Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Nowy początek: Rozdział XXXIV

Witajcie :) Przepraszam, że tak późno, ale jak zwykle nazbierało mi się trochę więcej rzeczy do pracy dlatego pisanie musiało opaść na dalszy plan. Z góry uprzedzam (taki mały spoiler :) ), że ta część nie będzie ostatnia. Najprawdopodobniej postaram się wszystko zamknąć w następnej części, którą mam nadzieję skończyć jeszcze w tym roku.
PS: Aha, i przepraszam że spóźnione ale życzę wszystkim moim czytelnikom dużo uśmiechu, spokoju i wsparcia bliskich osób nie tylko podczas świąt ale również w każdym dniu roku. Wesołych Świąt!


DWADZIEŚCIA TYGODNI PO WYPADKU

Umykała przed przeciwnikami ostrożnie, starając się nie robić hałasu. Jednak bycie niewidoczną było piekielnie trudne skoro w przenikliwych ciemnościach świeciła niczym bożonarodzeniowa gwiazda. Wiktoria ciężko westchnęła patrząc na swoją kamizelkę na moment przestając być skupiona: czuła jak krew szybko krąży jej w żyłach a serce bije jak oszalałe z powodu wyczerpania. Szybko jednak skupiła się na tym co najważniejsze, bo gdzieś niedaleko siebie słyszała strzały. Nie była tylko pewna czy należą do jej przeciwnika czy sprzymierzeńca. Bo jeśli do tego pierwszego to ta druga grupa już nie istniała.
Bardzo wolno wychyliła się zza następnej ściany tak by w razie co móc szybko się schować. Nie miała już wiele sił, bo ten cholerny pistolet był piekielnie ciężki, ale w takiej samej sytuacji byli zresztą pozostali w grze. Dlatego działania obronne w jej przypadku powinny przewodzić nad atakiem. Tyle, że gdy udało jej się dostrzec wyraźnie co kryje się za następną ścianą nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Studenciak. Uśmiechając się pod nosem chwyciła w obie ręce dłoń tak jak uczył ją instruktor a potem wcelowała. Zdawała sobie sprawę, że tylko precyzja i działanie przez zaskoczenie może uchronić ją przed rychłą „śmiercią”, bo Ksawery radził sobie do tej pory znacznie lepiej niż ona. Dlatego nie żałowała czasu na dokładne przygotowanie. Po dłuższej chwili wypaliła.
- Kto do diabła…?- Usłyszała męski zdziwiony głos.
Tak! Udało jej się: zaskoczyła go dwukrotnie raniąc go w ramię zanim zdążył odskoczyć. Był dobry, dlatego kolejne trafienie spełzło na niczym, a hałas z pewnością już niedługo zacznie przyciągać Jowitę. Dlatego czas przyjąć nową strategię: bezczelny atak.
Z dzikim okrzykiem rzuciła się w stronę w którą Iksiński zwiał starając się to robić slalomem. Było to dobrym posunięciem, bo dzięki temu uniknęła pierwszego trafienia. Jednak kolejnego nie zdołała.
- Ty palancie, postrzeliłeś mnie!- Nie mogła powstrzymać się od gorzkiego wyrzutu. Na dodatek roześmiany od ucha do ucha „palant” wciąż w nią celując odparł:
- Ty zrobiłaś to pierwsza.- W odpowiedzi wyżej uniosła swój pistolet patrząc ile „życia” jej jeszcze zostało. Niewiele, co najwyżej jeden strzał jeśli nie będą to plecy. Kolejny wykluczy ją z gry.
- Do kobiet się nie strzela.
- Tylko do takich perfidnych jak ty które uderzają w plecy chowając się po kontach.
- Jeśli to zrobisz to mnie zabijesz.
- Poza tym trudno, czego się nie robi dla zwycięstwa…- Widząc, że Ksawery przymierza się do strzału podniosła jedną rękę do góry.
- Zaczekaj.- Rzuciła usilnie starając się znaleźć w głowie jakiś plan czerpiąc satysfakcję z faktu, że z powodu dziecinnej gry zachowują się infantylnie udając, że przyszłe działania mogą decydować o jej dalszym losie w realu. To było jednak całkiem zabawne dlatego na prędko zaimprowizowała gest poddania się.- Wygrałeś, nie zabiję cię ale ty też tego nie rób.
- Bo?
- Bo…bo…nie chcę przegrać od razu i się ośmieszyć.
- O ile wiem to została nas w grze jakaś trójka więc na pewno nie wypadniesz gorzej niż na zaszczytnym trzecim miejscu na podium.
- Ale Jowita jest tu pierwszy raz a wygrywa.
- Nie moja wina, że taki wybrałaś sobie skład.
- A skąd miałam wiedzieć, że zaśniedziała sekretarka i retro informatyk będą takimi trudnymi przeciwnikami?
- Wiktoria…
- Proszę. W imię naszej głębokiej przyjaźni…- Ksawery udobruchany proszącym tonem Szymborskiej na moment stracił czujność, która kosztowała go jedno kolejne uderzenie.
- Podła oszustka!- Wrzasnął jednocześnie dając radę się uchylić przed następnym ciosem. Zmuszony był jednak przeturlać się pod ścianą.
- Hej, tak nie można, to wbrew przepisom-!- Krzyknęła Wiktoria.- Nie można czołgać się po podłodze.
- Ty pierwsza je złamałaś.- Odparł jej pociągając ją niczego się nie spodziewającą się za kostkę. Zaskoczony pisk zabrzmiał w jego uszach niezwykle zabawnie. Nie pozwolił sobie jednak na rozpraszanie się tylko mocno przygniótł ją do podłogi.
- Kontakt fizyczny też jest zabroniony.- Powiedziała niedaleko jego twarzy próbując się wyrwać. Ale trudno jej było pokonać męskie ciało. Przez jeden maciupeńki moment w jej umyśle zamajaczyło widmo paniki, ale ledwo się pojawiło znikło gdy tylko spojrzała w te rozbawione i pełne chęci odwetu oczy. Oczy tak bystre i czyste w swojej wymowie, że gdyby mogła patrzyłaby na nie jak najczęściej. Nie podłe i pełne kpiny jak oczy Damiana.
- Muszę się powtarzać?- Spytał retorycznie. Wiktoria po raz ostatni spróbowała się uwolnić: raczej dla zachowania pozorów niż prawdziwej chęci. Bo w obecnej pozycji było jej wygodnie. A nawet bardzo. Nie mogąc się powstrzymać otarła się policzkiem o policzek Ksawerego, bo tylko na to pozwalały jej obecne możliwości manewrów. Iksiński westchnął wówczas cicho niezdolny do opanowania się. Prowadzili tę grę długo, stanowczo zbyt długo. Na dodatek od prawie dwóch tygodni, czyli czasu gdy Wiktoria otwarcie zaprosiła go do swojego mieszkania we wiadomym celu spotykali się w neutralnych miejscach pełnych ludzi spędzając ze sobą czas. Oczywiście ona kpiła z niego niemiłosiernie szydząc, że robi to bo nie potrafiłby się jej oprzeć na osobności. I było w tym dużo prawdy, ponieważ Ksawery za bardzo zaczął jej pragnąć. Nie tylko w sensie czysto fizycznym, ale również i duchowym co niezbyt dobrze świadczyło o jego równowadze psychicznej. Bo jak można lubić czyjąś arogancję, poczucie wyższości, złośliwość a nawet egocentryzm? Jak można uwielbiać złośliwy śmiech, bezkompromisowość czy nadmierną szczerość? Jak można podziwiać kobietę, która podążając za swoją karierą pozornie utraciła to co większość nazywa kobiecością stając się zawziętą magierą? Czasami wydawało mu się, że jest naprawdę poważnie szalony. Albo po prostu próbuje usprawiedliwić w ten sposób swoją męską naturę wmawiając sobie, że to co czuje do Szymborskiej opiera się na czymś więcej niż fizycznym pociągu. Lub- co było najbardziej prawdopodobne- rzuca się w ramiona pierwszej lepszej kobiety by zapomnieć o tej którą wciąż kochał.
Jednak w tej chwili gdy trzymając pod sobą jej ciało otarła się o niego policzkiem te urojone czy też rzeczywiste powody przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie było sensu ze sobą walczyć skoro oboje czuli to samo. Skoro na samą tylko myśl o jej ustach tak blisko jego twarzy serce znacznie przyspieszało tempo pompowania krwi. Wiktoria chciała tego samego a on choć od wielu dni również bardzo chciał ją pocałować, to jednak bał się, że mogłoby się na tym nie skończyć. Tak więc choć prowadzili tę grę od dłuższego czasu to miał być dopiero ich trzeci pocałunek…
Opadł na jej usta delikatnie i powoli dając jej szansę nie tylko na odzew, ale i ewentualny sprzeciw. Gdy odpowiedziała w bardziej zdecydowany sposób zapłonął czystym ogniem. Miał ochotę ją całować i pieścić, dotykać i prowokować tak by zapragnęła go równie mocno jak on ją. Pożądanie zżerało każdą komórkę jego ciała, sprawiało że zapomniał gdzie jest albo że to co teraz robił nie należało do kanonu zwyczajowych zachowa Ksawerego Iksińskiego. Ale tak działała na niego Wiktoria. 
Biorąc pod uwagę fakt, że był facetem trzeba przyznać, iż nie miał dużego doświadczenia w sprawach seksu. Chodził z zaledwie trzema dziewczynami z czego z pierwszą, Agatą nie zabrnęli zbyt daleko. Tak naprawdę dopiero z było narzeczoną odkrył większość tajników seksu. Nie wszystkie, bo choć nie zdawał sobie z tego do tej pory sprawy, dzięki Wiktorii okazało się, że wiele jeszcze przed nim. Że kobieta również może obdarzać władczymi pocałunkami, prowokować, walczyć o dominację, „przejmować” pocałunek. I że o dziwo to mu się bardzo podoba. Tyle, że dokładnie w chwili gdy zdał sobie z tego sprawę, Szymborska przeturlała się nad nim i wstała. A zanim zdążył się zorientować chwyciła w dłoń swoją broń i wycelowała w niego. Chwilę później kamizelka którą miał na sobie przestała świecić zwiastując jego „śmierć”.
- Nie nadawałabyś się na żołnierza.- Skwitował to wówczas wciąż rozłożony na podłodze gdy ona zadowolona z siebie stała niedaleko niego szeroko się uśmiechając. Dłuższą chwilę zajęło mu przejście ze świata swoich fantazji i pragnień do tej pragmatycznej sytuacji. Nie rozumiał jak w ogóle mógł do niej dopuścić. I to w takim miejscu. Bo nawet jeśli nikt ich tutaj nie widział to nie był pewien czy nie ma tu żadnych kamer i czy wobec tego nie dostarczyli właśnie rozrywki pilnującym nagrań ochroniarzom.
- Dlaczego? Słyszałam, że Wietnamczycy mieli bardzo pomysłowe pułapki. Poza tym: na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone prawda? A teraz życz mi szczęścia w wytropieniu twojej partnerki.
- I tak nie pokonasz Jowity. Z nią nie uda ci się ta sama sztuczka co ze mną.
- Skąd wiesz czy nie wymyślę jeszcze lepszej?- Posyłając my pełen tryumfu uśmiech pobiegła w inną stronę. Przedtem jednak zdążyła mu żartobliwie zasalutować.  

