Po wyjściu Krzysztofa wciąż
biłam się z myślami. Czy był szczery? Czy wierzył w to co mówi? Może wychowany w staroświeckiej rodzinie
sądził, że tak trzeba? A może liczył na to, że to Beata oczekuje po
nim małżeństwa? Bardzo
chciałam znać odpowiedź na te
pytania jednak już nazajutrz
problemy przyjaciółki
wyparowały mi z
głowy,
bo odwiedziła mnie moja teściowa. Ostatnio
wpadała do mnie dość często, bo wiedziała że praktycznie
spędzam w
domu
większość czasu samotnie. Pomagała mi też w sprzątaniu, bo takich czynności
jak na przykład zakładanie firanek nie byłam już w stanie robić.
Ucieszyła się
też na widok dziecięcego pokoiku-
tak, w końcu pozwoliłam na niego Łukaszowi- zachwalając
łóżeczko czy bujanego konika na biegunach kompletnie przecież niepotrzebnego dla nieistniejącego jeszcze niemowlaka. Ale oczywiście to mój mąż się
na niego uparł... Pani Mariola spędziła u mnie cały dzień i odeszła dopiero wieczorem gdy Łukasz
wrócił
do domu
choć prosiłam
by została zapewniając, że może zostać na noc. Stanowczo jednak zaprzeczyła
informując mnie,
że wpadnie do mnie również jutro.
Wiedziałam, że to robota mojego męża,
a on się nawet tego nie wypierał. Twierdził,
że teraz muszę bardzo na siebie uważać i ktoś
powinien być przy mnie. Nieważne było dla niego to, że do porodu zostały jeszcze 4
tygodnie; przecież dziecko
mogło
być
wcześniakiem. Jego troska bardzo mi schlebiała choć między Bogiem a prawdą
skoro
aż tak się o mnie martwił,
to powinien sam spędzać ze mną więcej
czasu, a nie nasyłać własną matkę. Miałam nadzieję,
że gdy narodzi się nasz
mały Kubuś spełni
swoją obietnicę i przestanie tyle pracować.
Przez kilka następnych dni
spędzałam więc grzecznie całe
dnie w domu aż
do moich drzwi ponownie zapukał Krzysiek. Akurat była
u mnie teściowa, więc nie uśmiechała
mi się ta rozmowa, ale mimo wszystko
było mi szczerze go żal i nie chciałam zostawiać go
z kwitkiem. Szybko
poinformował mnie w zwięzłych słowach, że jego rodzice wiedzą
już o wszystkim i wcale
nie są na niego tak bardzo źli. Dodał, że bardzo chcą poznać
Beatę i popierają jego pomysł ze ślubem. A ja
choć nie sądziłam, że potraktuje
moje
rady aż tak poważnie chcąc
nie chcąc zgodziłam się na
jak najszybszą rozmowę
z przyjaciółką.
Gdy Krzysiek wyszedł zdradziłam pani Marioli kim był i po krótce opowiedziałam całą historię, bo widziałam że była bardzo ciekawa szczegółów. Zdziwiłam się gdy stanęła po stronie chłopaka. No ale w końcu nie znała Beti. I nie była jej przyjaciółką. Zaoferowała
się
nawet, że zamówi mi taksówkę tak bym mogła spotkać się z nią i spokojnie
porozmawiać
jeśli
nie chcę robić tego w domu. Zaskoczyło
mnie
to, bo przecież Łukasz stanowczo
nie pozwalał mi samej
nigdzie wychodzić i prawdę
mówiąc
wietrzyłam w
tym podpuchę.
Ale gdy upewniłam się,
że tak nie jest zadzwoniłam do
Beti umawiając
się
z nią w naszej ulubionej kawiarni. Z powodu pracy miało to nastąpić
dopiero po południu, około siedemnastej.
Na miejsce dotarłam nieco wcześniej. Zamówiłam herbatę z
cytryną czekając
na Beatę. Znałam jej
skłonność do spóźniania
się, dlatego zdziwiłam się gdy tym razem
zjawiła się niemal punktualnie.
– Cześć.- Cmoknęła
mnie
w policzek.
– Hej.- Odparłam z bladym uśmiechem na
widok jej widocznego zmęczenia i
braku ożywienia w oczach. Ciąża jej nie służyła.
