Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 listopada 2016

Miłość jest bliżej niż myślisz, Część XV: Znowu walcz

W końcu udało mi się skończyć tą część, ale szczerze przyznam że nawet jej w całości nie przeczytałam :-) Ale ewentualna korekta dopiero jutro, mimo wszystko trzeba nagrodzić wytrwałych (albo niecierpliwych) którzy czekali na następny rozdział. Co do kolejnej części to informuję, że na pewno pojawi się w ciągu kilku następnych dni tak jak obiecywałam. Kiedy dokładnie, nie wiem, bo będę starała się uwinąć jak najszybciej, dlatego po prostu sprawdzajcie to na bieżąco na blogu. Mam nadzieję, że się z tym wzrobię tak jak obiecałam do połowy grudnia (no, może z małym poślizgiem) i nie wpłynie to na jakość opowiadania. 
Pozdrawiam ciepło ;)


- Coś nie tak z...z dzieckiem?- Spytał ją telefonicznie Maciek
- Nie, to wizyta kontrolna. Oskar nalega.- Dodała Sylwia trochę tego żałując, bo w głosie Maćka pojawiła się jakaś inna nuta.
- Więc jedzie tam razem z tobą?
- Tak.- Nie mogła się zmusić do kłamstwa.- Podchodzi bardzo odpowiedzialnie do roli ojca.
- Na to wygląda.- W komórce zapadła cisza. Żadne z nich nie miało pojęcia co powiedzieć. W końcu Drwęcki chrząknął.- W takim razie zadzwonię do ciebie później. Powiedzmy, po piętnastej.
- Dobrze, wtedy powinnam być już wolniejsza.
- W takim razie jesteśmy w kontakcie.
- Tak.- Sylwia tak do końca sama nie rozumiała dlaczego czuła wobec Maćka aż takie wyrzuty sumienia. W końcu Oskar miał rację: nic ich nie łączyło, niczego mu nie obiecywała ani on jej. A jednak gdy dowiedział się o jej ciąży poczuła się tak jakby go zdradziła z Lenarczykiem. Po tym telefonie wpadła w lekką melancholię i zadumę zastanawiając się po raz kolejny nad kolejami losu. Zawsze fascynowała ją mitologia, więc przypomniała sobie trzy boginie Moiry, które przędły nici ludzkiego życia. Kukulska wyobrażała je sobie jako frywolne kobiety, które znudzone monotonną pracą specjalnie plączą sznurki by potem je wyprostować. A przynajmniej tak mogłaby opisać to co spotkało ją i Maćka.
Oskar z kolei powiedział, że to była ironia losu. No cóż, może właśnie i tak było? Może po prostu Drwęcki nie był jej pisany? W takim razie kto był?
Biedziła się nad tym jeszcze prawie pół godziny nie dochodząc właściwie do niczego istotnego. Ale nie miała pojęcia co miałaby robić przez ten cały czas czekając na Oskara. Gdyby tak maniakalnie nie pragnęła odebrać telefonu od Maćka może mogłaby dostrzec, że byłoby najlepiej gdyby wróciła z nim do swojego mieszkania. To, że on jechał do niej by przywieść ubrania na zmianę a potem z powrotem ją odwieźć było zupełnie nielogiczne. I tak wylądowała sama w jego mieszkaniu odliczając upływ kolejnych minut. Uważała, że mógłby zmieścić się w godzinę gdyby nie było korków, ale przy mniej optymistycznych rozważaniach zajęłoby to prawie dwa kwadranse dłużej. W końcu skoro lekarz był umówiony na jedenastą, to Lenarczyk nie musiał się spieszyć.
Jakiś czas później, gdy uczesała się pożyczając jego grzebień i prowizorycznie myjąc zęby, usłyszała dzwonek do drzwi. A jednak się pospieszył, pomyślała choć zapomniał o kluczach do drzwi. Zirytowana, ale mimo wszystko zadowolona podbiegła do drzwi otwierając je na oścież.
- Nareszcie. Już myślałam, że…- Zamilkła na widok przystojnego, około pięćdziesięcio, pięćdziesięciopięcio letniego zadbanego mężczyzny stojącego obok około trzydziestoletniej kobiety. I pluła sobie w brodę, że nie zerknęła do Judasza. Po co otwierała drzwi nieswojego mieszkania? Na dodatek pod nieobecność pana domu?
- Dzień dobry, pani.- Choć cała trójka wyglądała na nieco zaskoczoną i zszokowaną jej widokiem mężczyzna pierwszy doszedł do siebie najwyraźniej dochodząc do wniosku, że gapienie się na siebie nic nie da.- Przepraszam, ale nie bardzo się orientuję…sądziłem, że mieszka tu Oskar Lenarczyk.
- Bo mieszka.- Odpowiedziała odruchowo nie dodając nic więcej. Dopiero na widok spojrzenia jakie facet wymienił z piękną blondynką Sylwia zrozumiała, że czekają na wyjaśnienia. Ale jak mogła ich udzielić? Tym bardziej, że nie znała tych ludzi; dla niej byli zupełnie obcy. A  jeśli to urzędnicy podatkowi, złodzieje albo znajomi których Oskar nie chce widzieć? Ale się wkopała. Teraz musiała jakoś z tego wybrnąć nie robiąc jeszcze większego bigosu.- Państwo wybaczą, ale nie bardzo wiem kim państwo są i nie wiem czy powinnam rozmawiać.
- A kim pani jest?- Spytał mężczyzna. Jego towarzyszka złapała go za ramię.
- Ma pani rację: grzeczność nakazuje byśmy to my pierwsi się przedstawili. Ja nazywam się Zuzanna Lenarczyk, a to mój mąż Grzegorz Lenarczyk, ojciec Oskara.
- Och…- Tylko tyle była w stanie wykrztusić z siebie Kukulska. Była bardzo zaskoczona tym co powiedziała jej tak kobieta. Przecież Daria mówiła jej nie tak dawno temu, że Lenarczyk nie utrzymuje kontaktu z rodziną. Czemu więc pod drzwiami jego mieszkania zjawili się jego ojciec i macocha? I to imię…zupełnie takie samo jak byłej dziewczyny…nie, to po prostu przypadkowa zbieżność, uznała.
- A pani to…?
- Ja…- Zaczęła Sylwia właściwie nie mając pojęcia co powiedzieć. Bo na pewno nie, że jest matką dziecka Oskara.- Ja jestem jego przyjaciółką.- Szybko jednak przekonała się, że to też nie było najtrafniejsze określenie. Przyjaciółka…przecież tak właśnie mówiło się o kochankach.
- Czy mój syn jest w domu? – Głos zabrał pan Grzegorz.
- Nie, ale niedługo powinien wrócić. Pojechał tylko na chwilę do…- Przerwała uświadomiwszy sobie, że nie musi niczego tłumaczyć.- Zaraz wróci.- Powtórzyła pospiesznie.- Proszę wejść i na niego poczekać.- Mówiąc to poczuła lekkie zażenowanie; w końcu jakie miała prawo zapraszać do mieszkania Oskara kogokolwiek? Ale nie mogła ich przecież odesłać z kwitkiem.
Gdy znaleźli się w salonie, żadne z nich nie miało pojęcia jak się zachować. Sylwia dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie wie na czym polegał spór syna i ojca w rodzinie Lenarczyków; z kolei sam pan Grzegorz zastanawiał się nad statusem siedzącej obok niego dziewczyny. Była sympatią Oskara? Spotykał się z nią? A może byli nawet zaręczeni? Gdyby nie towarzyszyła mu Zuzanna z miejsca przeszmuglowałby tę dziewczynę nie cackając się i zawracając sobie głowy dobrym wychowaniem. Ale jego żonie to by się nie spodobało. Dlatego siedział jak ten głupek bez słowa wpatrzony w swoje ręce zastanawiając się co zrobi jego syn widząc go tutaj, bo tak długim czasie nieobecności. Przecież w zasadzie oprócz prób spotkań w przeszłości-oczywiście tylko z jego strony- nie widzieli się od prawie pięciu lat.- To może ja zadzwonię?- Usłyszał w pewnym momencie głos dziewczyny która otworzyła mu drzwi. W pierwszej chwili gdy ją zobaczył, ze zmieszaniem na twarzy, swoją bardzo szczupłą sylwetką i długimi rozpuszczonymi włosami wziął ją za najwyżej dwudziestojednolatkę, ale gdy bliżej jej się przyjrzał uznał, że musi być starsza. Przede wszystkim świadczył o tym fakt, że poza osłupieniem, rozmawiała z jego żoną raczej błyskotliwie. To go trochę uspokoiło: miał nadzieję, że jego syn nie pozostawiłby pod opieką własnego mieszkania nieodpowiedzialnej panience.
- Nie, nie powinniśmy pospieszać Oskara.- Odpowiedziała Sylwii pani Lenarczyk.- Zwłaszcza, że powiedziałaś że zjawi się niebawem.
- Tak.- Potwierdziła Sylwia i znów zapadła cisza. Potem Zuzanna spytała ją bezpośrednio:
- Spotykacie się od dawna?
- My się nie spotykamy. To znaczy…spotykaliśmy się jakiś czas temu, ale teraz…- Nie wiedziała jak ma wyjaśnić całą tę sytuację. Dopiero teraz dotarło do niej, że siedzi przed nią dziadek jej dziecka.
