Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 września 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XIII



Z powodu coraz lepiej i prężnie rozwijającego się związku z Tomkiem byłam pełna energii i wiecznie uśmiechnięta z czego czasami podśmiewała się Paulina. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi choć prawdę mówiąc cieszyłam się z tych docinków. Zakochiwanie się było bardzo przyjemne. Zwłaszcza, że mój mąż coraz bardziej mnie zaskakiwał. Pozytywnie trzeba dodać. Na przykład nazajutrz po naszym pocałunku przyniósł mi nowiutki fartuszek w serduszka. I choć był bardziej odpowiedni dla małej dziewczynki niż dla mnie, to jednak go nosiłam zamiast poprzedniego. Potem skombinował nagłośnienie przez które dzięki drobnej pomocy fachowców w montażu mogła sączyć się z głośnika muzyka sprawiając, że w cukierni było znacznie przyjemniej przebywać. Byłam mu za to bardzo wdzięczna choć jednocześnie tak drogie prezenty trochę mi się nie podobały. Nie chciałam by myślał, że czegoś od niego żądam czy oczekuję; było przecież wręcz przeciwnie, a kiedyś przecież o to mnie oskarżał. Co prawda jego praca w „Słodkim świecie” była dla mnie dużym odciążeniem to jednak nie kazałam mu tego robić. Tomek miał przecież pomyśleć o swoim zajęciu.
Któregoś dnia spytał mnie też o moją siostrę wyjaśniając, że gdy Wojtek o tym wspomniał zbladłam co jak czułam stało się i teraz. Ale śmierć Anity zwykle tak właśnie na mnie działała. Nie wdając się w zbytnie szczegóły wyjaśniłam tylko, że sześć lat temu zmarła w wyniku wypadku (choć czy przedawkowanie narkotyków można nazwać wypadkiem?) i wciąż bardzo to przeżywam. Że byłyśmy ze sobą bardzo zżyte i kochałyśmy się nie tylko z powodu pokrewieństwa. Zdziwiłam się, że Tomek wydawał się to rozumieć i mówić to co bardzo chciałam usłyszeć. Nie jakieś puste frazesy, że mi przykro czy na pewno jest w niebie, ale słowa że czasami tracimy kogoś bliskiego sądząc że tak wielkiej straty nie przebolejemy, choć jesteśmy w stanie tak zrobić. I że dopóki ten ktoś istnieje w naszej pamięci czy sercu dopóty jest szczęśliwy. Dopiero na końcu zrozumiałam, że mówił też o swojej zmarłej w jego dzieciństwie matce.
No i ostatnio poszedł ze mną do kościoła choć właściwie go o to nie prosiłam. Może to było z mojej strony naiwne, ale skoro mnie Bóg pomógł po śmierci siostry to wierzyłam, że jemu pomoże uporać się z amnezją i świadomością, że pamięć nie wróci. I chyba tak się działo, bo zrezygnował z terapii co powiedział mi z pewnym opóźnieniem. Wyznał, że skoro to tylko wyrzucanie pieniędzy w błoto to on nie zamierza tego robić. Poza tym dzięki mnie przekonał się, że utrata pamięci nie jest jeszcze końcem świata i mimo to może być szczęśliwy. Do tego wspiera go jego rodzeństwo no i Wojtek z którym odnowili swój przyjacielski kontakt.
Kilka dni później zaserwował mi kolejny prezent wręczając potężny bukiet kwiatów który z trudem mogłam unieść, a gdy powiedziałam mu, że przecież nie musiał mi go dawać odparł, że poważnie traktuje swoje zaloty. Roześmiałam się wtedy.
- A więc teraz się do mnie zalecasz?
- Tak.
- Nawet jeśli już jestem twoją żoną?
- Zwłaszcza wtedy. Poza tym to też praktyczny prezent.
- Kwiaty? Praktyczne?
- A jakże. Postawisz je na barze w cukierni, a gdy ktoś będzie je podziwiał będziesz go informować, że to od twojego kochanego męża.
- Na pewno nie.
- Więc ja będę to robił. Poza tym w ten weekend chciałbym cię gdzieś zabrać.
- To znaczy?
- Do mojej siostry. –Z trudem udało mi się powstrzymać jęk.- Ma imieniny i choć nie szykuje się żadna uroczystość to świetna wymówka byście się bliżej poznały i zaprzyjaźniły.
- Żartujesz? Przecież ona mnie nie znosi.
- Majka naprawdę jest bardzo fajna. Po prostu poznałyście się w niesprzyjających okolicznościach.
- Może, ale ona jako jedyna potraktowała mnie bardzo wrogo a nawet niegrzecznie jeszcze w samym szpitalu. Twój brat z bratową wykazali się wobec mnie zrozumieniem, a ona? Wciąż tylko powtarzała, że jeśli cię skrzywdzę będę miała z nią do czynienia.
- Cała Maja.- Skwitował z czułością, co mnie zirytowało. Dla mnie ta dziewczyna była może nie wrogiem, ale nieprzyjacielem a on traktował protekcjonalnie moje tłumaczenia o katastrofie gdy znajdziemy się w jednym pokoju i zaczniemy tłuc. Śmiał jeszcze z tego zażartować:
- Więc w tej walce będziesz miała większe szanse. Po prostu weźmiesz ze sobą swój tort i zatkasz jej nim usta.
- Albo wyłożę na twarz. Nie, naprawdę wolę z tym zaczekać.
- Nie dasz się namówić?
- Raczej nie.
- Nawet jeśli sprawię ci niespodziankę?
- Jaką znowu niespodziankę?
- Zobaczysz. To dopełni dzieła i zwieńczy moja zmiany które wprowadziłem w cukierni.- Nie dopytałam się co miał na myśli, bo znając go doskonale wiedziałam, że tylko czekał na ujawnienie się mojej kobiecej ciekawości by móc sobie ze mnie zadrwić. Ale nie ze mną te numery. Ja też potrafię być cierpliwa.
W międzyczasie, zauważyłam że cukiernię zaczął odwiedzać pewien gość. Gość który już wcześniej zachwalał moje wypieki, ale gdy zjawił się po raz trzeci w tym samym tygodniu i dwa w następnym wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Zwłaszcza, gdy ten ktoś zdumiewająco często patrzył wtedy na krzątającą się po sali Paulinę.
Podczas którychś z takich ukradkowych chwil musiałam przyznać, że Babecka była bardzo ładną dziewczyną. Może nie klasycznie piękną i jej nos z profilu wydawał się być lekko garbaty, ale twarz zdradzała posiadany charakter. Zresztą, przy bliższym poznaniu okazało się, że nie tylko sama twarz, ale i cała Paula. A Wojtkowi, bo o nim mowa wyraźnie się to podobało. Szkoda tylko, że wydawała się być głucha i ślepa na próby flirtu Wojciecha, który potrafił spędzić przy stoliku prawie godzinę to zamawiając ciasto, to ptysie a potem jeszcze owocowe ciasteczka czy muffinki. Ostatnio było mi go nawet trochę żal. Przecież po takiej porcji deserów z pewnością było mu niedobrze, a to wszystko dla obojętnej Pauliny. Po dzisiejszej wizycie zauważyłam nawet, że to coś więcej; ona nie tylko była obojętna; ona była też zwyczajnie niezadowolona z konieczności obsłużenia Wojtka. Trochę tego nie rozumiałam: w końcu był naprawdę bardzo miłym facetem i nawet jeśli zainteresowałby się nią na płaszczyźnie damsko- męskiej byłoby to dla niej bardzo wskazane- zwłaszcza po tym co spotkało ją z tym całym Marciniakiem. W duchu bardzo im kibicowałam. Ale ona była wyraźnie zdenerwowana. Miała mu nawet za złe, że zostawił jej pięćdziesiąt złotych napiwku.
- Pieprzony bogacz.- Prychnęła kończąc opowiadać mi o jego zachowaniu jednocześnie przynosząc stos brudnych naczyń do umycia i biorąc czyste. Ignorowała przy tym fakt, że kiedyś to ona należała do grupy owych pieprzonych bogaczy jak się wyraziła.- A ja nawet nie mogłam mu tego rzucić w twarz, bo potrzebuję kasy.
- Nie przesadzasz trochę?- Zasugerowałam.- Myślę, że mu się po prostu podobasz. Nie widziałaś jak patrzył na twoje nogi gdy krzątałaś się po sali.
- A więc jest jeszcze żałośniejszy niż sądziłam.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo to przyjaciel tego idioty.- Znałam ją już na tyle by wiedzieć kim jest owy idiota.
- Masz na myśli swojego byłego narzeczonego?- Upewniłam się jeszcze.
- Jasne, że jego. A niby kogo?
- Nie wiem. Ale jakoś trudno mi uwierzyć, że Wojtek mógłby się przyjaźnić z Marciniakiem.
- A jednak. Ale teraz przynajmniej już wiem skąd moi znajomi wiedzieli gdzie pracuję by móc mnie gnębić.
- Paula, chyba nie sądzisz że to od Wojtka?
