Budząc się kolejnego ranka, Hubert czuł się i przede wszystkim w swoim mniemaniu wyglądał na tyle dobrze (czytaj: nie jak potwór), że zdecydował się w końcu spotkać z właścicielem mieszkania, które zamierzał kupić jeszcze przed ślubem. Ku jego zadowoleniu, mężczyzna wraz z pośrednikiem zgodził się na oglądanie lokum tego samego dnia przed południem. Być może coś wspólnego z tak szybkim terminem miało nazwisko Skrzyneckiego i jego pozycja w siatkarskiej kadrze narodowej. Ale skoro bycie znanym niosło przeważnie negatywne konsekwencje to jeśli mógł czasami ugrać z tego powodu coś dla siebie, nie czuł się winny. Poza tym chciał jak najszybciej przygotować nowy dom tak, by wreszcie mogli z Hanią poczuć się jak mąż i żona.
I w końcu zburzyć ten emocjonalny mur, który wokół siebie zbudowała próbując go utrzymać na dystans.
Może tak właśnie wyobrażała sobie ich wspólne życie, ale on nie. Chociaż gdyby sześć lat nie łączyła ich tak silna więź być może teraz nie odczuwałby tak mocno jej braku. I nie tęsknił za nią. Ale wiedział jak kiedyś między nimi było i chciał do tego wrócić. Może także do czegoś więcej...? Nawet we własnych myślach nie pozwalał rozwijać się tym rozważaniom dalej: i tak świadomość bycia małżonkiem Hanki uważał za duży sukces.
Mając ponad dwie godziny do spotkania, postanowił zacząć od zdobycia dla siebie trochę jej czasu. Przez minione pięć dni, które upłynęły od ich ślubu, nie było dnia żeby Hanka pracowała mniej niż dziesięć godzin na dobę. Nie chciał jednak postępować protekcjonalnie zatrudniając pierwszą lepszą osobę wtrącając się w jej biznes, ponieważ nie wiedział nawet kogo i do wykonania jakich obowiązków brakuje w obsłudze hotelu. Dlatego też przed spotkaniem z właścicielem mieszkania postanowił uciąć sobie miłą pogawędkę z jej przyjaciółką. Już po kilku lakonicznych słowach zrozumiał, że pogawędka wcale nie będzie miła. I że jego żona nie do końca oddała rzeczywisty stan uczuć jaki żywiła do niego Paula. Bo fakt, że czuła się urażona i obrażona na Hankę nie znaczył tym samym, że jego akceptowała.
- Przyszedłeś z jakąś konkretną sprawą czy chciałeś tak po prostu pogadać o pogodzie przez następny kwadrans? Bo jeśli tak to sory, ale ja na recepcji też mam trochę pracy papierkowej poza odbieraniem telefonów.- Złajała go tuż po przywitaniu gdy próbował rozpocząć niezobowiązującą pogawędką.
- Jasne, rozumiem. I właściwie to przyszedłem tutaj z konkretnym problemem. Chciałem spytać o twoją opinię na temat ilości pracowników. Według ciebie Hania powinna jeszcze kogoś zatrudnić?
- O to najlepiej powinieneś pytać jej.
- Ale jak już wspomniałem, chciałem znać też twoje zdanie.
- Dobrze, a więc moim zdaniem powinieneś zapytać o to Hankę. – Na te słowa Hubert mimowolnie się uśmiechnął. I choć Paulina była impertynencka i złośliwa, tylko go rozbawiła.
- Chodzi o mnie konkretnie czy innego faceta w roli jej męża też byś tak traktowała i była niegrzeczna?
- Wcale nie byłam niegrzeczna, ale przepraszam jeśli tak to odebrałeś. I nie rozumiem…
- Rozumiesz. – Przerwał jej. Od udzielenia odpowiedzi uchronił ją jednak kolejny telefon. Zrezygnowany Hubert postanowił dać sobie spokój z rozmową. Przynajmniej tym razem.- Gdyby o mnie pytała, przekaż Hani że wyszedłem i wrócę popołudniu.
- Jasne.- Rzuciła jeszcze szybko kobieta po czym rozpoczęła rozmowę telefoniczną. On natomiast skierował się ku wyjściu na parking. Po drodze przez chwilę rozważał możliwość zadzwonienia do trenera (a może raczej: byłego trenera?), ale koniec końców znów stchórzył i ją odrzucił w duchu usprawiedliwiając samego siebie brakiem czasu. Bo przecież oddzwoni…w najbliższej przyszłości…kiedyś.
Wizyta w potencjalnym nowym domu okazała się być niezwykle owocna. Mieszkanie było przytulne, dość duże i przede wszystkim w nieco uwspółcześnionym góralskim stylu, który coraz bardziej mu się podobał (teraz Hubert nie rozumiał dlaczego dawniej uważał górali za odmianę prymitywnych chłopów). Lokal nie miał również poważnych usterek, więc wbrew obawom Patryka mogli się do niego wprowadzić już w tym tygodniu. Najpotrzebniejsze rzeczy takie jak pościel czy zastawa kuchenna załatwi porządna wizyta w sklepie, bo skoro meble wydawały się być w doskonałym stanie nie widział powodu dla którego miałby sobie zawracać głowę inną aranżacją wnętrz. Może gdyby był Miłoszem to stanowiłoby problem, ale on nigdy nie przywiązywał wagi do takich szczegółów.
Te obrusy wykonała jedna z właścicielek tego miejsca własnoręcznie. Ale jeśli pan chce mogę je stąd zabrać.