Właściwie nie wyglądał na złego człowieka; na pewno poważnego i surowego, ale na pewno nie takiego z którym Oskar mógłby całkowicie zerwać kontakt. Więc dlaczego to zrobił?
Dokładnie gdy o tym pomyślała, usłyszała dźwięk dochodzący z głębi korytarza. I odetchnęła z ulgą. A więc nareszcie wrócił.
- Już jestem!- Krzyknął zapewne do niej nie mając pojęcia  o swoich gościach. Sylwia uśmiechnęła się przepraszająco do siedzących i wstała z sofy. Wolała najpierw sama poinformować Oskara o wizycie jego ojca i macochy.- Mam twoje rzeczy. Gdybyś widziała minę Darii gdy brałem je z twojej szafki: powiedziałem jej, że zamierzamy razem zamieszkać; oczywiście tylko po to by ją wkurzyć. Sądzę, że nie byłaby tak wściekła i zdumiona gdybym jej oznajmił, że wywiozłem cię otumanioną narkotykami do domu publicznego w Tajlandii.
- Oskar.- Przerwała mu przyspieszając kroku by nie zawstydził jej jeszcze bardziej. W końcu w małym mieszkaniu jego słowa były doskonale słyszalne przez państwa Lenarczyków. W pewnym momencie nawet na niego wpadła i aby nie upaść musiała się go podtrzymać. Złapał ją w ostatniej chwili a potem się roześmiał.
- Jej, gdybym wiedział że tak się za mną stęskniłaś jechałbym szybciej.
- Nie, ja muszę ci o czymś powiedzieć.- Najwyraźniej dostrzegł coś w jej oczach bo spoważniał. Albo sprawił to widok dwóch właśnie stojących w progu ludzi.
- Witaj, synu.- Odezwał się pan Grzegorz. Zuzanna tylko się uśmiechnęła. A Oskar stał tak wciąż trzymając w swoich ramionach Sylwię ze wzrokiem utkwionym w swoim ojcu. Był w takim transie, że nawet nie zauważył jak jego dłonie boleśnie zacisnęły się na ramionach dziewczyny. Dopiero jej ciche jęknięcie mu to uświadomiło; ale przez to puścił ją tak szybko że z trudem udało się  jej zachować równowagę.
- Co tu robisz?- Głos Oskara brzmiał twardo i chłodno.- Zakazałem ci tu przychodzić, a tym bardziej z nią.- Wskazał na panią Lenarczyk. Spojrzał na nią tak, że Kukulska mimo woli skurczyła się w sobie. Nigdy nie myślała, że jego wzrok może być aż tak beznamiętny i niemal nienawistny. Zdziwiła się gdy kobieta nie wydawała się być ani trochę zmieszana. Gdyby to jej, Sylwii posłał takie spojrzenie była pewna, że uciekłaby jak najdalej. A ona sądziła, że to wobec niej zachowywał się okrutnie!
- Tak, ale od tego czasu upłynęło zbyt wiele wody.- Spokojnie odpowiedziała mu Zuzanna.
- Nie dla mnie.- Warknął Oskar.- Wynocha.
- Synu, daj już spokój. Przyszliśmy tu w pokojowych zamiarach a przede wszystkim chęci zażegnania tego bezsensownego sporu.
- Guzik mnie to obchodzi. I więcej razy nie będę tego powtarzać.
- Minęło już ponad 5 lat i sądziłem…
- Może minąć i pięćdziesiąt a moja decyzja będzie taka sama. Więc wynoś się.
- Dobrze, ale najpierw chciałbym ci powiedzieć, że…
- Wynoś się! Na starość ogłuchłeś?!
- Oskar, uspokój się. – Próbowała załagodzić sytuację pani Lenarczyk.
- A ty w ogóle nie waż się do mnie odzywać!
- Zabraniam ci tak traktować moją żonę. Jeśli nadal chcesz się zachowywać jak niedorosły szczeniak którym najwyraźniej przez ten okres pięciu lat jesteś, to proszę bardzo.
- Więc się wynoś.
- Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że trzy miesiące temu urodził nam się syn. Nazwaliśmy go Adrian.- Słysząc to coś w Oskarze pękło: długo tłumiony żal i gniew wybuchnął z niewyobrażalną siłą.
Jego brat.
Jego brat spłodzony z kobietą, z którą praktycznie był zaręczony.
I na dodatek noszący imię tego zmarłego, Adriana.
Tak jakby mógł komukolwiek go zastąpić.
- Gratuluję.- Odezwał się spokojnym tonem mimo furii tak innym od krzyku który stosował do tej pory, że Lenarczykowi zastygli zbici z tropu.- Mam nadzieję, że smarkacz zdechnie. I powiem wam, że ja też mam dla was wiadomość. Sylwia jest w drugim miesiącu ciąży. Tak więc widzisz Zuza, jeśli to będzie chłopiec to będziesz miała okazję zaliczyć trzy pokolenia Lenarczyków: ojca, syna i wnuka.
- Ty…- Pan Grzegorz z pewnością rzuciłby się na niego gdyby nie powstrzymała go Zuzanna. Choć jej twarz była zupełnie poważna w oczach błyszczały łzy.
- Daj spokój, nie warto.- Zwróciła się do męża. Potem popatrzyła na przerażoną  tą wymianą zdań Sylwię po chwili przenosząc wzrok na byłego chłopaka.- A tobie powiem tylko jedno: spójrz w kogo się zamieniasz. I to właściwie bez powodu.
- Bez powodu powiadasz?
- To co było między nami wydarzyło się wiele lat temu. Po prostu zakochałam się w kimś innym tak jak wiele kobiet przede mną i po mnie.
- I akurat przypadkiem ten ktoś był moim bogatym ojcem. Uważaj staruszku: teraz jak ma swojego dziedzica możesz nie być jej potrzebny. Na twoim miejscu bałbym się żeby nie dosypała mi czegoś do jedzenia.
- Jeśli chciałeś bym cię znienawidził i tobą pogardzał to możesz być z siebie dumny, bo osiągnąłeś ten cel. A teraz żegnam. Mówiłem ci, że to jest głupi pomysł.- Powiedział jeszcze pan Grzegorz najwyraźniej kierując te słowa do swojej żony.
- Wreszcie.- Gdy Lenarczykowie wyszli Oskar niemal jak w transie usiadł na fotelu w salonie wpatrując się niewidzącym wzrokiem w swoje dłonie. Przeszłość runęła na niego jak bumerang, z bezsilnej złości walnął pięścią w szklany stolik tak mocno, że na jego powierzchni było widoczne pęknięcie. Potem zrobił to jeszcze dwa razy. Dopiero czyjś jęk uświadomił mu, że zachowuje się jak wariat. I że nie jest sam.
Spojrzał na Kukulską o obecności której do tej pory zapomniał. I już otworzył usta by coś powiedzieć, ale zaniechał tego. Miał to wszystko gdzieś; gdzieś jej przerażenie, gdzieś ją i jej cielęce zadurzenie Maćkiem, gdzieś Zuzannę, ojca i jak się okazywało własnego brata. Gdzieś własne dziecko które narodzi się za siedem miesięcy, własną pracę. Chciał tylko stać się kimś innym. Kimś kto nie będzie zmuszony żebrać o czyjeś uczucie.
A przecież tak bardzo chciał ją zdobyć, tak mocno starał się panować nad swoją złością. Tak, ten popis był tego szczególnym przykładem, pomyślał z ironią. Sądząc po minie wystraszył ją na śmierć.- Idź się przebrać, za kilka minut musimy jechać na wizytę do lekarza.- Odezwał się nawet na nią nie patrząc.
- Ale Oskar, to co tutaj…
- A może mam ci pomóc?- Dopiero teraz na nią spojrzał; tak jak się spodziewał znów ją wystraszył. Mocno zacisnął obolałe kłykcie tak by ból fizyczny stłumił ten w sercu. Teraz już lepiej rozumiał tych wszystkich facetów krzywdzących swoje byłe dziewczyny twierdząc, że je kochają. Bo Oskar przy Sylwii czasami miał ochotę zachowywać się tak samo. Na przykład wybić młotkiem tę jej miłość do Drwęckiego.
Tak jak chciał już po kilku minutach była gotowa, choć wciąż zdezorientowana i zalękniona. To było mu na rękę: nie chciał by zadawała mu żadne pytania; nie chciał by się nad nim litowała albo wręcz przeciwnie by patrzyła z obrzydzeniem. Po prostu chciał poradzić sobie z tym wszystkim sam; tak jak do tej pory. Ona natomiast nie tyle była wystraszona zachowaniem Oskara, co faktami które spotkanie z jego rodziną ujawniło. A więc to była „ta” Zuzanna: była dziewczyna Oskara i jednocześnie jego macocha. Boże, teraz już rozumiała dlaczego nie chciał mieszkać z ojcem i całkowicie urwał z nim kontakt. Ona chyba by nie zniosła takiej sytuacji gdyby to jej matka odbiła jej chłopaka.
