Ten rozdział jest nieco dłuższy niż poprzednie. Nie wiem czy kolejny uda mi się wstawić tak regularnie jak dotychczas, więc z góry uprzedzam. Miłego czytania ;-)
W ciągu następnego tygodnia, czyli ostatniego spędzonego w domu pani Bożenki, wydarzyło się kilka interesujących rzeczy. Po pierwsze, w pracy z racji dużej ilości zwolnień z powodu choroby musiałam na dwa dni zmienić stanowisko. Miałam zająć się analityką, to znaczy opisem i interpretacją danych statystycznych ze sprzedaży biżuterii w poprzednim kwartale na postawie gotowych już wyników. Oczywiście pomagała mi niewiele starsza ode mnie kobieta, góra trzydziestodwuletnia, która była bardzo miła. Nie wiedziałam czy chwali mnie bo rzeczywiście wykonywałam swoją pracę tak dobrze czy po to by dodać mi otuchy (musiałaby być ślepa by nie widzieć mojego zdenerwowania; w końcu do tej pory zajmowałam się tylko fakturami), ale to było bardzo budujące. No i sprawiała sympatyczne wrażenie: w przerwie pytała jak długo pracuję, czy mi się podoba, jakie wrażenia wywołuje u mnie praca na tymczasowym stanowisku, czy jest wymagającą szefową i wiele innych na poły żartobliwych na poły poważnych. Dlatego gdy w środę podziękowała mi za pomoc przy analizie i spytała czy nie chciałabym popracować w dziale reklamy i marketingu trochę dłużej, bardzo się zdziwiłam. Nie tyle samą propozycją co chęcią jej przyjęcia. Owszem, na studiach miałam jakieś podstawy statystyki i ekonometrii oraz probabilistykę, ale nigdy nie sądziłam analiza i przewidywanie danych będzie tym czym będę zajmowała się w przyszłości. Jakby widząc moje wahanie Celina, bo tak miała na imię powiedziała:
W ciągu następnego tygodnia, czyli ostatniego spędzonego w domu pani Bożenki, wydarzyło się kilka interesujących rzeczy. Po pierwsze, w pracy z racji dużej ilości zwolnień z powodu choroby musiałam na dwa dni zmienić stanowisko. Miałam zająć się analityką, to znaczy opisem i interpretacją danych statystycznych ze sprzedaży biżuterii w poprzednim kwartale na postawie gotowych już wyników. Oczywiście pomagała mi niewiele starsza ode mnie kobieta, góra trzydziestodwuletnia, która była bardzo miła. Nie wiedziałam czy chwali mnie bo rzeczywiście wykonywałam swoją pracę tak dobrze czy po to by dodać mi otuchy (musiałaby być ślepa by nie widzieć mojego zdenerwowania; w końcu do tej pory zajmowałam się tylko fakturami), ale to było bardzo budujące. No i sprawiała sympatyczne wrażenie: w przerwie pytała jak długo pracuję, czy mi się podoba, jakie wrażenia wywołuje u mnie praca na tymczasowym stanowisku, czy jest wymagającą szefową i wiele innych na poły żartobliwych na poły poważnych. Dlatego gdy w środę podziękowała mi za pomoc przy analizie i spytała czy nie chciałabym popracować w dziale reklamy i marketingu trochę dłużej, bardzo się zdziwiłam. Nie tyle samą propozycją co chęcią jej przyjęcia. Owszem, na studiach miałam jakieś podstawy statystyki i ekonometrii oraz probabilistykę, ale nigdy nie sądziłam analiza i przewidywanie danych będzie tym czym będę zajmowała się w przyszłości. Jakby widząc moje wahanie Celina, bo tak miała na imię powiedziała:
- Posłuchaj, twoje zadania nie będą takie trudne:
sporządzenie jakichś wykresów w programie, wklepanie danych i odpowiednie ich
sklasyfikowanie. Na początku żadnych własnych badań czy modeli. A z czasem
jeśli ci się to spodoba, no i naturalnie zgodzisz się zostać, to mogę cię tego
nauczyć. Ostatnio straciliśmy dość dobrą pracownicę, a drugi informatyk wciąż
jest chory więc i tak brakuje kogoś do kompletu. A, bez urazy, znalezienie
kogoś do wklepania kilku faktur z rejestru sprzedaży w programie księgowym jest
bez porównania łatwiejsze niż kogoś do mojego zespołu.
- No tak, ale czy pan Chojnacki się zgodzi?
- Zostaw to mnie. Ma do mnie słabość, więc na pewno
powie „tak”.- Zażartowała.
- W takim razie…dobrze. I dziękuję za zaufanie.
W ten sposób niejako przekwalifikowałam swój zawód,
ale nie żałowałam. Główny powód mojego zadowolenia może nie był
najodpowiedniejszy- najbardziej cieszył mnie nowy zespół, który bardzo
polubiłam począwszy od szefowej Celi (jak ją wszyscy nazywali) a skończywszy na
Igorze, Filipie i Karolinie, którzy ze mną pracowali-, ale atmosfera w pracy
jest przecież bardzo ważna. To był właściwie drugi przejaw zmian jakie zaszły w
moim życiu: w końcu czułam, że mam prawdziwe koleżanki; nawet jeśli znałam je
dopiero od czterech dni.
W czwartek, podczas odwiedzin w ośrodku spotkałam
panią Grażynkę. I to nastąpiło trzecie zaskoczenie, bo podczas krótkiej rozmowy
mimochodem wspominała o nowej dziewczynie Artura. W pierwszej chwili nie mogłam
w to uwierzyć, więc nie za bardzo wiedziałam jak to odebrać, ale udawałam że
mnie to cieszy.
- To Julita, młoda stażystka, która pracuje w nim w
dziale kadr. Przyprowadził ją do domu na obiad i okazała się bardzo miłą
dziewczyną.
- W takim razie bardzo się cieszę.- Odpowiedziałam
tylko trochę sztucznie. Bo nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Chojnacki zaczął
spotykać się z tą dziewczyną na złość mnie. Zwłaszcza gdy przypomniałam sobie
naszą ostatnią rozmowę:
- No co ty, nie
może być aż tak źle. W końcu w kadrach pracują praktycznie same kobiety. I
nawet ja muszę przyznać, że niektóre są bardzo ładne.
- Może. Ale jakoś
takie zabawy przestały mnie bawić.
Przestały go bawić…a jednak znów zaczął podrywać
kolejne stażystki. Oczywiście nie chciałam być złośliwa i to wcale nie był
przejaw mojej megalomanii, ale przecież wyglądało to tak jakby Artur robił to
specjalnie. Tylko po co? Co chciał mi udowodnić? Że już nic do mnie nie czuje?
A jeśli naprawdę nic do ciebie nie czuje, spytał
jakiś głosik w mojej głowie. I wciąż denerwuje go fakt, że traktujesz go
inaczej wyobrażając sobie nie wiadomo co? W końcu sama powiedziałam Mariuszowi,
że Chojnacki bardzo łatwo obdarza kogoś zainteresowaniem, które tak samo łatwo znika
gdy zjawia się ktoś inny. A sama zachowuję się niczym bohaterka romansu z
nieszczęśliwy zakończeniem. No Boga, przecież to powinno mnie cieszyć! Artur
wybił mnie sobie z głowy, więc moje wyrzuty sumienia będą mogły zniknąć; z
kolei Mariusz przestanie być o niego zazdrosny, a on sam (to znaczy Artur) będzie
znów szczęśliwy. Idealna możliwość dla każdego elementu tego miłosnego
trójkąta…wróć, żadnego miłosnego trójkąta. Po prostu Arturowi coś się wydawało
i tyle. Teraz zrozumiał, że nie byłam warta jego uczucia więc pokochał kogoś
innego. Tak jak ja kochałam Mariusza. Nie mogłam jednak pozbyć się jakiejś
nieokreślonej obawy, niezdefiniowanego uczucia, pewnej niejasności. To tak
jakby podczas gdy w teleturnieju osoba jest pewna danej odpowiedzi, ale mimo to
waha się wybrać ją ostatecznie.