- Nie, nie sądzę bo to wiem. Wszyscy są tacy sami i bardzo się cieszę, że skończyłam z takim życiem nawet jeśli w zasadzie zostałam z niego wykopana na zbity tyłek. Ale przynajmniej doceniłam czym jest prawdziwe życie.
- Paula, przykro mi. Pogadam z Wojtkiem i dyskretnie wypytam. Chociaż i tak nie wydaje mi się by on…
- Daj spokój, nic nie rób. Mnie to totalnie wisi choć nieźle wkurza. I nawet nie chce mi się o tym gadać. Spadam na salę.
- Jasne.- Rzuciłam jej na odchodnym czując się trochę niezręcznie. Zachowywałam się jak przedszkolak widząc chłopca i dziewczynkę z miejsca sądząc, że do siebie pasują. A przecież nie znałam Wojtka zbyt dobrze: do tej pory kilkakrotnie z nim rozmawiałam na dość błahe tematy. I na dodatek krótko. Po wyglądzie Marciniaka w życiu nie domyśliłabym się takiej podłości o jaką oskarżała go Paula a jednak to zrobił. Pomyliłam się też co do pierwszego wrażenia co do Dawida. No i jeszcze parę tygodni temu wydawało mi się, że wobec Tomka. Ale to nie zmieniało faktu, że nie byłam najtrafniejszą znawczynią ludzkich charakterów. Chociaż Wojtek i przyjaźń z gnidą Marciniakiem? Nie, to i tak mi nie pasowało. Dlatego postanowiłam podzielić się ze swoim spostrzeżeniem z Tomaszem.
On mnie jednak uspokoił. Mówił, że Wojciech chodził z narzeczonym Pauli do liceum i nawet mieszkali w jednym pokoju, ale od tego czasu raczej nie są przyjaciółmi. Na potwierdzenie dodał, że sam Wojtek nie wyrażał się o Marciniaku zbyt pochlebnie.
- Po swojej pierwszej wizycie gdy rozmawialiśmy o Babeckiej, bo nie miał pojęcia, że ona tam pracuje, powiedział że dobrze że się nie pobrali. Że to zwyczajny podrywacz i wieczny chłopiec ganiający za spódniczkami i nowymi wrażeniami, że rodzice rozpuścili go do szpiku kości i takie zachowanie pomimo upływu wieku nie wywietrzało mu z głowy. No i żal mu było Pauliny. Nie sądzę więc, by donosił mu o jego niedoszłej żonie czy nawet pseudo przyjaciółkom Pauli. Po prostu skądś musiały się dowiedzieć i najpewniej od samego niego.
- Bardzo mi jej szkoda.- Stwierdziłam wtedy choć doskonale o tym wiedział.- Teraz jest taka smutna. I ten mężczyzna wciąż nie daje jej spokoju nasyłając innego by się z nią kontaktować.
- Mówiła ci o tym?
- Nie, ale przecież mam oczy i widzę. Ona nic mi nie chce powiedzieć. Chyba woli zmagać się z tym sama.
- Więc jej na to pozwól. Paula jest silna, ale nie głupia. Gdy będzie potrzebować pomocy to o nią poprosi, jestem tego pewny. A tymczasem ty, wiecznie współczująca i empatyczna osobo przestań się tym martwić. Wiem, że chciałabyś zbawić cały świat, ale to niestety nie jest takie proste.
- Nie chcę zbawiać całego świata. Tylko Paulinę.
- Czyżby? Chcesz pomóc mnie, martwisz się o Agnieszkę, Izę która tu teraz pracuje. A to są przecież dorośli ludzie.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Wcale nie. A jeśli już chcesz wiedzieć to kolejna cecha dla której cię uwielbiam.
Uwielbiam, powtórzyłam w myślach delektując się tym słowem. Może to jeszcze nie była miłość, ale coś co wykraczało kategorię „bardzo lubienia”. Uśmiechnęłam się na myśl, że to słowo niosło mi również nadzieję.
W weekend, choć już prawie zapomniałam o niespodziance o której wspominał mój mąż, to jednak w sobotnie popołudnie zostawiając na zamknięciu w cukierni Paulę samą, razem udaliśmy się w przejażdżkę samochodem w nieznanym mi wcześniej kierunku. Jak się potem okazało był to duży sklep dekoratorki, w którym Tomek zamówił kilka rzeczy: między innymi nowe obrusy na stoliki, małe wazony na kwiaty w tym samym kolorze i duży obraz na ścianę. Do tego dzwoneczek na drzwi informujący o przyjściu następnego gościa. I choć tak jak poprzednio te prezenty wywołały u mnie chęć sprzeciwu to jednak przyjęłam je z radością. Choć nakazałam mu niczego już więcej mi nie kupować. Teraz to ja powinnam o czymś dla niego pomyśleć. Trudno, może i pieniądze od anonimowego nadawcy nie były najlepszym źródłem, ale mimo wszystko mogły posłużyć szczytnemu celowi. A takim było kupno prezentu dla Tomka.
Na razie jednak uradowani wybraliśmy się do pizzerii na kolację. Tomasz chciał iść do restauracji, ale ja w przeciwieństwie do niego nie miałam na sobie koszuli i ciemnych dżinsów a zwykle sztruksowe spodnie i przydługi sweterek. Wolałam więc nie jeść w eleganckim miejscu. Poza tym jedzenie pizzy wśród grupki hałaśliwych nastolatków też miało swoje dobre strony. No dobra, może i nie miało ale przynajmniej mogliśmy się z czegoś pośmiać.
Gdy wróciliśmy wieczorem do cukierni, było już po dziesiątej, więc Paula która już dokładnie wysprzątała wnętrze cukierni poszła do domu. Tak więc byliśmy sami. Od razu sprawdziłam jak komponują się nowe wzory obrusów z kolorem ścian i podłogi. Do tego już widziałam, że powieszę obraz nad barem, bo będzie tam idealnie pasował.
- Cieszę się, że ci się podoba. Trochę się tym martwiłem, bo takich kwestiach raczej nie mam gustu, ale Maja trochę mi pomogła.
- Żartujesz? I w ten sposób zniszczyłeś całą moją radość.- Powiedziałam udając jęknięcie.
- Daj spokój, mówiłem ci że moja siostra tak jak i brat bardzo cię lubią.
- Akurat. Jestem pewna, że ona mnie nie znosi.
- Dobra, porzućmy więc ten temat  bo widzę że już się nakręcasz.
- Wcale nie. I nie patrz na mnie w protekcjonalny sposób. Jestem pewna, że musiałeś ją do sklepu zaciągnąć wołem bo sama z własnej woli mogłaby pomóc wybrać dla mnie  tylko trumnę.
- Teraz już dramatyzujesz.
- Troszeczkę. Ale swoją drogą ten obraz jest śliczny.- Postanowiłam zmienić temat.
- Też mi się podoba. Nie tylko za wizerunek, ale sposób pociągnięcia pędzlem.
- A może namalujesz mi coś swojego?
- Raczej nie byłoby takie ładne jak ten widok.
- Dla mnie by było.- Odparłam całkiem szczerze. Zauważyłam, że moja odpowiedź ma głębsze znaczenie dopiero wtedy gdy spojrzał na mnie ciepło z delikatnym uśmiechem.
- Choć tu do mnie na chwilę.- Poprosił, bo gdy ja podekscytowana latałam po całej cukierni rozkładając obrusy i inne zakupione rzeczy on przyglądał mi się z pobłażliwością typową dla rodziców, który kupili swoim dzieciom upragniony prezent. Jednak spełniłam jego polecenie, a potem zatonęłam w mocnym uścisku gdy mnie objął. Odwzajemniłam mu się po chwili wahania.
- Cieszę  się, że mogłem cię uszczęśliwić.
- Przecież wiesz, że cukiernia jest dla mnie wszystkim. Prawdę mówiąc miałeś dość łatwe zadanie.- Zażartowałam ponownie. Potem Tomek delikatnie mnie od siebie odsunął jak się potem okazało tylko po to, by widzieć moją twarz w reakcji na zadane przez siebie pytanie:
- Tylko cukiernia?- Wiedziałam o co pyta i bałam się odpowiedzieć. Właściwie w czasie tych ostatnich czterech tygodniu robiliśmy razem wiele rzeczy, ale unikaliśmy tematu swoich uczuć. Ja robiłam to nawet sama przed sobą. Ale teraz chyba nie mogłam tego dłużej robić.
- Przecież wiesz, że nie.- Odpowiedziałam mu cicho. Nie zdawałam sobie sprawy, że spuściłam przy tym głowę jakby w oznace zawstydzenia dopóki nie poczułam jak jego kciuk podnosi z powrotem moją brodę do góry.
- Więc…wybaczyłaś mi to jak cię potraktowałem?
- Oczywiście, że tak. Zrobiłam to już dawno temu.
- Wiesz, w tym tygodniu jadę obejrzeć nowe mieszkanie. Widziałem jej już na zewnątrz, ale bardzo mi się spodobało. Sądzisz, że gdy mi się spodoba i zdecyduję się je kupić lub wynająć to mogłabyś zamieszkać tam razem ze mną?
- Jesteś pewny, że tego chcesz?
- Tak. Nie chce już dłużej czekać.
- A co z twoim ojcem i regułą przekory?
- Nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Chyba jego wpływ na mnie się skończył.
- Mówisz prawdę?
- Tak. Przecież obiecaliśmy sobie szczerość i zaufanie, prawda?- Skinęłam głową.- Więc co mi odpowiesz?- Wahałam się dłuższą chwilę choć jego słowa sprawiły mi dużo radości.
- Chcę tego. Tylko nie wiem czy jeszcze jest ten czas.
- Wolałabyś więc jeszcze poczekać?
- Prawdę mówiąc tak. Układa nam się dopiero od miesiąca, nadal jesteśmy w fazie wzajemnego poznawania się czy tam zalotów jak to nazywałeś. Może i przesadzam, ale prawdę mówiąc wciąż się boję.
-  Nie zranię cię Aniu. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię. Ale jeśli się boisz…to wiedz, że uszanuję każdą twoją decyzję. A jeśli zamieszkamy razem to nie musimy od razu robić tego jako małżeństwo.
- Jak to?
- Będziemy spać w osobnych pokojach jak lokatorzy, ale mimo to spędzać ze sobą całe dnie. Chciałbym to robić. Nie lubię się z tobą rozstawać nawet ani na sekundę.
- W takim razie jeszcze to przemyślę.
- Mam nadzieję, że twoja odpowiedź mnie zadowoli.- Powiedział jeszcze, a potem już nie wracaliśmy do tego tematu. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, a po niecałej godzinie Tomek wyszedł. Zanim jednak do tego doszło wycisnęłam na jego ustach soczystego buziaka z którego był bardzo zadowolony. Ja zresztą też.
Jednak jak to zwykle bywa gdy na horyzoncie pojawia się happy end, coś powoduje że się oddala. Tym czymś była środowa wizyta mojego teścia Władysława Kamińskiego. Wtedy nie było ze mną Tomka, bo umówił się właśnie na oglądanie mieszkania, ale za to była Paula, która zareagowała z taką samą nerwowością na widok staruszka tak jak podczas jego ostatnich odwiedzin. Była sztywna jakby połknęła kij tak jak i poprzednim razem w towarzystwie starszego pana.
W ogóle nie miałam pojęcia po co przyszedł tu tym razem, ale nie owijał niczego w bawełnę. Już po kilku wstępnych zdaniach przywitania oznajmił, że jesteśmy już z Tomkiem małżeństwem już od ponad czterech miesięcy więc powinniśmy w końcu pomyśleć nad kierunkiem rozwoju naszego związku.
- Chodzi mi o to…- Zaczął.- …że najwyższy czas oficjalnie wprowadzić cię do naszej rodziny. Do tej pory chyba tylko Majka i ja wiemy o waszym małżeństwie z Tomaszem, pora żeby o tym fakcie przekonała się cała moja…a raczej nasza najbliższa rodzina a potem dalsza i cała reszta. Ale wszystko w swoim czasie. Na razie chciałem zaprosić cię na oficjalną kolację  pojutrze o siódmej wieczorem w moim domu. Naturalnie razem  z mężem.
- Ale nie wiem. Muszę porozmawiać z Tomkiem. Na dodatek cukiernia…
- To tylko trzy godziny. I mój syn wyraził już zgodę.
- Czy to będzie duża kolacja?- Ośmieliłam się zapytać.
- O nie, dość kameralna, tak jak mówiłem tylko najbliższa rodzina. Ja i moja żona, córka z mężem (Boże, a więc znów spotkanie z Majką) oraz ty z Tomaszem. Miałem jeszcze nadzieję zaprosić mojego drugiego syna wraz z  synową, ale jak pewnie wiesz niedawno zostali rodzicami i nie sądzę by zdołali przyjść zostawiając dzieci same.
- Tak, doskonale o tym wiem.
- Świetnie, w takim razie jesteśmy umówieni?- Nie przychodziła mi do głowy żadna wymówka. Poza tym właściwie nie było powodu by ją w ogóle stosować. Bo skoro Tomek się zgodził…
- Chyba tak. I bardzo dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co. W końcu teraz należysz do rodziny. Choć trzeba będzie pomyśleć o ślubie kościelnym. A może już ustaliliście z Tomaszem datę?
- Ja…to znaczy my…rozmawialiśmy o tym.- Jej, dlaczego tak trudno mi kłamać? Do tej pory szło mi znacznie lepiej.- Ale nie ustaliliśmy jeszcze żadnych szczegółów.
- Tomasz nadal nic nie pamięta?
- Niestety.
- No cóż, takie jest życie. Widzę, że trochę odnowiłaś wystrój tego miejsca. Wygląda znacznie lepiej.
- Tak. Tomek mi pomógł.
- Tomek.- Powtórzył tylko. Potem spojrzał w jakiś punkt przed sobą co nieco zbiło mnie z tropu. Kilka chwil później jednak przeniósł wzrok na mnie.- Nie będę ci już zabierał więcej czasu. W takim razie do widzenia i mam nadzieję, że spotkamy się na piątkowej kolacji.- Pożegnał się z szerokim uśmiechem.
- Do widzenia.- Odpowiedziałam mu. Odruchowo skierowałam wzrok na Paulę która przypatrywała mi się z niepokojem. Uśmiechnęłam się do niej dając tym gestem do zrozumienia, że wszystko w porządku i wcale nie musi się o mnie martwić. Wydawało mi się, że odetchnęła z ulgą. Jej co z nimi wszystkimi jest? Tomek, Agnieszka, Paulina…oni wszyscy uważają pana Władysława za jakiegoś potwora.
Szkoda tyko, że ja widziałam w nim miłego starszego mężczyznę i tak łatwo dałam się zwieść pozorom, które tak skrzętnie przede mną roztaczał. I już dwa wieczory później przyszło mi za to zapłacić.
Tyle, że wtedy nie miałam o tym zielonego pojęcia.
Z umiarkowaną radością podchodziłam do spotkania mającego mnie wprowadzić do rodziny Kamińskich jako żonę Tomka. On sam, gdy po powrocie opowiedziałam mu o wizycie ojca był tym trochę zagniewany. Przyznał, że ojciec wspominał mu o kolacji, ale Tomasz odparł mu dość wymijająco, bo nie miał na to specjalnej ochoty. Przeczuwał, że zamiary jego ojca mogą być zupełnie inne niż sądzi.
- Więc uważasz, że nie powinniśmy tam iść?- Spytałam go wtedy jeszcze wciąż nie rozumiejąc jego obiekcji.
- Nie, wręcz przeciwnie. Musimy to zrobić, bo inaczej nie dowiemy się czego tak naprawdę chce. Choć nie sądzę by chodziło mu o kolację. Najpewniej odkrył coś z czym chce się podzielić. Albo po prostu wybadać sytuację między nami.
- Więc nadal nie wierzysz w jego akceptację. Mówiłeś, że reguła przekory w waszym przypadku nie ma już dla ciebie żadnej mocy.
- Bo to prawda. Ale mimo to wiem, że on coś knuje. Wkurza mnie tylko to, że nie mam pojęcia co. Dlatego nie pozostaje nam nic innego jak tylko się przekonać.
W piątkowy wieczór wcale nie byłam zdenerwowana. Może trochę zbita z tropu gdy już w posiadłości Kamińskich zauważyłam, że zarówno pani Małgorzata (macocha Tomka) jak i Maja mają na sobie wieczorowe suknie, a ja zwyczajną białą koszulę z ołówkową spódnicą przez co przypominam raczej pensjonarkę ze szkółki. (Żałowałam, że wcześniej nie pomyślałam o stroju.) No i potem gdy zostałam wprowadzona do dużej przestronnej jadalni której wówczas do tej pory nigdy nie widziałam z suto zastawionym stołem owocami morza, wymyślnymi potrawami i wielokrotnością sztućców. Czułam trochę rozbawienie pomieszane z myślą co ja to robię uświadomiwszy sobie, że coś takiego mogłam oglądać tylko na filmach i w hotelu Sobieskim gdzie odbywałam miesięczne praktyki. Ale żeby teraz tak dla mnie? Do dobra, może nie całkiem dla mnie, ale między innymi. Przypomniałam sobie własne posiłki w domu: zazwyczaj na śniadanie mama robiła naleśniki albo jajecznicę, obiad zwykle składał się z zupy, a kolacja którą zawsze uznawałam za wymyślniejszą była zazwyczaj jakąś zapiekanką mięsną lub zrazami kiedy miała więcej czasu na to by coś wymyślić, bo praca w gospodarstwie pochłaniała jej masę czasu. W dodatku jeszcze kilka lat temu było sporo większe niż obecnie.
- Norbert? Co ty tu robisz?- Spytałam dość głośno z prawdziwym zaskoczeniem i radością widząc siedzącego już przy stole młodego mężczyznę. W końcu gdy nie miałam jeszcze pojęcia o bogactwie Tomka on pracował razem z nim przy przeprowadzkach. Na mój widok się uśmiechnąć choć znaliśmy się dość krótko i to właściwie za pośrednictwem mojego męża. Ale najwyraźniej widok jednej znajomej twarzy pośród wielu innych był mu pociechą.