Gdy dotarli do przychodni a potem lekarza, w czasie gdy ona miała robione szczegółowe badania o które wcześniej prosił, zajął się przeglądaniem jej wyników próbki krwi i moczu. Nie wyglądały źle: właściwie była tylko osłabiona ale to normalny stan wśród kobiet  w pierwszym trymestrze ciąży. Na dodatek w pierwszej. Skąd biorą się więc aż tak często reakcje obronne w postaci wymiotów? W tej kwestii ginekolog go uspokoił:
- Organizm wciąż traktuje dziecko jak coś obcego, ale nie trzeba się tym martwić. Przepiszę jakieś tabletki. Niepokoi mnie natomiast coś innego.
- To znaczy?
- Rozwój płodu. Po USG na tym etapie trudno jest stwierdzić jakieś nieprawidłowości w budowie, ale tętno dziecka wydaje się być zaburzone.
- Co to znaczy?
- Bardzo dużo, coś albo nic. Na razie za wcześniej by to stwierdzić. Musielibyśmy wykonać serię kolejnych badań by się o tym przekonać.
- Badania prenatalne są wykluczone. – Oznajmił Oskar.
- Oczywiście, na tym etapie jest na to za wcześniej, ale za kilka tygodni zalecałbym amniopunkcję.
- Nie, na to na pewno nie wyrażę zgody.
- Rozumiem pana strach, w końcu też pan jest lekarzem; aczkolwiek uważam je za zasadne.
- Są ryzykowne dla zdrowia dziecka. Poza tym uważam że najpierw trzeba się skontaktować z kardiologiem, który potwierdzi podejrzenia o jakiejkolwiek wadzie serca. Nie zamierzam podważać pana opinii i doświadczeniach, ale sam pan powiedział że na tym etapie rozwoju płodu trudno o definitywne wnioski.
- Tak właśnie powiedziałem, ale mimo tego że dziecko jest wielkości ziarenka fasolki widzę, że jego rozwój nie przebiega prawidłowo. Świadczy o tym nawet jego masa. Kilkadziesiąt gram więcej czy mniej to może niewiele, ale na tym etapie ciąży może wskazywać na poważne problemy.
- Sylwia wciąż wymiotuję, to pewnie dlatego.
- To też może być sygnał. Poza tym wbrew powszechnej opinii poronienia w pierwszym trymestrze ciąży są dość naturalne. To pewien rodzaj konkurencji wewnątrzgatunkowej: wygrywa najsilniejszy, słaby po prostu nie jest w stanie przetrwać trudności. Matka natura tak już to zaplanowała, i choć brzmi to nieco bezdusznie, to jednak czasami lepsza jest śmierć wadliwego płodu niż skazywanie go na egzystencję rośliny przez całe życie.- Lenarczyk poczuł jak włos jeży mu się na głowie. Co prawda jeszcze kilkanaście minut temu był w nastroju w którym nic go nie obchodziło, ale teraz dzięki monotonnej jeździe samochodem odzyskał równowagę. Może i to dziecko nie było planowane, ale jednak coś się w nim burzyło na samą myśl że mógłby je stracić. Może to dlatego, że miałby w końcu kogoś kogo mógłby obdarzyć bezinteresowną miłością i ten ktoś odwdzięczyłby mu się tym samym?
- Co ma pan dokładnie na myśli? Przecież jeszcze dwa tygodnie temu mówił pan, że z płodem wszystko w porządku.
- I tak było, ale na tak wczesnym etapie ciąży dwa tygodnie to dużo czasu. Płud stał się większy, a jego elementy widoczne. A te jak mówiłem nie wyglądają najlepiej.
- Ale czy…Co jest tego przyczyną? Mówił pan o naturalnym poronieniu, ale przecież musi być jakaś przyczyna, prawda? Mówimy o wadzie genetycznej?
- Jeśli pyta pan o serce dziecka to na razie nie mogę podać żadnych szczegółów które nie wynikałyby ze spekulacji.
- A jeśli chodzi o reakcje immunologiczne organizmu? Czy mogły powstać na skutek zażywania tabletek antykoncepcyjnych?
- Raczej nie, choć to niewykluczone. Czy pani Kukulska zażywała je przez cały okres do czasu gdy dowiedziała się o ciąży?
- Nie, to znaczy nie wiem; właściwie to nie pytałem. Ale zrobię to. A teraz proszę mi powiedzieć coś więcej, to znaczy na temat tych spekulacji. Wiem, że pan nie chce tego robić, ale proszę zrobić dla mnie wyjątek.-  Zażądał. Ginekolog zgodnie z poleceniem wdał się w szczegółowe wyjaśnienia z użyciem medycznego żargonu, który w większym stopniu był Oskarowi dobrze znany. Ale z każdym jego słowem strach Lenarczyka wzrastał. Bo chorób serca było mnóstwo. To równie dobrze mógł być ubytek w przegrodzie międzykomorowej jak i nawet wspólny kanał przedsionkowo-komorowy. A ten najczęściej wiązał się z zespołem Touretta albo nawet i Downa. Jezu, naprawdę wolałby tego nie wiedzieć. Jeśli wcześniej się denerwował o teraz wręcz panikował. Teraz lepiej rozumiał decyzje lekarza o tym by na razie nie przedstawiać mu alternatywnych spekulacji.  On sam chyba też to zauważył.
- Panie Lenarczyk, proszę się tak nie martwić: te wywody nie miały na celu pana przestraszyć. I jak mówiłem wszystko może wiązać się z jakąś uciążliwą ale niegroźną dysfunkcją serca, którą po urodzeniu dziecka da się zlikwidować. Dzisiejsza medycyna naprawdę działa na wysokim poziomie. Kiedyś wcześniak nie miał szans na przeżycie, a teraz znamy przypadki w którym dziecko w dwudziestym trzecim tygodniu ciąży rodzi się zdrowe. Tylko zalecam odpoczynek i relaks; pani Sylwia musi dużo wypoczywać. A teraz proszę już do niej wrócić, pewnie się martwi, a nie ma sensu jej niepokoić.
-Tak, dziękuję.- Wyszeptał Oskar czując się jeszcze bardziej podle.
Odpoczynek.
Relaks.
To kazał zapewnić Sylwii doktor. A co do tej pory robił? Wciąż wyżywał się na niej za to, że kocha Drwęckiego. Albo sprawiał, że była świadkiem jego kłótni z ojcem. Może tak dla odmiany powinien po wyżywać się na samym sobie za to że on kocha ją? Dlaczego wszystko układało się tak fatalnie?
Po badaniach, wracali z Kukulską do mieszkania. W trakcie podróży znów milczeli dopóki nie przerwała go dziewczyna:
- Co powiedział ci lekarz?
- Nic takiego.
- Więc dlaczego rozmawialiście tak długo i na dodatek beze mnie?
- Bo ubierałaś się po badaniu.
- Oskar…na pewno wszystko w porządku?
- Tak.- Postanowił ją okłamać, bo w przeciwnym wypadku mogłaby tylko jeszcze bardziej się zdenerwować.
- Więc czemu jesteś…taki?
- Przepraszam. Nie chciałem cię w żaden sposób zdenerwować ani przestraszyć.
- Mówisz o wizycie twoich rodziców?
- To nie są moi rodzice. A przynajmniej ona. I zdaje się, że ojciec też się mnie wyrzekł.
- Twoja macocha…to jest ta sama Zuzanna która cię porzuciła?
- Czemu pytasz? Przecież doskonale o tym wiesz. I to od dawna.
- Wcale nie.
-  Tak. Pamiętam jak mówiłaś, że wypytywałaś o to Darię.- Nie dodał, że z tego powodu bardzo się wówczas zdenerwował i w złości ją pocałował. Czyżby teraz miało się okazać, że zrobił to niesłusznie?
- Ale nie powiedziała mi, że zdradziła cię z twoim ojcem a potem się z  nim związała.
- Więc teraz już wiesz.
- Nadal ją kochasz?
- Moglibyśmy już o tym nie rozmawiać?- Więc tak, pomyślała nie zdając sobie sprawy, że ten ucisk w klatce piersiowej to ból. Ale w końcu mogła się tego spodziewać: wieloletni spór z ojcem nie mógł mieć błahej przyczyny. Na dodatek Zuzanna była piękną, zadbaną kobietą.
- Mogę więc zadać ci inne pytanie?- Potem, mimo iż nie uzyskała jego zgody dodała:- Chciałam wiedzieć dlaczego mnie okłamałeś.
- Możesz się wyrażać jaśniej?
- Dlaczego nie powiedziałeś, że to twój brat zginął w wypadku samochodowym?- Na moment wyglądał na całkowicie zbitego go z tropu, więc odruchowo odpowiedział całkiem szczerze:
- Bo to nie było dla ciebie ważne. A poza tym o ile pamiętam to zrobiłem to. W pizzerii, gdy przyjechałem po ciebie od razu po pracy, pamiętasz?
- Ale potem oznajmiłeś ze śmiechem, że kłamałeś.
- Wcale nie.
- Tak, mówiłeś że nieźle dałam się złapać albo wkręcić; już nie pamiętam dokładnie. I śmieszyło cię to.
- Ty tak to odbierasz.
- Więc jak powinnam to niby odbierać?
- Po prostu…nie znoszę litości.- Oznajmił po chwili wahania.
- Czemu sądziłeś, że się wtedy nad tobą litowałam?
- Sylwia, na Boga. Możesz mi powiedzieć jakie to ma teraz znaczenie?
- Dla mnie dość duże.- Słysząc tą niczego nie wyjaśniającą odpowiedź ciężko westchnął. Postanowił skupić się tylko na prowadzeniu auta.- To dlatego zabolało cię, że twój nowy brat będzie nosił na imię Adrian?