Tego samego dnia spotkała mnie kolejna
niespodzianka. A mianowicie telefon od Kamili. Od czasu gdy byłyśmy jeszcze
stażystkami w firmie Chojnackich przestałyśmy utrzymywać ze sobą jakikolwiek
kontakt, więc jej telefon naprawdę mnie zaskoczył. (W końcu minęły już prawie trzy
miesiące). A tym bardziej zaproszenie na jej przyjęcie urodzinowe z okazji
dwudziestych szóstych urodzin. Mówiła, że zaprosiła wszystkich pozostałych
stażystów z okresu gdy byłyśmy nimi my same perswadując, że fajnie będzie się
zorientować co u każdego z nas słychać. Oprócz tego Roksanę- koleżankę jeszcze
z czasów studenckich z którą utrzymywałyśmy kontakt (jakoś głupio było przypominać
jej wtedy, że to była głównie jej koleżanka a nie moja, bo nasze kontakty
praktycznie sprowadzały się do wymiany notatek) oraz jej nowego chłopaka
(którzy jak twierdziła jest super) Prawdę mówiąc nie uśmiechało mi się tam iść
za względu na Chojnackiego. Ale tak byłoby gdybym nie dowiedziała się dziś od
jego matki, że znalazł sobie inną dziewczynę, więc wcale nie muszę czuć się
przy nim niezręcznie. No i szczerze mówiąc przydałby mi się wieczór zabawy i
beztroski po wielu tygodniach ciągłej harówki oraz spotkanie z moimi
rówieśnikami. Nie znaczy to, że zamieniłabym na nie randki z Mariuszem, o nie.
Tyle, że mimo wszystko zaproszeni Kamili uświadomiło mi jak brakuje mi
rozrywki.
Trochę obawiałam się czy Mariusz zgodzi się iść ze
mną- w końcu nie raz mówił że większość warszawskich klubów wydaje mu się być
za głośna i był tam może kilka razy w życiu jako nastolatek- ale mimo to bez
jakichkolwiek prób namawiania się zgodził. I w ten sposób już następnego
wieczoru podekscytowana szykowałam się do wyjścia. Miałam już gdzieś
podejrzliwe spojrzenia pani Bożenki u której spędzałam ostatni dzień, (już
jutro miałam rozpocząć przeprowadzkę do nowego lokum; większość swoich rzeczy
miałam już przeniesionych właśnie tam). Wręcz przeciwnie- by ją podenerwować
włożyłam bardzo wydekoltowany top i tak szykując się przed lustrem na korytarzu
paradowałam przed nią starając się zachować powagę gdy z pogardą kręciła głową.
Dopiero pięć minut przed przyjazdem Mariusza włożyłam na siebie skromną
sukienkę z dekoltem w łódkę, która sięgała mi za kolana.
Na miejscu okazało się, że Kamila z chłopakiem wynajęła
największą lożę (bardzo ubolewała nad tym, że właściciele nie zgodzili się
oddać do jej dyspozycji całego lokalu), więc razem z nią, Roksaną (jedną z
dziewczyn z którą byłam na roku podczas studiów) oraz moim chłopakiem po
przyjściu się w niej rozgościliśmy. Oczywiście przedtem przedstawiłam im
Mariusza, a wzrok dziewczyn i wymowne spojrzenia jakie sobie posłały wprawiły
mnie w doskonały nastrój. Niech zazdroszczą, a co. Poza tym byłam pewna, że
nigdy by mnie nie zaprosiły gdyby nie były ciekawe tego co zaszło między mną a
Arturem.
- No, to jak tam ci się pracuję u Chojnackich
Ewelina?- Zagaiła w pewnym momencie Kamila.
- Świetnie.- Odpowiedziałam tylko, bo i miejsce nie
było zbytnio przeznaczone do tego by wdawać się w szczegóły. Muzyka dudniła
głośnym basem.
- Słyszałam od Artura, że zmieniłaś ostatnio
stanowisko. Gratulacje.
- Tak. Nie wiedziałam, że utrzymujecie kontakt.
- Ależ nie, gadałam z nim tylko dzisiaj. Przyszedł z
jakąś laską z pięć minut temu, przedstawił i ją, dał prezent i wyszedł na
parkiet.
- Aha.- Słysząc to spojrzałam na Mariusza, który
teraz patrzył na mnie. Jakoś zapomniałam mu wspomnieć o obecności jego kuzyna.-
A tak w ogóle to proszę.- Dodałam w końcu podając Kamili drobny upominek jaki
jej kupiłam czując się jak idiotka, iż robię to dopiero teraz. W końcu prezent
urodzinowy powinnam wręczyć jej zaraz po przyjściu tutaj, a nie dopiero teraz w
loży.
- O, wielkie dzięki.- Kamila wzięła do ręki torbę a
wyjmując z niej pluszowego misia zaczęła się nim zachwycać wylewnie mi
dziękując. Potem jakby trochę zakłopotana wyjaśniła Mariuszowi, że uwielbia
pluszaki. Po raz kolejny rozbawiło mnie jej zachowanie sugerujące jakoby
byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami podczas gdy łączyły nas tylko wspólne
studia i staż. No ale nie broniłam się przed jej uściskami. Potem, Kamila
zadała mi jeszcze parę niezobowiązujących pytań, by chwilę później zasugerować
przyniesienie drinków. Wtedy Mariusz chyba zaskoczył zarówno mnie, Kamilę jak i
Roksanę gdy zaproponował, że on nam je przyniesie.
- W takim razie super, dzięki. Zaraz dam cię kasę…-
Zaćwierkała Kamila.
- Nie trzeba.- Mariusz uśmiechnął się do mnie.- To
będzie taki prezent dla jubilatki. Więc co wam przynieść dziewczyny?- Ja
wybrałam na razie zwykłe piwo z sokiem, a dziewczyny drinki których nazw nie
znałam. Gdy zostałyśmy same zaczęły zachwycać się Jastrzębskim co było do
przewidzenia.
- Jej, jaki on jest słodki. Witek, mógłbyś się od
niego uczyć.- Odezwała się Kamila żartobliwie ganiąc wzrokiem swojego chłopaka.
Ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami wracając do swojego zajęcia, tzn.
gapienia się w komórkę. Swoją drogą trochę dziwne, że Kamila to znosiła.-
Gdzieś ty go znalazła, Ewelina?- Dodała, ale Roksana nie dała mi szansy na
odpowiedź wtrącając swoje trzy grosze:
- Podobno pracował w tym wieżowcu w którym
sprzątałaś. Niezwykle romantyczna historia, hm?
- Serio jest kuzynem Artura?- W końcu jedna przez
drugą zaczęły prześcigać się w zadawaniu pytań. Ja w odpowiedzi tylko się do
nich uśmiechałam, coś tam odpowiadając. Z czasem jednak odrobinkę zaczęło
irytować mnie to zainteresowanie. Może byłam przewrażliwiona przez rodzinę
Jastrzębskiego, ale czułam że moje koleżanki z uczelni sugerowały, że jestem z
Mariuszem dlatego, że może zapewnić mi lepszy status. Najpewniej jednak po
prostu tylko były pod wrażeniem.