Na dodatek miała na sobie długą do pół łydek czarną plisowaną spódnicę,
która wyglądała na trochę
wygniecioną,
a przez swój krój
pomimo luźniej tuniki i marynarki
podkreślała już jej nieco widoczny odmienny stan.- Kiepsko
wyglądasz.- Powiedziałam szczerze
na co ona się roześmiała. Odetchnęłam z ulgą, bo taki był mój zamiar.
Miałam nadzieję ją rozbawić i jednocześnie upewniłam się, że trzyma się dużo
lepiej niż mi się na pierwszy rzut
oka wydało. Może więc Krzysiek doszedł z nią do jakiegoś konsensusu
beze mnie?
– Dzięki za ten komplement.
Czemu chciałaś się spotkać? Przepraszam, ale
nie mam teraz za
dużo czasu, bo spieszę się
do domu.
– Przecież jesteś już po pracy.
– Tak,
ale umówiłam się
z matką. Specjalnie przyjechała
do Warszawy by
spotkać się z marnotrawną córką.- Wymownie wywróciła oczami- No
i muszę
zrobić porządek w
papierach.- Chrząknęła.- To
o co chodzi?
– Krzysiek
ze mną rozmawiał.-
Zdecydowałam się grać w
otwarte karty.
– Ten Krzysiek?- Upewniła
się
moja przyjaciółka.
– Tak, ten. Chciał żebym z tobą porozmawiała i przekonała
do ślubu.
– I co masz
zamiar
to zrobić?- Spytała lekko ironicznym tonem.
– Nie
wiem
jeszcze.- Stwierdziłam szczerze.- To
zależy.
– Ten dzieciak posuwa się już za
daleko. Nie rozumie, że mam go
gdzieś? Dałam mu otwartą furtkę
wyjaśniając,
że może spadać na szczaw. Który
facet na jego miejscu w wyniku wpadki z laską nie skorzystałby
z okazji?
– Hm, może
taki któremu na niej zależy.-
Beti prychnęła tak głośno, że
jedna z kobiet z sąsiedniego
stolika spojrzała na nią z niesmakiem niezadowolona, że zakłóca jej spokój.
– Jezu, ty tak poważnie? Dałaś się omotać temu gówniarzowi? I
teraz trzymasz
jego stronę?
– Beti,
chciałam tylko szczerze z tobą porozmawiać. I nie trzymam żadnej ze
stron,
a jeśli już to twoją. Tylko, że jemu wydaje
się
naprawdę zależeć. I powinnaś to wziąć pod uwagę.
– Jasne.
Jeszcze półtora miesiąca temu
dawał mi kasę
na skrobankę a teraz udaje kochającego faceta obiecując
ślub.- Gdy szeroko wytrzeszczyłam na nią oczy
zaśmiała się krótko. -
Co,
o tym akurat
ci nie powiedział? No, ale to przecież tak mało istotny szczegół,
prawda? I
na dodatek próbuje przekabacić
moją
przyjaciółkę...-
Potrząsnęła głową śmiejąc się tak jakby cała ta sytuacja naprawdę ją bawiła. A ja
jeszcze szerzej otworzyłam oczy słuchając
jej rewelacji- A teraz
co?
Kochającego tatusia udaje? Myśli, że skoro mi się
oświadczył to ja co, powinnam skakać z radości i dziękować mu na
kolanach? Niech się odczepi
dając mi święty spokój. I wraca do tych swoich dennych
podrywów, nocnych
imprez i życia
wiecznego studenta. Bo kiedy za miesiąc
lub dwa znowu mu się odwidzi
rola Pana Odpowiedzialnego będzie dziękował mi na kolanach za to, że nie
skorzystałam
z jego propozycji.- Westchnęła
ciężko.- O, już coś zamawiałaś? Ja chyba
też powinnam. - Zmieniła temat unosząc dłoń. Już
po chwili pojawiła się kelnerka.- Poproszę jakieś
wino. Albo nie. Wódkę.
– Beata.-
Przywołałam ją do porządku
gdy
kelnerka odeszła.- Przecież nie możesz.
– A niby czemu?- Wzruszyła
beztrosko ramionami.
– Bo jesteś w
ciąży.
