W końcu udało mi się skończyć tą część, ale szczerze przyznam że nawet jej w całości nie przeczytałam :-) Ale ewentualna korekta dopiero jutro, mimo wszystko trzeba nagrodzić wytrwałych (albo niecierpliwych) którzy czekali na następny rozdział. Co do kolejnej części to informuję, że na pewno pojawi się w ciągu kilku następnych dni tak jak obiecywałam. Kiedy dokładnie, nie wiem, bo będę starała się uwinąć jak najszybciej, dlatego po prostu sprawdzajcie to na bieżąco na blogu. Mam nadzieję, że się z tym wzrobię tak jak obiecałam do połowy grudnia (no, może z małym poślizgiem) i nie wpłynie to na jakość opowiadania.
Pozdrawiam ciepło ;)
- Coś nie tak z...z dzieckiem?- Spytał ją telefonicznie Maciek
Pozdrawiam ciepło ;)
- Coś nie tak z...z dzieckiem?- Spytał ją telefonicznie Maciek
- Nie, to wizyta kontrolna. Oskar
nalega.- Dodała Sylwia trochę tego żałując, bo w głosie Maćka pojawiła się jakaś inna
nuta.
- Więc jedzie tam razem z tobą?
- Tak.- Nie mogła się zmusić do
kłamstwa.- Podchodzi bardzo odpowiedzialnie do roli ojca.
- Na to wygląda.- W komórce zapadła
cisza. Żadne z nich nie miało pojęcia co powiedzieć. W końcu Drwęcki
chrząknął.- W takim razie zadzwonię do ciebie później. Powiedzmy, po
piętnastej.
- Dobrze, wtedy powinnam być już
wolniejsza.
- W takim razie jesteśmy w kontakcie.
- Tak.- Sylwia tak do końca sama nie
rozumiała dlaczego czuła wobec Maćka aż takie wyrzuty sumienia. W końcu Oskar
miał rację: nic ich nie łączyło, niczego mu nie obiecywała ani on jej. A jednak
gdy dowiedział się o jej ciąży poczuła się tak jakby go zdradziła z
Lenarczykiem. Po tym telefonie wpadła w lekką melancholię i zadumę
zastanawiając się po raz kolejny nad kolejami losu. Zawsze fascynowała ją
mitologia, więc przypomniała sobie trzy boginie Moiry, które przędły nici
ludzkiego życia. Kukulska wyobrażała je sobie jako frywolne kobiety, które
znudzone monotonną pracą specjalnie plączą sznurki by potem je wyprostować. A przynajmniej
tak mogłaby opisać to co spotkało ją i Maćka.
Oskar z kolei powiedział, że to była
ironia losu. No cóż, może właśnie i tak było? Może po prostu Drwęcki nie
był jej pisany? W takim razie kto był?
Biedziła się nad tym jeszcze prawie pół
godziny nie dochodząc właściwie do niczego istotnego. Ale nie miała pojęcia co
miałaby robić przez ten cały czas czekając na Oskara. Gdyby tak maniakalnie nie
pragnęła odebrać telefonu od Maćka może mogłaby dostrzec, że byłoby najlepiej
gdyby wróciła z nim do swojego mieszkania. To, że on jechał do niej by
przywieść ubrania na zmianę a potem z powrotem ją odwieźć było zupełnie
nielogiczne. I tak wylądowała sama w jego mieszkaniu odliczając upływ kolejnych
minut. Uważała, że mógłby zmieścić się w godzinę gdyby nie było korków, ale przy
mniej optymistycznych rozważaniach zajęłoby to prawie dwa kwadranse dłużej. W
końcu skoro lekarz był umówiony na jedenastą, to Lenarczyk nie musiał się
spieszyć.
Jakiś czas później, gdy uczesała się
pożyczając jego grzebień i prowizorycznie myjąc zęby, usłyszała dzwonek do
drzwi. A jednak się pospieszył, pomyślała choć zapomniał o kluczach do drzwi.
Zirytowana, ale mimo wszystko zadowolona podbiegła do drzwi otwierając je na
oścież.
- Nareszcie. Już myślałam, że…- Zamilkła
na widok przystojnego, około pięćdziesięcio, pięćdziesięciopięcio letniego
zadbanego mężczyzny stojącego obok około trzydziestoletniej kobiety. I pluła
sobie w brodę, że nie zerknęła do Judasza. Po co otwierała drzwi nieswojego
mieszkania? Na dodatek pod nieobecność pana domu?
- Dzień dobry, pani.- Choć cała trójka
wyglądała na nieco zaskoczoną i zszokowaną jej widokiem mężczyzna pierwszy
doszedł do siebie najwyraźniej dochodząc do wniosku, że gapienie się na siebie
nic nie da.- Przepraszam, ale nie bardzo się orientuję…sądziłem, że mieszka tu
Oskar Lenarczyk.
- Bo mieszka.- Odpowiedziała odruchowo
nie dodając nic więcej. Dopiero na widok spojrzenia jakie facet wymienił z
piękną blondynką Sylwia zrozumiała, że czekają na wyjaśnienia. Ale jak mogła
ich udzielić? Tym bardziej, że nie znała tych ludzi; dla niej byli zupełnie
obcy. A jeśli to urzędnicy podatkowi,
złodzieje albo znajomi których Oskar nie chce widzieć? Ale się wkopała. Teraz
musiała jakoś z tego wybrnąć nie robiąc jeszcze większego bigosu.- Państwo
wybaczą, ale nie bardzo wiem kim państwo są i nie wiem czy powinnam rozmawiać.
- A kim pani jest?- Spytał mężczyzna.
Jego towarzyszka złapała go za ramię.
- Ma pani rację: grzeczność nakazuje
byśmy to my pierwsi się przedstawili. Ja nazywam się Zuzanna Lenarczyk, a to
mój mąż Grzegorz Lenarczyk, ojciec Oskara.
- Och…- Tylko tyle była w stanie
wykrztusić z siebie Kukulska. Była bardzo zaskoczona tym co powiedziała jej tak
kobieta. Przecież Daria mówiła jej nie tak dawno temu, że Lenarczyk nie
utrzymuje kontaktu z rodziną. Czemu więc pod drzwiami jego mieszkania zjawili
się jego ojciec i macocha? I to imię…zupełnie takie samo jak byłej
dziewczyny…nie, to po prostu przypadkowa zbieżność, uznała.
- A pani to…?
- Ja…- Zaczęła Sylwia właściwie nie
mając pojęcia co powiedzieć. Bo na pewno nie, że jest matką dziecka Oskara.- Ja
jestem jego przyjaciółką.- Szybko jednak przekonała się, że to też nie było
najtrafniejsze określenie. Przyjaciółka…przecież tak właśnie mówiło się o
kochankach.
- Czy mój syn jest w domu? – Głos zabrał
pan Grzegorz.
- Nie, ale niedługo powinien wrócić.
Pojechał tylko na chwilę do…- Przerwała uświadomiwszy sobie, że nie musi
niczego tłumaczyć.- Zaraz wróci.- Powtórzyła pospiesznie.- Proszę wejść i na
niego poczekać.- Mówiąc to poczuła lekkie zażenowanie; w końcu jakie miała
prawo zapraszać do mieszkania Oskara kogokolwiek? Ale nie mogła ich przecież
odesłać z kwitkiem.
Gdy znaleźli się w salonie, żadne z nich
nie miało pojęcia jak się zachować. Sylwia dopiero teraz uświadomiła sobie, że
nie wie na czym polegał spór syna i ojca w rodzinie Lenarczyków; z kolei sam
pan Grzegorz zastanawiał się nad statusem siedzącej obok niego dziewczyny. Była
sympatią Oskara? Spotykał się z nią? A może byli nawet zaręczeni? Gdyby nie
towarzyszyła mu Zuzanna z miejsca przeszmuglowałby tę dziewczynę nie cackając
się i zawracając sobie głowy dobrym wychowaniem. Ale jego żonie to by się nie
spodobało. Dlatego siedział jak ten głupek bez słowa wpatrzony w swoje ręce
zastanawiając się co zrobi jego syn widząc go tutaj, bo tak długim czasie
nieobecności. Przecież w zasadzie oprócz prób spotkań w przeszłości-oczywiście
tylko z jego strony- nie widzieli się od prawie pięciu lat.- To może ja
zadzwonię?- Usłyszał w pewnym momencie głos dziewczyny która otworzyła mu
drzwi. W pierwszej chwili gdy ją zobaczył, ze zmieszaniem na twarzy, swoją
bardzo szczupłą sylwetką i długimi rozpuszczonymi włosami wziął ją za najwyżej
dwudziestojednolatkę, ale gdy bliżej jej się przyjrzał uznał, że musi być
starsza. Przede wszystkim świadczył o tym fakt, że poza osłupieniem, rozmawiała
z jego żoną raczej błyskotliwie. To go trochę uspokoiło: miał nadzieję, że jego
syn nie pozostawiłby pod opieką własnego mieszkania nieodpowiedzialnej
panience.
- Nie, nie powinniśmy pospieszać
Oskara.- Odpowiedziała Sylwii pani Lenarczyk.- Zwłaszcza, że powiedziałaś że
zjawi się niebawem.
- Tak.- Potwierdziła Sylwia i znów
zapadła cisza. Potem Zuzanna spytała ją bezpośrednio:
- Spotykacie się od dawna?
- My się nie spotykamy. To
znaczy…spotykaliśmy się jakiś czas temu, ale teraz…- Nie wiedziała jak ma
wyjaśnić całą tę sytuację. Dopiero teraz dotarło do niej, że siedzi przed nią
dziadek jej dziecka.
