Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 czerwca 2020

Druga szansa: Rozdział XIX


W dniu ślubu Hanna obudziła się po piątej rano tak jak zazwyczaj. Pracowała w swoim gabinecie niecałą godzinę, podlała kwiaty wewnątrz i na zewnątrz Oazy, a potem zjadła późne jak na nią śniadanie. Mimo to i tak skromna kromka chleba z dżemem z trudem przeszła jej przez gardło.

Z Patrykiem i Małgośką umówiła się na wyjazd sprzed hotelu około dziesiątej jedenastej, więc miała dosyć czasu na przygotowania. Dlatego też zdecydowała, że w dniu swojego ślubu powinna kogoś odwiedzić. I tym kimś wcale nie był Rafał, którego przez ostatni miesiąc zbywała dużą ilością pracy spotykając się z nim tylko raz (zamierzała mu wtedy powiedzieć, że nie powinni się widywać, ale ostatecznie tak miło im się rozmawiało że koniec końców tego nie zrobiła, dając mu tym samym wyraźny sygnał i zachętę, przez co czuła się trochę nie fair).

- Mamo, dziś dzień mojego ślubu.- Powiedziała cicho patrząc na zdjęcie rodzicielki umieszczone na nagrobku, które patrzyło na nią nie dając żadnej wskazówki.- Czy ja dobrze robię? Wcześniej ten pomysł nie wydawał mi się być aż tak szalony, ale dziś, gdy ma się spełnić…czy Oaza jest tego warta? I czy podniosę się po związku z Hubertem? Gdybyś żyła z pewnością byś mnie od tego odwiodła i pewnie bym cię posłuchała, ale teraz cię tutaj nie ma i…mamo, tak bardzo chciałabym żebyś mnie przytuliła i powiedziała że wszystko będzie dobrze.- Wyszeptała na koniec ze łzami w oczach.- Boję się, że znowu się w nim zakocham a on złamie mi serce, ale jednocześnie chcę tego, chcę odmiany. Hubert powiedział mi kiedyś, że gdyby nie było smutku nie poznalibyśmy też radości. I że to paradoksalnie te złe emocje pozwalają nam dostrzec kontrast. Ja…ja zawsze unikałam takich skrajności nie wychodząc z mojej bezpiecznej strefy komfortu przez co nie doświadczyłam ani rozpaczy, ani euforii. Nawet sześć lat temu nie pozwoliłam Hubertowi zbliżyć się do siebie na tyle by wyznać swój cały swój strach przed odrzuceniem. Ale teraz chce to zrobić. Wiem, że za jakiś czas pewnie tego pożałuję, ale chcę tego. Ty też sobie to kiedyś powiedziałaś mówiąc „tak” mojemu ojcu, prawda? I choć żałowałaś mówiłaś, że nigdy nie zamieniłabyś przeszłości, bo dzięki temu zyskałaś mnie.- Hania zrobiła krótką pauzę gładząc zimny nagrobek.- Pomóż mi tylko gdy będzie mi ciężko, dobrze? Bo wiem, że na pewno za jakiś czas będzie. I życz powodzenia. Hubert….miałam tego nie robić, ale wczorajszego wieczoru znów czytałam o nim w sieci. Bałam się, że dowiem się o jego rozrywkowym stylu życia czegoś co mnie do niego zniechęci, tak jak sześć lat temu, ale nie natrafiłam na żadne nowe skandaliczne wzmianki. Wiem tylko, że spotykał się z jakąś menadżerką restauracji. Ale rozstali się tej zimy. Prasa nie wspominała o jego innych miłostkach ani życiu prywatnym w żaden sposób. I sześć lat temu wcale nie został tatą: to tylko jakaś aktorka usiłowała mu przypisać ojcostwo. A ja z tego powodu myślałam o nim tak źle…Myślę, że on chyba dojrzał. I w pewnym stopniu się zmienił, tak jak i ja. Ty pewnie powiedziałabyś, że nauczył się lepiej ukrywać swoje przywary, ale ja w to nie wierzę. Poza tym obiecałam, że nie będę wspominać o przeszłości i oceniać go przez jej pryzmat. Dla mnie jest na razie czystą kartą. Jeśli mnie celowo skrzywdzi, ja też nie zawaham się go zranić. No, muszę już iść. Chciałam jeszcze na chwilę odwiedzić twoją przyjaciółkę, panią Iwonę. Jej błogosławieństwo też mi się przyda.

Pół godziny później, Hanka była już w Oazie. Po szybkim prysznicu, wysuszyła włosy i zrobiła lekki makijaż: uznała że taka okazja jak własny ślub do tego obliguje. Potem założyła nową sukienkę i przejrzała się w lustrze. Cholera, dlaczego w dniu zakupu tej kiecki uznała że czerń doda jej szyku i elegancji nie zastanawiając się nad tym, że w połączeniu z czarnymi pantoflami wyglądała jakby szła na stypę?

- Do diabła.- Zaklęła pod nosem. Gdyby była Pauliną miałaby pewnie na podorędziu przynajmniej dwie alternatywne kreacje: niestety jej szafa skrywały wyłącznie uniformy do pracy. A na pożyczenie czegokolwiek było już za późno.- Strój chyba nie ma aż tak wielkiego znaczenia, prawda?- Spytała odbicie w lustrze, które jej przytaknęło. Potem zamiast zwykłą gumką spięła włosy luźną klamrą uznając, że dzisiejszy dzień zasługuje na niewielką zmianę w uczesaniu. Schodząc na dół dała dyspozycję Pauli, Natalii oraz pani Renacie co do dzisiejszych zadań do wykonania oraz pracy w hotelu. Chwilę później słysząc parkujący samochód, wyszła na zewnątrz. Tak jak się spodziewała byli to jej świadkowie ślubu.

Tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.

Gdyby ktoś rok temu powiedział jej, że w dniu własnego ślubu poinformuje świadków ceremonii o tym fakcie uznałaby, iż chyba zwariował albo to ona zwariowała. Teraz natomiast czuła się zupełnie normalnie. Ale może wszyscy wariaci też tak myślą?

- Cóż za punktualność.- Przywitała ją przyjaciółka gdy tylko wsiadła do auta.- Podasz nam wreszcie przyczynę wyjazdu do Wrocławia? Patryk specjalnie musiał wziąć urlop w pracy.

- Gośka…- Strofował żonę mężczyzna.

- Przepraszam. Ale nie wiedziałam kogo poprosić. Bo wy…- Zaczęła Hanka biorąc głęboki wdech. Dopiero wtedy dodała:-…chciałam żebyście dzisiaj ze mną pojechali, ponieważ będziecie moimi świadkami na ślubie.- Dokładnie tak jak się spodziewała, na tę wiadomość jej rozmówcy umilkli. Dopiero po chwili usłyszała:

- Dobra, a tak poważnie?

- Mówię poważnie, Małgosia.

- Jaka obrażona: żartowałam z tym urlopem Patryka. Nie chcesz powiedzieć, to nie.- Reakcja Gośki dobitnie uświadomiła Hani jak wielkie szaleństwo właśnie popełnia skoro nawet popełniająca podobne szaleństwa przyjaciółka jej nie uwierzyła. Dlatego zaczęła raz jeszcze:

- To nie żart. Wiem, że to dziwnie wygląda, ale bałam się wam powiedzieć i dlatego zwlekałam. Aż w końcu minął ponad miesiąc i…

-…okej. A kto jest tym szczęśliwym przyszłym współmałżonkiem?- Przerwała jej wciąż sceptyczna Małgorzata.

- To…To Hubert.

- Jaki: Hubert? Ostrzeniewski?- Kobieta miała na myśli ich kolegę z podstawówki który teraz pracował budce z kebabem.

- Nie. Hubert Skrzynecki.

- Ten sportowiec? Rany, jakbyś wymyśliła kogoś lepszego to jeszcze bym ci uwierzyła, choćby Rafała, ale gdy wyjeżdżasz ze sportowcem, którego ledwie znasz…- Małgosia kontynuowała, ale Hania już jej nie słuchała. Spodziewała się różnych reakcji na swój komunikat począwszy od: „czy ty masz gorączkę?” poprzez „o mój Boże, jak to wychodzisz za mąż?!” do „„oszalałaś do reszty kretynko?!”. Jednakże w żadnej ze swoich stu alternatyw nie przewidziała, że przyjaciółka po prostu jej nie uwierzy. Patryk też początkowo wyglądał na sceptycznego, ale teraz łapiąc w przednim lusterku jego wzrok (to on prowadził auto) zauważyła w nim przerażenie. Bo w tej chwili jej uwierzył. Ale on wiedział o niej i Hubercie dużo więcej. 

 - Cicho już, Gośka!- Przerwał w pewnym momencie monolog żony.- Hanka, postradałaś rozum? To w ten sposób chcesz uratować Oazę?

- Patryk, przecież ona nas wkręca, nie widzisz?- Wtrąciła się Małgorzata, ale on ją zignorował czekając na odpowiedź Hanki.

- Właśnie dlatego nie chciałam wam o tym mówić.

– Bo byśmy cię od tego odwiedli!- Krzyknął Patryk. Potem gwałtownie zmienił pas ruchu zawracając.

- Co ty robisz?

- Wracamy do Oazy.

- Patryk, nie wygłupiaj się.

- Ja się tutaj wygłupiam? Ja?!- W życiu nie widziała tak zagniewanego przyjaciela jak teraz gdy wyłączając silnik auta odwrócił się do niej do tyłu z poziomu fotela kierowcy wlepiając wściekły wzrok. Dobrze, że Małgosia taktownie zamilkła. Ale z drugiej strony cała furia przyjaciela skupiła się tylko na niej…- Nie wiem jakie układy z nim zawarłaś, ale od początku wiedziałem że jego kolejny przyjazd tutaj nie wróży nic dobrego.

- Patryk, podjęłam decyzję.

- Więc szukaj innych świadków do udziału w tej głupocie.

- Nie możesz mi tego teraz zrobić.

- Ty mogłaś stawiając mnie i moją żonę przed faktem dokonanym. Ona w ogóle wie o tym co zaszło między tobą a tym sportowcem?

- Hanka, na Boga o czym on mówi?! Ty naprawdę chcesz poślubić dzisiaj tego siatkarza?! Tego którego spotkałyśmy prawie półtora miesiąca temu na parkingu? Postradałaś rozum? Jak do tego doszło?! Ty go o to poprosiłaś? Zrobiłaś to by zdobyć pieniądze na uratowanie Oazy spokoju?- Nagłe krzyki rozbrzmiewające w aucie rozbawiłyby Hanię gdyby nie fakt, że to ona była ich przyczyną. I tak przez następne pół godziny musiała wyjaśniać przyjaciołom, że naprawdę przemyślała to co chce zrobić, że to jej świadoma decyzja i że oni nie powinni próbować na nią wpłynąć. Po krzykach nadeszła więc pora na wymowne milczenie gdy zarówno Patryk jak i Gośka unikali nawet jej wzroku. Dlatego spróbowała po raz ostatni:

- Żałuję, że postawiłam was niejako pod ścianą. Ale chciałam uniknąć właśnie takie dyskusji. Bo nie zmienię zdania. A jeśli wy nie chcecie w tym uczestniczyć…to trudno. Pojadę na swój ślub sama i znajdę jakichś przypadkowych świadków na ulicy przez urzędem. Ktoś będzie musiał się zgodzić…

- Czekaj.- Zatrzymała ją Gośka gdy tamta już sięgała po klamkę od drzwi.- Nie mam pojęcia o co w tym wszystkich chodzi, choć najwyraźniej mój mąż ma większe.- Dodała wymownie patrząc na Patryka z wypisaną obietnicą pretensji na twarzy.- Ale na pewno nie zostawię cię w tym wszystkim samej. Jesteś dla mnie jak siostra i skoro to twoja świadoma decyzja, to ufam jej i niech tak będzie. Wciąż mam tylko żal o to, że nie powiedziałaś mi wcześniej. Później poważnie sobie pogadamy.

- Jasne. Czy to oznacza, że możemy jechać? Patryk?- Hania spojrzała na niego błagalnie. Ten ciężko westchnął.

- Naprawdę tego chcesz? Wiesz na co się piszesz? I przede wszystkim: czy jesteś pewna Huberta?

- Tak.- Nie musiała dodawać nic więcej. Po chwili usłyszała dźwięk zapalanego silnika i ruszyli w dalszą drogę. A Hania jeszcze nigdy nie czuła się tak niezręcznie w towarzystwie swoich przyjaciół.

Ponad trzy godziny później parkowali już przed urzędem. Monotonna podróż uspokoiła Hankę, której nerwy zaczęły udzielać się z powrotem. Wydawało jej się nawet, że jej własne kroki mają dużo wolniejsze tempo, jakby nawet czas chciał powstrzymać ją przed popełnianym właśnie głupstwem. I gdy stawiała już ostatni krok znajdując się na drugim piętrze zrozumiała, że jej przyjaciele mieli rację.

Oszalała.

Tylko tak można tłumaczyć potajemne małżeństwo ze sławnym sportowcem po zaledwie kilkunastu dniach znajomości tylko po to by zachować Oazę spokoju. Co ona do diabła wyprawiała?! Przecież małżeństwo to nie jest zabawa: według prawa kanonicznego zawierane jest na całe życie i nawet śmierć go nie kończy. Dlaczego więc ona kpiła sobie z tej świętości dobrze wiedząc, że ją z Hubertem nie łączyła żadna silna więź? Jak mogła planować, że po wszystkim tak po prostu się rozejdą? Skoro sama ceremonia nie miała dla niej znaczenia to co powinno je mieć? I czy naprawdę zaprzedawanie własnych przekonać i duszy jest tego warte?

- Hanka.- Słysząc swoje imię odwróciła się w kierunku źródła głosu. Nie od razu rozpoznała, że należał on do Huberta zmierzającego właśnie korytarzem w jej stronę.- Bałem się że nie przyjdziesz.- Dodał podchodząc bliżej. Potem przywitał się z Patrykiem i Gośką. Ich marsowe miny mówiły dobitnie to, czego nie wyrazili słowami. Eufemistycznie mówiąc, nie wyglądali na zachwyconych. - Musicie iść do pokoju numer osiem, my za chwilę do was dołączymy.- Polecił im. Gdy zostali z Witwicką sami, przyjrzał jej się uważniej. Była blada i wyglądała na przerażoną. I choć takie same emocje jeszcze chwilę wcześniej targały nim samym, teraz się uśmiechnął.

- To ja miałem stać zaryczany, pamiętasz? Ty miałaś śmiać się do rozpuku wspominając moje niefrasobliwe oświadczyny.

- To nie najlepsza pora do żartów, Hubert. – Odparła mu głęboko oddychając.

- I coś ty na siebie włożyła? Ktoś umarł?

- Odczep się od mojej sukienki!- Syknęła czując że z powodu nagromadzonych emocji zbiera jej się na płacz, choć sama przy ubiorze miała podobne spostrzeżenia. Ale jego uwaga była kroplą, która przelała czarę goryczy. Dodatkowo dobry humor Skrzyneckiego wyraźnie ją zirytował. Chociaż gdy mu się dokładniej przyjrzała zobaczyła, że jego rozpalona twarz jest dowodem na to, że nie traktował tego tak lekko jak chciał pokazać. Dlatego dodała już spokojniej:- Nie miałam innej.- I choć na usta cisnął mu się kolejny żart, jej odpowiedź sprawiła, że go nie wygłosił. Ile rzeczy sobie jeszcze odmawiała byleby tylko przedłużyć żywot Oazy spokoju?

- Po ślubie kupię ci sto sukienek.- Obiecał poważnie co wywołało na jej twarzy delikatny uśmiech rozluźnienia. I choć byli w urzędzie, właśnie w tej chwili Hubert nachylił się nad Hanką składając na jej ustach czuły pocałunek.- Tęskniłem za tobą.

