Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 stycznia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział VIII: Kubuś



Po wyjściu Krzysztofa wciąż biłam s z myślami. Czy był szczery? Czy wierzył w to co mówi? Może wychowany w staroświeckiej rodzinie sądził, że tak trzeba? A może liczył na to, że to Beata oczekuje po nim małżeństwa? Bardzo chciałam znać odpowiedź na te pytania jednak już nazajutrz problemy przyjaciółki wyparowały mi z głowy, bo odwiedziła mnie moja teściowa. Ostatnio wpadała do mnie dość często, bo wiedziała że praktycznie sdzam w domu większość czasu samotnie. Pomagała mi też w sprzątaniu, bo takich czynności jak na przykład zakładanie firanek nie byłam już w stanie robić. Ucieszyła się też na widok dziecięcego pokoiku- tak, w końcu pozwoliłam na niego Łukaszowi- zachwalając łóżeczko czy bujanego konika na biegunach kompletnie przeci niepotrzebnego dla nieistniejącego jeszcze niemowlaka. Ale oczywiście to mój mąż się na niego uparł... Pani Mariola spędziła u mnie cały dzień i odeszła dopiero wieczorem gdy Łukasz wrócił do domu choć prosam by została zapewniając, że może zostać na noc. Stanowczo jednak zaprzeczyła informując mnie, że wpadnie do mnie również jutro. Wiedziałam, że to robota mojego męża, a on s nawet tego nie wypierał. Twierdził, że teraz mus bardzo na siebie uważać i ktoś powinien być przy mnie. Nieważne było dla niego to, że do porodu zostały jeszcze 4 tygodnie; przeci dziecko mogło być wcześniakiem. Jego troska bardzo mi schlebiała choć mdzy Bogiem a prawskoro aż tak s o mnie martwił, to powinien sam spędzać ze mną więcej czasu, a nie nasyłać włas matkę. Miałam nadzieję, że gdy narodzi s nasz mały Kubuś spełni swoją obietnicę i przestanie tyle pracować.
Przez kilka następnych dni spędzałam więc grzecznie całe dnie w domu aż do moich drzwi ponownie zapukał Krzysiek. Akurat była u mnie teściowa, więc nie uśmiechała mi się ta rozmowa, ale mimo wszystko było mi szczerze go żal i nie chciałam zostawiać go z kwitkiem. Szybko poinformował mnie w zwięzłych słowach, że jego rodzice wiedzą już o wszystkim i wcale nie są na niego tak bardzo źli. Dodał, że bardzo chcą poznać Beatę i popierają jego pomysł ze ślubem. A ja choć nie sądziłam, że potraktuje moje rady aż tak poważnie chcąc nie chcąc zgodziłam s na jak najszybsrozmowę z przyjaciółką.
Gdy Krzysiek wyszedł zdradziłam pani Marioli kim był i po krótce opowiedziałam całą historię, bo widziałam że była bardzo ciekawa szczegółów. Zdziwiłam s gdy stanęła po stronie chłopaka. No ale w końcu nie znała Beti. I nie była jej przyjaciółką. Zaoferowała s nawet, że zamówi mi taksówkę tak bym mogła spotkać s z nią i spokojnie porozmawiać jeśli nie chcę robić tego w domu. Zaskoczyło mnie to, bo przecież Łukasz stanowczo nie pozwalał mi samej nigdzie wychodzić i prawmówiąc wietrzyłam w tym podpuchę. Ale gdy upewniłam się, że tak nie jest zadzwoniłam do Beti umawiając s z nią w naszej ulubionej kawiarni. Z powodu pracy miało to nastąpić dopiero po południu, około siedemnastej.
Na miejsce dotarłam nieco wcześniej. Zamówiłam herbatę z cytryną czekając na Beatę. Znałam jej skłonność do spóźniania się, dlatego zdziwiłam s gdy tym razem zjawiła s niemal punktualnie.
   Cześć.- Cmoknęła mnie w policzek.
   Hej.- Odparłam z bladym uśmiechem na widok jej widocznego zmęczenia i braku ożywienia w oczach. Ciąża jej nie służyła. Na dodatek miała na sobie długą do pół łydek czarną plisowaną spódnicę, która wyglądała na trochę wygniecioną, a przez swój krój pomimo luźniej tuniki i marynarki podkreślała już jej nieco widoczny odmienny stan.- Kiepsko wyglądasz.- Powiedziałam szczerze na co ona s roześmiała. Odetchnęłam z ulgą, bo taki był mój zamiar. Miałam nadzieję rozbawić i jednocześnie upewniłam się, że trzyma s dużo lepiej niż mi się na pierwszy rzut oka wydało. Może więc Krzysiek doszedł z nią do jakiegoś konsensusu beze mnie?
