Jeszcze tego samego dnia, Hubert postanowił przed wyjazdem do stolicy spędzić trochę czasu sam na sam z Hanią. Oczywiście spodziewał się protestów wynikających z nawału jej pracy, ale oprócz tego dołączyły do nich obawy przed plotkami.
- Już mówiłam, że nie będzie miał mnie kto zastąpić, przecież nie każę Pauli pracować dwadzieścia cztery godziny pod rząd. Niepotrzebnie kazałam ci też obsługiwać stoliki podczas śniadania.- Wyznała zaraz potem.- Źle to wyszło, bo teraz wszyscy z pewnością zastanawiają się co jest grane i co tutaj robisz. Parę osób już mnie zresztą o to pytało.
- W wersję tymczasowego podjęcia pracy przez zawodowego siatkarza raczej trudno uwierzyć.
- Tak się kończy próba ukarania cię za wyłączenia mojego budzika.- Westchnęła Hanka.
- Czyli co, możemy już mówić że jesteśmy małżeństwem?
- Skąd, po prostu musimy się lepiej kamuflować. Także wycieczka we dwoje w góry odpada.
- Dlaczego? Gdy ktoś na szlaku nas o to spyta powiem, że wykupiłem sobie prawo do ciebie jako mojego prywatnego przewodnika po górach.
- O ile wiem nie mam takich uprawnień.
- Haniu…
- Cicho, idzie Natalia.
- Jej też nie możemy nic powiedzieć?
- Cześć, czego niby nie powinnam wiedzieć?- Odpowiedziała młoda pracownica, która przez otwarte drzwi gabinetu słyszała ostatnią wymianę zdań.
- Raczej co powinnaś w końcu usłyszeć.- Zaczęła Witwicka najpierw przedstawiając swoją propozycję ich dalszej współpracy a następnie pytając o plany Natalii. Tamta w pierwszej chwili z radości nie wiedziała co powiedzieć. Praca na pełen etat była dla niej jak los na loterii. Albo mówiąc całkiem dosłownie: los na uniezależnienie się od siostry i szwagra. Pomyśleć, że jeszcze dzisiejszego ranka po kłótni myślała o tym problemie zastanawiając się czy nie zrezygnować ze studiów a teraz wyglądało na to, że sam się rozwiązał.
- Jasne, że chcę.- Potwierdziła szybko gdy ledwie Hania zdążyła ją poprosić by zastanowiła się nad propozycją dając jej kilka dni do namysłu na odpowiedź.- I nie potrzebuję żadnego czasu. Chcę tutaj pracować.
- Nawet nie znając nowej stawki godzinowej?- Zażartowała Hania.
- Wiem, że jesteś nie tylko uczciwym człowiekiem, ale i uczciwym pracodawcą. Także o to się nawet nie martwię.
- Natalia…- Szepnęła Hania czując dziwną tkliwość. Choć pracowały razem od niecałych dwóch miesięcy, ta młoda przyszła studentka stała się dla niej kimś szczególnym.
- Hania chciała też powiedzieć, że twoja stawka godzinowa wzrośnie o pięć złotych na godzinę brutto.- Dokończył Hubert dobrze widząc emocjonalną reakcję żony. I Natalii zresztą też.- A godziny pracy też mogą być elastyczne jeśli tak jak do tej pory nie będziesz chciała ograniczyć się tylko do pracy na recepcji, w kuchni albo na sali zajmując się akurat tym co wymaga potrzeby.
- Jasne, że tak! Rany, dziękuję ci Haniu. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Dziękuj Hubertowi, to on wpadł na to żeby cię o to zapytać. Ja założyłam, że zgodnie z tym co mówiłaś na początku gdy cię zatrudniałam, pójdziesz na studia dziennie i nie dasz rady pracować jednocześnie studiując. Już miałam nawet dać ogłoszenie w internecie.
- W takim razie dziękuję panu.
- Daj spokój, mów mi na „ty”. Zwarzywszy na to, że niedługo będziemy się często spotykać tak będzie prościej.
- Rzeczywiście.- Przytaknęła cicho dziewczyna.- A więc to prawda? Państwo…to znaczy wy jesteście razem?
- Można tak powiedzieć.- Przytaknęła Hanka, a Hubert widząc malującą się na twarzy Natalii konfuzję, dodał:
- Właściwie to jesteśmy z Hanią małżeństwem.
- Hubert!- Żachnęła się Witwicka.
- No co?- Spytał ją retorycznie nic sobie nie robiąc z jej zagniewanego spojrzenia. Potem śmiejąc się spojrzał na Natalię:- Jeszcze się z tym nie oswoiła.
- Rozumiem…- Przytaknęła dziewczyna, choć niczego nie rozumiała. Jaki ślub? Niby kiedy? A może to był jakiś żart? Na wszelki wypadek postanowiła o nic nie pytać, chociaż patrząc na dłonie obojga rozmówców zauważyła charakterystyczne symbole małżeństwa jakim były obrączki. Jak mogła wcześniej to przeoczyć?
- W każdym razie, gdybyś znała jeszcze jakąś koleżankę która potrzebuje pracy, skieruj ją do nas.
- Hubert, nie wiem czy naprawdę potrzebujemy…- Wtrąciła się Hania, ale mąż nie dał jej wejść sobie w słowo.
- Naprawdę kogoś potrzebujemy, Haniu. Szczególnie, że po moim powrocie z Warszawy planuję zabrać cię w przynajmniej półtoratygodniową podróż. Także to w twoim interesie jest znaleźć osobę, która cię zastąpi.
- Jaką znowu podróż?!- W tym momencie Witwicka dość stanowczo zareagowała na postawienie ją przed faktem dokonanym i nie zważając na obecność Natalii, zaczęła ostro rugać Huberta, który nic sobie nie robił z jej wyrzutów. Natalia uśmiechając się pod nosem postanowiła się dyskretnie wycofać, a gdy znalazła się tuż przy drzwiach, widząc jak Skrzynecki puszcza jej żartobliwie oko, zdała sobie sprawę że to była dobra decyzja. Wciąż będąc w szoku pod wpływem usłyszanych niedawno dwóch rewelacji z trudem wróciła do pracy na dół na recepcję. W końcu bowiem mogła wyprowadzić się od Dominiki wynajmując jakiś niedrogi pokój i zacząć życie po swojemu, bez wysłuchiwania jej ciągłych wyrzutów, negatywnych plotek o innych oraz tym jak to ma ciężko. Kochała swoją starszą siostrę, ale większej pesymistki nie znała.
- Rany, w końcu zacznę żyć…- Szepnęła do siebie nie mogąc się powstrzymać od szerokiego uśmiechu.
***
Dwie godziny później, Hubert dopiął swego żartobliwie prosząc Natalię oraz panią Renatę o zwolnienie Hanki z obowiązku świadczenia pracy do czasu obiadu. Potem biorąc do swojego plecaka trochę przekąsek, koc i kieliszki z winem wkroczył do gabinetu żony nie dając jej żadnej możliwości odmowy. Co prawda Hania trochę się na niego boczyła przez pierwszy kwadrans maszerując w milczeniu, ale szybko poddała się urokowi gór odpowiadając na pytanie odnośnie swoich ulubionych miejsc, a potem mu je pokazując.
