Witajcie :) Przepraszam, że tak późno, ale jak zwykle nazbierało mi się trochę więcej rzeczy do pracy dlatego pisanie musiało opaść na dalszy plan. Z góry uprzedzam (taki mały spoiler :) ), że ta część nie będzie ostatnia. Najprawdopodobniej postaram się wszystko zamknąć w następnej części, którą mam nadzieję skończyć jeszcze w tym roku.
PS: Aha, i przepraszam że spóźnione ale życzę wszystkim moim czytelnikom dużo uśmiechu, spokoju i wsparcia bliskich osób nie tylko podczas świąt ale również w każdym dniu roku. Wesołych Świąt!
DWADZIEŚCIA
TYGODNI PO WYPADKU
Umykała
przed przeciwnikami ostrożnie, starając się nie robić hałasu. Jednak bycie
niewidoczną było piekielnie trudne skoro w przenikliwych ciemnościach świeciła
niczym bożonarodzeniowa gwiazda. Wiktoria ciężko westchnęła patrząc na swoją
kamizelkę na moment przestając być skupiona: czuła jak krew szybko krąży jej w
żyłach a serce bije jak oszalałe z powodu wyczerpania. Szybko jednak skupiła
się na tym co najważniejsze, bo gdzieś niedaleko siebie słyszała strzały. Nie
była tylko pewna czy należą do jej przeciwnika czy sprzymierzeńca. Bo jeśli do
tego pierwszego to ta druga grupa już nie istniała.
Bardzo
wolno wychyliła się zza następnej ściany tak by w razie co móc szybko się
schować. Nie miała już wiele sił, bo ten cholerny pistolet był piekielnie
ciężki, ale w takiej samej sytuacji byli zresztą pozostali w grze. Dlatego
działania obronne w jej przypadku powinny przewodzić nad atakiem. Tyle, że gdy
udało jej się dostrzec wyraźnie co kryje się za następną ścianą nie mogła
uwierzyć w swoje szczęście. Studenciak. Uśmiechając się pod nosem chwyciła w
obie ręce dłoń tak jak uczył ją instruktor a potem wcelowała. Zdawała sobie
sprawę, że tylko precyzja i działanie przez zaskoczenie może uchronić ją przed
rychłą „śmiercią”, bo Ksawery radził sobie do tej pory znacznie lepiej niż ona.
Dlatego nie żałowała czasu na dokładne przygotowanie. Po dłuższej chwili
wypaliła.
-
Kto do diabła…?- Usłyszała męski zdziwiony głos.
Tak!
Udało jej się: zaskoczyła go dwukrotnie raniąc go w ramię zanim zdążył
odskoczyć. Był dobry, dlatego kolejne trafienie spełzło na niczym, a hałas z
pewnością już niedługo zacznie przyciągać Jowitę. Dlatego czas przyjąć nową
strategię: bezczelny atak.
Z
dzikim okrzykiem rzuciła się w stronę w którą Iksiński zwiał starając się to
robić slalomem. Było to dobrym posunięciem, bo dzięki temu uniknęła pierwszego
trafienia. Jednak kolejnego nie zdołała.
-
Ty palancie, postrzeliłeś mnie!- Nie mogła powstrzymać się od gorzkiego wyrzutu.
Na dodatek roześmiany od ucha do ucha „palant” wciąż w nią celując odparł:
-
Ty zrobiłaś to pierwsza.- W odpowiedzi wyżej uniosła swój pistolet patrząc ile
„życia” jej jeszcze zostało. Niewiele, co najwyżej jeden strzał jeśli nie będą
to plecy. Kolejny wykluczy ją z gry.
-
Do kobiet się nie strzela.
-
Tylko do takich perfidnych jak ty które uderzają w plecy chowając się po
kontach.
-
Jeśli to zrobisz to mnie zabijesz.
-
Poza tym trudno, czego się nie robi dla zwycięstwa…- Widząc, że Ksawery
przymierza się do strzału podniosła jedną rękę do góry.
-
Zaczekaj.- Rzuciła usilnie starając się znaleźć w głowie jakiś plan czerpiąc
satysfakcję z faktu, że z powodu dziecinnej gry zachowują się infantylnie
udając, że przyszłe działania mogą decydować o jej dalszym losie w realu. To
było jednak całkiem zabawne dlatego na prędko zaimprowizowała gest poddania
się.- Wygrałeś, nie zabiję cię ale ty też tego nie rób.
-
Bo?
-
Bo…bo…nie chcę przegrać od razu i się ośmieszyć.
-
O ile wiem to została nas w grze jakaś trójka więc na pewno nie wypadniesz
gorzej niż na zaszczytnym trzecim miejscu na podium.
-
Ale Jowita jest tu pierwszy raz a wygrywa.
-
Nie moja wina, że taki wybrałaś sobie skład.
-
A skąd miałam wiedzieć, że zaśniedziała sekretarka i retro informatyk będą takimi
trudnymi przeciwnikami?
- Wiktoria…
- Wiktoria…
-
Proszę. W imię naszej głębokiej przyjaźni…- Ksawery udobruchany proszącym tonem
Szymborskiej na moment stracił czujność, która kosztowała go jedno kolejne
uderzenie.
-
Podła oszustka!- Wrzasnął jednocześnie dając radę się uchylić przed następnym
ciosem. Zmuszony był jednak przeturlać się pod ścianą.
-
Hej, tak nie można, to wbrew przepisom-!- Krzyknęła Wiktoria.- Nie można
czołgać się po podłodze.
-
Ty pierwsza je złamałaś.- Odparł jej pociągając ją niczego się nie
spodziewającą się za kostkę. Zaskoczony pisk zabrzmiał w jego uszach niezwykle
zabawnie. Nie pozwolił sobie jednak na rozpraszanie się tylko mocno przygniótł
ją do podłogi.
-
Kontakt fizyczny też jest zabroniony.- Powiedziała niedaleko jego twarzy próbując
się wyrwać. Ale trudno jej było pokonać męskie ciało. Przez jeden maciupeńki
moment w jej umyśle zamajaczyło widmo paniki, ale ledwo się pojawiło znikło gdy
tylko spojrzała w te rozbawione i pełne chęci odwetu oczy. Oczy tak bystre i
czyste w swojej wymowie, że gdyby mogła patrzyłaby na nie jak najczęściej. Nie
podłe i pełne kpiny jak oczy Damiana.
-
Muszę się powtarzać?- Spytał retorycznie. Wiktoria po raz ostatni spróbowała
się uwolnić: raczej dla zachowania pozorów niż prawdziwej chęci. Bo w obecnej pozycji
było jej wygodnie. A nawet bardzo. Nie mogąc się powstrzymać otarła się
policzkiem o policzek Ksawerego, bo tylko na to pozwalały jej obecne możliwości
manewrów. Iksiński westchnął wówczas cicho niezdolny do opanowania się. Prowadzili
tę grę długo, stanowczo zbyt długo. Na dodatek od prawie dwóch tygodni, czyli
czasu gdy Wiktoria otwarcie zaprosiła go do swojego mieszkania we wiadomym celu
spotykali się w neutralnych miejscach pełnych ludzi spędzając ze sobą czas.
