Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 26 kwietnia 2020

Druga szansa: Rozdział X

Niestety jak zawsze wszystko za bardzo rozwlekłam i akcja wieczora nie zamknęła się w jednym rozdziale. Ale jest na tyle długi, że chyba trochę zaspokoi ciekawość odnoście przeszłości dwójki bohaterów. Trochę też uchyli rąbka tajemnicy na temat ich rozstania.

To tyle tytułem wstępu, a teraz zapraszam do czytania :)


Po dwóch godzinach od oficjalnego rozpoczęcia uroczystości, Hania wreszcie zdołała się odprężyć. Wszystko szło zgodnie z harmonogramem, który zaplanowali z zespołem wiele tygodni temu bez żadnych kłopotów (pomijając niefortunny początek z niedziałającym mikrofonem). Dlatego teraz w nieco uwspółcześnionym stroju podhalańskim który miała na sobie, krążyła między stoiskami zamieniając z ich właścicielami kilka słów częstując się smakołykami które oferowali. No, może przy stoliku Dominiki z Jakubem zatrzymała się trochę krócej, ale już sama mina byłej koleżanki z klasy powiedziała jej, że mimo upływu lat jej wrogość nie zniknęła.

Nie zapomniała też o swoich gościach hotelowych, których bez problemu umiała rozpoznać w tłumie innych turystów. Pogawędziła chwilę z panią Janiną, jedną ze studentek zakwaterowanych kilka dni temu oraz państwem Krajewskim. Zatrzymując się przy sześcioletniej córce państwa Demścików, która nie potrafiła wyjąć z plastikowej folii słomki do soku, pomogła dziewczynce. Potem zamieniła parę słów z jej matką. Po swoim odejściu za plecami usłyszała pytanie które zadał jej mąż najwyraźniej nie rozpoznając w niej właścicielki hotelu:

- To jakaś twoja nowa przyjaciółka?

Uśmiechając się szeroko postanowiła jeszcze zajrzeć do kuchni i spojrzeć na zaopatrzenie stołów. Widząc, że na zewnątrz znajduje się za mało napojów poprosiła Paulę, którą właśnie mijała o doniesienie ich. Dopiero wtedy poszła do kuchni. Tam pani Renacie pomagały dwie dorywczo zatrudnione na tę okoliczność kucharki. Kobiety wesoło sobie gawędziły krojąc, siekając i gotując. Hanka cieszyła się, że nie posłuchała sugestii Kacpra który twierdził, że pani Renia z pewnością da sobie radę ze zorganizowaniem wszystkiego samemu: teraz pewnie musiałaby pracować w nadmiernym pośpiechu i nerwach. Ponadto był zdania, że ludzie i tak będą woleli zjeść przekąskę w postaci kebaba czy zapiekanki, więc po co zawracać sobie głowę szykowaniem jedzenia. Częściowo miał rację, ale ona nigdy nie lubiła fast foodów. Była zdania, że to właśnie przez ich ogólną dostępność ludzie wybierają tłuste i powtarzalne jedzenie. Gdyby na przykład zamiast Mc Donalda czy KFC na każdej ulicy była restauracja albo bar mleczy wszyscy zmieniliby swoje nawyki żywieniowe.

Kilka minut później prowadzący zapowiedział początek konkursów, więc tak jak się spodziewała koło niej zjawiły się przyjaciółki wraz z partnerami- był to dla nich sygnał, że obowiązki Hanki jako organizatorki i właścicielki praktycznie się skończyły, więc mogli pobyć razem. Anka z Irkiem wcześniej mignęła jej w  tłumie, ale Patryka z Gośką zauważyła dopiero teraz dlatego z prawdziwą radością się z nimi przywitała. 

- Widzieliście Janusza?- Spytała wtedy Ania.- Paula o  niego pytała.

- Tak, widziałam go.- Westchnęła Hanka z ulgą mogąc w końcu zdradzić przyczynę jego zniknięcia. Zresztą za jego wcześniejszą akceptacją. To dlatego „napadł” na nią tuż przed rozpoczęciem festynu żądając by powiedziała przyjaciołom o jego planach. Jeśli Paula się nie zgodzi, mówił, będą mogli mnie pocieszyć.- Po konkursach, a właściwie wręczeniu przeze mnie i Kacpra nagród zwycięzcom, Janusz ma wejść na scenę i oświadczyć się Pauli.

- Ach, naprawdę?- Gośka aż się żachnęła ze zdumienia.- Od kiedy wiesz?

- Od kilkunastu dni, w końcu musiał spytać mnie o zgodę i pomoc w organizacji.

- I nie puściłaś pary z ust.- Patryk z kolei pokręcił głową.

- Ciebie akurat dawno nie widziałam. – Odkuła się.- Rzadko do mnie wpadasz.

- Małgosia trzyma mnie krótko.- Roześmiał się nic sobie nie robiąc z ironicznego spojrzenia żony.

- Ale my widziałyśmy się wczoraj i słówkiem się nie zająknęła gdy Paulina podejrzewała chłopaka o zdradę.- Wtrąciła Anka. Potem na widok zdziwionych spojrzeń Igora wyjaśniła okoliczności tych podejrzeń.

- Serio? Wy kobiety czasami dopatrujecie się w zwyczajnej drobnostce najgorszego szwindla. I Janusz miałby ją zostawić? Przecież ona już teraz określa się jako jego narzeczona, nie wiem więc po co Januszowi ten cyrk z proszeniem ją o rękę. I jeszcze się chłopak pewnie wykosztował na pierścionek i atrakcje… Auć przecież to prawda: nie dalej jak tydzień temu słyszałem na własne uszy jak przedstawiła się nowemu znajomemu Janusza tytułem narzeczona.- Dodał gdy Anka walnęła go łokciem w żebra. Wtedy cała piątka zgodnie się roześmiała.

- Co prawda, to prawda: poprosiła nawet Adama Fokarczyka o autograf z dedykacją dla swojego narzeczonego.- Przyznała Hania.

- A propos: słyszałem, że wczoraj miałaś małą przygodę w barze z jednym z tych sławnych sportowców? Opowiesz nam?

- Jasne.- Mrugnęła, choć czyniła to nie do końca chętnie. I nie chodziło tylko o plotki czy możliwość ich roznoszenia, ale o samego Huberta. Z całej obecnej tu piątki tylko Patryk znał prawdę o jej przygodzie z Skrzyneckim będąc bezpośrednim świadkiem tamtych wydarzeń sprzed sześciu lat. No, może nie całą prawdę, ale większość. A jeszcze z nim nie rozmawiała wciąż zastanawiając się czy powinna to robić. Bo jeśli to zrobi, utwierdzi przyjaciela w przekonaniu, że wtedy siatkarz rzeczywiście złamał jej serce. Może więc lepiej zbagatelizować całą sprawę? A może on już powiązał fakty poznając nazwisko Huberta od swojej żony? – Więc, gdy wczoraj spotkałyśmy się z dziewczynami w czwórkę w Whisky barze okazało się, że był tam też jeden znany siatkarz: oczywiście w stroju incognito…

- Czemu tam patrzysz?- Spytał zaciekawiony Igor gdy Hanka nagle przerwała zwracając się spojrzeniem gdzieś w bok. Wzrok wszystkich zgodnie skierował się w tamtą stronę, ale tylko Anka z Gośką wiedziały o co chodzi uśmiechając się do siebie porozumiewawczo.

- To Rafał, prawda? Idź do niego. Widać, że chce się przywitać.

- Małgośka…- Hania z urazą spojrzała na swoją koleżankę.

- No idź.- Popędzała ją jeszcze Ania dyskretnie popychając.- Ja doopowiadam chłopakom tę wersję. Ocenzurowaną tak by nikt nie dowiedział się o nieszczęsnym uderzeniu pana Tadeusza.-  Hannie nie pozostało więc nic innego jak podejście do Rafała. Nie to że tego nie chciała, skądże. Ale robienie tego na rozkaz przyjaciół było jakieś takie niezręczne. W dodatku ich wczorajszy wieczór zakończył się dość oryginalnie, więc nawet nie wymienili się numerami telefonów. Nie wiedziała też czy Rafał w ogóle by tego chciał, a nie chciała mu się narzucać. Co prawda wcześniej wyglądało na to, że wpadła mu w oko, ale to było po tym całym zamieszaniu z Hubertem. Wtedy chyba się za bardzo nie popisała.

- Cześć. Więc jednak przyszedłeś.- Przywitała się z nim zatrzymując się tuż obok.

- Nie mogłem sobie tego odmówić. Ładnie wyglądasz. Pasuje ci ten góralski strój.

- A juści że tak: zek jes górolka!- Roześmiała się Hanka wymownie łapiąc się pod boki aż długa spódnica w kwiaty zafalowała.

- I jeszcze na dodatek umiesz mówić gwarą?

- A ty nie?

- Niezbyt dobrze, ale wciąż ją dobrze rozumiem. Opowiadałem ci wczoraj, że jako nastolatek patrzyłem na wszystko co góralskie dość buńczucznie, więc na opanowaniu tej umiejętności niespecjalnie mi zależało. A i tak pamiętam jak na studiach koledzy czasami żartowali z mojego góralskiego akcentu jak to określali.

- No cóż, ja uważam że to ważna część naszej tradycji. Nigdy nie rozumiałam złośliwych komentarzy ludzi z Mazowsza dotyczących regionalnych naleciałości z południa czy zachodu.- Zaczęła Hanka, wygłaszając swoją opinię na temat różnic między mową krajan.- Jeśli już mielibyśmy mówić o czystości jakiejś mowy to takie prawo powinno należeć do Wielkopolski, nie sądzisz? W końcu według podań to właśnie tam powstało państwo plemienia Polan czyli kolebka dzisiejszej Polski. A Poznaniacy jeśli już się czymś szczycą to swoim skąpstwem. I wcale nie są traktowani z należnymi honorami tak jak powinni.

Przez jakiś czas dyskutowali na ten temat jednocześnie wolno spacerując między stoiskami i omijając ludzi. W pewnym momencie Rafał spytał Hankę, czy jej w czymś nie przeszkadza: prawdę mówiąc podszedł do niej tylko z zamiarem przywitania się dobrze wiedząc, że jako organizatorka pewnie ma inne obowiązki. Ku jego zaskoczeniu (i radości) wyznała mu, że dopiero po konkursach będzie musiała wręczyć nagrody zwycięzcom. Tak więc dalej spacerowali we dwójkę, a gdy rozpoczęła się pierwsza konkurencja zatrzymali się by popatrzeć na rywalizujących zawodników. Później Rafał odszedł od niech na chwilę i wrócił z kolorową watą cukrową. Hanka podziękowała mu szerokim uśmiechem. Jedząc słodki przysmak przyszła jej do głowy myśl, że towarzystwo Rafała jest dla niej bardzo krzepiące. Wciąż był dla niej obcy i praktycznie go nie znała, ale promieniowało od niego jakieś wewnętrzne ciepło. Choć pewnie on sam obraziłby się na taki komplement jak większość mężczyzn uznając, że brzmi to przeraźliwie nudno. Dla niej jednak stałość i wynikająca z niej niejako przewidywalność były czymś co podziwiała i czego pragnęła. Szaleńcze uczucie i gwałtowne porywy serca nie były dla niej- była rozsądna już chyba od dziecka: kiedy inne dzieci skakały na główkę do wody, ona najpierw sprawdzała jej głębokość. Wraz z tym spostrzeżeniem pojawił się obraz Huberta, ale szybko odpędziła go z głowy. W końcu to było tylko zwyczajne zauroczenie: ot, pierwsza szczenięca miłość. No i niejako potwierdzało jej teorię, bo nic z tego nie wyszło. Pewnie nawet w swojej głowie zwyczajnie go idealizowała wyolbrzymiając również siłę własnych uczuć. Musiało tak być. Wielka miłość nie była dla niej, po prostu w nią nie wierzyła. Albo inaczej: wiedziała że gdzieś tam jest, ale najwyraźniej nie była przeznaczona dla niej. Cieszyć się z niej mogła może dziesiąta część ludzkości. Jej do szczęścia wystarczyłby partner na widok którego jej serce wzbiera czułością, a nie gwałtownością i pożądaniem. Czuła, że Rafał mógłby być dla niej kimś takim.

W tym czasie Hubert z przyjaciółmi również spacerowali wmieszani w turystów oglądając wszelkie dostępne atrakcje. Mężczyźni podziwiali prezentowane przez właścicieli piękne hafty i koronki, malowidła wykonane na szkle czy ogólnie pojęte inne rękodzieła zrobione z gliny, wełny oraz drewna. Miłosza zachwyciła jedna z drewnianych zabawek dla dzieci: wielki żółty kaczor którego mechanizm sprawiał iż otwierał mu się dziób. Hubert zatrzymał się przy jednym z kolorowych witraży, Adam komentował ręcznie wykonane detale na kobiecych łaszkach obiecując, że na koniec wieczoru kupi przynajmniej pięć takich kompletów dla przyszłych dziewczyn. Nawet zwykle kpiący z gór Dominik znalazł coś co go zainteresowało: co prawda były to tylko różne rodzaje miodów w pięknych zdobionych słojach i bardziej chodziło mu o ich walory smakowe, ale dobre i to. Za to Waldek smętnie patrzył na wszystkie mijane po drodze stoiska wciąż błądząc myślami o swojej byłej już dziewczynie. Nie chciało mu się nawet włączać w rozmowę. W pewnym momencie bez słowa oznajmił, że wraca do pokoju.

- A tego co ugryzło?- Spytał retorycznie Dominik.- Ja nic nie powiedziałem, więc tym razem to nie moja wina.

- Może po prostu nie ma nastroju.- Rzucił Hubert.

- Dobra to co? Idziemy popatrzeć na konkursy? A może któryś z was chce w nich wziąć bezpośredni udział? Adaś co ty na to?

- Mnie w to nie mieszaj. Loteria mi wystarczy. Ale sam ruszaj: może nawet coś wygrasz niedźwiedziu…

- Sory, muszę na chwilę gdzieś iść.- Odezwał się niespodziewanie Hubert patrząc na coś ponad głowami chłopaków. Oni jednak niczego wartego uwagi tam nie zauważyli.

- Ty też? Co z wami dzisiaj?- Usłyszał jeszcze narzekanie Adama, ale nie zwrócił na nie szczególnej uwagi. Bo zauważył w tłumie grupkę ludzi wśród których była Hanka.

Jeśli wczoraj uważał, że wyglądała pięknie w białej sukience i wyrazistym makijażu to musiał przyznać, iż jeszcze piękniej wyglądała w ludowym wdzianku bez śladu szminki na twarzy. W białej koszuli z długą kolorową spódnicą wykonaną z ciężkiego adamaszku z pewnością musiało być jej niezbyt wygodnie, ale efekt był piorunujący. Do tego nałożony na górę gorset podkreślał jej szczupłą talię, a dekorowane hafty które się na nim znajdowały nawet z daleka sprawiały wrażenie połyskujących nitek. Nigdy nie pomyślałby, że kobieta w takim stroju, zakryta praktycznie od stóp do głów może zrobić na nim wrażenie. Bo to z pewnością była kwestia stroju, powiedział sobie przytomniejąc. Nieważne, że stroje hostess i kelnerek wyglądały podobnie i nawet nie zwrócił na nie uwagi; Hanka zrobiła na nim wrażenie wyłącznie swoim ubiorem i już.

Rozpoznał też stojące obok niej dziewczyny jako te, które odwiedziły ją wieczorem w Oazie spokoju i imprezowały w Whisky barze. Domyślił się, że towarzyszący im mężczyźni to prawdopodobnie ich partnerzy. Dopiero po wnikliwym wpatrywaniu się Hubert z trudem rozpoznał w jednym z nich tamtego chudego dzieciaka z przydługą grzywką, amatora komiksów i „przyjaciela” Hanki, który czasami zamiast niej przynosił mu posiłki do pokoju. Teraz natomiast chłoptaś urósł kilka centymetrów i nabrał mięśni, a twarz zdobiła mu krótka broda. Przez moment w Hubercie na nowo rozgorzała złość, ale stłumił ją tak samo jak sześć lat temu gdy chciał przyłożyć temu wymoczkowi w jego nieporośnięty jeszcze zarostem ryj. A więc teraz spotykał się z drugą przyjaciółką, pomyślał ironicznie nie chcąc tym dłużej sobie zaprzątać głowy. Inna sprawa, że właśnie spostrzegł jak Hanka od nich odchodzi.