– I co z
tego? To moje
dziecko i życie.
– Beti...
– Karola proszę, nie wtrącaj
się.- Powiedziała stanowczo.- Chociaż ty nie susz
mi głowy.
Moje życie wali się w proch przez tego małego potwora, przez którego
mój
płaski brzuch zniknął,
a w przyszłości
wypchnie mi go jeszcze bardziej, więc chyba należy mi się
mały kieliszek na
pocieszenie, co? Nie zamierzam urżnąć się jak
świnia.
– Kochana.- zaczęłam chwytając
ją za dłoń.- Zaczęłam żałować,
że niejako pozwoliłam na
to aby Krzysztof nachodził
Beatę, bo przez to jej depresja zdawała
się
wracać.- To nie jest jeszcze
koniec świata.- Tłumaczyłam-Wiesz
jak ja zareagowałam gdy
dowiedziałam się o ciąży? Wiesz jak się bałam? Nie
planowałam a tym bardziej
nie chciałam mieć dziecka,
ale się tak stało. I gdy
to zaakceptowałam czuję się znacznie
lepiej.
– No nie wierzę. Ty się do
mnie
porównujesz? Będąc młodą
szczęśliwą mężatką
z mężem, który kocha cię nad życie? Myślisz, że
w ogóle możesz się ze mną
porównywać?
– Mnie też
nie było łatwo.
– Doprawdy?- Jej głos
ociekał sarkazmem.- Ciekawe co byś powiedziała gdybyś musiała liczyć
tylko
na siebie, bo ojcem twojego dziecka
jest niedojrzały gówniarz, który w zależnie od nastroju raz
nie chce, a raz chce dziecka.
Na dodatek prawdopodobnie wylecę niedługo z pracy bez
możliwości macierzyńskiego, bo pracuję dopiero od pięciu miesięcy,
a matka
sądząc po tonie głosu gdy informowałam ją o wszystkim
jest na mnie wściekła
tak, że z pewnością się na
mnie wypnie tak jak ojciec zrobił już dawno temu. Hm,
rzeczywiście jest
co porównywać.
– Może i jest
ci trudniej, zgadzam się. Ale
przynajmniej
nie dusił cię strach o to, że możesz stracić
dziecko nawet go nie donaszając tak jak stało
się
to ze mną kilka lat temu.
– Nawet nie wiesz jak bardzo bym tego pragnęła.
– Beti.- Wypowiedziałam jej
imię
z niedowierzaniem.- Nie mówisz
poważnie.- Moja przyjaciółka roześmiała się histerycznie.
– Tak,
bo jestem nikim: nieodpowiedzialną laską,
która sypiała z młodszym
facetem parę razy bez zabezpieczenia bo skończyły jej się gumki naiwnie
licząc na to, że nie zajdzie w ciążę. Na dodatek nie mam własnego
domu
ani żadnych funduszy, bo nie
wpadłam na to żeby kiedykolwiek oszczędzać. Jakie życie
będzie miało dziecko z taką matką jak ja?- Z
każdym wypowiedzianym zdaniem jej głos
brzmiał coraz bardziej
płaczliwie, aż w końcu naprawdę się popłakała. Przez cały czas nie
puszczałam jej dłoni starając się zapewnić
jej wsparcie.
– Pomogę ci.
Możesz zamieszkać razem
ze mną i z Łukaszem, on
na pewno się zgodzi. Razem na pewno
sobie poradzimy, a gdy urodzą się nasze
maluszki będą bawiły się razem.- Beata roześmiała się przez łzy.-
Naprawdę. Będzie dobrze. Nie my pierwsze i nie ostatnie jesteśmy ciężarnymi.
Jakoś to przeżyjemy. Krzysiek za
propozycję aborcji
mnie
popamięta. Gdy spotkam go
następnym razem tak skopie mu tyłek, że zapomni co to
słowo w ogóle
znaczy. I dobrze,
że posłałaś go gdzieś. W końcu
ma
dwadzieścia dwa lata i też w tym uczestniczył. Przecież go nie zgwałciłaś ani
nie zmuszałaś. Wkurza
mnie to, że konsekwencje zawsze musi ponosić
kobieta.
– Boże, tak
cię kocham.