Gdy Mariusz zjawił się z powrotem przynosząc napoje
(dla siebie wziął tylko sok z lodem zapewne z powodu faktu, iż przyjechaliśmy
tutaj jego autem) zaczęliśmy je sączyć. Za chwilę zjawiła się Daria z Olą, a
kilka minut później Jasiek. Gdy wszyscy zjawili się bez par poczułam się trochę
głupio, bo z zaproszenia Kamili wyraźnie wynikało, że mam przyjść z osobą
towarzyszącą. Ale Ola uspokoiła mnie gdy pytając o to odpowiedziała:
- My po prostu jesteśmy singlami.
- Jasiek też?- Zdziwiłam się, bo jeszcze ze stażu
pamiętałam iż spotykał się dwa lata z jakąś dziewczyną myśląc nawet o
oświadczynach.
- Zerwał. Tylko o nic go nie pytaj; świeża sprawa.-
Śmiesznie zmarszczyła twarz w geście udającym przerażenie, a potem szeroko się
do mnie uśmiechnęła prawie szepcząc do ucha:- Przystojniak z tego twojego
Mariusza, nie to co ten ladaco Artur.
- Dzięki.- Odpowiedziałam jej nie mając zamiaru
prostować, po raz setny chyba, że z Chojnackim nigdy nic mnie nie łączyło.
Widocznie im więcej człowiek zaprzeczał, tym bardziej ludzie temu nie wierzyli.
Poza tym w przeciwieństwie do Kamili czy Roksany, Olka nie robiła tego ze
złośliwości i zazdrości. Ze wszystkich stażystek to właśnie ją najbardziej
lubiłam.- Zbyszek też przyjdzie?
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale nie zdziwiłabym się
gdyby Kama go nie zaprosiła. Poza tym może dowiedział się, że chodzi z Witkiem,
więc sobie odpuścił.
- Dalej w niej zakochany?
- Niestety. Trochę żałosne, nie? Szkoda chłopaka.
Głupi nie jest, chociaż mógłby się trochę podrasować. Myślisz, że to byłoby
subtelne gdybym poleciła mu swojego dermatologa? Może zaradziłby coś na jego
pryszcze?- W odpowiedzi zaczęłam chichotać jak głupia, Aleksandra również do
mnie dołączyła. Zaciekawiony Mariusz spytał o co chodzi, ale nie chcąc wdawać
się w szczegóły (w końcu Kamila siedziała obok nas) oznajmiłam, że wspominamy
coś śmiesznego z pracy. Zaraz później do loży wrócił Artur.
- Siemano Jasiek, kopę lat. O Olka, coś ty zrobiła z
włosami? Wolałem gdy byłaś ruda. Daria, no no…chyba schudłaś co?
- Padalec.- Odpowiedziała mu ta ostatnia, chyba jako
jedyna nie dając się nabrać na czar Chojnackiego. W końcu w przeszłości podczas stażu traktował ją jako
woła roboczego.
- Daj spokój kochanie.- Artur mrugnął do niej
okiem.- Nie ma co gdybać o przeszłości.- W odpowiedzi Daria tylko prychnęła
ostentacyjnie odkręcając się do niego plecami. Niektórzy się roześmieli, a gdy
Chojnacki na ten temat zażartował sądziłam, iż zamierza wdać się w pogawędkę i
udawać, że nie dostrzega mnie i Mariusza (w końcu przywitał się już ze
wszystkimi oprócz nas), ale chwilę później zwrócił się również do kuzyna
słowami przywitania podając mu dłoń. Jak zauważyłam wszyscy obserwowali tę
scenę z zaciekawieniem.
- A gdzie ta twoja nowa ofiara? Już zrozumiała jaki
z ciebie burak i cię rzuciła?- Nie odpuszczała Daria. Serio uważałam, że
powinna darować sobie te złośliwości. Chociaż z drugiej strony…czy ja tak łatwo
odpuściłabym facetowi który tylko się mną bawił? Czemu w takim razie Kama miała
to gdzieś chociaż przecież się z nim przespała? Daria z tego co wiem zdążyła
tego uniknąć.
- Jeśli masz na myśli Jowitę to jest w toalecie i
sądząc po rozmiarach kolei spędzi w niej trochę czasu.
- No i dobrze. Widocznie…
- Daria, może idziemy zatańczyć?- Taktowna jak
zawsze Ola postanowiła zadziałać próbując nie dopuścić do kłótni.- Znajdziemy
jakichś wystrzałowych facetów i pokażemy temu dupkowi, co?- Pomimo pejoratywnych
słów jej roześmiany i figlarny wyraz twarzy zdradzał, że w przeciwieństwie do
Darii żartuje.
- No wiesz co? Łamiesz mi serce.- Artur znów wszedł
w swoją rolę.
- Żebym mogła to zrobić najpierw musiałbyś je mieć.-
Odgryzła się Daria, a widząc że już chce dodać coś więcej, Olka pociągnęła ją w
stronę parkietu. Wtedy Artur odpowiedział:
- Tak, to zdecydowanie ułatwiłoby sprawę.- Mówiąc to
spojrzał na mnie przez co poczułam się nieswojo. Tak jakby…jakby mówił to do
mnie, jakby mówił to o mnie. Ale to przecież było niemożliwe. Przecież mnie już
nie kochał, w końcu spotykał się z Jowitą i…- Hejka, a co tam u ciebie Ewela?
Słyszałem, że awansowałaś.- Uf, a więc chodziło tylko o przywitanie, uspokoiłam
się znów czując się jak megalomanka. Przecież nagle wszyscy faceci z mojego
otoczenia nie zaczną się we mnie zakochiwać.
- Nie nazwałabym tego tak, ale chyba będę zarabiać
trochę więcej.- Odparłam.
- Jeszcze zostaniesz główną programistką i specem od
statystyki. A potem wygryziesz Celinę.
- Nie mam aż takich ambicji.
- A powinnaś. Jesteś świetną pracownicą.
- Mówisz tak jakbyś to ty był jej szefem.- Wtrącił
się Mariusz. I choć dla reszty obserwatorów ta scenka wydawałaby się być
normalną wymianą zdań przez kuzynów, to jednak ja i Artur znaliśmy ten stalowy
błysk w oku. O nie.
- No cóż, może kiedyś będę, co? I wtedy to mi Ewela
będzie świadczyła różne usługi…informatyczno-analityczne.- Gdyby nie zawiesił
głosu w odpowiednim momencie pewnie uznałabym to za wytwór mojej wyobraźni, ale
tak wcale nie było. Bo Artur wyraźnie prowokował Mariusza. Nie miał za grosz
instynktu samozachowawczego? Pomijając kwestię, że takie denne i dziecinne
aluzje były poniżej nawet jego poziomu.- Na razie jednak wracam na parkiet.
Idzie ktoś ze mną?- A jednak miał choć trochę rozsądku. Dzięki Bogu. W
odpowiedzi na propozycję Chojnackiego Jasiek również poszedł potańczyć. Witek
chciał wyciągnąć na parkiet również swoją dziewczynę, ale Kama zaprotestowała
podsuwając mu Roksanę. Ja choć miałam dużą ochotę by poszaleć musiałam najpierw
sprawdzić w jakim nastroju jest Mariusz. I przede wszystkim nie wychodzić na
parkiet wtedy gdy chce tego Artur.
- Oj twój kuzyn chyba nie pogodził się ze stratą
Eweliny, co Mariusz?- Gdy w loży zostaliśmy tylko ja z Jastrzębskim i Kamilą ta
ostatnia skierowała do niego to pytanie. A ja zaczęłam żałować, że tu
przyszłam. Jej, czy tak to właśnie miało wyglądać?
