Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 lutego 2016

Maskarada część VIII



Ten rozdział jest nieco dłuższy niż poprzednie. Nie wiem czy kolejny uda mi się wstawić tak regularnie jak dotychczas, więc z góry uprzedzam. Miłego czytania ;-)

W ciągu następnego tygodnia, czyli ostatniego spędzonego w domu pani Bożenki, wydarzyło się kilka interesujących rzeczy. Po pierwsze, w pracy z racji dużej ilości zwolnień z powodu choroby musiałam na dwa dni zmienić stanowisko. Miałam zająć się analityką, to znaczy opisem i interpretacją danych statystycznych ze sprzedaży biżuterii w poprzednim kwartale na postawie gotowych już wyników. Oczywiście pomagała mi niewiele starsza ode mnie kobieta, góra trzydziestodwuletnia, która była bardzo miła. Nie wiedziałam czy chwali mnie bo rzeczywiście wykonywałam swoją pracę tak dobrze czy po to by dodać mi otuchy (musiałaby być ślepa by nie widzieć mojego zdenerwowania; w końcu do tej pory zajmowałam się tylko fakturami), ale to było bardzo budujące. No i sprawiała sympatyczne wrażenie: w przerwie pytała jak długo pracuję, czy mi się podoba, jakie wrażenia wywołuje u mnie praca na tymczasowym stanowisku, czy jest wymagającą szefową i wiele innych na poły żartobliwych na poły poważnych. Dlatego gdy w środę podziękowała mi za pomoc przy analizie i spytała czy nie chciałabym popracować w dziale reklamy i marketingu trochę dłużej, bardzo się zdziwiłam. Nie tyle samą propozycją co chęcią jej przyjęcia. Owszem, na studiach miałam jakieś podstawy statystyki i ekonometrii oraz probabilistykę, ale nigdy nie sądziłam analiza i przewidywanie danych będzie tym czym będę zajmowała się w przyszłości. Jakby widząc moje wahanie Celina, bo tak miała na imię powiedziała:
- Posłuchaj, twoje zadania nie będą takie trudne: sporządzenie jakichś wykresów w programie, wklepanie danych i odpowiednie ich sklasyfikowanie. Na początku żadnych własnych badań czy modeli. A z czasem jeśli ci się to spodoba, no i naturalnie zgodzisz się zostać, to mogę cię tego nauczyć. Ostatnio straciliśmy dość dobrą pracownicę, a drugi informatyk wciąż jest chory więc i tak brakuje kogoś do kompletu. A, bez urazy, znalezienie kogoś do wklepania kilku faktur z rejestru sprzedaży w programie księgowym jest bez porównania łatwiejsze niż kogoś do mojego zespołu.
- No tak, ale czy pan Chojnacki się zgodzi?
- Zostaw to mnie. Ma do mnie słabość, więc na pewno powie „tak”.- Zażartowała.
- W takim razie…dobrze. I dziękuję za zaufanie.
W ten sposób niejako przekwalifikowałam swój zawód, ale nie żałowałam. Główny powód mojego zadowolenia może nie był najodpowiedniejszy- najbardziej cieszył mnie nowy zespół, który bardzo polubiłam począwszy od szefowej Celi (jak ją wszyscy nazywali) a skończywszy na Igorze, Filipie i Karolinie, którzy ze mną pracowali-, ale atmosfera w pracy jest przecież bardzo ważna. To był właściwie drugi przejaw zmian jakie zaszły w moim życiu: w końcu czułam, że mam prawdziwe koleżanki; nawet jeśli znałam je dopiero od czterech dni.
W czwartek, podczas odwiedzin w ośrodku spotkałam panią Grażynkę. I to nastąpiło trzecie zaskoczenie, bo podczas krótkiej rozmowy mimochodem wspominała o nowej dziewczynie Artura. W pierwszej chwili nie mogłam w to uwierzyć, więc nie za bardzo wiedziałam jak to odebrać, ale udawałam że mnie to cieszy.
- To Julita, młoda stażystka, która pracuje w nim w dziale kadr. Przyprowadził ją do domu na obiad i okazała się bardzo miłą dziewczyną.
- W takim razie bardzo się cieszę.- Odpowiedziałam tylko trochę sztucznie. Bo nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Chojnacki zaczął spotykać się z tą dziewczyną na złość mnie. Zwłaszcza gdy przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę:

- No co ty, nie może być aż tak źle. W końcu w kadrach pracują praktycznie same kobiety. I nawet ja muszę przyznać, że niektóre są bardzo ładne.
- Może. Ale jakoś takie zabawy przestały mnie bawić.

Przestały go bawić…a jednak znów zaczął podrywać kolejne stażystki. Oczywiście nie chciałam być złośliwa i to wcale nie był przejaw mojej megalomanii, ale przecież wyglądało to tak jakby Artur robił to specjalnie. Tylko po co? Co chciał mi udowodnić? Że już nic do mnie nie czuje?
A jeśli naprawdę nic do ciebie nie czuje, spytał jakiś głosik w mojej głowie. I wciąż denerwuje go fakt, że traktujesz go inaczej wyobrażając sobie nie wiadomo co? W końcu sama powiedziałam Mariuszowi, że Chojnacki bardzo łatwo obdarza kogoś zainteresowaniem, które tak samo łatwo znika gdy zjawia się ktoś inny. A sama zachowuję się niczym bohaterka romansu z nieszczęśliwy zakończeniem. No Boga, przecież to powinno mnie cieszyć! Artur wybił mnie sobie z głowy, więc moje wyrzuty sumienia będą mogły zniknąć; z kolei Mariusz przestanie być o niego zazdrosny, a on sam (to znaczy Artur) będzie znów szczęśliwy. Idealna możliwość dla każdego elementu tego miłosnego trójkąta…wróć, żadnego miłosnego trójkąta. Po prostu Arturowi coś się wydawało i tyle. Teraz zrozumiał, że nie byłam warta jego uczucia więc pokochał kogoś innego. Tak jak ja kochałam Mariusza. Nie mogłam jednak pozbyć się jakiejś nieokreślonej obawy, niezdefiniowanego uczucia, pewnej niejasności. To tak jakby podczas gdy w teleturnieju osoba jest pewna danej odpowiedzi, ale mimo to waha się wybrać ją ostatecznie.
Tego samego dnia spotkała mnie kolejna niespodzianka. A mianowicie telefon od Kamili. Od czasu gdy byłyśmy jeszcze stażystkami w firmie Chojnackich przestałyśmy utrzymywać ze sobą jakikolwiek kontakt, więc jej telefon naprawdę mnie zaskoczył. (W końcu minęły już prawie trzy miesiące). A tym bardziej zaproszenie na jej przyjęcie urodzinowe z okazji dwudziestych szóstych urodzin. Mówiła, że zaprosiła wszystkich pozostałych stażystów z okresu gdy byłyśmy nimi my same perswadując, że fajnie będzie się zorientować co u każdego z nas słychać. Oprócz tego Roksanę- koleżankę jeszcze z czasów studenckich z którą utrzymywałyśmy kontakt (jakoś głupio było przypominać jej wtedy, że to była głównie jej koleżanka a nie moja, bo nasze kontakty praktycznie sprowadzały się do wymiany notatek) oraz jej nowego chłopaka (którzy jak twierdziła jest super) Prawdę mówiąc nie uśmiechało mi się tam iść za względu na Chojnackiego. Ale tak byłoby gdybym nie dowiedziała się dziś od jego matki, że znalazł sobie inną dziewczynę, więc wcale nie muszę czuć się przy nim niezręcznie. No i szczerze mówiąc przydałby mi się wieczór zabawy i beztroski po wielu tygodniach ciągłej harówki oraz spotkanie z moimi rówieśnikami. Nie znaczy to, że zamieniłabym na nie randki z Mariuszem, o nie. Tyle, że mimo wszystko zaproszeni Kamili uświadomiło mi jak brakuje mi rozrywki.
