Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 kwietnia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXIV: Adresat paczki



NA POCZĄTKU BARDZO CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ WSZYSTKIM MOIM WYTRWAŁYM CZYTELNIKOM A W SZCZEGÓLNOŚCI ANI, MARTYNIE. ROKSANIE, KINDZE ORAZ INNYM "ANONIMOWYM", KTÓRYCH KOMENTARZE CZYTAM REGULARNIE POD SWOIMI POSTAMI :) (JEŚLI ZAPOMNIAŁAM O JAKIMŚ IMIENIU TO PRZEPRASZAM) WASZE OPINIE SĄ DLA MNIE NAPRAWDĘ BARDZO WAŻNE, A DODATKOWO STANOWIĄ MOTYWACJĘ DO DALSZEGO PISANIA CHOĆ W NATŁOKU ZAJĘĆ CORAZ TRUDNIEJ ZNALEŹĆ CZAS. TAK WIĘC JESZCZE RAZ WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ :)

- Jesteś już gotowa?- Spytał mnie dochodzący zza drzwi głos Bończaka.
- Tak, za chwilę. Muszę tylko założyć żakiet.- Po raz ostatni spojrzałam w lustro biorąc głęboki wdech. Dochodziła już czternasta, a ja chciałam być na cmentarzu najpóźniej za pół godziny więc musiałam się zbierać do wyjścia. W innym wypadku zjawię się za późno na grobie Kuby, a bardzo zależało mi na tym bym w jego rocznicę śmieci przyszła punktualnie. Do tej pory pamiętam akt zgonu i jego godzinę: drugą trzydzieści jeden.
- Karolina, na pewno wszystko gra?- Usłyszałam po chwili. Ponownie głośno odetchnęłam kierując się w stronę drzwi. Szybko je otworzyłam.
- Tak.- Odparłam już stojąc przed Jackiem. Delikatnie się uśmiechnęłam.- Dziękuję że dzisiaj tam ze mną będziesz.
- Nie masz za co.
- Mam. Bo specjalnie zwolniłeś się z pracy by w tym dniu być ze mną. Jeszcze raz dziękuję.
- Jesteś moją dziewczyną, więc to chyba naturalne że chcę towarzyszyć ci w takim dniu. Poza tym kocham cię.- Jacek delikatnie cmoknął mnie w usta nie pogłębiając pocałunku. Byłam mu za to wdzięczna, bo w tej chwili nie miałam żadnej ochoty na amory.
- A więc jedźmy.- Pospieszałam go.
Msza za duszę Kubusia odbyła się dzisiejszego poranka. Zjawiła się na niej moja mama, mój szwagier (Mariola niestety musiała zostać z synkiem, bo był chory) oraz brat z Marysią co bardzo mnie ucieszyło. Doceniałam fakt, iż w tak ważnym dla mnie dniu moja cała rodzina chciała nieść mi pocieszenie. Tyle, że dojazd do stolicy był koszto i czaso chłonny, więc jakiś czas temu po zaproszeniu całej piątki wszyscy zebrali się do wyjścia. A ja zostałam tylko razem z Jackiem.
Wolno i w zupełniej ciszy szliśmy z Bończakiem przez cmentarz. Byłam napięta niczym struna gitary mocno ściskając w prawej dłoni bukiet kwiatów specjalnie kupiony na tę okazję. Specjalnie wybrałam do jego kompozycji ulubione kwiaty Kubusia, a moja szefowa Patrycja nawet nie chciała słyszeć o zapłacie argumentując że chociaż część bukieciku będzie od niej. Poczułam do niej tym większą wdzięczność, bo oprócz tego pozwoliła mi na wzięcie wolnego dnia od pracy tak bym bez przeszkód mogła poświęcić go synowi.
Dochodząc na miejsce miałam nadzieję na spędzenie przynajmniej kilkunastu minut nad grobem by podzielić się z Kubusiem ostatnimi wydarzeniami, ale nie było mi to dane. Już z daleka ujrzałam ubraną w ciemny garnitur męską postać.
Łukasz.
O dziwo ten fakt wcale mnie nie zaskoczył: czułam się tak jakbym spodziewała się że odwiedzi grób syna punktualnie w godzinę jego śmierci. Choć przecież nie miałam o tym zielonego pojęcia.
- Może przyjdziemy później?- Spytał mnie cicho Jacek też zauważając Kowalskiego.
- Nie, Łukasz mi nie przeszkadza. Złożymy tylko kwiaty i się pomodlimy.
- Jesteś pewna?
- Tak.
Z każdym krokiem który zbliżał mnie do nagrobka Łukasza moje serce biło coraz szybciej. Gdy dystans ten zmalał do kilku metrów jego pogrążona w zadumie sylwetka odwróciła się. Spojrzał na mnie, ale na widok Jacka bardzo się zdziwił. Ale choć Bończak z Kubą nie miał nic wspólnego to jednak teraz towarzyszył mi. Miałam nadzieję, ze Łukasz odpowiednio to sobie zinterpretuje. I nawet jeśli po moim ostatnim pytaniu (gdy spytałam czy żałuje naszego rozwodu) uważał że ja muszę tak właśnie myśleć, teraz zmieni zdanie. Bo wcale nie żałowałam, że Kowalski nie jest już moim mężem. A obecność Jacka u mojego boku ostatecznie go do tego przekona.
- Witaj.
- Cześć.- Przywitaliśmy się jednym krótkim słowem. Nie padło między nami ani jedno słowo więcej: żadnego poczucia porozumienia jakiego doświadczyłam podczas swojej ostatniej wizyty w jego mieszkaniu. Zupełnie tak jakbyśmy byli obcymi dla siebie ludźmi. 
W całkowitej ciszy, ignorując obecność byłego męża pogrążyłam się w modlitwie. Wpatrywałam się w nagrobek Kubusia i znajdujące się na nim zdjęcie. Tym razem nie wydawało mi się smutne: delikatny uśmiech goszczący na jego twarzy zwiastował pogodny charakter. Może to głupie, ale czułam że gdzieś tam na górze też jest szczęśliwy.
- Masz zapałki?- Zwróciłam się cicho do Jacka kilka minut później. Choć na to liczyłam, Łukasz nadal stał obok nas.
- Nie, nie mam.- Bończak dotknął dłońmi okolic kieszeni w swoich spodniach.- Spojrzał na mnie a potem na Kowalskiego jakby niewerbalnie pytając go o to. Gdy nadal się nie odzywał spytałam go już otwarcie:
- A ty Łukasz? Chciałabym zapalić świeczkę.
- Przykro mi, ja też nie mam.
- Trudno. W takim razie chyba pójdę je kupić.- Poinformowałam nie wiadomo kogo.
- Ja tutaj zaczekam.- Odparł mi Jacek.
- Dobrze.- Choć zdziwiła mnie jego odpowiedź, nie dałam tego po sobie poznać. Przecież nie znosił się z Łukaszem, a teraz z własnej woli oferuje się zostać na cmentarzu obok niego? Mówiąc szczerze spodziewałam się, że to on zaofiaruje się do kupna zapałek dając mi okazję zamienienia z Kowalskim kilku słów na osobności. Albo chociaż pójdzie ze mną. Ale nie zrobił tego. Idąc do najbliższego sklepu domyśliłam się dlaczego: wciąż był zazdrosny o Łukasza. Uśmiechnęłam się do siebie. A więc sam wolał znosić jego towarzystwo niż dopuścić do tego bym ja została z nim sama. Ciekawe…
„Podróż” po zapałki nie zajęła mi dużo czasu, więc już po jakichś dziesięciu minutach szłam z powrotem na cmentarz. Przeczuwałam, że obecność Jacka z Łukaszem obok siebie nie może przynieść niczego dobrego. I rzeczywiście: skręcając w odpowiednią alejkę usłyszałam ich podniesione głosy. Przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej przerwać bezsensowny spór gdy dotarło do mnie wypowiedziane przez Łukasza zdanie:
- Jeśli ty jej nie powiesz to ja to zrobię gdy tylko wróci.- Jakie istniało prawdopodobieństwo, że nie mówili o mnie? Po tym co przeszłam nie wierzyłam w żadne przypadki. Ostrożnie spojrzałam na nich starając się być niewidoczna. Miałam nadzieję usłyszeć coś więcej.
- Powiedziałem przecież, że jej powiem!
- Ciekawe kiedy.
- Gówno cię to obchodzi. Ważne, że to zrobię. Ona jest dla mnie wszystkim.
- I dlatego znowu naraziłeś ją na cierpienia?
- Nie chciałem tego. Wiem, że to był błąd. Dlatego teraz nie chciałem mówić jej niczego pochopnie by znów nie spowodować jej bólu. Chciałem ją to tego najpierw przygotować.
- Radzę ci przygotowywać się szybciej, bo nie wyjadę póki nie wyznasz jej prawdy. A ten dzień nastąpi już za kilka dni.
- Okej, kapuję. Więc skończ już te bezsensowne gadki.
- Mówię poważnie, Jacek. Nie skrzywdź jej więcej bo mnie popamiętasz.
- A co ty jesteś? Super bohater czy co? Nie masz już do niej żadnego prawa.
- Tak, ale obiecałem że jej nigdy nie okłamię. I nie zamierzam złamać tej obietnicy przez ciebie.
- Odczep się od niej. I przestać wciąż ją nachodzić. Myślisz, że nie wiem że nadal coś do niej czujesz?
- Doprawdy? Jesteś o mnie zazdrosny?- Wyczuwałam w głosie Łukasza rozbawienie.
- Nie prowokuj mnie Kowalski.
- Boisz się, że Karolina nadal mnie kocha?
- Ciebie? Gdybyś wiedział jak bardzo cię nienawidzi nie zadawałbyś takich pytań. Dla niej na zawsze pozostaniesz mordercą jej syna.
- Ty śmieciu!
