Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 marca 2020

Druga szansa: Rozdział V

Ze specjalną dedykacją urodzinową dla Niny :)


 - Och, myślę że koledzy z przyjemnością się nią podzielą. Pan Miłosz zdaje się znał ją wcześniej.- Hanna była dumna z brzmienia swojego głosu mimo uporczywego wzroku tego…Huberta. Udało jej się nawet wytrzymać jego spojrzenie. Skubany, czy wciąż myślał że te jego świdrujące spojrzenie robi na niej jakiekolwiek wrażenie i celowo nie spuszczał z niej wzroku? Zaraz się przeliczy. – Tak więc ze śniadań na ciepło mamy dziś jajecznicę z dodatkami do wyboru, naleśniki z konfiturą bądź omlet na słodko lub słono. Szczegóły wiszą na tablicy za wami. Szwedzki stój pozostaje również do waszej dyspozycji: gdyby któryś był na coś uczulony bądź miał specjalną dietę czy też zwyczaje żywieniowe również proszę o informację. Staramy się podchodzić do gości w sposób indywidualny jeśli jest to możliwe do zrealizowania. A teraz jeśli mam podać coś ciepłego do picia, słucham. Soki i napoje na zimno znajdziecie przy stole w drugim rogu obok baru.- Zakończyła. No, może i mówiła wszystko na jednym oddechu, ale chyba nikt tego nie zauważył. Hubert chyba też przekonał się, że nie wyprowadzi jej z równowagi i przestał się gapić. I dobrze.- Aha, i po przyniesieniu potraw jeszcze opowiem kilka słów o lokalnych atrakcjach, jeśli oczywiście mają panowie chęć ich wysłuchać.
- Jak najbardziej.
- Tak!
Myliła się jednak. Hubert nie mógł przestać spuszczać z niej oczu. Począwszy od wejścia na salę gdy zauważył jak uśmiecha się do jednego staruszka jednocześnie podając mu aromatyczny talerz, poprzez obserwację jej dyskusji z młodymi dziewczętami zajmującymi stolik obok, a skończywszy na wesołych komentarzach które rzucała może nie do końca profesjonalnie do kolejnego stolika przy którym siedziała dwójka mężczyzn w wieku jego rodziców. Nic się nie zmieniła: choć nigdy nie widział jej w „akcji”  to po tym, w jaki sposób opowiadała mu o gościach czy jak ich opisywała widać było, że naprawdę lubi ludzi. I jest dobra w tym co robi. Chyba jednak nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo. Co innego w końcu o czymś słyszeć a co innego widzieć to na własne oczy. Naprawdę ją za to podziwiał: za ten autentyzm, miłe słowo kierowane do każdego, nienachalnie rzucone zdanie. Gdy w pewnym momencie w kieszeni spodni zawibrowała mu komórka w pierwszej chwili zirytował się nawet, że ktoś śmiał przerwać mu jego obserwację. Nawet jeśli był to trener.
Wracając na salę z powrotem po dobrych kilku minutach spostrzegł, że Hanka stoi przy jego stoliku rozmawiając z jego kumplami a on jak ten osioł boi się tam podejść. Od razu ją polubili to jasne, nie wiedział czemu jednak ta myśl go zirytowała. Ale ona miała w sobie coś co przyciągało mężczyzn- i wcale nie miał tu na myśli erotyzmu, broń Boże. Coś co sprawiało, że w jej towarzystwie człowiek po prostu się rozluźniał i mógł być sobą, że nie chciał by odchodziła. Może to dlatego że ona była naturalna? Nie miał pojęcia. Zbierając się w sobie zdecydował w końcu, że czas przestać stać jak kołek przy wejściu tym bardziej, że ludzie zaczęli patrzeć się na niego jak na idiotę. Poza tym musiał przyznać, że był też ciekaw jak po tym wszystkim Hanka będzie się wobec niego zachowywać. W końcu gdy ostatni raz się widzieli prosił ją by z nim wyjechała a ona się zgodziła. A potem całowali się długie minuty…i może wydarzyłoby się i coś więcej gdyby ktoś nie zakłócił ich idylli pukaniem do drzwi. Jak wita się po czymś takim sześć lat później? Przecież nawet jeśli miała męża nie mogła zapomnieć tej chemii, tego przyciągania…on mimo wielu lat nie zapomniał. Nawet jeśli później był w dwóch poważnych związkach.
A potem słuchał jej delikatnego melodyjnego głosu już z krzesełka przy stoliku ze znacznie mniejszej odległości, którym recytowała kartę dań, informowała o porach posiłków, a po przyniesieniu jedzenia- zgodnie z propozycją- opowiadała o dzisiejszym grillowaniu w hotelowym ogrodzie, zwyczajowych kolacjach na werandzie gdy pozwala na to pogoda czy tańcach i wieczorach filmowych. Poinformowała też o odbywającym się w górach w przyszłym tygodniu festiwalu kultury folklorystycznej zachęcając do odwiedzin miasta czy poleciła muzea które jej zdaniem zasługują na uznanie. Z kolei słysząc, że Włodek nigdy nie był w tych okolicach koniecznie kazała mu spróbować kwaśnicy na baraninie informując przy tym, że w sąsiedniej restauracji jest ona najlepsza jakby nic sobie nie robiąc z faktu, że namawiając ich do stołowania się na mieście, mniej gotówki zostawią tutaj. Chłopaki rzucali czasem jakieś komentarze albo wtrącali pytania na które zawsze zgrabnie odpowiadała z wyczuciem balansując między profesjonalizmem a poufałością: umiała żartować czy docenić żart, ale nie przekraczała granic nawet jeśli chłopaki sami sugerowali by przejść na „ty”. Kelnerka w innym miejscu już by z tego skorzystała, ale nie ona: żartem zgasiła zapędy Adama tak samo jak wczoraj Paulina twierdząc, że wobec takiej gwiazdy jak on musi zachowywać się z należnym szacunkiem. I jednocześnie poprosiła o parę autografów dla innych gości, którzy z pewnością ucieszą się z takiej sposobności- naturalnie jeśli tylko znajdą wolną chwilę i nie będzie to dla nich zbyt problematyczne. Po kilku minutach niezobowiązującej pogawędki w której on sam praktycznie nie brał udziału, jeszcze raz życzyła im smacznego, już kierując się do innego z gości.
- No no no: co jak co, ale jedzenie pierwsza klasa. No i widzę tutaj całkiem niezłe laseczki jakieś trzy stoliki na prawo: jedna wręcz pożera mnie wzrokiem.- Krojąc omlet z pomidorami Adam nie mógł powstrzymać się od komentarza.- Także Miłosz: ukłony w stronę twojego wyboru. Może nawet daruję wam to, że jako jedyny jestem sam w pokoju.
- Przypominam ci Adasiu, że po śniadaniu jedziemy w góry się trochę zmęczyć także nie zapędzaj się tak.- Ostudził go Miłosz.- Także jedzcie żebyście mieli energię. A ty co Huba, na diecie jesteś?
- Hm?
- Pytam czemu nie jesz jajecznicy.
- Ktoś mu chyba wpadł w oko. Od początku jest jakiś roztargniony.- Adam mrugnął do Huberta okiem potem się do niego nachylając:- Tylko pamiętaj: ta ruda jest moja. No chyba, że bardzo ci się spodobała to mogę się przerzucić na blondynę. Mega chuda, ale może przynajmniej będzie gibka.
- Jezu, Adam: nie obrzydzaj mi jedzenia.- Jęknął Włodek.
- Nie wiesz co tracisz Włodek. Chłopak w twoim wieku powinien szaleć a nie tkwić na łańcuchu jakiejś laski. Jest chociaż tego warta?  Skąd wiesz, może ona też korzysta z życia?
- Wiola nie jest jakąś laską, kretynie. I jeszcze raz tak o niej powiesz a stracisz tę ładną buźkę.- Włodzimierz wyglądał na bardzo rozzłoszczonego. Adam pospiesznie zerkając na kumpli zorientował się, że zaskoczył nie tylko jego. Nawet jeśli groźba w ustach niespełna dwudziestopięciolatka młodszego od niego o 6 lat brzmiała więcej niż śmiesznie.
- Okej, spokój. Sory: zapomniałem że twoja święta Wiola to temat tabu.
- Adam…- Wtrącił się Miłosz jak zwykle próbując złagodzić spór.
- No co nic przecież nie mówię. Jedzmy więc.- Adam udając pantomimę zatrzasnął sobie usta kluczem który wyrzucił za siebie skupiając się na posiłku. Zazwyczaj jednak jowialny Dominik spojrzał na swojego młodszego zmiennika z niepokojem. Albo zaczęło mu się udzielać wiercenie dziury w całym tak jak Miłoszowi który matkował całej piątce- również Grześkowi którego tu z nimi nie było-, albo Włodek przesadnie dzisiaj reagował.
A jeśli tak było trzeba było natychmiast dowiedzieć się co mogło być tego przyczyną.

6 LAT WCZEŚNIEJ
Pierwszy tydzień jego pobytu w hotelu minął jak po gruzie, a drugi chylił się ku końcowi gdy Hubert dostrzegł, że taki odpoczynek z dala od wielkomiasteczkowego zgiełku, fanów i paparazzi dobrze mu robi. I po raz pierwszy nie pomyślał o swoim menadżerze jak o ostatnim kretynie, ale człowieku który może wie co robi. Po raz pierwszy pomyślał też o Klarze czując wyrzuty sumienia. Nie powinien był romansować z młodą aktorką, która była żoną innego mężczyzny. Tym bardziej, że wcale jej nie kochał. Nawet jeśli to ona sama zainicjowała ich związek. To był błąd którego będzie żałował do końca swojego życia. Miał dwadzieścia cztery lata, nie był więc totalnym gówniarzem by odepchnięcie jej umizgów nie było możliwe. Ale nie, jemu to jeszcze pochlebiało. Niestety nie mógł niczego cofnąć.
- Cześć, Karol. -Po krótkim pukaniu do pokoju weszła Hania. Jej uśmiech sprawił, że on też pomimo ponurych myśli się uśmiechnął. Od czasu wieczornej rozmowy widzieli się kilkukrotnie gdy przynosiła mu jedzenie bądź sprzątała. Robiła to jednak tak szybko mówiąc o dużej ilości pracy ze względu na rozpoczęcie sezonu, że zamieniali zazwyczaj kilka słów. A Hubert wciąż nie sprostował pomyłki z imieniem nawet jeśli z czasem zrozumiał, że wcale nie była ona próbą flirtu ze strony Hani, a wynikała raczej z braku zainteresowania sportem, co w obecnej chwili było mu na rękę. Nie miał się bowiem za bardzo się czym popisać. Ale z drugiej strony trudno było z twarzą sprostować pomyłkę, więc uznał, że najlepiej będzie jak nie zrobi nic. Nawet jeśli za każdym razem gdy zwracała się do niego obcym imieniem czuł wyrzuty sumienia.- Pewnie się ucieszysz że coś ci przyniosłam.
- Witaj. Chyba nie masz na myśli miotełek i całego zestawu detergentów?- Gestem dłoni wskazał na jej wózek. Dziewczyna pokręciła głową.
- Mam dla ciebie nowe filmy.
- Hm… bez urazy, ale mam nadzieję że nie będzie tam żadnych romansów tak jak ostatnio.
- Nie, nie sądzę…- Hania pospiesznie sięgnęła z wnętrza wózka kilka tytułów przekładając je. Potem spojrzała na niego z konsternacją.- Nie przypominam sobie żebym przynosiła ci romanse.
-  Pearl Harbor.
- Chyba żartujesz: to nie jest film o miłości. A już na pewno nie tylko o miłości.