- Nawet jeśli nie to będzie musiał. Z chęcią mu w
tym pomogę.- Odpowiedział jej poważnie.
- Mariusz…- Zganiłam go cicho chwytając za dłoń, na
co Kamila się roześmiała. Czemu dolewała oliwy do ognia? Była ślepa? A może ta
cała sytuacja ją bawiła, więc dokładnie o to jej chodziło?
- Jej, chciałabym żeby Witek był choć o mnie trochę
zazdrosny. Czasami zachowuje się jak totalny kloc. Tak jak teraz: kazałam mu
iść z Roksi potańczyć i poszedł.- Roześmiała się. A ja poczułam, że nie
powinnam dawać jej okazji do prowokowania Mariusza. Zwłaszcza gdy spytała mnie:
- A jak wygląda ta cała Julita? Bardzo do ciebie
podobna? Może Arturek szuka u niej pocieszenia.
- Ja chyba też się na to skuszę. To znaczy na
taniec.- Wstając z loży spojrzałam na swojego chłopaka:- Idziesz ze mną?- W
duchu bałam się odpowiedzi negatywnej, ale choć bez słowa potwierdzenia,
Mariusz wstał z sofy i zaczęliśmy iść razem w kierunku parkietu. Potem jednak
skręciłam w stronę baru.- Przepraszam cię za nią. Nie wiem czemu tu przyszłam.
Nie widziałam się z Kamilą przez kilka tygodni i zapomniałam jaka potrafi być
złośliwa.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że będzie tu Artur?
- Bo wyleciało mi to z głowy.- Skłamałam. I poczułam
się z tym bardzo źle. Bo w
rzeczywistości kierowała mną kobieca ciekawość. Chciałam na własne oczy
przekonać się, że Chojnacki wybił mnie sobie z głowy. Tyle, że to była głupia
wymówka. Więc skoro ja to wiedziałam Mariusz tym bardziej.
- Doprawdy?
- Tak. Po prostu Kama zaprosiła wszystkich stażystów
jak zauważyłeś, więc nie wymieniła Artura.
- Sądziłaś więc, że nie przyjdzie.
- Nie…to znaczy nie wiem. Po prostu…
- Więc wiedziałaś, że tu będzie czy nie?
- Dlaczego wydaje mi się, że chcesz się ze mną
pokłócić?
- Wcale nie chcę się kłócić. Chcę po prostu wiedzieć
czy o tym wiedziałaś. Tak czy nie?- Długo zwlekałam z odpowiedzią.
- Tak. Ale nie dlatego chciałam tu przyjść. Miałam
ochotę się pobawić, potańczyć bo dawno tego nie robiłam.
- No tak, spędzanie czasu ze mną to dla ciebie z
pewnością katorga.
- Dlaczego każda moja odpowiedź powoduje, że mnie
oskarżasz?
- Nie robię tego.
- Ależ robisz. Przeszywasz mnie tym swoim zimnym
spojrzeniem i nadinterpretowujesz moje słowa. Nie powiedziałam, że wolałabym
zamienić nasze randki na clubing.
- Wiesz co? Pójdę jeszcze po sok.
- Mariusz…- Gdy tak po prostu mnie zostawił, z
trudem zwalczyłam chęć by za nim pobiec. Ale zamiast tego stałam w tym samym
miejscu przez kilka minut, zanim nie podszedł do mnie jakiś sympatycznie
wyglądający mężczyzna prosząc do tańca. To mnie otrzeźwiło. Uprzejmie
odmówiłam, po czym wróciłam do loży. Tam spojrzałam ostro na Kamilę.
- Musisz wciąż nawiązywać do mnie i Artura?-
Oskarżyłam ją.
- Nie mów, że przez to pokłóciłaś się z Mariuszem.
- Nie, ale nie jest mu przyjemnie tego wysłuchiwać.
Arturowi chyba też nie skoro szybko zmył się na parkiet.
- Jej, Ewela przecież to super sytuacja. Dwóch
przystojnych, dzianych facetów z dobrych rodzin, na dodatek kuzynów, zabujało
się w tobie na amen, a ty nawet nie widzisz w tym okazji do …
- Do wkurzania ich? Nastawiania przeciwko sobie?-
Dokończyłam po swojemu.
- Do zabawy i lekkiego podręczenia.-Sprostowała z
rozbawieniem Kamila. – Powiedz mi jak to ci się udało? Przecież oni za tobą
szaleją. Znasz Kamasutrę czy co?
- Wręcz przeciwnie i może to jest klucz co? Radzę ci
wypróbuj. I zamiast seksu na pierwszej randce poczekaj z nim chociaż do
siódmej.
- Zapamiętam.- Kamila zignorowała moją złośliwość.-
Przepraszam, jeśli narobiłam ci bigosu, ale to po prostu tak zabawne gdy oni
mierzą się wzrokiem. Jak dwa koguty przed walką.
- Wcale nie. Ale niezaprzeczalnie stawiasz ich w
niezręcznej sytuacji. Poza tym Artur ma dziewczynę, więc na pewno nic do mnie
nie czuje.
- Czyżbym słyszała w twoi głosie rozczarowanie?
- Słucham?
- Syndrom psa ogrodnika czy wciąż nie możesz się
zdecydować?
- Słucham?- Powtórzyłam znów. Kama z kolei założyła
nogę na nogę jakby w geście niecierpliwości.
- W sumie to ci się nie dziwię. Arturek może i jest
przebojowy, cholernie seksowny i zabawny, ale wciąż ma w głowie fiubździu, więc
istnieje możliwość że po jakimś czasie rzuciłby cię biegając za następną
spódniczką. Za to Mariusz, choć wydaje się nieco nudny i sztywnawy to w
przeciwieństwie do Artura nie jest chłopcem a mężczyzną, więc jego uczucia są
bardziej stałe. Od razu widać, że jest odpowiedzialny i nie traktuje cię jak
zabawkę bo to prawdziwy dżentelmen. Poza tym jego posępne spojrzenie sprawia,
że wydaje się być bardziej tajemniczy i jednocześnie jakiś dziki, co pozwala
domniemywać że jego zachowaniu w łóżku nie brak nudy. A może się mylę?- Byłam
tak zaszokowana tym monologiem Kamili, że nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
Jak śmiała być jednocześnie tak bezczelna, tak śmiała, tak bezpośrednia że…
- …wróciłem. Przy okazji kupiłem wam po drinku.- Ku
mojemu zaskoczeniu Mariusz pojawił się w loży w nieco poważnym, czyli normalnym dla niego nastoju. Ale na pewno wcale nie
wydawał się być zły jak podejrzewałam po tym jak zostawił mnie bez słowa na
korytarzu.
- Super.- Kamila puściła mi oko tak jakby niewerbalnie
mówiąc: a nie mówiłam? W odpowiedzi wywróciłam oczami.
- Ja nie mam ochoty na alkohol, ale możemy iść
potańczyć.- Odezwałam się do Mariusza. Potem nie mogąc się powstrzymać na
szczerzącą się Kamilę. Idiotka, tak jakby Mariusz nie potrafił się bawić.
Przecież z pewnością…
-…Jeśli masz ochotę to idź. Ja dopiję sok.- Że co?
- Dopijesz go później.
- Twój chłopak chyba chce cię wystawić na pokusy,
Ewela.- Kama wyraźnie sobie nie odpuszczała.
- Wręcz przeciwnie. Ufam jej.- Odparł jej Mariusz, a
gdy na niego spojrzałam wyczytałam to w jego twarzy. I spłynął na mnie spokój.
Bo wcale nie chodziło tylko o wyjście na parkiet, ale o Artura o którym
rozmawialiśmy wcześniej. Byłam tego pewna.