- Dość!-Krzyknęłam, gdy zauważyłam w oczach Łukasza groźny błysk i fakt że jego dłonie zwinęły się w pięści.- Już wystarczy.- Z każdym ich słowem byłam coraz bliżej praktycznie przez nich nie zauważona, tak bardzo byli skupieni na wzajemnej kłótni. Dlatego teraz dzieliło nas zaledwie dziesięć metrów.- A więc słucham. Co takiego powinnam wiedzieć? Jacek?- Spojrzałam najpierw na niego, potem na Łukasza.- No?- Pospieszałam ich.- Bończak rzucił złowrogie spojrzenie Łukaszowi. Ten odwzajemnił się podobnym.
- No dalej, Jacek.- Kowalski z ironicznym uśmiechem patrzył na niego.- Ty jej powiesz czy ja mam to zrobić?- Czułam się niepewnie nie mając pojęcia o czym oni mówią intuicyjnie wyczuwając, że ma to dla mnie duże znaczenie. (bo w to, że ma związek ze mną wcale nie wątpiłam)
- Karolina, ja…- Zaczął Bończak patrząc mi prosto w oczy. Potem gwałtownie przełknął ślinę.- Ja…muszę ci coś wyznać.
- To już chyba ustaliliście. A więc o co chodzi?- Jacek ponownie otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobyło się żadne słowo. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia odwrócił się na pięcie tak jakby chciał odejść.- Jacek!- Krzyknęłam za nim robiąc parę kroków w jego stronę.-  Jacek, co to ma znaczyć? O co chodzi?!
- Przepraszam, Karola. Niech Łukasz powie ci wszystko skoro ma na to tak wielką ochotę.- Rzucił na moment odwracają się w moją stronę.
- Co takiego? Jacek! Jacek!- Krzyczałam za nim stojąc już w miejscu, ale on nie przestał odchodzić. Spuściłam na moment głowę przymykając oczy. Potem spojrzałam na Łukasza, który patrzył wprost na mnie z niemym pytaniem w oczach. Ponownie zbliżyłam się do grobu Kuby gdzie się znajdował.
- Ty nie zamierzasz uciec, prawda?
- Karolina, sądzę że najlepiej będzie jeśli Jacek ci wszystko wyjaśni.
- Doprawdy? Jakoś go tutaj nie widzę.- Odparłam mu sarkastycznie napięta aż do bólu.-  Poza tym jeszcze chwilę temu jemu powiedziałeś chyba coś innego. Niemal zmusiłeś Jacka do jakiegoś wyznania grożąc, że zrobisz to za niego.
- To dotyczy was, nie mnie.
- Nie? Więc po co do cholery się wtrącasz? Po to próbowałeś go zmusić do powiedzenia mi prawdy, a teraz znów się wycofujesz? O co ci chodzi? Sprawia ci radość dręczenie mnie i zabawa moim kosztem?
- Nigdy się tobą nie bawiłem.
- Żądam prawdy, Łukasz. Tej samej którą mi obiecałeś jeszcze kilka dni temu. Pamiętasz?- Przez krótką chwilę zapadła między nami cisza. Potem Łukasz zabrał głos.
- Powinienem już iść. Wyjeżdżam za tydzień do Lublina, więc chyba się już nie zobaczymy. A więc żegnaj.
- Kpisz ze mnie? Zamierzasz tak po prostu odejść? I bardzo dobrze.- Prychnęłam patrząc jak odwraca się od grobu naszego syna i kieruje do wyjścia.- Niech cię diabli.- Mrugnęłam pod nosem. Potem dodałam głośniej patrząc w jego plecy:- Niech cię wszyscy diabli. Ciebie i Bończaka! Nienawidzę was obu! Cieszę się, że się z tobą rozwiodłam!- Krzyczałam za nim gdy odchodził. To sprawiło, że przystanął. Spojrzał na mnie wzrokiem w którym błąkał się żal. Zraniłam go? I bardzo dobrze. On ranił mnie teraz znacznie mocniej.
- Jacek wie kto przysłał ci paczkę z rzeczami Kubusia.- Nie spodziewałam się, że  Łukasz powie mi cokolwiek dlatego fakt iż to zrobił i w ogóle sama treść informacji wprawiła mnie w szczere zdziwienie.
- Co?
- Zna adresata. Nie proś mnie tylko o podanie ci go teraz, bo tego nie zrobię. Tobie obiecałem szczerość, a Jackowi czas. Nie chcę złamać żadnej złożonej obietnicy. Przepraszam.- Skinął mi jeszcze głową, a potem odszedł. A ja zostałam na grobie Kuby całkiem sama.
A więc Bończak wiedział. Przypominając sobie jego zachowanie: jak odwodził mnie od całego śledztwa czy zapewniał że nie ma to nic wspólnego ze mną to zdałam sobie sprawę, że miał tego świadomość już od samego początku. Kłamał z premedytacją, a teraz się bał że go znienawidzę. Kim więc mogła być osoba zdolna do kradzieży rzecz Kubusia z domu Łukasza? I co mogła mieć wspólnego z Jackiem iż zdecydował się ją kryć? Przecież przysięgał, że nie ma to związku z jego przeszłością, więc szantaż był niemożliwy. A więc znaczyło to, że z jakiegoś powodu krył kogoś innego.
To bolało. Bolało jak diabli sprawiając, że po wyjściu z cmentarza nie byłam w stanie wrócić z nim do domu. Tchórząc wysłałam mu tylko wiadomość, że wrócę sama komunikacją miejską i z parkingu obserwowałam jego reakcję: jak uderzył dłońmi w poręcz fotela i ruszył autem z piskiem opon. Wiedział, że Łukasz wyznał mi prawdę choć nie miał pojęcia że nie całą.
Będąc już w swoim mieszkaniu położyłam się na kanapie tępo wpatrując się w jakąś niewielką plamkę na ścianie. Dlaczego? Dlaczego po raz kolejny szansa na szczęście się ode mnie oddaliła? Dlaczego Jacek znowu mnie oszukał? Przecież chciałam z nim być. Chciałam zbudować z nim prawdziwy związek oparty na zaufaniu i szczerości a on odmawiał mi ich obu. I na dodatek Łukasz. Odkąd to stał się jego obrońcą? Powiedział Bończakowi, że nigdy mnie nie okłamie a mimo to nie powiedziałby mi czego dotyczyła ich kłótnia gdybym nie zaczęła na niego wrzeszczeć. I gdybym nie powiedziała, że go nienawidzę.
Och, dlaczego wszystko znów się skomplikowało? Miałam świadomość, że mimo wszystko powinnam spotkać się z Jackiem w cztery oczy, bo nie wiedziałam najważniejszego, ale na razie nie miałam na to ochoty. Wiedziałam też, że on też tego nie zrobi, bo sądził że ja już wszystko wiem i zapewne jestem na niego wściekła.
Dopiero teraz zrozumiałam sens tych wszystkich chorych ludzi podejrzewających u siebie nieuleczalną chorobę. Tą niechęć co do wizyty u lekarza który potwierdziłby śmiertelną diagnozę. Bo choć coś podejrzewają, to jednak między podejrzeniami a pewnością jest jeszcze szeroka granica dającą nadzieję. Nadzieję na to, że być może się mylą. Dla mnie to Jacek był takim lekarzem. Lekarzem, który miał postawić mi bolesna diagnozę. Ale ja starałam się ją odwlec jak dziecko łudząc się, że gdy tylko zamknę oczy i nic nie widzę to inni też mnie nie widzą. 
Zamykałam te oczy przez następne dwadzieścia cztery godziny aż w końcu tuż po pracy zastukałam w drzwi mieszkania Bończaka. Nie wiedziałam czy tego dnia pracuje ani czy w ogóle jest w domu, ale nie byłam w stanie wcześniej pokusić się o telefoniczną rozmowę. Starcie bezpośrednie było dla mnie jak rzucenie się na głęboką wodę.
- Karolina?- Wymówił moje imię ze szczerym zdziwieniem. Przypomniałam sobie, że w podobny sposób powitał mnie kilka dni temu. Z wielkim siniakiem na twarzy, który teraz stał się przeraźliwie żółty. Uśmiechnęłam się lekko. Teraz już wiedziałam kto był jego autorem.
- Tak.- Potwierdziłam sucho i zupełnie niepotrzebnie.- Mogę wejść?
- Wchodź. Nie sądziłem, że po tym co powiedział ci Łukasz będziesz chciała ze mną rozmawiać.
- A jednak.- Zamilkłam na jakiś czas rozglądając się po pokoju. Szukałam w głowie odpowiednich słów. Jak dowiedzieć się od niego reszty prawdy jednocześnie nie ujawniając, że tego nie wiem?- Dlaczego to zrobiłeś? Czemu o niczym mi nie powiedziałeś?- Spytałam w końcu mając nadzieję, że zabrzmiało to odpowiednio. I rzeczywiście. Zdawało mi się, że Jacek połknął haczyk.
- Bo zachowałem się jak idiota. Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałowałem. Jak wiele razy chciałem wyznać ci prawdę. Tyle, że sama myśl o tym że mogłabyś mnie znienawidzić była jak cios prosto w serce.
- Cios prosto w serce?- Powtórzyłam cicho z konsternacją. Słowa Jacka wzbudziły we mnie niepokój. Kogo wciąż krył gotowy nawet zaryzykować uczucie do mnie?
- Wiesz, że kocham cię od wielu lat, Karola. Odkąd zjawiłaś się w moim życiu w końcu poczułem, że żyję. Nawet nie wiesz co czułem gdy spędzałem z tobą czas, gdy rozmawialiśmy o naszej wspólnej przyszłości. Gdy z radością i łzami w oczach odpowiedziałaś na moje pytanie „tak”. I nawet po naszym rozstaniu sama świadomość, że gdzieś tam jesteś, że jesteś szczęśliwa była mi pociechą.