- Ale Titanic jest. I uprzedzam, że jeśli wyjedziesz mi tutaj z klasyką kina to będę wiedział, że zrobiłaś to złośliwie.
- Zdziwiłbyś się ile ludzi lubi ten film. Pani Kasia, siostra pani Zosi wprost go uwielbia.
- To, że tak jak i ona mam bezsenność, nie znaczy że gust filmowy również mamy ten sam.
- Skąd, to tylko kwestia spojrzenia.- Zaprzeczyła natychmiast jego rozmówczyni jednocześnie kładąc nowe filmy na telewizorze. Który nie był płaski, trzeba dodać, więc było to możliwe. Potem podeszła do wózka wyjmując z niego rękawiczki jednorazowe, szmatkę i jakiś detergent w sprayu. Jednocześnie nakładając te pierwsze na siebie wyjaśniła szybko:- Titanic to film przede wszystkim o miłości, ale stanowi ona prawdziwe tło do melodramatu i tragedii której kulminacja ma miejsce w drugiej części. Dlatego ja dzielę go w ten sposób: część miłosną i katastroficzną, którą z przyjemnością się ogląda. Także jeśli mam ochotę na romans, wybieram początek: dramat: drugą część. Czasami, gdy Gośka upiera się na jego powtórne oglądanie robię z niego nawet komedię, wtedy jest bardziej strawny.
- Więc nie jesteś fanką jak każda kobieta?
- Coś ty.- Zaprzeczyła zdecydowanym ruchem głowy jednocześnie wypowiadając swoją myśl na głos. Następnie psiknęła w ściereczkę środkiem myjącym i zaczęła przecierać meble.- Gdy byłam mała historia Rose i Jacka wydawała mi się być cudownym, najznakomitszym romansem. Pamiętam, że mając kilka lat uważałam nawet, że miłość musi wiązać się z nieszczęściem i śmiercią jednego z bohaterów co zauważ nie jest dobrym wzorcem jaki płynie z tego filmu. Ponadto emigrant i arystokratka? Myślisz, że serio ich miłość miałaby szansę przetrwać nawet w aktualnym świecie?
- Domyślam się, że zaraz mi powiesz?- Szykując się na odpowiedź, Hubert wygodniej umościł się na łóżku poprawiając poduszki.
- Uważam po prostu, że ludzie błędnie interpretują prawdziwy powód dlaczego dwoje ludzi o odmiennych statusach społecznych nie może być razem. Bo tu wcale nie chodzi o pieniądze, ale różnice w mentalności, pojmowaniu różnych rzeczy, wykształceniu a nawet sposobie myślenia jakie między nimi występują. Weźmy taką Rose: młoda, żyjąca w epoce gdzie powinnością kobiety jest posiadanie męża i dzieci, która umie prowadzić salonowe konwersacje i grać na pianinie, zna się na aktualnej modzie, może umie recytować z pamięci kilka wierszy czy namalować pejzaż. Oprócz tego cośtam haftuje jednocześnie nie umiejąc szyć czy cerować ani nie zna się na żadnym innym przydatnym zajęciu- tak jak zresztą każda młoda panna z wyższych sfer wówczas. Może i brawura Jacka a przede wszystkim- cóż tu kryć- jego uroda zrobiła na niej wrażenie, a także fakt że w przeciwieństwie do niej wydawał się być wolny jak ptak, a nie zaręczony z praktycznie nieznajomym cymbałem, ale czy myślisz że próba czasu by to wytrzymała? Jak sądzisz, jak potoczyłyby się ich dalsze losy gdyby Jack przeżył? Ile trwałaby wzajemna fascynacja innością tej drugiej strony?
- Pewnie nie żyliby długo i szczęśliwe?- Hubert tak jak przeczuwał zaczął się świetnie bawić. Brakowało tylko popcornu.
- Nie. Rose po początkowym zauroczeniu szybko zobaczyłaby, że nie ma z Jackiem o czym rozmawiać a on po kilku dniach jedzenia przypalonych ziemniaków stwierdziłby, że nawet świnia jada lepiej niż on. Na dodatek znając cenę jej sukni stanowiącą równowartość kilku miesięcy jego harówki prędzej sam zapędziłby ją do pracy co skończyłoby się awanturą. No i pamiętajmy, że ona nic nie umiała: co miałaby robić cały dzień w domu bez biblioteki i pianina? Szybko stałaby się sfrustrowana i pożałowała swojej decyzji; ba może nawet i zatęskniła za swoim niedoszłym mężem Caledonem Hockley’em? On przynajmniej mógłby zapewnić jej życie na poziomie. A czego mógłby ja nauczyć Jack oprócz ciężkiej pracy której znaczenia nie rozumiała? Plucie na odległość może i było fajne ale dobre na raz. Ponadto nie zapominajmy, że na początku filmu chciała rzucić się w odmęt oceanu: nie była więc do końca poczytalna. A nawet jeśli potraktujemy ten wybryk jako coś mało rozważnego i impulsywnego nie świadczy to o najlepiej bo sugeruje skłonność do popadania w przesadę; z kolei jeśli krok był przemyślany to jej psychika już wtedy była mocno rozchwiana. No i weź pod uwagę…hej, śmiejesz się ze mnie?- Robiąc psychoanalizę głównych bohaterów, Hania ścierała kurze z figurek oraz powierzchni mebli dlatego odwrócona była tyłem do rozmówcy. Gdy jednak usłyszała parsknięcie spojrzała na prawie krztuszącego się ze śmiechu Huberta. Momentalnie poczuła się głupio. W jego towarzystwie zapominała że nie jest z Anką czy Patrykiem.
- Nie z ciebie. Ale robiąc z ikony romansu i praktycznie archetypu kobiecego wzorca miłości na niczym nie znającą się wariatkę….to po prostu przechodzi moje pojęcie. No i co tu kryć jestem zaskoczony, że nie lubisz romansów: masz ile osiemnaście? Dziewiętnaście lat? Skąd te rozczarowanie życiem i miłością?
- Dwadzieścia.- Odparła z dumą jakby to świadczyło o jej powadze i znajomości świata po raz kolejny rozśmieszając tym Huberta.- I to, że nie przepadam za Titanikiem nie znaczy, że jestem rozczarowana życiem albo miałam nieprzyjemności w swoich związkach. Wręcz przeciwnie: jestem bardzo otwarta na świat i innych ludzi. Nie chodzi też o to, że nie lubię romansów jako takich. Bo nie znoszę, ale tylko tych nierealnych. No i lubię gdy bohaterowie choć trochę się poznają zanim stwierdzą, że są w sobie zakochani, rozumiesz? Zamienią kilka słów, zwyczajnie spędzą z sobą czas, pokłócą się o coś dla nich ważnego, wartego obrony swoich racji a nie z powodu faktu, że druga strona nie odpisała dość szybko na wiadomość czy nie odebrała połączenia. Gdyby mi ktoś po jednym tygodniu, ba: nawet miesiącu powiedział że mnie kocha…od razu wiedziałabym że to koleś nie dla mnie. Bo jak można kogoś poznać po tym czasie? Wiedzieć o czym marzy, dokąd dąży, co sprawia że się uśmiecha, a czego się boi? Wyznawanie miłości mylonej z zauroczeniem tylko spłyca taki związek zrównując go z poziomem powierzchownej znajomości nie pozwalając mu nawet wejść na wyższy etap.
- Więc? Jaki film romantyczny jest twoim ulubionym? Chyba migasz się od odpowiedzi.
- Wcale nie, dzielę się tylko swoim zdaniem. Więc pytasz o film romantyczny który mi się podoba…Hm…uważam że Love story jest fabularnie dobrym filmem o miłości.
- Ta ekranizacja Segala? Czy tam też nie było przypadkiem mowy o mezaliansie?
- Zgadza się, ale zanim zwietrzysz hipokryzję chcę dodać, ze choć Oliver był zamożny, a Jennifer uboga, to jednak z racji studiowania w tym samym miejscu mieli wspólne zainteresowania i o czym dyskutować. I ich znajomość rozwijała się w kolejnych etapach od początkowej niechęci, poprzez przyjaźń aż do miłości. Nawet będąc małżeństwem wciąż pracowali nad związkiem.
- Niech ci będzie: coś jeszcze?
- Może to mało popularne, ale lubię Nad Niemnem: tam relacja ludzi którzy się poznają jest pięknie ukazała. Justyna zakochana w fircyku Korczyńskim tylko dzięki rozmowom odkrywa w Janie mężczyznę swojego życia. A jej przemiana i rozterki uczuć są pokazane w taki sposób, że ja ją kupuję. I cała ta otoczka: piękne krajobrazy, muzyka no i poglądy z którymi można się zgodzić: zalety pracy u podstaw, krytyka kosmopolityzmu, czy braku patriotyzmu. Nie wspominając o walorach historycznych i ukazaniu położenia dwóch odmiennych klas społecznych…Podoba mi się też wątek miłosny w Annie Kareninie między Kitty a Lewinem: to znaczy to że najpierw uważa, że kocha Wrońskiego, ale na szczęście później się opamiętuje.
- Hej, wydaje mi się że to wszystkie wymienione przez ciebie tytuły to ekranizacje.
- Tak, bo moim zdaniem chyba najlepiej ukazany rozwój uczuć pokazują książki: tam znamy myśli bohaterów, ich rozterki. Choćby taki „Błękitny zamek” Montgomery czy „Miłość przychodzi powoli” Janette Oke. Albo Dziewczyna i chłopak- wszystko na opak. Przepadam też za Jane Eyre czy Dumą i uprzedzeniem jak chyba większość kobiet. Ale romans nie jest moim ulubionym gatunkiem filmowym. Lubię filmy biograficzne i przygodowe, pewnie nie będę zbyt oryginalna mówiąc o Sherlocku Holmesie. A także te nieszablonowe, nieoczywiste, które potrafią zaskoczyć.
- Przynajmniej teraz rozumiem pozostałe tytuły które przyniosłaś: Przełęcz ocalonych, Siła i honor, Niezłomny…wszystkie na faktach.
