Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 września 2020

Druga szansa: Rozdział XXIV

Nie sądziła, że bezpośrednia rozmowa w cztery oczy z Adrianem Pajko będzie aż tak trudna do zrealizowania. Ale menadżer Huberta wyszedł ze swojego pokoju dopiero następnego dnia koło dziewiątej (na śniadanie), gdzie po chwili został przez niego „porwany” na stronę tuż przy wejściu do sali jadalnej. Hania nie miała pojęcia o czym tak długo dyskutują, ale choć początkowo była przerażona uważając, że mężczyzna wyrzuca jej mężowi związek z nią, szybko zrozumiała że musiało chodzić o coś innego. Albo przynajmniej chodziło nie tylko o to.

Jeszcze wczorajszego wieczoru w podsłuchanej rozmowie usłyszała wzmiankę na temat jakiejś rezygnacji Huberta. Niestety skupiona wyłącznie na dalszych słowach zagniewanego mężczyzny, którego dotyczyły jej samej, nie pamiętała już o co mogło chodzić w pierwszym fragmencie wyrzutów. Inna sprawa, że nie byli z Hubertem „normalnym” małżeństwem, więc on nie musiał jej o wszystkim mówić, a ona nie miała prawa o to pytać. Nie znaczyło to jednak, że była mniej ciekawa.

- Przekaż kucharzowi, żeby zrobił porcję naleśników z jagodami dla dwóch osób, stolik szósty.- Z chwilowej zadumy wyrwała ją Paulina właśnie zmierzająca w stronę lady z naręczem brudnych talerzy. Oczywiście wcale nie była zagniewana a jej ton nie różnił się od tego, którego używała na co dzień, ale Hania i tak potrafiła wyczuć w nim dystans. Paula wciąż w ten pozornie niewinny sposób niejako karała ją za pochopną decyzję, którą podjęła. Jednocześnie Hanka wiedziała, że ta „kara” jest podszyta wyłącznie troską i niepokojem. Gdyby Paulina zdawała sobie sprawę, że w rzeczywistości to wyłącznie ona wykorzystała Huberta a nie odwrotnie…

- Jasne, już idę.

- Twój mąż już wraca do Warszawy?

- Hm?

- No na trening przed eliminacjami. To nie dlatego przyjechał po niego ten facet? Zdawało mi się, że kadra już trenuje.

- Pewnie tak.- Zbyła ją Hanna udając, że nie dostrzega zadziwionego spojrzenia przyjaciółki swoją ignorancją. Ale Hubert nic o tym nie wspominał, jeszcze wczoraj mówiąc tylko o odwiedzinach u Dominika. Może planował od razu zostać w stolicy i nie wracać? Niewinna uwaga Pauli doszczętnie ją załamała. Skoro nie wiedziała nawet tak elementarnych rzeczy o swoim mężu to nie dziwota iż jej znajomi uważali ich związek za zwykłą transakcję handlową. Poza tym…

…to by wyjaśniało zdenerwowanie Adriana i fakt, że Hubert kilkukrotnie w minionym tygodniu nie odbierał telefonów odrzucając jakieś połączenia. Czyżby chcąc spędzić z nią trochę czasu i organizując pospieszny ślub zaniedbał swoje treningi? A jego menadżer obwiniał o to właśnie ją, choć sama nie miała nawet pojęcia o jakichśtam siatkarskich eliminacjach w ogóle nie interesując się sportem?

Wciąż głowiąc się nad tym i wieloma innymi zagadnieniami zajmowała się pracą przy barze i uśmiechała do obsługiwanych gości. Czasami kwitowała też uśmiechem zdziwione spojrzenia ludzi niedowierzających, że taki siatkarz jak Hubert Skrzynecki przebywa tutaj z nimi, niewerbalnie prosząc o potwierdzenie iż to naprawdę on. Ale gdy tylko mąż zakończył rozmowę z menadżerem i podszedł do niej rzucając szybką informację iż musi coś załatwić i nie będzie go kilka godzin, uważnie obserwowała dokąd poszedł Adrian. A ponieważ wrócił do zajmowanego przez siebie wcześniej stolika, wspaniałomyślnie pozwoliła mu zjeść śniadanie. Kilkanaście minut później, gdy tylko wstał z krzesła, poinformowała Paulę o swojej chwilowej nieobecności i ruszyła za nim. Nie miała pojęcia czego właściwie oczekuje po tej rozmowie, ale wiedziała że powinna coś wyjaśnić.

- Przepraszam, czy możemy porozmawiać?- Zawołała za nim widząc, że kieruje się w stronę schodów prowadzących do pokoi na piętrze, a na korytarzu nikt się nie kręcił.

- Nie sądzę byśmy mieli o czym.- Odparł jej mężczyzna, ledwie zaszczycając ją wzrokiem. Powiedzieć, że była totalnie zaskoczona takim obrotem sprawy byłoby sporym niedopowiedzeniem. W różnych scenariuszach nie przewidziała takiej możliwości. Może to dlatego przez dobre pięć sekund zastygła jak słup soli zanim zaczęła wdrapywać się za nim na schodach.

- Ja jednak nalegam. Uważam, że to ważne.- Adrian gniewnie zacisnął usta. Nie znosił tej dziewczyny już od pierwszej chwili gdy tylko ją zobaczył. Bo nie była seksbombą ani żadną pięknością: miała przeciętny wzrost określany potocznie jako średni, a sylwetkę można było określić jako szczupłą, choć pod luźną koszulą nie do końca można było to jednoznacznie określić. Jej twarz też nie wyróżniała się spośród setek innych, no może usta były trochę pełniejsze a oczy zdradzały żywą duszę, ale nie było to coś co pociągało większość mężczyzn i pozwalało na ich zdobywanie.

A to oznaczało, że zamiast walorów fizycznych musiała być inteligentną spryciulą skoro w zaledwie w kilka dni w przekonała Huberta do małżeństwa. Ba, mało tego: pozwoliła temu osłowi uważać, że to był jego pomysł co tamten kilkakrotnie wciąż podkreślał podczas ich rozmowy. A raczej kłótni.

Akurat.

Adrian nie urodził się wczoraj i widział jak skuteczna może być sztuka manipulacji w ustach kobiet. Pod swoją pieczą miał kilku młodych sportowców i nie raz musiał ratować im tyłki przed takimi harpiami, bo te młode naiwne dzieciaki były tak nieświadome poziomu zepsucia niektórych ludzi, iż nawet nie mieściło im się w głowie, że ktoś może zwyczajnie chcieć się nimi posłużyć by coś zdobyć albo ugrać. Złościła go myśl, że Huberta nie zdążył przed tym uchronić. A jeszcze bardziej niewinna nieco niepewna minka tej całej laski udającej, że nie rozumie dlaczego jest na nią wściekły. Przecież zdobyła co chciała, więc po co siliła się na grę? Połowa majątku Huberta jej nie wystarczała? Czyżby zamierzała tak go omotać by zdobyć całość?

- A więc słucham.- Zmusił się do spokojnego wypowiedzenia tych słów, choć w duchu kipiał gniewem.

- Chce pan rozmawiać tutaj?