– A ja
ciebie. Tylko już nie rycz,
bo i tak twoje oczy przypominają makijaż na pandę.- Zamilkłam gdy kelnerka przyniosła
zamówienie Beaty. Spojrzałam na
nią karcąco, a ta posłała
mi szeroki uśmiech.
– Nie martw się, nie wypiję tego.
– To dobrze. A teraz powiedz mi jak się czujesz i
kiedy masz pierwsze
badanie.
– Za tydzień.- Wyznała mi w końcu bardzo niechętnie.- I
okropnie się tego
boję.
Ja nie jestem taka jak ty, Karola. Wiem, że ty też nie planowałaś Kubusia i teraz jesteś
bardzo szczęśliwa z powodu dziecka, ale ja...- Potrząsnęła szybko
głową.-Ja
czuję...ja czuję że nie będę umiała go
kochać.
– Pleciesz głupoty. To
naturalne, że się
tak teraz czujesz.
– Nie wiem. Czasami nachodzą mnie takie myśli...Ja nie miałam szczęśliwego
dzieciństwa, nie miałam mamy ani taty którzy by się mną zajmowali gdy byłam smutna.
Jedyne
co pamiętam z okresu dzieciństwa to
wieczne strofowanie matki
i nieobecność ojca.- Uśmiechnęła
się
do mnie smutno.- Wiem, że
chcesz
mi pomóc i
Krysia
z Asią także, ale ja chyba nie potrafię być
matką. Boję się,
że zniszczę temu dziecku życie tak jak sobie.
– Nie zrobisz
tego, a wiesz czemu? Właśnie
dlatego. Bo się boisz. Bo
dostrzegasz, że masz problemy, bo widzisz własne słabości.
Inna kobieta na twoim miejscu
nawet by o tym nie
myślała,
ty tak.
– Nie wiem czy twoja teoria jest dobra.
Nie sądzę by gwałciciel nie wiedział, że to co robi jest złe a jednak to robi. Bo
taki już jest. Tak jak ja jestem pustą laską sypiającą z
byle
kim. Z tym po
prostu
trzeba się pogodzić.
– Beti
co się stało? Przecież ostatnio nie czułaś się aż tak źle. Wydawałaś
się być szczęśliwa. Czy to przez Krzyśka? Czy on
cię nęka? Być
może
swoją postawą niechcący zachęciłam go do tego.
– Nie, to nie dlatego. Po prostu
im więcej
czasu
mija
tym
wszystko staje się realne,
bardziej wyraziste. I uświadamiam sobie
swoje własne błędy i zachowanie. Naprawdę jestem nikim.
Żyłam do
tej pory dla własnych przyjemności, nie dbając o nic i o nikogo. Po prostu z dnia na dzień, nie zastanawiając
się nad przyszłością, nie planując niczego. Nie wiem jak możesz się ze mną przyjaźnić.
– Przez ciebie
tak się zdenerwuję, że złapią mnie skurczę i zaraz urodzę. Jak możesz wygadywać
takie głupoty? Jesteś dla
mnie
jak siostra, a teraz może nawet jeszcze bliższa, bo z tobą widuję się
dużo częściej niż z Marleną. Poza tym ona mieszka dość daleko, ma swoje własne życie
i problemy...zresztą nieważne.-
Machnęłam ręką.-
Chodzi mi o to, że kocham cię i nie pozwolę ci
być
z tym
sama. Niezależnie jaką
decyzję
podejmiesz
w sprawie Krzyśka, nieważne jaką będziesz matką,
nieważne co mi powiesz ja i tak będę stała przy
tobie. Chociaż nie obiecuję, że powstrzymam
się od komentarzy i prób sprowadzenie cię na drogę rozsądku.- Beata
delikatnie się uśmiechnęła.-
No, a teraz zawołam kelnerkę i jeszcze raz złożysz zamówienie. To co, szarlotka
z bitą śmietaną tak jak ostatnio?
–
Taaak.-
Odpowiedziała śmiejąc się już otwarcie. A ja
odetchnęłam z ulga. Od tej pory nasza
rozmowa przybrała już znacznie pogodniejszy ton.
Po powrocie do
domu okazało się, że
Łukasz już tam był. Jego marsowa mina na mój widok
świadczyła o tym, że jednak moja nieobecność odrobinkę go zirytowała.