- Naprawdę: gdy Ewelina cię rzuci to możesz być
pewny że będę na ciebie czekać.- Zażartowała Kamila. A przynajmniej tak mi się
wydawało. Bo jeśli to nie był żart to..- To co, idziemy Ewela?
- Tak.- Nie pozostawało mi nic innego jak wyrazić
zgodę.
Początkowo czułam się trochę drętwo i mimo słów
Mariusza rozczarowana. Bo co by mu szkodziło trochę ze mną zatańczyć? Miałam
nadzieję, że potem wyrwę go na parkiet. Nawet jeśli rzeczywiście był tu tłum
ludzi. Jednak już po kilku minutach poddałam się rytmowi muzyki i zaczęłam
pląsać; gdy poczułam obok siebie ruchy jakiegoś faceta miałam zamiar szybko
odejść gdzie indziej, ale to był tylko roześmiany i trochę zdyszany już Jasiek.
Bez wahania podałam mu dłoń i rozpoczęliśmy taniec. Potem zatańczyłam z
Witkiem, który choć wydawał się nie mieć poczucia rytmu (wywnioskowałam to po
jego sposobie poruszania się), to nie dotyczyło to parkietu, bo wywijał jak
szaleniec. W którymś momencie przy barze minął mi nawet Artur z Julitą, ale nie
skupiałam się na nich, więc szybko gdzieś zniknęli. A ja zaczęłam tańczyć z
nieznanym sobie, przyzwoicie wyglądającym facetem.
- Mogę cię prosić?- W pewnym momencie usłyszałam
obok siebie ukochany głos.
- Koleś, jeszcze nie skończyła się piosenka.
- W porządku Krystian, to mój chłopak o którym ci
mówiłam.
- Ach…szkoda. Nieźle wywijasz Ewelinko.
- Ty też.
- Krystian? Nieźle wywijasz? Ewelinko?- Powtórzył
Mariusz gdy tylko facet którego poznałam na parkiecie odszedł. Nie wydawał się
jednak być zły, raczej rozbawiony.- Chyba Kamila miała rację: nie powinienem cię puszczać samą na
parkiet.
- Co prawda to prawda. Ale nawiasem mówiąc uważam za miłe jeśli chłopak który
zaprasza mnie na imprezie do tańca najpierw się przedstawia a potem pyta o moje
imię. To oznacza, że jest jest sympatyczny i nie jest typowym podrywaczem.
- Przecież może to wymyślić.
- Niby po co? Przecież imię nie należy do danych
osobowych, co komu po nim?
- Tak robią wszystkie dziewczyny?
- Nie wiem, czemu pytasz?
- Bo może dlatego faceci to wykorzystują.
- Przesadzasz. Poza tym, to gdy tylko rozpoczął
lekki flirt oznajmiłam mu, że mam chłopaka, co pewnie jak zauważyłeś.
- Doprawdy?- Roześmiałam się umykając mu w tańcu, bo
właśnie rozpoczęła się nowa piosenka. Potem jednak przestałam się droczyć i zaczęliśmy
tańczyć. Mariusz z góry uprzedził mnie, że kiepski z niego tancerz, ale w rzeczywistości nieźle
dawał sobie radę. Daleko mu było do Witka, ale przynajmniej nie deptał mi stóp.
No i nie lubił się wygłupiać, a ja uwielbiałam to robić. Zwłaszcza przy nim. Z
biegiem czasu odnalazła nas Ola a potem zjawiła się Roksana; jeszcze później
Jasiek który poznał ładną blondyneczkę i tańczył z nią trzy razy pod rząd więc
wyraźnie musiała mu wpaść w oko oraz Kamila. Gdy spytałam ją co z naszą lożą
wyjaśniła, że teraz pilnuje jej Witek. Uspokojona zaczęłam tańczyć dalej. Nawet
nie zauważyłam gdy obok mnie i Mariusza zaczął pląsać Artur z Julitą, ale
widząc dziewczynę uśmiechnęłam się do niej. Rzeczywiście była bardzo ładna. Kilkakrotnie
widziałam ją na stołówce czy w recepcji firmy.
Około dwudziestej trzeciej muzyka nieco się zmieniła
i zaczęto puszczać mocno zmiksowane elektrycznie remiksy. I choć nie
przepadałam za tym, to jednak teraz rozbawiona wcześniejszymi pląsami od razu
zaczęłam się wygłupiać z Olą która zainicjowała taniec robota. Potem gdy
melodia zaczęła być jeszcze bardziej zwariowana zaczęłyśmy wywijać jak szalone
dookoła Mariusza i Janka (niestety w międzyczasie blondyneczka go opuściła).
Widziałam, że mój chłopak nie jest zachwycony zmianą dźwięków, dlatego nie
zdziwiło mnie gdy zaproponował powrót do loży by Witek mógł się zabawić. I choć
wiedziałam, że jako jego dziewczyna powinnam iść razem z nim to jednak chęć
zabawy przeważyła i zostałam na parkiecie. Poza tym Mariusz zapewniał mnie,
żebym się wyszalała. Dlatego szybko cmoknęłam go tylko w usta, a potem wróciłam
do tańca. I starałam się stłumić wyrzuty sumienia, iż teraz moje skrępowanie
całkowicie zniknęło. Nie znaczyło to, że wstydziłam się Mariusza, skądże. Tyle
tylko, że wygłupiając się z dziewczynami na parkiecie, wiedziałam że zachowuje
się dziecinnie. I nie chciałam aby pomyślał, że należałam do tych imprezowych
dziewczyn, które tańczą na stołach i piją na umór. Bo ja właściwie nie tykałam
alkoholi, ale co do tego tańczenia na stole…to kiedyś sprowokowana przegranym
zakładem to zrobiłam. Ale tłumaczy mnie fakt, iż miałam wtedy tylko 17 lat. No
i była to prywatna zamknięta impreza urodzinowa mojej koleżanki z liceum. A
poza tym barman zaraz mnie stamtąd ściągnął. Jej, nigdy nie opowiem o tym
Mariuszowi…
- Hej, powiesz Arturowi że poszłam oddzwonić gdyby
wrócił z baru? Miał nam przynieść drinki, ale dzwoniła moja siostra i muszę z
nią pilnie pogadać.- Usłyszałam w pewnej chwili głos Julity.
- Jasne.- Odpowiedziałam jej wracając do tańca. Przy
odrobinie szczęścia nie będę musiała tego robić. Tyle, że Chojnacki zjawił się
zaledwie trzy lub cztery minuty później, więc gdy zaczął rozglądać się za
Julitą i pytać o nią Roksanę sama do niego podeszłam tłumacząc jej zniknięcie.
Musiałam się przy tym mocno nachylić w jego stronę z powodu hałasu, więc z
łatwością wyczułam cuchnący od niego alkohol. Dlatego gdy pociągnął kolejny łyk
z trzymanej właśnie szklaneczki powiedziałam:- Nie sądzisz, że już wystarczy?
- Masz na myśli moją Mery? Skąd wypiłem dopiero trzy
czy tam cztery kolejki. Ta jest dla ciebie skoro Julity jeszcze nie ma.- Mówiąc
to podał mi szklaneczkę.
- Nie chcę.- Artur wzruszył ramionami.
- W takim razie więcej dla mnie.- Prawie
wyszarpnęłam mu naczynie z dłoni.
- Raczej nie. Jesteś kompletnie zalany.
- Jej, chyba za długo spotykasz się z moim kuzynem,
bo przejmujesz jego świętoszkowatość.
- Dziękuję za ten komplement. Ale proszę cię nie pij
już.
- Skoro tak ładnie prosisz…a propos: gdzie jest ten
twój idealny chłopak?
