Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 20 sierpnia 2020

Druga szansa: Rozdział XXII

Budząc się kolejnego ranka, Hubert czuł się i przede wszystkim w swoim mniemaniu wyglądał na tyle dobrze (czytaj: nie jak potwór), że zdecydował się w końcu spotkać z właścicielem mieszkania, które zamierzał kupić jeszcze przed ślubem. Ku jego zadowoleniu, mężczyzna wraz z pośrednikiem zgodził się na oglądanie lokum tego samego dnia przed południem. Być może coś wspólnego z tak szybkim terminem miało nazwisko Skrzyneckiego i jego pozycja w siatkarskiej kadrze narodowej. Ale skoro bycie znanym niosło przeważnie negatywne konsekwencje to jeśli mógł czasami ugrać z tego powodu coś dla siebie, nie czuł się winny. Poza tym chciał jak najszybciej przygotować nowy dom tak, by wreszcie mogli z Hanią poczuć się jak mąż i żona.

I w końcu zburzyć ten emocjonalny mur, który wokół siebie zbudowała próbując go utrzymać na dystans.

Może tak właśnie wyobrażała sobie ich wspólne życie, ale on nie. Chociaż gdyby sześć lat nie łączyła ich tak silna więź być może teraz nie odczuwałby tak mocno jej braku. I nie tęsknił za nią. Ale wiedział jak kiedyś między nimi było i chciał do tego wrócić. Może także do czegoś więcej...? Nawet we własnych myślach nie pozwalał rozwijać się tym rozważaniom dalej: i tak świadomość bycia małżonkiem Hanki uważał za duży sukces.

Mając ponad dwie godziny do spotkania, postanowił zacząć od zdobycia dla siebie trochę jej czasu. Przez minione pięć dni, które upłynęły od ich ślubu, nie było dnia żeby Hanka pracowała mniej niż dziesięć godzin na dobę. Nie chciał jednak postępować protekcjonalnie zatrudniając pierwszą lepszą osobę wtrącając się w jej biznes, ponieważ nie wiedział nawet kogo i do wykonania jakich obowiązków brakuje w obsłudze hotelu. Dlatego też przed spotkaniem z właścicielem mieszkania postanowił uciąć sobie miłą pogawędkę z jej przyjaciółką. Już po kilku lakonicznych słowach zrozumiał, że pogawędka wcale nie będzie miła. I że jego żona nie do końca oddała rzeczywisty stan uczuć jaki żywiła do niego Paula. Bo fakt, że czuła się urażona i obrażona na Hankę nie znaczył tym samym, że jego akceptowała.

- Przyszedłeś z jakąś konkretną sprawą czy chciałeś tak po prostu pogadać o pogodzie przez następny kwadrans? Bo jeśli tak to sory, ale ja na recepcji też mam trochę pracy papierkowej poza odbieraniem telefonów.- Złajała go tuż po przywitaniu gdy próbował rozpocząć niezobowiązującą pogawędką.

- Jasne, rozumiem. I właściwie to przyszedłem tutaj z konkretnym problemem. Chciałem spytać o twoją opinię na temat ilości pracowników. Według ciebie Hania powinna jeszcze kogoś zatrudnić?

- O to najlepiej powinieneś pytać jej.

- Ale jak już wspomniałem, chciałem znać też twoje zdanie.

- Dobrze, a więc moim zdaniem powinieneś zapytać o to Hankę. – Na te słowa Hubert mimowolnie się uśmiechnął. I choć Paulina była impertynencka i złośliwa, tylko go rozbawiła.

- Chodzi o mnie konkretnie czy innego faceta w roli jej męża też byś tak traktowała i była niegrzeczna?

- Wcale nie byłam niegrzeczna, ale przepraszam jeśli tak to odebrałeś. I nie rozumiem…

- Rozumiesz. – Przerwał jej. Od udzielenia odpowiedzi uchronił ją jednak kolejny telefon. Zrezygnowany Hubert postanowił dać sobie spokój z rozmową. Przynajmniej tym razem.- Gdyby o mnie pytała, przekaż Hani że wyszedłem i wrócę popołudniu.

- Jasne.- Rzuciła jeszcze szybko kobieta po czym rozpoczęła rozmowę telefoniczną. On natomiast skierował się ku wyjściu na parking. Po drodze przez chwilę rozważał możliwość zadzwonienia do trenera (a  może raczej: byłego trenera?), ale koniec końców znów stchórzył i ją odrzucił w duchu usprawiedliwiając samego siebie brakiem czasu. Bo przecież oddzwoni…w najbliższej przyszłości…kiedyś.

Wizyta w potencjalnym nowym domu okazała się być niezwykle owocna. Mieszkanie było przytulne, dość duże i przede wszystkim w nieco uwspółcześnionym góralskim stylu, który coraz bardziej mu się podobał (teraz Hubert nie rozumiał dlaczego dawniej uważał górali za odmianę prymitywnych chłopów). Lokal nie miał również poważnych usterek, więc wbrew obawom Patryka mogli się do niego wprowadzić już w tym tygodniu. Najpotrzebniejsze rzeczy takie jak pościel czy zastawa kuchenna załatwi porządna wizyta w sklepie, bo skoro meble wydawały się być w doskonałym stanie nie widział powodu dla którego miałby sobie zawracać głowę inną aranżacją wnętrz. Może gdyby był Miłoszem to stanowiłoby problem, ale on nigdy nie przywiązywał wagi do takich szczegółów.

Te obrusy wykonała jedna z właścicielek tego miejsca własnoręcznie. Ale jeśli pan chce mogę je stąd zabrać.

Przypominając sobie pierwszą kłótnię tuż po poznaniu Hanny o ręcznie robione ozdoby na stół, uśmiechnął się pod nosem. No dobrze, zreflektował się w duchu, może i kiedyś takie drobiazgi go irytowały, ale od czasu gdy spotkał Hankę zdał sobie sprawę, że troszczył się o zupełnie nieważne sprawy zaniedbując przez to to, co było istotne. A ona  sama uświadomiła mu że każde wnętrze ma swój klimat i historię.

- Dzień dobry, pan jeszcze tutaj?- Wyrwany z własnych rojeń Hubert zatrzymał się na chodniku uśmiechając do nieznajomego mężczyzny.

- Dzień dobry, tak góry mi się bardzo spodobały. – Odparł niezobowiązująco. Wciąż nie wierzył, że długo uda mu się utrzymać konspirację na temat związku z Hanką w sekrecie, ale skoro to był jeden z jej warunków zgody na ślub zamierzał go wypełniać jak najlepiej potrafi.

- No tak, o tej porze roku jest tutaj niezwykle pięknie. Jakub Bączek, chyba nie mieliśmy okazji bezpośrednio się poznać.- Przedstawił się mężczyzna wyciągając do niego dłoń.- I oczywiście wierny kibic.

- Rzeczywiście. Hubert Skrzynecki.- Odparł tamten przyjmując uścisk.

- W takim razie nie będę dłużej zatrzymywał. Miłego urlopu. Przed eliminacjami na pewno się przyda.

- Dzięki. – Mrugnął Hubert, który wcale przecież nie miał zamiaru być już członkiem narodowej kadry. Do czasu powrotu do auta miał jeszcze dwa takie „postoje”. No, ale jakżeby miał zrażać do siebie swoich potencjalnych przyszłych sąsiadów nie odpowiadając i ignorując ich zagajanie?

Dwie godziny później, bagażnik miał pełen najróżniejszych potrzebnych i mniej potrzebnych urządzeń czy przedmiotów. Jednym z nich był piękny różowy fartuszek „doskonałej żony”, który miał zamiar teraz bezpośrednio podarować Hani. Tyle że idąc do Oazy spokoju z pakunkiem w ręku zauważył, że ta rozmawia z kimś na werandzie. Postanawiając przełożyć swoje plany na trochę później zmienił zdanie gdy wraz z kolejnymi krokami rozpoznał towarzyszącego jej mężczyznę identyfikując go jako tego dupka, który kilka tygodni wcześniej przywalił mu w głowę butelką. Nie był już jednak zły. Hanka była jego i ten cały Rafałek nie mógł tego zmienić. Ba, nikt na całej Ziemi nie miał takiej mocy. Uświadomił sobie jednak w tej chwili, że jego uwagę powinno zaprzątać coś zupełnie innego: mianowicie co tak naprawdę łączyło Rafała przez ich ślubem z Hanką? I przede wszystkim: co ona do niego czuła?

- Miałaś więc szczęście, że udało ci się zdobyć pieniądze na prawnika.

- Cóż…tak. Chociaż właściwie nie do końca to ja je zdobyłam.

- Co masz na myśli?

- Może to, że to ja pomogłem jej zorganizować prawnika.- Usłyszawszy fragment rozmowy wspomnianej dwójki uznał, że to doskonały moment by się wtrącić. Zwłaszcza, że dowodem tego była konsternacja na twarzy jego żony. Miał tylko nadzieję, że Hanka nie była wplątana w jakiś miłosny trójkąt. Jeszcze tego mu brakowało by w swoim zwariowanym pomyśle na ślub zignorował jej uczucia do innego faceta zakładając, że ich po prostu nie ma.

 - Hubert.- Zawołała wstając z ławki.- Dawno wróciłeś?

- Chwilę temu. Czy dobrze pamiętam twojego gościa? Poznaliśmy się już jakieś kilka tygodni temu w dość niefortunnych okolicznościach w Whisky Barze, prawda?

- Proszę, nie teraz.

- Daj spokój, chyba czas już zakończyć tę drobną waśń zwłaszcza że pewnie od tej pory będziemy się często widywać.- Oznajmił gościowi.

- Doprawdy?- Zainteresował się grzecznie Rafał.

- Tak. Zamierzam się tutaj osiedlić. Z moją żoną.

- Nie miałem pojęcia, że jesteś żonaty.- Odparł nieco uspokojony Rafał nawet nie zakładając, że może chodzić o Hankę i zadowolony, że błędnie rozpoznał zainteresowanie nią Huberta jeszcze podczas przyjęcia w Oazie kilka tygodni temu. A to oznaczało, że on miał wolną drogę.