- Kazałem ci porzucić ten temat.- Rozkazał starając się by w jego głosie nie zabrzmiała wściekłość. Ale nie potrafił na temat rozsądnie rozmawiać, więc uznał że zrobi lepiej jeśli nie będą podejmować tematu jego rodziny.
- Wciąż nie pogodziłeś się z jego stratą, prawda? I uważasz, że nadanie imienia synowi Zuzanny i twojego ojca byłoby próbą jego zastąpienia?
- Powiedziałem, że nie chcę o tym rozmawiać, czego w tym zdaniu nie zrozumiałaś?- Tym razem nie mógł się powstrzymać: jego głos wcale nie zabrzmiał miło ani przyjemnie. Ale to wszystko bardzo go przytłoczyło: przeszłość i przyszłość. Zdrada ojca i Zuzanny, nieodwzajemniona miłość do siedzącej obok niego dziewczyny noszącej jego dziecko które może się nigdy nie urodzić a jeśli już to z poważną albo w bardziej optymistycznej wersji mniej poważną wadą serca. Co miał w takiej sytuacji zrobić? Był załamany i wściekły na los ale i na siebie. Na własną bezsilność.
- Oskar, ja chcę ci tylko pomóc. Rozmowa o tym dobrze ci zrobi. Wiem, bo dla mnie śmierć ojca też była bardzo bolesna. I dlatego zdaję sobie sprawę, że…
- Z niczego sobie nie zdajesz sprawy: sądzisz że wiesz wszystko a tak naprawdę nie wiesz nic.
- Więc pomóż mi zrozumieć.
- Nie widzę w tym sensu.
- Za to ja tak. Od dawna jesteś w tym wszystkim sam, prawda? Ja mogę ci pomóc. Przecież kiedyś byliśmy dla siebie przyjaciółmi i…
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, dotarło?!- Wybuchnął. Znów jednak przeklinał swój popędliwy charakter. Nie powinien na nią krzyczeć bo to może zaszkodzić dziecku.- Przepraszam, nie chciałem na ciebie warczeć. I wcale nie chodziło mi o to co ci powiedziałem. Po prostu…- Po prostu cię kocham, dokończył w myślach. I kochałem chyba już od samego początku.
- W porządku.- Odpowiedziała cicho czując jak łzy napływają jej do oczu. By je odgonić pospiesznie zamrugała i spuściła wzrok. Bo nie powiedział, że skłamał. Przepraszał tylko za ton swojej wypowiedzi.
Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi.
Boże, a więc kim oni byli? I przede wszystkim dlaczego to w ogóle ją obchodzi? Czemu on ją obchodzi? Czemu próbuje mu pomóc choć on wyraźnie sobie tego nie życzy?
Właśnie dlatego: bo uważała się za jego przyjaciółkę. Ale właśnie uświadomił jej, że nigdy nią nie była.
Dlatego od teraz nie powinno jej to obchodzić.
On nie powinien jej obchodzić.
***

         Wieczorem, po tamtym fatalnym dniu Sylwia spotkała się z Maćkiem w swoim mieszkaniu. Korzystając z nieobecności Darii mogli porozmawiać na spokojnie tak więc Drwęcki przeprosił ją za swoje zachowanie tamtego dnia gdy wrócił z Krakowa. I choć zrobił to już telefonicznie tym razem ponowił tłumacząc swoje motywy. Kukulska słuchała tego z mieszanymi uczuciami: wciąż cała ta sytuacja bardzo ją kłopotała; gubiła się w tym co czuje i  myśli. Na przykład czasami miała ochotę uciec jak najdalej od ojca swojego dziecka jak i od Macieja. Chciała zacząć wszystko od nowa, na spokojnie, poświęcając się tylko dziecku.  Innym razem tęskniła za Oskarem dopóki znów nie zaczynał na nią warczeć czego konsekwencją była chęć szukania pocieszenia u Maćka.
Następnego dnia w pracy wzięła dłuższy urlop dając zwolnienie lekarskie z powodu ciąży. Tak jak się spodziewała kierownik nie był zadowolony z tego stanu: zadał jej masę pytań między innymi o to dlaczego nie powiedziała o tym wcześniej. Mimo jej tłumaczeń i wykrętów nie udało się jej go udobruchać; zły oznajmił jej że na razie i tak musi pracować bo zwolnienie z powodu ciąży jeszcze jej nie obowiązuje aż do końca trzeciego miesiąca po którym ciążę będzie można już określić jako pewną. Sylwia starając się zachować spokój wyjaśniła więc, że chce wykorzystać zaległe dni urlopu a jeśli ich zabraknie wziąć urlop bezpłatny. Szef był ostro wkurzony; niedawno przecież wręczył dziewczynie umowę na czas nieokreślony a ta wywinęła mu taki numer. Kukulska była pewna, że gdy dziecko się już urodzi i wróci do pracy po urlopie wychowawczym  to i tak nie zagrzeje w PWG miejsca. Stłumiła ukucie żalu: tak wielkie nadzieje pokładała w tej firmie. Tak bardzo marzyła o tym by zdobyć doświadczenie, prestiż, rozwinąć karierę. A teraz dziecko to wszystko zmieniło. O dziwo jednak nie była zła: przez ten czas pogodziła się z własnym losem. Poza tym jakie prawo miała obwiniać o to dziecko? Jeśli już to siebie.
Z biegiem czasu stopniowo przyzwyczajała się do nowej roli- roli matki która ją niedługo czeka. Niewątpliwie nie wydawała się ona jej być aż tak uciążliwa po wizycie u ginekologa i braniu pastylek które jej zapisał doktor, a Oskar zrealizował receptę. Niepokoiło ją tylko jedno. Bo potem spytał się jej czy wciąż bierze leki antykoncepcyjne. Odpowiedziała mu wówczas trochę ironicznie, że nie widzi w tym sensu skoro i tak jest w ciąży, ale dopiero gdy znalazła się we własnym mieszkaniu to pytanie wciąż powracało jej do głowy. Tym bardziej, że któregoś dnia po jego kolejnej wizycie przez telefon usłyszała jak dzwoni do jakiegoś kardiologa, co w połączeniu z jego długą rozmową z prowadzącym jej ciążę ginekologiem wprawiło ją w lekki popłoch. Czy coś było z dzieckiem nie w porządku? Ale przecież była matką, doktor by jej o tym powiedział, taki miał obowiązek. Chociaż z drugiej strony tak jak i Lenarczyk pracował w branży medycznej. Może więc Oskar poprosił go o to by jej nic nie mówił? Nie, najprawdopodobniej znów wyolbrzymia niewinną rozmowę. No i to całkiem logiczne, że Oskar może trochę panikować, w końcu jest lekarzem i dużo lepiej niż przeciętny człowiek zdaje sobie sprawę z zagrożeń jakie mogą czyhać na ciężarną.
Sebastian odwiedzał ją teraz (a może powinna raczej powiedzieć że swoją dziewczynę Darię?) dość rzadko z powodu zwiększonej nauki: w końcu musiał obronić swój tytuł inżyniera i dopieścić pracę licencjacką tak by zaakceptował ją promotor. To cieszyło Kukulską, bo to właśnie z najstarszym bratem (prawdopodobnie z powodu zbliżonego wieku oraz faktu, że przez jakiś czas razem mieszkali) odczuwała najsilniejszą więź. Miało to jednak swoje złe strony: teraz z łatwością wyczułby jak podle się czuje i zacząłby ją gnębić pytaniami. A co ona właściwie mogłaby mu wtedy odpowiedzieć? Przecież nie chciała mówić, że chodzi o Oskara. I tak obwiniała się, że z jej powodu brat przestał się z nim przyjaźnić uważając, że fakt iż przespał się z jego siostrą i zrobił jej dziecko za zdradę. To również dręczyło Sylwię: w końcu to ona zaproponowała Lenarczykowi romans, to z jej inicjatywy wyszła prośba o zatajenie go przed bratem i to ona nie zabezpieczyła się dostatecznie przed ciążą. Ale jako jej brat, Sebastian zwalał całą winę na Oskara.
Paradoksalnie, nie chciała by tak było. Nawet nie z powodu, że takie postawienie sprawy było niesprawiedliwe, ale z faktu, że Lenarczyk najwyraźniej potrzebował teraz kogoś bliskiego. A z tego co udało jej się dowiedzieć dyskretnie wypytując brata okazało się, że Sebastian doskonale wiedział o sytuacji panującej w relacjach rodzinnych Oskara. Trochę to Sylwię ubodło, no ale w końcu Oskar niedawno wyznał jej, że nigdy nie byli przyjaciółmi, więc to że tylko ona dotychczas nie miała o tym pojęcia właściwie nie powinno jej aż tak boleć. Powinna się raczej cieszyć, że mimo to Lenarczyk nie pozostał w tym wszystkim sam. Sebastian choć był jeszcze bardzo młody miał dużą wiedzę o życiu. Była pewna, że pomagał Oskarowi tak jak on jemu.