- Tą ścieżką lubiłyśmy kiedyś spacerować przed zachodem słońca z moimi przyjaciółkami ze szkoły.- Wyznała w którymś momencie gdy podążali mniej stromym zboczem.- Sylwia uwielbiała skalną polankę, która znajdowała się niedaleko jego szczytu.
- Sylwia? Chyba jeszcze jej nie poznałem?
- Tak, nie poznałeś jej. I raczej nie będziesz już miał okazji, bo wyjechała z Pralkowa studiować w te lato gdy się poznaliśmy. No i od tamtej pory jakoś kontakt nam się niestety urwał. Uważała, że w górskiej wsi jedyne co może osiągnąć to zostać żoną i matką. Była dużo ambitniejsza ode mnie czy Pauli albo Małgosi, chociaż Ania pokazała że nawet tutaj z sukcesem można rozkręcić swój własny biznes wcale nie związany z turystyką.- Słysząc to Hubert powstrzymał się od stwierdzenia, że sama Hanka przecież też doskonale to wie, bo wiedział co powiedziałaby jego żona. Zapewne coś w stylu, że hotel rozwinęła jej matka z panią Iwoną, a ona sama tylko kontynuowała ich dzieło z marnym skutkiem. – Razem od pierwszego roku technikum byłyśmy nierozłączne. No, naszym rodzynkiem w grupie niewątpliwie był Patryk.- Roześmiała się na wspomnienie pewnego epizodu z przeszłości.
- Nieźle się ustawił ten „rodzynek”: w towarzystwie samych kobiet. I na dodatek jakich.- Skwitował to Hubert.
- Można to i tak odbierać, ale prawda była taka, że w tamtym momencie nie był zbyt chętny by ją tworzyć. Pamiętasz jak wyglądał sześć lat temu? Jaki był chudy i niski? Przez to nie był materiałem na dobrego sportowca, a z niewiadomych dla mnie przyczyn dorastający chłopcy to biorą za miernik męskości. Także chociaż dla niego dołączenie do paczki dziewczyn było korzystne, bo nikt inny nie chciał by ją z nimi współtworzył, on tak tego nie odbierał. Ten fakt również z niewiadomych dla mnie przyczyn jest postrzegany za mniej męski.
- Chodzi o chowanie się za spódnicą kobiet.- Podpowiedział Hubert.- Poza tym, jeśli ktoś ma się już z kogoś śmiać, powód do tego znajdzie się tak czy inaczej.
- Pewnie masz rację. Dobrze, że dla Patryka znalazł się inny powód by jednak z nami przystać.
- Gośka.
- Tak. Był w niej tak zakochany, że dziwiłam się iż chyba tylko ona tego nie widzi.
- Pewnie nie chciała tego widzieć.
- Nie. Ona z kolei świata nie widziała poza takim Michałem z „trzeciej” d. Gdy nie zaprosił ją na swoją studniówkę myślałam, że zapłacze się na śmierć. Tym bardziej, że jako powód podał to, że nie będzie spotykał się z pierwszoroczną gówniarą.
- Auć.
- Właśnie. Do tej pory gdy spotykają się na ulicy oprócz pozdrowień, ogranicza się tylko do grzecznych odpowiedzi, chociaż on już dawno wyrósł z tej swojej nadmiernej szczerości na miłego, taktownego i całkiem sympatycznego gościa. Razem z rodzicami prowadzą cukiernię na rogu główniej ulicy, niedaleko Whisky baru.
- Do kitu spotykać dorosłe wersje swoich dziecięcych wrogów czy byłych sympatii.
- Tutaj będziesz musiał do tego przywyknąć: każdy zna każdego albo chociaż członka jego rodziny czy znajomych.
- Czy oprócz twojego niedoszłego amanta, Rafała powinienem spodziewać się takich spotkań z innymi mężczyznami?- Spytał od niechcenia. Hania w pierwszej chwili zamierzała zgodnie z prawdą zaprzeczyć, ale pytanie męża tak ją rozbawiło że postanowiła się z nim trochę podroczyć.
- A jak myślisz?
- Myślę, że nie jestem jedynym facetem, w którym wzbudziłaś zainteresowanie. Nie zapominaj też, że podczas swojego pobytu naocznie przekonałem się jak bardzo niektórzy turyści lubią flirtować.
- By wyżebrać zniżkę.
- Naprawdę tak myślisz czy tylko udajesz?
- A ty naprawdę tak uważasz czy przemawia przez ciebie wyłącznie zazdrość?
- Jaka znowu zazdrość? Też coś…starałem się po prostu podtrzymać rozmowę. Idziemy w końcu na tamtą polanę o której mi opowiadałaś?
- Tak, jest niedaleko.
- Świetnie, zrobimy sobie mały przystanek. I nie śmiej się ze mnie.
- Przecież tylko się uśmiecham…
Rzeczywiście, „skalna” łąka skąpana w promieniach słońca, stanowiła niezwykle urokliwy widok nawet w miejscu pełnym tak przepięknych widoków jak górskie Pralkowo. Ponieważ z jednej strony prowadzący do niej szczyt ostro skręcał na przełęcz kierującą do następnego wzniesienia, mało który z turystów- jak wyjaśniła mu Hania- zwracał uwagę iż schodząc trochę niżej, a potem pokonując niezbyt grubą ściankę krzewów i drzew, można trafić w to zupełnie zaskakujące miejsce. A miejscowi jakoś nie kwapili się by je pokazywać. No, może z wyjątkiem nastoletnich chłopców, którzy chcieli zaimponować młodocianym turystkom, ale one z kolei zazwyczaj już tutaj nie powracały nie zdradzając urokliwej tajemnicy tego miejsca.
Korzystając z okazji, Hubert wyjął z plecaka koc, który szybko rozpostarł w najbardziej płaskim miejscu, a potem przygotowany przez kucharkę prowiant i wino. Nic sobie nie robiąc z „gderania” żony na temat podbierania zapasów z „Oazy”, ułożył wszystko w romantyczną aranżację. Na końcu podał Hani kieliszek z czerwonym płynem. Gdy nie kwapiła się z wzięciem go, dodał:
- Oj, daj już spokój: przecież dobrze wiesz, że skoro ukradłem je z twojego hotelu to jest bezalkoholowe. Możesz sobie więc pozwolić na wypicie jednej czy dwóch lampek zanim z powrotem wrócisz do pracy w Oazie. Tym bardziej na randce.
- A więc to ma być nasza pierwsza randka?- Spytała Hania biorąc od męża kieliszek. Potem tak jak on usiadła na kocyku.
- Skąd, co najmniej druga: a właściwie to trzecia. Pierwszą była ta podczas tej nocy gdy zostałem ogłuszony butelką.
- Phi, i to ma być niby randka?
- Prawie cię pocałowałem, więc uważam że się liczy.
- A ta niby druga?
- To coroczna impreza gdy razem tańczyliśmy. Chociaż nie wiem co bardziej mnie cieszyło: fakt, że w końcu mogę trzymać cię blisko siebie czy to, że ciebie to z kolei bardzo wkurzało.
- I jeszcze nie wstydzisz się tak głośno o tym mówić? Że chciałeś ze mną tylko poromansować i napsuć krwi?