***
Pół godziny później, wraz z resztą członków obu załóg w walce na laserowego paintballa, Wiktoria siedziała w pizzerii zajadając się kawałkiem soczystego fast fooda jakim była pizza. Była z siebie bardzo zadowolona, bo choć nie udało jej się ostatecznie pokonać Jowity, to jednak druga lokata ją satysfakcjonowała. Tym bardziej, że pokonała pięciu mężczyzn: oprócz Ksawerego również Arka, Igora i dwóch innych kolegów tego pierwszego. Nie wspominając już o gorącym pocałunku w sali gier. Była pewna, że już niedługo Studenciak będzie tylko jej…
Pałaszując kolejny kawałek pizzy zajęła się obserwacją pozostałych na co miała bardzo dobry widok ze swojego miejsca. Przede wszystkim interesowali ją Arek i Piegusek, bo od przeszło tygodnia- czyli czasu gdy przestała pracować w Krezus Banku- ich nie widziała. I choć raz dzwoniła do Zosi, to jednak nie rozmawiały dłużej niż pięć minut. Wiktoria nie była typem przyjaciółki na telefon, więc gadka po jakimś czasie przestała się kleić. Tak więc była ciekawa czy tamta w końcu pozwoliła się do siebie zbliżyć Żylińskiemu. Właściwie tylko dlatego zgodziła się na dzisiejsze wyjście „w grupie” a nie na sam z Ksawerym.
Nie wyglądało to jednak najlepiej. Zośka ewidentnie większą część posiłku przegadała z siedzącym obok niej Igorem, a Arek dzielnie próbował udawać, że nic go to nie obchodzi.  Tak więc najpewniej ich zaloty jeszcze trochę potrwają. W przeciwieństwie do niej i Iksińskiego…
Słysząc wibrację pochodzącą z kieszeni jej spodni, wyjęła telefon sprawdzając wiadomość. I jej dobry nastój momentalnie się ulotnił. Tak jak się spodziewała- co wcale nie znaczyło, że była na to gotowa- SMS pochodził od Markowskiego. Dlatego przepraszając wszystkich odeszła na bok a potem wyszła na zewnątrz. Wiedziała, że minęło już pół miesiąca odkąd rozmawiała z tym facetem, dlatego detektyw powinien osiągnąć już jakieś postępy. Właściwie powinna się chyba dziwić, że znalezienie tak prostej informacji aż tyle trwa.
- Dzień dobry, tu Wiktoria Szymborska. Chwilę temu wysłał mi pan wiadomość z prośbą o kontakt. Czy już coś wiadomo?
- Tak. Moglibyśmy się spotkać?
- To konieczne? Sądziłam, że może mi pan przekazać adres i niezbędne dane w wiadomości.
- Nie sądzę. Ta sprawa okazała się nie być taka prosta jak pani sądziła.
- Co ma pan na myśli?
- Nie chcę rozmawiać przez telefon.
- Ale znalazł je pan? Wie pan co się z nim stało czy nie?
- Pani Wiktorio, proszę: wyjaśnię wszystko osobiście. Ma pani teraz czas? Musi mi pani wiele wyjaśnić.- Wiktoria z trudem powstrzymała irytację: nie znosiła takiego zbędnego cyrku i ceregieli, w których lubowali się detektywi albo inni ludzie udający niezwykle ważnych. Ona za bardzo ceniła swój czas by poddawać się temu trendowi. Dlatego starając się by w jej głosie nie dało się słychać zniecierpliwienia domówiła szczegóły spotkania umawiając się z nim za dwie godziny. I starała się przekonać samą siebie, że wcale nie czuje teraz strachu.

***
Zosia ubierając swoją kurtkę w pizzerii patrzyła przez szybę na rozmawiających przy wyjściu Wiktorię i Ksawerego. Uśmiechnęła się lekko gdy zorientowała się, że Szymborska niespodziewanie zakończyła spotkanie, co nie było w smak Iksińskiemu. W głębi duszy kibicowała tej dwójce wierząc, że świetnie do siebie pasują, choć pozornie są całkiem różni. Poza tym była zadowolona z ich związku z bardziej egoistycznego powodu jakim było dawne zauroczenie Iksińskiego jej osobą. Arek już był wystarczającą komplikacją a co dopiero zakochany w niej przyjaciel.
Patrząc na tego pierwszego nie można było nie wyczuć, że jest już nieźle zirytowany. Nie dziwiła mu się, ale przecież już wcześniej uprzedzała, że nie ma ochoty powtarzać z nim związku i że chce spotykać się z innymi facetami. To on obiecał jej, że mimo żadnych deklaracji z jej strony pozostanie jej wierny  i pozwoli sprawdzić „siłę ich uczuć” wierząc w to, że są sobie przeznaczeni. Ona niczego od niego nie żądała. Jednak nie zmieniało to faktu, że czuła się w tej sytuacji jakby robiła coś złego. Choćby teraz podczas posiłku w pizzerii: naprawdę nie celowo (to znaczy nie by w zbudzić zazdrość) przegadała z Igorem, a przez spojrzenia Żylińskiego czuła się co najmniej tak jakby flirtowała na oczach swojego faceta z innym. A oni przecież nie byli razem. I może już nigdy nie będą…
Wyzwała się w myślach od idiotek po raz kolejny wkurzając się na siebie za tę cechę charakteru jaką było niezdecydowanie. Bo sama już nie wiedziała czego chce. Byłoby absurdem udawać, że to co było między nią a Arkiem to już całkowicie przeszłość, ale czy to znaczyło że mają razem szansę na przyszłość? A czy przede wszystkim skoro tego wciąż nie wiedziała czy nie byłoby uczciwiej gdyby dała mu spokój? Nie chciała go jednocześnie przy sobie trzymać sprawiając wrażenie dawania furtki otworu. To nie było fair. Tyle, że za każdym razem gdy już z nim była i chciała poruszyć tę kwestię to tchórzyła. Strach był zbyt silny, a tamte słowa usłyszane w piwnicy restauracji bardzo bolesne. Wciąż je pamiętała i nie była w stanie zrozumieć dlaczego Arek wtedy nie zaprzeczył. Tym samym nie miała pojęcia czy może mu znów zaufać.
- Super, że dzięki Jowicie udało nam się wygrać w paintballu, prawda?- Z rozmyślań wyrwał ją głos Igora. W odpowiedzi uśmiechnęła się więc do niego lekko jednocześnie kiwając głową. – Dawno się tak nie ubawiłem. No i świetnie mi się z tobą rozmawiało.
- Mnie z tobą też.
Wiedziała do czego to zmierza. Te powolniejsze tempo by mogli oddalić się od reszty po wyjściu z knajpy, te ogólnikowe stwierdzenia, pozorna rozmowa w „cztery oczy”. Tyle, że czy serio tego chciała? Zwodzić chłopaka, który mógłby być świetnym materiałem dla dziewczyny która mogłaby go pokochać? Odruchowo spojrzała wtedy na Arka, który musiał wcześniej obserwować jej gesty, bo nawet nie speszył się jej spojrzeniem. Może to dlatego zirytowana jego kontrolą kilka chwil później twierdząco odpowiedziała na zaproszenie do kina i kolację jeszcze w tym tygodniu. Wiedziała, że odpowiednio odczytał jej reakcję, bo mocniej zacisnął wargi a jego spojrzenie stało się bardziej stalowe. Ale właściwie czemu się złościł skoro sam dał jej na to przedtem przyzwolenie? Sama już nie wiedziała co powinna o tym sądzić i jak to oceniać. W bajce albo książce powinna pewnie po prostu wybaczyć a potem żyłaby długo i szczęśliwie, bo oczywiście główne bohaterki zawsze tak żyją. Tylko co jeśli ona nią nie była? Jeśli była wiecznie nieszczęśliwą sfrustrowaną przyjaciółką głównej bohaterki? Albo zupełnie poboczną postacią? By dłużej się nad tym nie zastanawiać przyspieszyła kroku by dogonić Ksawerego.
- Co z Wiktorią?- Spytała.
- Musiała coś pilnie załatwić.
- Może dostała już jakąś odpowiedź z atrakcyjnego miejsca w odpowiedzi na swoją aplikację u potencjalnego pracodawcy?
- Nie sądzę. Wiesz kim jest Markowski?
- Kto?
- Nieważne.- Ksawery jakby w geście bagatelizacji machnął rękami. Zosia się na to nabrała, ale to że nie dowiedział się z kim rozmawiała Wiktoria doprowadziło go do złości na nią. Kilka dni temu przypadkiem zobaczył jego nazwisko i początek wiadomości gdy Wiktoria wyszła na moment do toalety zapominając o pozostawionym na stoliku telefonie. Dzisiaj również podczas jej telefonicznej rozmowy choć odeszła dość daleko od ich stolika usłyszał to nazwisko. Nie zawracałby sobie tym głowy gdyby nie fakt, że skłamała mówiąc, że to jakaś konsultantka. To znaczyło, że ma coś do ukrycia.- A jak tam powrót do dawnej siebie?
- Właściwie nieźle. Chociaż to zabawne do ilu rzeczy muszę się na nowo przyzwyczajać. Wiesz, że wczoraj w banku o mało co nie uderzyłam w próg drzwi windy bo zapomniałam, że weszłam do tej mniejszej? Wcześniej nie musiałam sobie zawracać tym głowy. Ale za to zdecydowanie lepiej chodzę w szpilkach.
- Zauważyłem.- Puścił do niej oko odruchowo znów wędrując spojrzeniem od czarnych klasycznych szpilek, poprzez cieliste rajstopy aż do ciemniej ołówkowej spódnicy do kolan. Szybko jednak skupił wzrok na drodze, gdy jego myśli podążyły na niewłaściwie tory. Bo wciąż gdy był z Zosią czuł do niej nieodparte przyciąganie. Zainteresowanie Wiktorią wcale tego nie przyćmiło chociaż nie rozumiał jak to właściwie możliwe. Zawsze wydawało mu się, że nie należy do tej grupy facetów, którzy mogą interesować się kilkoma kobietami jednocześnie a tu proszę: chętnie spędziłby czas we dwoje z każdą z nich…Boże, był łajdakiem do kwadratu skoro przeszło godzinę temu całował się z Wiktorią a teraz równie chętnie powtórzyłby to z Zosią. I powstrzymywały go przed tym nie własne skrupuły, ale bardzo prawdopodobny fakt jej odmowy.
- No i zyskałam też więcej pewności siebie. Jak widzisz moja szafa również się zmieniła. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że zwykły ciuszek może zrobić z ciebie w oczach facetów niezłą laskę. Wcześniej gdy nosiłam luźne koszule nikt nie zwracał na mnie uwagi a teraz? Wystarczy obcas, dopasowana spódnica, trochę makijażu i już z szarej myszki zmieniasz się w łabędzia.
- Dla mnie i tak nigdy nie byłaś szarą myszką. Nawet w rozciągniętym T- shirt-cie i krótkich szortach wyglądałaś świetnie.
- Ksawery…
- No co, w końcu mieszkaliśmy razem, więc widziałem cię i o poranku i wieczorem. Mogę więc to stwierdzić z całą stanowczością.
- Przestań już się wygłupiać. A co z Wiktorią? Wciąż się spotykacie, prawda?
- Tak jakby. Ale nic więcej nie powiem, bez adwokata.
- Hej…
- O ile wiem to takie rzeczy omawiają kobiety, prawda? Więc spytaj Wiki.
- Ona nic mi nie powie. I nie nazywaj jej tak. Nie lubi gdy ktoś się tak do niej zwraca odkąd on…
- Odkąd kto…?
- Nieważne. To co, widzę że nic mi nie powiesz?- Drążąc temat starała się uciec przed jego bacznym spojrzeniem, ale jej się nie udało. Wiedziała, że nieświadomie oddała Szymborskiej niedźwiedzią przysługę, bo Ksawery tak tego nie zostawi. Na razie jednak w grupie innych mogła udawać, że wszystko jest w porządku.
- Nie bardzo. Zastanawiałaś się czasami dlaczego się zamieniłyście? No wiesz, bo skoro to nie bardzo wiadome nie boisz się, że to się może powtórzyć?
- O dziwo, nie. A raczej już sama ta myśl nie przeraża mnie tak jakby przeraziła przed tym co się stało ze mną i z Wiktorią. Poza tym nie wiem dlaczego, ale jestem przekonana, że to się już zupełnie nie powtórzy.
- Skąd?
- To zwykłe przeczucie, nic więcej: powiedzmy kobieca intuicja. Oczywiście Marysia woli kłaść to na krab spełnienia się wróżby z ciasteczka chińskiego. Z wrogiem zamień się na dusze by pokonać go…Nie mam zielonego pojęcia czy rzeczywiście rozsądnym jest wplatać w to elementy metafizyczne, ale prawdą jest że pokonałam Wiktorię. W końcu wyzbyłam się swojej niechęci do niej i podjęłam z nią walkę.
- Ty w to nie wierzysz?
- Nie bardzo. Jestem na to zbyt wielką pragmatyczką, chociaż romantyczna część mnie chciałaby wierzyć w taką pouczającą puentę. Zupełnie tak jakbym była bohaterką jednej z najnowszych baśni Disney’a.
- Masz rację, to byłaby historia z prawdziwym morałem.
- Pamiętasz co ty miałeś w swoim ciasteczku?
- Hm…nie bardzo. Choć na pewno było to coś o miłości.
- Więc może już niedługo ją znajdziesz.- Stwierdziła Zosia z błyskiem w oku wyraźnie mając na myśli Wiktorię. Ksawery powstrzymał się wówczas od odpowiedzi, że przecież już ją znalazł. Zamiast tego tylko uśmiechnął się lekko i wzruszając ramionami odparł:
- Może.