Trochę obawiałam się czy Mariusz zgodzi się iść ze mną- w końcu nie raz mówił że większość warszawskich klubów wydaje mu się być za głośna i był tam może kilka razy w życiu jako nastolatek- ale mimo to bez jakichkolwiek prób namawiania się zgodził. I w ten sposób już następnego wieczoru podekscytowana szykowałam się do wyjścia. Miałam już gdzieś podejrzliwe spojrzenia pani Bożenki u której spędzałam ostatni dzień, (już jutro miałam rozpocząć przeprowadzkę do nowego lokum; większość swoich rzeczy miałam już przeniesionych właśnie tam). Wręcz przeciwnie- by ją podenerwować włożyłam bardzo wydekoltowany top i tak szykując się przed lustrem na korytarzu paradowałam przed nią starając się zachować powagę gdy z pogardą kręciła głową. Dopiero pięć minut przed przyjazdem Mariusza włożyłam na siebie skromną sukienkę z dekoltem w łódkę, która sięgała mi za kolana.
Na miejscu okazało się, że Kamila z chłopakiem wynajęła największą lożę (bardzo ubolewała nad tym, że właściciele nie zgodzili się oddać do jej dyspozycji całego lokalu), więc razem z nią, Roksaną (jedną z dziewczyn z którą byłam na roku podczas studiów) oraz moim chłopakiem po przyjściu się w niej rozgościliśmy. Oczywiście przedtem przedstawiłam im Mariusza, a wzrok dziewczyn i wymowne spojrzenia jakie sobie posłały wprawiły mnie w doskonały nastrój. Niech zazdroszczą, a co. Poza tym byłam pewna, że nigdy by mnie nie zaprosiły gdyby nie były ciekawe tego co zaszło między mną a Arturem.
- No, to jak tam ci się pracuję u Chojnackich Ewelina?- Zagaiła w pewnym momencie Kamila.
- Świetnie.- Odpowiedziałam tylko, bo i miejsce nie było zbytnio przeznaczone do tego by wdawać się w szczegóły. Muzyka dudniła głośnym basem.
- Słyszałam od Artura, że zmieniłaś ostatnio stanowisko. Gratulacje.
- Tak. Nie wiedziałam, że utrzymujecie kontakt.
- Ależ nie, gadałam z nim tylko dzisiaj. Przyszedł z jakąś laską z pięć minut temu, przedstawił i ją, dał prezent i wyszedł na parkiet.
- Aha.- Słysząc to spojrzałam na Mariusza, który teraz patrzył na mnie. Jakoś zapomniałam mu wspomnieć o obecności jego kuzyna.- A tak w ogóle to proszę.- Dodałam w końcu podając Kamili drobny upominek jaki jej kupiłam czując się jak idiotka, iż robię to dopiero teraz. W końcu prezent urodzinowy powinnam wręczyć jej zaraz po przyjściu tutaj, a nie dopiero teraz w loży.
- O, wielkie dzięki.- Kamila wzięła do ręki torbę a wyjmując z niej pluszowego misia zaczęła się nim zachwycać wylewnie mi dziękując. Potem jakby trochę zakłopotana wyjaśniła Mariuszowi, że uwielbia pluszaki. Po raz kolejny rozbawiło mnie jej zachowanie sugerujące jakoby byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami podczas gdy łączyły nas tylko wspólne studia i staż. No ale nie broniłam się przed jej uściskami. Potem, Kamila zadała mi jeszcze parę niezobowiązujących pytań, by chwilę później zasugerować przyniesienie drinków. Wtedy Mariusz chyba zaskoczył zarówno mnie, Kamilę jak i Roksanę gdy zaproponował, że on nam je przyniesie.
- W takim razie super, dzięki. Zaraz dam cię kasę…- Zaćwierkała Kamila.
- Nie trzeba.- Mariusz uśmiechnął się do mnie.- To będzie taki prezent dla jubilatki. Więc co wam przynieść dziewczyny?- Ja wybrałam na razie zwykłe piwo z sokiem, a dziewczyny drinki których nazw nie znałam. Gdy zostałyśmy same zaczęły zachwycać się Jastrzębskim co było do przewidzenia.
- Jej, jaki on jest słodki. Witek, mógłbyś się od niego uczyć.- Odezwała się Kamila żartobliwie ganiąc wzrokiem swojego chłopaka. Ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami wracając do swojego zajęcia, tzn. gapienia się w komórkę. Swoją drogą trochę dziwne, że Kamila to znosiła.- Gdzieś ty go znalazła, Ewelina?- Dodała, ale Roksana nie dała mi szansy na odpowiedź wtrącając swoje trzy grosze:
- Podobno pracował w tym wieżowcu w którym sprzątałaś. Niezwykle romantyczna historia, hm?
- Serio jest kuzynem Artura?- W końcu jedna przez drugą zaczęły prześcigać się w zadawaniu pytań. Ja w odpowiedzi tylko się do nich uśmiechałam, coś tam odpowiadając. Z czasem jednak odrobinkę zaczęło irytować mnie to zainteresowanie. Może byłam przewrażliwiona przez rodzinę Jastrzębskiego, ale czułam że moje koleżanki z uczelni sugerowały, że jestem z Mariuszem dlatego, że może zapewnić mi lepszy status. Najpewniej jednak po prostu tylko były pod wrażeniem.
Gdy Mariusz zjawił się z powrotem przynosząc napoje (dla siebie wziął tylko sok z lodem zapewne z powodu faktu, iż przyjechaliśmy tutaj jego autem) zaczęliśmy je sączyć. Za chwilę zjawiła się Daria z Olą, a kilka minut później Jasiek. Gdy wszyscy zjawili się bez par poczułam się trochę głupio, bo z zaproszenia Kamili wyraźnie wynikało, że mam przyjść z osobą towarzyszącą. Ale Ola uspokoiła mnie gdy pytając o to odpowiedziała:
- My po prostu jesteśmy singlami.
- Jasiek też?- Zdziwiłam się, bo jeszcze ze stażu pamiętałam iż spotykał się dwa lata z jakąś dziewczyną myśląc nawet o oświadczynach.
- Zerwał. Tylko o nic go nie pytaj; świeża sprawa.- Śmiesznie zmarszczyła twarz w geście udającym przerażenie, a potem szeroko się do mnie uśmiechnęła prawie szepcząc do ucha:- Przystojniak z tego twojego Mariusza, nie to co ten ladaco Artur.