Przypominając sobie pierwszą kłótnię tuż po poznaniu Hanny o ręcznie robione ozdoby na stół, uśmiechnął się pod nosem. No dobrze, zreflektował się w duchu, może i kiedyś takie drobiazgi go irytowały, ale od czasu gdy spotkał Hankę zdał sobie sprawę, że troszczył się o zupełnie nieważne sprawy zaniedbując przez to to, co było istotne. A ona sama uświadomiła mu że każde wnętrze ma swój klimat i historię.
- Dzień dobry, pan jeszcze tutaj?- Wyrwany z własnych rojeń Hubert zatrzymał się na chodniku uśmiechając do nieznajomego mężczyzny.
- Dzień dobry, tak góry mi się bardzo spodobały. – Odparł niezobowiązująco. Wciąż nie wierzył, że długo uda mu się utrzymać konspirację na temat związku z Hanką w sekrecie, ale skoro to był jeden z jej warunków zgody na ślub zamierzał go wypełniać jak najlepiej potrafi.
- No tak, o tej porze roku jest tutaj niezwykle pięknie. Jakub Bączek, chyba nie mieliśmy okazji bezpośrednio się poznać.- Przedstawił się mężczyzna wyciągając do niego dłoń.- I oczywiście wierny kibic.
- Rzeczywiście. Hubert Skrzynecki.- Odparł tamten przyjmując uścisk.
- W takim razie nie będę dłużej zatrzymywał. Miłego urlopu. Przed eliminacjami na pewno się przyda.
- Dzięki. – Mrugnął Hubert, który wcale przecież nie miał zamiaru być już członkiem narodowej kadry. Do czasu powrotu do auta miał jeszcze dwa takie „postoje”. No, ale jakżeby miał zrażać do siebie swoich potencjalnych przyszłych sąsiadów nie odpowiadając i ignorując ich zagajanie?
Dwie godziny później, bagażnik miał pełen najróżniejszych potrzebnych i mniej potrzebnych urządzeń czy przedmiotów. Jednym z nich był piękny różowy fartuszek „doskonałej żony”, który miał zamiar teraz bezpośrednio podarować Hani. Tyle że idąc do Oazy spokoju z pakunkiem w ręku zauważył, że ta rozmawia z kimś na werandzie. Postanawiając przełożyć swoje plany na trochę później zmienił zdanie gdy wraz z kolejnymi krokami rozpoznał towarzyszącego jej mężczyznę identyfikując go jako tego dupka, który kilka tygodni wcześniej przywalił mu w głowę butelką. Nie był już jednak zły. Hanka była jego i ten cały Rafałek nie mógł tego zmienić. Ba, nikt na całej Ziemi nie miał takiej mocy. Uświadomił sobie jednak w tej chwili, że jego uwagę powinno zaprzątać coś zupełnie innego: mianowicie co tak naprawdę łączyło Rafała przez ich ślubem z Hanką? I przede wszystkim: co ona do niego czuła?
- Miałaś więc szczęście, że udało ci się zdobyć pieniądze na prawnika.
- Cóż…tak. Chociaż właściwie nie do końca to ja je zdobyłam.
- Co masz na myśli?
- Może to, że to ja pomogłem jej zorganizować prawnika.- Usłyszawszy fragment rozmowy wspomnianej dwójki uznał, że to doskonały moment by się wtrącić. Zwłaszcza, że dowodem tego była konsternacja na twarzy jego żony. Miał tylko nadzieję, że Hanka nie była wplątana w jakiś miłosny trójkąt. Jeszcze tego mu brakowało by w swoim zwariowanym pomyśle na ślub zignorował jej uczucia do innego faceta zakładając, że ich po prostu nie ma.
- Hubert.- Zawołała wstając z ławki.- Dawno wróciłeś?
- Chwilę temu. Czy dobrze pamiętam twojego gościa? Poznaliśmy się już jakieś kilka tygodni temu w dość niefortunnych okolicznościach w Whisky Barze, prawda?
- Proszę, nie teraz.
- Daj spokój, chyba czas już zakończyć tę drobną waśń zwłaszcza że pewnie od tej pory będziemy się często widywać.- Oznajmił gościowi.
- Doprawdy?- Zainteresował się grzecznie Rafał.
- Tak. Zamierzam się tutaj osiedlić. Z moją żoną.
- Nie miałem pojęcia, że jesteś żonaty.- Odparł nieco uspokojony Rafał nawet nie zakładając, że może chodzić o Hankę i zadowolony, że błędnie rozpoznał zainteresowanie nią Huberta jeszcze podczas przyjęcia w Oazie kilka tygodni temu. A to oznaczało, że on miał wolną drogę.
- Hubert, możesz zostawić nas na chwilę?- Zwróciła się do niego Hania patrząc z niepokojem prosto w oczy. A więc słusznie domyślił się, że nie wyznała prawdy Rafałowi na temat zmiany swojego stanu cywilnego. Pytanie tylko: dlaczego? Nie chciała go ranić? Nie chciała kończyć tej znajomości? I jak często ta dwójka się w ogóle spotykała? Jak bardzo była emocjonalnie zaangażowana? Musiał porozmawiać na ten temat z Hanką. Ale później. Nie chciał robić żadnej sceny. Ani tym bardziej podsłuchiwać, nawet jeżeli bardzo chciał. Jednak nie mógł powstrzymać się od wymownego spojrzenie pełnego wyzwania rzuconemu Rafałowi na sam koniec.
- Dobrze. Będę w swoim pokoju. Przyjdź tam za kilka minut.
- Jasne. – Gdy znów zostali na werandzie sami, Hania spojrzała na Rafała. Potem bezwiednie dotknęła palcem drugiej dłoni swojej obrączki.- Ja…w zeszłym miesiącu ja wyszłam za mąż za Huberta.- Oznajmiła po prostu. Potem widząc malujący się na twarzy rozmówcy szok dodała jakby tonem usprawiedliwienia:- Gdyby nie on, nie byłabym w stanie zatrzymać Oazy.