Właściwie nie wyglądał na złego
człowieka; na pewno poważnego i surowego, ale na pewno nie takiego z którym
Oskar mógłby całkowicie zerwać kontakt. Więc dlaczego to zrobił?
Dokładnie gdy o tym pomyślała, usłyszała
dźwięk dochodzący z głębi korytarza. I odetchnęła z ulgą. A więc nareszcie
wrócił.
- Już jestem!- Krzyknął zapewne do niej
nie mając pojęcia o swoich gościach.
Sylwia uśmiechnęła się przepraszająco do siedzących i wstała z sofy. Wolała
najpierw sama poinformować Oskara o wizycie jego ojca i macochy.- Mam twoje rzeczy.
Gdybyś widziała minę Darii gdy brałem je z twojej szafki: powiedziałem jej, że
zamierzamy razem zamieszkać; oczywiście tylko po to by ją wkurzyć. Sądzę, że
nie byłaby tak wściekła i zdumiona gdybym jej oznajmił, że wywiozłem cię
otumanioną narkotykami do domu publicznego w Tajlandii.
- Oskar.- Przerwała mu przyspieszając
kroku by nie zawstydził jej jeszcze bardziej. W końcu w małym mieszkaniu jego
słowa były doskonale słyszalne przez państwa Lenarczyków. W pewnym momencie
nawet na niego wpadła i aby nie upaść musiała się go podtrzymać. Złapał ją w
ostatniej chwili a potem się roześmiał.
- Jej, gdybym wiedział że tak się za mną
stęskniłaś jechałbym szybciej.
- Nie, ja muszę ci o czymś powiedzieć.-
Najwyraźniej dostrzegł coś w jej oczach bo spoważniał. Albo sprawił to widok
dwóch właśnie stojących w progu ludzi.
- Witaj, synu.- Odezwał się pan
Grzegorz. Zuzanna tylko się uśmiechnęła. A Oskar stał tak wciąż trzymając w
swoich ramionach Sylwię ze wzrokiem utkwionym w swoim ojcu. Był w takim
transie, że nawet nie zauważył jak jego dłonie boleśnie zacisnęły się na
ramionach dziewczyny. Dopiero jej ciche jęknięcie mu to uświadomiło; ale przez
to puścił ją tak szybko że z trudem udało się
jej zachować równowagę.
- Co tu robisz?- Głos Oskara brzmiał
twardo i chłodno.- Zakazałem ci tu przychodzić, a tym bardziej z nią.- Wskazał
na panią Lenarczyk. Spojrzał na nią tak, że Kukulska mimo woli skurczyła się w
sobie. Nigdy nie myślała, że jego wzrok może być aż tak beznamiętny i niemal
nienawistny. Zdziwiła się gdy kobieta nie wydawała się być ani trochę zmieszana.
Gdyby to jej, Sylwii posłał takie spojrzenie była pewna, że uciekłaby jak
najdalej. A ona sądziła, że to wobec niej zachowywał się okrutnie!
- Tak, ale od tego czasu upłynęło zbyt
wiele wody.- Spokojnie odpowiedziała mu Zuzanna.
- Nie dla mnie.- Warknął Oskar.-
Wynocha.
- Synu, daj już spokój. Przyszliśmy tu w
pokojowych zamiarach a przede wszystkim chęci zażegnania tego bezsensownego
sporu.
- Guzik mnie to obchodzi. I więcej razy
nie będę tego powtarzać.
- Minęło już ponad 5 lat i sądziłem…
- Może minąć i pięćdziesiąt a moja
decyzja będzie taka sama. Więc wynoś się.
- Dobrze, ale najpierw chciałbym ci
powiedzieć, że…
- Wynoś się! Na starość ogłuchłeś?!
- Oskar, uspokój się. – Próbowała
załagodzić sytuację pani Lenarczyk.
- A ty w ogóle nie waż się do mnie
odzywać!
- Zabraniam ci tak traktować moją żonę.
Jeśli nadal chcesz się zachowywać jak niedorosły szczeniak którym najwyraźniej
przez ten okres pięciu lat jesteś, to proszę bardzo.
- Więc się wynoś.
- Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że
trzy miesiące temu urodził nam się syn. Nazwaliśmy go Adrian.- Słysząc to coś w
Oskarze pękło: długo tłumiony żal i gniew wybuchnął z niewyobrażalną siłą.
Jego brat.
Jego brat spłodzony z kobietą, z którą
praktycznie był zaręczony.
I na dodatek noszący imię tego zmarłego,
Adriana.
Tak jakby mógł komukolwiek go zastąpić.
- Gratuluję.- Odezwał się spokojnym
tonem mimo furii tak innym od krzyku który stosował do tej pory, że
Lenarczykowi zastygli zbici z tropu.- Mam nadzieję, że smarkacz zdechnie. I
powiem wam, że ja też mam dla was wiadomość. Sylwia jest w drugim miesiącu
ciąży. Tak więc widzisz Zuza, jeśli to będzie chłopiec to będziesz miała okazję
zaliczyć trzy pokolenia Lenarczyków: ojca, syna i wnuka.
- Ty…- Pan Grzegorz z pewnością rzuciłby
się na niego gdyby nie powstrzymała go Zuzanna. Choć jej twarz była zupełnie
poważna w oczach błyszczały łzy.
- Daj spokój, nie warto.- Zwróciła się
do męża. Potem popatrzyła na przerażoną
tą wymianą zdań Sylwię po chwili przenosząc wzrok na byłego chłopaka.- A
tobie powiem tylko jedno: spójrz w kogo się zamieniasz. I to właściwie bez
powodu.
- Bez powodu powiadasz?
- To co było między nami wydarzyło się
wiele lat temu. Po prostu zakochałam się w kimś innym tak jak wiele kobiet
przede mną i po mnie.
- I akurat przypadkiem ten ktoś był moim
bogatym ojcem. Uważaj staruszku: teraz jak ma swojego dziedzica możesz nie być
jej potrzebny. Na twoim miejscu bałbym się żeby nie dosypała mi czegoś do
jedzenia.
- Jeśli chciałeś bym cię znienawidził i
tobą pogardzał to możesz być z siebie dumny, bo osiągnąłeś ten cel. A teraz
żegnam. Mówiłem ci, że to jest głupi pomysł.- Powiedział jeszcze pan Grzegorz
najwyraźniej kierując te słowa do swojej żony.
- Wreszcie.- Gdy Lenarczykowie wyszli
Oskar niemal jak w transie usiadł na fotelu w salonie wpatrując się niewidzącym
wzrokiem w swoje dłonie. Przeszłość runęła na niego jak bumerang, z bezsilnej
złości walnął pięścią w szklany stolik tak mocno, że na jego powierzchni było
widoczne pęknięcie. Potem zrobił to jeszcze dwa razy. Dopiero czyjś jęk
uświadomił mu, że zachowuje się jak wariat. I że nie jest sam.
Spojrzał na Kukulską o obecności której
do tej pory zapomniał. I już otworzył usta by coś powiedzieć, ale zaniechał
tego. Miał to wszystko gdzieś; gdzieś jej przerażenie, gdzieś ją i jej cielęce
zadurzenie Maćkiem, gdzieś Zuzannę, ojca i jak się okazywało własnego brata.
Gdzieś własne dziecko które narodzi się za siedem miesięcy, własną pracę.
Chciał tylko stać się kimś innym. Kimś kto nie będzie zmuszony żebrać o czyjeś
uczucie.
A przecież tak bardzo chciał ją zdobyć,
tak mocno starał się panować nad swoją złością. Tak, ten popis był tego
szczególnym przykładem, pomyślał z ironią. Sądząc po minie wystraszył ją na
śmierć.- Idź się przebrać, za kilka minut musimy jechać na wizytę do lekarza.-
Odezwał się nawet na nią nie patrząc.
- Ale Oskar, to co tutaj…
- A może mam ci pomóc?- Dopiero teraz na
nią spojrzał; tak jak się spodziewał znów ją wystraszył. Mocno zacisnął obolałe
kłykcie tak by ból fizyczny stłumił ten w sercu. Teraz już lepiej rozumiał tych
wszystkich facetów krzywdzących swoje byłe dziewczyny twierdząc, że je kochają.
Bo Oskar przy Sylwii czasami miał ochotę zachowywać się tak samo. Na przykład
wybić młotkiem tę jej miłość do Drwęckiego.
Tak jak chciał już po kilku minutach
była gotowa, choć wciąż zdezorientowana i zalękniona. To było mu na rękę: nie
chciał by zadawała mu żadne pytania; nie chciał by się nad nim litowała albo
wręcz przeciwnie by patrzyła z obrzydzeniem. Po prostu chciał poradzić sobie z
tym wszystkim sam; tak jak do tej pory. Ona natomiast nie tyle była wystraszona
zachowaniem Oskara, co faktami które spotkanie z jego rodziną ujawniło. A więc
to była „ta” Zuzanna: była dziewczyna Oskara i jednocześnie jego macocha. Boże,
teraz już rozumiała dlaczego nie chciał mieszkać z ojcem i całkowicie urwał z
nim kontakt. Ona chyba by nie zniosła takiej sytuacji gdyby to jej matka odbiła
jej chłopaka.
Gdy dotarli do przychodni a potem
lekarza, w czasie gdy ona miała robione szczegółowe badania o które wcześniej
prosił, zajął się przeglądaniem jej wyników próbki krwi i moczu. Nie wyglądały
źle: właściwie była tylko osłabiona ale to normalny stan wśród kobiet w pierwszym trymestrze ciąży. Na dodatek w
pierwszej. Skąd biorą się więc aż tak często reakcje obronne w postaci wymiotów?
