Z powodu coraz lepiej i prężnie rozwijającego się związku
z Tomkiem byłam pełna energii i wiecznie uśmiechnięta z czego czasami
podśmiewała się Paulina. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi choć prawdę mówiąc
cieszyłam się z tych docinków. Zakochiwanie się było bardzo przyjemne.
Zwłaszcza, że mój mąż coraz bardziej mnie zaskakiwał. Pozytywnie trzeba dodać. Na
przykład nazajutrz po naszym pocałunku przyniósł mi nowiutki fartuszek w
serduszka. I choć był bardziej odpowiedni dla małej dziewczynki niż dla mnie,
to jednak go nosiłam zamiast poprzedniego. Potem skombinował nagłośnienie przez
które dzięki drobnej pomocy fachowców w montażu mogła sączyć się z głośnika
muzyka sprawiając, że w cukierni było znacznie przyjemniej przebywać. Byłam mu
za to bardzo wdzięczna choć jednocześnie tak drogie prezenty trochę mi się nie
podobały. Nie chciałam by myślał, że czegoś od niego żądam czy oczekuję; było
przecież wręcz przeciwnie, a kiedyś przecież o to mnie oskarżał. Co prawda jego
praca w „Słodkim świecie” była dla mnie dużym odciążeniem to jednak nie kazałam
mu tego robić. Tomek miał przecież pomyśleć o swoim zajęciu.
Któregoś dnia spytał mnie też o moją siostrę wyjaśniając,
że gdy Wojtek o tym wspomniał zbladłam co jak czułam stało się i teraz. Ale
śmierć Anity zwykle tak właśnie na mnie działała. Nie wdając się w zbytnie
szczegóły wyjaśniłam tylko, że sześć lat temu zmarła w wyniku wypadku (choć czy
przedawkowanie narkotyków można nazwać wypadkiem?) i wciąż bardzo to przeżywam.
Że byłyśmy ze sobą bardzo zżyte i kochałyśmy się nie tylko z powodu
pokrewieństwa. Zdziwiłam się, że Tomek wydawał się to rozumieć i mówić to co
bardzo chciałam usłyszeć. Nie jakieś puste frazesy, że mi przykro czy na pewno
jest w niebie, ale słowa że czasami tracimy kogoś bliskiego sądząc że tak
wielkiej straty nie przebolejemy, choć jesteśmy w stanie tak zrobić. I że
dopóki ten ktoś istnieje w naszej pamięci czy sercu dopóty jest szczęśliwy.
Dopiero na końcu zrozumiałam, że mówił też o swojej zmarłej w jego dzieciństwie
matce.
No i ostatnio poszedł ze mną do kościoła choć właściwie
go o to nie prosiłam. Może to było z mojej strony naiwne, ale skoro mnie Bóg
pomógł po śmierci siostry to wierzyłam, że jemu pomoże uporać się z amnezją i
świadomością, że pamięć nie wróci. I chyba tak się działo, bo zrezygnował z
terapii co powiedział mi z pewnym opóźnieniem. Wyznał, że skoro to tylko
wyrzucanie pieniędzy w błoto to on nie zamierza tego robić. Poza tym dzięki
mnie przekonał się, że utrata pamięci nie jest jeszcze końcem świata i mimo to
może być szczęśliwy. Do tego wspiera go jego rodzeństwo no i Wojtek z którym
odnowili swój przyjacielski kontakt.
Kilka dni później zaserwował mi kolejny prezent wręczając
potężny bukiet kwiatów który z trudem mogłam unieść, a gdy powiedziałam mu, że
przecież nie musiał mi go dawać odparł, że poważnie traktuje swoje zaloty.
Roześmiałam się wtedy.
- A więc teraz się do mnie zalecasz?
- Tak.
- Nawet jeśli już jestem twoją żoną?
- Zwłaszcza wtedy. Poza tym to też praktyczny prezent.
- Kwiaty? Praktyczne?
- A jakże. Postawisz je na barze w cukierni, a gdy ktoś
będzie je podziwiał będziesz go informować, że to od twojego kochanego męża.
- Na pewno nie.
- Więc ja będę to robił. Poza tym w ten weekend chciałbym
cię gdzieś zabrać.
- To znaczy?
- Do mojej siostry. –Z trudem udało mi się powstrzymać
jęk.- Ma imieniny i choć nie szykuje się żadna uroczystość to świetna wymówka
byście się bliżej poznały i zaprzyjaźniły.
- Żartujesz? Przecież ona mnie nie znosi.
- Majka naprawdę jest bardzo fajna. Po prostu poznałyście
się w niesprzyjających okolicznościach.
- Może, ale ona jako jedyna potraktowała mnie bardzo
wrogo a nawet niegrzecznie jeszcze w samym szpitalu. Twój brat z bratową
wykazali się wobec mnie zrozumieniem, a ona? Wciąż tylko powtarzała, że jeśli
cię skrzywdzę będę miała z nią do czynienia.
- Cała Maja.- Skwitował z czułością, co mnie zirytowało.
Dla mnie ta dziewczyna była może nie wrogiem, ale nieprzyjacielem a on traktował
protekcjonalnie moje tłumaczenia o katastrofie gdy znajdziemy się w jednym
pokoju i zaczniemy tłuc. Śmiał jeszcze z tego zażartować:
- Więc w tej walce będziesz miała większe szanse. Po
prostu weźmiesz ze sobą swój tort i zatkasz jej nim usta.
- Albo wyłożę na twarz. Nie, naprawdę wolę z tym
zaczekać.
- Nie dasz się namówić?
- Raczej nie.
- Nawet jeśli sprawię ci niespodziankę?
- Jaką znowu niespodziankę?
- Zobaczysz. To dopełni dzieła i zwieńczy moja zmiany
które wprowadziłem w cukierni.- Nie dopytałam się co miał na myśli, bo znając
go doskonale wiedziałam, że tylko czekał na ujawnienie się mojej kobiecej
ciekawości by móc sobie ze mnie zadrwić. Ale nie ze mną te numery. Ja też
potrafię być cierpliwa.
W międzyczasie, zauważyłam że cukiernię zaczął odwiedzać
pewien gość. Gość który już wcześniej zachwalał moje wypieki, ale gdy zjawił
się po raz trzeci w tym samym tygodniu i dwa w następnym wiedziałam, że coś
jest na rzeczy. Zwłaszcza, gdy ten ktoś zdumiewająco często patrzył wtedy na
krzątającą się po sali Paulinę.
Podczas którychś z takich ukradkowych chwil musiałam
przyznać, że Babecka była bardzo ładną dziewczyną. Może nie klasycznie piękną i
jej nos z profilu wydawał się być lekko garbaty, ale twarz zdradzała posiadany charakter.
Zresztą, przy bliższym poznaniu okazało się, że nie tylko sama twarz, ale i
cała Paula. A Wojtkowi, bo o nim mowa wyraźnie się to podobało. Szkoda tylko,
że wydawała się być głucha i ślepa na próby flirtu Wojciecha, który potrafił
spędzić przy stoliku prawie godzinę to zamawiając ciasto, to ptysie a potem
jeszcze owocowe ciasteczka czy muffinki. Ostatnio było mi go nawet trochę żal.
Przecież po takiej porcji deserów z pewnością było mu niedobrze, a to wszystko
dla obojętnej Pauliny. Po dzisiejszej wizycie zauważyłam nawet, że to coś
więcej; ona nie tylko była obojętna; ona była też zwyczajnie niezadowolona z
konieczności obsłużenia Wojtka. Trochę tego nie rozumiałam: w końcu był
naprawdę bardzo miłym facetem i nawet jeśli zainteresowałby się nią na
płaszczyźnie damsko- męskiej byłoby to dla niej bardzo wskazane- zwłaszcza po tym
co spotkało ją z tym całym Marciniakiem. W duchu bardzo im kibicowałam. Ale ona
była wyraźnie zdenerwowana. Miała mu nawet za złe, że zostawił jej pięćdziesiąt
złotych napiwku.
- Pieprzony bogacz.- Prychnęła kończąc opowiadać mi o
jego zachowaniu jednocześnie przynosząc stos brudnych naczyń do umycia i biorąc
czyste. Ignorowała przy tym fakt, że kiedyś to ona należała do grupy owych pieprzonych bogaczy jak się wyraziła.- A ja nawet nie mogłam mu tego rzucić w twarz, bo potrzebuję kasy.
- Nie przesadzasz trochę?- Zasugerowałam.- Myślę, że mu
się po prostu podobasz. Nie widziałaś jak patrzył na twoje nogi gdy krzątałaś
się po sali.
- A więc jest jeszcze żałośniejszy niż sądziłam.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo to przyjaciel tego idioty.- Znałam ją już na tyle by
wiedzieć kim jest owy idiota.
- Masz na myśli swojego byłego narzeczonego?- Upewniłam
się jeszcze.
- Jasne, że jego. A niby kogo?
- Nie wiem. Ale jakoś trudno mi uwierzyć, że Wojtek
mógłby się przyjaźnić z Marciniakiem.
- A jednak. Ale teraz przynajmniej już wiem skąd moi
znajomi wiedzieli gdzie pracuję by móc mnie gnębić.
- Paula, chyba nie sądzisz że to od Wojtka?