- I tylko dlatego za niego wyszłaś?
- Tak. To znaczy nie. Miałam na myśli, że…wiem, że to było niespodziewane, ale uwierz mi że miałam swoje powody. Mimo to bardzo cię przepraszam. Gdy cię pierwszy raz spotkałam naprawdę myślałam, że…
-…Że?
- Po prostu przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać.- Oznajmił Rafał po dłuższej chwili milczenia.- Planowałaś to już gdy ostatni raz spotkaliśmy się w kawiarni, prawda? To dlatego byłaś taka nieswoja.
- Przykro mi, że wtedy niczego ci nie wyznałam. Ale prawdę mówiąc tak świetnie się nam rozmawiało, że ten fakt zupełnie wyleciał mi z głowy.
- To nie jest coś o czym można zapomnieć.
- Jasne, nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że…
-…to nie był wyrzut: nie musisz mi się tłumaczyć. Aż tak daleko nie zabrnęliśmy w naszych relacjach. Myślę, że już wszystko rozumiem i wiem. Nie będę ci więc zajmował ci więcej czasu.
- Rafał, ja naprawdę…jest mi przykro.
- Wiem. Mi też. W takim razie chyba powinienem ci pogratulować, prawda? Cześć.
- Do zobaczenia?- Odparła mu pytająco wciąż z malującym się poczuciem winy na twarzy. I choć starał się być na nią w duchu zły to nie potrafił.
- Tak, do zobaczenia.- Ulga i uśmiech na twarzy Hani na moment zrekompensowały mu tę straszną wiadomość. Ale tylko na chwilę. Bo później zdał sobie sprawę, że to niczego właściwie nie zmienia. Lubiła go, owszem, ale nic do niego nie czuła. W dodatku wyszła za mąż za innego faceta. Czy mogli więc udawać, że niczego między nimi nie było i wrócić do przyjaźni? Raczej nie.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Nie trzeba było być Einsteinem żeby się domyślić, że pobicie Sławomira Tomczyka przez Huberta Skrzyneckiego na nowo wzbudzi zainteresowanie prasy oraz mediów. Jednakże siatkarz nie mógł powiedzieć, że tego żałuje. Ba, nawet Staszek Wańko poznawszy całą historię przyznał mu rację. Powstrzymał się przy tym nawet przed oczywistym: „a nie mówiłem,” chociaż od dawna próbował bezskutecznie przekonać Huberta do zrozumienia z jakim pokroju człowiekiem się zadaje.
- Skrzynecki: jeszcze jedna wpadka i wylatujesz z drużyny. Nie obchodzą mnie okoliczności: czy zostałeś sprowokowany albo czy tylko się broniłeś. Jasne? Afera z Klarą jak się okazało nie była twoją winą i to ci darowałem, ale pobicie kogoś na własnej posesji…to niepotrzebne przeciąganie struny. Zapamiętaj to sobie i nie testuj więcej mojej cierpliwości.- Grzmiał trener oskarżycielsko wymierzając w Huberta palec. Ten jednak wciąż siedział ze spuszczoną głową. Pilarczyk westchnął ciężko zajmując krzesło naprzeciw niego.- Dobry z ciebie dzieciak i chciałeś dobrze, ale środki które wybrałeś...- Wymownie zawiesił głos.- A ja nie mogę faworyzować jednych graczy od innych wymagając czegoś innego. Niektórzy już się buntują sugerując, że dobrze byłoby gdybyś w tym sezonie odpoczął. Wiesz jak bardzo nie lubię imprezowania wśród zawodników i nieobyczajnych wybryków.
- Nie mogę odpuścić tego sezonu- Zaczął Hubert gwałtownie podnosząc się z fotela na którym właśnie siedział.- Jestem w świetnej formie i…
-…siadaj.- Przerwał mu gwałtowny wywód starszy z mężczyzn.- Tak jak powiedziałem, zostajesz: nawet jeśli chciałbym cię wywalić czy posadzić na ławce to i tak nie mam godnego zastępstwa, więc uznajmy że ci się upiekło. Ale jeśli to zdarzy się kolejny raz: nie obchodzi mnie czy będziesz wtedy ratował świat, czy to będzie obrona konieczna czy inwazja UFO albo czy pobijesz się z wielokrotnym mordercą czy z papieżem: wylatujesz, jasne? Po prostu omijaj takie sytuacje z daleka. Skoro inni są w stanie, ty też. A piątek masz przyjść na trening tak jak zwykle.- Dodał na koniec.
- Dzięki trenerze.
- Podziękuj swojemu menadżerowi, który truł mi tyłek tak długo, aż wymógł na mnie tę obietnicę i przekonał tego całego Sławka by nie wnosił oskarżenia przeciwko tobie. Ja szczerze mówiąc miałem prawdziwą ochotę postawić na ciebie krzyżyk. Nie rozumiem jak można mając takie możliwości jak ty tak bardzo niszczyć swoje życie. Znajdź miłą zwyczajną dziewczynę czy normalnych kolegów którzy mają jakieś inne pasje poza brylowaniem na ściankach i wciąganiem cię w jakieś swoje brudne sprawki. Nakieruj odpowiednio swoje życie, bo jeszcze parę lat i nie będziesz go mógł tak łatwo naprostować, zwłaszcza że wtedy już nawet nie będziesz w stanie stwierdzić, gdzie tak naprawdę jest dobry kurs. A życie sportowca jest krótkie, co pozostanie ci po dziesięciu latach na boisku? Jak będą pamiętać cię ludzie?- Powiedział na koniec wychodząc z pokoju. Wtedy Hubert spojrzał na Staszka.