- Ania, Tomek? Świetnie was widzieć. A co do pytania to sam właściwie nie wiem…
- To jest właśnie ta moja niespodzianka.- Dokładnie w tej chwili zabrzmiał głos Władysława Kamińskiego.- Przedstawiam wszystkim Norberta Kaczmarka, znajomego mojego starszego z ostatnich miesięcy. Razem pracowali przy organizowaniu przeprowadzek.- Czy tylko mi się wydawało czy gdy to mówił w jego oczach pojawił się szyderczy błysk tak jakby pogardzał tym zajęciem? Nie, niechęć którą czuli otaczający mnie ludzie do tego staruszka którego nazywali antypatycznym spowodowała u mnie siłę sugestii. Przez to teraz ja doszukiwałam się czegoś czego w jego oczach nie było. Przecież jego głos był pełen ciepła. Choć może i trochę pogardza tak zwyczajną profesją; w końcu sam do niedawna był prezesem największej firmy budowlanej w Polsce póki nie przekazał steru młodszemu synowi.- Dzięki niemu poznamy kilka okoliczności z jego ostatnich miesięcy życia. I może on sam czegoś się dowie?
- Może najpierw zapytalibyśmy jego o zdanie, co?- Wtrąciła się Majka. Musiałam przyznać, że mimo iż za nią nie przepadałam to wobec Tomka zachowywała się prawidłowo i byłam jej za to wdzięczna.
- Ależ proszę bardzo.- Odpowiedział Tomasz lekko kpiarsko. Jednak jak zauważyłam był trochę zaniepokojony.- Jestem bardzo ciekawy co znów przygotowałeś. Okaże się, że w czasie ostatnich pięciu lat handlowałem narkotykami? A może włamałem się do sklepu komputerowego?
- Tomasz.-Tym razem głos zabrała pani Małgorzata.- Nie zachowuj się tak wobec ojca.
- Najmocniej przepraszam.- Zwrócił się do niej już bez ironii. Potem spojrzał na Norberta. Ten zrobił lekko niepewną minę.- Żartowałem…kolego.
- No tak, tego się mogłem po tobie spodziewać, druhu.- Norbert nieco jowialnie klepnął Tomka w plecy co wypadło nieco nie na miejscu, ale on najwyraźniej tego nie zauważył. Niezrażony ciągnął.- Ty to nieźle się kryłeś ze swoją kasą. Chociaż ta twoja bryka była niezła. Ale ta chata…to znaczy dom, po prostu cudo.
- Tak to prawda.- Starałam się jakoś załagodzić jego nietaktowne zachowanie. Cieszyło mnie przynajmniej to, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Ja na jego miejscu spaliłabym się ze wstydu.
Kilka minut później zajęliśmy miejsca. Wydało mi się nieco dziwne, że mój mąż miał siedzieć naprzeciw mnie a nie obok, ale w sumie nie znałam dokładnie hierarchii zajmowania pozycji przy stole. A wszystko wskazywało na to, że to będzie bardzo oficjalny wieczór.
Zaraz po zajęciu miejsc głos znów zabrał Władysław Kamiński wznosząc toast za mnie i Tomka. Sądziłam, że wspomni coś o naszym małżeństwie ale nie zrobił tego co zbiło mnie z tropu. W  końcu taki miał być cel tej kolacji, prawda?
Szkoda, że nie zwróciłam na to uwagi wcześniej i nie przerznęłam gdzie pieprz rośnie.
Bo potem było już tylko gorzej.
Zaczęło się od wymyślnych dań. Naturalnie skończyłam szkołę gastronomiczną, która notabene była jedną z lepszych tego typu placówek w okręgu. W dodatku lubiłam nie tylko pieczenie, ale i gotowanie więc nauka nie sprawiała mi właściwie wielu trudności. Nawet parę razy brałam udział w jakiś konkursach. Z tego powodu wiedziałam jak posługiwać się danym typem widelcem, którego użyć kieliszka do białego wina czy talerzyka do deseru. Nawet umiejętne pokrojenie homara nie zajęło mi trudności, choć Norbert nie miał o tym zielonego pojęcia z powodu czego mu współczułam. Czy zaprosił go tylko po to by się z niego ponaśmiewać? Albo nawet pan Władysław nie zdawał sobie znaczenia z faktu, iż Norbert jako prosty człowiek nie będzie miał o tym zielonego pojęcia.
Zaraz po posiłku a więc przystawce, głównym daniu, przekąskach i deserze zorientowałam się jednak do czego to wszystko zmierza. Bo to wcale nie jego chciano ośmieszyć.
- Może powiesz nam coś o sobie Aniu. Skąd właściwie pochodzisz?- Spytał mnie pan Władysław.
- Z małej wsi niedaleko Warszawy.- Opowiedziałam szczerze i wtedy jeszcze ani trochę nie zaniepokojona.
- Ach tak. A kim są twoi rodzice? Prowadzą jakiś biznes?
- Nie, to znaczy właściwie tak. Mają gospodarstwo agroturystyczne.
- Ach tak, rolnicy.- Powtórzył znów.- A twoje wykształcenie? Jakie skończyłaś studia?
- Skończyłam szkołę gastronomiczną. Technikum.
- A potem?
- Potem nie kształciłam się dalej. To znaczy poszłam do pracy.
- Rozumem. A twoje rodzeństwo? Może jesteś jedynaczką?- Przy tym pytaniu się zawahałam. Nawet nie z powodu bolesnych wspomnień, ale raczej wymownej ciszy panującej dokoła.
- Nie ma rodzeństwa, bo jej jedyna siostra nie żyje.- Odparł za  mnie Tomek lekko zirytowanym głosem dzięki czemu trochę odzyskałam nad sobą panowanie.
- Och bardzo mi przykro. Nie miałem pojęcia.- Powiedział pan Kamiński.
- Jasne, że  nie miałeś.- Parsknął sarkastycznie Tomek sugerując swoim tonem coś kompletnie przeciwnego niż swoje słowa, a ja rzuciłam mu karcące spojrzenie. Bo może niepotrzebnie się tak unosił? W końcu skąd pan Władysław miał mnie znać i wiedzieć, że jego ostatnie pytanie sprawiło mi ból?
- To był jakiś wypadek?- Drążył.
- Może przejdziemy do salonu a ty skończysz te wypytywania co?- Znowu wtrącił się Tomek.
- Nie rozumiem czemu się tak unosisz. Chcę tylko bliżej poznać Annę. Ona się na mnie nie gniewa prawda?
- Oczywiście, że nie.- Skłamałam biorąc do ust pierwszy łyk wina. Do tej pory wcale nie piłam: po ostatnich doświadczeniach pod klubem w którym pijana poznałam Tomka składając mu niemoralną propozycję nie zamierzałam powtarzać tego doświadczenia. Ale teraz czułam, że muszę coś zrobić z rękoma.
- Widzisz? Ale skoro tego chcesz…uszanuję to synu. Norbert może teraz ty nam coś opowiesz? W końcu przyjaźniłeś się z Tomkiem w kilka miesięcy temu.
- Tak, ale głównie razem pracowaliśmy. Tomek był bardzo skryty, niewiele mówił o sobie.
- Ale znasz Annę, prawda? Poznali się jak ty już się z nim znałeś prawda?
- Tak.
- Świetnie. Więc może znasz szczegóły i nam o nich opowiesz?
- Z chęcią. To właściwie zabawna historia.- Norbert zaśmiał się, a ja mimo iż jeszcze nic nie powiedział zdawałam sobie sprawę z nadciągającej katastrofy.- Postanowiliśmy iść z pańskim synem to znaczy Tomkiem do klubu trochę się zabawić. Na miejscu trochę stracił zainteresowanie; ja wszedłem więc do środka, a on wyszedł do pobliskiego park u i tak zobaczył Anię. Podobno była nieźle pijana, a przynajmniej tak mi opowiedział potem Tomasz.- Ponownie się roześmiał,  a ja przymknęłam oczy. Nie, to nie może się dziać naprawdę. Przecież nawet ktoś tak niedomyślny jak Norbert musi mieć trochę taktu i przyzwoitości. Niestety, najwyraźniej nie miał. Dla niego jak się wyraził cała ta sytuacja była tylko zabawna. – No i on potem mówił ,że chciał odejść ale ona spytała się go czy chce iść z nią do łóżka i razem pojechali do jego domu. Nieźle co? Prawdziwie romantyczna historia: miłość od pierwszego wejrzenia.- Słysząc jego ostatnie słowa miałam ochotę się roześmiać. Romantyczna historia? Naprawdę tak to widział jego ograniczony umysł? Bo nie sądziłam, że mógłby być aż tak perfidny mówiąc to wszystko z premedytacją. Norbert taki nie był. Ale jego głupota nie była usprawiedliwieniem.
- Przepraszam, powinnam już iść.- Odezwałam się korzystając z ciszy czując, że zaraz wybuchnę. Te wszystkie dania, talerze i sztućce miały za zadania tylko mnie ośmieszyć pokazując jak bardzo jestem prowincjonalna. Tyle, że Kamiński nie przewidział iż dzięki szkole gastronomicznej będę potrafiła trafnie się nimi posługiwać. Przygotował jednak drugą rundę: pytania dzięki którym okazywałam się biedną zwyczajną dziewczyną. Byłam też pewna, że znał przyczynę śmierci Anity i nie bał się wykorzystać nawet tak bolesnego szczegółu. Ale gwoździem programu było zaproszenie tu Norberta; jego opowieść pokazała, że jestem pustą imprezowiczką sypiającą z dopiero  co poznanym facetem na imprezie w klubie. Najgorsze było to, że gdyby Tomek mnie wtedy nie powstrzymał naprawdę bym się nią stała.