***
Przez głośny dźwięk wydobywającej się z głośnika piosenki Red Hot Chili Peppers, Ksaweremu udało się usłyszeć dzwonek do drzwi. Każdy z jego znajomych dziwił się takiemu połączeniu: w końcu jak przy akompaniamencie dołujących kawałków- na dodatek puszczanych bardzo głośno- można programować, ale dla niego to były warunki wymarzone. Zwłaszcza, że odkąd dwa dni temu Arek wyprowadził się do swojej kawalerki nie musiał już ograniczać się do nausznych słuchawek. Nie miał jednak pojęcia jaki gość mógłby nawiedzić go o jedenastej wieczorem.
Zerkając w judasza uśmiechnął się pod nosem. No tak, jak mógł się tego nie domyśleć? Chwilę zwlekając odblokował zamek, a potem szeroko otworzył drzwi. Już miał wziąć się pod boki i powiedzieć coś w stylu, że ona nie marnuje żadnej okazji, ale powstrzymał go przed tym wyraz jej twarzy. Dlatego powiedział zupełnie coś innego:
- Co się stało?
Nie odpowiedziała. Delikatnie przymknęła tylko oczy jakby na wspomnienie czegoś bolesnego lub trudnego. Potem niepewnie na niego spojrzała. Już samo to świadczyło o tym, że nie wszystko jest w porządku.
- Mogę wejść?- Usłyszał po paru chwilach, co było kolejnym sygnałem. Bo Wiktoria nigdy o nic nie prosiła. Tym bardziej gdy wpraszała się do czyjegoś domu.
- Jasne, wchodź. Wszystko okej?- Ponowił pytanie.- Bo nie wyglądasz najlepiej.
- Tak, to znaczy…nie bardzo. Dlatego chciałam z kimś pogadać by o tym nie myśleć.- Powiedziała dość cicho, jakimś nieznanym mu wcześniej tonem. Jednak chwilę później potrząsnęła głową jakby chciała z niej wytrząsnąć wszystkie złe myśli i uśmiechnęła się do niego. Gdyby nie poznał jej wystarczająco mógłby się pomylić myśląc, że wygląda zupełnie normalnie, ale teraz umiał już lepiej wyczuć jej nastroje. Gdy więc chwilę później zagaiła z typową u niej arogancją:- Jesteś bardzo rozczarowany, że wybrałam ciebie? I tak w ogóle co to za hałas?- , wzruszył tylko ramionami odpowiadając:
- Lubię słuchać muzyki w ten sposób.
- Arkowi to nie przeszkadza?
- Odkąd się wyprowadził to nie.
- Więc jesteśmy tutaj teraz sami?
- Na to wygląda. Napijesz się czegoś ciepłego? Zrobię ci herbaty na pewno przemar…- Nie dokończył, bo Wiktoria nagle znalazła się blisko niego.- Hej, a już myślałem że naprawdę masz jakiś problem, a ty jak zwykle korzystasz z okazji grając w zamianę ról.
- Nie dzisiaj.
- Co?
- Po prostu nie gadajmy dobra? Komunikujmy się w ten sposób.
- Wiktoria ty naprawdę…
- Proszę.
Proszę. Kto by pomyślał, że to jedno słowo ma taką moc. W dodatku wypowiedziane w ten sposób przez silną kobietę, która teraz zdawała mu się bardzo cierpieć. Już nie wątpił, że cokolwiek przeżywała w tej chwili to było to prawdziwe a nie miało na celu wpakować mu się do łóżka. Dlatego w geście wsparcia pozwolił na to by jej ramiona go objęły a potem schylił się by jej wargi mogły spocząć na jego ustach. Miał zamiar poprzestać na kilku wspierających pocałunkach, ale zapomniał że ma doświadczenie z wytrawną uwodzicielką. I że to wcale nie on panuje nad całą sytuacją.
Nawet nie spostrzegł gdy znaleźli się na kanapie w małym saloniku zdzierając z siebie ubrania i tylko kiedy było to niezbędne rozdzielając swoje usta by przybrać bardziej dogodną pozycję. I choć w całym mieszkaniu wciąż dudniła głośna muzyka Ksawery mógłby przysiąc, że wśród tego całego jazgotu wyraźnie słyszy ich serca, tak głośno one biły. Sam dotyk Wiktorii go palił, a jej widok w bieliźnie po prostu zabijał.
Była idealna.
Nie miał zbyt wiele czasu by nasycić oczy jej widokiem, bo zbyt szybko do niego przywarła, ale i tak zdołał dostrzec pięknie zaokrągloną talię, szerokie biodra, płaski brzuch oraz jędrne piersi ukryte (jeszcze) za koronkowym biustonoszem, który kolorystyką pasował do dolnej części jej bielizny. Wyglądała jak polska wersja Hally Berry, a jej fryzura przypominała tę którą aktorka miała w jednym z jego ulubionych filmów Czekając na wyrok. Czyli wyglądała po prostu obłędnie. Gdyby aż tak jej nie pragnął być może poczułby się choć trochę zmieszany zaczynając zastanawiać nad własnymi niedostatkami i jak ona go odbiera, ale gdy do głosu dopuścił tylko swoje prymitywne instynkty wszystko inne poza parciem do celu przestało się dla niego liczyć. Zwłaszcza, że w jej wzroku nie wyczytał nic więcej prócz nieskrywanego pożądania, a każde jej zachowanie było skrytym marzeniem każdego faceta: bezpruderyjne, śmiałe i świadome własnej atrakcyjności. Kobiety które znał nigdy nie rozumiały jak to działa na facetów nawet jeśli rzeczywiście ich pewne niedostatki wyraźnie rzucały się w oczy wmawiając sobie, że każdy facet lubi czuć się zdobywcą albo po prosu czując się śmiesznie w roli wytrawnej uwodzicielki. Wiktoria nie miała z tym problemu wyraźnie próbując kierować całą sprawą co było nie lada wyczynem biorąc pod uwagę jej śmiesznie mały w porównaniu do niego wzrost: dzieliło ich bowiem ponad trzydzieści centymetrów.
Podczas pieszczot i pocałunków ani on, ani ona nie wypowiedzieli żadnego słowa Dopiero tuż przed samym stosunkiem Wiktoria odezwała się do niego siedząc na jego kolanach:
- Masz gumkę?
- Tak…w po…w pokoju.- Wydyszał zawiedziony pragnąc jak najszybciej się w niej zagłębić. Teraz miałby w ogóle myśleć o antykoncepcji?
- Cholera, czemu nie nosisz ich w tylnej kieszeni spodni jak każdy normalny facet? Zresztą nieważne, biorę pigułki. Jestem czysta a ty?
- Ja też.
- Więc bierzmy się do dzieła.- Wyszeptała unosząc się nad nim tak by mogli się w końcu razem połączyć. A Ksawery po raz pierwszy w całej swojej prawie trzydziestoletniej egzystencji zrozumiał co to znaczy umrzeć za życia.
Pół godziny później było po wszystkim choć on wciąż czuł się tak jakby jego ciało należało do kogoś innego. Nie był nawet w stanie wyrzec ani słowa: na przykład zaprotestować gdy Wiktoria zaraz po wstała z kanapy kierując się do łazienki. Gdy po piętnastu minutach z niej wyszła w przeciwieństwie do niego była już ubrana i myślała zupełnie trzeźwo. On wciąż jednak nie potrafił się pozbierać myśląc o szaleństwie które jeszcze całkiem niedawno się wydarzyło.
Spojrzał na nią, a następnie wbił wzrok w podłogę. Chwilę później otworzył usta by coś powiedzieć, ale zaraz potem szybko je zamknął czując się nieswojo pod bacznym wzrokiem Wiktorii. Dopiero gdy do niego podeszła uśmiechając się lekko wciąż czując się jak idiota odpowiedział jej głupkowatym uśmiechem. W dodatku niczym ostatni prawiczek zakrył swoje uda fragmentem leżących nieopodal spodni.
- Nie powiedziałabym, że jesteś aż taki skromny.- Skomentowała to tylko siadając obok niego na łóżku.
- Może nie chcę cię zszokować?
- Nic co możesz mi pokazać mnie już nie zszokuje i wcale nie piję tu do twojej męskości chociaż była całkiem całkiem…
- Chyba wolę żebyś nie kończyła.
- Żałuj, bo chciałam obdarzyć cię wielgachnym komplementem.
- Aż tak dużym?- W odpowiedzi tylko parsknęła śmiechem. Korzystając ze sprzyjającej okazji, Ksawery postanowił spytać:
- Możesz mi powiedzieć co się właściwie stało?- Tak jak się spodziewał gwałtownie spoważniała.
- Uprawialiśmy seks.- Odparła wzruszając ramionami a potem wstając z łóżka. Ksawery natomiast zaczął naciągać na siebie zlokalizowane niedaleko niego na dywanie slipy.
- Wiesz, że nie o tym mówię. Co aż tak wyprowadziło cię z równowagi, że szukałaś u mnie pocieszenia?
- Zbytnio dramatyzujesz. Po prostu zrobiłam to czego chciałam od dawna, zwłaszcza po naszym gorącym pocałunku w sali gier. I muszę ci przyznać, że rzeczywistość przyćmiła moje oczekiwania.- Ksawery nie dał się wciągnąć w tę zmianę tematu dobrze wiedząc, że komplement w obecnej chwili ma na celu odwrócenie jego uwagi. Dlatego stawiając na szczerość spytał bezpośrednio:- Spotkałaś się dzisiaj z nim po naszym spotkaniu w pizzerii?
- Z kim?
- Z tym facetem...jak mu tam...Markowskim?
- Skąd ty…? Śledziłeś mnie?!
- Nie, ale przez przypadek zauważyłem kiedyś jego nazwisko w twoim telefonie. Kim on jest?
- Nikim kto powinien cię interesować.
- To przez niego tak się dzisiaj czujesz?
- Tak, podczas naszej schadzki za mało mnie zmęczył, więc przyszłam po więcej od ciebie.- Wiedział, że jest już nieźle wściekła, ale mimo to kontynuował:
- Dlaczego nie lubisz jak mówię do ciebie Wiki?
- Co?
- Kim był mężczyzna który tak do ciebie mówił? Co ci zrobił?

Wiki, nie zgrywaj się: wiem że tego chcesz.
Tak, krzycz Wiki.
Zobaczymy kto jest teraz górą Wiki.