- Teraz widzę jakim byłem kretynem.- Powiedział cicho. I choć jego menadżer miał prawo nie zrozumieć kontekstu wypowiedzi, znał Huberta na tyle by się go domyślić.
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jeśli to cię pocieszy, to nawet ja wiedząc jaki z niego dupek nie miałem pojęcia, że jest w stanie posunąć się do czegoś takiego.
- Nie rozumiesz. Ta dziewczyna…Boże, nie mogę o niej zapomnieć.
- Hubert, daj już temu spokój. Obiecałeś mi, że nie będziesz się w to mieszał.
- Nie mogę. Ty jej nie widziałeś. Ewa…
- …nie ty jesteś winny jej stanu. A jeśli będziesz się tym interesował zrobisz nie tylko krzywdę sobie, ale i jej. W obecnym stanie niepotrzebny jej rozgłos mediów. A to byś jej niechybnie zafundował swoją atencją.
- Ale…
- Żadne „ale” Hubert. Chcesz dobrze wiem, ale jak do mówią: „dobrymi chęciami piekło wybrukowane”. Chwilę wcześniej obiecywałeś Pilarczykowi, że będziesz unikał takich sytuacji, a teraz co? Myśl też o sobie. I swojej przyszłości. Poza tym pamiętaj co mi przyrzekałeś.
- Więc ty mi obiecaj, że sprawdzisz co się z nią dzieje. I w miarę możliwości pomożesz. Proszę. Jeśli trzeba będzie to będę cię błagał.
- Dobrze, ty rozwydrzony dzieciaku.- Prychnął Staszek nie chcąc dopuścić do rozklejenia się Huberta. Widział, że od pewnego czasu jego podopieczny bardzo się zmienił: była to co prawda zmiana na lepsze ale jego psychika znacznie na tym ucierpiała. I choć Skrzynecki był jednym z jego najbardziej wymagających klientów stale wszczynając jakieś pomniejsze medialne zainteresowanie i absorbując tym samym jego czas, to niczym marnotrawny syn był jednocześnie najbliższy jego sercu.
Choć pewnie sam Hubert uważał go za starego gbura.
- Dziękuję, Staszek. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Odwdzięczysz mi się na boisku pomagając zdobyć złoty puchar.
- Tak będzie. Możemy też pomyśleć nad jakąś podwyżką. Zważywszy na to ile kontraktów mi w tym roku załatwiłeś to…
- Daj już spokój, i tak zarabiam dzięki tobie dość.
- Ale…
- Zbieraj się już lepiej chłopie: idziemy coś zjeść a potem potrenujemy.- I choć Skrzynecki miał szczerą ochotę zaprotestować, teraz tylko szeroko się uśmiechnął. A potem zaskakując tym samego siebie mocno objął swojego menadżera.
- Nie zawiodę cię. Zobaczysz.
Tak jak zapowiadał Hubert, przez następne kilka tygodni ciężko pracował na boisku a poza nim nie ustawał w treningach. Dawno już zapomniał o swojej wcześniejszej kontuzji, która teraz była tylko niemiłym wspomnieniem. Nawet bez aplauzu sportowego świata oraz dziennikarzy wiedział, że ten sezon był dla niego najlepszy pod względem formy, którą osiągnął. Mimo to obiecał sobie, że za rok jeszcze lepiej dopracuje swoją technikę.
Nowy rok był pierwszym, który spędził samotnie: nie z braku okazji, o nie. Dostał przynajmniej kilkanaście zaproszeń z czego kilka było naprawdę wartych rozważenia. Do końca wahał się czy nie przyjąć zaproszenia któregoś z rodziców, ale uznał że w ten sposób dojdzie do wyróżnienia którejś ze stron, co pogłębi rosnące niesnaski między rodzicami. Prawda była jednak taka, że nie czuł z tego powodu zbytniego nieszczęścia: już od jakiegoś czasu jego relacje z rodzicami zaczęły ograniczać się do kurtuazyjnej grzeczności. I choć siedząc przez telewizorem czuł ulgę: w końcu mógł poleniuchować w swoim mieszkaniu zamiast ostro trenować w nieznanym państwie do następnego meczu, to w tym momencie ogarnęła go pustka.
Osiągnął cel jaki sobie postawił: zdobył razem z drużyną mistrzostwo. Co powinien teraz zrobić do czasu kolejnych rozgrywek? Jaki mieć cel by zwlec się z łóżka? Pustka, którą dostrzegł we własnym życiu zaczęła powoli go pochłaniać i wprawiać w panikę: nie chciał więc o tym myśleć. Jednakże w tej chwili nic innego nie było w stanie sprawić by zapomniał o tym jak bezsensowne jest jego życie: żadne wspomnienie z podróży (ostatnie lata życia wciąż spędzał w rozjazdach, więc nie dziwota, iż nie kojarzyły mu się najlepiej), dawnych imprez (z których większość kończyła się utratą pamięci albo jakimś skandalem) czy zwycięstw na boisku nie były w stanie przykryć tej plamy. Gwałtownie wstając z kanapy wziął do ręki telefon bezwiednie rolując wiadomości na jednym z portali społecznościowych w bezskutecznej próbie przekierowania swoich myśli na inne tory. Chwilę później westchnął ciężko z irytacji gdy komórka wyłączyła się z powodu braku baterii. Wkurzony poszedł do swojego gabinetu w poszukiwaniu ładowarki. Był pewny, że powinna znajdować się w jednej z szuflad biurka jednak teraz jak na złość nie mógł jej znaleźć. Na dodatek swoją zbytnią gwałtownością sprawił, że jedna z szuflad wysunęła się całkowicie wypadając na posadzkę razem z zawartością.