- Nie wstawaj, Anno.- Słysząc głos Władysława Kamińskiego poczułam dreszcz. Co szykował tym razem? Czy jeszcze mu nie dość?- Nie masz powodu do zakłopotania, prawda? Wszyscy doskonale rozumiemy: szał młodości, alkohol, zauroczenie…Poza tym jeszcze miałaś powód prawda? Niedawno znajomy rozpoznał twoje nazwisko. Byłaś zaręczona z Dawidem Raczkowskim, bogatym spadkobiercą sieci komisów samochodowych, ale zerwałaś je na trzy miesiące przed ślubem.- Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mimo to dzielnie patrzyłam mu w oczy nie chcąc ugiąć się pod jego spojrzeniem. Tak, teraz wreszcie zauważyłam w nich to czego nie widziałam to tej pory: tę bijąca pogardę, nienawiść i obrzydzenie jakbym była najgorszym robakiem. Poczułam, że się duszę. Wspomnienia mnie przytłoczyły. Miłość Tomka, śmierć Anity, zdrada Dawida…to było dla mnie za dużo. Na dodatek gdy w końcu przeniosłam wzrok na innych okazało się, że są totalnie zaskoczeni nie mając pojęcia jak zareagować. A Tomasz…
Jego twarz nie wyrażała nic gdy wstał z krzesła warcząc:
- Nikt nie będzie obrażał mojej żony.- W tej chwili zrozumiałam, że go kocham i nigdy nie przestałam. Fakt, że mnie bronił bardzo wiele dla mnie znaczył. Dlatego tym boleśniejszy był potem mój upadek.
- Co? Jakiej żony?- To był chyba głos pani Małgorzaty która najprawdopodobniej jako jedyna nie miała o tym zielonego pojęcia. Majka pewnie podzieliła się tą wiadomością z mężem Filipem.
- Tak, żony.- Potwierdził ledwie panując gniewem. A więc mu nie uwierzył, Bogu dzięki. Nie uwierzył własnemu ojcu.
- W takim razie, skoro chcesz załatwić to kameralnie to zapraszam do gabinetu. Porozmawiamy tam sami.- Odezwał się do Tomka ojciec.
- Dobrze. Ale Ania idzie z nami.
- To zupełnie nie potrzeb…
- Ja sądzę inaczej.
Pozostawiliśmy więc skonsternowaną Majkę z Filipem która krzyczała zdezorientowana zadając nie wiadomo komu pytania na które nikt jednak nie potrafił jej odpowiedzieć. W którymś momencie złapałam nawet jej spojrzenie pełne niedowierzania i jakby...żalu zanim zmieniło się w pogardę. Czym prędzej odwróciłam wzrok. Pani Małgorzata była dla odmiany milcząca i blada jak ściana. Sam Norbert nie miał pojęcia co ma zrobić, więc zaczął ją wachlować powodując oburzenie Mai…dalej nic już nie słyszałam gdy znaleźliśmy się na korytarzu a potem w gabinecie Kamińskiego.
- Co to wszystko miało znaczyć?! Co chciałeś tym uzyskać?!- Krzyknął na niego Tomek ledwie drzwi się zamknęły.- Jak śmiałeś tak upokarzać Anię?
- Wcale jej nie upokorzyłem. Przedstawiłem tylko prawdę o tej cwanej kobiecie, która wrobiła cię w małżeństwo.- Na te słowa drgnęłam. Cwanej?
- W nic mnie nie wrobiła. Masz natychmiast ją przeprosić za te kłamstwa i paszkwile na jej temat.
- Obawiam się, że to nie są kłamstwa. Może spytasz swojej żony?- Teraz pan Kamiński spojrzał na mnie:-  Zaprzeczysz, że Norbert skłamał na temat okoliczności waszego spotykania się? Że twoja rodzina to zwykli rolnicy z trudem wiążący koniec z końcem, a ty jesteś zwykłą naciągaczką polującą na bogatego faceta?
- Nie jestem żadną naciągaczką.- Oznajmiłam.
- Tylko temu nie zaprzeczysz? Odpowiedz na dwa pierwsze zarzuty. A szczególnie pierwszy. Zaprzeczysz, że zachowałaś się jak zwykła dziwka proponując mojemu synowi swoje ciało?
- Zamknij się!- Krzyknął znów Tomek a ja poczułam łzy pod powiekami. Jeszcze nigdy nikt nie nazwał mnie dziwką. Tym bardziej z taką nienawiścią. A na pewno nie człowiek po którym bym się tego nie spodziewała. Dlaczego teraz nie był już miły? I czy naprawdę zaprosił mnie właśnie po to? By mnie upokorzyć? Czy wszyscy mieli rację co do charakteru tego człowieka a tylko ja jedna się myliłam?
- Nie zrobię tego Tomasz, a wiesz dlaczego? Bo do tej pory pozwalałem ci bawić się tą dziewczyną i przeskakiwać z kwiatka na kwiatek raz zapraszając tu Ilonę raz nią. Nawet trochę współczułem ci z powodu utraty pamięci i uważałem, że ta oszustka zasługuje na karę za to co zrobiła i może się jeszcze trochę połudzić że ją kochasz.
- Mnie pan mówił co innego.- Wtrąciłam się, choć z trudem udawało mi się artykułować słowa. Ale chyba tylko pewna doza absurdu i irracjonalności tej sytuacji sprawiła, ze do końca się nie załamałam.- Mówił pan, że to mnie Tomek wykorzystał; że ożenił się tylko po to by uzyskać pieniądze z funduszu powierniczego.- I choć mój głos nie był głośniejszy od szeptu to i tak zwrócił jego uwagę. Prychnął.
- A jakże.- Przyznał takim samym nienawistnym tonem jak poprzednio. – Bo początkowo tak samo nabrałem się na tę twoją niewinną buźkę i nieśmiałą minkę. Dopiero potem zbadałem całą sprawę  i co się okazało? Ledwo na niecały kwartał przed ślubem uciekła z rodzinnego domu i go odwołała.
- Bo Dawid mnie zdradził.- Odparłam impulsywnie zaraz żałując. Bo zabrzmiało to tak jakbym się tłumaczyła. A jak głosi znany aforyzm tłumaczą się tylko winni.
- Ha, czyżby? A może powodem rozstania była intercyza którą kazał ci podpisać przed ślubem narzeczony?
- Wcale nie!- Tym razem dałam się sprowokować do krzyku. Ale sugerowanie, że miałam zamiar wyjść za mąż dla pieniędzy bardzo mnie rozzłościło.
- Nie? Jasne, że tak mówisz; ale teraz już przejrzałem twoje gierki i nie pozwolę Tomkowi wpakować się w takie bagno. Wiem jak zachowywałaś się w przeszłości , jak rozrywkowe życie prowadziłaś z siostrą które ją wpędziło do grobu, a tobie najwyraźniej wzmocniło kręgosłup i dlatego zamiast otwarcie się sprzedać pozujesz na biedną wiejską dziewczynę naciągając bogaczy takich jak mój syn.- Zrobił krótką pauzę pochylając się nad biurkiem i z jednej z jego szuflad wyciągając jakąś kopertę. Potem rzucił ją na blat.- Proszę, zobacz Tomek kim jest twoja żona. A potem oskarżaj mnie o kłamstwa.- Prychnął z wyraźnym obrzydzeniem.
- Co to jest?-Spytał Tomasza ojciec.
- Otwórz i się przekonaj.- Prowokował go Kamiński. Tomek spojrzał na białą grubą kopertę, a potem na mnie. Gestem prosiłam go by jej nie otwierał przeczuwając, że na pewno będzie w niej coś co jeszcze bardziej mnie pogrąży.
I nie myliłam się. Bo gdy niepomny mojej milczącej prośbie Tomek wziął do ręki kopertę i ją otworzył wysypała się z niej cała kaskada zdjęć. Na każdej z tych fotografii byłam ja. Ja z przeszłości.
Patrzyłam więc na swoje przefarbowane na platynowy blond włosy, ostry makijaż, krótką spódniczkę wyzywająco uśmiechając się do aparatu. Potem na inne zrobione podczas jeden z dyskotek, a potem kolejne z jarmarku i festynu na który zabrałam ze sobą jednego z chłopaków którzy dawniej walczyli o moje względy. Na następnym uśmiechałam się znad tafli wody posyłając całusa znajdującemu się obok chłopakowi innemu niż poprzednio. Na wszystkich tych zdjęciach mogłam mieć nie więcej niż dziewiętnaście lat.