- Hubert, możesz zostawić nas na chwilę?- Zwróciła się do niego Hania patrząc z niepokojem prosto w oczy. A więc słusznie domyślił się, że nie wyznała prawdy Rafałowi na temat zmiany swojego stanu cywilnego. Pytanie tylko: dlaczego? Nie chciała go ranić? Nie chciała kończyć tej znajomości? I jak często ta dwójka się w ogóle spotykała? Jak bardzo była emocjonalnie zaangażowana? Musiał porozmawiać na ten temat z Hanką. Ale później. Nie chciał robić żadnej sceny. Ani tym bardziej podsłuchiwać, nawet jeżeli bardzo chciał. Jednak nie mógł powstrzymać się od wymownego spojrzenie pełnego wyzwania rzuconemu Rafałowi na sam koniec.

- Dobrze. Będę w swoim pokoju. Przyjdź tam za kilka minut.

- Jasne. – Gdy znów zostali na werandzie sami, Hania spojrzała na Rafała. Potem bezwiednie dotknęła palcem drugiej dłoni swojej obrączki.- Ja…w zeszłym miesiącu ja wyszłam za mąż za Huberta.- Oznajmiła po prostu. Potem widząc malujący się na twarzy rozmówcy szok dodała jakby tonem usprawiedliwienia:- Gdyby nie on, nie byłabym w stanie zatrzymać Oazy.

- I tylko dlatego za niego wyszłaś?

- Tak. To znaczy nie. Miałam na myśli, że…wiem, że to było niespodziewane, ale uwierz mi że miałam swoje powody. Mimo to bardzo cię przepraszam. Gdy cię pierwszy raz spotkałam naprawdę myślałam, że…

-…Że?

- Po prostu przepraszam.

- Nie masz za co przepraszać.- Oznajmił Rafał po dłuższej chwili milczenia.- Planowałaś to już gdy ostatni raz spotkaliśmy się w kawiarni, prawda? To dlatego byłaś taka nieswoja.

- Przykro mi, że wtedy niczego ci nie wyznałam. Ale prawdę mówiąc tak świetnie się nam rozmawiało, że ten fakt zupełnie wyleciał mi z głowy.

- To nie jest coś o czym można zapomnieć.

- Jasne, nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że…

-…to nie był wyrzut: nie musisz mi się tłumaczyć. Aż tak daleko nie zabrnęliśmy w naszych relacjach. Myślę, że już wszystko rozumiem i wiem. Nie będę ci więc zajmował ci więcej czasu.

- Rafał, ja naprawdę…jest mi przykro.

- Wiem. Mi też. W takim razie chyba powinienem ci pogratulować, prawda? Cześć.

- Do zobaczenia?- Odparła mu pytająco wciąż z malującym się poczuciem winy na twarzy. I choć starał się być na nią w duchu zły to nie potrafił.

- Tak, do zobaczenia.- Ulga i uśmiech na twarzy Hani na moment zrekompensowały mu tę straszną wiadomość. Ale tylko na chwilę. Bo później zdał sobie sprawę, że to niczego właściwie nie zmienia. Lubiła go, owszem, ale nic do niego nie czuła. W dodatku wyszła za mąż za innego faceta. Czy mogli więc udawać, że niczego między nimi nie było i wrócić do przyjaźni? Raczej nie.

SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ

Nie trzeba było być Einsteinem żeby się domyślić, że pobicie Sławomira Tomczyka przez Huberta Skrzyneckiego na nowo wzbudzi zainteresowanie prasy oraz mediów. Jednakże siatkarz nie mógł powiedzieć, że tego żałuje. Ba, nawet Staszek Wańko poznawszy całą historię przyznał mu rację. Powstrzymał się przy tym nawet przed oczywistym: „a nie mówiłem,” chociaż od dawna próbował bezskutecznie przekonać Huberta do zrozumienia z jakim pokroju człowiekiem się zadaje.

- Skrzynecki: jeszcze jedna wpadka i wylatujesz z drużyny. Nie obchodzą mnie okoliczności: czy zostałeś sprowokowany albo czy tylko się broniłeś. Jasne? Afera z Klarą jak się okazało nie była twoją winą i to ci darowałem, ale pobicie kogoś na własnej posesji…to niepotrzebne przeciąganie struny. Zapamiętaj to sobie i nie testuj więcej mojej cierpliwości.- Grzmiał trener oskarżycielsko wymierzając w Huberta palec. Ten jednak wciąż siedział ze spuszczoną głową. Pilarczyk westchnął ciężko zajmując krzesło naprzeciw niego.- Dobry z ciebie dzieciak i chciałeś dobrze, ale środki które wybrałeś...- Wymownie zawiesił głos.- A ja nie mogę faworyzować jednych graczy od innych wymagając czegoś innego. Niektórzy już się buntują sugerując, że dobrze byłoby gdybyś w tym sezonie odpoczął. Wiesz jak bardzo nie lubię imprezowania wśród zawodników i nieobyczajnych wybryków.

- Nie mogę odpuścić tego sezonu- Zaczął Hubert gwałtownie podnosząc się z fotela na którym właśnie siedział.- Jestem w świetnej formie i…

-…siadaj.- Przerwał mu gwałtowny wywód starszy z mężczyzn.- Tak jak powiedziałem, zostajesz: nawet jeśli chciałbym cię wywalić czy posadzić na ławce to i tak nie mam godnego zastępstwa, więc uznajmy że ci się upiekło. Ale jeśli to zdarzy się kolejny raz: nie obchodzi mnie czy będziesz wtedy ratował świat, czy to będzie obrona konieczna czy inwazja UFO albo czy pobijesz się z wielokrotnym mordercą czy z papieżem: wylatujesz, jasne? Po prostu omijaj takie sytuacje z daleka. Skoro inni są w stanie, ty też. A piątek masz przyjść na trening tak jak zwykle.- Dodał na koniec.

- Dzięki trenerze.

- Podziękuj swojemu menadżerowi, który truł mi tyłek tak długo, aż wymógł na mnie tę obietnicę i przekonał tego całego Sławka by nie wnosił oskarżenia przeciwko tobie. Ja szczerze mówiąc miałem prawdziwą ochotę postawić na ciebie krzyżyk. Nie rozumiem jak można mając takie możliwości jak ty tak bardzo niszczyć swoje życie. Znajdź miłą zwyczajną dziewczynę czy normalnych kolegów którzy mają jakieś inne pasje poza brylowaniem na ściankach i wciąganiem cię w jakieś swoje brudne sprawki. Nakieruj odpowiednio swoje życie, bo jeszcze parę lat i nie będziesz go mógł tak łatwo naprostować, zwłaszcza że wtedy już nawet nie będziesz w stanie stwierdzić, gdzie tak naprawdę jest dobry kurs. A życie sportowca jest krótkie, co pozostanie ci po dziesięciu latach na boisku? Jak będą pamiętać cię ludzie?- Powiedział na koniec wychodząc z pokoju. Wtedy Hubert spojrzał na Staszka.

- Teraz widzę jakim byłem kretynem.- Powiedział cicho. I choć jego menadżer miał prawo nie zrozumieć kontekstu wypowiedzi, znał Huberta na tyle by się go domyślić.

- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jeśli to cię pocieszy, to nawet ja wiedząc jaki z niego dupek nie miałem pojęcia, że jest w stanie posunąć się do czegoś takiego.

- Nie rozumiesz. Ta dziewczyna…Boże, nie mogę o niej zapomnieć.

- Hubert, daj już temu spokój. Obiecałeś mi, że nie będziesz się w to mieszał.

- Nie mogę. Ty jej nie widziałeś. Ewa…

- …nie ty jesteś winny jej stanu. A jeśli będziesz się tym interesował zrobisz nie tylko krzywdę sobie, ale i jej. W obecnym stanie niepotrzebny jej rozgłos mediów. A to byś jej niechybnie zafundował swoją atencją.

- Ale…

- Żadne „ale” Hubert. Chcesz dobrze wiem, ale jak do mówią: „dobrymi chęciami piekło wybrukowane”. Chwilę wcześniej obiecywałeś Pilarczykowi, że będziesz unikał takich sytuacji, a teraz co? Myśl też o sobie. I swojej przyszłości. Poza tym pamiętaj co mi przyrzekałeś. 

- Więc ty mi obiecaj, że sprawdzisz co się z nią dzieje. I w miarę możliwości pomożesz. Proszę. Jeśli trzeba będzie to będę cię błagał.

- Dobrze, ty rozwydrzony dzieciaku.- Prychnął Staszek nie chcąc dopuścić do rozklejenia się Huberta. Widział, że od pewnego czasu jego podopieczny bardzo się zmienił: była to co prawda zmiana na lepsze ale jego psychika znacznie na tym ucierpiała. I choć Skrzynecki był jednym z jego najbardziej wymagających klientów stale wszczynając jakieś pomniejsze medialne zainteresowanie i absorbując tym samym jego czas, to niczym marnotrawny syn był jednocześnie najbliższy jego sercu.

Choć pewnie sam Hubert uważał go za starego gbura.

- Dziękuję, Staszek. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. 

- Odwdzięczysz mi się na boisku pomagając zdobyć złoty puchar.

- Tak będzie. Możemy też pomyśleć nad jakąś podwyżką. Zważywszy na to ile kontraktów mi w tym roku załatwiłeś to…

- Daj już spokój, i tak zarabiam dzięki tobie dość.

- Ale…

- Zbieraj się już lepiej chłopie: idziemy coś zjeść a potem potrenujemy.- I choć Skrzynecki miał szczerą ochotę zaprotestować, teraz tylko szeroko się uśmiechnął. A potem zaskakując tym samego siebie mocno objął swojego menadżera.

- Nie zawiodę cię. Zobaczysz.

Tak jak zapowiadał Hubert, przez następne kilka tygodni ciężko pracował na boisku a poza nim nie ustawał w treningach. Dawno już zapomniał o swojej wcześniejszej kontuzji, która teraz była tylko niemiłym wspomnieniem. Nawet bez aplauzu sportowego świata oraz dziennikarzy wiedział, że ten sezon był dla niego najlepszy pod względem formy, którą osiągnął. Mimo to obiecał sobie, że za rok jeszcze lepiej dopracuje swoją technikę. 