Oczywiście ona kpiła z niego niemiłosiernie szydząc, że robi to bo nie potrafiłby
się jej oprzeć na osobności. I było w tym dużo prawdy, ponieważ Ksawery za
bardzo zaczął jej pragnąć. Nie tylko w sensie czysto fizycznym, ale również i
duchowym co niezbyt dobrze świadczyło o jego równowadze psychicznej. Bo jak
można lubić czyjąś arogancję, poczucie wyższości, złośliwość a nawet
egocentryzm? Jak można uwielbiać złośliwy śmiech, bezkompromisowość czy
nadmierną szczerość? Jak można podziwiać kobietę, która podążając za swoją
karierą pozornie utraciła to co większość nazywa kobiecością stając się
zawziętą magierą? Czasami wydawało mu się, że jest naprawdę poważnie szalony.
Albo po prostu próbuje usprawiedliwić w ten sposób swoją męską naturę wmawiając
sobie, że to co czuje do Szymborskiej opiera się na czymś więcej niż fizycznym
pociągu. Lub- co było najbardziej prawdopodobne- rzuca się w ramiona pierwszej
lepszej kobiety by zapomnieć o tej którą wciąż kochał.
Jednak
w tej chwili gdy trzymając pod sobą jej ciało otarła się o niego policzkiem te
urojone czy też rzeczywiste powody przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie
było sensu ze sobą walczyć skoro oboje czuli to samo. Skoro na samą tylko myśl
o jej ustach tak blisko jego twarzy serce znacznie przyspieszało tempo
pompowania krwi. Wiktoria chciała tego samego a on choć od wielu dni również bardzo
chciał ją pocałować, to jednak bał się, że mogłoby się na tym nie skończyć. Tak
więc choć prowadzili tę grę od dłuższego czasu to miał być dopiero ich trzeci
pocałunek…
Opadł
na jej usta delikatnie i powoli dając jej szansę nie tylko na odzew, ale i
ewentualny sprzeciw. Gdy odpowiedziała w bardziej zdecydowany sposób zapłonął
czystym ogniem. Miał ochotę ją całować i pieścić, dotykać i prowokować tak by
zapragnęła go równie mocno jak on ją. Pożądanie zżerało każdą komórkę jego
ciała, sprawiało że zapomniał gdzie jest albo że to co teraz robił nie należało
do kanonu zwyczajowych zachowa Ksawerego Iksińskiego. Ale tak działała na niego
Wiktoria.
Biorąc
pod uwagę fakt, że był facetem trzeba przyznać, iż nie miał dużego
doświadczenia w sprawach seksu. Chodził z zaledwie trzema dziewczynami z czego
z pierwszą, Agatą nie zabrnęli zbyt daleko. Tak naprawdę dopiero z było
narzeczoną odkrył większość tajników seksu. Nie wszystkie, bo choć nie zdawał
sobie z tego do tej pory sprawy, dzięki Wiktorii okazało się, że wiele jeszcze
przed nim. Że kobieta również może obdarzać władczymi pocałunkami, prowokować, walczyć
o dominację, „przejmować” pocałunek. I że o dziwo to mu się bardzo podoba.
Tyle, że dokładnie w chwili gdy zdał sobie z tego sprawę, Szymborska
przeturlała się nad nim i wstała. A zanim zdążył się zorientować chwyciła w
dłoń swoją broń i wycelowała w niego. Chwilę później kamizelka którą miał na
sobie przestała świecić zwiastując jego „śmierć”.
-
Nie nadawałabyś się na żołnierza.- Skwitował to wówczas wciąż rozłożony na
podłodze gdy ona zadowolona z siebie stała niedaleko niego szeroko się
uśmiechając. Dłuższą chwilę zajęło mu przejście ze świata swoich fantazji i
pragnień do tej pragmatycznej sytuacji. Nie rozumiał jak w ogóle mógł do niej
dopuścić. I to w takim miejscu. Bo nawet jeśli nikt ich tutaj nie widział to
nie był pewien czy nie ma tu żadnych kamer i czy wobec tego nie dostarczyli
właśnie rozrywki pilnującym nagrań ochroniarzom.
-
Dlaczego? Słyszałam, że Wietnamczycy mieli bardzo pomysłowe pułapki. Poza tym:
na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone prawda? A teraz życz mi
szczęścia w wytropieniu twojej partnerki.
-
I tak nie pokonasz Jowity. Z nią nie uda ci się ta sama sztuczka co ze mną.
-
Skąd wiesz czy nie wymyślę jeszcze lepszej?- Posyłając my pełen tryumfu uśmiech
pobiegła w inną stronę. Przedtem jednak zdążyła mu żartobliwie zasalutować.
***
Pół
godziny później, wraz z resztą członków obu załóg w walce na laserowego
paintballa, Wiktoria siedziała w pizzerii zajadając się kawałkiem soczystego
fast fooda jakim była pizza. Była z siebie bardzo zadowolona, bo choć nie udało
jej się ostatecznie pokonać Jowity, to jednak druga lokata ją
satysfakcjonowała. Tym bardziej, że pokonała pięciu mężczyzn: oprócz Ksawerego
również Arka, Igora i dwóch innych kolegów tego pierwszego. Nie wspominając już
o gorącym pocałunku w sali gier. Była pewna, że już niedługo Studenciak będzie
tylko jej…
Pałaszując
kolejny kawałek pizzy zajęła się obserwacją pozostałych na co miała bardzo
dobry widok ze swojego miejsca. Przede wszystkim interesowali ją Arek i
Piegusek, bo od przeszło tygodnia- czyli czasu gdy przestała pracować w Krezus
Banku- ich nie widziała. I choć raz dzwoniła do Zosi, to jednak nie rozmawiały
dłużej niż pięć minut. Wiktoria nie była typem przyjaciółki na telefon, więc
gadka po jakimś czasie przestała się kleić. Tak więc była ciekawa czy tamta w
końcu pozwoliła się do siebie zbliżyć Żylińskiemu. Właściwie tylko dlatego
zgodziła się na dzisiejsze wyjście „w grupie” a nie na sam z Ksawerym.
Nie
wyglądało to jednak najlepiej. Zośka ewidentnie większą część posiłku
przegadała z siedzącym obok niej Igorem, a Arek dzielnie próbował udawać, że
nic go to nie obchodzi. Tak więc
najpewniej ich zaloty jeszcze trochę potrwają. W przeciwieństwie do niej i
Iksińskiego…
Słysząc
wibrację pochodzącą z kieszeni jej spodni, wyjęła telefon sprawdzając
wiadomość. I jej dobry nastój momentalnie się ulotnił. Tak jak się spodziewała-
co wcale nie znaczyło, że była na to gotowa- SMS pochodził od Markowskiego.
Dlatego przepraszając wszystkich odeszła na bok a potem wyszła na zewnątrz.
Wiedziała, że minęło już pół miesiąca odkąd rozmawiała z tym facetem, dlatego
detektyw powinien osiągnąć już jakieś postępy. Właściwie powinna się chyba
dziwić, że znalezienie tak prostej informacji aż tyle trwa.
-
Dzień dobry, tu Wiktoria Szymborska. Chwilę temu wysłał mi pan wiadomość z
prośbą o kontakt. Czy już coś wiadomo?
-
Tak. Moglibyśmy się spotkać?
-
To konieczne? Sądziłam, że może mi pan przekazać adres i niezbędne dane w
wiadomości.
-
Nie sądzę. Ta sprawa okazała się nie być taka prosta jak pani sądziła.
-
Co ma pan na myśli?
-
Nie chcę rozmawiać przez telefon.
