy przekroczyli próg pokoju w środku była jakaś młoda pielęgniarka majstrująca coś przy kroplówkach. Przywitała się z nimi jeszcze raz nakazując szybkie wyjście po czym sama opuściła pomieszczenie.

                   Boże, jak dla mnie to on nie wygląda ani trochę lepiej niż wcześniej.- Odezwała się niemal szeptem Maja delikatnie dotykając jednej z dłoni starszego brata.- Naprawdę się obudził?

                   Przecież doktor by nas nie oszukał.- Krzysztof wykazał się większą cierpliwością niż siostra.

                   To dlaczego teraz znów śpi?

                   Słyszałaś lekarza: musi odpocząć.

                   Przecież spał kilka ostatnich dni.- Jej szept był pełen złości tak, że Krzysiek uśmiechnął się do niej.

                   Wtedy był w śpiączce. Teraz to tylko sen.

                   Łatwo ci mówić.- Westchnęła ciężko patrząc na niego.- Ja nie uwierzę póki on nie otworzy oczu i nie powie do mnie: witaj świrusko.- Krzysiek roześmiał się.

                   Już dawno przestał tak cię nazywać. A poza tym, o ile mnie pamięć nie myli to nigdy cię to nie cieszyło.

                   Teraz ucieszyłoby mnie nawet to, gdyby nazwał mnie dinozaurem.

                   Maju, zrozum że już wszystko w porządku. On za kilka godzin się obudzi.

                   Wiem, że wariuję, ale naprawdę chcę by to już wszystko się skończyło.- Młodszy brat podszedł do niej i delikatnie uścisnął.

                   Przecież powtarzam ci, że to nie była twoja wina. Poza tym...- Urwał przypominając sobie ich podróż samochodem- ...jak to się stało, że robiłaś maślane oczy do Filipa?

                   Wcale nie robiłam do niego maślanych oczu- Odsunęła się od niego urażona, gdy się roześmiał. Potem wzruszyła ramionami gdy ten dźwięk jeszcze się nasilił. Skapitulowała więc:- To chyba nic dziwnego skoro jest moim mężem, nie?

                   Jasne, że tak.- Pocałował ją w czoło nadal nie przestając się uśmiechać. Dodał jeszcze poważniejąc:- Więc pogodziliście się wreszcie?

                   Tak. Bo mnie zaszantażował.

                   Co?

                   Aha. Powiedział, że jeśli chcę rozwodu to puści mnie z torbami. Wiesz, przez tą głupią intercyzę, którą zmieniłam przed ślubem.

                   Dlatego postanowiłaś się poświęcić?- Krzysiek przyłączył się do jej przekomarzań doskonale znając prawdę.- No tak, pieniądze są najważniejsze.- Przytaknął z powagą. Maja z trudem skinęła głową zachowując tą samą minę. Potem nie wytrzymała i na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech.

                   Jest dla mnie całym życiem, a ja jestem całym życiem dla niego.- Powiedziała po prostu.- Czasami gdy żałuję tego wszystkiego co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni myśl, że dzięki temu nasza miłość się umocniła jest mi pociechą- Odezwała się cicho z jakimś bólem w głosie. Wiedział co miała na myśli. A raczej kogo. Doskonale rozumiał, że nie może tak po prostu przejść nad śmiercią dziecka do porządku dziennego, choć ze względu na nią chciał by tak się stało. Wiedział jednak, że ona nie chciała w tej chwili pocieszenia.

                   Tylko by spróbował zaprzeczyć. A, i pamiętaj że jeśli jednak poświęcenie okaże się zbyt wielkie, to spokojnie możesz zamieszkać u mnie.

                   Powiedz to Filipowi.- Odpowiedziała mu już znacznie weselszym tonem. Po chwili poczuła coś...- Krzysiek!- niemal krzyknęła.- Tomek złapał mnie za rękę. To znaczy zacisnął ją na moim palcu! Boże, obudził się!

                   Spokojnie.- Wolno nachylił się nad bratem cicho wołając jego imię. Nie było żadnego rezultatu.- Chyba ci się wydawało.

                   Nie.- Zaprzeczyła gwałtownie potrząsając głową.- Naprawdę mnie uścisnął. Tomek? Tomek, prawda że się tak było? Prawda, że nas słyszałeś?- Z nadzieją wpatrywała się w twarz starszego brata. Stopniowo to uczucie zaczęło zastępować zwątpienie. Zwłaszcza gdy wpatrując się w brata zaczęła dostrzegać na jego twarzy coraz więcej szczegółów: zadrapania, siniaki, szwy i nitki z przeciętego łuku brwiowego, przecięte spierzchnięte wargi...

                   Tylko zmarły by tego nie zrobił.- Głos był tak cichy, że niemal wydawał jej się być wytworem jej wyobraźni. Szerzej otworzyła jednak oczy gdy Krzysiek spytał:

                   Słyszałaś to?

                   Tak. Tomek? Jak się czujesz?- Choć Tomasz Kamiński nie otworzył oczu, to jednak jego wargi delikatnie drgnęły...- Czy on się uśmiecha?

                   Chyba tak. Czy to znaczy, że w porządku?- Zwrócił się z tym pytaniem do brata.

                   Taa.- Usłyszeli jego zapewnienie tym samym ledwie słyszalnym tonem. Uśmiechnęli się do siebie.

                   Boże, jak cudownie.- Majka uklękła obok łóżka i wzięła dłoń Tomka w swoje składając na niej pocałunek.- Nareszcie braciszku, nareszcie.- Po tej krótkiej rozmowie pomiędzy pacjentem a jego rodzeństwem nic więcej się nie wydarzyło. Tomek nie pokazał w żaden sposób, że ich słyszy, ale nawet ten krótki moment odzyskania przez niego przytomności udowodnił jej ostatecznie, że wszystko jest w porządku. Gdy tylko kilka minut później do drzwi zapukała pielęgniarka prosząc ich o wyjście opowiedziała jej o wszystkim. Potem z takim samym podekscytowaniem tymi samymi wieściami uraczyła męża. Filip z ulgą obserwował jej szczęście mając nadzieję, że niepokój o stan zdrowia starszego brata odwróci jej uwagę od zmarłego dziecka na tak długo, że po jakimś czasie przestanie myśleć o tym aż z tak wielkim bólem.

                   Obudził się. Boże. Nareszcie. I nawet był tak samo wesoły jak dawniej! Powiedział, że za dużo gadam. To znaczy nie dosłownie- dodała szybko- Ale to miał na myśli, prawda Krzysiek?

                   Tak.- Skinął jej brat- A teraz was przepraszam. Chyba powinienem zadzwonić do ojca i powiedzieć mu o tym.

                   I tak nie przyjedzie.- Odparła mu Maja.

                   Może, ale i tak wypada go poinformować nie sądzisz?- Spytał ją retorycznie Filip.- A propos co z tą dziewczyną, która tyle razy do niego dzwoniła i pisała? Wiecie już kim jest?

                   Jaka dziewczyna?- Zainteresowała się Majka.

                   Ania.- Wyjaśnił jej brat.- Mówiłem ci niedawno o tym, że dzwoniła już do niego ze sto razy.

                   No tak. Wtedy gdy weszła Ilona...właśnie co z nią?- Zaraz jednak straciła zainteresowanie tematem nie dając Krzyśkowi szansy na odpowiedź gdy przypomniała sobie o czymś jeszcze. Zwróciła się gniewnym tonem do męża.- Wiesz że ta lalunia z udawanym smutkiem powiedziała, że jest jej przykro z powodu rozpadu naszego małżeństwa? Celowo podkreślała przy tym, że trwało zaledwie dwa miesiące.

                   Ale to już nie aktualne, prawda kochanie? Więc nie masz powodu tak się tym denerwować.

                   Jak to nie mam? Nie cierpię tej dziewuchy. I jeśli Tomek będzie chciał utrzymywać z nią kontakt to ja mu tego kategorycznie zakażę.

                   Dobrze, ale najpierw chodźmy do bufetu coś zjeść. Gdy zadzwonili do mnie ze szpitala od razu wsiadłem do auta i w drodze do domu poinformowałem o tym Agnieszkę, aby przekazała tę informację tobie. Teraz umieram z głodu.- wtrącił się Krzysztof.

                   Świetnie, bo ja też.- Przytaknął Filip- Gdy adwokat wręczył mi pozew rozwodowy od twojej młodszej siostrzyczki też zapomniałem o paru ważnych spotkaniach i lunchu.

                   Pozew rozwodowy?- zdziwił się- Chyba macie mi dużo do opowiadania. A więc chodźmy.

 

 

                   Proszę pani- Andrzej zastosował swój najbardziej czarujący uśmiech jaki miał w swoim repertuarze.- Przecież nikt nie musi się o tym dowiedzieć.

                   No nie wiem.- Młodziutka kobieta nerwowo przygryzła wargę rumieniąc się pod spojrzeniem pięknych, szarych oczu Sławińskiego. Ten z trudem tłumił irytację nie zapominając jednak ani na chwilę na niezmienieniu wyrazu swojej twarzy nawet jeśli miał ochotę wydrzeć się na durną babę.- Nie mogę udzielać takich informacji.- Powtórzyła już chyba po raz piąty czy szósty.- Bardzo mi przykro.

                   Wiem.- Niemal zazgrzytał zębami ze złości.- Ale dla mnie może pani zrobić chyba wyjątek, prawda? Moja siostra znów wyjechała bez żadnego wyjaśnienia i rodzice bardzo się martwią...

                   Siostra?- Przerwała mu ze zdziwieniem. No jasne, pomyślał z trudem powstrzymując się przed puknięciem sobie w głowę. Jak mógł zapomnieć o tym by wykorzystać cały swój osobisty urok? Przecież jeden rzut oka powinien uświadomić mu, że stojąca przed nim dziewczyna rzuca mu zachęcające spojrzenia. Tyle, że mając Julkę przestał zwracać uwagę na takie rzeczy. Teraz jednak znów musiał udawać flirciarza. W innych okolicznościach konieczność przybierania tej maski nie sprawiła by mu trudności. Ba, cieszyłby się na możliwość nowego podrywu. Teraz w jego głowie było jednak co innego.

                   Tak siostra. Jest szalona i bardzo uparta. Za trzy tygodnie ma obronę pracy magisterskiej i robi coś takiego. Ojciec wychodzi z siebie, bo nie odbiera od nas telefonów. Wiesz...- Udał, że się przejęzyczył.- To znaczy wie pani...- Westchnął na jej użytek znów patrząc na nią wymownie.- Mogę mówić ci po imieniu prawda?

                   Oczywiście.- Przytaknęła skwapliwie.

                   A więc, moja droga...- Urwał czekając aż poda mu imię.

                   ...Basiu- Podpowiedziała usłużnie.

                   ...Basiu- Powtórzył- sama rozumiesz jakie to dla mnie ważne. Gdyby nie studia nie fatygowałbym się aby wracała. Nieustannie próbuje mnie swatać, choć dobrze wie że jeszcze nie znalazłem tej jedynej.- Jezu, ta cała szopka coraz bardziej napawała go niesmakiem. Jedynym pocieszeniem był błysk w oczach dziewczyny świadczący o tym, że kupiła tę bajeczkę. Niemal filozoficznie pomyślał, że to smutne iż tak młode dziewczęta są tak naiwne. Wystarczy taki głupi tekst w stylu „jesteś tą jedyną” i już niemal leżą u twoich stóp.

                   Rozumiem. Ale ja naprawdę nie mogę. Jestem tu tylko stażystką i nawet gdybym chciała nie mam dostępu do takich informacji.- Andrzeja opuściły wszelkie siły i opanowanie. Już miał wyładować się na Bogu ducha winnej dziewczynie gdy dodała:- Ale jeśli poczekasz to wydrukuję materiał. Magda powinna mi pomóc. W zeszłym tygodniu to ona była na zmianie. Wiesz ona pracuje tu na stałe i się przyjaźnimy, więc...

                   Bardzo dziękuję Basiu.- Celowo przerwał jej monolog.- Jesteś niezmiernie miła.- Znów się zarumieniła, po czym szybko weszła do niewielkiego pomieszczenia. Andrzej z trudem tłumił zniecierpliwienie. A więc już za chwilę pozna prawdę. Już za chwilę będzie wiedział gdzie pojechała Julia. I za kilka dni do niej dołączy.

                   I co? Gdzie zamówiła lot?- Spytał recepcjonistę gdy tylko się pojawiła.

                   Mam tu cały wydruk osób z tamtego tygodnia. Nie mogłam poprosić o twoją siostrę, bo to zwróciło by uwagę. Musiałam skłamać, że potrzebne mi to do wykazu statystyk...- Sławiński nie słuchał jej energicznie przetrząsając gruby plik kartek wśród których szukał nazwiska swojej ukochanej. Barańska, Barańska...powtarzał sobie w myślach szukając jej nazwiska na liście. Cholera, gdyby była posegregowana alfabetycznie byłoby łatwiej, pomyślał poirytowany. W pewnej chwili, przystanął. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widzi.- Znalazłeś ją? Jeśli nie mogę ci pomóc w szukaniu.- Zaoferowała Barbara.- Wszystko dobrze?- Z trudem skinął głową wracając do poszukiwań. To był czysty przypadek powtarzał sobie. Czysty przypadek. Widocznie Wiktor Pająkowski udał się wczoraj na Malediwy po prostu robiąc sobie wcześniejsze wakacje. Poza tym Julka zrobiła to dużo wcześniej. Tyle, że gdy jakąś minutę później znalazł nazwisko Barańska jego serce przystanęło. Bo obok jej danych widniała ta sama godzina, data i lot. Malediwy.

                   A więc pojechała razem z nim.- Szepnął do siebie próbując stłumić uczucie bólu który gwałtownie zaatakował jego serce.

                   Andrzeju, coś się stało?

                   W porządku.- Odparł z trudem odsuwając się od lady.- Dziękuję Basiu.

                   Nie ma za co.- Najwyraźniej jego reakcja uspokoiła ją.- Wiesz, zastanawiałam się czy nie poszedłbyś ze mną na sobotni koncert. Happysad będzie w Warszawie i pomyślałam że... hej!- Krzyknęła gdy on po prostu bez żadnego słowa zaczął odchodzić.- Dupek.- Mrugnęła pod nosem szczerze rozczarowana. Potem z rozmarzeniem w głosie dodała- Ale za to jaki przystojny dupek.

 

Profesor Barański właśnie kończył przeglądać dane następnego pacjenta gdy do jego gabinetu wtargnęła zdenerwowana sekretarka.

                   Co się stało Gosiu?- Starszy mężczyzna zsunął z nosa okulary, których używał do czytania.- Pan Wrona się nie zjawi?- Wymienił nazwisko następnego pacjenta.

                   Nie, już czeka. Tyle, że w recepcji czeka ktoś jeszcze. Jakiś młody mężczyzna. I on pilnie chce się z panem spotkać. Mówi, że nie odejdzie jeśli...- Urwała gdy drzwi do gabinetu się otworzyły.- Przecież mówiłam panu, żeby pan zaczekał.

                   A ja mówiłem pani, że to pilne.- Brunet spojrzał na nią groźnie.

                   Pan Barański przyjmuje tylko na wcześniejsze zapisy. Jeśli pan ich nie posiada to nie jest to możliwe. Poza tym nawet się pan nie przedstawił.

                   W porządku Małgorzato, znam tego mężczyznę. Porozmawiam z nim.

                   Ale...ale- Była wyraźnie skonfundowana- Ale co z panem Wroną?

                   Poproś go o poczekanie kilku minut. I przeproś.

                   Oczywiście.- Kobieta była zbyt dobrze wychowana i przeszkolona by dać upust swojemu zaciekawieniu tą sytuacją. Gdy posłusznie wyszła starszy z mężczyzn odezwał się:

                   Możesz mi wyjaśnić Andrzeju tę gwałtowną wizytę? Coś się stało?

                   Chcę adres Pająkowskiego.- Zaczął bez wstępów Sławiński nawet nie siląc się na przeprosiny za swoje bezpardonowe wtargnięcie do lekarskiego gabinetu.

                   Masz na myśli Wiktora?

                   Tak.

                   Nie rozumiem. Po co chcesz go uzyskać?

                   To moja sprawa. Da mi go pan czy nie? Tylko proszę nie kłamać i nie mówić, że go pan nie ma.- Dodał szybko jakby mógł przewidzieć, że profesor będzie chciał z tego skorzystać.

                   Andrzeju, czy to ma coś wspólnego z twoim zdenerwowaniem?

                   Da mi pan ten adres czy nie?

                   Tak, ale nie sądzę by ci coś dało. Wiktor już tam nie mieszka.- Kolejny bolesny skurcz w gardle spowodował, że Sławiński z trudem wykrztusił następne słowa:

                   Wyprowadził się?

                   Tak.

                   Więc proszę o jego nowy adres.

                   Niestety, nie znam go.

                   Jest na Malediwach, prawda? Razem z Julką.- Nawet jeśli wahał się do tej chwili mając głupią nadzieję, to widząc szok w oczach Barańskiego się upewnił. Roześmiał się z jakąś smutną ironią.- A mnie nawet nie powiedziała o tym, że wyjeżdża nie dając szansy się pożegnać a co dopiero jej towarzyszyć. Podobno nie chciała bym niszczył przez to swoje życie.- Prychnął jakby ta myśl niezmiernie go bawiła.

                   Andrzeju...- Pan Barański chrząknął nerwowo.- Moja córka zrobiła to co uznała za słuszne. Naprawdę chciała zaoszczędzić ci cierpienia.

                   A więc pańska córka to kłamczucha!- Syknął mu tamten w odpowiedzi patrząc gniewnym wzrokiem prosto w oczy. Starszy mężczyzna z trudem nie spuścił spojrzenia widząc ile bólu nieumyślnie dostarczyła mu Julka. Wiedział, że tak będzie. Prosił ją by nie opuszczała Andrzeja, by spędziła z nim czas do końca, ale ona tłumaczyła, że to jeszcze bardziej go skrzywdzi. Nie rozumiała, że uciekając z przyjacielem krzywdziła go jeszcze bardziej. Takie same wnioski jakie wysunął w tej chwili jej były narzeczony wyciągnąłby on sam. Nic nie przyniosą tu tłumaczenia, że Wiktor pojechał z nią jako przyjaciel.

                   Kochała cię i nie chciała abyś cierpiał.- Powtórzył jeszcze raz to, co powtarzała mu córka starając się by zabrzmiało to tak, że sam też w to wierzy.

                   I dlatego uciekła z kochankiem za granicę? Mnie nie pozwoliła ze sobą jechać choć niemal błagałem ją o to, a Wiktorek nie musiał nawet prosić!

                   On nie jest jej kochankiem. Dobrze wiesz, że miała zostać twoją żoną. Gdyby nie choroba to...

                   A może to też kłamstwo, co?- Przerwał niegrzecznie Andrzej.- Może po prostu nie miała odwagi powiedzieć mi, że już nic do mnie nie czuje i dlatego wymyśliła że jest chora. A ja jak głupi dałem się nabrać.

                   Wiem, że jesteś roztrzęsiony tym czym się dowiedziałeś dlatego daruję ci to co powiedziałeś.

                   Zbytek łaski.- Odparł mu ironicznie Sławiński. Potem uśmiechnął się krzywo- Wiem już wszystko co chciałem. Do widzenia.

                   Zaczekaj!- Barański zmusił się do tego by zatrzymać wychodzącego właśnie gniewnego mężczyznę, który za kilka miesięcy miał stać się jego zięciem. Rozumiał jego cierpienie i bólem napawał go fakt że nie mógł go złagodzić. Mógł ofiarować mu tylko swoje wsparcie.- Andrzej, pamiętaj że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli... jeśli ona się do mnie odezwie powiem jej, że tu byłeś. I wiedz, że ja również nie akceptowałem jej decyzji o zostawieniu cię tutaj. Ona naprawdę uważała, że jest słuszna. Kochała cię i chciała dla ciebie jak najlepiej...

                   Nie chcę tego słuchać. To nic osobistego: niech mi pan wierzy. Ale ja nie chcę więcej słyszeć o Julii Barańskiej. To ona wykreśliła mnie ze swojego życia, więc ja muszę zrobić to samo.- Jego głos był twardy i jakby nieobecny. Potem już mniej gniewnym tonem dodał:- Przepraszam, za to dzisiejsze najście. Jeszcze raz do widzenia.

Kilka godzin później, gdy Andrzej był na kolacji u Kasprzaków nie mógł oderwać się od myśli o Julce. Czasami wydawało mu się, że popełnił błąd tak napastując jej ojca; chwilę później żałował że nie potraktował go ostrzej w zamian za to, że nie mógł wyżyć się na jego córce.