Nowy rok był pierwszym, który spędził samotnie: nie z braku okazji, o nie. Dostał przynajmniej kilkanaście zaproszeń z czego kilka było naprawdę wartych rozważenia. Do końca wahał się czy nie przyjąć zaproszenia któregoś z rodziców, ale uznał że w ten sposób dojdzie do wyróżnienia którejś ze stron, co pogłębi rosnące niesnaski między rodzicami. Prawda była jednak taka, że nie czuł z tego powodu zbytniego nieszczęścia: już od jakiegoś czasu jego relacje z rodzicami zaczęły ograniczać się do kurtuazyjnej grzeczności. I choć siedząc przez telewizorem czuł ulgę: w końcu mógł poleniuchować w swoim mieszkaniu zamiast ostro trenować w nieznanym państwie do następnego meczu, to w tym momencie ogarnęła go pustka.

Osiągnął cel jaki sobie postawił: zdobył razem z drużyną mistrzostwo. Co powinien teraz zrobić do czasu kolejnych rozgrywek? Jaki mieć cel by zwlec się z łóżka? Pustka, którą dostrzegł we własnym życiu zaczęła powoli go pochłaniać i wprawiać w panikę: nie chciał więc o tym myśleć. Jednakże w tej chwili nic innego nie było w stanie sprawić by zapomniał o tym jak bezsensowne jest jego życie: żadne wspomnienie z podróży (ostatnie lata życia wciąż spędzał w rozjazdach, więc nie dziwota, iż nie kojarzyły mu się najlepiej), dawnych imprez (z których większość kończyła się utratą pamięci albo jakimś skandalem) czy zwycięstw na boisku nie były w stanie przykryć tej plamy. Gwałtownie wstając z kanapy wziął do ręki telefon bezwiednie rolując wiadomości na jednym z portali społecznościowych w bezskutecznej próbie przekierowania swoich myśli na inne tory. Chwilę później westchnął ciężko z irytacji gdy komórka wyłączyła się z powodu braku baterii. Wkurzony poszedł do swojego gabinetu w poszukiwaniu ładowarki. Był pewny, że powinna znajdować się w jednej z szuflad biurka jednak teraz jak na złość nie mógł jej znaleźć. Na dodatek swoją zbytnią gwałtownością sprawił, że jedna z szuflad wysunęła się całkowicie wypadając na posadzkę razem z zawartością.

- Do diabła, jeszcze tylko tego mi brakowało.- Prychnął ładując bez ładu i składu przedmioty z powrotem do szuflady. W pewnym momencie zauważył coś o czym zapomniał już dawno temu.

A raczej ten nieduży przedmiot przypomniał mu to, co zepchnął gdzieś na skraj swojego umysłu.

H♥H

Mały, poszarzały brudny kawałek gipsu, który o dziwo wciąż był w całości wyraźnie pokazując widoczne na nim literowe inicjały.

H&H, czyli Hania i Hubert.

Biorąc do ręki to siedlisko bakterii po raz pierwszy od czasu wyjazdu z Pralkowa zaczął myśleć o niej bez złości, choć nie z pewną dozą nostalgii, ciekaw co u niej słychać. Miał też pobożną nadzieję na to, że ona również choć raz o nim pomyślała. Chociaż pewnie nie, dlaczego miałaby to robić? W końcu nic dla niej nie znaczył. Pewnie nawet nie obejrzała żadnego meczu z jego udziałem: nie znosiła przecież sportu. 

Mylił się tylko połowicznie.

Hania co prawda nie stała się wielką fanką sportu oglądając każdą rozgrywkę eliminacyjną oraz późniejsze etapy aż do finałów (choć Franek jako fan siatkówki wspominał czasami o tym, że polska kadra dostała się do ćwierćfinałów, półfinałów aż w końcu wygrała finał), ale myślała o Hubercie znacznie częściej niż sama by tego chciała. Często próbowała też rozłożyć sobie na czynniki pierwsze ich znajomość, w daremnej próbie przekonania samej siebie racjonalnymi argumentami, że ich związek nie był niczym ważnym. Ot, zwyczajny przelotny wakacyjny flirt. Tyle, że ona traktowała go dużo poważniej, bo nie była taka jak Paula czy Ania potrafiące beztrosko spędzać wakacyjny czas z turystami ze świadomością, iż nigdy więcej nie zobaczy ich nawet na oczy. Owszem, mogłoby do tego dojść gdyby pozwoliła sobie na to wcześniej: niestety, Hubert był jej pierwszą miłostką stąd nie mogła o nim zapomnieć. Idąc tym tropem najlepszym lekarstwem byłoby więc zmuszenie samej siebie do beztroskiego flirtowania z innymi turystami: nie potrafiła jednak tego zrobić. A raczej po prostu tego nie chciała. Z Hubertem to stało się jakoś tak naturalnie, sama nie potrafiłaby dokładnie wskazać momentu w którym poczuła do niego coś więcej niż tylko sympatię. 

- Szczęśliwego Nowego Roku!- Krzyknęła Małgosia wznosząc kieliszek z szampanem. Szósta pozostałych osób zgodnie stuknęła jej kieliszek.

- Szczęśliwego!

- I pełnego miłości.- Dorzuciła Anka patrząc na swojego obecnego chłopaka Radka z którym przyszła na domówkę.

- Oj tak szczególnie przydałaby się Hance.- Skomentowała Paulina uwieszona z kolei na swoim koledze, Karolu.

- Daj spokój.- Westchnęła Hania wywracając wymownie oczami wzbudzając śmiech pozostałych. W duchu zastanawiała się jak spędza ten dzień Hubert i czy czuje się choć trochę tak samo samotny jak ona. Szybko się jednak zreflektowała. On miałby spędzać Sylwestra i Nowy Rok na rozmyślaniach o niej? Pewnie jeśli już rozmyślałby o jakiejś dziewczynie to ona byłaby na końcu listy. I na pewno nie jest teraz sam, co to to nie. Będąc tak popularnym pewnie świętuje teraz kolejny rok ze znanymi aktorami, sportowcami oraz celebrytami na jakiejś ekskluzywnej imprezie u jednego z nich. Może nawet na jakimś jachcie? Zdaje się, że kiedyś czytała że taka forma spędzania czasu staje się ostatnio modna wśród znanych osób.

Mimo to, odchodząc w kierunku okna by dać trzem parom sposobność do uczczenia Nowego Roku pocałunkiem, Hania stuknęła delikatnie krawędź kieliszka o szybę.

- Szczęśliwego Nowego Roku, Hubert.- Szepnęła cichutko, tak by nikt jej nie usłyszał choć i tak dudniąca muzyka i dźwięki fajerwerk zza okna skutecznie ją zagłuszały.- Gdziekolwiek i z kimkolwiek teraz jesteś.

OBECNIE

Czekał na nią nie pięć i nie dziesięć, ale prawie trzydzieści minut. Gdy w końcu zniecierpliwiony zamierzał zejść na dół i bezpośrednio poszukać Hani, usłyszał pukanie do drzwi. Może to z powodu zniecierpliwienia widząc ją po chwili w drzwiach, rzucił nieco oskarżycielsko:

- Cholera, przecież ty nie musisz pukać.

- A gdybyś się przebierał?

- Tym bardziej.- Uśmiechnął się nagle rozluźniony tą wizją. Niestety jego żona nie zdecydowała się pociągnąć tego tematu.

- Przepraszam, że tak późno, ale musiałam jeszcze pomóc przygotować Natalii pokój dla niespodziewanych gości: miała być tylko szósta osób, ale okazało się że chyba zaszła pomyłka w rezerwacji i doszło do błędu. Natalia twierdzi, że usłyszała wszystko dobrze, tak jak zapisała: zresztą potwierdza to jeden z maili. Ale ta dziewczyna, która dokonywała rezerwacji twierdziła, że to nasza wina, więc trzeba było umiejętnie pokierować konfliktem by nie przerodził się w żadne poważne niesnaski po żadnej ze stron. Niezadowoleni goście potrafią być naprawdę nieznośni…- Paplała Hanka byleby tylko zapewnić ciszę czego domyślił się Hubert. Tylko co ją tak bardzo denerwowało, zastanawiał się w duchu. Co chciała mu wyznać, że aż tak bardzo się stresowała? Nie chcąc dłużej zadręczać się i gdybać, zdecydował się poznać powód tej niepewności gdy przerwał jej tłumaczenia pytaniem:

- Czy wcześniej coś łączyło cię z tym Rafałem?- Zanim odpowiedziała, zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. To też dało mu do myślenia.

- Pierwszy raz spotkaliśmy się w Whisky barze, kiedy to moja przyjaciółka Ania zdecydowała się nas zeswatać. Znaliśmy się więc zbyt krótko by mogło nas łączyć to, co zapewne masz na myśli. Ale jestem pewna, że mogłoby gdybyśmy spotkali się trochę więcej niż zaledwie kilka razy.

- Czułaś coś do niego? Kochasz…Kochałaś go?

- Dlaczego o to pytasz? Czy to ma jakieś znaczenie? Wyjaśniłam mu, że wyszłam za ciebie za mąż i nie będziemy mogli kontynuować znajomości w tym samym charakterze.

- A w jakim?

- Nie zachowuj się jak zazdrosny mąż.

- Po prostu jestem ciekaw. Na przykład skąd ta pewność, że coś mogłoby was łączyć po dłuższym czasie skoro twierdzisz, że ledwie się znaliście?

- Powiedziałam, że znaliśmy się krótko, a nie ledwie.

- Jest jakaś różnica?

- Tak. Można przez pięć lat nie poruszyć żadnego ważnego tematu i nie wyjść poza płytką powierzchowną relację i banialuki, a można przez jeden tydzień poznać marzenia i oczekiwania drugiego człowieka. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak pierwsze wrażenie. A tak się składa że ja bardzo ufam swojemu, bo rzadko kiedy mnie zawodzi.