- No nie, znowu ten typ z baru?- Mrugnął do siebie decydując się podejść bliżej. Czy coś go łączyło z Hanką? Czy zbyt wcześniej ucieszył się, że nie jest żoną Kacpra bo spotyka się z kimś innych? Ale przecież powiedziałaby mu o tym już w szpitalu, prawda? Tyle, że nie miała takiego obowiązku…- Szlak by to.- Wymamrotał pod nosem przeczesując dłonią włosy. Dokładnie w tym momencie podeszła do niego korpulentna kobieta w średnim wieku przeszkadzając w szpiegowaniu.

- Och, pan Hubert: cóż za przypadek. Podziwia pan wiklinowe kosze?

- Witam pani Krajewska.- Odpowiedział w duchu zgrzytając zębami. Że też musiał trafić na tę plotkarę i pseudo-fankę. I stać niedaleko stoiska z koszami. By nie wyjść na idiotę, przytaknął.- Tak, podziwiałem. Te sploty są bardzo….hm ciekawe. Zastanawiam się jak pozyskuje się ten biały kolor…

- To po prostu biała wiklina wcześniej parzona. Ale najlepiej zapytać właściciela. Proszę pana to jest parzona wiklina, prawda?- Zwróciła się do właściciela, który z wielkim zapałem zaczął powiadać o szczegółach produkcji ręcznie wykonanego kosza. W innych okolicznościach może by to i Huberta zaciekawiło gdyby nie zauważył, że Hanka z Rafałem właśnie znikali mu z oczu oddalając się od sceny. Zdążył jednak dostrzec Kacpra w towarzystwie jakiejś wysokiej brunetki, który patrzył z marsową miną dokładnie w tym samym kierunku z którego znikała Hanna. I choć kobieta u jego boku mogła wskazywać na coś innego Hubert domyślał się co tak naprawdę rozwścieczyło drugiego z właścicieli Oazy spokoju.

Wyglądało na to, że nie był tutaj jedynym facetem którego wkurzała obecność Rafała u boku Hanki.

***

- Daj spokój, nie możesz nam przynieść czegoś ciepłego do picia?- Prychnęła Dominika fucząc na młodszą siostrę.

- Mówiłam ci, że napoje na ciepło są oferowane tylko dla hotelowych gości.

- Świat by się nie zawalił jeśli przyniosłabyś mi filiżankę kawy: powiedziałabyś że wypiła ją jedna z tych staruszek. Ale nie: moja święta siostra musi pokazać jaka to jest uczciwa.

- Pracuję tutaj dopiero od kilku dni i chcę utrzymać pracę aż do końca wakacji.- Natalia ze zniecierpliwieniem przewróciła oczami. – Mogę ci już zafundować tę kawę.

- Świetnie.

- A gdzie Witek?- Spytała Natalia mając na myśli swojego pięcioletniego siostrzeńca.

- Został u dziadków a gdzie miał być? Jakbym go tu zabrała nie miałby kto zając się stoiskiem.

- Przecież jesteś z Kubą.

- On nie umie niczego sprzedać i tylko stoi jak ten słup. Nawet nie potrafił na dłużej zagadać tych sportowców namawiając ich na kupno moich pejzaży…- Dobrze wiedząc, że zanosi się na dłuższy lament, Natalia wymówiwszy się pracą postanowiła szubko się ulotnić. Co prawda teraz nie miała aż tak wiele do zrobienia, ale na pewno nie chciała chwili przerwy marnować na słuchanie zrzędzenia Dominiki. Zgodnie z obietnicą, zdecydowała się najpierw iść do hotelowej kuchni po kawę by załatwić ją siostrze jak najszybciej, a gdy spełniła ten obowiązek obsłużyła również kilku pensjonariuszy, którzy przed snem chcieli wypić filiżankę gorącej herbaty. To zapewniło jej kilkanaście złotych napiwku, dlatego z uśmiechem na twarzy wróciła na zewnątrz. Tam toczyła się już ostatnia konkurencja o ile Natalia dobrze pamiętała harmonogram konkursów. Potem szefowa miała podać oficjalne wyniki wręczając symboliczne nagrody. I miała rozpocząć się część taneczna. Co dla niej zwiastowało trochę luzu.

- Sory, nie macie czegoś mocniejszego?- Usłyszała dochodzący ze znajdującego się w rogu stołu męski głos. Rzut oka wystarczył by rozpoznała w nim jednego z goszczonych tutaj szczypiorniaków. Zdziwiła się tylko, że siedział tutaj sam, bez towarzystwa kolegów. Widząc, że trzyma w dłoni szklankę z sokiem, bez słowa wyjaśnienia domyśliła się o co chodzi.

- Obawiam się, że mogę zaoferować tylko piwo bezalkoholowe.

- Nawet na festynie?

- Niestety. Ale na stoiskach znajdą się dwa lub trzy oferujące próbki litworówki.

- Czego?

- To taka tatrzańska nalewka na bazie spirytusu. I litworu.

- Hm, ten spirytus w składzie brzmi dobrze, ale próbka chyba nie wystarczy by się upić, co?- Spytał retorycznie. Mimo to Natalia odpowiedziała.

- Chyba nie. Ale mogę za to zaoferować sok bądź napój. Albo coś na ciepło.- W odpowiedzi Włodek delikatnie się uśmiechnął. – Znudził pana festyn? Już niedługo rozpoczną się tańce.- Dodała sądząc, że to może zachęcić gościa. Niestety okazało się, że jest inaczej.

- Doprawdy? Więc będę musiał się stąd zmyć.

- Ale to najlepsza część.- Natalia nie mogła się powtrzymać przed dodaniem tego. Włodek spojrzał na nią z uniesionymi brwiami.

- Lubisz więc tańczyć?

- Chyba każdy to lubi. Dlatego długo zastanawiałam się czy wziąć wolne i przyjść tu dzisiaj w charakterze gościa czy pracownika. Ale przekonały mnie napiwki.- Dodała zachęcona pytaniem sportowca. – Poza tym wpadnę tutaj pewnie za rok.

- Ten festyn jest z jakiejś okazji?

- Z tego co wiem to jakaś zbliżona rocznica powstania tego pensjonatu. Wcześniej zarządzały nim matki Hani i pana Kacpra.- Wyjaśniła opowiadając po krótce znane jej fakty. Potem, korzystając z okazji że nie miała nic do roboty, przysiadła się na jedno z wolnych krzeseł kontynuując rozmowę z Włodzimierzem. Było jej trochę szkoda, że siedział tu sam jak palec. W końcu wydawać by się mogło że młody odnoszący sukces sportowiec powinien być otoczony wianuszkiem ludzi. Nawet gdy kilka minut później musiała go opuścić i podawać gościom dania na ciepło po powrocie wciąż siedział w tym samym miejscu. Nie zamierzała mu się naprzykrzać, ale że sam zagaił nawiązując do jej komentarza o napiwkach uznała, że nie ma nic przeciwko rozmowie. Nie wiedziała, że Włodek zauważył, że wcześniej doniosła do jednego ze stoisk alkohol, który rozdawano później jako próbki lokalnego trunku. I korzystając ze swojego uroku chciał ją przekonać do przyniesienia mu jednej butelki. Oczywiście zamierzał ją potem za to wynagrodzić: napiwek w wysokości stówki z pewnością będzie odpowiedni. No i drugą dołoży za sam alkohol oczywiście. Co nie zmieniało faktu, że jego plan by moralnie naganny. Ale musiał się dzisiaj napić. Po prostu musiał. Miał nadzieję, że wtedy choć na chwilę zapomni o Wiolce. Wczoraj w barze ta technika podziałała, więc powinna zadziałać i dziś.  Dopiero potem weźmie się w garść, postanowił.

W tym samym czasie, Hubertowi udało się odnaleźć Hankę, która dojadała watę cukrową ze swoim bezimiennym amantem. W pewnym momencie wybuchła śmiechem gdy różowy cukier zaplątał jej się na brodzie. Oczywiście wówczas dzielny amant znany również jako rozbijacz butelek na głowie uratował ja z opresji swoimi dłońmi i chusteczką. Na ten widok Skrzynecki aż skrzywił się ze złości.

- Tutaj jesteś gołąbeczku.- Nagłe trzaśniecie w plecy na moment pozbawiło go tchu.- Szukaliśmy cię, bo Włodka już udało nam się zlokalizować przy stole. Ale nie chciał tu z nami przyjść.- Powiedział Dominik.

- Rany, musiałeś to zrobić?

- Ale z ciebie obrażalski. Powiedz lepiej kogo tak wypatrujesz, nie Adaś?

- Nikogo.

- Akurat. Zauważyliśmy cię parę minut temu i nie spuszczasz oka z tamtego końca sceny. Kto tam jest? Spodobał ci się ochroniarz czy co?

- Bardzo zabawne!

 - Ha, gdyby tak było to byś nie krzyczał.

- Hm, czy tam nie stoi przypadkiem również nasza właścicielka hotelu z jakimś gościem, niedźwiedziu?- Spytał Adam kierując swoją sugestię do Dominika. To pytanie zainteresowało również Miłosza. A raczej odpowiedź na nie.

- Bzdura.- Prychnął natychmiast Hubert.- To znaczy może i ona tam stoi, ale ja patrzyłem na scenę. Zejdź ze mnie w końcu!

- Więc czemu mnie atakujesz?

- Bo jesteś idiotą!- Hubert znowu wrzasnął na kolegę, bo jego wymowny uśmieszek wpienił go jak mało co. A że wcześniej złość  w nim wywołała już Hanka niedużo było mu trzeba by wpaść w furię. 

- Ja cię kręcę, ty naprawdę na nią lecisz! Tylko pamiętaj, że jest już zajęta.

- Zamknij się w końcu!- Tak jak było do przewidzenia ich gwałtowna wymiana zdań przyciągnęła na początku kilka ciekawskich spojrzeń, ale i niewielką widownię. Ludzie dookoła nich zaczęli już szeptać najwyraźniej rozpoznając któregoś z nich jako sławnego sportowca. Albo wszystkich.  

- Jeśli już musisz wiedzieć to tak, obserwowałem ją. Bo to tamten koleś z którym jest uderzył mnie w głowę.- Zmyślił na poczekaniu odwracając kota ogonem. W końcu poniekąd była to prawda.

- Mówisz o tej wczorajszej akcji w barze?

- A niby o czym? Wczoraj właścicielka nie chciała mi podać jego nazwiska, ale teraz będzie musiała. Nic mnie nie obchodzi, że to jakiś jej fagas. Idę tam.- Zdecydował postanawiając w końcu grać w otwarte karty. I miał gdzieś, że teraz jest tak wściekły iż może to nie był najlepszy pomysł. Nie wspominając o okolicznościach. Ale czekał już sześć lat na poznanie prawdy. Nie chciał czekać ani chwili dłużej. Dość miał tej głupiej zabawy i niedopowiedzeń.

- Hanka!- Krzyknął gdy znalazł się jakieś dziesięć metrów od niej.- Możemy pogadać?

- Pan Hubert? Dobry wieczór.- Przywitała się oficjalnie zachowując pozory relacji właścicielki ośrodka i jej gościa. Nawet jeśli on krzyknął do niej nieco mniej profesjonalnie.- Czy coś się stało?

- Teraz? Ależ skąd. Za to wczoraj miałem mały wypadek, ale o tym już wiesz.- Odpowiedział z trudem hamując nad złością. Potem spojrzał na towarzyszącego jej mężczyznę i wyciągnął do niego dłoń.- Hubert Skrzynecki, a pan? Chętnie poznam nazwisko faceta, który wczoraj uznał za stosowne mnie uderzyć, niepotrzebnie broniąc tej damy przede mną.

- Hubert…- Zaczęła Hanna, ale Rafał jej przerwał.

- Obawiam się, że doszło do pomyłki, którą zaraz możemy wyjaśnić. Ale nazywam się Raf…

- Nie musisz mu nic mówić.- Przerwała towarzyszowi Hanka. Następnie z niedowierzaniem spojrzała na Huberta.- Możemy na chwilę odejść gdzieś na bok?

- Ależ bardzo proszę.- Burknął ironicznie w duchu właśnie na to licząc. Jednocześnie to go zezłościło, bo oznaczało że Hanka chce bronić swojego partnera. Ponieważ stali tuż przy prawej strony ogrodzenia, mogli skierować się tylko w lewo albo iść prosto. Hanka uznała, że lepsza będzie ta druga opcja: było tam mniej ludzi. A zacięta mina Skrzyneckiego jednoznacznie wskazywała na możliwość kłótni. Mimo to, gdy oddalili się na tyle by nie móc być słyszalni przez Rafała próbowała go zawstydzić licząc, że ta strategia odniesie skutek zmieniając jego negatywne nastawienie:

- Co cię do diaska ugryzło, że napadasz na obcego sobie faceta? A może to jest właśnie zwyczajowe zachowanie w świecie wielkich sportowców? Co ty sobie myślisz żeby pomiatać ludźmi?

- Ja? Nic. Chcę tylko znać nazwisko faceta który mnie uderzył by móc odpowiednio odpłacić mu za doznane krzywdy. Więc? Podasz mi personalia twojego chwilowego amanta?

- To nie jest mój żaden chwilowy amant.

- Więc winszuję, że dojrzałaś w końcu do prawdziwych związków. Chcę jednak wiedzieć kto to był.

- Z tego co widzę z twoją głową jest wszystko w porządku, więc żadnych innych następstw dzisiejszego epizodu nie będzie. Nie ma więc takiej potrzeby.

- Ja widzę to inaczej.  

- I co chcesz oskarżyć Bogu ducha winnego człowieka bo trochę pobolała cię wczoraj głowa?- Spytała z ironią zakładając dłonie na biodra.- Nie wspominając o tym, że sam jesteś sobie winien bo mnie agresywnie zaczepiłeś!

- Wcale tego nie zrobiłem!

- Więc po co wyszedłeś za mną z baru?

- Chciałem cię o coś spytać!

- Niby o co?

- A bo ja wiem? Nie pamiętam już!- Wykrzyknął zgodnie z maksymą że najlepszą obroną jest atak. I przez chwilę naprawdę poczuł się głupio uświadamiając sobie, że od paru dni przez nią zachowuje się jak niemądry dzieciak.- Poza tym nawet jeśli moje wielkie jajo na głowie nie jest dla ciebie wystarczającym powodem, to sam skandal z moim udziałem odbije się również na twoim lokalu bo wszędzie gdzie będą chcieli mnie słuchać: w każdym wywiadzie będę mówił że to była wina właścicielki „Oazy spokoju” Hanny Witwickiej, z Pralkowa która przesadnie zareagowała na mój widok.

- Co będzie zabawne zważywszy na fakt, że ten epizod nie wypłynie nawet w lokalnej gazecie i tylko ty będziesz o nim mówić.

- A co opłacisz wszystkich z tamtego baru? Z łatwością znajdę świadków.

- Nie muszę. Bo miejscowi nie są tacy jak ten twój celebrycki świat, który informuje nawet o tym kto co zjadł na śniadanie. Tutaj jutro nikt nawet nie wspomni o tym epizodzie. – jeśli nie dowiesz się kto cię zaatakował by przypuścić na niego szturm, dodała w myślach.

- Na pewno byli tam jacyś bezstronni turyści.

- Może, ale oni znają wersję o twoim upiciu się. Także od jutra jeśli już to będziesz znany jako siatkarz o słabej głowie.

- Albo pieniacz dający się pobić byle gówniarzowi, nie zapominajmy o wersji na użytek pracowników medycznych.

-Widzisz jak szybko łapiesz?

- Jezu, nie wiem jak kiedyś mogłem uważać, że możemy…- Żachnął się Hubert urywając w pół zdania niedokończoną myśl. Przez dobre kilka sekund po prostu stali naprzeciwko siebie i milczeli. W końcu jednak mężczyzna podsycił swoje głębokie pokłady złości by spojrzeć jej w oczy i spytać wprost o to o co miał zamiar już na samym początku:- Dlaczego wtedy nie przyszłaś?

- O czym ty mówisz?- Spytała słabo. I choć miała uzasadnione prawo nie mieć pojęcia o czym on gadał, to jednak mimo wszystko wiedziała co miał na myśli. Nawet jeśli diametralnie zmienił temat. I czas w którym to się działo.