- Gdyby tak było to byś przyjechał.

- Przekalkulowałem to sobie i doszedłem do wniosku, że jeśli załatwię wszystkie swoje zawodowe sprawy będę mógł spędzić z tobą po ślubie dużo więcej dni zanim wyjadę.- Odpowiedział i w ramach przekory dodał po dłuższej pauzie:- I nocy.

- Przestań już.

- Denerwuje cię ten temat?

- Ty mnie denerwujesz.- Odparła mu. Hubert  uśmiechnął się wciąż wpatrzony w jej twarz. Naprawdę za nią tęsknił. Wiedział jednak, że gdyby przyjechał do Pralkowa przed ich ślubem, nie byłby w stanie odjechać. A tak załatwił wszystkie swoje niezbędne zawodowe i biznesowy sprawy. Nic nie zakłóci mu miodowego miesiąca. Ani nikt.

Przez chwilę stali we dwójkę patrząc na siebie w milczeniu, dopóki nie przywołał ich głos urzędniczki. Po potwierdzeniu tożsamości polecono całej ich czwórce poczekać na początek ceremonii.

I już za chwilę mieli wyjść z pokoju nie tylko jako Hubert i Hania, ale mąż i żona.




SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ

Gdy Hubert wyjechał z menadżerem, Hania w końcu wyszła z ukrycia z hotelowego pokoju  w którym pozostawała od chwili ich nieszczęsnego spotkania podczas którego zamknęła drzwi nie chcąc z nim rozmawiać. Chyba jeszcze nigdy tak dokładnie nie wysprzątała żadnego pomieszczenia. Potem udając, że wszystko jest w porządku zajęła się zwyczajowymi pracami w hotelu. Trzymała się dzielnie aż do wieczora. Wtedy to weszła do pokoju  w którym przez ostatnie kilka tygodni mieszkał jej chłopak.

Powitała ją pusta i brak zwyczajowo rozłożonych książek i filmów na półce gdzie stał telewizor. Łóżko było dokładnie posłane a na krześle nie wisiała żadna sportowa bluza. Nie było ich też zapewne we wnętrzu starej szafy. Mimo to lekko uchyliła jej wnętrze patrząc na rząd pustych wieszaków. Dotykając ich czubkami palców, wzięła głęboki wdech. Nie czuła jednak żadnego zapachu. Sam pokój też był dobrze wywietrzony. Nic, nawet żadna ulotna woń perfum czy wody kolońskiej nie dotarła do jej nozdrzy.

Zupełnie tak jakby Huberta Skrzyneckiego tutaj nigdy nie było: jakby nigdy nie śmiali się razem przekomarzając się siedząc na dywanie. Albo nie oglądali filmów na łóżku zajadając się jakimiś przekąskami. Jakby nie czuła się bezpiecznie w jego objęciach. Przecież to wszystko się wydarzyło, te emocje, jej uczucia: nie wymyśliła sobie tego. Dlaczego więc teraz musiała żyć tak jakby to się nigdy nie stało? Dlaczego musiała udawać, że nie wie kim jest Hubert Skrzynecki?

- Haniu, jesteś tutaj? Haniu? Renata powiedziała mi, że tutaj sprzątasz.- Słysząc głos mamy zamrugała kilkakrotnie oczami by odgonić łzy. Niestety jej oczy i tak były ich pełne, więc był to daremny trud.- Właśnie wróciliśmy z Kacprem z targów, jestem tak bardzo zmęczona a zarazem podekscytowana że…coś się stało kochanie?- Zakończyła pani Irena pytająco widząc zapłakaną twarz córki. Podeszła do niej zaniepokojona.- Haniu?- Hania chciała odpowiedzieć, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Zamiast tego pokręciła tylko głową. Szkoda tylko, że jakby w geście zaprzeczenia, z jej oczu potoczyły się kolejne łzy.- Boże, dziecko, nie strasz mnie. Coś cię boli?

- Nnie.- Wydukała w końcu Hanka dłuższą chwilę później gdy obie usiadły na łóżku, a ona zdołała się nieco uspokoić.

- Więc? Jeśli coś w Oazie potoczyło się nie po twojej myśli, możesz mi powiedzieć. Nie będę zła.

- Nie. Z hotelem…wszystko dobrze. Dostawa…przebiegła…pomyślnie. Z gośćmi…też. Ja…ja po prostu…

- Co?

- On wyjechał.- Wyrzuciła w końcu z siebie bezradnie. Pani Irena w pierwszej chwili nie miała pojęcia o co chodzi, ale po głębszym zastanowieniu dodała dwa do dwóch. Ten pokój, dzisiejsze wykwaterowanie Huberta Skrzyneckiego, ciągłe przesiadywanie Hanny razem z tym siatkarzem…mimo to musiała się upewnić.

- Masz na myśli tego sportowca, który tutaj mieszkał?- Przytaknięcie córki sprawiło, że serce zaczęło jej bić szybciej. Dlaczego zbagatelizowała zagrożenie? Dlaczego widząc zauroczenie córki przystojnym młodzieńcem nie zdusiła go w zarodku ufając w jej rozsądek? Przecież gdy w grę wchodziły uczucia, on się nigdy nie liczył. Na dodatek ona sama jeszcze specjalnie oddelegowała córkę do bezpośredniej obsługi serwisowej tego chłopaka ufając dyskrecji Hani tym samym umożliwiając sportowcowi jej uwodzenie. Na dodatek przez swój trzydniowy wyjazd na targi i nieobecność…o nie. Tylko spokojnie, nakazywała sobie w myślach. Nie wyprzedzaj faktów.– Czy coś was łączyło?- Kolejne skinięcie głową jeszcze bardziej ją załamało.- Hania czy całowałaś się z tym chłopcem?- Spytała pani Irena wprost przepełniona trwogą widząc poczucie winy malujące się na twarzy córki. Potem pełna złych przeczuć dodała:- Boże, chyba się z nim nie przespałaś?! Czy ty jesteś w ciąży? To dlatego płaczesz?!

- Nie, nie jestem w ciąży. – Odparła jej Hanna rwącym się głosem od powstrzymywanego płaczu. Ostatnie na co miała ochotę to kłótnia z matką. Miała nadzieję, że zakończy w ten sposób dyskusję, ale jak się szybko okazało swoją odpowiedzią zasiała jeszcze większy zamęt w głowie matki.

- A odpowiedź na pierwsze pytanie?

- Hm?

- Doszło do czegoś między wami?

- Tak.

- A więc możesz być w ciąży, tak?!

- Nie mamo, nie spałam z nim: miałam na myśli to, że wymieniliśmy tylko kilka pocałunków, przytulaliśmy się i ściskaliśmy, więc możesz przestań już krzyczeć.- A oprócz tego „tylko” rozmawialiśmy długimi godzinami, „tylko” poznawaliśmy się. Oprócz tego „tylko” obiecał, że zabierze mnie na swój mecz, pokaże cały świat, a jego każdy uśmiech do mnie wyrażał uczucie, dodała w myślach.

- Bogu dzięki, kamień spadł mi z serca.- Westchnęła ciężko starsza z kobiet. Po czym wypatrując fałszu na twarzy Hani spytała zaraz:- Nie kłamiesz prawda? Tylko pocałunki?

- Tak, tylko pocałunki.

- Więc dlaczego płaczesz?

- Bo on wyjechał a ja się w nim zakochałam. Nie mogę więc trochę popłakać? Musiał od razu zrobić mi dziecko żebym miała do tego prawo?- Tak arogancka odpowiedź w innym czasie i okolicznościach pewnie wywarłaby wrażenie na pani Irenie, ale teraz wykazując się niezwykłym nawet jak na nią zrozumieniem, postanowiła puścić te niesubordynację mimo uszu.

- Nie kochanie, ale zrozum że moja podejrzenia nie były bezpodstawne. Spędzałaś z nim dużo czasu, a oboje wiemy jaką miał reputację. i uwierz mi: dobrze że wyjechał teraz i złamał ci tylko serce niż gdyby zmarnował ci życie obarczając niechcianą ciążą. Gdyby spotkało cię to samo co mnie…- Irena Witwicka pogrążyła się w swoich myślach przypominając sobie moment gdy dowiedziała się, że jest w ciąży: o dziwo w jej wspomnieniach nie tak straszny. A potem inny, niczym w kalejdoskopie przesuwający się jak obraz w jej umyśle, gdy wielokrotnie wybierała zapisany na kartce w kratkę numer. Jak idiotka, dopiero za którymś z kolei razem rozumiejąc w końcu, że to wcale nie żaden błąd w połączeniu tylko nieprawdziwie zapisany krąg cyfr przez jej kłamliwego amanta. Potem te spojrzenia ludzi, na poły współczujące na poły litościwe; i koleżanek które już mniej zgrabnie skrywały złośliwą satysfakcję, że ktoś stawiany za wzór spadł z piedestału kończąc tak marnie jak im się wtedy wydawało. Bluzgi ojca i wyzywanie od najgorszych; krzyki matki by spróbowała skontaktować się z ojcem dziecka pod groźbą wyrzucenia z domu proszącej choćby o jego nazwisko…Nawet teraz poczuła gęsią skórkę na ramionach na samo wspomnienie tego dramatycznego okresu.- To byłoby straszne, nawet nie wiesz jakie to ciężkie brzemię.- Dodała na koniec jakby do siebie nie do końca zdając sobie sprawę z wydźwięku własnych słów.

- Dobrze wiedzieć, mamo.- Mrugnęła tylko Hania pozwalając swoim łzom w końcu spłynąć. Ale tym razem to nie były łzy spowodowane nieodwzajemnioną miłością do Huberta: po prostu w końcu jej matka powiedziała na głos to o czym ona w głębi swojej podświadomości wiedziała, ciągle spychając ten fakt w najciemniejszy zakamarek swojego umysłu. Bo zawsze była dla matki tylko niechcianym ciężarem i niesławną pamiątką po turyście, który kiedyś ją porzucił. Nie sądziła tylko, że nazwanie rzeczy po imieniu będzie tak boleć.

- Haniu, dziecko przecież nie miałam na myśli ciebie.- Do pani Ireny w końcu zaczęło docierać jak zabrzmiały jej słowa w oczach córki.

- Jasne, wiem. Wiem, że złamałam ci życie ale to nie moja wina. Wiem, że byłam cholerną wpadką, ale nie musisz mówić że nic gorszego nie mogłoby cię spotkać. To obelga dla ludzi, którzy w pożarze stracili cały swój dobytek łącznie z rodziną albo dla matki która dowiaduje się że jej syn którego tak bardzo kochała jest mordercą. Poza tym bez urazy, ale z tego co mi wiadomo nie byłam owocem przymuszenia lub innego aktu zniewolenia cię przez obcego mężczyznę. Tak czy inaczej bez obaw: jestem już wystarczająco dorosła by poradzić sobie sama i „ciężar” zniknie.

- Hanna, jak możesz myśleć że jesteś dla mnie ciężarem?! Byłaś i jesteś dla mnie wielkim cudem. Jesteś dla mnie najważniejsza jak inny tym na świecie.- Starsza z kobiet także zaczęła płakać. – Dlatego to tak boli, twój ból rani mnie po tysiąckroć bardziej niż mój własny. Żadna matka nie jest w stanie znieść cierpienia swojego dziecka. I każda chce oszczędzić mu skutków błędnych decyzji które sama popełniła w przeszłości. A twój smutek i płacz…on po prostu rani moje serce.

- Więc dlaczego zawsze to powtarzasz?!- Krzyknęła w końcu Hanka odpychając dłoń matki, którą tamta w bezradnym geście pocieszenia położyła na jej plecach.- Przy każdej możliwej okazji dając mi odczuć, że jestem dla ciebie tylko pomyłką?!

- Przecież ja nigdy nie powiedziałam…- Urwała kobieta zdając sobie sprawę, że przecież przypadkiem wypowiedziała te słowa właśnie teraz.

- Nie musiałaś tego mówić. Widzę jak mnie traktujesz, inni też to widzą. Troszczysz się o mnie, o to bym miała co jeść i w co się ubrać, ale czy kiedykolwiek mnie pochwaliłaś? Wiesz, że odkąd wyszłam z wielu niemowlęcego nigdy mnie z własnej woli nie przytuliłaś? To zawsze ja do ciebie przychodziłam pierwsza. Ale gdy miałam dwanaście lat to do mnie w końcu dotarło: na palcach jednej ręki jestem w stanie zliczyć te okazje które nastąpiły po tym okresie, wiesz?!

- Haniu…

- Nie, bo jeśli teraz tego nie powiem to już nigdy. Wiem, że z powodu tego co zrobił ci mój ojciec trudniej jest ci mnie kochać. Ale to nie moja wina. Nie będę już za to przepraszać całym swoim zachowaniem.

- I nie musisz, córeczko…

- Nawet zamierzałam z nim wyjechać.- Kontynuowała Hania jakby w zamyśleniu.- Chciałam wyjechać z Hubertem Skrzyneckim by już nie być dla ciebie ciężarem.

- Boże, dziecko.

- Bo nie mogłam już dłużej znieść faktu, że nie potrafisz mnie kochać. Nie mogłam patrzeć na to jak przekomarzasz się z Kacprem tak jak ze mną nigdy tego nie robisz. Jak pani Janina przytula Paulinę niby poprawiając jej ubranie. Ona zawsze tak bardzo irytowała się tymi czułościami matki a mi chciało się wtedy płakać, bo oddałabym wiele byś ty tak mnie traktowała. I robiłam wszystko co mogłam by to zdobyć. Nigdy się nie spóźniałam, szanowałam twoje zdanie, nie okłamywałam cię. Nie imprezowałam jak moi rówieśnicy, nie spędzałam nocy poza domem, nie piłam, byłam wzorową uczennicą. Ale to i tak nie wystarczało. Dlatego po szkole każdą wolną chwilę pracowałam w Oazie by choć zaskarbić sobie twoją wdzięczność. Wybierałam zmianę brudnej pościeli i mycie podłogi zamiast spotkania z przyjaciółmi przy ognisku. Ale ty i tak mnie nie pokochałaś. Gdy poznałam Huberta…sądziłam, że chociaż on zdołał mnie pokochać. Zwłaszcza gdy zaproponował mi wyjazd ze sobą. Tyle, że okazało się iż dla niego to nic nie znaczyło. Byłam dla niego tylko rakiem na bezrybiu jak wyraził się jego kolega.

- Tak bardzo mi przykro. Kochanie…- Pani Irena, nie nawykła do okazywania uczuć, teraz niepewnie próbowała objąć córkę. Ta jednak na to nie pozwoliła.

- Spokojnie, nie zmuszaj się do tego. Teraz już przynajmniej nie musisz udawać że cię obchodzę.

- Co ty pleciesz, Haniu? Jak możesz myśleć, że mnie nie obchodzisz?! Jesteś jedyną rzeczą w moim życiu, za którą jestem wdzięczna. Wszystko bym za ciebie oddała. Owszem, nie planowałam ciąży i nie cieszyłam się na wieść o nią, nie będę udawać że nie żałowałam swojego krótkiego romansu z twoim ojcem, ale gdy się urodziłaś…gdy się urodziłaś sprawiłaś, że moje życie miało sens. I gdybym nawet mogła cofnąć czas zmieniając przeszłość by uniknąć błędu którego popełniłam nie zrobiłabym tego, a wiesz dlaczego? Bo dzięki niemu zyskałam ciebie.- Mówiła kobieta patrząc na zapłakaną twarz córki nie zważając na płynące z jej własnych oczu łzy.- Ale moja miłość jest tak wielka, że bałam się o ciebie. Już w momencie gdy pierwszy raz trzymałam cię w swoich ramionach….mój mały cud…moją małą dziewczynkę nie chciałam by spotkało cię nic złego. Pragnęłam byś wyrosła na silną, niezależną i pewną siebie kobietę, która poradzi sobie z każdymi przeciwnościami losu. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że moje metody sprawią, iż zwątpisz w moje uczucie.