-
Ale znalazł je pan? Wie pan co się z nim stało czy nie?
-
Pani Wiktorio, proszę: wyjaśnię wszystko osobiście. Ma pani teraz czas? Musi mi
pani wiele wyjaśnić.- Wiktoria z trudem powstrzymała irytację: nie znosiła
takiego zbędnego cyrku i ceregieli, w których lubowali się detektywi albo inni
ludzie udający niezwykle ważnych. Ona za bardzo ceniła swój czas by poddawać
się temu trendowi. Dlatego starając się by w jej głosie nie dało się słychać zniecierpliwienia
domówiła szczegóły spotkania umawiając się z nim za dwie godziny. I starała się
przekonać samą siebie, że wcale nie czuje teraz strachu.
***
Zosia
ubierając swoją kurtkę w pizzerii patrzyła przez szybę na rozmawiających przy
wyjściu Wiktorię i Ksawerego. Uśmiechnęła się lekko gdy zorientowała się, że
Szymborska niespodziewanie zakończyła spotkanie, co nie było w smak Iksińskiemu.
W głębi duszy kibicowała tej dwójce wierząc, że świetnie do siebie pasują, choć
pozornie są całkiem różni. Poza tym była zadowolona z ich związku z bardziej
egoistycznego powodu jakim było dawne zauroczenie Iksińskiego jej osobą. Arek
już był wystarczającą komplikacją a co dopiero zakochany w niej przyjaciel.
Patrząc
na tego pierwszego nie można było nie wyczuć, że jest już nieźle zirytowany.
Nie dziwiła mu się, ale przecież już wcześniej uprzedzała, że nie ma ochoty
powtarzać z nim związku i że chce spotykać się z innymi facetami. To on obiecał
jej, że mimo żadnych deklaracji z jej strony pozostanie jej wierny i pozwoli sprawdzić „siłę ich uczuć” wierząc
w to, że są sobie przeznaczeni. Ona niczego od niego nie żądała. Jednak nie
zmieniało to faktu, że czuła się w tej sytuacji jakby robiła coś złego. Choćby
teraz podczas posiłku w pizzerii: naprawdę nie celowo (to znaczy nie by w
zbudzić zazdrość) przegadała z Igorem, a przez spojrzenia Żylińskiego czuła się
co najmniej tak jakby flirtowała na oczach swojego faceta z innym. A oni
przecież nie byli razem. I może już nigdy nie będą…
Wyzwała
się w myślach od idiotek po raz kolejny wkurzając się na siebie za tę cechę
charakteru jaką było niezdecydowanie. Bo sama już nie wiedziała czego chce.
Byłoby absurdem udawać, że to co było między nią a Arkiem to już całkowicie
przeszłość, ale czy to znaczyło że mają razem szansę na przyszłość? A czy
przede wszystkim skoro tego wciąż nie wiedziała czy nie byłoby uczciwiej gdyby dała mu spokój?
Nie chciała go jednocześnie przy sobie trzymać sprawiając wrażenie dawania
furtki otworu. To nie było fair. Tyle, że za każdym razem gdy już z nim była i
chciała poruszyć tę kwestię to tchórzyła. Strach był zbyt silny, a tamte słowa
usłyszane w piwnicy restauracji bardzo bolesne. Wciąż je pamiętała i nie była w
stanie zrozumieć dlaczego Arek wtedy nie zaprzeczył. Tym samym nie miała
pojęcia czy może mu znów zaufać.
-
Super, że dzięki Jowicie udało nam się wygrać w paintballu, prawda?- Z
rozmyślań wyrwał ją głos Igora. W odpowiedzi uśmiechnęła się więc do niego
lekko jednocześnie kiwając głową. – Dawno się tak nie ubawiłem. No i świetnie
mi się z tobą rozmawiało.
-
Mnie z tobą też.
Wiedziała
do czego to zmierza. Te powolniejsze tempo by mogli oddalić się od reszty po
wyjściu z knajpy, te ogólnikowe stwierdzenia, pozorna rozmowa w „cztery oczy”.
Tyle, że czy serio tego chciała? Zwodzić chłopaka, który mógłby być świetnym
materiałem dla dziewczyny która mogłaby go pokochać? Odruchowo spojrzała wtedy
na Arka, który musiał wcześniej obserwować jej gesty, bo nawet nie speszył się
jej spojrzeniem. Może to dlatego zirytowana jego kontrolą kilka chwil później
twierdząco odpowiedziała na zaproszenie do kina i kolację jeszcze w tym tygodniu.
Wiedziała, że odpowiednio odczytał jej reakcję, bo mocniej zacisnął wargi a jego
spojrzenie stało się bardziej stalowe. Ale właściwie czemu się złościł skoro
sam dał jej na to przedtem przyzwolenie? Sama już nie wiedziała co powinna o
tym sądzić i jak to oceniać. W bajce albo książce powinna pewnie po prostu
wybaczyć a potem żyłaby długo i szczęśliwie, bo oczywiście główne bohaterki
zawsze tak żyją. Tylko co jeśli ona nią nie była? Jeśli była wiecznie
nieszczęśliwą sfrustrowaną przyjaciółką głównej bohaterki? Albo zupełnie poboczną
postacią? By dłużej się nad tym nie zastanawiać przyspieszyła kroku by dogonić
Ksawerego.
-
Co z Wiktorią?- Spytała.
-
Musiała coś pilnie załatwić.
-
Może dostała już jakąś odpowiedź z atrakcyjnego miejsca w odpowiedzi na swoją
aplikację u potencjalnego pracodawcy?
-
Nie sądzę. Wiesz kim jest Markowski?
-
Kto?
-
Nieważne.- Ksawery jakby w geście bagatelizacji machnął rękami. Zosia się na to
nabrała, ale to że nie dowiedział się z kim rozmawiała Wiktoria doprowadziło go do złości na nią. Kilka dni temu przypadkiem zobaczył jego nazwisko i początek
wiadomości gdy Wiktoria wyszła na moment do toalety zapominając o pozostawionym
na stoliku telefonie. Dzisiaj również podczas jej telefonicznej rozmowy choć
odeszła dość daleko od ich stolika usłyszał to nazwisko. Nie zawracałby sobie
tym głowy gdyby nie fakt, że skłamała mówiąc, że to jakaś konsultantka. To
znaczyło, że ma coś do ukrycia.- A jak tam powrót do dawnej siebie?
-
Właściwie nieźle. Chociaż to zabawne do ilu rzeczy muszę się na nowo
przyzwyczajać. Wiesz, że wczoraj w banku o mało co nie uderzyłam w próg drzwi windy bo
zapomniałam, że weszłam do tej mniejszej? Wcześniej nie musiałam sobie zawracać
tym głowy. Ale za to zdecydowanie lepiej chodzę w szpilkach.
-
Zauważyłem.- Puścił do niej oko odruchowo znów wędrując spojrzeniem od czarnych
klasycznych szpilek, poprzez cieliste rajstopy aż do ciemniej ołówkowej
spódnicy do kolan. Szybko jednak skupił wzrok na drodze, gdy jego myśli
podążyły na niewłaściwie tory. Bo wciąż gdy był z Zosią czuł do niej nieodparte
przyciąganie. Zainteresowanie Wiktorią wcale tego nie przyćmiło chociaż nie
rozumiał jak to właściwie możliwe. Zawsze wydawało mu się, że nie należy do tej
grupy facetów, którzy mogą interesować się kilkoma kobietami jednocześnie a tu proszę:
chętnie spędziłby czas we dwoje z każdą z nich…Boże, był łajdakiem do kwadratu
skoro przeszło godzinę temu całował się z Wiktorią a teraz równie chętnie
powtórzyłby to z Zosią. I powstrzymywały go przed tym nie własne skrupuły, ale bardzo prawdopodobny fakt
jej odmowy.