- Obecność kręcących się wokół ciebie facetów działała na mnie jak płachta na byka. Zabawne, że nawet teraz…- Prychnął Hubert kręcąc głową nie kończąc swojej myśli.
- Że teraz: co?- Dopytała Hania.
- Że nawet teraz chociaż jesteśmy razem i wzięliśmy ślub obsesja na twoim punkcie mi nie mija. Nawet nie wiesz jakie to frustrujące ciągle zastanawiać się o tym co właściwie myślisz, co czujesz, jak odbierasz to co zaraz zrobię lub powiem. Myślałem, że ten etap związków mam już dawno za sobą, a tu proszę: denerwuję się przy tobie jak nastoletni szczyl.
- Naprawdę? Mnie się wydaje jakby wszystko było dla ciebie łatwe.
- Staram się dorównać tobie. Świetnie opanowałaś sztukę ukrywania swoich myśli i uczuć, więc nigdy nie wiem co w rzeczywistości myślisz.
- No cóż…to chyba połowiczna prawda.- Hania zdawała się poważnie namyślać nad odpowiedzią.- Wydaje mi się, że to wynika z mojej powściągliwości i charakteru. Raczej nie jestem laską, która na widok dawno niewidzianej przyjaciółki spotykając ją na ulicy piszczy rzucając jej się na szyję. Albo cieszy się z oświadczyn w publicznym miejscu. Gdybym była na miejscu Pauli oczywiście w duchu szalałabym z radości że mężczyzna którego kocham zdecydował się spędzić ze mną resztę swojego życia, ale oprócz tego byłabym strasznie zażenowana, że wszystko to widzą inni analizując mój wyraz twarzy, mowę ciała czy każdy najmniejszy grymas.
- Uff, dobrze więc że moje oświadczyny były zupełnie wyzute z romantyzmu. Ale mówisz mi o tym, żebym nie spodziewał się że będziesz się do mnie kleć w publicznych miejscach?
- Mówię ci o tym w kontekście naszej wczorajszej wieczornej rozmowy, a raczej kłótni. Nie miałam pojęcia, że odbierasz moje zachowanie względem ciebie jako zupełnie obojętne.- Hubert już chciał się wtrącić i zażartować, że już tak tego nie traktuje, bo to oznaczałoby że daje się całować i zgadza na zamążpójście każdemu mężczyźnie który jest dość uparty by tego chcieć, ale zaniechał tego słysząc kolejne słowa żony.- Poza tym ja…ja słyszałam twoją poranną rozmowę z Dominikiem gdy przygotowywałeś dla nas omlet. Całkiem przypadkiem, bo chciałam tylko skorzystać z łazienki, naprawdę nie chciałam podsłuchiwać.- Zaznaczyła przy tym szybko.- Stąd wiem, że wszyscy twoi przyjaciele też widzą to w ten sposób. I że dla nich jak i dla twojego menadżera jestem tylko sprytną właścicielką podupadającego hotelu, która chce cię wykorzystać.
- Możesz robić ze mną co tylko chcesz i wykorzystać w każdy możliwy sposób.
- Nie udawaj, że nie rozumiesz.
- Rozumiem, Haniu. Ale to co jest między nami, okoliczności zawarcia małżeństwa, a nawet to co nas łączyło sześć lat temu jest tylko i wyłącznie naszą sprawą. Nikomu nic do tego. Poza tym oni cię wcale nie znają. I wiem co chcesz mi teraz przekazać w swój nieco nieporadny sposób, naprawdę. Może źle to wszystko zaczęliśmy, ale niczego nie żałuję.
- Ani ja. Cieszę się, że tak to odbierasz. I że możemy swobodnie o tym rozmawiać. Początkowo bałam się, że chciałbyś by to małżeństwo nie było…normalne.- Dodała po krótkiej chwili szukając właściwego słowa.
- Za dużo myślisz. I analizujesz. Pozwólmy toczyć się sprawom naturalnie, tak jak ustaliliśmy wczoraj, dobrze? I nadrobić etap zalotów nawet jeśli nastąpił po ślubie.- Mówiąc to Hubert odłożył swój kieliszek szampana na bok, a następnie położył się na kocyku kładąc sobie prawą dłonią za głowę i uginając nogi w kolanach. Ponieważ z powodu słońca miał zamknięte oczy, Hania przez dłuższą chwilę po prostu na niego patrzyła. Myślała wtedy jak kilka lat temu pragnęła tego, by wyszli z Hubertem na zewnątrz hotelu nie ograniczając się tylko do czterech ścian jego pokoju, jak marzyła właśnie o takim pikniku czy spacerze, a także o tym jak bardzo chciała pokazać mu to miejsce kiedyś i jak bardzo chciała mu zaufać teraz. Nie było to jednak łatwe. Wciąż paraliżowała ją świadomość, że pomimo łączącego ich małżeństwa w każdym momencie on może sobie tak po prostu od niej odejść. Że kiedyś też wydawało jej się, iż jest dla niego całym światem, a potem usłyszała tamte okrutne słowa które rozwiały jej uczucia w drobny mak. Nie umiała się przemóc by ponownie otworzyć na niego swojego serca. Nawet teraz będąc tutaj i kładąc się na kocyku tuż obok niego robiła to ze świadomością, że ta sielanka już niedługo się skończy niejako godząc się, iż to ona będzie w tym starciu stroną która emocjonalnie wyjdzie z niego na tarczy.
Bo przecież deja vu ma to do siebie, że historia toczy się tak samo. A ona nie należała do optymistek, które wiecznie widzą szklankę do połowy pełną: więc skoro nie rozkochała w sobie Huberta sześć lat temu, tym bardziej nie uda się jej to teraz.
Hubert z kolei usiłował stłumić uśmiech przez prażące słońce nie do końca widząc czy jego żona jest w stanie go dostrzec. Bo tłumacząc się pokazywała, że obchodzi ją to, co on o tym myśli a to z kolei znaczyło, że nie jest jej obojętny, Co potwierdzało zresztą jej wczorajsze słowa, którym do tej pory nie do końca wierzył. Teraz jednak miał niezbity dowód. Czuła coś do niego, nie musiał już dłużej łudzić się że jest inaczej. Jego błogą radość zmąciło jednak wspomnienie porannej rozmowy z Kacprem, którą ewidentnie spieprzył. Źle wyczuł gnoja myśląc, że tamten udając troskę o Hankę i wypierając się swojego skrywanego uczucia do niej tylko zgrywa milusińskiego. Jego święte oburzenie w reakcji na słowa o zemście świadczyły o czymś zupełnie przeciwnym i wydawały się być za bardzo wiarygodne by można było tak grać. Ach, gdyby był bardziej subtelny i cierpliwy mógłby uzyskać od niego to co chciał i sprawić prawdziwą niespodziankę Hance. Niestety wyglądało na to, że jego plan całkowicie spali na panewce.
- Daj spokój: grajmy w otwarte karty. Pewnie po tym co ci ostatnio powiedziałem sam się tego domyśliłeś układają części układanki w logiczna całość.
- Czekaj, jakiej znowu układanki?