Kolejne też nie były lepsze: wróciłam już do naturalnego koloru włosów a moje stroje przestały być wulgarne to jednak na większości z nich całowałam się albo przytulałam ze swoim byłym narzeczonym. Na jednym nawet udawałam pocałunek ze swoją drużbą którym miał być kolega Raczkiewicza, a na kolejnym obejmowałam Franka, mojego przyjaciela. Tyle, że nie można było wyczytać tego z fotografii. Można było to odebrać jako namiętny uścisk albo flirt. Skąd Władysław Kamiński zdobył te wszystkie zdjęcia? Niektóre z nich ja sama widziałam po raz pierwszy!
- Jak pan je zdobył?- Odważyłam się go spytać odwracając wzrok od fotografii, które Tomek jednak wciąż oglądał.
- Mam swoje sposoby by sprawdzić charakter i zachowanie danej osoby.
- Charakter? Te zdjęcia niczego nie dowodzą: tym bardziej że większość z nich pochodzi z okresu gdy byłam nastolatką.
- Według ciebie nie pokazują jaką jesteś dziewczyną?
- Nie. Byłam taka sama jak inni rówieśnicy w moim wieku. A nawet jeśli nie, to ludzie się zmieniają.
- Zmieniają powiadasz…z wodzącej za nos naiwniaków dziewczyny przyjmującej prezenty od chłopaków i zmieniającą ich jak rękawiczki w porządną kobietę?
- Nie byłam taka. To…to nieprawda. - Nie wiem po co wciąż zaprzeczałam, ale czułam że muszę. Spojrzałam na Tomka: na jego twarzy pojawił się wyraz konsternacji i zmartwienia; zrozumiałam, że zaczyna we mnie wątpić. Negował to wszystko co mu mówiłam konfrontując to ze słowami ojca. Na dodatek wciąż patrzył na zdjęcia coraz bardziej niewidzącym wzrokiem. Zaczynał wierzyć ojcu. A ja czułam, że w tej walce zaczynam przegrywać.
I w końcu zrozumiałam swój błąd.
Nie powinnam była niczego przez Tomaszem zatajać nawet a raczej zwłaszcza swojej przeszłości. Okoliczności zmieniały wiele faktów, które teraz przemawiały przeciwko mnie. A pan Władysław zręcznie je wykorzystywał naginając do własnych celów. Zwłaszcza śmierć Anity czy moje zachowanie jako nastolatki.
- Nieprawda? Zaprzeczysz więc, że próbowałaś się ze mną ułożyć? Wziąć fałszywy rozwód z Tomkiem po to by zyskać połowę pieniędzy z funduszu powierniczego?
- Co?- Mrugnął Tomasz jakby nagle wybudzony z letargu. Część zdjęć wypadła mu z rąk.
- Właśnie to. Jednak z klauzur w testamencie jasno przewiduje jak podzielić pieniądze w każdym z możliwych wariantów rozpadu twojego małżeństwa.- Zaczął wyjaśniać synowi pan Władysław. Ja w tym czasie milczałam skonsternowana do granic możliwości. Jaka znów klauzula? - W przypadku gdyby nastąpiłoby to w przeciągu mniej niż pół roku, to jej przypadłaby połowa. Takie zabezpieczenie gdybyś chciał ożenić się tylko dla pieniędzy.- Roześmiał się ironicznie staruszek powodując u mnie dreszcz.- A razem z odsetkami i po zapłaceniu podatku byłoby tego dla każdej ze stron ponad sto tysięcy. Spora suma dla zwykłej prowincjonalnej gęsi.
- Przecież nie zrobiłam tego dlatego. Dobrze pan o tym wie. To pan starał się mnie namówić na ten rozwód, manipulował mną, mówił że Tomek zrobił to dla pieniędzy, że mnie nie kocha, że był zaręczony z Iloną, że tak będzie lepiej…
- Dziewczyno, przecież nie musisz kłamać. Gdybyś tego nie chciała i była tak uczciwa jak to sugerujesz to nie zatajałabyś tego faktu przed mężem. A ty chciałaś go tylko wybadać i gdy zyskałaś pewność że nie odzyska pamięci próbowałaś wydoić. Myślę teraz, że nawet nie podejrzewałaś jak bardzo w rzeczywistości Tomek jest bogaty i na ile możesz liczyć. I teraz plujesz sobie w brodę próbując jeszcze jak najwięcej ugrać.
- Nie miałam o tym pojęcia. Poza tym…- W końcu zaczęła mi wracać trzeźwość umysłu. Krzykiem i ciągłym zaprzeczaniem niczego nie osiągnę. Potrzebne mi racjonalne argumenty.- …nawet jeśli jednak by tak było to ja z Tomkiem podpisałam intercyzę a nie miałam pojęcia o jakimś funduszu.
- Oczywiście, że miałaś. Przecież to było twoje pierwsze pytania które mi zadałaś wręczając podpisane papiery rozwodowe.
- Wcale nie. I to nie ja je przygotowałam. To przecież pan wszystko załatwiał. Ja miałam przyjść tylko do gabinetu i złożyć swój podpis.- Głos mi się załamał gdy zrozumiałam, że z nim nie wygram. Bo był dla mnie zbyt groźnym przeciwnikiem; takiej umiejętności przeplatania kłamstw z prawdą i zmianą okoliczności jeszcze nie widziałam. Tylko niestety dla mnie przez to wychodziłam na wyrachowaną i pozbawioną skrupułów kobietę która wykorzystała Tomka. I on patrząc na jego wyraz twarzy w to wierzył. Poczułam jak ziemia usuwa mi się spod stóp.
Nikt nie będzie obrażał mojej żony…
Teraz z pewnością nie uważał, że obrażanie mnie było bezpodstawne. Mimo to próbowałam go przekonać zwracając się do niego:
- Tomek…nie wierz w to co mówi twój ojciec. Sam mi kiedyś mówiłeś jak on doskonale potrafi manipulować. Nie wierz mu. Ja się nabrałam i kilka tygodni temu godząc się na ten fałszywy rozwód popełniłam błąd. Ty tego nie rób.
- Brawo, jesteś urodzoną aktorką.- Zaśmiał się Władysław Kamiński.- Dodaj jeszcze, że go kochasz i zawsze kochałaś.
- Niech pan przestanie.
- Albo wiesz co? Powiedz o tym detektywie którego wynajęłaś by znalazł dowód niewierności Tomasza. Ilona mówiła mi jak ją podpuszczasz by go uwiodła.
- Co? Naprawdę to robiłaś?- Spytał mnie z niedowierzaniem Tomek.- A potem udawałaś obrażoną gdy zjawiała się w moim domu razem z tobą?
- Nie, nie zrobiłam tego. Uwierz mi.- Prosiłam wiedząc, że i tak w moje zapewnienia nikt nie wierzy.
- Gwoli wyjaśnienia:- Głos znów zabrał mój kat.- …w takim przypadku również połowa pieniędzy z funduszu przypadłaby jej w udziale jeśli rozwód orzeczono by z twojej winy, synu. Poza tym jaka dziewczyna wychodzi za mąż po trzech miesiącach znajomości? I ty wierzyłeś w jej bezinteresowność?
- Nie chcę tego słuchać. I nie będę.- Już się odwróciłam z zamiarem odejścia gdy poczułam dłoń Tomka na swoim ramieniu. Próbowałam się uwolnić, ale bezskutecznie.
- Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie wyjaśnimy sobie wszystkiego.- Powiedział stanowczo. Poczułam, że serce bije mi dużo szybciej. To już nie był ten sam Tomek który jeszcze kilkanaście dni temu ze mną żartował malując farbami tort. To nie był ten mężczyzna który pomagał mi pracować w cukierni, sprawił niespodziankę kupując do „Słodkiego świata” niezbędne drobiazgu, który pytał mnie czy zechcę z nim zamieszkać. Ten był groźny i stanowczy.- Tato, zostaw nas samych.
- Jak sobie życzysz.- Odparł Władysław Kamiński nawet nie próbując protestować uśmiechając się do mnie cynicznie. Wiedział, że odniósł zwycięstwo i tryumfował. Bo był pewny, że syn stanie po jego stronie i na swój sposób mnie zrani.
- Nie, ja…- Zaczęłam mówić usiłując wyjaśnić, że powinniśmy porozmawiać innego dnia gdy opadną emocje. Nie zdążyłam jednak tego zrobić, bo Tomek odezwał się cichym głosem który mógłby przecinać stal:
- Radzę ci tu zostać chyba, że chcesz rozmawiać przy służbie, domownikach i gościach wywlekając te wszystkie swoje brudy. Co wybierasz?- Milczałam, bo jego pytanie i tak było czysto retoryczne. Poza tym dotarło do mnie, że on jest wściekły i już mnie osądził. I nic co powiem nie sprawi, że mi uwierzy. Dokładnie tak samo jak kiedyś.
Ufam ci Aniu, przypomniałam sobie jak przez mgłę jego słowa.
Ufam ci.
Tak, jeszcze nie wszystko było stracone…a może jednak tak?
- To prawda co mówił mój ojciec?- Spytał mój mąż dziwnie spokojnym tonem zważywszy na towarzyszące jego spojrzeniu stalowe błyski w oczach.- Odpowiedz.- Zażądał gdy ja jeszcze zdezorientowana całą tą sytuacją i zbita z tropu wciąż milczałam.