                   Wiesz, że Tomek odzyskał dziś przytomność?- Usłyszał skierowane do siebie pytanie- Andrzej!- Głos Izy starał się brzmieć wesoło, ale w jej wzroku czaiło się zmartwienie.- Wszystko w porządku?- Nie, miał ochotę krzyknąć. Nic nie jest w porządku. Julka nie tylko mnie zostawiła, ale i uciekła za granicę ze swoim przyjacielem. Teraz gdy wszystko przetrawił zrozumiał, że wcale nie planowała uciec z Wiktorem. Najpewniej to on dostrzegł w tej sytuacji sprzyjające okoliczności aby się do niej zbliżyć. Bo ją kochał. Tak samo jak on. Nie, poprawił się w myślach. Nikt nie kochał Julii Barańskiej tak jak on. Tyle, że to ten wymoczek będzie z nią przebywać a nie on. Miał ochotę zaśmiać się ze swojego szczęścia rano gdy miał nadzieję, że po wizycie na lotnisku dowie się gdzie przebywa jego dziewczyna i do niej pojedzie. Ubzdurał sobie, że Julka wtedy zrozumie, że dla niego nie liczy się nic innego poza nią samą. Ale co miał teraz zrobić? Lecieć na Malediwy wiedząc, że ona jest tam z Wiktorem?- Andrzej?- Rozległ się znów głos żony jego przyjaciela Bartka. Z trudem zmusił się do oderwania od swoich rozważań. O co ona go pytała? Ach tak, o to czy dobrze się czuje.

                   Tak, w porządku.- Wykrztusił z trudem. Obdarzył ją nawet uśmiechem.- Kiepsko dzisiaj spałem.

                   To wszystko wyjaśnia. Zwykle gdy się nie wyspałeś chodziłeś jak mruk.- Zażartował Bartek. Nawet to jednak nie przyniosło spodziewanej poprawy nastroju.

                   Masz ochotę na dodatkową porcję sałatki? Chyba ci smakowała.- Dodała Iza. Andrzej westchnął ciężko. Doskonale wiedział, że ona z chęcią spędziłaby ten wieczór na dotrzymywaniu towarzystwa ciężarnej Agnieszce, a Bartek spędzałby czas z Krzyśkiem, który w związku z obudzeniem się brata miał do załatwienia masę zaległych spraw. On sam powinien mu pomagać. Co jednak z tego, że zdawał sobie z tego sprawę? Osoba otyła też wie, że aby schudnąć musi przestać jeść i zacząć ćwiczyć, ale tego nie robi, bo nie jest w stanie. Tak jak on nie może tego zrobić. Paradoksalnie ta świadomość go niezmiernie irytowała. Nie chciał być słaby. Nie chciał być postrzegany jako ofiara wzbudzająca litość, którą trzeba zapraszać na kolację i traktować delikatnie niczym skorupkę jajka. Gwałtownie wstał z miejsca. Miał ochotę krzyknąć, że ma gdzieś tę jej pieprzoną sałatkę i całe te użalanie się nad nim. Że Julka go opuściła i że gówno go to wszystko obchodzi. Tyle, że... wcale tak nie było. Bo wciąż myślał tylko o niej. To było jak jakaś cholerna obsesja, że wciąż siedziała mu w głowie.

                   Coś się stało? Wszystko w porządku?- Ponowne zadanie tego pytania nieoczekiwanie go rozbawiło. Iza z Bartkiem uspokoili się nieco.

                   Tak. Przepraszam, przypomniałem sobie o czymś. Muszę zamówić bilet.

                   Bilet?!- Andrzej nie wiedział, które z Kasprzyków wypowiedziało to jedno słowo, bo w zasadzie powiedzieli je razem.

                   Tak, bilet.- Odparł już spokojniej- Postanowiłem wyjechać na urlop. Hiszpańska plaża dobrze mi zrobi.

                   Hiszpańska plaża.- Powtórzyła Iza dziwnym tonem. Rzuciła przy tym Bartkowi znaczące spojrzenie. Zirytowany Andrzej już miał ochotę spytać o co znowu chodzi, jednak w tej samej chwili zrozumiał. Myśleli, że jedzie do Julki. Że zdobył jej adres i zamierza do niej dołączyć, bo właśnie tak przebywa. W Hiszpanii. Uśmiechy na ich twarzach znów go zirytowały.

                   Tak.- Powtórzył jakby wojowniczo.- Poznałem dziś fajną dziewczynę i postanowiliśmy sobie zrobić wakacje. Miałem go odebrać jutro z samego rana. Bardzo was przepraszam.

                   Nie ma sprawy. Jeśli musisz to idź.- Andrzej pospiesznie pożegnał się z nimi. Gdy wyszedł wspólnie zaczęli sprzątać naczynia ze stołu.

                   Sądzisz, że to prawda z tą dziewczyną?- Spytała męża Izabela. Bartek pokręcił głową.

                   Nie sądzę. Najwyraźniej chciał nas tylko uspokoić. Poza tym: bilet? Nie przypominam sobie aby o po godzinie dwudziestej było to możliwe.

                   Może zamierzał to zrobić przez internet.- Podsunęła Iza choć sama w to nie wierzyła.

                   Może.

 

 

Andrzej znów nie mogąc wygrać z samym sobą po wyjściu od Kasprzyków skierował się do baru. Próbował zagłuszyć odgłos wyrzutów sumienia, ale nie dał rady. Na miejscu powiedział sobie, że zamówi tylko jedno piwo. To nie powinno mu zaszkodzić, prawda?

Po pierwszym było jednak następne, a potem jakiś zielony drink... Daiquiri? Nie, ona jest niemal przeźroczysta. Caipirinia! Tak, to ten alkohol. Marcin mówił mu, że jest świetna, choć cholernie droga. No ale jego przecież na to stać, prawda?

Sam nie wiedział jak to się stało, ale jakimś cudem ocknął się w taksówce, w której jakiś pięćdziesięciokilkuletni facet pospieszał go do wyjścia. Z trudem wymacał klamkę.

                   Gdzie pan...a kasa?

                   Aaa- Wymamrotał macając się po kieszeni w poszukiwaniu portfela. Już myślał, że tak zalany w trupa stał się ofiarą złodzieja gdy przypomniał sobie o wewnętrznej kieszeni w koszuli. Tak, jednak z jego pamięcią nie było tak źle jak sądził.- Proszę- Próbował podać mężczyźnie jakiś banknot, ale go upuścił.- Przepraszam.- Powiedział wyciągając ku niemu drugi. Tym razem taksówkarz pospiesznie wziął mu go z dłoni.

                   Dobra, a teraz niech pan wysiada.- Sławiński z trudem dostosował się do polecenia. Robiąc pierwszy krok na ulicę niemal się przewrócił. Dopiero po kilku minutach dotarł pod drzwi, choć miał do przebycia dystans dwudziestu metrów. Następne zajęło mu wpisanie odpowiedniego kodu.

W środku walnął się na stojącą w salonie kanapę resztkami sił. Zamknął oczy próbując myśleć, ale przed oczami miał tylko jasno-orzechowe loki Julki, jej zaraźliwy uśmiech i iskierki przekory w oczach. Czuł jakby ta twarz drwiła właśnie z niego. Popatrz, jaki żałosny się stałeś mówiła do niego wyimaginowana Julia. Potrząsnął głową starając się odzyskać normalność. Czyżby miał omamy? Wariował?  Jęknął nie zważając na ból głowy. Jeszcze nigdy nie czuł się aż tak źle. Z trudem wymacał komórkę z kieszeni. Wybrał jej numer po raz kolejny nagrywając się na sekretarkę Barańskiej. Prosił ją by do niego wróciła, by dała mu szansę. Mówił, że wierzy w to, że pojechała z Wiktorem w charakterze przyjaciela, że chce wziąć z nią ślub, mieć dzieci. W jego zachwianym alkoholem umyśle zniknął fakt, że przecież Barańska już nie może ich mieć i roztaczał przez komórkę arkadyjską wizję ich przyszłości. Po kilku próbach jego głos był coraz bardziej zdenerwowany, a mniej bełkotliwy. Czuł złość za to, że ona nie odbiera jego telefonów.

                   Nienawidzę cię- wysyczał w końcu do smart-fona gdy smętny głos powiadomił go, że może zostawić wiadomość. Po raz dziesiąty lub jedenasty.- Tak cholernie cię nienawidzę, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Mam ochotę cię zabić, więc radzę ci tu nigdy nie wracać. Słyszysz mnie?! Masz tu nie wracać! Nawet nie stać cię na odebranie mojego telefonu, co? Boisz się? I bardzo dobrze! Życzę i szczęścia z kochanym Wiktorkiem, którego najwyraźniej wolałaś niż zostać moją żoną. A właściwie...to nie życzę ci tego. Mam nadzieję, że w końcu umrzesz na tego swojego raka o ile naprawdę byłaś na niego chora.- Zaśmiał się do słuchawki.- Bo nie jesteś chora, prawda? Po prostu miałaś mnie gdzieś i nie dość odwagi by mnie o tym poja... powia....powiadomić.- Wykrztusił z trudem, bo z każdym słowem jego głos brzmiał bardziej bełkotliwie. Zdenerwowało go to, bo znów obok siebie zobaczył jej wykrzywioną w pogardliwym uśmiechy twarz.- Tak, jestem pijany. Zmieniłem się w pieprzonego zapijaczonego frajera przez ciebie! I jeśli to ja jestem żałosny to ty jesteś żałosna sto razy bardziej!- Krzyczał do wyimaginowanej postaci stojącej obok niego. Potem niespodziewanie nawet dla samego siebie zaszlochał.- Boże, dlaczego mi to zrobiłaś? Przecież ja cię tak...- W tym momencie sygnał się skończył. Mimo wszystko w pustą już przestrzeń pokoju dokończył:-...kocham.

Rankiem obudził go potworny ból głowy. Niewiele pamiętał z poprzedniego dnia, a właściwie wieczoru, ale z biegiem czasu zaczął sobie wszystko przypominać. Julka, tak dzwonił do niej. Zaklął pod nosem przypominając sobie głupoty jakie mówił do słuchawki. Niewiele pamiętał, ale nawet ta niewielka część napawała go wstydem. Na dodatek na dywanie widniała sporej wielkości dziura. Czyżby go podpalił? Jak na zawołanie w jego głowie pojawiło się mgliste wspomnienie tego jak wściekle rzucił komórką o posadzkę, a potem wyjął z szuflady komody album ze wszystkimi zdjęciami Julki jakie posiadał. Potem próbował je podpalić, ale nie był w stanie nacisnąć zapalniczki. Najwyraźniej jednak mu się to udało. Przecież mógł puścić z dymem swoje mieszkanie, a zważając na zapijaczony stan jaki prezentował wczorajszego wieczoru karetka uruchomiona przez alarm mogłaby przyjechać za późno. Boże, ale z nim było fatalnie. Potem jednak uśmiechnął się do siebie zadowolony, że chociaż zdaje sobie z tego sprawę. Byłoby jeszcze gorzej gdyby w ogóle nie widział w swoim zachowaniu niczego chorego. Popijając wodę przymknął na chwilę w oczy nakazując sobie spokój. I wtedy znów usłyszał jej głos: „ Dlaczego to robisz? Czemu siebie niszczysz?” Szybko otworzył powieki rozglądając się dookoła. Przez moment wydawało mu się, że ona stoi tuż obok niego...Nie, naprawdę musiał wariować. Przecież Julia jest daleko stąd.

„ Dlaczego to robisz? Czemu siebie niszczysz?”, powróciły do niego nieprawdziwe słowa. Schował twarz w dłonie odstawiając na moment szklankę. Właśnie: dlaczego? Przecież nawet alkohol nie dawał mu już zapomnienia, a on właśnie tego pragnął. Przypominając sobie swoje ostatnie zachowanie zrozumiał wreszcie jak żałośnie się zachowywał. I dlaczego wszyscy jego przyjaciele traktowali go tak jak to robili. Poczuł się bardzo malutki i bezbronny jak dziecko.  A przecież był 26- letnim facetem! Nie powinien zachowywać się w ten sposób.

                   Brakuje tylko bym tak jak Werter strzelił sobie w łeb- Powiedział do siebie przypominając sobie lekturę ze szkoły średniej. Do tej pory sądził, że Cierpienia młodego Wertera to idiotyczne romansidło dla bezmózgich nastolatek i śmiał się z całej konwencji książki. Teraz zrozumiał, że zachowywał się jeszcze gorzej niż on. Roześmiał się tym razem naprawdę rozbawiony.- Ciebie też Lotta zrobiła w bambuko, co?- Znów odezwał się tylko do pustych czterech ścian. Westchnął ciężko.- Tyle, że ja raczej nie mogę skończyć jak ty. Nawet teraz gdy odkryłem zadziwiające podobieństwo to jednak chyba aż tak żałosny jak ty nie jestem. Sory Werterze.- Z chwilą gdy wypowiedział na głos te słowa zrozumiał co powinien zrobić. Powinien żyć dalej i zapomnieć o Julce. Myślał, że znajomi nie traktują go normalnie i dlatego nie może zapomnieć o Julii i pogodzić się z jej decyzją. Tyle, że prawda była zupełnie inna. Bo to on nie pozwalał jej odejść. Jego obsesja doszła nawet do tego etapu, że wydawało mu się, iż ją widzi! Przecież to był czysty obłęd! Nie, nie może dłużej żyć przeszłością, nadzieją, że jakimś cudem wszystko co go spotkało w ciągu ostatnich tygodni jest tylko złym snem. Bo to była rzeczywistość. I to od niego zależy jak będzie wyglądała jego przyszłość. Przypomniał sobie ostatnią kolację u Bartka. Powiedział mu wtedy, że chce wyjechać na wakacje. Czemu miałby tego nie zrobić? Oderwanie się od tego wszystkiego, po wylegiwanie się na plaży, pływanie w morzu, poznanie nowych dziewczyn... skrzywił się. Nie, na to zdecydowanie za wcześniej, ale dwa poprzednie warunki może spokojnie spełnić. Nie powinno mu to nastręczyć wiele trudności.

Kilka dni później był już gotowy. Leciał w podróż dzięki której miał nadzieję zostawić wszystko za sobą. Choć nie wszystko, pomyślał trzymając w dłoni nadpalone i lekko zniekształcone zdjęcie Julii Barańskiej, które udało mu się wydobyć ze spalonego kilka dni wcześniej dywanu. Nie był w stanie zmusić się do tego by zniszczyć i to. Chciał mieć coś co by mu ją przypominało choćby to miała być zniszczona fotografia. Miał wielką nadzieję, że po powrocie do kraju będzie nowym człowiekiem. Może nie tak zabawnym i tak lekko podchodzącym do życia jak dawniej to jednak bez tej goryczy wokół kącików ust i stalowych oczach, którego nie mógł pokonać.- Żegnaj Julko.- Szepnął wpatrując się w zdjęcie ukochanej.- Żegnaj na zawsze.

 

Miłosny galimatias: rozdział XXI-XXIV

 

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

 

Filip czuł się jak ostatni drań. Jak mógł powiedzieć coś takiego żonie? Przecież w głębi serca wiedział, że nie kłamała odnośnie ojca dziecka. Ba, po rozmowie z Mateuszem wiedział też, że nawet z nim nie spała, więc był jedynym mężczyzną w jej życiu. Mimo wszystko nadal nie potrafił pozbyć się głupiego uczucia niedowierzania i lęku przed ponownym zaufaniem Mai. Szczególnie gdy prowokowała go tym Broniewskim. Wstając z łóżka wyszedł z własnego pokoju wchodząc na korytarz. Przed pokojem żony zatrzymał się. Westchnął cicho słysząc, że nadal nie wyłączyła muzyki. Mimo wszystko zapukał.

                   Majka, otwórz proszę. Musimy porozmawiać, słyszysz?! Żałuję, że to powiedziałem. Wiem, że to dziecko jest moje. Wyłącz to do cholery!- zaczął pięściami uderzać w drzwi nie słysząc żadnej reakcji żony.- Majka! Majka chcę cię przeprosić! Otwie...- nie dokończył, bo chwytając za klamkę, ta niespodziewanie się otworzyła. A to co ujrzał nie nastroiło go zbyt optymistycznie.

Łóżko, na którym spała Maja było w potwornym nieładzie; warlały się tam ubrania, jakaś książka i jedna kolorowa skarpetka. O dziwo to właśnie ona wydała mu się najdziwniejsza, choć szafa była otwarta a sącząca się z głośnika głośna rockowa muzyka wypełniała jazgotem cały pokój. Dopiero po kilku chwilach był w stanie się ruszyć.

                   Maja?- spytał nie wiadomo po co, bo i tak wiedział że jej tu nie ma. Nawet zanim znalazł na biurku klucze od mieszkania i zieloną samoprzylepna karteczkę. Gdy ją odczytał włos zjeżył mu się na głowie:

Odchodzę, bo mam dość naszej małżeńskiej parodii. Będzie tak jak chcesz: nie zobaczysz ani mnie, ani swojego dziecka. W sprawie rozwodu skontaktuje się z tobą mój adwokat. Żegnaj.”

Wściekły zmiął kartkę zaglądając do szafy i innych szuflad. Gdy zauważył, że są prawie puste zaklął głośno. Wybiegł z pokoju na zewnątrz krzycząc jej imię. Rozglądając się dookoła szukał wzrokiem jej postaci, ale wiedział, że upłynęło już dużo czasu odkąd się pokłócili i może być już daleko. Zanim wrócił do domu zauważył w garażu auto. Nie wiedział jednak czy fakt, iż go nie zabrała powinien go cieszyć czy martwić. Bo oznaczało to, że prawdopodobnie błąka się sama po nocy. Zdenerwowany wrócił do pokoju chwytając swoją komórkę. Próbował skontaktować się z żoną, ale jak mógł się tego spodziewać nie odbierała. Nie mając pojęcia co robić chwycił kurtkę i kluczyki od samochodu aby jej poszukać. Miał nadzieję, że nie zawędrowała daleko.

Po drodze rwał sobie włosy z głowy. Przecież znał ją do cholery, powinien przewidzieć, że może tak się zachować. Zawsze była impulsywna, ale z drugiej strony wyprowadzać się z domu w środku nocy? Rozglądał się dookoła co kilka minut wciąż próbując dodzwonić się do Mai. Chwilę przed pierwszą jej komórka przestała się w ogóle odzywać. Domyślił się, że pewnie ją wyłączyła, ale nie wiedząc dlaczego poczuł strach.

 

Gdy Maja zauważyła Tomka z ulgą rzuciła mu się na szyję.

                   Boże, tak się cieszę, że jesteś.- szeptała w jego koszulę.

                   Hej, już wszystko dobrze- gładząc ją po głowie spojrzał na wielką walizkę wyłaniającą się z krzaków. Potem odsunął ją od siebie delikatnie szukając oznak uderzeń.- Co się stało?

                   Uciekłam. Musiałam od niego uciec. Już dłużej tak nie mogę...- tak jak przez telefon Majka bezładnie wyrzucała z siebie zdania bez żadnego ładu i składu. Kamiński chwycił za walizkę drugą dłonią wciąż ją przytulając.

                   Spokojnie, chodźmy do auta. Zrobiło się już całkiem zimno, a ty cała się trzęsiesz.

                   Dobrze- skinęła głową. Po chwili oboje siedzieli już w aucie.

                   Powiesz mi dlaczego nie jesteś teraz w domu? I co ma znaczyć ta walizka? Czy on cię pobił? Groził?

                   Nie!- krzyknęła szybko. Potem już normalniejszym tonem dodała:- Ja po prostu musiałam od niego uciec. My...pokłóciliśmy się...bardzo. Ja, nie mogłam już tego wytrzymać. Zdenerwowana wybiegłam z domu nie zastanawiając się nawet co robię. Potem trafiłam na jakiś pijaczków, którzy chcieli kasę na piwo. Przestraszyłam się i spanikowana zaczęłam biec byle gdzie. W ciemnościach straciłam orientację i się zgubiłam. Próbowałam skontaktować się z Krzyśkiem, ale on nie odbierał, więc zadzwoniłam do ciebie. Nie wiedziałam kto jeszcze może mi pomóc. Przepraszam.

                   Ciii- Tomasz przytulił młodszą siostrę- Już wszystko dobrze, jestem przy tobie. Nie bój się.- Widząc stan Mai pozwolił jej płakać do woli jednocześnie czując ulgę, że nic poważnego jej się nie stało. Bo gdy zadzwoniła do niego w środku nocy zapłakana...Miał ochotę ją zrugać, ale na pewno nie mógł tego zrobić teraz. Po kilku minutach odezwał się- Pojedziemy teraz do mnie- zdecydował zastanawiając się jak wytłumaczy wszystko Ani. Ale może chociaż ona pozwoli mu wyjaśnić wszystko rano, bo czuł się tak jakby opuściły go wszystkie siły.

Włączył silnik zaczynając jazdę. Z biegiem czasu uspokoił się na tyle by spytać:

                   Domyślam się, że twój mąż nie ma o niczym pojęcia.

                   Tak.

                   Więc zadzwoń do niego teraz. Pewnie martwi się o ciebie.

                   Nie. Zapewne nie spostrzegł nawet, że mnie nie ma.

                   Nie zachowuj  się jak dzieciak. To twój mąż i...