- Zgadza się, ale akurat te filmy to miłość pana Zbyszka, który był żołnierzem na froncie podczas II Wojny Światowej…
Hania zaczęła opowiadać mu o jednym z gości systematycznie odwiedzającym ośrodek, o jego życiu i żonie która zmarła kilka lat wcześniej. I choć wcześniej Hubert nie dałby wiary, że ta historia go pochłonie zrobiło mu się smutno. Koleś walczył za nasz kraj a teraz jedyne co go spotkało to życie w samotności za nędzną emeryturę. Jak wielu innych pewnie zresztą też. Szybko jednak musiał skupić się na czymś innym, gdy Hanka wciągnęła go w dyskusję na temat jego ulubionych filmów. Nie popisał się oryginalnością stawiając na te z Jackie Chanem, Jasonem Stathamem czy horrory z Freddym Kruegerem. Ale lubił je oglądać i nie widział powodu by skłamać siląc się na górnolotność wspominając o filmach Pedro Almodóvara czy Christophera Nolana. Inna sprawa, że naprawdę rzadko oglądał telewizję: zwyczajnie nie miał na nią czasu. Po treningach czasami bywał tak zmęczony, że zasypiał po kilku minutach wprowadzenia. Hania zresztą nie skrytykowała jego wyborów sama chwaląc kreację Chana w Godzinach Szczytu będąc pod wrażeniem jego umiejętności walki czym go zaskoczyła. Zapoczątkowało to nawet dyskusję na temat najbardziej efektownej filmowej sceny walki, która to z kolei rozpoczęła dyskusję na temat jej autentyczności.  Na koniec dyskutowali już o samych Chackiem jako człowieku niezwykle odważnym: w końcu nie decydował się na dublera wielokrotnie narażając się na różne kontuzje. Potem Hania dodała, że lubi ludzi którzy mają pasję (mając na myśli sztuki walki Chana, nie jego umiejętności na boisku wciąż nieświadoma kim naprawdę jest), bo ona sama nie jest szczególnie utalentowana. Powiedziała to jednak mimochodem chwilę później mówiąc o czymś innym, tak że Hubert nie zdążył nawet zaprzeczyć. Bo choć znał ją powierzchownie nie mógł nadziwić się jej umiejętnościom interpersonalnym i łatwości konwersacji na każdy temat. Czy on sam czuł się od niej lepszy lub powinien czuć bo miał pasję do gry w siatkówkę? Pasję, którą zawdzięczał nie tylko ciężkiej pracy ale również talentowi? Odpowiedź brzmiała: nie. Smutne było to, że do tej pory tak właśnie czuł. Nie tylko wobec Hani, ale również i innych. Traktował z góry wszystkich pracowników hoteli, restauracji czy obsługi nie widząc w nich ludzi, ale kogoś kto za odpowiednie pieniądze spełnia jego zachcianki bo to ich zakichany obowiązek. Oczywiście nie był dla nikogo niegrzeczny, skądże. Zostawiał też sute napiwki. Ale gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedziałby mu, że będzie wyczekiwał chwili rozmowy z pracownicą hotelu nie po to by ją poderwać ale zwyczajnie pogadać, nawet o książkach czy filmie…to byłoby nie do pomyślenia. Uważał się też za lepszego zawodnika niż jego kumple z drużyny (w końcu był najmłodszym seniorem w reprezentacji), bardziej wartego uwagi medialnej celebryty niż aktorzy czy piosenkarze i niezrównanego mężczyznę niewartego żadnej kobiety. To dlatego pełen pychy przyjął awanse starszej od siebie od dwa lata mężatki chcąc posmakować zakazanego owocu i zagrać na nosie jej mężowi. Czy chociaż raz o nim pomyślał? Czy zastanowił się co musiał czuć ten mężczyzna? I jak to może się dla niego skończyć?
Hubert zaczął rozmyślać nad tymi sprawami do których natchnęły go rozmowy z Hanną. Dlatego gdy pod koniec tygodnia zgodnie z zapowiedzią w hotelu zjawił się jego manager, Hubert czuł że wreszcie jest w stanie porozmawiać z nim jak mężczyzna a nie jak chłopiec którym w istocie był. I chciał mu powiedzieć o wszystkich swoich przemyśleniach, o żałosnych wyborach kumpli którzy pławili się w jego chwale ściągając go na dno, o rodzicach których tak naprawdę nie miał, o swojej przyszłości w reprezentacji, o tym jak nic nie warty się czasami czuje próbując szukać swojej wartości u innych- teraz to nareszcie zrozumiał. I wierzył, że Staszek Wańka pomoże mu osiągnąć to co chce; że niczym biblijny ojciec przyjmie marnotrawnego syna choć ten sprawił mu tyle bólu. I że pomoże mu skupić się tylko na sporcie.
Niestety, gdy manager zjawił się w hotelu po raz kolejny roztrzaskał jego życie w drobny mak nawet nie dając mu szansy się powiedzieć tego co zrozumiał dzięki pobytowi w hotelu.
- Przykro mi stary, ale mam dla ciebie dwie złe wiadomości.- Zaczął na wstępie tuż po przekroczeniu progu jego pokoju.- Jedna dotyczy twojej sfery prywatnej a druga zawodowej.
- Dobra: dawaj. Rozumiem, że chodzi o Klarę?
- Tak. Jej mąż wniósł o rozwód; ona oskarżyła go o znęcanie się: ogólnie do prasy wyciekło wiele brudów, w tym…
- W tym co?
- Te z tobą w roli głównej.
- Co masz na myśli?
- A jak myślisz, idioto?! Ile razy cię przed tym ostrzegałem, co? Mówiłem ci, że to typowe nie tylko dla lasek jej pokroju ale wszystkich próbujących wyłudzić trochę kasy od naiwnego barana a ty dałeś się złapać nawet nie jak zwyczajna rybka, ale niczym ostatni osioł.- Choć Hubert zaczął się już domyślać o co może chodzić i serce zaczęło bić mu jak oszalałe, musiał być pewien.
- Co masz na myśli?
- Waszą sex taśmę, kretynie. Właśnie wracam ze spotkania z twoim trenerem: gdy ta informacja wypłynęła do gazet chciałem jak najszybciej zminimalizować jej skutki. Ale co mogłem zrobić? Znasz Pilarczyka, te jego zasady moralne które trzeba zachowywać w drużynie i unikanie skandali. Także gratuluję: właśnie dostałeś karę nagany oraz karę zawieszenia w prawach zawodnika na okres 6 meczów reprezentacji Polski w najbliższych mistrzostwach. Z możliwością jego przedłużenia, a to się z pewnością stanie jeśli do prasy wypłynie jeszcze inna informacja. Co ja mówię: jeśli? Powinienem chyba powiedzieć: „kiedy”.
- Jaka?
- Taka, że za siedem miesięcy zostaniesz tatusiem.

OBECNIE
Przygotowania do zorganizowania pierwszego w tym sezonie grilla były bardziej żmudne niż sądziła Hania. Co prawda trawnik po skoszeniu prezentował się jak należy, grill też nie zaskoczył nagłą awarią, ale ustawienie ławek i krzeseł nastręczyło niemało trudności. I wymagało czasu. Dlatego razem z Paulą podjęły decyzje o zrezygnowaniu z namiotu i zjeżdżalni dla dzieci dzisiejszego wieczora- rozstawią go w innej wolnej chwili. A przynajmniej tak było do czasu gdy koło godziny siedemnastej w pensjonacie nie zjawił się Kacper.
Jego wizyta zaskoczyła Hanię, bo przecież spotkali się zaledwie wczoraj omawiając wszystkie niezbędne sprawy biznesowe. A Piękniś od dawna nie interesował się tym miejscem na tyle by wpadać tu codziennie, tym bardziej mimochodem ofiarując swoją pomoc przy rozstawianiu stelaża namiotu gdy poinformowała go o tym, że ma ręce pełne roboty więc nie znajdzie czasu na bzdurną pogawędkę z nim. Musiał czegoś chcieć, myślała Hanka. Te spontaniczne wizyty zazwyczaj nie zwiastowały niczego dobrego: w najlepszym razie stanowiły doskonałą okazję do połajania jej sposobu zarządzania, traktowania pracowników, gości czy nawet krytyki godzin serwowania posiłków. Na razie jednak postanowiła korzystać z okazji i pozwolić mu w końcu do czegoś się tutaj przydać. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy gdy podczas wspólnej pracy nie padło pytanie o miejsce pobytu sportowców. Ach, więc chodziło tylko o zdobycie autografu i spotkanie gwiazd a nie kolejną dyskusję o nierentowności hotelu przez jej złe zarządzanie…By ukryć rozbawienie, Hania udawała że wcale nie dostrzegła rozczarowania na twarzy swojego towarzysza odpowiadając, że wyruszyli w góry po śniadaniu i do tej pory nie wrócili. Potem podzieliła się swoim rozbawieniem z Paulą oraz Gośką, która po skończonej pracy sama zaofiarowała się do pomocy przy przenoszeniu ogrodowych mebli. Chichotały przy tym jak głupie, aż Kacper chyba domyślił się, że jest bohaterem ich szeptanych rozmów bo poprosił ją o bezpośrednią pomoc w mocowaniu rurek. Tuż po wyrażeniu zgody, Hania odwracając się tyłem do swojego wspólnika, zrobiła przedtem minę rozpaczy to koleżanek, po czym posłusznie zaczęła wkładać rurki do warstwy zewnętrznej namiotu.
Tak jak sądziła, Kacper nie byłby sobą gdyby nie krytykował jej umiejętności czytania instrukcji obsługi czy sposobu w jaki składała namiot. Potem krytykował jej mniej bezpośrednie działania sugerując, że nie powinna tak późno brać się za organizację grilla który planuje zrobić już dzisiaj, że to nieprofesjonalne podejście, tym bardziej że pora kolacji już za kilkadziesiąt minut a namiot będą jeszcze składać co najmniej godzinę…Przerywał swe pretensje tylko wtedy gdy z oddali dostrzegał spacerujących gości wtedy serwując uśmiechy i miło się z nimi witając włączając tryb, który Hania zwała trybem „czarusia”. Już dawno uodporniła się na jego zarzuty, co jednak nie sprawiało, że stawały się mniej irytujące. Przecież to logiczne, że gdyby miała więcej pracowników byłaby w stanie zorganizować wszystko na grilla dla gości szybciej. Ale ich nie miała, bo nie mogła sobie na to pozwolić nie z potrzeby źle pojętych oszczędności i napychania kieszeni sobie, ale zwyczajnego braku funduszy. Co ten dupek doskonale wiedział. Jakim prawem więc mówił o tym w sposób który sugerował jej nieodpowiedzialność w tej kwestii albo wręcz beztroskę? Gryząc się w język po raz kolejny tego popołudnia wmawiała sobie że mimo wszystko jego wizyta wniosła coś dobrego w postaci złożonego namiotu. Gdy goście posiadający dzieci w porze kolacji zaczęli zjawiać się na terenie hotelu, maluchy od razu kierowały się do ogrodu wykazując zainteresowanie nowymi atrakcjami (nawet jeśli Hania przez wzgląd na ich bezpieczeństwo nie mogła pozwolić na pełną zabawę: zjeżdżalnia choć nieduża musiała być złożona w całości i przetestowana).
Jakiś czas później, grill został już uruchomiony, a duża część gości skorzystała z okazji jedzenia na zewnątrz. Tylko nieliczni tacy jak sześćdziesięcioletnia pani Stasia przepraszając poprosiła o podanie kiełbaski w części jadalnej hotelu. „Mimo lata wieczory są jeszcze zimne a mój artretyzm w czasie ochłodzenia bardziej daje mi się we znaki”, wyjaśniła gwoli usprawiedliwienia dodając przy tym, że nawet sypia w grubych skarpetach i swetrze. Wówczas Hania zaproponowała, że poprosi o zwiększenie temperatury w jej pokoju, co starowinka przyjęła z wdzięcznością. Zadowolona Hanna poszła więc do jej pokoju spełnić obietnicę. Zaraz potem zbiegając po schodach, miała zamiar powrócić do swoich obowiązków podawania kiełbasek na zewnątrz. Tyle, że skręcając tuż przy wejściowych drzwiach, natknęła się na swoich sportowych gości. Jak zwykle w pierwszej chwili widok Huberta nieco wytrącił ją z równowagi: tym bardziej że z racji faktu iż szedł pierwszy prawie by na niego wpadła. Na szczęście udało jej się uniknąć bezpośredniego zderzenia: może dotknęli się przelotnie ramionami. A może przelotny dreszcz który poczuła był tylko efektem zmiany temperatury gdy wchodziła z budynku na  dwór? Tak, na pewno tak właśnie było. Przecież nie mogło to oznaczać, że ona..
- Przepraszam.
- Przepraszam.- Rzucili wtedy jednocześnie przez moment patrząc sobie w oczy. To jednak wystarczyło by wybić ją z rytmu, by w ciągu kilku sekund zauważyła jego rozczochrane włosy i pełne usta. By w jej głowie pojawiła się głupia myśl, że choć wygląda na zmęczonego i cały dzień spędził najprawdopodobniej spacerując po górach, to wciąż prezentuje się bardzo dobrze. Śmieszne, że to w ogóle przyszło jej do głowy.