W tej kwestii ginekolog go uspokoił:
- Organizm wciąż traktuje dziecko jak
coś obcego, ale nie trzeba się tym martwić. Przepiszę jakieś tabletki. Niepokoi
mnie natomiast coś innego.
- To znaczy?
- Rozwój płodu. Po USG na tym etapie
trudno jest stwierdzić jakieś nieprawidłowości w budowie, ale tętno dziecka
wydaje się być zaburzone.
- Co to znaczy?
- Bardzo dużo, coś albo nic. Na razie za
wcześniej by to stwierdzić. Musielibyśmy wykonać serię kolejnych badań by się o
tym przekonać.
- Badania prenatalne są wykluczone. –
Oznajmił Oskar.
- Oczywiście, na tym etapie jest na to
za wcześniej, ale za kilka tygodni zalecałbym amniopunkcję.
- Nie, na to na pewno nie wyrażę zgody.
- Rozumiem pana strach, w końcu też pan
jest lekarzem; aczkolwiek uważam je za zasadne.
- Są ryzykowne dla zdrowia dziecka. Poza
tym uważam że najpierw trzeba się skontaktować z kardiologiem, który potwierdzi
podejrzenia o jakiejkolwiek wadzie serca. Nie zamierzam podważać pana opinii i
doświadczeniach, ale sam pan powiedział że na tym etapie rozwoju płodu trudno o
definitywne wnioski.
- Tak właśnie powiedziałem, ale mimo
tego że dziecko jest wielkości ziarenka fasolki widzę, że jego rozwój nie
przebiega prawidłowo. Świadczy o tym nawet jego masa. Kilkadziesiąt gram więcej czy mniej to
może niewiele, ale na tym etapie ciąży może wskazywać na poważne problemy.
- Sylwia wciąż wymiotuję, to pewnie
dlatego.
- To też może być sygnał. Poza tym wbrew
powszechnej opinii poronienia w pierwszym trymestrze ciąży są dość naturalne.
To pewien rodzaj konkurencji wewnątrzgatunkowej: wygrywa najsilniejszy, słaby po prostu nie jest w stanie przetrwać trudności. Matka natura tak już to zaplanowała, i choć brzmi to nieco bezdusznie, to jednak czasami lepsza jest śmierć wadliwego płodu niż skazywanie go na egzystencję rośliny przez całe życie.-
Lenarczyk poczuł jak włos jeży mu się na głowie. Co prawda jeszcze kilkanaście
minut temu był w nastroju w którym nic go nie obchodziło, ale teraz dzięki
monotonnej jeździe samochodem odzyskał równowagę. Może i to dziecko nie było
planowane, ale jednak coś się w nim burzyło na samą myśl że mógłby je stracić.
Może to dlatego, że miałby w końcu kogoś kogo mógłby obdarzyć bezinteresowną
miłością i ten ktoś odwdzięczyłby mu się tym samym?
- Co ma pan dokładnie na myśli? Przecież
jeszcze dwa tygodnie temu mówił pan, że z płodem wszystko w porządku.
- I tak było, ale na tak wczesnym etapie
ciąży dwa tygodnie to dużo czasu. Płud stał się większy, a jego elementy widoczne.
A te jak mówiłem nie wyglądają najlepiej.
- Ale czy…Co jest tego przyczyną? Mówił
pan o naturalnym poronieniu, ale przecież musi być jakaś przyczyna, prawda?
Mówimy o wadzie genetycznej?
- Jeśli pyta pan o serce dziecka to na
razie nie mogę podać żadnych szczegółów które nie wynikałyby ze spekulacji.
- A jeśli chodzi o reakcje
immunologiczne organizmu? Czy mogły powstać na skutek zażywania tabletek
antykoncepcyjnych?
- Raczej nie, choć to niewykluczone. Czy pani Kukulska zażywała je przez cały okres do czasu gdy dowiedziała się o ciąży?
- Raczej nie, choć to niewykluczone. Czy pani Kukulska zażywała je przez cały okres do czasu gdy dowiedziała się o ciąży?
- Nie, to znaczy nie wiem; właściwie to
nie pytałem. Ale zrobię to. A teraz proszę mi powiedzieć coś więcej, to znaczy
na temat tych spekulacji. Wiem, że pan nie chce tego robić, ale proszę zrobić
dla mnie wyjątek.- Zażądał. Ginekolog zgodnie
z poleceniem wdał się w szczegółowe wyjaśnienia z użyciem medycznego żargonu,
który w większym stopniu był Oskarowi dobrze znany. Ale z każdym jego słowem
strach Lenarczyka wzrastał. Bo chorób serca było mnóstwo. To równie dobrze mógł
być ubytek w przegrodzie międzykomorowej jak i nawet wspólny kanał
przedsionkowo-komorowy. A ten najczęściej wiązał się z zespołem Touretta albo
nawet i Downa. Jezu, naprawdę wolałby tego nie wiedzieć. Jeśli wcześniej się
denerwował o teraz wręcz panikował. Teraz lepiej rozumiał decyzje lekarza o tym
by na razie nie przedstawiać mu alternatywnych spekulacji. On sam chyba też to zauważył.
- Panie Lenarczyk, proszę się tak nie
martwić: te wywody nie miały na celu pana przestraszyć. I jak mówiłem wszystko
może wiązać się z jakąś uciążliwą ale niegroźną dysfunkcją serca, którą po
urodzeniu dziecka da się zlikwidować. Dzisiejsza medycyna naprawdę działa na
wysokim poziomie. Kiedyś wcześniak nie miał szans na przeżycie, a teraz znamy
przypadki w którym dziecko w dwudziestym trzecim tygodniu ciąży rodzi się zdrowe.
Tylko zalecam odpoczynek i relaks; pani Sylwia musi dużo wypoczywać. A teraz
proszę już do niej wrócić, pewnie się martwi, a nie ma sensu jej niepokoić.
-Tak, dziękuję.- Wyszeptał Oskar czując
się jeszcze bardziej podle.
Odpoczynek.
Relaks.
To kazał zapewnić Sylwii doktor. A co do
tej pory robił? Wciąż wyżywał się na niej za to, że kocha Drwęckiego. Albo
sprawiał, że była świadkiem jego kłótni z ojcem. Może tak dla odmiany powinien
po wyżywać się na samym sobie za to że on kocha ją? Dlaczego wszystko układało
się tak fatalnie?
Po badaniach, wracali z Kukulską do
mieszkania. W trakcie podróży znów milczeli dopóki nie przerwała go dziewczyna:
- Co powiedział ci lekarz?
- Nic takiego.
- Więc dlaczego rozmawialiście tak długo
i na dodatek beze mnie?
- Bo ubierałaś się po badaniu.
- Oskar…na pewno wszystko w porządku?
- Tak.- Postanowił ją okłamać, bo w
przeciwnym wypadku mogłaby tylko jeszcze bardziej się zdenerwować.
- Więc
czemu jesteś…taki?
- Przepraszam. Nie chciałem cię w żaden sposób zdenerwować ani przestraszyć.
- Przepraszam. Nie chciałem cię w żaden sposób zdenerwować ani przestraszyć.
- Mówisz o wizycie twoich rodziców?
- To nie są moi rodzice. A przynajmniej
ona. I zdaje się, że ojciec też się mnie wyrzekł.
- Twoja macocha…to jest ta sama Zuzanna
która cię porzuciła?
- Czemu pytasz? Przecież doskonale o tym
wiesz. I to od dawna.
- Wcale nie.
-
Tak. Pamiętam jak mówiłaś, że wypytywałaś o to Darię.- Nie dodał, że z
tego powodu bardzo się wówczas zdenerwował i w złości ją pocałował. Czyżby
teraz miało się okazać, że zrobił to niesłusznie?
- Ale nie powiedziała mi, że zdradziła
cię z twoim ojcem a potem się z nim
związała.
- Więc teraz już wiesz.
- Nadal ją kochasz?
- Moglibyśmy już o tym nie rozmawiać?-
Więc tak, pomyślała nie zdając sobie sprawy, że ten ucisk w klatce piersiowej
to ból. Ale w końcu mogła się tego spodziewać: wieloletni spór z ojcem nie mógł
mieć błahej przyczyny. Na dodatek Zuzanna była piękną, zadbaną kobietą.
- Mogę więc zadać ci inne pytanie?-
Potem, mimo iż nie uzyskała jego zgody dodała:- Chciałam wiedzieć dlaczego mnie
okłamałeś.
- Możesz się wyrażać jaśniej?
- Dlaczego nie powiedziałeś, że to twój
brat zginął w wypadku samochodowym?- Na moment wyglądał na całkowicie zbitego
go z tropu, więc odruchowo odpowiedział całkiem szczerze:
- Bo to nie było dla ciebie ważne. A
poza tym o ile pamiętam to zrobiłem to. W pizzerii, gdy przyjechałem po ciebie
od razu po pracy, pamiętasz?
- Ale potem oznajmiłeś ze śmiechem, że kłamałeś.
- Wcale nie.
- Tak, mówiłeś że nieźle dałam się
złapać albo wkręcić; już nie pamiętam dokładnie. I śmieszyło cię to.
- Ty tak to odbierasz.
- Więc jak powinnam to niby odbierać?
- Po prostu…nie znoszę litości.-
Oznajmił po chwili wahania.
- Czemu sądziłeś, że się wtedy nad tobą
litowałam?
- Sylwia, na Boga. Możesz mi powiedzieć jakie to ma teraz znaczenie?
- Sylwia, na Boga. Możesz mi powiedzieć jakie to ma teraz znaczenie?
- Dla mnie dość duże.- Słysząc tą
niczego nie wyjaśniającą odpowiedź ciężko westchnął. Postanowił skupić się
tylko na prowadzeniu auta.- To dlatego zabolało cię, że twój nowy brat będzie
nosił na imię Adrian?