Rozmawiała też o tym z Darią: szczególnie ciekawił ją fakt, że kiedyś próbowała poderwać ojca jej dziecka. A gdy na koniec skwitowała to uciekając się do nieco żartobliwej uwagi:
- No dobra, okej; miałam na niego ochotę ale sama musisz przyznać, że coś w sobie ma prawda? Daleko mu do posągu Dawida Michała Anioła, ale mimo wszystko ta aura tajemniczości i brutalności jest pociągająca; w końcu to nie z powodu jego intelektu wskoczyłaś mu do łóżka.
Sylwia z ledwością powstrzymała się przed nazwaniem przyjaciółki bardzo brzydkim określeniem. Bo po pierwsze: wkurzał ją fakt że Daria postrzegała Oskara jako mężczyznę (tłumaczyła sobie, że to z powodu faktu iż teraz spotyka się z jej bratem; a nie chciała by okazało się, że nadal kocha Lenarczyka będąc w związku z Sebastianem)
Po drugie: Oskar wcale nie był niebezpieczny czy agresywny. Owszem, czasami nad sobą nie panował i posuwał się do krzyku, ale wcale nie był jakimś brutalem. To skojarzenie nasuwało jej myśl o dresiarzach z ogolonymi karkami i tatuażami na ramionach których chyba jedynym celem jest wymuszanie posłuszeństwa. A przecież Lenarczyk był zupełnie inny. Teraz lepiej już rozumiała jego złość na ojca i Zuzannę oraz ogólną niechęć do opowiadania o własnej rodzinie.
Po trzecie, co tyczy się jego intelektu: to, dobra może i nie wskoczyła mu do łóżka (jak się wyraziła Drwęcka) tylko z tego powodu, ale to jednak niezaprzeczalnie jego humor, cięte odzywki i opowieści o pracy sprawiały że czuła się w jego towarzystwie bardzo dobrze. I przede wszystkim się nie nudziła. To kazało jej zastanowić się nad charakterem swoich relacji z nim. Czy w tym Daria też się nie myliła? Czy ich układ można było nazwać związkiem? I jakie to miało teraz znaczenie?
Odkąd przestała pracować, Sylwia właściwie nie do końca wiedziała jak spożytkować ten czas. Szczególnie, że Daria pracowała a po pracy wpadała czasem do Sebastiana. No i to ona teraz robiła zakupy argumentując, że w swoim stanie Kukulska nie powinna nic dźwigać. Trochę to irytowała Sylwię: w końcu była w ciąży dopiero nieco ponad dwa miesiące; nic jeszcze nawet nie było widać.
Dlatego fakt, że odwiedzał ją Maciek był dla niej sporym pocieszeniem. Oskar mimo wielu deklaracji, że będzie o nią dbał i nie pozwoli zepchnąć się na margines ograniczał się tylko do troski o własne dziecko. W ciągu minionych dwóch tygodni jakie upłynęły od czasu ich ostatniego spotkania podczas którego poznała jego ojca i macochę (a może raczej byłą dziewczynę), codziennie rano wysyłał jej SMS-a z pytanie o samopoczucie. Ona niezmiennie odpisywała mu w ten sam sposób: że wszystko dobrze. Tylko raz, właściwie z przekory postanowiła postąpić inaczej, choć czuła się nieźle. Wymioty wciąż czasami jeszcze ją nękały, ale nie tak jak wcześniej po każdym posiłku, a wczesnym rankiem. A i to nawet nie zawsze. Ale mimo to w SMS-ie napisała, że wciąż jest jej bardzo niedobrze i boli ją brzuch. Może upłynęły dwie minuty a zadzwonił do niej pytając co konkretnie jej dolega.
Troszczył się o nią.
Niewątpliwie tak było tylko co potem gdy narodzi się ich dziecko? Oni pozostaną sobie całkowicie obcy. Nie chciała by tak było. Nawet jeśli to fortel miał posłużyć jej do rozmowy z nim to musiała się nim posłużyć.
Gdy do niej przyjechał, żałowała że to zrobiła. Właściwie niczego nie udało jej się dowiedzieć ani ustalić, a poza tym zrobił to dopiero dwie godziny po ich telefonicznej rozmowie, więc Daria zdążyła wrócić z pracy z niespodzianką, którą okazał się jej brat. Widząc go, Oskar od razu wyszedł spędzając z nią nie dłużej niż piętnaście minut, a zanim to zrobił Maciek obdarzył go niepochlebnym spojrzeniem.
- Dokuczał ci?- Spytał ją.
- Skąd: wręcz przeciwnie, martwi się o mnie.- Odpowiedziała.
- No tak, w końcu jesteś matką jego dziecka. Ustaliliście coś w tej kwestii?
- Właściwie to jeszcze nie.
- Musicie to zrobić: z Oskarem nigdy nic nie wiadomo. Może będzie chciał odebrać ci dziecko?
- Jak możesz tak mówić?
- Nie miałem zamiaru cię zdenerwować.- Powiedział przepraszająco Drwęcki.
- Wiem.- Westchnęła.- Ale trochę nie rozumiem twojej niechęci do niego.- I vice versa zresztą, pomyślała.
- Po prostu: przyjaźń rozpłynęła się.
- Wiedziałeś, że urodził mu się brat?
- Powiedział ci?
- Właściwie nie, spotkałam jego rodziców. To znaczy macochę i jego ojca. Oskar nie był wtedy zachwycony.
- No ja myślę. W końcu nigdy nie wybaczy swojemu ojcu tego co mu zrobił.
- Nie próbowałeś mu wcześniej pomóc?
- To znaczy?
- No bo znacie się od liceum, prawda? To znaczy przyjaźnicie, bo jako sąsiedzi znacie od urodzenia. A ta historia z Zuzanną musiała wydarzyć się podczas studiów. Wtedy się jeszcze przyjaźniliście.
- Może. Ale Oskar od początku nie chciał o tym rozmawiać. Bardzo kochał tę dziewczynę: spędzał z nią masę czasu. A byliśmy przecież jeszcze dość młodzi; czasami nawet pokpiwałem sobie z jego miłości, zwłaszcza że Zuza jest od niego trzy lata starsza. Może i Oskar był dojrzały, ale starsza laska…to śmierdziało na kilometr.
- Jaka ona była? Nie wyglądała na interesowną.
- Bo nie była. To znaczy tak myślę, bo gdy odwiedzam rodziców czasami widuję ją i starego Lenarczyka na ulicy z racji sąsiedztwa naszych domów wyglądają na szczęśliwych. No i w końcu są małżeństwem od ponad pięciu lat.
- Więc czemu spotykała się z Oskarem a potem wybrała jego ojca?
- Chyba podobali jej się faceci z rodziny Lenarczyków.- Odpowiedział jej żartobliwie.- A tak w ogóle to czemu pytasz?
- Po prostu trochę mi go żal.
- Oskara?- Przytaknęła nieśmiało zdając sobie sprawę z niedowierzania zawartego w pytaniu Maćka. Dlatego zaczęła się odruchowo tłumaczyć:
- Śmierć brata, zdradza narzeczonej, utrata przyjaciela którym kiedyś dla niego byłeś…- A teraz ja ze swoją niechcianą ciążą, dodała w myślach.- …to musiało być dla niego ciężkie.
- Tak, ale bez przesady. Nie powinien obrażać się jak mały chłopiec z powodu nieodwzajemnionej miłości Zuzy. Poza tym, możemy zmienić temat? Nie mam ochoty o nim rozmawiać.
- Więc o czym chcesz rozmawiać?
- O tobie. I o mnie.- Sylwia przełknęła szybko ślinę. Do tej pory nie wracali do jego wyznania. Rozmawiali o jego dalszych planach i kursie który teraz robił a także fakcie, że rodzice w końcu zaakceptowali to, że już nigdy nie będzie cenionym lekarzem tak jak tego pragnęli.
- Maciej, chyba zrobię nam coś do picia. Jestem spragniona, a ty?
- Sylwia, nie uciekaj.
- Nie robię tego. Po prostu…po prostu na razie ta cała sytuacja jest dla mnie jeszcze zbyt chaotyczna, rozumiesz? I jedyne na czym chcę się skupić to na sobie. I przede wszystkim dziecku.
- Tak, przepraszam. A więc przyjaciele?- Powiedział.
- Przyjaciele.- Odparła mu tylko trochę niepewnie. A potem porzucili rozmowę o uczuciach i gdy Daria dołączyła do nich pół godziny później śmiali się i żartowali we trójkę prawie tak jak  dawniej. No właśnie: prawie. Bo dla Sylwii już nic nie było takie same. Oglądając razem film na kanapie wracała myślami do chwili gdy podczas seansu w kinie wymknęli się z Lenarczykiem z filmu, a potem kochali na tylnym siedzeniu samochodu. Na samą myśl o tym piekły ją policzki a serce zaczęło szybciej bić.

- Robiłeś to już kiedyś?
- Tutaj, na tym parkingu? Nie.
- Miałam raczej na myśli takie wariacje gdzieś. gdzie wszyscy mogą cię zobaczyć. W miejscu publicznym.
- Wiem, droczyłem się tylko z tobą. Prawdę mówiąc to nie; wydawało mi się to być…niewłaściwe. Nie jestem z tych facetów którzy muszą to zrobić w toalecie, parku czy samochodzie niczym jakiś test męskości.
- Więc dlaczego teraz…?
- Nie wiem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.