- Układanki pt. Moje małżeństwo z Hanką. Naprawdę nie rozumiesz czy wciąż udajesz?
- Czego?
- Tego, że ożeniłem się z nią tylko po to by się na niej zemścić. I zdaje mi się, że nie tylko mnie zalazła za skórę.
- O czym ty do diabła mówisz?!
- Ciszej.
- Co ty zamierzasz jej zrobić?
- Nic złego, zapewniam cię. Jak się uspokoisz to wszystko ci wyjaśnię.
- Lepiej jej wyjaśnił. Zaraz zawołam Hankę i…
-…wtedy stracisz szansę by się w to włączyć. A ja się wszystkiego wyprę.
- Jakie włączyć? Pogięło cię? Mówisz mi, że chcesz jej zrobić krzywdę i liczysz, że będę w tym uczestniczył?
- Nie chcę jej robić żadnej krzywdy, a przynajmniej nie fizycznej czy psychicznej. Chcę tylko uderzyć w to co kocha najbardziej. Kiedyś ja ją kochałem a ona zostawiła mnie bez żadnego zawahania. Jeśli dasz mi kwadrans wyjaśnię ci na czym polega mój plan. Ale nie tutaj. I tak za dużo powiedziałem.
- Nie mam zamiaru z tobą gadać.
- Kacper….
- Wiedziałem, że ta idiotka się sparzy ufając ci i się nie pomyliłem.
- Zaczekaj…
- Spokojnie, nic jej nie powiem: i tak powtarzałem to kilkadziesiąt razy, ale nic do niej nie docierało, więc czemu miałaby mi uwierzyć teraz? Ale wiesz co? To już jej problem, że wybrała kogoś takiego jak ty zamiast...
- Zamiast…?
- Zamiast faceta, który mógłby szczerze ją pokochać.
Wspominając poranną rozmowę z Kacprem Hubert nie wiedział, że zachowanie wspólnika żony rzeczywiście było autentyczne, tak samo jak jego święte oburzenie. Jednakże z zupełnie innych przyczyn niż myślał. Bowiem Kacper Tomkowiak w swojej chorej miłości do Hanki był hipokrytą uważającym, iż tylko on ma prawo ją ukarać. Dlatego świadomość, że ktoś inny też chce ją skrzywdzić, wywołała u niego prawdziwą wściekłość. Naturalnie nie widział żadnych luk w swoim rozumowaniu, skądże. Przecież on chciał karać ją z powodu miłości, a ten nieodżałowany sportowiec śmiał rozgrywać swoje wendety tylko dlatego, iż Hanna Witwicka go nie pokochała wcale nie czując doń tego samego!
- Chyba spieprzyłem sprawę z Kacprem.- Wyznał Skrzynecki po dłuższej chwili milczenia.
- Hm?- Mrugnęła Hanka nawet nie otwierając oczu.
- Myślałem, że dzisiaj przy śniadaniu, gdy odwiedził Oazę sprowokuję go do wyznania prawdziwych odczuć, ale chyba poleciałem po bandzie. Teraz pewnie nie znosi mnie jeszcze bardziej niż na samym początku gdy myślał, że chcę się z tobą tylko zabawić. Zresztą teraz pewnie sądzi tak samo.
- Trudno, kiedyś mówiąc o tym, że ktoś z nas musi być z nim w dobrych relacjach tylko żartowałam. Zawsze możemy znowu porozumiewać się przez prawników. Bardzo go obraziłeś?
- W zasadzie to chyba nie.
- Więc nie psujmy tego przedpołudnia rozmowami o tej zmorze. Odkąd o nim wspomniałeś od razu słońce zaczęło jakoś chować się za chmurami, zauważyłeś?
- Myślę, że tak duży cień rzucają moje bicepsy.- Słysząc to Hania prychnęła.
- Gdybyś był Dominikiem może miałbyś taki problem, ale tak…
- Naprawdę wpędzisz mnie w kompleksy przez te ciągłe porównania.- Mrugnął jednocześnie odwracając się do niej bokiem i opierając łokciem o kocyk. Chwilę później dmuchnął jej w twarz. Gdy zmarszczyła zabawnie nos, uśmiechnął się.
- Skąd, jesteś najprzystojniejszym mężem jakiego miałaś.- Wyznała poważnie otwierając oczy. Dopiero wtedy się roześmiała.
- Bardzo śmieszne.
- Prawie tak samo jak to, że ja jestem najlepszą żoną jaką dotąd miałeś?- Sparafrazowała Hania wczorajsze słowa Skrzyneckiego w formie retorycznego pytania.
- Muszę uważać to co do ciebie mówię.
- I warzyć słowa.- Dodała.
- Tak.- Potwierdził czym prawdę mówiąc ją kompletnie zaskoczył. A przynajmniej zanim nie dodał:- Jak tak teraz o tym myślę to są znacznie ciekawsze rzeczy, które można robić ustami.
- Czy to miała być jakaś subtelna próba flirtu?
- Nie wyszło?
- Nie.- Pokręciła głową, wciąż leżąc na kocyku. Potem przestała się ruszać gdy Hubert się nad nią nachylił. Przez moment po prostu patrzyli sobie w oczy.
- A jak mi idzie teraz?- Szepnął.
- Lepiej.- Odszepnęła mu Hania. Chwilę później wyciągnęła ręce by objąć nimi kark męża który właśnie (albo raczej: w końcu) delikatnie dotykał jej ust swoimi. To zabawne, że w tym momencie wśród natłoku jej myśli wkradła się ta jedna podszeptująca, że w młodości wiele straciła odmawiając sobie takich niewinnych flirtów. Paradoksalny był fakt, że robiła tak wyłącznie z paraliżującego strachu wynikającego z porównań do matki i postrzegania jako łatwej choć i tak ten kto miał to robić, mówił o niej co chciał. Tyle że za plecami. Z kolei jej wszystkie przyjaciółki czy znajome, które zaliczyły w młodości parę pocałunków z przynajmniej kilkoma turystami mimo to były teraz postrzegane jako przykładne matki, żony czy partnerki i nikt im tego nie wypominał. Tylko co z tego, że zdawała sobie z tego sprawę skoro nie mogła w żaden sposób usunąć tej blokady? Prawdę mówiąc aż do czasu poznania Huberta nawet nie czuła silnej potrzeby by to zrobić. A wystarczyło samo jego spojrzenie by chciała znaleźć się blisko, by odczuwała niepokój, miała gęsią skórkę. Przerażało ją to uczucie braku kontroli, ale jednocześnie fascynowało. I ta fascynacja z każdym dniem a nawet chwilą spędzoną z Hubertem wzrastała wysyłając do diabla jej wszelkie obawy. Nie bez znaczenia była też delikatność z jaką się z nią obchodził sprawiając, że choć czuła przyspieszone bicie serca spowodowane pocałunkiem, to przede wszystkim poprzez swoją słodycz miał on być wyrazem łączącej ich czułości. Gdy po długiej chwili mąż odsunął się od niej o kilka cali, wciąż patrzyli sobie w oczy. Hani wydawało się, że miał zamiar pocałować ją po raz drugi, ale najwyraźniej było inaczej, bo zaraz potem na powrót położył się na kocu głęboko oddychając. Ona zrobiła to samo przymykając oczy przed słońcem. Przedtem jednak odnalazła dłoń Skrzyneckiego i delikatnie położyła na niej swoją. Uśmiechnęła się gdy Hubert w odpowiedzi mocno ją uścisnął, potem zrugała samą siebie w duchu za tak niedorzeczną reakcję na zwyczajną błahostkę.