                   Nie mówię tego w złości. Po prostu taka jest prawda. Sypiamy osobno,- zignorowała wspomnienie ostatniej nocy- a po kłótni zamknęłam się w swoim pokoju na klucz rozgłaszając muzykę. Nawet do mnie nie zadzwonił ani nie próbował, więc pewnie sądzi że dalej topię smutki w muzyce.- Usłyszawszy westchnienie brata poczuła się urażona- No co?

                   Nic. Ale na drugi raz pomyśl zanim coś zrobisz. Wiem, że twoje małżeństwo od początku było niefortunne, ale takie melodramatyczne gesty niczego nie załatwią. Powinnaś szczerze porozmawiać z Filipem a nie uciekać w środku nocy. Wiesz, że mogło ci się coś stać? Albo dziecku.

                   Wiem, przepraszam. Już mówiłam, że nie pomyślałam. Po prostu poczułam, że nie mogę wytrzymać z nim dłużej. Przepraszam, że zmarnowałam twój czas.

                   Nie o to chodzi.

                   Wiem, ale gdy dzwoniłam słyszałam jakiś damski głos. Byłeś...to znaczy jest u ciebie ktoś?

                   Owszem- Tomek nie mógł powstrzymać uśmieszku. Nieoczekiwanie jego siostra dowie się pierwsza.

                   Och. Nadal tam jest?

                   Tak.

                   To Ilona? Nie, przecież z nią zerwałeś.- odpowiedziała sobie.

                   Tak- przyznał.- to nie ona.

                   Więc jakaś twoja nowa dziewczyna.- Maja na chwilę oderwała się od własnego smutku jak zwykle zainteresowana sprawami innych.

                   Nie.

                   Co: nie?

                   To nie jest moja dziewczyna.

                   Więc? Kto? Nie mów, że się zaręczyłeś- pisnęła- To twoja narzeczona?

                   Nie- ponownie pokręcił głową, tym razem ze śmiechem.

                   Phi- prychnęła- A więc znów kolejna z twoich panienek na jedną noc. Nie sądzisz, że jesteś na to trochę za stary? No bo wiesz, w końcu skończyłeś już trzydziestkę.- Śmiech brata wytrącił ją z pantałyku.- O co chodzi?

                   Trochę się z ciebie nabijałem. W moim mieszkaniu jest Ania. Ona jest...

                   Uważaj!- zdążyła jeszcze krzyknąć Majka. Niestety, za późno. Srebrny polonez uderzył w bok ich auta z niesamowitą siłą powodując, że spadło ono na pobocze przewracając się na bok. Ostatnią rzeczą o której zdołała pomyśleć Maja przed utratą przytomności była potworna myśl, że oto właśnie w tak głupi sposób umrze.

 

Julka czuła się wewnątrz jak skamieniała. Nie chodziło tylko o fizyczne objawy bólu jaki odczuwała na skutek choroby: chodziło o dudnienie w drzwiach jej mieszkania. Wiedziała kto to.

Wiedziała, że to on.

I wiedziała, że musi mu otworzyć. Wyjaśnić wszystko ostatecznie. Zanim na zawsze zniknie z jego życia.

Podchodząc do drzwi odblokowała zamek. Andrzej zdawał się być zaskoczony jej reakcją.

                   Cześć. Przepraszam, że tak długo nie otwierałam. Byłam...w łazience.- nie skwitował w żaden sposób tego oczywistego kłamstwa. Wszedł tylko szybko do środka jakby bał się, że Barańska zmieni jednak zdanie.- Coś się stało? Dlaczego przyszedłeś?

                   Dlaczego przyszedłem?- spytał z pozornym spokojem choć wewnątrz się gotował.- Dlatego- dodał po chwili wyjmując z kieszeni spodni pierścionek. Julka odwróciła wzrok.- Co masz mi do powiedzenia?

                   Andrzej proszę, przecież już ci wszystko wyjaśniłam w liście. Nie chcę tego. Nie mogę tego dłużej ciągnąć.

                   I to dlatego zachowujesz się jak nieznajoma? Przecież to, że chorujesz nic między nami nie zmienia. Mieliśmy wziąć ślub, pamiętasz?- jego głos lekko zadrżał z tłumionej złości.- Kazałaś mi się sobą opiekować, mówiłaś że mnie potrzebujesz. Kłamałaś?

                   Wiesz, że nie- odpowiedziała cicho próbując powstrzymać ból w sercu. Odeszła parę kroków w kierunku salonu. Sławiński poszedł za nią.- Ale nie mogę ci tego zrobić. Zasługujesz na szczęście.

                   Moje szczęście jest przy tobie. Dobrze o tym wiesz.

                   Nie na długo. Ja umieram.

                   Na Boga, każdy umiera. Ja też w każdej sekundzie życia jestem coraz bliżej śmierci.

                   Nie, nie rozumiesz. Ja miałam robione nowe badania. Są przeżuty do jamy otrzewnej.- Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Andrzej w duchu przetrawiał tę informację. Po wczorajszym ryglowaniu internetu doskonale wiedział co to oznacza. Mimo to odparł:

 To jeszcze nic niczego nie dowodzi- odezwał się po chwili- Będziesz miała kolejną chemioterapię i...

                   Nie chcę tego- przerwała mu gwałtownie- Nie chcę, rozumiesz? To na nic.

                   To nie jest na nic- zbliżył się do niej biorąc jej dłonie w swoje ręce.- To ci pomoże.

                   Nic mi nie pomoże- przez jego kojący dotyk i głos zaczęła się załamywać. A nie chciała sobie na to pozwolić, nie teraz, nie przy nim.

                   Więc nawet nie chcesz walczyć? Już się z góry poddałaś?- napadł na nią, choć czuł raczej złość na podły los odmawiający im szczęścia. I czasu. Julka nie odpowiedziała- Przecież wszystko się jeszcze może zmienić. Nie wiesz na pewno co się stanie po tej chemii, może wszystko będzie dobrze.- uśmiechnęła się.

                    Wszystko będzie dobrze. To od niedawna ulubiony zwrot, którego wszyscy przy mnie używają. Tylko wiesz co? Wcale nie jest dobrze. A ja nie zamierzam liczyć na cud, bo takich nie ma.

                   Nie wiesz co się stanie.- powtórzył- Jesteś tchórzem, który boi się walczyć.

                   Nie boję się walczyć- niemal krzyknęła- Naprawdę nie rozumiesz? Dla mnie już nie ma nadziei. Stracę kilka lat żeby sztucznie podtrzymywać życie przedłużając je co najwyżej o rok czy dwa. Nie chcę tego. Boli mnie całe ciało, po ostatniej dawce wciąż czuję nudności, a boję się pomyśleć o tym co stanie się po drugiej serii. Nie chcę tego.

                   Julka, przecież ci pomogę. Nie odtrącaj mnie- próbował ją przytulić, ale nie pozwoliła mu na to.

                   Tak będzie lepiej. Ja wyjadę za granicę, a ty tu zostaniesz. Przykro mi, że to wszystko tak się skończyło. Ale nie mogę pozwolić ci cierpieć zmuszając do trwania przy moim boku.

                   Do niczego mnie nie zmuszasz do cholery! Nie chcę żebyś odchodziła.- znów udało mu się pochwycić jej dłoń i wsunąć do jej wnętrza srebrne kółko.- Kocham cię.

                   Nawet jeśli wiesz, że nie dożyję następnego roku? Nadal chcesz wziąć ślub? Jaki ma to sens?

                   Nawet gdyby w następnej sekundzie miał skończyć się świat- odparł z całą mocą na jaką go było stać. W oczach Julki pojawiły się łzy.

                   Przykro mi- oddała mu pierścionek zaręczynowy- Nie mogę cię na to skazać. Kocham cię i chcę abyś był szczęśliwy. A ze mną nie będziesz.

                   Przestań już zachowywać się melodramatycznie. Nie rozumiesz, że z ciebie nie zrezygnuję? Cierpię jeszcze bardziej gdy jesteś z dala ode mnie. W ostatnim tygodniu przeszedłem piekło gdy nie odbierałaś telefonów i przekazałaś mi ten pierścionek. Naprawdę wątpisz w moją miłość? Sądzisz, że się wypali tylko z powodu drobnej przeszkody?

                   Nie. Ale nie mogę być samolubna, bo to wcale nie jest drobna przeszkoda. Muszę dać się szansę na spotkanie kogoś innego. I tak za rok mnie tu nie będzie. Im szybciej się do tego przyzwyczaisz tym lepiej.

                   Mówisz, że nie jesteś samolubna? Ale właśnie taka jesteś. Nie wiem jak mam do ciebie dotrzeć, jakich argumentów użyć, jak przekonać że chcę z tobą być. Ty i tak interpretujesz wszystko na opak.

                   Wiesz, że tak nie  jest.

                   Nie, to ty wiesz, że kłamiesz. Mydlisz mi oczy sentymentalny gadkami podczas gdy naprawdę po prostu stanowi to wszystko dla ciebie wymówkę żeby ode mnie uciec.

                   Nie mów tak.- szepnęła z trudem powstrzymując się od płaczu.

                   A jak mam myśleć? Kocham cię. I myślałem, że ty mnie też. Ale jak widać się myliłem.- zdenerwowała ją ta próba szantażu. Wiedziała, że robi to tylko dlatego aby ją sprowokować, ale i tak wybuchła.

                   Tak, masz rację: nie robię tego dla ciebie tylko dla siebie. I może jestem egoistką, ale nie chcę spędzić z tobą tych ostatnich kilka miesięcy. Nie chcę żebyś patrzył na mnie z litością i współczuciem, nie chcę żebym mówił że jest w porządku podczas gdy nie jest i zmuszał się przy trwaniu przy moim boku podczas nieskończonych serii badań w rozmaitych szpitalach. Nie chcę iść na chemioterapię abyś widział mnie słabą, bez żadnych włosów, brzydką i zmęczoną. Nie chcę...- przerwał jej mocno zaciskając w swoich objęciach. Wtedy łzy zaczęły płynąć już strumieniami. Nie mogła się opanować rozpaczliwie szlochając w jego ramionach. Andrzej pozwalał jej na to bez słowa gładząc jej głowę i odgarniając włosy z czoła. Czuła jednak jego przyspieszony oddech. Gdy po kilku minutach była w stanie podnieść twarz powiedziała- Wiesz za co będę ci najbardziej wdzięczna? Za to, że dzięki tobie poznałam co to miłość i szczęście, jak to jest czuć się bezgranicznie kochaną. I nawet gdybym teraz mogła cofnąć czas do tego momentu w tamtym barze studenckim podczas początku roku akademickiego wiedząc, że tam cię spotkam i zakocham to i tak bym to zrobiła.

                   Nie mów tak jakby to było pożegnanie, proszę- wyczuła, że on też się załamał. Jego oczy były podejrzanie błyszczące a głos nie taki mocny jak zawsze. Teraz jednak musiała powiedzieć wszystko co chciała.

                   Nie starczy mi słów by wyrazić to co do ciebie czuję i jak bardzo żałuję tego jak to się skończy. Jednak nie mogę wciągać cię w swoje bagno. Nie chcę tego. Chcę abyś pamiętał mnie taką jak na początku: roześmianą, z gęstą czupryną na głowie z tymi kilkoma kilogramami za dużo...-zaśmiała się krótko z jakimś smutkiem-...przez to wszystko znów jestem szczupła, prawda?- Andrzej skinął tylko głową niezdolny wypowiedzieć ani słowa. Pogładził dłońmi mokre policzki Julki.- Pamiętasz mój ulubiony film?

                   „Szkoła uczuć”- wyszeptał.

                   Tak. Zawsze uważałam, że to najlepsza ekranizacja opowieści Sparksa. Oczywiście wielu mogło uznać ją za wyciskacz łez, mnie jednak jego zakończenie się podobało. Bo pokazywało, że życie to nie bajka. Jednak gdy teraz jestem po drugiej stronie to chciałabym żeby Jamie przeżyła. Wtedy miałabym jakąś nadzieję...

                   Przeżyjesz- powiedział głównie po to aby przekonać samego siebie.- A poza tym to ona była chora na białaczkę.- Uśmiechnęli się poprzez łzy. Nawet tak żałosna próba rozładowania nastroju przyniosła pozytywny skutek.

                   Tak. Masz rację. To przynajmniej brzmi lepiej niż rak jajników.

                   Nie. To przynajmniej daje ci szansę wyzdrowienia. Gdy pójdziesz na...

                   Andrzej, proszę. Wyjaśniłam ci już wszystko. Nie ma żadnej nadziei. To nie jest żaden romans, który musi się skończyć szczęśliwie, nie ma żadnych cudów czy magicznych różdżek. Fakty są faktami. A mi nie zostało wiele czasu.

                   Nawet jeśli, to spędź go ze mną. Nie zostawiaj mnie.

                   Muszę.- z trudem oswobodziła się z jego uścisku- Muszę, bo dla obojga nas będzie tak lepiej.- Nie chciał zaczynać od nowa. Wyjaśniła mu swój punkt widzenia, choć kompletnie dla niego niezrozumiały. I nieakceptowalny.

                   Więc naprawdę chcesz wyjechać? Zostawić Maję, ojca i siostry?- skinęła głową.

                   Chcę choć trochę uczynić te ostanie dni znośnymi. Zawsze chciałam podróżować. Teraz będę miała okazję.

                   Więc pojadę z tobą.

                   Nie. Musisz już teraz o mnie zapomnieć i kontynuować pracę tutaj. Potem będzie ci jeszcze trudniej.

                   Nie obchodzi mnie to. Dla mnie jest to już nie do zniesienia. A poza tym to czemu chcesz przerwać studia?- nie odpowiedziała patrząc na niego smutno. Poczuł się głupio. Przecież wyraźnie powiedziała, że został jej tylko rok życia. Po co więc miała je w ogóle kończyć? Jaki był tego sens? Jednak przyznając jej rację przyznałby tylko, że i on w duchu stracił już nadzieję. Po chwili znów się odezwał próbując stłumić narastający mu w piersi szloch- Dlaczego to musiało spotkać nas?

                   Chyba wszyscy myślą tak samo w takich sytuacjach. Po prostu trzeba się z tym pogodzić.

                   Nie, nie- zaczął kręcić głową jak w jakimś amoku- Nie godzę się na to. Nie pozwolę ci tak po prostu umrzeć, rozumiesz? Zmuszę cię do walki, a za kilka lat gdy całkowicie wyzdrowiejesz będziemy się z tego śmiać. Razem dożyjemy później starości.

                   To nierealne. I dobrze o tym wiesz. Mówiąc to tylko zadajesz nam ból.

                   Nie. Zawsze jest jakaś nadzieja. Zawsze. Udamy się do innego specjalisty, miasta, nawet państwa. Nie zostawię cię tak.- Wierzchem dłoni wytarła mokre policzki

                   Mnie pomoże tylko cud. A one nie istnieją.

 

 

Tuż po powrocie Bartka z pracy, nawet nie zjadłszy obiadu razem z Izą poszedł do pokoju syna. Nie mogli już tego dłużej odkładać. Antoś musiał w końcu się dowiedzieć.

Niełatwo jest wyjaśnić prawie sześcioletniemu chłopcu, że jego rodzice się rozstają. Mały najpierw uważał, że wyjazd taty jest tylko chwilowy i właśnie to oznacza słowo rozwód. Izabela jednak dzielnie próbowała mu wytłumaczyć na czym tak naprawdę to polega.

                   Kochanie, tatuś wyjeżdża na jakiś czas i nie będziesz go widywał jednak chodzi o coś jeszcze.- Spojrzała na Bartka szukając w nim wsparcia.- Antoś...zauważyłeś, że ostatnio często kłócimy się z tatusiem?

                   No tak- mały nieśmiało skinął główką.

                   I właśnie dlatego zdecydowaliśmy, że zamieszkamy osobno.- Malec nadal miał zdezorientowaną minkę. Iza nie wiedziała co jeszcze ma powiedzieć, ale pomógł jej Bartek. Kojącym głosem stosując łatwe przykłady wyjaśnił chłopcu na czym to wszystko będzie polegać. Powoli jego minka stawała się smutna. Zmarszczone brwi świadczyły o złości.

                   Czemu chcesz mnie zostawić?- zwrócił się do Bartka gdy ten poinformował go, że od teraz zamieszka z mamą, a po przyjeździe do Polski często będzie go odwiedzał.

                   Nikt nie chce cię zostawić.- odparła mu Iza.

                   Ale tatuś chce- przytulił się do niej- Powiedz mu coś. Nie chce już ze mną być? Zrobiłem coś złego?

                   Nie kochanie. Bardzo cię kocham, ale nie możemy już z mamą mieszkać razem.

                   Wiec to jej wina?

                   Oczywiście, że nie- odparł stanowczo przedtem posyłając porozumiewawcze spojrzenie żonie. Antoś to zauważył. Odsunął się od Izy.

                   To przez ciebie? Co zrobiłaś tatusiowi?

                   Nic kochanie, uspokój się.

                   Nie chcę żeby on wyjeżdżał i mnie zostawił.- płakał mały. A Iza przez następną godzinę musiała go uspokajać, bo Bartkowi przerwał telefon.

 

 

Andrzej wybiegł z mieszkania Julki nie mogąc już dłużej udawać. W samochodzie włączył głośną muzykę starając się nie myśleć o tym co właśnie powiedziała mu kobieta, którą bezgranicznie kochał.

Ona umierała.

Umierała, a on nie mógł nic na to poradzić. Umierała, a on mógł tylko wciąż zapewniać ją, że będzie dobrze choć sam już dawno stracił nadzieję.

„Mnie pomoże tylko cud. A one nie istnieją.”, powiedziała mając cholerną rację. On też w niego nie wierzył. Choć czy ta imająca się go nadzieja nie była jakąś niewypowiedzianą prośbą o cud? Czy wierząc w to, że Julka wyzdrowieje i snując wizję na temat ich wspólną przeszłością nie był naiwny?

Gdy dotarł do swojego domu ciężko usiadł na sofie. Tępo wpatrując się w kawałek podłogi próbował wyobrazić sobie swoje przyszłe życie.

Bez niej.

Dzień po dniu.

Z niemal zwierzęcym rykiem przewrócił stół. Nie chciał, nie umiał, nie potrafił. Ona była jego, kochała go a on kochał ją. Zasłużyli na swój happy and. Dlaczego los chciał inaczej? Poczuł ciepło na swoim policzku. Nie wstydził się jednak swoich łez. Wstydził się tylko tego, jak bardzo słaby i bezbronny czuje się bez Julii. Jak bardzo uzależnił się od niej nie potrafiąc wyobrazić, że za kilka miesięcy jej tu nie będzie.

                   Wow, niezły burdel- Nawet nie odwrócił wzroku by spojrzeć na intruza, choć po tym jednym zdaniu nie był w stanie stwierdzić kto to. Nie starał się nawet poprawić swojej żałosnej pozycji (bo znajdował się na podłodze, a wokół niego było porozrzucane ze stołu rzeczy łącznie z nim samym.)- Spójrz na siebie, wyglądasz jakbyś to ty miał umrzeć.- W końcu Andrzej rozpoznał ten głos.

                   Co ty nie powiesz Kasprzyk?- powiedział siląc się na ironię.

                   Spójrz na siebie: siedzisz na podłodze użalając się nad losem zamiast wspierać Julkę, która musi dzwonić do mnie żeby upewnić się, że nie zrobisz niczego głupiego. Chyba powinno być odwrotnie.

                   Gówno wiesz!- wykrzyknął czując narastającą złość. Jakim prawem zadzwoniła do Bartka?

                   Wiem to co widzę- odparł tamten brutalnie- A widzę załamanego faceta, któremu kiedyś uśmiech nie schodził z twarzy.

                   Wydaje ci się, że jesteś taki mądry do udzielania rad, co? Najpierw jednak uporządkuj swoje życie żeby dawać mi rady.

                   Możesz mi dowalić, śmiało.- prowokował go Bartek- Doskonale jednak wiesz, że mam rację. Julka jeszcze żyje i wciąż walczy. Po ostatniej chemioterapii badania się poprawiły. Rokowania też. Z odrobiną szczęścia...

                   Ma przerzuty. Do jamy otrzewnej. Jeśli nie wiesz co to znaczy to wyjaśnię ci, że to ostatnie, najpoważniejsze stadium. I że...

                   Wiem co to znaczy- przerwał mu Kasprzyk.- Ale nie możesz rezygnować. Przecież to ty do cholery kazałeś mi walczyć o Izę.

                   Tak? I jak na tym wyszedłeś? Jutro masz zamiar wyjechać do Ameryki Południowej i dać rozwód żonie, na tym polega twoja walka?- spytał Andrzej ironicznie- A poza tym to jest zupełnie inna sytuacja. Iza nie umiera, a Julia tak.

                   Więc musisz się z tym pogodzić i być z nią w tych ostatnich chwilach. Ona widzi, że się załamałeś. Właśnie dlatego chce teraz odejść.