- Nie wszystko.- Udało mi się z trudem wykrztusić.
- To znaczy?
- To znaczy, że wcale nie nasyłałam na ciebie Ilony, nie wynajęłam detektywa, nie jestem naciągaczką i nigdy nie zależało mi na twoich pieniądzach. – Wyrecytowałam przypominając sobie zarzuty pana Kamińskiego.
- A te zdjęcia? To fotomontaż?- No tak, o nich zapomniałam.
- Nie sądzę.- Powiedziałam cicho. Zauważyłam jak na twarzy Tomka igra delikatny uśmiech niewiele mający wspólnego z rozbawieniem.
- Więc ci wszyscy mężczyźni…to twoi kochankowie?
- Wcale nie.
- Więc kto? Całujesz się z nimi, obejmujesz, na części jesteś roznegliżowana.
- To zdjęcia z  wakacji nad morzem. Wszyscy byli w kostiumach kąpielowych.
- Nie udawaj że nie wiesz o co mi chodzi!- Warknął w końcu. Dlatego postanowiłam przyjąć reakcję obronną:
- Doskonale wiem. Ale te zdjęcia zrobiona na długo przed tym jak zaczęliśmy się spotykać albo w ogóle znać. I dotyczą przeszłości o której wolałabym zapomnieć.
- Dlaczego chcesz o niej zapomnieć?- Podchwycił.- Bo jednak byłaś rozrywkową dziewczyną? Bo miałaś wielu facetów choć mnie mówiłaś coś innego?
- Nigdy nie mówiłam ci, że nie miałam żadnego chłopaka czy sympatii. Przecież wiesz o Dawidzie.
- Boże, więc…więc to prawda co mówił Norbert? Pod tym klubem zaproponowałaś mi seks choć wcale się nie znaliśmy? A może już wtedy wiedziałaś, że jestem bogaty?- Spytał z niejakim przerażeniem.
- Nie miałam o tym pojęcia do czasu wypadku.- Powtórzyłam starając się powściągnąć emocje.
- Zręczny unik.- Roześmiał się.- A pierwsze pytanie?- Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam w jaki sposób powinnam to zrobić by wszystkiego nie zaprzepaścić. - A więc tak.- Wyciągnął odpowiednie wnioski.- Udawałaś świętoszkę nawet nie pozwalając mi się pocałować czy pogładzić po policzku a już po kilku minutach znajomości wskoczyłaś do łóżka. Pewnie tak samo jak wcześniej tym facetom ze zdjęć.
- Nie! Nie spałam z tamtymi chłopakami. I  z tobą tamtego wieczoru przed klubem też nie.
- Bo byłaś zbyt pijana?
- Nie, bo…- Już miałam skłamać, ale jaki był sens się teraz wybielać? W końcu nadeszła pora na powiedzenie całej prawdy. Do tej pory zatajanie czegokolwiek w niczym mi nie pomogło-…bo ty nie chciałeś mnie wykorzystać. W jednym twój ojciec się nie pomylił: byłam zbolała po zdradzie Dawida. Po raz pierwszy w życiu się upiłam i nie właściwie zareagowałam na alkohol.
- Rzeczywiście. I wskakując do łóżka obcemu facetowi chciałaś ukoić ból.- Tym razem wyczułam w jego tonie oskarżenie. Do tej pory po prostu zadawał pytania, teraz sam sugerował ich odpowiedź.
- Nie wiem jaki widzisz sens w tym by żądać ode mnie tłumaczenia swoich motywów skoro i tak mi nie wierzysz.
- Spróbuj. Do tej pory znacznie lepiej ci szło. Już się pogubiłaś w tych wszystkich kłamstwach?
- Sam ostrzegałeś mnie przed ojcem. Sam mówiłeś jakim zręcznym potrafi być manipulantem, jak cierpiałeś przez niego w dzieciństwie. Powtarzałeś, że nie powinnam mu ufać, choć mimo to ja dałam się na to nabrać.- Przypomniałam ignorując jego pytanie.- A teraz mnie obwiniasz i nawet nie starasz się zrozumieć.
- A co mam rozumieć? To, że udawałaś skromną i wrażliwą dziewczynę w przerwach recytując mi formułki jaki to Bóg jest dobry rumieniąc się gdy nawet niewinnie cię dotknąłem gdy tak naprawdę byłaś imprezowiczką pozwalającą obcym facetom na o wiele więcej?
- Tomek, nie mów tak. Nie mów rzeczy których potem nie będę mogła ci wybaczyć.
- Ty? Wybaczyć mi?- Żachnął się.- Skończ już z tymi wykrętami i udawaniem!- Krzyknął robiąc krótką pauzę jakby się nad czymś zastanawiał.- Tak, teraz rozumiem dlaczego nagle zaczęłaś się inaczej zachowywać bez wyraźniej przyczyny. Wcześniej przebywałaś ze mną tylko z konieczności a potem nagle z własnej woli zaczęłaś przychodzić i zapraszać mnie do parku na spacer czy pracowni garncarskiej. A wtedy gdy odwiedzałaś mnie w domu ojca wybierałaś tylko takie momenty w których zmawiałaś się z Iloną. Co sprawiło tę zmianę?- Milczałam. Miałam mu powiedzieć, że świadomość iż potrafił odróżnić bita śmietanę od masy kajmakowej? Nawet w moim własnym subiektywnym odczuciu zabrzmiało to nad wyraz głupio.- Nic nie mówisz?
- A co mam powiedzieć?
- To, że miałaś zamiar ponownie mnie omotać. Że chciałaś pociągnąć to więcej niż pół roku znajdując dowody na moją winę by w razie rozwodu obarczyć nią mnie. Że udawałaś coś wręcz przeciwnego bym nie domyślał się twojego podwójnego oszustwa.
- Tak, bo jestem tak bystra by uknuć taką intrygę. A potem tak głupia by dać się złapać.- Nie mogłam powstrzymać się od sarkazmu, ale ta cała sytuacja po prostu zaczęła mnie przerastać.
- Ufałem ci. Zdecydowałem się ci zaufać, a ty perfidnie mnie oszukałaś. – Znudziło mi się powtarzanie wciąż: „wcale nie” albo po prostu „nie” więc tym razem tylko pokręciłam głową.- Tak, nie wypieraj się. Wykorzystałaś mnie i moją słabość. A gdy prawie miesiąc temu się upiłem i tak się przy tobie otworzyłem…kpiłaś ze mnie co? Śmiałaś się z głupiego naiwniaka?! Jezu, jak mogłem być taki głupi i zaufać zwykłej prostaczce gotowej sprzedać się za kilka tysięcy złotych.- Jego gniewną przemowę przerwał głośny plask mojej dłoni kiedy uderzyłam go w twarz. Zaraz potem poczułam ból w nadgarstku gdy mnie za niego złapał.- Już kiedyś to zrobiłaś i obiecałem, że ci się odkuję.- Przyciągnął mnie do siebie tak gwałtownie, że boleśnie odczułam zderzenie z jego klatką piersiową. Przez dłuższą chwilę mierzył się ze mną gniewnym wzrokiem w którym czaiła się tłumiona wściekłość. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie w talowym uścisku. – Naprawdę jesteś aż tak perfidna? Naprawdę chodziło ci tylko o pieniądze?
- Tomek, puść mnie…- Wciąż nadaremno próbowałam uwolnić swoje nadgarstki.
- O nie.- Zaśmiał się szatańsko.- Może teraz moja kolej na zemstę. – Ledwo to powiedział a już zaczął się nade mną pochylać we wiadomym celu. Ale ja nie mogłam do tego dopuścić. To miała być moja kara, wiedziałam o tym, ale nie chciałam tego pocałunku. Nie tak, nie w ten sposób gdy motywem jego działania była złość i pogarda. Nie byłam taka za jaką mnie miał. Zaczęłam się opierać i odwracać głowę ,bo szybko przekonałam się, że nie mam dość siły by całkowicie wyrwać się z jego uścisku. Widziałam jak moja reakcja denerwuje go jeszcze bardziej aż w końcu dał sobie z tym spokój, choć wiedziałam że gdyby naprawdę chciał wymusić na mnie pocałunek to z łatwością by to zrobił. Widocznie jednak panował nad sobą na tyle by nie być brutalnym.- No co, nie będziesz próbowała zapewnić mnie o sile swojej miłości?- Spytał ironicznie po tej naszej „walce”.- Powiedz, że ci na mnie zależy! Powiedz, że mnie kochasz!
- Nie.
- Ach, no tak zapomniałem że teraz zależy ci na rozwodzie i kasie z funduszu. Ale jak mnie ładnie poprosisz i będziesz miła to może jednak coś ci dam.
- Puszczaj!- Syknęłam znowu czując jak łzy napływają mi do oczu. To była najgorsza chwila w moim życiu. Tomek ranił mnie już wiele razy, ale tym razem zrobił to gdy byłam najbardziej podatna na cios, gdy mu zaufałam po tym jak już wcześniej złamał mi serce. A teraz robił to po raz kolejny.
- No, coś słabo się starasz. W cukierni szło ci znacznie lepiej. Albo w moim pokoju. Wtedy nie opierałaś się moim pocałunkom.