- Dzięki.- Odpowiedziałam jej nie mając zamiaru prostować, po raz setny chyba, że z Chojnackim nigdy nic mnie nie łączyło. Widocznie im więcej człowiek zaprzeczał, tym bardziej ludzie temu nie wierzyli. Poza tym w przeciwieństwie do Kamili czy Roksany, Olka nie robiła tego ze złośliwości i zazdrości. Ze wszystkich stażystek to właśnie ją najbardziej lubiłam.- Zbyszek też przyjdzie?
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale nie zdziwiłabym się gdyby Kama go nie zaprosiła. Poza tym może dowiedział się, że chodzi z Witkiem, więc sobie odpuścił.
- Dalej w niej zakochany?
- Niestety. Trochę żałosne, nie? Szkoda chłopaka. Głupi nie jest, chociaż mógłby się trochę podrasować. Myślisz, że to byłoby subtelne gdybym poleciła mu swojego dermatologa? Może zaradziłby coś na jego pryszcze?- W odpowiedzi zaczęłam chichotać jak głupia, Aleksandra również do mnie dołączyła. Zaciekawiony Mariusz spytał o co chodzi, ale nie chcąc wdawać się w szczegóły (w końcu Kamila siedziała obok nas) oznajmiłam, że wspominamy coś śmiesznego z pracy. Zaraz później do loży wrócił Artur.
- Siemano Jasiek, kopę lat. O Olka, coś ty zrobiła z włosami? Wolałem gdy byłaś ruda. Daria, no no…chyba schudłaś co?
- Padalec.- Odpowiedziała mu ta ostatnia, chyba jako jedyna nie dając się nabrać na czar Chojnackiego. W końcu  w przeszłości podczas stażu traktował ją jako woła roboczego.
- Daj spokój kochanie.- Artur mrugnął do niej okiem.- Nie ma co gdybać o przeszłości.- W odpowiedzi Daria tylko prychnęła ostentacyjnie odkręcając się do niego plecami. Niektórzy się roześmieli, a gdy Chojnacki na ten temat zażartował sądziłam, iż zamierza wdać się w pogawędkę i udawać, że nie dostrzega mnie i Mariusza (w końcu przywitał się już ze wszystkimi oprócz nas), ale chwilę później zwrócił się również do kuzyna słowami przywitania podając mu dłoń. Jak zauważyłam wszyscy obserwowali tę scenę z zaciekawieniem.
- A gdzie ta twoja nowa ofiara? Już zrozumiała jaki z ciebie burak i cię rzuciła?- Nie odpuszczała Daria. Serio uważałam, że powinna darować sobie te złośliwości. Chociaż z drugiej strony…czy ja tak łatwo odpuściłabym facetowi który tylko się mną bawił? Czemu w takim razie Kama miała to gdzieś chociaż przecież się z nim przespała? Daria z tego co wiem zdążyła tego uniknąć.
- Jeśli masz na myśli Jowitę to jest w toalecie i sądząc po rozmiarach kolei spędzi w niej trochę czasu.
- No i dobrze. Widocznie…
- Daria, może idziemy zatańczyć?- Taktowna jak zawsze Ola postanowiła zadziałać próbując nie dopuścić do kłótni.- Znajdziemy jakichś wystrzałowych facetów i pokażemy temu dupkowi, co?- Pomimo pejoratywnych słów jej roześmiany i figlarny wyraz twarzy zdradzał, że w przeciwieństwie do Darii żartuje.
- No wiesz co? Łamiesz mi serce.- Artur znów wszedł w swoją rolę.
- Żebym mogła to zrobić najpierw musiałbyś je mieć.- Odgryzła się Daria, a widząc że już chce dodać coś więcej, Olka pociągnęła ją w stronę parkietu. Wtedy Artur odpowiedział:
- Tak, to zdecydowanie ułatwiłoby sprawę.- Mówiąc to spojrzał na mnie przez co poczułam się nieswojo. Tak jakby…jakby mówił to do mnie, jakby mówił to o mnie. Ale to przecież było niemożliwe. Przecież mnie już nie kochał, w końcu spotykał się z Jowitą i…- Hejka, a co tam u ciebie Ewela? Słyszałem, że awansowałaś.- Uf, a więc chodziło tylko o przywitanie, uspokoiłam się znów czując się jak megalomanka. Przecież nagle wszyscy faceci z mojego otoczenia nie zaczną się we mnie zakochiwać.
- Nie nazwałabym tego tak, ale chyba będę zarabiać trochę więcej.- Odparłam.
- Jeszcze zostaniesz główną programistką i specem od statystyki. A potem wygryziesz Celinę.
- Nie mam aż takich ambicji.
- A powinnaś. Jesteś świetną pracownicą.
- Mówisz tak jakbyś to ty był jej szefem.- Wtrącił się Mariusz. I choć dla reszty obserwatorów ta scenka wydawałaby się być normalną wymianą zdań przez kuzynów, to jednak ja i Artur znaliśmy ten stalowy błysk w oku. O nie.
- No cóż, może kiedyś będę, co? I wtedy to mi Ewela będzie świadczyła różne usługi…informatyczno-analityczne.- Gdyby nie zawiesił głosu w odpowiednim momencie pewnie uznałabym to za wytwór mojej wyobraźni, ale tak wcale nie było. Bo Artur wyraźnie prowokował Mariusza. Nie miał za grosz instynktu samozachowawczego? Pomijając kwestię, że takie denne i dziecinne aluzje były poniżej nawet jego poziomu.- Na razie jednak wracam na parkiet. Idzie ktoś ze mną?- A jednak miał choć trochę rozsądku. Dzięki Bogu. W odpowiedzi na propozycję Chojnackiego Jasiek również poszedł potańczyć. Witek chciał wyciągnąć na parkiet również swoją dziewczynę, ale Kama zaprotestowała podsuwając mu Roksanę. Ja choć miałam dużą ochotę by poszaleć musiałam najpierw sprawdzić w jakim nastroju jest Mariusz. I przede wszystkim nie wychodzić na parkiet wtedy gdy chce tego Artur.
- Oj twój kuzyn chyba nie pogodził się ze stratą Eweliny, co Mariusz?- Gdy w loży zostaliśmy tylko ja z Jastrzębskim i Kamilą ta ostatnia skierowała do niego to pytanie. A ja zaczęłam żałować, że tu przyszłam. Jej, czy tak to właśnie miało wyglądać?
- Nawet jeśli nie to będzie musiał. Z chęcią mu w tym pomogę.- Odpowiedział jej poważnie.
- Mariusz…- Zganiłam go cicho chwytając za dłoń, na co Kamila się roześmiała. Czemu dolewała oliwy do ognia? Była ślepa? A może ta cała sytuacja ją bawiła, więc dokładnie o to jej chodziło?
- Jej, chciałabym żeby Witek był choć o mnie trochę zazdrosny. Czasami zachowuje się jak totalny kloc. Tak jak teraz: kazałam mu iść z Roksi potańczyć i poszedł.- Roześmiała się. A ja poczułam, że nie powinnam dawać jej okazji do prowokowania Mariusza. Zwłaszcza gdy spytała mnie:
- A jak wygląda ta cała Julita? Bardzo do ciebie podobna? Może Arturek szuka u niej pocieszenia.