- Kto tak do ciebie mówił?- Drążył przypominając sobie zbyt pospiesznie wypowiedziane przez Zosię słowa. Ona wiedziała coś o Wiktorii, ale z jakiegoś powodu nie chciała wyznać mu prawdy. Musiał więc dowiedzieć się prawdy od bardziej bezpośredniego źródła.- Czemu tak bardzo tego nienawidzisz?- Choć w duchu była cała roztrzęsiona, Wiktoria już dawno nauczyła się ukrywać swoje prawdziwe emocje pod maską pogardy. I tylko tak niespodziewane sytuacje jak nagły widok Damiana w banku mógł ją wyprowadzić z równowagi. Dlatego całkowicie panując nad własnym głosem odparła;
- Widzę, że jesteś jednym z tych facetów, którzy uważają że jak pozwolę im wejść do swojego łóżka to mogą włazić z buciorami i do mojego życia.
- Przepraszam nie chciałem być wścibski. Po prostu chciałem ci tylko pomóc.
- Czy ja wyglądam na kogoś kto potrzebuje pomocy?
- Nie, ale…zaraz, dokąd ty idziesz? Chyba nie chcesz wyjść w ten sposób?
- Zrobiłam już to po co tu przyszłam więc nie widzę innych powodów by tu przebywać.
- Nie zachowuj się w ten sposób. Nie znowu.
- Tak? Więc ty nie zachowuj się jak pieprzony psychoterapeuta albo ktoś kto myśli, że ma prawo mną rządzić. Za kogo się w ogóle masz by żądać zdradzania swoich sekretów?
- Wydawało mi się, że to co się między nami dzieje a przede wszystkim to co zaszło jeszcze dwa kwadranse temu przynajmniej częściowo uprawnia mnie do tego by…
- Jezu, naprawdę jesteś jeszcze takim emocjonalnym szczeniakiem? Jesteś w moim życiu nikim, rozumiesz? Nikim. A mówiąc precyzyjniej jeszcze jednym gościem z którym się przespałam.
- Naprawdę super sprawdzasz się w graniu suki, ale wolę cię bez żadnej maski.- Słysząc to roześmiała się złośliwie.
- Ależ ja taka jestem, jeszcze to do ciebie nie dotarło? Nie jestem jedną z twoich byłych lasek, które obściskiwałeś po kątach lub pieprzyłeś się z nimi pod osłoną nocy pod kołdrą. Nie jestem jedną z tych grzecznych dziewczynek, które uwielbiają chodzić do kina, na wieczorne spacery, dostawać kwiaty albo...strzelać podczas laserowego painballa. Od samego początku ci to mówiłam.
- Więc zaprzeczysz, że dobrze się dziś bawiłaś? Mam na myśli wcześniej, gdy byliśmy razem z moimi znajomymi i przyjaciółmi.- Wiktoria ma moment spuściła głowę przypominając sobie co czuła jeszcze kilka godzin temu zanim nie spotkała się z detektywem. Jak polubiła Ksawerego, jak uwielbiała jego uśmiech i pocałunek podczas laserowej potyczki w sali gier. Ale to wszystko było tylko iluzją, ładnym kadrem do filmu a nie jego treścią. On nie zasługiwał na takiego potwora jak ona. Poza tym gdyby się dowiedział…Uniosła głowę do góry patrząc na niego smutno. Potem odezwała się bez cienia wrogości i arogancji w głosie:
- Chciałam się tylko z tobą przespać, przykro mi. Owszem, było fajnie ale nic więcej. – Potem bez słowa wyszła. W tle wciąż słyszała przy tym dudniącą muzykę. Tym razem był to głos Adama Grahna z Royal Republic, którego wyśpiewywane frazy- o ironio- idealnie oddawały to kim była. 

Wiesz, że oni kochają, gdy się łamiesz
I będą żyć dla twoich błędów
Tworzą zasady dla mądrych i dla głupców
Ale ty jesteś tylko podróbką.
Jesteś nikim
Jesteś nikim
Jesteś nikim, aż ktoś cię znienawidzi.

Sądziła, że zaraz po wyjściu na zewnątrz się rozpłacze ale tak się nie stało. Była załamana, ale nie zrozpaczona. W dodatku nie wiedziała po co tu przyszła, dlaczego ciągnęła Ksawerego za sobą tylko z powodu swojego egoistyczne pragnienia bycia z nim choć przez chwilę.
Wsiadając do samochodu była tak roztrzęsiona, że dopiero po upływie kilku minut udało jej się trafić kluczykiem w stacyjkę.

Nie była pani ze mną szczera, więc jak mam je znaleźć?
Mam adres cmentarza i dokładne miejsce pochówku, ale nie jestem przekonany czy o to pani chodzi.
Nie umarł tamtego dnia. Nie umarł od razu…

Słowa Markowskiego nawracały do niej z przerażającą siłą potęgując jej destrukcję. Na dodatek wibracja telefonu nie zwiastowała niczego dobrego. Ku jej uldze na wyświetlaczu nie pojawił się numer Ksawerego, ale jej ojczyma. Ale czy właściwie poczuła ulgę? Nie było to raczej rozczarowanie? Ze złością przekręciła kierownicę włączając się do ruchu. Bo znów postąpiła głupio uciekając w przygodny seks. Oczywiście mogła się pocieszać, że to był Ksawery, ale mimo wszystko popełniła pomyłkę. Nawet jeśli sprawiło jej to przyjemność i nie czuła się tak bardzo pusta jak po następnym numerku z Jarkiem to nie zmieniało to faktu, że to był błąd. Kolejny. Jakby całe jej życie nie było jednym wielkim błędem, jednym wielkim pasmem pomyłek i kaprysu losu. Jaki miała właściwie cel? Czego pragnęła oprócz nierealnego cofnięcia przeszłości? Tylko czy nawet gdyby było to możliwe to coś by dało? Czy wspomnienia niczym wielka fala wciąż nie nawiedzałyby jej umysłu?
- Nienawidzę, nienawidzę…- Wyszeptała w końcu nie mając właściwie pojęcia do kogo to mówi. Ani właściwie o kim. Bo jedyną osobą której nienawidziła była ona sama.

***
Minęły dwa dni od spotkania z Igorem po raz pierwszy w sali gier i dziś zaraz po pracy Zosia miała się z nim spotkać. Arek o tym wiedział, bo już podczas lunchu Jowita uznała że całkiem zabawne będzie zdradzenie mu tej informacji. Odkąd poznała prawdę była po jej stronie uważając, że dobrze robi nie podając się Żylińskiemu na tacy. W skrytości swojego ducha liczyła natomiast na to, że jej przyjaciółka rozpocznie szczęśliwy związek z Ksawerym doceniając jego przywiązanie i szczerość uczuć. Miała nadzieję, że Iksiński nie da się omamić tej modliszce jaką była Cruela, bo w przeciwieństwie do Zosi Jowita wcale jej nie polubiła. Wręcz przeciwnie: wciąż uważała, że to kobieta bez uczuć i kochająca tylko samą siebie. Ale nie wdawała się w polemikę z Zosią, która miała na ten temat zupełnie odmienne zdanie.
- Więc co z tym Igorem? Tylko kino i kolacja?- Spytała teraz żartobliwie popijając swoją kawę.
- A co niby więcej?- Prychnęła towarzysząca im przy stoliku Emilia.- Chyba nie namawiasz naszej Zosi do cudzołóstwa?
- Jezu, co za staromodne słowo. Jasne, że nie. Ale myślałam że skoczą wieczorem do jakiegoś klubu albo coś.
- Już ja wiem co ty myślałaś Jowita.
- No co? Fajny przecież był podczas bitwy w painballa. Osłonił cię przed pociskiem niczym amant z najbardziej romantycznej komedii romantycznej.
- Jowi, to było tylko światło lasera.- Zosia z pobłażliwym uśmiechem sprowadziła ją na ziemię.
 - I co z tego? Nie ważne co to było. Skoro facet broni swoją laskę przed wyimaginowaną śmiercią w grze to będzie ją również bronił w ważnych sprawach życiowych.
- Wow, jestem pod wrażeniem jakie cechy charakteru możesz jeszcze wyczytać z tak nieskomplikowanej rzeczy.
- Zdziwiłabyś się.
- A wiesz, że nawet…
- Pst. Chyba sam prezes zmierza do naszego stolika.- Szepnęła Ewa.- Nie odwracajcie się tylko.
- O ja cię. Mam nadzieję, że nie chcą mnie zwolnić.
- Jowita…- „Krzyknęła” szeptem Zosia słysząc już słowa powitania pochodzące od samego Stefana Adamczyka. Dlatego odwróciła się z lekkim uśmiechem na twarzy na nie odpowiadając.
- Mógłbym poprosić panią na chwilę rozmowy pani Niemcewicz?
- Oczywiście.- Potwierdziła, bo przecież nie powie prezesowi Krezus Banku, że zostały jej do zjedzenia jeszcze przynajmniej trzy kęsy kawałki i deser, więc mógłby poczekać na nią jakieś trzy minuty.
- W takim razie proszę za mną.- Zosia skinęła głową w duchu dziwiąc się nadmiernej ceremonialności. Bo już po skierowaniu się w stronę windy domyśliła się, że rozmowę będą prowadzić w jego gabinecie. Gabinecie w którym notabene była tylko raz w życiu i to podczas posiadania ciała Wiktorii. Mimo to uprzejmie odpowiadała na zdawkowe i niezobowiązujące pytania prezesa podczas ich drogi na górę.
Krótkie spotkanie dotyczyło właściwie faktu, że na stanowisko którego zrzekła się Wiktoria a ona tymczasowo je zajmowała, znalazła się potencjalna kandydatka. I sprowadzało się do informacji by przygotowała się do krótkiego sprawozdania ze swojej działalności oraz wprowadziła nową pracownicę w specyfikę firmy. Adamczyk nie stwierdził jednoznacznie, że zatrudnienie nowej dyrektorki jest już pewne, raczej zasugerował że i tak w niedługim czasie Zosia będzie musiała zadowolić się byłym stanowiskiem. Na koniec spytał ją o to jak ocenia swoją pracę i sobie radzi. Był to ślizgi temat: nie wypadało przecież się chwalić, ale trzeba było również uważać by nie przedobrzyć w drugą stronę robiąc z siebie ostatniego „cielaka”. Dlatego Zosia po krótce opisała problemy z jakimi się borykała informując jednocześnie o sposobie ich rozwiązania a także prosząc o radę w sprawę jednego z klientów. Był to dyplomatyczny zabieg, którego nauczyła ją Wiktoria.
- Pani Zofio, mogę panią jeszcze o coś zapytać? Uprzedzam, że nie dotyczy to bezpośrednio samej wykonywanej przez pani pracy.
- Oczywiście, jeśli tylko będę w stanie odpowiedzieć.
- Wiktoria Szymborska rekomendowała panią na zwalniane przez siebie stanowisko. Naturalnie tłumaczyła to faktem, że jest pani odpowiednią osobą na to stanowisko, bo przez kilka ostatnich tygodni pracowała razem z Jowitą jako jej sekretarka stąd zdążyła dobrze poznać. Ale interesuje mnie dlaczego i w jaki sposób.
- Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem…?
- Chodzi mi o to, dlaczego- z całym szacunkiem- spośród kilkunastu analityków wybrała sobie młodą dziewczynę która właściwie pracowała w zespole jako młodszy doradca.
- Och…- Wymsknęło jej się nie za bardzo elokwentnie.- O to powinien pan raczej zapytać samą Wiktorię.
- Już pytałem.- Pan Stefan uśmiechnął się.- Ale nie udzieliła mi zadowalającej odpowiedzi. Dlatego pytam panią.
- Obawiam się, że ja nie znam odpowiedzi na to pytanie.- Skłamała Zosia. Bo przecież nie powie mu o przemianie. Żaden twardo stąpający po ziemi człowiek nie jest w stanie w to uwierzyć. A tym bardziej tego pojąć gdy wszystko wróciło do normy i nie miało właściwie żadnego znaczenia poza osobami których bezpośrednio dotknęło.
- Pani Zofio, rozmawiamy w cztery oczy i to o czym tu mowa nie wyjdzie poza drzwi tego gabinetu. Nie poniesie pani również żadnych konsekwencji jeśli dopuściła się pani czegoś niezgodnego z prawem.
- Myśli pan, że szantażowałam Wiktorię?!
- Tego nie powiedziałem. Chodziło mi raczej o coś, co zaszło między panią a Wiktorią jeszcze tamtego dnia podczas sylwestra. O przyczynę dla której byłyście tam razem. Nie miałem zamiaru pani obrazić, przepraszam.
- Rozumiem, ale tak jak mówiłam nie znam do końca motywów jakie kierowały Wiktorią. Mogę tylko przypuszczać, że obsadzając mnie na stanowisko swojej sekretarki chciała się na mnie zemścić uważając za niekompetentną.
- Jak to: zemścić?- Zosia po krótce opowiedziała prawdziwą historię w której z powodu Arka podpadła Szymborskiej za co tamta potem się na niej mściła. Tego również nauczyła się dzięki przemianie  i Wiktorii: jeśli zamierzasz kłamać wplataj w to jak najwięcej prawdy. W ten sposób wiarygodność twoich słów zostanie diametralne zwiększona a ponadto ty będziesz miał mniej okazji do wpadnięcia w pułapkę swoich kłamstw.
- Rozumiem, że w pewien sposób doszłyście do porozumienia stając się sprzymierzeńcami.
- Tak. Czasami zdarza mi się nawet z  nią widywać.
- Czyli ma pani z nią kontakt?
- Tak.
- Więc jest pani w stanie powiedzieć co się z nią ostatnio dzieje?
- Z tego co wiem to nic złego. Jeszcze dwa dni temu w niedzielę spędziłyśmy razem całe popołudnie.
- Dwa dni temu? To właśnie w niedzielę przestała odbierać moje telefony.
- Być może była zajęta.
- Albo po prostu nie chciała.- Mrugnął jakby do siebie Adamczyk. Potem uśmiechnął się przepraszająco tak jakby zapomniał się przed chwilą co było zresztą prawdą.- W każdym razie dziękuję za rozmowę i gratuluję sprawdzenia się na tak odpowiedzialnym stanowisku. Choć dzierżyła je pani tylko przez trzy tygodnie to jednak ze względu na jego wagę był to nie lada wyczyn.
- Dziękuję.- Odparła Zosia w duchu powstrzymując się przed prychnięciem. Trzy tygodnie? Gdyby tylko Adamczyk wiedział, że było to o wiele wiele dłużej.
- Pani Zofio?
- Tak?
- Jeśli spotka się pani z Wiktorią proszę jej powiedzieć, że chcę ją zobaczyć.
- Dobrze.- Powiedziała kierując się do wyjścia. Jednak tuż przy drzwiach nie mogąc się powstrzymać dodała:- Proszę się o nią nie martwić. Po wypadku Wiktoria rozpoczęła zupełnie nowy rozdział starając się uporać z przeszłością. To, że porzuciła pracę tutaj nie oznacza, że robiła coś szalonego i nielogicznego.
- Rozumiem naprawdę, ale…Co mam pani na myśli mówiąc o przeszłości? Czy Wiktoria wyznała pani prawdę?
- Tak.- Przyznała zastanawiając się czy dobrze zrobiła demaskując się. Ale było jej żal tego starego mężczyzny dla którego Wiktora wciąż była jak córka. Poza tym nie wydawał się być zły z powodu faktu, iż rozmawia z nim tak bezpośrednio.
- O moim…o nim też?
- Tak, wiem o Damianie. Wiem z czym później musiała się zmierzyć po tym co ją spotkało. Dlatego wiem też, jak bardzo potrafi być silna. Nie wiem czy na jej miejscu mogłabym jeszcze rozpocząć studia i rozpocząć samodzielne życie tłumiąc głęboki ból i poczucie zdrady przez matkę.
- Tak, wciąż jej nie wybaczyła. I ja też sobie nie wybaczyłem nawet jeśli Wiktoria wyznała mi niedawno, że ona to zrobiła. Że nie chowa już do mnie urazy.- Adamczyk bezmyślnym wzrokiem zaczął wpatrywać się w jakiś punkt na ścianie. I tylko niewielkie drgania na jego policzku świadczyły o mocnym wzburzeniu. – Ale tamte miesiące podczas gdy nie wiedziałem co się z nią dzieje były dla mnie prawdziwym koszmarem. Podczas świąt patrząc przez okno na padający śnieg zastanawiałem się czy ona gdzieś tam przypadkiem nie jest. Czy nie marznie albo czy nie jest głodna. Gdy do mnie potem zadzwoniła…to było po prostu tak jakbym znów zaczął na nowo żyć. Nie ma pani nawet pojęcia jak…
Zosia jednak nie dowiedziała się o co dokładnie chodziło Stefanowi Adamczykowi, ponieważ znajdując pewne nieścisłości w historii zaczęła słowo po słowie rozważać to co wyznała jej Wiktoria. Nie była jednak w stanie dopasować elementu łamigłówki jaką był okres po jej ucieczce z faktem zadzwonienia do ojczyma. Przecież jej powiedziała, że on sam ją znalazł. Nie było więc mowy o żadnym przejęzyczeniu czy drobnej pomyłce. Pan Stefan również nie wyglądał na takiego który kłamie. Poza tym jaki miałby powód by mijać się z prawdą akurat w tej kwestii? To było dla całej historii właściwie zupełnie nieistotne, pozornie bez znaczenia. Dlaczego więc to ją tak trapiło?
- Przepraszam, że przerywam ale co miał pan na myśli mówiąc, że Wiktoria do pana zadzwoniła? To znaczy, że podczas studiów sama się z panem skontaktowała?
- Tak…to znaczy nie. Skontaktowała się ze mną jeszcze przed początkiem swoich studiów.- Sprostował Adamczyk. Zaraz potem zaczął wpatrywać się w Zosię z pewną dozą niepewności, jakby nie do końca była tym za kogo się podaje, jakby nie do końca wiedziała o czym mowa. To naturalnie wzmocniło jego czujność.
- Po prostu mnie powiedziała, że to pan się z nią skontaktował znajdując ją poprzez uczelnię do której zaczęła od listopada uczęszczać. Ale być może skłamała mi, bo wstydziła się wówczas swojej słabości jaką wydawał jej się kontakt z panem. Tyle, że…tyle że jednego w takim razie nie mogę zrozumieć.
- Mianowicie?
- Wiktoria jeszcze nie mogła wtedy wiedzieć, że jest w ciąży. Była co najwyżej w początku drugiego miesiąca. Nie sądzę, że w jej stanie ducha mogła to zauważyć, to była ostatnia rzecz o której wtedy mogła myśleć. No i mówił pan o padającym śniegu w święta, a jestem pewna że w listopadzie od dekady nie padał u nas śnieg bo ostatnio słyszałam taką informację w radio, więc musiał pan mieć na myśli…
- …Boże Narodzenie.
- Właśnie. Wiktoria nie mogłaby przecież w takim stanie chodzić na uczelnię: poza tym z widoczną już zaawansowaną ciążą.
- Bo tak nie było. Wiktoria ciężko przeżyła aborcję prawie na kilka miesięcy zamykając się w swoim mieszkaniu i ograniczając do niezbędnych czynności takich jak zakupy czy pralnia. Rozpoczęła studia dopiero w następnym roku.
- No tak. W takim razie to mi musiało się coś pomylić, przepraszam.- Dodała jeszcze po czym bez słowa pożegnania prawie wybiegła z gabinetu. Właściwie sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła i przede wszystkim dlaczego wciąż gryzie się tym co przed chwilą usłyszała. Wiktoria ją okłamała, ale być może po prostu mówienie o tym co ją spotkało było zbyt bolesne. Poza tym aborcja w tak zaawansowanym stadium…przecież to była końcówka drugiego trymestru! Przecież to było już…dziecko. Czując jak całe jej ciało drży od niekontrolowanych emocji starała się zachować spokój. Dopiero będąc w łazience po ochłodzeniu twarzy zimną wodą mogła spojrzeć na swoją twarz w lustrze. Ale i tak przed oczami miała twarz cierpiącej nastolatki.