- A czemu nie? Ta rozmowa i tak nie potrwa długo. Nie sądzę by miała mi pani do powiedzenia coś istotnego.

- Jak pan woli. Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że wiem jak wygląda mój pospieszny związek z Hubertem, ale zapewniam że moim planem nie jest uzyskanie dostępu do jego pieniędzy czy też pozbawienie go ich.

- Rozumiem. Zapewne kierowała panią szczera miłość, która zrodziła się podczas kilku wspólnie spędzonych dni.- Zakpił.

- Uważam, że nasze motywy nie są dla pana istotne.- Wymigała się od odpowiedzi Hania starając się nie reagować na zaczepkę.- Za to na pewno istotna od strony zawodowej będzie informacja, że jestem gotowa podpisać intercyzę w każdej chwili. Może ją pan przygotować wraz z prawnikiem kiedy tylko chce.

- Godne pochwały.

- Szczerze mówiąc do tej pory byłam przekonana, że uważa mnie pan za karierowiczkę, ale po moich wyjaśnieniach i tych dalszych kpinach rozumiem, że jest pan do mnie uprzedzony osobiście?

- Nie, po prostu wciąż uważam panią za karierowiczkę.

- Przecież powiedziałam, że podpiszę intercyzę i…

- …dobrze pani wie, że Hubert teraz na to nie pozwoli, bo jest uparty jak osioł. A nawet jeśli się na to zgodzi to tylko upewni go co do uczciwości pani motywów. Poza tym istnieją inne sposoby, na przykład dziecko jest znakomitym zabezpieczeniem, jeszcze lepszym niż intercyza i doskonale pani o tym wie. O ile już go pani nie wykorzystała.

- Co pan sugeruje?

- Proszę nie zgrywać niewiniątka, bo prawdę mówiąc, to irytuje mnie w pani jeszcze bardziej. Już pani zdobyła swój kawałek tortu i wszyscy widzą, że ma go na dłoni: po co twierdzić że ta dłoń nie należy do pani?

- Myślę, że miał pan rację i ta dyskusja od początku nie miała sensu.

- Skądże, mnie dała dużo do myślenia. Aha, i proszę pamiętać, że jednego jelenia już pani upolowała, ja niestety nie zamierzam być drugim, dlatego kolejne próby przeciągnięcia mnie na swoją stronę spalą na panewce. I że będę pilnował interesów Huberta najlepiej jak tylko umiem.

- Raz nazywa pan Huberta tortem, raz zwierzyną łowną…a mimo to mnie zarzuca, że traktuję go instrumentalnie?- Nie mogła sobie odmówić tej złośliwości Hania. Niestety ten arogancji bufon nawet nie raczył jej odpowiedzieć.- No to masz co chciałaś.- Mrugnęła pod nosem do samej siebie wracając z powrotem do kuchni i żałując przeprowadzonej właśnie rozmowy. Choć z drugiej strony, ta krótka pogawędka dała jej do myślenia. I poznała przedsmak tego jak mogą ją traktować wszyscy inni gdy pospieszny ślub Huberta z górską panną znikąd wyjdzie na jaw.

Przez chwilę ogarnął ją silny strach tak, że zaczęła żałować swojej decyzji. Powinna zgodzić się na zostanie kochanką Huberta gdy jej to proponował, to byłoby przecież bezpieczniejsze dla niej samej i przede wszystkim dla jej serca. Po kilku wspólnych nocach przecież by się w nim nie zakochała. I nikt nie uważałby jej za sprytnej oszustki, bo byłaby w stanie utrzymać to w tajemnicy do której zobowiązałaby również i Huberta.

Ale nie mogła tego zrobić. Upokorzenie do samej siebie jakie stałoby by się wówczas jej udziałem chybaby ją psychicznie zabiło. Nie, wzdrygnęła się, nie potrafiłaby żyć po tym wszystkim normalnie, zwłaszcza po tym co przytrafiło się jej matce.

Taa jasne, że o to chodziło, zakpił jakiś głosik w głowie. Po prostu chciałaś go zdobyć naiwnie licząc na happy end i że jakimś cudem się w tobie zakocha zostając przy twoim boku na całe życie…

Nie, nie, nie! To wcale nie była prawda. Ona znała fakty i wiedziała czego może się spodziewać po Hubercie i ich relacji. Poza tym już na samym początku postanowiła, że nigdy nie zapomni jak potraktował ją sześć lat temu.

I nigdy nie pozwoli sobie się w nim zakochać.

Nigdy.

 

SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ

- Sto lat, sto lat: niech żyje żyje nam! Sto lat sto lat…

Uśmiechając się jak głupi do sera Hubert cierpliwie słuchał wyśpiewywanej na swoją cześć piosenki. To przyjęcie niespodziankę zorganizował kumpel z drużyny twierdząc, że pierwsza ćwiartka powinna być należycie uczczona. Skrzynecki żałował, że jakiś czas wcześniej mimochodem wspomniał o fakcie swoich urodzin: nigdy jakoś specjalnie nie uważał tego za dobry powód do świętowania. Inna sprawa, że nie znosił takich sytuacji jak ta: co miał robić gdy wiwatowali na jego część? W przypadku okrzyków z trybun pochodzących od kibiców wiedział, że są one reakcją i zarazem pochwałą za jego ciężką pracę na boisku dlatego nie czuł się skrępowany słuchając ich. Ale w przypadku urodzin…czy samo narodzenie w określonym dniu już czyniło go wyjątkowym? 

- Najlepszego brachu!

- Szczęścia, zdrowia, pomyślności…

- …i ładnych panienek małolacie!- Każdy z siatkarzy, podchodząc do niego po kolei składał mu życzenia jednocześnie klepiąc go po plecach. Hubert wiedział, że były szczere, bo cała drużyna traktowała go niejako jako młodszego braciszka (bo chociaż nie był już najmłodszym graczem w drużynie, wszyscy traktowali go bardzo familiarnie ze względu na fakt iż kiedyś nim był).

- Ha, przydałaby mu się jakaś panna na dzisiejszy wieczór. Emil, nie masz tam kogoś dla naszego Hubcia?

- Rany, dajcie już spokój. Chcecie żeby trener wygonił mnie z drużyny?- Zażartował solenizant nawiązując do związku z Klarą Zawadzką, który kilka miesięcy wcześniej prawie przekreślił jego sportową karierę.

- A bo ty od razu celujesz  w aktorki. A potrzebna ci normalna dziewczyna i chodzenie na randki. Jeju, gdybym ja był te 5 lat młodszy…

- Ty, uważaj bo twoja żonka usłyszy.- Wtrącił się ktoś.

- Przecież mówię, że gdyby to było parę lat wcześniej…

- Czekaj Piotrek, mam tu dla Huberta odpowiednią kandydatkę. Czekajcie, zaraz ją przyprowadzę…

- Adam…- Zaczął Hubert, ale czołowy atakujący reprezentacji Polski już gdzieś pognał.

- Wyluzuj, Huba.- Doradził mu przyjaciel.- Tutaj wszystko zostaje między nami. Poza tym to, że tamta laska zrobiła z ciebie durnia nie znaczy, że każda taka jest.