- I to pierwsze wrażenie mówiło ci, że to dobry materiał na partnera? A może nawet męża?

- Tak.- Przyznała mimo gryzącej ironii słyszanej ze słów Huberta.- Ale nie rozumiem dlaczego masz do mnie pretensje o coś, co wydarzyło się przed naszym ślubem.

- Nie mam pretensji. Zwłaszcza, że twój opis potencjalnego związku z Rafałem był wyjątkowo wyzuty z romantyzmu i pełen rozsądku.- Te słowa rozbawiły Hankę. Może to dlatego uśmiechając się lekko powiedziała:

- Może, ale emocje nie są czymś czym kieruję się na co dzień. Poza tym wyrosłam z wieku gdzie wierzy się w zauroczenie czy miłość na całe życie. Myślę, ze gdybym nie wyszła za ciebie, pewnie w przyszłości zostałabym żoną Rafała.

- Słucham?!- Zaperzył się Hubert, który jeszcze chwilę temu już odetchnął z ulgą.- Mówiłaś ze go nie kochałaś.

- Ciebie też nie kocham a jakoś jestem twoją żoną.- Zabolało, choć był pewien że nie dał niczego po sobie poznać. Chociaż jakie zabolało: po prostu ten brak emocjonalności go zirytował, ot co. W końcu dlaczego fakt, że Hanka nie jest w nim zakochana do szaleństwa miałby go smucić? On też nie darzył jej tak głębokim uczuciem. Nie był na tyle głupi by znowu się w niej zakochać. Pragnął jej owszem, ale umiał oddzielić te dwa uczucia.

- Więc wniosek z tego taki, że bardzo łatwo znajdujesz potencjalnych mężów. Ze mną przynajmniej znałaś się kilka tygodni, a z nim? Skoro spotkaliście się po raz pierwszy w Whisky Barze wtedy gdy cię śledziłem to znaczy, że…

- Co?- Nie od razu zdał sobie sprawę, że palnął gafę.

- To znaczy: niby śledziłem. To miałem na myśli.- Zreflektował się. Hanka jednak patrzyła na niego z wyrzutem. Jasne, że nie dała się nabrać, nie była głupia.

- Więc może teraz zdradzisz mi powód swojego zachowania?

- Już mówiłem, że byłem tam przypadkiem.- Zaczął, ale jej wymowna mina sprawiła że się ugiął.- Okej, śledziłem cię, zadowolona? Myślałem wtedy, że jesteś żoną Kacpra i go zdradzasz. I chciałem przekonać się o tym na własne oczy.- Wyrzucił z siebie szybko sądząc, że ją to rozzłości. O dziwo zamiast tego na moment spoważniała jakby się nad czymś zastanawiając.

- Myślę, że nawet gdyby moim mężem był ktoś taki jak Kacper, nie mogłabym go zdradzać. Naprawdę tak o mnie myślałeś?

- Nie wiem. Wiem tylko, że choć starałem sobie wmówić, że jesteś mi zupełnie obojętna to wciąż o tobie myślałem zastanawiając się co robisz i z kim jesteś.- Powiedział patrząc wprost na nią. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli.

- Skoro już jesteśmy przy wyznaniach, to nie Rafał cię wtedy uderzył. To był pan Tadeusz.

- Co?

- Mam na myśli tę butelkę. To nie był Rafał tylko właściciel lokalu. Nie chciałam wyznać ci prawdy, bo obawiałam się że mógłbyś złożyć na niego skargę za napaść. A Whisky Bar i tak ledwie zipie: to nie jest miejsce atrakcyjne dla turystów, więc wspierają go tylko miejscowi. On myślał, że jesteś jakimś bandytą który chce mnie napaść.- Początkowo Hubert sądził, że Hanka tylko się zgrywa chcąc bronić Rafała, ale szybko odrzucił tę możliwość.

- Chyba oboje nie mieliśmy o sobie najlepszego zdania, prawda?

- Po prostu za mało się znamy. I nie ufamy sobie.

- To fakt. A żeby się poznać musimy spędzać ze sobą więcej czasu.- Oznajmił podchodząc do Hani i ujmując jej twarz w swoje dłonie. Potem, choć wyraźnie chciała zaprotestować, pocałował ją.- Mam dla ciebie niespodziankę.

- Jaką?

- Dowiesz się w swoim czasie. I zaklep sobie wolny wieczór.

- Nie jestem pewna czy mogę.

- Przecież jesteś szefową: możesz robić co chcesz.

- Nie żartuj.

- Nie żartuję. A teraz chodź: zrobiłem małe zakupy do naszego nowego domu. Pokażę ci co dla ciebie kupiłem.

- Nie za szybko? Przecież jeszcze nie mamy domu i…- Mina Huberta uświadomiła Hani, że prawda musi być zupełnie inna.- Chcesz powiedzieć, że kupiłeś dom?

- Spaliłaś moją niespodziankę.- Zaczął z udawanym wyrzutem.- Ale tak, dzisiaj dopełniłem formalności, więc możemy wprowadzać się tam kiedy tylko chcemy.

- Tak szybko?

- Wszystko wyglądało w porządku i było zgodne z ustaleniami, więc na co miałem czekać? A właściciel był bardzo miły i jeszcze nawet przed spisaniem aktu notarialnego wręczył klucze. Ba, to ja musiałem nalegać na zaliczkę. Ale nie martw się: będziesz mogła zaaranżować dom tak jak chcesz. Chociaż nie ukrywam, że obecny stan bardzo mi się podoba. No chodź już, nie daj się namawiać. Chciałbym żebyś tam ze mną pojechała.

- A co jeśli nie spodoba mi się dom?

- Spodoba. Jeśli piękny: z klasycznymi drewnianymi elementami i małą werandą, a ty lubisz na nich przesiadywać.

- Skąd możesz to wiedzieć?- Spytała. Zanim odpowiedział Hubert spojrzał jej w oczy, a potem spuścił głowę i się uśmiechnął.

- Kiedy miałem złamaną nogę często siedziałem przy oknie obserwując widok z zewnątrz. Po serwowaniu kolacji w hotelu gdy większość gości przebywała w jadalni widziałem cię tam prawie każdego dnia. No z wyjątkiem tych, które spędzałaś w moim pokoju.

- Naprawdę to pamiętasz?- Zdziwiła się.

- Gapiłem się na ciebie jak mysz na ser, więc trudno żebym nie pamiętał.- Odparł żartobliwie, choć była w tym duża doza prawdy. Potem, gdy uniósł głowę do góry by obserwować reakcję Hani na jego słowa spostrzegł, że ta patrzy na niego w skupieniu.

I oczywiście nie mógł powstrzymać się przed kolejnym pocałunkiem.

Tym razem nie protestowała, ba nawet objęła lekko jego ramiona własnymi dłońmi. Nie miała też nic przeciwko pogłębieniu ich uścisku co podziałało na niego dziwnie kojąco.

Nie mógł też dłużej ukrywać, że chciałby przestać ograniczać się tylko do całowania.

A jeśli już to chciałby całować każdą z części jej ciała począwszy od ust, poprzez ten cholernie seksowny pieprzyk aż do szyi, ramion i…Nie, nie powinien teraz za dużo sobie wyobrażać skoro chciał pokazać jej dzisiaj ich nowe mieszkanie. I choć czynił to bardzo niechętnie, delikatnie się od niej odsunął.

Gdy spojrzała na niego z lekkim wyrzutem i roztargnieniem prawie zmienił zamiar. Zamiast tego ograniczył się do cmoknięcia czubka jej nosa.

- Musimy już iść, bo jeśli zostaniemy tu dłużej to chyba wyjdziemy dopiero rano.

- Nie, chcę zobaczyć tę twoją niespodziankę.

- Na pewno ci się spodoba. Chodźmy.  

***

Adrian Pajko wciąż nie mógł uwierzyć w to co czego się dowiedział: nawet po dwóch godzinach jazdy samochodem. Przecież Hubert nie mógł być tak lekkomyślny by wychodzić za jakąś nieznajomą kobietę po kilku dniach znajomości. To był jakiś totalny absurd. Pewnie doszło do jakiegoś nieporozumienia, uspokajał sam siebie. Albo staruszek coś źle zrozumiał. To najzwyczajniej w świecie nie mieściło się w głowie. Nawet  tych czasach.

Jeszcze przed wyjazdem w góry, dyskretnie próbował przepytać Miłosza, ale wydawało się że ten również niczego nie wie zarówno o zmianie stanu cywilnego Skrzyneckiego jak i jego rezygnacji z zawodowej kariery. Adrian już sam nie wiedział co złościło go bardziej i które zatajenie prawdy było bardziej problemowe. Nie rozumiał Huberta co nie zdarzało mu się dosyć często. Jedynym wytłumaczeniem- skądinąd całkiem logicznym zresztą- była możliwość, że z powodu gwałtownego zakończenia kariery jego podopieczny popadł w depresję żeniąc się z jakąś pierwszą lepszą naciągaczką, która łatwo zwąchała naiwniaka. A on jak ten ostatni głupek musiał teraz po Hubercie posprzątać.

Dojechał pod Oazę spokoju znacznie później niż sądził, zupełnie zapominając że 5 km na górskiej drodze pełnej wzniesień i zakrętów to nie to samo co ten sam dystans na autostradzie. Patrząc na znajdujący się na jego lewym przegubie zegarek zauważył małą wskazówkę na szóstce. Ciężko westchnąwszy z powodu upału zdecydował się wejść do środka.

Miejsce nie było brzydkie ani zaniedbane, ale nie miało też nowoczesności i stylu do których przywykł w warszawskich hotelach. Cieszył się jednak, że przynajmniej noc którą tutaj spędzi nie będzie prawdziwym utrapieniem.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- Gdy znalazł się przy recepcji, miła brunetka powitała go uśmiechem. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia lat, więc to nie mogła być właścicielka (Miłosz wspominał mu, że ta cała Hanka sama pracowała w swoim hotelu).

- Dzień dobry, chciałbym zamówić pokój na jedną noc. I porozmawiać z właścicielką hotelu.

- Niestety jest nieobecna. Ale jeśli sprawa nie dotyczy sfery prywatnej, może ja mogę panu w czymś pomóc?