W ciągu następnej godziny na zmianę rozmawiali i milczeli. Czasami tylko po to by przeanalizować słowa drugiej strony, czasami zwyczajnie delektując się tym pięknym przedpołudniem i własnym towarzystwem. Podczas konwersacji, Hania wymusiła na Hubercie okoliczności poznania wszystkich jego najbliższych kolegów oraz kilka opowieści o wzajemnych eskapadach. Pytała też o jego dalsze losy i zmiany w ciągu minionych szczęściu lat jakie minęły od ich rozstania. Sposób w jaki to robił też dał jej wiele do myślenia dostarczając ważnych informacji. Jedną z nich był na przykład fakt niewspominania o swoich rodzicach: zrobił to tylko raz i zupełnie zdawkowo. Wyglądało na to, że po rozwodzie ich drogi jeszcze bardziej się rozwidliły. Szkoda, że w tym wszystkim państwo Skrzyneccy zapomnieli, iż rozwiedli się ze sobą nawzajem a nie ze swoim jedynym synem.
Korzystając z okazji, teraz już zupełnie przestając się obawiać o to czy ma prawo pytać Huberta o jego prywatne sprawy, spytała:
- Dlaczego twój menadżer był na ciebie taki zły gdy tu przyjechał? To nie tylko z powodu naszego ślubu, zgada się?
- Tak.- Przyznał Hubert.- Chodziło o moje zawodowe sprawy.
- To znaczy?- Dopytywała Hania. Mężczyzna miał zamiar wyznać jej wszystko: począwszy od swojej niefortunnej kontuzji która doprowadziła go do Oazy spokoju a skończywszy na konieczności zakończenia kariery. Gdy jednak tylko zaczął o tym myśleć, nie był w stanie niczego powiedzieć. Ten temat był dla niego jeszcze zbyt świeży i bolesny, jeszcze musiał przepracować tę stratę. Dlatego nie umiał mówić o złamaniu własnego życia w lekki sposób. A Hania szybko by dostrzegła ile go to kosztuje, zawsze była wyczulona na nastroje innych ludzi. Tym bardziej po żartobliwym sposobie w jaki prowadzili dialogi wcześniej. Na jej litość czy współczucie też jeszcze nie był gotowy.
- To znaczy, że chyba mamy inny plan na moją dalszą karierę. Ale opowiem ci o tym ze szczegółami później, teraz nie będę cię zanudzać: zwłaszcza na naszej randce. Po moim powrocie będzie na to dużo czasu.
- Na pewno? Wiesz, że ze mnie żaden sportowiec i chociaż niewiele o nim wiem, tak jak i o samej siatkówce to nie znaczy, że twoje sprawy zawodowe mnie nie interesują. Więc jeśli myślisz, że mnie zanudzisz albo to mnie nie obchodzi wcale tak nie jest. Tym bardziej, że ja zamęczam cię swoimi opowieściami o Oazie i problemami z nią. Myślę, że zwykła sprawiedliwość wymagałaby odwdzięczenia się.- Wyznała w pewnym momencie spuszczając wzrok na swoje palce, bo jednak pod bacznym spojrzeniem Huberta poczuła niepewność. Ale może to dlatego, że w chwili gdy to mówiła siedzieli na kocu bardzo blisko siebie. Tak blisko, że teraz wystarczyło by Hubert się lekko wychylił żeby cmoknąć jej policzek.
- Doceniam to.- Szepnął zaraz potem uśmiechając się do niej szeroko.- Musimy chyba już kończyć naszą sielankę. Obiecałem, że zabiorę ci nie więcej niż dwie godziny, a jeszcze czeka nas powrót.
- Masz rację.- Zgodziła się niechętnie wstając z koca.- Wyruszasz do Warszawy zaraz potem?
- Tak. Jeszcze dziś jestem umówiony na kolację u trenera. Ale po powrocie naprawdę chcę byśmy wyjechali gdzieś razem na kilka dni tak by spędzić z tobą niejeden taki piknik jak dzisiejszy. Chyba nie było tak źle, co?
- Nie.- Pokręciła głową uświadamiając sobie, że sześć lat temu właściwie też często spędzali czas w ten sposób gdy przebywał w Oazie podczas swojej rekonwalescencji. Tyle, że takim piknikowym kocem był dla nich dywan w hotelowym pokoju Huberta. Dzięki temu przypomniała sobie teraz tamte chwile jednocześnie ciekawa czy jej mąż dzisiejszą aranżacją miejsca świadomie nawiązał do chwil które dawniej spędzili razem.- Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. I przepraszam, że musiałeś na to tak długo namawiać.
- Właściwie to ty mnie tutaj zabrałaś. Co do przeprosin…już się chyba zaczynam przyzwyczajać, że nie wygram z tą twoją Oazą która zawsze będzie w twoim sercu na pierwszym miejscu. Ale też mam do niej pewien sentyment skoro to dzięki niej się poznaliśmy. Chodźmy.- Zakończył stanowczo ucinając temat nie dając Hani możliwości w żaden sposób zareagować na swoje słowa. Bo co miało znaczyć to stwierdzenie o Oazie spokoju? Czy Hubert chciał aspirować do tego by zając w jej sercu jakieś miejsce? Czy w ogóle zależało mu na tym?
***
Po wyjeździe Huberta, Hania nie chciała spędzać samotnie wieczoru w nowym domu, dlatego całkiem spontanicznie zadzwoniła do Ani pytając czy mogłaby wpaść na późną kawę. Niestety przyjaciółka była zawalona pracą, więc nie chcąc zabierać jej czasu szybko się z nią pożegnała. Uznając, że nie wszystko stracone wybrała numer Gośki: z nią nie widziała się od czasu feralnego ślubu na którym została jej świadkiem, więc pomyślała że też winna jest jej jakieś wyjaśnienia. Może dzięki nim nie przestałaby aż tak negatywnie patrzeć na jej małżeństwo. No i uzyskałaby odpowiedzi na kilka nurtujących ją kwestii w relacjach damsko męskich. Niestety, komórka Małgorzaty nawet nie nadawała sygnału, dlatego wybrała numer stacjonarny. Chwilę później tego pożałowała, bo telefon odebrał jej mąż.
- Hej, Gosi nie ma. Przecież miałyście mieć jakieś spotkanie u Pauli.- Powiedział po drugiej stronie Patryk.
- Nic mi o tym nie wiadomo.- Odpowiedziała Hania starając się brzmieć beztrosko. Jak tak się teraz zastanowiła to podczas rozmowy z Anią słyszała w tle jakiś damski śmiech, który bardzo przypominał ten Pauliny.
- Może w takim razie coś źle zrozumiałem.
- Albo spotkanie odbywa się beze mnie.- Wypowiedziała na głos to o czym oboje myśleli.
- Nie, to ja niepotrzebnie wprowadziłem zamieszanie. Gośka jest pewnie na zakupach.