Wiedziałam, że ma zamiar zacząć swoją kolejną tyradę na temat mojej
lekkomyślności w okresie ciąży (którą niezmiennie kontynuował ze zmienioną
intensywnością od momentu napadu na oddział banku w którym pracowałam), więc
nie zważając na panią Mariolę siedzącą obok niego w salonie podeszłam do niego
i przywitałam się udając, że nie zauważam jego karcącego spojrzenia. Potem
przytuliłam na tyle na ile pozwalał mi pokaźnych rozmiarów brzuch i zaczęłam
opowiadać o spotkaniu z Beatą. Oczywiście kilka razy próbował mi przerwać, ale
ja trajkotałam jak najęta. W końcu grając na jego wrażliwości i powołując się
na zły stan Beti uświadomiłam mu, że to była sytuacja krytyczna. No i dzielnie
broniłam swoją teściową, na którą spadły wszystkie cięgi zamiast mnie. Na
koniec poprosiłam go o przyniesienie mi czegoś do jedzenia, bo zgłodniałam. A
gdy zostałyśmy z panią Mariolą same ta kręcąc głową gratulowała mi podejścia do
męża. Wzruszając ramionami udałam, że nie wiem o co jej chodzi, ale puściłam
jej oko. Przecież nie było sensu udawać, że jest inaczej, prawda?
Przez kilka następnych dni konsekwentnie trzymałam się
„rozkazów” męża aby nie wychodzić z
domu, ale jeśli już muszę to aby towarzyszyła mi przyjaciółka lub jego
mama. Tak więc siedząc w domu niemal świrowałam: to próbując czytać książkę, to
oglądać film. Jednak po jakimś czasie bezczynność zaczęła mnie irytować. Teraz
każda, nawet najmniejsza czynność była dla mnie katorgą począwszy od wstania z
łóżka do schylenia się. Niemal czułam jak mój kręgosłup jęczy i protestuje przy
najmniejszej próbie jeszcze większego obciążenia go.
Aż w końcu, dokładnie na cztery dni przed planowanym
terminem nadszedł poród. Początkowo nie miałam pojęcia, że zbliża się
rozwiązanie, bo łagodne skurcze jak wyraziła się moja mama gdy mnie podczas
ostatnich odwiedzin (choć dla mnie wcale nie były łagodne, o nie) zaczynają się
już kilka dni wcześniej i są ruchami dziecka, które chce wydostać się na świat.
Dopiero wilgoć uświadomiła mi, że coś jest nie tak. No i teściowa, która
również niezmiennie od kilkunastu ostatnich dni wpadała do mnie codziennie.
Kazała mi się uspokoić (choć wcale nie byłam zdenerwowana) i sama zaczęła
dzwonić do Łukasza. Niestety, nie odbierał.
- Zamówmy taksówkę.- Zaproponowałam. Z doświadczenia
wiedziałam, że Łukasz będąc w pracy najczęściej wyłącza telefon lub wcale nie
ma go przy sobie, a urlop jak na złość miał mieć dopiero od jutra. „ Trzy dni
przed i po terminie wyznaczonym przez lekarze jest optymalnym terminem porodu”,
cytował jakąś książkę zgodnie z którą zaplanował sobie dni pracy. Ja nie
protestowałam, bo pogodziłam się już z myślą, że najprawdopodobniej spędzę ten
dzień sama. Nie znaczy to, że nie pragnęłam jego obecności w tym dniu. Jednak
choć Łukasz tyle razy mnie zawodził, chciałam aby był przy mnie w szpitalu.
Może nie aby uczestniczył bezpośrednio w porodzie, ale jednak świadomość iż
znajdowałby się za drzwiami sprawiłaby mi dużą ulgę. Ale tak się nie stanie.
Próbowałam stłumić uczucie dominującego rozczarowania.
- Nie, spróbuję jeszcze raz.- Nie poddawała się pani
Mariola, która wyglądała jak kłębek nerwów. Zaczęłam się w końcu zastanawiać
czy coś ze mną nie tak, że ja z kolei nawet nie czuje lekkiej obawy. No może
irytację na męża, ale nic ponadto.