   Dzięki za ten komplement. Czemu chciałaś s spotkać? Przepraszam, ale nie mam teraz za dużo czasu, bo spies się do domu.
   Przeci jesteś już po pracy.
   Tak, ale umówiłam się z matką. Specjalnie przyjechała do Warszawy by spotkać się z marnotraw córką.- Wymownie wywróciła oczami- No i muszę zrob porządek w papierach.- Chrząknęła.- To o co chodzi?
   Krzysiek ze mną rozmawiał.- Zdecydowałam s gr w otwarte karty.
   Ten Krzysiek?- Upewniła s moja przyjaciółka.
   Tak, ten. Chciał żebym z tobą porozmawiała i przekonała do ślubu.
   I co masz zamiar to zrobić?- Spytała lekko ironicznym tonem.
   Nie wiem jeszcze.- Stwierdziłam szczerze.- To zależy.
Ten dzieciak posuwa s j za daleko. Nie rozumie, że mam go gdzieś? Dałam mu otwar furtkę wyjaśniając, że może spadać na szczaw. Który facet na jego miejscu w wyniku wpadki z las nie skorzystałby z okazji?
   Hm, może taki któremu na niej zależy.- Beti prychnęła tak głośno, że jedna z kobiet z sąsiedniego stolika spojrzała na nią z niesmakiem niezadowolona, że zakłóca jej spokój.
   Jezu, ty tak poważnie? Dałaś s omotać temu gówniarzowi? I teraz trzymasz jego stronę?
   Beti, chciałam tylko szczerze z tobą porozmawiać. I nie trzymam żadnej ze stron, a jeśli już to twoją. Tylko, że jemu wydaje s naprawdę zależeć. I powinnaś to wziąć pod uwagę.
   Jasne. Jeszcze półtora miesiąca temu daw mi kasę na skrobankę a teraz udaje kochającego faceta obiecując ślub.- Gdy szeroko wytrzeszczyłam na nią oczy zaśmiała się krótko. - Co, o tym akurat ci nie powiedział? No, ale to przeci tak mało istotny szczegół, prawda? I na dodatek próbuje przekabacić moprzyjaciółkę...- Potrsnęła głową śmiejąc się tak jakby cała ta sytuacja naprawdę ją bawiła. A ja jeszcze szerzej otworzyłam oczy słuchając jej rewelacji- A teraz co? Kochającego tatusia udaje? Myśli, że skoro mi się oświadczył to ja co, powinnam skakać z radości i dziękować mu na kolanach? Niech s odczepi dając mi święty spokój. I wraca do tych swoich dennych podrywów, nocnych imprez i życia wiecznego studenta. Bo kiedy za miesiąc lub dwa znowu mu s odwidzi rola Pana Odpowiedzialnego będzie dziękowmi na kolanach za to, że nie skorzystałam z jego propozycji.- Westchnęła ciężko.- O, już coś zamawiałaś? Ja chyba też powinnam. - Zmieniła temat unosząc dłoń. Już po chwili pojawiła się kelnerka.- Popros jakieś wino. Albo nie. Wódkę.
   Beata.- Przywołałam ją do porządku gdy kelnerka odeszła.- Przeci nie możesz.
   A niby czemu?- Wzruszyła beztrosko ramionami.
   Bo jesteś w ciąży.
   I co z tego? To moje dziecko i życie.
   Beti...
   Karola proszę, nie wtrącaj się.- Powiedziała stanowczo.- Chociaż ty nie susz mi głowy. Moje życie wali się w proch przez tego małego potwora, przez którego mój płaski brzuch zniknął, a w przyszłości wypchnie mi go jeszcze bardziej, więc chyba należy mi smały kieliszek na pocieszenie, co? Nie zamierzam urżnąć s jak świnia.
   Kochana.- zaczęłam chwytając ją za dłoń.- Zaczęłam żałować, że niejako pozwoliłam na to aby Krzysztof nachodził Beatę, bo przez to jej depresja zdawała się wracać.- To nie jest jeszcze koniec świata.- Tłumaczyłam-Wiesz jak ja zareagowam gdy dowiedziałam się o ciąży? Wiesz jak s bałam? Nie planowam a tym bardziej nie chciałam mi dziecka, ale się tak stało. I gdy to zaakceptowałam czuję s znacznie lepiej.
   No nie wierzę. Ty s do mnie porównujesz? Będąc młodą szczęśliwą mężatką

z mężem, który kocha cię nad życie? Myślisz, że w ogóle możesz s ze mną porównywać?
   Mnie też nie było łatwo.