- Nie wiem czy mogę ci wierzyć, czy mówisz prawdę.

- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham.- Głos pani Ireny wyraźnie się rwał. Nagle dotarło do niej, że nie pamięta kiedy ostatni raz wypowiedziała te słowa do własnej córki. I ile nieszczęścia jej dołożyła, jak bardzo w ciągu minionych lat Hania musiała przeżywać brak okazywania jej uczuć i nadmierną surowość matki.- Boże, co ja zrobiłam. Nie mów mi, że jest już za późno. A jeśli nawet to…to bądź przy mnie. Pozwól sobie pomóc i cię wspierać.- W końcu, po dłuższej chwili, wciąż płacząc obie kobiety padły sobie w ramiona mocno się obejmując. Nie bardzo było tylko wiadomo kto kogo właściwie pociesza.

Tej nocy mało spały dużo rozmawiając i wspominając. Pani Irena opowiedziała też przebieg targów oraz kilka ciekawostek, które z nich wyniosła. Gdy jej córka zasnęła wciąż tuliła ją w swoich objęciach. I choć początkowo zamierzała delikatnie się z nich wyswobodzić, po chwili zmieniła zdanie. Przypominając sobie te liczne okazje przy których skąpiła Hani swoich objęć teraz zamierzała przytulać ją jak najczęściej.

Zasnęła dużo później niż córka wciąż przeżywając w duchu ich dzisiejszą rozmowę. Bo mało brakowało, a nieświadomie poprzez dobór niewłaściwych środków straciłaby ją  na zawsze. Co by się stało gdyby Hanna wyjechała z tym Hubertem? I jak bardzo samotna musiała się czuć, jak bardzo być zdesperowana by zdecydować się na ten krok? A ona niczego nie zauważyła…

- Moje kochanie.- Szeptała ze łzami w oczach patrząc na śpiącą twarz Hanki.- Moja kochana córeczka.- Powtarzała obiecując sobie w duchu, że od teraz będzie się starała wynagrodzić córce lata cierpień i niepewności. I przede wszystkim przestanie uważać, że okazywanie uczuć jest oznaką słabości. Od dzisiaj zamierzała okazywać je córce tak często jak tylko się da. Miała szczerą nadzieję, że nie jest już za późno. Nie zapomniała też o drugim problemie Hani jakim było złamane serce. Z całej duszy żałowała, że przyjęła Huberta Skrzyneckiego pod swój dach. A jeszcze bardziej żałowała tego, że paradoksalnie to właśnie jemu zawdzięczała możliwość zmiany swojego zachowanie. Bo gdyby Hania go nie poznała być może nigdy nie wyznałaby swoich bolączek. I może przez całe życie żyłaby w przekonaniu, że własna matka jej nie kocha.

To nie był jeszcze koniec. Przed nimi dwiema była jeszcze długa droga: dzisiejszy dzień pojednania był dopiero kroplą w morzu, zapowiedzią tego jak może ułożyć się ich relacja. Ale jeśli ona sama się nie zmieni, jeśli po tym wszystkim będzie zachowywać się jak przedtem, Hania nigdy jej już nie wybaczy i nie zaufa.

To nie było dla niej łatwe.

Bo po tym, jak w wieku dziewiętnastu lat została skrzywdzona i porzucona, Irena Witwicka wyzbyła się sentymentów. Dlatego każda czułość czy gest pocieszenia była dla niej trudna, szczególnie wobec własnej córki, którą chciała wychować na twardą, odporną na ludzką podłość kobietę, która nie pozwoli omamić się pierwszemu lepszemu gładkomówcy. Ale dziś obiecała sobie, że się tego nauczy, że znowu otworzy swoje serce na emocje, chociaż  szczelnie zamknęła je prawie dwadzieścia lat temu.

OBECNIE

Zmiana stanu cywilnego trwała niecały kwadrans. Myślałby kto, że tak ważna decyzja będzie wymaga chociaż godziny, myślała Hania. Albo jej połowy. A tu proszę: po paru minutach przemowy na temat roli małżeństwa, która chyba ma na celu wystraszenie ewentualnych niepewnych i niezdecydowanych, kierownik urzędu kazał im powtórzyć słowa przysięgi i nałożyć obrączki. Na koniec podpisali akt małżeństwa i było po wszystkim. Urzędnik pogratulował im jeszcze wychodząc z sali, dając czas na ewentualne gratulacje najbliższych.

Zupełnie zbędne w ich przypadku, ale mimo wszystko dość taktowny gest.

- Zrobić wam zdjęcie?- Zaproponowała Małgorzata chyba tylko po to by przerwać milczenie, gdy całą czwórką po prostu stali w miejscu dobrą minutę po odejściu urzędnika. Hanka z Hubertem spojrzeli na siebie.

- To nie jest konieczne…

- Tak.- Odparli prawie jednocześnie świeżo upieczeni małżonkowie. Patryk rzucił wtedy Witwickiej wymowne spojrzenie mówiące: „właśnie widzę jak będzie wyglądał ten wasz związek”.

- Dobrze, w sumie możemy mieć jakąś pamiątkę.- Zreflektowała się. Chwilę później uśmiechnęła się w stronę komórki, której wbudowanym aparatem przyjaciółka robiła zdjęcie.

- Możesz się trochę schylić Hubert? I obejmij ją: wyglądacie jak para obcych a nie nowożeńcy.

- Bo to jest para obcych.- Rzucił pod nosem Patryk. Hania puściła to pomimo uszu, ale Hubert zareagował inaczej.

- Ty wiesz o tym najlepiej, prawda?- Spytał pozornie lekkim tonem, ale w jego oczach czaiła się złość. Złość spowodowana faktem, że gdyby sześć lat temu ten dzieciak nie mieszkał się w  jego związek z Hanką być może wszystko potoczyłoby się inaczej.

- Żebyś wiedział. I twoje niewypowiedziane groźby nie robią już na mnie wrażenia: nie mam już dwudziestu lat. I nie zamierzam też udawać, że cieszę się że tutaj jestem. Gdybym wiedział wcześniej po co Hania ściągnęła mnie tu z żoną nie tylko odmówiłbym przyjazdu, ale próbowałbym ją odwieść od tego szaleństwa.

- Zaraz, zaraz: chcesz powiedzieć że nie znaliście celu tej podróży?- Spytał Hubert z niedowierzaniem. Potem spojrzał na swoją żonę, która uciekła przed nim wzrokiem.- Hania?

- Co: Hania?- Wzruszyła ramionami młoda kobieta.- A jak miałam im to powiedzieć?

- Może używając słów w stylu: „czy zostaniecie świadkami na moim ślubie”?

- Trzeba było wziąć swoich znajomych.- Odcięła się.

- Pewnie już zapomniałaś, ale chciałem to zrobić. Tylko moja przyszła żona wolała zachować nasz ślub w tajemnicy a wspólna podróż trzech sławnych sportowców mogłaby wzbudzić zainteresowanie prasy.

- No tak, jakże bym mogła zapomnieć, że jesteś taki popularny i masz samych równie popularnych znajomych…

- Możemy chociaż wyjść z urzędu i kłócić się na zewnątrz?- Zasugerowała Gosia.

- Przecież się nie kłócimy.- Zaoponował Hubert. Po chwili jednak cała czwórka zgodnie opuszczała budynek Urzędu Stanu Cywilnego.

Problem pojawił się już na parkingu kiedy Hania zaproponowała przyjaciołom wspólny obiad w pobliskiej restauracji. Jej mężowi natomiast nie było to w smak, ponieważ chciał by spędzili tę resztę dnia tylko we dwoje. Ponadto zanim wrócą do Pralkowa będzie już wieczór a w planach miał jeszcze wstąpienie do pośrednika nieruchomości. Nie sprzeciwił się jednak zdaniu żony. Nawet jeśli pół godziny później, siedział przy stoliku z wrogo usposobionym Patrykiem podczas gdy jego ona szeptała obok coś do przyjaciółki. Zresztą w obecnej chwili też była do niego negatywnie nastawiona, więc może to i lepiej? Przez ten czas obydwoje powinni ochłonąć.

- To był twój pomysł? To małżeństwo?- Spytał go po jakimś czasie Patryk. Hubert przez chwilę zastanawiał się na ile kierowała nim zwykła ciekawość a na ile chciał przerwać panującą między nimi ciszę.

- Tak.

- Dlaczego?

- Jak to dlaczego: a po co ludzie biorą ze sobą ślub?- Uciekł przed odpowiedzią Skrzynecki nie mając pojęcia ile powiedziała przyjaciołom o ich relacji Hanka. Chociaż sądząc po tym czego się już zdążył dowiedzieć to bardzo niewiele. Mimo to, chciał pozostawić tę kwestię do rozwiązania jej.

- Ty mi powiedz.

- Ostatnio gdy cię widziałeś nie byłeś taki hardy.

- Jak już wcześniej powiedziałem, nie mam już dwudziestu lat. Więc?

- Spytaj Hanki.

- Ale pytam ciebie.

- Rany, aleś ty męczący.- Westchnął Hubert ocierając pot z czoła.- Daj mi odetchnąć chociaż dzisiaj.

- Nie wyglądasz najlepiej.- Powiedział szczerze Patryk. W odpowiedzi usłyszał śmiech Skrzyneckiego.

- Widzisz? A jestem żonaty tylko pięć minut.- Wbrew sobie i antypatii do siedzącego naprzeciwko mężczyzny, Patryk się uśmiechnął.- Hanka serio nie wyjawiła wam, że będziecie naszymi świadkami ślubu?

-  Tak. Nikomu w Pralkowie  też nie powiedziała. Innym przyjaciółkom także nie. Któraś by nie wytrzymała i się wygadała: jestem tego pewny.

- Jak pewnie słyszałeś podczas naszej rozmowy w urzędzie, chce utrzymać to w tajemnicy jak najdłużej się da.

- Przecież gdy media się dowiedzą potajemny ślub wzbudzi jeszcze większe zainteresowanie…

-…przynajmniej w tej kwestii się zgadzamy.- Dokończył Hubert. – Ale nijak nie mogłem jej tego wyperswadować.- Patryk przypomniał sobie ile razy kilka lat wcześniej rozmawiał z tym sportowcem wypytując o siatkarskie życie czy grając w warcaby. I uświadomił sobie, że przecież kiedyś lubił Skrzyneckiego. Był szczerym, zabawnym chłopakiem, mającym dystans do siebie i innych. Nie zachowywał się też tak, jakby odbiła mu szajba z powodu tego co osiągnął w tak młodym wieku. No, może ich ostatnie spotkania sprzed sześciu lat napędziło mu stracha, ale koniec końców uważał go za równego gościa. Ba, siatkarz był nawet jego sportowym idolem. To dlatego teraz dodał tonem wyjaśnienia:

- Posłuchaj, to nie jest tak że chodzi o ciebie. Czepiałbym się każdego faceta za którego wyszłaby Hanka po kilku dniach znajomości. Po prostu zaraz po mamie, siostrze i żonie jest dla mnie najważniejszą kobietą w życiu. Chcę by była szczęśliwa, a z szaleństwa zazwyczaj nic dobrego nie wynika.

-To też jest mój cel. Wiem jak ciężko było jej w ciągu ostatnich miesięcy po śmierci matki. I nie zapominaj, że znamy się trochę dłużej niż kilka dni. To nie jest całkiem przypadkowy związek.

- Ale nie za wiele wiecie o sobie nawzajem. Ponadto z tego co wiem zaplanowaliście ten krok bez ustalania ważnych szczegółów: jak choćby tego gdzie zamieszkacie po ślubie.

- Wynająłem nam mieszkanie niedaleko Oazy, formalności zgodnie z umową miałem dopełnić po przyjeździe gdy wygląd zdjęć poszczególnych pomieszczeń będzie odzwierciedlał stan faktyczny… 

-…rzeczywiście, przygotowanie godne pochwały. Więc nawet nie widziałeś swojego nowego domu, nie wiesz jakie ma wyposażenie, czy coś nie wymaga naprawy. Ba Hanka, nawet nie zna jego adresu…

-…bo to miała być niespodzianka. Poza tym: czy ty naprawdę twierdzisz, że umeblowane mieszkanie czy dom jest wyznacznikiem udanego małżeństwa?

- To miał być tylko przykład ilustrujący problem. Bo chyba zapomniałeś o tym, że żyjecie w dwóch zupełnie różnych światach. Jak chcesz by teraz wyglądało życie Hanki? Przecież oboje wiemy, że za jakiś czas wszyscy się o was dowiedzą i stanie się osobą publiczną- przynajmniej w przekonaniu większości ludzi, którzy będą ją oceniać i krytykować według własnego widzimisię. Myślisz, że wtedy będzie szczęśliwa? Wiesz, że zawsze strzeże swojej prywatności? Jak nie lubi by obcy ingerowali w jej byt, jaka jest niezależna? Nawet nam, swoim przyjaciołom rzadko wspomina o swoich bolączkach, bo uznaje je za swoje słabości i porażki. Myślisz, że życie na świeczniku ją zadowoli?

- To nie moja wina, że plotkarskie gazety bardziej niż moje sportowe osiągnięcia interesuje co dziś na sobie mam albo z kim się spotykam. Ale postaram się trzymać swoją żonę od tego z daleka.

- Mogłeś więc o tym pomyśleć gdy ustalaliście datę ślubu. Przecież doskonale wiedziałeś, że pospieszny ślub zainteresuje każdego, Hania niestety jest pod tym względem bardziej naiwna. Musieliście się pobierać już teraz?

- Tak.- Oznajmił stanowczym tonem Hubert. Miał gdzieś opinię Patryka: owszem, może rozsądniej byłoby poczekać, ale jaką miał pewność że Hanka znowu mu nie ucieknie? Teraz jako jego żonie nie będzie jej tak łatwo tego zrobić. Niestety pochłonięty własnymi myślami nawet nie spostrzegł, że jego wypowiedź mogła zostać odebrana przez rozmówcę inaczej.

- Chcesz powiedzieć, że nie wyszła za ciebie by zachować Oazę?! Zrobiłeś jej dziecko?!- Spytał więc bezpośrednio Patryk. Podniósł przy tym swój głos na tyle, że siedząca obok Hania usłyszała to pytanie.

- Oczywiście, że nie!- Żachnęła się cała zarumieniona. - Nie rozumiem nawet jak możesz o to pytać, przecież mnie znasz. Poza tym nawet jeśli by tak było to moja prywatna sprawa.

- Haniu, ja nie chciałem.- Zreflektował się szybko.- Zamierzałem tylko powiedzieć…

- Dość już powiedziałeś, Patryk. – Przerwała mu urażona przyjaciółka. I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą widząc dwóch szepczących obok mężczyzn była przekonana, że rozmawiają na jakiś neutralny temat: może nawet że Patryk znowu zobaczył w Hubercie swojego dawnego idola? Teraz jednak zrozumiała jak bardzo to było naiwne. Tak samo zresztą jak jej przekonanie, że przyjaciele nie będą ciekawi poznania jej motywów zawarcia małżeństwa.

- Może zamienimy się miejscami?- Zaproponowała taktownie Gośka, która zupełnie nie w swoim stylu już drugi raz dzisiejszego dnia rozbrajała i zapobiegała kłótni. Hania posłała jej uśmiech pełen wdzięczności. Nawet jeśli oznaczało to konieczność siedzenia naprzeciwko Huberta. Widziała, że był na nią zły: pewnie po części miał rację, bo ta cała konspiracja jeszcze pewnie odbije jej się czkawką. Nie zamierzała jednak za nic przepraszać. Nie patrząc na niego, zabrała się za pałaszowanie swojej porcji frytek na które prawdę mówiąc nie miała ochoty. Dzisiejszy dzień nie dość, że obfitował w nadmierne emocje to na dodatek był także piekielnie gorący.