- Sześć lat temu. Podczas mojego pobytu tutaj. A w zasadzie w jego ostatnim dniu. Dlaczego się nie zjawiłaś z rzeczami na parkingu, chociaż jeszcze dzień przed gdy rozmawialiśmy w moim pokoju roztaczałaś arkadyjskie wizje naszej wspólnej przyszłości w stolicy?- Słysząc to Hania nie mogła wytrzymać jego wzroku i odruchowo zaczęła iść prosto byleby tylko choć trochę się od niego oddalić. Ale Hubert przewidział ten ruch bo złapał ją powyżej nadgarstka. Nie był to bolesny czy gwałtowny gest, ale i tak jego niespodziewany dotyk wyprowadził ją z równowagi. Prawie tak samo jak jego pytanie.   

- Co ty sobie wyobrażasz?!- Syknęła.- Puszczaj mnie!

- Więc odpowiedz.

- A co na wspominki cię wzięło? Nie mogłeś wybrać dogodniejszej pory niż festyn na którym jest ze dwieście osób?!- Tym razem to ona zaatakowała.

 - Możesz uznać, że w końcu zebrałem się na odwagę albo jak wolisz wypadek skłonił do sentymentalizmu. Ale nie łatwo rozmawiać z dziewczyną, która w  przeszłości zrobiła cię w trąbę.

- Ja zrobiłam cię w trąbę?

- A jak inaczej to nazwać? Jeśli nie chciałaś ze mną nigdzie jechać: proszę bardzo. Wystarczyło tylko do cholery powiedzieć, że zmieniłaś zdanie. Poza tym mogłaś mi powiedzieć o swoim upodobaniu do turystów zamiast wysyłać swojego kolejnego amanta jako posłańca. Możesz mi nie wierzyć, ale traktowałem to trochę poważniej niż ty.

- Masz na myśli Patryka?

- Tak, o ile pamiętam tak miał na imię. Chyba że upewniasz się o kim mowa bo w trakcie potrafiłaś bajerować kilku facetów jednocześnie?

- Więc według ciebie bajerowałam turystów?

- Możesz przestać w końcu odpowiadać pytaniem na pytanie?

- A co mam odpowiedzieć słysząc te wszystkie bzdury?

- Więc to nieprawda? Patryk wtedy skłamał?- Prychnął Hubert wpatrując się w jej twarz z napięciem, jak zdążyła zauważyć w końcu odważając się na niego spojrzeć. I zrozumiała jedną rzecz. Z jakiegoś powodu- czy to wybujałego ego czy też zwykłej arogancji- czuł się urażony za to jak potraktowała go w przeszłości, bo nawet po kilku latach chciał odgrzebywać ten stary kotlet. Traktowałem to nieco poważniej, przedrzeźniała go w duchu. Przecież sześć lat temu dokładnie usłyszała z jego ust jak bardzo. Teraz udawał, że mu na niej zależało? Śmiechu warte.

- Nie. –Wyznała w końcu Hanka decydując się zakończyć tę głupią rozmowę, która do niczego nie prowadziła. Jakie znaczenie miało to co powiedział Patryk jeśli dzięki temu Hubert dał jej spokój? – I nie mam ochoty wracać do tego tematu: to było lata temu. Poza tym to nie jest miejsce ani czas na takie rozmowy. Jeśli to wszystko czego ode mnie chciałeś to już pójdę…

- Dalej się w to bawisz?- Ciągnął Skrzynecki nie zważając na jej słowa.- Tamten facet z baru który mnie uderzył to też turysta i twoja kolejna ofiara? Dlatego nie chcesz mi zdradzić jak się nazywa? Tak samo jak Kacper?- Choć Hanka chciała odejść ignorując zwyczajną zaczepkę słysząc taki absurd nie mogła powstrzymać śmiechu.

- A to paradne: Kacper mnie nawet nie lubi a ty twierdzisz, że...

- Przecież ślepy by zauważył jak na ciebie patrzy.

- Ty tak serio? Zresztą nieważne: nie wiem co sobie tam uroiłeś w swojej głowie, ale mnie to naprawdę nie interesuje.

Hubert głośno odetchnął. Była tak nieznośna i wkurzająca w tym że nie widziała swojej winy, iż naprawdę miał ochotę nią potrząsnąć. Albo zrobić jej krzywdę w inny sposób. Ale najśmieszniejsze było to, że oprócz tego… oprócz tego była również wciąż niesamowicie pociągająca w jego oczach. I bez znaczenia był tu fakt, że nie mógł już dłużej łudzić się, iż w przeszłości po prostu stchórzyła rezygnując z ich związku albo ktoś za pomocą perfidnej intrygi ich rozdzielił. Nie mogło też chodzić o to, że Hanka usłyszała o skandalu z jego udziałem wątpiąc w jego uczucie do niej albo dowiadując się jak mało był ich wart- nawet jeśli to była prawda. Teraz wprost przyznała, że to co powiedział mu lata temu Patryk było szczere. I jeszcze wcale nie czuła się zawstydzona! A on? Jak mógł uważać, że wciąż pociągała go kobieta tego pokroju? Przecież nawet Klara wstydziła się swojej rozwiązłości wypierając się aż do końca, a Hanna wydawała się być przed chwilą jeszcze zirytowana faktem, że on widzi w tym problem…Najgorsze, że wciąż jej pragnął. Nawet jeśli w tej chwili czuł, że mógłby ją rozszarpać, nawet jeśli miał do niej żal za przeszłość czy nie umiał szanować to wciąż chciał widzieć ją w swoim łóżku. Cholera, szczerze żałował że gdy miał ku temu okazję nie skorzystał z niej. Był pewien, że wtedy obłęd na jej punkcie by mu minął. Bo to istotnie był jakiś cholerny obłęd, który opętał jego mózg. A tak?  

Hanna natomiast była bardzo skonsternowana. I nieco roztrzęsiona. Może to późna pora, wydarzenia wczorajszego dnia, dzisiejsza organizacja festynu, niewyspanie a może wszystko na raz sprawiało że nie rozumiała o co chodziło w tej rozmowie. I czemu oni się właściwie się pokłócili. Dla niej to było w tej chwili za dużo. Hubert wkroczył w jej życie na nowo zaledwie pięć dni temu a ona był tak rozstrojona, że nie potrafiła normalnie funkcjonować. Na dodatek był taki na nią zagniewany i choć sama przed sobą nie chciała tego przyznać, to bolało najbardziej. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że gdy wczoraj się rozstali uśmiechnął się do niej mówiąc, że cieszy się, iż mieli szansę porozmawiać. A gdy upadła na łóżko jego usta znalazły się tak blisko jej własnych, że prawie ją pocałował- a może to była tylko ułuda? Potrząsając silnie głową miała złudną nadzieję, że dzięki temu znikną niechciane myśli z jej głowy. Ale one nie zniknęły: wręcz przeciwnie wspomnienia wróciły do niej ze wzmożoną siłą. Przed jej oczyma pojawiły się momenty gdy siedziała przy łóżku rysując na gipsie Huberta maleńkie inicjały H&H. Albo kiedy rzucał w nią poduszkami w odwecie za rozwaloną wierzę z kart. Czy też gdy wtulona w niego słuchała o rozwodzie jego rodziców. Naprawdę nigdy nie wyjeżdżałaś poza granice miasteczka?, pytał ją innym razem z niedowierzaniem. Muszę cię w takim razie zabrać do Francji, Hiszpanii i Brazylii. I Azji, zrobimy sobie rundkę po całym kontynencie: mówię ci to jest tego warte. Ameryka też jest cudowna, za to Australia…Ach, nie miałem okazji za dobrze jej poznać, ale to co widziałem w Sidney podczas półfinałów też wyglądało obiecująco. Razem będziemy mogli przemierzyć i odkrywać świat.   

- Cholerny kłamca.- Mrugnęła pod nosem kierując się bliżej sceny. Zaraz miała wejść na podium i rozdać prezenty a potem cieszyć się z Paulą, która pewnie po otrzymaniu pierścionka będzie wniebowzięta. Zamiast tego jednak była wytrącona z równowagi i smutna.

Zupełnie zapomniała przy tym o Rafale, który ze swego miejsca obserwował całą kłótnię między Hanną i Hubertem. I choć było to absurdalne podejrzenie, nie mógł pozbyć się myśli, że ta dwójka musiała poznać się wcześniej.

Tymczasem Hubert który właśnie wrócił do kolegów musiał wysłuchiwać ich negatywnej opinii o napaści na właścicielkę hotelu (choć nie słyszeli samej rozmowy, po gwałtownej gestykulacji i tym jak Skrzynecki podtrzymał Hannę Witwicką za dłoń domyślili się że kłótnia była burzliwa) z powodu niewielkiego urazu. On jednak nie za bardzo wsłuchiwał się w te zarzuty. Może i mógłby znaleźć lepszy czas i miejsce na rozmowę o przeszłości, ale gdy się na nią zdobył utwierdził się w przekonaniu że dobrze zrobił. Naturalnie nie wyjaśnił przyjaciołom swoich powiązań z Hanką: to nie było już potrzebne. Po tym co mu dzisiaj wyznała nic dla niego nie znaczyła. Oczywiście, że wciąż chciał się z nią przespać, ale to wszystko.

Tym razem jednak nie będzie nieśmiałym chłoptasiem, który uważa że ma doczynienia z niewinną panienką.

I tym razem mu się uda.

Musi tylko trochę powściągnąć swoją złość: nawet powierzchownie traktująca romanse dziewczyna lubi czuć się wyjątkowa, to wiedział już z doświadczenia. Jako znany sportowiec nie raz spotkał ten typ kobiet.

I przede wszystkim musi pozbyć się irracjonalnego przekonania, że Hanka jest inna.



6 LAT WCZEŚNIEJ

Od momentu kiedy Hubert pocałował Hanię minęło kilka dni. I nie pamiętał kiedy byłby bardziej szczęśliwy. Gdy zjawiała się w jego pokoju od razu czuł przypływ energii, dobrego humoru. Przy niej czul się innym człowiekiem. Jakby jego dotychczasowe życie jako sławnego sportowca i gwiazdy było tylko snem, tak samo jak ostatni skandal i ojcostwo.  Chwilami tylko ta radość ustępowała, gdy uświadamiał sobie jak wiele ma do ukrycia.

Swoją rozrywkową przeszłość.

Skandal w prasie spowodowany wyciekiem nagrania z Klarą.

Fakt, że zostanie ojcem.

I że jest zawieszonym członkiem reprezentacji Polski.

Było tego cholernie dużo, ale starał się o tym nie myśleć. Wiedział, że podzieli się tym ze swoją nową dziewczyną, jednak jeszcze nie teraz. Teraz byli na etapie pierwszych pocałunków, poznawania się, pokazania od najlepszej strony. Gdyby z grubej rury wyjechał ze swoimi przywarami, tak słodka dziewczyna z pewnością by go zostawiła. I byłaby głęboko nim rozczarowana.

Nie znaczyło to, że nie dzielił się z nią faktami i towarzyszącymi im emocjami ze swojego życia. Opowiedział jej na przykład o tym jak zaczęła się jego pasja do sportu i jak wściekły był gdy tata na siódme urodziny kupił mu piłkę do siatkówki a nie koszykówki.

- Zawsze byłem wysoki, więc wszyscy żartowali że będę w przyszłości sportowcem. Jednak najczęściej mówiono jaki to ze mnie w przyszłości będzie świetny koszykarz; nikt nie wspominał o siatkarzach. To był prawdziwy przypadek, że dostając na urodziny piłkę przeznaczoną do tej dyscypliny chciałem wiedzieć jak w nią grać. Zawsze byłem uparty, więc nawet jeśli czegoś nie lubiłem, najpierw musiałem tego spróbować. Tata pokazał mi jak się odbija i do dziś zaklina się, że już po pierwszych kilku próbach odbijałem nie gorzej niż statystyczny nastolatek. Czasami wracając myślami do tej chwili zastanawiam się ile w naszym życiu jest takich przypadków. W końcu gdybym dostał na urodziny piłkę do kosza nigdy pewnie nie zostałbym siatkarzem. Czy jednak osiągnąłbym podobny sukces w koszykówce? Myślenie o tym trochę mnie przeraża.

- Prawdziwy efekt motyla, nie? Ale mnie to nie przeraża. Ja z kolei dostrzegając swoje nieprawdopodobne szczęście albo splot pozornie niemożliwych zdarzeń myślę wtedy, że ktoś na górze musi nad nami czuwać. Dla innych to nie musi być Bóg: to może być przeznaczenie, czy jakaś inna siła lub bóstwo: to nieważne. Ważne, że jest to, iż ta sprawcza siła nam pomaga i jest obok nas. To pokrzepiające, że nie jesteśmy dziełem przypadku tak po prostu by egzystować. Ale chyba popadłam w dygresję przerywając twoją opowieść. Co było dalej?

Więc Hubert dokończył historię wspominając o dodatkowych zajęciach z piłki siatkowej na które zapisał go ojciec, potem młodzieżowego kluby siatkarskiego, reprezentacji szkoły i momentu gdy został zauważony przez trenera jednego z klubów. Mówił o tym jak wspaniale się wtedy czuł, o swoim strachu i ekscytacji wchodząc po raz pierwszy na boisko pełne hałaśliwych kibiców, o kontuzjach i urazach które już dały mu się we znaki. O tym jak czasami było mu przykro gdy jego przyjaciele w weekend spali do dziesiątej a potem spotykali się na kręglach a on musiał ćwiczyć na hali serwy czy odbicia.

Po wszystkim czasami dziwił się sobie, że tyle jej opowiedział. Albo że w ogóle powiedział daną rzecz, bo do tej pory nawet nie zdawał sobie z niej sprawy. Ale ona tak po prostu słuchała od czasu do czasu zadając tylko jakieś pytania albo wtrącając na pozór niewinny komentarz. Nie oceniała. Nie śmiała się gdy wychodził na głupca. Zabawne, że przy niej nawet historie gdy rzeczywiście się nim okazał a które jej przekazał nie tylko nie wprawiały go w zmieszanie, ale wręcz zachęcały by je opowiedzieć.

Chyba klucz tkwił w tym, że potrafiła słuchać. Z pespektywy czasu zrozumiał, że to właśnie dzieląc się z nią historią o rozwodzie rodziców zdał sobie sprawę z tego, że nie przeżył tego tak lekko jak do tej pory przypuszczał.

- Nasza rodzina była zupełnie zwyczajna: ojciec nauczyciel w-f, mama kosmetyczka. Z tego co wiem, poznali się przez wspólnych znajomych. Wzięli ślub, bo ja pojawiłem się na tym świecie. Ale poza tym niewiele mieli ze sobą wspólnego: każde z nich inaczej lubiło spędzać czas, mama lubiła sztukę, podróże i ludzi, ojciec był typem aktywnego fizycznie introwertyka który nie znosił domówek. Do dziś zastanawiam się co ich w sobie na tyle zauroczyło by zaczęli się spotykać. 

- Kiedy wzięli rozwód?

- Gdy skończyłem liceum. Chyba uznali że skoro jestem dorosły to nie będzie to dla mnie żadna trauma. Już wtedy praktycznie z nimi nie mieszkałem. Ale prawdę mówiąc żałowałem, że nie zrobili tego wcześniej.

- Często się kłócili się?

- W zasadzie to nie. Ale byli wobec siebie tacy…obojętni, rozumiesz? Żyli obok jak lokatorzy, więc nawet nie mogli porządnie się zezłościć bo nie zależało im na drugiej stornie na tyle by to zrobić. Jeśli już to kłócili się o mnie i moją przyszłość. Mama już po mojej  pierwszej poważnej kontuzji i zerwaniu ścięgna twierdziła, że siatkówka sprowadzi na mnie nieszczęście. Wolała bym wykonywał inny zawód.

- Twoje oczy są smutne gdy o nich mówisz. Pełne bólu.