- Nie, nie sądzę bo to wiem. Wszyscy są tacy sami i
bardzo się cieszę, że skończyłam z takim życiem nawet jeśli w zasadzie zostałam
z niego wykopana na zbity tyłek. Ale przynajmniej doceniłam czym jest prawdziwe
życie.
- Paula, przykro mi. Pogadam z Wojtkiem i dyskretnie
wypytam. Chociaż i tak nie wydaje mi się by on…
- Daj spokój, nic nie rób. Mnie to totalnie wisi choć
nieźle wkurza. I nawet nie chce mi się o tym gadać. Spadam na salę.
- Jasne.- Rzuciłam jej na odchodnym czując się trochę
niezręcznie. Zachowywałam się jak przedszkolak widząc chłopca i dziewczynkę z
miejsca sądząc, że do siebie pasują. A przecież nie znałam Wojtka zbyt dobrze:
do tej pory kilkakrotnie z nim rozmawiałam na dość błahe tematy. I na dodatek
krótko. Po wyglądzie Marciniaka w życiu nie domyśliłabym się takiej podłości o
jaką oskarżała go Paula a jednak to zrobił. Pomyliłam się też co do pierwszego
wrażenia co do Dawida. No i jeszcze parę tygodni temu wydawało mi się, że wobec
Tomka. Ale to nie zmieniało faktu, że nie byłam najtrafniejszą znawczynią
ludzkich charakterów. Chociaż Wojtek i przyjaźń z gnidą Marciniakiem? Nie, to i
tak mi nie pasowało. Dlatego postanowiłam podzielić się ze swoim spostrzeżeniem
z Tomaszem.
On mnie jednak uspokoił. Mówił, że Wojciech chodził z
narzeczonym Pauli do liceum i nawet mieszkali w jednym pokoju, ale od tego
czasu raczej nie są przyjaciółmi. Na potwierdzenie dodał, że sam Wojtek nie wyrażał się o
Marciniaku zbyt pochlebnie.
- Po swojej pierwszej wizycie gdy rozmawialiśmy o
Babeckiej, bo nie miał pojęcia, że ona tam pracuje, powiedział że dobrze że się
nie pobrali. Że to zwyczajny podrywacz i wieczny chłopiec ganiający za
spódniczkami i nowymi wrażeniami, że rodzice rozpuścili go do szpiku kości i
takie zachowanie pomimo upływu wieku nie wywietrzało mu z głowy. No i żal mu
było Pauliny. Nie sądzę więc, by donosił mu o jego niedoszłej żonie czy nawet
pseudo przyjaciółkom Pauli. Po prostu skądś musiały się dowiedzieć i najpewniej
od samego niego.
- Bardzo mi jej szkoda.- Stwierdziłam wtedy choć
doskonale o tym wiedział.- Teraz jest taka smutna. I ten mężczyzna wciąż nie
daje jej spokoju nasyłając innego by się z nią kontaktować.
- Mówiła ci o tym?
- Nie, ale przecież mam oczy i widzę. Ona nic mi nie chce
powiedzieć. Chyba woli zmagać się z tym sama.
- Więc jej na to pozwól. Paula jest silna, ale nie
głupia. Gdy będzie potrzebować pomocy to o nią poprosi, jestem tego pewny. A
tymczasem ty, wiecznie współczująca i empatyczna osobo przestań się tym martwić.
Wiem, że chciałabyś zbawić cały świat, ale to niestety nie jest takie proste.
- Nie chcę zbawiać całego świata. Tylko Paulinę.
- Czyżby? Chcesz pomóc mnie, martwisz się o Agnieszkę,
Izę która tu teraz pracuje. A to są przecież dorośli ludzie.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Wcale nie. A jeśli już chcesz wiedzieć to kolejna cecha
dla której cię uwielbiam.
Uwielbiam, powtórzyłam w myślach delektując się tym
słowem. Może to jeszcze nie była miłość, ale coś co wykraczało kategorię
„bardzo lubienia”. Uśmiechnęłam się na myśl, że to słowo niosło mi również
nadzieję.
W weekend, choć już prawie zapomniałam o niespodziance o
której wspominał mój mąż, to jednak w sobotnie popołudnie zostawiając na
zamknięciu w cukierni Paulę samą, razem udaliśmy się w przejażdżkę samochodem w
nieznanym mi wcześniej kierunku. Jak się potem okazało był to duży sklep
dekoratorki, w którym Tomek zamówił kilka rzeczy: między innymi nowe obrusy na
stoliki, małe wazony na kwiaty w tym samym kolorze i duży obraz na ścianę. Do
tego dzwoneczek na drzwi informujący o przyjściu następnego gościa. I choć tak
jak poprzednio te prezenty wywołały u mnie chęć sprzeciwu to jednak przyjęłam
je z radością. Choć nakazałam mu niczego już więcej mi nie kupować. Teraz to ja
powinnam o czymś dla niego pomyśleć. Trudno, może i pieniądze od anonimowego
nadawcy nie były najlepszym źródłem, ale mimo wszystko mogły posłużyć
szczytnemu celowi. A takim było kupno prezentu dla Tomka.
Na razie jednak uradowani wybraliśmy się do pizzerii na
kolację. Tomasz chciał iść do restauracji, ale ja w przeciwieństwie do niego
nie miałam na sobie koszuli i ciemnych dżinsów a zwykle sztruksowe spodnie i
przydługi sweterek. Wolałam więc nie jeść w eleganckim miejscu. Poza tym
jedzenie pizzy wśród grupki hałaśliwych nastolatków też miało swoje dobre
strony. No dobra, może i nie miało ale przynajmniej mogliśmy się z czegoś
pośmiać.
Gdy wróciliśmy wieczorem do cukierni, było już po
dziesiątej, więc Paula która już dokładnie wysprzątała wnętrze cukierni poszła
do domu. Tak więc byliśmy sami. Od razu sprawdziłam jak komponują się nowe
wzory obrusów z kolorem ścian i podłogi. Do tego już widziałam, że powieszę
obraz nad barem, bo będzie tam idealnie pasował.
- Cieszę się, że ci się podoba. Trochę się tym martwiłem,
bo takich kwestiach raczej nie mam gustu, ale Maja trochę mi pomogła.
- Żartujesz? I w ten sposób zniszczyłeś całą moją
radość.- Powiedziałam udając jęknięcie.
- Daj spokój, mówiłem ci że moja siostra tak jak i brat
bardzo cię lubią.
- Akurat. Jestem pewna, że ona mnie nie znosi.
- Dobra, porzućmy więc ten temat bo widzę że już się nakręcasz.
- Wcale nie. I nie patrz na mnie w protekcjonalny sposób.
Jestem pewna, że musiałeś ją do sklepu zaciągnąć wołem bo sama z własnej woli
mogłaby pomóc wybrać dla mnie tylko
trumnę.
- Teraz już dramatyzujesz.
- Troszeczkę. Ale swoją drogą ten obraz jest śliczny.-
Postanowiłam zmienić temat.
- Też mi się podoba. Nie tylko za wizerunek, ale sposób
pociągnięcia pędzlem.
- A może namalujesz mi coś swojego?
- Raczej nie byłoby takie ładne jak ten widok.
- Dla mnie by było.- Odparłam całkiem szczerze.
Zauważyłam, że moja odpowiedź ma głębsze znaczenie dopiero wtedy gdy spojrzał
na mnie ciepło z delikatnym uśmiechem.
- Choć tu do mnie na chwilę.- Poprosił, bo gdy ja
podekscytowana latałam po całej cukierni rozkładając obrusy i inne zakupione
rzeczy on przyglądał mi się z pobłażliwością typową dla rodziców, który kupili
swoim dzieciom upragniony prezent. Jednak spełniłam jego polecenie, a potem
zatonęłam w mocnym uścisku gdy mnie objął. Odwzajemniłam mu się po chwili
wahania.
- Cieszę się, że
mogłem cię uszczęśliwić.
- Przecież wiesz, że cukiernia jest dla mnie wszystkim.
Prawdę mówiąc miałeś dość łatwe zadanie.- Zażartowałam ponownie. Potem Tomek
delikatnie mnie od siebie odsunął jak się potem okazało tylko po to, by widzieć
moją twarz w reakcji na zadane przez siebie pytanie:
- Tylko cukiernia?- Wiedziałam o co pyta i bałam się
odpowiedzieć. Właściwie w czasie tych ostatnich czterech tygodniu robiliśmy
razem wiele rzeczy, ale unikaliśmy tematu swoich uczuć. Ja robiłam to nawet
sama przed sobą. Ale teraz chyba nie mogłam tego dłużej robić.
- Przecież wiesz, że nie.- Odpowiedziałam mu cicho. Nie
zdawałam sobie sprawy, że spuściłam przy tym głowę jakby w oznace zawstydzenia
dopóki nie poczułam jak jego kciuk podnosi z powrotem moją brodę do góry.
- Więc…wybaczyłaś mi to jak cię potraktowałem?
- Oczywiście, że tak. Zrobiłam to już dawno temu.
- Wiesz, w tym tygodniu jadę obejrzeć nowe mieszkanie.
Widziałem jej już na zewnątrz, ale bardzo mi się spodobało. Sądzisz, że gdy mi
się spodoba i zdecyduję się je kupić lub wynająć to mogłabyś zamieszkać tam
razem ze mną?
- Jesteś pewny, że tego chcesz?
- Tak. Nie chce już dłużej czekać.
- A co z twoim ojcem i regułą przekory?
- Nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Chyba jego wpływ na
mnie się skończył.