   Doprawdy?- Jej głos ociekał sarkazmem.- Ciekawe co byś powiedziała gdybyś musiała liczyć tylko na siebie, bo ojcem twojego dziecka jest niedojrzały gówniarz, który w zależnie od nastroju raz nie chce, a raz chce dziecka. Na dodatek prawdopodobnie wylecę niedługo z pracy bez możliwości macierzyńskiego, bo pracuję dopiero od  pięciu miesięcy, a matka sądząc po tonie głosu gdy informowałam o wszystkim jest na mnie wściekła tak, że z pewnością się na mnie wypnie tak jak ojciec zrobił już dawno temu. Hm, rzeczywiście jest co porównywać.
   Może i jest ci trudniej, zgadzam się. Ale przynajmniej nie dusił cię strach o to, że możesz stracić dziecko nawet go nie donaszając tak jak stało s to ze mną kilka lat temu.
   Nawet nie wiesz jak bardzo bym tego pragnęła.
   Beti.- Wypowiedziałam jej imię z niedowierzaniem.- Nie mówisz poważnie.- Moja przyjaciółka roześmiała się histerycznie.
   Tak, bo jestem nikim: nieodpowiedzialną laską, która sypiała z młodszym facetem parę razy bez zabezpieczenia bo skończyły jej s gumki naiwnie licząc na to, że nie zajdzie w ciążę. Na dodatek nie mam własnego domu ani żadnych funduszy, bo nie wpadłam na to żeby kiedykolwiek oszczędzać. Jakie życie będzie miało dziecko z taką matką jak ja?- Z każdym wypowiedzianym zdaniem jej głos brzmiał coraz bardziej płaczliwie, aż w końcu naprawsię popłakała. Przez cały czas nie puszczałam jej dłoni starając s zapewnić jej wsparcie.
   Pomogę ci. Mesz zamieszkać razem ze m i z Łukaszem, on na pewno się zgodzi. Razem na pewno sobie poradzimy, a gdy urodzą się nasze maluszki będą bawiły s razem.- Beata roześmiała się przez łzy.- Naprawdę. Będzie dobrze. Nie my pierwsze i nie ostatnie jestmy ciężarnymi. Jakoś to przeżyjemy. Krzysiek za propozycję aborcji mnie popamięta. Gdy spotkam go następnym razem tak skopie mu tyłek, że zapomni  co to słowo w ogóle
znaczy. I dobrze, że posłałaś go gdzieś. W końcu ma dwadzieścia dwa lata i też w tym uczestniczył. Przeci go nie zgwałciłaś ani nie zmuszałaś. Wkurza
mnie to, że konsekwencje zawsze musi ponosić kobieta.
   Boże, tak cię kocham.
   A ja ciebie. Tylko już nie rycz, bo i tak twoje oczy przypominają makijaż na pandę.- Zamilkłam gdy kelnerka przyniosła zamówienie Beaty. Spojrzałam na nią karcąco, a ta posłała mi szeroki uśmiech.
   Nie martw się, nie wypiję tego.
   To dobrze. A teraz powiedz mi jak s czujesz i kiedy masz pierwsze badanie.
   Za tydzień.- Wyznała mi w końcu bardzo niechętnie.- I okropnie s tego boję.
Ja nie jestem taka jak ty, Karola. Wiem, że ty też nie planowałaś Kubusia i teraz jesteś bardzo szczęśliwa z powodu dziecka, ale ja...- Potrsnęła szybko

głową.-Ja czuję...ja czuję że nie będę umiała go kochać.
   Pleciesz głupoty. To naturalne, że się tak teraz czujesz.
   Nie wiem. Czasami nachodzą mnie takie myśli...Ja nie miałam szcśliwego dzieciństwa, nie miałam mamy ani taty którzy by smną zajmowali gdy byłam smutna. Jedyne co pamiętam z okresu dzieciństwa to wieczne strofowanie matki i nieobecność ojca.- Uśmiechnęła s do mnie smutno.- Wiem, że chcesz mi pomóc i Krysia z Asią także, ale ja chyba nie potraf być matką. Boję się, że zniszczę temu dziecku życie tak jak sobie.
   Nie zrobisz tego, a wiesz czemu? aśnie dlatego. Bo się boisz. Bo dostrzegasz, że masz problemy, bo widzisz własne słabości. Inna kobieta na twoim miejscu nawet by o tym nie myślała, ty tak.
   Nie wiem czy twoja teoria jest dobra. Nie sądzę by gwałciciel nie wiedział, że to co robi jest złe a jednak to robi. Bo taki już jest. Tak jak ja jestem pustą las sypiającą z byle kim. Z tym po prostu trzeba s pogodzić.
   Beti co s stało? Przeci ostatnio nie czułaś s aż tak źle. Wydawałaś się być szczęśliwa. Czy to przez Krzyśka? Czy on cię nęka? Być może swoją postawą niechcący zachęciłam go do tego.