- Ja chyba też się na to skuszę. To znaczy na taniec.- Wstając z loży spojrzałam na swojego chłopaka:- Idziesz ze mną?- W duchu bałam się odpowiedzi negatywnej, ale choć bez słowa potwierdzenia, Mariusz wstał z sofy i zaczęliśmy iść razem w kierunku parkietu. Potem jednak skręciłam w stronę baru.- Przepraszam cię za nią. Nie wiem czemu tu przyszłam. Nie widziałam się z Kamilą przez kilka tygodni i zapomniałam jaka potrafi być złośliwa.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że będzie tu Artur?
- Bo wyleciało mi to z głowy.- Skłamałam. I poczułam się z tym bardzo źle. Bo  w rzeczywistości kierowała mną kobieca ciekawość. Chciałam na własne oczy przekonać się, że Chojnacki wybił mnie sobie z głowy. Tyle, że to była głupia wymówka. Więc skoro ja to wiedziałam Mariusz tym bardziej.
- Doprawdy?
- Tak. Po prostu Kama zaprosiła wszystkich stażystów jak zauważyłeś, więc nie wymieniła Artura.
- Sądziłaś więc, że nie przyjdzie.
- Nie…to znaczy nie wiem. Po prostu…
- Więc wiedziałaś, że tu będzie czy nie?
- Dlaczego wydaje mi się, że chcesz się ze mną pokłócić?
- Wcale nie chcę się kłócić. Chcę po prostu wiedzieć czy o tym wiedziałaś. Tak czy nie?- Długo zwlekałam z odpowiedzią.
- Tak. Ale nie dlatego chciałam tu przyjść. Miałam ochotę się pobawić, potańczyć bo dawno tego nie robiłam.
- No tak, spędzanie czasu ze mną to dla ciebie z pewnością katorga.
- Dlaczego każda moja odpowiedź powoduje, że mnie oskarżasz?
- Nie robię tego.
- Ależ robisz. Przeszywasz mnie tym swoim zimnym spojrzeniem i nadinterpretowujesz moje słowa. Nie powiedziałam, że wolałabym zamienić nasze randki na clubing.
- Wiesz co? Pójdę jeszcze po sok.
- Mariusz…- Gdy tak po prostu mnie zostawił, z trudem zwalczyłam chęć by za nim pobiec. Ale zamiast tego stałam w tym samym miejscu przez kilka minut, zanim nie podszedł do mnie jakiś sympatycznie wyglądający mężczyzna prosząc do tańca. To mnie otrzeźwiło. Uprzejmie odmówiłam, po czym wróciłam do loży. Tam spojrzałam ostro na Kamilę.
- Musisz wciąż nawiązywać do mnie i Artura?- Oskarżyłam ją.
- Nie mów, że przez to pokłóciłaś się z Mariuszem.
- Nie, ale nie jest mu przyjemnie tego wysłuchiwać. Arturowi chyba też nie skoro szybko zmył się na parkiet.
- Jej, Ewela przecież to super sytuacja. Dwóch przystojnych, dzianych facetów z dobrych rodzin, na dodatek kuzynów, zabujało się w tobie na amen, a ty nawet nie widzisz w tym okazji do …
- Do wkurzania ich? Nastawiania przeciwko sobie?- Dokończyłam po swojemu.
- Do zabawy i lekkiego podręczenia.-Sprostowała z rozbawieniem Kamila. – Powiedz mi jak to ci się udało? Przecież oni za tobą szaleją. Znasz Kamasutrę czy co?
- Wręcz przeciwnie i może to jest klucz co? Radzę ci wypróbuj. I zamiast seksu na pierwszej randce poczekaj z nim chociaż do siódmej.
- Zapamiętam.- Kamila zignorowała moją złośliwość.- Przepraszam, jeśli narobiłam ci bigosu, ale to po prostu tak zabawne gdy oni mierzą się wzrokiem. Jak dwa koguty przed walką.
- Wcale nie. Ale niezaprzeczalnie stawiasz ich w niezręcznej sytuacji. Poza tym Artur ma dziewczynę, więc na pewno nic do mnie nie czuje.
- Czyżbym słyszała w twoi głosie rozczarowanie?
- Słucham?
- Syndrom psa ogrodnika czy wciąż nie możesz się zdecydować?
- Słucham?- Powtórzyłam znów. Kama z kolei założyła nogę na nogę jakby w geście niecierpliwości.
- W sumie to ci się nie dziwię. Arturek może i jest przebojowy, cholernie seksowny i zabawny, ale wciąż ma w głowie fiubździu, więc istnieje możliwość że po jakimś czasie rzuciłby cię biegając za następną spódniczką. Za to Mariusz, choć wydaje się nieco nudny i sztywnawy to w przeciwieństwie do Artura nie jest chłopcem a mężczyzną, więc jego uczucia są bardziej stałe. Od razu widać, że jest odpowiedzialny i nie traktuje cię jak zabawkę bo to prawdziwy dżentelmen. Poza tym jego posępne spojrzenie sprawia, że wydaje się być bardziej tajemniczy i jednocześnie jakiś dziki, co pozwala domniemywać że jego zachowaniu w łóżku nie brak nudy. A może się mylę?- Byłam tak zaszokowana tym monologiem Kamili, że nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Jak śmiała być jednocześnie tak bezczelna, tak śmiała, tak bezpośrednia że…
- …wróciłem. Przy okazji kupiłem wam po drinku.- Ku mojemu zaskoczeniu Mariusz pojawił się w loży w nieco poważnym, czyli normalnym dla niego nastoju. Ale na pewno wcale nie wydawał się być zły jak podejrzewałam po tym jak zostawił mnie bez słowa na korytarzu.
- Super.- Kamila puściła mi oko tak jakby niewerbalnie mówiąc: a nie mówiłam? W odpowiedzi wywróciłam oczami.
- Ja nie mam ochoty na alkohol, ale możemy iść potańczyć.- Odezwałam się do Mariusza. Potem nie mogąc się powstrzymać na szczerzącą się Kamilę. Idiotka, tak jakby Mariusz nie potrafił się bawić. Przecież z pewnością…
-…Jeśli masz ochotę to idź. Ja dopiję sok.- Że co?
- Dopijesz go później.
- Twój chłopak chyba chce cię wystawić na pokusy, Ewela.- Kama wyraźnie sobie nie odpuszczała.
- Wręcz przeciwnie. Ufam jej.- Odparł jej Mariusz, a gdy na niego spojrzałam wyczytałam to w jego twarzy. I spłynął na mnie spokój. Bo wcale nie chodziło tylko o wyjście na parkiet, ale o Artura o którym rozmawialiśmy wcześniej. Byłam tego pewna.
- Naprawdę: gdy Ewelina cię rzuci to możesz być pewny że będę na ciebie czekać.- Zażartowała Kamila. A przynajmniej tak mi się wydawało. Bo jeśli to nie był żart to..- To co, idziemy Ewela?
- Tak.- Nie pozostawało mi nic innego jak wyrazić zgodę.