- Kazałem ci porzucić ten temat.-
Rozkazał starając się by w jego głosie nie zabrzmiała wściekłość. Ale nie
potrafił na temat rozsądnie rozmawiać, więc uznał że zrobi lepiej jeśli nie
będą podejmować tematu jego rodziny.
- Wciąż nie pogodziłeś się z jego
stratą, prawda? I uważasz, że nadanie imienia synowi Zuzanny i twojego ojca
byłoby próbą jego zastąpienia?
- Powiedziałem, że nie chcę o tym
rozmawiać, czego w tym zdaniu nie zrozumiałaś?- Tym razem nie mógł się
powstrzymać: jego głos wcale nie zabrzmiał miło ani przyjemnie. Ale to wszystko
bardzo go przytłoczyło: przeszłość i przyszłość. Zdrada ojca i Zuzanny,
nieodwzajemniona miłość do siedzącej obok niego dziewczyny noszącej jego
dziecko które może się nigdy nie urodzić a jeśli już to z poważną albo w
bardziej optymistycznej wersji mniej poważną wadą serca. Co miał w takiej sytuacji
zrobić? Był załamany i wściekły na los ale i na siebie. Na własną bezsilność.
- Oskar, ja chcę ci tylko pomóc. Rozmowa
o tym dobrze ci zrobi. Wiem, bo dla mnie śmierć ojca też była bardzo bolesna. I
dlatego zdaję sobie sprawę, że…
- Z niczego sobie nie zdajesz sprawy:
sądzisz że wiesz wszystko a tak naprawdę nie wiesz nic.
- Więc pomóż mi zrozumieć.
- Nie widzę w tym sensu.
- Za to ja tak. Od dawna jesteś w tym
wszystkim sam, prawda? Ja mogę ci pomóc. Przecież kiedyś byliśmy dla siebie
przyjaciółmi i…
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi,
dotarło?!- Wybuchnął. Znów jednak przeklinał swój popędliwy charakter. Nie
powinien na nią krzyczeć bo to może zaszkodzić dziecku.- Przepraszam, nie
chciałem na ciebie warczeć. I wcale nie chodziło mi o to co ci powiedziałem. Po
prostu…- Po prostu cię kocham, dokończył w myślach. I kochałem chyba już od
samego początku.
- W porządku.- Odpowiedziała cicho
czując jak łzy napływają jej do oczu. By je odgonić pospiesznie zamrugała i
spuściła wzrok. Bo nie powiedział, że skłamał. Przepraszał tylko za ton swojej
wypowiedzi.
Nigdy
nie byliśmy przyjaciółmi.
Boże, a więc kim oni byli? I przede
wszystkim dlaczego to w ogóle ją obchodzi? Czemu on ją obchodzi? Czemu próbuje
mu pomóc choć on wyraźnie sobie tego nie życzy?
Właśnie dlatego: bo uważała się za jego
przyjaciółkę. Ale właśnie uświadomił jej, że nigdy nią nie była.
Dlatego od teraz nie powinno jej to
obchodzić.
On nie powinien jej obchodzić.
***
Wieczorem,
po tamtym fatalnym dniu Sylwia spotkała się z Maćkiem w swoim mieszkaniu.
Korzystając z nieobecności Darii mogli porozmawiać na spokojnie tak więc
Drwęcki przeprosił ją za swoje zachowanie tamtego dnia gdy wrócił z Krakowa. I
choć zrobił to już telefonicznie tym razem ponowił tłumacząc swoje motywy.
Kukulska słuchała tego z mieszanymi uczuciami: wciąż cała ta sytuacja bardzo ją
kłopotała; gubiła się w tym co czuje i
myśli. Na przykład czasami miała ochotę uciec jak najdalej od ojca
swojego dziecka jak i od Macieja. Chciała zacząć wszystko od nowa, na
spokojnie, poświęcając się tylko dziecku. Innym razem tęskniła za Oskarem dopóki znów
nie zaczynał na nią warczeć czego konsekwencją była chęć szukania pocieszenia u
Maćka.
Następnego dnia w pracy wzięła dłuższy
urlop dając zwolnienie lekarskie z powodu ciąży. Tak jak się spodziewała
kierownik nie był zadowolony z tego stanu: zadał jej masę pytań między innymi o
to dlaczego nie powiedziała o tym wcześniej. Mimo jej tłumaczeń i wykrętów nie
udało się jej go udobruchać; zły oznajmił jej że na razie i tak musi pracować
bo zwolnienie z powodu ciąży jeszcze jej nie obowiązuje aż do końca trzeciego
miesiąca po którym ciążę będzie można już określić jako pewną. Sylwia starając się zachować spokój
wyjaśniła więc, że chce wykorzystać zaległe dni urlopu a jeśli ich zabraknie
wziąć urlop bezpłatny. Szef był ostro wkurzony; niedawno przecież wręczył
dziewczynie umowę na czas nieokreślony a ta wywinęła mu taki numer. Kukulska
była pewna, że gdy dziecko się już urodzi i wróci do pracy po urlopie wychowawczym to i tak nie zagrzeje w PWG miejsca. Stłumiła
ukucie żalu: tak wielkie nadzieje pokładała w tej firmie. Tak bardzo marzyła o
tym by zdobyć doświadczenie, prestiż, rozwinąć karierę. A teraz dziecko to
wszystko zmieniło. O dziwo jednak nie była zła: przez ten czas pogodziła się z
własnym losem. Poza tym jakie prawo miała obwiniać o to dziecko? Jeśli już to
siebie.
Z biegiem czasu stopniowo przyzwyczajała
się do nowej roli- roli matki która ją niedługo czeka. Niewątpliwie nie
wydawała się ona jej być aż tak uciążliwa po wizycie u ginekologa i braniu
pastylek które jej zapisał doktor, a Oskar zrealizował receptę. Niepokoiło ją
tylko jedno. Bo potem spytał się jej czy wciąż bierze leki antykoncepcyjne.
Odpowiedziała mu wówczas trochę ironicznie, że nie widzi w tym sensu skoro i
tak jest w ciąży, ale dopiero gdy znalazła się we własnym mieszkaniu to pytanie
wciąż powracało jej do głowy. Tym bardziej, że któregoś dnia po jego kolejnej
wizycie przez telefon usłyszała jak dzwoni do jakiegoś kardiologa, co w połączeniu
z jego długą rozmową z prowadzącym jej ciążę ginekologiem wprawiło ją w lekki
popłoch. Czy coś było z dzieckiem nie w porządku? Ale przecież była matką,
doktor by jej o tym powiedział, taki miał obowiązek. Chociaż z drugiej strony
tak jak i Lenarczyk pracował w branży medycznej. Może więc Oskar poprosił go o
to by jej nic nie mówił? Nie, najprawdopodobniej znów wyolbrzymia niewinną
rozmowę. No i to całkiem logiczne, że Oskar może trochę panikować, w końcu jest
lekarzem i dużo lepiej niż przeciętny człowiek zdaje sobie sprawę z zagrożeń
jakie mogą czyhać na ciężarną.
Sebastian odwiedzał ją teraz (a może
powinna raczej powiedzieć że swoją dziewczynę Darię?) dość rzadko z powodu
zwiększonej nauki: w końcu musiał obronić swój tytuł inżyniera i dopieścić
pracę licencjacką tak by zaakceptował ją promotor. To cieszyło Kukulską, bo to
właśnie z najstarszym bratem (prawdopodobnie z powodu zbliżonego wieku oraz
faktu, że przez jakiś czas razem mieszkali) odczuwała najsilniejszą więź. Miało
to jednak swoje złe strony: teraz z łatwością wyczułby jak podle się czuje i
zacząłby ją gnębić pytaniami. A co ona właściwie mogłaby mu wtedy odpowiedzieć?
Przecież nie chciała mówić, że chodzi o Oskara. I tak obwiniała się, że z jej
powodu brat przestał się z nim przyjaźnić uważając, że fakt iż przespał się z
jego siostrą i zrobił jej dziecko za zdradę. To również dręczyło Sylwię: w
końcu to ona zaproponowała Lenarczykowi romans, to z jej inicjatywy wyszła
prośba o zatajenie go przed bratem i to ona nie zabezpieczyła się dostatecznie
przed ciążą. Ale jako jej brat, Sebastian zwalał całą winę na Oskara.
Paradoksalnie, nie chciała by tak było.
Nawet nie z powodu, że takie postawienie sprawy było niesprawiedliwe, ale z
faktu, że Lenarczyk najwyraźniej potrzebował teraz kogoś bliskiego. A z tego co
udało jej się dowiedzieć dyskretnie wypytując brata okazało się, że Sebastian
doskonale wiedział o sytuacji panującej w relacjach rodzinnych Oskara. Trochę
to Sylwię ubodło, no ale w końcu Oskar niedawno wyznał jej, że nigdy nie byli przyjaciółmi,
więc to że tylko ona dotychczas nie miała o tym pojęcia właściwie nie powinno
jej aż tak boleć. Powinna się raczej cieszyć, że mimo to Lenarczyk nie pozostał
w tym wszystkim sam. Sebastian choć był jeszcze bardzo młody miał dużą wiedzę o
życiu. Była pewna, że pomagał Oskarowi tak jak on jemu.
Rozmawiała też o tym z Darią:
szczególnie ciekawił ją fakt, że kiedyś próbowała poderwać ojca jej dziecka. A
gdy na koniec skwitowała to uciekając się do nieco żartobliwej uwagi:
- No dobra, okej; miałam na niego ochotę
ale sama musisz przyznać, że coś w sobie ma prawda? Daleko mu do posągu Dawida
Michała Anioła, ale mimo wszystko ta aura tajemniczości i brutalności jest
pociągająca; w końcu to nie z powodu jego intelektu wskoczyłaś mu do łóżka.