- Nie sądzę, ale dziękuję. Wiadomo kiedy właścicielka się pojawi?

- Nie jestem pewna.

- Dobrze, w takim razie poczekam.- Oznajmił Adrian przystępując do czynności rejestracji i zamawiania pokoju. Oczywiście, że jej nie było: do Huberta też nie mógł się dodzwonić, więc pewnie byli razem. Ta świadomość go zirytowała, ale z drugiej strony pomyślał że dobrze będzie choć trochę odpocząć po dalekiej podróży. I przygotować się do rozmowy z Hubertem. Po kilku minutach, otrzymawszy klucz do pokoju razem z obietnicą zawiadomienia go gdy zjawi się właścicielka, z ulgą usiadł na łóżku. No dobra, pokój nie był najgorszy. Nie znaczyło to jednak, że był lepiej usposobiony do kobiety, która wykorzystała Skrzyneckiego.

Zjawiła się dopiero koło dwudziestej drugiej tak jak się domyślał, bo towarzyszył jej nie kto inny jak Hubert (miał szczęście, że korzystając z ciepłego wieczora postanowił się przejść a potem usiąść na werandzie). Oboje rozmawiali ze sobą całkowicie zaabsorbowani co mógł zauważyć ze swojego miejsca. No i świadczyć o tym mógł również fakt, że, Hubert go nawet dostrzegł. Zreflektował się dopiero gdy Adrian głęboko odchrząknął.

- Dobry wieczór.- Powiedział chwilę później gdy tamten patrzył na niego zaskoczony.

- Adi? A ty co tutaj robisz?

- Przyjechałem z wizytą. Nie przedstawisz mi swojej towarzyszki? A może raczej powinienem powiedzieć: „żony”?

- Skąd wiesz?

- Nieważne. Możemy porozmawiać w jakimś ustronnym miejscu?

- Ja już idę do środka, więc mogę zostawić was samych.- Wtrąciła się Hania wyraźnie wyczuwając napięcie.

- To mój menadżer, za chwilę do ciebie dołączę. – Gdy skinęła głową i zamknęły się za nią drzwi, Adrian zaproponował:

- Przejdziemy się?

- Domyślam się, że jesteś zły.

- Zły?- Roześmiał się tamten.- Z jakiego powodu? Dlatego że nie powiedziałeś mi prawdy odnośnie stanu swojej nogi? Dlatego, że jak ostatni tchórz bez słowa przekazałeś trenerowi swoją rezygnację? A może dlatego, że ożeniłeś się z pierwszą lepszą napotkaną laską?

- Hej, uważaj sobie.

- No proszę, a więc trochę cię obchodzi. Cudownie. Ją pewnie też obchodzi twój wypchany portfel.

- Posłuchaj, jest po dziesiątej, obiecuję że pogadam z tobą jutro rano. Zaraz każę ci przygotować jakiś pokój i…

- …O nie, dziękuję: to już mam załatwione. I wolę pogadać teraz.

- Adrian, proszę.

- Aż tak spieszno ci do żoneczki?

- Ostrzegałem, żebyś uważał.

- Jezu, jaki z ciebie kretyn! Ile ty ją znałeś co? A jeśli nawet chciałeś brać ślub po paru dniach znajomości trzeba było do diabła mi powiedzieć!

- Żebyś mnie od tego odwiódł? Poza tym: jak się dowiedziałeś? Jedyną osobą, której o tym powiedziałem był...

- Stańko do mnie zadzwonił.

- Nie powinien tego robić. Obiecał mi to.- Hubert zacisnął dłonie w pięść.

- A i owszem, dobrze zrobił. Inaczej do reszty byś się załatwił. W końcu po co zawracać sobie głowę jakąś pieprzoną intercyzą, prawda?

- To moja sprawa.

- Ale ja jestem twoim menadżerem i dbanie o twoje sprawy to moja cholerna praca! Jak jednak mam to robić gdy mi wszystko utrudniasz?!- Przez chwilę dwójka mężczyzn patrzyła na siebie z wyrzutem w milczeniu. Potem Hubert wziął głęboki wdech.

- Pogadamy jutro. Chyba oboje musimy ochłonąć.- Postanowił. A potem wszedł do budynku rozglądając się na boki. W pierwszej chwili niczego nie zauważył, bo tak dobrze się zakamuflowała, ale w pewnej chwili cień niedaleko stojaka na parasolki się poruszył.- Możesz już wyjść.- Gdy nie ruszyła się z miejsca dodał:- Wyłaś Hanka.

 

 

niedziela, 9 sierpnia 2020

Druga szansa: Rozdział XXI

Hubert Skrzynecki.

Hubert Skrzynecki, powtórzył cicho Kacper cedząc nazwisko ukochanego Hanki, bo nie mogło mu ono przejść zwyczajnie przez gardło. Jakie to wszystko było przewrotne, myślał ogłuszony zostawiając Paulę bez słowa wychodząc z kuchni na korytarz. I zupełnie przypadkowe. Przecież gdyby ta piątka wielkich sportowców nie zjawiła się w Oazie kilka tygodni wcześniej nic złego by się nie stało.

A Witwicka byłaby teraz jego.

Ten sukinsyn wszystko popsuł.

Kacper nie był jednak w ciemię bity i doskonale wiedział, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. I choć w pierwszej chwili chciał iść do pokoju dwadzieścia trzy by zwymyślać Hannę, powiedzieć że nici z ich planowanego układu biznesowego dotyczącego Oazy choćby walka miała pochłonąć wszystkie jego fundusze, a na koniec dać w pysk jej nieodżałowanemu siatkarzynie, powściągnął swoje emocje. Jeszcze popamiętają go oboje. A szczególnie ta oszustka, która zwiodła ich wszystkich, nawet swoich przyjaciół sprzedając się byle komu.

Wraz z tą konkluzją jego furia wróciła, ale od czasów nastoletnich umiał już ją powściągać. Nawet jeśli sama myśl o tej dwójce w jednym łóżku sprawiała, że robiło mu się niedobrze. W przypływie wisielczego humoru zaczął się nawet zastanawiać czy bardziej wkurza go to czy fakt, że Hanka bez pardonu odrzuciła jego-Kacpra Jakubiaka- woląc zawierzyć swój los pierwszemu lepszemu facetowi, który pojawił się na jej drodze i miał trochę szmalu na zbyciu.

Ale przecież już jakiś czas temu przekonał się, że miała naturę dziwki tak jak wszystkie kobiety zresztą (gdy prawie łasiła się w tańcu do tego sportowca pewnie już wtedy planując swój plan zdobycia go). Tyle, że zamiast sprzedawać się wielokrotnie i za małe pieniądze wolała to zrobić raz, a dobrze. Pewnie w innych okolicznościach by ja nawet podziwiał. Wybrnęła z opresji z godnym podziwu sprytem praktycznie do samego końca pozując na biedną ofiarę tak by nie dać się przejrzeć: on sam przecież też po jakimś czasie dał się na to nabrać. Tylko nie rozumiała, że on nie był jak te inne łosie, którymi mogła dyrygować do woli. Z nim się nie zadzierało.

I za jakiś czas Hanna Witwicka się o tym przekona.

Docierając pod wskazane drzwi przyoblekł na twarz szeroki uśmiech, później delikatnie pukając. Bo przecież wcale nie był zły, skąd. Odrobinę zaskoczony, ale w końcu to nic złego. Przecież każdy byłby zdziwiony nagłym potajemnym ślubem swojej prawie siostry, prawda?

Gdy wszedł do środka widząc ich dwójkę siedzącą razem na łóżku (choć Hanka wyraźnie próbowała się z niego podnieść), mina wyraźnie mu zrzedła. Zmusił się więc do jeszcze szerszego uśmiechu choć jedyne na co miał ochotę to ich oboje rozszarpać. Zemsta najlepiej smakuje na zimno, recytował w myślach niczym mantrę patrząc na urocze rumieńce zakłopotania pojawiające się na twarzy Hanki. Zemsta najlepiej smakuje na zimno…

- Cześć, wybaczcie że przeszkadzam, ale Paula powiedziała mi, że tutaj cię znajdę, Haniu. Byliśmy umówieni, pamiętasz?

- Tak, ja właśnie…

- A więc to prawda.- Przerwał jej.- Chyba wypada mi więc wam pogratulować. Ale zanim to zrobię muszę powiedzieć, że jestem trochę zły. A nawet bardzo.- Wyznał, co było jedynymi szczerymi słowami, która wypowiedział do towarzyszącej mu dwójki. Mina, którą rzuciła Witwicka (a może powinien ją już nazywać w swoich myślach per Skrzynecka?) swojemu mężowi sprawiła mu odrobinę satysfakcji, dlatego nie odmówił sobie krótkiej pauzy.- W końcu byliśmy dla siebie jak brat i siostra, a ty nawet nie zaprosiłaś mnie na swój ślub.- W udawanej surowości swoje słowa podkreślił wskazującym gestem palca patrząc na Hankę.- Ba, nawet nie puściłaś pary z ust, do końca trzymając swoje plany w sekrecie.- Gdy kobieta wyglądała na rozluźnioną i uspokojoną, znowu go zezłościła. Ale niech uważa, że on wcale nie jest na nią wściekły. Niech teraz jest spokojna. Bo wtedy gdy w końcu zaatakuje tym bardziej będzie ją to bolało.

- No cóż, ze względu na pewne aspekty mojego związku wolałam zachować to w sekrecie. Przynajmniej na razie. Z pewnością to rozumiesz zważywszy na zawód i popularność mojego …męża.

- Hej, chyba nie wstydzisz się Hanki, co? Myślisz, że jak jesteś znany to ona nie dorasta ci do pięt?- Tym razem Kacper zwrócił się z tym pytaniem do Huberta. Chwilę potem zrozumiał, że to był zły ruch. Granie troskliwego starszego brata po tym jak toczył z Hanką w sądzie batalię o walkę nad Oazę spokoju? No cóż, ostatecznie mógł przecież wytłumaczyć się z tego faktu podkreślając nieudolne rządy Hani. I przecież wcale nie sprzedałby hotelu by stanęło tam centrum handlowe, skądże. Chciał ją po prostu tylko postraszyć tak by sama zrezygnowała z zarządzania nim a on mógł przywrócić mu dawną świetność. W końcu było to miejsce gdzie spędził dzieciństwo i nastoletnie lata, jak mógłby więc chcieć pozbyć się domu rodzinnego?