Początkowo czułam się trochę drętwo i mimo słów Mariusza rozczarowana. Bo co by mu szkodziło trochę ze mną zatańczyć? Miałam nadzieję, że potem wyrwę go na parkiet. Nawet jeśli rzeczywiście był tu tłum ludzi. Jednak już po kilku minutach poddałam się rytmowi muzyki i zaczęłam pląsać; gdy poczułam obok siebie ruchy jakiegoś faceta miałam zamiar szybko odejść gdzie indziej, ale to był tylko roześmiany i trochę zdyszany już Jasiek. Bez wahania podałam mu dłoń i rozpoczęliśmy taniec. Potem zatańczyłam z Witkiem, który choć wydawał się nie mieć poczucia rytmu (wywnioskowałam to po jego sposobie poruszania się), to nie dotyczyło to parkietu, bo wywijał jak szaleniec. W którymś momencie przy barze minął mi nawet Artur z Julitą, ale nie skupiałam się na nich, więc szybko gdzieś zniknęli. A ja zaczęłam tańczyć z nieznanym sobie, przyzwoicie wyglądającym facetem.
- Mogę cię prosić?- W pewnym momencie usłyszałam obok siebie ukochany głos.
- Koleś, jeszcze nie skończyła się piosenka.
- W porządku Krystian, to mój chłopak o którym ci mówiłam.
- Ach…szkoda. Nieźle wywijasz Ewelinko.
- Ty też.
- Krystian? Nieźle wywijasz? Ewelinko?- Powtórzył Mariusz gdy tylko facet którego poznałam na parkiecie odszedł. Nie wydawał się jednak być zły, raczej rozbawiony.- Chyba Kamila miała rację: nie powinienem cię puszczać samą na parkiet.
- Co prawda to prawda. Ale nawiasem mówiąc uważam za miłe jeśli chłopak który zaprasza mnie na imprezie do tańca najpierw się przedstawia a potem pyta o moje imię. To oznacza, że jest jest sympatyczny i nie jest typowym podrywaczem.
- Przecież może to wymyślić.
- Niby po co? Przecież imię nie należy do danych osobowych, co komu po nim?
- Tak robią wszystkie dziewczyny?
- Nie wiem, czemu pytasz?
- Bo może dlatego faceci to wykorzystują.
- Przesadzasz. Poza tym, to gdy tylko rozpoczął lekki flirt oznajmiłam mu, że mam chłopaka, co pewnie jak zauważyłeś.
- Doprawdy?- Roześmiałam się umykając mu w tańcu, bo właśnie rozpoczęła się nowa piosenka. Potem jednak przestałam się droczyć i zaczęliśmy tańczyć. Mariusz z góry uprzedził mnie, że kiepski  z niego tancerz, ale w rzeczywistości nieźle dawał sobie radę. Daleko mu było do Witka, ale przynajmniej nie deptał mi stóp. No i nie lubił się wygłupiać, a ja uwielbiałam to robić. Zwłaszcza przy nim. Z biegiem czasu odnalazła nas Ola a potem zjawiła się Roksana; jeszcze później Jasiek który poznał ładną blondyneczkę i tańczył z nią trzy razy pod rząd więc wyraźnie musiała mu wpaść w oko oraz Kamila. Gdy spytałam ją co z naszą lożą wyjaśniła, że teraz pilnuje jej Witek. Uspokojona zaczęłam tańczyć dalej. Nawet nie zauważyłam gdy obok mnie i Mariusza zaczął pląsać Artur z Julitą, ale widząc dziewczynę uśmiechnęłam się do niej. Rzeczywiście była bardzo ładna. Kilkakrotnie widziałam ją na stołówce czy w recepcji firmy.
Około dwudziestej trzeciej muzyka nieco się zmieniła i zaczęto puszczać mocno zmiksowane elektrycznie remiksy. I choć nie przepadałam za tym, to jednak teraz rozbawiona wcześniejszymi pląsami od razu zaczęłam się wygłupiać z Olą która zainicjowała taniec robota. Potem gdy melodia zaczęła być jeszcze bardziej zwariowana zaczęłyśmy wywijać jak szalone dookoła Mariusza i Janka (niestety w międzyczasie blondyneczka go opuściła). Widziałam, że mój chłopak nie jest zachwycony zmianą dźwięków, dlatego nie zdziwiło mnie gdy zaproponował powrót do loży by Witek mógł się zabawić. I choć wiedziałam, że jako jego dziewczyna powinnam iść razem z nim to jednak chęć zabawy przeważyła i zostałam na parkiecie. Poza tym Mariusz zapewniał mnie, żebym się wyszalała. Dlatego szybko cmoknęłam go tylko w usta, a potem wróciłam do tańca. I starałam się stłumić wyrzuty sumienia, iż teraz moje skrępowanie całkowicie zniknęło. Nie znaczyło to, że wstydziłam się Mariusza, skądże. Tyle tylko, że wygłupiając się z dziewczynami na parkiecie, wiedziałam że zachowuje się dziecinnie. I nie chciałam aby pomyślał, że należałam do tych imprezowych dziewczyn, które tańczą na stołach i piją na umór. Bo ja właściwie nie tykałam alkoholi, ale co do tego tańczenia na stole…to kiedyś sprowokowana przegranym zakładem to zrobiłam. Ale tłumaczy mnie fakt, iż miałam wtedy tylko 17 lat. No i była to prywatna zamknięta impreza urodzinowa mojej koleżanki z liceum. A poza tym barman zaraz mnie stamtąd ściągnął. Jej, nigdy nie opowiem o tym Mariuszowi…
- Hej, powiesz Arturowi że poszłam oddzwonić gdyby wrócił z baru? Miał nam przynieść drinki, ale dzwoniła moja siostra i muszę z nią pilnie pogadać.- Usłyszałam w pewnej chwili głos Julity.
- Jasne.- Odpowiedziałam jej wracając do tańca. Przy odrobinie szczęścia nie będę musiała tego robić. Tyle, że Chojnacki zjawił się zaledwie trzy lub cztery minuty później, więc gdy zaczął rozglądać się za Julitą i pytać o nią Roksanę sama do niego podeszłam tłumacząc jej zniknięcie. Musiałam się przy tym mocno nachylić w jego stronę z powodu hałasu, więc z łatwością wyczułam cuchnący od niego alkohol. Dlatego gdy pociągnął kolejny łyk z trzymanej właśnie szklaneczki powiedziałam:- Nie sądzisz, że już wystarczy?
- Masz na myśli moją Mery? Skąd wypiłem dopiero trzy czy tam cztery kolejki. Ta jest dla ciebie skoro Julity jeszcze nie ma.- Mówiąc to podał mi szklaneczkę.
- Nie chcę.- Artur wzruszył ramionami.
- W takim razie więcej dla mnie.- Prawie wyszarpnęłam mu naczynie z dłoni.
- Raczej nie. Jesteś kompletnie zalany.
- Jej, chyba za długo spotykasz się z moim kuzynem, bo przejmujesz jego świętoszkowatość.
- Dziękuję za ten komplement. Ale proszę cię nie pij już.
- Skoro tak ładnie prosisz…a propos: gdzie jest ten twój idealny chłopak?
- Jeśli chodzi ci o Mariusza to wrócił do loży.
- I zostawił cię samą? Ze mną?
- Bawisz się w Czerwonego Kapturka i Wilka?
- Nie, ale mógłbym. Lubisz takie fantazje?
- Chyba naprawdę za dużo wypiłeś.- Odezwałam się stanowczo. Bądź co bądź nie życzyłam sobie takich komentarzy.
- Może.- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko.- Ale i tak ze mną zatańczysz, co?- Gdy stanowczo chwycił moją dłoń usiłowałam ją wyszarpać.