   Nie, to nie dlatego. Po prostu im więcej czasu mija tym wszystko staje srealne, bardziej wyraziste. I uświadamiam sobie swoje własne błędy i zachowanie. Napraw jestem nikim. Żyłam do tej pory dla własnych przyjemności, nie dbając o nic i o nikogo. Po prostu z dnia na dzień, nie zastanawiając się nad przyszłością, nie planując niczego. Nie wiem jak możesz się ze mprzyjaźnić.
   Przez ciebie tak s zdenerwuję, że złapią mnie skurczę i zaraz urodzę. Jak możesz wygadywać takie głupoty? Jesteś dla mnie jak siostra, a teraz może nawet jeszcze bliższa, bo z tobą widuję się dużo częściej niż z Marleną. Poza tym ona mieszka dość daleko, ma swoje własne życie i problemy...zresztą nieważne.- Machnęłam ręką.- Chodzi mi o to, że kocham cię i nie pozwolę ci być z tym sama. Niezależnie jaką decyzję podejmiesz w sprawie Krzyśka, nieważne jaką będziesz matką, nieważne co mi powiesz ja i tak będę stała przy tobie. Chociaż nie obiecuję, że powstrzymam się od komentarzy i prób sprowadzenie cię na drogę rozsądku.- Beata delikatnie się uśmiechnęła.- No, a teraz zawam kelnerkę i jeszcze raz złożysz zamówienie. To co, szarlotka z bitą śmietaną tak jak ostatnio?
   Taaak.- Odpowiedziała śmiejąc s j otwarcie. A ja odetchnęłam z ulga. Od tej pory nasza rozmowa przybrała już znacznie pogodniejszy ton.
Po powrocie do domu okazało się, że Łukasz już tam był. Jego marsowa mina na mój widok świadczyła o tym, że jednak moja nieobecność odrobinkę go zirytowała. Wiedziałam, że ma zamiar zacząć swoją kolejną tyradę na temat mojej lekkomyślności w okresie ciąży (którą niezmiennie kontynuował ze zmienioną intensywnością od momentu napadu na oddział banku w którym pracowałam), więc nie zważając na panią Mariolę siedzącą obok niego w salonie podeszłam do niego i przywitałam się udając, że nie zauważam jego karcącego spojrzenia. Potem przytuliłam na tyle na ile pozwalał mi pokaźnych rozmiarów brzuch i zaczęłam opowiadać o spotkaniu z Beatą. Oczywiście kilka razy próbował mi przerwać, ale ja trajkotałam jak najęta. W końcu grając na jego wrażliwości i powołując się na zły stan Beti uświadomiłam mu, że to była sytuacja krytyczna. No i dzielnie broniłam swoją teściową, na którą spadły wszystkie cięgi zamiast mnie. Na koniec poprosiłam go o przyniesienie mi czegoś do jedzenia, bo zgłodniałam. A gdy zostałyśmy z panią Mariolą same ta kręcąc głową gratulowała mi podejścia do męża. Wzruszając ramionami udałam, że nie wiem o co jej chodzi, ale puściłam jej oko. Przecież nie było sensu udawać, że jest inaczej, prawda?
Przez kilka następnych dni konsekwentnie trzymałam się „rozkazów” męża aby nie wychodzić z  domu, ale jeśli już muszę to aby towarzyszyła mi przyjaciółka lub jego mama. Tak więc siedząc w domu niemal świrowałam: to próbując czytać książkę, to oglądać film. Jednak po jakimś czasie bezczynność zaczęła mnie irytować. Teraz każda, nawet najmniejsza czynność była dla mnie katorgą począwszy od wstania z łóżka do schylenia się. Niemal czułam jak mój kręgosłup jęczy i protestuje przy najmniejszej próbie jeszcze większego obciążenia go.
Aż w końcu, dokładnie na cztery dni przed planowanym terminem nadszedł poród. Początkowo nie miałam pojęcia, że zbliża się rozwiązanie, bo łagodne skurcze jak wyraziła się moja mama gdy mnie podczas ostatnich odwiedzin (choć dla mnie wcale nie były łagodne, o nie) zaczynają się już kilka dni wcześniej i są ruchami dziecka, które chce wydostać się na świat. Dopiero wilgoć uświadomiła mi, że coś jest nie tak. No i teściowa, która również niezmiennie od kilkunastu ostatnich dni wpadała do mnie codziennie. Kazała mi się uspokoić (choć wcale nie byłam zdenerwowana) i sama zaczęła dzwonić do Łukasza. Niestety, nie odbierał.