- Nie. Nie.- Pokręciłam głową.- To niemożliwe.- Wyszeptałam, bo w końcu zaczęłam się wszystkiego domyślać sama. Układanka, która do tej pory wydawała mi się zupełnie niezrozumiała teraz jakby zaczynała nabierać odpowiedniego kształtu. Ale z drugiej strony… przecież to nie mogła być prawda.
- Pewnie masz na myśli tamten list w dniu twojego ślubu, co? Tak, wysłałem go. Odkąd wróciłem do Gdańska kazałem pewnemu detektywowi dyskretnie cię obserwować. Na początku robiłem to dla twojego bezpieczeństwa: bałem się że moi dawni kumple ponownie będą chcieli cię porwać lub w inny sposób skrzywdzić. Potem jednak gdy facet powiedział mi, że widuje cię z Łukaszem i pokazał wspólne zdjęcia na których się całujecie to…- Jacek wziął głęboki wdech mocno zaciskając potem usta jakby coś go nagle zabolało. Moje wnętrzności zaczęły skręcać się w duży supeł sprawiając, że było mi niedobrze.- Bo choć pragnąłem twojego szczęścia Karolina, to jednak sama myśl z innym facetem u twego boku, tym bardziej z Łukaszem powodowała u mnie gniew. Początkowo myślałem, że chodzi tylko o Kowalskiego, ale po jakimś czasie uświadomiłem sobie że o każdym twoim partnerze myślałbym tak samo. Że jest dla ciebie nieodpowiedni, że na ciebie nie zasługuje.- Jacek uśmiechnął się lekko. Potem spojrzał na mnie.- Poeci czy niektórzy mężczyźni mogą kłamać na temat miłości mówiąc, że dla wybranki jesteśmy w stanie wyrzec się dla kogoś innego, ale to wcale nieprawda. Bo miłość wcale nie jest cierpliwa ani łaskawa. Miłość jest gwałtowna, dzika i egoistyczna; a przynajmniej taka właśnie jest moja miłość do ciebie.
- To ty wysłałeś mi tą paczkę, prawda?- Spytałam wprost choć już miałam tę pewność. Ale musiałam przecież mieć jasność.
- A więc do tej pory o tym nie wiedziałaś? Sądziłem, że ci powiedział. Hm, jak widać Łukasz do końca jest tragicznym bohaterem: narażając się na ciosy i ból jest w stanie zrobić wszystko dla swojej wybranki. Trochę pomylił epoki nie sądzisz? Idealnie pasowałby do czasów wielkich romantyków. Dla mnie Mickiewicz czy Goethe byli słabymi idiotami, ale gdy patrzę na Łukasza zaczynam ich w końcu rozumieć i dostrzegać ich siłę. Może więc teoria o szczęściu ukochanej kobiety z innym mężczyzną ma w sobie większą głębię niż sądziłem.
- Przestań już.- Rozkazałam mu słabym głosem wciąż nie mogąc wyjść z szoku. Odpowiedzą był tylko jego śmiech. Potem jednak spoważniał.
- Wybacz, naprawdę sądziłem, że wszystko ci wyznał. Po twoim wczorajszym SMS- ie i tym pytaniu. Inaczej zrobiłbym to dużo łagodniej.
- Doprawdy?- Mój głos ociekał sarkazmem. Chwila załamania i poczucia zdrady minęła pozostawiając po sobie głęboki niesmak i niechęć. Jak Jacek mógł mi to zrobić, pytałam samą siebie czując jak narasta we mnie poczucie krzywdy i złość do niego. Jak gdy doskonale wiedział, że jakiś czas temu ledwo co udało mi się wyjść z poważnej depresji, że doręczona paczka znów cofnęła mnie do tamtego okresu? Trzeba być wyjątkowo podłym człowiekiem by wykorzystać ten fakt w tak egoistyczny sposób.- Tak jak wysyłając mi sweterek Kubusia wykradając go Łukaszowi? I powodując mój smutek chciałeś być moim bohaterem, co?- Spytałam ironicznie czując w oczach wilgoć.- Wysyłając tę cholerną paczkę miałeś nadzieję pocieszać mnie bym wskoczyła twoje ramiona?
- Po prostu nie miałem pojęcia, że ułożysz sobie z tego jakąś wielką intrygę; że dowiesz się o śmierci porywaczy Kubusia i spróbujesz powiązać z twoją przesyłką. Ani, że zwrócisz się o pomoc do Łukasza.
- Miałeś nadzieję, że go znienawidzę myśląc że to on.- Zrozumiałam dokładnie w tej samej chwili gdy wypowiadałam te słowa. I moja niechęć do Jacka znów wzrosła.
- Tak. A wiesz dlaczego? Bo w końcu, po cierpliwym okresie czekania zaczęłaś traktować mnie inaczej; zaczęłaś dostrzegać we mnie nie przyjaciela ale mężczyznę. Faceta, którego kiedyś kochałaś i z którym chciałaś się związać na całe życie. Pamiętasz dzień przed tym jak dostałaś paczkę, dzień gdy po raz pierwszy wspólnie wybraliśmy się na spóźnione przyjęcie aprilisowe? Wiesz jaki byłem szczęśliwy po tamtym balu? Jak wciąż na nowo przeżywałem nasz pocałunek, który ty uznałaś za błąd gdy tylko dowiedziałaś się, że do Warszawy wrócił Łukasz?
- To nie miało z nim nic wspólnego.
- Czyżby? Nie wiem czy sama siebie oszukujesz czy chcesz zrobić to tylko ze mną. Prawda jest jednak taka, że nigdy nie przestałaś kochać Kowalskiego.
- Nieprawda. Przecież kilka dni temu powiedziałam ci czego chcę. Powiedziałam, że chcę być z tobą.
- Ale nie że mnie kochasz.- Spuściłam na chwilę wzrok by nie wyczytał z niego prawdy.- Widzisz? Nawet nie jesteś w stanie spojrzeć mi w oczy Karola.- Nie dał się nabrać na moją sztuczkę.
- Skoro jesteś tego taki pewny to dziwię się, iż łudziłeś się że wysłanie paczki zmieni moje niby uczucia w stosunku do Łukasza i ciebie.- Odkułam się, bo poczułam złość gdy wzbudził we mnie poczucie winy. Więc to go niby miało usprawiedliwiać? Bo co, w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone a cel uświęca środki?
- Masz rację, ale dotarło to do mnie dopiero wczoraj. Dopiero wczoraj zrozumiałem, że to wcale nie ja byłem ci przeznaczony, ale on. Na mnie nigdy tak nie patrzyłaś.
- To śmieszne.
- Wiesz, że nie.
- Tak. Na dodatek niczego nie usprawiedliwia. Odwracasz sytuację zwracając uwagę na nic nie znaczące szczegóły, które nie są czynnikami łagodzącymi.
- Bo nie to było moim zamiarem. Mógłbym mówić jak bardzo jest mi przykro, jak wiele razy zamierzałem wyznać ci prawdę, jak bardzo bolało mnie twoje cierpienie. Tyle, że co to zmieni? Ale skoro chcesz tego usłyszeć, to tak: gdybym wiedział jak bardzo wyprowadzi cię to z równowagi nigdy nie pokusiłbym się o wysłanie ci nawet fotografii Kuby. Wolałbym byś nigdy mnie kochała niż widzieć cię wówczas w takim stanie.
- Jak dowiedział się o tym Łukasz?- Zmieniłam temat.
- W prosty sposób: mój plan był czysto spontaniczny, po części dlatego iż wychodząc z twojego mieszkania wściekły wszedłem do baru i wypiłem dwa piwa. Potem poszedłem pod dom Kowalskich: piwnica była praktycznie otwarta: nie miałem pojęcia co w niej jest, ale gdy tylko zauważyłem wystającą z kartonu nogę klauna zrozumiałem. Wziąłem pierwszą lepszą bluzeczkę; w jakimś sklepie kupiłem pozytywkę nagrywając na nią melodię kołysanki i zleciłem zostawienie kartonu pod twoimi drzwiami następnego dnia jakiemuś dzieciakowi za kilka złotych. Nie dbałem o zacieranie śladów czy rękawiczki, więc Kowalski bez problemu zidentyfikował moje odciski palców.
- I przyszedł do ciebie.
- Tak. Pewnie domyśliłaś się, że policzek to jego sprawka?- Skinęłam głową.- No więc z grubsza powtórzył to samo co na cmentarzu: wyzwał mnie od sukinsynów i rozkazał powiedzieć ci prawdę. Był tak wściekły, że chyba nie zachowałem wystarczającej powagi i nie wytrzymał. To w zasadzie wszystko.
- Myślałeś, że to wszystko się nie wyda? Dlatego podsuwałeś mi pomysły z adresatami: najpierw Łukasza, a potem jego ojca?
- Mówiłem cokolwiek co odsunęłoby ode mnie podejrzenia. Naturalnie gdy oskarżyłaś o to Łukasza i paczka znalazła się u niego wiedziałem, że prędzej czy później odkryje prawdę. To dlatego starałem cię odciągnąć od poszukiwań.- Jacek ponownie się roześmiał co wprawiło mnie w gniew.
- To cię bawi?- Syknęłam przez zęby. Nie mogłam zrozumieć jak mógł mi to zrobić: przecież miał tyle okazji do powiedzenia mi prawdy! Sam przyznał że widział jak wielki ból mi tym sprawił. Ale nawet to go nie powstrzymało.
- Bo dostrzegłem ironię całej tej sytuacji: za pomocą paczki chciałem cię od niego odsunąć, a wyszło wręcz odwrotnie. Spowodowałem, że twoje uśpione uczucia do męża odżyły.
- Mówiłam ci, że to co mówisz jest śmieszne. Ja nic do niego nie czuję, a nawet…- Wzięłam głęboki wdech.- …nawet gdyby to była prawda i gdybym czuła coś jeszcze do Kowalskiego to nie ma to żadnego znaczenia, bo Łukasz już dawno pogodził się z naszym rozwodem.
- Naprawdę tak myślisz?- Spojrzałam na niego z konsternacją.