Zaraz po zjedzonym posiłku, Małgosia podziękowała za zaproszenie i poganiając niezbyt chętnego do wyjścia Patryka, oznajmiła że wracają do Pralkowa. Na koniec życzyła jeszcze młodej parze szczęścia. Gdy zostali sami, po kilku minutach Hania musiała już spojrzeć na męża. I zrozumiała, że jego małomówność wcale nie wynikała z bycia urażonym.

- Dobrze się czujesz?- Spytała z troską widząc jego bladą twarz decydując się puścić w niepamięć ich wcześniejsze sprzeczki.- Nie wyglądasz dobrze.- Zanim odpowiedział, spojrzał na nią spod oka jakby zastanawiał się czy to nie kolejna prowokacja.

- Jestem tylko trochę zmęczony, to wszystko.

- Ja też wczoraj nie mogłam spać.- Wyznała przypominając sobie swoje rozbiegane myśli, które nie pozwoliły jej zmrużyć oka.

- Dzisiejszej nocy też za wiele nie pośpisz.

- Dlacze…- zaczęła szybko domyślając się o co może chodzić. I choć początkowo zamierzała zmienić temat jego powstrzymywany uśmiech sprowokował ją do dodania:- Zobaczymy. Słyszałam, że krowa która dużo ryczy…

- To prowokacja?- Na szczęście od odpowiedzi uchroniła ją wchodząca właśnie do lokalu grupka nastolatków, która rozpoznała w Hubercie sławnego siatkarza. Przez dłuższą chwilę Hania przypatrywała się jak jej mąż podpisuje autografy, odpowiada na pytania podekscytowanej młodzieży i robi sobie z nimi zdjęcia. Uśmiechnęła się widząc jak na oko szesnastoletnia dziewczyna rumieni się gdy Skrzynecki spytał ją o imię. Wyraźnie była nim oczarowana.- Przepraszam, nie chciałem ich spławiać.- Powiedział kilka minut później powracając do stolika.

- Nie szkodzi. – Zapewniła.

- Na czym to skończyliśmy?

- Wydaje mi się, że…Chyba zbliżają się do nas twoi kolejni wielbiciele.- Dodała cicho.

- Szlak by to. Zawołasz kelnerkę? Lepiej będzie jak będziemy się zbierać. Zazwyczaj tak to działa, że gdy jedna osoba odważy się zaczepić i podejść, kolejne są już wtedy śmielsze.

***

Kilka minut później, Hanna wraz z Hubertem jechali autem w kierunku Pralkowa. Ponieważ mąż wyglądał na zmęczonego, po godzinie drogi zaproponowała by teraz to ona  poprowadziła auto. Co prawda świeżo upieczony mąż po jej kilku niezbyt płynnych manewrach na drodze zasugerował, że może lepiej będzie jeśli to on dalej pokieruje, ale Hania puściła jego sugestię mimo uszu.

- Przecież masz ubezpieczenie, prawda? Najwyżej stracisz trochę zniżek jeśli spowoduję kolizję.- Skwitowała po kolejnej próbie nalegania z jego strony. Słysząc to, Hubert się uśmiechnął przymykając oczy. Prawdę mówiąc nie czuł się najlepiej i możliwość odpoczynku była mu na rękę. Widocznie dzisiejszy dzień dostarczył mu taką ilość wrażeń, która mocno go wyczerpała odbierając energię do cna.

Po jakimś czasie, usłyszał zaniepokojony głos żony dochodzący do niego z dużym utrudnieniem. Chciał coś odpowiedzieć i otworzyć oczy, ale ku swojemu zaskoczeniu nie mógł tego zrobić. Wtedy Hania zaczęła szarpać go nieco energiczniej a jej głos wyrażał zaniepokojenie:

- Hubert, Hubert do diaska: wstawaj. Hubert? Matko, jaki ty jesteś rozpalony…czy ty jesteś chory? To dlatego nalegałeś na pospieszny ślub?

-  Tak. Już niedługo zostaniesz bogatą wdową.- Zdołał się w końcu odezwać mimo iż jego oczy pozostały zamknięte.

- Idiota.- Mrugnęła tylko zdając sobie sprawę, że jej mąż najwyraźniej tylko usnął. Chociaż to jego gorące czoło…Powstrzymując niechęć przez strojenie sobie przez niego żartów, ponownie dotknęła dłonią jego czoła.- Masz gorączkę.- Powiedziała.

- Gdzie tam, po prostu zgrzałem się przez ten upał.- Zbagatelizował sprawę rozglądając się przez szybę. Wyglądało na to, że dojechali właśnie pod Oazę, więc spróbował wstać z fotela. Zrobił to z dużym trudem, bo zakręciło mu się w głowie.

- W aucie była klimatyzacja. Poza tym ja nie jestem spocona jak świnia.

- Auć. Jesteś okrutna.

- Przestań żartować: mam pomóc ci iść?

- Przyznaj się, że po prostu chcesz mnie dotknąć.

- Jeszcze słowo i naprawdę cię tutaj zostawię.- Ostrzegła.

- Mogę iść.- Zapewnił, mimo iż zawroty głowy nie minęły. Hubert żartami próbował zbagatelizować całą sprawę, ale chyba nie udało mu się zwieść żony.- Pewnie złapałem jakiegoś wirusa.- Dodał widząc na sobie jej zaniepokojony wzrok gdy dostosowywała swoje tempo do jego powolnych kroków.

- W apteczce mam coś na gorączkę. Wtedy poczujesz się lepiej.

- Tak.- Przytaknął. Dopiero po kwadransie, który jemu zdawał się być wiecznością powoli wchodził po schodach aż w końcu znalazł się na czwartym piętrze. Wtedy trzymając się poręczy zrobił krótką przerwę. Od hotelowego „mieszkania” Hanki dzieliło go jakieś trzydzieści metrów. Miał szczęście, że rozmawiając z recepcjonistą Pauliną została na dole i nie widziała go w tym stanie.

- Hubert?- Usłyszawszy swoje imię wypowiedziane znajomym tonem zrozumiał, że jednak nie miał tyle szczęścia.

- To tylko zmęczenie i osłabienie spowodowane gorączką, nie patrz na mnie tak jakbym zaraz miał umrzeć. To miłe, ale nie musisz się aż tak o mnie martwić.

- Martwić?- Prychnęła.- W moich hotelu nikt jeszcze nie umarł: wiesz jaką miałby reputację gdybyś ty teraz to zrobił?

- No tak: Oaza jest najważniejsza.- Uśmiechnął się z trudem dobrze wiedząc jaka jest prawda. Potem wspólnie z Hanią doszli do jej „mieszkania”. Wówczas Skrzynecki z ulgą opadł na sofę, patrząc jak jego krzątająca się żona przygotowuje w pokoju obok gorącą herbatę i zestaw leków. Żona, powtórzył w myślach to słowo po raz kolejny delektując się nim w myślach. Bo wciąż nie mógł uwierzyć, że Hanna Witwicka jest jego. Że jest jego żoną.

- Proszę.- Powiedziała wręczając mu szklankę z parującym żółtym płynem o niezbyt ładnym zapachu, dwie białe tabletki i termometr. Gdy udało mi się uporać z lekarstwami dodała:- W zasadzie to niepotrzebnie kazałam ci tutaj przyjść: mogłeś od razu zostać na trzecim piętrze. Poprosiłam Paulę żeby przygotowała ci dwudziestkę trójkę. – Nie od razu dodarł do niego zaimek „ci” zamiast „nam”. Gdy tak się jednak stało zmarszczył brwi.

- Dlaczego nie mogę spać tutaj?

- Bo moje łóżko jest za małe.

- Kiedyś już tutaj spałem. I z tego co pamiętam, z tobą na dodatek.

- Jesteś na nie za duży, nie wyśpisz się. A potrzebujesz snu żeby dojść do siebie.  Ja bym ci tylko przeszkadzała. Lepiej bym została na noc tutaj.

- Nie czuję się aż tak źle: za kilka minut mi przejdzie.

- Gorączka nie ustępuje tak szybko.

- Dobrze, więc: śpijmy w pokoju dwadzieścia trzy razem. O ile mi wiadomo gorączka nie jest zaraźliwa.

- Musisz wypocząć, Hubert.

- Chyba nie chcesz się wymigać od nocy poślubnej?

- Ledwo trzymasz się na nogach.

- Zawarliśmy umowę.

- I wypełnię nią, ale gdy będziesz zdrowy. Będziesz miał nawet dwadzieścia swoich nocy poślubnych tylko teraz idź do łóżka.

- Obiecujesz?

- Tak.- Westchnęła nie wiedząc czy śmiać się czy płakać słysząc poważny ton jego głosu. – Chodź, zaprowadzę cię.

- Nie możesz zostać ze mną na noc?- Spytał gdy wspólnie pokonali korytarz wchodząc do wskazanego pokoju.- Będziemy tylko spać, bo w obecnym stanie zdrowia raczej nie będę dla ciebie zagrożeniem.

- Nie tym się martwię. Muszę jeszcze trochę popracować.

- O tej porze?

- Papierkowa robota. Przyniosłam tutaj twoją torbę: poradzisz sobie z wyjęciem piżamy?

- Zwykle sypiam bez.- Odparł jej z przyjemnością widząc na twarzy jej konsternację, którą próbowała ukryć. Miał tak cholernego pecha, że gdy w końcu mógł spędzić z nią noc był słaby jak kociak.

- Okej, będziesz jeszcze czegoś potrzebował?

- Tak. Pomożesz mi się rozebrać? Ja nie mam siły.

- Dobrze.- Mrugnęła po chwili z uwagą mu się przypatrując najwyraźniej wypatrując jakiegoś szwindla z jego strony. Huberta by to nawet rozbawiło gdyby nie fakt, że jego prośba wcale nie była ukrytą prowokacją.- Rozpiąć ci guziki?- Spytała podchodząc do łózka na którym siedział przymierzając się do zdjęcia jego koszulę.

- Poproszę.- Hania próbowała podejść do tej czynności zupełnie profesjonalnie ignorując fakt, że właśnie rozbierała swojego męża. Męża, którego bliskość oddziaływała na nią z całą mocą nawet pomimo jego choroby. Poczuła się nawet z tego powodu głupio: Hubert ledwo potrafił utrzymać otwarte oczy płonąc z gorączki a ona zamiast skupić się na tym by mu pomóc, myślała tylko o fragmentach gładkiej skóry wyzierającej spod coraz bardziej rozpiętej koszuli…- To nie tak miało wyglądać.

- Hm?- Wyrwana z własnych rojeń z trudem skupiła się na słowach męża.

- Nasza pierwsza noc.

- Okoliczności zawarcia przez nas małżeństwa były dziwne, więc nic mnie już nie zdziwi. – Powiedziała szybko kończąc rozpinanie ostatnich guzików koszuli. Potem schyliła się by zdjąć mu buty. Wtedy Hubert zaprotestował:

- Z tym sobie poradzę.

- Gdybyś nie mógł tego zrobić samodzielnie z powodu pijaństwa miałabym to gdzieś, ale skoro to wynik choroby to zdejmę ci te pantofle, okej? Ja na twoim miejscu korzystałabym z propozycji, bo nie sądzę bym następnym razem była taka usłużna.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. A teraz się kładź.

- A spodnie?

- Z tym poradzisz sobie sam.- Powiedziała nakrywając go kołdrą. Późnej położyła mu na czoło zimny okład.- Wpadnę co ciebie za jakąś godzinę ponownie mierząc temperaturę. Jeśli nie uda jej się zbić, wezwiemy lekarza. – Zgasić światło?

- Nie, będę na ciebie czekał.- W odpowiedzi Hania skinęła głową. A gdy zgodnie z obietnicą po godzinie weszła do pokoju męża, zastała go smacznie śpiącego w takiej samej pozycji w jakiej go zostawiła. Delikatnie zdjęła mu z głowy okład a potem elektrycznym termometrem ponowne zmierzyła temperaturę. Na szczęście gorączka spadła, ale wciąż nie udało jej się zbić całkowicie.

Przez chwilę przypatrywała się jego postaci zupełnie bezkarnie. I wciąż nie mogła uwierzyć, że śpiący na łóżku mężczyzna kilka godzin temu został jej mężem.

Wychodząc zgasiła światło, a potem wróciła do swojego „mieszkania”. Po szybkim prysznicu z westchnieniem zadowolenia położyła się do łóżka.

piątek, 19 czerwca 2020

Druga szansa: Rozdział XVIII


Obiecane pieniądze Hanka otrzymała dwa dni później, jeszcze tego samego dnia w którym podała Hubertowi numer swojego konta bankowego. Nieco zaskoczona szybkością jego działań, podziękowała poprzez wiadomość SMS. Chwilę później uśmiechnęła się czytając odpowiedź:

Podziękujesz mi zjawiając się na ślubie.