- Do diabła, jeszcze tylko tego mi brakowało.- Prychnął ładując bez ładu i składu przedmioty z powrotem do szuflady. W pewnym momencie zauważył coś o czym zapomniał już dawno temu.
A raczej ten nieduży przedmiot przypomniał mu to, co zepchnął gdzieś na skraj swojego umysłu.
H♥H
Mały, poszarzały brudny kawałek gipsu, który o dziwo wciąż był w całości wyraźnie pokazując widoczne na nim literowe inicjały.
H&H, czyli Hania i Hubert.
Biorąc do ręki to siedlisko bakterii po raz pierwszy od czasu wyjazdu z Pralkowa zaczął myśleć o niej bez złości, choć nie z pewną dozą nostalgii, ciekaw co u niej słychać. Miał też pobożną nadzieję na to, że ona również choć raz o nim pomyślała. Chociaż pewnie nie, dlaczego miałaby to robić? W końcu nic dla niej nie znaczył. Pewnie nawet nie obejrzała żadnego meczu z jego udziałem: nie znosiła przecież sportu.
Mylił się tylko połowicznie.
Hania co prawda nie stała się wielką fanką sportu oglądając każdą rozgrywkę eliminacyjną oraz późniejsze etapy aż do finałów (choć Franek jako fan siatkówki wspominał czasami o tym, że polska kadra dostała się do ćwierćfinałów, półfinałów aż w końcu wygrała finał), ale myślała o Hubercie znacznie częściej niż sama by tego chciała. Często próbowała też rozłożyć sobie na czynniki pierwsze ich znajomość, w daremnej próbie przekonania samej siebie racjonalnymi argumentami, że ich związek nie był niczym ważnym. Ot, zwyczajny przelotny wakacyjny flirt. Tyle, że ona traktowała go dużo poważniej, bo nie była taka jak Paula czy Ania potrafiące beztrosko spędzać wakacyjny czas z turystami ze świadomością, iż nigdy więcej nie zobaczy ich nawet na oczy. Owszem, mogłoby do tego dojść gdyby pozwoliła sobie na to wcześniej: niestety, Hubert był jej pierwszą miłostką stąd nie mogła o nim zapomnieć. Idąc tym tropem najlepszym lekarstwem byłoby więc zmuszenie samej siebie do beztroskiego flirtowania z innymi turystami: nie potrafiła jednak tego zrobić. A raczej po prostu tego nie chciała. Z Hubertem to stało się jakoś tak naturalnie, sama nie potrafiłaby dokładnie wskazać momentu w którym poczuła do niego coś więcej niż tylko sympatię.
- Szczęśliwego Nowego Roku!- Krzyknęła Małgosia wznosząc kieliszek z szampanem. Szósta pozostałych osób zgodnie stuknęła jej kieliszek.
- Szczęśliwego!
- I pełnego miłości.- Dorzuciła Anka patrząc na swojego obecnego chłopaka Radka z którym przyszła na domówkę.
- Oj tak szczególnie przydałaby się Hance.- Skomentowała Paulina uwieszona z kolei na swoim koledze, Karolu.
- Daj spokój.- Westchnęła Hania wywracając wymownie oczami wzbudzając śmiech pozostałych. W duchu zastanawiała się jak spędza ten dzień Hubert i czy czuje się choć trochę tak samo samotny jak ona. Szybko się jednak zreflektowała. On miałby spędzać Sylwestra i Nowy Rok na rozmyślaniach o niej? Pewnie jeśli już rozmyślałby o jakiejś dziewczynie to ona byłaby na końcu listy. I na pewno nie jest teraz sam, co to to nie. Będąc tak popularnym pewnie świętuje teraz kolejny rok ze znanymi aktorami, sportowcami oraz celebrytami na jakiejś ekskluzywnej imprezie u jednego z nich. Może nawet na jakimś jachcie? Zdaje się, że kiedyś czytała że taka forma spędzania czasu staje się ostatnio modna wśród znanych osób.
Mimo to, odchodząc w kierunku okna by dać trzem parom sposobność do uczczenia Nowego Roku pocałunkiem, Hania stuknęła delikatnie krawędź kieliszka o szybę.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Hubert.- Szepnęła cichutko, tak by nikt jej nie usłyszał choć i tak dudniąca muzyka i dźwięki fajerwerk zza okna skutecznie ją zagłuszały.- Gdziekolwiek i z kimkolwiek teraz jesteś.
OBECNIE
Czekał na nią nie pięć i nie dziesięć, ale prawie trzydzieści minut. Gdy w końcu zniecierpliwiony zamierzał zejść na dół i bezpośrednio poszukać Hani, usłyszał pukanie do drzwi. Może to z powodu zniecierpliwienia widząc ją po chwili w drzwiach, rzucił nieco oskarżycielsko:
- Cholera, przecież ty nie musisz pukać.
- A gdybyś się przebierał?
- Tym bardziej.- Uśmiechnął się nagle rozluźniony tą wizją. Niestety jego żona nie zdecydowała się pociągnąć tego tematu.