- Zamówmy taksówkę.- Zaproponowałam. Z doświadczenia wiedziałam, że Łukasz będąc w pracy najczęściej wyłącza telefon lub wcale nie ma go przy sobie, a urlop jak na złość miał mieć dopiero od jutra. „ Trzy dni przed i po terminie wyznaczonym przez lekarze jest optymalnym terminem porodu”, cytował jakąś książkę zgodnie z którą zaplanował sobie dni pracy. Ja nie protestowałam, bo pogodziłam się już z myślą, że najprawdopodobniej spędzę ten dzień sama. Nie znaczy to, że nie pragnęłam jego obecności w tym dniu. Jednak choć Łukasz tyle razy mnie zawodził, chciałam aby był przy mnie w szpitalu. Może nie aby uczestniczył bezpośrednio w porodzie, ale jednak świadomość iż znajdowałby się za drzwiami sprawiłaby mi dużą ulgę. Ale tak się nie stanie. Próbowałam stłumić uczucie dominującego rozczarowania.
- Nie, spróbuję jeszcze raz.- Nie poddawała się pani Mariola, która wyglądała jak kłębek nerwów. Zaczęłam się w końcu zastanawiać czy coś ze mną nie tak, że ja z kolei nawet nie czuje lekkiej obawy. No może irytację na męża, ale nic ponadto.
- Mamo, spróbujesz potem. Najpierw taksówka.- Niechętnie zgodziła się, więc zaledwie po dwudziestu minutach ostrożnie wtoczyłam się do auta. Do tej pory zrozumiałam już, co znaczył termin użyty przez moją mamę noszący miano „słabego skurczu”. Bo teraz czułam, jak mój brzuch eksploduje, jakby coś rozrywało mnie od środka…choć przecież w sumie tak było. W pewnym momencie nie mogłam się powstrzymać nawet od dość głośnego okrzyku bólu, który jeszcze bardziej zdenerwował panią Mariolę. Naprawdę się o mnie martwiła: z tego wszystkiego prawie zapomniałybyśmy o torbie z rzeczami niezbędnymi mi w szpitalu (którą przezornie spakowałam już kilka dni wcześniej) i nieustannie ściskała moją dłoń papląc jakieś słowa pocieszenia. W końcu zaczęła nawet wspominać swój poród.
- Boże kochanie, tak mi przykro. Wszystkie kobiety muszą przez to przechodzić. Ja gdy rodziłam Emila czułam się tak jakbym umierała. Z Łukaszem poszło już łatwiej, bo to było moje drugie dziecko, ale do dziś pamiętam tamten ból i uczucie rozrywania. To okropne i…Boże, co ja wygaduję.- Chyba uświadomiła sobie, że tylko mnie straszy i zaczęła przepraszać. A ja nawet nie mogłam jej powiedzieć, że nic się nie stało, bo chwycił mnie nowy paradoks bólu.
Z biegiem czasu zaczęłam odczuwać coraz większy niepokój. Leżąc już na sali, zbadana przez doktora  (który stwierdził, że jeszcze za wcześniej na poród) mój umysł atakowała masa czarnych myśli: a co jeśli sznur pępkowy owinie się wokół szyi malca? Albo gdy będzie źle ułożony? Co prawda położna zapewniała mnie, że na razie Kubuś leży poprawnie, ale co będzie potem gdy zacznie się poród? Co jeśli się odwróci?
- Karola, w porządku? Jak się czujesz kochanie?- Słysząc ten głos momentalnie się rozluźniłam.
- Łukasz?- Wyszeptałam z bólem w głosie, bo skurcze znów dały o sobie znać. Jednak czułam jak wewnętrznie cała się rozluźniam tylko dzięki samej świadomości, że mój maż jest tutaj ze mną. Z trudem otworzyłam oczy widząc jak ze zmienioną z emocji twarzą zbliża się do mnie.
- Jestem już. Przepraszam, że nie mogłem wcześniej.- Odpowiedział mi biorąc do ręki moją prawą dłoń i delikatnie ją całując. Potem przysunął ją sobie do policzka.- Bardzo cierpisz?
- Taak.- Wyjąkałam czując, jak po mojej skroni spływa strużka potu. Nie zamierzałam udawać dzielnej gdy całe ciało bolało mnie tak jak zarzynane prosię (nie żebym kiedykolwiek nim była i wiedziała co wtedy czuje, ale to raczej nie jest miłe gdy cię ktoś zarzyna, nie?)- Dla…dlaczego nie odbierałaś?- Spytałam z trudem.
- Wybacz mi. Nie sądziłem, że to nastąpi tak szybko. Gdybym wiedział nie poszedłbym dziś do pracy. Ale ty rano wyglądałaś całkiem dobrze i nie podejrzewałem, że poród będzie dzisiaj.- Zaczął się usprawiedliwiać. Ja w tym czasie mocno ścisnęłam jego dłoń, gdy chwyciła mnie kolejna fala bólu. Łukasz stał się jeszcze bardziej blady.