- Wręcz przeciwnie: a ty uważasz że powinienem wstydzić się takiej żony?- Odpowiedział mu retorycznie Hubert Skrzynecki w równie zaczepnym tonie. A więc słusznie Kacper założył, że ten kretyn nie jest do niego przyjaźnie usposobiony. Miał jednak nadzieję, że wkrótce uda mu się to zmienić. Co prawda nie uśmiechało mu się udawanie miłego dla takiego dupka, ale czasami cel uświęca środki. A zemsta najlepiej smakuje na zimno. Na zimno.

- Gdybym miał tak wspaniałą żonę chętnie paradowałbym z nią przed całym światem.- Oznajmił na poły żartem, na poły serio.

- Ale nie jest twoja.- Odpowiedź Huberta zaskoczyła Huberta: spojrzał więc na niego bacznie zdając sobie sprawę, że jakimś cudem go przejrzał. Nie, to niemożliwe, pomyślał. Nikt nie wiedział co czuł do Hanki, nawet sama zainteresowana. Do diabła nawet on sam aż do tej chwili nie rozumiał rozmiaru swojej obsesji. W innym przypadku przecież już dawno by odpuścił, a on proponował jej nawet ślub. I nawet teraz wiedząc, że ta zdrajczyni należy do innego nie potrafił o niej zapomnieć.

- Hanka jest moją siostrą.- Roześmiał się Kacper zupełnie tak jakby usłyszał przedni żart. Zakłopotanie na twarzy Witwickiej uspokoiło go. A więc ona wciąż nic nie wiedziała.

- Z tego co wiem nie biologiczną, prawda?- Drążył Hubert.

- Hej, przestań już.- Zrugała męża Hania czując, że znowu popada w te swoje idiotyzmy kompromitując ją przed Kacprem.- Poczekasz na zewnątrz? Ja zaraz do ciebie wyjdę.- Zwróciła się do Jakubiaka.

- Jasne.- Potwierdził.- Kuruj się bracie.- Rzucił na koniec w stronę Skrzyneckiego. Ledwo zamknęły się za nim drzwi, a Hanka zaatakowała Huberta:

- Co ty pleciesz? Naprawdę wierzysz w te nonsensy?!

- Umiem rozpoznać faceta, który jest zainteresowany polowaniem. A ty naprawdę tego nie widzisz?

- Czego?

- Tego w jaki sposób na ciebie patrzy jakbyś już należała do niego…

- Jasne, i dlatego zakochany we mnie facet walczy ze mną na drodze sądowej chcąc zabrać mi to co kocham, prawda?

- Proponował ci małżeństwo.

- Po to by mnie kontrolować.

- Ty naprawdę jesteś ślepa. Tylko głupiec by nie zauważył, że ten koleś chce cię mieć dla siebie. I wcale niekoniecznie mówię tu o miłości.

- Dziękuję wiec za pochwalenie stanu mojej inteligencji.

- Haniu, nie chcę się kłócić.

- Więc przestań pleść te głupoty. A teraz przepraszam, ale muszę iść porozmawiać z Kacprem.

- Haniu…zobaczymy się wieczorem tak jak planowaliśmy, prawda?- Nie odpowiedziała, chociaż w ten dziecinny sposób chcąc ukarać go milczeniem. Bo cały ten cyrk z udawaną zazdrością był jej zdaniem zupełnie zbędny. Jeszcze wobec kogo: Kacpra? Faceta, który zawsze wyśmiewał ją jako dziecko, a później kpił z jej wyglądu jako nastolatki? A gdy dorośli krytykował na każdym kroku, nie pozwalał zarządzać samodzielnie hotelem by na końcu próbować go odebrać? To była ta jego rzekoma miłość do niej? Jedyne co było dla niej podejrzane to fakt, iż jej niby „brat” wcale nie wydawał się być na nią zły. A przecież poniekąd dzięki małżeństwie uniemożliwiła mu wygraną na drodze sądowej w sporze o Oazę spokoju: gdyby nie Hubert i jego pieniądze nie miałaby żadnej szansy. Dlaczego więc nie był na nią wściekły zamiast tego z szerokim uśmiechem gratulując ślubu? Nawet jej przyjaciele uważali ją za wariatkę i krytykowali ten pomysł. A on tak po prostu żartował z faktu, że nie zaprosiła go na ślub? Nie wierzyła, że był w tym szczery. Co więc usiłował ukryć?

- Już jestem: idziemy do gabinetu?- Spytała Kacpra gdy znalazła się na korytarzu. A choć Hubert widocznie nie miał wysokiego mniemania o jej inteligencji, ona sama nie uważała się za głupią doskonale zdając sobie sprawę, że zachowanie Jakubiaka śmierdzi na kilometr. Ale wcale nie z powodu rzekomej miłości do niej.

- W zasadzie to nie musimy. Przemyślałem wszystko i chciałbym powiedzieć ci tylko jedno: zgadzam się na propozycję prawnika odnośnie kwoty za czynsz lokalu. Jeśli będziesz regularnie wpłacać ją na moje konto, za parę miesięcy zobaczymy jak Oaza da sobie radę.

- Więc możemy w najbliższym czasie potwierdzić to oficjalnie z prawnikami?

- Ja już podpisałem ugodę którą mu wręczyłem. Pewnie niedługo się z tobą skontaktuje osobiście. Myślę, że wtedy będziemy mogli skończyć naszą przygodę z prawnikami. No cóż, to będę leciał: mam jeszcze sporo spraw do załatwienia w swoim Trans-transporcie.- Dodał na koniec mając na myśli swoją firmę transportową. Gdy jednak zrobił parę kroków, nagle gwałtownie przystanął udając, że dopiero teraz coś przyszło mu do głowy.- Mam nadzieję, że nie wyszłaś za tego sportowca tylko po to by nie stracić hotelu? Mimo wszystko nie chciałbym by wasze małżeństwo skończyło się dla ciebie bardzo nieprzyjemnie,

- Nie musisz się o mnie martwić.- Odpowiedziała mu Hania niczego nie wyjaśniając. Trudno, sam będzie musiał dokładnie ustalić jakie naprawdę łączą ich relacje z tym siatkarzyną. Na razie jednak uznał, że wykonał pierwszą część planu tak jak zamierzał: może powinien tylko nieco bardziej urobić Huberta, ale to postara się osiągnąć następnym razem. I z czasem.

Bo zemsta najlepiej smakuje na zimno.

SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ

Po upływie kolejnych dwóch miesięcy po zdjęciu gipsu, Hubert czuł że w końcu może zawierzyć swojej złamanej wcześniej kończynie i ma realną szansę na powrót do formy do czasu mistrzostw. Do tej pory zdawał sobie sprawę, że uwagi trenera były trafne: grał tak by odciążyć nogę, asekurował ją jakby bojąc się, że w każdej chwili może go zawieść. Przez to jednak nie był w stanie dać z siebie 100%. Teraz, podczas dzisiejszego treningu w pełnym składzie udało mu się w końcu pokonać te błędne koło z czego był niesamowicie dumny. Nawet jeśli ojca, który go odwiedził nie bardzo to interesowało.

- Serio nie przyjdziesz na moje urodziny? Myślałem, że spędzimy je razem. -Taaa, razem z setką innych gości przed którymi będziesz mógł mnie pokazywać niczym egzotyczne zwierzę, pomyślał Hubert, ale na głos powiedział:

- Nie mogę, tato. Mówiłem ci, że nie będzie mnie w Poznaniu. Treningi zaczynają się już wtedy w Warszawie, nie dam rady ułożyć tego logistycznie.

- Jeden mały trening bez ciebie nic nie znaczy.

- Obowiązuje mnie kontrakt i muszę chodzić na treningi. Zwłaszcza te, które będziemy rozgrywać z chłopakami w tym samym składzie co podczas eliminacyjnych meczów.- Trochę naginał prawdę, ale wiedział że ten argument z czasem dotrze do jego ojca. I rzeczywiście po kilku próbach nalegań w końcu ustąpił. Niestety przechodząc na temat golfa, który nie wiedzieć czemu pan Skrzynecki od jakiegoś czasu zaczął uprawiać choć go nie znosił. Chociaż nie, Hubert podejrzewał, że mogło mieć to coś wspólnego z faktem, iż ten rodzaj sportu był ostatnimi czasy uważany za popularny w wyższych sferach: pozwalał na dobrą prezencję, ale jednocześnie nie wymagał zbyt dużego wysiłku fizycznego. A jego ojciec niestety od dobrych miesięcy zaczął wykazywać skłonność do snobizmu jak zauważył z pewną dozą niechęci. Właściwie odkąd rozstali się z matką oboje zachowywali się tak jakby próbowali nadrobić straconą młodość i lata. Szkoda tylko, że kosztem popularnego syna.

- Naprawdę od pewnego czasu cię nie poznaję: to prawda co piszą gazety?

- A co piszą?

- Że stałeś się odludkiem.

- Chcę po prostu wrócić do formy. Poza tym, dziś wieczorem jestem umówiony z przyjaciółmi.- Wyznał tylko po to by ojciec się od niego odczepił. Co prawda Sławek zaproponował mu wieczorny wypad, a on przyjął zaproszenie, ale wraz z upływem czasu miał na to coraz mniejszą ochotę.