- Biedna Wiktoria.- Szepnęła.- Gdyby spotkało mnie to samo co ciebie chyba nie umiałabym sobie z tym poradzić. Jakie piekło stało się twoim udziałem?

niedziela, 3 grudnia 2017

Nowy początek, Rozdział XXXIII

***
Następne dwie godziny Wiktoria i Zosia spędziły w mieszkaniu Ksawerego oraz Arka. Obie były bardzo podekscytowane i miały zamiar zrobić to już wcześniej, ale Szymborska nie czuła się najlepiej dlatego dopiero po dwóch kawach i wymuszonym śniadaniu była w stanie opuścić mieszkanie bez bólu głowy. W towarzystwie innych osób zdołało jej się jako tako unikać bezpośredniej rozmowy z Iksińskim, ale tuż przy wyjściu udało mu się zorganizować im chwilę zostając z nią sam na sam.
- Oddaję twój telefon.- Oznajmił jej gdy znaleźli się w jego pokoju.
- Dzięki.- Mrugnęła tylko rozglądając się po pokoju. Miała nadzieję, że wypadnie to tak jakby była szczerze zainteresowana; niestety obawiała się, że i tak on domyśla się że ona chce jak najszybciej stąd uciec. Szczególnie po tym jak znów odzyskała swoje ciało. Wciąż nie do końca wierzyła w swoją przemianę i nie docierała ona do niej. Na dodatek Studenciak wciąż się na nią patrzył. W końcu nie wytrzymała i spytała go o to.
- Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać. Nie znałem cię przed wypadkiem jako Wiktorię Szymborską. Dlatego twój sposób bycia i zachowania jest dla mnie całkiem obcy. A jednocześnie jakiś taki znajomy.
- To paradoks.- Zauważyła trafnie unosząc wymownie brwi. Widząc to uśmiechnął się. Gdy robiła tak jeszcze będąc Zosią wydawało mu się to urocze, teraz zdawało się być komiczne i groteskowe. Wiktoria miała zbyt delikatne i klasyczne rysy twarzy by w ten sposób manifestować swoją wyższość.- I nie wiem z czego się tak śmiejesz.
- Po prostu. A więc witam panią oficjalnie pani Szymborska.- Oznajmił wyciągając do niej dłoń.
-  Przecież już się znamy. Pajac.- Skwitowała to tylko odsuwając się od niego kilka kroków. Ale nie chciała w żaden sposób fizycznego kontaktu. Nie teraz. Nie była na to gotowa, Miała w głowie za duży chaos by go ogarnąć. W dodatku- co było dziwne- wydawało jej się, że reguły ich gry się zmieniły i to teraz on rozdaje karty. Co było przecież więcej niż zabawne. Bo to ona wciąż panowała nad sytuacją.- Muszę już iść, mam masę spraw do załatwienia.
- Dlaczego wtedy uciekłaś?
- Słucham?
- W samochodzie. Czego się przestraszyłaś?
- Ja? Przestraszyłam?
- Miałem parę dni na analizę i tylko do takich wniosków doszedłem.
- Więc masz niewłaściwą percepcję dedukcji. A teraz na razie.
- Naprawdę przede mną uciekasz?
- Przed nikim nie uciekam, a już na pewno nie przed tobą.
- Więc to udowodnij.
- Niby jak?
- Nie uciekaj.
- Aj, naprawdę potrafisz być bardzo dziecinny. Jak znajdę czas to wpadnę.
- To była tylko taka zabawa?
- Co?
- Wtorkowy wieczór. I to co wcześniej.
- Więc ty myślisz, że się tobą bawiłam?
- To chyba bardziej prawdopodobne niż fakt, że stchórzyłaś choć bardziej rani moje ego. – Ku jego zdumieniu uśmiechnęła się. Nie miał pojęcia, że tym stwierdzeniem rozwiał jej obawy odnośnie tego, czy potrafił oddzielić to co czuł do Zosi z nią. A skoro tak było nic nie stało jej na przeszkodzie by zrealizować swój początkowy plan.
- Bo to była zabawa. Ale tylko jej preludium. Prawdziwa zabawa dopiero się zacznie.- Mówiąc to podeszła do niego i pogładziła go po ramionach.- Tylko muszę być pewna, że tego chcesz i rozumiesz reguły. Bo potem nie będzie żadnego świergolenia, że o czymś nie wiedziałeś albo z czegoś nie zdawałeś sobie sprawy.
- Brzmi to bardzo poważnie.
- Mówię serio Ksawery.
- Wiem, ale udając taką groźną wyglądasz bardzo uroczo.- Nie skomentowała tego w żaden sposób poza wywróceniem oczami. A potem wyszła z pokoju. Nie mogła jednak ukryć zadowolenia z siebie. Bo Iksiński chciał ją. Nie Zosię. Mógł sobie ją kochać, ale to ona mu zaimponowała. I to jej pragnął.