- Jeśli chodzi ci o Mariusza to wrócił do loży.
- I zostawił cię samą? Ze mną?
- Bawisz się w Czerwonego Kapturka i Wilka?
- Nie, ale mógłbym. Lubisz takie fantazje?
- Chyba naprawdę za dużo wypiłeś.- Odezwałam się
stanowczo. Bądź co bądź nie życzyłam sobie takich komentarzy.
- Może.- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko.- Ale i
tak ze mną zatańczysz, co?- Gdy stanowczo chwycił moją dłoń usiłowałam ją
wyszarpać.
- Artur…
- No co? Widziałem jak tańczyłaś z Jankiem i facetem
Kamili. Czemu ze mną nie chcesz?
- Bo jesteś pijany.- Była to tylko część prawdy.
- Ale z pewnością w takim stanie będę poruszał się
lepiej niż twój święty Mariusz po trzeźwemu. Pamiętasz nasze wygłupy w ośrodku
gdy pan Andrzej pokazywał nam stare płyty winylowe do gramofonu? Po tym
stwierdziłem, że jesteś najlepszą tancerką. Chodź, znajdziemy miejsce gdzie
będzie trochę luźniej.- Nie dając mi szansy na odpowiedź pociągnął mnie w prawą
stronę wciąż trzymając za rękę slalomem przemieszczając się między ludźmi. Nie
zwracał uwagi na to, że trzymany przeze mnie drink rozlewa się po podłodze. A
gdy w końcu się zatrzymał chwycił moją drugą dłoń wciskając komuś obok do ręki
pusty kieliszek. Widząc jak nieznajomy koleś bez słowa lekko zdezorientowany
odwraca się idąc w stronę baru nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Chociaż
Arturowi należałoby się obicie mu tej pięknej facjaty za taką bezczelność.
Początkowo nawet nie próbowałam udawać, że tańczę,
ale gdy Chojnacki zażartował że ruszam się gorzej niż Daria (która rzeczywiście
nie miała poczucia rytmu), odruchowo zaczęłam odpowiadać na jego ruchy. Poza
tym to był tylko taniec, prawda? Nie musiałam czuć się winna z powodu Mariusza.
Artur wcale nie był próżny mówiąc, że świetnie radzi sobie na parkiecie czego
doświadczyłam już wcześniej podczas wspomnianej wcześniej przez Chojnackiego
wizyty u pana Andrzeja w ośrodku. Miał naturalną grację i poczucie rytmu, do
tego mimo wzrostu (na moje oko miał z 185 cm), poruszał się lekko i sprężyście.
Przy nim nie musiałam się ograniczać: z łatwością mnie prowadził, obracał a
kilka razy nawet przechylił (gdy zrobił to po raz pierwszy myślałam że mnie
przewróci, ale widocznie tak jak mówił alkohol wcale nie zmniejszył jego
koordynacji, dlatego przestałam się obawiać upadku). A prawdę mówiąc to
całkowicie zatraciłam się w tańcu. Uwielbiałam to robić; uwielbiałam się śmiać,
chichotać, wybuchać rozbawieniem; uwielbiałam zachowywać się beztrosko i jak
mała dziewczynka choć paradoksalnie nigdy nie mogłam tego robić, bo po śmierci
rodziców- choć zabrzmi to nieco teatralnie- nastały dla mnie ciężkie czasu.
- I co prawda, że bawisz się lepiej ze mną niż z
nim?- Spytał Artur, a ja ze względu na panujący gwar go nie zrozumiałam.
Mrugnęłam więc tylko:
- Hm?- Wtedy Artur trochę zwolnił tempo tańca robiąc
obrót a potem przechylając mnie lekko. Wówczas szepnął mi praktycznie do ucha:
- Założę się o tysiąc złotych, że w tej chwili
ostatnie co zaprząta teraz twoją głowę jest twój boski chłopak.- Tym razem
doskonale usłyszałam to co powiedział i ochota do tańca z nim zdecydowanie mi
odeszła. Tyle, że widocznie Artur był na to przygotowany, bo moja poza
zdecydowanie nie pozwalała mi na natychmiastową ucieczkę. A on jak na złość
wciąż trzymał mnie przechyloną nad swoim ramieniem prawie pod kątem
dziewięćdziesięciu stopni.
- Puść mnie.- Zażądałam twardo próbując przekrzyczeć
tłum.
- Złościsz się bo miałem rację?- Zaśmiał się mi
prosto w twarz. Miałam ochotę go uderzyć za tę ironię, za to wciąż nie pozwalał
mi się wyprostować i musiałam czuć jego oddech pełen alkoholu, za to że kpił z
Mariusza, ale…ale przede wszystkim za to że mówił prawdę. Bo rzeczywiście na
kilkanaście minut całkowicie o nim zapomniałam.
- Mmylisz się.- Skłamałam jednak.- I puść mnie.
- Jesteś tego pewna?
- Oczywiście, że tak ośle!- Krzyknęłam mu prosto w
twarz…a potem jeszcze raz gdy spełnił moją prośbę (a raczej groźbę) na moment
zabierając spod moich pleców swoje przedramię. Nie byłam pewna czy by mnie
podtrzymał, więc zareagowałam instynktownie: objęłam go za szyję kurczowo się
go trzymając co spowodowało wybuch jego śmiechu. Gdy jednak zamierzałam ponowić
swój rozkaz w końcu pozwolił mi się wyprostować choć nadal nie wypuścił z
objęć.- Przestań, Artur. Tym razem to wcale nie było dla mnie zabawne.- Teraz
nie musząc obawiać się o własne bezpieczeństwo zdjęłam swoje ręce z jego szyi.
- Ależ było, Ewelina. Było. Było dla ciebie zabawne:
to jak wręczyłem jakiemuś chłopakowi twój pusty kieliszek po drinku, to jak
zaczęliśmy tańczyć, to jak żartowałem z twojej gracji innych rzeczy. Tylko nie
chcesz się do tego przyznać.
- Do czego Artur?
- Do tego, że przy nim tego nie czujesz.
- Niby czego? Zapachu alkoholu? Albo wiesz co: nie
odpowiadaj: nie chcę kontynuować tej kwestii i twoich pijackich wynurzeń.
- To wcale nie są pijackie wynurzenia i doskonale o
tym wiesz. I gdybyś w to wierzyła to wcale byś tu nie przyszła.
- Powinieneś poszukać Julity.- Zasugerowałam.
- Właśnie.- Podchwycił.- Mama pewnie powiedziała ci,
że zaprosiłem ją do domu, prawda? I dodała dwa do dwóch. Ale ty byłaś ciekawa
czy to prawda, co? Bo byłaś zazdrosna.
- To kompletna bzdura i dobrze o tym wiesz. Kocham
Mariusza.
- Powtarzaj to tak często aż może sama w to
uwierzysz. I marnuj z nim swój czas, bo jest taki doskonały. Tylko ty wcale nie
pragniesz doskonałości, prawda? Pragniesz szaleństwa, śmiechu, krzyku tylko dla
samej frajdy.
- Puść mnie!
- Nie mogę tego zrobić do cholery, bo inaczej
będziesz się okłamywać do końca życia. Minęło pięć miesięcy odkąd go poznałaś i
zaczęłaś się z nim spotykać, a trzy odkąd odkryłem iż to właśnie mój kuzyn jest
twoją miłością. Trzy piekielnie dla mnie ciężkie miesiące podczas których
wyobrażałem sobie co on może z tobą robić podczas gdy ja potrafię śnić o tobie
i twoich ustach; trzy miesiące podczas których dałem ci szanse na zrozumienie
iż święty Mariusz nie jest dla ciebie.- Mówiąc to poczułam jak jego wolna dłoń
(drugą ręką wciąż przytrzymywał mnie w pasie) dotyka mojego policzka z dużą
dozą delikatności. Ale to nie dlatego stałam jak zahipnotyzowana patrząc mu
prosto w oczy. Po prostu wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się działo naprawdę.