- O, witamy panią właścicielkę.- Głos szczerzącego się od ucha do ucha Dominika pozwolił skupić jej się na teraźniejszości. Hania odwzajemniła jego uśmiech odwracając wzrok od Huberta.- Jestem wykończony, bo ten idiota Miłosz postanowił skorzystać z pani porannej propozycji na połączenie szlaków: poszliśmy pieszo od Wodogrzmotów Mickiewicza do schroniska nad Morskim Okiem, potem Czarnego Stawu i Rysów. Z powrotem też pieszo. I miałem nawet panią zrugać po przyjeździe tutaj, ale ten boski zapach kiełbasek…do tego zimne piwo i wybaczę pani całkowicie.
- To mogę zapewnić. Ale muszę ostrzec panie Dominiku, że serwujemy tutaj tylko piwo bezalkoholowe.
- Serio? Złamała mi panie teraz serce.- Odparł jej szczypiornista efektownie chwytając się dłonią za serce.
- Niech pani nie słucha tego biadolenia.- Wtrącił się Miłosz.- Ten wielkolud potrafi marudzić jak małe dziecko. Gdybym nie widział jak potrafi atakować na boisku naprawdę miałbym go za słabeusza i mięczaka.
- A szlak był piękny, miała pani rację.- Dodał Włodek.- Prawda, Hubert?- Szczególnie wzdłuż szosy na Morskie Oko obok Czerwonego Stawu.
- Tak.- Mrugnął tylko Skrzynecki nie dodając nic więcej by nie przedłużać rozmowy z Hanką. Rozbawiło to pozostałych, którzy zgodnie parsknęli śmiechem. W końcu nie raz czy dwa to właśnie przez Hubera musieli się zatrzymywać bo ten chłonął te niezwykłe krajobrazy całym sobą przypominając sobie o poszczególnych miejscach o których kiedyś z fascynacją opowiadała mu właśnie Hanka. Konfrontując przy tym swoje wyobrażenia o tych miejscach z rzeczywistością.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?- Adam dobrodusznie klepnął Huberta w plecy.- Nasz Hubcio to prawdziwa skarbnica wiedzy o legendach o Morskim Oku którymi raczył nas podczas większości drogi…swoją drogą to skąd ty je do diabła znasz? Ja nigdy nie słyszałem o żeglarzu który się rozbił i znalazł skarb. Ani o jego nazwach. - Ostatnie z pytań skierował nie do Hanny, ale właśnie Skrzyneckiego. Ten, początkowo zażenowany tym co mówili koledzy nagle zapragnął powiedzieć prawdę.
- Kiedyś opowiadała mi o tym pewna dziewczyna.- Oznajmił znów przenosząc wzrok w niebieskozielone oczy Hanki. Był przy tym ciekaw czy choć trochę ją zakłopota, czy będzie się zastanawiała czy nie wyzna czegoś więcej, czy nie zdradzi tego co ich łączyło, ale…ona wydawała się być spokojna. Tak cholernie spokojna. To go wkurzyło- jeszcze zanim usłyszał za sobą irytujący głos jej męża- bo przypomniał sobie że przecież nie był pierwszym frajerem którego wystrychnęła na dudka: musiała mieć więc skrzywiony kręgosłup moralny nawet jeśli wydawało się, że jest inaczej. Nawet jeśli z tej niewinnie wyglądającej twarzy patrzyły na niego oczy zdające się nie potrafić kłamać.
- Hanka, co ty do diabła tam robisz tak długo?! Kiełbaski zaraz…O witam panowie.- Uśmiech Kacpra prawie spowodował u Huberta odruch wymiotny. Próbując jednak nie ulegać pierwszemu wrażeniu i bezpodstawnej niechęci postanowił, że od teraz przestanie być gburem i zacznie włączać się w rozmowy: nie tylko z Hanką ale i jej mężem. Umknęła mu przy tym zmiana tonu gdy po skręcie do wejścia Kacper ich zauważył. Nie umknęła ona jednak Miłoszowi, któremu nie spodobała się irytacja pobrzmiewająca w głosie właściciela gdy ten zwracał się do swojej żony nie mając pojęcia o ich obecności.
- Jasne, już idę.- Powiedziała Hania do Pięknisia.- I zapraszam gdy tylko choć trochę się odświeżycie.- Dodała na odchodne do sportowców pozostawiając ich z jej znielubionym wspólnikiem.
Minęło może pół godziny gdy piątka reprezentantów kraju w sporcie zjawiła się w ogrodzie. Od razu zwrócili uwagę na urok rozmieszczonych wzdłuż ścieżki ławek, bawiące się w namiocie dzieci oraz miłą biesiadną atmosferę. Hubert oczywiście odruchowo zwracał też uwagę na Hankę która co i rusz podchodziła do niektórych stolików by donieść kiełbaskę bądź pieczywo- co go irytowało- ale postanowił przestać w ogóle o tym myśleć. A jeśli już to chłodno i z dystansem. Tak, pokiwał do siebie samego głową stawiając sobie „diagnozę”. Podobała mu się kiedyś: to przecież zupełnie normalne że wciąż niezupełnie naturalnie reagował na jej obecność (a przynajmniej tak sobie mówił). Gdy jednak zajadał się smaczną kiełbaską nie mógł nie zwracać uwagi również na jej męża zastanawiając się co też mogła w nim widzieć: ten cały Kacper również był niezłym czarusiem i sprawdzał się jako właściciel hotelu. ale w przeciwieństwie do Hanki (choć on sam już jej nie lubił) musiał przyznać, że w jej przypadku kontakt z ludźmi wydawał się być bardziej naturalny, a odpowiedzi na pytania bardziej szczerze. Kacper natomiast komplementował na prawo i lewo co musiało być wymuszone. W końcu nie da się twierdzić i powtarzać każdej kobiecie, że jest najpiękniejsza. I uśmiechać tak szeroko przez cały czas by mogło to być szczerze. Po prostu się nie da. Skurczybyk był w tym wszystkim za gładki.
- Jej Hubercik, powiesz wreszcie co tak zaprząta ci myśli?- Pytanie zasygnalizowane pstryknięciem palca, zakończyło rozmyślania Skrzyneckiego. To Adam najwyraźniej zniecierpliwiony jego brakiem włączenia się w rozmowę zdecydował się przywołać go do porządku.- Albo kto?
- W przeciwieństwie do ciebie ja nie myślę tylko o laskach.- Odparł mu Hubert czując, że kłamie. Ale jednocześnie obiecał sobie, że nie będzie tracić czasu nad rozmyślaniem o Hance. Tym bardziej, że była mężatką. A przypadkowe dotknięcie kiedy na siebie wpadli powiedziało mu, że fizyczność tego co do niej czuł nie do końca mu minęła.- Nie mam zamiaru znowu uganiać się za…kobietami.- Dokończył, bo w ostatniej chwili udało mu się zamienić słowo „mężatkami” na „kobietami” nie wypowiadając swoich myśli na głos. Bo przecież po tej całej aferze z Klarą i związanych z nią konsekwencjach, Hubert obiecał sobie, że zmieni swoje podejście do płci pięknej i związków. Pierwszą naczelną zasadą było: nigdy więcej romansu z mężatkami bez wyjątków. Koniec kropka. Nawet jeśli kobieta która mu się podoba jest jeszcze w formalnej separacji z mężem po prostu się w to nie pakował. Umiał uczyć się na błędach. Wraz z tą myślą w jego głowie pojawiła się uśmiechnięta twarz Hanki  w młodszym wydaniu siedząca po turecku w jego pokoju, gdy z przekornie przechyloną głową mówiła:
Wiemy, że coś nas sparzy albo będzie potwornie bolało, ale chęć doświadczenia tego jest jakoś perwersyjnie kusząca. Chociaż moja mama lubi powtarzać, że mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach a tylko ci głupi na swoich. I pewne to prawda, ale z drugiej strony- gdzie tu cała frajda z popełnienia głupstwa?
Gdzie tu frajda z popełnienia głupstwa?
 Cholerna kusicielka z niewinną minką…
- O, a więc któraś wpadła…- Ucieszył się Adam. – No nareszcie brachu: z Kingą rozstałeś się parę miesięcy temu, więc już najwyższy czas ruszyć na polowanie.
- Dlaczego ty zawsze mówisz o kobietach jak o zwierzynie łownej? To mega prostackie. – Zaopiniował Włodek.
- Przypominam ci tylko, że gdy przy śniadaniu mówiłem o nich wprost, też nie przypadło ci to do gustu, dzieciaku.- Mówiąc to piłkarz żartobliwie poczochrał włosy na głowie Włodka.
- Zabieraj te łapy…
- Dobra, Hubert więc która to?
- Żadna. Po prostu obserwuje to miejsce, bo jest takie inne od innych nie uważacie?- Wymigał się na poczekaniu. Jak zwykle wydawało mu się, że wszędobylski wzrok Miłosza sięga głębiej niż myśli, ale postanowił zignorować to odczucie.
- Rzeczywiście.- Podchwycił Dominik.- Bardzo tu domowo i mimo wszystko kameralnie, choć ze smakiem. Czasami nawet nie mam wrażenia że jestem w hotelu: tak jak teraz. Do tego te jedzenie…gdzie w dzisiejszych czasach serwują jeszcze taką swojską kiełbachę ze świeżutkim chlebkiem?- Zachwycił się jednocześnie podnosząc ów pajdę i zaciągając się jej zapachem.- Nawet jeśli nie wtoczę się na boisko za parę miesięcy to jest to tego warte.
- Nawet bez piwa bez procentów?- Zażartował Włodek. Adam natomiast zauważył coś innego:
- Ale zwróciliście uwagę na tych ludzi tutaj? Chodzi mi o to, że nikt do nas nawet nie podszedł zachwycając się sportowymi osiągnięciami. I zanim zaczniesz jakąś oratorską przemowę na temat miłości własnej Miłosz, to chciałem tylko zaznaczyć, że choć to miłe i wcale nie tęsknię za brakiem uwagi, to jednak ci ludzie muszą wiedzieć kim jesteśmy.
- Masz rację.- Zgodził się Włodek.- To dziwne: nawet podczas wędrówki w górach i wizycie w sklepie zostaliśmy proszeni o podpisy.
- A więc nieuważnie słuchaliście właścicielki, bo już pierwszego dnia zapewniła nas, że znajdziemy tutaj spokój i nikt nie będzie nam przeszkadzał.- Wyjaśnił Miłosz na moment przerywając jedzenie.- Myślę więc, że to nie były czcze zapewnienia ale nieopisana zasada tego hotelu. Gdy spotkałem ją przed bieganiem powiedziała też, że to miejsce jest przeznaczone tylko dla ludzi którzy umieją docenić piękno gór…albo coś w ten deseń. Delikatnie zasugerowała przy tym, że jesteśmy tu jednymi z pierwszych nazwijmy to bardziej znanych postaci. Może więc brak zainteresowania jaki budzimy wynika z tego faktu.
- Hm…może.- Przytaknęli mężczyźni. Hubert już myślał, że zażegnał zainteresowanie swoją osobą podrzucając inny temat i że Miłosz dał się zwieść, ale następna wypowiedź kolegi dowiodła iż jest zupełnie inaczej.
- A propos samej właścicielki: ona również jest niezwykłą ozdobą tego miejsca, prawda? Zgodzisz się ze mną Hubert?  

czwartek, 26 marca 2020

Druga szansa: Rozdział IV

- Wstawaj ty leniu, dochodzi ósma rano!!!- Krzyknął Hubertowi do ucha Miłosz. Potem roześmiał się gdy tamten odepchnął go tak, że klapnął tyłkiem na dywan. – No wstawaj, zaraz przegapimy śniadanie. A ty na dodatek powinieneś być głodny skoro darowałeś sobie wczoraj nawet kolację.
- O ile pamiętam, to kuchnia jest otwarta do dziesiątej. A jak nie, to pojadę do miasta i tam coś kupię; daj mi spać.- Odburknął mu rozespanym głosem Skrzyneczki.