Tęskniła za tym uczuciem wspólnego porozumienia. Tęskniła za nim. Tęskniła za tym jak ją wypełniał, za uczuciem które wówczas czuła. Boże, tęskniła za seksem. Ta myśl nie była dla niej zbyt przyjemna, ale niestety była prawdziwa. Chciała się kochać z Oskarem, choć on już dawno o niej zapomniał. Dziś posunęła się nawet do fortelu by tylko wymusić jego przyjście do niej. I właściwie po co? Po to by zobaczyć, że jest dla niego tylko obowiązkiem? Że unika jej wzroku jakby bał się tego co może wyczytać w jego oczach? A przecież zawsze wolała jasno określone sytuacje, pomyślała zirytowana. Ta, to może powinna polecieć do niego i powiedzieć mu że ma na niego ochotę: na pewno by mu się to spodobało. Chociaż…kto wie? W końcu zaproponował jej małżeństwo; z obowiązku czy nie, ale mimo wszystko małżeństwo.
Zdarzały się chwile kiedy żałowała swej pospiesznej odmowy. W końcu to mogło się udać. Oskar nadal był zamkniętym w sobie facetem, ale gdy tylko nie próbowała przekroczyć tej granicy i go poznać zachowywał się całkiem przyzwoicie. Był wobec niej miły, opiekuńczy i szczery. To była dobra podstawa do zawarcia związku. Czemu wcześniej na to nie wpadła?
Bo mimo wszystko on jej nie kochał.
Ta i co z tego? Ona też go przecież nie kochała.
Ale…ale to było co innego; to była jedyna odpowiedź jaką podsunął jej umysł. Zaraz jednak zrozumiała jaka była żałosna: chciała miłości od mężczyzny którego nie darzyła uczuciem będąc zazdrosna o Olgę, Zuzannę a nawet Darię. Była jak pies ogrodnika.
W ciągu kilku następnych dni również nie widywała się z Oskarem uznając, że tak będzie lepiej. Za to więcej czasu zaczęła spędzać z Drwęckim. Dziś na przykład wybrali się na spacer korzystając z ciepłej pogody a potem Maciek zaprosił ją na lody. W pewnym momencie, idąc ulicą minęli sklep z akcesoriami dziecięcymi. Kukulska odruchowo przystanęła podziwiając wystawę sama właściwie nie wiedząc dlaczego. Widząc to zrobił to samo.
- Chcesz tam wejść?- Spytał.
- Och, nie. Przecież jeszcze za wcześniej.- Odparła mu lekko zakłopotana.
- I co z tego?- Obejrzysz rzeczy.
- Nie, chodźmy już.
- Daj spokój.- Pociągnął ja za rękę i już po chwili byli w sklepie z setkami rzeczy przeznaczonych do zabawy dla bobasów i starszych dzieci. Sylwia patrzyła na to wszystko jak urzeczona. Przechadzała się po regałach oglądając wszystko resztkami świadomości słysząc jak Maciek rozmawiała z ekspedientką, która najwyraźniej brała go za ojca dziecka.
Gdy pół godziny później wyszli ze sklepu czekała ich niemiła niespodzianka. Bo tuż obok nich przechodziła Inga, była narzeczona Drwęckiego. Cała trójka odruchowo zastygła nie poruszając się.
- Proszę, proszę: a jednak miałam rację.- Odezwała się pierwsza Inga.- Porzuciłeś mnie dla swojej przyjaciółki. Jak mogłam wcześniej wierzyć w te bujdy o przyjaźni damsko- męskiej.
- O ile pamiętam, to ty mnie porzuciłaś.- Sprostował Maciek.
- Przecież doskonale wiesz, że to nie miało żadnego sensu: nie kochałeś mnie.
- Ty mnie też nie.
- Ale łączyło nas przywiązanie i szacunek. Poza tym ja cię nie zdradzałam.
- Ja ciebie też nie.
- Tak? To kiedy zdążyłeś jej zmajstrować dzieciaka co?!
- Skąd o ty wiesz?
- Nieważne, wystarcz że wiem ty podły zakłamany hipokryto!
- Uspokój się, jesteśmy na środku ulicy.- Syknął Maciej.
- Nie, nie uspokoję się. Jesteś draniem dla którego zmarnowałam najlepsze lata swojego życia.
- Dość już.- Wciąż próbował ją uspokoić Maciek. –Nie rób przedstawienia na ulicy. Chyba, że właśnie o to ci chodzi.- Kobieta jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę gdzie się znajdują i spuściła z tonu. Ale nie mogła się powstrzymać przed rzucaniem pogardliwego spojrzenia swojemu byłemu narzeczonemu.
- Masz rację, nie jesteś tego wart. A tobie aniołku powiem jedno. –Zwróciła się do Sylwii.- Zostaw tego sukinsyna, jeśli nie chcesz skończyć tak jak ja. On i tak nigdy się z tobą nie ożeni. Mówię to, bo cię polubiłam. Nawet jeśli w końcowym rozrachunku flirtowałaś i odbiłaś mi faceta. Na razie.- Dodała na koniec pospiesznie oddalając się od miejsca kłótni. Sylwia odprowadzała ją wzrokiem aż do chwili gdy nie zniknęła w rogu ulicy.
- Jej, co za kobieta. Nie wiem jak mogłem być z nią tyle czasu.- Westchnął Maciek co chyba miało być próbą żartu i rozładowania sytuacji.
Sylwia nie skwitowała tego w żaden sposób. Cały ten incydent wydał jej się niepotrzebny i upokarzający. Przede wszystkim dlatego, iż nie zdążyła wyjaśnić pomyłki dotyczącej ojcostwa jej dziecka. Nie chciała by Inga sądziła, że ją oszukiwała gdy ona spotykała się z Maćkiem. Przecież szanowała fakt, iż byli w związku. A teraz Inga sądzi, że spała z nim gdy jeszcze byli narzeczeństwem i to właśnie dlatego się rozstali. Nie wspominając nawet o fakcie, że Sylwia nigdy nie spała z Maćkiem. I w tej chwili nie miała na to najmniejszej ochoty.
Dwa dni później odwiedziła Oskara z konieczności rozmowy o swoim życiu i decyzji jakie podjęła. Miała również nadzieję na delikatne podpytanie o to czy jednak nie zdobył się na to by odwiedzić swojego małego braciszka. Bo na to, że pogodził się z ojcem nie liczyła.
I okazało się, że miała rację: był wyraźnie zły gdy poruszyła ten temat, nie chciał niczego jej powiedzieć. A nawet więcej: był niezadowolony z jej wizyty czego nie omieszkał jej przypomnieć stwierdzeniem:
- O ile pamiętam to nie chciałaś mieć ze mną do czynienia, więc nie mam pojęcia czemu teraz tu jesteś.- Powiedział może nieco zaczepnie i niemiło, ale miał dość już żebrania o każdy okruch zainteresowania z jej strony. Jakiś czas wcześniej wpadł na głupi pomysł, że jeśli po prostu da jej trochę czasu to sama za nim zatęskni i poprosi o spotkanie. Trwał w tym uporze przez dwa tygodnie ograniczając się tylko do wiadomości SMS. I kilka dni temu pomyślał nawet, że mu się to udało gdy źle się czując zadzwoniła do niego prosząc aby przyjechał. A on, choć po dwóch nocnych dyżurach z rzędu pognał do niej na jednej nodze jakby się paliło. Na miejscu przekonał się jednak, że jak zwykle się przeliczył bo jej złe samopoczucie nie było żadną wymówką. No i że wcale za nim nie tęskniła mając do dyspozycji „ukochanego” Maciusia który zjawił się zaraz po jego przyjściu.
- Przepraszam, nie chciałam ci przeszkadzać. Po prostu żądałeś żebym informowała cię na bieżąco co dzieje się z dzieckiem i ze mną, więc pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć, że zrezygnowałam z pracy.- Wyjaśniła.- Nie daję już sobie rady, więc postanowiłam że tak będzie najlepiej. Chcę też wyjechać z Warszawy.
- Gdzie?- Zaniepokoił się. Czyżby chciała uciec? Przed nim?
- Do mamy; przynajmniej na razie zanim nie zastanowię się co dalej. Dlatego sądziłam, że powinniśmy też wyjaśnić kwestię wynajmu. Wiem, że praktycznie chcę ci go wymówić z kilkudniowym wyprzedzeniem, ale tak chyba będzie lepiej. Nie ma sensu bym wynajmowała całe mieszkanie z Darią gdy nie będę pracować.
- Przecież możesz tam mieszkać. Nie będę żądał od ciebie żadnych pieniędzy. Już ci to mówiłem.
- Wiem, ale tak będzie lepiej. Już rozmawiałam z Darią; jej to pasuje, przeniesie się tymczasowo do brata, więc twoje mieszkanie pozostanie wolne. Ma dobrą lokalizację, poza tym po wakacjach z pewnością znajdziesz jakieś studentki lub studentów. Do tego czasu za dwa miesiące z góry zdecydowałyśmy się ci zapłacić abyś nie był stratny.
- Sylwia, przecież doskonale wiesz że nie o to mi chodziło. Nie potrzebuję pieniędzy.
- To też wiem.- Mrugnęła.
- Co znaczy ta uwaga?
- Daria powiedziała mi, że jesteś bogaty. A raczej tak wynikło z jej monologu, więc zanim zaczniesz wieszać pod nią psy to zrób to tylko pode mną. To ja jakiś czas temu ją o to spytałam.- Zastrzegła. Tyle, że on wcale nie wyglądał na wściekłego. Ani nawet na lekko zdenerwowanego gdy spytał:
- Rozmawiałyście o mnie? Po co?