- Mówisz prawdę?
- Tak. Przecież obiecaliśmy sobie szczerość i zaufanie,
prawda?- Skinęłam głową.- Więc co mi odpowiesz?- Wahałam się dłuższą chwilę
choć jego słowa sprawiły mi dużo radości.
- Chcę tego. Tylko nie wiem czy jeszcze jest ten czas.
- Wolałabyś więc jeszcze poczekać?
- Prawdę mówiąc tak. Układa nam się dopiero od miesiąca,
nadal jesteśmy w fazie wzajemnego poznawania się czy tam zalotów jak to
nazywałeś. Może i przesadzam, ale prawdę mówiąc wciąż się boję.
- Nie zranię cię
Aniu. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię. Ale jeśli się boisz…to wiedz,
że uszanuję każdą twoją decyzję. A jeśli zamieszkamy razem to nie musimy od
razu robić tego jako małżeństwo.
- Jak to?
- Będziemy spać w osobnych pokojach jak lokatorzy, ale
mimo to spędzać ze sobą całe dnie. Chciałbym to robić. Nie lubię się z tobą
rozstawać nawet ani na sekundę.
- W takim razie jeszcze to przemyślę.
- Mam nadzieję, że twoja odpowiedź mnie zadowoli.-
Powiedział jeszcze, a potem już nie wracaliśmy do tego tematu. Porozmawialiśmy
jeszcze trochę, a po niecałej godzinie Tomek wyszedł. Zanim jednak do tego
doszło wycisnęłam na jego ustach soczystego buziaka z którego był bardzo
zadowolony. Ja zresztą też.
Jednak jak to zwykle bywa gdy na horyzoncie pojawia się
happy end, coś powoduje że się oddala. Tym czymś była środowa wizyta mojego
teścia Władysława Kamińskiego. Wtedy nie było ze mną Tomka, bo umówił się właśnie
na oglądanie mieszkania, ale za to była Paula, która zareagowała z taką samą nerwowością
na widok staruszka tak jak podczas jego ostatnich odwiedzin. Była sztywna jakby
połknęła kij tak jak i poprzednim razem w towarzystwie starszego pana.
W ogóle nie miałam pojęcia po co przyszedł tu tym razem,
ale nie owijał niczego w bawełnę. Już po kilku wstępnych zdaniach przywitania
oznajmił, że jesteśmy już z Tomkiem małżeństwem już od ponad czterech miesięcy
więc powinniśmy w końcu pomyśleć nad kierunkiem rozwoju naszego związku.
- Chodzi mi o to…- Zaczął.- …że najwyższy czas oficjalnie
wprowadzić cię do naszej rodziny. Do tej pory chyba tylko Majka i ja wiemy o
waszym małżeństwie z Tomaszem, pora żeby o tym fakcie przekonała się cała
moja…a raczej nasza najbliższa rodzina a potem dalsza i cała reszta. Ale
wszystko w swoim czasie. Na razie chciałem zaprosić cię na oficjalną kolację pojutrze o siódmej wieczorem w moim domu.
Naturalnie razem z mężem.
- Ale nie wiem. Muszę porozmawiać z Tomkiem. Na dodatek
cukiernia…
- To tylko trzy godziny. I mój syn wyraził już zgodę.
- Czy to będzie duża kolacja?- Ośmieliłam się zapytać.
- O nie, dość kameralna, tak jak mówiłem tylko najbliższa
rodzina. Ja i moja żona, córka z mężem (Boże, a więc znów spotkanie z Majką)
oraz ty z Tomaszem. Miałem jeszcze nadzieję zaprosić mojego drugiego syna wraz
z synową, ale jak pewnie wiesz niedawno
zostali rodzicami i nie sądzę by zdołali przyjść zostawiając dzieci same.
- Tak, doskonale o tym wiem.
- Świetnie, w takim razie jesteśmy umówieni?- Nie
przychodziła mi do głowy żadna wymówka. Poza tym właściwie nie było powodu by
ją w ogóle stosować. Bo skoro Tomek się zgodził…
- Chyba tak. I bardzo dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co. W końcu teraz należysz do rodziny. Choć
trzeba będzie pomyśleć o ślubie kościelnym. A może już ustaliliście z Tomaszem
datę?
- Ja…to znaczy my…rozmawialiśmy o tym.- Jej, dlaczego tak
trudno mi kłamać? Do tej pory szło mi znacznie lepiej.- Ale nie ustaliliśmy
jeszcze żadnych szczegółów.
- Tomasz nadal nic nie pamięta?
- Niestety.
- No cóż, takie jest życie. Widzę, że trochę odnowiłaś
wystrój tego miejsca. Wygląda znacznie lepiej.
- Tak. Tomek mi pomógł.
- Tomek.- Powtórzył tylko. Potem spojrzał w jakiś punkt
przed sobą co nieco zbiło mnie z tropu. Kilka chwil później jednak przeniósł
wzrok na mnie.- Nie będę ci już zabierał więcej czasu. W takim razie do
widzenia i mam nadzieję, że spotkamy się na piątkowej kolacji.- Pożegnał się z
szerokim uśmiechem.
- Do widzenia.- Odpowiedziałam mu. Odruchowo skierowałam
wzrok na Paulę która przypatrywała mi się z niepokojem. Uśmiechnęłam się do
niej dając tym gestem do zrozumienia, że wszystko w porządku i wcale nie musi
się o mnie martwić. Wydawało mi się, że odetchnęła z ulgą. Jej co z nimi
wszystkimi jest? Tomek, Agnieszka, Paulina…oni wszyscy uważają pana Władysława
za jakiegoś potwora.
Szkoda tyko, że ja widziałam w nim miłego starszego
mężczyznę i tak łatwo dałam się zwieść pozorom, które tak skrzętnie przede mną
roztaczał. I już dwa wieczory później przyszło mi za to zapłacić.
Tyle, że wtedy nie miałam o tym zielonego pojęcia.
Z umiarkowaną radością podchodziłam do spotkania mającego
mnie wprowadzić do rodziny Kamińskich jako żonę Tomka. On sam, gdy po powrocie
opowiedziałam mu o wizycie ojca był tym trochę zagniewany. Przyznał, że ojciec wspominał
mu o kolacji, ale Tomasz odparł mu dość wymijająco, bo nie miał na to
specjalnej ochoty. Przeczuwał, że zamiary jego ojca mogą być zupełnie inne niż
sądzi.
- Więc uważasz, że nie powinniśmy tam iść?- Spytałam go
wtedy jeszcze wciąż nie rozumiejąc jego obiekcji.
- Nie, wręcz przeciwnie. Musimy to zrobić, bo inaczej nie
dowiemy się czego tak naprawdę chce. Choć nie sądzę by chodziło mu o kolację.
Najpewniej odkrył coś z czym chce się podzielić. Albo po prostu wybadać
sytuację między nami.
- Więc nadal nie wierzysz w jego akceptację. Mówiłeś, że
reguła przekory w waszym przypadku nie ma już dla ciebie żadnej mocy.
- Bo to prawda. Ale mimo to wiem, że on coś knuje. Wkurza
mnie tylko to, że nie mam pojęcia co. Dlatego nie pozostaje nam nic innego jak
tylko się przekonać.
W piątkowy wieczór wcale nie byłam zdenerwowana. Może
trochę zbita z tropu gdy już w posiadłości Kamińskich zauważyłam, że zarówno
pani Małgorzata (macocha Tomka) jak i Maja mają na sobie wieczorowe suknie, a
ja zwyczajną białą koszulę z ołówkową spódnicą przez co przypominam raczej
pensjonarkę ze szkółki. (Żałowałam, że wcześniej nie pomyślałam o stroju.) No i
potem gdy zostałam wprowadzona do dużej przestronnej jadalni której wówczas do
tej pory nigdy nie widziałam z suto zastawionym stołem owocami morza,
wymyślnymi potrawami i wielokrotnością sztućców. Czułam trochę rozbawienie
pomieszane z myślą co ja to robię uświadomiwszy sobie, że coś takiego mogłam
oglądać tylko na filmach i w hotelu Sobieskim gdzie odbywałam miesięczne
praktyki. Ale żeby teraz tak dla mnie? Do dobra, może nie całkiem dla mnie, ale
między innymi. Przypomniałam sobie własne posiłki w domu: zazwyczaj na
śniadanie mama robiła naleśniki albo jajecznicę, obiad zwykle składał się z
zupy, a kolacja którą zawsze uznawałam za wymyślniejszą była zazwyczaj jakąś
zapiekanką mięsną lub zrazami kiedy miała więcej czasu na to by coś wymyślić,
bo praca w gospodarstwie pochłaniała jej masę czasu. W dodatku jeszcze kilka
lat temu było sporo większe niż obecnie.
- Norbert? Co ty tu robisz?- Spytałam dość głośno z
prawdziwym zaskoczeniem i radością widząc siedzącego już przy stole młodego
mężczyznę. W końcu gdy nie miałam jeszcze pojęcia o bogactwie Tomka on pracował
razem z nim przy przeprowadzkach. Na mój widok się uśmiechnąć choć znaliśmy się
dość krótko i to właściwie za pośrednictwem mojego męża. Ale najwyraźniej widok
jednej znajomej twarzy pośród wielu innych był mu pociechą.