- Skąd wiesz, że Ha…- Urwał Skrzynecki szybko zdając sobie sprawę, że Piotr wcale nie mówi o Hance Witwickiej, ale o Klarze. Bo niby skąd miałby o niej wiedzieć? Nikt o niej nie wiedział, zupełnie jakby była jego brudnym sekretem.

Czasami Hubert zastanawiał się czy serio jej sobie przypadkiem nie wymyślił. Albo tej bliskości emocjonalnej, która stała się ich udziałem. I tej słodyczy pocałunków rozpalających nawet bardziej niż sam seks…Choć myślał o niej coraz rzadziej, takie chwile wspomnień też mu się zdarzały dopadając go w najmniej odpowiednich momentach.

- Ha?- Podchwycił rozmówca.- Co to za „Ha”? Chyba nie zabujałeś się w naszej kochanej pani Halince?- Spytał mając na myśli szatniarkę pracującą w hali gdzie niedawno trenowali.- Bo jeśli tak to będziesz się musiał bić o jej serce z każdym z nas.

- Ależ oczywiście, że tak. Nie słyszałeś ostatnio, że lubi młodszych?

- Ona lubi nas wszystkich, żadnego nie wyróżnia. Poza tym zdaje mi się, że wcale to nie ją miałeś na…

- No, już jestem.- Przerwał mu wypowiedź Adam trzymając pod ramię jakąś młodą dziewczynę.- To jest Patrycja, koleżanka mojej Gabrysi z byłej pracy. Jest pod wrażeniem twoich sukcesów na boisku, Huba.

- Adam!- Zezłościła się młoda brunetka. Chociaż nie, wydawała się być lekko zażenowana, co tylko dodawało jej uroku. Hubert musiał przyznać, że była naturalnie śliczna: miała małą choć okrągłą twarz z wąskim nosem oraz pełne usta delikatnie podkreślone błyszczyk. Poza tym oprócz tuszu do rzęs nie zauważył innego śladu makijażu.

- Hubert Skrzynecki.- Przedstawił się wyciągając dłoń.

- Wiem, jestem fanką siatkówki. Oglądam wszystkie mecze.- Odparła w odpowiedzi energicznie potrząsając jego dłonią. To też mu się właściwie spodobało: nie wyglądała na żadną mimozę ani delikatną laskę pragnącą uwielbienia.- Dlatego cieszę się, że Gabi zaczęła spotykać się z tym gruboskórnym bałwanem, bo mam okazję poznać całą kadrę.

-  Hej, ja ci dam bałwana.- Żachnął się Adam.

- Idź lepiej poszukać Gabrysi, bo gdy ją ostatnio widziałam flirtowała z jakimś wielkoludem.

- Co?

- Tak, my też z tobą pójdziemy.- Porozumiewawczo dodał Piotrek. Potem cała czwórka zgodnie pomknęła zostawiając Huberta i Patrycję samych w kuchni.

- Mam nadzieję, że podobał ci się tort?

- Tort?

- Urodzinowy. To ja go ozdabiałam.

- Tak, był piękny.- Potwierdził Skrzynecki, choć prawdę mówiąc nie zwrócił na niego większej uwagi.- Jesteś cukierniczką?

- Raczej artystką, ale odkryłam że zamiast rzeźbić coś w glinie za kilka złotych, mogę zrobić coś z masy cukrowej i sporo mi za to zapłacą. Nawet jeśli głównie są to niestety damskie piersi lub męskie genitalia. Nie miałam pojęcia, że wieczory kawalerskie i panieńskie cieszą się takim wzięciem.

- Więc moje urodzinowe ciasto było miłą odmianą.

- O tak. I jednocześnie pozwoliło mi się wkręcić na tę imprezę. Tak w ogóle to sto lat.

- Dzięki.- Mrugnął tylko mając ochotę przerwać już tę pogawędkę. Bo co z tego, że była fajną dziewczyną z masą zalet, które odkrył już w ciągu pierwszych kilku minut znajomości? Wszystko to przekreślała jedna wada.

Nie była Hanką.

Przez dłuższą chwilę panowała między nimi cisza. Patrycja uśmiechnęła się po chwili jakby w geście otuchy, ale gdy milczenie się utrzymywało zrozumiała że jej rozmówca wcześniej był tylko grzeczny i nie ma zamiaru rozwijać tej znajomości dalej. A że nigdy nie była nachalna, już otwierała usta by się pożegnać.

- No cóż więc ja…

- Przejdziemy się?- Dokładnie w tej samej chwili, Hubert buntując się przeciwko swoim uczuciom, postanowił zrobić coś czego nie planował. Pieprzyć Hankę i jej wielką komedię o tym jak jej na nim zależy, ten ich niby pierwszy pocałunek, kłamliwe słowa czy czyny. Minęło prawie pół roku a on wciąż nie mógł zebrać się w sobie by rozpocząć nowy związek rozpamiętując tamte lato gdy zabawiła się nim jak nową zabawką.

- Jasne.- Zgodziła się zaskoczona, choć i ucieszona Patrycja.

W milczeniu wyszli na zewnątrz (Hubert zdążył jeszcze dojrzeć uniesiony kciuk Adama z Piotrem) spacerując po ogrodzie. Wtedy jednak nie milczeli. Okazało się, że Patrycja oprócz zdolności ozdabiania tortów lubi skrywała też inne nietuzinkowe zainteresowania. W wolnych chwilach rzeźbiła w glinie słuchając przy tym oldschoolowych kawałków Wioletty Willas czy poezji śpiewanej Ewy Demarczyk którą jak sama twierdziła wprost uwielbiała. Poza tym była też fanką starych motocykli, które lubiła restaurować dając im „nowe życie” jak się wyraziła. I rzeczywiście interesowała się siatkówką co wyzierało ze sposobu w jaki o niej mówiła. Nie starała się jednak popisać znajomością reguł, faktów czy nazwisk zawodników będąc w tym zupełnie naturalną. Miała też duży dystans do siebie i innych, który zdradzała przytoczona anegdota o zamieszaniu jakie stało się jej udziałem podczas jednego z meczy siatkarskich na którym się zjawiła wraz z przyjaciółmi. I ciekawie się jej słuchało, bo często wplatała w swoje wypowiedzi żarty. Nie starała się jednak być na siłę zabawna.

- Dobra, to teraz ty może coś powiedz. Czuję, że zaraz zanudzę cię na śmierć jednocześnie pokazując, jaka to ze mnie egoistka.

-  Skąd, bardzo ciekawie się ciebie słucha. Poza tym ja jestem tylko siatkarzem.

- Wybranym najlepszym siatkarzem roku.

- Wygrałem, bo jestem młody.

- I skromny. Przyznam, że gdy usłyszałam o twojej kontuzji trochę się bałam, że nie wrócisz. A zapowiadałeś się świetnie. Ale pozwolę sobie zauważyć, że po kontuzji chyba radzisz sobie jeszcze lepiej niż przedtem.