- Tak, może….nie wiem. Sądzę, że emocje są nam bardzo potrzebne: słusznym jest więc to co ktoś kiedyś powiedział o obojętności: że jest gorsza niż nienawiść. Pamiętam, że czasami byłem wściekły na swoich rodziców: na tatę za to że udawał że przyjaciel mamy z pracy jest tylko jej przyjacielem za mamę która miała gdzieś czy tata będzie czy nie na kolacji. Ale z drugiej strony czy to, że oczy rodziców nie błyszczały gdy się widzieli albo nie mogłem rano przyczłapać się do ich łóżka bo od kiedy sięgam pamięcią spali osobno było tak traumatyczne jak głodowanie, znęcanie się czy bicie? Myślę, że nie miałem powodu do narzekań. Ojciec woził mnie na treningi nawet jeśli musiał zwolnić się z pracy, mama bez słowa poświęcała nową torebkę na to by kupić mi sportowe buty czy koszulkę. Gdy zrozumieli że siatkówka jest czymś co kocham i moim sposobem na życie obydwoje mnie wspierali pozwalając realizować pasję. To wręcz podłość z mojej strony porównywać swoje dzieciństwo z młodością dzieciaków których rodzice byli alkoholikami, nierobami lub w ogóle ich nie było. Innym razem odwiedzając kolegę który zażenowany przepraszał za tak zwane czułości swoich rodziców w kuchni których byłem świadkiem, wściekałem się na niego. Bo ja chciałbym by moi rodzice choć raz uśmiechnęli się na swój widok zamiast po prostu zarejestrować czyjś powrót. By przekomarzali się podczas wspólnej gry w Chińczyka czy Grzybobranie do których udało mu się ich zmusić. Bym słyszał dochodzący z sypialni kokieteryjny śmiech matki. By ich oczy na swój widok błyszczały. Rany, nawet jak to mówię słyszę jak niedorzecznie to brzmi.

- Dla mnie to nie jest niedorzeczne.- Oznajmiła mu wówczas Hanka. Hubert uśmiechnął się do niej wtedy szeroko.

- Może i nie jest, ale nie powinienem też czuć się skrzywdzony. Dla wielu ludzi moje dzieciństwo byłoby spełnieniem marzeń. Nawet jeśli nigdy nie robiliśmy nic we trójkę. To głupie, ale po ich rozwodzie postanowiłem sobie nigdy nie ożenić się z kimś kogo nie będę kochał. Życie bez emocji i miłości jest dosyć puste, takie mechaniczne…Ale dość o mnie.- Przerwał Hubert czując się nieco zakłopotany swoim wyznaniem. Po kiego licho to powiedział? Po części to dlatego odwzajemnił się pytaniem:- Ty nawet nie znałaś ojca, prawda?

- Nie. Zostawił mamę jeszcze przed moim narodzeniem.- Odparła mu Hania w zamyśleniu.

- Nigdy nie wrócił?

- Z tego co mi wiadomo, to nie. Ale wiem bardzo mało i to nie od mamy, ale od jej przyjaciółki, pani Iwony. To ta, z którą prowadzi hotel. To od niej wiem, że był turystą: spędził tutaj dwa tygodnie podczas zimowych ferii. I że był bardzo towarzyski i kontaktowy, łatwo zjednywał wokół ludzi. Ona opisywała go nawet jako takiego urokliwego cwaniaka, ale nie wiem na ile to był jego rzeczywisty obraz a nie skutek urazu jaki czuła do niego z powodu krzywdy jaką wyrządził mamie. Poza tym w tamtym okresie nie była najlepszą przyjaciółką mamy, więc poznała te fakty nie z naocznych obserwacji będąc w centrum wydarzeń, ale bezpośrednio od niej parę lat po tym jak tata ją zostawił. Zrozumiałe jest więc, że jej wspomnienia zostały mocno okraszone niechęcią i poczuciem krzywdy.

- Matka nigdy ci o nim nie opowiadała? Nie znasz nawet jego nazwiska?

- Nie. Raz próbowałam: zbyła mnie ogólnikami. I nie wiem nawet jak się nazywa. Mama…ona nie za bardzo lubi o nim rozmawiać. Co jest dość zrozumiałe. Ale czasami jestem ciekawa człowieka, który zawładnął jej sercem, bo nie wydaje mi się by jakiś pierwszy lepszy arogancki gagatek mógł aż tak ja zauroczyć. Ale koleżanka mamy, pani Iwona mówi, że mama dawniej była inna: mniej zasadnicza i opanowana. Może więc to on ją zmienił?

- Myślisz, że nieszczęśliwa miłość może wprawić kogoś w rozgoryczenie i nadmierną surowość?

- Moja mama nie jest rozgoryczona. Ani surowa.

- No, nie wiem. Na moje oko zbyt długo tu pracujesz.- Usiłował zażartować, ale chyba uraził Hanię bardziej niż sądził, bo nawet podniosła się z łóżka na którym leżeli przyjmując pozycję siedzącą.

- Ty znasz ją tylko z kilku spotkać, mogła ci się taka wydać. Ale dla mnie jest inna.- Zaprzeczyła znowu. Bo to była prawda. Nie wiedziała tylko dlaczego wypowiadając te słowa czuła się tak jakby kłamała. Przecież mama ją kochała. Po prostu czasami nie umiała tego wyrazić.

- W porządku, wierzę ci.- By jakoś ją udobruchać on też usiadł na łóżku i objął ją od tyłu ramionami.- Całus na zgodę?

- Wciąż byś się tylko całował.- Już nieco uspokojona Hanka z trudem stłumiła uśmiech.

- A i owszem, bo lubię cię całować.- Na potwierdzenie swoich słów odchylił jej głowę do tyłu i delikatnie ją cmoknął.- I uwielbiam twoje usta. Są cudowne.

- O nie, nie kłam. Wiem, że są okropne.

- Okropne?- Zdziwił się Hubert sądząc, że ona droczy się z nim dopominając komplementów. Ale wyraz jej twarzy na to nie wskazywał.- Ty tak serio?

- Już mnie nie pocieszaj. Mam lustro i widzę jakie są szerokie. Kiedyś, gdy szykowałam się na bal przebierańców w trzeciej klasie, jeden starszy chłopiec powiedział, że zamiast kostiumu elfa powinnam wybrać strój klowna. Bo oni zawsze mają czerwone,  ogromne wargi wychodzące nawet poza kształt ust, więc nie musiałabym aż tak bardzo gimnastykować się podczas charakteryzacji.

- Phi, gdyby ten chłopiec spojrzałby na ciebie teraz zmieniłby zdanie. I chciałby cię pocałować. Wprost nie mógłby się od ciebie oderwać tak jak ja teraz.

- Nie sądzę.- Hania uśmiechnęła się na myśl o tym, że Kacper mógłby chcieć to zrobić. Bo to on był owym chłopcem.- Ale przekonałeś mnie.

- Więc..w końcu…dostrzegłaś…ich…urok?- Spytał jej przerywając swoje pytanie po każdym słowie by cmoknąć ją w różne części rzeczonego fragmentu twarzy.

- Nie. Ale skoro tobie naprawdę się podobają to nikomu innemu nie muszą. – Jak zawsze rozbroiła go swoim wyznaniem. Była tak słodka i czarująca jednocześnie, że gdyby nie złamana noga z pewnością jego pieszczoty byłyby dużo śmielsze. Ale o dziwo nie tylko tego od niej pragnął. Uwielbiał z nią rozmawiać, przekomarzać się. Uwielbiał jak oczy błyszczały (a przynajmniej tak mu się wydawało) gdy na niego patrzyła. Uwielbiał poznawać jej przyjaciół (przez opowieści oczywiście), słuchać o przygodach z dzieciństwa, ulubionych rzeczach czy małych dziwactwach. Uwielbiał dyskusję o filmach czy światopoglądzie. Ba, nie drażnił go nawet fakt że była kompletnym ignorantem w dziedzinie sportu. Z perspektywy czasu zdawał sobie sprawę, że być może to było coś co pozwoliło mu na nią zwrócić uwagę. Zwykle jego dziewczyny doskonale wiedziały kim był, pytały o to jak to jest być sławnych sportowcem, czy dużo ćwiczy, prosiły o autograf dla licznych znajomych i udawały zainteresowanie tą sferą życia która dla niego była najważniejsza. Albo robiły to z niewłaściwych powodów by móc na przykład pławić się w blasku jego popularności. Zabawnym był fakt, że przy Hani okazało się, że i na tę kwestię jego pogląd został zrewidowany. Bo nie przypominał sobie by kiedykolwiek rozmawiał z nią bezpośrednio o swoich osiągnięciach na boisku. Jeśli już rozmawiali o siatkówce, pytała go o to co dla niego było najtrudniejsze, z czego cieszył się najbardziej, jak dogaduje się z innymi członkami zespołu i że to cudowne go tworzyć… Była skarbem. Jego małym skarbem, którego nie wypuści z rąk.

Ta myśl go jednak otrzeźwiła. Jednak z drugiej strony- dlaczego nie?

- Myślałaś kiedyś o wyprowadzce z gór?

- Dlaczego pytasz?- Mrugnęła nieco zdezorientowana. To za każdym razem napawało go „męską dumą”. Po jego pocałunkach była zawsze lekko wytrącona z równowagi jakby ktoś nagle wybudzał ją z miłego snu. Tego nie można było udawać.

- Tak po prostu. Nie wiem: nie myślałaś o studiach? Poza górami? W Krakowie czy Rzeszowie?

- Tradycyjne studia nie są mi potrzebne, bo mam już zapewnioną pracę. Wraz z mamą zarządzam tym ośrodkiem. I ubóstwiam to robić. Nie znaczy to, że niczego się nie uczę. Ale robię to dzięki praktyce.

- No tak.- Odparł jej nie chcąc ciągnąć tego tematu. Poza tym nie wiedział co on sobie właściwie wyobrażał. Przecież „spotykali się” dopiero od półtora tygodnia: to logiczne, że teraz czuje że nie mógłby się z nią rozstać. Za dwa tygodnie gdy nadejdzie czas wyjazdu to pewnie mu minie. Albo nawet wcześniej. Ale na razie, pomyślał znowu przymierzając się do pocałunku, mógł cieszyć się swoim stanem i przywilejami które się z tym wiązały. 

Bo za dwa tygodnie nastąpi powrót do realnego świata.



OBECNIE

Stojąc na scenie i od czasu do czasu zerkając na Janusza, Hania zaczęła się zastanawiać czy tak publiczne oświadczyny były dobrym pomysłem. Chłopak Pauliny wydawał się co prawda odważnym facetem, ale widocznie ta sprawa go przerastała. Dlatego też obserwując go podczas wręczania nagród czekała na jakiś gest, który mógłby świadczyć o wycofaniu się. Gdy nadeszła kolej wylosowania numeru wygranej w loterii zrobiła to po raz ostatni. Bo właśnie wtedy miała zaprosić go na scenę.

- Jeszcze raz gratuluję wygranej.- Zwróciła się do zwycięskiej turystki, która wygrała w loterii ręcznie robione skarpety oraz inny lokale specjały.- A teraz oddam głos jednemu z dzisiejszych gości, który przygotował dla nas jeszcze jedną atrakcję.- Zachęcająco kiwając głową uśmiechnęła się do kolegi chcąc dodać mu otuchy. On jednak nie przestał wyglądać na poruszonego. Na szczęście jednak niepewnie wszedł na scenę.

A potem…

Potem nie było już żadnej niepewności. Podczas swojej krótkiej, nieco żartobliwej- i co tu kryć- przydługiej przemowy, jego głos czasami zabrzmiał niepewnie albo zadrżał. Ale gdy padło ostateczne pytanie brzmiał tak zdecydowanie jakby odzwierciedlał jego rzeczywiste odczucia. Jakby to, że Paula była tą jedyną dawało mu siłę. Widząc swoją koleżankę na scenie, która za szczęścia ocierała łzy wzruszenia i przytulała przyszłego męża, a także pokrzepiające oklaski wiwatujących ludzi, magia chwili udzieliła się i jej. I przez maleńki moment zastanawiała się jak to by było znaleźć się na miejscu Pauliny. Oczywiście ze swoim własnym „Januszem”.

- Hanka, chodź do mnie! Wiedziałaś?!- Podbiegła do niej niemal zeskakując z ostatniego stopnia sceny rozemocjonowana przyjaciółka mocno ściskając.- Ale jestem głupia: oczywiście że wiedziałaś! Nie mogłaś mi chociaż powiedzieć jakieś dziesięć minut temu żebym zdjęła ten fartuszek?!

- Przecież wyglądasz pięknie.- Zapewniła ją. I zmykaj do przyszłego męża, bo zaraz będzie wasz toast.

- Już idę. Ale tylko popatrz….- Paula podsunęła jej swoją dłoń na której widniał pierścionek. Zupełnie nie zdawała sobie przy tym sprawy, że przyjaciółka widziała go już wcześniej, bo przecież kilkakrotnie musiała upewnić Janusza, że spodoba się przyszłej pannie młodej.

- Cudowny.

- Gdzie jest Gocha? Muszę jej go pokazać. Gośka! Gośka! No chodź, Hanka!- Wołała ją już biegnąc do miejsca gdzie się znajdowała. Hani nie pozostało nic innego jak również podbiec za rozemocjonowaną narzeczoną Janusza (który nieco zakłopotany nagłym zniknięciem swojej przyszłej żony ze sceny dopiero teraz ją opuszczał). Hostessy już zaczęły roznosić szampana, więc gdy zbliżyły się do niej, wzięła jeden kieliszek. Dopiero wtedy przypomniała sobie o Rafale o którym przez kłótnię z Hubertem zapomniała…Niech to szlak. Na dodatek teraz nie za bardzo miała możliwość by to naprawić. Inna sprawa, że korzystając z okazji iż Patryk był na miejscu zamierzała zaspokoić swoją ciekawość. Dlatego teraz, pozornie spacerowym krokiem umknęła kilka kroków do tyłu do miejsca w którym się znajdował taktownie pozostawiając swojej żonie trochę prywatności podczas rozmowy z przyszłą panną młodą.

- Wyszło całkiem nieźle, prawda?- Zagaił jej przyjaciel gdy znalazła się obok niego. Paula w tym czasie nieco dalej wciąż paplała coś do Gośki. I choć Hania nie chciała wylatywać z grubej rury z nieoczekiwanym pytaniem, to po kilku wzajemnych komentarzach odnośnie zaręczyn Pauli z Januszem nie wytrzymała:

- Patryk, co właściwie powiedziałeś Hubertowi Skrzyneckiego sześć lat temu?

- Hm?

- Pamiętasz tego siatkarza, który przebywał u nas w ośrodku incognito?

- Jasne, że pamiętam. Ale dlaczego pytasz o to teraz?

- Potem ci powiem: więc?

- Więc…hm, zdaje mi się, że gdy wbiegłaś do mnie do tamtego pokoju do którego on zaczął się dobijać, powiedziałem mu iż nie chcesz z nim rozmawiać. Ani już mieć czegokolwiek wspólnego.- Ponieważ Patryk nie dodał nic więcej, Hania zniecierpliwiła się.

- Tylko tyle?

- No nie. Ale…

- Więc? Co jeszcze mu powiedziałeś?

- Coś głupiego.

- Patryk, nie wkurzaj mnie.

- Już dobrze, spokojnie. Powiedziałem…o ile dobrze pamiętam to powiedziałem, że jesteś moją dziewczyną. I że…no, mogłem zasugerować, że lubisz flirtować i on nie był pierwszym turystą z którym nawiązałaś przyjacielskie relacje.- Wyznał Patryk niepewnym tonem.

- Powiedziałeś mu, że z tobą chodzę?!- Jakimś cudem Hani udało się szeptać krzycząc.- I że nie jest pierwszym turystą którego poderwałam?!

- Chciałaś żeby się od ciebie odczepił i pozwoliłaś powiedzieć cokolwiek.- Bronił się Patryk.- A ja tak na ad hoc nie byłem w stanie wymyślić wiarygodniejszej wymówki. Poza tym na dobrą sprawę nawet nie wiedziałem o co chodzi.

- Teraz przynajmniej rozumiem…- Mrugnęła do siebie przypominając sobie zarzuty Huberta o swoje „zabawy” w podryw innych gości. I Rafała. Tylko jak ktokolwiek kto znałby ją chociaż trochę mógłby uwierzyć, że ona robi coś takiego? Chyba tylko facet, który zachowywał się tak samo.