- Artur…
- No co? Widziałem jak tańczyłaś z Jankiem i facetem Kamili. Czemu ze mną nie chcesz?
- Bo jesteś pijany.- Była to tylko część prawdy.
- Ale z pewnością w takim stanie będę poruszał się lepiej niż twój święty Mariusz po trzeźwemu. Pamiętasz nasze wygłupy w ośrodku gdy pan Andrzej pokazywał nam stare płyty winylowe do gramofonu? Po tym stwierdziłem, że jesteś najlepszą tancerką. Chodź, znajdziemy miejsce gdzie będzie trochę luźniej.- Nie dając mi szansy na odpowiedź pociągnął mnie w prawą stronę wciąż trzymając za rękę slalomem przemieszczając się między ludźmi. Nie zwracał uwagi na to, że trzymany przeze mnie drink rozlewa się po podłodze. A gdy w końcu się zatrzymał chwycił moją drugą dłoń wciskając komuś obok do ręki pusty kieliszek. Widząc jak nieznajomy koleś bez słowa lekko zdezorientowany odwraca się idąc w stronę baru nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Chociaż Arturowi należałoby się obicie mu tej pięknej facjaty za taką bezczelność.
Początkowo nawet nie próbowałam udawać, że tańczę, ale gdy Chojnacki zażartował że ruszam się gorzej niż Daria (która rzeczywiście nie miała poczucia rytmu), odruchowo zaczęłam odpowiadać na jego ruchy. Poza tym to był tylko taniec, prawda? Nie musiałam czuć się winna z powodu Mariusza. Artur wcale nie był próżny mówiąc, że świetnie radzi sobie na parkiecie czego doświadczyłam już wcześniej podczas wspomnianej wcześniej przez Chojnackiego wizyty u pana Andrzeja w ośrodku. Miał naturalną grację i poczucie rytmu, do tego mimo wzrostu (na moje oko miał z 185 cm), poruszał się lekko i sprężyście. Przy nim nie musiałam się ograniczać: z łatwością mnie prowadził, obracał a kilka razy nawet przechylił (gdy zrobił to po raz pierwszy myślałam że mnie przewróci, ale widocznie tak jak mówił alkohol wcale nie zmniejszył jego koordynacji, dlatego przestałam się obawiać upadku). A prawdę mówiąc to całkowicie zatraciłam się w tańcu. Uwielbiałam to robić; uwielbiałam się śmiać, chichotać, wybuchać rozbawieniem; uwielbiałam zachowywać się beztrosko i jak mała dziewczynka choć paradoksalnie nigdy nie mogłam tego robić, bo po śmierci rodziców- choć zabrzmi to nieco teatralnie- nastały dla mnie ciężkie czasu.
- I co prawda, że bawisz się lepiej ze mną niż z nim?- Spytał Artur, a ja ze względu na panujący gwar go nie zrozumiałam. Mrugnęłam więc tylko:
- Hm?- Wtedy Artur trochę zwolnił tempo tańca robiąc obrót a potem przechylając mnie lekko. Wówczas szepnął mi praktycznie do ucha:
- Założę się o tysiąc złotych, że w tej chwili ostatnie co zaprząta teraz twoją głowę jest twój boski chłopak.- Tym razem doskonale usłyszałam to co powiedział i ochota do tańca z nim zdecydowanie mi odeszła. Tyle, że widocznie Artur był na to przygotowany, bo moja poza zdecydowanie nie pozwalała mi na natychmiastową ucieczkę. A on jak na złość wciąż trzymał mnie przechyloną nad swoim ramieniem prawie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni.
- Puść mnie.- Zażądałam twardo próbując przekrzyczeć tłum.
- Złościsz się bo miałem rację?- Zaśmiał się mi prosto w twarz. Miałam ochotę go uderzyć za tę ironię, za to wciąż nie pozwalał mi się wyprostować i musiałam czuć jego oddech pełen alkoholu, za to że kpił z Mariusza, ale…ale przede wszystkim za to że mówił prawdę. Bo rzeczywiście na kilkanaście minut całkowicie o nim zapomniałam.
- Mmylisz się.- Skłamałam jednak.- I puść mnie.
- Jesteś tego pewna?
- Oczywiście, że tak ośle!- Krzyknęłam mu prosto w twarz…a potem jeszcze raz gdy spełnił moją prośbę (a raczej groźbę) na moment zabierając spod moich pleców swoje przedramię. Nie byłam pewna czy by mnie podtrzymał, więc zareagowałam instynktownie: objęłam go za szyję kurczowo się go trzymając co spowodowało wybuch jego śmiechu. Gdy jednak zamierzałam ponowić swój rozkaz w końcu pozwolił mi się wyprostować choć nadal nie wypuścił z objęć.- Przestań, Artur. Tym razem to wcale nie było dla mnie zabawne.- Teraz nie musząc obawiać się o własne bezpieczeństwo zdjęłam swoje ręce z jego szyi.
- Ależ było, Ewelina. Było. Było dla ciebie zabawne: to jak wręczyłem jakiemuś chłopakowi twój pusty kieliszek po drinku, to jak zaczęliśmy tańczyć, to jak żartowałem z twojej gracji innych rzeczy. Tylko nie chcesz się do tego przyznać.
- Do czego Artur?
- Do tego, że przy nim tego nie czujesz.
- Niby czego? Zapachu alkoholu? Albo wiesz co: nie odpowiadaj: nie chcę kontynuować tej kwestii i twoich pijackich wynurzeń.
- To wcale nie są pijackie wynurzenia i doskonale o tym wiesz. I gdybyś w to wierzyła to wcale byś tu nie przyszła.
- Powinieneś poszukać Julity.- Zasugerowałam.
- Właśnie.- Podchwycił.- Mama pewnie powiedziała ci, że zaprosiłem ją do domu, prawda? I dodała dwa do dwóch. Ale ty byłaś ciekawa czy to prawda, co? Bo byłaś zazdrosna.
- To kompletna bzdura i dobrze o tym wiesz. Kocham Mariusza.
- Powtarzaj to tak często aż może sama w to uwierzysz. I marnuj z nim swój czas, bo jest taki doskonały. Tylko ty wcale nie pragniesz doskonałości, prawda? Pragniesz szaleństwa, śmiechu, krzyku tylko dla samej frajdy.
- Puść mnie!
- Nie mogę tego zrobić do cholery, bo inaczej będziesz się okłamywać do końca życia. Minęło pięć miesięcy odkąd go poznałaś i zaczęłaś się z nim spotykać, a trzy odkąd odkryłem iż to właśnie mój kuzyn jest twoją miłością. Trzy piekielnie dla mnie ciężkie miesiące podczas których wyobrażałem sobie co on może z tobą robić podczas gdy ja potrafię śnić o tobie i twoich ustach; trzy miesiące podczas których dałem ci szanse na zrozumienie iż święty Mariusz nie jest dla ciebie.- Mówiąc to poczułam jak jego wolna dłoń (drugą ręką wciąż przytrzymywał mnie w pasie) dotyka mojego policzka z dużą dozą delikatności. Ale to nie dlatego stałam jak zahipnotyzowana patrząc mu prosto w oczy. Po prostu wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się działo naprawdę. Że pośród tłumu ludzi na parkiecie on mówi mi takie rzeczy. Jego słowa wywoływały we mnie przerażenie. Przerażenie nie nim, ale tego o czym mówił.- Ale teraz już dość tego. Jeśli nie chcesz zrozumieć to ci to pokarzę.- Właściwie wiedziałam do czego zmierzał; wiedziałam już wcześniej do czego zmierzał fakt, iż pieścił ją twarz swoją dłonią. Dlatego nic nie usprawiedliwiało faktu, że nie próbowałam się od niego odsunąć; no może z wyjątkiem wciąż trwającego szoku.