Sylwia z ledwością powstrzymała się
przed nazwaniem przyjaciółki bardzo brzydkim określeniem. Bo po pierwsze:
wkurzał ją fakt że Daria postrzegała Oskara jako mężczyznę (tłumaczyła sobie,
że to z powodu faktu iż teraz spotyka się z jej bratem; a nie chciała by okazało
się, że nadal kocha Lenarczyka będąc w związku z Sebastianem)
Po drugie: Oskar wcale nie był
niebezpieczny czy agresywny. Owszem, czasami nad sobą nie panował i posuwał się
do krzyku, ale wcale nie był jakimś brutalem. To skojarzenie nasuwało jej myśl
o dresiarzach z ogolonymi karkami i tatuażami na ramionach których chyba
jedynym celem jest wymuszanie posłuszeństwa. A przecież Lenarczyk był zupełnie
inny. Teraz lepiej już rozumiała jego złość na ojca i Zuzannę oraz ogólną
niechęć do opowiadania o własnej rodzinie.
Po trzecie, co tyczy się jego intelektu:
to, dobra może i nie wskoczyła mu do łóżka (jak się wyraziła Drwęcka) tylko z
tego powodu, ale to jednak niezaprzeczalnie jego humor, cięte odzywki i
opowieści o pracy sprawiały że czuła się w jego towarzystwie bardzo dobrze. I
przede wszystkim się nie nudziła. To kazało jej zastanowić się nad charakterem
swoich relacji z nim. Czy w tym Daria też się nie myliła? Czy ich układ można
było nazwać związkiem? I jakie to miało teraz znaczenie?
Odkąd przestała pracować, Sylwia
właściwie nie do końca wiedziała jak spożytkować ten czas. Szczególnie, że
Daria pracowała a po pracy wpadała czasem do Sebastiana. No i to ona teraz
robiła zakupy argumentując, że w swoim stanie Kukulska nie powinna nic dźwigać.
Trochę to irytowała Sylwię: w końcu była w ciąży dopiero nieco ponad dwa miesiące;
nic jeszcze nawet nie było widać.
Dlatego fakt, że odwiedzał ją Maciek był
dla niej sporym pocieszeniem. Oskar mimo wielu deklaracji, że będzie o nią dbał
i nie pozwoli zepchnąć się na margines ograniczał się tylko do troski o własne
dziecko. W ciągu minionych dwóch tygodni jakie upłynęły od czasu ich ostatniego
spotkania podczas którego poznała jego ojca i macochę (a może raczej byłą
dziewczynę), codziennie rano wysyłał jej SMS-a z pytanie o samopoczucie. Ona
niezmiennie odpisywała mu w ten sam sposób: że wszystko dobrze. Tylko raz,
właściwie z przekory postanowiła postąpić inaczej, choć czuła się nieźle.
Wymioty wciąż czasami jeszcze ją nękały, ale nie tak jak wcześniej po każdym posiłku,
a wczesnym rankiem. A i to nawet nie zawsze. Ale mimo to w SMS-ie napisała, że
wciąż jest jej bardzo niedobrze i boli ją brzuch. Może upłynęły dwie minuty a
zadzwonił do niej pytając co konkretnie jej dolega.
Troszczył się o nią.
Niewątpliwie tak było tylko co potem gdy
narodzi się ich dziecko? Oni pozostaną sobie całkowicie obcy. Nie chciała by
tak było. Nawet jeśli to fortel miał posłużyć jej do rozmowy z nim to musiała
się nim posłużyć.
Gdy do niej przyjechał, żałowała że to
zrobiła. Właściwie niczego nie udało jej się dowiedzieć ani ustalić, a poza tym
zrobił to dopiero dwie godziny po ich telefonicznej rozmowie, więc Daria
zdążyła wrócić z pracy z niespodzianką, którą okazał się jej brat. Widząc go,
Oskar od razu wyszedł spędzając z nią nie dłużej niż piętnaście minut, a zanim
to zrobił Maciek obdarzył go niepochlebnym spojrzeniem.
- Dokuczał ci?- Spytał ją.
- Skąd: wręcz przeciwnie, martwi się o
mnie.- Odpowiedziała.
- No tak, w końcu jesteś matką jego
dziecka. Ustaliliście coś w tej kwestii?
- Właściwie to jeszcze nie.
- Musicie to zrobić: z Oskarem nigdy nic
nie wiadomo. Może będzie chciał odebrać ci dziecko?
- Jak możesz tak mówić?
- Nie miałem zamiaru cię zdenerwować.-
Powiedział przepraszająco Drwęcki.
- Wiem.- Westchnęła.- Ale trochę nie rozumiem
twojej niechęci do niego.- I vice versa zresztą, pomyślała.
- Po prostu: przyjaźń rozpłynęła się.
- Wiedziałeś, że urodził mu się brat?
- Powiedział ci?
- Właściwie nie, spotkałam jego
rodziców. To znaczy macochę i jego ojca. Oskar nie był wtedy zachwycony.
- No ja myślę. W końcu nigdy nie wybaczy
swojemu ojcu tego co mu zrobił.
- Nie próbowałeś mu wcześniej pomóc?
- To znaczy?
- No bo znacie się od liceum, prawda? To
znaczy przyjaźnicie, bo jako sąsiedzi znacie od urodzenia. A ta historia z
Zuzanną musiała wydarzyć się podczas studiów. Wtedy się jeszcze
przyjaźniliście.
- Może. Ale Oskar od początku nie chciał
o tym rozmawiać. Bardzo kochał tę dziewczynę: spędzał z nią masę czasu. A
byliśmy przecież jeszcze dość młodzi; czasami nawet pokpiwałem sobie z jego
miłości, zwłaszcza że Zuza jest od niego trzy lata starsza. Może i Oskar był
dojrzały, ale starsza laska…to śmierdziało na kilometr.
- Jaka ona była? Nie wyglądała na
interesowną.
- Bo nie była. To znaczy tak myślę, bo
gdy odwiedzam rodziców czasami widuję ją i starego Lenarczyka na ulicy z racji
sąsiedztwa naszych domów wyglądają na szczęśliwych. No i w końcu są małżeństwem
od ponad pięciu lat.
- Więc czemu spotykała się z Oskarem a
potem wybrała jego ojca?
- Chyba podobali jej się faceci z rodziny
Lenarczyków.- Odpowiedział jej żartobliwie.- A tak w ogóle to czemu pytasz?
- Po prostu trochę mi go żal.
- Oskara?- Przytaknęła nieśmiało zdając
sobie sprawę z niedowierzania zawartego w pytaniu Maćka. Dlatego zaczęła się
odruchowo tłumaczyć:
- Śmierć brata, zdradza narzeczonej,
utrata przyjaciela którym kiedyś dla niego byłeś…- A teraz ja ze swoją
niechcianą ciążą, dodała w myślach.- …to musiało być dla niego ciężkie.
- Tak, ale bez przesady. Nie powinien
obrażać się jak mały chłopiec z powodu nieodwzajemnionej miłości Zuzy. Poza
tym, możemy zmienić temat? Nie mam ochoty o nim rozmawiać.
- Więc o czym chcesz rozmawiać?
- O tobie. I o mnie.- Sylwia przełknęła
szybko ślinę. Do tej pory nie wracali do jego wyznania. Rozmawiali o jego
dalszych planach i kursie który teraz robił a także fakcie, że rodzice w końcu
zaakceptowali to, że już nigdy nie będzie cenionym lekarzem tak jak tego
pragnęli.
- Maciej, chyba zrobię nam coś do picia.
Jestem spragniona, a ty?
- Sylwia, nie uciekaj.
- Nie robię tego. Po prostu…po prostu na
razie ta cała sytuacja jest dla mnie jeszcze zbyt chaotyczna, rozumiesz? I
jedyne na czym chcę się skupić to na sobie. I przede wszystkim dziecku.
- Tak, przepraszam. A więc przyjaciele?-
Powiedział.
- Przyjaciele.- Odparła mu tylko trochę niepewnie.
A potem porzucili rozmowę o uczuciach i gdy Daria dołączyła do nich pół godziny
później śmiali się i żartowali we trójkę prawie tak jak dawniej. No właśnie: prawie. Bo dla Sylwii
już nic nie było takie same. Oglądając razem film na kanapie wracała myślami do
chwili gdy podczas seansu w kinie wymknęli się z Lenarczykiem z filmu, a potem
kochali na tylnym siedzeniu samochodu. Na samą myśl o tym piekły ją policzki a
serce zaczęło szybciej bić.
-
Robiłeś to już kiedyś?
-
Tutaj, na tym parkingu? Nie.
-
Miałam raczej na myśli takie wariacje gdzieś. gdzie wszyscy mogą cię zobaczyć.
W miejscu publicznym.
-
Wiem, droczyłem się tylko z tobą. Prawdę mówiąc to nie; wydawało mi się to być…niewłaściwe.
Nie jestem z tych facetów którzy muszą to zrobić w toalecie, parku czy
samochodzie niczym jakiś test męskości.
-
Więc dlaczego teraz…?
-
Nie wiem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.