- Przepraszam, że tak późno, ale musiałam jeszcze pomóc przygotować Natalii pokój dla niespodziewanych gości: miała być tylko szósta osób, ale okazało się że chyba zaszła pomyłka w rezerwacji i doszło do błędu. Natalia twierdzi, że usłyszała wszystko dobrze, tak jak zapisała: zresztą potwierdza to jeden z maili. Ale ta dziewczyna, która dokonywała rezerwacji twierdziła, że to nasza wina, więc trzeba było umiejętnie pokierować konfliktem by nie przerodził się w żadne poważne niesnaski po żadnej ze stron. Niezadowoleni goście potrafią być naprawdę nieznośni…- Paplała Hanka byleby tylko zapewnić ciszę czego domyślił się Hubert. Tylko co ją tak bardzo denerwowało, zastanawiał się w duchu. Co chciała mu wyznać, że aż tak bardzo się stresowała? Nie chcąc dłużej zadręczać się i gdybać, zdecydował się poznać powód tej niepewności gdy przerwał jej tłumaczenia pytaniem:
- Czy wcześniej coś łączyło cię z tym Rafałem?- Zanim odpowiedziała, zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. To też dało mu do myślenia.
- Pierwszy raz spotkaliśmy się w Whisky barze, kiedy to moja przyjaciółka Ania zdecydowała się nas zeswatać. Znaliśmy się więc zbyt krótko by mogło nas łączyć to, co zapewne masz na myśli. Ale jestem pewna, że mogłoby gdybyśmy spotkali się trochę więcej niż zaledwie kilka razy.
- Czułaś coś do niego? Kochasz…Kochałaś go?
- Dlaczego o to pytasz? Czy to ma jakieś znaczenie? Wyjaśniłam mu, że wyszłam za ciebie za mąż i nie będziemy mogli kontynuować znajomości w tym samym charakterze.
- A w jakim?
- Nie zachowuj się jak zazdrosny mąż.
- Po prostu jestem ciekaw. Na przykład skąd ta pewność, że coś mogłoby was łączyć po dłuższym czasie skoro twierdzisz, że ledwie się znaliście?
- Powiedziałam, że znaliśmy się krótko, a nie ledwie.
- Jest jakaś różnica?
- Tak. Można przez pięć lat nie poruszyć żadnego ważnego tematu i nie wyjść poza płytką powierzchowną relację i banialuki, a można przez jeden tydzień poznać marzenia i oczekiwania drugiego człowieka. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak pierwsze wrażenie. A tak się składa że ja bardzo ufam swojemu, bo rzadko kiedy mnie zawodzi.
- I to pierwsze wrażenie mówiło ci, że to dobry materiał na partnera? A może nawet męża?
- Tak.- Przyznała mimo gryzącej ironii słyszanej ze słów Huberta.- Ale nie rozumiem dlaczego masz do mnie pretensje o coś, co wydarzyło się przed naszym ślubem.
- Nie mam pretensji. Zwłaszcza, że twój opis potencjalnego związku z Rafałem był wyjątkowo wyzuty z romantyzmu i pełen rozsądku.- Te słowa rozbawiły Hankę. Może to dlatego uśmiechając się lekko powiedziała:
- Może, ale emocje nie są czymś czym kieruję się na co dzień. Poza tym wyrosłam z wieku gdzie wierzy się w zauroczenie czy miłość na całe życie. Myślę, ze gdybym nie wyszła za ciebie, pewnie w przyszłości zostałabym żoną Rafała.
- Słucham?!- Zaperzył się Hubert, który jeszcze chwilę temu już odetchnął z ulgą.- Mówiłaś ze go nie kochałaś.
- Ciebie też nie kocham a jakoś jestem twoją żoną.- Zabolało, choć był pewien że nie dał niczego po sobie poznać. Chociaż jakie zabolało: po prostu ten brak emocjonalności go zirytował, ot co. W końcu dlaczego fakt, że Hanka nie jest w nim zakochana do szaleństwa miałby go smucić? On też nie darzył jej tak głębokim uczuciem. Nie był na tyle głupi by znowu się w niej zakochać. Pragnął jej owszem, ale umiał oddzielić te dwa uczucia.
- Więc wniosek z tego taki, że bardzo łatwo znajdujesz potencjalnych mężów. Ze mną przynajmniej znałaś się kilka tygodni, a z nim? Skoro spotkaliście się po raz pierwszy w Whisky Barze wtedy gdy cię śledziłem to znaczy, że…
- Co?- Nie od razu zdał sobie sprawę, że palnął gafę.
- To znaczy: niby śledziłem. To miałem na myśli.- Zreflektował się. Hanka jednak patrzyła na niego z wyrzutem. Jasne, że nie dała się nabrać, nie była głupia.
- Więc może teraz zdradzisz mi powód swojego zachowania?
- Już mówiłem, że byłem tam przypadkiem.- Zaczął, ale jej wymowna mina sprawiła że się ugiął.- Okej, śledziłem cię, zadowolona? Myślałem wtedy, że jesteś żoną Kacpra i go zdradzasz. I chciałem przekonać się o tym na własne oczy.- Wyrzucił z siebie szybko sądząc, że ją to rozzłości. O dziwo zamiast tego na moment spoważniała jakby się nad czymś zastanawiając.
- Myślę, że nawet gdyby moim mężem był ktoś taki jak Kacper, nie mogłabym go zdradzać. Naprawdę tak o mnie myślałeś?
- Nie wiem. Wiem tylko, że choć starałem sobie wmówić, że jesteś mi zupełnie obojętna to wciąż o tobie myślałem zastanawiając się co robisz i z kim jesteś.- Powiedział patrząc wprost na nią. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli.
- Skoro już jesteśmy przy wyznaniach, to nie Rafał cię wtedy uderzył. To był pan Tadeusz.
- Co?