Wiedziała, że żartował. Ale z drugiej strony jego kpiąca obawa miała swoje uzasadnienie w fakcie, że mając przelew na swoim koncie, uzyskała to czego chciała najbardziej: mogła zdobyć Oazę. A to był główny powód dla którego zgodziła się wyjść za Huberta (przynajmniej tak sądził Skrzynecki i tak wmawiała sobie Hania). Oczywiście zamierzała dotrzymać swojej części umowy i zjawić się w urzędzie. On też znał ją na tyle i ufał by to wiedzieć. Niemniej jednak, w chwilach wahania lekko uchylona furtka zawsze była uspokajającą alternatywą. Tak samo jak świadomość, że jej ukochany hotel nie zostanie zamieniony na centrum handlowe.
Kontaktowali się ze sobą głównie przez wiadomości tekstowe: na początku w pierwszym tygodniu po swoim wyjeździe z hotelu, Hubert przebywał za granicą i Hania robiła to ze względu na koszty połączeń. Później otwierając puszkę Pandory (czytaj: nie zgadzając się na polubowne zamknięcie Oazy i sprzedaż swojej części budynku) miała tak wiele pracy, że trudno jej było wyłuskać nawet chwili na napisanie krótkiego SMSa. Może to dlatego świadomość zbliżającego się ślubu jakoś jej nie przytłaczała: gdyby nie praca od rana do wieczora pewnie miałaby masę czasu na wahanie się i rozterki; a tak nawet nie miała siły by dłużej się nad nią zastanowić czy żałować.
Dłuższą rozmowę- oczywiście telefoniczną- udało im się odbyć tydzień później: wtedy Hania doszła do wniosku, że nie chce by o ich małżeństwie ktokolwiek wiedział. Hubert próbował wyperswadować jej ten pomysł, ale pozostała nieugięta. Uważała, że dzięki temu w przypadku rozwodu media nie będą nawet świadome, że to było coś więcej niż zwykłe rozstanie i nie będą też nagłośniać tej sprawy. Zbiła też jego argument odnośnie przypadku poznania prawdy przez portale plotkarskie o ich prawdziwej relacji po ich ślubie: on uważał, że szum będzie wtedy dużo większy. Jednakże ona po długiej analizie uznała, że „odgrzewany kotlet” zawsze budzi mniejsze zamieszanie. Ostatecznie Hubert wyraził na to zgodę: w zamian za to wytargował jeszcze dodatkowy okres trwania ich małżeństwa o pół roku. Ustalili również kilka innych rzeczy dotyczących samej ceremonii ślubnej takich jak urząd we Wrocławiu (było to miasto kompletnie z nimi nie związane gdzie nikt ich z pewnością nie znał i znajdujące się mniej więcej w połowie drogi dla obojga), świadków (Hubert kazał Hani wybrać kogoś spośród jej znajomych) czy nazwisko (Hania zdecydowała, że po ślubie pozostanie przy swoim). Miejscem ich wspólnego zamieszkania oczywiście miało być głównie Pralkowo (najlepiej gdzie niedaleko Oazy spokoju, Hubert miał dojeżdżać do stolicy w trakcie sezonu siatkarskiego: Hanka wciąż nie była świadoma że ten miniony ze względu na kontuzję był jego ostatnim). O innych „szczegółach” właściwie nie rozmawiali, bo nawet jeśli któraś ze stron rozpoczynała dyskusję na dany temat, to szybko kończyła się ona odmiennymi poglądami lub zostawała ucinana przez inną pilniejszą sprawę. Głównie taką sprawą była sytuacja konfliktowa między dwojgiem właścicieli Oazy spokoju. Hania na bieżąco zdawała Hubertowi relacje z postępów, wszelkich zmian oraz działań prawników. On wspierał ją wtedy w walce dodając otuchy.
Hanka nie przyznała się nikomu co do zbliżającego się zamążpójścia. Kilkakrotnie podczas spotkań z przyjaciółkami chciała to zrobić, ale wiedziała że żadna z nich by tego nie zrozumiała. Poza tym nie wiedziała jak miałaby właściwie przedstawić tę sprawę. „A, bo wiecie, zgodziłam się wyjść za Huberta Skrzyneckiego, tego sportowca który jakiś czas temu wynajął u mnie pokój w hotelu. Zaoferował mi sto tysięcy, więc same rozumiecie.” A może: „To było jak grom z jasnego nieba, zakochaliśmy się w sobie i nie możemy po prostu dłużej bez siebie wytrzymać”. Albo: „Chciałam zrobić coś szalonego dlatego wychodzę za prawie nieznajomego faceta, na dodatek wielką gwiazdę, dacie wiarę?”. Żadna z tych wersji nie brzmiała dobrze. I każda stawiała ją w złym świetle powodując liczne pytania i wątpliwości. A musiała przecież komuś powiedzieć, choćby po to by zdobyć wymaganych świadków ceremonii. Wstępnie podała Patryka z Małgośką, ale teraz tego żałowała. Gośka była bardzo bezpośrednia i na pewno nie będzie trzymała języka za zębami mówiąc wprost co tak naprawdę myśli o tym całym ślubie. A Patryk z pewnością doda dwa do dwóch i domyśli się, że to co zaszło między nią i Hubertem sześć lat wcześniej nie było tak nieznaczące jak mu wtedy wyjaśniła.
Pozostawała jeszcze druga kwestia: kwestia pieniędzy które nagle prawie że magicznym sposobem zdobyła na walkę z Kacprem. Nie mogła zmusić się do kłamstwa, więc pozwoliła Pauli i Ance na przypuszczenie, że mogą one pochodzić z pożyczki. Poniekąd była to przecież prawda: Hania obiecała sobie, że gdy Oaza wyjdzie na prostą zwróci Hubertowi choć część pieniędzy. On co prawda nie chciał o tym słyszeć, ale to nie wpłynęło na zmianę jej zdania w tej kwestii.
Problemem był też Kacper. Już następnego dnia po wyjeździe Huberta, Hania odwiedziła go w siedzibie jego firmy transportowej. Wspólnik był dla niej bardzo miły najwyraźniej sądząc, że przemyślała jego małżeńską propozycję i przyszła tutaj chcąc zakomunikować mu swoją zgodę. Wyraźnie zrzedła mu mina gdy ponownie mu odmówiła, ale widziała, że już po chwili potraktował jej odmowę lekceważąco. To tylko utwierdziło Hanię w przekonaniu, że nigdy nie mogłaby zostać żoną Jakubiaka. Nie znosiła jego protekcjonalności i traktowania jej z szowinistycznym pobłażaniem, a gdyby miała tego doświadczać przez kolejne kilkadziesiąt lat jako jego żona, już po pięciu chyba by oszalała. Do niego nie docierało, że czasy patriarchatu dawno już minęły i kobieta może mieć własne zdanie, które wcale nie musi być od razu nic nie warte. Nie rozumiał co to kompromis, a szanował tylko tych, którzy wygłaszali opinie podobne do jego własnych przekonań. Gdy tak nie było traktował rozmówcę z góry. Czyli dokładnie tak, jak ją teraz.
- Dam ci jeszcze trochę czasu na przemyślenie tej decyzji, powiedzmy dwa tygodnie. W tym czasie wstrzymam się z działaniami podjętymi przez prawnika.- Obiecał w duchu już myśląc o tym, że z tego powodu będzie musiał wypłacić więcej kasy Ziębalskiemu, który i tak liczył sobie niemało. Ale Hanka była tego warta. Kilka nocy z nią spędzonych na pewno wynagrodzi mu te niedogodności z nawiązką. – Wtedy dasz mi odpowiedź, okej?
- Kacper, przemyślałam ją już teraz. Moja odpowiedź za dwa tygodnie będzie taka sama.
- Więc nie chcesz zatrzymać hotelu w dotychczasowej formie?
- Chcę. I zrobię to. Ale bez małżeństwa z tobą.- Idiota miał czelność poczęstować ją aroganckim uśmieszkiem. Dlatego dodała stanowczo:- Przyszłam też powiadomić cię o czymś jeszcze. Nie zgadzam się na sprzedaż Oazy ani zamknięcie działalności: jeśli masz na ten temat inne zdanie mój prawnik chętnie skonfrontuje to z twoim. I razem wypracujemy korzystne rozwiązanie. Nie zamierzam też wyprowadzić się z hotelu do jutra: zrobię to w przeciągu miesiąca. Ale tylko dlatego, iż uważam że w tej kwestii masz rację, nie dlatego że ty tego żądałeś. 
- Bez urazy Haniu, ale wiesz w co się chcesz bawić?
- Może dla ciebie to zabawa, dla mnie nie. I możesz się ze mnie w duchu śmiać, chcę tylko żebyś wiedział że nie ustąpię. Tak cię tylko ostrzegam żeby ten uśmiech nie zamienił się później w grymas wściekłości.
- Znów traktujesz mnie jak wroga.- Podsumował to Kacper tym razem powstrzymując się od protekcjonalnych uwag. Zamiast tego przyoblekł na twarz zatroskany wyraz. Potem podszedł do Hani zakładając jej za ucho zbłąkany kosmyk włosów. Swoją dłoń pozostawił wówczas na jej ramieniu. Wiedział, że tym gestem i swoją bliskością zrobił na niej wrażenie. A o to mu właśnie chodziło. - Teraz jest pora lunchu, może omówimy to przy posiłku?
- Dziękuję, już jadłam.- Odparła mu odsuwając się. Potem bez dalszej zwłoki pożegnała się bez zwyczajowego pocałunku w policzek. Wychodząc z biura ciężko odetchnęła czując się jak mała, skarcona dziewczynka. Naprawdę nie znosiła Kacpra. I tego jak ją traktował. Ale dziś dodatkowo wprawił ją w konfuzję swoim swobodnym zachowaniem. Nie zrobił przecież nic zdrożnego, powiedziała sobie w duchu. Dlaczego więc teraz czuła się w ten sposób? Czy to miało jakiś związek ze sposobem w jaki na nią patrzył? Nie, gest dotyku jej twarzy wydał się dziwny, bo nic ich nie łączyło, ot co. Nie zamierzając dłużej o tym rozmyślać wsiadła do swojego auta jadąc na pierwsze spotkanie z prawnikiem, którego polecił jej Hubert.
W ciągu dwóch tygodni, czyli dodatkowego czasu jaki dał jej Kacper na przemyślenie decyzji o potencjalnym ślubie (czytaj: wyrażenie na niego zgody), ponawiał swoją ofertę jeszcze dwukrotnie. Dopiero wtedy zrozumiał, że nie ma co liczyć na zmianę jej zdania. Jak się można było domyślać, wówczas powrócił stary, znajomy Kacper, który z miejsca przystąpił do próby zmiany formy prawnej spółki oraz żądając płacenia czynszu za lokal w którym mieścił się hotel a który w większości należał przecież do niego. Podczas zorganizowanego na początku trzeciego tygodnia spotkania z prawnikami, wyraźnie puściły mu też nerwy.
- Skąd masz kasę na Osińskiego? Nawet nie chcę wiedzieć ile liczy sobie za godzinę członek prestiżowej kancelarii Prawników Finansowych w Polsce. Ani jak udało ci się go tutaj ściągnąć i zmusić do zainteresowania swoją sprawą. – Spytał gdy na moment zostali w gabinecie sami, a ich reprezentanci zdecydowali o kilkuminutowej przerwie by zapoznać się z dokumentami.
- Ja nie pytałam cię za co finansujesz swojego prawnika, pana Ziębalskiego.- Odbiła piłeczkę Hania.
- Bo mam na to własne  środki: ty o ile mi wiadomo, nie. Więc pytam po raz drugi: skąd masz pieniądze?- Gdy nie odpowiedziała, dodał tonem pełnym zaciętości:- Ostrzegam, że jeśli to Oaza ma finansować twoją walkę…
- …nie opłaciłam prawnika z hotelowej kasy.
- Więc skąd? Skąd miałaś też kasę na zatrudnienie w lipcu ekipy remontowej i kupno materiałów do remontu pokoi? O czym zresztą nic mi nie powiedziałaś.
- Powiadomiłam cię listownie, a jak wyjaśnił mi mój prawnik, mamy takie samo prawo podejmować decyzję o rozwoju hotelu, więc nie musiałam pytać o zgodę.
- Więc co, gdy Oaza zbankrutuje mam powiedzieć ścigającym mnie wierzycielom, że mają żądać zapłaty od mojej drugiej wspólniczki bo to ona nabrała kredytów w banku, tak?! Zresztą w jakim banku, z taką zdolnością kredytową żadna poważna instytucja bankowa nie dałaby nam kredytu. U jakich lichwiarzy zadłużyłaś Oazę? Ile będziesz musiała oddać?
- To nie twoja sprawa.- Jej beztroska postawa rozwścieczyła go całkowicie. Dlatego też podniósł się ze swojego fotela podchodząc do miejsca w którym siedziała Hanka i nachylił się nad nią, prawie krzycząc:
- Moja, ty idiotko, bo jako wspólnicy spółki jawnej odpowiadamy całym swoim cholernym majątkiem! Nie pozwolę żeby z powodu twoich zabaw wielką biznes woman splajtowała też moja firma, bo będę musiał spłacić wszystkie pozostawione po tobie długi Oazy! A może to jest twój wielki plan, co? Wiesz, że niczego nie masz prócz tego hotelu, więc gdy upadnie guzik cię to obchodzi bo cały bałagan posprząta za ciebie głupi Kacper, zgadza się?!- Ponieważ jego gwałtowna reakcja bardzo ją zaskoczyła usiłowała się od niego odsunąć, ale swoim ramieniem blokował jej możliwość wstania z fotela. By więc zachować godność udała, że nic sobie nie robi z tej próby zastraszenia. Nawet jeśli takie oblicze Kacpra bardzo ją przeraziło i miała ochotę uciec z pokoju z podkulonym ogonem.
- To nie tak, zapewniam cię że nikt nie będzie cię ścigał. A jeśli już to mnie.
- Więc skąd masz te pieniądze?
- Nie mogę powiedzieć.
- Niech cię szlak.- Syknął wówczas Jakubiak. Na szczęście odsunął się od jej fotela.- Mogłaś zachować ten hotel, dałem ci szansę. Wspólnie moglibyśmy zarządzać tym ośrodkiem i kto wie może w końcu zacząłby na siebie zarabiać. Ale skoro nie chciałaś zostać moją żoną, twój marny koniec nie będzie moją sprawą.
- I tak miałoby wyglądać w praktyce nasze wspólne zarządzanie? Krzykiem próbowałbyś wymusić moją zgodę?- Odważyła się spytać, choć wiedziała że po takim dużym napadzie złości nie powinna go prowokować. Nie chciała jednak dać po sobie poznać, że ją w jakiś sposób przestraszył.
- Krzykiem…- Powtórzył nagle prychając, a potem głośno się śmiejąc. Taka diametralna zmiana nastoju była dla kobiety czymś niepojętym.- To raczej ty swoim krzykiem mogłabyś wymusić na mnie wiele rzeczy gdybyś tylko chciała.- Dodał, a na widok jej zdezorientowanej miny jego rozbawienie sięgnęło zenitu. Naprawdę nie miała pojęcia o czym mówił nawet nie spostrzegając w jego twierdzeniu ukrytej dwuznaczności. Po chwili zresztą dobitnie dała temu wyraz oznajmiając:
- Moje krzyki i rozkazy nigdy nie robiły na tobie wrażenia, więc czemu niby miałbyś się mnie przestraszyć już teraz?
- Nie strach miałem tu na myśli.- Wyjaśnił. Hania zmarszczyła swoje brwi, ale nie mogli kontynuować tej dyskusji, bo do pokoju właśnie wrócili ich prawnicy. Hanka ucieszyła się z  tego faktu, bo zachowanie Kacpra naprawdę ją zaniepokoiło. Tak samo jak jego spojrzenie gdy w jakiś niezamierzony sposób rozbawiła go swoją uwagą o krzyku.
W towarzystwie dwójki prawnych reprezentantów, Osińskiego i Ziębalskiego, Kacper zażądał jak najszybszej zmiany formy prawnej spółki, ponieważ bał się o stan finansów hotelu. Dzięki zmianie w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, twierdził, kontrola finansowa będzie musiała być szczegółowo udokumentowana, tak samo jak każdy wypływ środków. W oczywisty sposób pił tutaj do możliwości wyprowadzania przez Hankę pieniędzy ze spółki, co nie uszło uwadze ani zainteresowanej, ani jej prawnikowi. Dlatego też mężczyzna zbił konieczność tego postulatu przedstawiając aktualny bilans spółki, która co prawda regulowała swoje zobowiązania z drobnymi opóźnieniami, ale były one nieznacznie. Przepływy spółki również zgadzały się kwotowo i były zgodne z obrotami, więc nie było możliwości wyprowadzania zysków do prywatnej kiesy a tym samym żadnego powodu by podejmować takie kroki. Dodatkowo prawnik przestawił korzyści jakie płyną z obecnego stanu prawnego i koszty tak niepotrzebnego przekształcenia w inny rodzaj spółki. Nawet gdy na koniec Kacper wprost spytał o  źródło środków na prowadzenie tego sporu  przez Hannę prawnik wyjaśnił, że skoro pochodzą one z prywatnego majątku panny Witwickiej, co potwierdziła, jej ewentualne zadłużenie nie będzie wpływało na majątek Oazy spokoju. I nie powinna to być kwestia nurtująca pana Jakubiaka.  
Czując, że na tym obszarze nie może nic ugrać, Kacper powrócił do kwestii opłaty za wynajem hotelu, którego budynek w 75% należał przecież do niego. Szybko okazało się jednak, że jego prawnik nie był tak dobrze przygotowany jak jego przeciwnicy i w tej kwestii. Szacunki przedstawione przez Ziębalskiego, które rzekomo miały odzwierciedlać rynkową wartość budynku w którym mieściła się Oaza na których podstawie Kacper wnioskował o czynsz, były mocno zawyżone. Osiński przestawiając swoje wyliczenia oparte na średnich cenach porównywalnych budowli w tej okolicy i wielkości, udowodnił że propozycje drugiej strony są wygórowane. I że nie można zestawiać nowoczesnego hotelu w centrum Warszawy z hotelem o dużo mniejszym metrażu w górskim przygranicznym miasteczku. W dodatku Hanna przez ostatnie półtora roku inwestowała swoją cześć zysku w liczne remonty i modernizację co sprzyjało podniesieniu wartości budynku. Po takim przedstawieniu sprawy, żądana kwota sześćdziesięciu tysięcy miesięcznie okazała się być śmiesznym wyolbrzymieniem, które stopniało do jednej trzeciej po uwzględnieniu udziału Hanki jako właścicielki czwartej części hotelu. A wynegocjowana kwota ostatecznie pewnie będzie jeszcze niższa, pomyślał Jakubiak wściekły za niekompetencje swojego prawnika. A także na samego siebie, bo zbagatelizował zagrożenie płynące ze strony Hanki. Ale w swoim zadufaniu nawet nie zakładał, że ona mogłaby odmówić mu swojej ręki. Jemu! To biedne kukułcze jajo śmiało uważać się za kogoś lepszego! Patrząc na jej nieśmiały uśmiech błąkający się na ustach i ciepłe, uspokajające spojrzenie jakim obdarzył ją prawnik, miał ochotę ją rozszarpać. Jakim cudem sprowadziła tu tak dobrego prawnika?! I skąd miała pieniądze? Skąd pojawiła się ta siła na walkę z nim, skoro jeszcze trzy tygodnie wcześniej pogodziła się z porażką prawie błagając go by nie zamykał hotelu?
Godzinę później, po przedyskutowaniu innych kwestii, spotkanie się skończyło. Jego koniec nie pozostawił wątpliwości żadnemu z uczestników co do zwycięzców. Oczywiście pan Osiński, tuż po, w krótkiej rozmowie w cztery oczy ostudził Hankę mówiąc, że przed nimi jeszcze długa droga i pan Kacper z czystej złośliwości może utrudnić jej zarządzanie Oazą na sto różnych sposobów, ale wiedziała że musi to powiedzieć patrząc na całą sprawę kompleksowo. Bo był świetnym prawnikiem. A jej wspólnik dodatkowo ułatwił mu zadanie praktycznie się podkładając ze swoim prawnikiem, który zakładał, że ich przeciwnik nie będzie reprezentowany przez kogoś kompetentnego, więc można mu wszystko wmówić. Zadowolona, napisała nawet do Huberta by podzielić się przebiegiem pierwszego starcia ze wspólnikiem. Gdy oddzwonił z uśmiechem odebrała telefon.
- Gratuluję pani Hanno. – Powitał ją żartobliwy głos Skrzyneckiego.
- Wiesz, że to dzięki tobie. Gdyby nie ten prawnik…żałuj że tego nie widziałeś: on po prostu zrobił idiotów z Kacpra i jego pana Ziębalskiego!- Hania po krótce opowiedziała mu przebieg całego spotkania.- Wiem, że wyjdę na małostkową, ale poczułam się wtedy górą i miałam ochotę pokazać mu język. Zwłaszcza po tym jak mnie wcześniej wystraszył.- Dodała nieco bezmyślnie. To jednak zainteresowało Huberta.
- Co miałaś na myśli?- Spytał. Nie odpowiedziała od razu, bo nie wiedziała jak wyrazić swoje obawy, to co poczuła gdy Jakubiak uwięził ją między swoimi ramionami a fotelem. Albo późniejszą wymianę zdań.
- I tak miałoby wyglądać w praktyce nasze wspólne zarządzanie? Krzykiem próbowałbyś wymusić moją zgodę?
- To raczej ty swoim krzykiem mogłabyś wymusić na mnie wiele rzeczy.
- Moje krzyki i rozkazy nigdy nie robiły na tobie wrażenia, więc czemu niby miałbyś się mnie przestraszyć już teraz?
- Nie strach miałem tu na myśli.
Więc co mógł mieć na myśli? Nie, po prostu Jakubiak zastosował nową strategię by ją przestraszyć i osiągnął swoje, ot co. Dlatego Hania uznała, że opowiadanie o potyczce z Kacprem tylko zdenerwuje Huberta, który i tak był do niego uprzedzony. A dobrze by było żeby chociaż oni mogli się dogadać, w końcu Kacper wciąż pozostawał wspólnikiem Oazy, więc na pewno nie unikną kontaktów w przyszłości.
- Nic takiego. Tylko to, że trochę na mnie pokrzyczał. Myślał chyba, że wciąż jestem tamtą małą dziewczynką i wrzaski nastoletniego chłopaka którym kiedyś był sprawią że znowu się popłacze.- Rzuciła kwitując swoje wyznanie śmiechem już po chwili dalej kontynuując swoją opowieść. Hubert natomiast dostrzegł coś innego. Jak często Hania musiała cierpieć z powodu syna wspólniczki swojej matki?