- Odsuń się od niej.- Głos Mariusza, który zjawił się na parkiecie obok mnie i Chojnackiego w końcu wyrwał mnie z transu. Zaraz jednak poczułam zawstydzenie zdając sobie sprawę, że Artur wcale mnie już nie trzyma a ja mogę bez problemu się od niego odsunąć. Rany, co mógł pomyśleć o tym mój chłopak?!
- O, święty Mariusz. W samą porę niczym średniowieczny rycerz na swoim rumaku ratuję damę swojego serca. Pytanie tylko czy ta dama w swoim sercu ma tego samego rycerza.
- Daruj już sobie ten sarkazm. I nigdy więcej się do niej nie zbliżaj, zrozumiałeś?- Spytał retorycznie w niezwykle groźny sposób. Potem dodał do mnie łagodniej:- Chodźmy Ewelina.
- Wcale nie. Nie, nie, nie: nie żadne chodźmy. Naprawdę nie widzisz, że ona cię nie kocha? Że przy tobie się męczy?- Pytał dalej Artur.
- Artur nie wiem po co to robisz; po co mówisz te bzdury, ale jeśli chcesz mnie zdenerwować to jesteś na dobrej drodze.- Odpowiedziałam mu zamiast Mariusza.
- Bzdury? To co zaszło między nami na parkiecie też nazywasz bzdurą?
- Tylko tańczyliśmy.
- A gdyby nie zjawił się twój dokonały facet właśnie w tej chwili całowalibyśmy się z prawdziwą pasją.
- Jeśli zapomniałeś, to gdybyś mnie nie trzymał uciekłabym zanim zacząłeś wygadywać te bzdury.
- Jeśli zapominałaś, to jakiś czas później wcale cię nie trzymałem i zostałaś w moich ramionach z własnej woli.-  Tym razem nie wytrzymałam: nigdy nikogo nie uderzyłam, ale teraz byłam tak wściekła na to sugerował Artur, że prawie chciało mi się płakać. Odepchnęłam go więc mocno uderzając dłońmi o jego klatkę piersiową. Z pewnością bardziej efektywniejszy byłby cios w szczękę, ale z moim marnym wzrostem raczej nie miałabym szansy zrobić tego dobrze.
- No dalej: możesz zaprzeczać i odpychać mnie ile razy chcesz, ale w głębi swojego serca wiesz, że Maniek nie jest dla ciebie. Nawet jeśli nie wiesz, że to ja nim jestem.- Powiedział chwilę później.
- Wiesz co? Nie mam zamiaru słuchać już tych bredni. I Mariusz też z pewnością…- Nie dokończyłam, bo patrząc w bok zauważyłam, że nie stoi już koło mnie. Rozglądając się dookoła zauważyłam jak toruje sobie drogę prawie wychodząc już z parkietu. Ja zamierzałam zrobić to samo.
- Ewelina zostaw go.- Gdy Artur złapał mnie za dłoń ze złością mu ją wyrwałam.
- Chrzań się. Nie potrafisz zrozumieć, że wcale cię nie kocham? Ty jesteś tylko złotym chłopcem Artur. I wiesz co boli mnie w tym najbardziej? Że to wcale nie chodzi o mnie, ale o spór między tobą a kuzynem. I wykorzystujesz mnie do potyczki z nim.
- Wcale nie. Naprawdę cię kocham.
- Gdybyś mnie kochał to nie sprawiałbyś mi bólu i nie zawstydzałbyś mnie swoimi komentarzami. Kiedyś naprawdę cię kochałam, oczywiście tylko jako przyjaciela. Ale teraz nie jestem nawet pewna czy cię lubię.- Z tymi słowami zagłębiłam się w tłum w poszukiwaniu Mariusza. Dotarłszy do loży szybko zorientowałam się, że go tam nie ma, więc poszłam do baru. Tam również go nie było. Pozostała mi więc tylko szatnia, ale nie wierzyłam by tak po prostu odszedł i mnie zostawił…A jednak. Właśnie w tej chwili szatniarz wydawał mu jego płaszcz. Nawet nie wciągając go na siebie wyszedł.
Ja zrobiłam to zaraz po nim głośno wołając jego imię. Bałam się, że się nie zatrzyma, ale zrobił to.
- Dlaczego odchodzisz tak bez słowa? Naprawdę zamierzałeś mnie tu zostawić?
- Zamierzałem tylko wyjść się przewietrzyć, bo w klubie zrobiło się duszno. A ty niewątpliwie nie potrzebowałaś mojego towarzystwa by kontynuować rozmowę o swoich uczuciach wobec Artura właśnie z nim.
- Wcale tego nie robiłam, bo teraz nie mam już wobec niego żadnych uczuć. A nawet kiedyś była to zwyczajna sympatia.
- Proszę, nie zachowujmy się jak dzieci, które usilnie chcą przekonać rodziców że nie zjadły wszystkich cukierków. I wróć lepiej do sali. Może i nie jest zimno, ale ty jesteś tylko w cienkiej sukience. Gdy skończysz zabawę odwiozę cię do domu.
- Do diabła, nie zachowuj się w ten sposób. Nie traktuj mnie protekcjonalnie jakbym była małą dziewczynką zbyt nieświadomą konsekwencji swoich działań. Porozmawiaj ze mną.
- W tej chwili to nie najlepszy moment. Nie chcę się z tobą kłócić.
- Ale ja chcę do cholery.
- Przestań przeklinać, ludzie się na nas gapią.
- No i bardzo dobrze. Może to w końcu zmusi cię to jakiejkolwiek reakcji a nie tylko ukrywania swoich uczuć.
- Nie robię tego.
- Jak to nie? A teraz? Po prostu uciekasz nie chcąc dopuścić do konfrontacji. Powiedz mi co tak naprawdę myślisz. Nienawidzę gdy odgradzasz się ode mnie w ten sposób.- Sama nie wiem dlaczego mój głos zaczął drżeć a w oczach stanęły łzy. Być może przeczuwałam, że tym razem ten nasz spór nie skończy się żadną milczącą kłótnią. Albo miałam już tego serdecznie dość.- Mariusz, proszę.- Gdy odwrócił się do mnie plecami nie poczułabym się gorzej gdyby dał mi w twarz. Z powodu tego gestu bałam się nawet dotknąć jego ramienia. A co jeśli odejdzie strącając moje ramię? – Mariusz?
- A więc dobrze: chcesz wiedzieć co myślę o tym wieczorze, niespodziewanych spotkaniu z Arturem i twoim zachowaniu na parkiecie?- Zaczął zupełnie niespodziewanie jednocześnie stając ze mną twarzą w twarz.- Nie wiem. Nie mam pojęcia co mam o tym myśleć, Ewelina. I sądzę, że ty też tak naprawdę tego nie wiesz.- Dodał wprawiając mnie w konsternację.