- O co ci chodzi?
- O to, że pod latarnią zwykle jest najciemniej.
- To absurdalne i nie mam zamiaru rozmawiać z tobą na ten temat. Tak jak między mną a Łukaszem nie ma żadnej przyszłości. Do widzenia.- Wstałam z krzesła idąc w kierunku korytarza. Zatrzymało mnie jednak pytanie Bończaka.
- Wiesz czemu się z tobą rozwiódł?- Już miałam palnąć coś w stylu, że najwyraźniej miał mnie dosyć tak jak ja jego, ale coś w wzroku Jacka mnie od tego powstrzymało.- Pamiętasz naszą rozmowę o przyczynie porwania Kubusia? I o haku na Łukasz?
- Tak.- Potwierdziłam.- Co to ma do rzeczy?
- Kubę porwali, bo wiedzieli że tylko dzięki niemu będą mogli mieć wpływ na Kowalskiego, będą mieli możliwość  manipulacji nim.
- Tak…pamiętam.
- Ale gdy umarł stracili tę możliwość.
- To też wiem.- Powiedziałam z irytacją- Nadal nie mam pojęcia o czym mówisz i do czego dążysz.
- Więc podam ci kolejną podpowiedź: kto był dla Łukasza jeszcze tak ważny, że zaryzykowałby dla niego własną przyszłość? Kto mógł stanowić kolejną kartę przetargową dla siatki Bajkowskiego?- Pomyślałam o Gardo lub pani Marioli, ale ton Jacka uświadomił mi coś innego.
„Nigdy nie chciałem abyś cierpiała. Od czasu naszego rozwodu robiłem wszystko byś mogła tego uniknąć.”
O Boże.
- Tak, zgadza się.- Jacek musiał wyczytać w moich oczach przebłysk prawdy.- Ty mogłaś nią być. Jako jego żona byłabyś jeszcze lepsza niż Kuba, bo po jego śmierci Łukasz wiedział, że Bajkowski nie żartuje i jest w stanie skrzywdzić również ciebie. A już z pewnością  byłaś dużo bardziej odporna na krzywdy niż dwuletni chłopiec. Kowalski to przewidział: miał nadzieję, że po waszym rozwodzie przestępcy uznają że nie masz nad nim takiej władzy jak sądzili i będą musieli szukać gdzie indziej. I najwyraźniej jego plan się powiódł.
- O Boże.- Szepnęłam tym razem na głos. A więc zrobił to dlatego. Łukasz rozwiódł się ze mną po to by mnie chronić. A ja sądziłam, że nie sprzeciwiał się rozwodowi  bo od dawna miał mnie gdzieś. Że wcale nie kochał mnie ani naszego synka. Podczas gdy tak naprawdę było odwrotnie.
- Naprawdę sądziłaś, że zostawiłby cię tak po prostu? Po tym jak walczył o ciebie jeszcze kilka lat wcześniej? Jak ze mną rywalizował? Nawet jeśli nienawidziłaś go w tamtej chwili tak mocno jak teraz to opisujesz to nie jestem w stanie uwierzyć, że po prostu zostawiłby cię z tym całym bólem samą sobie. Jak wcześniej powiedziałem Łukasz to typ super bohatera: nie wiadomo ile szykowałabyś dla niego uderzeń i jak wiele razy narażała na ból on i tak by się nie poddał. Mogłabyś przeklinać go dzień po dniu, wyzywać od dzieciobójców czy morderców a on jeszcze zachęcałby cię do wylania swojego bólu. Przynajmniej dopóki, dopóty nie doszłabyś do siebie. Poza tym…jest jeszcze coś. Nie miałem ci tego mówić, ale teraz jest mi to obojętne bo po historii z paczką i tak mnie nienawidzisz.
- Czego?- Momentalnie zmobilizowałam cały swój organizm, choć po tym co usłyszałam wewnętrznie byłam w rozsypce.
- Rozmawiałem z nim przed jego wyjazdem do Lublina. To było jeszcze przed waszym rozwodem. On kazał mi cię chronić.- Z moich oczu potoczyła się para gorzkich łez. Czułam się oszukana. Przez Jacka? Łukasza? Sama już nie wiedziałam.
Przypomniałam sobie dzień mojego rozwodu z Łukaszem: to jaki dziwny i wypalony mi się wydawał. I moment gdy poinformowałam go o naszym rozwodzie. Przedtem sądziłam, że nie wydawał się być wcale zaskoczony ale co jeśli moja propozycja spadła mu jak z nieba? Jeśli tak samo jak ja jego on chciał mnie poinformować o tym samym? - Nie zamierzałem wyprowadzać cię z równowagi. Przepraszam.- Usłyszałam pełen poczucia winy głos Bończaka.
- Nic się nie stało.- Mrugnęłam szybko ścierając z policzka łzę.- Cieszę się, że w końcu wszystko mi powiedziałeś. Chyba…to znaczy na pewno powinnam już iść.
- Odwiozę cię.
- Nie.- Zaprotestowałam.- Przyda mi się spacer.
- Na pewno?
- Tak.- Z ulgą opuściłam mieszkanie Jacka. To czego się dzisiaj dowiedziałam i fakt że zdarzyło się to w dniu drugiej rocznicy śmierci Kubusia to było dla mnie za dużo. Wszystko zdawało mi się być inne niż się wydawało. Czułam się tak jakby nagle okazało się, że zielony kolor jest w rzeczywistości czerwonym.
Na dodatek nie ważne jak bardzo starałam się usprawiedliwiać przed samą sobą; nie ważne że próbowałam tłumaczyć się brakiem wiedzy: na próżno. Cała moja dusza krzyczała jedno słowo oskarżając mnie: winna.
Zostawiłam Łukasza ze wszystkim samego, obwiniłam o wszystko co złe w moim życiu nie pamiętając o tym, że dzięki niemu przeżyłam też najpiękniejsze chwile swojego życia. Nie miałam pojęcia z jak wielkim ciężarem się zmaga, jak bardzo cała ta sytuacja była skomplikowana dla niego. Egoistycznie zatopiona we własnym bólu w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z tamtego okresu: jakąś myśl dotyczącą własnego ślubu czy tego co czułam do męża. Na próżno jednak. Jedyne co pamiętałam to rozpacz po śmierci jedynego syna. I to chyba ona przysłoniła mi cały świat.
Odruchowo zaczęłam kierować się do parku: już po chwili siedziałam na jednej z ławek kątem oka widząc biegające po trawie dzieci. Siedziałam tak zgarbiona nie mogąc na niczym skupić wzroku dziesięć, może piętnaście minut. Dopiero dźwięk wibrującej komórki oderwał mnie od rozmyślań.
- Karola, witaj.- Rozpoznałam głos Beaty.- Dzwonię by zapytać jak się trzymasz po wczorajszym dniu. Z góry cię przepraszam, że nie wpadłam na zapowiedzianą wizytę, ale pracowałam. Za to odwiedziłam Kubę dzisiaj z dziewczynkami.
- To fajnie.
- Karola, coś nie tak? Brzmisz jakoś dziwnie.- Mimo przygnębiającego nastroju uśmiechnęłam się. Beti miała jakiś szósty zmysł czy co? Jak potrafiła rozpoznać po dwóch krótkich słowach, że czuję się jak kupka nieszczęścia?
- Tak jakby.
- Chodzi o Kubę, tak? To wszystko cię przytłoczyło? Zaraz do ciebie przyjadę.
- Nie. Nie rób tego. Wcale nie chodzi o Kubę.
- Więc? Randka z Jackiem się nie udała?
- W zasadzie to też nie chodzi o niego. Ale nie chcę niczego wyjaśniać ani opowiadać. Odezwę się do ciebie później.
- Raczej za pół godziny. Jadę do ciebie czy tego chcesz czy nie.
- Nie rób tego.- Poprosiłam.- Poza tym to nie jestem w domu.- Powiedziałam w przebłysku geniuszu. To nic, że park znajdował się jakieś 10 minut spacerkiem koło bloku w którym mieszkałam i mogłam się tam z łatwością dostać. Ale przecież nie oszukiwałam przyjaciółki, prawda?
- Nie kręcisz? Jest po osiemnastej.
- Czemu miałabym to robić? Jeśli nie wierzysz to sprawdź i się przekonaj.
- Nie, przepraszam. Wierzę. Ale odezwij się jutro, dobrze?
- Tak, na pewno to zrobię.
- W takim razie do zobaczenia.
- Tak.- Odkładając telefon wyłączyłam dźwięki doznając kolejnego przebłysku geniuszu. Czas w końcu naprawić swoje błędy, pomyślałam wstając z ławki i kierując się w stronę przystanku autobusowego. Bo już wiedziałam gdzie powinnam iść.

sobota, 25 kwietnia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXIII: Siniak



Będąc już w domu błądziłam myślami na temat dzisiejszego dnia. Niewątpliwie spadł mi z piersi olbrzymi ciężar: czułam że ostatecznie pożegnałam się z synem i pogodziłam z jego odejściem. I nawet tysiąc paczek wysłanych pod moje drzwi nie spowoduje, że znów się załamię.
Po wyjściu z domu Łukasza, ten oddał mi pozytywkę i bluzeczkę którą wysłała mi nieznana osoba. Sweterek mu zwróciłam: chciałam by reszta rzeczy Kubusia była u niego w jednym miejscu, ale pozytywkę sobie zostawiłam. Melodia dziecięcej kołysanki mnie uspokajała i jak się przekonałam następnego dnia rano pomagała zasnąć.
Optymizmem napełniły mnie również słowa Łukasza: jego obietnica pomocy w odnalezieniu adresata paczki (w teorię Jacka o tym że zrobił to Włodzimierz Kowalski raczej wątpiłam) i ogólnie cały przebieg naszego spotkania. Cieszyłam się, że nareszcie osiągnęliśmy konsensus, że naprawiliśmy nasze wzajemne stosunki. Oczywiście przeszłości nie zmienimy, ale przecież jako byłe małżeństwo nie musimy drzeć ze sobą kotów, prawda?