***
Przez kilka następnych dni każda z nich intensywnie pracowała. Zosia postanowiła przeprowadzić się do mieszkania, które podczas ostatniego oglądania przypadło jej do gustu, więc po pracy intensywnie się pakowała. Musiała też wyjaśnić swoją powtórną przemianę przyjaciółkom z pracy które w ostatnim czasie zaniedbywała oraz najbliższej rodzinie. Szczególnie silnym wzruszeniem napawały ją odwiedziny u rodziców u których została cały weekend. Nie szczędziła im licznych objęć i czułości; stale z nimi rozmawiała i nie mogła powstrzymać się od przypadkowego dotyku: a to muśnięciem spracowanej dłoni mamy czy też zmęczonych mięśni ramion taty. Dlatego w poniedziałek rano wróciła do pracy w świetnym humorze. Miała już przygotowane swoje stare stanowisko doskonale wiedząc, że znów będzie pracować z Arkiem, ale na razie postanowiła o tym nie myśleć. Zdziwiła się więc gdy wchodząc do ich pokoju powitał ją grobową miną.
- Coś się stało?- Spytała.
- Raczej tak. Cruella kazała ci to dać.- Wyjaśnił wręczając jej jakąś kartkę.
- Nie nazywaj jej tak. To spoko babka.
- Zobaczymy czy po przeczytaniu tego wciąż będziesz tak mówić.- Zaciekawiona spojrzała na dokument, ale już sam nagłówek mówił sam  za siebie.- Wypowiedzenie?- Spytała na głos nie wiadomo kogo. Zaraz potem przypomniała sobie, że Szymborska nie raz jej się tym odgrażała. Co prawda skłamałaby gdyby stwierdziła, że nie poczuła iskierki żalu, w końcu wydawało jej się, iż stały się dla siebie kimś w rodzaju koleżanek- jeśli nie przyjaciółek- ale może tak było i lepiej? Poza tym nie wiedzieć czemu to ją trochę rozbawiło.- I co ty na to?
- Nic. Chyba niewiele mogę zrobić.
- I mówisz o tym tak po prostu? To zwyczajnie wredne. Odwalałaś za nią kawał roboty gdy byłaś nią a ona tak po prostu cię zwalnia?
- Mów ciszej. Jadwiga się na nas patrzy.
- Co z tego? To więcej niż wredne.
- Dziękuję za ten przejaw zrozumienia, ale sama to potem z nią wyjaśnię. A teraz pokaż mi na czym ostatnio skończyłeś pracę z Patrycją.

***
Wiktoria popijała w kawiarni kawę próbując samą siebie przekonać że wcale się nie denerwuje. Ale musiała to zrobić. Musiała spotkać się ze Stefanem by ostatecznie uporać się z przeszłością.
- Już jestem. Nie rozumiem co ma znaczyć twoja rezygnacja. Co prawda ostatnio szło ci nieco mniej sprawnie, ale to normalne że po wypadku musiałaś dojść do siebie. Absolutnie się na to nie zgadzam.
- Nie o tym chciałam porozmawiać: to co postanowiłam to decyzja ostateczna. Poza tym wyznaczyłam na okres zanim nie znajdziecie nowej odpowiedniej pani lub pana dyrektor kompetentną osobę.
- Tą młodą dziewczynę z działu analitycznego? Czy to rozsądne? Ona nie będzie w stanie sobie poradzić. Co prawda ostatnio chyba trochę ci pomagała, ale to nie znaczy że…
- Jak mówiłam nie chcę rozmawiać o sprawach zawodowych. Chcę rozmawiać o…o tym co zrobił mi Damian. – Stefan Adamczyk znów się skurczył jakby przygotowując się do ciosu. Ale tym razem Wiktoria nie miała zamiaru go zadać.
- Przepraszam, że wtedy cię nachodził. Już więcej do tego nie dopuszczę. I jeśli to wpłynęło na twoją decyzję odnośnie pracy to…
- Nie, proszę. To zupełnie nie tak. Ja…- Urwała szukając w głowie odpowiednich słów. Spodziewała się, że po latach to okaże się być łatwiejsze, ale wciąż było jeszcze zbyt trudne.- Ja wiem, że byłam podła. Długo cię nienawidziłam, bo na to pozwalałeś. I dobrze wiesz, że zatrudniłam się w twoim banku tylko dlatego by pognębić twoje wyrzuty sumienia. Dlatego teraz muszę odejść by wreszcie to skończyć.
- Wiktoria…
- Proszę, nie przerywaj mi, to i tak trudne. Nigdy nie sądziłam, że słowo przepraszam może sprawić aż tak wielkie problemy.- Wysilała się na żart, ale zabrzmiał on nad wyraz blado.- Żałuję tego jak cię traktowałam przez te wszystkie lata. I teraz wierzę w to, że chciałeś dla mnie jak najlepiej milcząc. Byłam przerażona i rzeczywiście nie chciałam nikomu mówić prawdy. Widzisz teraz…ja chodzę na terapię. Minęło wiele lat, ale choć ta piekielna psycholożka mnie irytuje to czasami zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. I powiedziała mi, że jeśli nie zdobędę się na choć odrobinę altruizmu czy empatii to nigdy nie zdołam zapomnieć o przeszłości. I ona ma rację. Ale nie robię tego tylko dlatego. Nie tylko dla siebie, ale i dla ciebie. Wiem, że kiedyś mnie kochałeś. Ja…ja też kochałam ciebie. Byłeś jedynym ojcem jakiego znałam. Wiem, że to co zrobił mi Damian to nie była twoja wina. Wiem też, że zniszczone zostało nie tylko moje życie, ale i twoje. Rozwód z moją mamą…ja nawet nie wiem kiedy dokładnie do niego doszło ale chodziło o mnie prawda? Właśnie to chcę wiedzieć.
- Nie chcesz porozmawiać o tym z nią?
- Nie. Z nią nie mogę. Jeszcze nie teraz.
- Ona...Beata wciąż cię kocha i cierpi. Nigdy nie przestała obwiniać się o to co cię spotkało.
- Może, ale nie potrafię jej wybaczyć. Wiedziała, że się bałam. Nawet jeśli Damian zgrywał przed nią idealnego pasierba mogła być przy mnie i uwierzyć że mój strach był autentyczny.
- Może nie chciała burzyć tej bańki idealnej rodziny, którą zgrywaliśmy? Chyba żadne z nas tego nie chciało. Tyle, że tylko ty za to zapłaciłaś.- Wiktoria milczała dłuższą chwilę zdając sobie sprawy, że od byłego ojczyma nie dowie się prawdy odnośnie jego relacji z jej matką.
- Powiedz, naprawdę się z nim nie kontaktowałeś? Wyparłeś się go?
- Tak, wsparłem go tylko na początku i pojawiłem się na jego ślubie: tak jak mówiłem, to wszystko. Musisz mi uwierzyć. Po tym co zrobił nie jest moim synem.
- Wierzę. Teraz ci wierzę.
- Wiktorio, musisz wiedzieć że gdybym w jakikolwiek sposób mógł cofnąć czas, to nawet za cenę własnego życia zrobiłbym to dla ciebie.- Uśmiechnęła się do niego słysząc te słowa, a potem odważyła się położyć dłoń na jego ręce. Wiedziała jak wiele znaczył dla niego ten gest po jego oczy się zaszkliły. Ale wiedziała również i to, że teraz nie padną sobie w ramiona i nie będą od nowa super tatusiem i grzeczną córeczką. To tak niestety nie działało. I on też to wiedział. Jednak jej wybaczenie i gest pojednania świadczył chociaż o zakończeniu nienawiści. Może za jakiś czas- za  rok lub dwa- zdobędzie się na taki sam gest wobec własnej matki. Na razie jednak było na to za wcześniej.
Po powrocie z lunchu tak jak się spodziewała, przed jej biurek Jowita poinformowała ją o tym, iż Zosia chce z nią porozmawiać. Wiktoria domyśliła się, że Piegusek już zauważył swoje zwolnienie i pewnie nie wie co o tym myśleć. A już na pewno nie domyśla się jakie plany ma wobec niej.
Pół godziny później śmiała się głośno z miny Zośki, która początkowo nie wierzyła w jej propozycję, potem uznała ją za żart by na koniec wnieść masę obiekcji.
- Ale jak to mam pracować na twoim stanowisku? Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie: tak jak to robiłaś do tej pory.
- Ale to było co innego, ja nie mam doświadczenia…Poza tym twój ojczym nigdy się na to nie zgodzi.
- Hej, tchórz cię obleciał?
- Nie, ale…no dobra, może i tak. Bo ja naprawdę mało się na tym znam.
- Przez ostatnie miesiące udowodniłaś ile jesteś warta. No i tak jak mówiłam ci wcześniej, to rozwiązanie tylko czasowe: najwyżej do czasu znalezienia kogoś innego na moje miejsce.
- Przecież nie musisz odchodzić.
- Muszę, bo od samego początku pracowałam tu z niewłaściwych pobudek. Powinnam w końcu się uwolnić od przeszłości. No i iść do przodu.
- Co będziesz teraz robić?
- Mam jedną sprawę do załatwienia.
- Jaką?
- Aleś ty ciekawska.- Wiktoria przewróciła oczami. Potem unikając odpowiedzi (jak zauważyła Zosia), dodała:- Na razie korzystać z zasłużonego urlopu, potem szukać nowej pracy. A no i oczywiście trochę schudnąć. Nieźle mnie zapuściłaś.- Dodała wskazując wymownie na swój wciąż płaski brzuch.
- Hej, to przecież nieprawda.- Zaprzeczyła Zosia udając, że nie dostrzegła zręcznego wybiegu swojej rozmówczyni. Ale skoro chciała mieć swoje tajemnice nie powinno jej to obchodzić. Wiktoria natomiast roześmiała się. Piegusek wciąż był tak samo naiwny i przewidywalny.- Poza tym ja też mam prawo narzekać.
- Phi, niby dlaczego? Dzięki moim ćwiczeniom i diecie schudłaś przynajmniej pięć kilo a twoja figura nabrała jeszcze ładniejszych kształtów.
- Ej, czy ty właśnie powiedziałaś, że miałam ładną figurę?- Wiktoria wymownie uniosła oczy do góry a potem kazała Zosi wracać do pracy. Sama natomiast wyjęła telefon i wykręciła właściwy numer.
- Dzień dobry panie Markowski. Dzwonię, bo chyba uda mi się wyrwać z pracy trochę wcześniej. Czy moglibyśmy spotkać się za godzinę w centrum, w tej kawiarence koło pańskiego biura? Zależy mi aby jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Tak? To świetnie. W takim razie do zobaczenia.- Z ulgą odłożyła słuchawkę zastanawiając się po co do diabła to robi. Dla świętego spokoju? Tyle, że zamiast spokoju przyniosło jej to tylko nerwy i stres. A będzie jeszcze gorzej…Czując napływ paniki zastanawiała się czy nie wysłać Markowskiemu wiadomości że jednak nie da rady. Albo najlepiej, że odwołuje całą zabawę w detektywa. Może i tchórzliwe wyjście, ale przynajmniej rozsądne. Grzebanie w przeszłości nic nie dało. Ale psycholog powiedziała, że to jej pomoże. Więc może jednak powinna jej zaufać…?- Pieprzyć to wszystko.- Mrugnęła pod nosem.