- O, i bardzo dobrze. A mówiłem ci, że ostatnio poznałem Franciszka Rolkowskiego? Razem graliśmy partyjkę golfa…

Wysłuchując opowiastki ojca, Hubert od czasu do czasu wtrącał jakieś pytanie bądź przytakiwał, choć sama rozmowa niespecjalnie go interesowała. Kiedy to wszystko stało się takie płytkie, pomyślał w pewnej chwili. Przecież do tej pory wydawało mu się, że choć jego rodzice nie potrafią się dogadać między sobą, to on był dla nich ważny. Jednak gdy się rozwiedli, obydwoje mieli mu coraz mniej do powiedzenia. On im zresztą też. Najgorsze było to, że właściwie nie mógł już zwierzyć się nikomu: menadżer nie zrozumiałby tego co stało się z nim podczas pobytu w Oazie spokoju, tak samo jak rozrywkowi kumple. Dla nich dziewczyny były po prostu dziewczynami: gdy jakaś zgrywała trudną do zdobycia a nie wydawała się im być warta świeczki po prostu rezygnowali. Jak więc mogli zrozumieć spustoszenie i wewnętrzną samotność jaką odczuwał po rozstaniu z Hanką skoro nawet on sam jej nie pojmował? Skoro tęsknił nie tylko za jej pocałunkami, ale i rozmowami, opowieściami, widokiem uśmiechu czy tego cudownego pieprzyka koło ucha?

Rozmyślał nad tym długie minuty już po wyjściu ojca aż w końcu zdecydował, że po prostu musi przestać się nad sobą użalać i roztrząsać przeszłość. Stało się to co się stało i trudno. Powinien więc o tym zapomnieć. I jak najszybciej wrócić do dawnego życia: oczywiście bez nadmiernych szaleństw i paparazzich. Właśnie dlatego nie spławił Sławka, który zgodnie z zapowiedzią zjawił się wieczorem w jego mieszkaniu razem z Czarkiem. Zbyszek jak się okazało miał coś do załatwienia.

Bawili się we trójkę całkiem nieźle w ich ulubionym barze wypijając po dwa piwa i rozmawiając (chociaż w zasadzie to Sławomir głównie mówił). Hubert w pewnej chwili dostrzegł, że w zasadzie to nawet nie musi zbytnio go słuchać, bo ten nawet tego nie zauważa popadając w swój posępny nastrój tak jak wielokrotnie ostatnimi czasy. Zły na samego siebie upił kolejny łyk piwa zastanawiając się dlaczego nie może być tak jak dawniej. A raczej dlaczego to on nie potrafi już być taki jak dawniej.

- Nie masz ochoty na podryw?-Usłyszał dobry kwadrans później.

- Niespecjalnie.

- Daj spokój, przecież nawet ta niezdara Czarek kogoś wyrwała i się ulotniła. A tamte dwie laski w rogu sali wyraźnie się na nas patrzą.

- Jak chcesz to idź: ja pasuję.

- Ej, nie bądź sztywniachą.

- Nie jestem. Po prostu…po prostu nie podoba mi się żadna z nich.- Skłamał Hubert dobrze wiedząc, że przyjaciel w ten sposób da mu spokój.

- Rany, ale ty czasami to masz wymagania. Dla mnie laski 9 na 10.

 - W takim razie podbijaj.- Zachęcił go Skrzynecki, a gdy Sławek odszedł i został sam poczuł ulgę. Naprawdę coś było z nim nie tak, wiedział to. Tylko że nawet wyjście ze Sławkiem zdawało się pogłębiać jego stan.

Dwie godziny później oboje wracali do domów: Hubert z prawdziwą ulgą, Sławek wciąż roześmiany i chełpiący się szybkim numerkiem w toalecie z nieznajomą dziewczyną, w który prawdę mówiąc ten pierwszy nie wierzył. Wspaniałomyślnie jednak pozwalał przyjacielowi myśleć, że jest inaczej. Chociaż nie, to nie była wspaniałomyślność ale zwyczajna obojętność. Bo pijacki bełkot chełpiącego się Sławomira niewiele go obchodził.

- Hej, jedźmy na Bora Komorowskiego.- Usłyszał w pewnym momencie Sławiński.

- Co?

- Pokażę ci coś.

- Sławek, ja naprawdę muszę jutro rano…

- To tylko chwila.- Obiecał. A potem dając dyspozycję kierowcy pojechali na wskazaną ulicę. Gdyby Hubert wiedział po co tam jadą już wtedy by zaprotestował. Ale podjeżdżając pod niczym niewyróżniające osiedle mieszkalne nie dostrzegł żadnego zagrożenia. Nawet gdy w oczach przyjaciela zapaliły się radosne ogniki na widok siedzących na ławce w niewielkim parku naprzeciwko jednego z bloków dwóch młodych kobiet.- Ale mamy szczęście: już myślałem że będziemy musieli pukać do drzwi wczłapując się na trzecie piętro. Wysiadamy. Dawaj, Huba! Zaraz kogoś poznasz.- Zapowiedział Hubertowi. Ten skinął tylko lekko głową raczej zirytowany niż zainteresowany tym niespodziewanym postojem. Potem opuścił taksówkę cicho informując kierowcę aby nie odjeżdżał, bo niedługo tu wrócą. Nie miał pojęcia jakie plany miał jego kumpel i jak długo zamierzał tu zostać, ale on zamierzał zmyć się stąd jak najszybciej. Zresztą domyślał się już, że Sławomir najprawdopodobniej będzie chciał pochwalić się przed nim kolejnym podbojem. A to jakoś niespecjalnie go interesowało; uważał nawet że wystarczająco się poświęcił udając zainteresowanie podczas słuchania o jego podrywie w barze.

- Cześć dziewczyny, wpadłem z wizytą.- Na dźwięk pijackiego głosu Sławka obie kobiety odwróciły głowy, a ponieważ była końcówka lata, mimo dochodzącej dziesiątej wieczorem, wciąż było wystarczająco jasno by zobaczyć wiele detali. Dlatego Hubert wyraźnie dostrzegł emocje odbijające się na twarzach nieznajomych, ich pospieszne szeptanie a potem próbę wyjścia z parku zanim Sławek dotrze do furtki.- Przy okazji chciałem wam przedstawić mojego kolegę, Hubcia Skrzyneckiego. Tak, to ten znany siatkarz. Hej, a gdzie wy idziecie? Nie no Ewka, chyba nie będziesz przede mną uciekać? Zawsze to ty zabiegałaś o spotkanie.

- Odczep się od nas!- Krzyknęła jedna z nich. Wtedy Hubert zrozumiał, że coś jest nie tak. I że jedna z kobiet wcale nie jest nową zdobyczą Sławomira. Co więc tutaj robili?

- Sławek, chodźmy stąd.- Zasugerował czując niepokój.

- O nie, najpierw chciałem żebyś poznał tę dziwkę, która oskarżyła mnie o gwałt.

- Sławek, ja wcale nie muszę nikogo poznawać. Ucieknie nam taksówka.

- Zamówimy nową. Ej, no zaczekajcie dziewczęta: to chyba ja powinienem chować urazę.

- Obyś sczezł w piekle!

- Jaka harda, a moja Ewusia nie ma nic do powiedzenia?- Jedyną reakcją drugiej z kobiet, zapewne wspomnianej Ewy, było gwałtowne wzdrygnięcie się. A potem zrobiła coś czego Hubert nie zapomni do końca życia. Spojrzała w ich stronę. A jej spojrzenie…Dość powiedzieć, że nigdy nie widział tak niewypowiedzianego przerażenia.

- Sławek, idziemy!

- Hubert…

- Idziemy powiedziałem.- Nagła stanowczość Skrzyneckiego tak obca od towarzyszącej mu obojętności emocjonalnej w ostatnich tygodniach zrobiła wrażenie na Sławomirze. I tylko z tego powodu pozwolił z powrotem zaprowadzić się do taksówki. Nie przestał jednak paplać o tym co stało się parę miesięcy temu.

- Widziałeś ją? Wyglądała jak czupiradło i była blada jakby pół roku siedziała w piwnicy, nie wiem jak mogłem się z nią przespać. Nie wiem  też jak laski to robią, że odpowiedni makijaż i ciuchy dodają im z połowę uroku: albo i więcej. Z facetami tak niestety nie ma. Albo jesteś przystojny jak Adonis, albo musisz mieć kasę…

Hubert czuł się totalnie wytrącony z równowagi i skostniały. Przecież on jej nawet nie poznał. Dziewczyna, która dawniej chętnie eksponowała swoje ciało na portalach społecznościowych, nosiła krótkie bluzeczki i spodenki, miała twarz pokrytą makijażem zmieniła się w wystraszone zwierzątko. Wiedział dlaczego, ale wciąż usiłował nie dopuszczać do siebie tej myśli. Przecież przyjaźnił się z kimś takim! Zauważyłby gdyby tamten się z czymś zapędził…prawda? Ale słowa Sławomira tylko dolewały oliwy do ognia. Dopiero gdy dojechali pod jego mieszkanie, Skrzynecki bez udziału osób trzecich w postaci taksówkarza spytał cicho:

- Zrobiłeś to?

- Hm?

- Pytałem czy ją skrzywdziłeś.

- Phi, przecież wiesz jak było. Teraz pozuje na niewinną ofiarę, ale sama tego przecież chciała.

- O mój Boże. Ty naprawdę ją zgwałciłeś.

- Huba, ty tak na poważnie? Przecież to była mała dziwka! Przecież pokazywałem ci zdjęcia które publikowała, każde z innych chłopakiem! Mnie też prowokowała, ale gdy doszło co do czego nagle zgrywała cnotkę… Nawet gdyby nie wycofała zeznań mój adwokat pogoniłby ją z kretesem!

Nie będąc w stanie tego słuchać, Hubert uderzył Sławomira. Przed oczami wciąż miał puste spojrzenie tamtej dziewczyny…Ewy. A potem ten moment gdy pojawiło się w nich przerażenie. Wciąż wracał do niego jej wygląd: przetłuszczone włosy, luźna bluzka, spojrzenie utkwione w dół. Tak nie wygląda niesłusznie oskarżająca mężczyzn laska o pozorne gwałty. Tego nie można było udawać, zwłaszcza że zjawili się tam całkiem spontanicznie. A ten cholerny drań jeszcze ją nękał.