- Ania, Tomek? Świetnie was widzieć. A co do pytania to
sam właściwie nie wiem…
- To jest właśnie ta moja niespodzianka.- Dokładnie w tej
chwili zabrzmiał głos Władysława Kamińskiego.- Przedstawiam wszystkim Norberta Kaczmarka,
znajomego mojego starszego z ostatnich miesięcy. Razem pracowali przy
organizowaniu przeprowadzek.- Czy tylko mi się wydawało czy gdy to mówił w jego
oczach pojawił się szyderczy błysk tak jakby pogardzał tym zajęciem? Nie,
niechęć którą czuli otaczający mnie ludzie do tego staruszka którego nazywali
antypatycznym spowodowała u mnie siłę sugestii. Przez to teraz ja doszukiwałam
się czegoś czego w jego oczach nie było. Przecież jego głos był pełen ciepła.
Choć może i trochę pogardza tak zwyczajną profesją; w końcu sam do niedawna był
prezesem największej firmy budowlanej w Polsce póki nie przekazał steru
młodszemu synowi.- Dzięki niemu poznamy kilka okoliczności z jego ostatnich
miesięcy życia. I może on sam czegoś się dowie?
- Może najpierw zapytalibyśmy jego o zdanie, co?-
Wtrąciła się Majka. Musiałam przyznać, że mimo iż za nią nie przepadałam to
wobec Tomka zachowywała się prawidłowo i byłam jej za to wdzięczna.
- Ależ proszę bardzo.- Odpowiedział Tomasz lekko
kpiarsko. Jednak jak zauważyłam był trochę zaniepokojony.- Jestem bardzo
ciekawy co znów przygotowałeś. Okaże się, że w czasie ostatnich pięciu lat handlowałem
narkotykami? A może włamałem się do sklepu komputerowego?
- Tomasz.-Tym razem głos zabrała pani Małgorzata.- Nie
zachowuj się tak wobec ojca.
- Najmocniej przepraszam.- Zwrócił się do niej już bez
ironii. Potem spojrzał na Norberta. Ten zrobił lekko niepewną minę.- Żartowałem…kolego.
- No tak, tego się mogłem po tobie spodziewać, druhu.- Norbert
nieco jowialnie klepnął Tomka w plecy co wypadło nieco nie na miejscu, ale on
najwyraźniej tego nie zauważył. Niezrażony ciągnął.- Ty to nieźle się kryłeś ze
swoją kasą. Chociaż ta twoja bryka była niezła. Ale ta chata…to znaczy dom, po
prostu cudo.
- Tak to prawda.- Starałam się jakoś załagodzić jego nietaktowne
zachowanie. Cieszyło mnie przynajmniej to, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Ja
na jego miejscu spaliłabym się ze wstydu.
Kilka minut później zajęliśmy miejsca. Wydało mi się
nieco dziwne, że mój mąż miał siedzieć naprzeciw mnie a nie obok, ale w sumie
nie znałam dokładnie hierarchii zajmowania pozycji przy stole. A wszystko
wskazywało na to, że to będzie bardzo oficjalny wieczór.
Zaraz po zajęciu miejsc głos znów zabrał Władysław
Kamiński wznosząc toast za mnie i Tomka. Sądziłam, że wspomni coś o naszym
małżeństwie ale nie zrobił tego co zbiło mnie z tropu. W końcu taki miał być cel tej kolacji, prawda?
Szkoda, że nie zwróciłam na to uwagi wcześniej i nie
przerznęłam gdzie pieprz rośnie.
Bo potem było już tylko gorzej.
Zaczęło się od wymyślnych dań. Naturalnie skończyłam
szkołę gastronomiczną, która notabene była jedną z lepszych tego typu placówek
w okręgu. W dodatku lubiłam nie tylko pieczenie, ale i gotowanie więc nauka nie
sprawiała mi właściwie wielu trudności. Nawet parę razy brałam udział w jakiś
konkursach. Z tego powodu wiedziałam jak posługiwać się danym typem widelcem,
którego użyć kieliszka do białego wina czy talerzyka do deseru. Nawet umiejętne
pokrojenie homara nie zajęło mi trudności, choć Norbert nie miał o tym
zielonego pojęcia z powodu czego mu współczułam. Czy zaprosił go tylko po to by
się z niego ponaśmiewać? Albo nawet pan Władysław nie zdawał sobie znaczenia z
faktu, iż Norbert jako prosty człowiek nie będzie miał o tym zielonego pojęcia.
Zaraz po posiłku a więc przystawce, głównym daniu,
przekąskach i deserze zorientowałam się jednak do czego to wszystko zmierza. Bo
to wcale nie jego chciano ośmieszyć.
- Może powiesz nam coś o sobie Aniu. Skąd właściwie
pochodzisz?- Spytał mnie pan Władysław.
- Z małej wsi niedaleko Warszawy.- Opowiedziałam szczerze
i wtedy jeszcze ani trochę nie zaniepokojona.
- Ach tak. A kim są twoi rodzice? Prowadzą jakiś biznes?
- Nie, to znaczy właściwie tak. Mają gospodarstwo
agroturystyczne.
- Ach tak, rolnicy.- Powtórzył znów.- A twoje
wykształcenie? Jakie skończyłaś studia?
- Skończyłam szkołę gastronomiczną. Technikum.
- A potem?
- Potem nie kształciłam się dalej. To znaczy poszłam do
pracy.
- Rozumem. A twoje rodzeństwo? Może jesteś jedynaczką?-
Przy tym pytaniu się zawahałam. Nawet nie z powodu bolesnych wspomnień, ale
raczej wymownej ciszy panującej dokoła.
- Nie ma rodzeństwa, bo jej jedyna siostra nie żyje.-
Odparł za mnie Tomek lekko zirytowanym
głosem dzięki czemu trochę odzyskałam nad sobą panowanie.
- Och bardzo mi przykro. Nie miałem pojęcia.- Powiedział pan Kamiński.
- Jasne, że nie
miałeś.- Parsknął sarkastycznie Tomek sugerując swoim tonem coś kompletnie
przeciwnego niż swoje słowa, a ja rzuciłam mu karcące spojrzenie. Bo może
niepotrzebnie się tak unosił? W końcu skąd pan Władysław miał mnie znać i
wiedzieć, że jego ostatnie pytanie sprawiło mi ból?
- To był jakiś wypadek?- Drążył.
- Może przejdziemy do salonu a ty skończysz te
wypytywania co?- Znowu wtrącił się Tomek.
- Nie rozumiem czemu się tak unosisz. Chcę tylko bliżej
poznać Annę. Ona się na mnie nie gniewa prawda?
- Oczywiście, że nie.- Skłamałam biorąc do ust pierwszy
łyk wina. Do tej pory wcale nie piłam: po ostatnich doświadczeniach pod klubem
w którym pijana poznałam Tomka składając mu niemoralną propozycję nie
zamierzałam powtarzać tego doświadczenia. Ale teraz czułam, że muszę coś zrobić
z rękoma.
- Widzisz? Ale skoro tego chcesz…uszanuję to synu. Norbert
może teraz ty nam coś opowiesz? W końcu przyjaźniłeś się z Tomkiem w kilka
miesięcy temu.
- Tak, ale głównie razem pracowaliśmy. Tomek był bardzo
skryty, niewiele mówił o sobie.
- Ale znasz Annę, prawda? Poznali się jak ty już się z
nim znałeś prawda?
- Tak.
- Świetnie. Więc może znasz szczegóły i nam o nich
opowiesz?
- Z chęcią. To właściwie zabawna historia.- Norbert
zaśmiał się, a ja mimo iż jeszcze nic nie powiedział zdawałam sobie sprawę z
nadciągającej katastrofy.- Postanowiliśmy iść z pańskim synem to znaczy Tomkiem
do klubu trochę się zabawić. Na miejscu trochę stracił zainteresowanie; ja
wszedłem więc do środka, a on wyszedł do pobliskiego park u i tak zobaczył
Anię. Podobno była nieźle pijana, a przynajmniej tak mi opowiedział potem
Tomasz.- Ponownie się roześmiał, a ja
przymknęłam oczy. Nie, to nie może się dziać naprawdę. Przecież nawet ktoś tak
niedomyślny jak Norbert musi mieć trochę taktu i przyzwoitości. Niestety,
najwyraźniej nie miał. Dla niego jak się wyraził cała ta sytuacja była tylko
zabawna. – No i on potem mówił ,że chciał odejść ale ona spytała się go czy
chce iść z nią do łóżka i razem pojechali do jego domu. Nieźle co? Prawdziwie
romantyczna historia: miłość od pierwszego wejrzenia.- Słysząc jego ostatnie słowa
miałam ochotę się roześmiać. Romantyczna historia? Naprawdę tak to widział jego
ograniczony umysł? Bo nie sądziłam, że mógłby być aż tak perfidny mówiąc to
wszystko z premedytacją. Norbert taki nie był. Ale jego głupota nie była
usprawiedliwieniem.
- Przepraszam, powinnam już iść.- Odezwałam się
korzystając z ciszy czując, że zaraz wybuchnę. Te wszystkie dania, talerze i
sztućce miały za zadania tylko mnie ośmieszyć pokazując jak bardzo jestem
prowincjonalna. Tyle, że Kamiński nie przewidział iż dzięki szkole
gastronomicznej będę potrafiła trafnie się nimi posługiwać. Przygotował jednak
drugą rundę: pytania dzięki którym okazywałam się biedną zwyczajną dziewczyną.