***
Zosia nie wiedziała ile radości sprawi jej ponowne zasiadanie do stolika razem z Ewą, Jowitą i Emilią, jak bardzo tęskniła za przyjaciółkami i cóż, za byciem sobą. W dodatku byłaby naiwna sądząc, że jej powrotna przemiana przejdzie niezauważona. Oczywiście nikt w banku nie znał prawdy, skądże. Tyle, że przynajmniej siedem osób w minionym tygodniu podczas rozmowy z nią zaważyło, że się zmieniła.
- Zachowywałaś się jak nie ty.- Zażartowała na koniec jednej z rozmów przy herbacie w kuchni Ania, jedna z pracownic administracji, nie zdając sobie sprawy, że właściwie wcale się nie myli. Zosia uśmiechnęła się wtedy dukając coś o problemach zdrowotnych oraz prywatnych, ale ciężko było zwalać zachowanie Wiktorii na tak błahe wymówki. W końcu Zosia nie raz była świadkiem jak odpowiadała opryskliwie jakiejś stażystce, z którą jeszcze przed przemianą bardzo dobrze jej się rozmawiało. Albo jak pogardliwie przewracała oczami, gdy ktoś nie wykonał swojej pracy tak jak chciała. Czasami zdawała się zapominać, że nie dzierży już funkcji dyrektora całego działu, a jest zwykłą szeregową pracownicą. Dlatego wiele osób zaczęło szeptać po kątach, że po wypadku Zosia Niemcewicz zachowuje się dziwnie. Nie obyło się również bez krzywych spojrzeń ze względu na jej niespodziewany awans aż na kilka pozycji w górę (gdy Wiktoria po prostu zażądała, że będzie przejmie część obowiązków Jowity by móc kontrolować Zosię). Wiele z jej dawnych osób w otoczeniu banku, które uważała za dobrych kolegów czy koleżanki, teraz udawało że jej nie widzi albo rzucało żartobliwe uwagi o tym, że „co zrobiła iż jej się tak poszczęściło” czy też „co się stało, że teraz  ich zauważa skoro ostatnio nawet nie stać jej było na odpowiedzenie zwykłego cześć”. Nie miała jak się przed tym bronić, bronić przed zachowaniem Wiktorii. Może i znów była sobą, ale konsekwencje bycia przez kilka miesięcy kimś innym były nie do przeskoczenia. Udawanie kogoś innego nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać zwłaszcza jeśli ten ktoś diametralnie różni się od ciebie w wielu sferach.  Dlatego zaczęła zdawać sobie sprawę, że jej kolejny awans nie będzie mile widziany nawet jeśli tylko tymczasowo zajmie stanowisko Wiktorii. Jednak ku jej zaskoczeniu, Arek trafnie odgadując przyczyny jej apatii stwierdził:
- Słuchaj, tobie się wydaje że każdy postrzega cię jako dawną Zosię, ale zapominasz że przecież Wiktoria pracowała przez wiele tygodni jako ty udając asystentkę. Tak więc ludzie wcale nie odbiorą tego gorzej. Dla nich po prostu życie toczy się dalej, a jak mają gadać to i tak będą gadali.
- Naprawdę tak myślisz, czy tylko mnie pocieszasz?
- Naprawdę.- Potwierdził Arek z tym swoim cudownym, czarownym uśmiechem. Nigdy mu tego nie powiedziała, ale ten uśmiech zawsze dodawał jej sił i sprawiał, że wierzyła we wszystko co mówił. Tak było i teraz.- Ale mam nadzieję, że jak już awansujesz to nie karzesz mi mówić to siebie: per szefowa.
- No coś ty: wystarczy tylko: pani zastępco dyrektora.
- A jednak coś ci zostało z Wiktorii.- Roześmiała się słysząc te słowa; zaraz jednak spoważniała nie wiedząc jak poruszyć temat który musiał zostać poruszony.
- Arek, co teraz z nami będzie?
- Masz  na myśli nas jako…
- …nie, nie chodzi mi o to by wracać do tego co było.- Zosia ciężko przełknęła ślinę próbując zebrać się na odwagę.- Tyle że czy powrót do stosunków koleżeńskich wypali? Czy to nie będzie, no nie wiem: niezręczne?
- Czujesz się teraz niezręcznie pracując ze mną?
- No nie, ale…
Kłamstwo. Na dodatek w żywe oczy. I podłe, bo choć tego nie powiedział Zosia czuła że on wciąż chciałby by spróbowali jeszcze raz. Ale może tak sobie tylko wmawiała, bo chciałaby żeby tak było. Żeby wciąż coś do niej czuł, bo…w sumie nie wiedziała dlaczego. To było przecież głupie i płytkie, na dodatek bardzo egoistyczne skoro ona go już nie chciała. Tyle, że choć nie miała zamiaru z nim być to skłamałaby gdyby wyznała, że już całkowicie nic do niego nie czuje. To nie było takie proste. Cieszyła się, że przynajmniej Ksawerego ma z głowy, bo przeniósł swoje zainteresowanie na Wiktorię (dzięki Bogu), ale co z Arkiem? W komedii romantycznej podczas przechodzenia przez ulicę zostałaby zaczepiona przez nieznajomego który zaprosiłby ją na kawę, ale w praktyce nie miała szans na to by pojawił się ktoś nowy. Poza tym jej serce  nie było jeszcze przygotowane do nowego związku. Jeszcze nie. Choć niewątpliwie sporo się o sobie nauczyła i dowiedziała będąc Wiktorią. I o naturze mężczyzn.
- Ale?- Drążył Żyliński.
- Co: ale?
- To ty powiedziałaś to słowo jako pierwsza.
- Ale nie miałam na myśli żadnego „ale”. Po prostu zastanawiam się czy dla ciebie jest to bez znaczenia.
- Bo wciąż cię kocham?- Otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Nie miała pojęcia czy sposób w jaki zadał to pytanie oznaczał, że czuje do niej miłość czy że obawia się, iż ona może myśleć że tak jest mimo że jest zupełnie inaczej. Skomplikowane relacje w związkach nigdy nie były jej mocną stroną. Dlatego asekuracyjnie uciekła w żart:
- Po prostu pamiętam twoje dawne związki. Na przykład Justynę a z nią raczej nie nawiązałeś przyjaznych relacji po tym jak zerwaliście i prawie rzuciła w ciebie wazonem, prawda?
- Prawda. Tyle, że Justyny nie kochałem.- Znów zabrnęli w ślepą uliczkę z której nie miała jak wybrnąć. Kolejny żart świadczyłby o tym, że usilnie próbuje zmienić temat choć sama go podjęła, bo za bardzo jej na nim zależy. Ale w takim razie co powinna zrobić?- Spuszczasz wzrok bo boisz się tego co do ciebie czuję? Że jeśli wciąż cię kocham i chcę z tobą być ty możesz podświadomie pragnąć tego samego nie mając odwagi podjąć ryzyka by spróbować?- Świetnie ją rozgryzł, choć dopóki wyraźnie nie powiedział tego na głos, tak naprawdę nie rozumiała swojego dylematu. Bo nie znając jego uczuć mogła mówić sobie, że im się nie udało nie tylko z jej winy czy też strachu. Że on również tego nie chciał. Mówiąc, że ją kocha zostawiałby otwartą furtkę tylko po jej stronie. Tak więc wszelkie skutki i konsekwencje pozostawiał jej. To nie było do końca fair.
- Wróćmy lepiej do pracy, dobrze?
- To było raczej proste pytanie.
- Arek…
- Jeszcze przez powtórną przemianą powiedziałaś, że mi wybaczyłaś. Co to właściwie znaczyło?
- Na pewno nie to, że znów będziemy szczęśliwie gruchać jak para gołąbków.- Odparła lekko wytrącona z równowagi próbując wstać z krzesełka. On jej jednak na to nie pozwolił ściskając przegub jej dłoni dość stanowczym ruchem.- Co ty robisz? Zaraz pozostała część załogi wróci z przerwy.
- Ale na razie jesteśmy sami. Więc?
- Co: więc?
- To ty zaczęłaś ten temat.- Przypomniał jej.- Tak więc doprowadźmy go do końca. Masz rację.
- W czym?
- W tym, że się boisz moich uczuć. Bo wciąż cię kocham. I wciąż chciałbym z tobą być.
- Arek, proszę…nie chcę nigdy więcej do tego wracać.
- Dlaczego? Nie wierzę, że skoro kochałaś mnie tak długo teraz tak nagle…
-…ale tak się właśnie stało: bach, odkochałam się i po kłopocie.
- Gdyby tak było teraz nie zachowywałabyś się teraz w taki sposób.
- A jak według ciebie powinnam się zachowywać? Jest mi niezręcznie, co wydaje się być normalne skoro kiedyś byliśmy razem. Ale na pewno nie dlatego, że wciąż coś do ciebie czuję.
- Kolejna rzecz, która została ci po udawaniu Wiktorii: kłamanie.
- Jezu, czemu po prostu nie możesz tego zostawić?
- Bo wiem, że skoro zakochałem się pierwszy raz w życiu to tak łatwo nie uda mi się tego powtórzyć.
- Ale ja nie mogę znów ci zaufać. Nawet gdybym chciała spróbować raz jeszcze to zawsze byłaby w tym jakaś skaza; zawsze zastanawiałabym się czy wciąż mnie kochasz czy może jeszcze tylko udajesz.
- Więc spójrz mi w oczy i…
- …wtedy też patrzyłam.- Przerwała mu niegrzecznie, ale teraz miała to gdzieś.- I widziałam w nich to co chciałam widzieć.
- Chyba rozumiem.- Mrugnął cicho pogrążony w myślach.- I nie mam prawie mieć do ciebie o to żalu.
- Super, bo nie chciałabym do tego wracać.
- Dam ci czas.
- Słucham?
- Wrócimy do tej rozmowy za jakiś czas gdy oswoisz się z nowym- starym wyglądem i dojdziesz do ładu ze sprawami zawodowymi i prywatnymi.
- Arek, wtedy moja odpowiedź będzie taka sama.
- Tego nie wiesz.
- Wiem, bo teraz znam siebie dużo lepiej. I wiem, że nie zadowolę się teraz czymś mniejszym niż to czego chcę; że nie będę udawać że wszystko jest w porządku gdy ktoś traktuje mnie niepoważnie albo mnie rani. Wiem też, że za długo bałam się związków i choć teraz jest na nie za wcześniej chcę zobaczyć co straciłam.
- Co masz na myśli?
- Chcę zacząć umawiać się na randki, poznać nowych mężczyzn, poflirtować.
- Uważasz, że to pomoże ci się we mnie odkochać?
- Uważam, że to powinnam robić jako nastolatka, a choć to wydaje się być błahostką to jednak ten etap pierwszych rozczarowań i pocałunków jest bardzo potrzebny w życiu każdej kobiety.- Wybrnęła nie dając się wciągnąć w jego pułapkę. Bo nie zamierzała przyznawać, że potrzebne jej „odkochanie” się w nim. Arek dłuższą chwilę milczał.
-Tylko flirtowanie i pocałunki?
- Hm?
- Tylko to chcesz robić z tymi swoimi potencjalnymi randkowiczami czy coś więcej?
- Jeśli myślisz, że odpowiem ci na to pytanie to jesteś w błędzie.- Prychnęła rozbawiona. Jednak jego zacięta mina uświadomiła jej, że on tak tego nie odbiera. Świadomość tego sprawiła, że jeszcze bardziej poweselała. Nawet wzbudzanie w kimś zazdrości było bardzo pouczające.- Arek, jak widzisz ja naprawdę…
- Zgoda.
- Co?
- Zgadzam się na to. Chcę żebyś zrobiła to co chcesz, bo mam wielką nadzieję że to co nas łączyło było prawdziwe i po tym całym testowaniu do mnie wrócisz.
- Arek ja nie powiedziałam, że wtedy do ciebie wrócę. Ty też rób co chcesz: flirtuj, poznawaj inne kobiety, baw się w klubach i…- Urwała, bo jakoś nie była w stanie dodać: „sypiaj z nimi”. Żyliński jakby domyślił się jej niewypowiedzianych słów bo skinął głową z zadowoleniem.
- Ale ja i tak będę na ciebie czekał. Bez żadnych flirtów ani innych kobiet. To pomoże ci nabrać do mnie zaufania.
- To pomoże ci tylko mnie nienawidzić.
- O nie. Może i twój scenariusz się sprawdzi i jednak nie będziemy razem, ale na pewno nigdy cię nie znienawidzę.
- Nawet jeśli zakocham się w kimś innym?- Spytała nic nie mogąc poradzić na to, że powiedziała to bardzo cicho.
- Nawet wtedy. Choć nie obiecuję, że nie sprawdzę faceta na tysiąc sposobów tak by upewnić się że cię nie zrani. Ale i tak żywię głęboką nadzieję, że to jednak ja będę miał rację.
- Arek…
- Aha i jeszcze jedno. Gdy już znów będziemy razem…
- Arek…
-…nie przerywaj mi. A więc dobrze: jeśli znów będziemy razem, to obiecuję ci, że będziemy często chodzić na randki. I że będę cię rozpieszczał i się o ciebie troszczył tak jak powinienem to robić od samego początku.
- Arek…
- Miło mi, że pamiętasz moje imię i wypowiadasz je w tak seksowny sposób, ale naprawdę wolałbym byś dała mi dokończyć.
- Idiota.- Parsknęła patrząc na jego roześmianą minę spod oka. Ale choć zewnętrznie starała się zachować powagę i sceptycyzm, to jednak w głębi siebie czuła jak coś wewnątrz jej serca topnieje. Boże, miała tylko nadzieję że znów nie będzie cierpiała.