- O w pół do ósmej wieczorem? Daj spokój, przecież wiem że wszystkie mają mi za złe mój ślub: Gośka na dodatek gniewa się jeszcze za to, że ją wmanewrowałam w bycie świadkową. Anka przynajmniej ze mną rozmawia gdy dowożę jej dokumenty, ale niejako jest do tego zmuszona. Za to Paula w pracy konsekwentnie daje mi do zrozumienia co sądzi o moim pomyśle.
- Hej, czy to nie ty jesteś jej szefową? Zagroź zwolnieniem.
- Bardzo śmieszne.- Westchnęła Hania coraz bardziej zdołowana. Nie miała pojęcia, że wykluczenie aż tak bardzo ją zaboli. A przecież była twarda. W przeszłości znosiła nie takie rzeczy.
- Wiesz, jeśli dziewczyny mogą mieć wobec ciebie jakiś żal- o ile go mają, bo nie wiem- to raczej za to, że nawet z nimi o tym nie porozmawiałaś od razu ucinając temat. Gdybyś nie robiła takiej tajemnicy ze swojej motywacji może przestałyby wietrzyć nie wiadomo jaki spisek.
- Bo zaczynały mnie krytykować i atakować.
- Dziwisz się skoro niczego im nie wyjaśniłaś ani nie chcesz tego zrobić?
- Serio nawet ty będziesz to robił? I to na dodatek przez telefon będziesz mnie atakował?
- Nie.- Westchnął Patryk. Po obu stronach na dłuższą chwilę zapadła cisza.- A chciałaś czegoś pilnego od mojej drugiej połówki?.
- Nie, myślałam że zwyczajnie pogadamy i poplotkujemy wieczorem.
- Czyżbyś miała już dość męża?
- Po południu wyjechał na kilka dni załatwić parę swoich służbowych spraw, więc jestem sama.
- Ach no tak. Wielki gwiazdor musi wrócić do swojego świata. Czemu cię ze sobą nie zabrał?
- Bo nie chciałam.- Ucięła temat Hania. Choć teraz uświadomiła sobie, że właściwie Hubert nawet jej tego nie zaproponował. Ale może to dlatego, że zdawał sobie sprawę, iż i tak by się nie zgodziła, usprawiedliwiała go w duchu.- A ty musisz tak go nazywać?
- Już nie będę.- Roześmiał się mężczyzna.- Słuchaj, wbijaj do mnie: skoro moja żona nie odbiera telefonu a twój mąż wyjechał to aż żal by było z tego skorzystać.- Zażartował dodając konspiracyjnych tonem:- Mam chipsy i lody.
- Dzięki.- Ucieszyła się.- Ale jeśli robisz to tylko z litości to siebie wiń za zmarnowany wieczór.
- Jaka litość, Hanka. Może ty zapomniałaś o starych przyjaciołach, ale ja nie. To co, wstawiać popcorn?
- Jasne. Dzięki!
I tak niespełna pół godziny później zajadając się lodami, odrzucenie przez przyjaciółki bolało znacznie mniej. Poza tym dzięki temu mogła pogadać z Patrykiem, który teraz o dziwo przestał być tak wojowniczy traktując temat jej małżeństwa jako coś zakazanego, w ogóle go nie poruszając. Potem zaśmiewali się do łez ze stand upu, który oglądali zajadając się niezdrowymi przekąskami, czasami wtrącając jakieś uwagi (Patryk godził się na to, choć zwykle tego nie znosił, tylko po to by zrobić przyjemność przyjaciółce).
W tym samym czasie Paula, Gosia i Ania przeglądały magazyny modowe prezentujące suknie ślubne w mieszkaniu tej pierwszej.
- Powinnam być chyba trochę zła, że nie zadzwoniła do mnie.- Odezwała się w pewnym momencie Paulina.- Nawet zniosłabym to, że byłam trzecią i ostatnią próbą, ale serio: nawet nie chciała mnie widzieć z braku laku?
- Ty bardzo radykalnie wyrażasz negatywną opinię o jej małżeństwie.- Usprawiedliwiała Hanię Małgorzata.- Nie dziw się, że woli unikać kolejnej okazji do wysłuchiwania twoich wyrzutów. I tak musi znosić twoje dąsy w pracy.
- Gdybym wiedziała, że znali się wcześniej….Nie byłam tak poinformowana jak ty.- Odbiła pałeczkę.
- Ja też nie, a mimo to ograniczyłam swoje wyrażenie zdania do jednego razu. I nie przypominałam o nim Hance codziennie.- Wtrąciła się Ania.
- Hej i ty przeciwko mnie?- Żachnęła się Paula.- Przyznaję, że trochę przesadziłam, ale skąd mogłam wiedzieć co ich łączyło?
- Nawet teraz nie wiemy co to dokładnie było.
- Kto by pomyślał, że tamtego lata po maturze w Oazie przebywał sławny siatkarz. Wszyscy wtajemniczeni dobrze się z tym kamuflowali. Zwłaszcza Hanka.- Głos zabrała znowu Ania przypominając sobie jak tamtego lata Hania była przybita i jak mało czasu z nimi spędzała wymawiając się pracą. Wcześniej zwalały smutek na krab wyjazdu Sylwii, teraz po fakcie Anna nie była już tego taka pewna. Tylko dlaczego w takim razie nic nie powiedziała o swoim związku?
Gosia z kolei od męża wyżebrała dodatkowe szczegóły, zwłaszcza te dotyczące ostatniej kłótni Hani i Huberta, w której pośredniczył (Patryk zażenowany własną biernością pominął fakt, iż w tamtym momencie prawie trząsł się ze strachu gdy prawie dwumetrowy siatkarz chwycił go za koszulkę) dodając do tego własne podejrzenia. Domyślała się więc, że Hania kilka lat temu musiała w jakiś sposób poróżnić się ze Skrzyneckim, co zakończyło tę znajomość w dość gwałtowny sposób.
Paulina natomiast rozważała dysonans jaki powstał między jej wcześniejszymi spostrzeżeniami odnoszącymi się do zachowania Huberta wobec Hanki (które uznała za zbyt nachalne) a jego teraźniejszą troską z jaką odnosił się do swojej żony. Zresztą sama Hania nie wyglądała na smutną czy zgnębioną tym małżeństwem czego się początkowo obawiała. Może nawet dobrze jej zrobiło?
- Nie mówiłam wam tego, ale dzisiaj…dzisiaj Hubert ze mną znowu rozmawiał.- Wyznała w końcu przyjaciółkom, które teraz spojrzały na nią z zaciekawieniem.- To znaczy przed wyjazdem.-Dodała zaczynając opowiadać co przekazał jej siatkarz.- I co o tym sądzicie?
- Serio chce to zrobić? Wygląda na to, że martwi się tym co dla Hani ważne.- Odezwała się Ania.- I chce jej zrobić przyjemność.
- Też tak sądziłam i zrobiło mi się nawet głupio, że tak na niego zawsze naskakuję, ale potem pomyślałam, że może on próbuje w ten sposób jeszcze bardziej ją do siebie przywiązać.- Powiedziała Paula.