- Powrót to zdrowia i rekonwalescencja nie były zbyt przyjemne. W dodatku…

-…Sory, że przerywam wam tete a tete, ale właśnie ktoś dobijał się na twoją komórkę Hubert. Odebrałem by go spławić, ale to był syn Wańko. Jego ojciec miał udar, jest w stanie krytycznym. Gość kazał ci to przekazać…- Marcel mówił dalej, ale Hubert już go nie słuchał. Bez pożegnania z Patrycją pognał do mieszkania kolegi zabierając swoje rzeczy. Potem wsiadł do auta. Dopiero na ulicy zorientował się, że nawet nie wie do jakiego szpitala ma jechać.

Na szczęście Jacek, syn menadżera, udzielił mu tych informacji telefonicznie. Godzinę później Hubert był na miejscu wraz z najbliższą rodziną, która czekała na jakieś informacje. Nie do końca to pojmował. Owszem, już jakiś czas temu zrozumiał, że ten stary wiecznie strofujący go piernik jest dla niego ważniejszy niż przypuszczał, ale teraz na samą myśl że może go zabraknąć czuł pieczenie pod powiekami. Ostatni rok był dla niego ciężki: afera z Klarą, zawieszenie w kadrze, rekonwalescencja w hotelu gdzie poznał i rozstał się z Hanką, pobicie Sławka i świadomość tego co zrobił niewinnej dziewczynie, rozdarcie pomiędzy skaczącymi sobie do oczu rodzicami to rywalizującymi o jego uwagę, to wykorzystującymi jego popularność, a teraz to… Idąc do szpitalnej łazienki Skrzynecki poczuł, że naprawdę zaraz zacznie wyć. Niedawno uznano go za najlepszego sportowca roku a gazety (pomimo braku zainteresowania z jego strony) wciąż rozpisywały się o jego sukcesach i dobrej passie życiowej. Jakim więc cudem dzisiaj czuł się najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na Ziemi? I to jeszcze w dniu własnych urodzin…

- To ktoś bliski?- Usłyszał w pewnej chwili Hubert. Ponieważ zdawało mu się, że był w łazience sam, momentalnie szybko zamrugał oczami odganiając niechciane łzy i wytarł policzki. Potem spojrzał w lustro widząc za sobą jakiegoś młodego mężczyznę, który wyglądał trochę znajomo. – Z rodziny?

- To…to mój przyjaciel.- Odparł po dłuższej chwili Skrzynecki zdając sobie sprawę z tego, że odkrył to dopiero teraz nakreślając łączące ich relacje odpowiednią etykietką. Bo Staszek Wańko był jego przyjacielem. Jedynym jakiego teraz miał. Gdy go zabraknie…nawet nie chciał o tym myśleć.

- Rozumiem, że to poważna sytuacja.

- Niestety tak.

- Przykro mi.

- Dzięki.- Mrugnął Hubert, bo i cóż innego mógł odpowiedzieć. Tak samo jak cóż innego miał mu powiedzieć nieznajomy? „Przykro mi” było sztampowym utartym zwrotem w takiej sytuacji. Tyle, że nie wiedzieć dlaczego, ale „przykro mi” tego obcego mężczyzny wydawało mu się być szczere. I było jakby podszyte rzeczywistym odczuciem empatii a nie grzecznościowym frazesem. Może to dlatego zamiast od razu odejść spojrzał na niego uważnie zauważając, że na twarzy rozmówcy widać oznaki zmęczenia, niewyspania i smutku.

- Matka. Miała zawał podczas odwożenia mojej młodszej siostry do szkoły. Ona przeżyła, ale Sara…nie wiem jak jej to przekażemy z tatą gdy się obudzi.– Odpowiedział na jego niewypowiedziane pytanie nieznajomy.

- Przykro mi stary.- Powtórzył teraz z kolei Hubert.

- Takie życie.- Roześmiał się tamten pomimo rozżalenia widocznego w oczach.- Ale dzięki, Hubert.

- Znasz mnie?

- Jak 90% ludzi w tym kraju.

- Ty też wydajesz mi się być znajomy…

- Miłosz Rębecki.- Hubert zastanawiał się przez dłuższą chwilę, ale nazwisko nic mu nie mówiło.

- Chyba jednak…Ach, szczypiorniak.- Doznał w końcu olśnienia przypominając sobie, że widział go przelotnie na tegorocznej Gali Sportu.

- Zgadza się. Dziwne okoliczności jak na pierwsze spotkanie w cztery oczy, prawda?

- Dwóch ryczących dwumetrowych facetów? Cóż, poznaliśmy się w najbardziej żenujących okolicznościach, więc teraz może być tylko lepiej.

***

W ciągu kilku najbliższych dni jasne okazało się, że wola walki Staszka Wańki jest większa niż przewidywali lekarze i mężczyzna przeżyje. Nie znaczyło to jednak, że jego stan w magiczny sposób uległ poprawie. Gdy po tygodniu pierwszy raz się obudził nie był w stanie poruszać samodzielnie górną częścią ciała, nogi odmawiały mu posłuszeństwa, a zamiast mówić bełkotał poszczególne słowa. Widać było jak bolesne są dla niego własne ograniczenia, bo jego oczy oddawały ogrom bólu pomieszane we wstydem.

Przez następne miesiące Hubert odwiedzał go w każdej wolnej chwili spędzając z nim czas nawet gdy tamten spał lub tego nie chciał. Po paru tygodniach przekonał się jednak, że jego podopieczny tak łatwo nie zrezygnuje i dał sobie spokój z próbami wyproszenia go. Gdy jego stan poprawił się na tyle, by niedowład ograniczyć tylko do lewej ręki a mowa na tyle wyraźna by móc prowadzić konwersację, zdecydował się przeprowadzić z Hubertem szczerą rozmowę. Nie spodziewał się tylko, że tamten zareaguje aż tak emocjonalnie.

- Nowy menadżer? Nie ma mowy. To ty jesteś moim menadżerem.

- Hubert, ja już nie będę mógł wrócić do zawodu. Mój umysł i ciało nie są tak sprawne jak przed udarem.

- Co ty pieprzysz. Jeszcze trochę rehabilitacji i będzie tak samo.

- Będę kaleką jeżdżącym na wózku: jak mam podpisywać umowy w imieniu moich klientów? Jak mam je negocjować gdy teraz z trudem wymawiam niektóre słowa, a moje myśli są czasami tak chaotyczne iż nie jestem w stanie odpowiedzieć od razu na proste pytanie?

- To tylko kwestia czasu. Na razie przecież wszystko funkcjonuje dzięki twojemu pracownikowi.

- Zamknąłem działalność.

- Co?

- Wypowiedziałem umowy wszystkim moim podopiecznym przekazując bądź sugerując im odpowiedniego moim zdaniem menadżera. Co do ciebie…

-…nie możesz tego zrobić!

- Już to zrobiłem.

- Ale jak ci zakazuje!

- Hubert, jesteś dobrym sportowcem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem. Wiedziałem to kiedy do mnie przyszedłeś, nawet jeśli byłeś zbuntowanym i rozpieszczonym gówniarzem. I dlatego chcę dla ciebie jak najlepiej. A ja będę ci tylko kulą u nogi.