- Zawołaj lekarza.- Poprosiłam panikując. Nie byłam w stanie dłużej znieść tego leżenia w mękach bólu. Każda minuta zdawała mi się być godziną, a godzina dobą. Nie miałam pojęcia czy leżę tu kilka minut, godzin czy może dni choć ta ostatnia możliwość była nieprawdopodobna. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że każda kobieta przeżywa to podobnie. A przynajmniej za pierwszym razem.
Tak więc mój poród, zdaniem lekarza, nie odbiegał zbytnio od normy i został uznany za lekki. A ja, leżąc całkowicie pozbawiona sił, nie mając ich nawet na dokładne przyjrzenie się krzyczącemu niemowlakowi leżącego na moim zakrwawionym brzuchu, zastanawiałam się co musi czuć w takim razie kobieta której poród określa się mianem ciężkiego. Dla mnie to było piekło. Piekło, które trwało prawie dziewięć godzin od przyjazdu do szpitala. Całe ciało bolało mnie tak bardzo, że już niemal go nie czułam.
Sama nie wiem kiedy udało mi się zasnąć, ale obudziłam się będąc w znacznie lepszej kondycji tuż przez szóstą rano. Byłam na sali z jakąś kobietą, która teraz jeszcze spała. Miałam zamiar wstać gdy spostrzegłam, że obok łóżka siedzi na podłodze Łukasz. Jego twarz delikatnie opierała się o twardą ramę szpitalnego mebla, tak że głowa opadała pod dziwnym kątem. Uśmiechnęłam się szczęśliwa, że ze mną został znów zapadając w krótką drzemkę, którą zakończył poranny obchód doktora. Dopiero wówczas podano mi mojego małego synka.
Choć już wcześniej, tuż po porodzie miałam go blisko siebie, to zmęczona nie byłam w stanie niczego odczuwać. Dlatego teraz bardzo się tego obawiałam. Widząc, jak mąż ostrożnie zbliża się do mnie z małym zawiniątkiem bałam się, że znów nic nie poczuje albo że poczuję coś negatywnego. Jednak gdy tylko spojrzałam w małą pomarszczoną twarzyczkę przepadłam. Wpatrywałam się w Kubusia jak zahipnotyzowana, niezdolna zamknąć powiek choć na chwilę by nie uronić żadnego szczegółu. Teraz wreszcie zrozumiałam co miały na myśli te wszystkie matki, które opisywały moment gdy po raz pierwszy widziały swoje dziecko. To uniesienie i uczucie szczęścia połączonego z głębokim wzruszeniem i patosem jakby to było coś nieprawdopodobnego i cudownego…Tak, nowe życie było cudem. Cudem, do którego przyczyniłam się razem z Łukaszem. Nawet nie zauważyłam, że po policzkach ciekną mi łzy zanim mój mąż nie starł mi ich dłonią. Spojrzałam na niego z uśmiechem i w  jego oczach wyczytałam to samo wzruszenie jakiego sama doświadczyłam.
- Nasz maleńki synek.- Wyszeptał jakby do siebie leciutko gładząc czoło noworodka. Gdy w odpowiedzi zmarszczył czoło wydając jakiś niewyartykułowany roześmialiśmy się.
W szpitalu spędziłam jeszcze zaledwie dobę, bo doktor prowadzący stwierdził, że wszystko ze mną i z dzieckiem w porządku, więc możemy wracać do domu. Byłam z tego powodu zadowolona, bo gdy tylko pani Mariola poinformowała o narodzinach Jakuba najbliższą rodzinę (bo oczywiście Łukasz w ogóle o tym nie pomyślał) już po kilku godzinach zjawiła się moja siostra z mężem, mój brat, mama z ojczymem oraz teść ze szwagierką. Nie wspominając o Aśce, która zachwycała się Kubusiem nie mniej niż ja. Nawet Krysia, która właśnie odbywała podróż poślubną ze swoim mężem Igorem wygospodarowała dla mnie prawie godzinę podczas której wypytywała o szczegóły dotyczące mojego synka każąc jej przysłać jak najwięcej zdjęć. Ja z kolei życzyłam jej wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia jeszcze raz przepraszając za swoją nieobecność na uroczystości. Jednak ile fakt, że Krystyny nie było tutaj ze mną rozumiał się samo przez się, tyle nieobecność Beti trochę mnie zmartwiła. Miałam nadzieję, że po prostu nie odwiedziła mnie ze strachu. Nadal nie potrafiła poczuć się matką i być może świadomość, że ujrzy małe dziecko napawała ją przerażeniem. Mimo wszystko poprosiłam Krysię, która trzymała się z nią znacznie bliżej niż Joasia aby upewniła się, że u niej wszystko gra. Potem całe swoje myśli i uwagę poświęciłam już synkowi.