- Zapomniałem jaki z ciebie leń: aż dziw że słuchasz trenera i stosujesz się do jego rad. Ale jak chcesz zachować formę do czasu rozpoczęcia sezonu sypiając do południa?
- Moja forma nie ma już żadnego znaczenia.- Westchnął ciężko Hubert na moment pogrążając się w czarnej dziurze jaką jawiła mu się własna przyszłość.
- Użalanie się nad sobą ci nie pasuje.- Skomentował to Miłosz. Hubert zacisnął mocno usta by w ten sposób powstrzymać się od ubliżenia koledze mówiąc coś, czego mógłby później żałować. A przecież Miłosz na to nie zasłużył. Nie miał bowiem pojęcia o tym, że odnowa kontuzji wyklucza możliwość kontynuowania przez niego dalszej zawodowej kariery siatkarskiej; że nie wystarczy tylko rehabilitacja i pozytywne nastawienie. I że wcale nie chodzi o to, że trener wstępnie- być może coś podejrzewając- rozmawiał z nim o sprawdzeniu umiejętności jego zmiennika umieszczając go w pierwszym składzie. Ale jak miał powiedzieć to wszystko Miłoszowi? Skoro teraz kumple obchodzili się z nim jak z jajkiem jak będą się zachowywać wtedy gdy poznają prawdę? Już wolał by myśleli że jego stan wynika z urażonej godności decyzją trenera płynącej z egoizmu i wybujałej miłości własnej aniżeli się nad nim użalali. Gdy resztki alkoholu wyparowały z jego głowy zdał sobie sprawę, że z dużym prawdopodobieństwem nawet ten „spontaniczny wyjazd” wcale nie był aż tak spontaniczny. Pewnie jego manager coś wyniuchał, pomyślał Hubert. Zauważył że był załamany nawet jeśli jemu samemu wydawało się, że podczas ostatniej rozmowy z nim zachowywał się normalnie. Ale Adrian nie dał się zwieść.  
- Nie użalam się nad sobą: po prostu chcę pospać skoro rzekomo jestem na ostatnich wakacjach przed sezonem siatkarskim. Potem czekają mnie mordercze treningi.- Taaaa, jasne. Już widział te treningi gdy lekarz kadry zobaczy jego dokumentację medyczną. Na bank nie da mu wejść na boisko skoro nie wiadomo w której chwili może zawieść drużynę.
- Posłuchaj, wiem że nie jesteś gotowy o tym gadać.- Nie dał się zbić z pantałyku Miłosz. Hubert natomiast zastanawiał się jak długo uda mu się utrzymać własny stan w tajemnicy. Ile czasu minie nim jego lekarz podzieli się informacją z jakimś swoim współpracownikiem a ten sprzeda tego newsa do gazet. I przecież musiał powiedzieć trenerowi prawdę jeszcze przed sezonem: nie wspominając o tym, że przed zawodami będzie musiał poddać się badaniom przez lekarza kadry siatkarskiej. A nawet jeśli jakimś cudem uda mu się tego uniknąć to nikt kto zna się na siatkówce widząc jego grę nie będzie miał wątpliwości. Wtedy prawda wyjdzie na jaw tak czy inaczej. Inna sprawa, że nie mógłby oszukać trenera ani tym bardziej drużyny. Po prostu postąpiłby wtedy jak egoistyczny dupek sprowadzając na nich wspólną porażkę. Ale już rok temu gdy staw kolanowy dawał mu się we znaki na boisku sprawiając, że w ostatniej połowie finałowego meczu musiał zejść z boiska, niejeden lekarz przed rehabilitacją informował go, że długo tak nie pociągnie sugerując, że dla niego samego dobrze byłoby gdyby miniony sezon by tym ostatnim. On jednak uparł się, że wszyscy się mylą: że to zwykła odnowa kontuzji: dwa lub trzy miesiące i po problemie. Z czasem, gdy postępy nie były tak szybkie jakby na to liczył- co zapowiadali zresztą lekarze- pocieszał się, że najwyżej zagra jeszcze jeden sezon. Jeden super sezon i odejdzie z godnością a nie jak przegrany. Zwłaszcza, że ten poprzedni nie był dla niego zbyt udany; sam musiał przyznać że grał bardzo nierówno. Hubert nie chciał być pamiętany jako przeciętniak którego karierę przerwała kontuzja: chciał odejścia w glorii i chwale należnej sportowcowi należnej za jego liczne wyrzeczenia i osiągnięcia. W końcu miał się czym chwalić. Niejeden trzydziestolatek w jego wieku pracował w byle jakiej pracy i mieszkał w byle jakim mieszkaniu. A on zdobył tytuł mistrza juniorów w wieku 19 lat wywalczając razem z drużyną również tytuł mistrza świata drużyn do 21 lat. Do tej pory pamiętał ten moment gdy  tuż po finałowym meczu trener przekazał mu informację, żeby nie liczył na odpoczynek, bo za kilka dni dołączy do kadry seniorów szykujących się do mistrz Europy. I tak: on, niespełna dwudziestoletni chłopak zagra w reprezentacji narodowej obok takich gwiazd jak Fabian Drzyzga, Łukasz Żygadło, Zbigniew Bartman czy Dawid Konarski jako najmłodszy siatkarz w historii. To było coś więcej niż spełnienie marzeń: to był sen, w którym wraz z drużyną zdobyli dwa medale świata i trzy złote medale Europy z którego teraz po niespełna dekadzie ta cholerna kontuzja go wybudziła. I co miał teraz począć? Tak po prostu zejść ze sceny pokonanym przez własne ciało by ludzie zapamiętali go jak przegranego? Przecież nikt po fakcie nie będzie pamiętał o tych sukcesach mówiąc o nim wyłącznie w kontekście kontuzji i brutalnie przerwanej kariery sportowej. Bo liczyło się nie to jak zaczął, ale jak skończył. Zawsze.- Ale z drugiej strony Hubert: uważam że jeśli to z siebie wywalisz będzie ci łatwiej.
- Miłosz zejdź ze mnie. Tu nie ma do cholery o czym gadać: miałem kontuzję, nie ostatnią i nie pierwszą: wiemy na co jesteśmy narażeni z racji wykonywanego zawodu. Ty sam dwukrotnie miałeś wybity bark i zerwane ścięgno, prawda? A pomniejszych stłuczeń i skręceń nawet nie będę liczyć.
- Tak, ale wiem o twojej ambicji: ty zawsze musisz dać z siebie sto procent, zawsze być najlepszy. Tylko uważaj żeby ona za bardzo nie urosła i cię nie zgubiła.
- Jezu, już od rana zaczynasz z tymi swoimi gadkami?! Dobra, dobra: już wstaję, tylko błagam: skończ te mędrokowanie. – Wykrzyczał Hubert otwierając w końcu oczy. Potem przeciągnął się siadając na łóżku i spojrzał na sportowy strój kolegi.- Biegałeś?
- Aha. I podziwiałem wschód słońca. Udało mi się nawet zamienić parę słów z właścicielką. Chyba też jest rannym ptaszkiem, bo mega wcześniej zaczyna pracę. Było po szóstej gdy ją spotkałem.
- Może dba o interes.- Skomentował to tylko Hubert, choć zaczął się zastanawiać czy Hanka wciąż mieszka na ostatnim piętrze hotelu tak samo jak 6 lat temu z matką w trzech przerobionych hotelowych pokojach: jednym na kuchniosalon i kolejnych na dwie sypialnię. Nie wiedzieć czemu był więcej niż pewny, że tak jest. Przynajmniej zanim przypomniał sobie o „drobnym szczególne” zwanym jej mężem. Z tym całym Kacprem musiałoby być im być tam ciasno.
- Pewnie tak. Ale widać, że to lubi: od rana uśmiech nie schodził jej z twarzy. Dobra, idę pod prysznic. A ty zastukaj do chłopaków: niech też zbierają tyłki. Po śniadaniu zwiedzimy trochę pięknych okolic. To powinno ci dobrze zrobić.- Hubert niechętnie przytaknął. Najpierw jednak sięgnął po telefon i wykręcił numer Adriana. Nawet jeśli się nie mylił i to on był inicjatorem tej wycieczki, nie mógł mieć mu tego za złe. Nie po tym co dla niego zrobił w przeszłości.
6 LAT WCZEŚNIEJ
Hania biegłą tak szybko, że brakowało jej powierza w płucach. Słyszała dookoła siebie krzyki i głosy, ale nie chcąc tracić cennych sekund nie oglądała się za siebie. Inna sprawa, że takie manewry zwykle tylko przeszkadzały zawodnikowi aniżeli pomagały. Jeśli piłeczka palantowa ma cię dosięgnąć, tak się stanie czy ją dostrzeżesz czy też nie.
- W bazie!- Krzyknęła w końcu niemal upadając z wysiłku. Mama pewnie znowu będzie na nią wrzeszczeć, że grają na otwartej przestrzeni w taki upał, ale to był jedyny termin który pasował wszystkim zainteresowanym. Nawet jeśli było to w sobotę w południe.
- Super, mamy trzy punkty!- Obwieściła Gosia. I jak zwykle w takich momentach przeciwna drużyna zaczęła protestować. Szczególnie Kacper, który choć sam chciał włączyć się do „gry małolatów” teraz stroił wielkie fochy.
- Orzełku wracaj na trzecią bazę: nie zdążyłaś.- Zakomunikował.
- Hej, nie nazywaj jej tak.- Włączył się w spór Patryk.
- Będę na nią mówił tak jak mi się podoba. No już, cofnij się.
- Sam się cofnij: byłam za linią zanim zjawiła się piłka.- Hania nieco dziecinnie wypięła język.
- Nieprawda sam widziałem, że było inaczej. No już: cofnij się…- Dyskusja zaogniała się jeszcze bardziej gdy dołączały do niej następne osoby. Szczególnie gdy personalne „wycieczki” zaczęły sprowadzać ją do mniej chlubnego miana podwórkowej wrzawy. I chwilę później kłócił się już każdy z każdym. Tyle, że utarczka Patryka z Kacprem skończyła się na czymś więcej niż słownej agresji, gdy ten pierwszy w odpowiedzi na „pieprzonego dzieciaka” nazwał go „głupim studenciakiem”. Wówczas Kacper złapał młodszego od siebie kolegę za koszulkę próbując unieść go do góry. Hanka natychmiast wtrąciła się w ten spór w ostatniej chwili rozdzielając mężczyzn od siebie. Na szczęście ta interwencja nieco ostudziła mordercze zapędy Jakubiaka: odchodząc rzucał jeszcze w stronę Patryka inwektywy mrucząc na koniec coś o facetach którzy potrzebują ratunku od kobiet. Dla Hani ważne jednak było, że jej przyjaciel nie doznał żadnego uszczerbku.
- Nic ci nie jest?- Spytała go gdy otrzepywał się z pyłu gdy został popchnięty przez Kacpra.
- Nic.- Burknął jej Patryk. Dziewczyna nie zauważyła nic niewłaściwego w tym, że jej wyciągnięta dłoń została zignorowana: uznała po prostu że jej nie zauważył.
- Dupek z niego, nie? Wszędzie tylko szuka okazji do bitki…Hej, zaczekaj czemu tak szybko idziesz? Jeśli chcesz chodźmy na górę to obmyję ci to skaleczenie na kolanie wodą utlenioną.
- Nic mi nie jest, już mówiłem.- Powtórzył chłopak gniewnym tonem.
- Gniewasz się na mnie?- Spytała Hanna z niedowierzaniem.
- Po co się wtrącałaś?
- Żeby nie zbił cię na kwaśne jabłko, głupku!
- Więc uważasz, że jestem taką ofermą że nie umiem się bronić?