- A ja nie. Czemu pytasz o to właśnie teraz? I to po tylu latach? Nigdy później nie chciałaś o nim rozmawiać. A nawet wtedy wyznałaś mi tylko, że się w nim zakochałaś a on okazał się być zwyczajnym dupkiem.- W tych kilku słowach Patryk dał jasno do zrozumienia, że przyjaciółka nigdy tak naprawdę nie wyznała mu prawdy o swoim związku z Hubertem. Mimo oczywistej aluzji, teraz też nie zamierzała tego robić. Zamiast tego powiedziała coś dużo ważniejszego.

- Pytam ponieważ Hubert Skrzynecki jest tutaj. Od paru dni zakwaterowany w moim hotelu.

- Serio? Rany, to on jest jednym z tych pięciu sportowców?!- Spytał z niedowierzaniem szybko powiązując fakty. W tym samym momencie uświadomił sobie coś innego.- Nie mów, że ta akcja w Whisky barze o której opowiadałaś wcześniej: czy to on tam wtedy był? I jest tutaj teraz? Kilka lat temu mało mnie nie pobił gdy myślał, że spotykasz się ze mną…

- O czym tak szepczecie gołąbki?- Gośka w końcu przestała rozmawiać z Paulą miłosiernie oddając przyszłą żonę Januszowi- nawet jeśli ona właśnie w tłumie gości zobaczyła swoją mamę i poszła jej pokazać pierścionek- i zbliżyła do szepczących coś sobie przyjaciół. Nie była jednak zazdrosna: co to, to nie. Kochała Patryka z wzajemnością od wielu lat, a Hani ufała jak nikomu innemu. Zdawała sobie jednak sprawę, że teraz pełne poczucia winy twarze tej dwójki świadczą o jakiejś tajemnicy, w którą nie jest wtajemniczona. I tylko ten fakt trochę ją niepokoił. Zaczęła się obawiać, że może dzieje się coś złego.

- Takie tam błahostki.- Zbagatelizowała sprawę Hania wymownie gestykulując dłońmi. I choć Małgorzata tego nie kupiła, postanowiła teraz nie robić o nic afery. W końcu tak postępują przyjaciele czekając na wyznania drugiej strony a nie je wymuszając. A Hania od zawsze była z nich najbardziej skryta. Skoro uznała, że to właśnie Patryk może jej pomóc, musiała to zaakceptować.- I jak ci się podoba pierścionek Pauli?

- Cudo. Janusz ma gust. Kiedy rozpoczniemy tańce? Muzycy dopytują.

- Myślę, że jeszcze damy chwilę młodej parze na wzniesienie toastu. Tym bardziej, że Paula wciąż gdzieś biega…- Jakby na potwierdzenie tych słów, zobaczyli Paulę już nieco dalej konwersującą ze swoją sąsiadką która najpewniej składała jej gratulacje.

- Dobra, myślę że do niej pójdę, bo jak zacznie pokazywać swój pierścionek każdej napotkanej osobie to minie kilka godzin. A fajnie byłoby gdyby to oni rozpoczęli pierwszy taniec. Nie po to Janusz inwestował w te liczne ozdoby.

- Pewnie, idź. Ja zobaczę czy nikomu nie brakuje kieliszków.

Kwadrans później goście, turyści oraz miejscowi mieszkańcy którzy zjawili się na uroczystości zgodnie wznieśli toast za szczęście młodej pary.

I tańce mogły się rozpocząć wraz z pierwszymi tonami muzyki. Orkiestra nie grała jednak popularnych popowo rockowych komercyjnych kawałów tylko pełnokrwiste góralskie ludowe przyśpiewki, które sprawiały że nogi aż same podrygiwały do tańca. I choć początkowo turystom widząc miejscową ludność „na parkiecie” brakowała śmiałości by do nich dołączyć, to po niedługim czasie muzyka porwała do tańca prawie wszystkich. Nawet Hania w pewnym momencie została wyciągnięta przez pana Stanisława, swojego hotelowego gościa, więc nie wypadało odmawiać. Potem jednak została mu „odbita” przez innego gościa. Gdy piosenka się skończyła zamierzała wrócić do pilnowania porządku, ale wtedy na drodze stanął jej uśmiechnięty Kacper wyciągając przed siebie prawą dłoń.

- Teraz chyba moja kolej, co?

- Ja powinnam…jasne.- Hania w pierwszej chwili chciała się wymigać, ale chęć tańca zwyciężyła. Poza tym choć Kacper miał wiele wad, to nie można mu było odmówić świetnego prowadzenia partnerki. Nawet przez jedną chwilę nie wróciło do niej rzekome spostrzeżenie Huberta na temat słabości  Kacpra do niej, tak bardzo uważała ją za absurdalną. Dlatego teraz bez żadnych wyrzutów sumienia cieszyła się z możliwości wirowania w rytm skocznej melodii. No, może sukienka nieco jej ciążyła, ale to była zaledwie maleńka niedogodność.

- Jak się bawisz?

- Cudownie. Wszystko wyszło chyba nie najgorzej co?- W tym momencie figura końcowa w tańcu sprawiła, że musieli się rozdzielić, więc Kacper odpowiedział jej dopiero po przerwie:

- Nie wiedziałem nic o zaręczynach.

- Jej, tylko nie trój mi tu teraz psując taniec. Możesz zmyć mi głowę później za tę niespodziankę.

- Nie zamierzam truć ci głowy. Choć mógłbym o tym wiedzieć. Może pomógłbym przy organizacji…ale masz rację: szkoda psuć tańca. Czy dobrze słyszałem, że prymista zapowiadał teraz „Ślebiodę”? Masz siłę na krzesanego?

- To chyba pytanie do ciebie bo w tym garniturze po razie do tyłu może być niewykonalne.

- Czy to prowokacja?- Spytał ją retorycznie Kacper po czym oddalił się o kilka kroków by przyjąć postawę do pląsów. Hania w tym czasie zrobiła to samo dłońmi unosząc lekko sukienkę i zakładając je na boki. Gdy rozległy się pierwsze takty skrzypiec spojrzeli sobie w oczy zgodnie wykonując pierwsze figury góralskiego tańca. Ona miała zdecydowanie ułatwione zadanie: krzesany wymagał od partnerki głównie dobrej pracy nóg a ona dzięki swojej długiej sukni mogła to łatwo ukryć. Natomiast Kacper musiał walczyć z nierównością podłoża, nieodpowiednimi do tańca butami od garnituru oraz szybkimi ruchami nóg których wymagał góralski taniec. W pewnym momencie, tak jak prorokowała Hanka, wykonując krok po razie do tyłu nieznacznie się potknął. Nawet wtedy nie przerwał jednak tańca kwitując swoją niezdarność szerokim uśmiechem.

Ponieważ taniec wymagał od nich skupienia i wysiłku dając nie mniej radości i śmiechu, po pewnym czasie zapomnieli o tym, że dookoła nich jest pełno ludzi. Dlatego nie zdawali sobie sprawy, że duża część par zaprzestała wykonywania szybkiego tańca tylko po to by móc  obserwować tę dwójkę młodych ludzi, którzy góralski taniec z Podhala zdawali się mieć opanowany do perfekcji. Albo mieli go we krwi. I świetnie się uzupełniali. Dostrzegł to również i Hubert patrząc na tę dwójkę oczami pełnymi złości i niechęci. A to paradne: Kacper mnie nawet nie lubi.

- A to paradne: on mnie nawet nie lubi.- Przedrzeźniał Hankę pod nosem.

- Coś mówiłeś?- Jego uwagę dosłyszał co prawda znajdujący się tuż obok Miłosz, ale kompletnie nie miał pojęcia o czym mowa.

- Nic. Kompletnie nic.- Odparł przyjacielowi Hubert zaciskając dłonie w pięść.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Druga szansa: Rozdział IX


Nie udało mi się dopisać jeszcze jednej sceny, ale po namyśle uznałam że to nawet lepiej: akcja wieczornego festynu zamknie się pewnie od początku do końca w następnym rozdziale. 
Miłego czytania :)

Czekając na koniec badań, Hania skorzystała z okazji i zadzwoniła do Pauli pytając o to jak po jej wyjściu sytuacja rozegrała się w barze. Okazało się, że zgodnie z planami przyjaciele rozpowszechnili wersję o Hubercie, który upił się przy barze do nieprzytomności upadając na ziemię tuż po wyjściu z budynku.
- Mieliśmy szczęście, że pan Tadek zdzielił go już na zewnątrz i nikt tego nie widział. Ale pecha, że trafiło akurat na sławnego siatkarza w kraju, który został rozpoznany.- Podsumowała.- Powiedział ci jak doszło do uderzenia?
- Po prostu niefortunnie złapał mnie za ramię, co właściciel odebrał jako atak ze względu na jego strój: nie miał pojęcia, że to kamuflaż bo jako znana osoba nie chciał być rozpoznany.
- Ale wiesz dlaczego cię złapał?
- Prawdę mówiąc nie pytałam: może chciał o coś spytać, przywitać się rozpoznając we mnie właścicielkę w hotelu w którym się zatrzymał; nie wiem.
- Dziwne…A jak on się teraz czuje?
- Chyba dość dobrze, właśnie robią mu badania. Trochę musieliśmy na nie poczekać. Chociaż sądząc po zachowaniu Huberta, może mieć objaw wstrząśnienia mózgu.
- Co masz na myśli?
- Nieważne, opowiem ci już jutro. Albo dzisiaj, zależy jak na to patrzeć bo jest już po północy. Kładź się już spać, my wrócimy do hotelu zaraz po diagnozie lekarza.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? Pewnie Skrzynecki jest wściekły za tę całą akcję, co?
- Trochę, ale poradzę sobie. Udało mi się prowadzić jego busa w jedną stronę to dam radę i w drugą. A tylko to może być teraz dla mnie największym problemem.
- Okej. Ale napisz gdy tylko dojedziecie. I przepraszam, że tak skończył się nasz pierwszy wypad od długiego czasu.
- Przecież to nie twoja wina. Za jakiś czas pewnie będziemy się z tego śmiać. Takiego końca wieczora żadna z nas by nie wymyśliła.
- Pewnie tak.- Zgodziła się Paulina.- No i nie zapomnij o przyjemności poznania sportowca i zamienienia z nim kilku słów. – Zażartowała na koniec nie wiedząc, że akurat tę wątpliwą przyjemność Hania miała już lata temu.
- Racja. I nie martw się, naprawdę. Wyśpij się żeby jutro móc w miarę normalnie pracować. Ja pewnie będę ledwie żywa.
- Jasne, tak zrobię.
- Dobranoc wariatko.- Pożegnała się uspokojona Hania. Przynajmniej to się udało. Jeszcze tego było jej trzeba, żeby całą sprawę zwąchała prasa i spragnieni sensacji dziennikarze. Pozostało jej tylko jeszcze urobić niedoszłą ofiarę.
Pół godziny później, po wyjściu Huberta z gabinetu lekarskiego, Hanna od razu zażądała od niego informacji o stanie zdrowia. Ten jednak gapił się tylko na nią roześmiany od ucha do ucha. Cholera, a jeśli ta butelka naprawdę spowodowała jakiś uraz? Co jeśli, hm uszkodziła mu jakiś połączenia nerwowe?
- W porządku, nie mam objawów wstrząśnienie mózgu, a lekarz mówił że do jutra ból głowy powinien minąć.
- Zapisał ci jakieś leki? Musimy jechać do apteki? Rozumiem, że możesz wrócić do hotelu?
- Tak, nie muszę zostać w szpitalu. I nie, nie potrzebuję leków tylko wypoczynku. Lekarz powiedział, że wystarczą zwykłe przeciwbólowe pastylki z paracetamolem a gdy ból nie zniknie całkowicie za kilka dni mam przyjść na kontrolę.- Ziewnął.- I prawdę mówiąc zasypiam na stojąco. Ale to miłe, że aż tak bardzo się o mnie troszczysz.- Dodał wymownie. Hanka zwróciła jednak uwagę na inną część jego wypowiedzi.
- Wzmożona senność jest jednym z objawów wstrząśnienia mózgu. Lekarz na pewno dobrze cię zbadał?
- Jaki znów objaw? Dochodzi pierwsza, to całkiem normalnie że jestem zmęczony…Poza tym możesz sama zbadać mnie po powrocie skoro nie wierzysz. I jedźmy już do domu...to znaczy hotelu.- Odparł jej Hubert. Hania tylko skinęła głową. Tuż przed wyjściem uregulowała jeszcze rachunek za badania, choć nie była to dla niej mała suma. Wypadek Skrzyneckiego nie był co prawda jej winą, ale skoro nie chciała by pan Tadeusz miał problemy musiała załatwić to po swojemu. Na dodatek pomimo zapewnień samego Huberta, iż nic mu nie jest, już podczas podróży powrotnej zaczęła żałować, że nie porozmawiała z lekarzem osobiście. Bo co to znaczy: lekarz powiedział że nie mam objawów wstrząśnienia mózgu? Więc miał je czy nie? A Hubert nie zachowywał się normalnie: wciąż podśpiewywał pod nosem, a gdy kilka raz nie udało jej się zmienić  płynnie biegu zamiast się wkurzyć tylko się śmiał.
Gdy kilkanaście minut później dojechali do hotelu poinformował Hankę, że jest głodny. I choć dziewczyna padała ze zmęczenia wiedząc o jego stanie zaprowadziła go do jadalni. Natalia co prawda czuwała w recepcji i zaproponowała, że może zając się panem Skrzyneckim, ale Hanka wolała zrobić to sama. Musiała upewnić się że niedoszła ofiara pana Tadeusza nie będzie chciała wyciągnąć żadnych konsekwencji wobec swojego oprawcy. No i nie chciała żeby Hubert nieopatrznie zdradził Natalii wydarzeń z dzisiejszego dnia. Mogła powtórzyć je swojej siostrze i powstałaby nowa plotka. Sama natomiast podgrzała w kuchni kilka dzisiejszych smakołyków z obiadu. Z czasem jednak jej cierpliwość zaczęła się kończyć tak jak i współczucie gdy Hubertowi wciąż coś nie pasowało: a to za zimna surówka, a to za słony kotlet…A może jednak zamiast kawy wypiję herbatę bo nie będę mógł potem zasnąć? Albo sok marchewkowy będzie lepszy... Hanka więc chodziła w tę i z powrotem z coraz bardziej marsową miną. Hubert z kolei świetnie się bawił: w rzeczywistości wciąż marudził, bo wiedział że inaczej kobieta zostawi go tutaj samego. Była to więc jedyna szansa by spędzić z nią trochę czasu. No, może jakaś paciupcia część niego chciała się trochę zemścić za to co go spotkało kilka godzin temu. Głowa wciąż nie przestała go boleć, choć teraz tylko lekko ćmiła.
- A ty nie chcesz czegoś zjeść?- Zaproponował jej gdy ze wściekłą miną prawie rzuciła przed nim talerz.
- Nie dziękuję.- Wysyczała.- Jeszcze sobie czegoś życzysz?
- Tak, nie lubię jabłek w surówkach, więc mogłabyś je wyjąć…spokojnie, żartowałem.
- Byłeś irytujący jeszcze przed wypadkiem a teraz jesteś wprost nieznośny. Mam nadzieję, że do jutro ci to minie.- W odpowiedzi Hubert po raz kolejny obdarzył ją w swoim mniemaniu olśniewającym uśmiechem. Nie miał pojęcia, że gdy to robił upewniał ją tylko w swojej chwilowej niepoczytalności potęgując wyrzuty sumienia.
- Ładnie dziś wyglądasz, mówiłem ci to już?
- Przynajmniej ze trzy razy.- Jęknęła Hania siadając na krześle obok niego. Boże, naprawdę było z nim coś nie tak. On nie powinien być dla niej taki miły! Powinien na nią wrzeszczeć tak jak na zapleczu…Co jeśli uderzenie w głowę przytępiło jego zmysły i do końca życia pozostanie nieco przygłupi? I czy będzie mógł grać w siatkówkę? Rany, jeśli to przez nią najlepszy napastnik reprezentacji Polski nie będzie w stanie dłużej grać, stanie się najbardziej znienawidzoną osobą w kraju.
- Przyniesiesz jakąś grę?
- Ggrę?- Wyjąkała niepewnie czy dobrze usłyszała.
- Aha. Chyba nie jestem aż taki głodny, już dość zjadłem. Za to rozpiera mnie energia. Chętnie bym coś porobił…
- Boże, co ja narobiłam…
- Hm?
- Nic, tylko mruczę coś do siebie. A więc chciałbyś w coś zagrać?
- No wiesz: jak za dawnych lat: może być scrabble. Albo zwykłe karty.
- Jasne, już przynoszę.- Coraz bardziej zdenerwowana, Hania powoli zaczęła wstawać z krzesła uważnie patrząc na Huberta. Jednocześnie szukała w pamięci objawów wstrząśnienia mózgu których uczyła się jeszcze w szkole: nieobecny wyraz twarzy (głupkowaty uśmiech na obliczu Huberta można by pod to podciągnąć), niewyraźna nielogiczna mowa (co prawda mówił wyraźnie, ale nie za bardzo logicznie o czym świadczyła chęć gry w planszówkę choć była noc), wpatrywanie się w jeden punkt (często zawieszał na niej bezmyślnie swój wzrok), zaburzenia równowagi (musiała podtrzymywać go w czasie drogi z parkingu do hotelu), niepamięć wydarzeń poprzedzających uraz, krótkotrwałe zaburzenia pracy serca i oddechu…- Hubert…-Zaczęła delikatnie zyskując pewność, że lekarz badający Huberta wcześniej zbagatelizował jego stan.- Czy pamiętasz co stało się w Whisky barze?
- Czemu pytasz?
- Pamiętasz czy nie?
- Tak.
- Na pewno? Opowiesz mi?
- Dlaczego? Ty już zapomniałaś? Ach, ale tu gorąco.- Mrugnął ostrożnie zdejmując przez głowę swoją grubą bluzę. Ale taki jest efekt zakładania jej w letni wieczór, pomyślał. Gdy udało mu się z nią uporać zauważył, że Hanka do niego podchodzi przykładając mu dłoń do czoła.- Nie mam gorączki.
- Wiesz, w twoim stanie powinieneś odpocząć: mówiłeś że tak zalecił lekarz.
- Chcesz się wymigać od gry?
- Skąd, zagramy innym razem. Ale teraz powinieneś iść do łóżka, choć odprowadzę cię.- W końcu Hubert zrozumiał dlaczego Hanka traktuje go jak małe dziecko: myślała, że wykazuje objawy wstrząśnienia mózgu! Tłumiąc śmiech pomyślał, że to świetna okazja by móc zdobyć trochę jej współczucia, dlatego też wstając jęknął trzymając się za głowę. Tak jak przewidywał Hanka wnet zbliżyła się do jego ramienia gotowa go podtrzymać.- Może zawołam Natalię, pomoże nam dotrzeć na właściwe piętro. Albo najlepiej obudzę jednego z twoich kolegów.
- Nie!- Krzyknął. Potem się uśmiechnął by złagodzić wydźwięk swojej gwałtowności.- Nie chcę ich martwić. Poradzę sobie jeśli tylko trochę mnie podtrzymasz.
- Skoro tak twierdzisz…- Odpowiedziała mu jeszcze Hanna obejmując go lekko w pasie. Potem zaczęli wychodzić z kuchni. Zatrzymali się dopiero przy recepcji gdzie Witwicka poprosiła Natalię o klucze do jednego z wolnych pokoi i przyniesienie czystej pościeli informując, że lepiej będzie jeśli pan Skrzynecki będzie dzisiaj nocował sam. Potem szepnęła Natalii coś na ucho. Hubert nie miał pojęcia co dokładnie wyjaśniła pracownicy, ale słyszał słowa takie jak wypadek i uraz głowy.
Ach, wszystko coraz lepiej się dla niego układało. Dlatego nawet słowem nie zaprotestował przeciw podejmowaniu za niego decyzji o samotnym noclegu. Był przy tym ciekaw jak daleko sięgało współczucie Hanki. Zwłaszcza gdy znajdą się w końcu sami w wolnym pokoju…
- Zaczekaj, to tutaj. Oprzyj się teraz o ścianę, ja otworzę pokój.- Poleciła gdy znaleźli się pod właściwymi drzwiami. Potem szeroko je otworzyła i zapaliła światło. Dopiero wtedy wróciła do Huberta pomagając mu wejść do pokoju. Niestety trochę przesadził z udawaniem, bo w pewnym momencie za bardzo oparł się na swojej pomocnicy (zabawne że ona sama w ogóle wierzyła że naprawdę mogłaby podtrzymać ponad dwumetrowego faceta i nie zwietrzyła jego kłamstwa). Ta straciła równowagę i niechybne znaleźliby się na podłodze gdyby w ostatniej chwili nie przekręcił się zmieniając tor ich spadających ciał na łóżko- jako siatkarz miał bardzo dobry refleks, który w tej sytuacji się przydał. Gwałtowny ruch spowodował co prawda ponowne pulsowanie tyłu głowy, ale za to Hanka była bezpieczna leżąc na łóżku. On zresztą też. Leżąc na niej. Odruchowo podniósł się na łokciach by jej nie przygniatać, ale nie uwolnił całkowicie. Zamiast tego spojrzał prosto w oczy: te piękne wyraziste oczy które zawsze patrzyły na rozmówcę w skupieniu sprawiając, że czuł się wyjątkowy. I on też się teraz taki poczuł. Jakby był jedyną rzeczą na świecie na którą ona chciała patrzeć. Jakby tylko tego pragnęła. Jakby znów miał dwadzieścia cztery lata a ona była jego dziewczyną (a przynajmniej tak mu się wtedy wydawało). By wyrwać się spod ich uroku odwrócił wzrok na dół, co też nie okazało się zbyt dobrym pomysłem. Czerwień ust Hanny zdążyła już nieco przyblaknąć, ale mimo to wciąż podkreślała ich wielkość, hipnotyzowała. Odsuń się do cholery, zrób coś bo na to naprawdę chcesz zrobić jest jeszcze za wcześniej, krzyczał do siebie w myślach, ale jedyne co był w stanie zrobić to przełknąć ślinę. To było dla niego za dużo: ta dziewczyna od kilku dni nieustannie siedziała mu w głowie a teraz znaleźli się zbyt blisko siebie by mógł tak po prostu się odsunąć. Ostatnią siłą woli zmusił się by coś powiedzieć mając nadzieję, że to częściowo pomoże mu odzyskać równowagę psychiczną. Jednak zamiast niezobowiązującego komentarza rzucił coś co właśnie przemknęło mu przez głowę tylko podsycając krążące w nim emocje:
- Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek?