-
No i zyskałam też więcej pewności siebie. Jak widzisz moja szafa również się
zmieniła. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że zwykły ciuszek może zrobić z
ciebie w oczach facetów niezłą laskę. Wcześniej gdy nosiłam luźne koszule nikt
nie zwracał na mnie uwagi a teraz? Wystarczy obcas, dopasowana spódnica, trochę
makijażu i już z szarej myszki zmieniasz się w łabędzia.
-
Dla mnie i tak nigdy nie byłaś szarą myszką. Nawet w rozciągniętym T- shirt-cie
i krótkich szortach wyglądałaś świetnie.
-
Ksawery…
-
No co, w końcu mieszkaliśmy razem, więc widziałem cię i o poranku i wieczorem.
Mogę więc to stwierdzić z całą stanowczością.
-
Przestań już się wygłupiać. A co z Wiktorią? Wciąż się spotykacie, prawda?
- Tak jakby. Ale nic więcej nie powiem, bez adwokata.
- Tak jakby. Ale nic więcej nie powiem, bez adwokata.
-
Hej…
-
O ile wiem to takie rzeczy omawiają kobiety, prawda? Więc spytaj Wiki.
-
Ona nic mi nie powie. I nie nazywaj jej tak. Nie lubi gdy ktoś się tak do niej
zwraca odkąd on…
-
Odkąd kto…?
-
Nieważne. To co, widzę że nic mi nie powiesz?- Drążąc temat starała się uciec
przed jego bacznym spojrzeniem, ale jej się nie udało. Wiedziała, że
nieświadomie oddała Szymborskiej niedźwiedzią przysługę, bo Ksawery tak tego
nie zostawi. Na razie jednak w grupie innych mogła udawać, że wszystko jest w
porządku.
-
Nie bardzo. Zastanawiałaś się czasami dlaczego się zamieniłyście? No wiesz, bo
skoro to nie bardzo wiadome nie boisz się, że to się może powtórzyć?
-
O dziwo, nie. A raczej już sama ta myśl nie przeraża mnie tak jakby przeraziła
przed tym co się stało ze mną i z Wiktorią. Poza tym nie wiem dlaczego, ale
jestem przekonana, że to się już zupełnie nie powtórzy.
-
Skąd?
-
To zwykłe przeczucie, nic więcej: powiedzmy kobieca intuicja. Oczywiście
Marysia woli kłaść to na krab spełnienia się wróżby z ciasteczka chińskiego. Z wrogiem zamień się na dusze by pokonać go…Nie
mam zielonego pojęcia czy rzeczywiście rozsądnym jest wplatać w to elementy
metafizyczne, ale prawdą jest że pokonałam Wiktorię. W końcu wyzbyłam się
swojej niechęci do niej i podjęłam z nią walkę.
-
Ty w to nie wierzysz?
-
Nie bardzo. Jestem na to zbyt wielką pragmatyczką, chociaż romantyczna część
mnie chciałaby wierzyć w taką pouczającą puentę. Zupełnie tak jakbym była
bohaterką jednej z najnowszych baśni Disney’a.
-
Masz rację, to byłaby historia z prawdziwym morałem.
-
Pamiętasz co ty miałeś w swoim ciasteczku?
-
Hm…nie bardzo. Choć na pewno było to coś o miłości.
-
Więc może już niedługo ją znajdziesz.- Stwierdziła Zosia z błyskiem w oku
wyraźnie mając na myśli Wiktorię. Ksawery powstrzymał się wówczas od
odpowiedzi, że przecież już ją znalazł. Zamiast tego tylko uśmiechnął się lekko
i wzruszając ramionami odparł:
-
Może.
***
Przez
głośny dźwięk wydobywającej się z głośnika piosenki Red Hot Chili Peppers,
Ksaweremu udało się usłyszeć dzwonek do drzwi. Każdy z jego znajomych dziwił
się takiemu połączeniu: w końcu jak przy akompaniamencie dołujących kawałków-
na dodatek puszczanych bardzo głośno- można programować, ale dla niego to były
warunki wymarzone. Zwłaszcza, że odkąd dwa dni temu Arek wyprowadził się do
swojej kawalerki nie musiał już ograniczać się do nausznych słuchawek. Nie miał
jednak pojęcia jaki gość mógłby nawiedzić go o jedenastej wieczorem.
Zerkając
w judasza uśmiechnął się pod nosem. No tak, jak mógł się tego nie domyśleć?
Chwilę zwlekając odblokował zamek, a potem szeroko otworzył drzwi. Już miał
wziąć się pod boki i powiedzieć coś w stylu, że ona nie marnuje żadnej okazji,
ale powstrzymał go przed tym wyraz jej twarzy. Dlatego powiedział zupełnie coś
innego:
-
Co się stało?
Nie
odpowiedziała. Delikatnie przymknęła tylko oczy jakby na wspomnienie czegoś
bolesnego lub trudnego. Potem niepewnie na niego spojrzała. Już samo to
świadczyło o tym, że nie wszystko jest w porządku.
-
Mogę wejść?- Usłyszał po paru chwilach, co było kolejnym sygnałem. Bo Wiktoria
nigdy o nic nie prosiła. Tym bardziej gdy wpraszała się do czyjegoś domu.
-
Jasne, wchodź. Wszystko okej?- Ponowił pytanie.- Bo nie wyglądasz najlepiej.
-
Tak, to znaczy…nie bardzo. Dlatego chciałam z kimś pogadać by o tym nie myśleć.-
Powiedziała dość cicho, jakimś nieznanym mu wcześniej tonem. Jednak chwilę
później potrząsnęła głową jakby chciała z niej wytrząsnąć wszystkie złe myśli i
uśmiechnęła się do niego. Gdyby nie poznał jej wystarczająco mógłby się pomylić
myśląc, że wygląda zupełnie normalnie, ale teraz umiał już lepiej wyczuć jej
nastroje. Gdy więc chwilę później zagaiła z typową u niej arogancją:- Jesteś
bardzo rozczarowany, że wybrałam ciebie? I tak w ogóle co to za hałas?- , wzruszył
tylko ramionami odpowiadając:
-
Lubię słuchać muzyki w ten sposób.
-
Arkowi to nie przeszkadza?
-
Odkąd się wyprowadził to nie.
-
Więc jesteśmy tutaj teraz sami?
-
Na to wygląda. Napijesz się czegoś ciepłego? Zrobię ci herbaty na pewno
przemar…- Nie dokończył, bo Wiktoria nagle znalazła się blisko niego.- Hej, a
już myślałem że naprawdę masz jakiś problem, a ty jak zwykle korzystasz z
okazji grając w zamianę ról.
-
Nie dzisiaj.
-
Co?
-
Po prostu nie gadajmy dobra? Komunikujmy się w ten sposób.
-
Wiktoria ty naprawdę…
-
Proszę.
Proszę.