- Nie, ale on jest starszy i…
-…i co: to daje ci prawo żeby mnie ośmieszać przez resztą?- Słysząc to Hania dyskretnie rozejrzała się dookoła: szczerze mówiąc nie zauważyła żeby ktokolwiek ze znajdujących się tutaj osób śmiał się z Patryka. Ale przynajmniej już wiedziała w czym rzecz. Ach ta męska duma, pomyślała uśmiechając się.
- Patryk, daj już spokój. Chodźmy grać dalej.
- Dzięki, ale wracam do domu. Obiecałem tacie pomoc w skoszeniu trawy.
- Hej, serio się na mnie gniewasz? Patryk! Patryk!
- Zostaw go.- Zaleciła Gośka, gdy tamten zdążył się już wystarczająco oddalić.- Czasami stroi fochy jak małe dziecko. Gramy dalej?
I tak gra trwała najlepsze choć Hania zaczęła po trochu rozumieć punkt widzenia swojego kolegi: najpewniej on uważał że zbłaźnił się przed dziewczyną która mu się podoba. Tym bardziej gdy zobaczyła jak mimowolnie drgnął dosłyszawszy opinię Gośki o sobie samym (widać nie oddalił się na tyle by tego nie usłyszeć). Ale to nie zmieniało jej zdania o sensie tej bijatyki. Ona sama na przykład, uważałaby chłopaka który jej zapobiegł za kogoś odpowiedzialnego, rozsądnego i dojrzałego, ale chłopcy często mieli na ten temat inne zdanie.  Ba nawet jej przyjaciółka Paula nie kryła się z tym, że jeśli miałaby całe życie „męczyć” się z nudnym przewidywalnym facetem, wolałaby już emocjonującą kilkuletnią przygodę z przystojnym turystą. Ale miała tyko 20 lat (jakby ona sama miała ich więcej!) więc nie do końca mogła mieć właściwy obraz sytuacji.
Po skończonej zabawie, cała spocona i zmęczona wzięła szybki prysznic po czym chwyciła z kuchni hotelowej chrupiący jeszcze fragment pajdy cieplutkiego chleba. Ach, mimo upału kuchnia pani Renaty zdołałaby namówić do jedzenia nawet największego niejadka a ona do nich nie należała. Potem, jeszcze z niedojedzoną bułką, zmieniła siedzącą w recepcji panią Iwonę. Zrobiło jej się smutno gdy zauważyła z jaką ulgą starsza kobieta mogła opuścić swój posterunek. Szybko jednak musiała przyoblec na twarz uśmiech, gdy zjawili się państwo Karolakowie z córką szykujący się do wykwaterowania. A potem jeden ze stałych bywalców, pan Zbyszek. Pod pozorem spytania o miejsce pobytu innego z gości, pana Henryka wdał się w nią w pogawędkę wracając myślami do wydarzeń sprzed wielu lat. I choć znowu opowiadał jej historie, które dobrze znała (często je powtarzał) nie miała serca mu tego mówić czy przerwać. Wręcz przeciwnie: jej zdziwienie obrotem sytuacji podczas oblężenia stolicy w 1939 czy ból który czuła słuchając o krwawym poniedziałku w Częstochowie gdy żołnierze Wehrmachtu zastrzelili na ulicach prawie pól tysiąca mieszkańców były autentyczne. Czasami zdawało jej się, że nawet gdyby słuchała tych historii miliony razy nigdy nie mogłaby przejść obok tych wydarzeń w pełni obojętne. Cierpienie zawsze pozostanie cierpieniem, czas może sprawić że co najwyżej przyblaknie we wspomnieniach. Zwłaszcza gdy się z nimi pogodzimy.
Pół godziny później Hania została poproszona o sprzątnięcie rozlanego soku w jednym z pokoi- to pani Barbara zasłabła wzbudzając w innych gościach zaciekawienie gdy w hotelu zjawiło się pogotowie. Na szczęście diagnozą był „tylko” panujący upał i duchota także zarówno ona jak i jej towarzysz pan Jarek mogli odetchnąć z ulgą. Ona sama mogła udać się do jadalni by zacząć przygotowywać szwedzki stół na kolację zrobioną przez kucharę. Zanotowała sobie jednak w pamięci by pani Basi przynieść do pokoju coś lekkiego. Gdy wszystko było gotowe, „odmeldowała” się kucharce kierując się do wąskiego schowka na przybory do sprzątania. Miała jednak nadzieję, że dzisiaj Joannie udało się już uporać z większością pokoi: z tego co widziała w księgach dziś nastąpiły tylko dwa wykwaterowania. Ale za to trzeba było sprawdzić i przygotować trzy inne pokoje na przyjazd nowych gości. No i posprzątać łazienki. Te trzeba było kontrolować częściej.
Wchodząc na ostatnie piętro hotelu, które służyło im za mieszkanie, Hania czuł się mega zmęczona: było po dziesiątej. A i tak na górze światło sączące się spod drzwi sypialni matki, powiedziało jej że dla niej ten dzień się nie zakończył. Delikatnie stukając do drzwi rozchyliła je lekko widząc zgarbioną postać mamy ślęczącą nad jakimiś dokumentami. Widząc twarz Hani, pani Irena uśmiechnęła się lekko, bo pomimo upływu lat na widok córki zawsze reagowała w ten sam sposób: ogarniał ją jakiś wewnętrzny spokój a ciepło rozlewało się jakby w głębi jej serca. Córka była jej jedyną dumą i nigdy nie przestanie dziękować za nią Bogu i losowi, nawet jeśli inni uważali inaczej.
- Dopiero teraz skończyłaś sprzątać pokoje? Trzeba to było zostawić na jutro: myślałam, że jesteś u Sylwii.
- Wiem, ale chciałam zostawić sobie odpoczynek na niedzielę. Ty jeszcze pracujesz?
- Tylko planuję następną dostawę i opłaty za faktury. Też się zaraz kładę. Zamykałaś na klucz wszystkie drzwi na parterze?
- Chyba zapomniałam o tych tylnych.- Skłamała Hania znajdując dobry pretekst do nocnego podjadania.- Zaraz wracam.
- Dziękuję kochanie.
I tak Hania, choć jeszcze chwilę temu padała ze zmęczenia, znalazła w sobie siłę by zejść na partner. Tyle, że na schodach koło drugiego piętra zobaczyła jakąś wysoką postać.  
- Dobry wieczór, może w czymś pomóc?- Na dźwięk jakiegoś głosu Hubert z wrażenia wypuścił jedną z kul z ręki.
- Jasna cholera, ale mnie przestraszyłaś. – Powiedział gdy straszycielką okazała się być pracownica hotelu, Hania która teraz zbliżyła się do niego by podać mu jedną z leżących na ziemi kul. – Dzięki.
- Drobiazg.- Mrugnęła. Mimo później pory i panujących ciemności jego oczy zdążyły przyzwyczaić się do nich, bo dostrzegł duże cienie wokół oczu i zmęczenie na twarzy dziewczyny.
- Nocna zmiana?
- Właściwie już skończyłam. Ale jeśli czegoś sobie życzysz mogę ci przynieść. Tobie pewnie trudno będzie pokonać schody w takim stanie, Karolu. Niestety nie mamy tutaj windy.
- Co…? Ach…- W pierwszej chwili Hubert zapomniał o podrywie na „nie znam cię”, ale szybko przypomniał sobie imię które podał wówczas tej całej Hance. Że też tak długo chciało jej się w to grać.- …nie, niczego nie potrzebuję chciałem tylko rozprostować kości.- Dodał szybko. Zauważył, że dziewczyna zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Potem zrobiła to raz jeszcze.
- Och, przepraszam: po prostu jesteś mega wysoki. Do tej pory widziałam cię tylko na łóżku albo wózku i nie wiedziałam że…- Urwała niezręcznie gestykulując coś dłońmi. Hubert się roześmiał.
- Dokładnie całe dwa metry jak Paweł Zagumny.- Pochwalił się. Hania domyśliła się, że jej towarzysz w tej chwili pewnie porównuje się do jakiegoś sportowca.
- Więc mógłbyś być koszykarzem. Albo siatkarzem: chociaż oni zdaje się potrafią być jeszcze wyżsi.
- Muszę to kiedyś rozważyć.- Choć pewnie i tak nie mogła tego dostrzec, Hubert mrugnął do niej okiem kontynuując tę śmieszną grę. Ale był ciekaw jak daleko to się posunie. – Choć pewnie na grę zawodową byłbym już za stary nie sądzisz?
- Pewnie tak, ale kompletnie nie znam się na sporcie zawodowym: mój kumpel Patryk ciągle śmieje się ze mnie gdy co rok musi mi tłumaczyć czym jest spalony bo nie jestem w stanie tego zapamiętać. Ale nie jestem też zapalonym kibicem. Poza tym, zawsze można coś robić tylko dla frajdy, prawda? Nie trzeba od razu być zawodowcem. Oj, ale zdaje się że wyszedłeś bo czegoś potrzebujesz. Jesteś głodny? Przynieść ci coś z kuchni?
- Nie, dzięki. Tak naprawdę chciałem tylko rozprostować kości. Ale to możliwe o tej porze? Kuchnia hotelu jeszcze pracuje?
- Skąd.- Hania machnęła ręką posyłając mu uśmiech od ucha do ucha.- Ale właśnie dlatego jest możliwe małe podkradzenie zapasów. Pani Renaty, czyli kucharki już nie ma w jej królestwie, więc myślę że by niczego nie zauważyła. A jeśli już to wiedziałaby że to ja jestem za to odpowiedzialna. Wiem, że niezdrowo jest jeść późnym wieczorem, ale nic na to nie poradzę że nie jestem głodna w porze kolacji. Teraz też pod pretekstem zamknięcia drzwi na parterze chciałam coś zwinąć ze spiżarki. Więc? 
- Nie, nie jestem głodny.- Przyznał Hubert z żalem, bo zawsze byłaby to jakaś okazja do wydłużenia rozmowy.- Ale chętnie napiłbym się soku.
- Jasne. Więc poczekaj: zaraz wracam.- Hania szybko przystąpiła do działania praktycznie zbiegając ze schodów. Nie wydały one jednak zbyt wielkiego hałasu, ponieważ dziewczyna wydawała się zręcznie omijać skrzypiące miejsca. Hubert pomyślał, że to miejsce – i ta dziewczyna- są naprawdę dziwne. Takie sytuacje nie przytrafiały mu się w życiu, a nocował w niejednym hotelu. Po kilku minutach, podczas których dla własnego bezpieczeństwa oddalił się od schodów, spostrzegł swoją złodziejkę jedzenia. W ręku dzierżyła kawałek jakiegoś drożdżowego placka i sok.
- Proszę. Niestety nie mam szklanki, mam nadzieję że to nie problem.
- Dzięki. Mogę cię jeszcze o coś prosić?
- Tak?
- Pomogłabyś mi z transportem tego soku do pokoju? Obie ręce mam zajęte przez kule.
- Rany, jasne.- Gdy dziewczyna w geście pokazania swojej niedomyślności klepnęła się dłonią w czoło, Hubert ledwie powstrzymał się od śmiechu. – Czasami jestem bezmyślna. Ale może to ta późna pora, bo jestem mega zmęczona.- Gdy zaczęli iść powoli zbliżając się do jego pokoju, zaczął się zastanawiać jak ją zatrzymać w pokoju na dłużej. Oczywiście w żadnym zdrożnym celu: nawet gdyby był w pełni sprawny fizycznie a ona chętna na romans, nie skorzystałby z okazji. Nie żeby po związku z Klarą czuł że ma złamane serce albo jest zbyt wcześniej: po prostu ta cała Hania nie była kimś kto budziłby w nim fizyczne zainteresowanie. Ale rozmowa z nią to zawsze jakieś urozmaicenie od nudy.