- Właściwie nie wiem. Może to kobieca ciekawość jak kiedyś powiedziałeś. Tak samo jak fakt obecności Olgi tutaj kilka tygodni temu, którego do tej pory mi nie wytłumaczyłeś.
- Jest moją przyjaciółką i dobrze o tym wiesz, bo ci to mówiłem. A  jeśli już chcesz wiedzieć to ustalili z narzeczonym datę ślubu na za pięć miesięcy.
- Ale mógłbyś się z nią nie spotykać.
- Przeszkadza ci to?
- Tak.- Odpowiedziała po dłuższej chwili. A na niego spłynął tak wielki spokój, że miał ochotę się uśmiechnąć. Może jeszcze nie wszystko stracone. Może jeszcze jest dla nich jakaś nadzieja wbrew temu co wcześniej sądził i jak ją ostatnio traktował. Może choć trochę jej na nim zależy?
- Usiądziesz? Zrobię ci coś do picia.
- Skąd ta zmiana?
- Po prostu chcę byś czuła się zrelaksowana i bezpieczna gdy będziemy rozmawiać. Podobno wszystkiego odczucia matki odbijają się na dziecku.- Ach, a więc znów robił to tylko dla ich nienarodzonego jeszcze niemowlaka.
Kilka minut później razem pili pomarańczowy sok zajadając się krakersami i paluszkami. Kukulska korzystała z tej okazji, bo już od bardzo dawna nie czuła żadnej rewolucji w żołądku ani nawet najmniejszych mdłości. Może to dlatego, dobry nastrój i samopoczucie w połączeniu z miłym zachowaniem Oskara sprawiły, że poczuła się za bardzo rozluźniona. A gdy Oskar dał jej zwykłą szklankę w której zaparzył ziołowej herbaty spytała przekornie:
- A gdzie mój kotek?
- Jaki kotek?
- Kubek który mi dałeś.
- No tak.- Przypomniał sobie. – Jeszcze go nie stłukłem jeśli o to ci chodzi.
- To miłe.- Zażartowała.- A ty pijesz w kubku super faceta?
- Tak, nawet godzinę temu, po nocnym dyżurze piłem w nim kawę więc stoi brudny w zlewie.
- Przepraszam, gdybym wiedziała że pracowałeś w nocy nie zawracałabym ci głowy.
- Nic się nie stało, nie byłem zmęczony.
- Jak to nie. Masz cienie pod oczami.- Powiedziała z wyraźną troską.
- To nic. Ostatnio nie najlepiej sypiam: no wiesz, ciężko się przestawić gdy raz spędzasz w pracy cały dzień a innym noc.
- Więc ci w tym pomogę.- Gdy uniósł brwi do góry zrozumiała, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie. Poczuła jak pieką ją policzki.- To znaczy miałam na myśli, że pomogę ci zasnąć a nie że my…eee…Boże, znów nie tak.- Wzięła głęboki wdech by się uspokoić kiedy umysł zaczął podsyłać jej wizję nagiego Oskara w łóżku.- Bo mama zawsze śmiała się ze mnie i mojego talentu do usypiania. Mówiła, że mam iście beznamiętny głos który wszystkich usypia. Sebastian dodawał, że gdybym nie była kobietą idealnie nadawałabym się na lektora filmów.
- Rzeczywiście tak jest?- Spytał z uśmiechem.
- Nie wiem. Ale na moich młodszych braci to działało. Zasypiali już po pięciu minutach. Nawet nie dawałam rady doczytać rozdziału. To było piekielnie irytujące.- Dla takiej gaduły jak ty na pewno, pomyślał z rozczuleniem, ale na głos powiedział:
- Nie wątpię.
- Więc? Mam ci poczytać?
- Nie, ale możesz mi opowiedzieć o tym jak spędzałaś w ciągu ostatnich kilku dni czas.
- Właściwie to nijak. Wiesz, że nie znoszę bezczynności, tak więc bez PWG bardzo się nudzę. Właściwie to cały dzień siedzę sama aż do wieczora gdy Daria kończy swoją pracę. Dlatego pomyślałam, że powrót do mamy jest dobrym pomysłem.
- Tak, choć z drugiej strony wolałbym być była w Warszawie.
- Dlaczego?- Bo mógłbym cię widywać.
- Bo tak byłoby bezpieczniej dla naszego dziecka.
- Ale w domu rodzinnym też będę czuła się dobrze. Początkowo bałam się, że mama będzie przeze mnie zawiedziona; no wiesz jest dość tradycyjna. Jestem pewna, że wolałaby aby dziecko miało ojca i te sprawy. Okazało się jednak, że wydaje się być bardzo szczęśliwa z powodu pierwszego wnuka. Mówiła nawet, że już sądziła że zostanę starą panną. Ale pewnie zostanę starą panną z dzieckiem.
- Więc nie spotykasz się z Maćkiem?
- Nie.- Odpowiedziała poważniejąc. Potem spojrzała mu w oczy a że patrzył wprost na nią musiała odwrócić wzrok.- Chyba już pójdę.
- Sylwia, zaczekaj.- Poprosił ją łapiąc delikatnie za rękę. Z trudem przełknęła ślinę. Czy on nie rozumiał, że jeszcze chwilka i go pocałuje? Bo ich rozmowa niebezpiecznie przypominała te które znała z momentu gdy jeszcze romansowali.
- Oskar, ja chyba nie czuję się najlepiej.
- Jest ci niedobrze? Zaprowadzę cię do łazienki.
- Nie, nie jest mi niedobrze. To znaczy trochę mi niedobrze, ale to nic. Po prostu muszę już lecieć.
- Zastanów się jeszcze nad moją propozycją.
- Jaką?
- Małżeństwa. Możemy wziąć tylko cywilny ślub jeśli chcesz. A po roku gdy dziecko się urodzi się rozwieść.
- W mojej rodzinie nie uznaje się rozwodów.- Więc nie będziemy musieli się rozwieźć, pomyślał zirytowany. Boże, miał ochotę nią potrząsnął. Może w ten sposób wytrząsnąłby z jej ciała wszelkie uczucia do Drwęckiego.
- W takim razie tylko to rozważ. Uniknęłabyś etykietki panny z dzieckiem, na dodatek dziecko miałoby nazwisko.
- Wiem, ale małżeństwo to coś więcej. Gdzie tu nasza rola?
- Co masz na myśli?
- Chociażby to, że jesteś bardzo skryty. I czasami nierozważnym słowem doprowadzam cię do wściekłości choć nie mam pojęcia jak.
- Więc po prostu tego nie rób.: nie staraj się zrozumieć konfliktu z moim ojcem.
- Czego skoro czasami nawet nie jestem w stanie zrozumieć czemu coś co mnie wydaje się zupełnie niewinne na ciebie działa jak płachta na byka? Mam nie wtrącać się w twoje sprawy? W wieloletni spór z ojcem o to, że ukradł ci kobietę którą kochasz? Masz pojęcie jak śmiesznie to brzmi? Mielibyśmy prowadzić osobne życie i na co dzień ograniczać się do rozmów o pogodzie?
- Nie kocham Zuzanny.
- Więc tym bardziej nie rozumiem dlaczego nie potrafisz się z nimi pogodzić. Nie chcesz poznać swojego brata? Adriana?
- Miałem już jednego brata o tym imieniu. I nie potrzebuję następnego. – Odwarknął  jej. Stłumiła rozczarowanie gdy znów zaczął wpadać w ten swój nastrój.
- Rozumiem.- Odezwała się cicho. Potem wstała z kanapy.- Pójdę już, będziesz mógł w spokoju iść spać.- Robiła to naprawdę niechętnie. Wbrew rozsądkowi miała próżną nadzieję, że mimo wszystko Oskar jej zaufa. Tak, jasne: zwłaszcza że zaledwie półtora tygodnia temu powiedział że nie jest jej przyjacielem.
- Adrian był dla mnie bardzo ważny.- Choć stała już w progu salonu ciche słowa ją zatrzymały. Odwróciła się patrząc na wpatrującego się we własne stopy Lenarczyka. Zrozumiała jak wiele kosztowało go to wyznanie.- Jak już ci kiedyś mówiłem, miałem dziewiętnaście lat jak zmarł. Byłem bardzo młody, skończyłem liceum zdałem maturę. A potem zdarzył się ten wypadek. Czułem się tak jakby moje życie się skończyło; nie wierzyłem w to że po wakacjach pójdę na studia. Na dodatek obwiniałem się o to co się stało choć mimo to wiem że nie było w tym mojej winy. Ale gdybym nie pozwolił mu wtedy wsiąść do tego auta. Gdybym go powstrzymał…zapewne wielu ludzi tak myśli gdy jest już za późno.
- Ten wypadek…był taki straszny jak to opisywałeś?