Że pośród tłumu ludzi na parkiecie on mówi mi takie rzeczy. Jego słowa
wywoływały we mnie przerażenie. Przerażenie nie nim, ale tego o czym mówił.-
Ale teraz już dość tego. Jeśli nie chcesz zrozumieć to ci to pokarzę.-
Właściwie wiedziałam do czego zmierzał; wiedziałam już wcześniej do czego
zmierzał fakt, iż pieścił ją twarz swoją dłonią. Dlatego nic nie
usprawiedliwiało faktu, że nie próbowałam się od niego odsunąć; no może z wyjątkiem
wciąż trwającego szoku.
- Odsuń się od niej.- Głos Mariusza, który zjawił
się na parkiecie obok mnie i Chojnackiego w końcu wyrwał mnie z transu. Zaraz
jednak poczułam zawstydzenie zdając sobie sprawę, że Artur wcale mnie już nie
trzyma a ja mogę bez problemu się od niego odsunąć. Rany, co mógł pomyśleć o
tym mój chłopak?!
- O, święty Mariusz. W samą porę niczym
średniowieczny rycerz na swoim rumaku ratuję damę swojego serca. Pytanie tylko
czy ta dama w swoim sercu ma tego samego rycerza.
- Daruj już sobie ten sarkazm. I nigdy więcej się do
niej nie zbliżaj, zrozumiałeś?- Spytał retorycznie w niezwykle groźny sposób.
Potem dodał do mnie łagodniej:- Chodźmy Ewelina.
- Wcale nie. Nie, nie, nie: nie żadne chodźmy.
Naprawdę nie widzisz, że ona cię nie kocha? Że przy tobie się męczy?- Pytał
dalej Artur.
- Artur nie wiem po co to robisz; po co mówisz te
bzdury, ale jeśli chcesz mnie zdenerwować to jesteś na dobrej drodze.-
Odpowiedziałam mu zamiast Mariusza.
- Bzdury? To co zaszło między nami na parkiecie też nazywasz
bzdurą?
- Tylko tańczyliśmy.
- A gdyby nie zjawił się twój dokonały facet właśnie
w tej chwili całowalibyśmy się z prawdziwą pasją.
- Jeśli zapomniałeś, to gdybyś mnie nie trzymał
uciekłabym zanim zacząłeś wygadywać te bzdury.
- Jeśli zapominałaś, to jakiś czas później wcale cię
nie trzymałem i zostałaś w moich ramionach z własnej woli.- Tym razem nie wytrzymałam: nigdy nikogo nie
uderzyłam, ale teraz byłam tak wściekła na to sugerował Artur, że prawie
chciało mi się płakać. Odepchnęłam go więc mocno uderzając dłońmi o jego klatkę
piersiową. Z pewnością bardziej efektywniejszy byłby cios w szczękę, ale z moim
marnym wzrostem raczej nie miałabym szansy zrobić tego dobrze.
- No dalej: możesz zaprzeczać i odpychać mnie ile
razy chcesz, ale w głębi swojego serca wiesz, że Maniek nie jest dla ciebie.
Nawet jeśli nie wiesz, że to ja nim jestem.- Powiedział chwilę później.
- Wiesz co? Nie mam zamiaru słuchać już tych bredni.
I Mariusz też z pewnością…- Nie dokończyłam, bo patrząc w bok zauważyłam, że
nie stoi już koło mnie. Rozglądając się dookoła zauważyłam jak toruje sobie
drogę prawie wychodząc już z parkietu. Ja zamierzałam zrobić to samo.
- Ewelina zostaw go.- Gdy Artur złapał mnie za dłoń
ze złością mu ją wyrwałam.
- Chrzań się. Nie potrafisz zrozumieć, że wcale cię
nie kocham? Ty jesteś tylko złotym chłopcem Artur. I wiesz co boli mnie w tym
najbardziej? Że to wcale nie chodzi o mnie, ale o spór między tobą a kuzynem. I
wykorzystujesz mnie do potyczki z nim.
- Wcale nie. Naprawdę cię kocham.
- Gdybyś mnie kochał to nie sprawiałbyś mi bólu i
nie zawstydzałbyś mnie swoimi komentarzami. Kiedyś naprawdę cię kochałam,
oczywiście tylko jako przyjaciela. Ale teraz nie jestem nawet pewna czy cię
lubię.- Z tymi słowami zagłębiłam się w tłum w poszukiwaniu Mariusza. Dotarłszy
do loży szybko zorientowałam się, że go tam nie ma, więc poszłam do baru. Tam
również go nie było. Pozostała mi więc tylko szatnia, ale nie wierzyłam by tak
po prostu odszedł i mnie zostawił…A jednak. Właśnie w tej chwili szatniarz
wydawał mu jego płaszcz. Nawet nie wciągając go na siebie wyszedł.
Ja zrobiłam to zaraz po nim głośno wołając jego
imię. Bałam się, że się nie zatrzyma, ale zrobił to.
- Dlaczego odchodzisz tak bez słowa? Naprawdę
zamierzałeś mnie tu zostawić?
- Zamierzałem tylko wyjść się przewietrzyć, bo w
klubie zrobiło się duszno. A ty niewątpliwie nie potrzebowałaś mojego
towarzystwa by kontynuować rozmowę o swoich uczuciach wobec Artura właśnie z
nim.
- Wcale tego nie robiłam, bo teraz nie mam już wobec
niego żadnych uczuć. A nawet kiedyś była to zwyczajna sympatia.
- Proszę, nie zachowujmy się jak dzieci, które
usilnie chcą przekonać rodziców że nie zjadły wszystkich cukierków. I wróć
lepiej do sali. Może i nie jest zimno, ale ty jesteś tylko w cienkiej sukience.
Gdy skończysz zabawę odwiozę cię do domu.
- Do diabła, nie zachowuj się w ten sposób. Nie
traktuj mnie protekcjonalnie jakbym była małą dziewczynką zbyt nieświadomą
konsekwencji swoich działań. Porozmawiaj ze mną.
- W tej chwili to nie najlepszy moment. Nie chcę się
z tobą kłócić.
- Ale ja chcę do cholery.
- Przestań przeklinać, ludzie się na nas gapią.
- No i bardzo dobrze. Może to w końcu zmusi cię to
jakiejkolwiek reakcji a nie tylko ukrywania swoich uczuć.
- Nie robię tego.
- Jak to nie? A teraz? Po prostu uciekasz nie chcąc
dopuścić do konfrontacji. Powiedz mi co tak naprawdę myślisz. Nienawidzę gdy
odgradzasz się ode mnie w ten sposób.- Sama nie wiem dlaczego mój głos zaczął
drżeć a w oczach stanęły łzy. Być może przeczuwałam, że tym razem ten nasz spór
nie skończy się żadną milczącą kłótnią. Albo miałam już tego serdecznie dość.-
Mariusz, proszę.- Gdy odwrócił się do mnie plecami nie poczułabym się gorzej
gdyby dał mi w twarz. Z powodu tego gestu bałam się nawet dotknąć jego
ramienia. A co jeśli odejdzie strącając moje ramię? – Mariusz?