- Co to miało znaczyć?
- To, że Artur ma rację: jesteś tak samo żywiołowa jak on, przy nim nie krępujesz się wyrażać swoich uczuć, świetnie się bawisz. Może nawet odwzajemniasz jego uczucie, ale po trudnym okresie związanym ze śmiercią rodziców pragniesz stabilizacji i bezpieczeństwa. A intuicyjnie wiesz, że tego nie znajdziesz przy Arturze. Może mogłoby to nastąpić za kilka lat gdy stanie się odpowiedzialnym mężczyzną, może nie nastąpi to nigdy. Ale na pewno nie dorósł do związku teraz. Dlatego ja jestem dla ciebie idealnym kandydatem.
- Sugerujesz, że kieruje mną wyrachowanie i chłodna kalkulacja?
- Wcale nie.
- Więc co?
- Rozsądek. Dlatego choć Artur wydaje ci się być bardziej pociągający i przy nim czujesz, że żyjesz to wolisz poświęcić to dla spokoju, pewności i rodziny której po utracie rodziców pragniesz. Jak to powiedziała Kamila, wybrałaś mnie, bo wiedziałaś że jemu nie można ufać.
- Słyszałeś co wtedy wygadywała?
- O tym, że jestem nudny i sztywny?- Spytał retorycznie Mariusz a ja widząc jakiś ból i rozgoryczenie w jego oczach poczułam się jeszcze bardziej źle.- Tak. O tym, że w przeciwieństwie do Artura nie latam za każdą spódniczką, że nie będę cię oszukiwał i jestem pewniakiem? Słyszałem każde słowo.
- Wcale tak nie myślę.
- Może nie świadomie, ale gdzieś tak w głębi serca właśnie tak jest. Zauważyła to nawet twoja przyjaciółka.
- Ona nie jest moją przyjaciółką! I to co powiedziała to były brednie.
- Spójrz prawdzie w oczy Ewelina: przy mnie nie zachowujesz się tak jak przy nim. Widziałem cię podczas tańca, jak rozkwitasz i promieniejesz. Jesteś pełna pasji w tym co robisz i uwielbiasz zabawę. Jej, przecież ja nawet do tej pory nie miałem pojęcia jak uwielbiasz tańczyć.
- Więc się zmienię: tylko nie mów tego co chcesz powiedzieć.
- Boże, ja wcale nie chcę byś się zmieniała.- Odpowiedział mi szybko Mariusz z rzadko widywaną u siebie pasją. Potem położył swoje dłonie na mojej twarzy i starł z nich spływające już łzy.- Dla mnie jesteś idealna taka jaka jesteś: roztrzepana, zabawna, słodka, czasami złośliwa. Kocham twoją spontaniczność, ale przy mnie ona gaśnie. I to cholernie boli choć chciałbym zmienić się dla ciebie w idealnego mężczyznę. Nie wiem czy Artur to potrafi, ale ja na pewno nie.
- Wcale nie.
- Ewelina, proszę: nie oszukuj sama siebie. Przynajmniej w tym punkcie mój kuzyn miał rację. Dlatego…- Zaczął jakby dokończenie myśli wiele go kosztowało. Zwłaszcza, że patrzył mi wtedy prosto w oczy. Potem po prostu zabrał swoje ręce z moich policzków chowając je do kieszeni jakby dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że tam wciąż tkwią.
- Dlatego co? – Spytałam smutno patrząc na niego zapłakanymi oczami.- Rzucasz mnie?
- Sądzę, że nam obojgu przyda się teraz przerwa. Ty wszystko sobie przemyślisz, a ja zajmę się zaległymi zleceniami. Ostatnio zbyt wiele zrzuciłem na głowę Asi.
- Czyli to znaczy, że tak.- Powiedziałam z trudem. Potem spytałam:- Dlaczego mi to robisz? Przecież wiesz, że to ciebie kocham. Musisz to wiedzieć.
- Przepraszam, powinniśmy skończyć tę rozmowę bo wzbudza zbyt wiele niezdrowej ciekawości. Odwieźć cię do domu?
- Nie, chcę dokończyć tę rozmowę.
- Nie ma już nic więcej do dodania oprócz powlekania tych samych wyrzutów. A gdy zaczniemy się oskarżać osiągniemy tylko to, że damy się ponieść emocjom.
- A ty tego nie chcesz co? Bo wizerunek idealnego architekta Mariusza ucierpi? Bo ludzie zobaczą że robię z siebie przez ciebie pośmiewisko? Że uczestniczysz w skandalu?
- Ewelina…
- Nienawidzę tego w tobie, naprawdę. Tak mocno, że mam ochotę cię uderzyć tylko po to by sprawić żebyś mi oddał; żeby wyzwolić z ciebie jakiekolwiek emocje.
- Przestań, proszę.- Widocznie zauważył, że zaczęłam się nakręcać. Ale ja już nie mogłam tego zrobić nawet jakbym chciała. Wiele razy oglądając filmy romantyczne i widząc w nich sceny rozstania zawsze nie mogłam pojąć, jak główne bohaterki mogą tak deptać swoją godność. Jak mogą poniżać się do błagania, krzyków czy lamentów; jak mogą tak bardzo pragnąć  kogoś innego nawet kosztem siebie. A teraz dokładnie to zamierzałam zrobić. I to na dodatek odpłacając Mariuszowi z nawiązką.
- I wiesz czego jeszcze w tobie nienawidzę? Tej beznamiętności. Tego, że nigdy nie wiem czy coś co zrobię ma dla ciebie znaczenie czy nie; czy jesteś szczęśliwy czy przeraźliwie smutny, czy masz mnie dosyć czy nie. Bo twoja twarz jest dokładnie taka sama. Jesteś niczym robot bez uczuć, wyprany z jakichkolwiek emocji. Tak naprawdę w ogóle cię nie obchodzi to czy będziemy razem czy nie. Dlatego tak po prostu z powodu jednego głupstwa ze mną zerwałeś.
- Ewelina…
-…jeszcze nie skończyłam. Ale masz rację, to nawet lepiej. Naprawdę. Zacznę spotykać się z Arturem zgodnie z twoją radą. I będę sobie szczęśliwie mieszkała w kawalerce którą mi wynająłeś za twoje pieniądze. A co do tego teatru na który mieliśmy iść kilka tygodni temu to spóźniłam się celowo: nie chciałam iść na ten durny spektakl. Nie znoszę tragedii na scenie i melodramatów w kinie, bo uważam że życie jest wystarczająco dołujące by musieć jeszcze znosić to na ekranie. I tak, dusiłam się przy tobie, słyszysz? Dusiłam się.- Zakończyłam oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji. Ale tak jak się spodziewałam nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego Mariusz spytał mnie łagodnym, nieco obojętnym tonem:
- Odwieźć cię do domu?- Tego już było mi za wiele. To było tak jakbym waliła w mur, nie ważne jak mocno próbowałam go zranić jego to i tak nie bolało. A jeśli nawet to pewnie nie tak w połowie mocno jak mnie.
- Chrzań się. Jeśli masz ochotę stąd iść to idź. Ja jeszcze trochę się pobawię.
- Ewelina…
- No co? W końcu bez ciebie mogę wreszcie zaszaleć co?