Kto by pomyślał, że to jedno słowo ma taką moc. W dodatku wypowiedziane w ten
sposób przez silną kobietę, która teraz zdawała mu się bardzo cierpieć. Już nie
wątpił, że cokolwiek przeżywała w tej chwili to było to prawdziwe a nie miało
na celu wpakować mu się do łóżka. Dlatego w geście wsparcia pozwolił na to by
jej ramiona go objęły a potem schylił się by jej wargi mogły spocząć na jego
ustach. Miał zamiar poprzestać na kilku wspierających pocałunkach, ale zapomniał
że ma doświadczenie z wytrawną uwodzicielką. I że to wcale nie on panuje nad
całą sytuacją.
Nawet
nie spostrzegł gdy znaleźli się na kanapie w małym saloniku zdzierając z siebie
ubrania i tylko kiedy było to niezbędne rozdzielając swoje usta by przybrać bardziej
dogodną pozycję. I choć w całym mieszkaniu wciąż dudniła głośna muzyka Ksawery
mógłby przysiąc, że wśród tego całego jazgotu wyraźnie słyszy ich serca, tak
głośno one biły. Sam dotyk Wiktorii go palił, a jej widok w bieliźnie po prostu
zabijał.
Była
idealna.
Nie
miał zbyt wiele czasu by nasycić oczy jej widokiem, bo zbyt szybko do niego przywarła,
ale i tak zdołał dostrzec pięknie zaokrągloną talię, szerokie biodra, płaski
brzuch oraz jędrne piersi ukryte (jeszcze) za koronkowym biustonoszem, który
kolorystyką pasował do dolnej części jej bielizny. Wyglądała jak polska wersja Hally
Berry, a jej fryzura przypominała tę którą aktorka miała w jednym z jego
ulubionych filmów Czekając na wyrok. Czyli
wyglądała po prostu obłędnie. Gdyby aż tak jej nie pragnął być może poczułby
się choć trochę zmieszany zaczynając zastanawiać nad własnymi niedostatkami i
jak ona go odbiera, ale gdy do głosu dopuścił tylko swoje prymitywne instynkty
wszystko inne poza parciem do celu przestało się dla niego liczyć. Zwłaszcza,
że w jej wzroku nie wyczytał nic więcej prócz nieskrywanego pożądania, a każde
jej zachowanie było skrytym marzeniem każdego faceta: bezpruderyjne, śmiałe i świadome
własnej atrakcyjności. Kobiety które znał nigdy nie rozumiały jak to działa na
facetów nawet jeśli rzeczywiście ich pewne niedostatki wyraźnie rzucały się w
oczy wmawiając sobie, że każdy facet lubi czuć się zdobywcą albo po prosu czując się
śmiesznie w roli wytrawnej uwodzicielki. Wiktoria nie miała z tym problemu wyraźnie
próbując kierować całą sprawą co było nie lada wyczynem biorąc pod uwagę jej śmiesznie
mały w porównaniu do niego wzrost: dzieliło ich bowiem ponad trzydzieści
centymetrów.
Podczas pieszczot i pocałunków ani on, ani ona nie wypowiedzieli żadnego słowa Dopiero tuż przed samym stosunkiem Wiktoria odezwała
się do niego siedząc na jego kolanach:
-
Masz gumkę?
-
Tak…w po…w pokoju.- Wydyszał zawiedziony pragnąc jak najszybciej się w niej
zagłębić. Teraz miałby w ogóle myśleć o antykoncepcji?
-
Cholera, czemu nie nosisz ich w tylnej kieszeni spodni jak każdy normalny
facet? Zresztą nieważne, biorę pigułki. Jestem czysta a ty?
-
Ja też.
-
Więc bierzmy się do dzieła.- Wyszeptała unosząc się nad nim tak by mogli się w
końcu razem połączyć. A Ksawery po raz pierwszy w całej swojej prawie
trzydziestoletniej egzystencji zrozumiał co to znaczy umrzeć za życia.
Pół
godziny później było po wszystkim choć on wciąż czuł się tak jakby jego ciało
należało do kogoś innego. Nie był nawet w stanie wyrzec ani słowa: na przykład
zaprotestować gdy Wiktoria zaraz po wstała z kanapy kierując się do łazienki.
Gdy po piętnastu minutach z niej wyszła w przeciwieństwie do niego była już
ubrana i myślała zupełnie trzeźwo. On wciąż jednak nie potrafił się pozbierać
myśląc o szaleństwie które jeszcze całkiem niedawno się wydarzyło.
Spojrzał na nią, a następnie wbił wzrok w podłogę. Chwilę później otworzył
usta by coś powiedzieć, ale zaraz potem szybko je zamknął czując się nieswojo
pod bacznym wzrokiem Wiktorii. Dopiero gdy do niego podeszła uśmiechając się
lekko wciąż czując się jak idiota odpowiedział jej głupkowatym uśmiechem. W
dodatku niczym ostatni prawiczek zakrył swoje uda fragmentem leżących nieopodal
spodni.
-
Nie powiedziałabym, że jesteś aż taki skromny.- Skomentowała to tylko siadając
obok niego na łóżku.
-
Może nie chcę cię zszokować?
-
Nic co możesz mi pokazać mnie już nie zszokuje i wcale nie piję tu do twojej
męskości chociaż była całkiem całkiem…
-
Chyba wolę żebyś nie kończyła.
-
Żałuj, bo chciałam obdarzyć cię wielgachnym komplementem.
-
Aż tak dużym?- W odpowiedzi tylko parsknęła śmiechem. Korzystając ze
sprzyjającej okazji, Ksawery postanowił spytać:
-
Możesz mi powiedzieć co się właściwie stało?- Tak jak się spodziewał gwałtownie
spoważniała.
-
Uprawialiśmy seks.- Odparła wzruszając ramionami a potem wstając z łóżka.
Ksawery natomiast zaczął naciągać na siebie zlokalizowane niedaleko niego na
dywanie slipy.
-
Wiesz, że nie o tym mówię. Co aż tak wyprowadziło cię z równowagi, że szukałaś
u mnie pocieszenia?
-
Zbytnio dramatyzujesz. Po prostu zrobiłam to czego chciałam od dawna, zwłaszcza
po naszym gorącym pocałunku w sali gier. I muszę ci przyznać, że rzeczywistość
przyćmiła moje oczekiwania.- Ksawery nie dał się wciągnąć w tę zmianę tematu
dobrze wiedząc, że komplement w obecnej chwili ma na celu odwrócenie jego uwagi.
Dlatego stawiając na szczerość spytał bezpośrednio:- Spotkałaś się dzisiaj z
nim po naszym spotkaniu w pizzerii?
-
Z kim?
-
Z tym facetem...jak mu tam...Markowskim?
-
Skąd ty…? Śledziłeś mnie?!
-
Nie, ale przez przypadek zauważyłem kiedyś jego nazwisko w twoim telefonie. Kim
on jest?
-
Nikim kto powinien cię interesować.
-
To przez niego tak się dzisiaj czujesz?
-
Tak, podczas naszej schadzki za mało mnie zmęczył, więc przyszłam po więcej od
ciebie.- Wiedział, że jest już nieźle wściekła, ale mimo to kontynuował:
-
Dlaczego nie lubisz jak mówię do ciebie Wiki?
-
Co?
-
Kim był mężczyzna który tak do ciebie mówił? Co ci zrobił?
Wiki, nie zgrywaj się:
wiem że tego chcesz.
Tak, krzycz Wiki.
Zobaczymy kto jest
teraz górą Wiki.