- Mamo, spróbujesz potem. Najpierw taksówka.- Niechętnie
zgodziła się, więc zaledwie po dwudziestu minutach ostrożnie wtoczyłam się do
auta. Do tej pory zrozumiałam już, co znaczył termin użyty przez moją mamę noszący
miano „słabego skurczu”. Bo teraz czułam, jak mój brzuch eksploduje, jakby coś
rozrywało mnie od środka…choć przecież w sumie tak było. W pewnym momencie nie
mogłam się powstrzymać nawet od dość głośnego okrzyku bólu, który jeszcze
bardziej zdenerwował panią Mariolę. Naprawdę się o mnie martwiła: z tego
wszystkiego prawie zapomniałybyśmy o torbie z rzeczami niezbędnymi mi w
szpitalu (którą przezornie spakowałam już kilka dni wcześniej) i nieustannie
ściskała moją dłoń papląc jakieś słowa pocieszenia. W końcu zaczęła nawet
wspominać swój poród.
- Boże kochanie, tak mi przykro. Wszystkie kobiety muszą
przez to przechodzić. Ja gdy rodziłam Emila czułam się tak jakbym umierała. Z
Łukaszem poszło już łatwiej, bo to było moje drugie dziecko, ale do dziś pamiętam
tamten ból i uczucie rozrywania. To okropne i…Boże, co ja wygaduję.- Chyba
uświadomiła sobie, że tylko mnie straszy i zaczęła przepraszać. A ja nawet nie
mogłam jej powiedzieć, że nic się nie stało, bo chwycił mnie nowy paradoks
bólu.
Z biegiem czasu zaczęłam odczuwać coraz większy niepokój.
Leżąc już na sali, zbadana przez doktora
(który stwierdził, że jeszcze za wcześniej na poród) mój umysł atakowała
masa czarnych myśli: a co jeśli sznur pępkowy owinie się wokół szyi malca? Albo
gdy będzie źle ułożony? Co prawda położna zapewniała mnie, że na razie Kubuś
leży poprawnie, ale co będzie potem gdy zacznie się poród? Co jeśli się
odwróci?
- Karola, w porządku? Jak się czujesz kochanie?- Słysząc
ten głos momentalnie się rozluźniłam.
- Łukasz?- Wyszeptałam z bólem w głosie, bo skurcze znów
dały o sobie znać. Jednak czułam jak wewnętrznie cała się rozluźniam tylko
dzięki samej świadomości, że mój maż jest tutaj ze mną. Z trudem otworzyłam
oczy widząc jak ze zmienioną z emocji twarzą zbliża się do mnie.
- Jestem już. Przepraszam, że nie mogłem wcześniej.-
Odpowiedział mi biorąc do ręki moją prawą dłoń i delikatnie ją całując. Potem
przysunął ją sobie do policzka.- Bardzo cierpisz?
- Taak.- Wyjąkałam czując, jak po mojej skroni spływa
strużka potu. Nie zamierzałam udawać dzielnej gdy całe ciało bolało mnie tak
jak zarzynane prosię (nie żebym kiedykolwiek nim była i wiedziała co wtedy
czuje, ale to raczej nie jest miłe gdy cię ktoś zarzyna, nie?)- Dla…dlaczego
nie odbierałaś?- Spytałam z trudem.
- Wybacz mi. Nie sądziłem, że to nastąpi tak szybko.
Gdybym wiedział nie poszedłbym dziś do pracy. Ale ty rano wyglądałaś całkiem
dobrze i nie podejrzewałem, że poród będzie dzisiaj.- Zaczął się
usprawiedliwiać. Ja w tym czasie mocno ścisnęłam jego dłoń, gdy chwyciła mnie
kolejna fala bólu. Łukasz stał się jeszcze bardziej blady.
- Zawołaj lekarza.- Poprosiłam panikując. Nie byłam w
stanie dłużej znieść tego leżenia w mękach bólu. Każda minuta zdawała mi się
być godziną, a godzina dobą. Nie miałam pojęcia czy leżę tu kilka minut, godzin
czy może dni choć ta ostatnia możliwość była nieprawdopodobna. Wtedy jeszcze
nie wiedziałam, że każda kobieta przeżywa to podobnie. A przynajmniej za
pierwszym razem.