Byłam też pewna, że znał przyczynę śmierci Anity i nie bał się wykorzystać
nawet tak bolesnego szczegółu. Ale gwoździem programu było zaproszenie tu Norberta;
jego opowieść pokazała, że jestem pustą imprezowiczką sypiającą z dopiero co poznanym facetem na imprezie w klubie.
Najgorsze było to, że gdyby Tomek mnie wtedy nie powstrzymał naprawdę bym się
nią stała.
- Nie wstawaj, Anno.- Słysząc głos Władysława Kamińskiego
poczułam dreszcz. Co szykował tym razem? Czy jeszcze mu nie dość?- Nie masz
powodu do zakłopotania, prawda? Wszyscy doskonale rozumiemy: szał młodości,
alkohol, zauroczenie…Poza tym jeszcze miałaś powód prawda? Niedawno znajomy
rozpoznał twoje nazwisko. Byłaś zaręczona z Dawidem Raczkowskim, bogatym spadkobiercą
sieci komisów samochodowych, ale zerwałaś je na trzy miesiące przed ślubem.-
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mimo to dzielnie patrzyłam mu w oczy nie
chcąc ugiąć się pod jego spojrzeniem. Tak, teraz wreszcie zauważyłam w nich to
czego nie widziałam to tej pory: tę bijąca pogardę, nienawiść i obrzydzenie
jakbym była najgorszym robakiem. Poczułam, że się duszę. Wspomnienia mnie
przytłoczyły. Miłość Tomka, śmierć Anity, zdrada Dawida…to było dla mnie za
dużo. Na dodatek gdy w końcu przeniosłam wzrok na innych okazało się, że są
totalnie zaskoczeni nie mając pojęcia jak zareagować. A Tomasz…
Jego twarz nie wyrażała nic gdy wstał z krzesła warcząc:
- Nikt nie będzie obrażał mojej żony.- W tej chwili
zrozumiałam, że go kocham i nigdy nie przestałam. Fakt, że mnie bronił bardzo
wiele dla mnie znaczył. Dlatego tym boleśniejszy był potem mój upadek.
- Co? Jakiej żony?- To był chyba głos pani Małgorzaty
która najprawdopodobniej jako jedyna nie miała o tym zielonego pojęcia. Majka
pewnie podzieliła się tą wiadomością z mężem Filipem.
- Tak, żony.- Potwierdził ledwie panując gniewem. A więc
mu nie uwierzył, Bogu dzięki. Nie uwierzył własnemu ojcu.
- W takim razie, skoro chcesz załatwić to kameralnie to zapraszam
do gabinetu. Porozmawiamy tam sami.- Odezwał się do Tomka ojciec.
- Dobrze. Ale Ania idzie z nami.
- To zupełnie nie potrzeb…
- Ja sądzę inaczej.
Pozostawiliśmy więc skonsternowaną Majkę z Filipem która
krzyczała zdezorientowana zadając nie wiadomo komu pytania na które nikt jednak
nie potrafił jej odpowiedzieć. W którymś momencie złapałam nawet jej spojrzenie
pełne niedowierzania i jakby...żalu zanim zmieniło się w pogardę. Czym prędzej
odwróciłam wzrok. Pani Małgorzata była dla odmiany milcząca i blada jak ściana.
Sam Norbert nie miał pojęcia co ma zrobić, więc zaczął ją wachlować powodując
oburzenie Mai…dalej nic już nie słyszałam gdy znaleźliśmy się na korytarzu a
potem w gabinecie Kamińskiego.
- Co to wszystko miało znaczyć?! Co chciałeś tym
uzyskać?!- Krzyknął na niego Tomek ledwie drzwi się zamknęły.- Jak śmiałeś tak
upokarzać Anię?
- Wcale jej nie upokorzyłem. Przedstawiłem tylko prawdę o
tej cwanej kobiecie, która wrobiła cię w małżeństwo.- Na te słowa drgnęłam. Cwanej?
- W nic mnie nie wrobiła. Masz natychmiast ją przeprosić
za te kłamstwa i paszkwile na jej temat.
- Obawiam się, że to nie są kłamstwa. Może spytasz swojej
żony?- Teraz pan Kamiński spojrzał na mnie:- Zaprzeczysz, że Norbert skłamał na temat
okoliczności waszego spotykania się? Że twoja rodzina to zwykli rolnicy z
trudem wiążący koniec z końcem, a ty jesteś zwykłą naciągaczką polującą na
bogatego faceta?
- Nie jestem żadną naciągaczką.- Oznajmiłam.
- Tylko temu nie zaprzeczysz? Odpowiedz na dwa pierwsze
zarzuty. A szczególnie pierwszy. Zaprzeczysz, że zachowałaś się jak zwykła
dziwka proponując mojemu synowi swoje ciało?
- Zamknij się!- Krzyknął znów Tomek a ja poczułam łzy pod
powiekami. Jeszcze nigdy nikt nie nazwał mnie dziwką. Tym bardziej z taką
nienawiścią. A na pewno nie człowiek po którym bym się tego nie spodziewała.
Dlaczego teraz nie był już miły? I czy naprawdę zaprosił mnie właśnie po to? By
mnie upokorzyć? Czy wszyscy mieli rację co do charakteru tego człowieka a tylko
ja jedna się myliłam?
- Nie zrobię tego Tomasz, a wiesz dlaczego? Bo do tej
pory pozwalałem ci bawić się tą dziewczyną i przeskakiwać z kwiatka na kwiatek
raz zapraszając tu Ilonę raz nią. Nawet trochę współczułem ci z powodu utraty
pamięci i uważałem, że ta oszustka zasługuje na karę za to co zrobiła i może
się jeszcze trochę połudzić że ją kochasz.
- Mnie pan mówił co innego.- Wtrąciłam się, choć z trudem
udawało mi się artykułować słowa. Ale chyba tylko pewna doza absurdu i
irracjonalności tej sytuacji sprawiła, ze do końca się nie załamałam.- Mówił
pan, że to mnie Tomek wykorzystał; że ożenił się tylko po to by uzyskać pieniądze
z funduszu powierniczego.- I choć mój głos nie był głośniejszy od szeptu to i
tak zwrócił jego uwagę. Prychnął.
- A jakże.- Przyznał takim samym nienawistnym tonem jak
poprzednio. – Bo początkowo tak samo nabrałem się na tę twoją niewinną buźkę i
nieśmiałą minkę. Dopiero potem zbadałem całą sprawę i co się okazało? Ledwo na niecały kwartał przed
ślubem uciekła z rodzinnego domu i go odwołała.
- Bo Dawid mnie zdradził.- Odparłam impulsywnie zaraz
żałując. Bo zabrzmiało to tak jakbym się tłumaczyła. A jak głosi znany aforyzm
tłumaczą się tylko winni.
- Ha, czyżby? A może powodem rozstania była intercyza
którą kazał ci podpisać przed ślubem narzeczony?
- Wcale nie!- Tym razem dałam się sprowokować do krzyku.
Ale sugerowanie, że miałam zamiar wyjść za mąż dla pieniędzy bardzo mnie
rozzłościło.
- Nie? Jasne, że tak mówisz; ale teraz już przejrzałem
twoje gierki i nie pozwolę Tomkowi wpakować się w takie bagno. Wiem jak
zachowywałaś się w przeszłości , jak rozrywkowe życie prowadziłaś z siostrą
które ją wpędziło do grobu, a tobie najwyraźniej wzmocniło kręgosłup i dlatego
zamiast otwarcie się sprzedać pozujesz na biedną wiejską dziewczynę naciągając
bogaczy takich jak mój syn.- Zrobił krótką pauzę pochylając się nad biurkiem i
z jednej z jego szuflad wyciągając jakąś kopertę. Potem rzucił ją na blat.-
Proszę, zobacz Tomek kim jest twoja żona. A potem oskarżaj mnie o kłamstwa.-
Prychnął z wyraźnym obrzydzeniem.
- Co to jest?-Spytał Tomasza ojciec.
- Otwórz i się przekonaj.- Prowokował go Kamiński. Tomek
spojrzał na białą grubą kopertę, a potem na mnie. Gestem prosiłam go by jej nie
otwierał przeczuwając, że na pewno będzie w niej coś co jeszcze bardziej mnie
pogrąży.
I nie myliłam się. Bo gdy niepomny mojej milczącej
prośbie Tomek wziął do ręki kopertę i ją otworzył wysypała się z niej cała
kaskada zdjęć. Na każdej z tych fotografii byłam ja. Ja z przeszłości.
Patrzyłam więc na swoje przefarbowane na platynowy blond
włosy, ostry makijaż, krótką spódniczkę wyzywająco uśmiechając się do aparatu.
Potem na inne zrobione podczas jeden z dyskotek, a potem kolejne z jarmarku i
festynu na który zabrałam ze sobą jednego z chłopaków którzy dawniej walczyli o
moje względy. Na następnym uśmiechałam się znad tafli wody posyłając całusa
znajdującemu się obok chłopakowi innemu niż poprzednio. Na wszystkich tych
zdjęciach mogłam mieć nie więcej niż dziewiętnaście lat.