Pierwsze dni były niemal arkadią: każdy najmniejszy gest, każde zmarszczenie noska czy pisk małego było dla mnie taką radością jak wygrana z totolotka. Łukasz reagował podobnie, choć starał się to czasami ukryć. Zwłaszcza, gdy widownia w postaci jego brata czy bezpośredniej bratowej która śmiała się z jego cielęcego zachwytu. Mnie nawet to specjalnie nie przeszkadzało, choć w pierwszym tygodniu odwiedzała nas nawałnica gości. Przecież wszyscy byli tu dla Kubusia zarzucając go masą prezentów w postaci ciuszków, zabawek czy przeróżnych akcesoriów dla maluchów.  I dlatego nawet niewinne kłótnie mnie bawiły. Takie jak na przykład spór pomiędzy moją teściową i mamą, które kłóciły się o to jak poprawnie przewijać dziecko. Śmiałam się już do rozpuku gdy do akcji wtrąciła się moja sistra a potem Patrycja, która przecież też była matką. Każda z nich zarzucała mnie masą porad i dobrych rad, które czasami były tak oczywiste, że aż śmieszne. Dlatego w końcu odetchnęłam z ulgą gdy po dwóch tygodniach nagonka się skończyła. Łukasz też, bo wielokrotnie żartował, że przebywając poza domem prawie cały dzień nie musiał znosić stada przemądrzałych kwok. Bo odkąd narodził się Kubuś nie pracował. Tak, ja sama nie mogłam w to uwierzyć, ale mój wiecznie zapracowany mąż spędzał ze mną i naszym synem praktycznie każdą chwilę pomagając mi we wszystkim. Czasami nawet spieraliśmy się o to kto uśpi Kubusia lub go nakarmi czy przebierze, więc najczęściej robiliśmy to razem. A ja byłam taka szczęśliwa, że aż w środku coś wewnątrz mnie topniało. Kochający mąż, zdrowe pierworodne dziecko, satysfakcjonująca praca z której teraz nie korzystałam, lojalne przyjaciółki… czegóż mogłam chcieć więcej?
- Znowu coś mu się chyba przyśniło.- Z tych rozmyślań wyrwał mnie Łukasz, który akurat wyszedł z przylegającego do naszej sypialni pokoiku Kubusia gdy ten z samego rana zaczął płakać. Malec czasami spał z nami, ale pomimo wielgachnego łóżka mój mąż bał się, że podczas snu możemy go niechcący zgnieść, więc od kilku dni spał w swoim łóżeczku. I choć pierwsze noce przebiegały spokojnie: Kuba budził się tylko dwa razy podczas pory na karmienie lub przewijanie, odkąd spał sam robił to zdecydowanie częściej. Mimo to żadne z nas nie protestowała i już po najmniejszym odgłosie kwilenia zrywało się z łóżka niemal jednocześnie. Tak jak tego niedzielnego poranka: z tym, że tym razem to Łukasz poszedł do małego.
- Niekoniecznie, małe dzieci potrafią płakać z wielu powodów.- Odparłam mu podczas gdy on wrócił do łóżka otulając się kołdrą. Objął mnie ramieniem.
- Może to głupie, ale wydawało mi się, że gdy do niego przyszedłem to się uśmiechnął.- Roześmiałam się całując go w skroń.
- Tak, to jest głupie, bo piętnastodniowe noworodki się nie uśmiechają. Przecież on ledwie otworzył oczy.
- Wiem, ale ten jego grymas…Naprawdę wyglądało to na uśmiech. – Mówił to tak poważnym tonem, że moje rozbawienie się pogłębiło. Łukasz spojrzał na mnie z leciutkim wyrzutem.
-  Przepraszam, ale czasami… czasami jesteś taki słodki.- Wyznałam przerywając, gdy złapał mnie kolejny atak śmiechu.- Wczoraj twierdziłeś, że do ciebie mrugnął ale to?
- Jesteś okropna.- Bez jakiejkolwiek finezji trochę urażony odsunął się ode mnie sprawiając, że moja głowa spoczywająca na jego ramieniu znalazła się na miękkiej poduszce. Śmiejąc się złapałam się za brzuch, który od ciągłych skurczy niemal mnie rozbolał.  Potem objęłam męża od tyłu ramionami.
- Wybacz, ale czasami to co mówisz sprawia, że nie mogę się powtrzymać. Ale wiesz co? Z jednym się nie pomyliłeś.- Zauważyłam, że go zainteresowałam, bo zanim się do mnie odwrócił cały się spiął.
- Tak?
- Aha. Jest do ciebie bardzo podobny. Twoje geny były za silne i całkowicie go zdominowały.- Zażartowałam. Łukasz obdarzył mnie szelmowskim uśmiechem.