W weekend odwiedziła mnie masa osób: mama z Bartoszem sprawdzając jak sobie radzę, Beti z Krysią i Asią (bo ta pierwsza oznajmiła im, że prowadzę własne śledztwo więc dziewczyny o wszystko mnie wypytywały). Mamę starałam się uspokoić (zataiłam wiadomość o paczce, a gdy wspomniałam o powrocie Łukasza taktownie udawałam, że wierzę w jej zdziwienie choć wiedziałam że doskonale zdawała sobie sprawę z jego powrotu skoro podała Kowalskiemu mój adres), a swoim przyjaciółkom opowiedziałam że jednak śledztwo nie jest już potrzebne.
- Jak to nie jest?- Dziwiła się Beata.- Przecież pamiętam co mówiłaś podczas ostatnich odwiedzin. Nie próbuj mi znowu kłamać, że dałaś sobie z tym spokój, bo i tak ci nie uwierzę. Mówiłam ci, że będę ci we wszystkim pomagać i sama masz nie ryzykować, prawda?
- Ale ja mówię prawdę, Beti.- Powiedziałam z uśmiechem, bo w trakcie tej swojej krótkiej przemowy wyglądała bardzo groźnie i stanowczo.- Nie będę martwiła się już sprawą tej paczki. Teraz zajmuje się tym ktoś inny.
- Jacek.- Domyśliła się Asia.
- Nie. Łukasz.- Wszystkie trzy łącznie z Krysią spojrzały na mnie szerzej wytrzeszczając oczy.
- Ten Łukasz?
- Twój były mąż?
- Serio?- Dziwiły się wszystkie niemal jednocześnie zarzucając mnie pytaniami.
- Tak, ten Łukasz. Tak mój były mąż. I tak, mówię serio.- Odpowiedziałam im nieco żartobliwie.
- A więc odnowiliście i naprawiliście kontakt?- Ponownie spytała Krysia.- Po tym jak na niego naskoczyłaś sądząc, że to on jest nadawcą paczki którą dostałaś?
- Tak. Spotkaliśmy się wczoraj i oficjalnie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Pewnie wiesz od Beti, że na początku to jego oskarżyłam o przysłanie mi tych rzeczy?- Krystyna skinęła głową.- No więc przeprosiłam go. Rozmawialiśmy dość długo oglądając rzeczy Kubusia. Potem Łukasz obiecał, że zajmie się tą sprawą.
- No to super.- Skwitowała to Joasia.- Cieszę się, że jesteś taka spokojna.
- Tak.- Uśmiechnęłam się lekko.- Czuję się uwolniona od demonów przeszłości.
- A więc rozmowa z byłym mężem aż tak ci pomogła?- Choć Krysia posłała Beti ostrzegawcze spojrzenie nie rozumiałam dlaczego, więc odpowiedziałam szczerze:
- Aż do tej pory z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. Na przykład jak wielkie piętno śmierć Kubusia odcisnęła na Łukaszu. Wiecie, że trzymał jego wszystkie rzeczy? I powiedział, że przyjechał tutaj z Lublina tylko dlatego by być przy nim w dniu jego urodzin i rocznicy śmierci, bo nie było go przy nim gdy je obchodził gdy jeszcze żył…- Zaczęłam opowiadać przyjaciółkom nasze spotkanie z Kowalskim z wieloma szczegółami: o tym jak wspominaliśmy przeszłość z Kubą, jego wpadki i najśmieszniejsze momenty. Na koniec dodałam tylko:- Było mi go tak strasznie żal, a jednocześnie wstyd za to że go obwiniałam. Łukasz kochał przecież Kubę tak samo mocno jak i ja. Dopiero wczoraj zrozumiałam jak bardzo.
- To znaczy?
- Opowiadałam wam o tym nastolatku co tydzień składającym kwiaty na grobie Kubusia?- Odpowiedziałam Krysi pytaniem.
- Tym od astrów?
- Aha. Gdy poskładałam układankę do kupy zorientowałam się, że zleceniodawcą bukietów musiał być Łukasz. Dzieciak, który miał je doręczać co tydzień mówił o mężczyźnie koło czterdziestki, a wiecie że dla nastolatków czasami trzydziestolatek wydaje się być facetem w średnim wieku. No i powiedział, że nosił brodę i wyglądał dość groźnie. Łukasz czasami potrafił tak wyglądać. Poza tym wspomniał iż zostały mu jeszcze dwie przesyłki, co zgadzałoby się z terminem powrotem Łukasza. Widocznie sądził, że przyjedzie to Warszawy trochę później.
- Wow. Jestem w szoku.- Skomentowała to Joasia.- Choć rozwiązywałoby to kolejną zagadkę.
- Tak.- Zgodziłam się.
- A co ze śmiercią tych porywaczy?
- Jacek twierdzi, że to szef ukarał ich za to, że źle wykonali zadanie. Nie patrz tak na mnie Joasia, wiem że brzmi to dość makabrycznie i możecie nawet uważać mnie za potwora, ale cieszę się z tego. Ktoś kto doprowadził do śmierci mojego synka zasługiwał na to samo i nie będę udawała że jest inaczej. Po prostu tak czuję.
- Rozumiem cię, Karolcia. Tyle, że chodziło mi raczej o coś innego.
- Czyli?
- Mówiłaś, że wszystko się wyjaśniło, a jednak…skoro ten cały szef Bajkowski, tak? No więc skoro on mógł spowodować śmierć swoich podwładnych, a sam siedzi w więzieniu, to nie chcę cię straszyć, ale ja bym się trochę bała.
- Nawet jeśli to ktoś z rozkazu Bajkowskiego wysłał mi paczkę z rzeczami Kuby- Zaczęłam- To i tak jestem dużo spokojniejsza niż byłam na początku. Bo ten ktoś zamierzał wyprowadzić mnie z równowagi a nie skrzywdzić. Gdyby chciał to zrobić zrobiłby to bez jakiegokolwiek problemu, nie sądzicie? Jestem dość łatwym celem.
- Karolina…
- Dajcie spokój, to miał być żart. A tak poważnie, to Pajęczak i Górski nie zginęli ostatnio, a przynajmniej jeden z nich nie, więc uważam że to po prostu zwykł zbieg okoliczności. Poza tym jestem spokojna, bo teraz Łukasz się wszystkim zajmuje. A ja mu ufam. Wiem, że wiele miesięcy temu tego nie zrobiłam, ale teraz jestem pewna że mnie nie oszuka i mogę na niego liczyć. Zwłaszcza po tym co zaszło wczoraj.- Uśmiechnęłam się lekko melancholijnie przypominają sobie rozmowę z Kowalskim.- To takie smutne, prawda? A ja przez te wszystkie miesiące sądziłam, że zapomniał o synu na dobre zagnieżdżając się w Lublinie. Tak bardzo miałam mu za złe, że wyjechał, że pracował nawet po śmierci Kuby tak jakby to nic go nie nauczyło. Teraz rozumiem jakie to miało dla niego znaczenie.
- To chyba dobrze.- Podsumowała Beti. A ja znowu nie zrozumiałam spojrzenia jakie rzuciła jej Krysia.
- Tak.- Potwierdziłam. To katharsis pozwoliło mi spojrzeć na siebie i swoje dawne zachowanie bardziej obiektywnie. I doszłam do wniosków, że postępowałam nie najlepiej. I dlatego od tej pory obiecałam sobie się zmienić: zaczynam żyć normalnie, bo ja też zasługuję na szczęście.- Westchnęłam.- Tylko mimo wszystko wciąż dopadają mnie ostatnio cienie przeszłości w której Kuba był częścią mojego życia.
- Kuba czy Łukasz?- Mrugnęła pytająco Beata.
- Beti!- Ofuknęła ją Krystyna.
- No co?- Wzruszyła ramionami.- Nie ma się po co oszukiwać.
- Nie rozumiem.- Pokręciłam z dezorientacją głową.
- Myślę, że powinniśmy skończyć tę głupią dyskusję.- Zawyrokowała Joasia.- Obejrzyjmy jakiś film.
- Nie, najpierw chcę wiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Beata?- Spojrzałam na nią wyczekująco. Ta milczała dobrą  chwilę.
- Jesteś zdezorientowana i czujesz się winna, bo wrócił Łukasz, prawda? A ty czujesz, że popełniłaś co do niego błąd.
- Co?
- Od jakichś dziesięciu minut opowiadasz nam o tym jak się do niego pomyliłaś i jak dawniej byliście szczęśliwi. O tym, że czujesz wyrzuty sumienia z powodu tego jak potraktowałaś go w przeszłości.
- Chyba nadal nie rozumiem.
- Rozumiesz. Już dawno nie widziałam cię takiej… może rozpromienionej to zbyt duże słowo, ale zadowolonej jest już odpowiednie. I to wszystko dzięki rozmowie z byłym mężem, z którym jak sama stwierdziłaś rozstałaś się bo popełniłaś błąd. Nawet na przyjęciu zaręczynowym Asi gdy walnęłam ci tę całą gadkę nie zachowywałaś się w ten sposób. Owszem, jako tako zauważyłaś że wiedziesz nudną egzystencję, ale dopiero przyjazd Łukasza pozwolił ci spojrzeć na wszystko szerzej, jakby z odpowiedniej perspektywy. W twoich oczach jest teraz coś innego.
- Niby co takiego?- Prychnęłam w końcu zdając sobie sprawę do czego dąży.- To co sugerujesz jest po prostu śmieszne.
- Doprawdy? A ja myślę, że sama się oszukujesz.- Ta rozmowa i kierunek w jaki zmierzała coraz mniej mi się podobał. Sama nie wiem dlaczego byłam coraz bardziej zdenerwowana. Po co chciałam zrozumieć karcące spojrzenia Krysi rzucane Dziubińskiej?