Tęskniła za tym uczuciem wspólnego
porozumienia. Tęskniła za nim. Tęskniła za tym jak ją wypełniał, za uczuciem
które wówczas czuła. Boże, tęskniła za seksem. Ta myśl nie była dla niej zbyt
przyjemna, ale niestety była prawdziwa. Chciała się kochać z Oskarem, choć on
już dawno o niej zapomniał. Dziś posunęła się nawet do fortelu by tylko wymusić
jego przyjście do niej. I właściwie po co? Po to by zobaczyć, że jest dla niego
tylko obowiązkiem? Że unika jej wzroku jakby bał się tego co może wyczytać w
jego oczach? A przecież zawsze wolała jasno określone sytuacje, pomyślała
zirytowana. Ta, to może powinna polecieć do niego i powiedzieć mu że ma na
niego ochotę: na pewno by mu się to spodobało. Chociaż…kto wie? W końcu
zaproponował jej małżeństwo; z obowiązku czy nie, ale mimo wszystko małżeństwo.
Zdarzały się chwile kiedy żałowała swej
pospiesznej odmowy. W końcu to mogło się udać. Oskar nadal był zamkniętym w
sobie facetem, ale gdy tylko nie próbowała przekroczyć tej granicy i go poznać
zachowywał się całkiem przyzwoicie. Był wobec niej miły, opiekuńczy i szczery.
To była dobra podstawa do zawarcia związku. Czemu wcześniej na to nie wpadła?
Bo mimo wszystko on jej nie kochał.
Ta i co z tego? Ona też go przecież nie
kochała.
Ale…ale to było co innego; to była
jedyna odpowiedź jaką podsunął jej umysł. Zaraz jednak zrozumiała jaka była
żałosna: chciała miłości od mężczyzny którego nie darzyła uczuciem będąc
zazdrosna o Olgę, Zuzannę a nawet Darię. Była jak pies ogrodnika.
W ciągu kilku następnych dni również nie
widywała się z Oskarem uznając, że tak będzie lepiej. Za to więcej czasu
zaczęła spędzać z Drwęckim. Dziś na przykład wybrali się na spacer korzystając
z ciepłej pogody a potem Maciek zaprosił ją na lody. W pewnym momencie, idąc
ulicą minęli sklep z akcesoriami dziecięcymi. Kukulska odruchowo przystanęła
podziwiając wystawę sama właściwie nie wiedząc dlaczego. Widząc to zrobił to
samo.
- Chcesz tam wejść?- Spytał.
- Och, nie. Przecież jeszcze za
wcześniej.- Odparła mu lekko zakłopotana.
- I co z tego?- Obejrzysz rzeczy.
- Nie, chodźmy już.
- Daj spokój.- Pociągnął ja za rękę i
już po chwili byli w sklepie z setkami rzeczy przeznaczonych do zabawy dla
bobasów i starszych dzieci. Sylwia patrzyła na to wszystko jak urzeczona.
Przechadzała się po regałach oglądając wszystko resztkami świadomości słysząc
jak Maciek rozmawiała z ekspedientką, która najwyraźniej brała go za ojca
dziecka.
Gdy pół godziny później wyszli ze sklepu
czekała ich niemiła niespodzianka. Bo tuż obok nich przechodziła Inga, była
narzeczona Drwęckiego. Cała trójka odruchowo zastygła nie poruszając się.
- Proszę, proszę: a jednak miałam
rację.- Odezwała się pierwsza Inga.- Porzuciłeś mnie dla swojej przyjaciółki.
Jak mogłam wcześniej wierzyć w te bujdy o przyjaźni damsko- męskiej.
- O ile pamiętam, to ty mnie
porzuciłaś.- Sprostował Maciek.
- Przecież doskonale wiesz, że to nie
miało żadnego sensu: nie kochałeś mnie.
- Ty mnie też nie.
- Ale łączyło nas przywiązanie i
szacunek. Poza tym ja cię nie zdradzałam.
- Ja ciebie też nie.
- Tak? To kiedy zdążyłeś jej zmajstrować
dzieciaka co?!
- Skąd o ty wiesz?
- Nieważne, wystarcz że wiem ty podły
zakłamany hipokryto!
- Uspokój się, jesteśmy na środku
ulicy.- Syknął Maciej.
- Nie, nie uspokoję się. Jesteś draniem
dla którego zmarnowałam najlepsze lata swojego życia.
- Dość już.- Wciąż próbował ją uspokoić
Maciek. –Nie rób przedstawienia na ulicy. Chyba, że właśnie o to ci chodzi.-
Kobieta jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę gdzie się znajdują i spuściła z
tonu. Ale nie mogła się powstrzymać przed rzucaniem pogardliwego spojrzenia
swojemu byłemu narzeczonemu.
- Masz rację, nie jesteś tego wart. A
tobie aniołku powiem jedno. –Zwróciła się do Sylwii.- Zostaw tego sukinsyna,
jeśli nie chcesz skończyć tak jak ja. On i tak nigdy się z tobą nie ożeni. Mówię
to, bo cię polubiłam. Nawet jeśli w końcowym rozrachunku flirtowałaś i odbiłaś
mi faceta. Na razie.- Dodała na koniec pospiesznie oddalając się od miejsca
kłótni. Sylwia odprowadzała ją wzrokiem aż do chwili gdy nie zniknęła w rogu
ulicy.
- Jej, co za kobieta. Nie wiem jak
mogłem być z nią tyle czasu.- Westchnął Maciek co chyba miało być próbą żartu i
rozładowania sytuacji.
Sylwia nie skwitowała tego w żaden
sposób. Cały ten incydent wydał jej się niepotrzebny i upokarzający. Przede
wszystkim dlatego, iż nie zdążyła wyjaśnić pomyłki dotyczącej ojcostwa jej
dziecka. Nie chciała by Inga sądziła, że ją oszukiwała gdy ona spotykała się z
Maćkiem. Przecież szanowała fakt, iż byli w związku. A teraz Inga sądzi, że
spała z nim gdy jeszcze byli narzeczeństwem i to właśnie dlatego się rozstali.
Nie wspominając nawet o fakcie, że Sylwia nigdy nie spała z Maćkiem. I w tej
chwili nie miała na to najmniejszej ochoty.
Dwa dni później odwiedziła Oskara z
konieczności rozmowy o swoim życiu i decyzji jakie podjęła. Miała również
nadzieję na delikatne podpytanie o to czy jednak nie zdobył się na to by
odwiedzić swojego małego braciszka. Bo na to, że pogodził się z ojcem nie
liczyła.
I okazało się, że miała rację: był
wyraźnie zły gdy poruszyła ten temat, nie chciał niczego jej powiedzieć. A
nawet więcej: był niezadowolony z jej wizyty czego nie omieszkał jej
przypomnieć stwierdzeniem:
- O ile pamiętam to nie chciałaś mieć ze
mną do czynienia, więc nie mam pojęcia czemu teraz tu jesteś.- Powiedział może
nieco zaczepnie i niemiło, ale miał dość już żebrania o każdy okruch
zainteresowania z jej strony. Jakiś czas wcześniej wpadł na głupi pomysł, że
jeśli po prostu da jej trochę czasu to sama za nim zatęskni i poprosi o
spotkanie. Trwał w tym uporze przez dwa tygodnie ograniczając się tylko do
wiadomości SMS. I kilka dni temu pomyślał nawet, że mu się to udało gdy źle się
czując zadzwoniła do niego prosząc aby przyjechał. A on, choć po dwóch nocnych
dyżurach z rzędu pognał do niej na jednej nodze jakby się paliło. Na miejscu
przekonał się jednak, że jak zwykle się przeliczył bo jej złe samopoczucie nie
było żadną wymówką. No i że wcale za nim nie tęskniła mając do dyspozycji
„ukochanego” Maciusia który zjawił się zaraz po jego przyjściu.
- Przepraszam, nie chciałam ci
przeszkadzać. Po prostu żądałeś żebym informowała cię na bieżąco co dzieje się
z dzieckiem i ze mną, więc pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć, że zrezygnowałam z
pracy.- Wyjaśniła.- Nie daję już sobie rady, więc postanowiłam że tak będzie
najlepiej. Chcę też wyjechać z Warszawy.
- Gdzie?- Zaniepokoił się. Czyżby chciała
uciec? Przed nim?
- Do mamy; przynajmniej na razie zanim
nie zastanowię się co dalej. Dlatego sądziłam, że powinniśmy też wyjaśnić
kwestię wynajmu. Wiem, że praktycznie chcę ci go wymówić z kilkudniowym
wyprzedzeniem, ale tak chyba będzie lepiej. Nie ma sensu bym wynajmowała całe
mieszkanie z Darią gdy nie będę pracować.
- Przecież możesz tam mieszkać. Nie będę
żądał od ciebie żadnych pieniędzy. Już ci to mówiłem.
- Wiem, ale tak będzie lepiej. Już
rozmawiałam z Darią; jej to pasuje, przeniesie się tymczasowo do brata, więc
twoje mieszkanie pozostanie wolne. Ma dobrą lokalizację, poza tym po wakacjach
z pewnością znajdziesz jakieś studentki lub studentów. Do tego czasu za dwa
miesiące z góry zdecydowałyśmy się ci zapłacić abyś nie był stratny.
- Sylwia, przecież doskonale wiesz że
nie o to mi chodziło. Nie potrzebuję pieniędzy.
- To też wiem.- Mrugnęła.
- Co znaczy ta uwaga?
- Daria powiedziała mi, że jesteś
bogaty. A raczej tak wynikło z jej monologu, więc zanim zaczniesz wieszać pod
nią psy to zrób to tylko pode mną. To ja jakiś czas temu ją o to spytałam.-
Zastrzegła. Tyle, że on wcale nie wyglądał na wściekłego. Ani nawet na lekko
zdenerwowanego gdy spytał:
- Rozmawiałyście o mnie? Po co?
- Właściwie nie wiem. Może to kobieca
ciekawość jak kiedyś powiedziałeś. Tak samo jak fakt obecności Olgi tutaj kilka
tygodni temu, którego do tej pory mi nie wytłumaczyłeś.