Kiedyś, gdy szykowałam się na bal przebierańców w trzeciej klasie, jeden starszy chłopiec powiedział, że zamiast kostiumu elfa powinnam wybrać strój klowna. Bo oni zawsze mają czerwone,  ogromne wargi wychodzące nawet poza kształt ust, więc nie musiałabym aż tak bardzo gimnastykować się podczas charakteryzacji.

Sprawią, że znowu się popłacze.

Znowu…

Hubert obiecał sobie, że jeśli tamten laluś o wyglądzie modela kiedykolwiek zrobi lub powie jego przyszłej żonie coś przykrego z miejsca ukręci mu łeb.
- Halo? Jesteś tam? Jeśli masz dość mojej opowieści i mnie, trzeba było powiedzieć.
- Nigdy nie będę miał cię dość.- Usłyszała w odpowiedzi.
- Dość odważne wyznanie.- Skwitowała to żartobliwą uwagą celowo nie biorąc jego odpowiedzi zbyt poważnie.- Kiedy przyjeżdżasz?
- A co, już się za mną stęskniłaś?- Odpowiedział pytaniem z uśmiechem na ustach czekając na odpowiedź. Bo dobrze wiedział, że nawet jeśli tak było, to Hanka nigdy w życiu się do tego nie przyzna. I rzeczywiście po krótkiej pauzie usłyszał rzucone buńczucznie:
- Skąd, po prostu…po prostu byłam ciekawa. Wcześniej mówiłeś, że zjawisz się po dopełnieniu formalności ślubnych, a minęły już dwa tygodnie i…zresztą nieważne: jak dla mnie możemy spotkać się dopiero na ślubie.
- Też za tobą tęskniłem…
-…ja wcale nie…
-…i chciałem do ciebie przyjechać, ale musiałem załatwić sprawę biznesową w rodzinnym mieście.
- O? Jesteś więc w Poznaniu?
- Tak. Ja też właściwie wyszedłem od prawnika.
- Coś poważnego?
- Tak, masa formalności dotycząca sprzedaży mieszkania by zapłacić za przywilej małżeństwa z tobą.
-  Naprawdę sprzedałeś swój dom? Żeby dać mi pieniądze na walkę z Kacprem? Gdybym wiedziała to…- Urwała słysząc jego śmiech.- No tak, powinnam się domyślić że się ze mnie nabijasz. Sto tysięcy to pewnie dla ciebie niewielka suma.
- Po prostu miałem problem z lokatorką. I spokojnie, stać mnie na małżeństwo z tobą.
- Mówiłam już, że w ciągu pięciu lat oddam ci tę pożyczkę. I nie będziesz musiał w żaden sposób utrzymywać mnie po ślubie.
- A ja mówiłem, że nie chcę tych pieniędzy. Co do kwestii utrzymania spokojnie: będziemy dzielić się wszystkim po równo. Tylko mierzenie zużycia paliwa gdy będziemy jeść kolację w restauracji może być pod względem logistycznym trochę kłopotliwe, by podzielić koszt na pół. Albo zużytego w mieszkaniu prądu czy jedzenia. Bo gdy kupisz cały bochenek chleba, trzeba będzie policzyć ilość kromek zjedzonych przez każdego z nas oddzielnie, albo nie: najlepiej ich wagę bo przecież są różnej wielkości, a to też trzeba uwzględnić.
- Nie da się z tobą poważnie porozmawiać o tej kwestii wiesz? Zawsze wymyślisz jakiś absurd.
- Skąd, jaki absurd? To po prostu skrupulatność i dokładność. Zgodnie z twoim życzeniem.- Odpowiedział jej poważnie w duchu aż kipiąc z powstrzymywanego śmiechu. Bo Hania chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z faktu, jak bardzo zamierza ją po ślubie rozpieszczać. Już się na to cieszył.– Jutro będę wybierał nasze obrączki. Masz jakieś specjalne życzenia?
- Tak. Niech nie będą drogie. Nie powinny też rzucać się w oczy: najlepiej by wyglądały jak zwyczajne pierścionki jeśli mamy je nosić na co dzień tak, by nikt nie zorientował się, że to obrączki ślubne.
- Jeszcze się nie nauczyłaś, że lubię przekorę?
- Hubert, mówię poważnie. Nie chcę by media interesowały się mną jako twoją żoną.
- Hania, prędzej czy później to się stanie. Nie lepiej gdy dowiedzą się od nas?
- Nie, wolę to „później”.
- Jak chcesz.- Roześmiał się i choć słysząc ten dźwięk ona też miała ochotę na to samo, starała się zachować powagę. Hubert był czarująco niepoprawny i choć było to zabawne gdy byli parą, może okazać się bardzo kłopotliwe gdy staną się małżeństwem. Nie powinna o tym zapominać.
- Muszę już kończyć, bo właśnie doszłam do miejsca w którym zaparkowałam samochód. Gdy będziesz chciał przyjechać, daj znać.
- Jasne.
- Aha, tak mi się przypomniało: jak to się stało, że tak sławny prawnik zgodził się mnie reprezentować za stosunkowo niską stawkę?
- Kiedyś pozwoliłem mu trochę na mnie zarobić: zajmował się też moimi umowami finansowymi. Pewnie chciał mi się podlizać.
- Na pewno? Nie chcę żebyś dokładał do mnie więcej niż obiecane sto tysięcy.
- Na pewno. Idź już wreszcie do tego samochodu.- Zapewnił Hubert, co Hania w końcu uczyniła. Przez krótką chwilę zastanawiała się jak pożegnać się ze swoim przyszłym mężem, ale w końcu rzuciła tylko szybkie: cześć i przerwała połączenie. Potem z uśmiechem na ustach odpaliła silnik auta, wracając do Oazy spokoju. Z zadowoleniem wspominała swoje dzisiejsze małe zwycięstwo. Niestety Kacper nie zgodził się na to by zniknąć ze spółki całkowicie (co doradzał jej prawnik) wykluczając możliwość spłacenia go, ale może za parę miesięcy uda jej się go urobić.  
Pomyślny bieg spraw sprawił, że w końcu czuła się szczęśliwa i mogła choć trochę odprężyć. Nie musiała tracić Oazy i utarła nosa Kacprowi. Ponadto już niedługo za pieniądze od Huberta mogła rozpocząć remont drugiego skrzydła hotelu zaplanowany na początek lipca…
Zadowolona, od razu po przybyciu do hotelu podbiegła do recepcji, gdzie siedziała Paula. Podzieliła się z nią pozytywnymi wieściami, a przede wszystkim porażką Kacpra. Wieczorem, razem z Anką i Gośką spotkały się w mieszkaniu tej ostatniej by ją świętować. Jednakże pod koniec zgromadzenia, gdy przyjaciółki myślały że Hanka wciąż przebywa w łazience, poprzez uchylone w pokoju drzwi, usłyszała jak bardzo się o nią martwią.
- Hania wciąż nie powiedziała skąd zdobyła pieniądze na prawnika i dokończenie remontu, prawda?- To był głos Małgośki.
- Nie. I prawdę mówiąc martwi mnie to. Nie chcę na nią naciskać, ale żaden bank nie zaoferowałby jej więcej niż pięć tysięcy. A to starczyło zaledwie wynagrodzenie prawnika.- Odpowiedziała jej Ania.
- Więc co: jakiś parabank? SKOK?- Zasugerowała Paula.
- Mam nadzieję, że nie: będzie musiała zwrócić drugie tyle.

- Nie można jej po prostu spytać?

- Pytałam. I udała, że tego nie słyszy.

- Gdy Hania będzie chciała to nam powie.- Filozoficznie stwierdziła Gośka.

- A jeśli wpędzi się w długi?

- Nie jest głupia.- Zaprotestowała Anka.

- Coś ukrywa, czuję to. – Westchnęła Paulina.- W dodatku nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia. Naprawdę nie zastanawia was co zaszło między nią a Kacprem że nagle stał się taki nieugięty?

- Zawsze był szują, wszystkie to wiemy.

- Tak, ale…
Hania zyskała dogodny momenty by podzielić się z przyjaciółkami informacją o źródle pozyskania przez nią pieniędzy. I powiedzieć o jej ślubie, który miał się odbyć za niecałe dwa tygodnie. Ale na samą myśl poddania się ich milczącej krytyce obleciał ją strach. Stchórzyła więc po raz kolejny cichaczem wracając do łazienki, a potem celowo robiąc hałas przy wychodzeniu z niej. Dzięki temu dała przyjaciółkom znak, że muszą skończyć swoją dyskusje.
 

SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ

Hania spędziła w swoim łóżku resztę popołudnia. Wyszła dopiero wieczorem by zamknąć i rozliczyć hotelową kasę a potem pomóc w sprzątaniu po kolacji. Przeprosiła panią Renatę za to, że trzy godziny spędziła w swoim pokoju przez co ona musiała radzić sobie na sali jadalnej jednocześnie z obsługą i gotowaniem. A potem walczyła  z wyrzutami sumienia gdy kucharka z troską zbyła jej słowa machnięciem ręki pytając czy głowa już jej nie boli. Zmuszając się do uśmiechu podziękowała za tabletkę, która jej „pomogła” i zajęła się sprzątaniem. Potem aż do późnego wieczora prała w pralni i prasowała, choć nie było potrzeby by robić to akurat teraz. Wszystko po to by zająć czymś swoje myśli.
Niestety zajęte dłonie nie absorbowały również jej umysłu dlatego już wkrótce zaczęła poddawać się wspomnieniom słów wypowiedzianych przez Huberta Skrzyneckiego. Wiedziała, że wyjazd z nim jest teraz niemożliwy. I choć nie zamierzała postępować melodramatycznie, nie widziała też potrzeby rozmowy z nim. Bo i co można odrzec na swoje własne wcześniej wypowiedziane słowa? Jaki komentarz wygłosić? Hubert pewnie by ją przeprosił zapewniając, że jest dla niego ważna. Tylko co z tego? Czy przeprosiny zmieniały jego uczucia? Albo jej? Nie chciała więc z nim rozmawiać. Zamiast tego tuż przed północą zakradła się do jego pokoju podrzucając zwykłą białą kartę z jednym zdaniem. Wiedziała, że będzie wiedział od kogo pochodzi.

Nie mogę z tobą jutro wyjechać, przepraszam.

Nazajutrz, w dniu wyjazdu Huberta, nie zjawiła się w jego pokoju ze śniadaniem. Wiedziała, że to go może zmartwić i może jej szukać: dlatego już od rana pracowała w jadalni by pomóc przy obsłudze gości hotelowych. Zdawała sobie sprawę, że tutaj Hubert nie odważy się zejść.

Tuż przed południem zauważyła nadejście menadżera Skrzyneckiego którego kiedyś wzięła za jego ojca. Dłuższą chwilę przypatrywała mu się wiedząc, że już niedługo zabierze stąd jej Huberta. Szkoda tylko, że on tak naprawdę nigdy nie był jej.

Po południu, zjawił się także pracujący dorywczo w hotelu Patryk i dzięki jego beztroskiej paplaninie na chwilę zapomniała o tym, że jeszcze wczoraj sądziła iż od dzisiaj rozpocznie w swoim życiu nowy etap, że oto znalazła osobę która zdołała ją pokochać. Ale najwyraźniej miała w sobie jakąś skazę, coś co odpychało od niej innych ludzi.

Nawet własną matkę.

- Hanka!- Usłyszała w pewnym momencie głos swojego przyjaciela sprzątając jeden ze zwolnionych pokoi na piętrze.