- Staszek…

- Teraz musisz iść własną drogą.

- Nie możesz mnie zostawić. Ja…ja nie mam nikogo oprócz ciebie.

- Jeśli tego będziesz sobie życzył, drzwi mojego domu zawsze pozostaną dla ciebie otwarte. Wiesz, że jesteś dla mnie jak syn. Ale zawodowo…nie mogę poprowadzić twojej ścieżki tak jak bym chciał, biorąc za to takie pieniądze jakie brałem dotychczas. Nie jestem w stanie rozważyć wszystkich najlepszych dla ciebie opcji. I jeśli mogę ci coś zasugerować…jest taki chłopak, trochę sztywny, ale cholernie ambitny. Widziałbym go w roli mojego następcy.

- Chcesz powiedzieć, że liczy się dla niego tylko kasa na jaką może wydoić klienta? I chcesz mnie oddać w ręce kogoś takiego?

- Nie, chcę oddać cię w ręce kogoś, kto ma zasady moralne. I dlatego właśnie ci go polecam. On wynegocjuje dla ciebie najlepszy kontrakt, ale nie sprzeda do reklamy maści na hemoroidy tylko dlatego, że najwięcej zapłacą a więc i on zgarnie sporą prowizję. Nazywa się Adrian Pajko. Obiecaj mi, że chociaż się z nim spotkasz.

- Ten elegancik? Przecież wszyscy w branży aktorskiej się z niego śmieją po tym jak Rogulski nagrał i wrzucił film do sieci w którym....

- Obiecaj.

- Dobrze, obiecuję.- Potwierdził dla świętego spokoju Hubert.

Nie miał jeszcze wtedy pojęcia, że „elegancik” wkrótce stanie się jego przyjacielem.

Tak samo zresztą jak poznany w szpitalu Miłosz, który przedstawi mu również kilku swoich kolegów z drużyny: Grzegorza, Dominika czy później Włodka, którzy w niedługim czasie również staną się dla niego olbrzymim wsparciem.

Nie miał pojęcia, że w tym roku wraz z drużyną zdobędą mistrzostwo świata w piłce siatkowej.

Ani, że spotkanie z Patrycją pomimo nienajlepszego początku się powtórzy i razem będą stanowili parę przez ponad dwa lata do czasu aż dziewczyna nie zdecyduje się szukać szczęścia i wyjechać za granicę.

Nie wiedział również, że w tym samym czasie gdy on okupował szpitalne łóżko swojego sparaliżowanego trenera, Hanka Witwicka rozpaczała na grobie Iwony Jakubiak, której życie zakończył szybki postęp choroby nowotworowej.

Przede wszystkim jednak nie wiedział, że kilka lat później wróci do Oazy spokoju i stanie się jej mężem.

 

OBECNIE

Zadowolony z siebie Hubert gwizdał cicho pod nosem pakując do bagażnika kolejną porcję zakupów. Śmieszne, że jeszcze wczoraj wydawało mu się, iż pamiętał o wszystkim. Miał szczęście, że jego żona wczoraj uświadomiła mu jego haniebne braki. Dzięki temu mógł je dzisiaj nadrobić przez co szybciej wprowadzą się do nowego lokum. Ten fakt współpracy Hanki też go ucieszył: oznaczało to, że nie próbowała w żaden sposób sabotować ich małżeństwa. Okej, może nie była zbyt wylewna i często w jego obecności sprawiała wrażenie jakby chciała być gdzie indziej, ale wczorajszego wieczora swoim pocałunkiem udowodniła mu, że pociąg który czuł nie był jednostronny.

Szkoda tylko, że ta noc nie zakończyła się tak jak chciał.

- Cześć Hubert, cóż za przypadek. Tak myślałem, że to twoje auto. Czyżby zakupy? Do nowego lokum jak widzę? Ja wpadłem tutaj na chwilę kupić lampę na biurko: stara miała chyba z dekadę i odmówiła posłuszeństwa.- Mówił Kacper jednocześnie wyciągając do Skrzyneckiego dłoń, a potem unosząc wyżej prawą rękę pokazując swój nowy nabytek. Hubert nie mógł oprzeć się jednak wrażeniu, iż całe to przypadkowe zdarzenie i zachowanie Jakubiaka wygląda jak starannie zaplanowana wizyta z próbą usprawiedliwienia się. Ale może to dlatego, iż choć nie był zbyt przesądnym gościem, nie wierzył też w przypadki. I doskonale zdawał sobie sprawę co tamtej czuje do jego żony, nawet jeśli ona niczego nie widziała a sam zainteresowany się tego wypierał. Nie mógł jednak ukryć, że był ciekaw rozwoju sytuacji. I tego czego w rzeczywistości chciał od niego Kacper.

- Cześć, tak: jak widać. Hania uświadomiła mi, że zapomniałem o kilku drobiazgach do domu bez których nie może się obejść.

- Oj tak, tarka czy deska do krojenia są z pewnością niezbędnym wyposażeniem dla kobiety.- Zażartował tamten.- To dobrze, że wijecie sobie wasze gniazdko.

- Też się cieszę.- Odparł niezobowiązująco, choć grzecznie jak mu się wydawało Hubert. Potem przez dłuższą chwilę podczas pakowania kolejnej siatki zakupów słuchał narzekania Kacpra na jakiegoś swojego dostawcę, który nie rozumie prostych poleceń wciąż się myląc w zamówieniach dla kierowców. Przynajmniej do czasu aż w ostatniej torbie Skrzyneckiego nie dostrzegł prostopadłościennego pudełka.

- Puzzle?

- Tak, Hanka chyba wciąż lubi je układać.

- Rzeczywiście. Chociaż ten może niespecjalnie przypaść jej do gustu jeśli chcesz znać moją opinię.

- Bo nie jest pejzażem?- Spytał Hubert powściągając swoją irytację spowodowaną niewypowiedzianą sugestią Kacpra jakoby lepiej znał jego żonę niż on sam.

- Skąd, raczej chodziło mi o ilość elementów. Trzy tysiące to sporo. Z tego co wiem, Hania zwykle układała nie więcej niż 1500.

- Parę lat temu ułożyła już 2500 sztuk, więc spokojnie powinna dać sobie radę z moim nowym nabytkiem. Tym bardziej, że teraz będzie miała w końcu więcej wolnego czasu. No i ja nie zamierzam jej już w tym przeszkadzać.- Dodał zagłębiając się na chwilę we własnych myślach przypominając sobie jak sześć lat temu zachęcał Hankę do rozpakowania nowego pudełka puzzli a potem bardziej zainteresowany przytulaniem jej, nie skupiał się zbytnio na pomocy co doprowadzało ją do lekkiej złości i zaniechania planów. Hanka zawsze gdy coś robiła dawała z siebie 100%. Aż bał się wyobrażać sobie ich wspólnie spędzone w przyszłości noce. Sama myśl sprawiła, że teraz jego przedramiona pokryły się gęsią skórką.

- Czekaj: czy ja dobrze zrozumiałem? Co miało znaczyć, że parę lat temu ułożyła ćwierć tysiąca puzzli pomimo twojego przeszkadzania? Znaliście się już wcześniej?