- A więc dobrze: chcesz wiedzieć co myślę o tym
wieczorze, niespodziewanych spotkaniu z Arturem i twoim zachowaniu na
parkiecie?- Zaczął zupełnie niespodziewanie jednocześnie stając ze mną twarzą w
twarz.- Nie wiem. Nie mam pojęcia co mam o tym myśleć, Ewelina. I sądzę, że ty
też tak naprawdę tego nie wiesz.- Dodał wprawiając mnie w konsternację.
- Co to miało znaczyć?
- To, że Artur ma rację: jesteś tak samo żywiołowa jak on,
przy nim nie krępujesz się wyrażać swoich uczuć, świetnie się bawisz. Może
nawet odwzajemniasz jego uczucie, ale po trudnym okresie związanym ze śmiercią
rodziców pragniesz stabilizacji i bezpieczeństwa. A intuicyjnie wiesz, że tego
nie znajdziesz przy Arturze. Może mogłoby to nastąpić za kilka lat gdy stanie się odpowiedzialnym
mężczyzną, może nie nastąpi to nigdy. Ale na pewno nie dorósł do związku teraz. Dlatego ja jestem dla ciebie idealnym kandydatem.
- Sugerujesz, że kieruje mną wyrachowanie i chłodna
kalkulacja?
- Wcale nie.
- Więc co?
- Rozsądek. Dlatego choć Artur wydaje ci się być
bardziej pociągający i przy nim czujesz, że żyjesz to wolisz poświęcić to dla
spokoju, pewności i rodziny której po utracie rodziców pragniesz. Jak to
powiedziała Kamila, wybrałaś mnie, bo
wiedziałaś że jemu nie można ufać.
- Słyszałeś co wtedy wygadywała?
- O tym, że jestem nudny i sztywny?- Spytał
retorycznie Mariusz a ja widząc jakiś ból i rozgoryczenie w jego oczach poczułam się
jeszcze bardziej źle.- Tak. O tym, że w przeciwieństwie do Artura nie latam za
każdą spódniczką, że nie będę cię oszukiwał i jestem pewniakiem? Słyszałem
każde słowo.
- Wcale tak nie myślę.
- Wcale tak nie myślę.
- Może nie świadomie, ale gdzieś tak w głębi serca
właśnie tak jest. Zauważyła to nawet twoja przyjaciółka.
- Ona nie jest moją przyjaciółką! I to co
powiedziała to były brednie.
- Spójrz prawdzie w oczy Ewelina: przy mnie nie
zachowujesz się tak jak przy nim. Widziałem cię podczas tańca, jak rozkwitasz i
promieniejesz. Jesteś pełna pasji w tym co robisz i uwielbiasz zabawę. Jej, przecież ja nawet do tej pory nie miałem pojęcia jak uwielbiasz tańczyć.
- Więc się zmienię: tylko nie mów tego co chcesz
powiedzieć.
- Boże, ja wcale nie chcę byś się zmieniała.-
Odpowiedział mi szybko Mariusz z rzadko widywaną u siebie pasją. Potem położył swoje
dłonie na mojej twarzy i starł z nich spływające już łzy.- Dla mnie jesteś
idealna taka jaka jesteś: roztrzepana, zabawna, słodka, czasami złośliwa. Kocham
twoją spontaniczność, ale przy mnie ona gaśnie. I to cholernie boli choć
chciałbym zmienić się dla ciebie w idealnego mężczyznę. Nie wiem czy Artur to
potrafi, ale ja na pewno nie.
- Wcale nie.
- Ewelina, proszę: nie oszukuj sama siebie. Przynajmniej
w tym punkcie mój kuzyn miał rację. Dlatego…- Zaczął jakby dokończenie myśli
wiele go kosztowało. Zwłaszcza, że patrzył mi wtedy prosto w oczy. Potem po
prostu zabrał swoje ręce z moich policzków chowając je do kieszeni jakby
dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że tam wciąż tkwią.
- Dlatego co? – Spytałam smutno patrząc na niego zapłakanymi
oczami.- Rzucasz mnie?
- Sądzę, że nam obojgu przyda się teraz przerwa. Ty
wszystko sobie przemyślisz, a ja zajmę się zaległymi zleceniami. Ostatnio zbyt
wiele zrzuciłem na głowę Asi.
- Czyli to znaczy, że tak.- Powiedziałam z trudem. Potem spytałam:- Dlaczego mi
to robisz? Przecież wiesz, że to ciebie kocham. Musisz to wiedzieć.
- Przepraszam, powinniśmy skończyć tę rozmowę bo
wzbudza zbyt wiele niezdrowej ciekawości. Odwieźć cię do domu?
- Nie, chcę dokończyć tę rozmowę.
- Nie ma już nic więcej do dodania oprócz powlekania
tych samych wyrzutów. A gdy zaczniemy się oskarżać osiągniemy tylko to, że damy
się ponieść emocjom.
- A ty tego nie chcesz co? Bo wizerunek idealnego architekta
Mariusza ucierpi? Bo ludzie zobaczą że robię z siebie przez ciebie pośmiewisko?
Że uczestniczysz w skandalu?
- Ewelina…
- Nienawidzę tego w tobie, naprawdę. Tak mocno, że
mam ochotę cię uderzyć tylko po to by sprawić żebyś mi oddał; żeby wyzwolić z ciebie jakiekolwiek emocje.
- Przestań, proszę.- Widocznie zauważył, że zaczęłam
się nakręcać. Ale ja już nie mogłam tego zrobić nawet jakbym chciała. Wiele
razy oglądając filmy romantyczne i widząc w nich sceny rozstania zawsze nie
mogłam pojąć, jak główne bohaterki mogą tak deptać swoją godność. Jak mogą
poniżać się do błagania, krzyków czy lamentów; jak mogą tak bardzo pragnąć kogoś innego nawet kosztem siebie. A teraz
dokładnie to zamierzałam zrobić. I to na dodatek odpłacając Mariuszowi z
nawiązką.
- I wiesz czego jeszcze w tobie nienawidzę? Tej
beznamiętności. Tego, że nigdy nie wiem czy coś co zrobię ma dla ciebie
znaczenie czy nie; czy jesteś szczęśliwy czy przeraźliwie smutny, czy masz mnie
dosyć czy nie. Bo twoja twarz jest dokładnie taka sama. Jesteś niczym robot bez
uczuć, wyprany z jakichkolwiek emocji. Tak naprawdę w ogóle cię nie obchodzi to
czy będziemy razem czy nie. Dlatego tak po prostu z powodu jednego głupstwa ze
mną zerwałeś.
- Ewelina…
-…jeszcze nie skończyłam. Ale masz rację, to nawet
lepiej. Naprawdę. Zacznę spotykać się z Arturem zgodnie z twoją radą. I będę
sobie szczęśliwie mieszkała w kawalerce którą mi wynająłeś za twoje pieniądze. A co do tego teatru na który mieliśmy iść kilka tygodni temu
to spóźniłam się celowo: nie chciałam iść na ten durny spektakl. Nie znoszę
tragedii na scenie i melodramatów w kinie, bo uważam że życie jest wystarczająco
dołujące by musieć jeszcze znosić to na ekranie. I tak, dusiłam się przy tobie,
słyszysz? Dusiłam się.- Zakończyłam oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji. Ale
tak jak się spodziewałam nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego Mariusz spytał
mnie łagodnym, nieco obojętnym tonem:
- Odwieźć cię do domu?- Tego już było mi za wiele. To
było tak jakbym waliła w mur, nie ważne jak mocno próbowałam go zranić jego to
i tak nie bolało. A jeśli nawet to pewnie nie tak w połowie mocno jak mnie.
- Chrzań się. Jeśli masz ochotę stąd iść to idź. Ja
jeszcze trochę się pobawię.
- Ewelina…
- No co? W końcu bez ciebie mogę wreszcie zaszaleć
co?