- Jest moją przyjaciółką i dobrze o tym
wiesz, bo ci to mówiłem. A jeśli już
chcesz wiedzieć to ustalili z narzeczonym datę ślubu na za pięć miesięcy.
- Ale mógłbyś się z nią nie spotykać.
- Przeszkadza ci to?
- Tak.- Odpowiedziała po dłuższej
chwili. A na niego spłynął tak wielki spokój, że miał ochotę się uśmiechnąć.
Może jeszcze nie wszystko stracone. Może jeszcze jest dla nich jakaś nadzieja
wbrew temu co wcześniej sądził i jak ją ostatnio traktował. Może choć trochę
jej na nim zależy?
- Usiądziesz? Zrobię ci coś do picia.
- Skąd ta zmiana?
- Po prostu chcę byś czuła się
zrelaksowana i bezpieczna gdy będziemy rozmawiać. Podobno wszystkiego odczucia
matki odbijają się na dziecku.- Ach, a więc znów robił to tylko dla ich
nienarodzonego jeszcze niemowlaka.
Kilka minut później razem pili
pomarańczowy sok zajadając się krakersami i paluszkami. Kukulska korzystała z
tej okazji, bo już od bardzo dawna nie czuła żadnej rewolucji w żołądku ani
nawet najmniejszych mdłości. Może to dlatego, dobry nastrój i samopoczucie w
połączeniu z miłym zachowaniem Oskara sprawiły, że poczuła się za bardzo
rozluźniona. A gdy Oskar dał jej zwykłą szklankę w której zaparzył ziołowej
herbaty spytała przekornie:
- A gdzie mój kotek?
- Jaki kotek?
- Kubek który mi dałeś.
- No tak.- Przypomniał sobie. – Jeszcze
go nie stłukłem jeśli o to ci chodzi.
- To miłe.- Zażartowała.- A ty pijesz w
kubku super faceta?
- Tak, nawet godzinę temu, po nocnym dyżurze piłem w nim kawę więc stoi brudny w zlewie.
- Tak, nawet godzinę temu, po nocnym dyżurze piłem w nim kawę więc stoi brudny w zlewie.
- Przepraszam, gdybym wiedziała że
pracowałeś w nocy nie zawracałabym ci głowy.
- Nic się nie stało, nie byłem zmęczony.
- Jak to nie. Masz cienie pod oczami.-
Powiedziała z wyraźną troską.
- To nic. Ostatnio nie najlepiej sypiam:
no wiesz, ciężko się przestawić gdy raz spędzasz w pracy cały dzień a innym
noc.
- Więc ci w tym pomogę.- Gdy uniósł brwi
do góry zrozumiała, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie. Poczuła jak pieką ją
policzki.- To znaczy miałam na myśli, że pomogę ci zasnąć a nie że my…eee…Boże,
znów nie tak.- Wzięła głęboki wdech by się uspokoić kiedy umysł zaczął podsyłać
jej wizję nagiego Oskara w łóżku.- Bo mama zawsze śmiała się ze mnie i mojego
talentu do usypiania. Mówiła, że mam iście beznamiętny głos który wszystkich
usypia. Sebastian dodawał, że gdybym nie była kobietą idealnie nadawałabym się
na lektora filmów.
- Rzeczywiście tak jest?- Spytał z
uśmiechem.
- Nie wiem. Ale na moich młodszych braci
to działało. Zasypiali już po pięciu minutach. Nawet nie dawałam rady doczytać
rozdziału. To było piekielnie irytujące.- Dla takiej gaduły jak ty na pewno,
pomyślał z rozczuleniem, ale na głos powiedział:
- Nie wątpię.
- Więc? Mam ci poczytać?
- Nie, ale możesz mi opowiedzieć o tym
jak spędzałaś w ciągu ostatnich kilku dni czas.
- Właściwie to nijak. Wiesz, że nie
znoszę bezczynności, tak więc bez PWG bardzo się nudzę. Właściwie to cały dzień
siedzę sama aż do wieczora gdy Daria kończy swoją pracę. Dlatego pomyślałam, że
powrót do mamy jest dobrym pomysłem.
- Tak, choć z drugiej strony wolałbym
być była w Warszawie.
- Dlaczego?- Bo mógłbym cię widywać.
- Bo tak byłoby bezpieczniej dla naszego
dziecka.
- Ale w domu rodzinnym też będę czuła
się dobrze. Początkowo bałam się, że mama będzie przeze mnie zawiedziona; no
wiesz jest dość tradycyjna. Jestem pewna, że wolałaby aby dziecko miało ojca i
te sprawy. Okazało się jednak, że wydaje się być bardzo szczęśliwa z powodu
pierwszego wnuka. Mówiła nawet, że już sądziła że zostanę starą panną. Ale
pewnie zostanę starą panną z dzieckiem.
- Więc nie spotykasz się z Maćkiem?
- Nie.- Odpowiedziała poważniejąc. Potem
spojrzała mu w oczy a że patrzył wprost na nią musiała odwrócić wzrok.- Chyba
już pójdę.
- Sylwia, zaczekaj.- Poprosił ją łapiąc
delikatnie za rękę. Z trudem przełknęła ślinę. Czy on nie rozumiał, że jeszcze
chwilka i go pocałuje? Bo ich rozmowa niebezpiecznie przypominała te które
znała z momentu gdy jeszcze romansowali.
- Oskar, ja chyba nie czuję się
najlepiej.
- Jest ci niedobrze? Zaprowadzę cię do
łazienki.
- Nie, nie jest mi niedobrze. To znaczy
trochę mi niedobrze, ale to nic. Po prostu muszę już lecieć.
- Zastanów się jeszcze nad moją
propozycją.
- Jaką?
- Małżeństwa. Możemy wziąć tylko cywilny
ślub jeśli chcesz. A po roku gdy dziecko się urodzi się rozwieść.
- W mojej rodzinie nie uznaje się
rozwodów.- Więc nie będziemy musieli się rozwieźć, pomyślał zirytowany. Boże,
miał ochotę nią potrząsnął. Może w ten sposób wytrząsnąłby z jej ciała wszelkie
uczucia do Drwęckiego.
- W takim razie tylko to rozważ.
Uniknęłabyś etykietki panny z dzieckiem, na dodatek dziecko miałoby nazwisko.
- Wiem, ale małżeństwo to coś więcej.
Gdzie tu nasza rola?
- Co masz na myśli?
- Chociażby to, że jesteś bardzo skryty.
I czasami nierozważnym słowem doprowadzam cię do wściekłości choć nie mam
pojęcia jak.
- Więc po prostu tego nie rób.: nie
staraj się zrozumieć konfliktu z moim ojcem.
- Czego skoro czasami nawet nie jestem w
stanie zrozumieć czemu coś co mnie wydaje się zupełnie niewinne na ciebie
działa jak płachta na byka? Mam nie wtrącać się w twoje sprawy? W wieloletni
spór z ojcem o to, że ukradł ci kobietę którą kochasz? Masz pojęcie jak
śmiesznie to brzmi? Mielibyśmy prowadzić osobne życie i na co dzień ograniczać
się do rozmów o pogodzie?
- Nie kocham Zuzanny.
- Więc tym bardziej nie rozumiem
dlaczego nie potrafisz się z nimi pogodzić. Nie chcesz poznać swojego brata?
Adriana?
- Miałem już jednego brata o tym imieniu. I nie potrzebuję następnego. – Odwarknął jej. Stłumiła rozczarowanie gdy znów zaczął wpadać w ten swój nastrój.
- Miałem już jednego brata o tym imieniu. I nie potrzebuję następnego. – Odwarknął jej. Stłumiła rozczarowanie gdy znów zaczął wpadać w ten swój nastrój.
- Rozumiem.- Odezwała się cicho. Potem
wstała z kanapy.- Pójdę już, będziesz mógł w spokoju iść spać.- Robiła to
naprawdę niechętnie. Wbrew rozsądkowi miała próżną nadzieję, że mimo wszystko
Oskar jej zaufa. Tak, jasne: zwłaszcza że zaledwie półtora tygodnia temu
powiedział że nie jest jej przyjacielem.
- Adrian był dla mnie bardzo ważny.-
Choć stała już w progu salonu ciche słowa ją zatrzymały. Odwróciła się patrząc
na wpatrującego się we własne stopy Lenarczyka. Zrozumiała jak wiele kosztowało
go to wyznanie.- Jak już ci kiedyś mówiłem, miałem dziewiętnaście lat jak
zmarł. Byłem bardzo młody, skończyłem liceum zdałem maturę. A potem zdarzył się
ten wypadek. Czułem się tak jakby moje życie się skończyło; nie wierzyłem w to
że po wakacjach pójdę na studia. Na dodatek obwiniałem się o to co się stało
choć mimo to wiem że nie było w tym mojej winy. Ale gdybym nie pozwolił mu
wtedy wsiąść do tego auta. Gdybym go powstrzymał…zapewne wielu ludzi tak myśli
gdy jest już za późno.
- Ten wypadek…był taki straszny jak to
opisywałeś?
- Tak. Do dziś gdy zamknę oczy jestem w
stanie dokładnie przypomnieć sobie wszystkie szczegóły: zapach palonej gumy i
paliwa które zaczęło wyciekać, wycie gwałtownie naciskanego hamulca, dźwięk
łamiącej się gałęzi która wbiła się w jego twarz. A przede wszystkim ten widok.