- Co? My…- Wciąż lekko zamroczony namiętną wizją Hubert nie do końca zrozumiał co nieopatrznie wyznał. Ale teraz nie mógł skłamać. Niech to szlak. A ponieważ był sportowcem, który błyskawicznie musiał reagować na boisku (przynajmniej do niedawna), tak samo zareagował teraz. W ciągu ułamków sekund w jego głowie stworzył się bilans potencjalnych zysków i strat, które mogła spowodować ta informacja. Doszedł więc do wniosku, że w sumie nie była ona bardzo znacząca. Ponadto mogła pomóc mu domyślić się prawdziwych intencji Kacpra. Musiał tylko zaryzykować i wzbudzić w nim zaufanie. A nie było to łatwe skoro wcześniej tak otwarcie wyrażał wobec niego zdecydowaną wrogość. Bo choć miał Kacpra za palanta i drania, nie mógł odmówić tego lisowi przebiegłości i inteligencji. Jego plan osaczenia Hanki i pozostawienia ją pod ścianą miał przecież duże szanse powodzenia, bo w kwestii Oazy nie miało dla niej znaczenia prywatne szczęście.– Ach tak, masz mnie. Znaliśmy się z Hanką wcześniej.- Wyznał po udawanym głębokim wdechu, który miał świadczyć o tym, że wyznanie tej informacji nie było mu na rękę.

- Ale jak…? I dlaczego nikt o tym nie wie?

- Ze względu na moją pozycję. Byłem wtedy sławnym sportowcem, wplątanym w skandal z mężatką. Rozgłos spowodowany kolejnym związkiem nie był mi potrzebny.- Wyjaśnił stosując jedną z nadrzędnych zasad kłamcy aby mówiąc nieprawdę wplatać w nią jak najwięcej faktów i prawdziwych zdarzeń. Niestety Hubert działał również bardzo po omacku nie mając pojęcia jakie plany ma Kacper, ile wie o przeszłości i nie wiedząc co może być dla niego ważną informacją a gdzie może zastosować kłamstwo. Musiał więc postępować bardzo ostrożnie.

- Kiedy to dokładnie było?- Spytał Kacper przyglądając się bacznie swojemu rozmówcy.

- Parę lat temu.

- Cztery? Pięć? Sześć?

- Ponad sześć.

- Byliście parą?

- Tak.

- Jak długo?

- Kilka miesięcy, ale potem utrzymywaliśmy regularny choć niezbyt częsty kontakt drogą mailową, parę razy nawet do siebie telefonowaliśmy. Można to chyba nazwać przyjacielskimi relacjami.-Skłamał.- Najczęściej ja odzywałem się do niej z życzeniami podczas urodzin, a ona do mnie po jakimś moim wygranym meczu z gratulacjami.

- To ty zerwałeś?- Drążył tamten.

- Czy to ma znaczenie?- Hubert próbował zastosować unik.

- Jeśli się nią teraz bawisz to tak.

- Nie robię tego. A jeśli już musisz wierzyć, to ona mnie zostawiła.- Zaryzykował Skrzynecki nie mając pojęcia czy dobrze robi przedstawiając sprawę w ten sposób. Starał się przy tym wyglądać jak facet, który wciąż ma z tym problem jednocześnie nie przesadzając ze swoim teatrzykiem.

- Dlaczego?

- Nie mam pojęcia. – Zirytował się Hubert.- Widocznie uznała, że ten związek nie ma przyszłości. Chociaż najpewniej nie chciała zostawiać hotelu, który jest dla niej najważniejszy. Zresztą: czy to jakieś przesłuchanie?

- Nie, przepraszam. Po prostu…wow, zaskoczyłeś mnie. Sądziłem, że Hanka mogła cię trochę wykorzystać tylko po to by zachować swoją Oazę a tu okazuje się, że zwróciła się o pomoc do swojego byłego chłopaka…I wcale nie po kilku dniach znajomości, ale i całych latach.  Że też nikt o tym nie pomyślał. To nie do wiary, że udało wam się to utrzymać w tak ścisłej tajemnicy.

- Taa. Cóż, będę się zbierał: żona na mnie czeka. I proszę cię: pozostaw tę informację dla siebie.

- Dlaczego?

- Nie chcę plotek.

 - Czyżby?

- Chcesz mi coś zasugerować?

- Skąd. Pozdrów Hankę.

- Jasne.- Odparł Hubert z powściągliwym uśmiechem mając mieszane uczucia. Czy udało mu się zasiać w Kacprze ziarno niepokoju odnośnie genezy jego związku z Hanką? Nie miał pojęcia. Ale przynajmniej mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że starał się najlepiej jak mógł.

Dojechawszy do nowego domu, zostawił zakupy nie trudząc się ich rozpakowywaniem. Uznał, że Hania powinna ułożyć wszystko według własnego pomysłu. Tym bardziej, że wczoraj dostrzegł w jej oczach radosne ogniki i zapał w głosie gdy opowiadała o szczegółach w aranżacji poszczególnych pomieszczeń. Chyba nie miała pojęcia, że doskonale rozumiał to jak się czuła. On przecież też podczas różnorodnych zawodów praktycznie pół życia spędził w rozjazdach czy hotelach, a chociaż nie mieszkał w żadnym z nich na stałe z łatwością mógł pojąć co musi czuć jego żona z samą świadomością posiadania w końcu własnych czterech ścian. 

Jego dobry humor zmąciła tylko wiadomość od Adriana, w którym prosił o telefon do trenera. Przynajmniej tyle chyba mu się należy, nie sądzisz? Pytał retorycznie w SMSie wzbudzając w Hubercie kolejną porcję wyrzutów sumienia. A ponadto dzięki takiemu kopniakowi zdał sobie sprawę jak żałośnie do tej pory się zachowywał. Dlatego biorąc głęboki wdech wybrał numer Stanisława Pilarczyka.

- Halo? Trenerze, tu Hubert Skrzynecki. Przepraszam, że dopiero teraz, ale wcześniej nie mogłem się zebrać by to zrobić…

***

Dwa dni później, zgodnie z wcześniejszymi planami, świeżo upieczeni małżonkowie jechali do Warszawy na kameralną domówkę, która miała się odbyć w mieszkaniu Dominika Andrzejewskiego. Jak wyjaśnił Hani Hubert, już od kilku lat nieopisanym zwyczajem stało się świętowanie rozpoczęcia Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych właśnie w ten sposób. W rzeczywistości była to w dużej mierze kolejna wymówka do spotkania przyjaciół, ponieważ zapraszano na nią głównie całą paczkę ich znajomych.

- Początkowo miałem zamiar wymigać się od imprezy: jestem pewny że Niedźwiedź będzie wyjątkowo niedelikatnie wyśmiewał się z moich krost.- Powiedział Skrzynecki do żony podczas prowadzenia auta w drodze na przyjęcie.- Ale jego mina gdy cię przedstawię wynagrodzi mi wszystko. W sumie miny każdego z tych bałwanów będą bezcenne.

- Krosty są już ledwie widoczne w niektórych miejscach, nie przesadzaj. Poza tym, dlaczego nazywacie tak Dominika?- Zainteresowała się Hania.