- Tak myślisz?- Znów musiałam powstrzymywać się przed parsknięciem, bo prawdę mówiąc rzuciłam to aby go udobruchać. Bo niby jak można było to stwierdzić? Owszem, wiele osób twierdziło że jest podobny do ojca, ale niektórzy mówili to raczej z grzeczności niż prawdy. Przecież Kubuś był jeszcze zdecydowanie za malutki na to by to stwierdzić.
- Tak.- Udało mi się to powiedzieć z pełną powagą, ale on jakimś cudem domyślił się, że ponownie z niego kpię. Zaatakował mnie łaskocząc w to miejsce, które było moją największą słabością: stopy.
- Ty szelmo.- Śmiał się ze mnie i razem ze mną gdy nie mogąc go powstrzymać śmiałam się jak głupia aż do utraty tchu.
- Przecież mówiłam prawdę.- Broniłam się gdy w końcu mnie puścił. Potem kilkakrotnie głębiej odetchnęłam.- Przecież  muszę o niego nieustannie dbać, budzi mnie w nocy no i chce ode mnie tylko jednego.
- Tylko jednego?- Powtórzył zaciekawiony.
- Jedzenia.- Żartobliwie uderzyłam go w ramię za ten wymowny ton.- A ty o czym myślałeś?
- O miłości i trosce.- Odparł mi rozbawiony i skonfundowany.- A ty o czym pomyślałaś, moja piękna?
- Teraz to ty jesteś okropny.- Odezwałam się  udając obrażoną, ale gdy mnie objął pozwoliłam mu na to bez przeszkód.
- Kocham cię Karola. Za tak wiele rzeczy, że nawet nie potrafię ich wszystkich wymienić. I chyba jeszcze nie podziękowałem ci za Kubusia.
- To też twoja zasługa mistrzu.- Mrugnęłam do niego okiem.- Zrobiłam to tak samo jak on?- Tym razem nie odpuścił mi tak łatwo wiedząc, że z niego znowu żartuję. Łaskotał mnie tak mocno, przygniatając całym swoim ciężarem, że nie mogłam już złapać głębszego oddechu. (Bo przecież zaledwie wczoraj oznajmił mi, że Kuba do niego mrugnął.)
- O matko, dzień w którym się z tobą ożeniłem będzie najgorszą datą w moim życiu.- Powiedział z głębokim westchnieniem patrząc na mnie z góry.
-  Trzeba było się nie żenić.- Nie mogąc się powstrzymać pokazałam mu język próbując uwolnić się z jego uścisku. Potem odwróciłam głowę w bok gdy próbował mnie pocałować. Droczyłam się z nim jeszcze przez chwilkę aż w końcu odwzajemniłam pocałunek wkładając w niego całą moją miłość. „ Kocham cię Karola. Za tak wiele rzeczy, że nawet nie potrafię ich wszystkich wymienić”, powiedział przed chwilą sprawiając, że moje serce gwałtownie przyspieszyło. Bo ja kochałam go w ten sam sposób: zachłannie, całą sobą i na zawsze. Już po kilkunastu sekundach w miejsce rozbawienia wkroczyło namiętność i pożądanie, a nasze ciała tak jak i usta znalazły się jeszcze bliżej siebie. Tak, że poczułam jak bardzo mnie pragnie.
- Chyba pójdę do kuchni zaparzyć kawę.- Szybkim ruchem odsunął się ode mnie, choć z wyraźną niechęcią. Widocznie zdawał sobie sprawę, że jeszcze jest za wcześniej dla mojego zmęczonego porodem organizmu. Za takie drobiazgi kochałam go jeszcze mocniej, bo niejeden facet na jego miejscu zachowałby się inaczej. Takie zachowanie płci brzydkiej zawsze mnie irytowało, a odkąd sama zostałam matką, złościło. Czy mężczyźni naprawdę nie rozumieją jak wielkim bólem jest dla kobiety poród? Jak wiele zmian zachodzi w jej ciele nie wspominając nawet o tym, że nie mogą mieć na to zwyczajnie ochoty? To nie film gdzie kobieta po porodzie jest tak silna, że może bez problemu zająć się własnym dzieckiem a brzuch momentalnie staje się płaski, jakby wewnątrz ciała znajdował się balon, który teraz znikł. Żadnej rozciągniętej skóry, żadnych dodatkowych kilogramów czy rozstępów…westchnęłam zastanawiając się kiedy ja sama wrócę do dawnego stanu. A Łukasz pamiętał nawet o tym. Nie żałował mi drobnych czułości i nieustannych zapewnień, że nadal jestem dla niego atrakcyjna. Nawet kilka minut temu nazwał mnie piękną… Momentalnie wróciłam do rzeczywistości gdy usłyszałam płacz Kubusia.
- Już kochanie, zaraz dam ci śniadanie.- Odezwałam się jakby syn mógł mnie zrozumieć gramoląc się z łóżka. Gdy już trzymałam go przy piersi nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.