                   Wiem, ale co mam zrobić? Mam już dość udawania, że jest dobrze, rozumiesz? Kochałem ją, naprawdę. Przez te wszystkie lata ganiania za spódniczkami w końcu poczułem, że to właśnie to, że to ta jedyna czy coś takiego. A gdy w końcu mi się to zdarzyło okazuje się, że nie możemy być razem. Masz pojęcie jak się czuję? Ty masz chociaż świadomość, że twoja ukochana będzie żyła. Ja nie mam tego luksusu.

                   Nie mów o niej tak jakby już nie żyła, na Boga.- Bartek podszedł do Andrzeja. Bez słów ścisnął jego dłoń. Wówczas Sławiński zrobił coś czego nigdy by się po nim nie spodziewał. Objął go mocno i rzewnie się rozpłakał. A Kasprzyk wiedział już, że nie zdoła mu w żaden sposób pomóc. Bo nikt tego nie potrafi.

 

Dopiero tuż przed czwartą rano Filip przerwał poszukiwania mając nadzieję, że jego nierozważna żona przebywa w bezpiecznym miejscu. Jednocześnie czuł złość za to, że nie odbierała telefonu. Zastanawiał się czy zadzwonić do jej brata lub rodziców, ale szybko odrzucił ten pomysł. Miał nadzieję, że prędzej czy później się  z nim skontaktuje. Co ona sobie myślała do diabła? Klął w myślach na przemian to martwiąc się o nią to posyłając ją gdzieś. Jednocześnie wciąż odtwarzał w myślach zapisane na małej żółtej karteczce słowa, które mu zostawiła.

Odchodzę, bo mam dość naszej małżeńskiej parodii. Będzie tak jak chcesz: nie zobaczysz ani mnie, ani swojego dziecka. W sprawie rozwodu skontaktuje się z tobą mój adwokat. Żegnaj.”

Nie, z pewnością napisała to w gniewie. Tak jak i on się zapomniała i z pewnością rano po przebudzenie się zrozumie, że popełniła błąd. Wtedy na pewno się z nim skontaktuje. Ledwo żywy dowlókł się do łóżka. Chciał trochę się przespać, choć w niedzielę nie musiał iść do pracy, choć zamierzał. Przez żonę jednak nie będzie mógł się skupić. Po raz ostatni tłumaczył sobie, że nie znalazł jej w najbliższej okolicy, więc z pewnością jest bezpieczna.

Obudził się tuż przed dziewiątą żałując, że zrobił to tak późno. Nadal jednak był bardzo zmęczony. Pierwsze co zrobił to spojrzał na komórkę. Żadnej wiadomości. Zaklął cicho. W myślach przepraszał Majkę za swoje zachowanie. To było dziecinne to co robili byleby tylko się zranić. Ale z jego strony powiedzenie, że to nie on jest ojcem dziecka było zwyczajnie okrutne.

Żałował, że nie skorzystał z rady Andrzeja i nie próbował dogadać się z żoną od razu. Teraz z pewnością będzie to znacznie trudniejsze. O dziwo, ta melodramatycznie zostawiona przez nią wiadomość, że chce rozwodu go nie przejęła. Nie dlatego, że miał to gdzieś: wręcz przeciwnie: małżeństwo z Mają było najlepszą rzeczą jaka zdarzyła się w jego życiu. Jednak nie wierzył w to, żeby jego żona podjęła taką decyzję w jeden wieczór zbyt rozważnie. Była na tyle impulsywna żeby w środku nocy wyprowadzić się z domu. Poszedł do kuchni nalewając sobie szklankę wody. Uspokajanie się nic nie dało: wciąż dręczył go nieopisany niepokój. Znów wykręcił numer komórki Majki i znów okazało się, że nawet nie włączyła telefonu. Poczuł irytację: czy ona naprawdę nie rozumie, że on się o nią martwi? Mógł gadać jej różne głupoty, ale przecież do diabła wiedziała, że ją kocha...albo i nie. Przypomniał sobie jak traktował ją w ciągu kilku tygodni małżeństwa, jak okrutnie potraktował ją przed ostatniej nocy, jak każdą próbę wyciągania przez nią ręki nie tylko ignorował, ale z premedytacją wyśmiewał. Czy miał więc prawo dziwić się, że w końcu powiedziała dość? Nie, nie chciał myśleć że to koniec. Przecież są małżeństwem, mają przed sobą całe życie...Dokładnie w chwili gdy to sobie uświadomił jego telefon zadzwonił. Szybko odebrał nieznany numer.

                   Tak słucham?

                   Pan Filip Drągowicz?

                   Tak, to ja.

                   Czy pańska żona to Maja Drągowicz?- rzeczowy ton, który słyszał w słuchawce przywiódł mu na myśl policję. Nie mógł wydusić z siebie głosu. Czy coś jej się stało?- Jest tam pan?

                   Tak- z trudem udało mu się wykrztusić. W końcu się opanował.

                   Dzwonię ze szpitala świętego Franciszka z ulicy Brzeskiej. Pańska żona miała wypadek...

 

 

RODZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI.

 

W końcu po trzech dniach przygotowań i cichych krótkich rozmów w końcu nadszedł ten dzień. A Iza czuła się wewnętrznie skamieniała. Bartek miał dzisiaj odlecieć. Odlecieć do Ameryki Południowej aby robić te swoje zdjęcia. I wrócić dopiero za pół roku. Stłumiła w sobie żal. Tak, z pewnością podjęła dobrą decyzję. Bartek sądził, że przez ten czas coś się między nimi poprawi, ale ona wiedziała już, że to niemożliwe. Jednak musiała dotrzymać warunków umowy: po tym czasie mąż w końcu obiecał jej wolność. A ona wreszcie będzie mogła zacząć normalne życie.

                   Mamusiu, płaczesz?- spytał cienki głosik. Do Izabeli dopiero teraz dotarło, że z oczu kapią jej łzy. Przetarła je szybkim ruchem.

                   Nie kochanie, nie płaczę- poklepała sobie nogi dając synowi znak. W mig zrozumiał wygodnie sadowiąc się na jej kolanach. Mocno go objęła.

                   Nie martw się, tatuś powiedział, że niedługo wróci.- odparł z całą powagą na jaką było stać pięciolatka.- Obiecał mi to.- Iza roześmiała się nieszczerze.

                   Dlaczego sądzisz, że płaczę po tatusiu? Po prostu zrobiło mi się smutno.

                   Tatuś też wczoraj płakał.- słysząc to mocniej zacisnęła wargi. Potem je rozluźniła.

                   Czemu miałby to robić? Wydawało ci się- próbowała jakoś naprawić chorą relację jaką wytworzyli razem z Bartkiem wobec Antosia.

                   Nie, on chował twarz w dłonie. O tak- malec zademonstrował to mamie. Iza z trudem powstrzymała szloch.- Czy on naprawdę musi wyjeżdżać? Ja tego nie chcę, i ty też nie. Nie możesz tatusiowi wybaczyć?- Zdębiała. A więc Bartek powiedział dziecku o swojej zdradzie? A może wymyślił coś aby przekabacić go na swoją stronę tak jak groził jej wcześniej?

                   Co powiedział ci tatuś?- spytała już przytomniej.

                   Że to jego wina. Że masz prawo go teraz nie lubić. I że muszę cię słuchać. Ale ja nie chcę żeby on wyjeżdżał. I ty też tego nie chcesz.

                   Antoś...kiedyś, za parę lat wszystko zrozumiesz. Teraz jesteś trochę za malutki.

                   Nie jestem malutki.- zaprzeczył szybko chłopiec.- Rozumiem wszystko. Rozumiałem wasze kłótnie i krzyki i słyszałem jak płaczesz w poduszkę i jak tata trzaska drzwiami i...i...-tym razem to Antoś się rozpłakał. Iza mocniej go przytuliła.- Dlaczego nie może być tak jak dawniej? Przecież kochasz tatusia. Też za nim płaczesz.

                   Ja nie...

                   Płaczesz!- po raz pierwszy syn podniósł na nią głos.- Już cię nie lubię. To przez ciebie tatuś wyjechał i chce mnie zostawić. Słyszałem wszystko. Chciałaś żebym został z tobą. Ale ja nie zostanę, słyszysz? Nie zostanę. Pojadę z tatusiem!

                   Antoś...- szeptała raz po raz Iza chcąc go uspokoić. Ale malec był na to zbyt sfrustrowany.

                   Chcę być z nim, nie z tobą. Ty nie chcesz ani mnie, ani tatusia.

                   Kochanie proszę...

                   Puszczaj mnie!- dokładnie w tej chwili Iza się załamała.

                   Chcę ciebie i tego twojego cholernego tatusia!- wybuchła nie zważając na użyte przekleństwo. - To on mnie już nie chciał. On znalazł sobie inną.- już zanim wypowiadała te słowa wiedziała już, że popełnia błąd dając się ponieść emocjom, ale na to było już a późno.

                   Kłamiesz. Tatuś cię kocha. Mówił mi to.

                   Nie, on już mnie nie kocha.- A przynajmniej nie tak jakbym chciała, pomyślała Iza. Była zaskoczona nagłym uściskiem malca i pozwoliła mu się pocieszyć. W ciągu zaledwie kilku minut to ona zmieniła swoją rolę z pocieszyciela na pocieszanego.

                   Kocha. Tylko nie pozwól mu odjechać. Nie pozwól.

 

Filip wybiegł z mieszkania nie bacząc na fakt, iż ma na sobie wczorajsze ubranie a na twarzy ślad świeżego zarostu. Z trudem udało mu się skupić na prowadzeniu samochodu.

Pańska żona miała wypadek”

Te cztery słowa wwiercały mu się w mózg z przerażającą ostrością. I przerażały jak nic innego.

Pańska żona miała wypadek”

Zahamował z piskiem opon w ostatniej chwili reagując na czerwone światło. Samochód z prawej strony zatrąbił ostrzegawczo. Opanuj się, nakazywał sobie w myślach czując jak trzęsą mu się ręce. O ile chcesz dojechać na miejsce żywy. Potwornie się bał, bo recepcjonista nie chciała podać mu żadnych szczegółów tłumacząc się, że nie posiada jej karty i że to on jako najbliższa rodzina powinien jej dostarczyć...Tyle, że jak miał to niby zrobić teraz? W tej chwili myślał tylko o tym, że chciałby zobaczyć swoją żonę całą i zdrową.

Gdy tylko znalazł się pod szpitalem od razu spytał o żonę. Recepcjonista okazała się tą samą kobietą, z którą rozmawiał, więc go rozpoznała. Biegiem wbiegł na drugie piętro nie zawracając sobie głowy czekaniem na windę. Ignorował przy tym dziwne spojrzenia mijanych pielęgniarzy, bo wyglądał zupełnie niechlujnie. Dla niego liczyła się tylko Maja.

Dotarłszy przed właściwy pokój lekarski przystanął na chwilę próbując uspokoić oddech. Potem zaatakował lekarza serią pytań. Dowiedział się, że dotarła do szpitala około wpół do drugiej razem z Tomkiem, a pogotowie wezwał przejeżdżający tamtą drogą samochód. Jej stan zdrowia był stabilny, a dzięki zapiętym pasom uniknęła poważniejszych obrażeń organów wewnętrznych i poza niewielkim zadrapaniami wszystko z nią dobrze.

                   Więc czemu nie mogę do niej wejść?- Spytał wówczas Drągowicz- Powiedział pan, że wszystko w porządku.

                   Tak, ale teraz ma przeprowadzony zabieg.

                   Jaki zabieg?- Lekarz na chwilę zamilkł.

                   Musieliśmy wywołać sztuczny poród.- Filip gwałtownie przełknął ślinę. Przecież to był dopiero początek piątego miesiąca!

                   Czy...?- Doktor pokręcił przecząco głową.

                   Przykro mi. Dziecka nie udało się uratować. Na skrobankę było już niestety za późno...- Drągowicz gwałtownie osunął się na krzesełko. Nie mógł wykrztusić z siebie słowa- W tej fazie nie było szansy na jego uratowanie. Gdyby chociaż minęło 5 lub 6 tygodni, ale tak...nic nie dało się zrobić. Proszę się nie załamywać: pańska żona będzie mogła mieć jeszcze wiele dzieci- poklepał go przyjacielsku po ramieniu- Przepraszam, że teraz ale czy moglibyśmy przejść do kwestii formalnych? Muszę uzupełnić kilka formularzy, na dodatek nie bardzo wiedzieliśmy kogo powiadomić z rodziny pana Kamińskiego...- Był wyraźnie zakłopotany, choć Filip nie zwracał na to uwagi. Wszystko dlatego, że w samochodzie były walizki z damską odzieżą, a pospieszna wyjazd w środku nocy świadczył o ucieczce kochanków.

                   Ja się tym zajmę- odparł z trudem.- Tomek...Tomek jest bratem Mai- Powiedział z trudem. Nie mógł się jednak zmusić do zadania pytania na temat stanu jego zdrowia. - Zadzwonię do jego rodziców.

                   To dobrze. Przy sobie miał tylko dowód rejestracyjny auta, więc znaliśmy jego tożsamość, ale...- Drągowicz nie mógł skupić się na dalszych słowach lekarza. W głowie wciąż wybrzmiewały mu słowa o utracie dziecka. Z trudem przetrwał resztę rozmowy udzielając lekarzowi wyjaśnień. Potem zmusił się do zadzwonienia do Krzysztofa Kamińskiego. Nie mógł się zmusić do poinformowania teścia. Jego głos i tak odmawiał mu posłuszeństwa.

Czekając aż zabieg Mai dobiegnie końca, Filip siedział ze spuszczoną głową przed salą. Dopóki nie zjawił się jego szwagier.

                   Filip, Filip co się dokładnie stało?

                   Ona...ona miała wypadek. I Tomek...- W oczach stanęły mu łzy. Znów spuścił głowę. Nie dlatego jednak, że się ich wstydził lecz dlatego iż nie mógł znieść współczucia malującego się na jego twarzy. Krzysiek dotknął jego ramienia i delikatnie poklepał.

                   W jakim jest stanie?

                   Dobrym. Ale, ale dziecko...- Kamiński bez dalszego słowa uścisnął Filipa. Domyślał się co teraz czuje. On sam z niecierpliwością oczekiwał przyjścia swoich pociech na świat i gdyby dowiedział się, że jednak coś się z nimi stało...Nie mógł jednak zapomnieć o bracie.

                   A jak się czuje Tomek?- Filip odsunął się od szwagra jakby wstydził się swojego wcześniejszego załamania.

                   Nie wiem. Wiem tylko tyle, że teraz go operują. Jest w dużo gorszym stanie: coś sobie uszkodził. Ma złamane żebro...chyba. Przepraszam. Gdy lekarz wszystko mi wyjaśniał nie mogłem się skupić.

                   Nie ma za co. Rozumiem, że zajmuje cię przede wszystkim żona. Ja się wszystkim zajmę. Wiesz gdzie jest lekarz?- Filip wskazał mu odpowiedni kierunek. Potem znów usiadł na krześle. Nie pozostało mu nic innego jak czekać.

Ta godzina była najgorszą w jego życiu. W myślach wciąż stawały mu te wszystkie momenty gdy zachowywał się nieprzyjemnie wobec Mai, gdy oskarżał ją bezpodstawnie byleby tylko zranić. I jego ostatnie słowa. O tym, że wcale nie wierzy w to, że jest ojcem jej dziecka. A teraz ono nie istnieje.

Schował twarz w dłonie.

„A co ty byś zrobił gdybym umarła? Obeszłoby cię to?”, przypomniał sobie jej słowa które wypowiedziała dwa wieczory temu.

„A jednak kiedyś to się stanie. Mogę umrzeć za rok, miesiąc, tydzień. Nawet w tej chwili możemy mieć wypadek i...”

Boże, dlaczego musiała wywoływać wilka z lasu?! Czy to było jakaś złośliwość losu? Czy naprawdę tymi słowami sprowokowała wypadek?

„Nie”, odpowiedziało mu sumienie. „To była tylko twoja wina. To przez ciebie w złości wyprowadziła się z domu w środku nocy żądając rozwodu. To ty swoimi bezpodstawnymi oskarżeniami ją sprowokowałeś”

Nie chciał dłużej słuchać tego głosu, bo czuł się jeszcze gorzej. To on był winny śmierci własnego dziecka.

Będzie tak jak chcesz: nie zobaczysz ani mnie, ani swojego dziecka.”

„...ani swojego dziecka.”, odpowiedziało mu echo w głowie. „...ani swojego dziecka.”,

 

Julka po wizycie Andrzeja zdecydowała się przyspieszyć swój wyjazd. W głowie wciąż pobrzmiewały mu jego słowa aby z nim została bez względu na wszystko.

„Przecież to, że chorujesz nic między nami nie zmienia.”

„Moje szczęście jest przy tobie.”

„Nie chcę żebyś odchodziła”,

przypominała sobie jego słowa. Nadal jednak nie zmieniła swojej decyzji: wręcz przeciwnie: tylko się w niej ostatecznie upewniała. Musiała mu dać szansę na miłość.  I życie bez niej. Bez chorób, bez litości w którą wkrótce zmieniłaby się jego miłość.

„Więc nawet nie chcesz walczyć? Już się z góry poddałaś?. Przecież wszystko się jeszcze może zmienić.”

„Jesteś tchórzem, który boi się walczyć.”

Przerwała na chwilę swą czynność. Czy miał rację? Czy ona naprawdę nie chciała walczyć? Nie, to nieprawda. Bo to nie jemu lekarze wstrzykiwali szkodliwe substancje poprzez strzykawkę, to nie on musiał znosić ciągłe mdłości przy jednoczesnym braku apetytu, to nie jemu wypadały włosy a skóra zaczynała robić się ziemista. Więc czy miał prawo zarzucać jej tchórzostwo? Czy była tchórzem chcąc przeżyć ostatnie dni bez bólu, na przyjemnościach i spełniając swoje marzenia o podróżach? Że to jemu chce zaoszczędzić widoku jej podczas tych ostatnich dni?

Nie chciała już kolejnej dawki chemii. Tak jak powiedziała Andrzejowi nie uważała, żeby sztuczne podtrzymywanie życia było tego warte. Lepiej żyć nie cierpiąc rok niż odwrotnie kilka lat.

Znów wkładała rzeczy do walizki. W pewnym momencie zauważyła w szafce T-shirt  należący do Sławińskiego. Biorąc ją do rąk wpatrywała się w kolorowy nadruk wdychając w nozdrza znajomy zapach. Uśmiechnęła się, a potem wyjęła małe pudełko i ostrożnie ją złożyła. Pomyślała, że dzięki temu jego zapach będzie mógł jej towarzyszyć znacznie dłużej. Może nawet aż do końca.

W pewnej chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Nie chciała otwierać bojąc się, że to on. Być może jakimś cudem dowiedział się o tym, że przyspieszyła plany.

                   Julka, Julia to ja, Wiktor. Otwórz.- uspokojona podeszła do drzwi, choć prawdę mówiąc nie miała wcale ochoty na to by z nim rozmawiać.

                   Cześć, coś się stało, że jesteś?- spytała go w progu.

                   Mogę wejść?

                   Skoro już tu jesteś.- niechętnie wpuściła go do środka. Gdy usiadł na kanapie od razu przeszła do rzeczy.- Wiesz, nie mam teraz za dużo czasu.

                   Jesteś zajęta?- przygryzła dolną wargę. W końcu zdecydowała się mu wyznać.

                   Pakuję się.

                   Już? Przecież miałaś wyjechać dopiero za tydzień.

                   Zmieniłam zdanie.

                   Dlaczego?

                   Tak po prostu.- poszła do sypialni chcąc kontynuować pakowanie gdy zorientowała się, że Pająkowski najwyraźniej nie ma jej niczego konkretnego do powiedzenia. Tak jak się spodziewała poszedł za nią.

                   Jak zareagował na to Andrzej? Zgodził się?

                   A jak myślisz?- spytała retorycznie.- Za kilka miesięcy mieliśmy się pobrać, a teraz wszystko trafił szlak przez moją chorobę. Jak ma się czuć?

                   Pewnie kraje mu się serce. Tak samo jak mi.

                   Wiktor...

                   Wiem, nie musisz nic mówić. Kochasz go. I ja to szanuję. Ale nie mogę tego ukrywać.- Zamilkł na moment.- Dlaczego nie chciałaś spędzić z nim ostatnich chwil?

                   Bo tylko zrobiłabym mu tym krzywdę. On nie powinien porzucać pracy ani rodziny.

                   Ale ty właśnie dokładnie to robisz.- zarzucił jej.- Rzucasz studia praktycznie przed obroną pracy magisterskiej i zdobyciem dyplomu, swoje młodsze siostry, mnie i ojca, przyjaciół...

                   Nie, bo ja już nie wrócę. To nie jest dla mnie żadem urlop czy chwilowa podróż, to jest jej ostatni etap. I chcę aby wszyscy zapamiętali mnie tak jak teraz a nie zgnębioną i załamaną przez chorobę.

                   Przecież nie wiesz dokładnie jak to się potoczy- Roześmiała się.