- Niby w jaki sposób?- Prychnęła Gosia.- On mi się wydaje w porządku. Oczywiście sam pomysł pospiesznego małżeństwa wciąż krytykuję, ale mleko się rozlało i…poza tym czy nie ustaliłyśmy kwadrans temu, że dajemy temu sposób i przestajemy nagniatać Hankę? Przecież po to się tutaj spotkałyśmy. Hubertowi też należy się kredyt zaufania: póki co nic złego nie zrobił i dopóki nie zrobi nie mamy prawa go nie lubić.
- Zmusił ją do małżeństwa.- Jeszcze raz spróbowała Paulina. Ale tym razem jej wyrzut był dużo słabszy.
- Tak, a ona ma trzy lata i nie mogła odmówić. Poza tym nie wiemy jak było, nie knujmy żadnych teorii spiskowych.
- Wiem, macie rację. To co, wszystko już ustalone?
- Tak, tylko trzeba poczekać jeszcze na przesyłkę. No i ustalić dzień żeby Hania miała wolne. Aż wstyd, że nie pomyślałyśmy o tym wcześniej.
- Teraz będzie łatwiej, bo Hubert wyjechał.
- To wybierz taki wieczór kiedy będziesz miała wolne w pracy i się spotkamy. A teraz wracajmy do szukania, miałaś nam Paula tylko pokazać fason swojej wymarzonej sukienki, a przeglądamy te gazety już z dziesięć minut. Twoje pięć minut jeszcze nadejdzie, nie martw się…
***
Nazajutrz Hania obudziła się w swoim starym łóżku, bo korzystając z okazji, że w jej hotelowym mieszkaniu na czwartym piętrze zostawiła jeszcze kilka drobiazgów, postanowiła zanocować właśnie tam. Nie chciała spać sama w nowym domu, który ledwie uważała za swój, bez Huberta. Miało to też inną zaletę: dzięki temu szybciej mogła wziąć się następnego dnia do pracy nie tracąc czasu na dojazd.
Dobry humor z samego rana zapewniła jej także wiadomość SMS od męża: ot, zwykłe poranne przywitanie, ale fakt że wysłał ją o szóstej rano doskonale wiedząc o której rozpoczyna dzień mile ją połechtał. Tym bardziej, że dzień wcześniej do Warszawy musiał dojechać dość późno, a potem spotykał się jeszcze z trenerem. Miło było też wymieniać się jakimiś uwagami- nawet mało znaczącymi- w ciągu dnia. Choć Hania zwykle śmiała się z Pauli w szkolnych czasach z tego, że wciąż tkwiła z nosem w telefonie na przerwach wymieniając SMSy z chłopakami, teraz sama przyłapywała się na tym wobec swojego męża. I wcale nie widziała w tym nic żenującego, ale uroczego. Zapomniała nawet o wczorajszym pominięciu przez przyjaciółki uznając to za nic nie znaczący szczegół.
Wieczorem mając wolny czas włączyła laptopa chcąc wrócić do sprawy intercyzy, którą wcześniej zaniedbała. W sieci znalazła kilka przykładowych egzemplarzy: w jednym z nich uregulowana była nawet kwestia częstotliwości stosunków małżeńskich, która ją rozbawiła: już wyobrażała sobie dyskutowanie o takim zapisie przy prawniku. Ona sama chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby musiała rozprawiać o tej kwestii wśród osób postronnych. Dobrze że jej chodziło wyłącznie o uregulowanie sfery finansowej...Poszukiwania przerwał telefon od Huberta z którym rozmawiała ponad godzinę sama nie wiedząc właściwie kiedy czas tak szybko umknął i decydując się odłożyć sprawę rozdzielności majątkowej na następny wieczór.
W następnych dniach czekało na nią jeszcze kilka miłych niespodzianek od męża: nowy komplet puzzli który wręczyła jej Natalia podczas swojej kolejnej popołudniowej zmiany w pracy (które jak wyznała kazał jej przekazać właśnie dzisiaj Hubert), piękny bukiet róż kolejnego poranka dostarczony pocztą kwiatową oraz kilka dość eleganckich sukienek następnego, które z kolei zostały dowiezione kurierem. Gdy tylko je zobaczyła zadzwoniła do męża pytając o powód ich zakupu.
- A co, nie podobają ci się?
- Nie, skąd: są śliczne. Tylko ja za często nie wychodzę.
- Od teraz będziemy.
- W Pralkowie nie ma aż tylu miejsc, które wymagałyby tak eleganckich sukienek. Jeżeli w ogóle jakieś są… zresztą nieważne. Chodzi mi o powód którym się kierowałeś podczas zakupu.
- Chciałem cię w nich zobaczyć. No i przecież w dniu naszego ślubu ci to obiecałem, pamiętasz? A ja zawsze staram się dotrzymać słowa.
- I coś ty na siebie włożyła? Ktoś umarł?
- Odczep się od mojej sukienki! Nie miałam innej.
- Po ślubie kupię ci sto sukienek.
- Rzeczywiście.- Mrugnęła przypominając sobie tamten dialog gdy czuła się kompletnie przerażona i niepewna tego co właśnie zamierza zrobić, a Hubert pozwolił sobie na żart z jej ubrania.
- Więc? Podobają ci się? Albo chociaż jedna?
- Mówiłam, że są śliczne.
- Co nie znaczy, że będziesz chciała je nosić. Przy wyborze starałem się kierować twoim gustem, ale jeśli nie trafiłem to zawsze będziemy mogli je wymienić.
- Nie trzeba.
- Rozmiar też w porządku?
- Tak dziękuję jeszcze raz. I za puzzle. I kwiaty też. Są piękne.
- Cieszę się.- Roześmiał się Hubert nie mając świadomości jak wiele znaczą dla niej te podarunki. A także fakt, że wybierał je osobiście, kierując się tym co lubi i jej preferencjami. W przeszłości nie dostawała zbyt wielu prezentów: z przyjaciółkami już dawno umówiły się, że zamiast tego będą spędzać czas razem z solenizantką w jakimś wyjątkowym miejscu. A mama…mama wśród natłoku zajęć czasami zapominała o jej święcie. Może to dlatego podarki od męża na dłuższą chwilę wytrąciły ją z równowagi.
W przeddzień powrotu Huberta, Hania miała niespodziewanego gościa. Odwiedziła ją siostra Natalii, Dominika. Naturalnie oczywistym było, że jej intencją raczej nie będzie wynajęcie pokoju: dlatego Witwicka od początku podejrzewała, że ta wizyta nie będzie należała do przyjemnych. Jednakże ku jej szczeremu zaskoczeniu była znajoma ze szkoły już na samym początku przeprosiła ją za swoje ostatnie zachowanie i nieprzemyślane słowa wypowiedziane podczas corocznej imprezy w Oazie. Ale, jak sama przyznała, zbytnio dała się wówczas ponieść emocjom, poza tym kierowało nią tylko i wyłącznie dobro młodszej siostry, bo nie chciała by spotkało ją coś złego ze strony Włodzimierza Ignaczaka.
- Teraz też przyszłam pośrednio w tej sprawie.- Zaczęła.- Dowiedziałam się od Natki, że zamierzasz przedłużyć z nią współpracę i podnieść jej pensję. To świetnie i naprawdę to doceniam, ale chciałam cię prosić o to byś poszukała kogoś innego na jej miejsce i nie zatrudniała Natalii.