- No tak, późna pora a ja cię jeszcze zatrzymuję…- Granie na sumieniu i udawanie poczucia winy było tak starym i prostym trikiem, że Hubert zawsze dziwił się co do jego skuteczności. Tak samo jak teraz.- …ale bezczynność w połączeniu z bezsennością to takie combo którego nie sposób znieść.
- Rozumiem cię: pani Zosia też  potrafi pół nocy przeleżeć wpatrzona w okno.
- Kto?
- Jedna z gości hotelu: twierdzi że cierpi na bezsenność od młodzieńczych lat i przyzwyczaiła się do sypiania pięciu godzin na dobę, ale ja jej nie wierzę. No bo jak można się do tego przyzwyczaić? Ja potrafię zasnąć po minucie od przyłożenia głowy do poduszki. No proszę: jesteśmy na miejscu: postawię sok koło łóżka. A co tobie pomaga w takich sytuacjach? Pani Zofia uważa, że tabletki z melatoniną nie działają, a dodatkowo mają dużo skutków ubocznych więc je odradza.
- Hm…ja zazwyczaj oglądam wtedy jakiś film.- Skłamał Hubert, bo prawdę mówiąc też zasypiał po kilku minutach od wejścia do łóżka (jeśli oczywiście był w nim sam i robił to z zamiarem snu). Co było dużym ułatwieniem ze względu na ciągłe życie w rozjazdach.
- O, sztuczne światło też podobno nie jest dobre w takich sytuacjach: rozbudza i zaburza regulację rytmu dobowego organizmu. No wiesz: twojemu organizmowi wydaje się, że  jest dzień.
- Jesteś prawdziwą skarbnicą wiedzy.- Roześmiał się Hubert ostrożnie siadając na łóżku tak by nie urazić złamanej nogi.
- Nabijaj się dalej, ale to akurat pewne źródło od lekarza. Co prawda pan Grzesiek leczył serca bo był kardiologiem, ale myślę że zna się na rzeczy. Ma do nas przyjechać za cztery dni to wtedy dokładnie go o to spytam.
- Jeszcze jeden znajomy gość hotelu?
- O tak: tutaj miewamy głównie takich. Ty, jako „ten tajemniczy” jesteś wyjątkiem.
- Ten tajemniczy?
- No tak: twój ojciec zalecił by nikt nie wiedział że tutaj jesteś. Z kolei moja mama osobiście poprosiła, by sprzątali u ciebie tylko stali pracownicy bądź ja a nie moi koledzy którzy zwykle w wakacje dorabiają sobie na wakacje wzmagając tylko konspiracyjne wrażenie. Powiedz: jesteś świadkiem koronnym? Albo jakimś tajnym agentem rozpracowującym plany zamachu terrorystów?
- Obawiam się, że będę musiał cię rozczarować.
-  Nie, nie, nie: nic o sobie nie mów: to że nie znam prawdy jest ekscytujące samo w sobie bo moja wyobraźnia nie zna granic.- Zastrzegła Hania śmiejąc się przy tym.- Gdybym znała prawdę i rzeczywiście okazałaby się ona nieprawdopodobna i tak by mnie rozczarowała, bo w mojej głowie mogło zdarzyć się wszystko. Po prostu nieznane zawsze budzi ciekawość, prawda? Dzieci wkładające palce blisko ognia, nastolatki palące swojego pierwszego papierosa…to nielogiczne, ale po prostu sami chcemy naocznie przekonać się nawet o nierozważnych skutkach jakiegoś zdarzenia. Wiemy, że coś nas sparzy albo będzie potwornie bolało, ale chęć doświadczenia tego jest jakoś perwersyjnie kusząca. Chociaż moja mama lubi powtarzać, że mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach a tylko ci głupi na swoich. I pewne to prawda, ale z drugiej strony- gdzie tu cała frajda z popełnienia głupstwa?
- Chyba jesteś więc bardzo odważną osobą?
- Ależ skąd. – Dźwięk jej śmiechu był tak przyjemny, że Hubert przyłapał się na tym że chętnie go u niej wywołuje.- Boję się wielu rzeczy. Ale jestem bardzo impulsywna i często zamiast pomyśleć najpierw robię. Aha, i czasami lubię sobie pożartować. Tak cię tylko informuję żebyś nie pomyślał, że siedzisz tu sobie z wariatką. Chociaż moje przyjaciółki czasami mówią, że jestem dziwna. Ale dość o mnie, bo oprócz epitetów którymi sama siebie określiłam nie chciałabym dorzucić egoizmu. Teraz twoja kolej podzieleniem się jakąś myślą.
- Zdaje się, że jeszcze chwilę temu kazałaś nie zdradzać mi nic o sobie żebym dalej pozostał „tajemniczym gościem” nie rozczarowując cię.
- To się tyczyło faktów. A mnie chodzi o coś związanego z tobą i twoją głową. Na przykład: najbardziej żenująca sytuacja w twoim życiu, najdziwniejszy sen, na jakim filmie płakałeś po raz pierwszy, jakiej piosenki słuchałbyś w kółku przez cały miesiąc gdybyś był do tego zmuszony…takie tam nieistotne pytania. Choć notabene ja uważam, że z takich pytań można dowiedzieć się o człowieku więcej niż by sam powiedział gdyby zadać mu to pytanie wprost. I tak pod pytaniem o żenujący moment życia kryje się tak naprawdę pytanie o twoje lęki. Więc gdy opowiadasz mi historię jak to w dzieciństwie podczas świąt Bożego Narodzenia mówiąc wierszyk dla Mikołaja się przejęzyczyłeś a wszyscy członkowie rodziny śmiejąc się z tego wypominają ci to aż po dziś dzień, wiem że boisz się odrzucenia i odniesienia porażki. Najdziwniejszy sen dodatkowo może zdradzić twoje marzenia, pragnienia czy cele, a z nich można wysunąć wniosek jakim jesteś człowiekiem i co jest dla ciebie ważne. Film na którym płakałeś po raz pierwszy zdradza z kolei twoją wrażliwość, to co cię porusza.
- Więc lubisz bawić się w psychologa?
- Ja nazywam to praktyczną nauką o świecie i ludziach. I lubię analizować, a niektóre czynności w hotelu można wykonywać mechanicznie tak, że mam wtedy dużo czasu na rozmyślanie. Rany, teraz na pewno musisz mieć mnie za dziwaczkę. – Żachnęła się w pewnym momencie Hania zajadając kawałkiem drożdżówki.- Ale jakoś…łatwo się z tobą rozmawia.
- W takim razie jesteś pierwszą osobą która tak uważa.- Oznajmił Hubert nie dodając przy tym, że to głownie ona mówiła podczas tej rozmowy; nie chciał jej zawstydzić jeszcze bardziej. Ale z drugiej strony nie znosił gaduł i mądrali a za taką właśnie w innych okolicznościach uznałby Hankę. Tyle, że nie wydawało mu się, że ona się w jakiś sposób popisuje: tak naturalnie używała słów których w jej wieku z pewnością mało kto by użył. Takich jak notabene. No i wplatała historyjki o dawnych gościach hotelu znając ich imiona- oczywiście równie dobrze mogłaby je zmyślić- Hubert i tak nie byłby w stanie tego teraz zweryfikować, ale jednocześnie przecież podawała myśli tych osób, więc chcąc się pochwalić przypisałaby je raczej sobie. Na dodatek te jej analizy i rozkładanie na czynniki pierwsze byłoby może nieco irytujące czy też spłycające gdyby nie były aż tak trafne. A tak trafnych opinii nie wydaje przecież ktoś kto gdzieś coś kiedyś przeczytał przypisując sobie dane zdanie. One wynikają z dojrzałości, czasu i rzeczywistych częstych refleksji człowieka nad sobą i znajomości ludzkiej natury, której mogła się uczyć przy licznych gościach hotelu w przeszłości. Zresztą sama przyznała się do tego podczas ich pierwszej rozmowy.
- W takim razie to pewnie ta późna pora. Paula czasami żartuje, że to dobrze że nie piję alkoholu, bo skoro na trzeźwo potrafię bawić się w filozofa po procentach byłabym zbyt trudna do strawienia.
- Paula to jeszcze jedna ze stałych pensjonariuszek?
- Nie, to z kolei moja przyjaciółka. Znamy się jeszcze od podstawówki. Poznałbyś ją, bo do tej pory często pomagała tu podczas sezonu wakacyjnego, ale tym razem pojechała na obóz. Stwierdziła, że to ostatnia okazja do wakacji, skoro skończyłyśmy szkołę i zaczęło się prawdziwe życie.- Kończąc tę myśl Hania ziewnęła zasłaniając dłońmi otwarte usta. Potem wstała z dywanu na których dotychczas siedziała nie do końca zdając sobie sprawę z tego kiedy w ogóle na nim usiadła.- No, a teraz nie przeszkadzam. I tak byłeś tak miły że wysłuchałeś moich słodko-gorzkich żali bez narzekania. A i ja padam ze zmęczenia.
- Mówiąc szczerze to i tak nie mam tu za wiele do roboty i nudzę się jak mops, także ta rozmowa byłaby miłym urozmaiceniem nawet gdybyś była prawdziwą nudziarą.
- Rany, w takim razie rzeczywiście musiałeś się mega nudzić żeby moje towarzystwo uznać za miłe urozmaicenie.- Zażartowała sama z siebie zdradzając dystans również do jego niefortunnego stwierdzenia. Mimo to Hubert czuł się w obowiązku sprostować:
- W innych okolicznościach też uznałbym je za ciekawe.
- Sprawa wątpliwa, ale doceniam próbę bycia miłym. Dobranoc Karolu.
- Dobranoc Haniu. Aha, ktoś…rodzice przyjadą po ciebie, prawda? Dochodzi jedenasta.
- Spokojnie, mam bardzo blisko.- Dziewczyna obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem. Ale mimo że Hubert daleki był od ględzenia i trucia poczuł że bagatelizowanie długości drogi stwarza niepotrzebne ryzyko. Tym bardziej dla młodej dziewczyny.
- Wiesz, coś złego może się spotkać nawet tuż po wyjściu z hotelu. Na przykład ktoś może zajść cię od tyłu i…i na przykład pobić już podczas zamykania wyjściowych drzwi.
- Zgadza się, ale ja nawet nie będę musiała wychodzić. Mieszkam na ostatnim piętrze hotelu. Dziękuję za troskę.
- Drobiazg.- Mrugnął czując się absurdalnie w roli tego rozważnego. Ale o dziwo mówił szczerze.
OBECNIE
Hania obiecała sobie, że jeśli rekrutacja nowej pracownicy sezonowej przebiegnie pomyślnie i dość sprawnie, nie będzie uciekać przed własnymi obowiązkami tylko dlatego, żeby przypadkiem nie spotkać Huberta. I dlatego dzisiejszego poranka będzie obsługiwać bufet podczas śniadania w jadalni dla gości. W skrytości ducha sądziła jednak, że nie uda jej się ta szybko znaleźć odpowiedniej kandydatki. Ale Natalia okazała się być młoda, bystra i ciekawa świata tak jak ona sama w jej wieku. I choć była dopiero trzecią potencjalną pracownicą na to miejsce, to Hanna już wiedziała, że to właśnie ją zatrudni. Nie pozostało jej więc nic innego niż szybkie sprawdzenie własnego wyglądu w lustrze i zejście na dół. Wtedy jednak przypomniała sobie o robotnikach: wczoraj przekazała im co prawda informacje o sąsiadach którzy zajęli nowe pokoje we wschodniej części i konieczności zachowywania się cicho, ale wolała to sprawdzić sama. Nie było to jednak potrzebne, bo zastała tam Igora, który nadzorował całą pracę. I jemu mogła przecież ufać. Ponadto nie przywitały ją żadne głośne hałasy a gładkie ściany szykujące się na malowanie. Młoda kobieta uśmiechnęła się do siebie, bo wyglądało to coraz lepiej: powinni więc zdążyć ze wszystkim do czasu rozpoczęcia sezonu.