- Mam na myśli tę butelkę. To nie był Rafał tylko właściciel lokalu. Nie chciałam wyznać ci prawdy, bo obawiałam się że mógłbyś złożyć na niego skargę za napaść. A Whisky Bar i tak ledwie zipie: to nie jest miejsce atrakcyjne dla turystów, więc wspierają go tylko miejscowi. On myślał, że jesteś jakimś bandytą który chce mnie napaść.- Początkowo Hubert sądził, że Hanka tylko się zgrywa chcąc bronić Rafała, ale szybko odrzucił tę możliwość.
- Chyba oboje nie mieliśmy o sobie najlepszego zdania, prawda?
- Po prostu za mało się znamy. I nie ufamy sobie.
- To fakt. A żeby się poznać musimy spędzać ze sobą więcej czasu.- Oznajmił podchodząc do Hani i ujmując jej twarz w swoje dłonie. Potem, choć wyraźnie chciała zaprotestować, pocałował ją.- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Dowiesz się w swoim czasie. I zaklep sobie wolny wieczór.
- Nie jestem pewna czy mogę.
- Przecież jesteś szefową: możesz robić co chcesz.
- Nie żartuj.
- Nie żartuję. A teraz chodź: zrobiłem małe zakupy do naszego nowego domu. Pokażę ci co dla ciebie kupiłem.
- Nie za szybko? Przecież jeszcze nie mamy domu i…- Mina Huberta uświadomiła Hani, że prawda musi być zupełnie inna.- Chcesz powiedzieć, że kupiłeś dom?
- Spaliłaś moją niespodziankę.- Zaczął z udawanym wyrzutem.- Ale tak, dzisiaj dopełniłem formalności, więc możemy wprowadzać się tam kiedy tylko chcemy.
- Tak szybko?
- Wszystko wyglądało w porządku i było zgodne z ustaleniami, więc na co miałem czekać? A właściciel był bardzo miły i jeszcze nawet przed spisaniem aktu notarialnego wręczył klucze. Ba, to ja musiałem nalegać na zaliczkę. Ale nie martw się: będziesz mogła zaaranżować dom tak jak chcesz. Chociaż nie ukrywam, że obecny stan bardzo mi się podoba. No chodź już, nie daj się namawiać. Chciałbym żebyś tam ze mną pojechała.
- A co jeśli nie spodoba mi się dom?
- Spodoba. Jeśli piękny: z klasycznymi drewnianymi elementami i małą werandą, a ty lubisz na nich przesiadywać.
- Skąd możesz to wiedzieć?- Spytała. Zanim odpowiedział Hubert spojrzał jej w oczy, a potem spuścił głowę i się uśmiechnął.
- Kiedy miałem złamaną nogę często siedziałem przy oknie obserwując widok z zewnątrz. Po serwowaniu kolacji w hotelu gdy większość gości przebywała w jadalni widziałem cię tam prawie każdego dnia. No z wyjątkiem tych, które spędzałaś w moim pokoju.
- Naprawdę to pamiętasz?- Zdziwiła się.
- Gapiłem się na ciebie jak mysz na ser, więc trudno żebym nie pamiętał.- Odparł żartobliwie, choć była w tym duża doza prawdy. Potem, gdy uniósł głowę do góry by obserwować reakcję Hani na jego słowa spostrzegł, że ta patrzy na niego w skupieniu.
I oczywiście nie mógł powstrzymać się przed kolejnym pocałunkiem.
Tym razem nie protestowała, ba nawet objęła lekko jego ramiona własnymi dłońmi. Nie miała też nic przeciwko pogłębieniu ich uścisku co podziałało na niego dziwnie kojąco.
Nie mógł też dłużej ukrywać, że chciałby przestać ograniczać się tylko do całowania.
A jeśli już to chciałby całować każdą z części jej ciała począwszy od ust, poprzez ten cholernie seksowny pieprzyk aż do szyi, ramion i…Nie, nie powinien teraz za dużo sobie wyobrażać skoro chciał pokazać jej dzisiaj ich nowe mieszkanie. I choć czynił to bardzo niechętnie, delikatnie się od niej odsunął.
Gdy spojrzała na niego z lekkim wyrzutem i roztargnieniem prawie zmienił zamiar. Zamiast tego ograniczył się do cmoknięcia czubka jej nosa.
- Musimy już iść, bo jeśli zostaniemy tu dłużej to chyba wyjdziemy dopiero rano.
- Nie, chcę zobaczyć tę twoją niespodziankę.
- Na pewno ci się spodoba. Chodźmy.
***
Adrian Pajko wciąż nie mógł uwierzyć w to co czego się dowiedział: nawet po dwóch godzinach jazdy samochodem. Przecież Hubert nie mógł być tak lekkomyślny by wychodzić za jakąś nieznajomą kobietę po kilku dniach znajomości. To był jakiś totalny absurd. Pewnie doszło do jakiegoś nieporozumienia, uspokajał sam siebie. Albo staruszek coś źle zrozumiał. To najzwyczajniej w świecie nie mieściło się w głowie. Nawet tych czasach.
Jeszcze przed wyjazdem w góry, dyskretnie próbował przepytać Miłosza, ale wydawało się że ten również niczego nie wie zarówno o zmianie stanu cywilnego Skrzyneckiego jak i jego rezygnacji z zawodowej kariery. Adrian już sam nie wiedział co złościło go bardziej i które zatajenie prawdy było bardziej problemowe. Nie rozumiał Huberta co nie zdarzało mu się dosyć często. Jedynym wytłumaczeniem- skądinąd całkiem logicznym zresztą- była możliwość, że z powodu gwałtownego zakończenia kariery jego podopieczny popadł w depresję żeniąc się z jakąś pierwszą lepszą naciągaczką, która łatwo zwąchała naiwniaka. A on jak ten ostatni głupek musiał teraz po Hubercie posprzątać.