- Niestety nie kryje się za tym żadna fascynująca historia. Jest wielkim umięśnionym i owłosionym gościem, a że parę lat temu nosił jeszcze brodę naprawdę przypominał włochatego misia. Ponadto po każdej bramce jego zwyczajem stał się głośny okrzyk, niczym ryk. O ile dobrze pamiętam ten pseudonim to był pomysł Grześka podczas jednej z suto zakrapianych imprez, za który zresztą później mu się oberwało. Ale koniec końców Dominikowi spodobała się nowa ksywka. Jednak każdy kto go trochę pozna stwierdza, że gość jest bardzo przewrażliwiony na swoim punkcie, żeby nie powiedzieć próżny.

- Mnie wydawał się całkiem sympatyczny, miał dystans do siebie. I lubił żartować.

- O nie, mistrzem żartów jest Grzesiek: pewnie też będzie na imprezie. W jego towarzystwie nawet stypa byłaby wesoła. Co do Dominika, oczywiście że zna pojęcie ironii i autoironii. Ale na punkcie własnego wyglądu jest przewrażliwiony. Także dla własnego bezpieczeństwa możesz wyśmiewać jego brak kultury, gusty, wiedzy czy niezrozumienie dowcipu: ale biada ci gdy powiesz coś o jego bicepsie czy obwodzie klatki piersiowej.

- Z tego co pamiętam to wszystko z nimi w porządku. Widziałam tamtą reklamę.- Roześmiała się Hanka.

- Miałaś czas żeby oglądać roznegliżowanych facetów? Ty?- Niedowierzał pijąc do jej ponad dwunastogodzinnego dobowego czasu pracy.

- Wyobraź sobie, że tak. Kiedyś w przerwie pokazała mi ją Gośka. Anka zresztą stwierdziła, że nie widziała seksowniejszego faceta.

- Czy ona przypadkiem nie jest zamężna?

- Przypadkiem jest. Co nie znaczy, że nie wyłączyła się na przystojnym facetów: dawniej niezła z niej była flirciara.  Ale jest zakochana w swoim Irku do szaleństwa, także Dominik może czuć się bezpiecznie.

- Już jej nie broń: pamiętam jak się uśmiechała i machała do naszego stolika podczas naszego pobytu w hotelu. A tak a propos: ty uważasz Dominika za przystojnego?

- To pewnie kwestia gustu. Ale z pewnością musi się podobać wielu kobietom.

- A tobie?

- To podchwytliwe pytanie?

- Skąd. Chcę tylko wiedzieć czy w razie co będę musiał odstawić steki i trochę ostrzej poćwiczyć na siłowni.

- Tobie też niczego nie brakuje.

- Więc mi niczego nie brakuje, a Dominik podoba się wielu kobietom? Ciekawe…- Skwitował to Hubert wywołując kolejny uśmiech na twarzy Hani. On zresztą zaraz zrobił to samo. Droczenie się z żoną było jedną z jego ulubionych czynności. W swoim pospiesznym ślubie żałował tylko jednego: że nie mieli okazji porandkować, pospotykać się czy lepiej poznać swoich wzajemnych przyzwyczajeń. Owszem, na pewno nadrobią to teraz, ale nie będzie to już tak spontaniczne i niezobowiązujące, w końcu byli nierozerwalnie ze sobą związani.

- Hubert, co właściwie powinnam mówić twoim znajomym o naszym związku? Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale wciąż tego nie ustaliliśmy. A może miałbyś jakieś sugestie w tym zakresie?

- Myślisz, że to będzie konieczne?

- Sądząc po reakcji moim przyjaciół, tak. Gdybyśmy chociaż wzięli ślub po pół roku znajomości, pewnie budziłoby to mniejsze kontrowersje, a tak…

- Ostatnio powiedziałem Kacprowi, że poznaliśmy się 6 lat temu.- Wyznał Hubert.- Całkiem przypadkiem zresztą, ale uważam że wszystkim powinniśmy tak mówić utrzymując, że w międzyczasie mieliśmy ze sobą sporadyczny kontakt który nie wypłynął do mediów i który udało nam się zachować w tajemnicy. Odnowiliśmy znajomość podczas mojego pobytu w górach podejmując decyzję o ślubie. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła o to co powiedziałem twojemu wspólnikowi?- Spytał na koniec widząc jej zmienioną minę.

- Skąd, w sumie masz rację. Zaskoczyła mnie tylko informacja o twojej rozmowie z moim przyszywanym kuzynem. Kiedy się widzieliście?

- Przypadkiem, na parkingu w Ikei podczas gdy rozpakowywałem zakupu.- Odpowiedział Skrzynecki nie dodając, iż ta wizyta nie wydawała mu się być całkiem przypadkowa. Ale dopóki nie dowie się o co też mogło Jakubiakowi chodzić, nie zamierzał informować o niczym żony. Hanka i tak uważała pomysł rzekomego uczucia Kacpra do niej za wydumany.

- Aha. Po tej imprezie zostajesz w stolicy na dłużej?

- Nie, a chciałabyś?

- Myślałam, że kadra już trenuje.- Powtórzyła to, czego dowiedziała się od Pauli.

- Zgadza się.- Potwierdził Hubert niczego ponadto nie wyjaśniając. Ale nie zamierzał Hance teraz mówić o końcu swojej sportowej kariery, ponieważ nie miał ochoty odpowiadać na dalszą lawinę pytań którą ta odpowiedź spowoduje. I tak Adrian wymęczył go w tej materii niemiłosiernie. Hubert wolał to zrobić w bardziej sprzyjającym momencie.- Może przenocujemy do niedzieli, spotkam się z trenerem. Potem moglibyśmy odwiedzić mojego dawnego menadżera. Chciał cię poznać.

- Jasne.

Tak jak spodziewał się Hubert, widok Hani przy jego boku wywołał spore zamieszanie w gronie jego znajomych. Miłosz, Adam i gospodarz byli Witwickiej znani, ale oprócz tego mąż przedstawił jej Grzegorza, Pawła czy Franka wraz z ich partnerkami również obecnymi na imprezie. Włodka jak się okazało póki co nie było.

- No to właźcie, nie stójcie tak. Huba, znajdź Hani jakieś miejsce: Grzesiek, podnieś dupę z tej kanapy. Pani stoi, dżentelmenie.

- Nie trzeba, naprawdę. Może w czymś pomogę?- Zaoferowała się Witwicka zwracając do poznanej chwilę wcześniej dziewczyny Dominika, Patrycji.

- Nie, siadaj. Mam zwyczaj przy pierwszym spotkaniu nie wykorzystywać gości. Poza tym nie zamierzam się przemęczać, dlatego zawczasu przygotowałam większość rzeczy w formie szwedzkiego stołu. Zrobić ci coś do picia? Chcesz drinka?

- Może na razie sok.