-
Kto tak do ciebie mówił?- Drążył przypominając sobie zbyt pospiesznie
wypowiedziane przez Zosię słowa. Ona wiedziała coś o Wiktorii, ale z jakiegoś powodu nie
chciała wyznać mu prawdy. Musiał więc dowiedzieć się prawdy od bardziej
bezpośredniego źródła.- Czemu tak bardzo tego nienawidzisz?- Choć w duchu była
cała roztrzęsiona, Wiktoria już dawno nauczyła się ukrywać swoje prawdziwe
emocje pod maską pogardy. I tylko tak niespodziewane sytuacje jak nagły widok
Damiana w banku mógł ją wyprowadzić z równowagi. Dlatego całkowicie panując nad
własnym głosem odparła;
-
Widzę, że jesteś jednym z tych facetów, którzy uważają że jak pozwolę im wejść
do swojego łóżka to mogą włazić z buciorami i do mojego życia.
-
Przepraszam nie chciałem być wścibski. Po prostu chciałem ci tylko pomóc.
-
Czy ja wyglądam na kogoś kto potrzebuje pomocy?
-
Nie, ale…zaraz, dokąd ty idziesz? Chyba nie chcesz wyjść w ten sposób?
-
Zrobiłam już to po co tu przyszłam więc nie widzę innych powodów by tu
przebywać.
-
Nie zachowuj się w ten sposób. Nie znowu.
-
Tak? Więc ty nie zachowuj się jak pieprzony psychoterapeuta albo ktoś kto
myśli, że ma prawo mną rządzić. Za kogo się w ogóle masz by żądać zdradzania
swoich sekretów?
-
Wydawało mi się, że to co się między nami dzieje a przede wszystkim to co
zaszło jeszcze dwa kwadranse temu przynajmniej częściowo uprawnia mnie do tego by…
-
Jezu, naprawdę jesteś jeszcze takim emocjonalnym szczeniakiem? Jesteś w moim
życiu nikim, rozumiesz? Nikim. A mówiąc precyzyjniej jeszcze jednym gościem z
którym się przespałam.
-
Naprawdę super sprawdzasz się w graniu suki, ale wolę cię bez żadnej maski.- Słysząc
to roześmiała się złośliwie.
-
Ależ ja taka jestem, jeszcze to do ciebie nie dotarło? Nie jestem jedną z
twoich byłych lasek, które obściskiwałeś po kątach lub pieprzyłeś się z nimi
pod osłoną nocy pod kołdrą. Nie jestem jedną z tych grzecznych dziewczynek, które uwielbiają chodzić do kina, na wieczorne spacery, dostawać kwiaty albo...strzelać podczas laserowego painballa. Od samego początku ci to mówiłam.
-
Więc zaprzeczysz, że dobrze się dziś bawiłaś? Mam na myśli wcześniej, gdy
byliśmy razem z moimi znajomymi i przyjaciółmi.- Wiktoria ma moment spuściła
głowę przypominając sobie co czuła jeszcze kilka godzin temu zanim nie spotkała
się z detektywem. Jak polubiła Ksawerego, jak uwielbiała jego uśmiech i
pocałunek podczas laserowej potyczki w sali gier. Ale to wszystko było tylko iluzją, ładnym kadrem do filmu a nie jego
treścią. On nie zasługiwał na takiego potwora jak ona. Poza tym gdyby się
dowiedział…Uniosła głowę do góry patrząc na niego smutno. Potem odezwała się
bez cienia wrogości i arogancji w głosie:
-
Chciałam się tylko z tobą przespać, przykro mi. Owszem, było fajnie ale nic
więcej. – Potem bez słowa wyszła. W tle wciąż słyszała przy tym dudniącą
muzykę. Tym razem był to głos Adama Grahna z Royal Republic, którego wyśpiewywane frazy- o ironio- idealnie oddawały to kim była.
Wiesz, że oni kochają, gdy się łamiesz
I będą żyć dla twoich błędów
Tworzą zasady dla mądrych i dla głupców
Ale ty jesteś tylko podróbką.
Jesteś nikim
Jesteś nikim
Jesteś nikim, aż ktoś cię znienawidzi.
Sądziła,
że zaraz po wyjściu na zewnątrz się rozpłacze ale tak się nie stało. Była załamana,
ale nie zrozpaczona. W dodatku nie wiedziała po co tu przyszła, dlaczego ciągnęła
Ksawerego za sobą tylko z powodu swojego egoistyczne pragnienia bycia z nim
choć przez chwilę.
Wsiadając
do samochodu była tak roztrzęsiona, że dopiero po upływie kilku minut udało jej
się trafić kluczykiem w stacyjkę.
Nie była pani ze mną
szczera, więc jak mam je znaleźć?
Mam adres cmentarza i
dokładne miejsce pochówku, ale nie jestem przekonany czy o to pani chodzi.
Nie umarł tamtego dnia.
Nie umarł od razu…
Słowa
Markowskiego nawracały do niej z przerażającą siłą potęgując jej destrukcję. Na
dodatek wibracja telefonu nie zwiastowała niczego dobrego. Ku jej uldze na
wyświetlaczu nie pojawił się numer Ksawerego, ale jej ojczyma. Ale czy
właściwie poczuła ulgę? Nie było to raczej rozczarowanie? Ze złością
przekręciła kierownicę włączając się do ruchu. Bo znów postąpiła głupio
uciekając w przygodny seks. Oczywiście mogła się pocieszać, że to był Ksawery,
ale mimo wszystko popełniła pomyłkę. Nawet jeśli sprawiło jej to przyjemność i nie czuła się tak bardzo pusta jak po następnym numerku z Jarkiem to nie zmieniało to faktu, że to był błąd. Kolejny. Jakby całe jej życie nie było jednym
wielkim błędem, jednym wielkim pasmem pomyłek i kaprysu losu. Jaki miała
właściwie cel? Czego pragnęła oprócz nierealnego cofnięcia przeszłości? Tylko
czy nawet gdyby było to możliwe to coś by dało? Czy wspomnienia niczym wielka
fala wciąż nie nawiedzałyby jej umysłu?
-
Nienawidzę, nienawidzę…- Wyszeptała w końcu nie mając właściwie pojęcia do kogo
to mówi. Ani właściwie o kim. Bo jedyną osobą której nienawidziła była ona
sama.
***
Minęły
dwa dni od spotkania z Igorem po raz pierwszy w sali gier i dziś zaraz po pracy
Zosia miała się z nim spotkać. Arek o tym wiedział, bo już podczas lunchu
Jowita uznała że całkiem zabawne będzie zdradzenie mu tej informacji. Odkąd
poznała prawdę była po jej stronie uważając, że dobrze robi nie podając się
Żylińskiemu na tacy. W skrytości swojego ducha liczyła natomiast na to, że jej
przyjaciółka rozpocznie szczęśliwy związek z Ksawerym doceniając jego
przywiązanie i szczerość uczuć. Miała nadzieję, że Iksiński nie da się omamić
tej modliszce jaką była Cruela, bo w przeciwieństwie do Zosi Jowita wcale jej
nie polubiła. Wręcz przeciwnie: wciąż uważała, że to kobieta bez uczuć i
kochająca tylko samą siebie. Ale nie wdawała się w polemikę z Zosią, która
miała na ten temat zupełnie odmienne zdanie.