                   Teraz mówisz zupełnie jak Andrzej. Więc to jest ten wasz sposób? Liczenie na cud?

                   Na zmianę- sprostował.- Być może coś się zmieni, poprawi.

                   Nie sądzisz, że jestem już za duża żeby mnie tak mamić?- Nie odpowiedział taktownie nie chcąc poruszać już tego tematu. Potem intensywnie spojrzał jej w oczy.

                   Chcę jechać z tobą.- Bluzka, którą właśnie miała w dłoniach wypadła jej z rąk.

                   Co?

                   Za granicę.

                   To niemożliwe.

                   Dlaczego?

                   Po prostu nie. Koniec i kropka.

                   Julka, ja wiem że dla ciebie jestem tylko przyjacielem. I tylko w ten sposób chcę ci towarzyszyć.

                   Ale ja muszę zrobić to sama. A poza tym masz pracę i...

                   Wezmę urlop.

                   Nie, powiedziałam już. Nie pozwoliłam na to Andrzejowi i tobie też nie pozwalam.

                   A więc zależy ci trochę na mnie?

                   Oczywiście, że tak. Jesteś dla mnie jak brat.

                   Więc pozwól mi być nim dla ciebie. Nie powinnaś być teraz sama. A nawet jeśli tego nie zrobisz, jeśli się nie zgodzisz to ja i tak za tobą pojadę.- Julka znów poczuła pod powiekami łzy. Zbliżyła się do Wiktora i przytuliła do niego.

                   Dziękuję ci. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.

 

 

Bartek czuł się wewnętrznie wypalony. Ciągnąc za sobą bagaż czuł się tak jak wyglądał: młody, zmęczony życiem z pokładem doświadczeń. Już za półtorej godziny miał mieć samolot. Teraz czekał spokojnie w kolejce na odprawę na swoją kolej. Mimo wszystko sławni fotografowie nie się bardziej uprzywilejowani. A przynajmniej nie tacy trzecioligowi jak on. Uśmiechnął się do siebie. Tylko to mu teraz pozostało. Zastanawiał się jak zareaguje żona, gdy prawnik dostarczy jej podpisany przez niego pozew rozwodowy. Gdy uświadomi sobie, że wreszcie się od niego uwolniła i że wcale nie musi czekać tych 6 miesięcy aby związać się z tym swoim kucharzykiem.

Najbardziej jednak w tym wszystkim szkoda mu było Antosia. Kochał go całym sercem najbardziej na świecie a teraz będzie się musiał zadowolić wizytami w mieszkaniu Izy i jej nowego partnera. Nawet na samą myśl o tym poczuł ból. Ona była jego, tylko jego a on to zniszczył. Miała rację, to było niewybaczalne. Z tym, że przecież nie mógł już cofnąć czasu. A inaczej nie dało się odkupić tego grzechu.

Wyrwał się z rozmyślań, gdy nadeszła w końcu jego kolej. Spojrzał jeszcze w stronę wyjścia mając daremną nadzieję, że...Ale Iza przecież już go skreśliła. Chociaż...czy to nie ona? Przecież ta kurtka, te rozpuszczone włosy...

                   Bartek! Bartek zaczekaj!- zdawało mu się, że śni. To było jak scena z długo wyczekiwanego marzenia, jak kadr z komedii romantycznej. Jego serce wezbrało nadzieją.

                   Iza? Co tu robisz?- odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili.

                   Przyszłam z Antosiem. On, on chciał się pożegnać.- Mało co nie parsknął śmiechem. A na co liczył? Na to że rzuci mu się na szyję i poprosi aby jej nie zostawiał? Był naprawdę naiwny.

                   Powiedziałem ci już, że tego nie chcę. Nie chcę żeby cierpiał. To będzie dla nas obu zbyt trudne.- Dostrzegł w jej wzroku nieme oskarżenie.

                   Więc naprawdę nie chcesz pożegnać się z własnym synem?

                   Nie, nie chcę. Już to zrobiłem. W domu- Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.

                   W takim razie...- Iza głośno przełknęła ślinę- Powodzenia. Miłej podróży.

                   Dziękuję.- mimo iż nie zostało nic więcej do powiedzenia to nie ruszył się z miejsca. Chciał wbić sobie dokładnie każdy rys jej twarzy, każdą najmniejszą zmarszczę czy wgłębienie. A nade wszystko chciał ją pocałować.

                   Uważaj na siebie. Pamiętaj, że to nie Polska.- parsknął śmiechem.

                   Nie bój się, nie zamierzam zginąć w buszu.

                   Naprawdę tego chcesz?- usłyszał jej ciche pytanie. Potem znów przeniósł wzrok na jej twarz. Wiedział, że jej pytanie nie dotyczy jego poprzedniej wypowiedzi. Ciężko westchnął próbując pozbyć się kiełkującej nadziei. Bo to, że tu była, stała obok niego coś znaczyło...prawda?

                   A czego ty tak naprawdę chcesz? Czemu tu przyszłaś?- postanowił zagrać w otwarte karty. Z tarczą lub na tarczy, pomyślał.

                   Czemu przyszłam?- powtórzyła. Potem parsknęła cicho- Przyszłam tu po to, żeby powiedzieć ci jakim jesteś sukinsynem i że nigdy ci nie wybaczę.- Chyba jednak nie chciał tego słyszeć. Chciał grać w otwarte karty? Z wisielczym humorem przyszło mu do głowy, że nigdy nie miał szczęścia do hazardu.

                   Tak, wiem. Powtarzałaś to już tyle razy, że naprawdę to wiem- odparł przerywając jej.  Potem parsknął niewesołym śmiechem.

                   Teraz ja mówię- wymierzyła w niego oskarżycielsko palec. Spojrzał na nią zaskoczony. -Wiesz jak się czułam dowiadując się o wszystkim? Wiesz?! Ile nocy przepłakałam tłumiąc szloch poduszką? Ile razy obiecywałam sobie, że to będzie po raz ostatni, wmawiałam że cię nienawidzę, że potrafię sobie dać radę i...

                   Iza, proszę- Bartek chwycił ją za ramiona i potrząsnął. I tak wielu ludzi zaczęło oglądać się za nimi choć na lotnisku panował spory gwar. On jednak na to nie zważał. Nie wierzył, wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć...Mocno ją objął.- Już dobrze, będzie już dobrze.

                    Tak? To dlaczego chcesz wyjechać? Czemu bardziej obchodzą cię jakieś głupie zwierzęta niż ja?!- roześmiał się. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Iza wyrwała się z jego uścisku.- Powiedziałam, że nigdy ci nie wybaczę, ale...nie jedź.- dokończyła cicho.- Ja tego nie zniosę, nie wytrzymam, nie potrafię. Jeśli to zrobisz to obiecuję, że własnoręcznie cię...- Nie dokończyła gdy miękkie wargi męża dotknęły jej ust. Najpierw nieco natarczywie, ale potem gdy Bartek zorientował się, że żona go nie odpycha zmniejszył nieco nacisk. Nadal jednak nie mógł do końca uwierzyć w to co się dzieje. Gwałtownie odsunął się od Izy.

                   Mam zostać? Powiedz, że tego chcesz. Powiedz, że niczego sobie nie wyobrażam.

                   Chcę tego. Chcę żebyś został ze mną i z Antosiem.- Wtedy ryknął na całe gardło. A potem podniósł Izabelę do góry i zaczął nią obracać dookoła. Niektórzy ludzie kwitowali to wesołym uśmieszkiem, inni pogardliwie odwracali twarz lub przewracali oczami, jeszcze inni gapili się na nich z cielęcym zachwytem. Jednak ani Bartka, ani Izy to nie obchodziło.

                   Gdzie jest Antoś?- spytał Kasprzyk kilka minut później gdy opuszczali już lotnisko. Głupio się przyznać, ale dopiero teraz przypomniał sobie o obecności syna. A właściwie o jego nieobecności.

                   Nie ma go tutaj- odparła Iza wzruszając ramionami. Spojrzał na nią zaskoczony.

                   Ale przecież powiedziałaś...

                   Musiałam jakoś zacząć. Miałam od razu rzucić ci się w ramiona?- znów się roześmieli. A potem pocałowali.  Zachichotali niczym para nastolatków.

                   Więc gdzie jest teraz nasz syn?

                   U twoich rodziców. Gdy dowiedzieli się, że chcę po ciebie jechać twój tata od razu zapomniał, że ma dzisiaj jakieś zdjęcia- Bartek znów się roześmiał. Prawdę mówiąc od kilkunastu minut robił to jak niespełna umysłowo chory człowiek.

                   W takim razie jedźmy do domu. Jeśli mamy go mieć całego tylko dla siebie...

Gdy Iza z Bartkiem dotarli do własnego mieszkania od razu puścili się biegiem w kierunku drzwi frontowych. Nadal chichotali jak najęci i wciąż się obejmowali.

                   Naprawdę już straciłem nadzieję, wiesz? Sądziłem...sądziłem, że to już koniec.

                   Ja też. Ale za bardzo cię kocham.- przestała się śmiać i pogłaskała go po policzku.- Chciałam to zrobić abyś cierpiał. Jednak ja cierpiałam dokładnie tak samo.

                   Wybacz mi. Wiem, że powtarzałem to już milion razy, ale wybacz mi. Obiecuję, że już nigdy więcej. Nigdy, ja nawet nie...- zakryła mu palcem usta.

                   Ciiii, nie mów teraz o tym. To nie jest już ważne.- Pocałowali się. Wolno, mniej zachłannie niż przedtem. Mocno spletli swoje dłonie. Przez kilka minut trwali tak w całkowitym milczeniu. Jakby każde z nich bało się wykonać ten pierwszy decydujący ruch. Jakby nagle poczuli się zakłopotani własnym lękiem i niepewnością partnera. W końcu nieskończenie delikatnie Bartek uniósł dłoń z pleców żony zjeżdżając na jej ramiona. Delikatnie odchylił szary sweterek...

                   Kocham cię- powiedział patrząc jej w oczy- Chcę się z tobą kochać, wiesz o tym, prawda?- wyszeptał tuż przy jej uchu. W ciele Izy pojawił się przyjemny dreszcz. Bezwładnie skinęła głową. Od tak dawna tego pragnęła, że teraz niemal straciła zdolność mowy.

                   A myślałam, że będziesz mnie tylko trzymał za rączkę- zdołała wykrztusić mocując się z guzikami jego koszulki. Obdarzył ją szelmowskim uśmiechem.

                   Myślałem o tej chwili przez ostatnie kilka miesięcy. O tym jak się całuję- dotknął wargami jej gołej szyi- Jak dotykam- jego dłonie zaczęły błądzić po jej ramionach i klatce piersiowej- Jak patrzę- dodał gdy stanęła przed nim całkiem naga. Z trudem tłumił nękające go pragnienie.

                   Więc weź mnie- powiedziała również rozpalona do białości Iza- Kochaj się ze mną. Tu i teraz.- Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Szybkim ruchem uniósł żonę do góry oplatając jej nogi wokół swoich bioder. Potem skierował się do sypialni, którą kiedyś razem dzielili a która od jakiegoś  czasu była tylko Izy. Potem niemal rzucił ją na łóżko. Od razu zaczęła rozpinać mu spodnie.

                   Nie, jeszcze nie jesteś gotowa. Jeszcze za wcześniej...

                   Zawsze jestem na ciebie gotowa- wyszeptała dalej uwalniając jego męskość ze spodni- Zawsze.- Uśmiechnął się gdy dostrzegł, że ma racje. Pragnęła go tak jak on jej. I choć obiecał sobie nie być gwałtowny i zaborczy, to jednak to wszystko wzięło w łeb.  Ich zbliżenie było gwałtowne i szybkie niczym wulkan. Po wszystkim leżeli w swoich ramionach zmęczeni i szczęśliwi. Ich dłonie nadal jednak błądziły po ciałach partnerów.

                   Od teraz zaczynamy wszystko od nowa. Przepraszam, że wszystko spieprzyłem. Chcę żebyś wiedziała, że jesteś jedyną kobietą którą kocham. I  którą kiedykolwiek kochałem.

                   Wiem- delikatnie pocałowała go w policzek. Potem mocniej objęła w pasie.- To wszystko przez tę rutynę, prawda? Zapomnieliśmy, że związek trzeba budować i dbać o niego nawet po kilku latach małżeństwa.

                   Raczej ja go zepsułem. Nie musisz brać na siebie żadnej winy będąc aż tak wspaniałomyślna.

                   Nie jestem. Po prostu ostatnio doszłam do tego wniosku próbując sobie przypomnieć kiedy ostatni raz wyszliśmy gdzieś razem. Starałam się zrozumieć, że mogłeś czuć się samotny i...

                   To nieważne. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia. Nawet sam nie wiem dlaczego wtedy...ale dość o tym. Od teraz będziemy kochać się ze sobą przynajmniej raz dziennie, a w weekendy wychodzić na kolację albo do kina. Przecież dawniej uwielbiałaś teatr.

                   Wiem. Nie wiem dlaczego przestaliśmy tam razem chodzić. A poza tym: co miało znaczyć to: przynajmniej raz dziennie?- uśmiechnął się do niej.

                   W końcu musimy nadrobić stracony czas. A poza tym...- urwał znacząco.

                   Co: poza tym?

                   Poza tym to widok wzdychającego Krzyśka do brzucha swojej żony przypomniał mi to jak bardzo cieszyłem się z narodzin Antosia.

                   Więc, chcesz...?

                   Tak- cmoknął ją lekko w usta.- Chciałbym mieć jeszcze jedno dziecko. Oczywiście nie dlatego aby zatrzymać cię w  domu- dodał pospiesznie.- Jeśli chcesz to studiuj zaocznie, chodź na kursy: mogę załatwić wszystko tak żeby nauczyciele przychodzili do nas do domu.- Roześmiała się.

                   Wiem, że nie pragnąłbyś tego z tak egoistycznych pobudek. A poza tym, to gdy wreszcie odbiorę dyplom z kursu gastronomicznego z pewnością wrócimy do tej rozmowy.

                   Jeśli jeszcze raz zobaczę cię w otoczeniu tamtego typka to ostrzegam, że obiję mu twarz. Nie żartuję- dodał gdy się roześmiała.

                   Zapewne chodzi ci o mojego instruktora kursu?- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Była zadowolona z tego pokazu zazdrości.

                   Oczywiście, że o niego- prychnął.- Czy...czy ty i on...czy coś między wami...

                   Nie- przerwała mu prędko. Wyraźnie odetchnął z ulgą.

                   Dziękuję ci. Wiem, że nie mam prawa żądać od ciebie czegokolwiek, ale...

                   Ciii. Przecież mieliśmy zacząć jeszcze raz  z czystą kartą, pamiętasz? To co było jest już nieważne.- Objął ją jeszcze raz przyciągając do siebie tak gwałtownie, że kołdra opadła jej aż do bioder.- Hej...- zaczęła, ale już po chwili zapomniała za co właściwie chciała go ochrzanić. Bo na pewno nie za to, że pokrywał jej szyję delikatnymi pocałunkami delikatnie głaszcząc kark...- Hm...

                   Mówiłaś coś?- spytał z szerokim uśmiechem. Nie była w stanie się na niego dąsać.

                   Nie- zapewniła go niemal szeptem kręcąc głową nie będąc w stanie wyrzec ani słowa więcej. Od tak dawna pragnęła go dotykać i pieścić, patrzeć na tą wyrzeźbioną klatkę piersiową, ruchy i mimikę twarzy, skurcze mięśni...- Chcę dobrze wykorzystać to, że mamy przed sobą całe popołudnie i noc- Bartek odsunął ją tak gwałtownie, że mało co nie straciła równowagi lądując na drugiej stronie łóżka.

                   A więc Antoś będzie u rodziców aż do jutra?

                   Tak. Powiedział, że jeśli cię sprowadzę z powrotem to może nam dać 1 dzień na pogodzenie się. A potem chce zagrać z tobą w piłkę. Cały następny dzień.

                   Nie wiem czy na wszystko starczy mi energii.- roześmiał się zadowolony z tego co powiedziała mu żona. Potem znów przyciągnął ją do siebie i pocałował.- Kocham cię- powtórzył- Kocham.- A potem przebywając już w swoim świecie zignorowali dzwoniący telefon.

 

 

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI.

 

Gdy Filip w końcu mógł wejść do pokoju żony pierwsze co zobaczył to jej pokrytą licznymi zadrapaniami i strupami twarz. Z bólu ścisnęło go serce. Była blada, a powieki zamknięte zupełnie jakby już nigdy miała się nie obudzić.

                   Jest pan pewny, że wszystko z nią w porządku?- spytał doktora po raz kolejny.

                   Tak, ale teraz będzie spała przynajmniej dwie godziny. Musieliśmy dać jej środki uspokajające po zabiegu, bo nie czuła się najlepiej.- Drągowicz się nie dziwił: wiadomość o utracie dziecka była dla niej prawdziwym szokiem.

                   Rozumiem.

                   Gdyby coś się działo, będę w swoim gabinecie.

                   Dziękuje panu.- odparł na koniec. Gdy został z Mają sam podszedł do jej łóżka. Chwycił jej nieruchomą dłoń i usiadł na krześle koło łóżka. Przycisnął ją do swojej twarzy cały czas się w nią wpatrując. Cieszył się, że wszystko z nią w porządku, ale smutek po stracie dziecka wciąż mu towarzyszył. Paradoksalnie gdy je stracił dopiero potrafił docenić. Jak zwykle za późno. Pomyślał o tym co by się stało gdyby w wypadku stracił również ją. Co by mu pozostało?

Żałował, że zrozumiał to dopiero teraz. Majka była dla niego wszystkim, całym jego światem. Żałował, że nie zdążył jej tego wszystkiego powiedzieć.

                   Mogę wejść?- usłyszał głos Krzysztofa.

                   Tak- odparł, choć miał ochotę być z żoną tylko sam.

                   Śpi?- Filip przytaknął.- Lekarz mówił, że miała dużo szczęścia.- Drągowicz nie chciał myśleć w ten sposób. Szczęścia? Przecież straciła dziecko. Jednak starając się wczuć w sytuację szwagra zrozumiał, że jemu również jest ciężko. W końcu w jednej chwili dwójka jego rodzeństwa nieomal straciła życie. Dlatego starając się udawać ciekawość spytał:

                   Jak czuje się Tomek?

                   Lekarze twierdzą, że powinien z tego wyjść, ale jego stan jest ciężki. Ma wstrząśnienie mózgu i istnieje obawa, że może mieć krwiaka.

                   Przepraszam.

                   Za co? Przecież to nie twoja wina.

                   Niestety tak.- Krzysiek spojrzał na niego zaskoczony. W końcu nieśmiało spytał.

                   Podobno jechali gdzieś razem w środku nocy. Wiesz dlaczego?- Tamten skinął głową.

                   Tak. Tamtej nocy pokłóciłem się z Mają. Ona zamknęła się w swoim pokoju nie chcąc mnie wpuścić. W końcu zrezygnowany skierowałem się do siebie, a gdy jakiś czas później poszedłem zobaczyć jak się czuje jej już nie było. Zostawiła mi tylko wiadomość, że się wyprowadza.

                   Pewnie zadzwoniła do Tomka. Ja odczytałem jej wiadomość dopiero rano, ale nawet wtedy nie oddzwoniłem. Może gdybym w nocy nie wyłączył komórki to ja bym z nią jechał i...

                   I być może to ty byłbyś na miejscu brata.- dokończył.- A poza tym to tylko ja ponoszę za to winę. Gdyby nie to...

                   Ten mężczyzna, który ich potrącił nie żyje. Zginął na miejscu. Miał prawie 3 promile alkoholu we krwi.

                   I dobrze, bo sam jeszcze raz z chęcią bym go zabił.

                   Nie myśl w ten sposób. Z Mają z pewnością będziecie mieli jeszcze wiele dzieci.

                   Pocieszasz mnie po tym jak ją skrzywdziłem?

                   Filip, nigdy nie próbowałem bliżej cię poznać i nie jesteśmy przyjaciółmi, ale z jakiegoś powodu moja siostra cię wybrała. I od tej pory należysz do naszej rodziny.

                   Dzięki- wykrztusił z trudem- Rozmawiałeś z rodzicami?

                   Tak. Mama już tu jest. Poprosiłem żeby zaczekała na korytarzu, bo jako mąż masz szczególne prawo aby tu przebywać.- Filip pomyślał, że jego śpiąca żona z pewnością uważa inaczej, ale taktownie nic nie powiedział.- A ojciec...znasz go. Gdy dowiedział się, że żyją wrócił do swojej pracy. Powiedział, że odwiedzi ich w wolnej chwili. Oto kochający tatuś- zaironizował.- Nie chciałbyś wrócić do domu? Jest już po dwunastej, a widząc twój wygląd przyjechałeś tu tak jak stałeś.

                   Nie mogę, ona niedługo się obudzi i chcę przy tym być.