- Spokojnie Pati, umiem zająć się swoją partnerką. Zaraz jej czegoś naleje. – Wtrącił się Hubert. Hania uśmiechnęła się, choć obserwując ukradkową rozmowę jaką toczyła ze sobą część szczypiorniaków trochę dalej poczuła się nieswojo. Choć spodziewała się, że jej widok tutaj będzie sporym zaskoczeniem, nie lubiła być obiektem plotek ani w centrum uwagi.- W porządku?- Spytał ją mąż.

- Tak.- Przytaknęła, choć najchętniej by stąd wyszła. Hubert jakby czytając w jej myślach delikatnie dotykając dłonią jej pleców w geście utucy skierował ją na jedną z kanap gdzie Grzegorz właśnie zrobił trochę miejsca. Hania niepewnie usiadła, Hubert natomiast umościł się na dywanie tuż obok jej nóg.

- No to powiem wam, że nas zaskoczyliście.- Odezwał się jako pierwszy Adam przerywając panującą ciszę.

- Chociaż przypominając sobie fortele Huberta byleby tylko spotkać się z Hanią podczas naszego pobytu w górach…mogę ci mówić na „ty”, prawda?- Zreflektował się gospodarz zwracając do Witwickiej.

- Jasne.

- Więc mając to w pamięci nie jest to jakieś duże zaskoczenie. Chłopaka naprawdę wzięło.

- Domiś…- Zaprotestował Hubert prowokując wybuch śmiechu u panów.

- Ha ha, jaki zakłopotany…

- Przynajmniej teraz wiadomo czym zajmował się w ostatnich tygodniach wciąż wymawiając się brakiem czasu. A raczej kim.

- Dajcie już mu spokój, sami lepsi nie byliście.- Wtrąciła się jakaś kobieta siedząca obok Adama, która o ile Hania dobrze pamiętała, miała na imię Dagmara.- Dobrze rozumiem, że jesteś tą góralką i właścicielką miejsca gdzie nocowali nasi chłopcy kilka tygodni temu?

- Tak. Co prawda nie jedyną, na moje nieszczęście.

- Wyczuwam tutaj skomplikowaną historię.

- Bo tak jest, ale myślę że to nie temat na tę okazję.- Wbrew wcześniejszym obawom, atmosfera stopniowo się rozluźniała, co udzieliło się również Hani. Inna sprawa, że bardzo stresowała ją świadomość konieczności nadejścia momentu wyznania kim tak naprawdę dla siebie są z Hubertem, którą on uważał z kolei za bardzo zabawną. A wraz z upływem czasu wydawało jej się, że jej mąż zrezygnował z tego pomysłu. W dodatku wszyscy sportowcy wraz z ich partnerkami okazali się miłą grupą z którą rzeczywiście łatwo się rozmawiało. Hubert nie pomylił się też co do oceny osobowości niektórych osób, a w szczególności Grześka, który w oczekiwaniu na ciepły posiłek zabawiał ich różnymi ciekawymi anegdotkami. W tej chwili na przykład opowiadał o bójce Dominika z Adamem w mieszkaniu Miłosza, która zakończyła się zniszczeniem jego pięknego szklanego stolika.

- Którego ci głupcy wciąż mi nie odkupili.- Skwitował na koniec Rębecki.

- Stary, dawaliśmy ci kasę.

- A ja mówiłem, że chcę swój stolik a nie kasę…

- Dobra, uciszcie się już: zapiekanka gotowa.- Ponowny spór przerwało nadejście Patrycji z parującym naczyniem.- Częstować się. A ty gospodarzu za pięć dwunasta mógłbyś wstać z tej kanapy i mi pomóc co?- Dodała zwracając się do swojego chłopaka.

- Ależ oczywiście kochanie. Już ci pomagam. – Ponieważ osób było sporo, Hania również wstała podając talerzyki dzięki czemu pani domu mogła szybciej nakładać kolejne porcje.

- Dzięki, Haniu. Z tego mojego pożytku prawie w ogóle. Ma tempo niczym żółw.

- A gdzie punkty za dobre chęci?- Spytał Dominik.

- Nie podsłuchuj.- Zrugała go Pati uśmiechając się jednocześnie do Hanny.- Naprawdę nie ma z niego pożytku przy takich imprezach. A nadrzędną zasadą w organizowaniu udanych imprez dla sportowców jest umiejętność zaspokojenia ich apetytu, pamiętaj o tym.

- Zależy o jakim apetycie mówisz, skarbie.

- Mówiłam żebyś nie podsłuchiwał!- Zrugała go po raz kolejny udając, że opędza się od jego pocałunku w kark niczym od natrętnej muchy.- Ala jeszcze nie dostała zapiekanki.

- Bo jest weganką, na dodatek na diecie. Naprawdę nie wiem skąd Grzesiek wynajduje te laski…

- Ci….

-…No co, przecież to prawda. Ty też się chyba nie odchudzasz, prawda?- Zwrócił się z tym pytaniem do Hanki.

- Nie, z racji pracy mam co prawda rzadką okazję do regularnych posiłków, ale gdy się już dorwę do jedzenia to zjadam wszystko co do ostatniego kęsa.

- I to ci się chwali.- Skomentował to puszczając do niej oczko. Przy okazji wykorzystał ten moment by podać jej duży kawałek zapiekanki i się do niej zbliżyć.- Z Hubertem to wy tak serio? Czy tylko nas podpuszczacie?

- Spytaj jego.- Zażartowała Hanna. Widząc jednak że Dominik wciąż nie odpuszcza i przy niej stoi dodała:- Wszystko wskazuje, że tak.

- Cieszę się. Koniec końców to dobry chłopak.

- Wiem. Ale twoja rekomendacja też ma dla mnie duże znaczenie.- Dodała poważnie.

- No popatrz: nie sądziłem, że taka z ciebie cwaniara. W hotelu sprawiałaś wrażenie bardzo poważnej. Tyle, że tam naturalnie byłaś w pracy. To się chwali.

- Dziękuję. Mówiono mi, że jakieś tam poczucie humoru posiadam.

- I bardzo dobrze, z tą całą Alicją nie ma o czym gadać a na nieszczęście usadowiła się z Adamem obok mnie. Sztywne to jakby połknęła kij.

- Według mnie po prostu czuje się nieswojo w tym rozgardiaszu.

- Czy ty nazwałaś moje przyjęcie rozgardiaszem? Cóż za degradacja. Zazwyczaj idzie nam lepiej. Ostra biba, popijawa, melanż…to są epitety jakimi opisywane są nasze imprezy.

- Przez policję?

- Oj, to zdarzyło się raz. No, może dwa.

- A o czym tu tak szepczecie?- Niespodziewanie obok Hani i Dominika zmaterializował się Hubert.

- Jak to o czym? Oczywiście ostrzegam ją przed tobą.

- Na to już chyba za późno.

- Chłopie, na to nigdy nie jest za późno. I lepiej jej nie prowokuj, bo teraz przekonałem się że nie taka z niej cicha myszka jak się wydawało. A poza tym kobiety lubią przekorę.

- Dlatego zawczasu się ubezpieczyłem.- Zaczął Hubert, a Hania domyślając się już co stanie się za chwilę jęknęła w duchu- Chciałem wam powiedzieć, że Hanka nie jest moją dziewczyną. Poznajcie moją żonę.