- Nie rozumiem…
- Wiem jak dziwna może wydać ci się moja prośba, ale tak jak już wcześniej powiedziałam zależy mi na dobru mojej młodszej siostry. Wiesz pewnie, że ona chce studiować w Katowicach i mieszkać tam podczas weekendów?- Gdy Hania skinęła głową kontynuowała:- Z pewnością wiesz też, że będzie tam całkiem sama, zdana wyłącznie na siebie. A to duże miasto. I pełne wielu pokus. Nie chcę by spotkało ją coś złego.
- Nie wydaje ci się, że zbytnio dramatyzujesz? Natalia to rozsądna dziewczyna, poza tym Katowice to nie jest za granica ani nawet Warszawa.
- Twoja matka też była uważana za rozsądną, a sama wiesz jak to się skończyło.
- Dominika jeżeli przyszłaś tutaj…
-…nie, przepraszam: nie chciałam cię obrazić, po prostu martwię się o siostrę. A jeśli nawet przesadzam to tylko dlatego, że chcę dla niej jak najlepiej. Nie było nam łatwo gdy rodzice najpierw przez kilka lat chorowali a potem zmarli. Ty pewnie masz mnie za wredną zołzę, którą pamiętasz z czasów szkolnych, ale czasami świadomość że jestem ze wszystkim sama, na dodatek w tak młodym wieku…Owszem, to żadne usprawiedliwienie że czasami dawałam upust swojej bezsilności w tak dziecinny sposób jak złośliwe uwagi pod adresem innych, ale jeśli coś co zrobiłam cię wtedy bardzo ubodło albo zabolało to przepraszam.- Kajała się Dominika, choć w duchu wszystko w niej protestowało. Bo nie znosiła Hanki już gdy były nastolatkami i z wiekiem to uczucie wcale nie zelżało. Gdyby miała powiedzieć za co jej nie lubiła, musiałaby wymieniać to godzinami. Bo wkurzało ją w niej właściwie wszystko: dobroduszny styl bycia, wieczny lekki półuśmiech na twarzy, to że lubili ją wszyscy nauczyciele, sprzedawcy czy staruszkowie bo tak łatwo umiała sobie zjednać ludzi. Ba, nawet z obciachowego opowiadania legend potrafiła zrobić coś co zainteresowało nawet największego laika w tej materii albo takiego przystojnego sportowca z ich szkoły jak Robert Jasiński, z którym każda dziewczyna chciała się umówić albo chociaż chwilę porozmawiać. A to właśnie z Hanką ten palant poszedł na studniówkę…
Innych mogła mamić oczy pozując na wiecznie skromną i idealną Maryję Dziewicę, ale Dominika nie dała się zwieść tej grze: Hanka w rzeczywistości arogancko uważała się za lepszą od innych dziewczyn. Bo nie można być tak miłym będąc przy tym szczerym. Po prostu nie można. A przynajmniej tak uważała Dominika.
- Nie szkodzi, nawet jeśli toczyłyśmy jakieś waśnie to czasy gimnazjum się już dawno skończyły. A odmawiam ci z zupełnie innych powodów. Przede wszystkim to po prostu nie fair wobec Natalii. Bardzo ją lubię i też zależy mi na jej dobru, więc zwalniając ją w ten sposób tylko bym ją skrzywdziła.
- Lepiej niech się rozczaruje w tak błahej sprawie niż później popełni ogromny błąd którego nie będzie mogła cofnąć.- Perorowała dalej Dominika zbijając kolejne racjonalne argumenty Hanki swoimi, które opierały się wyłącznie na emocjach i jej nieuzasadnionych obawach. Dlatego po kilku minutach takiej jałowej dyskusji, Witwicka zdecydowała się postawić kropkę nad „i”.
- Dominika, nie zwolnię Natalii i to moje ostatnie słowo.
- Zastanów się jeszcze.
- Nie muszę. Nie zrobię tego. I nic co zrobisz albo powiesz nie zmieni mojego zdania.
- Natalia to dobroduszna, prosta dziewczyna. Pozna jakiegoś gładkolicego krasomówcę, zakocha się i bach: już będzie zbierała na wózek wypłakując oczy za jakimś dupkiem. I ty będziesz temu winna.- Zagrzmiała ciężko oddychając. Potem dodała łagodniejszym tonem:-Nie proszę cię o coś nielegalnego ani nawet nieetycznego: po prostu powiesz, że wolałabyś zatrudnić osobę dyspozycyjną również w weekendy. Natalia nawet nie będzie wiedziała o tej rozmowie ani tym bardziej nie będzie na ciebie zła.
- Wyraziłam już swoje zdanie. A ty zbytnio dramatyzujesz. Ponadto nie mogę od tak zwolnić pracownika tylko z powodu twojego widzimisię. Ale ze swojej strony mogę cię zapewnić, że uważam iż Natalii nic nie grozi. Jest młoda, owszem ale nie tak naiwna jak sądzisz. Widzę jak świetnie radzi sobie w poskromieniu klientów a uwierz mi, że bywają różni.
- Chyba nie rozumiesz.
- Rozumiem doskonale, że pragniesz uzależnić od siebie siostrę by robiła to co chcesz na swój sposób uważając, że w ten sposób ją chronisz. Ale ona jest już dorosła i ma prawo o sobie decydować.
- Wiedziałam, że na ciebie nie można liczyć.
- Dominika, naprawdę nie masz powodu by…
- Dość, nie to nie: nie będę dłużej się przed tobą poniżać.- Prychnęła Dominika wściekła nawet już nie siląc się na grzeczny ton. Gwałtownie wstając z kanapy znajdującej się na korytarzu przy recepcji chwyciła za leżącą obok torebkę. Zanim jednak skierowała się do drzwi, musiała dać upust swojej złości i wbić szpilę tej cholernej idiotce.- Myślisz, że jak złapałaś srokę za ogon to co? To już jesteś wielką panią, tak? A gdzie jest teraz ten twój bogaty amant, który to wszystko finansuje? Już cię zostawił?
- Słucham?- Hanka była tak zaskoczona nagłym jadem w słowach Dominiki, że na dłuższą chwilę ją zamurowało.
- Mówię o twoim pożal się Boże siatkarzynie, który jedyne co potrafi to podrywać wszystkie laski dookoła albo wszczynać burdy. I naprawdę myślisz, że potraktuję cię lepiej niż przelotną znajomość? Zawsze wiedziałam, że jesteś taka naiwna, ale żeby aż tak?
- Dość już powiedziałaś. Do widzenia.
- Lepiej uważaj, bo tylko patrzeć jak przejedziesz się jak Zabłocki na mydle. A mi nawet nie będzie cię żal skoro jesteś taka głupia.
- Proszę cię ostatni raz, wyjdź.
- Ależ oczywiście, że wyjdę. I bez łaski, sama zdołam jakoś poskromić Natalię.
- Świetnie. Aha, i jeszcze jedno: ten pożal się Boże siatkarzyna jest moim mężem. Więc jeśli powiesz o nim jeszcze coś co go obraża to ulegnę pokusie i odwdzięczę ci się tym samym.