                   Lekarz mówił, że nastąpi to dopiero najwcześniej za dwie godziny. Spokojnie zdążysz obrócić, wziąć prysznic, ogolić się i coś zjeść.

                   Ale Maja może obudzić się wcześniej...

                   Wtedy do ciebie zadzwonię- przerwał mu Krzysiek.- Tak będzie lepiej, bo w takim stanie tylko ją wystraszysz. Masz takie wory pod oczami jakbyś hulał całą noc.

                   Szukałem jej do czwartej rano- opowiedział cicho Filip zerkając co i raz na śpiącą.

                   Właśnie, na dodatek jesteś niewyspany. Zaraz zamówię ci taksówkę...

                   Nie trzeba...

                   ...ja z nim pojadę.- wtrącił się trzeci głos. Krzysiek spojrzał na żonę ze złością.

                   Co ty tu robisz? Miałaś zostać w domu.

                   Ona jest moją przyjaciółką, a od naszego małżeństwa też moją siostrą. Sądziłeś, że będę grzecznie siedzieć w domu?- Kamiński westchnął.

                   Masz rację, przepraszam. Nie chciałem tylko abyś się nadmiernie zdenerwowała.

                   Wiem. To co Filip, korzystasz z darmowej podwózki?

                   Nie, dziękuję. Zostanę...

                   A jaki pożytek będzie z ciebie miała Maja jeśli będziesz zmęczony i głodny? Jedź do domu.

                   Ale...

                   Nie ma żadnego ale. Jedziemy.

 

Maja z trudem wracała do przytomności. Słyszała wokół siebie jakieś głosy, jednak nie mogła ich odróżnić. Nadal jednak nie otwierała oczu. Wiedziała, że jeśli to zrobi będzie musiała zmierzyć się  z tym co stało się kilka godzin temu. Z tym, że jej dziecka już nie ma. Dlatego czekała. W myślach wciąż powtarzała, żeby wszyscy stąd wyszli, by zostawili ją samą z jej własnym bólem i cierpieniem. Chyba jednak nie miała zdolności telepatycznych.

                   Cii, poruszyła się- Ten głos rozpoznała. Była to Agnieszka.

                   Nie otworzyła oczu- powiedział jakiś męski głos. Starając się opanować zmusiła się do uchylenia powiek. Nie miała zresztą wyjścia. Przy pierwszej próbie nie dała rady. Dopiero za trzecim razem udało jej się to zrobić.

                   Maju, Maju kochanie jak się czujesz?- spytał bardzo zmartwiony głos.

                   Mamo- wyszeptała zdrętwiałymi wargami. Poczuła pod powiekami napływające łzy. Pani Kamińska schyliła się gładząc córkę po włosach.

                   Kochanie, tak się cieszę że wszystko w porządku. Boże, tak się o ciebie bałam.- Drągowicz nie odrzekła ani słowa. Wszystko w porządku? Nic nie było w porządku. Nie była jednak w stanie się się sprzeczać. Zdążyła jeszcze tylko usłyszeć, że ktoś chce wezwać lekarza.

                   Jak się czujesz?- słysząc Filipa całe jej ciało zadrżało i spięło się. Nie chciała go teraz widzieć. Zamknęła oczy głośno wciągając powietrze.

                   Maja, siostrzyczko co się dzieje?- to był Krzysiek.

                   Ja...jestem zmęczona. Chcę, chcę zostać sama.- Nie otworzyła oczu, nie była w stanie. Już teraz czuła, że z trudem tłumi płacz.

                   Ale...

                   Mamo chodźmy.

                   Może zawołajmy lekarza niech...

                   Jeśli chce odpocząć to dajmy jej to. Przecież doktor mówił, że wszystko w porządku.

                   Przecież spała...

                   Mamo...

Dopiero po kilku minutach Maja wreszcie nie słyszała żadnych głosów. Ostrożnie otworzyła oczy by się upewnić. Tak, była sama. Pozwoliła sobie na pierwszą falę łez przypominając sobie wszystko to co się wydarzyło.

Jechała z Tomkiem do jego mieszkania i w pewnej chwili samochód uderzył w ich lewy bok. Czyli tak gdzie siedział jej brat. Nie wiedziała po jakim czasie się ocknęła. Pamiętała tylko ten uporczywy ból w skroni i krew sączącą się z tyłu głowy Tomasza. Szybko odpięła pasy i próbowała wstać, ale wówczas poczuła jak nóż wbija jej się w brzuch. Tyle, że żadnego noża nie było. Zaczęła krzyczeć z bólu choć przez to jej głowa zdawała się eksplodować. Po jakimś czasie podbiegł do niej jakiś mężczyzna. Cały czas coś mówił, pytał co się stało, zadzwonił na policję, pogotowie...Potem na jakiś czas straciła chyba przytomność, bo obudziła się dopiero na szpitalnych noszach.

                   Boli mnie brzuch...dziecko...- zdołała wykrztusić.

                   Wiemy proszę pani. Właśnie idziemy na salę.

                   Ratujcie...je.

                   Przykro mi, już za późno. Teraz musimy jak najszybciej pozbyć się płodu, bo zagraża pani życiu.

                   Nie!- zaczęła wyrywać się energicznie potrząsając głową.

                   Proszę pani, proszę się uspokoić. Musimy iść na salę.

                   Nie zabijajcie go. Jeśli macie wybierać między mną a nim...niech ono żyje.

Potem kolejny urwany film. Przypomniała sobie ten ból i zastrzyk na wywołanie który dał jej jej doktor choć nie chciała na to pozwolić. Mimo wszystko skurcze przyszły. I po kilkudziesięciu minutach uporczywego bólu było już po wszystkim.

Aż w końcu jest tutaj. Pozornie zdrowa, tylko trochę poobijana z tego co powiedział jej lekarz. Gorzej było z jej bratem. Ta myśl na chwilę wyrwała ją z odrętwienia. Chciała kogoś zawołać, ale wówczas do sali wszedł lekarz.

                   Co z Tomkiem?- spytała od razu.

                   Tomkiem?

                   Tomaszem Kamińskim, moim bratem. Był razem ze mną w aucie.

                   Ach tak. Kilka minut temu skończono jego operację.

                   Czy on przeżyje?

                   Tak, jesteśmy w dobrej myśli. Ale o dokładniejsze informacje musi pani spytać jego chirurga. A jak się pani teraz czuje?

                   A jak pan myśli?- spytała gorzko.

                   Bardzo mi przykro- powtórzył jeszcze raz, a Maja zaczęła nienawidzić tego zwrotu.- Najważniejsze, że pani udało się przeżyć. Czy coś panią boli?- Pokręciła głową.

                   Nie tak bardzo. Proszę na mnie spojrzeć...- rozpoczął rutynowe badanie, a Maja biernie się mu poddała. W końcu nie miała wyjścia.

 

                   Jak ona się czuje?- spytała Izabela Agnieszkę.

                   Dwie godziny temu się obudziła, ale chciała odpocząć i nikogo teraz i niej nie ma. A poza...- urwała na widok zmierzającego ku nim Bartka.- Nie wyjechał do Ameryki?

                   Jak widać nie- Iza uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zabłysły jakieś tajemnicze błyski gdy przeniosła wzrok na męża.

                   Czy to znaczy, że...- nie doczekała się odpowiedzi, bo Kasprzyk objął żonę w talii.- Boże, tak się cieszę.- roześmiała się krótko. Potem, jakby zdała sobie sprawę z tego, że w obecnych okolicznościach jest to nieco nie na miejscu gwałtownie przerwała.- Naprawdę się cieszę.

                   Ja też- odezwał się Bartek całując żonę w policzek. Ta żartobliwie się odsunęła.

                   Nie po to tu jesteśmy- mrugnęła.- Aga, co z Mają i Tomkiem?- Dziewczyna pospiesznie wyznała im wszystko co wie.

                   Mam nadzieje, że Tomek z tego wyjdzie. A Majka...Boże nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego co czuje. Ja też jestem matką...

                   Ale ona jeszcze nawet nie urodziła.- przerwał jej Kasprzyk. Obie posłały mu wściekłe spojrzenia.- Okej, nie o to mi chodziło.

                   Sądzisz, że ból jest przez to mniejszy? Że gdybym ja teraz...to nic by to dla mnie nie znaczyło? Dziecko istnieje od momentu poczęcia a nie gdy wyjdzie na świat- oburzyła się Agnieszka.

                   Przepraszam.- odchrząknął- Widzę panią Kamińską, a gdzie wielki prezes Build& Project?

                   Chyba się jeszcze nie zjawił.

                   Co za podlec- syknęła Iza- Nawet nie obchodzą go własne dzieci.

                   Cii, jego żona może cię usłyszeć.

                   Maja nadal śpi? Chciałabym chociaż się z nią przywitać. Niedługo musimy wrócić z Bartkiem do domu. Nawet nie rozpakował bagaży.

                   Nie martw się, powiem jej że byłaś. A co z Julią?

                   Nie wiem. Od dawna nie mam z nią kontaktu. Od Andrzeja wiem, że chce wyjechać. Ślub odwołany.

                   Jak on to znosi?

                   A jak myślisz? Jest załamany. Kochał ją i chciał spędzić resztę życia.

                   Może z nią porozmawiacie? Ona...

                   Zostało jej zaledwie kilka miesięcy życia bez następnej dawki chemioterapii, Iza. Rozmawiałem wczoraj z Andrzejem.

                   To takie smutne.

                   Tak. W takich chwilach cieszę się, że ja mam Krzyśka i ten wielki brzuch- stwierdziła Agnieszka.

 

Nawet gdy znów się obudziła Majka nie była w stanie z nikim się widzieć. Bo i po co? Po to by słuchać ich szczerego żalu, widzieć współczucie w oczach? Nie mogła, bo z jej oczu natychmiast wypłynęłaby fontanna łez. Męczyło ją to. Nie mogła pogodzić się z faktem, że przez własną impulsywność zabiła własne dziecko. I po co? W imię czego? Głupiej dumy i złości, która teraz wydawała jej się taka trywialna. Och, jak bardzo chciałaby cofnąć czas o 48 godzin. Jak bardzo chciałaby nie wybiec tamtej nocy! Najgorsze było to, że nieświadomie zraniła jeszcze brata. Nadal przebywał na intensywnej terapii, choć chciała go odwiedzić. Lekarze mówili, że z tego wyjdzie, ale widząc stos rurek umieszczonych na jego piersi, rękach i głowie  gdy akurat wjeżdżał na noszach do sali a ona na badanie na wózku z trudem w to wierzyła.

Zabiła i jego.

Nie, nie to nieprawda, kłóciła się z własnymi myślami. Boże spraw aby to nie była prawda. Wystarczy, że zabiłam własne dziecko.

Po powrocie do pokoju na wózku operowanym przez lekarza znów ukryła się w świecie snu. Nie zjadła przyniesionego jej posiłku. Nie miała na to ochoty. Wydawało jej się, że im dłużej śpi tym bardziej jest zmęczona, ale nie mogła się powstrzymać.

W pewnym momencie usłyszała czyjeś podniesione głosy. Domyślała się, że to będzie musiało nastąpić. Ujrzała kroczącego ku niej brata i bratową. Za nią wychylała się mama. I ten którego wcale nie chciała widzieć. Pozwoliła na to by nieustannie pytali o jej stan zdrowia, nikt taktownie nie pytał ją o dziecko. No, ale w końcu już go nie było pomyślała w przypływie wisielczego humoru, więc czemu mieliby to robić? W pewnym momencie lekarz widząc jej błagalną prośbę we wzroku poprosił aby dali jej wypocząć. Została w pokoju tylko z Agnieszką.

                   Kochana, przepraszam ale musiałam z tobą porozmawiać. Wiem, że jesteś zmęczona, ale porozmawiaj z Filipem. Powiedział Krzyśkowi, że się pokłóciliście i...

                   Nie chcę z nim rozmawiać.- Odezwała się Maja głuchym tonem.

                   Ale...

                   Proszę przytul mnie.- poprosiła cicho.

                   Och, Maju...- Agnieszka z trudem podeszła do łóżka. Utrudniał jej to już wielki brzuch. Z trudem się objęły.- Chciałam wejść wcześniej, bo wiedziałam że potrzebujesz się wypłakać, ale Krzysiek powiedział, że mój widok...- urwała gwałtownie. Drągowicz doskonale wiedziała o co chodzi. I rzeczywiście widok ciężarnej Agnieszki sprawiał jej ból.

                   Tak- przyznała- , ale jesteś dla mnie jak siostra. I wiem, że dzięki temu mnie rozumiesz.

                   Na pewno nie chcesz porozmawiać z mężem?

                   Nie. My już nie mamy sobie nic do powiedzenia.

Po dwóch dniach Maja opuściła szpital.  W tym czasie zadrapania zdążyły się już prawie zagoić a wielki siniec na policzku zblednąć. Przez ten czas nie rozmawiała z Filipem i nie widziała go od dnia wypadku gdy obdarzyła go przelotnym spojrzeniem tuż po przebudzeniu. A teraz tak po prostu wracała z nim do domu.

                   Wszystko masz w tej torbie?- spytał ją. Tylko skinęła głową niezdolna wypowiedzieć ani słowa.- Możemy już iść?- Ponowny ruch głową. Cieszyła się, że nie zmusza jej do rozmowy. Na razie nie była na to gotowa.

Gdy dotarli do domu od razu zamierzała udać się do swojego pokoju.

                   Jesteś głodna?

                   Nie- zmusiła się do powiedzenia.

                   Pomóc ci się rozpakować?

                   Nie, na razie nie będę się tym zajmować. Jestem zmęczona.

                   Maju...powinniśmy porozmawiać.- A więc w końcu nadszedł ten moment. Przez chwilę zastanawiała się czy nie stchórzyć, ale w końcu zrezygnowała. Jaki miało to sens?

                   A więc słucham.

                   Usiądziemy?- Posłusznie skierowała się do kuchni. Tylko tam było neutralne terytorium. Przez kilka minut siedzieli w całkowitym milczeniu. - Nie wiem co mam powiedzieć poza tym, że tak strasznie mi przykro. Naprawdę nie chciałem...

                   Nie chcę o tym rozmawiać.- przerwała mu.

                   Wiem jakie to trudne i co czujesz, ale...

                   Wiesz?- zaśmiała się- Nie sądzę. To nie tobie wyskrobywali resztki twojego dziecka.

                   Masz rację. Tylko ty możesz to zrozumieć.- odparł ugodowo- Ale to było również moje dziecko.

                   Zabawne, że teraz jesteś tego taki pewny. Więc nie będzie badań za pół roku? No tak, jaka jestem głupia.- tym razem jej śmiech był dużo bardziej histeryczny.- Przecież dziecka już nie ma. Jego resztki leżą prawdopodobnie na jakimś śmietniku.

                   Przestań. Nie mów tak.

                   Przecież to prawda- zaszlochała patrząc mu prosto w twarz.- Ono już nie istnieje.

                   Ale my dalej musimy z tym żyć. Tak czy inaczej. Zobaczysz, że za jakiś czas będzie lepiej. Tylko pozwól mi się pocieszyć. Pozwól mi sobie pomóc.- Wstał z krzesełka podchodząc do niej. Majka wciąż kręciła głową.- Kocham cię. I chcę zacząć od początku. Tak jakby te dwa miesiące nigdy nie istniały. Wiem, że wszystko było moją winą, byłem zazdrosny, bo byłaś dla mnie wszystkim. Wiele razy cię raniłem każąc czekać, ale teraz już tego nie chce. Kocham cię- powtórzył gdy nie zareagowała. Spodziewał się wybuchu złości, wyniku jej impulsywnej natury. Jednak nic takiego się nie stało. Po prostu spojrzała na niego smutno i cichym, spokojnym głosem powiedziała.

                   To zabawne ile dałabym by usłyszeć te słowa jeszcze kilka dni temu. Ile byłabym w stanie znieść by...- Zrobiła krótką pauzę- Wiesz, moja mama powiedziała mi kiedyś, że kochając kogoś jesteśmy w stanie trwać przy tej osobie poświęcając własne szczęście. I ja w to wierzyłam. Wierzyłam, że jeśli tylko dam ci trochę czasu wybaczysz mi znajomość z Mateuszem, moje przedślubne wahanie, niezdecydowanie. Że zrozumiesz, że też jesteś dla mnie wszystkim. Dlatego starałam się to znosić. Twoją milczącą naganę, uciekanie w pracę i ciągłą nieobecność. To właśnie w imię mojej miłości poświęciłam własne szczęście. Ale nie mogę ci darować tego, że poświęciłeś jeszcze szczęście naszego dziecka. Bo dopiero jego śmierć była potrzebna abyś to zrozumiał. - W trakcie tej krótkiej przemowy z oczu ciekły jej łzy, głos drżał, ale nie załamał. Potem wstała z krzesła i skierowała się do swojego pokoju. A Filip przypomniał sobie wypowiedziane niedawno przez nią słowa gdy prosił ją o cierpliwość.

„Tylko pamiętaj, że gdy ten dzień nadejdzie ja może nie będę już tego chciała”

 

Andrzej był w sztok pijany. Dopiero teraz odkrył urok zapomnienia jaki niósł alkohol. Bo dzięki niemu prawie zapomniał o tym, że Julia go opuściła i nigdy już nie wróci. Prawie, ale nie całkiem.

Gdy dotarł pod jej adres aby jeszcze raz z nią pomówić tylko pocałował klamkę. Miał zamiar i tak z nią jechać czy tego chciała czy nie. Potem udał się do jej ojca. Ten, gdy go zobaczył, powiedział tylko: Przykro mi. I już wiedział, że to definitywny koniec. Dotarło do niego, że wyjechała bez słowa pożegnania. I wówczas po raz pierwszy w życiu się upił.

Od tego czasu minęły cztery albo pięć dni- nie był pewny. Na szczęście nikt go nie nękał odwiedzinami. A że zdołał być jeszcze na tyle przytomny, że zawiadomił wuja o swojej nieobecności w firmie nikomu nie wydało się to dziwne. Choć z jednej strony cieszył się z tego z drugiej czuł całkowicie samotny. Nie rozumiał czemu kumple go zostawili. Bartka rozumiał, w końcu wyjechał do tej swojej Ameryki Łacińskiej. Nie wiedział o wypadku Majki i Tomka, więc kładł to na krab ich zaniedbania. I czuł się jeszcze gorzej.

W głowie wciąż miał wspólnie spędzone z nią chwile: ten pierwszy moment gdy przysiadł się do jej stolika w klubie studenckim. Gdy torował drogę kumplowi by zdobył serce Oliwii...Wydawało mu się, że to było sto lat, a nie ponad rok temu. Wciąż na nowo odtwarzał każdy szczegół rozmowy, każdy najmniejszy gest czy zmarszczenie jej czoła. Potem ich pierwszy wspólny pocałunek gdy nadąsana uciekła od niego w parku. Jej nieśmiały uśmiech, wesoły śmiech na lodowisku, wspólne gotowanie, anielski głos. Jak mógł żyć ze świadomością, że nigdy więcej tego nie doświadczy? Jak mógł nigdy więcej nie ujrzeć jej burzy loków, sposobu w jaki przekrzywiała głowę gdy nad czymś intensywnie myślała czy dźwięku delikatnego chrapania. To zabawne, że teraz nawet ten drobny defekt wydał mu się jej jeszcze jedną zaletą. Znów upił kolejny łyk. I kolejna scena pojawiła się w jego umyśle jak w kalejdoskopie. Ich pierwsza wspólna noc w akademiku. Boże dlaczego mi ją zabrałeś? Dlaczego gdy wreszcie poznałem smak prawdziwej miłości ty mi ją odbierasz, myślał z głową między nogami.

 

W tym samym czasie Julia Barańska czekała na samolot. Obok niej stał Wiktor Pająkowski. Po raz kolejny odczytała wiadomość na komórce. I po raz kolejny się zawahała. Tym razem od ojca. Informował ją, że Andrzej już wie o jej pospiesznym wyjeździe.

Od kilku dni wiele osób zadręczało ją wiadomościami o podobnej treści. Andrzej cię kocha, tęskni, potrzebuje...Jakby ona tego sama nie wiedziała. Bolało ją to a jednocześnie irytowało, że całkowicie przemilczali sprawę jej choroby. Zachowywali się tak jakby bez powodu opuściła go przed ślubem. Jakby to była jej cholerna wina. Jakby po prostu znudził się jej i tak po prostu zmieniła zdanie. A przecież wcale tak nie było.

Gdyby tylko zdarzył się cud. Gdyby nowotwór nie istniał i znowu mogła być sobą. Dziewczyną z nadzieją, marzeniami i chęcią posiadania dużej rodziny. Chciała zestarzeć się przy boku Andrzeja, urodzić mu dzieci, zbudować prawdziwy dom. W tej chwili nie mogła dać mu żadnej z tych rzeczy. A oni prosili żeby wróciła? Żeby w ostatnich miesiącach życia podarowała mu tylko ból i świadomość końca? Nie mogła być samolubna.