6 LAT WCZEŚNIEJ
Gdy Hania weszła do pokoju Huberta, zauważyła że ten bardzo skupiony układał z talii kart domek. Uśmiechnęła się na ten widok, a on odpowiedział jej w ten sam sposób. Potem zaproponował by przyłączyła się do tworzenia jego dzieła. Niestety odrzuciła tę propozycję argumentując, że od czasu do czasu musi wykonać niezbędne prace by utrzymać  jego pokój we względnej czystości. Hubert jak zwykle zapewniał ją, że nie musi tego robić, ale tym razem nie dała za wygraną. Mimo wszystko nie mogła zapomnieć, kto tu jest gościem. On jest sławnym sportowcem, a ty pracownicą hotelu. Słowa mamy sprzed tygodnia wciąż do niej powracały przypominając, że ostatnio zdarzało jej się to czasami wykreślić z pamięci.
- Skoro nie chcesz być współtwórczynią tego wielkiego dzieła to nie.- Rzucił w końcu nadąsany Hubert po kilku minutach namawiania wracając do swojego zajęcia. Ale długo się na nią nie gniewał, bo po jakimś czasie spytał o nowych gości hotelu których widział zza okna irytując się gdy nie odpowiedziała od razu z powodu słuchawek wetkniętych w uszy.- Aż tak cię zanudzam?
- Skąd, myślałam że dzięki temu nie będę ci przeszkadzać a ty będziesz mógł się skupić na swoim zajęciu.
- Tere fere. Czego słuchasz?
- Bardzo żywej latynoskiej muzyki, która aż rozpiera od energii. Dzięki temu nawet jak nie chce mi się sprzątać, to ręce same rwą się do pracy.
- Mówiłem ci, że tu nie jest brudno. Sprzątasz tu codziennie.
- Tylko odkurzam i przecieram kurze, a przynajmniej raz na tydzień trzeba to zrobić szczegółowo. Poza tym naprawdę nie chcesz bym zmieniła ci starą pościel na nową?- Hubert chwilę zwlekał z odpowiedzią.
- Dobra, kupiłaś mnie ale się pospiesz. Wtedy możemy nawet poukładać twoje puzzle chociaż ja nie mam do nich cierpliwości.
- Nie dajesz za wygraną, co?- Hania przewróciła oczami podchodząc do łóżka. Rozpoczęła pracę od poduszek najpierw zdejmując z nich poszewki. Potem to samo zrobiła z kołdrą bez problemu nakładając na nią świeżą pościel. Niestety, z prześcieradłem nie poszło tak łatwo: nagły podmuch powietrza zniszczył papierowe „dzieło” Huberta znajdujące się niedaleko łóżka, który wtedy wykrzyknął:
- Cholera, moja budowla!
- Wybacz…ja…- Przerwała na widok wściekłej miny swojego gościa, który wpatrywał się w nią gniewnie. Uśmiechając się niepewnie dodała:- To tylko papierowa wieża, możesz zbudować ją jeszcze raz.
-  Ty…- Mrugnął jeszcze a potem nachylił się podnosząc z podłogi śmiercionośną broń, którą się na nią zamachnął. Hania nie mogła w to uwierzyć, ale gdy druga poduszka znalazła się u jej stóp, wyciągnęła przed siebie ręce.
- Poddaję się. Biała flaga! Biała flaga!- Krzyknęła roześmiana, ale i tak została nakryta wielką kołdrą. Szybko ją z siebie zrzuciła próbując powstrzymać kolejny atak wroga. Wroga, który przez chwilę zapomniał o swoich ograniczeniach prawie ślizgając się na leżącej na podłodze poduszce.
- Do diabła.- Przeklął pod nosem z trudem utrzymując równowagę. Hania nie mogła opanować śmiechu będąc świadkiem tego manewru.- Najpierw niszczysz budowlę wroga, a potem na dodatek śmiejesz się z jego niezdarności?
- Skończ już lepiej te wygłupy i usiądź. Prawie złamałeś drugą nogę. Aż tak ci tu dobrze, że chcesz na siłę wydłużyć swój pobyt?
- Szczerze mówiąc nie narzekam.- Odpowiedział, ale posłusznie spełnił polecenie dziewczyny która usiadła obok niego.
- Boli?
- Ty to wszystko zauważysz. Trochę.
- Takie są skutki bycia dzieciakiem.
- To twoja wina, bo mi się nudzi. A z nudów ludzie robią różne dziwne rzeczy. Nie możesz przychodzić częściej?
- Hubert, wiesz że pracuję. I teraz też powinnam.- Dodała wymownie.
- Nie wstawaj jeszcze.- Poprosił ją widząc jak podnosi się z łóżka.- Więc wpadnij wieczorem: obejrzymy film przy popcornie.
- O piątej trzydzieści jadę z mamą po dostawę produktów do marketu.
- Więc przyjdź po powrocie.
- Nie mogę Hubert.
- Masz plany na wieczór?- Spytał obojętnym tonem. Zdziwił się tylko jak wielką przykrość sprawiła mu myśl, że Hania może bardziej woli spotkać się ze swoimi przyjaciółmi niż z nim. Ale dlaczego miała wybrać jakiegoś obcego sobie kalekę? W końcu był dla niej tylko gościem hotelu, którego miłosiernie odwiedzała chroniąc przed nudą. Może nawet robiła to z litości? Ta myśl spowodowała, że obudziła się w nim duma.
- Nie, ale…
- Ale? Ach, rozumiem: nie masz ochoty. Jasne, sory nie czuj się zobowiązania.
- Nie, naprawdę lubię spędzać z tobą czas. Tylko…- Hania wiedziała, że zapędziła się w kozi róg. Z jednej strony nie mogła przecież skłamać i powiedzieć że nie chce go widywać; z drugiej nie chciała mówić mu o absurdalnych obawach własnej matki. A wcale nie zamierzała ich ignorować. Szanowała mamę i jej zdanie nawet jeśli się z nim nie zgadzała, tak jak na przykład teraz. Ale rozumiała powód tej decyzji dlatego nie miała problemu z przestrzeganiem jej. Tylko jak miała powiedzieć o niej Hubertowi tak by nie zostać opatrznie zrozumianą?
- Tylko?- Pospieszył ją. Patrząc na niego przelotnie Hanka zrozumiała, że skoro jest aż tak zdecydowany nie uda jej się wymigać od odpowiedzi. Pozostała więc jedynie prawda: musiała tylko odpowiednio ją przekazać.
- Och, to głupie.- W geście bagatelizacji dziewczyna wywróciła oczami.- Opowiadałam ci trochę o mojej mamie, prawda? Wychowuje mnie sama, bo tata nas porzucił jeszcze przed moimi narodzinami: dlatego też czasami…czasami jest bardzo przewrażliwiona. Zwłaszcza na punkcie mężczyzn wokół mnie.
- Więc mnie nie lubi za to kim jestem i co sobą reprezentuję sądząc, że wywrę na ciebie zły wpływ jako zepsuty celebryta? O to chodzi? I nie chce by jej córka zadawała się z człowiekiem mojego pokroju?
- Nie chodzi tylko o ciebie. Ani o wywieranie wpływu na moją psychikę. Chodzi o mężczyzn w moim otoczeniu w ogóle, rozumiesz?
- Nie bardzo.
- Nieważne.- Mrugnęła Hania po raz drugi próbując się podnieść. Jednak dłoń Huberta z powrotem ściągnęła ją do pozycji siedzącej.
- Ważne. Bo chcę zrozumieć. Więc?- Kurczę, nie chciała robić z tego wielkiej sprawy a teraz po jej pokrętnych tłumaczeniach wyszło jeszcze gorzej. Tylko dlaczego to było takie trudne, do diaska? Wystarczyło wypowiedzieć ironicznie jedno zdanie a potem się zaśmiać udowadniając, że ona nie bierze tego wszystkiego na poważnie. Czemu więc nie potrafiła tego zrobić? Skup się, do czorta. Po prostu, skup się.
- Więc…- Zaczęła Hanna wpatrując się w swoje dłonie co chwilę prostując i zginając palce-…mama obawia się, że moje częste wizyty mogą być niewłaściwie przez ciebie odebrane. Ja oczywiście wiem, że ty nigdy nie mógłbyś…ale ona… wiesz jak to jest w przypadku matek: one zawsze uważają, że ich córki są najpiękniejsze i najmądrzejsze dlatego też każdy napotkany facet będzie nimi zainteresowany. I na pewno z miejsca się w nich zakocha i spróbuje w sobie rozkochać. Albo wykorzystać. Więc woli dmuchać na zimne.– Tutaj przyszedł czas na krótki śmiech, ale jedyne do czego mogła zmusić się Hania to wymuszony uśmiech. A i tak konsternacja na twarzy Huberta wprawiła ją w zmieszanie. Super. Zdenerwowana nawet nie spostrzegła, że od jakiegoś czasu nerwowo tupie nogą.- Och, nie patrz tak na mnie.- Jęknęła w końcu nie mogąc wytrzymać jego wzroku.- Ja przecież wiem, że między nami nigdy niczego nie będzie w tym sensie. I że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale mama jak sobie coś ubzdura to nie ma zmiłuj: może jakbym miała więcej rodzeństwa byłoby inaczej bo jej uwaga skupiłaby się równomiernie na większej ilości osób a tak…
Hubert przestał jej wtedy słuchać jedynie bez słowa się w nią wpatrując. Widział, że jest potwornie zażenowana i zdenerwowana papla byle co. W innych okolicznościach to by go nawet rozśmieszyło, ale teraz nie wiedzieć czemu wcale nie było mu do śmiechu. Na dodatek ona wciąż mówiła, a te jej szerokie wargi poruszały się szybko, jakby drgając. W pewnym momencie Hanka zwilżyła jej językiem…I wtedy stało się z nim coś dziwnego.
- Hubert?- Dziewczyna spojrzała na niego pytająco.- Powiesz wreszcie coś?
Och, jasne: powinien coś powiedzieć; rzucić jakąś zabawną uwagę jakich zwykle miał na podorędziu na pęczki. Coś w stylu: „serio ty i ja? Przecież jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo”. Albo: Czego to ci nadopiekuńczy rodzice potrafią nie wymyśleć…Tylko że teraz nic nie przychodziło mu na myśl. Na dodatek ona lekko przechyliła głowę w jego kierunku w geście niemego pytania…
Dokładnie w ten sam sposób w jaki czasami robiły to kobiety tuż przed pocałunkiem…
Patrząc na niego w skupiony sposób przez co jej oczy wydawały się być ogromne, niemal hipnotyzujące.
I będąc praktycznie na wyciągnięcie ręki przez co czuł jej delikatny owocowy zapach…
A jej usta, te szerokie zazwyczaj roześmiane usta jakąś magiczna siłą sprawiły, że nie mógł przestać oderwać od nich wzroku.
- Hubert?- Pospieszony po raz kolejny mężczyzna powiedział więc coś czego nawet on do tej pory sobie nie uświadamiał, ale co ze stuprocentową pewnością odkrył właśnie teraz.
- A brałaś pod uwagę…- Zaczął niezbyt pewnym tonem-…że twoja mama może mieć rację?- Wtedy korzystając z jej pogłębionej konsternacji delikatnie nachylił się nad Hanką i ją pocałował. W zasadzie tylko lekko musnął jej usta swoimi jakby sam jeszcze nie dowierzając co robi i jednocześnie dziwiąc się temu. Ale gdy już to zrobił…gdy już to zrobił poczuł się tak jakby nagle jakaś tama wewnątrz niego puściła. Chwycił jej twarz w dłonie pogłębiając pocałunek zapominając o całym świecie, swojej przeszłości, jej zaskoczeniu. Dopiero wtedy dziewczyna się od niego odsunęła głośno oddychając. I jeśli przed pocałunkiem w jej oczach było pytanie to teraz kryło się ich tam milion. Hubert zauważył, że już chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się wycofała. Potem podjęła jeszcze jedna taką bezskuteczną próbę. W końcu podniosła dłoń, przyłożyła ją do swoich ust i spojrzała na niego. Nagle wstała z łóżka- a raczej wystrzeliła jak rakieta- rzuciła szybkie „przepraszam” i wybiegła z pokoju nawet nie zabierając ze sobą wózka ze środkami czystości.
- Świetnie Hubert, po prostu świetnie.- Powiedział do siebie Skrzynecki gdy został sam z porozrzucaną dookoła pościelą i rozwaloną talią kart na dywanie która jeszcze niedawno była zamkiem.
W duchu pytał siebie raz za razem co tu się właściwie przed chwilą stało.