- Nieprawda.- Zaprzeczyłam po raz kolejny.
- Prawda. Żałujesz że się z nim rozwiodłaś Karola?
- Beti!- Żachnęłam się.
- To nie jest trudne pytanie. Po prostu: tak lub nie. Ale wiesz, że odpowiedź może nie być dla ciebie łatwa.- Spuściłam na chwilę głowę, a potem spojrzałam na Krystynę i Joannę. Liczyłam na ich pomoc, ale jakimś cudem pierwsza była zajęta wlepianiem się w swoją herbatę, a druga paznokcie. Czemu milczały teraz gdy ja ich potrzebowałam? Poczułam, że moje serce bije szybciej.
-  Jasne, że żałuję.- Powiedziałam szybko dodając:-  Ale nie dlatego że teraz coś do niego czuję co sugerujesz. Po prostu żałuję, że zrobiłam to w taki sposób, że nazwałam go mordercą Kubusia.
- A to nie to samo?
- Nie. Bo rozstaliśmy się za obopólną zgodą i z wielu innych powodów niż śmierć naszego syna.  No i minęło już zbyt dużo czasu, więc nawet jeśli coś teraz... – zdając sobie sprawę, że to co miałam zamiar powiedzieć nie było najodpowiedniejsze by przekonać moją przyjaciółkę postanowiłam zakończyć inaczej rzucając z grubej rury: A poza tym to zamierzam związać się z Jackiem.- Nie wywarło to na Beaty oczekiwanego wpływu. Z uśmiechem na ustach i jakąś ciepłą pobłażliwością odparła mi:
- Karolciu, ale ty się z nim wiążesz już od niemal roku i nadal nic z tego.
- Nieprawda.- Odrzekłam delikatnie tupiąc nogą dla wzmocnienia efektu, przez co poczułam się jak mała dziewczynka.- My nawet no… Pocałowaliśmy się.- Nie dodałam, że stało się to już dość dawno temu, bo od wspólnej kolacji z Jackiem minęło już kilka tygodni. I najpewniej przez wypity przeze mnie alkohol. No i że potem powiedziałam Bończakowi, byśmy oboje zapomnieli o tym epizodzie, bo nie jestem gotowa na nowy związek. Ucieszona, że zbiłam argumenty Beti (później będę się zastanawiać dlaczego rozmowa na temat mnie i Łukasza sprawiała mi aż taką trudność) postanowiłam o tym nie wspominać.
- Co?
- Naprawdę?
- Jej.- Znów powiedziały niemal jednocześnie. Z tym, że „naprawdę” Beaty brzmiało nieco ironicznie. Zmarszczyłam brwi patrząc na nią.
- O co ci znowu chodzi?- Spytałam ją.
- Daj spokój: „pocałowaliśmy się”? Wiesz ile razy ja się z kimś całowałam? Nawet nie pamiętam imion tych wszystkich chłopaków.
- Ale ja nie jestem tobą i dla mnie pocałunek coś znaczy.
- Więc prześpisz się z Jackiem dopiero po ślubie, co?
- Nie, wskoczę mu do łóżka już dzisiaj tylko po to by zrobić ci na złość.
- Hej, dziewczyny przestańcie już.- Zastopowała nas Krysia, bo ja prawdę mówiąc miałam ochotę porządnie pokłócić się  Beatą. Jak śmiała tak ze mnie żartować? I na dodatek wmawiała mi miłość do Łukasza tak jakbym ja sama nie wiedziała co czuję. Owszem, kiedyś byłam szczęśliwa z Kowalskim i uważałam swoje życie za spełnione. Wierzyłam też, że nasza miłość będzie wieczna.
„Nasz dzidziuś jest na pewno bardzo zdrowy i silny. A nawet jeśli nie to będę go bardzo kochał tak samo jak ciebie.”
Jak żywo w mojej pamięci pojawiła się scena gdy dowiedziawszy się o ciąży zapłakana otworzyłam drzwi od łazienki rzucając się Łukaszowi na ramiona. Jak pocieszał mnie i śmiał się ze mnie, a ja czułam się tak bezpieczna. Jak bałam się swojego odmiennego stanu, a on zapewniał mnie że wszystko będzie dobrze i wyznawał mi miłość
„Przepraszam cię. Ja też nie chciałam wypowiedzieć tamtych słów. Kocham cię
Łukasz. I nie zostawiaj mnie nigdy, dobrze? Nawet jeśli będę plotła głupoty
to pamiętaj o tym.”
„Wiem, Karola, wiem.”
Kolejne wspomnienie spowodowało, że niemal nie mogłam przełknąć śliny. Prawie widziałam przed sobą twarz Łukasza: jego śmiejące się do mnie oczy i przepełnioną miłością twarz. Czy wiedział że go kochałam nawet wtedy gdy nie wracał do domu na noc, gdy udawał chłopaka Kariny Bajkowskiej? I czy ja naprawdę kazałam mu się nigdy nie zostawiać?
- Komu nie kazałaś się zostawiać?- Rozległo się pytanie, a ja zorientowałam się iż ostatnią myśl wypowiedziałam na głos. Potrząsnęłam szybko głową.
- Nikomu.
- Oj Kara, Kara…- Beti zupełnie nieświadomie wywołała kolejną lawinę wspomnień o Łukaszu ponownie wywołując we mnie irytację, bo poczułam że zrobiła to specjalnie.
„Jesteś moją KARĄ. Najukochańszą na świecie.”
- Dlatego mnie tak nazwałaś?- Burknęłam.- Mam na imię Karolina.
- Jejku, jaka czepliwa. Czemu tak ci to przeszkadza? Ktoś inny cię tak nazywał?- Widząc błyski w oczach Beti miałam ochotę ją udusić. Doskonale wiedziała kim była osoba która mnie tak nazywała.
- Nieprawda. Po prostu nie chcę byś mnie tak nazywała. Źle mi się to kojarzy.- Postanowiłam pokonać ją jej własną bronią. Naturalnie to określenie wcale nie kojarzyło mi się to źle: jeśli już to raczej przypominało o tym co straciłam… Boże o czym ja myślę? Na szczęście Asia wybawiła mnie od uszczypliwości Beti drążąc wcześniej podjęty przez nas temat.
- No dobra, a więc mów  co z tym Bończakiem czy tam Kownackim, bo nadal nie wiem jak go nazywać.- Nie chciałam jej zdradzać szczegółów, ale z dwojga złego wolałam rozmowę o Jacku niż Łukaszu. Odetchnęłam więc z ulgą, bo Beata chyba zrezygnowała z prób męczenia mnie. Miałam też nadzieję, że przynajmniej Krysia z Joasią przestały sądzić, że nadal kocham Łukasza. Bo przecież wcale tak nie było. Mówiłam wcześniej prawdę: myślałam o nim w kontekście swojej sytuacji i przeszłości Kuby. A skoro Kowalski był jej częścią to nie dziwoto, że moja opowieść dotyczyła także jego i często o nim wspominałam.  Udowodnię to zaczynając swój związek z Jackiem. Teraz byłam pewna, że to dobra decyzja. Łukasz ostatecznie pomógł uporać mi się z przeszłością.
- Mam zamiar umówić się z nim dziś wieczorem i poinformować o tym, że nareszcie chcę się zaangażować.- Powiedziałam z wielką pewnością patrząc przy tym na Beti. Ta tylko lekko się uśmiechnęła jakby wiedziała, że mówię to tylko na jej użytek. Małpa.
- Super. A więc już nas nie ma.- Zapiała radośnie Asia.
- Hej, to nie znaczy że was wypędzam.- Powiedziałam.
- Przecież wiemy, ale do wieczora zostało mało czasu, a musisz się przygotować no nie?- Spytała retorycznie Beti. Oczywiście znów z tym dziwnym błyskiem w oczach mówiącym: tak, możesz nas oszukać, ale ja wiem że Jacek jest tylko twoją zasłoną dymną.
- Uwierz mi, że nie potrzebuję na to trzech godzin jak ty.- Odparłam jej tak jak i ona udając, że nie dostrzegam żadnych podtekstów w jej wypowiedzi i zachowaniu.
- Ej, zajmuje mi to tylko dwa.- Rzuciła z przekąsem.
- No widzisz, a więc zostańcie jeszcze trochę.- Nalegałam.
-  Nie, Beti ma rację.- Poparła ją Krysia.- Idź, szykuj się. Potem zdasz nam sprawozdanie.
- I załóż lepiej tę bluzkę w paski, którą ci kupiłam.
- I moją sukienkę.
- I mój żakiet. Wszystko będzie idealnie do siebie pasować. Na luzie, ale i z prostą elegancją. W sam raz na randkę.
- Tak zrobię. Jeszcze raz dziękuję wam za prezent.
- Nie ma za co.- Przemówiła w imieniu całej trójki Krystyna.- Skoro zaczęłaś zrywanie z czernią pewnie musisz na nowo uzupełnić całą szafę, a to kosztuję.- Cmoknęła mnie w policzek wstając z mojej małej sofy.- W takim razie do zobaczenia kochana.
- Tak. Udanego spotkania.- Za chwilę podeszła do mnie Asia z dość sporym już brzuszkiem.
- Przyłączam się.- Objęcie Beaty jak zwykle pozbawiło mnie tchu i naruszyło przynajmniej trzy pary żeber. Złość na nią minęła mi całkowicie. A przynajmniej zanim dodała:- Ale ja oprócz udanego spotkania życzę ci też udanej nocy.
- Beti…
- No co? Jak szaleć to na maksa. Poza tym pierwsze randki zazwyczaj tak się kończą.
- Chyba twoje- Odparłam jej i zgodnie całą czwórką roześmiałyśmy się. Beata przyzwyczajona do tego wzruszyła tylko ramionami.
- Nie zaprzeczę. Zwłaszcza gdy chodzę na nie z Krzyśkiem…hm…- Rozmarzyła się.- Kto by pomyślał, że gówniarz jest taki świetny w te klocki.