Dziesięć minut później wydawała z kuchni do jadalni dania szykując się do pory śniadaniowej informując szybko Paulę, że ją zastąpi a ona może wracać do pracy na recepcji. Nie uspokoiła się jednak do czasu zjawienia się pierwszych gości: młodego małżeństwa z pięcioletnią córeczką oraz nowo zakwaterowanej wczoraj czteroosobowej grupy dziewcząt. Zwykle lubiła dowiedzieć się czegoś więcej o swoich gościach w żaden sposób nie będąc przy tym  nachalną czy wścibską, więc i tym razem podchodząc do ich stolika, jeszcze raz przywitała je życząc miłego pobytu niezobowiązująco pytając o cel pobytu. I tak chwilę później, nalewając im herbatę i kawę dowiedziała się, że wyjazd jest dla nich odpoczęciem od trudów sesji i studenckiego życia (jedna z nich, wyjątkowo szczupła blondynka wręcz zmonopolizowała w pewnym momencie rozmowę opowiadając anegdotę o pewnym profesorze, który przyłapany na błędzie nie tylko się do niego nie przyznał, ale jeszcze ukarał blondynę koniecznością napisania eseju; Hania wyraziła wtedy swoje ubolewanie). Ponadto wszystkie lubią aktywnie spędzać czas. W związku z tym Hania udzieliła im wskazówek co do miejsc, które warto tutaj zobaczyć a także kilku stoków w zależności od stopnia trudności i posiadanych kwalifikacji. I po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapomniała o swoich głupiutkich strachach przed…dawnym znajomym. Tym bardziej, że jadalnia stopniowo zaczęła zapełniać się schodzącymi się głodnymi gośćmi, więc chcąc nie chcąc musiała skupić się na serwowaniu jedzenia dbając o preferencje swoich gości. Bo pani Basia piła kawę tylko z mlekiem bez laktozy (w innym wypadku, jak kiedyś poinformowała Hanię, męczyły ją gazy), stary wyga i weteran wojenny pan Zbigniew zawsze jadał na śniadania dwa sadzone jajka z dwoma tostami i szklanką soku marchwiowego, a dwie małżeńskie pary przyjaciół które przebywały tu od środy były wegetarianami. Taka znajomość upodobań cieszyła się wśród wczasowiczów dużym uznaniem tym bardziej, że Hani nie sprawiało trudności zapamiętanie tych życzeń: musiała tylko chwilę porozmawiać z daną osobą by ją zapamiętać. Często Paula zwłaszcza dziwiła się tej właściwości jej mózgu, ponieważ w czasach szkolnych Hanka nie cieszyła się dobrą pamięcią- inwokacja z Pana Tadeusza do dziś potrafiła prześladować ja w snach.
Ta ogólna wrzawa nieco uciekła jednak gdy do sali weszła piątka wysokich, wysportowanych młodych mężczyzn. Hania była pewna, że wrażenie to nie było spowodowane wyłącznie faktem, że jak wiedziała już od Pauliny każdy z nich był sławnym sportowcem: ona sama przecież była bezwstydną ignorantką w tej dziedzinie a i tak jej wzrok sam kierował się w rejony stolika gdzie grupka zajęła miejsce. I nie przez fakt, iż był z nimi Hubert, o nie. Już dawno przestała cokolwiek do niego czuć. Po prostu wydawali się być…tak nierealni, tak niepasujący do tego miejsca gdzie średnia wieku trzech czwartych osób zajmujących jadalnię wynosiła 55 lat. I mieli w sobie jakąś taką…nonszalancję? Ale bardziej wynikała ona z faktu że dobrze wiedzą iż mogą budzić zainteresowanie i nic sobie z tego nie robią niż z arogancji: patrzcie na nas ludzie bo taka okazja na żywo nigdy wam się może nie przytrafić. Budząc się z transu i szybko odzyskując nad sobą panowanie, Hania zaraz je straciła gdy zdała sobie sprawę, że musi przecież podejść do nowych gości. Tchórząc zdecydowała się najpierw zanieść dodatkową kawę panu Jarkowi- to nic że w innych okolicznościach zrobiła by to po odebraniu zamówienia od nowych gości. I tak lawirowanie między stolikami aby do niego dotrzeć wydało jej się nagle bardzo skomplikowane: zwykle radziła sobie z tacą bardzo dobrze.
- Przepraszam, czy obok tamtego stolika siedzi Adam Fokarczyk? Ten piłkarz?- Spytał ją jeden ze stałych gości pan Paweł gdy przechodziła obok jego stolika.
- Zdaje mi się, że tak. – Mrugnęła tylko omal nie wylewając kawy na niego kawy. Weź się w garść, ofuknęła w duchu samą siebie. Przecież zachowywała się jak idiotka: trzęsły jej się ręce na samą myśl o obsłużeniu faceta, w którym kiedyś jak jej się wydawało była zakochana. No i co z tego? Wielkie mi rzeczy. On pewnie nawet jej nie pamięta, a ona roztrząsa to wszystko tak jakby łączyło ich coś wyjątkowego. Ta myśl dodała jej otuchy i spokoju. Gdy dotarła do odpowiedniego stolika, zamieniła jeszcze kilka swój z panem Jarkiem który jak można było przewidzieć również zainteresował się nowymi gośćmi. Później bez zbędnej zwłoki skierowała się ku stolikowi w rogu, który zajmowali sportowcy. Była tak zdeterminowana, że dopiero gdy znalazła się tuż przy nich spostrzegła, że Huberta przy nim nie ma.
- Dzień dobry, witam panów. Jak pierwsza noc w hotelu?- Zagaiła jak to miała w zwyczaju. I było to bardzo naturalne, bo i nie czuła teraz wcale żadnego niepokoju. Co wcale nie wiązało się z faktem, że nie musiała teraz patrzeć na Huberta. Wcale.
- A dzień dobry, super. Ja spałem jak zabity. –Odpowiedział jako pierwszy Dominik szczerząc zęby jak to miał w zwyczaju.- Ten dzieciak za to kręcił się niemiłosiernie.- Mówiąc to sprzedał sójkę w żebro Władkowi.
- Zawsze mam tak w nowych miejscach, więc to nie wina niewygodnego łóżka.- Zapewnił szybko Władysław. Ta gorliwość spowodowała ogólny wybuch śmiechu, także wśród Hani.
- Ja za to pół nocy się zastanawiałem, bo lubię sobie czasami pogłówkować, czy coś jest ze mną nie „halo” czy wczoraj jednak jeszcze nie wytrzeźwiałem do końca po przedwczorajszej imprezie. Bo mam pokój piętnasty, prawda?- Gdy skonfundowana Hania przytaknęła dodał z tryumfem w oku:- A czemu nie czternasty?
- Bo my go zajmujemy, myślicielu.- Odparł mu Dominik ledwo powstrzymujący łzy ze śmiechu. Jak Adam czasami z czymś wyskoczył to ni w pięć, ni w dziesięć.
- Zamknij się niedźwiedziu. Chodzi mi właśnie o to, że wy macie czternastkę, a Hubert z Miłoszem dwunastkę. Dlaczego nie ma trzynastki? Chyba nie ze względu na przesąd?
- Jednak to właściwa odpowiedź.- Potwierdziła Hanna.- Ta liczba jest uznawana za pechową, więc zwłaszcza ci starsi goście czuli się mniej komfortowo sypiając tam. Czasami twierdzili nawet, że widzieli coś za zasłonką albo że w środku nocy zapaliło się światło. Kilka lat temu zdecydowałam więc, że będzie to dobry pomysł. Ten zwyczaj praktykowany jest zresztą w wielu hotelach, więc nie jesteśmy bardzo nowocześni. W niektórych restauracjach za granicą także jest stosowany, tylko tam pomija się stolik z tym numerem. Słyszałam nawet o restauracji w Londynie która posunęła się o krok dalej i w momencie rezerwacji na trzynaście osób, dostawia rzeźbę kota jako czternastego gościa tak by nie ściągnąć na uczestników spotkania pecha.
- Bez jaj, a myślałem że głupoty Adama nie można przebić.- Dominik śmiał się z kolegi już otwarcie. Hania poczuła się w obowiązku obronić nieznanego jej Adama nie do końca świadoma familiarności tej dwójki uznając po prostu, że panowie nie za bardzo się lubią.
- Ten zwyczaj wiąże się z pewną historią z końca XIX wieku, kiedy to pewien diamentowy magnat był gospodarzem kolacji dla czternastu osób w znanym londyńskim hotelu Savoy. Tuż przed przyjęciem jeden z zaproszonych poinformował o swojej nieobecności, ale biznesmen zdecydował że przyjęcie i tak powinno się odbyć. Wśród przybyłych gości znajdował się mężczyzna, który był bardzo przesądny; dlatego też przy kolacji oświadczył, że śmierć spotka pierwszą osobę która odejdzie od stołu. Gospodarz rozbawiony tymi słowami podjął rzucone wyzwanie aby nie narażać na pecha swoich gości i jako pierwszy opuścił biesiadników. Kilka tygodni później został zastrzelony. Tak więc przesąd nie wziął się znikąd.
- Serio? To prawdziwa historia?
- Tak Dominik: jest prawdziwa. Gdyś w szkole trenował nie tylko piłkę ręczną ale również i szare komórki też byś wiedział.- Odezwał się Miłosz nieco złośliwie zwracając do kolegi. Potem spojrzał porozumiewawczo na Hannę. -Mowa o Woolfie Joelu, mam rację? –Hania skinęła ruchem głowy.
- Jak mniemam, pan również zna tę historię. A jak poranne bieganie? Wybrał pan wskazaną przeze mnie trasę?
- Tak. I co prawda muszę przyznać, że miała pani rację odnośnie tego że idealnie nadaje się na jogging, to muszę przyznać że w pewnym momencie widoki tak mnie oczarowały, że prawie wywinąłem orła.
- Na brak skupienia niestety nie mam rozwiązania. Ponadto myślę nawet, że jeden niewielki orzeł jest warty takich krajobrazu. A teraz panowie do rzeczy: bardzo miło mi się z wami gawędzi, ale sądzę że jesteście głodni. Dla lepszego rozeznania szybko więc powiem wam co…- Przerwała na moment Hania gdy do stolika zaczął podchodzić Hubert a potem usiadł na wolnym krześle nic sobie nie robiąc z jej obecności. Jakżeby inaczej. Odchrząkając kontynuowała więc:-…jakie mamy możliwości śniadań w dzisiejszej karcie.
- O świetnie: Hubcio zdążyłeś w samą porę.- Skwitował pojawienie się kolegi Domiś klaszcząc w dłonie jak to czasami miał w zwyczaju by coś zaakcentować.
- A ja uważam, że przegapiłeś najlepsze. Właśnie zakończyliśmy fascynującą historię na temat przesądów.- Nie zgodził się Włodek.- Pani Hanna właśnie opowiadała nam o Woolfie Joelu.- Słysząc jej imię, Hubert zdecydował że czas zmierzyć się z przeszłością. I przeniósł wzrok na Hankę, która najwyraźniej się tego nie spodziewała. Potem uśmiechnął się lekko wciąż patrząc w jej twarz poprawiając swoją pozycję na krześle by stworzyć pozory rozluźnionego nawet jeśli wewnętrznie czuj się bardzo spięty.
- Doprawdy? Chętnie bym jej posłuchał.