OBECNIE

- Złaś ze mnie.- Zażądała Hanka po dobrych kilku sekundach wpatrywania się w Huberta, który na szczęście bez szemrania i dalszej zwłoki spełnił jej polecenie. Potem od razu wstała z łóżka kierując się do najdalszego kącika w pokoju nie wiedząc na czym skupić wzrok i próbując uspokoić swój nieco rozszalały oddech.
Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek?
Czy pamiętała? A jak mogłaby zapomnieć ten moment, gdy po raz pierwszy poczuła na swoich ustach obce wargi? Tamtą słodycz i delikatność; wrażenie jakie wywoływały jego dłonie na policzkach, swój galopujący puls i to dziwne ssanie w żołądku…Dla niej, było to prawie jak w bajce. No, może poza jednym szczegółem. W bajkach najczęściej księżniczka dobrze wie, że książę zaraz ją pocałuje. Ona nie miała zielonego pojęcia co planował Hubert. I przede wszystkim z perspektywy czasu wiedziała, że nie był żadnym księciem. Jeśli już, to nic nie znaczącą postacią epizodyczną bajki, która tylko wnosiła zamęt w życie głównej bohaterki. Albo nawet czarnym charakterem.
- Przepraszam, zakręciło mi się w głowie. Nie chciałem na ciebie upaść.
- W porządku.- Mrugnęła tylko nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho. Prawie nigdy nie nosiła rozpuszczonych włosów, a teraz szczególnie chętnie związałaby je w kitkę. Albo zrobiła cokolwiek innego co odwróciłoby jej uwagę od tej sytuacji. Zdjęła tę piekielnie krótką sukienkę zamieniając ją na wygodne spodnie na przykład. Oczywiście nie przy Hubercie.
- Więc?
- Więc: co?
- Pamiętasz czy nie?
- Ty tak serio?- Odpowiedziała kilka sekund później niż należało. Ale w ciągu tych pięciu sekund przez jej głowę przeleciało tornado myśli: dlaczego właśnie teraz mają rozmawiać o przeszłości, po co ona z nim rozmawia, co ona właściwie z nim tutaj robi o pierwszej w nocy, co wydarzyło się między nimi przed chwilą i jak doszło do tego absurdalnego incydentu w Barze Whisky, gdzie jest Natalia z pościelą,.. Do tego niespodziewana bliskość Huberta zupełnie wytrąciła ją z równowagi tak, że z trudem zbierała myśli. Zabawny był fakt, że czuła się dokładnie tak samo zdezorientowana jak sześć lat temu właśnie po ich pierwszym pocałunku. Może więc pytanie Huberta nie było bez znaczenia? Może ta sytuacja też przypominała mu tamtą paralelę zdarzeń? Ponadto dostrzegła widoczną ironię: przecież gdy rozmawiali po raz pierwszy po wielu latach była zła i rozżalona na Huberta, który zachowywał się tak jakby nigdy wcześniej się nie znali nie wspominając ani słówkiem o przeszłości. A teraz gdy on po raz pierwszy swoim pytaniem nawiązał bezpośrednio do ich związku i zyskała możliwość odpowiedzi na kilka pytań, nie chciała tego. Być może była tchórzem- nawet nie próbowała w duchu szukać usprawiedliwień- ale chyba tak było lepiej. Bo do teraz nie miała pojęcia, że gdzieś tam głęboko, jego zdrada wciąż bardzo mocno ją bolała. I że to nie był tylko zwyczajny żal. Dlatego też postanowiła  sprowadzić wszystko do poziomu żartu.- O pierwszej w nocy zebrało cię na wspominki?
- Inaczej bym chyba nie pytał, prawda? Poza tym jestem ciekaw czy kobiety rzeczywiście pamiętają swój pierwszy pocałunek i mają do niego sentyment.- Powiedział nie spuszczając z niej oczu. Bo trochę ją testował. Kiedyś powiedziała mu, że nigdy wcześniej się nie całowała i ich pocałunek był jej pierwszym, ale być może wtedy również kłamała i teraz nieopatrznie się tym zdradzi. Inna sprawa, że skoro wówczas nie był wstanie dostrzec tego fałszu tym bardziej nie dostrzeże go teraz. Ale logika nie była teraz czymś czym się kierował.
- A jak to jest z pierwszym pocałunkiem u mężczyzn?- Zręcznie odbiła piłeczkę czego pewnie mógłby się spodziewać, ale wobec ostatnich okoliczności, później pory i bólu głowy jakoś nie przewidział. A więc tak chciała grać, zrozumiał. Musiał więc na razie dostosować się do jej reguł.
- Hm…chyba coś w tym jest. Ja w każdym razie gdy odwiedzam dom rodzinny i widzę spacerującą z trójką dzieci sąsiadkę jestem zakłopotany.
- Pocałunek w policzek w przedszkolu się nie liczy.- Roześmiała się.
- A więc kiedyś opowiadałem ci o Magdzie Jastrzębskiej?
- Coś musiało obić mi się o uszy.- Odparła niezobowiązująco nie chcąc sugerować, że pamięta każde jego niegdyś wypowiedziane słowo.- Głowa już cię nie boli?
- Jest już lepiej, dziękuję.
- Widzę, że chyba dużo lepiej. Teraz nawet nie kręci ci się w głowie gdy stoisz.- Zauważyła mrużąc oczy. Jasne, że w końcu domyśliła się iż wcześniej trochę „przesadzał”. Może nawet doszła do wniosku, że ich upadek na łóżko nie był przypadkowy. Nie było więc sensu dalej kłamać.
- Chyba nie będziesz miała mi za złe, że trochę się zemściłem?
- Jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły się już złościć: ty pewnie też. Zobaczę co dzieje się z Natalią i kiedy wreszcie przyniesie twoją pościel.
- Przecież jeśli wszystko przygotuje to tutaj przyjdzie. Chyba, że boisz się tutaj ze mną być.
- Dobre sobie.- Prychnęła udając, że nie rozumie podtekstu.- W ostateczności walnę cię w głowę tą stojącą obok łóżka lampką. Skuteczność tej metody została dzisiaj pozytywnie przetestowana.
- To nie było miłe. Kopanie leżącego nie jest dozwolone.
- Sam się o to prosiłeś. I wcale nie kopię leżącego.
- Pardon, zapomniałem o twojej manii nie znoszenia używania powiedzeń lub przysłów niezgodnie z ich przeznaczeniem. Teraz się poprawię: „skończ waść, wstydu oszczędź”. To pasuje do tej sytuacji, prawda?
- Tak.- Przyznała z uśmiechem na ustach nie rozumiejąc skąd uczucie które pojawiło się właśnie teraz i wezbrało gdzieś w jej piersiach. I dlaczego ma ochotę zarówno uciec od Huberta jak najdalej ale i nie chce kończyć tej rozmowy. A przecież uzyskała już to co chciała: upewniła się, że najprawdopodobniej Skrzynecki wcale nie ma wstrząśnienia mózgu a wcześniej udając coś innego zwyczajnie z niej żartował. No i nie dopytywał o szczegóły incydentu, więc raczej nie będzie próbował w żaden sposób go roztrząsać. Ba, nawet przyłączył się do jej żartu. Mogła więc spokojnie odejść, bo nie było żadnego rozsądnego powodu dlaczego miałaby spędzać w towarzystwie mężczyzny który ją skrzywdził więcej czasu niż było to konieczne.- Wiesz, chyba jednak sprawdzę co z pościelą: może Natalia pomyliła pokój.
- Jak chcesz. I Hania?
- Hm?
- Ten wieczór był nieźle zakręcony, nie? Ale cieszę się, że z tobą pogadałem. Wcześniej jakoś nie mieliśmy okazji.- W odpowiedzi Hanna tylko się delikatne uśmiechnęła. Hubert też. Ale po jej wyjściu ten uśmiech zmienił się w uśmiech satysfakcji. Bo dzisiejszy epizod udowodnił mu, że ona nie jest tak obojętna jak chciałaby udawać.
I że on wciąż wywiera na niej wrażenie.
Nawet jeśli sposobem na dojście do takich wniosków było rozbicie głowy i guz wielkości jajka uważał, że gra była warta świeczki.

6 LAT WCZEŚNIEJ

Był osłem, a nawet kretynem. Oprócz tego idiotą, debilem, głupkiem…Nieważne jak wieloma określeniami nie obrzuciłby się w duchu, to i tak nie zmieniało to przeszłości. I tego, że pocałował Hanię.
 Od tego momentu- a minęły już całe trzy dni- dziewczyna nie pojawiła się więcej w jego pokoju. Posiłki przynosiła mu bezpośrednio sama kucharka albo Patryk (to on wrócił po wózek z środkami czystości który zostawiła Witwicka), ale pokój nie był sprzątany. Musiała więc w końcu się zjawić. Nie mogła ukrywać się w nieskończoność. To nie było możliwe. Inna sprawa, że znał ją na tyle by wiedzieć że tchórzostwo nie leżało w jej charakterze. Co było całkiem zabawne zważywszy na fakt, że znali się nieco ponad miesiąc. Uświadomiwszy sobie to Hubert nie mógł uwierzyć, że minęło nieco ponad 30 dni w czasie który spędził z dala od wielkiego świata, paparazzich, treningów. Świata, w którym był gwiazdą. Jak to możliwe że jeszcze pół roku temu nie znał Hanki Witwickiej choć czuł, że przez te kilkanaście dni dowiedział się o niej więcej niż o niejednej swojej byłej dziewczynie w czasie całego okresu spotykania się? I jak to możliwe, że w ogóle ją pocałował?
Wciąż nie wiedział. Ilekroć wspominał w myślach tamten moment, przypominał sobie emocje towarzyszące już samemu pocałunkowi i szok po nim; nie był w stanie wrócić do wydarzeń sprzed. To musiała być kwestia chwili, mówił sobie nie raz gdy jeszcze tego samego dnia po raz kolejny próbował wszystko analizować. Po prostu była tuż obok, do tego nikt nie mógł zaprzeczyć, że miała całkiem miłą aparycję. Skorzystał więc z okazji. Taki już był. Gdyby to nie była prawda, musiałby przyznać przed samym sobą, że coś do niej poczuł. A na to nie był gotowy. Do diaska, przecież za kilka miesięcy miał zostać ojcem. Na dodatek w aurze skandalu z mężatką. Jak mógł wciągać w swoje brudy Hankę? O czym on wtedy myślał?
Następnego dnia gdy Hania wciąż się nie zjawiała, Hubert był coraz bardziej rozstrojony. Na dodatek nasłuchiwał każdego dźwięku oczekując jej przyjścia, co było dość wykańczające psychicznie. Ponadto zdecydował się dyskretnie wybadać Patryka nie wiedząc czy prawdziwa przyczyna niechęci jego przyjaciółki do sprzątania w jego pokoju jest mu znana. Ale żartobliwa odpowiedź chłopaka uświadomiła mu, że nie. Powinno go to uspokoić i tak było. Tyle, że nie zmieniało to faktu, że wciąż nie mógł porozmawiać z Hanką osobiście.
Trzeciego dnia zwyczajnie za nią tęsknił ganiąc siebie w duchu za popędliwość i czując rosnące wyrzuty sumienia. Ona nie była taka jak inne kobiety, którym taki pocałunek by przypochlebił. Nie. Ona była zwyczajną dziewczyną, która lubiła go za to jaki jest a nie kim jest. I traktowała jak przyjaciela. A on to zniszczył. I po co? Po to tylko by przez kilka sekund znowu poczuć zawrót głowy? Nie wiedział nawet czy ma chłopaka albo narzeczonego: może ona nie życzyła sobie jego awansów?
Na szczęście wówczas się zjawiła, czyli dokładnie wtedy gdy najmniej się tego spodziewał. I kiedy powoli zaczął tracić nadzieję. Oczywiście w asyście środków czystości, które dawały jej możliwość ucieczki w sprzątanie.
- Cześć.- Przywitała się z nim dość normalnie. Ale on wiedział, że nie było to tak spontaniczne jak zawsze. Nawet zapukała tak jakoś mniej energicznie. Przez kilka sekund bił się z myślami. Czy lepiej przemilczeć ten epizod? Czy powinien udawać, że nic się nie stało? Jak się zachować?
- Cześć. Cieszę się, że przyszłaś.- Odparł jej.
- Muszę tu posprzątać. Przepraszam, że wcześniej mnie tu nie było. I za wtorek. Nie powinnam była zostawiać pościeli na podłodze. Mam nadzieję, że poradziłeś sobie z zaścieleniem łóżka.
- Dałem radę.- Skomentował to tylko Hubert skupiony na tym by ostrożnie dobierać słowa. Ale gdy znowu ją zobaczył, gdy spojrzał na usta, odwzajemnił spojrzenie zrozumiał, że nie może udawać że nic się nie stało. A przede wszystkim nie chce udawać, bo ten pocałunek wszystko między nimi zmienił. Przynajmniej z jego strony. – I miałaś powód by uciec. To ja powinien przeprosić.- Przez długą chwilę dziewczyna po prostu milczała.
- Dlaczego…dlaczego to zrobiłeś?
- Pytasz o to dlaczego cię pocałowałem?- Upewnił się choć było to raczej jasne. Jedyną odpowiedzią był spuszczony wzrok Hani.- Cóż ja…po prostu chciałem to zrobić. Nie zamierzałem cię jednak wystraszyć.
- Nie wystraszyłeś. Raczej zaskoczyłeś.
- To dlatego uciekłaś?
- Tak. W dużej części. Co było nieco dziecinne przyznaję, ale nigdy dotąd się nie całowałam i chyba trochę spanikowałam.- Wyrzuciła z siebie jednym tchem. Potem ciężko westchnęła jakby ta odpowiedź wiele ją kosztowała. Dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na Huberta.
- To był twój pierwszy pocałunek?
- Aha. Jakoś wcześniej nie był okazji.
- Cóż, to przynajmniej rozwiązuje kwestię twojego domniemanego chłopaka, którym się zadręczałem.- Roześmiał się Hubert, choć nieco nerwowo.- Myślałem, że właśnie dlatego uciekłaś.
- Nie mam chłopaka.
- Ja też nie mam dziewczyny.- Nie wiedział po co to powiedział. I dlaczego teraz miał w głowie totalną pustkę. Gdyby patrzył na siebie gdzieś z boku obserwując własną nieporadność zwijałby się na podłodze ze śmiechu. Teraz jednak wcale nie było mu do śmiechu. Jedno nierozważne słowo mogło sprawić, że wszystko pójdzie nie tak.- To znaczy powiedziałem to żebyś nie myślała, że to co mówiła twoja mama to prawda.- Dodał gwoli wyjaśnienia.- A przynajmniej ta część o wykorzystywaniu. Ja….ja naprawdę cię lubię.
- Ja ciebie też.- Odparła mu po raz pierwszy od przyjścia tutaj się uśmiechając. A on poczuł się jakby wyszedł z pełnego dymu pomieszczenia i właśnie odetchnął krystalicznie świeżym powietrzem. Nawet jej uśmiech powodował, że puls mu przyspieszał. Jak mógł więc choć przez chwilę łudzić się, że po wydarzeniu sprzed trzech dni będą w stanie zachowywać się tak jak przedtem? A przede wszystkim on?
- Więc…nie masz nic przeciwko tamtemu pocałunkowi?
- Chyba nie. A ty?
- Ja cię pocałowałem głuptasie, więc nie mogę mieć.
- Ale możesz żałować, że to zrobiłeś.
- Jeśli już żałowałem, to tylko dlatego że bałem się stracić twoją przyjaźń. A jest dla mnie bardzo cenna.- Hania nic na to nie odpowiedziała, więc zbliżył się do niej powoli (ze złamaną nogą obciążoną gipsem raczej nie miał szans by zrobić to w inny sposób) i po prostu złapał za ręce. Bez słowa patrzyli na siebie kilka sekund. W końcu Hubert podniósł ich złączone dłonie do swoich ust i pocałował wierzch rąk dziewczyny. Banalny i ckliwy gest, ale nie wiedzieć czemu wydał mu się wtedy adekwatny. Bo jakimś cudem pasował do Hanki.
- Porozmawiajmy później, dobrze? Teraz muszę w końcu porządnie u ciebie posprzątać.- Powiedziała jakąś chwilę potem. Ale nie umknęły Hubertowi urocze rumieńce, które pojawiły się przy tym na jej policzkach. Prawdę mówiąc w tamtym momencie życia romans z pokojówką był ostatnią rzeczą jaka była mu potrzebna, ale wtedy o tym nie myślał.
Po prostu czuł.