- Czego?- Burknęła przerywając szorowanie ramy łóżka. Nie miała pojęcia czym została aż tak wybrudzona i chyba nie chciała wiedzieć.

- W którym pokoju jesteś?!

- W ósemce. Coś się stało?!

- Tak, ktoś chce z tobą rozmawiać!- Spodziewając się, że chodzi o jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki Hania zdjęła jednorazowe rękawiczki i fartuszek jednocześnie wychodząc ze sprzątane właśnie pomieszczenia. Dopiero tuż w progu podniosła głowę do góry zauważając, że biegnie do niej Patryk. Ale jakieś kilka metrów za nim…kilka metrów za nim kuśtykał Hubert.

Momentalnie poczuła jak całe jej ciało się spina: na chwilę zastygła w bezruchu wpatrzona w jego zbliżającą się postać z zaskoczeniem. Bo dlaczego wyszedł z pokoju? Jak mógł znaleźć się na pierwszym piętrze?! Przecież…przecież dzisiaj wyjeżdżał, więc nawet jak ktoś dowie się o jego pobycie tutaj będzie to informacja bezużyteczna, uświadomiła sobie. A potem wpadła w panikę. Nie, nie mogła z nim rozmawiać. Nie była na to gotowa. Nie chciała rozpaść się na jego oczach, stać się obiektem jego litości…Dlatego gdy Patryk do niej dobiegł, czym prędzej wepchnęła go do pokoju zamykając drzwi na klucz.

- Co ty robisz, Hanka?

- Nic.

- Więc dlaczego zamknęłaś pokój?

- Dlaczego go tutaj przyprowadziłeś?

- Bo nalegał na rozmowę z tobą.- Wyjaśnił Patryk. Potem spojrzał na nią z konsternacją.- Czy on ci coś zrobił?

- Coś…- Powtórzyła cicho zdając sobie sprawę, że w jednym małym słowie można zawrzeć tyle bólu.- Zależy co pod tym rozumieć.- W tym momencie oboje drgnęli czując napór klamki z drugiej strony.

- Hania, jesteś tam? Hej, dlaczego te drzwi są zamknięte?- Prychnął Hubert uświadomiwszy sobie, że tamta dwójka zamknęła się w pokoju od środka. Ze złości zacisnął wargi uderzając w drzwi pokoju dłońmi. Gdy nie odpowiedzieli na jego pukanie wkurzył się jeszcze bardziej.- Wiem, że tam jesteście. I będę walił w te drzwi dopóki ktoś mi nie otworzy. Chcę tylko pogadać, nic więcej.

- Jezu, o co chodzi?- Pytał zmartwiony Patryk,

- Nie otwieraj mu.

- Hanka…

- Nie otwieraj mu.

- Słyszałaś co powiedział: będzie walił dopóki nie otworzymy. Czego on od ciebie chce?- Jakby w odpowiedzi na wyszeptane przez Patryka pytanie rozległ się głos Huberta z drugiej strony drzwi.

- Co miała znaczyć ta wiadomość którą mi podrzuciłaś?! Tchórzysz, tak? Hanka!

- O co mu chodzi? Jaka wiadomość?

- Żadna.

- Hanka…- Przez chwilę oboje milczeli wsłuchując się w coraz głośniejsze odgłosy pukania i nawoływania przez Skrzyneckiego. W końcu Hania zmartwiła się potencjalnym zgromadzeniem spowodowanym zainteresowaniem gości źródłem pochodzenia tworzonych przez Huberta hałasów. Dlatego spojrzała na swojego przyjaciela ze wstydem wyznając:

- Obiecałam mu, że z nim wyjadę. Trochę flirtowaliśmy i chyba potraktował to zbyt poważnie. Sam rozumiesz, że w takiej sytuacji nie mogę do niego wyjść.

- Więc co mamy tu zrobić?

- Ty do niego wyjdź.

- Co?! Nie ma mowy.

- Proszę, Patryk.- Szeptała Hanka.- Wymyśl coś co go zniechęci i tyle.

- Jak tylko się wychylę on mnie rozszarpie. Jest wściekły jak tygrys.

- Nie przesadzaj. Po prostu powiedz mu, że przepraszam, ale zmieniłam zdanie. Wymyśl coś na Boga. Ja schowam się w szafie. Z góry dziękuję.

- Hanka, jak możesz mnie z tym zostawiać? Hanka?!- Syknął Patryk przez chwilę zbierając się w sobie. W końcu po odliczeniu do dziesięciu uchylił delikatnie drzwi.

- Przykro mi, ale Hania nie chce z tobą rozmawiać.- Zakomunikował dziwiąc się samemu sobie, że głos nie drży mu ze strachu. Bo już samo spojrzenie dwumetrowego siatkarza napędziło mu stracha.

- Co ty nie powiesz? Tego sam zdążyłem się domyślić. A teraz zjeżdżaj chudzielcu.

- Huhubert!- Zająkał się Patryk widząc jak Skrzynecki wyciąga dłoń by otworzyć drzwi do końca.- Proszę daj jej spokój.

- Dam jej spokój jak ze mną pogada.

- Rany, nie zmuszaj mnie do tego bym…

- Byś co?- Spytał prowokująco Hubert zerkając z góry na chudziutkiego, niższego od niego o ponad dwadzieścia centymetrów blondyna, który strach miał wypisany w całej zgarbionej postawie. A mimo to blokował mu sobą wejście do pokoju. Miał tupet.

- Bym…bym ci…coś wyznał.

- Zamieniam się w słuch. Tylko się streszczaj.- Zażądał ironicznie Hubert. Patryk natomiast przełknął głośno ślinę milcząc przez kilka sekund usiłując coś wymyśleć. Niestety siatkarz zniecierpliwił się szybciej.

- Twój czas już minął: odsuń się albo sam cię odsunę.

- Dobra, stój. Chodzi o to, że…że Hanka…myślisz, że jesteś pierwszym turystą którego poderwała?- Wydukał w końcu Patryk. Na szczęście Hubert przestał usiłować dostać się do pokoju. Dlatego Patryk kontynuował:- Wiem, że jako jej chłopak nie powinienem tego tolerować, ale dopóki jej spotkania z gośćmi Oazy spokoju ograniczają się tylko do niewinnego flirtowania…

- …jesteś jej chłopakiem?!

- No…tak.- Przyznał Patryk a potem jęknął gdy dłonie Skrzyneckiego zacisnęły się na jego bawełnianej koszulce wyciągając go z wejścia do pokoju. Myślał, że siatkarz utorował sobie w ten sposób drogę do Hanki, ale ku jego nieszczęściu gdy drzwi się samoistnie domknęły, tamten przyparł go do nich stanowczo. Chłopak zdążył jeszcze zobaczyć zaciekawioną twarz jakieś starszej kobiety wyglądającej zza drzwi znajdujących się zaraz naprzeciwko. Szkoda tylko, że nie kwapiła się by mu pomóc.– Przykro mi stary, ale jeśli Hania obiecała ci, że z tobą wyjedzie, to były to kłamstwa na wyrost z którymi ja nie mam nic wspólnego. Możesz mnie puścić?- Patryk nic nie mógł poradzić na to, że w jego głos wkradły się błagalne tony. Nie miał pojęcia co zrobiłby gdyby Skrzynecki go nie posłuchał, ale o dziwo chwilę później dotykał stopami podłoża całkiem swobodnie.

- Więc Hanka…ona często to robi?- Przez moment Patryk nie miał pojęcia o co chodzi Hubertowi, ale potem gwałtownie skinął głową.

- Tak, niestety.

- A ty to tolerujesz?

- No…tak.

- Co z ciebie u diabła za facet?

- Ja…ją kocham. I wiem, że ona mnie też bo zawsze do mnie wraca. To nie jej wina, że robi takie wrażenie na facetach. Poza tym nie sądziłem, że ty też się dasz na to złapać. W końcu jesteś taki światowy. No i po twoich doświadczeniach z tamtą zamężną aktorką…już nic nie mówię.- Obiecał Patryk widząc, że swoją paplaniną na nowo rozbudził w rozmówcy złość. Ale jej prawdziwą przyczyną była świadomość, że Patryk nie kłamie. Bo skąd inaczej wiedziałby co obiecała mu Hanka? Musiał wiedzieć to od niej.

- Spotykała się teraz z kimś jeszcze oprócz mnie?

- Wydaje mi się, że nie, nic takiego nie wspominała.

- Nie wspominała? – Spytał sarkastycznie Skrzynecki.- Zastanawiam się który z nas dwóch jest większym idiotą.

- Jaa myślę… -Zaczął Patryk, ale nie dokończył zdania nie wiedząc jak z tego wybrnąć. W  końcu gdyby powiedział, że Hubert: siatkarz pewnie dałby mu w twarz. Ale wskazując na siebie potwierdziłby tym samym, że oboje są idiotami. Biedząc się nad tą myślą, zwilżył usta językiem. Na szczęście Hubert chyba nie oczekiwał odpowiedzi, bo odwrócił się na pięcie i zaczął iść korytarzem w kierunku schodów. A Patryk odetchnął z ulgą. Potem wrócił do pokoju.- Możesz wyjść, Hanka. Chyba go spławiłem.

Hubert natomiast szedł korytarzem czując się jakby nagle ktoś powiedział mu, że nie jest Hubertem Skrzynecki tylko zupełnie inną osobą. W myślach przypominał sobie zachowanie Hanki w niektórych sytuacjach, jej niepewność, unikanie śmielszych pieszczot czy udawaną niewiedzę na temat jego tożsamości…Do diabła jak mógł być taki głupi?! Przecież już na początku sklasyfikował jej zachowanie nazywając je małomiasteczkowym flirtem. Dlaczego później zmienił zdanie? Dlaczego tak łatwo dał się zwieść małej kokotce, która w duchu się pewnie z niego śmiała? Ale zrobiła z niego kretyna udając niewiniątko. W rzeczywistości natomiast była wiejską wersją femme fatale. A on po raz kolejny dał się nabrać: najpierw Klarze, a potem jej.

- Gdzieś ty był, Hubert? Mówiłem ci, że musimy wyjeżdżać natychmiast.- Gdy Skrzynecki zjawił się w swoim pokoju hotelowym, Staszek którego tam zostawił od razu go zrugał.

- Przepraszam, musiałem jeszcze coś załatwić.

- Okej, ale teraz się streszczaj. Umówiłem ci zdjęcie gipsu na dziewiętnastą, a mamy szmat drogi przed sobą i mogą być korki. Jesteś już gotów?

- Tak.- Potwierdził lakoniczne. I pomyśleć, że jeszcze chwilę wcześniej był w siódmym niebie, gdy trener zdradził mu niespodziankę o której wspominał podczas rozmowy telefonicznej.

Dziecko które nosi Klara nie jest twoje: do ojcostwa przyznał się niejaki Krzysztof Markowski, który był jej drugim kochankiem w tym okresie. Był gotowy wyznać to w wywiadzie, który ukarze się już jutro. Naturalnie za moją namową i drobną opłatą: to dlatego przełożyłem swój przyjazd z wczoraj na dziś. I chociaż pani Zawadzka nie zgodziła się na wykonanie badań prenatalnych, jej lekarz zgodził się oficjalnie potwierdzić, że wcale nie jest w czwartym miesiącu ciąży tylko w piątym! Rozumiesz? A to znaczy, że nawet cię jeszcze wtedy nie znała, więc nie mogła zajść w ciążę z tobą! Później oczywiście badania DNA po urodzeniu dziecka potwierdzą to definitywnie, ale na razie…Chłopie, jesteśmy uratowani! Pilarczyk cię odwiesi: oficjalnie zrobi to jutro. A media zrehabilitują cię do pozycji młodego naiwnego siatkarza, który zakochał się w fatalnej kobiecie, która próbowała go wykorzystać wrabiając w dziecko. Każdy będzie ci współczuć i znowu będziesz mógł cieszyć się dobrą prasą. A my ostro musimy brać się do roboty i powrotu do formy jeśli chcemy byś w najbliższych mistrzostwach pokazał na co cię stać. Gdy będziesz się wyróżniać na boisku zyskasz jeszcze większy pozytywny rozgłos.

- Co cię ugryzło?

- Nic, jedźmy już. Pomożesz mi z tymi walizkami?- Słysząc tak wypowiedzianą prośbę menadżer spojrzał na swojego podopiecznego z niedowierzaniem.

- Na pewno w porządku?

- Tak.- Powiedział bezmyślnie Hubert przypominając sobie szeroki uśmiech Hanki, ich pierwszy pocałunek, rozmowę. To jak opowiadała mu o górskich legendach, jak oglądali filmy, dyskutowali o książkach. To jak grali w co wolisz albo jak uczyła go tańca krzesanego.

Nie, nie, nie: nic o sobie nie mów: to że nie znam prawdy jest ekscytujące samo w sobie bo moja wyobraźnia nie zna granic.

Nigdy dotąd się nie całowałam i chyba trochę spanikowałam

- Naprawdę chcesz ze mną być?

- A kto by nie chciał?

No właśnie: kto by nie chciał. Ciekawe ile już takich propozycji dostała od naiwnych młodzieńców, których zauroczyła. Ciekawe ilu z nich podziwiało jej pieprzyk w kształcie serca i duże usta.
I ciekawe ilu z nich zdołało o niej zapomnieć.


OBECNIE

Czas mijał szybko i prawie cztery tygodnie od wyjazdu Huberta z Oazy minęły jak z bata strzelił, a termin ceremonii ślubnej zbliżał się nieubłaganie. W minionym tygodniu narzeczeni kontaktowali się zaledwie raz, gdy Hubert wysłał Hannie pocztą srebrny pierścionek z krótkim listem zwierającym prośbę o jego przymierzenie, ponieważ jej obrączka ślubna będzie miała dokładnie taki sam wymiar. „Próbny” pierścionek pasował idealne, ale jednocześnie był przypomnieniem, że już za kilka dni jej stan cywilny ulegnie zmianie. Hubert natomiast znowu odłożył swój przyjazd ze względu na jakieś zobowiązania zawodowe. Ponieważ działo się to po raz trzeci, ich żart o spotkaniu się dopiero w dniu ślubu stawał się coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem. W dodatku spowodował on, że Hania zaczęła mieć pewne wątpliwości. Może Skrzynecki stchórzył? Może dotarło do niego jak szalona była jego propozycja i ich ślub wcale się nie odbędzie? Kobieta wmawiała sobie, że dla niej także byłoby to korzystne rozwiązanie: ona przecież była gotowa wywiązać się ze swojej części umowy i za niego wyjść, więc nie byłoby mowy o zwrocie pieniędzy które jej dał. Ale w głębi ducha na wieść o tym że mogłaby zostać porzucona czuła niepokój. Ponadto skoro ślub miał się odbyć za kilka dni musiała w końcu o tym fakcie powiadomić świadków. I kupić jakąś sukienkę. Nie wiedziała nawet czy powinna wyglądać bardzo strojnie czy też nie: ślub miał być co prawda tylko szybką formalnością, ale może to i tak nie zwalniało z obowiązku zachowania elegancji? Cholera, gdyby miała odwagę powiedzieć przyjaciółkom prawdę, mogłaby uzyskać odpowiedź choć na część nurtujących ją pytań. Wiedziała, że nawet gdyby zrobiła coś bardzo złego i wyrachowanego nigdy nie powiedziałyby tego w sposób złośliwy i bolesny, ale…

…ale sam potępiający wzrok byłby dla Hani nie do zniesienia.

To dlatego stchórzyła i na dwa dni przed ślubem poprzez wiadomość tekstową poinformowała Huberta, że z powodu natłoku obowiązków w hotelu, będzie lepiej jak sama dojedzie pod wskazany urząd w dniu ślubu razem ze świadkami. Dzięki temu dzień przed poprosiła ich o pomoc w pewnej urzędowej sprawie, a po co tam naprawdę przyjadą dowiedzą się już na miejscu. Wiedziała, że to najgorszy możliwy rodzaj tchórzostwa, ale nie mogła przemóc się by powiedzieć prawdę już teraz.