Nagle cały odrętwienie jakie go ostatnio pochłaniało zniknęło gdy obudził się w nim barbarzyńca. Okładając Sławka pod jego własnym mieszkaniem usiłował zapomnieć o tym, że jeszcze do niedawna ktoś taki nazywał się jego przyjacielem. I pięściami wybić z głowy obraz przerażonej ich widokiem Ewy. Ale jednocześnie wiedział, że ten już do końca będzie go prześladował. A przede wszystkim jej oczy.

Po dłuższym czasie przestał, ale tylko dlatego że ktoś zaczął go odciągać od leżącego w bezruchu Sławomira, nie dlatego że chciał. Nawet gdy wspominał to wydarzenie po wielu latach nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie czy potrafiłby się zatrzymać. Bo chciał zranić Sławka. Sprawdzić by cierpiał tak jak jego ofiara, by skomlał z bólu, by już nigdy więcej nikogo nie skrzywdził.

Gdy odchodził, jego dawny przyjaciel był nieprzytomny, otoczony przez tłum gapiów. A on nigdy jeszcze nie czuł się tak bardzo samotny i zły. Nie wiedząc co ze sobą począć, obolałymi dłońmi wyjął z kieszeni komórkę wybierając znany numer. Jedyny, którego nauczył się na pamięć.

- Staszek? Musisz mi pomóc. Ja…ja właśnie kogoś pobiłem.

 

OBECNIE

Tego samego wieczoru, Hubert z Hanią nie oglądali żadnego filmu ani nie zajadali się popcornem. I przyczyną tego wcale nie było obrażenie się tej drugiej, ale nawrót gorączki u Skrzyneckiego. Kolejne dwa wieczory wyglądały podobnie, dlatego Hanna poważnie zaczęła zastanawiać się nad wyjazdem do szpitala. Mąż jednak wciąż ją zbywał udając, że nic mu nie jest. Na radę przyjaciół też nie mogła liczyć, ponieważ Paula wciąż była na nią wyraźnie obrażona za potajemny ślub, natomiast Małgosia wolała nie zajmować żadnego stanowiska by nie narażać się na gniew żadnej z przyjaciółek. Tak samo zresztą jak Anka. Tak więc Hania również unosząc się honorem nie zamierzała o nic je prosić. Była dorosła i miała prawo do własnych decyzji, także i błędów. Nie musiała spowiadać się z każdego swojego kroku. Zresztą po pięciu dniach małżeństwa była z niego wyraźnie zadowolona: Oaza była bezpieczna, Kaper jakby złagodniał, a dzięki Hubertowi wieczorami miała chociaż z kim porozmawiać. Chociaż był typem narzekającego pacjenta, jej nakazom poddawał się z umiarkowanym posłuszeństwem co uważała za sukces. Pewnie coś wspólnego miały z tym faktem pocałunki, którymi udawało się jej wymuszać ich egzekwowanie. Ale nie mogła kłamać mówiąc, że było to duże poświęcenie z jej strony.

Następnego poranka, obudziła się obolała z powodu niewygodnej pozycji. Otwierając oczy przypomniała sobie, że ubiegłego wieczoru najwyraźniej zasnęła zanim wróciła do swojego „mieszkania” na czwartym piętrze śpiąc tej nocy w pokoju hotelowym zajmowanym przez Huberta. Uśmiechnęła się teraz widząc jego śpiącą twarz. Krosty zdawały się już przysychać i blednąc, więc choroba najprawdopodobniej chyliła się ku końcowi. On też pewnie będzie chciał wstać z łóżka, zwłaszcza że nie zauważyła by miał gorączkę. Dla pewności zbliżyła dłoń do jego czoła: tak jak się spodziewała miało normalną temperaturę.

Wiedząc, że czeka ją kolejny dzień wypełniony pracą, zmusiła się do wstania z łóżka. Potem, po szybkim prysznicu i zjedzonych naprędce dwóch kanapkach, zeszła na dół. Dopiero w czasie obiadu, który zamierzała zanieść Hubertowi, dowiedziała się od Pauli, że wyszedł.

- Mówił gdzie?

- Nie.- Odparła jej przyjaciółka lakonicznie.

- O której wyszedł?

- Przed jedenastą.

- I dopiero teraz mi to mówisz? Nie mogłaś wcześniej?

- Kazał ci to przekazać gdybyś pytała. Nie pytałaś.

- Paula…- Zaczęła groźnie Hania mając powyżej dziurek w nosie kolejnej porcji fochów Pauliny.- To się musi skończyć.

- Co?

- Nie zachowuj się jak dziecko, wiesz co mam na myśli.

- Wiem. I wiesz co? Myślę sobie nawet, że źle się stało iż Kacper nie zabrał ci Oazy. A wiesz dlaczego? Bo może w końcu tracąc tę kupę gruzów zrozumiałabyś, że życie nie kończy się na hotelu, że jest coś więcej. I nie możesz uzależniać od niej wszystkich innych aspektów swojego życia. To zaczęło być chore gdy poświęciłaś się aż tak bardzo, że wyszłaś za mąż.

- A nie przyszło ci do głowy, że zwyczajnie chciałam to zrobić?

- Daj już spokój.

- Mówię serio. Nie będę udawać, że jestem w nim zakochana do szaleństwa, ale zależy mi na nim. I przede wszystkim przed zawarciem związku byliśmy wobec siebie szczerzy wiedząc czego żądamy w zamian, czego od siebie oczekujemy.

- To świetnie. Opracujcie tylko jakąś wspólną wersję na użytek mediów kiedy w końcu się dowiedzą. A teraz sory, ale muszę wracać na recepcję, w końcu za to mi płacisz. A może to Hubert?- Złośliwość nie uszła uwadze Hani, ale celowo zbyła ją milczeniem. Naprawdę miała już dość Pauli. Wychodząc na zewnątrz wybrała jego numer komórki, ale nie odbierał. Cholera, czy wszyscy muszą ją dzisiaj wkurzać?

- Nie przeszkadzam?- Na dźwięk znajomego głosu Hanna odwróciła się widząc Rafała z dwójką innych mężczyzn w podobnym wieku.- Przyprowadziłem ci kilku klientów. To moi starzy przyjaciele ze studiów.

- Nie tacy znowu starzy.- Żartobliwie zaprotestował jeden z nich.

- Dzień dobry, zapraszam.- Po kilku słowach zapoznania i rozmowy, Hanka oddelegowała mężczyzn na recepcję, gdzie mieli dopełnić formalności. W ten sposób została z Rafałem całkiem sama.

- Masz chwilę?

- W zasadzie to….- Zaczęła już szukając w głowie jakiejś wymówki, ale zdała sobie sprawę, że właśnie mogła pozwolić sobie na kilka minut przerwy. A towarzystwo Rafała było miłą perspektywą. Nawet jeśli powiedzenie mu prawdy na temat zmiany swojego stanu cywilnego może to zmienić. -…jasne, możemy porozmawiać na werandzie korzystając z ładnej pogody.

- Świetnie. Już myślałem, że jesteś aż tak zapracowana że nie znajdziesz dla mnie nawet chwili.

- Ja…- Zaczęła niezdarnie Hania czując rosnące zakłopotanie. Była pewna, że  w słowach Rafała nie było żadnego wyrzutu, ale mimo wszystko…mimo wszystko ona nie była z nim szczera. Nie byli już nastolatkami by móc udawać, że nie wiedzą kiedy druga strona chce czegoś więcej, że to tylko zwyczajne spotkania. Nie po tym w jaki sposób ze sobą rozmawiali. Tyle, że wtedy Hanka nie miała pojęcia, że zostanie żoną Huberta. I naprawdę była gotowa na związek z Rafałem nawet jeżeli na jego widok jej serce nie przyspieszało gwałtownie.-…miałam dużo pracy. Ale dużo się też ostatnio wydarzyło w moim życiu prywatnym.

- Tak właśnie myślałem.- Uśmiechnął się Rafał dochodząc do ławeczki znajdującej się na werandzie i siadając na niej. Ona zajęła miejsce naprzeciw.

- Nie chcesz niczego do picia?

- Nie, nie mam dużo czasu. Ja też ostatnio mam co robić.

- Cieszę się, że biznes się kręci.- Zatrzymując się na standardowych frazesach, Hania nie mogła się przełamać. Rafał czuł, że chce mu coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co takie chce mu przekazać i jak ją do tego zachęcić. Bo wyraźnie się czymś gryzła. Dlatego nie pospieszał jej. Cierpliwość była jedną z jego zalet, z której umiał korzystać. Dlatego kontynuował rozmowę w podobnym tonie, potem wspomniał trochę o ostatnich zleceniach, na co ona opowiedziała mu o szczegółach swojego konfliktu z Kacprem. Satysfakcja w oczach Hanny i radość z jaką to mówiła sprawiły, że słuchaj jej z zainteresowaniem.

Ale z drugiej strony, słuchałby jej z zainteresowaniem gdyby czytała mu coś po chińsku (którego nie znał) albo instrukcję pralki do prania. 

Albo nawet chińską instrukcję pralki do prania.

- I co było po tym jak twój prawnik go zgasił?- Dopytywał naprawdę ciekawy.

- Cóż, jego prawnik też nie chciał wyjść na głupka zwalając to na swoich podwładnych, ale prawda jest taka, że jak znam życie to Kacper nie kazał mu się wiele po mnie spodziewać. I szczerze mówiąc miałby rację. Wtedy nie było mnie stać na prawników, a sama nie mogłabym z taką stanowczością i obiektywizmem zanegować wyliczeń i raportu o rynku nieruchomości hoteli, który jak się później okazało nie był zbyt rzetelnie wykonany przez drugą stronę.

- Miałaś więc szczęście, że udało ci się zdobyć pieniądze na prawnika.

- Cóż…tak.- Przyznała czując, że to jest odpowiednia chwila na wyznanie prawdy. Nie rozumiała dlaczego jednak jest jej to jeszcze trudniej zrobić niż w przypadku swoich przyjaciół. – Chociaż właściwie nie do końca to ja je zdobyłam.

- Co masz na myśli?

- Może to, że to ja pomogłem jej zorganizować prawnika.- Odpowiedział głos z boku budynku, który Hanka doskonale rozpoznała. Jak długo Hubert przysłuchiwał się ich rozmowie?