- Niech no się tylko dowie, że nadal pomimo ponad dwóch lat małżeństwa  nazywasz go gówniarzem.
- On o tym wie. Poza tym to prawda: jest ode mnie młodszy. Ale wiecie co? Już mi to nie przeszkadza. Skoro chciał się bujać z taką staruszką jak ja to jego problem.
Gdy moje przyjaciółki w końcu opuściły mój dom i zostałam sama znów w mojej głowie pojawił się chaos. Nieświadomie Beata poruszyła we mnie jakąś strunę, spowodowała że ponownie poczułam niepokój sama nie wiedząc dlaczego.
„Sądzisz, że gdyby nie śmierć naszego syna nadal bylibyśmy małżeństwem?”
„Nigdy się już tego nie dowiemy prawda?”
Cholera, po co zadałam Łukaszowi to pytanie. Teraz czułam się głupio na samo wspomnienie, bo zabrzmiało to tak jakbym ja żałowała że nie jesteśmy już razem. I pewnie tak zrozumiał to Łukasz, bo niby co miała znaczyć jego odpowiedź?
„Nigdy się tego nie dowiemy…
Tak, niewątpliwie żałował. Gdyby było inaczej rzuciłby coś w stylu: pewnie tak albo nie mam pojęcia. A to jego pytanie nawet nie było grzeczne. Równie dobrze mógł mi powiedzieć: sory mała, to ty wniosłaś sprawę o rozwód więc teraz nie żałuj. Tyle, że ja wcale tego nie żałowałam…prawda?
By uwolnić się od tych przemyśleń w końcu zadzwoniłam do Bończaka. Gdy nie odbierał telefonu wykonałam połączenie jeszcze raz.
Odebrał. Przez kilkadziesiąt sekund gawędziłam z nim o niczym by w końcu zaproponować wypad na kręgle. Bończak wyraźnie zdziwił się moją propozycją, ale ale naturalnie się zgodził. Pożegnałam się więc zamierzając zacząć się upiększać. Czas zacząć żyć a nie egzystować, pomyślałam. Być może przy boku Bończaka to mi się wreszcie uda. Dość zamartwiania się przyszłością i rozmyślaniem o przeszłości. Co było to było, a co ma być to i tak się wydarzy. Dlatego powinnam żyć chwilą i teraźniejszością.
Wspólne wyjście, czy raczej należałoby rzec randka  z Jackiem przebiegła w miłej atmosferze. Wiosna zagościła się już na dobre, więc wspólnie wybraliśmy się na lody, a potem obiecane kręgle. Nie udało mi się wygrać, ale bawiłam się przy tym wyśmienicie. A gdy w pewnym momencie poczułam lekkie ukucie w sercu zwiastujące wyrzuty sumienia pomyślałam o moim małym synku patrzącym na mnie z góry tak jak zalecił mi Łukasz. I poczucie, że cieszy się gdzieś tam w innym świecie z mojego szczęścia była mi dużą pociechą.
Późnym wieczorem, gdy w końcu wróciliśmy z całodziennego spotkania (po kręglach był jeszcze spacer a potem kino) byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o śnie. Zaczęłam żegnać się z Jackiem.
- Czy dzisiejszy dzień coś dla ciebie znaczył?- Spytał mnie. Wiedziałam, że chodzi mu tak naprawdę o coś więcej niż ostatnie kilka godzin.
- Tak.- Odparłam mu.- Było cudownie. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Miałem na myśli raczej…
-…wiem co miałeś na myśli.- Zauważyłam jak rozbłysły mu oczy. Zupełnie jak u Łukasza gdy powiedziałam mu o czapeczce Kuby z logo CBŚ…
- Czy to znaczy, że chcesz spróbować?
- Tak, Jacek chcę. Miałeś rację. Już najwyższy czas bym przestała się bać.- Słysząc te słowa Bończak podszedł do mnie i cmoknął prosto w usta. Z dłońmi nadal umieszczonymi na mojej twarzy powiedział:
- Cieszę się. Nawet nie wiesz jak bardzo.- Uśmiechał się tak radośnie, że nie wątpiłam w to że mówi prawdę. Jego radość w pewien sposób udzieliła się i mi choć niekoniecznie miałam na myśli tak szybkie działanie. Mimo wszystko odwzajemniłam jego uśmiech. A potem pozwoliłam się pocałować. Tym razem tak naprawdę.
„Sądzisz, że gdyby nie śmierć naszego syna nadal bylibyśmy małżeństwem?”
„Nigdy się już tego nie dowiemy prawda?”
Wspomnienia wypowiedzianych przeze mnie i Łukasza słów podczas naszego ostatniego spotkania sprawiły, że zdrętwiałam w ramionach Jacka. Spostrzegł to od razu odrywając się ode mnie i z niepokojem pytając:
- Coś się stało?- Pokręciłam głową.
- Nie, w porządku. Coś sobie przypomniałam.
- Karolina, nie musisz bać się szczęścia. Jestem pewny, że Kuba cieszyłby się z tego że jego mama jest znowu radosna.
- Tak.- Mrugnęłam powstrzymując się od dodania, że moje myśli wcale nie dotyczyły zmarłego synka, a byłego męża. Intuicyjnie wyczuwałam, że to by się Jackowi wcale nie spodobało. I mnie też to się nie podobało. Bo to co poczułam gdy Bończak mnie pocałował nie było przyjemne. Jakaś cząstka mojej duży kazała mi przestać, bo jest to zdrada wobec Łukasza. Zupełnie tak jakbym nadal była jego żoną, choć przecież od dawna tak nie jest. Tyle, że pewnych reakcji nie można uniknąć.
Skoro tak, podpowiedział mi jakiś wredny głosik w głowie, to dlaczego przypomniałaś sobie o nim teraz? Jakoś całując się z Jackiem po raz pierwszy od czasu rozwodu wcale tak tego nie traktowałaś. No, ale wtedy nie wiedziałaś, że Łukasz wrócił do Warszawy. I się z nim nie pogodziłaś…
Och, zamknij się przeklęty głosie, powtarzałam w myślach czując się jak wariatka. Pięknie Karolina, słyszysz w sobie jakieś wredne głosy i na dodatek prowadzisz wewnętrzny monolog. Po prostu cudnie.
W tym czasie, gdy ja biłam się z myślami Jacek na szczęście nie zauważył w tym nic dziwnego w ciszy obejmując mnie ramieniem. Gdy sobie to uświadomiłam starałam się nie wysuwać z jego objęć więc przez dłuższą chwilę trwaliśmy tak blisko siebie, jakby przyzwyczajając się do tego uczucia. (A przede wszystkim ja) W pewnej chwili jednak Bończak odsunął się ode mnie.
- Chyba powinienem już iść. Spotkamy się jutro?
- Jeśli chcesz marnować na mnie niedzielę.
- Jasne, że chcę. I nie nazwałbym tego marnowaniem czasu.
- Miło mi to słyszeć.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Skłonił mi się galanteryjnie choć nieco prześmiewczo.- Życzę ci dobrej nocy.
- Wzajemnie.
- Śnij o mnie.
- Będę.- Roześmieliśmy się oboje zupełnie jak para nastolatków po pierwszej randce. Weszłam do domu z uśmiechem na ustach, ale już w środku w mojej głowie pojawiła się konsternacja. Jakby w tym wszystkim było coś dziwnego, coś co nie pasowało do siebie jak dwa puzzle różnych układanek położone obok siebie. Potrząsnęłam głową starając się pozbyć tego irracjonalnego uczucia. Chcę porównywać swój związek z Jackiem do dwóch puzzli? Chyba późna pora nie jest dla mnie najodpowiedniejszą okazją do popisywania się elokwencją. Przecież muszę się w końcu przemóc. Muszę przestać żyć z dnia na dzień. Muszę zacząć panować nad swoim życiem, mieć kogoś dla kogo będę najważniejsza, znowu odkryć szczęście.
Gdzie tu miejsce na coś dziwnego czy porównywanie związku do puzzli? Z tą myślą uspokojona weszłam do łazienki rozpoczynając przygotowania do snu. Potem z ulgą wgramoliłam się pod pachnącą pościel.
Nie śniłam o Jacku tak jak mu obiecałam. A właściwie to nie jestem tego pewna o czym, bo po przebudzeniu niczego nie pamiętałam. Mimo wszystko sen musiał być przyjemny, bo obudziłam się z uśmiechem na ustach i świeżą dawką energii do działania.
Wolna.
Tylko tak mogłam nazwać to uczucie które mnie rozpierało. W końcu uwolniona ostatecznie od demonów przeszłości i tego całego bólu. Jeszcze tylko niech Łukasz rozwiąże zagadkę paczki którą mi dostarczono i minie środa (czyli dzień rocznicy śmierci Kuby) a wówczas będę mogła już w pełni cieszyć się życiem.
Na tę myśl uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że moje życie się skończyło; jeszcze kilka miesięcy temu miałam żal do całego świata, mieszkałam u mamy  i traciłam czas na bezsensowne wgapianie się w telewizor. Jeszcze kilka miesięcy temu sądziłam, że moje życie właściwie się skończyło, że nie czeka mnie nic dobrego, że jest bez sensu. A teraz? Teraz miałam fajną choć z dnia na dzień coraz mniej wymagająca pracę (a przynajmniej ja tak to odbierałam, bo czasami nachodziła mnie chęć powrotu do swoich ulubionych cyferek i pracy w swoim zawodzie), własne (choć dość małe i mizerne mieszkanie), pozbyłam się z szafy czerni (a przynajmniej ją odstawiłam), zaczęłam na nowo się uśmiechać i śmiać. No i w końcu- co było chyba z tego wszystkiego najważniejsze- zdecydowałam się na krok w stronę Jacka.
Uświadomiwszy sobie to wszystko czułam się bardzo dumna ze swoich osiągnięć. Niektórzy pewnie pomyślą: ta, wielkie mi rzeczy. Trzydziestoletnia bezrobotna rozwódka znalazła pracę i zachowuje się tak jakby dostała gwiazdę z nieba. Tyle, że oni nie przeszli tyle co ja.