- Tak. Do dziś gdy zamknę oczy jestem w stanie dokładnie przypomnieć sobie wszystkie szczegóły: zapach palonej gumy i paliwa które zaczęło wyciekać, wycie gwałtownie naciskanego hamulca, dźwięk łamiącej się gałęzi która wbiła się w jego twarz. A przede wszystkim ten widok. Wiesz co było w tym wszystkim najśmieszniejsze? Adrian był bardzo przebojowy: często robił ryzykowne rzeczy. To właśnie on zaraził mnie tą pasją do motoparalotnictwa. I do w dużej mierze dlatego wciąż to robię: czuję się wtedy bliżej niego. Tak więc nie bał się niczego: wody, powietrza, skał…Nawet we wspinaczce czy nurkowaniu był całkiem niezły. Lubił wyznaczać sobie nowe cele, które co kilka miesięcy zmieniał. Był gorącej wodzie kąpany.- Na twarzy Lenarczyka pojawił się smutny uśmiech.- Ale bał się jednej rzeczy: drzew. Gdy był małym chłopcem mama często puszczała mu bajki w których te rośliny byłe personifikowane. Od tamtej pory zapałał trochę irracjonalnym strachem, który razem z Maćkiem czasami przed nim wykorzystywaliśmy. Nie chciał spać z nami latem w domku na drzewie nocą, choć pomagał przy budowie; a gdy wspinaliśmy się po drzewach chcąc złapać wiewiórkę on zwykle stał na ziemi i obserwował nas z dołu. Często powtarzał, że gałęzie potrafią być niebezpieczne, bo czasami mogą się załamać pod bardzo małym ciężarem. Bał się ich, a ja się z tego śmiałem. A potem zabiła go taka gałązka. Jest w tym dużo ironii, prawda?- Nie odpowiedziała, po prostu podeszła i usiadła obok niego na kanapie. Potem ścisnęła jego dłoń. Wreszcie poznała przyczynę dla której zaprzyjaźnił się z młodszym od siebie chłopakiem jakim był jej brat. Po prostu widział w Sebastianie swojego Adriana co oczywiście nie umniejszało wartości jego przyjaźni. Gdy jakiś czas później Oskar przeniósł na nią wzrok wydawał się być nieobecny jakby wrócił pamięcią do tamtych chwil.- Po jego śmierci było mi bardzo ciężko: zostaliśmy z ojcem sami z tym całym bólem. Z tej sytuacji wynikła przynajmniej jedna korzyść: zbliżyliśmy się do siebie. Nawet bardzo. Traktowałem go jak kumpla. Zresztą: jest ode mnie tylko dwadzieścia lat starszy. Mamę poznał jeszcze w liceum i zaliczyli wpadkę, bo narodziłem się w siedem miesięcy po ślubie. Tak więc jak widzisz Lenarczykowie chyba, mają skłonność do zawierania takich małżeństw.
- My jeszcze nie zawarliśmy małżeństwa.- Przypomniała mu.
- Ale możemy to zrobić, Sylwia. Naprawdę mogę ci obiecać, że będę dobrym mężem. To znaczy postaram się.
- Wróćmy lepiej do twojej opowieści.- Umknęła przed koniecznością odpowiedzi zmianą tematu.- Co było dalej? Poznałeś Zuzannę?
- Tak, ale dopiero na drugim roku. Ona kończyła już studia.
- Też jest lekarką?
- Tak, ale nie pracuje w zawodzie. Wybrała farmację.
- A więc? Jak to się stało, że rozstała się z tobą i związała z twoim ojcem?
- Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie, bo nie mam pojęcia. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, wiem tylko że kiedy wróciłem któregoś dnia do domu to zastałem ich obejmujących się na kanapie. Ojciec pytał Zuzannę kiedy w końcu zdecyduje się mi powiedzieć.
- Więc w głębi serca nie uważasz jej za polującą na bogacza kobietę?
- Uważam.
- Przed chwilą sugerowałeś coś innego.
- Może ze strony ojca. Ona to wyrachowana suka.
- Tak czy inaczej jest teraz matką twojego brata i to trochę nieładnie mówić o niej per suka.
- Nawet jeśli to jest prawda? Naprawdę według ciebie tylko z tego powodu zasługuje na szacunek?
- Mnie też ktoś stojący z boku mógłby posądzić o to samo. No wiesz, że chciałam złapać cię na dziecko
- Ale ty nawet nie wiedziałaś, że mój ojciec jest bogaty. Poza tym nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
- Dobrze wiesz, że to nie tak. Po prostu muszę się nad tym wszystkim zastanowić. A przede wszystkim chcę byś przeprosił ojca.
- Co? Nigdy się z nim nie pogodzę. Nigdy. Nawet dla ciebie.
- Nie prosiłam o to byś się z nim pogodził.- Zauważyła łagodnie, bo zwrot „nawet dla ciebie” dziwnie na nią zadziałał. Zupełnie tak, jakby wiele dla niego znaczyła.- Ale byś przeprosił. Życzenie niemowlakowi by umarł nie jest zbyt miłe.
- Wiem, jestem dupkiem prawda? I jeszcze dziwię się, że za takiego mnie uważasz.
- Wcale nie.- Zaprotestowała.- Choć czasami nie potrafię cię zrozumieć. Ale gdy teraz wyjaśniłeś mi całą sytuację rozumiem więcej. I choć teraz pewnie nic to nie będzie znaczyć, ale bardzo mi przykro.
- Dziękuję.- Odparł ponownie wyginając kącik ust do góry. Potem dodał:- Właściwie to nie tak, że wciąż nienawidzę Zuzanny. Teraz chyba stała mi się na tyle obojętna bym pozbył się w stosunku do niej odczuwania tego wyniszczającego uczucia. Ale wciąż jestem na nią zły za to co mi zrobiła, tak samo jak na ojca. W końcu byli dla mnie najbliższymi osobami w życiu a podle mnie zdradzili.
- Gdy cię odwiedzili zachowałeś się zupełnie inaczej.- Zauważyła łagodnie.
- Tylko dlatego, że mnie zaskoczyli. I owszem, nigdy chyba do końca nie będę potrafił przejść do porządku dziennego nad tym co mi zrobili, ale nie przeniosę tego na ich dziecko. Właściwie odkąd się o nim dowiedziałem to jestem ciekawy tego malucha. No i w końcu zrozumiałem po co ojciec tak uparcie wydzwaniał do mnie przez ostatnie tygodnie.
- A ty oczywiście to ignorowałeś.- Powiedziała tylko po to by go zawstydzić. Ale jak zawsze ją zaskoczył patrząc na nią z uśmiechem odpowiadając:
- Oczywiście.
- Oskar…- Również odwzajemniła uśmiech totalnie rozbrojona. Bo nie potrafiła pojąć tej jego zaciętości w stosunku do ojca. Teraz jednak spróbowała ją zrozumieć. W końcu ona sama nie potrafiła wybaczyć swojemu ojcu stania się alkoholikiem nawet gdy wiedziała, iż był chory. Może więc te pozornie różne sytuacje łączyło więcej niż była  w stanie sądzić? Ale Oskar wyznał jej coś jeszcze, coś co mogła wykorzystać za gałązkę oliwną.- Odwiedź go.
- Hm?
- Mówię o twoim młodszym bracie.
- Nie wiem, po tym co powiedziałem ojcu nie sądzę by mi na to pozwolił. Prędzej mnie zabije gdy tylko postaram się zbliżyć do jego syna. Poza tym na pewno mnie znienawidził po tym jak go ostatnio potraktowałem.
- Przynajmniej spróbuj.
- Pójdziesz tam ze mną?
- Jako kto?- Zażartowała.
- Jako matka mojego dziecka i najlepsza przyjaciółka.
- Przecież ostatnio powiedziałeś, że nią nie jestem.
- Powiedziałem tak tylko po to by cię zranić, bo sam czułem się zraniony i nie chciałem byś dostrzegła mój ból.
- Domyśliłam się, ale mimo wszystko trochę mnie to ubodło; a nawet bardziej niż trochę.
- Więc jestem dla ciebie ważny?
- Przecież wiesz, że tak. Też jesteś moim przyjacielem.- Odparła i choć nie do końca pragnął takiej odpowiedzi, to na razie mu ona wystarczyła.
- Więc pomóż mi iść do paszczy lwa.
- Dobrze.- Zgodziła się.

***
Oskar dopiero tydzień później zdecydował się na odwiedziny ojca i macochy: wcześniej z racji faktu iż Sylwia znalazła się w dwunastym tygodniu ciąży zdecydował się na szczegółowe badania prenatalne nieinwazyjne. Chcąc nie chcąc poinformował Sylwię z lekarzem o możliwych zagrożeniach, ale o dziwo nie wydawała się być tym aż tak bardzo przerażona: może to dlatego że stale podkreślał że z dzieckiem na pewno wszystko będzie w porządku i te badania były tylko rutynowe choć wcale tak nie było. A i poranne mdłości zaczęły jej mijać, co traktowała jako dobry znak. Ale jego to nie uspokajało. Najgorsze było to, że jedyne co mógł robić to czekać jeszcze kilka tygodni by upewnić się jak poważna jest wada serca dziecka i wtedy ewentualnie podjąć odpowiednie kroki by ją zlikwidować. Dlatego starał się o tym nie myśleć a jeśli już to patrzeć w przyszłość optymistycznie. W końcu najważniejsze było to, żeby dziecko się urodziło. Nawet jeśli będzie chore to w żaden sposób nie stanie się gorsze. Jasne, że wolałby tego uniknąć, ale już jakiś czas temu przekonał się, że życie nie raz czy dwa uczy pokory. Jeśli więc tak się stanie, po prostu to zaakceptuje.