Wiesz co było w tym wszystkim najśmieszniejsze? Adrian był bardzo przebojowy:
często robił ryzykowne rzeczy. To właśnie on zaraził mnie tą pasją do
motoparalotnictwa. I do w dużej mierze dlatego wciąż to robię: czuję się wtedy
bliżej niego. Tak więc nie bał się niczego: wody, powietrza, skał…Nawet we
wspinaczce czy nurkowaniu był całkiem niezły. Lubił wyznaczać sobie nowe cele,
które co kilka miesięcy zmieniał. Był gorącej wodzie kąpany.- Na twarzy
Lenarczyka pojawił się smutny uśmiech.- Ale bał się jednej rzeczy: drzew. Gdy
był małym chłopcem mama często puszczała mu bajki w których te rośliny byłe
personifikowane. Od tamtej pory zapałał trochę irracjonalnym strachem, który
razem z Maćkiem czasami przed nim wykorzystywaliśmy. Nie chciał spać z nami latem
w domku na drzewie nocą, choć pomagał przy budowie; a gdy wspinaliśmy się po
drzewach chcąc złapać wiewiórkę on zwykle stał na ziemi i obserwował nas z
dołu. Często powtarzał, że gałęzie potrafią być niebezpieczne, bo czasami mogą
się załamać pod bardzo małym ciężarem. Bał się ich, a ja się z tego śmiałem. A
potem zabiła go taka gałązka. Jest w tym dużo ironii, prawda?- Nie
odpowiedziała, po prostu podeszła i usiadła obok niego na kanapie. Potem
ścisnęła jego dłoń. Wreszcie poznała przyczynę dla której zaprzyjaźnił się z
młodszym od siebie chłopakiem jakim był jej brat. Po prostu widział w
Sebastianie swojego Adriana co oczywiście nie umniejszało wartości jego
przyjaźni. Gdy jakiś czas później Oskar przeniósł na nią wzrok wydawał się być
nieobecny jakby wrócił pamięcią do tamtych chwil.- Po jego śmierci było mi
bardzo ciężko: zostaliśmy z ojcem sami z tym całym bólem. Z tej sytuacji
wynikła przynajmniej jedna korzyść: zbliżyliśmy się do siebie. Nawet bardzo.
Traktowałem go jak kumpla. Zresztą: jest ode mnie tylko dwadzieścia lat
starszy. Mamę poznał jeszcze w liceum i zaliczyli wpadkę, bo narodziłem się w
siedem miesięcy po ślubie. Tak więc jak widzisz Lenarczykowie chyba, mają
skłonność do zawierania takich małżeństw.
- My jeszcze nie zawarliśmy małżeństwa.-
Przypomniała mu.
- Ale możemy to zrobić, Sylwia. Naprawdę
mogę ci obiecać, że będę dobrym mężem. To znaczy postaram się.
- Wróćmy lepiej do twojej opowieści.-
Umknęła przed koniecznością odpowiedzi zmianą tematu.- Co było dalej? Poznałeś
Zuzannę?
- Tak, ale dopiero na drugim roku. Ona
kończyła już studia.
- Też jest lekarką?
- Tak, ale nie pracuje w zawodzie. Wybrała farmację.
- Tak, ale nie pracuje w zawodzie. Wybrała farmację.
- A więc? Jak to się stało, że rozstała
się z tobą i związała z twoim ojcem?
- Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie, bo nie mam pojęcia. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, wiem tylko że kiedy wróciłem któregoś dnia do domu to zastałem ich obejmujących się na kanapie. Ojciec pytał Zuzannę kiedy w końcu zdecyduje się mi powiedzieć.
- Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie, bo nie mam pojęcia. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, wiem tylko że kiedy wróciłem któregoś dnia do domu to zastałem ich obejmujących się na kanapie. Ojciec pytał Zuzannę kiedy w końcu zdecyduje się mi powiedzieć.
- Więc w głębi serca nie uważasz jej za
polującą na bogacza kobietę?
- Uważam.
- Uważam.
- Przed chwilą sugerowałeś coś innego.
- Może ze strony ojca. Ona to
wyrachowana suka.
- Tak czy inaczej jest teraz matką
twojego brata i to trochę nieładnie mówić o niej per suka.
- Nawet jeśli to jest prawda? Naprawdę
według ciebie tylko z tego powodu zasługuje na szacunek?
- Mnie też ktoś stojący z boku mógłby
posądzić o to samo. No wiesz, że chciałam złapać cię na dziecko
- Ale ty nawet nie wiedziałaś, że mój
ojciec jest bogaty. Poza tym nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
- Dobrze wiesz, że to nie tak. Po prostu
muszę się nad tym wszystkim zastanowić. A przede wszystkim chcę byś przeprosił
ojca.
- Co? Nigdy się z nim nie pogodzę.
Nigdy. Nawet dla ciebie.
- Nie prosiłam o to byś się z nim
pogodził.- Zauważyła łagodnie, bo zwrot „nawet dla ciebie” dziwnie na nią
zadziałał. Zupełnie tak, jakby wiele dla niego znaczyła.- Ale byś przeprosił.
Życzenie niemowlakowi by umarł nie jest zbyt miłe.
- Wiem, jestem dupkiem prawda? I jeszcze
dziwię się, że za takiego mnie uważasz.
- Wcale nie.- Zaprotestowała.- Choć
czasami nie potrafię cię zrozumieć. Ale gdy teraz wyjaśniłeś mi całą sytuację
rozumiem więcej. I choć teraz pewnie nic to nie będzie znaczyć, ale bardzo mi
przykro.
- Dziękuję.- Odparł ponownie wyginając
kącik ust do góry. Potem dodał:- Właściwie to nie tak, że wciąż nienawidzę
Zuzanny. Teraz chyba stała mi się na tyle obojętna bym pozbył się w stosunku do
niej odczuwania tego wyniszczającego uczucia. Ale wciąż jestem na nią zły za to
co mi zrobiła, tak samo jak na ojca. W końcu byli dla mnie najbliższymi osobami
w życiu a podle mnie zdradzili.
- Gdy cię odwiedzili zachowałeś się
zupełnie inaczej.- Zauważyła łagodnie.
- Tylko dlatego, że mnie zaskoczyli. I
owszem, nigdy chyba do końca nie będę potrafił przejść do porządku dziennego
nad tym co mi zrobili, ale nie przeniosę tego na ich dziecko. Właściwie odkąd
się o nim dowiedziałem to jestem ciekawy tego malucha. No i w końcu zrozumiałem
po co ojciec tak uparcie wydzwaniał do mnie przez ostatnie tygodnie.
- A ty oczywiście to ignorowałeś.-
Powiedziała tylko po to by go zawstydzić. Ale jak zawsze ją zaskoczył patrząc
na nią z uśmiechem odpowiadając:
- Oczywiście.
- Oskar…- Również odwzajemniła uśmiech
totalnie rozbrojona. Bo nie potrafiła pojąć tej jego zaciętości w stosunku do
ojca. Teraz jednak spróbowała ją zrozumieć. W końcu ona sama nie potrafiła
wybaczyć swojemu ojcu stania się alkoholikiem nawet gdy wiedziała, iż był
chory. Może więc te pozornie różne sytuacje łączyło więcej niż była w stanie sądzić? Ale Oskar wyznał jej coś
jeszcze, coś co mogła wykorzystać za gałązkę oliwną.- Odwiedź go.
- Hm?
- Mówię o twoim młodszym bracie.
- Nie wiem, po tym co powiedziałem ojcu
nie sądzę by mi na to pozwolił. Prędzej mnie zabije gdy tylko postaram się
zbliżyć do jego syna. Poza tym na pewno mnie znienawidził po tym jak go
ostatnio potraktowałem.
- Przynajmniej spróbuj.
- Pójdziesz tam ze mną?
- Jako kto?- Zażartowała.
- Jako matka mojego dziecka i najlepsza
przyjaciółka.
- Przecież ostatnio powiedziałeś, że nią
nie jestem.
- Powiedziałem tak tylko po to by cię
zranić, bo sam czułem się zraniony i nie chciałem byś dostrzegła mój ból.
- Domyśliłam się, ale mimo wszystko
trochę mnie to ubodło; a nawet bardziej niż trochę.
- Więc jestem dla ciebie ważny?
- Przecież wiesz, że tak. Też jesteś
moim przyjacielem.- Odparła i choć nie do końca pragnął takiej odpowiedzi, to
na razie mu ona wystarczyła.
- Więc pomóż mi iść do paszczy lwa.
- Dobrze.- Zgodziła się.
***
Oskar dopiero tydzień później zdecydował
się na odwiedziny ojca i macochy: wcześniej z racji faktu iż Sylwia znalazła się w dwunastym
tygodniu ciąży zdecydował się na szczegółowe badania prenatalne nieinwazyjne. Chcąc
nie chcąc poinformował Sylwię z lekarzem o możliwych zagrożeniach, ale o dziwo
nie wydawała się być tym aż tak bardzo przerażona: może to dlatego że stale
podkreślał że z dzieckiem na pewno wszystko będzie w porządku i te badania były tylko rutynowe choć wcale tak nie było. A i poranne
mdłości zaczęły jej mijać, co traktowała jako dobry znak. Ale jego to nie
uspokajało. Najgorsze było to, że jedyne co mógł robić to czekać jeszcze kilka
tygodni by upewnić się jak poważna jest wada serca dziecka i wtedy ewentualnie
podjąć odpowiednie kroki by ją zlikwidować. Dlatego starał się o tym nie myśleć
a jeśli już to patrzeć w przyszłość optymistycznie. W końcu najważniejsze było
to, żeby dziecko się urodziło. Nawet jeśli będzie chore to w żaden sposób nie
stanie się gorsze. Jasne, że wolałby tego uniknąć, ale już jakiś czas temu
przekonał się, że życie nie raz czy dwa uczy pokory. Jeśli więc tak się stanie,
po prostu to zaakceptuje.