W tej chwili dostała następną wiadomość. Od Agnieszki. Już chciała ją automatycznie skasować, ale mimo wszystko odczytała. I włos zjeżył jej się na głowie.

                   Julka, możemy jechać?- spytał Pająkowski patrząc w lewo, w kierunku bramki z odprawą.- Julka?

                   Tak- odparła dopiero po dłuższej chwili, jakby z wahaniem.- Jedziemy.

 

Rano, Maja z trudem wstała z łóżka. Nie mogła już dłużej tego odkładać. Czas wreszcie uporać się z przeszłością. Czując lekki dyskomfort w dole brzucha znów przypomniała sobie o ostatnich dniach. I o istotce która nigdy się nie narodzi. Zadzwoniła do Krzyśka o wszystkim go informując. Przez jakiś czas próbował ją przekonywać do zmiany zdania, ale ona już podjęła decyzję. Podeszła do szafki zdejmując z niej kolekcję porcelanowych laleczek. Wiedziała, że to głupie. Takie dziecinne przyzwyczajenie jeszcze z czasów, gdy była nastolatką. Mimo wszystko te kilkanaście kolorowych figurek dziewczynek w długich sukniach przypominał jej o tym, że tak naprawdę nigdy nie miała dzieciństwa. Bo ojciec nigdy nie chciał pozwolić na to by się nimi bawiła. Dlatego gdy była już starsza spełniła swoje marzenie. Wreszcie miała swoją kolekcję. Ostrożnie zdjęła je i pojedynczo schowała do kartonu. Nie chciała aby w trakcie się zbiły. Gdy skończyła zabrała się za pozostałe rzeczy które ominęła przy pakowaniu kilka dni temu. W trakcie usłyszała pukanie do drzwi.

                   Proszę- odparła westchnąwszy w duchu. Starała się zachowywać cicho, ale najwyraźniej bo dwóch dniach kompletnej ciszy gdy leżała w łóżku teraz drobny hałas zwrócił jego uwagę.

                   Mogę?- spytał rozejrzawszy się po pokoju. Zauważyła, że rysy jego twarzy stężały.- Co robisz?

                   To chyba oczywiste.- odparła. Nadal wypowiedzenie najprostszego słowa było dla niej niebotycznym wysiłkiem woli.

                   Maja, nie rób tego.- Poczuła wielką gulę w gardle. Jednak nie zwiastowała ona płaczu. Tylko rezygnację. Zmusiła się do bladego uśmiechu.

                   Tak chyba będzie najlepiej. Przecież i tak już nic nas nie łączy. Dziecko...ono był jednym...- Nie mogła dokończyć. On taktownie nie kontynuował tego tematu.

                   Łączy nas przecież małżeństwo.

                   Tak. - przyznała nie dodając nic więcej. Przez kilka minut milczeli.- Miałeś rację.- odparła jakiś czas później gdy chowała do torby wieszaki.

                   W czym?

                   W tym, że od początku byłeś temu wszystkiemu przeciwny. Nigdy nie powinniśmy się pobierać.- Tym razem to on poczuł skurcz w żołądku.

                   Nie, nie miałem. To małżeństwo było jedyną trafną decyzją w moim życiu. - nie skomentowała tego stwierdzenia. Dalej zajmowała się swoją pracą.

                   Daj mi szansę- prosił- Obiecuję, że tym razem zrobię dla ciebie wszystko. I nigdy więcej nie będziesz przeze mnie płakać, chyba że ze szczęścia. Tylko mnie nie zostawiaj.

                   To wszystko jest teraz za trudne.- szepnęła.- Nie potrafię, ja...ja muszę zapomnieć. Spuściła głowę patrząc na obrączkę umieszczoną na jej serdecznym palcu. Wpatrywała się w nią dłuższą chwilę, aż w końcu z bólem w sercu ją zdjęła. Potem ostrożnie położyła na komodzie świadoma, że Filip obserwuje każdy jej ruch.

                   Kocham cię.- usłyszała gdy odważyła się na niego spojrzeć. Wiedziała, że to był zły pomysł.

                   Oho, chyba przyszedł Krzysiek.- powiedziała słysząc dzwonek do drzwi.- Pójdę otworzyć.- Wzięła do ręki najlżejszą torbę.

                   Maja...- niemal wybiegła ze swojego pokoju nie chcąc go już dłużej słuchać. Otworzyła drzwi wejściowe i zamarła.

                   Tata?- bez słowa zaproszenia wszedł do środka. Na korytarzu pojawił się również Filip. Przywitał się z teściem.

                   Gdzieś wychodzicie? Co to za torba?- spytał Kamiński. Żadne z nich nie odpowiedziało. Władysław spojrzał na córkę z irytacją.- Co to ma znaczyć? Zamierzasz znów się wyprowadzić? Poprzedni raz nic cię nie nauczył? Utrata dziecka...

                   Oczywiście, że moja żona się nie wyprowadza.- przerwał mu Filip. Z trudem hamował złość.

                   Przecież widzę- burknął tamten.- W tej chwili przeproś swojego męża i zachowuj się jak żona.

                   To jest twoja sprawa.- syknęła jego córka.

                   Jeszcze się nie nauczyłaś? Nadal zachowujesz się jak dziecko? - W otwartych drzwiach stanął Krzysiek.

                   Dzień dobry, już jestem.- przywitał się.

                   O, a więc tym razem wezwałaś drugiego brata do pomocy. I co teraz jego zamierzasz załatwić tak jak Tomka?

                   Wystarczy!- krzyknął Filip.- To co się stało jej sprawą wyłącznie moją i Mai.

                   Widzisz? Nawet teraz cię broni. A ty nawet nie potrafisz tego docenić. Zero lojalności.- Maja słysząc to szybko wybiegła z domu nie mogąc znieść słów ojca. Nic go nie obchodziła. Nawet utrata dziecka nie miała dla niego żadnego znaczenia. Nie odwiedził jej nawet w szpitalu a teraz od razu zasypał pretensjami. Zaczęła płakać. Stanęła przy samochodzie Krzysztofa. Weszła do środka mając nadzieję, że on niedługo zejdzie na dół. Jednak dopiero po pięciu minutach wyszedł z mieszkania. Był zły.

                   Co za człowiek. Czasami chciałbym żeby go piekło pochłonęło.

                   Daj spokój, miał rację. Jeśli Tomek zginie...

                   Tomek wyzdrowieje. I jeśli chcesz kogoś koniecznie obwiniać to tylko tego pijaka, który wjechał w wasze auto. Nasz brat nie mógł tego przewidzieć. Tak samo jak ty nie mogłaś przewidzieć tego, że wybierając się w środku nocy na przejażdżkę...

                   Krzysiek, ja uciekłam w nocy jak ostatnia kretynka po kłótni z mężem. To nie była żadna przejażdżka; nie ważne jaki eufemizm zastosujesz.

                   Maju...

                   Nie rozmawiajmy już o tym. Być może ojciec miał rację i teraz płacę za swoje błędy.

                   Nie, nie miał. I Filip miał rację tak go traktując.

                   Jak?

                   Kazał mu wyjść z domu. Powiedział, że tylko on ponosi winę za to co się stało i że ty nie zawiniłaś. Potem ostrzegł, że jesteś jego żoną i że jeśli jeszcze raz powie o tobie złe słowo to potraktuje go znacznie gorzej. Gdybyś widziała minę naszego staruszka...-zaśmiał się krótko jakby wspominając tą zabawną chwilę. Potem spoważniał- On cię kocha, wiesz?

                   Może i kocha, ale teraz i tak jest już dla nas za późno.

                   A więc go już nie kochasz?

                   To nie o to chodzi.

                   Więc o co? Kochacie się. On cię przeprosił. Nic nie stoi wam na przeszkodzie.

                   Ty nic nie rozumiesz. Nie wiesz jak było, nie znasz szczegółów. A tak w ogóle to od kiedy jesteś po jego stronie? Nigdy go nie lubiłeś.

                   Masz rację, ale mam dla niego duży szacunek. Zwłaszcza po jego dzisiejszym wystąpieniu. I po tym jak troskliwie dbał o ciebie w szpitalu. Wiesz, że nawet nie chciał jechać do domu się przebrać?

                   Nie wiem po co mi to mówisz. Teraz to już nie ma znaczenia.

                   Czyżby? Jakoś nie widzę uśmiechu na twojej twarzy. A powinnaś być szczęśliwa skoro go nie kochasz i masz szansę się od niego uwolnić.

                   Straciłam dziecko na Boga. Jak mogę cieszyć się z czegokolwiek?

                   I właśnie dlatego powinnaś być teraz z mężem. On doskonale wie co teraz czujesz. I wzajemnie powinniście sobie pomóc.

                   Nic nie rozumiesz.-odparła tylko. Jak miała mu wyjaśnić, że to ona zabiła ich dziecko i Filip z pewnością jej tego nie wybaczy? Oczywiście wszyscy wmawiają jej, że jest inaczej, ale to była tylko jej wina. Bo gdyby siedziała w swoim pokoju zamiast unosić się honorem nic by się nie stało. A tak będzie musiała żyć ze świadomością, że zabiła własne dziecko.

                   Więc mi wyjaśnij.

                   Nie ma potrzeby. Zawieziesz mnie teraz do Tomka? Chcę go zobaczyć.

 

 

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY.

 

Czwartego dnia po feralnym wypadku Tomek nadal się nie obudził. Lekarze zapewniali, że to tylko kwestia czasu, ale Maję nadal gnębiło poczucie winy. Chciała by jej brat obudził się już teraz, by wybaczył jej tą szaloną podróż w środku nocy, która kosztowała go wstrząśnienie mózgu, złamanie dwóch żeber i niewielką ranę na brzuchu na skutek wbicia się w niego kawałka szyby.

                   Kiedy on się obudzi?- pytała młodszego brata.

                   Maju, on tylko śpi. Wszystko będzie dobrze.

                   A jeśli nie? Czytałam, że niektórzy ludzie nigdy nie budzą się ze śpiączki i...

                   Kochana, on przeszedł dwa dni temu poważną operację, został uśpiony narkozą. Musi zregenerować siły. Poza tym przyda mu się taki odpoczynek.- zażartował.

                   Policja nadal chce z nim rozmawiać?

                   Tak, ale właściwie to tylko sprawy biurokracji. Ustalono, że winy nie ponosi Tomek na skutek nieodpowiedniego prowadzenia pojazdu. Ciebie nie męczyli?

                   Nie tak bardzo.- przyznała. Zaraz jednak uświadomiła sobie jak wiele odpowiedzialności zrzuciła na Krzyśka. To on musiał udzielić jej teraz schronienia, zajmować się policją i śledztwem, bo ona nie miała na to siły. No i odwiedzać brata choć musiał opiekować się ciężarną żoną i chodzić do pracy.

                   Wiesz, zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Może to głupie, ale gdy policja oddała nam wreszcie szczątki auta znalazłem w niej komórkę Tomka.

                   Nie zniszczyła się?

                   Nie była wyłączona. Tyle, że przez cały czas wydzwania na nią jakiś numer. Odczytałem 87 nieodebranych połączeń.

                   Od kogo?- zainteresowała się.

                   Od jakiejś Andzi. A przynajmniej tak głosił podpis.- zaśmiał się lekko patrząc na śpiącego brata.- Wygląda na to, że posłał Ilonę gdzieś.

                   Mówicie o mnie?- niespodziewanie dla rodzeństwa w drzwiach pojawiła się szczupła brunetka przeszywając Krzysztofa wrogim spojrzeniem. Oczywiście doskonale usłyszała końcówkę rozmowy.

                   Witaj Ilono. Miło się widzieć.- odparł Kamiński. Ta tylko skinęła głową. Nie udawała nawet miłej.

                   Jak on się czuje?

                   Jak widzisz nadal się nie obudził.

                   To przykre. A jak ty się czujesz Maju? Słyszałam, że w dniu wypadku rozstałaś się z Filipem...

                   Zadziwiające jak wieści szybko się rozprzestrzeniają- Mrugnęła Drągowicz złośliwie.

                   Prawda?- Ilona udawała, że nie dostrzega w jej odpowiedzi sarkazmu.- Bardzo mi przykro z tego powodu. Tak niewiele minęło od waszego ślubu...Ile? Siedem tygodni?

                   Osiem.- syknęła Maja mając ochotę wykrzyczeć, że to nieprawda i wcale nie rozstała się z mężem. Ale przecież nie mogła skłamać. Och, jak ona nie znosiła tej zołzy. Pod maską dobrego wychowania kryła się żmija, która udając nieświadomość potrafiła ukąsić bardzo dotkliwie.- Przepraszam cię, ale musimy już z bratem iść.

                   Rozumiem. Do widzenia.

                   Do widzenia- wykrztusiła z trudem Majka.

Po wizycie w szpitalu jej zmartwienie odrobinę zmalało. Nadal martwiła się o Tomka, ale lekarze wielokrotnie zapewniali ją o tym, że będzie dobrze i że nic mu ni zagraża, więc w końcu uwierzyła.

Pomimo wszystkich problemów następnego dnia zdecydowała się udać na uczelnię. Nie chciała dłużej uciekać od realnego świata w sen czy melancholię: po prostu świat toczył się dalej- nieważne czy jej dziecko żyło czy nie; czy jej mąż był z nią czy nie. Ona dalej musiała iść własnym torem.

O dziwo ucieczka w naukę jej pomogła. Niedługo miała nastąpić obrona jej dyplomu, więc potem udała się do biblioteki. Gdy po godzinie stamtąd wychodziła ujrzała kogoś kogo się nie spodziewała.

                   Julka?- spytała niepewnie. Postać odwróciła się- Boże, to ty. Nie wyjechałaś?- Barańska wolno pokręciła głową. Maja zauważyła jej nienaturalną bladość i oczy bez zwykle towarzyszącego jej blasku. Jej włosy nie tworzyły już burzy loków jak dawniej: wydawały się rzadsze, choć niewprawne oko by tego nie wychwyciło.

                   Miałam to zrobić. Jednak od Agnieszki dowiedziałam się o wypadku. Musiałam przyjechać.- Majka mocno objęła przyjaciółkę.

                   Tak bardzo się cieszę, że wróciłaś.- Julia ostrożnie uwolniła się z objęć.

                   Nie wróciłam. Po prostu trochę przełożyłam wyjazd.- Na widok pytającego spojrzenia Drągowicz dodała- Wejdziemy gdzieś na chwilę? Nie chcę rozmawiać na ulicy.

Udały się do pobliskiej cukierni i zamówiły po ciastku, choć żadna z nich nie miała na to szczególnej ochoty. Dopiero gdy stanęły przed nimi smakowicie wyglądające desery Maja zaczęła:

                   Andrzej bardzo za tobą tęskni. Miałam go odwiedzić, ale sama nie czuję się najlepiej po tym co się stało, więc nie jestem w nastroju żeby go pocieszyć czy rozweselić.

                   Domyślam się.- szepnęła tylko Julka.

                   Więc czemu do niego nie pójdziesz?

                   Ja umieram.

                   Wiem od Agi, że miałaś chemioterapię i...tak w ogóle to powinnam być zła, że to przede mną zataiłaś- wtrąciła.- Ale poza tym nie potrafię cię zrozumieć.

                   Po prostu wiem, że gdy odejdę na zawsze jemu będzie jeszcze trudniej. A gdy skończymy to teraz szybciej o mnie zapomni.

                   Naprawdę w to wierzysz?

                   Nie mam wyjścia. Robię to, co uważam za słuszne. Czas pokaże czy podjęłam właściwą decyzję.

                   Jesteś pewna, że...że to już koniec? Może jest jeszcze jakaś szansa...?

                   Nie Maju. Jestem w ostatnim stadium. Dla mnie nie ma już nadziei- Chrząknęła nerwowo- Ale nie po to tu jestem. Chciałam porozmawiać o tobie.

                   O mnie?

                   Wiem o tym, że rozstałaś się z Filipem.

                   No cóż, to było nieuniknione. W końcu wszyscy mówiliście mi, że to będzie porażka i taką się okazało moje małżeństwo.

                   Przecież cię przeprosił. Naprawdę chcesz to wszystko skończyć?

                   W tej chwili wiem tylko to, że jego widok przypomina mi o moim zmarłym dziecku.

                   To trochę irracjonalna przyczyna rozstania dwojga ludzi którzy się kochają nie sądzisz?

                   Nie- odparła trochę wojowniczym tonem.- Przynajmniej lepsza niż rozstanie dwoje kochających się ludzi z powodu choroby.

                   To był cios poniżej pasa.

                   Czyżby? Ja tak wcale nie uważam. A już na pewno nie Andrzej.

                   Przecież i tak umrę za kilka miesięcy! Jaka różnica czy odejdę teraz z własnej woli czy po prostu moje ciało pójdzie do piachu?

                   Nie mów w ten sposób.- szepnęła Maja ściskając jej dłoń.

                   Ale to prawda. Wszyscy wciąż usiłują mnie przekonać, że jest dla mnie jeszcze nadzieja i tylko sprawiają mi przy tym większy ból. Ja już się  z tym pogodziłam rozumiesz? Zaakceptowałam prawdę. To, że będę udawać, że nic się nie stanie nie sprawi, że nowotwór zniknie. Tak postępują tylko dzieci. Ale ty...ty z Filipem macie jeszcze szansę. Proszę, nie zmarnuj jej. Kochając się żyjcie razem idąc odważnie przez życie z dwa razy większym zapałem. Za mnie i za Andrzeja.

                   Och Julka- obie zaczęły płakać. Wyglądało to o tyle dziwnie, że przy tym uśmiechały się do siebie ignorując ciekawskie spojrzenia innych klientów. Dopiero po kilku minutach zdołały się uspokoić.

                   A więc obiecasz mi, że dasz szansę Filipowi?- Drągowicz zwlekała z odpowiedzią.- Maja?

                   Tak. Spróbuję jeśli ty dasz szansę sobie.

                   Co masz na myśli?

                   Poddaj się kolejnej chemioterapii. Spróbuj.

                   Maja przez to łudzenie się będę jeszcze bardziej cierpieć. Nie tylko psychicznie.

                   Wiem, ale zrób to jeszcze jeden raz. Jeśli się nie uda zrozumiem.

                   Wtedy będę już bardzo daleko i nie będziesz wiedziała czy mi się powiodło.

                   Wiem, ale patrząc w gwiazdy będę miała nadzieję, że gdzieś tam we Francji czy Hiszpanii jest moja przyjaciółka. Obiecaj mi to.

                   A więc dobrze, obiecuję. Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.

                   Tak?- wyjęła coś z torby.

                   Daj to Andrzejowi.

                   Co to jest?

                   Nic takiego: list. Chcę tylko aby nie dowiedział się o naszym spotkaniu tutaj i myślał, że już wyjechałam.

                   Więc jak mam to zrobić?

                   Gdy go odwiedzisz wsuń to do jego szafki z ubraniami lub połóż na dużej komodzie. Niech sądzi, że wcześniej go tam zostawiłam.

 

Bartek starał się pomóc Andrzejowi jak tylko mógł. To on zastał go całkowicie pijanego w mieszkaniu, które nawet nie było zamknięte. I to on znów kazał mu wziąć się w garść.

Po kilku dniach wydawało się, że Sławiński powoli stanął na nogi. Znów zaczął chodzić do pracy, odwiedzał młodszego brata i rodziców. Dzisiejszego popołudnia nawet zjadł obiad u Kasprzyków.

                   Wygląda całkiem dobrze.- stwierdziła Iza po jego odejściu.

                   Sam nie wiem.- przyznał Bartek pomagając żonie zbierać brudne talerze.- Zawsze był wesoły i nieustannie żartował, a teraz jest taki poważny. Na dodatek ten stalowy błysk w oku...nigdy wcześniej go u niego nie widziałem. I pomyśleć tylko, że cierpi tak przez kobietę.

                   No cóż podobno nawrócony lowelas kocha na zabój przez całe życie gdy już spotka kobietę swoich marzeń.

                   W takim razie mam nadzieję, że Julia jednak nie była tą jedyną.

                   Obawiam się, że jednak tak.- razem włożyli talerze do zlewu. Potem Bartek objął żonę od tyłu i pocałował w kark.

                   Ja też jestem zakochany w jednej kobiecie przez całe życie. I dlatego rozumiem Andrzeja. Gdy sądziłem, że między nami już koniec...- Iza wyrwała się z jego objęć.

                   Więc teraz uważaj, bo przez własną nieostrożność koniec może nadejść w każdej chwili. Jeśli tylko mnie zezłościsz to...- Przerwał jej czułym pocałunkiem. Roześmieli się oboje. Oboje wiedzieli, że ma na myśli podpisany przez niego pozew rozwodowy, w którym wręczał żonie połowę swojego majątku, dom i przekazywał opiekę nad synem. Przyszedł pocztą dopiero wczoraj, czyli tydzień po jego planowanym wyjeździe. Gdy dawał instrukcje adwokatowi, sądził że między nim a żoną to naprawdę koniec.