Kolejne też nie były lepsze: wróciłam już do naturalnego
koloru włosów a moje stroje przestały być wulgarne to jednak na większości z
nich całowałam się albo przytulałam ze swoim byłym narzeczonym. Na jednym nawet
udawałam pocałunek ze swoją drużbą którym miał być kolega Raczkiewicza, a na
kolejnym obejmowałam Franka, mojego przyjaciela. Tyle, że nie można było
wyczytać tego z fotografii. Można było to odebrać jako namiętny uścisk albo
flirt. Skąd Władysław Kamiński zdobył te wszystkie zdjęcia? Niektóre z nich ja
sama widziałam po raz pierwszy!
- Jak pan je zdobył?- Odważyłam się go spytać odwracając
wzrok od fotografii, które Tomek jednak wciąż oglądał.
- Mam swoje sposoby by sprawdzić charakter i zachowanie
danej osoby.
- Charakter? Te zdjęcia niczego nie dowodzą: tym bardziej
że większość z nich pochodzi z okresu gdy byłam nastolatką.
- Według ciebie nie pokazują jaką jesteś dziewczyną?
- Nie. Byłam taka sama jak inni rówieśnicy w moim wieku.
A nawet jeśli nie, to ludzie się zmieniają.
- Zmieniają powiadasz…z wodzącej za nos naiwniaków
dziewczyny przyjmującej prezenty od chłopaków i zmieniającą ich jak rękawiczki
w porządną kobietę?
- Nie byłam taka. To…to nieprawda. - Nie wiem po co wciąż
zaprzeczałam, ale czułam że muszę. Spojrzałam na Tomka: na jego twarzy pojawił
się wyraz konsternacji i zmartwienia; zrozumiałam, że zaczyna we mnie wątpić. Negował
to wszystko co mu mówiłam konfrontując to ze słowami ojca. Na dodatek wciąż
patrzył na zdjęcia coraz bardziej niewidzącym wzrokiem. Zaczynał wierzyć ojcu.
A ja czułam, że w tej walce zaczynam przegrywać.
I w końcu zrozumiałam swój błąd.
Nie powinnam była niczego przez Tomaszem zatajać nawet a
raczej zwłaszcza swojej przeszłości. Okoliczności zmieniały wiele faktów, które
teraz przemawiały przeciwko mnie. A pan Władysław zręcznie je wykorzystywał
naginając do własnych celów. Zwłaszcza śmierć Anity czy moje zachowanie jako
nastolatki.
- Nieprawda? Zaprzeczysz więc, że próbowałaś się ze mną
ułożyć? Wziąć fałszywy rozwód z Tomkiem po to by zyskać połowę pieniędzy z
funduszu powierniczego?
- Co?- Mrugnął Tomasz jakby nagle wybudzony z letargu.
Część zdjęć wypadła mu z rąk.
- Właśnie to. Jednak z klauzur w testamencie jasno
przewiduje jak podzielić pieniądze w każdym z możliwych wariantów rozpadu
twojego małżeństwa.- Zaczął wyjaśniać synowi pan Władysław. Ja w tym czasie
milczałam skonsternowana do granic możliwości. Jaka znów klauzula? - W
przypadku gdyby nastąpiłoby to w przeciągu mniej niż pół roku, to jej
przypadłaby połowa. Takie zabezpieczenie gdybyś chciał ożenić się tylko dla
pieniędzy.- Roześmiał się ironicznie staruszek powodując u mnie dreszcz.- A
razem z odsetkami i po zapłaceniu podatku byłoby tego dla każdej ze stron ponad
sto tysięcy. Spora suma dla zwykłej prowincjonalnej gęsi.
- Przecież nie zrobiłam tego dlatego. Dobrze pan o tym
wie. To pan starał się mnie namówić na ten rozwód, manipulował mną, mówił że
Tomek zrobił to dla pieniędzy, że mnie nie kocha, że był zaręczony z Iloną, że
tak będzie lepiej…
- Dziewczyno, przecież nie musisz kłamać. Gdybyś tego nie
chciała i była tak uczciwa jak to sugerujesz to nie zatajałabyś tego faktu
przed mężem. A ty chciałaś go tylko wybadać i gdy zyskałaś pewność że nie
odzyska pamięci próbowałaś wydoić. Myślę teraz, że nawet nie podejrzewałaś jak
bardzo w rzeczywistości Tomek jest bogaty i na ile możesz liczyć. I teraz
plujesz sobie w brodę próbując jeszcze jak najwięcej ugrać.
- Nie miałam o tym pojęcia. Poza tym…- W końcu zaczęła mi
wracać trzeźwość umysłu. Krzykiem i ciągłym zaprzeczaniem niczego nie osiągnę.
Potrzebne mi racjonalne argumenty.- …nawet jeśli jednak by tak było to ja z
Tomkiem podpisałam intercyzę a nie miałam pojęcia o jakimś funduszu.
- Oczywiście, że miałaś. Przecież to było twoje pierwsze
pytania które mi zadałaś wręczając podpisane papiery rozwodowe.
- Wcale nie. I to nie ja je przygotowałam. To przecież pan
wszystko załatwiał. Ja miałam przyjść tylko do gabinetu i złożyć swój podpis.-
Głos mi się załamał gdy zrozumiałam, że z nim nie wygram. Bo był dla mnie zbyt
groźnym przeciwnikiem; takiej umiejętności przeplatania kłamstw z prawdą i
zmianą okoliczności jeszcze nie widziałam. Tylko niestety dla mnie przez to
wychodziłam na wyrachowaną i pozbawioną skrupułów kobietę która wykorzystała
Tomka. I on patrząc na jego wyraz twarzy w to wierzył. Poczułam jak ziemia
usuwa mi się spod stóp.
Nikt nie
będzie obrażał mojej żony…
Teraz z pewnością nie uważał, że obrażanie mnie było
bezpodstawne. Mimo to próbowałam go przekonać zwracając się do niego:
- Tomek…nie wierz w to co mówi twój ojciec. Sam mi kiedyś
mówiłeś jak on doskonale potrafi manipulować. Nie wierz mu. Ja się nabrałam i
kilka tygodni temu godząc się na ten fałszywy rozwód popełniłam błąd. Ty tego
nie rób.
- Brawo, jesteś urodzoną aktorką.- Zaśmiał się Władysław
Kamiński.- Dodaj jeszcze, że go kochasz i zawsze kochałaś.
- Niech pan przestanie.
- Albo wiesz co? Powiedz o tym detektywie którego
wynajęłaś by znalazł dowód niewierności Tomasza. Ilona mówiła mi jak ją
podpuszczasz by go uwiodła.
- Co? Naprawdę to robiłaś?- Spytał mnie z niedowierzaniem
Tomek.- A potem udawałaś obrażoną gdy zjawiała się w moim domu razem z tobą?
- Nie, nie zrobiłam tego. Uwierz mi.- Prosiłam wiedząc,
że i tak w moje zapewnienia nikt nie wierzy.
- Gwoli wyjaśnienia:- Głos znów zabrał mój kat.- …w takim
przypadku również połowa pieniędzy z funduszu przypadłaby jej w udziale jeśli
rozwód orzeczono by z twojej winy, synu. Poza tym jaka dziewczyna wychodzi za
mąż po trzech miesiącach znajomości? I ty wierzyłeś w jej bezinteresowność?
- Nie chcę tego słuchać. I nie będę.- Już się odwróciłam
z zamiarem odejścia gdy poczułam dłoń Tomka na swoim ramieniu. Próbowałam się
uwolnić, ale bezskutecznie.
- Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie wyjaśnimy sobie
wszystkiego.- Powiedział stanowczo. Poczułam, że serce bije mi dużo szybciej.
To już nie był ten sam Tomek który jeszcze kilkanaście dni temu ze mną żartował
malując farbami tort. To nie był ten mężczyzna który pomagał mi pracować w
cukierni, sprawił niespodziankę kupując do „Słodkiego świata” niezbędne
drobiazgu, który pytał mnie czy zechcę z nim zamieszkać. Ten był groźny i
stanowczy.- Tato, zostaw nas samych.
- Jak sobie życzysz.- Odparł Władysław Kamiński nawet nie
próbując protestować uśmiechając się do mnie cynicznie. Wiedział, że odniósł
zwycięstwo i tryumfował. Bo był pewny, że syn stanie po jego stronie i na swój
sposób mnie zrani.
- Nie, ja…- Zaczęłam mówić usiłując wyjaśnić, że
powinniśmy porozmawiać innego dnia gdy opadną emocje. Nie zdążyłam jednak tego
zrobić, bo Tomek odezwał się cichym głosem który mógłby przecinać stal:
- Radzę ci tu zostać chyba, że chcesz rozmawiać przy
służbie, domownikach i gościach wywlekając te wszystkie swoje brudy. Co
wybierasz?- Milczałam, bo jego pytanie i tak było czysto retoryczne. Poza tym
dotarło do mnie, że on jest wściekły i już mnie osądził. I nic co powiem nie
sprawi, że mi uwierzy. Dokładnie tak samo jak kiedyś.
Ufam ci Aniu, przypomniałam sobie jak przez mgłę jego
słowa.
Ufam ci.
Tak, jeszcze nie wszystko było stracone…a może jednak
tak?
- To prawda co mówił mój ojciec?- Spytał mój mąż dziwnie spokojnym
tonem zważywszy na towarzyszące jego spojrzeniu stalowe błyski w oczach.-
Odpowiedz.- Zażądał gdy ja jeszcze zdezorientowana całą tą sytuacją i zbita z
tropu wciąż milczałam.
- Nie wszystko.- Udało mi się z trudem wykrztusić.