-
Więc co z tym Igorem? Tylko kino i kolacja?- Spytała teraz żartobliwie
popijając swoją kawę.
-
A co niby więcej?- Prychnęła towarzysząca im przy stoliku Emilia.- Chyba nie
namawiasz naszej Zosi do cudzołóstwa?
-
Jezu, co za staromodne słowo. Jasne, że nie. Ale myślałam że skoczą wieczorem
do jakiegoś klubu albo coś.
-
Już ja wiem co ty myślałaś Jowita.
-
No co? Fajny przecież był podczas bitwy w painballa. Osłonił cię przed
pociskiem niczym amant z najbardziej romantycznej komedii romantycznej.
-
Jowi, to było tylko światło lasera.- Zosia z pobłażliwym uśmiechem sprowadziła
ją na ziemię.
- I co z tego? Nie ważne co to było. Skoro
facet broni swoją laskę przed wyimaginowaną śmiercią w grze to będzie ją
również bronił w ważnych sprawach życiowych.
-
Wow, jestem pod wrażeniem jakie cechy charakteru możesz jeszcze wyczytać z tak
nieskomplikowanej rzeczy.
-
Zdziwiłabyś się.
-
A wiesz, że nawet…
-
Pst. Chyba sam prezes zmierza do naszego stolika.- Szepnęła Ewa.- Nie
odwracajcie się tylko.
-
O ja cię. Mam nadzieję, że nie chcą mnie zwolnić.
-
Jowita…- „Krzyknęła” szeptem Zosia słysząc już słowa powitania pochodzące od
samego Stefana Adamczyka. Dlatego odwróciła się z lekkim uśmiechem na twarzy na
nie odpowiadając.
-
Mógłbym poprosić panią na chwilę rozmowy pani Niemcewicz?
-
Oczywiście.- Potwierdziła, bo przecież nie powie prezesowi Krezus Banku, że
zostały jej do zjedzenia jeszcze przynajmniej trzy kęsy kawałki i deser, więc
mógłby poczekać na nią jakieś trzy minuty.
-
W takim razie proszę za mną.- Zosia skinęła głową w duchu dziwiąc się
nadmiernej ceremonialności. Bo już po skierowaniu się w stronę windy domyśliła
się, że rozmowę będą prowadzić w jego gabinecie. Gabinecie w którym notabene
była tylko raz w życiu i to podczas posiadania ciała Wiktorii. Mimo to uprzejmie
odpowiadała na zdawkowe i niezobowiązujące pytania prezesa podczas ich drogi na
górę.
Krótkie
spotkanie dotyczyło właściwie faktu, że na stanowisko którego zrzekła się
Wiktoria a ona tymczasowo je zajmowała, znalazła się potencjalna kandydatka. I
sprowadzało się do informacji by przygotowała się do krótkiego sprawozdania ze
swojej działalności oraz wprowadziła nową pracownicę w specyfikę firmy. Adamczyk
nie stwierdził jednoznacznie, że zatrudnienie nowej dyrektorki jest już pewne,
raczej zasugerował że i tak w niedługim czasie Zosia będzie musiała zadowolić
się byłym stanowiskiem. Na koniec spytał ją o to jak ocenia swoją pracę i sobie
radzi. Był to ślizgi temat: nie wypadało przecież się chwalić, ale trzeba było
również uważać by nie przedobrzyć w drugą stronę robiąc z siebie ostatniego „cielaka”.
Dlatego Zosia po krótce opisała problemy z jakimi się borykała informując
jednocześnie o sposobie ich rozwiązania a także prosząc o radę w sprawę jednego
z klientów. Był to dyplomatyczny zabieg, którego nauczyła ją Wiktoria.
-
Pani Zofio, mogę panią jeszcze o coś zapytać? Uprzedzam, że nie dotyczy to
bezpośrednio samej wykonywanej przez pani pracy.
-
Oczywiście, jeśli tylko będę w stanie odpowiedzieć.
-
Wiktoria Szymborska rekomendowała panią na zwalniane przez siebie stanowisko.
Naturalnie tłumaczyła to faktem, że jest pani odpowiednią osobą na to
stanowisko, bo przez kilka ostatnich tygodni pracowała razem z Jowitą jako jej
sekretarka stąd zdążyła dobrze poznać. Ale interesuje mnie dlaczego i w jaki
sposób.
-
Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem…?
-
Chodzi mi o to, dlaczego- z całym szacunkiem- spośród kilkunastu analityków
wybrała sobie młodą dziewczynę która właściwie pracowała w zespole jako młodszy doradca.
-
Och…- Wymsknęło jej się nie za bardzo elokwentnie.- O to powinien pan raczej
zapytać samą Wiktorię.
-
Już pytałem.- Pan Stefan uśmiechnął się.- Ale nie udzieliła mi zadowalającej
odpowiedzi. Dlatego pytam panią.
-
Obawiam się, że ja nie znam odpowiedzi na to pytanie.- Skłamała Zosia. Bo
przecież nie powie mu o przemianie. Żaden twardo stąpający po ziemi człowiek
nie jest w stanie w to uwierzyć. A tym bardziej tego pojąć gdy wszystko wróciło
do normy i nie miało właściwie żadnego znaczenia poza osobami których bezpośrednio
dotknęło.
-
Pani Zofio, rozmawiamy w cztery oczy i to o czym tu mowa nie wyjdzie poza drzwi
tego gabinetu. Nie poniesie pani również żadnych konsekwencji jeśli dopuściła
się pani czegoś niezgodnego z prawem.
-
Myśli pan, że szantażowałam Wiktorię?!
-
Tego nie powiedziałem. Chodziło mi raczej o coś, co zaszło między panią a
Wiktorią jeszcze tamtego dnia podczas sylwestra. O przyczynę dla której byłyście
tam razem. Nie miałem zamiaru pani obrazić, przepraszam.
-
Rozumiem, ale tak jak mówiłam nie znam do końca motywów jakie kierowały
Wiktorią. Mogę tylko przypuszczać, że obsadzając mnie na stanowisko swojej
sekretarki chciała się na mnie zemścić uważając za niekompetentną.
-
Jak to: zemścić?- Zosia po krótce opowiedziała prawdziwą historię w której z
powodu Arka podpadła Szymborskiej za co tamta potem się na niej mściła. Tego również
nauczyła się dzięki przemianie i
Wiktorii: jeśli zamierzasz kłamać wplataj w to jak najwięcej prawdy. W ten
sposób wiarygodność twoich słów zostanie diametralne zwiększona a ponadto ty
będziesz miał mniej okazji do wpadnięcia w pułapkę swoich kłamstw.
-
Rozumiem, że w pewien sposób doszłyście do porozumienia stając się
sprzymierzeńcami.
-
Tak. Czasami zdarza mi się nawet z nią
widywać.
-
Czyli ma pani z nią kontakt?
-
Tak.
-
Więc jest pani w stanie powiedzieć co się z nią ostatnio dzieje?
-
Z tego co wiem to nic złego. Jeszcze dwa dni temu w niedzielę spędziłyśmy razem
całe popołudnie.
-
Dwa dni temu? To właśnie w niedzielę przestała odbierać moje telefony.
-
Być może była zajęta.
-
Albo po prostu nie chciała.- Mrugnął jakby do siebie Adamczyk. Potem uśmiechnął
się przepraszająco tak jakby zapomniał się przed chwilą co było zresztą
prawdą.- W każdym razie dziękuję za rozmowę i gratuluję sprawdzenia się na tak
odpowiedzialnym stanowisku. Choć dzierżyła je pani tylko przez trzy tygodnie to
jednak ze względu na jego wagę był to nie lada wyczyn.