Dojechał pod Oazę spokoju znacznie później niż sądził, zupełnie zapominając że 5 km na górskiej drodze pełnej wzniesień i zakrętów to nie to samo co ten sam dystans na autostradzie. Patrząc na znajdujący się na jego lewym przegubie zegarek zauważył małą wskazówkę na szóstce. Ciężko westchnąwszy z powodu upału zdecydował się wejść do środka.
Miejsce nie było brzydkie ani zaniedbane, ale nie miało też nowoczesności i stylu do których przywykł w warszawskich hotelach. Cieszył się jednak, że przynajmniej noc którą tutaj spędzi nie będzie prawdziwym utrapieniem.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- Gdy znalazł się przy recepcji, miła brunetka powitała go uśmiechem. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia lat, więc to nie mogła być właścicielka (Miłosz wspominał mu, że ta cała Hanka sama pracowała w swoim hotelu).
- Dzień dobry, chciałbym zamówić pokój na jedną noc. I porozmawiać z właścicielką hotelu.
- Niestety jest nieobecna. Ale jeśli sprawa nie dotyczy sfery prywatnej, może ja mogę panu w czymś pomóc?
- Nie sądzę, ale dziękuję. Wiadomo kiedy właścicielka się pojawi?
- Nie jestem pewna.
- Dobrze, w takim razie poczekam.- Oznajmił Adrian przystępując do czynności rejestracji i zamawiania pokoju. Oczywiście, że jej nie było: do Huberta też nie mógł się dodzwonić, więc pewnie byli razem. Ta świadomość go zirytowała, ale z drugiej strony pomyślał że dobrze będzie choć trochę odpocząć po dalekiej podróży. I przygotować się do rozmowy z Hubertem. Po kilku minutach, otrzymawszy klucz do pokoju razem z obietnicą zawiadomienia go gdy zjawi się właścicielka, z ulgą usiadł na łóżku. No dobra, pokój nie był najgorszy. Nie znaczyło to jednak, że był lepiej usposobiony do kobiety, która wykorzystała Skrzyneckiego.
Zjawiła się dopiero koło dwudziestej drugiej tak jak się domyślał, bo towarzyszył jej nie kto inny jak Hubert (miał szczęście, że korzystając z ciepłego wieczora postanowił się przejść a potem usiąść na werandzie). Oboje rozmawiali ze sobą całkowicie zaabsorbowani co mógł zauważyć ze swojego miejsca. No i świadczyć o tym mógł również fakt, że, Hubert go nawet dostrzegł. Zreflektował się dopiero gdy Adrian głęboko odchrząknął.
- Dobry wieczór.- Powiedział chwilę później gdy tamten patrzył na niego zaskoczony.
- Adi? A ty co tutaj robisz?
- Przyjechałem z wizytą. Nie przedstawisz mi swojej towarzyszki? A może raczej powinienem powiedzieć: „żony”?
- Skąd wiesz?
- Nieważne. Możemy porozmawiać w jakimś ustronnym miejscu?
- Ja już idę do środka, więc mogę zostawić was samych.- Wtrąciła się Hania wyraźnie wyczuwając napięcie.
- To mój menadżer, za chwilę do ciebie dołączę. – Gdy skinęła głową i zamknęły się za nią drzwi, Adrian zaproponował:
- Przejdziemy się?
- Domyślam się, że jesteś zły.
- Zły?- Roześmiał się tamten.- Z jakiego powodu? Dlatego że nie powiedziałeś mi prawdy odnośnie stanu swojej nogi? Dlatego, że jak ostatni tchórz bez słowa przekazałeś trenerowi swoją rezygnację? A może dlatego, że ożeniłeś się z pierwszą lepszą napotkaną laską?
- Hej, uważaj sobie.
- No proszę, a więc trochę cię obchodzi. Cudownie. Ją pewnie też obchodzi twój wypchany portfel.
- Posłuchaj, jest po dziesiątej, obiecuję że pogadam z tobą jutro rano. Zaraz każę ci przygotować jakiś pokój i…
- …O nie, dziękuję: to już mam załatwione. I wolę pogadać teraz.
- Adrian, proszę.
- Aż tak spieszno ci do żoneczki?
- Ostrzegałem, żebyś uważał.
- Jezu, jaki z ciebie kretyn! Ile ty ją znałeś co? A jeśli nawet chciałeś brać ślub po paru dniach znajomości trzeba było do diabła mi powiedzieć!
- Żebyś mnie od tego odwiódł? Poza tym: jak się dowiedziałeś? Jedyną osobą, której o tym powiedziałem był...
- Stańko do mnie zadzwonił.
- Nie powinien tego robić. Obiecał mi to.- Hubert zacisnął dłonie w pięść.
- A i owszem, dobrze zrobił. Inaczej do reszty byś się załatwił. W końcu po co zawracać sobie głowę jakąś pieprzoną intercyzą, prawda?
- To moja sprawa.
- Ale ja jestem twoim menadżerem i dbanie o twoje sprawy to moja cholerna praca! Jak jednak mam to robić gdy mi wszystko utrudniasz?!- Przez chwilę dwójka mężczyzn patrzyła na siebie z wyrzutem w milczeniu. Potem Hubert wziął głęboki wdech.
- Pogadamy jutro. Chyba oboje musimy ochłonąć.- Postanowił. A potem wszedł do budynku rozglądając się na boki. W pierwszej chwili niczego nie zauważył, bo tak dobrze się zakamuflowała, ale w pewnej chwili cień niedaleko stojaka na parasolki się poruszył.- Możesz już wyjść.- Gdy nie ruszyła się z miejsca dodał:- Wyłaś Hanka.