- To znaczy?
- To znaczy, że wcale nie nasyłałam na ciebie Ilony, nie
wynajęłam detektywa, nie jestem naciągaczką i nigdy nie zależało mi na twoich
pieniądzach. – Wyrecytowałam przypominając sobie zarzuty pana Kamińskiego.
- A te zdjęcia? To fotomontaż?- No tak, o nich
zapomniałam.
- Nie sądzę.- Powiedziałam cicho. Zauważyłam jak na
twarzy Tomka igra delikatny uśmiech niewiele mający wspólnego z rozbawieniem.
- Więc ci wszyscy mężczyźni…to twoi kochankowie?
- Wcale nie.
- Więc kto? Całujesz się z nimi, obejmujesz, na części
jesteś roznegliżowana.
- To zdjęcia z
wakacji nad morzem. Wszyscy byli w kostiumach kąpielowych.
- Nie udawaj że nie wiesz o co mi chodzi!- Warknął w
końcu. Dlatego postanowiłam przyjąć reakcję obronną:
- Doskonale wiem. Ale te zdjęcia zrobiona na długo przed
tym jak zaczęliśmy się spotykać albo w ogóle znać. I dotyczą przeszłości o
której wolałabym zapomnieć.
- Dlaczego chcesz o niej zapomnieć?- Podchwycił.- Bo
jednak byłaś rozrywkową dziewczyną? Bo miałaś wielu facetów choć mnie mówiłaś
coś innego?
- Nigdy nie mówiłam ci, że nie miałam żadnego chłopaka
czy sympatii. Przecież wiesz o Dawidzie.
- Boże, więc…więc to prawda co mówił Norbert? Pod tym
klubem zaproponowałaś mi seks choć wcale się nie znaliśmy? A może już wtedy
wiedziałaś, że jestem bogaty?- Spytał z niejakim przerażeniem.
- Nie miałam o tym pojęcia do czasu wypadku.- Powtórzyłam
starając się powściągnąć emocje.
- Zręczny unik.- Roześmiał się.- A pierwsze pytanie?- Nie
odpowiedziałam, bo nie wiedziałam w jaki sposób powinnam to zrobić by
wszystkiego nie zaprzepaścić. - A więc tak.- Wyciągnął odpowiednie wnioski.- Udawałaś
świętoszkę nawet nie pozwalając mi się pocałować czy pogładzić po policzku a
już po kilku minutach znajomości wskoczyłaś do łóżka. Pewnie tak samo jak
wcześniej tym facetom ze zdjęć.
- Nie! Nie spałam z tamtymi chłopakami. I z tobą tamtego wieczoru przed klubem też nie.
- Bo byłaś zbyt pijana?
- Nie, bo…- Już miałam skłamać, ale jaki był sens się
teraz wybielać? W końcu nadeszła pora na powiedzenie całej prawdy. Do tej pory
zatajanie czegokolwiek w niczym mi nie pomogło-…bo ty nie chciałeś mnie
wykorzystać. W jednym twój ojciec się nie pomylił: byłam zbolała po zdradzie
Dawida. Po raz pierwszy w życiu się upiłam i nie właściwie zareagowałam na
alkohol.
- Rzeczywiście. I wskakując do łóżka obcemu facetowi
chciałaś ukoić ból.- Tym razem wyczułam w jego tonie oskarżenie. Do tej pory po
prostu zadawał pytania, teraz sam sugerował ich odpowiedź.
- Nie wiem jaki widzisz sens w tym by żądać ode mnie
tłumaczenia swoich motywów skoro i tak mi nie wierzysz.
- Spróbuj. Do tej pory znacznie lepiej ci szło. Już się
pogubiłaś w tych wszystkich kłamstwach?
- Sam ostrzegałeś mnie przed ojcem. Sam mówiłeś jakim
zręcznym potrafi być manipulantem, jak cierpiałeś przez niego w dzieciństwie.
Powtarzałeś, że nie powinnam mu ufać, choć mimo to ja dałam się na to nabrać.-
Przypomniałam ignorując jego pytanie.- A teraz mnie obwiniasz i nawet nie
starasz się zrozumieć.
- A co mam rozumieć? To, że udawałaś skromną i wrażliwą
dziewczynę w przerwach recytując mi formułki jaki to Bóg jest dobry rumieniąc
się gdy nawet niewinnie cię dotknąłem gdy tak naprawdę byłaś imprezowiczką
pozwalającą obcym facetom na o wiele więcej?
- Tomek, nie mów tak. Nie mów rzeczy których potem nie
będę mogła ci wybaczyć.
- Ty? Wybaczyć mi?- Żachnął się.- Skończ już z tymi
wykrętami i udawaniem!- Krzyknął robiąc krótką pauzę jakby się nad czymś
zastanawiał.- Tak, teraz rozumiem dlaczego nagle zaczęłaś się inaczej zachowywać
bez wyraźniej przyczyny. Wcześniej przebywałaś ze mną tylko z konieczności a
potem nagle z własnej woli zaczęłaś przychodzić i zapraszać mnie do parku na
spacer czy pracowni garncarskiej. A wtedy gdy odwiedzałaś mnie w domu ojca wybierałaś
tylko takie momenty w których zmawiałaś się z Iloną. Co sprawiło tę zmianę?-
Milczałam. Miałam mu powiedzieć, że świadomość iż potrafił odróżnić bita
śmietanę od masy kajmakowej? Nawet w moim własnym subiektywnym odczuciu
zabrzmiało to nad wyraz głupio.- Nic nie mówisz?
- A co mam powiedzieć?
- To, że miałaś zamiar ponownie mnie omotać. Że chciałaś
pociągnąć to więcej niż pół roku znajdując dowody na moją winę by w razie
rozwodu obarczyć nią mnie. Że udawałaś coś wręcz przeciwnego bym nie domyślał
się twojego podwójnego oszustwa.
- Tak, bo jestem tak bystra by uknuć taką intrygę. A
potem tak głupia by dać się złapać.- Nie mogłam powstrzymać się od sarkazmu,
ale ta cała sytuacja po prostu zaczęła mnie przerastać.
- Ufałem ci. Zdecydowałem się ci zaufać, a ty perfidnie mnie
oszukałaś. – Znudziło mi się powtarzanie wciąż: „wcale nie” albo po prostu „nie”
więc tym razem tylko pokręciłam głową.- Tak, nie wypieraj się. Wykorzystałaś
mnie i moją słabość. A gdy prawie miesiąc temu się upiłem i tak się przy tobie
otworzyłem…kpiłaś ze mnie co? Śmiałaś się z głupiego naiwniaka?! Jezu, jak
mogłem być taki głupi i zaufać zwykłej prostaczce gotowej sprzedać się za kilka
tysięcy złotych.- Jego gniewną przemowę przerwał głośny plask mojej dłoni kiedy
uderzyłam go w twarz. Zaraz potem poczułam ból w nadgarstku gdy mnie za niego
złapał.- Już kiedyś to zrobiłaś i obiecałem, że ci się odkuję.- Przyciągnął
mnie do siebie tak gwałtownie, że boleśnie odczułam zderzenie z jego klatką
piersiową. Przez dłuższą chwilę mierzył się ze mną gniewnym wzrokiem w którym
czaiła się tłumiona wściekłość. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie w
talowym uścisku. – Naprawdę jesteś aż tak perfidna? Naprawdę chodziło ci tylko
o pieniądze?
- Tomek, puść mnie…- Wciąż nadaremno próbowałam uwolnić
swoje nadgarstki.
- O nie.- Zaśmiał się szatańsko.- Może teraz moja kolej
na zemstę. – Ledwo to powiedział a już zaczął się nade mną pochylać we wiadomym
celu. Ale ja nie mogłam do tego dopuścić. To miała być moja kara, wiedziałam o
tym, ale nie chciałam tego pocałunku. Nie tak, nie w ten sposób gdy motywem
jego działania była złość i pogarda. Nie byłam taka za jaką mnie miał. Zaczęłam
się opierać i odwracać głowę ,bo szybko przekonałam się, że nie mam dość siły
by całkowicie wyrwać się z jego uścisku. Widziałam jak moja reakcja denerwuje
go jeszcze bardziej aż w końcu dał sobie z tym spokój, choć wiedziałam że gdyby
naprawdę chciał wymusić na mnie pocałunek to z łatwością by to zrobił.
Widocznie jednak panował nad sobą na tyle by nie być brutalnym.- No co, nie
będziesz próbowała zapewnić mnie o sile swojej miłości?- Spytał ironicznie po
tej naszej „walce”.- Powiedz, że ci na mnie zależy! Powiedz, że mnie kochasz!
- Nie.
- Ach, no tak zapomniałem że teraz zależy ci na rozwodzie
i kasie z funduszu. Ale jak mnie ładnie poprosisz i będziesz miła to może
jednak coś ci dam.
- Puszczaj!- Syknęłam znowu czując jak łzy napływają mi
do oczu. To była najgorsza chwila w moim życiu. Tomek ranił mnie już wiele
razy, ale tym razem zrobił to gdy byłam najbardziej podatna na cios, gdy mu
zaufałam po tym jak już wcześniej złamał mi serce. A teraz robił to po raz
kolejny.
- No, coś słabo się starasz. W cukierni szło ci znacznie
lepiej. Albo w moim pokoju. Wtedy nie opierałaś się moim pocałunkom.