Gdy zjadłam śniadanie i trochę ogarnęłam w mieszkaniu, miałam ochotę wpaść do Jacka, ale powstrzymał mnie przed tym telefon. Gdy zerknęłam na wyświetlacz pojawił się na niej nic nie mówiący mi numer.
- Halo?- Odezwałam się.
- O, Karolina. Tak myślałam, że jednak nie zmieniłaś numeru. Ja przez ten czas zrobiłam to kilka razy, ale kiedyś wspominałaś że masz go od wielu lat i trudno ci się z nim rozstawać, bo znów będziesz musiała uczyć się go na pamięć.- Już po pierwszym zdaniu, ze zmarszczonymi z konsternacji brwiami miałam ochotę spytać: kto mówi, ale gdy moja rozmówczyni kontynuowała swój monolog zalewając mnie potokiem słów poznałam ją po głosie.
- Patrycja?
- O, a jednak o mnie pamiętasz. Sądziłam, że już zapomniałaś. Miałaś mnie odwiedzić, pamiętasz? Obiecałaś podczas naszego spotkania na cmentarzu.
- A…no tak.- Czułam się głupio, bo w gruncie rzeczy nie miałam zamiaru odnawiać kontaktu z bratową Łukasza i jej rodziną. Ale teraz, gdy nasze stosunki z Kowalskim się naprawiły to w sumie czemu nie? Przecież to nic złego.- Zamierzałam się do ciebie wybrać w następny weekend.- Skłamałam gdy przypomniał mi się pewien fakt.- Bo chyba będzie obchodzić za niecałe dwa tygodnie w piątek urodziny zdaje mi się?
- Tak. Madzia bardzo się ucieszy, że o tym pamiętasz. Właśnie dlatego do ciebie dzwonię. To poniekąd jej inicjatywa.
- Więc przekaż jej, że na pewno do niej wpadnę i kupię jej coś ładnego. Może nie zbyt wykwintnego i drogiego, ale…
-…daj spokój, wiesz że chodzi tylko o twoją obecność. Odkąd cię ostatnio zauważyła nie gada o niczym innym, a to duży komplement, bo jak wiesz jej radość sprawiają tylko kodeksy i ustawy. Ale tego jej nie kupuj.- Ostrzegła mnie żartobliwie Pati.- I tak stanowczo już przesadza z nauką tego prawniczego bełkotu. Czasami mnie przeraża.
- To fajnie, że ma pasję.
- Tak, ale ona żyje praktycznie tylko tym. Żadnych wypadów z przyjaciółmi, pierwszych flirtów z chłopakami. Za to ciężko wyrwać ją od sterty książek. I na dodatek stale zamęcza Emila…ale nie będę cię tym zadręczać. No więc co? Wpadniesz w piątek wieczorem albo jeśli pracujesz to w sobotę? Nie musisz obawiać się dużej ilości gości: zaprosiłam tylko dwie babcie i parę cioć z wujkami.
- Nie, to nie problem. Z pewnością wpadnę.
- Super. Odezwę się do ciebie jeszcze bliżej terminu. Tylko nie waż się wymigać. Przyjadę po ciebie.
- Nie musisz, będę.
- Jakby coś to przypominam ci, że nie możesz rozczarować Madzi.
- Tak, wiem. Będę.- Powtórzyłam.
- A więc do piątku.
- Do piątku.
Gdy skończyłyśmy rozmawiać zaczęłam rozmyśleć nad prezentem dla Magdy. Co można kupić trzynastolatce tak ekscentrycznej jak ona? Nie miałam zielonego pojęcia. Już od dawna takie spawy mnie nie zajmowały wydając się niemal trywialne w porównaniu ze śmiercią Kubusia którą musiałam przetrawić przez najbliższe dwa lata.
Zastanawiałam się nad tym nawet w drodze do Jacka: tuż przed jego blokiem miałam nawet pewien pomysł. Płyta z nagraniem zespołu (musiałabym tylko trochę wybadać współczesne trendy lub spytać o radę Patrycję) lub jakieś wypasione gadżety dla nastolatek: pomadka, breloczki, kolczyki i zestawy tego typu. W końcu jakby nie było nasza mała Madzia powoli zaczyna zmieniać się w kobietkę.
Dzwoniąc do drzwi Bończaka z moich ust nie schodził uśmiech. Ale wszystko wydawało mi się być cudowne: wiosna która niedługo zmieni się w lato, gdybanie nad urodzinowym prezentem…
- Hej, sory że tak wcześniej, ale pilnie potrzebna mi porada w sprawie prezentu dla trzynas… Jezu, co ci się stało?!- Euforia zaraz wywietrzała mi z głowy gdy tylko drzwi przede mną się otworzyły. Stanął w nich Jacek z wielkim siniakiem na prawym policzku. Wydawał się być lekko zaskoczony moim widokiem, ale szybko się opanował.  Słysząc moje pytanie uśmiechnął się blado.
- Mały wypadek. Co się stało, że przyszłaś bez zapowiedzi?
- Sądziłam, że wczoraj umówiliśmy się na niedzielę.- Odparłam mu nadal nie mogąc wyjść z szoku nad wyglądem jego twarzy.
- No tak, ale nie zadzwoniłaś więc myślałem że wpadnę to ciebie wczesnym popołudniem…z resztą: nieważne. Cieszę się, że jesteś. Wchodź.- Choć uśmiechał się do mnie i pozornie zachowywał tak jak dawniej, to czułam w jego sylwetce i twarzy niepokój który udzielił się i mnie. Spełniłam jego polecenie wchodząc do środka jednocześnie bijąc się z myślami.
- Kto cię pobił?- Spytałam gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych za mną drzwi.
- Nikt mnie nie pobił. Miałem tylko niefortunne zbliżenie z…
- Jacek, chyba fazę spadnięcia nieistniejącej doniczki mamy już za sobą.- Przerwałam mu z niejakim zniecierpliwieniem nawiązując do przeszłości gdy jeszcze byliśmy razem. Spotykaliśmy się już od wielu miesięcy aż któregoś dnia nie odzywał się do mnie przez cały weekend, bo pobili go jacyś przestępcy chcąc by spełnił ich żądanie i donosił na CBŚ. Wówczas też udał, że miał niewinny wypadek próbując stosować banalne sztuczki z wypadkiem. Ale jak wspomniałam były dość marne.
- To nic.
- Czy masz jakieś problemy? Jeśli tak to chcę byś mi o nich powiedział. Ktoś cię prześladuje? Dawni znajomi szukają zemsty? Albo ktoś nowy i inny? A może,,, ma to związek z paczką którą dostałam? Powiedz mi prawdę. - Zalałam go gradem pytań.
- Jasne, że nie. Na wszystko. Jak możesz tak myśleć? Nikt mnie nie prześladuje. I to nie ma związku z żadną paczką którą dostałaś.
- Skoro tak to kto cię uderzył?- Jacek mocniej zacisnął usta.
- Pewien facet.
- Jaki i dlaczego?
- Miał powód, ale ja nie chce na ten temat rozmawiać.
- Jacek…- Groźnie wymówiłam jego imię.
- Okej, zgoda. Po prostu zrobiłem coś głupiego czego bardzo żałuję, a ten gość się tego dowiedział i nie był zadowolony.
- Możesz powiedzieć konkretnie o co chodzi nie bawiąc się w ogólniki?
- Wolałbym nie.
- Mówiłam, że jeśli mamy zacząć coś budować na poważnie to bez żadnych tajemnic czy nie dopowiedzeń. Nie zniosę tego po raz trzeci.
- Nie to miałem na myśli.- Powiedział prędko.- Powiem ci, ale nie koniecznie w tej chwili. Możemy odłożyć tę rozmowę na jakiś czas? Powiedzmy, kilka dni?
- Jacek, przerażasz mnie.
- Przepraszam nie to było moim celem. Mogę cię jednak zapewnić już teraz, że to nie ma związku z żadnymi przestępcami czy moją przeszłością.
- A więc chodzi o twoją pracę? Znów nie dogadałeś się z tym drugim chłopakiem?
- Nie, ale jak mówiłem wolałbym na razie porzucić ten temat. Powiem ci o wszystkim za tydzień, dobrze?
- Na pewno?
- Tak.
- Obiecujesz?- Upewniałam się.
- Przysięgam.
- I nie będą to wyjaśnienia w stylu spadającej doniczki?
- Nie, nie będą. Powiem ci całą prawdę bez względu na konsekwencje, Karola. Bo wiem jak wiele ona dla ciebie znaczy.- Milczałam dobre kilka sekund przyszpilając go wzrokiem próbując w ten niewerbalny sposób poinformować go, że tym razem tak łatwo mnie nie przekona i nie spławi. I że za kilka dni po prostu będzie musiał wyjawić mi prawdę. Gdy zauważyłam w jego oczach akceptację i fakt że rzeczywiście wierzył w to co mówi rozluźniłam się i nawet uśmiechnęłam.
- Dobrze.- Zgodziłam się w końcu choć nie do końca udobruchana. No bo zapowiadały się kolejne tajemnice. Na szczęście tylko przez kilka dni.
- A teraz powiedz mi co miałaś na myśli wchodząc tu i o jakim prezencie mówiłaś.-
- No cóż chodziło mi o Magdę córkę mojej koleżanki Patrycji.- Nie dodałam, że była jednocześnie bratową Łukasza-  Obchodzi w najbliższy piątek urodziny i…- Rozpoczęłam wyjaśnienia w duchu nakazując sobie nie zastanawianie się nad sprawą siniaka. Przecież nic się nie działo: na dodatek Jacek obiecał mi wszystko wyjaśnić. Czemu więc czułam się tak jakby ta przyczyna była dla mnie bardzo ważna? I jakby jego pobicie miało jednak związek ze mną…