***
Po raz trzeci w ciągu półgodziny myła ręce, bo zauważyła że pocą jej się dłonie przez co była na siebie wkurzona jeszcze bardziej. Bo i czym tu się było stresować? Przecież sama zaprosiła Ksawerego do siebie na kolację po to żeby się z nim przespać, wielkie mi rzeczy. A ona zachowywała się tak jakby musiała zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie. Tyle, że wciąż nie była pewna czy on rzeczywiście chce właśnie jej, czy nie skorzystał- zresztą- jak każdy typowy facet- pocieszając się po stracie swojej ukochanej pierwszą chętną kobietą. I wkurzało ją, że to ma dla niej znaczenie. No bo od kiedy przejmowała się uczuciami drugiej strony? Z Jackiem spotykała się wiele miesięcy a wiedziała o nim tyle, ile dowie się przeciętna osoba po jednej rozmowie. Nie obchodziło ją co lubi jeść na śniadanie, kiedy pierwszy raz zakochał się w dziewczynie albo jakiej drużynie sportowej kibicuje. Nie wspominając o kwestiach rodzinnych albo uczuciowych Boże broń. Po prostu dzielili fajny układ, który teraz z perspektywy czasu wydawał jej się być bardzo nurzący. I płytki.
- Cholera Wiktoria, jesteś prawdziwą kretynką. – Ofuknęła samą siebie doskonale zdając sobie sprawę, że mówiąc do siebie pogrąża się jeszcze bardziej.- Ksawery dobrze wie, że chcesz się z nim tylko przespać i guzik kogoś obchodzi czy to jest moralne, właściwe, potrzebne czy też nie.- Mimo uspokajania samej siebie kilka minut przed przyjściem Iksińskiego spędziła tylko trochę mniej rozluźniona.
Aż w końcu usłyszała dzwonek do drzwi a potem informację od portiera. Przerywając mu kazała zaprosić gościa do środka nie zdając sobie sprawy, że bezwiednie się uśmiecha. Przez kolejne dwie minuty czuła jak gwałtownie bije jej serce, jak wzmaga się jej pragnienie. Zamierzała zaciągnąć go do łóżka gdy tylko przekroczy próg jej mieszkania nie zawracając sobie głowy zbędną gadką.
- Cześć.- Przywitał ją, jak jej się zdawało, dość niepewnie. Ale to nawet lepiej.
- Witaj.- Przyoblekła na twarz uśmiech rejestrując wzrokiem jego przylegające do ciała dżinsy i czarną koszulkę. Nie miała pojęcia jak ten beznadziejny zestaw ciuchów może jej się wydawać seksowny.
- Nie wiedziałem co dokładnie będziemy jeść, ale przyniosłem czerwone wino. Mam nadzieję, że będzie pasowało do dania do kolacji i że je lubisz.
- Super.- Odparła biorąc od niego butelkę nawet nie zerkając co tak naprawdę przyniósł. Bezwiednie odstawiła ją na komodę stojącą w korytarzu.
- Przecież nawet nie spojrzałaś na rocznik.- Uśmiechnął się do niej nie zdając sobie sprawy, że dzięki temu gestowi miała ochotę się na niego rzucić jeszcze bardziej.
- Ufam w twój gust.
- Dziękuję. Twój też jest nie najgorszy: ładna sukienka.
- Dzięki. Miałbyś może ochotę ją ze mnie zdjąć?- Wiedziała, że to tandetny tekst i dobry raczej w komediach romantycznych aniżeli prawdziwych relacjach damsko-męskich, ale co tam.
- Nie dziękuję. Wolałbym raczej kolację.- Nie? Jak to nie?!- To gdzie mam iść do kuchni czy salonu?
- Słucham?
- Gdzie nakryłaś do stołu?
- Przecież nie ma żadnej kolacji.
- Jak to?
- Jesteś tępy czy tylko takiego udajesz? Przecież dobrze wiesz, że nie umówiłam się z tobą żeby wcinać spaghetti i popijać wino. Chyba, że jesteś z tych tradycyjnych staroświeckich facetów, którzy uważają że całe to romantyczne gówno jest dla dziewczyny niezbędne żeby zaciągnąć ją do łóżka. Tak więc uroczyście informuje cię, że dla mnie jest to całkowicie zbędne.
- Miło mi, ale za bardzo mi się podobasz w tej sukience bym chciał ją z ciebie zdjąć.
- Kpisz sobie?- Zezłościła się w końcu zdając sobie sprawę, że on doskonale wie o co jej chodzi tylko udaje że tak nie jest. Bawił się jej kosztem przez co poczuła się jak wystawiona na publiczny widok małpka mająca zabawiać widzów w cyrku.
- Ależ skąd. Masz piękną figurę doskonale zaokrągloną w odpowiednich miejscach co świetnie uwypukla fason i czerwony kolor tej kreacji.- Prawie zazgrzytała zębami ze złości.
- Więc po co tu przyszedłeś skoro zdawałeś sobie sprawę dlaczego cię zaprosiłam?
- Miałem nadzieję, że coś razem zjemy. Ale zawsze możemy wyjść na miasto do restauracji. Zosia mówiła mi, że wcale nie gotujesz, więc raczej niczego tutaj razem nie przyrządzimy.
- Wyjdź.
- Dobrze, a więc chodźmy. Masz tu w okolicy jakąś fajne miejsce czy pojedziemy moim autem gdzieś dalej?
- Ty wychodzisz. Ja zostaję.- Wyjaśniła, choć dobrze wiedziała że on za pierwszym razem również zrozumiał. Ale skoro chciał się tak bawić to jego sprawa. Ona nie zamierzała dostarczać mu dalszej rozrywki.
- Wiktoria, daj już spokój.
- Powiedziałam wyjdź.
- Przyznaję, że trochę się z tobą podroczyłem. Ale to wcale nie znaczy, że…
- Ogłuchłeś Studenciaku?- Ksawery ciężko westchnął.
- A więc wracamy do bycia wredną suką, tak?
- Pieprz się. Guzik mnie obchodzi za kogo mnie masz.
- Nie powiedziałem, że nią jesteś tylko że tak się zachowujesz.
- A ja powiedziałam ci żebyś spadał.
- Mama cię nie nauczyła, że nieładnie wypraszać gości?
- Moja mama miała mnie gdzieś gdy…zresztą nieważne.
- Przepraszam, nie chciałem poruszać bolesnego tematu.
- A kto powiedział, że jest bolesny?
- Ty. A raczej twoje oczy.
- Nie wiem jakim cudem jeszcze do dzisiaj wydawałeś mi się być pociągającym facetem skoro teraz jesteś taki nudny. I naprawdę wyjdź. Skoro nici z moich planów to zawsze mogę zaprosić kogoś innego.
- To ma mnie zachęcić żebym został?
- Nie mam zamiaru cię zachęcać.- Odparła ze złością patrząc jak on przechodzi przez jej korytarz do salonu i siada wygodnie na kanapie. Tym bardziej, że miał rację. Bo mówiąc to chciała mu w ten sposób pokazać, iż jeśli się nie zdecyduje to na jego miejsce jest wielu chętnych.
- Często to robisz?
- Co?
- Zapraszasz facetów na wieczór na, hm…kolację.
- Jesteś takim chłopcem że nawet nie umiesz wypowiedzieć słowa: seks?
- Po prostu nie chcę być obcesowy.
- Robię to tak często jak mam ochotę czyli bardzo często. Ale spokojnie, niczym cię nie zarażę. Preferuję bezpieczny seks w każdej przygodzie. – Była wulgarna wiedziała to. I przesadzała. Owszem, lubiła sypiać z facetami, ale wolała raczej stałe układy. Nigdy nie przespanie się z kimś na jedną noc. To zbytnio przypominało jej wykorzystywanie jednej ze stron, a więc przypominało jej pierwszy raz. Dlatego wolała dłuższe układy z czym do tej pory nie miała problemu. Faceci z którymi się spotykała też nie uważali tego za coś złego. Dlaczego więc przy Ksawerym poczuła się tak jakby robiła coś złego? Jakby miała powód do wstydu? Skoro był konserwatywnym chłoptasiem gardzącym takimi jak ona to nic jej do tego. Powinna wywalić go na zbity pysk i naprawdę zadzwonić do Jarka. Albo jakiegoś innego chętnego faceta.
- I tak to zazwyczaj wygląda?
- O czym ty pieprzysz?
- No o tobie i tych facetach. On przychodzi i tak po prostu od razu ze sobą sypiacie?
- Nie, najpierw godzinę wymieniamy czułe słówka i spojrzenia, kolejną tańczymy w rytm dennej powolnej melodii a potem gładzimy się po ramionach. Jasne, że od razu przechodzimy do rzeczy. Rozumiesz co mówię, chłoptasiu? A może jesteś jeszcze prawiczkiem, co?- Wiedział, że atakuje go tylko dlatego, bo swoją odmową uraził jej ego. I dlatego też usiłuje go zranić albo chociaż obrazić. Ale mimo tej świadomości i tak powinien wyjść. Nie tak to sobie wyobrażał. Owszem, chcąc być uczciwym przed samym sobą musiał przyznać, że myślał o tym jak to by było się z nią kochać, ale na pewno nie w taki sposób w jaki robiła to ona. Nie, gdy miał być tylko którymś z kolei ciałem bez uczuć i imienia. Wcześniej wydawało mu się, że ona choć trochę go lubi jako człowieka. Pamiętał jak tamtego dnia gdy opiekował się Kamilem a ona go odwiedziła śmiała się i dokazywała jak dziecko; jak potem w samochodzie z nim flirtowała i szczerze rozmawiała. Wtedy to było właściwie. Teraz, zdawało mu się być zimne i wyrachowane. A choć był facetem nie lubił łatwych okazji. Tak, pomylił się co do niej a właściwie nie pomylił tylko potem niepotrzebnie zmienił zdanie na lepsze. A w takiej sytuacji bezsensem byłoby zostawanie tutaj.
- Masz rację, chyba już pójdę.- Odparł tylko spokojnie jednocześnie wstając z kanapy. Potem zaczął kierować się na korytarz.
- Ja nie…nie chciałam tego powiedzieć. Przepraszam. Ale nie jestem taka jak myślisz. – Mówiła do jego pleców, bo on nie przestawał dalej iść. Przynajmniej do czasu aż gwałtownie nie odwrócił się w jej stronę. Tak, że znienacka na niego wpadła aż poczuła dreszcz. Tylko, że o dziwo wcale nie był efektem podniecenia a strachu. Cholera, czy do końca życia każdy niespodziewany dotyk będzie jej przypominał Damiana?
- Skąd wiesz co o tobie myślę? W porządku?- Dodał najwyraźniej zauważając jej reakcję, którą starała się zamaskować brawurą. Dlatego stając na palcach pogładziła dłonią jego ramię. Miała nadzieję, że jej początkową reakcję zwali na krab pożądania.
- Teraz tak.- Odparła patrząc mu w oczy jak miała nadzieję z przepraszającym wyrazem. Chyba jej to wyszło, bo Ksawery wydawał się być zbity z pantałyku.
- Wiktoria czego tak naprawdę chcesz?
- W tej chwili?
- Na początek.
- Nie chcę żebyś wychodził.
- Nawet jeśli się z tobą nie prześpię?
- Jej, to tak czują się faceci gdy ich dziewczyny cnotki udają, że ich nie pragną? Do bani.
-  Wcale nie. Może i są sfrustrowani, ale tak naprawdę to jeszcze podsyca pożądanie.
- Jeszcze bardziej?
- Tak. Więc co, wychodzimy na tę kolację?
- A co mi tam; moja strata.- Westchnęła ciężko, a gdy Ksawery się roześmiał pod wpływem jego radości na jej ustach też wykwitł uśmiech. Innym razem, powiedziała do siebie w duchu. Innym razem…