                   Więc teraz będę twoim niewolnikiem.- zażartował.- A najlepiej seksualnym...- dodał szepcząc jej prosto do ucha i przesuwając dłonie z jej ramion na pośladki. Iza pacnęła go po dłoniach.

                   Przestań. Nasz syn bawi się w pokoju obok a ty...

                   Jest zajęty. Włączyłem mu bajkę. Mamy dla siebie dużo czasu.

                   Bartek...- roześmiała się gdy delikatnie połaskotał ją swoim zarostem w szyję. Odkąd się pogodzili robiła to bezustannie. Śmiała się, żartowała, uśmiechała do wszystkich nie mogąc się powstrzymać. Bo czuła się tak jakby z mężem przeżywała drugą młodość, jakby znów była tą licealistką w której się zakochał.

Codziennie po pracy, gdy zjadał obiad wspólnie z synem wybierali się do kina bądź na kręgle wykorzystując każdą okazję do wzajemnych czułości i dyskretnych pocałunków. A przynajmniej tak im się tylko wydawało, bo przy jednym z takich wyjść Antoś z ostentacyjnym westchnieniem stwierdził:

                   Jejku, już chyba wolałem jak się do siebie w ogóle nie odzywaliście. Teraz wcale nie macie dla mnie czasu i ignorujecie.- Oczywiście nie była to prawda, bo chłopiec cieszył się, że w końcu rodzice są szczęśliwi. I że się nie rozstaną. Wbrew temu co powiedział zdawał sobie sprawę, że rodzice poświęcają mu teraz więcej uwagi i przekomarzają się z nim, a w domu znów panuje wesoła atmosfera. A poza tym zgodzili się nawet na tygodniowy wyjazd do dziadków, gdzie mieszkało jego dwóch kolegów. Wkrótce, od nowego roku szkolnego mieli razem chodzić do przedszkola.

                   Położymy się dziś wcześniej?- spytał Izę Bartek.

                   Przecież nie ma jeszcze nawet szóstej.- odparła mu ze śmiechem. Udał, że ziewa.

                   Ale ja jestem bardzo zmęczony.

                   W takim razie nie mogę ci przeszkadzać.

                   Ty szelmo.- znów się pocałowali.

                   Hej, film mi się zaciął.- na dźwięk głosu synka niechętnie oderwali się od siebie.

                   Hm?- mrugnął Bartek.

                   Powiedziałem, że film się zaciął.- odparł wywracając oczami. Bartek przykucnął do jego wysokości i groźnym tonem powiedział:

                   Kolego, czy ty właśnie wywróciłeś oczami?

                   Nie, ja tylko...

                   Czy to miał być przejaw lekceważenia i braku szacunku do ojca?- Malec bezradnie spojrzał na matkę odrobinkę zdezorientowany nieznanym słowem.

                   Przejaw?- powtórzył. Bartek nie zwrócił na to uwagi.

                   Wiesz, że za to spotka cię kara?

                   Jejku, tylko żartowałem i...Aaa- pisnął gdy Kasprzyk niespodziewanym szybkim ruchem uniósł go do góry. Potem zaczął łaskotać, tak że Antoś nie przestawał się śmiać.

                   Więc jaką karę proponujesz kochanie dla tak niesfornego dziecka?- zwrócił się do żony wciąż trzymając chłopczyka w górze.

                   Hm...- Iza udała, że się zastanawia.- Chyba najbliższe pół godziny spędzi w wannie. Jest na to trochę za wcześniej, ale skoro jesteś zmęczony i chciałeś położyć się wcześniej...- wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

 

Filip przez kilka dni postanowił nie podejmować żadnych działań. Wiedział, że Maja jest bezpieczna u brata, więc chciał zapewnić jej trochę spokoju aby mogła wszystko przemyśleć. Bo tak naprawdę wciąż łudził się, że do niego wróci.

Był w kropce. Wiedział, że zranił ją tak mocno jak nigdy przedtem i zdawał sobie sprawę, że usłyszenie takich słów jakie do niej skierował tuż przed utratą dziecka było czymś okrutnym i strasznym. Nie podejrzewał jednak, że jego dziecko umrze. Zresztą kto w ogóle to podejrzewa? Kto w swoich planach uwzględnia chorobę czy śmierć? Kto prowadząc swój dziennik pisze: w środę joga, w czwartek spotkanie z przyjaciółmi, sobota grill a w przyszłym tygodniu wpadnięcie przez samochód? Nie, tego nie da się przewidzieć czy zaplanować. Dlatego właśnie każdą chwilę należy traktować jako tę ostatnią. Bo nigdy nie wiadomo czy rzeczywiście się nią nie stanie. Szkoda tylko, że zrozumiał to dopiero teraz.

                   Panie Drągowicz, przyszedł pan Parulski.- wyrwał go z ponurych myśli głos sekretarki.

                   Był umówiony?

                   Nie, to adwokat.- W głowie odezwała się ostrzegawcza lampka. Czyżby Maja podjęła już kroki prawne? Nie, uspokoił się. To niemożliwe. Minęło jeszcze zbyt mało czasu. A poza tym to podpisała tą głupią intercyzę, która odbierała jej prawa do majątku w razie rozwodu. Nie sądził by sobie bez tego poradziła. Oczywiście bracia by jej z pewnością pomogli jednak byłaby zdana na ich łaskę. A znał ją na tyle by wiedzieć, że to by jej się nie podobało.

                   Jaki adwokat?- spytał.

                   Pańskiej żony.- A jednak, pomyślał zgnębiony.

W trakcie spotkania dowiedział się, że jego przypuszczenia były słuszne: Maja skontaktowała się ze swoim przedstawicielem jeszcze tego dnia zanim się pokłócili. Dowiedziawszy się tego poczuł się jeszcze gorzej. Zrozumiał bowiem, że to nie ich kłótnia wywołała jej reakcję. To stało się jeszcze wcześniej. Po ich feralnej nocy. Gdy tak bardzo ją skrzywdził. Po wyjściu prawnika nie miał ani chwili odpoczynku, bo zajął mu jego przerwę. Mimo wszystko zdecydował jednak, że nie spędzi w biurze ani chwili dłużej. Powiadomił o tym sekretarkę.

                   Ale dzisiejsze spotkanie z dyrektorem generalnym...

                   Odbędzie się jutro.

                   Ale rada nadzorcza...

                   Muszę załatwić bardzo pilną sprawę osobistą.

                   Oczywiście postaram się wszystko ugodowo załatwić, ale nie gwarantuję...- Filip wybiegł z biura ignorując jej dalsze słowa. Zachował się niegrzecznie i zdawał sobie z tego sprawę. Nigdy taki nie był. Impulsywny, łatwo wpadający w gniew czy porywczy. To Maja sprawiła, że taki się stał.

Gdy dotarł pod dom Kamińskich otworzyła mu Agnieszka:

                   O Filip, nie spodziewałam się ciebie.

                   Jest Majka?- spytał na wstępie.

                   Tak, właśnie wróciła z uczelni i...- przerwała gdy bezceremonialnie wszedł przez otwarte drzwi.

                   Muszę z nią natychmiast porozmawiać.

                   Dobrze, zaraz jej powiem.

                   Nie- powstrzymał ją- Sam do niej pójdę. Gdzie jest jej pokój?- Agnieszka przez chwilę się wahała, ale w końcu powiedziała:

                   Drugie drzwi na górze. Tylko, tylko pamiętaj, że ci zaufałam. Nie skrzywdź jej.- Sztywno skinął głową choć nie wiedział czy nie skłamał. Bez pukania wszedł do środka bojąc się, że gdy to zrobi a ona dowie się, że to on to mu nie otworzy. Spotkał go jednak zawód. Jego żony tutaj nie było. Już miał się wycofać, gdy usłyszał szum wody dochodzący zza drzwi w głębi pokoju. No tak, u Kamińskich pokój gościnny miał własną łazienkę, a w takim właśnie ulokowała się Maja.

Początkowo zamierzał bezceremonialnie wejść do łazienki jednak uznał, że tylko niepotrzebnie by ją wystraszył. Dlatego usiadł na jej łóżku dotykając pościeli, która była przesycona jej zapachem. Uśmiechnął się lekko. Zawsze była roztrzepana i nieporządna, więc nie dziwił się że o tej porze było niezasłane. Fascynujący był fakt, że choć w swoim pokoju miała okropny bałagan to jednak ich dom był zawsze wysprzątany.

                   Co ty tu robisz?- usłyszał dochodzący zza jego pleców głos. Wolno się odwrócił zdając sobie sprawę, że dobrą chwilę nie słyszał już żadnego szumu wody. Wstał z łóżka widząc ją w samym ręczniku, który podtrzymywała na piersiach. Wyglądała pięknie i niewinnie. Skutki wypadku całkowicie zniknęły jej z twarzy, która znów była nieskazitelna, bez żadnego śladu siniaka czy zadrapania. Związane włosy podkreślały jeszcze jej rysy twarzy.

                   Przyszedłem porozmawiać. Możesz mi to wyjaśnić?- wyciągnął w jej stronę dłoń z wnioskiem o rozwód. Niepewnie podeszła do niego.

                   Co to jest?

                   Ty mi to wyjaśnij.- ostrożnie chwyciła papier w dłonie. Potem powiedziała przeczytawszy sam wstęp:

                   To chyba oczywiste.

                   Dla mnie nie. Nie mówiłaś, że chcesz rozwodu.

                   A dlaczego twoim zdaniem otrzymałeś ten dokument?- Odruchowo przyjęła w rozmowie z nim wojowniczy ton. Potem przypomniała sobie obietnicę złożoną Julce. Nie mogła jej jednak spełnić. Było za późno.

                   Wiesz, że zostaniesz z niczym?

                   Mam tę świadomość- odparła oddalając się od niego i odwracając plecami. Potem zdjęła gumkę ze związanych włosów.- Liczę jednak na to, że nie zostawisz mnie z niczym.

                   Czemu niby miałbym to robić? To był twój pomysł umieszczenie tej klauzury w przedślubnej umowie.- Zakłopotała się.

                   Tak, ale dokładnie sobie tego nie przemyślałam.

                   Przykro mi, ale już nie możesz tego zmienić.

                   A więc zabierzesz mi cały majątek?- spytała z niedowierzaniem czując na niego złość.

                   Tak. Ale przecież wcale nie musimy się rozwodzić, prawda?

                   W świetle ostatnich wydarzeń myślę, że to najrozsądniejszy pomysł.

                   W świetle ostatnich wydarzeń sądzę, że byłem już wystarczająco cierpliwy. Nie będę cię już o nic prosił.

                   I dobrze.- Przełknęła rozczarowanie. A więc nawet nie zamierzał o nią walczyć. Bo prawdę mówiąc gdy przemyślała sobie wszystko zdała sobie sprawę, że teraz nic nie stoi im na przeszkodzie. I że wspólnie mogą poradzić sobie z tym co ich spotkało. Ale tylko wówczas, gdy on wykaże się na tyle silny bo choć trochę o nią zawalczyć.- Wystarczy, że to podpiszesz i rozpoczniemy proces rozwodowy. Posłał jej lodowaty uśmiech.

                   Obawiam się, że nie zrozumiałaś. Nie będę cię prosił, bo po prostu każę ci wrócić do naszego domu. To jest rozkaz.

                   Jak śmiesz?- żachnęła się. Bo choć powinno ją cieszyć to, że jej obawy się nie sprawdziły to jednak jego apodyktyczny ton za bardzo przypominał jej ojca.- Jak możesz się na mnie wydzierać?!

                   Mogę, bo jestem twoim mężem i twoje miejsce jest przy mnie. Jeśli moja miłość nie potrafi cię do tego przekonać to zrobią to słowa. Idziesz ze mną.

                   Nigdzie nie idę!- oburzyła się- Jakim prawem wdzierasz się do mojego pokoju i mówisz takie rzeczy?- On jednak zupełnie jej nie słuchał tylko zbliżył się do niej.

                   Dość tych fanaberii. Postępowałem z tobą delikatnie, ale teraz nie zamierzam. Nie jesteś jakąś skorupką jajka, na którą trzeba wciąż dmuchać i chuchać.

                   Jasne. To przecież ja zupełnie niepotrzebnie stwarzam fanaberie zachowując się jak męczennica z powodu śmierci dziecka, które właściwie nawet nim jeszcze nie było.- ironizowała.

                   Maja ja...Nie miałem tego na myśli...

                   Oczywiście- zgodziła się, a jej głos ociekał sarkazmem.

                   Posłuchaj, to było też moje dziecko i może nie kochałem go tak jak ty, ale jego strata jest także moim bólem.

                   Nie chciałeś go. Nawet nie wierzyłeś, że jest twoje!- wybuchnęła.

                   Nigdy w to nie wątpiłem. Mówiłem tak chcąc cię tylko zranić, bo ty uprzednio zrobiłaś to samo. Moim błędem było to, że powiedziałem te słowa w złej godzinie. Nie wiedziałem, że niedługo potem...

                   Proszę wyjdź już.- szepnęła z trudem. Nadal nie umiała o tym rozmawiać. Ich zmarłe dziecko było tematem tabu.

                   Nie zrobię tego. Próbowałem dać ci trochę czasu na oswojenie się z tą sytuacją, bo wiem jakie to było dla ciebie bolesne. Ale teraz mam już tego dość. Musisz się z tego otrząsnąć, wrócić do domu i dać nam szansę. Bo ja nie dam ci na to, żadnego wyboru.

                   Dlaczego? Bo zbyt uraziłam twoją dumę? A może źle to będzie wyglądać w oczach twoim współpracowników? Jak mogłam zapomnieć, że w naszych kręgach nie bierze się rozwodów.

                   Jak możesz tak mówić wiedząc, że to nieprawda? Dobrze wiesz czemu tu jestem.- Spojrzał na nią intensywnie nie spuszczając z niej oczu. W końcu podniosła głowę. W jej tęczówkach błyszczały łzy.- Kocham cię Maju. I nawet jeśli znienawidziłaś mnie po tym jak przyczyniłem się do śmierci naszego dziecka i mnie za to obwiniasz to mimo wszystko chcę byś była przy moim boku. Bo nie potrafię sobie bez ciebie poradzić. Mogę się nawet przed tobą ukorzyć jeśli tego chcesz. Błagam cię jednak, daj mi szansę. Zrób to a tym razem postaram się cię uszczęśliwić.

                   Ty się przyczyniłeś?- spytała z niedowierzaniem- Przecież to ja zabiłam nasze dziecko. Ta ja jak szalona wybiegłam w środku nocy z domu. I na dodatek nieomal zabiłam brata.- Mocno ją przytulił gdy zaczęła płakać. Potem ostrożnie przesunął w kierunku łóżka. Usiedli na nim oboje nadal mocno się obejmując.

                   Wiesz, ze Tomek wyzdrowieje. A odnośnie tego co powiedziałaś wcześniej to...nigdy tak nie myślałem- powiedział jej w końcu- Sądziłem, że to mnie obwiniasz za to co się stało.

                   Czemu miałabym to robić?

                   Bo to prawda.

                   Och Filip, dobrze wiem że to tylko i wyłącznie moja winna. I nigdy nie będę sobie w stanie tego wybaczyć. Myślałam...myślałam, że też masz o mnie o to żal.

                   To dlatego się wyprowadziłaś?

                   Nie do końca. Po prostu musiałam sobie wszystko poukładać w głowie.

                   A więc ten pozew...

                   Rozmawiałam z prawnikiem w gniewnie prosząc go o wszczęcie odpowiedniej procedury, choć potem żałowałam. Oczywiście nie swojej decyzji, ale tego że była tak pochopna.- dodała prędko odsuwając się od niego. On jednak się uśmiechnął.

                   Wyjedźmy gdzieś razem.- zaproponował.- Niedługo skończysz studia, a ja wezmę urlop. Spędzimy ten czas razem.

                   Nie mówiłam ci, że zgodziłam się z tobą być.

                   Ależ tak.- Delikatnie pogładził ją po policzku.- Tylko nawet o tym nie wiesz.

                   Nie sądzę.- chrząknęła- Po tym jak się na mnie darłeś i kazałeś mi z tobą wracać? Nigdy nie widziałam cię tak wściekłego. Nawet wtedy gdy sądziłeś, że romansowałam z Mateuszem.

                   A co miałem według ciebie zrobić? Pozwolić ci odejść, pozwolić na rozwód? Jesteś moja i skoro sama wpakowałaś się w to małżeństwo to teraz musisz liczyć się z konsekwencjami, bo ja się odc ciebie nie odczepię.- uśmiechnął się samymi kącikami ust.- Tak więc widzisz, że całe moje opanowanie zniknęło przez ciebie.

                   Nie zwalaj na mnie winy. Zawsze załaziłam ci za skórę, a jednak nawet przez chwilę nie udało mi się cię zdenerwować.

                   Powinnaś się cieszyć. Zawsze zarzucałaś mi zbytnią powściągliwość.

                   Tak?- spytała, a potem powoli zbliżyła usta do jego warg. Pocałowali się niespiesznie.

                   To znaczy, że wrócisz ze mną do domu?

                   No raczej.- uśmiechnął się w duchu słysząc jej odpowiedź- A w sprawie tej wycieczki...to chcę jechać do Hiszpanii. Jeśli Tomek się obudzi. No i oczywiście o ile uda mi się obronić dyplom. Ostatnio trochę zaniedbałam naukę.

                   Uda ci się to. A Tomek się obudzi już niedługo, zobaczysz.- powiedział pewnym głosem. Potem znów ją pocałował.- Sądzisz, że Agnieszka domyśli się co zamierzamy tu zrobić?

                   A co zamierzamy?- spytała z błyskiem w oku. Gdy to zauważył miał ochotę wyć z radości. Bo jego dawna, przekorna Maja wróciła. Znów czuł się tak jakby ostatnie miesiące nic nie znaczyły i nigdy się nie wydarzyły. Choć z drugiej strony to...nie żałował. Ta lekcja życia, którą razem przeszli tylko udowodniła i umocniła ich miłość. Miał nadzieję, że razem uda im się przetrwać ten ciężki okres aby go wkrótce zamknąć. Bo chciał wreszcie rozpocząć nowy, szczęśliwy rozdział w swoim życiu.

Po jakimś czasie, gdy leżeli wtuleni w siebie w łóżku odezwał się do niej:

                   Aha, i chciałbym cię poinformować, że jeśli naprawdę będziesz chciała ode mnie odejść to nie zawaham się puścić cię z torbami. Jesteś moja na zawsze. Dlatego nawet nie próbuj.

                   Nie wiem czy powinnam się bać czy cieszyć- odparła żartobliwie. Potem jednak gładząc go po piersi spytała.- Myślisz, że to byłby chłopiec czy dziewczynka?- Milczał przez chwilę zastanawiając się czy wyznać jej prawdę. Wiedział, że pod pozorem żartów i uśmiechów będzie próbowała pokazać, że już o tym zapomniała. Jednak jej ból sięgał znacznie głębiej niż mógł dostrzec to Władysław Kamiński czy nawet brat Mai, Krzysiek. Filip wiedział, że tak jak pod maską wrogości ukrywają swoje cierpienie inni ludzie, jego żona wykorzystywała do tego celu uśmiech i żarty próbując zamydlić innym oczy.

                   To był chłopiec. Wiem od lekarza.

                   Och.- westchnęła tylko. Drągowicz mocniej ją objął i złożył pocałunek na jej czole.

                   Nie myśl teraz o tym. Wiem, że to może wydać się okrutne, ale będziemy mieć jeszcze masę dzieci. A o naszym małym chłopczyku będziemy myśleć z miłością i nostalgią.

                   Może.- zgodziła się niechętnie.

                   Tak będzie, zobaczysz. I razem będziemy potem je wychowywać.

                   Tak. I będą takie poważne jak ty.

                   Albo niesforne po mamie- przekomarzali się jeszcze przez kilka minut. A Maja poczuła, że rzeczywiście dzięki tej rozmowie jest jej lżej na duszy. Pomyślała o tym jak wiele nowych twarzy odkryła w mężu tuż po ślubie. I jak wiele on dowiedział się o niej. Pomimo tego oni dalej byli razem. A dziewczynie wydawało się, że kocha go nawet bardziej niż kiedykolwiek. Teraz zrozumiała to co miał na myśli jej brat mówiąc o wspólnym cierpieniu, które później dzięki temu wydaje się łatwiejsze. Ona wiedziała, że trudno jej będzie zapomnieć o dziecku, ale zamierzała nadal żyć i walczyć o swoje szczęście. Ich rozmowę przerwała jednak Agnieszka, która po szybkim pukaniu weszła do pokoju, który tymczasowo zajmowała Maja. Oboje z Filipem szczelniej otulili się kołdrą. Aga machnęła ręką.

                   Oj dobra, już się tak nie zakrywajcie. Nic nie widzę, bo brzuch mi zasłania.- Jej głos brzmiał radośnie. Nie wydawała się ani trochę zdziwiona a tym bardziej zażenowana ich widokiem w pościeli, jakby się tego spodziewała..- Przyszłam, bo chciałam powiedzieć, że Tomek się wreszcie obudził!