- Zaufałam ci.- Powiedziałam cicho i płaczliwie nie z powodu tej sytuacji, ale tego co za sobą niosła. A mianowicie ostateczny koniec.
- Och nie próbuj nabierać mnie na te melodramatyczne gesty. Nie jestem z tych których rozczula widok kobiecych łez. A szczególnie w wykonaniu takiej oszustki i wyrachowanej kobiety jak ty. Nie wahałaś się nawet wykorzystać mojej utraty pamięci by osiągnąć własny cel. I ty mi mówisz o zaufaniu? Ja też ci zaufałem. Też otworzyłem przed tobą swoje serce i duszę. I nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym ci wierzyć.- Dodał wściekłym tonem jakby był na siebie zły za to ostatnie zdanie które podejrzanie przypominało prośbę o potwierdzenie.
- Przecież ty nawet nie próbujesz tego robić.- Szepnęłam.
- Bo widzę jakie są fakty. Mam o nich zapomnieć? O tych zdjęciach, twoich kłamstwach, zatajeniach?
- Tomek…- Po raz ostatni próbowałam zaryzykować i odwołać się do jego rozsądku.-…zależało mi na tobie od samego początku. I nadal zależy. Taka jest prawda. Przed śmiercią siostry lubiłam się zabawić, ale nigdy nie w sposób o jakim myślisz. I wiem, że przemilczałam sprawę naszego małżeństwa, ale tylko to było moją winą. A ty wciąż karzesz mnie na za na nowo choć obiecałeś do tego nie wracać. Ale teraz musisz mi uwierzyć. Po prostu musisz. Nawet gdyby dowody mówiły przeciwko mnie, nawet gdybyś zdawał sobie sprawę, że jest inaczej. Bo właśnie na tym polega zaufanie. Więc zaufaj mi. Obiecuję, że potem ci wszystko wyjaśnię niczego nie zatajając. Tylko po prostu mi zaufaj.- Poprosiłam. Spojrzał na mnie. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego oczu: były po prostu smutne, jakby zgasła w nich nadzieja. Nadzieja na to, że jednak to co było między nami było szczere i prawdziwe.Tak samo jak we mnie gdy to dostrzegłam.
- Postaw się na moim miejscu. Jak mogę ci ufać i wierzyć? Zwłaszcza po tym co wyszło na światło dzienne? Jaka dziewczyna proponuje obcemu facetowi swoje ciało? Nawet nie prostytutka, bo ona robi to przynajmniej za pieniądze.- Łzy zaślepiły mnie na moment ale i tak nie spuściłam z niego wzroku. Wiedziałam, że to już koniec; ostatecznie. Zwłaszcza po tym retorycznym pytaniu.
- Właśnie, jaka? – Spytałam cicho nie wiadomo po co i kogo. Może samą siebie?
- Idź już.- Poprosił w końcu.- Ktoś odwiezie cię do domu. Ja…ja nie jestem w stanie, przykro mi. Nie potrafię ci zaufać. Już nie. Żałuję tylko, że zacząłem coś czuć.
- Nie musisz się trudzić, sama trafię do wyjścia.- Odpowiedziałam świadoma, że nawet tym gestem mnie obrażał. Odprawiał mnie jak jakąś brzęczącą mu nad uchem muchę. Mimo całego tego bólu jaki czułam zdołałam jeszcze powiedzieć:
- Kiedyś przekonasz się jaka była prawda. Szkoda tylko, że dla nas będzie już wtedy za późno. Bo mam gdzieś twoje pieniądze, koneksje czy powierzchowność. Widziałam w tobie coś więcej, ale najwyraźniej oboje się pomyliliśmy. Ty co do mnie, a ja do ciebie.- Choć już sięgałam po klamkę do drzwi nie licząc na jego odpowiedź to jednak ona nadeszła:
- Aniu, błagam. Powiedz mi, że taka nie jesteś. Powiedz, że te zdjęcia to fotomontaż, że na tych fotografiach jest twoja zmarła siostra. Do diabła nawet skłam, ale tak bym mógł ci uwierzyć.- Słysząc to po raz pierwszy od kilku minut na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie było w nim jednak cienia radości.
- Nie mogę. Bo to wszystko prawda. – Odparłam tym razem nie czekając na jego odpowiedź. A dotarłszy na zewnątrz zrozumiałam, że tym razem nasz koniec jest definitywny.
Przez całą drogę do domu płakałam. Byłam bez płaszcza (bo wbrew temu co mówił Tomek nie zamierzałam prosić nikogo z Kamińskich o podwiezienie tylko wymknęłam się cichaczem do wyjścia a potem przekroczyłam bramę wjazdową) i choć dopiero kończył się październik noce były już dość chłodne. Mnie jednak zimno nie przeszkadzało. Bo lód spowijał całe moje wnętrze.
Po raz drugi Tomek złamał mi serce.
A ja po raz drugi dałam się nabrać na jego szczerość.
Boże, jaka ja byłam żałosna. Ile razy można powlekać to samo nie ucząc się na błędach? 

- A co z twoim ojcem i regułą przekory?
- Nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Chyba jego wpływ na mnie się skończył.

Teraz już wiedziałam, że on mnie nie kocha i mi nie ufa; w przeciwnym razie nie prowadziłby tych swoich wszystkich gierek wobec własnego ojca.  I uwierzyłby mi, a nawet jeśli nie od razu, to przynajmniej nie osądzałby mnie w taki okrutny sposób. A najśmieszniejsze było to, że jeszcze dwa dni temu zapewniał mnie o swoim zaufaniu do mnie.
 A ja na dodatek starałam się przywrócić mu pamięć. Moją duszę spowijał głęboki wstyd za swoją naiwność. Nie wiedziałam jak to inaczej nazwać. Sama pchałam się do kolejki z napisem „cierpienie”. Sama nadawałam swoim relacjom z Tomkiem większe znaczenie choć nasza relacja była dość powierzchowna, sama żyłam nadzieją choć powtarzałam sobie że tak nie jest, sama sprowadziłam na siebie nieszczęście.
Tym razem nieuniknione. Raz po raz powracały do mnie jego słowa, które wpisały się na trwale do mojej pamięci.
Nie potrafię ci zaufać.
Udawałaś skromną i wrażliwą dziewczynę w przerwach recytując mi formułki jaki to Bóg jest dobry rumieniąc się gdy nawet niewinnie cię dotknąłem gdy tak naprawdę byłaś imprezowiczką pozwalającą obcym facetom na o wiele więcej?
Zapomniałem, że teraz zależy ci na rozwodzie i kasie z funduszu.
Gdy dotarłam do cukierni dochodziła jedenasta. Byłam przemarznięta, a rozmazany makijaż tworzył na mojej twarzy czarne smugi i meandry. Odruchowo przypomniałam sobie mój namalowany na płótnie tort. I to jak żartując z Tomaszem nadawałam plamkom zupełnie nowatorskiego znaczenia. Całkowicie irracjonalnie patrząc w lustro zastanawiałam się co symbolizowałby mój spływający make up. Rezygnację? Rozpacz? Cierpienie?
Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić byleby tylko nie poddać się załamaniu poszłam do kuchni i wyjęłam potrzebne składniki. Zaczęłam piec choć wiedziałam, że wcale nie muszę tego robić, bo wszystko na jutrzejszy dzień przygotowałam dużo wcześniej. Resztkami trzeźwości umysłu pomyślałam o tym by wykonać spody do owocowej tarty, bo je przynajmniej można zamrozić by stworzyć zapas. Pracowałam jak w amoku i zanim się spostrzegłam była czwarta nad ranem, a ja byłam totalnie wycieńczona. Resztkami sił dowlokłam się na górę, ale sen długo jeszcze nie chciał nadejść.
Gdy Paula zjawiła się nazajutrz o siódmej rano w pracy musiała otworzyć cukiernię swoimi kluczami, bo ja wciąż spałam. Obudziłam się dopiero koło jedenastej.
I cała potworność ostatniej nocy wróciła do mnie jak bumerang.
Poczułam ten sam ból,  który zaczynaj zjadać mnie od środka; to samo cierpienie nie pozwalające mi zając umysł czymś innym i tą samą panikę przez którą nie mogłam złapać tchu. Miałam ochotę płakać: głośno i długo; bez żadnych zahamowań wypłakując cały ból. Ale niestety jednocześnie jakaś część mnie kazała mi wziąć prysznic i umyć zęby; ubrać się i pomóc Paulinie.
Z dwiema pierwszymi czynnościami poradziłam sobie dość łatwo. Kolejna była trudna. Bo nie byłam w stanie wyjść do ludzi. Uśmiechać się gdy moje serce nadal płakało z żalu. I wtedy podjęłam decyzję.
Szybko, choć właściwie nie miałam pojęcia dla czego chwyciłam kilka sztuk bielizny, bluzek i spodni; potem małą kosmetyczkę ze środkami higieny i dokumenty. A pół godziny później byłam gotowa do drogi choć raz po raz powracały do mnie słowa Tomka, które powiedział do mnie jeszcze dwa dni temu:  
Nie zranię cię, Aniu. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię.
A jednak to zrobił.
Znowu.