OBECNIE

Następnego ranka, gdy Miłosz obudził się sam w pokoju hotelowym, w pierwszej chwili pomyślał że jego współlokator wcześniej wstał i poszedł pobiegać. Dopiero po wzięciu prysznica, będąc bardziej przytomny zorientował się, że łóżko Huberta wygląda za porządnie. Co prawda nie było niemożliwym by zasłał je sam, ale znał kumpla na tyle by uznać to za mało prawdopodobne. Musiało być to więc dzieło jednej z pracownic hotelu, która zasłała je jeszcze wczorajszego wieczoru. Dlatego też ubrał się i popędził do pokoju chłopaków obok. Ci nie byli specjalnie szczęśliwi z tego powodu: wczoraj co prawda nie zabalowali do późna, ale sporo wypili. A że jako sportowcy nie mieli okazję robić tego zbyt często dość powiedzieć, że nie mieli tak mocnych głów jakie chcieliby mieć. Miłosz miłosiernie pozwolił więc kolegom pospać dłużej. Potem zadzwonił na komórkę Huberta. Ten dosyć szybko odebrał połączenie.
- No? Czego chcesz ode mnie o ósmej rano?
- Gdzie ty jesteś?
- W łóżku.
- Jakim łóżku?
- Przyjdź do pokoju numer dwadzieścia siedem. To na piętrze wyżej niż nasze pokoje.
- A dlaczego tam jesteś? Czyj to pokój?
- Tej rudej studentki. Żartuję. Opowiem ci na miejscu. Chociaż jestem potwornie niewyspany.
Nieco zaciekawiony Miłosz zgodnie z poleceniem, poszedł do wskazanego pokoju. Tam zastał Huberta wciąż leżącego w łóżku w samej bieliźnie przez co mimo zaprzeczeń kolegi dyskretnie rozejrzał się po całej przestrzeni szukając wspomnianej turystki. Ten w nieco okrojonej wersji (nie przyznał na przykład że specjalnie wybrał Whisky bar by śledzić Hankę) zdecydował się wyznać kumplowi nieprawdopodobne wydarzenia z wczorajszej nocy. Musiał nawet pokazać swojego guza, ponieważ Miłosz początkowo nie chciał wierzyć w cały ten zbiór przypadków. W końcu jednak uwierzył. Nie obyło się jednak od docinek gdy dwie godziny później cała piątku już w komplecie pałaszowała w jadalni śniadanie. Hubert jednak ignorował złośliwe komentarze wyśmiewające jego słabą głową albo nadmiernego pecha. Bardziej interesował go obcy facet, z którym Hanka rozmawiała przy recepcji uśmiechając się i zawzięcie o czymś dyskutując. I robiła to dość długo, bo gdy wymówił się z dzisiejszej górskiej wędrówki (w końcu zgodnie z zaleceniem lekarza powinien wypoczywać) i został w hotelu bez kolegów, typek wciąż siedział tuż przy jej komputerze. Skrzynecki nie miał pojęcia, że był to informatyk który właśnie rozpoczął prace nad stworzeniem strony internetowej hotelu. A nawet jeśli by wiedział to i tak byłby na niego zły.
Potem było jeszcze gorzej. Do czasu obiadu krzątał się trochę po korytarzach w nadziei, że „przypadkiem” spotka Hankę. Niestety jeśli już kogoś spotykał to innych gości hotelu, którzy czuli się w obowiązku poinformować go, że jest Hubertem Skrzyneckim i sławnym atakującym w reprezentacji Polski. Co prawda Hubert przyzwyczaił się już do tego typu komentarzy na tyle by móc je cierpliwie znosić. Nie znaczyło to jednak, że z czasem stały się mniej irytujące.
Później zadzwonił do niego menadżer pytając o pobyt oraz trener z krótką wiadomością odnośnie spotkania przygotowawczego przed nowym sezonem, które miało się odbyć za kilkanaście dni. To znowu przypomniało mu o własnym ograniczeniu, ale podczas rozmowy jak zwykle zachował się jak tchórz i na pytanie o formę odpowiadał, że wszystko było w porządku. Pewnie zadręczałby się tym dłużej gdyby w końcu nie zobaczył Hanki wjeżdżającej swoją starą pandą na parking. Gdy wychodziła miała ze sobą kilka toreb. No tak, z tego wszystkiego zapomniał o dzisiejszej potańcówce, która była dla niego doskonałą szansą kolejnej rozmowy i zbliżenia do celu, którym było zdobycie Hanki. To pewnie dlatego wcześniej nie mógł jej nigdzie znaleźć.    
Przyjaciele zjawili się z powrotem dopiero koło godziny szesnastej, bo jak stwierdzili nie chcieli zostawiać biednego rekonwalescenta samego. I choć prześmiewcze komentarze przypominające o urazie głowy już dawno mu się znudziły, to cieszył się z wcześniejszego powrotu przyjaciół. Pozostanie przez niego w hotelu miało na celu tylko spotkanie z Hanką, a skoro nie było to możliwe ze względu na jej pracę to już wolał zrzędzenie od nudy. Ale nie rozumiał ile można w końcu pracować: zdaje się że Hanka od rana była już na recepcji albo w jadalni przy barze, a wieczorami i tak albo obsługiwała gości podczas kolacji albo krzątała się gdzieś po hotelu. Wyglądało na to, że pracuje tu praktycznie cały dzień.
***
Hania pomimo krótkiego, zaledwie pięciogodzinnego snu, była bardzo pobudzona. Zorganizowanie i rozwieszenie po ogrodzie setek małych lampek, przygotowanie nagłośnienia, sceny i ozdób, próby zespołu ludowego i wykonanie kilku dodatkowych atrakcji” tak żeby Paula tego nie widziała, odświętne przystrojenie stołów, w dodatku przy pominięciu czynności które zazwyczaj musiała i tak wykonać w hotelu były wystarczającym obciążeniem. Na dodatek zdenerwowany Janusz pisał do niej co chwila wiadomości. Gdyby nie była aż tak zajęta pewnie by ją to bawiło. Ale prawdę mówiąc nie miała czasu podrapać się po głowie a co mówić dopiero o rozluźniającym śmiechu. Nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego zawsze podczas tego typu imprez w ostatniej chwili coś zawodziło: a to okazywało się, że dostawca przywiózł mniej napojów niż widniało w zamówieniu, a to nagłośnienie które jeszcze wczoraj było testowane i działało bez zarzutu dziś tylko skrzeczało, a to jakiś lokalny mieszkaniec który miał zaprezentować swoje wyroby miał problem z zazwyczaj niezawodnym samochodem… W dodatku goście hotelu, którzy zamiast zrozumieć konieczność przygotowania zewnętrznej części hotelu do zabawy uważali w obowiązku „poszwędać” się w pobliżu o wszystko wypytując i przeszkadzając. To był istny chaos, ale Hania i tak wiedziała, że wieczorne przyjęcie będzie tego warte. Bo musiało się udać. Niespodzianka Janusza też przebiegnie pomyślnie. Tylko po prostu teraz wygląda to strasznie. Za kilka godzin w tym miejscu masa ludzi będzie się świetnie bawić. Łącznie z nią samą.
Szkoda tylko, że nie miała zielonego pojęcia jak bardzo fatalnie dla niej skończy się ten wieczór.
- Czy facet z serwisu już wie dlaczego te głośniki tak trzeszczą? Udało mu się je właściwie ustawić?- Spytała w pewnym momencie swoją przyjaciółkę Gośkę, która zaoferowała się z pomocą przy przygotowaniach.
- Nie, wciąż nad tym pracuje. Powiedział tylko, że pewnie jakiś dzieciak cos poprzestawiał gdy nikogo nie było.
- Zdąży to naprawić?
- Nie ma wyjścia, prawda?- Rzuciła jeszcze na odchodnym Małgorzata, bo właśnie podeszła do niej zatrudniona na tę okoliczność hostessa z jakimś pytaniem.
- Hanka, nasze stroje już przyjechały. Zostawiam je na górze w twoim pokoju!- Krzyknęła do niej przechodząca obok Paula, która z kolei dzierżyła w rękach jakieś drewniane deski, które chyba były częścią stoiska.
- Dzięki!- Odkrzyknęła jej Witwicka już biegnąc do samochodu by przynieść do kuchni pani Renacie imbir o którym zapomniał dostawca a po który musiała dzisiaj specjalnie jechać do sklepu.
Tak więc harmider a raczej przygotowania trwały nadal z czasem powiększając się o lokalnych mieszkańców, którzy mieli współtworzyć dzisiejszą imprezę. Takich jak siostra Natalii Dominika, która jako żona właściciela sklepu z pamiątkami miała mu dzisiaj towarzyszyć prezentując na stoisku ręcznie malowane górskie pejzaże. Albo tych, którzy zwyczajnie zjawili się tutaj w charakterze gości taktując to wydarzenie jak rozrywkę.  Na pewno była tu jakaś część turystów nie stanowiąca gości hotelu: wielu twarzy Hania zwyczajnie nie kojarzyła. Dość wcześniej pojawił się również wystrojony Kacper, który tradycyjnie zamiast pomagać na wszystko narzekał, nawet na jej niechlujny strój.
- Zaraz będzie siódma i wodzirej oficjalnie rozpocznie imprezę a ty jesteś wymięta i masz ubrudzony fartuch. – Beształ ją nie zwracając uwagi na to, że właśnie omawia z jednym z gości coś ważnego. Hanka nie zdążyła mu jednak niczego odpowiedzieć bo zamiast niej zrobiła to Paula:
- Trzeba było tutaj przyjechać i jej pomóc, przecież widzisz że nie siedzi na tyłku popijając szampana.
- Nikt nie prosił cię o opinię.
- Daj już spokój, Kacper: możesz więc w moim imieniu przekazać prowadzącemu imprezę by ją powoli zaczynał? Ja zgodnie z twoją sugestią idę na górę się przebrać.- Odparła mu Hanka nie czekając na odpowiedź. W drodze zaczęła się jeszcze zastanawiać czy jej wspólnik w ogóle wie kogo zatrudniła na tę okazję (nawet jeśli wcześniej kilkakrotnie go o tym informowała) i do kogo musi podejść.
- Hanka, dobrze że jesteś!- Niespodziewanie „napadł” na nią chłopak Pauli.
- Ach, cześć. Dasz mi chwilę? Skoczę tylko na górę się przebrać.
- Nie, musisz mi pomóc. Natychmiast.
- Janusz…- Nie zwracając uwagi na jej niechęć mężczyzną złapał ją za rękę i odciągnął na bok niedaleko altanki.
Pomimo wielu zgromadzonych tutaj ludzi, Hubert od razu zauważył tę sytuację: czasami wydawało mu się, że ma wbudowany wewnątrz jakiś radar wykrywający obecność Hani. W tym przypadku jednak nie był z tego faktu zadowolony: zauważył bowiem jak nieznajomy szepcze coś rozgorączkowany a Witwicka uspokajająco chwyta go za ramię. W końcu mężczyzna ją przytulił na koniec wyciskając mocnego całusa na policzku. Kim do cholery dla niej był?
- Wow, niezłe tutaj dzisiaj tłumy.- Dominik gwizdnął cicho pod nosem.
- Też się nie spodziewałem. – Odparł Adam. – Coś jak lokalny festyn, nie? Tyle, ze w hotelu to trochę taki ewenement.
- Mnie tam się podoba.- Skomentował Miłosz.- A gdzie Włodek? Długo mamy na niego czekać?
- Jeszcze chyba gada przez telefon.- Odpowiedział mu Hubert odwracając wzrok od Hanki. Co go w końcu obchodziło z kim rozmawia albo kogo obejmuje? – Pójdę go pospieszyć.
- Nie, daj mu się „wyspowiadać” przed świętą Wiolą: pewnie chłoptaś nieopatrznie przyznał się, że wczoraj nawalił się jak świnia i teraz musi znosić docinki.- Dominik jak zwykle musiał ironicznie skomentować dziewczynę ich kolegi.- Powinien nas znaleźć, mamy komórki. W ostateczności nie zgubi się, prawda?
- Niby tak.
- Więc chodźmy.- Zgodziła się reszta.
W rzeczywistości jednak Włodzimierz Ignaczak wcale nie rozmawiał z Wioletą, bo ta nie chciała nawet odebrać jego telefonu. Mimo to wciąż próbował chociaż wczoraj wyraziła się bardziej niż jasno nazywając to co robi nękaniem.
Włodek, to nie jest decyzja którą podjęłam pod wpływem impulsu tak by po kilku dniach jej żałować albo przemyśleć. Na myślenie o tym miałam już dużo czasu. Także proszę uszanuj ją, zostaw mnie już w spokoju, bo od jutra nie zamierzam nawet odbierać twoich telefonów. Nie chcę kończyć tego w niegrzeczny i chamski sposób, ale jeśli nie pozostawisz mi wyboru będę musiała. Wydzwaniasz i piszesz do mnie po sto wiadomości dziennie, to za bardzo zaczyna przypominać nękanie. Jesteś na wakacjach, więc korzystaj z niego. Myślę, że dzięki temu może być ci nawet łatwiej się z tym uporać. No i towarzyszą ci koledzy. Dbaj o siebie. I jeszcze raz proszę daj mi spokój.
- A więc spełniłaś swoją obietnicę.- Mrugnął o siebie Włodek gdy za piątym razem nawet nie usłyszał w telefonie sygnału połączenia. Wiolka pewnie wyłączyła komórkę. Rezygnując z kolejnej próby połączenia czuł, że jego gardło coraz bardziej się zaciska.
Prawie tak samo boleśnie jak obręcz wokół jego serca.