Jej narzeczony zaakceptował tę nietypową prośbę w duchu zastanawiając się czy Hanka nie robi tego by nie zjawić się w urzędzie. Powinien być z nią na miejscu, od samego początku bo doskonale wiedział że czas tylko pogłębi jej wątpliwości, myślał spędzając kolejną bezsenną noc w swoim mieszkaniu. Zamiast tego zaraz po wyjeździe z Oazy spędził ponad tydzień w Paryżu znosząc fanaberie własnej matki, która poznała jakiegoś Francuza, któremu koniecznie musiał pomóc w rozwinięciu jego biznesu. Oczywiście pomoc miała się ograniczać wyłącznie do kwestii finansowej. O ile mógł zrozumieć własną rodzicielkę o tyle tupet nieznanego mu faceta wprost go zadziwiał: jak można prosić o pożyczkę syna kobiety poznanej kilka dni wcześniej? Czyżby liczył na to, że głupota bywa dziedziczna i szczęśliwy Hubert wręczy mu wskazaną kwotę? Zamiast tego porządnie zrugał i nastraszył podobnego mu wiekiem karierowicza przez co ten zakończył związek z jego matką. I oczywiście to on był wszystkiemu winien, jakżeby inaczej. Zamiast tego stracił osiem dni na zmuszenie matki do powrotu, która zabunkrowana w swoim pokoju nie chciała opuścić francuskiej stolicy. Naprawdę powinien ją tam zostawić odbierając dostęp do swojego konta co skutecznie nakłoniłoby ją do powrotu, ale wciąż czuł się odpowiedzialny za swoich rodziców, wciąż pamiętał ile im zawdzięcza. Dlatego pokonując frustrację znosił dziecinne zachowanie matki na koniec zgadzając się na to by spędzić z nią ostatni dzień w Paryżu.

- Dawno nie byliśmy razem na wakacjach.- Powiedziała stosując szantaż emocjonalny.- Odkąd stałeś się sławny zapominasz o swojej starej matce.

Szkoda tylko, że ona o tym nie zapominała bez skrupułów wydając jego pieniądze i publikując zdjęcia na portalach społecznościowych z nim roli głównej bądź udzielając wywiadów. Nie zapytała nawet co u niego słychać.

Po powrocie do kraju, Hubert pojechał do Wrocławia celem dopełnienia wszelkich formalności ślubnych. Zaraz potem musiał załatwić także kilka pilnych spraw ze swoim menadżerem. Ponadto jedna z jego inwestycji jaką był wynajem mieszkania okazała się wymagać jego ingerencji. Początkująca aktorka która je wynajmowała urządzała tam głośne imprezy jak się okazało nie tylko z suto zakrapianym alkoholem na które skarżyli się sąsiedzi, ale również różnorodnymi używkami. Stąd Adrian sugerował mu rozwiązanie współpracy. To jednak wymagało osobistego przyjazdu Huberta do Poznania gdzie mieścił się budynek i podpisania wypowiedzenia umowy. A potem załatwienie wszelkich formalnych spraw. Na szczęście aktorka nie robiła żadnych problemów, co było niewątpliwym plusem całej sytuacji. Ostatecznie poczekał również na wprowadzenie się nowego właściciela oraz podpisanie z nim dokumentów najmu: w ten sposób stracił kolejny tydzień. Kolejne dwa minęły na zobowiązania zawodowe takie jak nagranie spotu dla sponsorów kadry oraz zdjęcia w reklamie odzieży sportowej. Hubert lubił tę markę mimo iż nie była bardzo popularna, stąd zgodził się na zostanie ich twarzą. W przeciwieństwie do innych celebrytów nie znosił reklamowania czegoś czego nie cierpi bądź nawet nie używa. Pewnie gdyby jego sytuacja finansowa zrobiła się rozpaczliwa ugiął by się występując nawet w reklamie na hemoroidy, ale na razie miał ten luksus, że mógł sobie pozwolić na wybrzydzanie. Chociaż niezaprzeczalnie teraz był na to ostatni dzwonek: był pewny, że za dwa miesiące nikt nie będzie chciał zaoferować mu reklamy nawet w spocie maści zwalczającej ból tyłka.

W ostatnim tygodniu przed ślubem spotkał się również z trenerem, nie mogąc już dłużej odkładać rozmowy, którą musiał przeprowadzić. Ale bał się, że może sobie z nią emocjonalnie nie poradzić. Dlatego potwierdzając przełożenie spotkania z przyszłą żoną do dnia ślubu, przedtem odwiedził jeszcze swojego starego przyjaciela.

Staszek Wańka był nie tylko jego dawnym menadżerem, ale i mentorem oraz kimś w rodzaju ojca, bo znał go lepiej niż ten prawdziwy. Dlatego to jemu pierwszemu wyznał prawdę o swoim stanie zdrowia jeszcze przed wyjazdem wakacyjnym z kumplami: staruszek wówczas wspierał go i namawiał go na szczerą rozmowę z trenerem na którą jednak do tej pory Hubert się nie zdecydował. Dopiero teraz powiadomił rozmówcę, że zamierza to zrobić. Wyznał mu też coś jeszcze.

- Żenię się w tę sobotę.

- Co?

- Biorę ślub. Mówię ci o tym w tajemnicy, bo moja przyszła żona nie chce aby prasa o nas wiedziała. Nie zapraszam żadnych gości poza świadkami.

- Czyżbyś ty i Kinga…?

- Nie, rozstaliśmy się definitywnie. Moją przyszłą żoną zostanie Hanna.- Staszek słysząc to podjechał w stronę Huberta wózkiem, na których poruszał się od czasu udaru i związanych z nim konsekwencji. Spojrzał na niego bacznie.

- Nie przypominam sobie byś kiedykolwiek wspominał to imię.

- Bo nie wspominałem. Spotkałem ją w hotelu w którym zatrzymaliśmy się z chłopakami w czerwcu.- Powiedział Hubert nic sobie nie robiąc z pytającego spojrzenia rozmówcy. Do tej pory nikomu nie wyznał, że sześć lat temu spotkał dziewczynę z którą chciał zamieszkać, w której się zakochał. Hanka była jego wstydliwym sekretem skrywanym tak głęboko, że nigdy nie wspomniał o niej nawet Staszkowi. No, może wiedzieli o tym wyłącznie jego dawni „przyjaciele”, ale nie widział Zbyszka i Czarka od ponad pięciu lat. Sławek za to od czasu do czasu lubił o sobie przypomnieć w jakiejś plotkarskiej gazecie czy na wydarzeniach kulturalnych czerpiąc trochę splendoru od popularnych znajomych, którymi się otaczał. Wiedział jak dobry można z tego zrobić użytek. Hubert na szczęście po czasie zdał sobie z tego sprawę i odgrodził od takich „przyjaciół”. Ich ścieżki nie krzyżowały się więc zbyt często. Zwłaszcza, że nigdy nie zapomniał co tamten zrobił Ewie.

- Rozumiem, że nie chcesz powiedzieć nic więcej?

- Nie. Powiem tylko tyle, że to nie jest kobieta która omotała mnie swoim czarem zmuszając do oświadczyn. Po prostu chcemy sobie wzajemnie pomóc i tyle. Jeśli się uda to świetnie, a jeśli nie cóż…jeśli nie oboje pójdziemy potem swoją drogą.

- Ufam twojemu zdaniu synu, ale nie byłbym sobą gdybym nie spytał: czy to nie może zaczekać? Ślub po niespełna dwóch tygodniach znajomości?

- Ludzie w Las Vegas pobierają się po jednej dobie.

- I dlatego zmieniono te procedury. Poza tym, Polska to Las Vegas. No i mam uzasadnione podejrzenie, że popełniasz to szaleństwo bojąc się, iż po zakończeniu sportowej kariery nie będziesz miał co ze sobą począć.

- Gdyby tak było wybrałbym kogoś innego, kogo znam dłużej: choćby Kingę. I wiesz jak szanuję twoje zdanie, ale nie chcę dłużej kontynuować tego tematu. Po prostu chciałem żebyś wiedział a nie próbował mnie ostrzec. Na to już za późno.

- Jak chcesz. Odwiedźcie mnie w takim razie ze swoją żoną skoro ślub ma odbyć się bez gości. Chętnie poznam twoją wybrankę.

- Jasne, na pewno tak zrobimy. A jak ręka? Dalej boli?

- Tak, ale bóle nie są szczególnie dokuczliwe. Starość nie radość jak to mówią…- Odpowiadając na pytanie odnośnie swojego stanu zdrowia, pan Wańko nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Hubert zrobił celowo zmienił temat. Bo wiedział, że popełnia błąd i nie chciał tego słyszeć z ust kogoś innego. Staszek złościł się na siebie w duchu za własną nieporadność. Chłopak był dla niego jak syn, ale nie był na tyle głupi by wierzyć że to wystarczy. Gdyby zaczął go teraz strofować, Hubert mógłby wyjść i już nigdy nie wrócić. A do tej pory jako jedyny miał przywilej poznawania najgłębszych tajemnic dawnego podopiecznego. Bał się jednak, że przez swój egoizm nie zapobiegnie nieszczęściu. Był więcej niż pewny, że takie szaleństwo nie może zakończyć się  dobrze dla żadnej ze stron. Niestety nie mógł nawet nikogo powiadomić, choćby obecnego menadżera Huberta, bo straciłby jego zaufanie. To była patowa sytuacja, która wprawiała go w irytację jeszcze na długo po wyjściu Skrzyneckiego.

Dzień później, kierując się na spotkanie z trenerem Pilarczykiem, Hubert czuł wewnętrzną niechęć. Uzbrojony w dokumenty, układał sobie w głowie rożne monologi. Każdy jednak wydawał mu się być nieodpowiedni, zawierając jakąś skazę. Gdy dotarł do biura wciąż nie wiedział dokładnie jakich słów użyje by wyznać prawdę o swoim stanie zdrowia. Ten problem jednak szybko wywietrzał mu z głowy gdy wchodząc do środka zauważył duże zamieszanie. Widząc wśród ludzi czekających w holu dwóch kolegów z boiska, podszedł do nich i po szybkim przywitaniu, spytał;

- Co to za zgromadzenie?

- Żona Staśka miała zawał.- Wyjaśnił mu jeden z siatkarzy.

- O matko, kiedy?

- W zeszłym tygodniu. To dlatego spotkanie z drużyną jest przesunięte. A sam trener nie przyjmuje. Dziś gazety się o tym dowiedziały i jak można się było spodziewać już próbują wykreować nową sensację. Ale z tego co wiem stan Kryśki jest stabilny. A ty gdzie się podziewałeś? W zeszłym tygodniu oblewaliśmy w całym składzie początek nowego sezonu. Brakowało tylko ciebie ze stałego pierwszego składu.

- Sory, przez ostatnie kilka tygodni byłem nieźle zalatany. Ale pogadamy innym razem, teraz też się spieszę. Możesz zostawić to sekretarce Pilarczyka i poprosić żeby mu to przekazała gdy znów zacznie pracować?

- Jasne.- Mrugnął tamten odbierając od Huberta kopertę z lekarskimi badaniami i opinią o jego stanie zdrowia. Gdy trener się z nią zapozna, nie będzie miał żadnych wątpliwości co do możliwości kontynuowania jego dalszej kariery zawodowej. I rozmowa wcale nie będzie potrzebna. Pozbywszy się tego ciężaru, Hubert z ulgą opuścił budynek.

Trzy dni później, ubierając się w swój najelegantszy garnitur, wciąż nie mógł uwierzyć w to co stanie się za kilka godzin. Po raz kolejny sprawdzając czy wziął niezbędne dokumenty i obrączki, wyszedł z mieszkania. I choć ślub miał być o piętnastej tuż przed zamknięciem urzędu, wolał zjawić się na miejscu dużo wcześniej. Czekała go przecież czterogodzinna podróż podczas której mogło się wiele wydarzyć. Co jeśli będzie miał niewielką stłuczkę? Albo ktoś jej doświadczy blokując wyjazd z głównej drogi? Nagle czarne scenariusze, których wcześniej nawet nie brał pod uwagę, zaczęły napływać mu do głowy. Do tej pory jego największym problemem była możliwa dezercja przyszłej panny młodej. A teraz na dodatek ze stresu zaczęła boleć go głowa. Tak jak i wszystkie mięśnie. Po jaką cholerę wczoraj spędził w siłowni ponad dwie godziny? Dawno nie serwował sobie takie wycisku, więc mógł się domyśleć że ciało zaprotestuje. Jeszcze tego by brakowało by podczas pierwszej wspólnej nocy z Hanką, na którą czekał ponad sześć lat się nie popisał…

Tłumiąc jęk, zły na siebie samego, wsiadł do auta. I nawet powolne ballady, które włączył w radio zamiast go uspokoić, tylko jeszcze bardziej rozdrażniły. Teraz już rozumiał tych wszystkich przyszłych mężów z filmów, którzy zachowywali się jak idioci. On też się właśnie tak czuł. W dodatku cały czas gdzieś z tyłu głowy czaiła mu się myśl, że Hanka nie zjawi się na miejscu.

Nie miał pojęcia to wtedy zrobi.

Wbrew obawom, dojechał do Wrocławia zgodnie z założonym planem, więc miał jeszcze czas na zjedzenie pierwszego posiłku tego dnia, bo rano nie był głodny. Niestety w knajpie którą wybrał klimatyzacja radziła sobie zdecydowanie za słabo. Po zdjęciu marynarki, Hubert i tak czuł że się poci. A może to były nerwy? I czy dźwięk który przed chwilą usłyszał nie był przypadkiem odgłosem upadku obrączek na posadzkę?

- Ja pierd…

- Co podać?- Młoda kelnerka, rozbawiona niedoszłym przekleństwem spojrzała na niego gdy akurat w panice rzucił się by uratować obrączki kucając pod krzesłem. To sprawiło, że Skrzynecki też się uśmiechnął wychylając się zza stołu. Przedtem jednak stuknął głową o jego kant. Super.

- Przepraszam, coś mi wypadło.- Wytłumaczył się mocno ściskając zgubę w dłoni. Jakim cudem pierścionki wypadły z pudełka?!

Około piętnastej wszedł do urzędu wchodząc na drugie piętro. Nigdzie nie zauważył Hanki. Jeszcze godzina, uspokajał sam siebie. Ma jeszcze dużo czasu. Tyle, że gdy co chwila zerkał na zegarek wpadł w pułapkę coraz wolniej płynącego czasu w jaką wpada większość osób na coś czekających. Sekundy zdawały mu się ciągnąć niczym minuty. Dodatkowo zdenerwowanie negatywnie wpływało na jego fizyczne samopoczucie. Czuł, że zbiera mu się na wymioty. Co jeśli zamówiona ryba w knajpie była nieświeża, pomyślał. Jeszcze tego mu tylko brakowało…

Gwałtownie wstając z krzesła na korytarzu, poszedł do łazienki. Po opłukaniu twarzy zimną wodą poczuł się trochę lepiej. Znowu spojrzał na zegarek. Zostało dwadzieścia pięć minut. A zgodnie z wymogami urzędników, przyszli państwo młodzi wraz ze świadkami powinni zjawić się na pół godziny przed ceremonią…No, teraz miał pełne prawo się już denerwować, pomyślał z wisielczym humorem wychodząc z toalety. Idąc korytarzem pod właściwy pokój, zauważył z oddali kilka postaci. Serce zabiło mu szybciej, bo jedną z nich mogła być Hania. I gdy w pewnym momencie czarna plama odwróciła się, doskonale rozpoznał w niej swoją przyszłą żonę.

- Hanka.