- Zaufałam ci.- Powiedziałam cicho i płaczliwie nie z
powodu tej sytuacji, ale tego co za sobą niosła. A mianowicie ostateczny
koniec.
- Och nie próbuj nabierać mnie na te melodramatyczne
gesty. Nie jestem z tych których rozczula widok kobiecych łez. A szczególnie w
wykonaniu takiej oszustki i wyrachowanej kobiety jak ty. Nie wahałaś się nawet
wykorzystać mojej utraty pamięci by osiągnąć własny cel. I ty mi mówisz o
zaufaniu? Ja też ci zaufałem. Też otworzyłem przed tobą swoje serce i duszę. I
nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym ci wierzyć.- Dodał wściekłym tonem jakby
był na siebie zły za to ostatnie zdanie które podejrzanie przypominało prośbę o
potwierdzenie.
- Przecież ty nawet nie próbujesz tego robić.- Szepnęłam.
- Bo widzę jakie są fakty. Mam o nich zapomnieć? O tych
zdjęciach, twoich kłamstwach, zatajeniach?
- Tomek…- Po raz ostatni próbowałam zaryzykować i odwołać
się do jego rozsądku.-…zależało mi na tobie od samego początku. I nadal zależy.
Taka jest prawda. Przed śmiercią siostry lubiłam się zabawić, ale nigdy nie w
sposób o jakim myślisz. I wiem, że przemilczałam sprawę naszego małżeństwa, ale
tylko to było moją winą. A ty wciąż karzesz mnie na za na nowo choć obiecałeś
do tego nie wracać. Ale teraz musisz mi uwierzyć. Po prostu musisz. Nawet gdyby
dowody mówiły przeciwko mnie, nawet gdybyś zdawał sobie sprawę, że jest
inaczej. Bo właśnie na tym polega zaufanie. Więc zaufaj mi. Obiecuję, że potem
ci wszystko wyjaśnię niczego nie zatajając. Tylko po prostu mi zaufaj.-
Poprosiłam. Spojrzał na mnie. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego oczu: były po prostu
smutne, jakby zgasła w nich nadzieja. Nadzieja na to, że jednak to co było
między nami było szczere i prawdziwe.Tak samo jak we mnie gdy to dostrzegłam.
- Postaw się na moim miejscu. Jak mogę ci ufać i wierzyć?
Zwłaszcza po tym co wyszło na światło dzienne? Jaka dziewczyna proponuje obcemu
facetowi swoje ciało? Nawet nie prostytutka, bo ona robi to przynajmniej za
pieniądze.- Łzy zaślepiły mnie na moment ale i tak nie spuściłam z niego
wzroku. Wiedziałam, że to już koniec; ostatecznie. Zwłaszcza po tym retorycznym
pytaniu.
- Właśnie, jaka? – Spytałam cicho nie wiadomo po co i
kogo. Może samą siebie?
- Idź już.- Poprosił w końcu.- Ktoś odwiezie cię do domu.
Ja…ja nie jestem w stanie, przykro mi. Nie potrafię ci zaufać. Już nie. Żałuję
tylko, że zacząłem coś czuć.
- Nie musisz się trudzić, sama trafię do wyjścia.-
Odpowiedziałam świadoma, że nawet tym gestem mnie obrażał. Odprawiał mnie jak
jakąś brzęczącą mu nad uchem muchę. Mimo całego tego bólu jaki czułam zdołałam
jeszcze powiedzieć:
- Kiedyś przekonasz się jaka była prawda. Szkoda tylko,
że dla nas będzie już wtedy za późno. Bo mam gdzieś twoje pieniądze, koneksje
czy powierzchowność. Widziałam w tobie coś więcej, ale najwyraźniej oboje się
pomyliliśmy. Ty co do mnie, a ja do ciebie.- Choć już sięgałam po klamkę do
drzwi nie licząc na jego odpowiedź to jednak ona nadeszła:
- Aniu, błagam. Powiedz mi, że taka nie jesteś. Powiedz,
że te zdjęcia to fotomontaż, że na tych fotografiach jest twoja zmarła siostra.
Do diabła nawet skłam, ale tak bym mógł ci uwierzyć.- Słysząc to po raz
pierwszy od kilku minut na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie było w nim
jednak cienia radości.
- Nie mogę. Bo to wszystko prawda. – Odparłam tym razem
nie czekając na jego odpowiedź. A dotarłszy na zewnątrz zrozumiałam, że tym
razem nasz koniec jest definitywny.
Przez całą drogę do domu płakałam. Byłam bez płaszcza (bo
wbrew temu co mówił Tomek nie zamierzałam prosić nikogo z Kamińskich o
podwiezienie tylko wymknęłam się cichaczem do wyjścia a potem przekroczyłam
bramę wjazdową) i choć dopiero kończył się październik noce były już dość
chłodne. Mnie jednak zimno nie przeszkadzało. Bo lód spowijał całe moje
wnętrze.
Po raz drugi Tomek złamał mi serce.
A ja po raz drugi dałam się nabrać na jego szczerość.
Boże, jaka ja byłam żałosna. Ile razy można powlekać to
samo nie ucząc się na błędach?
- A co z
twoim ojcem i regułą przekory?
- Nie ma
dla mnie żadnego znaczenia. Chyba jego wpływ na mnie się skończył.
Teraz już wiedziałam, że on mnie nie kocha i mi nie ufa;
w przeciwnym razie nie prowadziłby tych swoich wszystkich gierek wobec własnego
ojca. I uwierzyłby mi, a nawet jeśli nie
od razu, to przynajmniej nie osądzałby mnie w taki okrutny sposób. A
najśmieszniejsze było to, że jeszcze dwa dni temu zapewniał mnie o swoim
zaufaniu do mnie.
A ja na dodatek
starałam się przywrócić mu pamięć. Moją duszę spowijał głęboki wstyd za swoją
naiwność. Nie wiedziałam jak to inaczej nazwać. Sama pchałam się do kolejki z
napisem „cierpienie”. Sama nadawałam swoim relacjom z Tomkiem większe znaczenie
choć nasza relacja była dość powierzchowna, sama żyłam nadzieją choć
powtarzałam sobie że tak nie jest, sama sprowadziłam na siebie nieszczęście.
Tym razem nieuniknione. Raz po raz powracały do mnie jego
słowa, które wpisały się na trwale do mojej pamięci.
Nie
potrafię ci zaufać.
Udawałaś
skromną i wrażliwą dziewczynę w przerwach recytując mi formułki jaki to Bóg
jest dobry rumieniąc się gdy nawet niewinnie cię dotknąłem gdy tak naprawdę
byłaś imprezowiczką pozwalającą obcym facetom na o wiele więcej?
Zapomniałem,
że teraz zależy ci na rozwodzie i kasie z funduszu.
Gdy dotarłam do cukierni dochodziła jedenasta. Byłam
przemarznięta, a rozmazany makijaż tworzył na mojej twarzy czarne smugi i
meandry. Odruchowo przypomniałam sobie mój namalowany na płótnie tort. I to jak
żartując z Tomaszem nadawałam plamkom zupełnie nowatorskiego znaczenia.
Całkowicie irracjonalnie patrząc w lustro zastanawiałam się co symbolizowałby
mój spływający make up. Rezygnację? Rozpacz? Cierpienie?
Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić byleby tylko nie
poddać się załamaniu poszłam do kuchni i wyjęłam potrzebne składniki. Zaczęłam
piec choć wiedziałam, że wcale nie muszę tego robić, bo wszystko na jutrzejszy
dzień przygotowałam dużo wcześniej. Resztkami trzeźwości umysłu pomyślałam o
tym by wykonać spody do owocowej tarty, bo je przynajmniej można zamrozić by
stworzyć zapas. Pracowałam jak w amoku i zanim się spostrzegłam była czwarta
nad ranem, a ja byłam totalnie wycieńczona. Resztkami sił dowlokłam się na
górę, ale sen długo jeszcze nie chciał nadejść.
Gdy Paula zjawiła się nazajutrz o siódmej rano w pracy
musiała otworzyć cukiernię swoimi kluczami, bo ja wciąż spałam. Obudziłam się
dopiero koło jedenastej.
I cała potworność ostatniej nocy wróciła do mnie jak
bumerang.
Poczułam ten sam ból,
który zaczynaj zjadać mnie od środka; to samo cierpienie nie pozwalające
mi zając umysł czymś innym i tą samą panikę przez którą nie mogłam złapać tchu.
Miałam ochotę płakać: głośno i długo; bez żadnych zahamowań wypłakując cały
ból. Ale niestety jednocześnie jakaś część mnie kazała mi wziąć prysznic i umyć
zęby; ubrać się i pomóc Paulinie.
Z dwiema pierwszymi czynnościami poradziłam sobie dość
łatwo. Kolejna była trudna. Bo nie byłam w stanie wyjść do ludzi. Uśmiechać się
gdy moje serce nadal płakało z żalu. I wtedy podjęłam decyzję.
Szybko, choć właściwie nie miałam pojęcia dla czego
chwyciłam kilka sztuk bielizny, bluzek i spodni; potem małą kosmetyczkę ze
środkami higieny i dokumenty. A pół godziny później byłam gotowa do drogi choć
raz po raz powracały do mnie słowa Tomka, które powiedział do mnie jeszcze dwa
dni temu:
Nie
zranię cię, Aniu. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię.
A jednak to zrobił.
Znowu.