-
Dziękuję.- Odparła Zosia w duchu powstrzymując się przed prychnięciem. Trzy
tygodnie? Gdyby tylko Adamczyk wiedział, że było to o wiele wiele dłużej.
-
Pani Zofio?
- Tak?
- Tak?
-
Jeśli spotka się pani z Wiktorią proszę jej powiedzieć, że chcę ją zobaczyć.
-
Dobrze.- Powiedziała kierując się do wyjścia. Jednak tuż przy drzwiach nie
mogąc się powstrzymać dodała:- Proszę się o nią nie martwić. Po wypadku
Wiktoria rozpoczęła zupełnie nowy rozdział starając się uporać z przeszłością.
To, że porzuciła pracę tutaj nie oznacza, że robiła coś szalonego i
nielogicznego.
-
Rozumiem naprawdę, ale…Co mam pani na myśli mówiąc o przeszłości? Czy Wiktoria
wyznała pani prawdę?
-
Tak.- Przyznała zastanawiając się czy dobrze zrobiła demaskując się. Ale było
jej żal tego starego mężczyzny dla którego Wiktora wciąż była jak córka. Poza
tym nie wydawał się być zły z powodu faktu, iż rozmawia z nim tak bezpośrednio.
-
O moim…o nim też?
- Tak, wiem o Damianie. Wiem z czym później musiała się zmierzyć po tym co ją spotkało. Dlatego wiem też, jak bardzo potrafi być silna. Nie wiem czy na jej miejscu mogłabym jeszcze rozpocząć studia i rozpocząć samodzielne życie tłumiąc głęboki ból i poczucie zdrady przez matkę.
- Tak, wiem o Damianie. Wiem z czym później musiała się zmierzyć po tym co ją spotkało. Dlatego wiem też, jak bardzo potrafi być silna. Nie wiem czy na jej miejscu mogłabym jeszcze rozpocząć studia i rozpocząć samodzielne życie tłumiąc głęboki ból i poczucie zdrady przez matkę.
-
Tak, wciąż jej nie wybaczyła. I ja też sobie nie wybaczyłem nawet jeśli
Wiktoria wyznała mi niedawno, że ona to zrobiła. Że nie chowa już do mnie
urazy.- Adamczyk bezmyślnym wzrokiem zaczął wpatrywać się w jakiś punkt na
ścianie. I tylko niewielkie drgania na jego policzku świadczyły o mocnym
wzburzeniu. – Ale tamte miesiące podczas gdy nie wiedziałem co się z nią dzieje
były dla mnie prawdziwym koszmarem. Podczas świąt patrząc przez okno na
padający śnieg zastanawiałem się czy ona gdzieś tam przypadkiem nie jest. Czy
nie marznie albo czy nie jest głodna. Gdy do mnie potem zadzwoniła…to było po
prostu tak jakbym znów zaczął na nowo żyć. Nie ma pani nawet pojęcia jak…
Zosia
jednak nie dowiedziała się o co dokładnie chodziło Stefanowi Adamczykowi,
ponieważ znajdując pewne nieścisłości w historii zaczęła słowo po słowie
rozważać to co wyznała jej Wiktoria. Nie była jednak w stanie dopasować
elementu łamigłówki jaką był okres po jej ucieczce z faktem zadzwonienia do
ojczyma. Przecież jej powiedziała, że on sam ją znalazł. Nie było więc mowy o
żadnym przejęzyczeniu czy drobnej pomyłce. Pan Stefan również nie wyglądał na
takiego który kłamie. Poza tym jaki miałby powód by mijać się z prawdą akurat w
tej kwestii? To było dla całej historii właściwie zupełnie nieistotne, pozornie
bez znaczenia. Dlaczego więc to ją tak trapiło?
-
Przepraszam, że przerywam ale co miał pan na myśli mówiąc, że Wiktoria do pana
zadzwoniła? To znaczy, że podczas studiów sama się z panem skontaktowała?
-
Tak…to znaczy nie. Skontaktowała się ze mną jeszcze przed początkiem swoich
studiów.- Sprostował Adamczyk. Zaraz potem zaczął wpatrywać się w Zosię z pewną
dozą niepewności, jakby nie do końca była tym za kogo się podaje, jakby nie do końca
wiedziała o czym mowa. To naturalnie wzmocniło jego czujność.
-
Po prostu mnie powiedziała, że to pan się z nią skontaktował znajdując ją
poprzez uczelnię do której zaczęła od listopada uczęszczać. Ale być może
skłamała mi, bo wstydziła się wówczas swojej słabości jaką wydawał jej się
kontakt z panem. Tyle, że…tyle że jednego w takim razie nie mogę zrozumieć.
-
Mianowicie?
- Wiktoria jeszcze nie mogła wtedy wiedzieć, że jest w ciąży. Była co najwyżej w początku drugiego miesiąca. Nie sądzę, że w jej stanie ducha mogła to zauważyć, to była ostatnia rzecz o której wtedy mogła myśleć. No i mówił pan o padającym śniegu w święta, a jestem pewna że w listopadzie od dekady nie padał u nas śnieg bo ostatnio słyszałam taką informację w radio, więc musiał pan mieć na myśli…
- Wiktoria jeszcze nie mogła wtedy wiedzieć, że jest w ciąży. Była co najwyżej w początku drugiego miesiąca. Nie sądzę, że w jej stanie ducha mogła to zauważyć, to była ostatnia rzecz o której wtedy mogła myśleć. No i mówił pan o padającym śniegu w święta, a jestem pewna że w listopadzie od dekady nie padał u nas śnieg bo ostatnio słyszałam taką informację w radio, więc musiał pan mieć na myśli…
-
…Boże Narodzenie.
-
Właśnie. Wiktoria nie mogłaby przecież w takim stanie chodzić na uczelnię: poza
tym z widoczną już zaawansowaną ciążą.
-
Bo tak nie było. Wiktoria ciężko przeżyła aborcję prawie na kilka miesięcy
zamykając się w swoim mieszkaniu i ograniczając do niezbędnych czynności takich
jak zakupy czy pralnia. Rozpoczęła studia dopiero w następnym roku.
-
No tak. W takim razie to mi musiało się coś pomylić, przepraszam.- Dodała
jeszcze po czym bez słowa pożegnania prawie wybiegła z gabinetu. Właściwie sama
nie wiedziała dlaczego to zrobiła i przede wszystkim dlaczego wciąż gryzie się
tym co przed chwilą usłyszała. Wiktoria ją okłamała, ale być może po prostu
mówienie o tym co ją spotkało było zbyt bolesne. Poza tym aborcja w tak
zaawansowanym stadium…przecież to była końcówka drugiego trymestru! Przecież to
było już…dziecko. Czując jak całe jej ciało drży od niekontrolowanych emocji starała
się zachować spokój. Dopiero będąc w łazience po ochłodzeniu twarzy zimną wodą
mogła spojrzeć na swoją twarz w lustrze. Ale i tak przed oczami miała twarz
cierpiącej nastolatki.
-
Biedna Wiktoria.- Szepnęła.- Gdyby spotkało mnie to samo co ciebie chyba nie umiałabym
sobie z tym poradzić. Jakie piekło stało się twoim udziałem?