Tak więc mój poród, zdaniem lekarza, nie odbiegał zbytnio
od normy i został uznany za lekki. A ja, leżąc całkowicie pozbawiona sił, nie
mając ich nawet na dokładne przyjrzenie się krzyczącemu niemowlakowi leżącego
na moim zakrwawionym brzuchu, zastanawiałam się co musi czuć w takim razie
kobieta której poród określa się mianem ciężkiego. Dla mnie to było piekło.
Piekło, które trwało prawie dziewięć godzin od przyjazdu do szpitala. Całe
ciało bolało mnie tak bardzo, że już niemal go nie czułam.
Sama nie wiem kiedy udało mi się zasnąć, ale obudziłam
się będąc w znacznie lepszej kondycji tuż przez szóstą rano. Byłam na sali z
jakąś kobietą, która teraz jeszcze spała. Miałam zamiar wstać gdy spostrzegłam,
że obok łóżka siedzi na podłodze Łukasz. Jego twarz delikatnie opierała się o
twardą ramę szpitalnego mebla, tak że głowa opadała pod dziwnym kątem.
Uśmiechnęłam się szczęśliwa, że ze mną został znów zapadając w krótką drzemkę,
którą zakończył poranny obchód doktora. Dopiero wówczas podano mi mojego małego
synka.
Choć już wcześniej, tuż po porodzie miałam go blisko
siebie, to zmęczona nie byłam w stanie niczego odczuwać. Dlatego teraz bardzo
się tego obawiałam. Widząc, jak mąż ostrożnie zbliża się do mnie z małym
zawiniątkiem bałam się, że znów nic nie poczuje albo że poczuję coś
negatywnego. Jednak gdy tylko spojrzałam w małą pomarszczoną twarzyczkę
przepadłam. Wpatrywałam się w Kubusia jak zahipnotyzowana, niezdolna zamknąć
powiek choć na chwilę by nie uronić żadnego szczegółu. Teraz wreszcie
zrozumiałam co miały na myśli te wszystkie matki, które opisywały moment gdy po
raz pierwszy widziały swoje dziecko. To uniesienie i uczucie szczęścia
połączonego z głębokim wzruszeniem i patosem jakby to było coś
nieprawdopodobnego i cudownego…Tak, nowe życie było cudem. Cudem, do którego
przyczyniłam się razem z Łukaszem. Nawet nie zauważyłam, że po policzkach
ciekną mi łzy zanim mój mąż nie starł mi ich dłonią. Spojrzałam na niego z
uśmiechem i w jego oczach wyczytałam to
samo wzruszenie jakiego sama doświadczyłam.
- Nasz maleńki synek.- Wyszeptał jakby do siebie leciutko
gładząc czoło noworodka. Gdy w odpowiedzi zmarszczył czoło wydając jakiś
niewyartykułowany roześmialiśmy się.
W szpitalu spędziłam jeszcze zaledwie dobę, bo doktor
prowadzący stwierdził, że wszystko ze mną i z dzieckiem w porządku, więc możemy
wracać do domu. Byłam z tego powodu zadowolona, bo gdy tylko pani Mariola
poinformowała o narodzinach Jakuba najbliższą rodzinę (bo oczywiście Łukasz w
ogóle o tym nie pomyślał) już po kilku godzinach zjawiła się moja siostra z
mężem, mój brat, mama z ojczymem oraz teść ze szwagierką. Nie wspominając o
Aśce, która zachwycała się Kubusiem nie mniej niż ja. Nawet Krysia, która
właśnie odbywała podróż poślubną ze swoim mężem Igorem wygospodarowała dla mnie
prawie godzinę podczas której wypytywała o szczegóły dotyczące mojego synka
każąc jej przysłać jak najwięcej zdjęć. Ja z kolei życzyłam jej wszystkiego
najlepszego na nowej drodze życia jeszcze raz przepraszając za swoją
nieobecność na uroczystości. Jednak ile fakt, że Krystyny nie było tutaj ze mną
rozumiał się samo przez się, tyle nieobecność Beti trochę mnie zmartwiła. Miałam
nadzieję, że po prostu nie odwiedziła mnie ze strachu. Nadal nie potrafiła
poczuć się matką i być może świadomość, że ujrzy małe dziecko napawała ją
przerażeniem. Mimo wszystko poprosiłam Krysię, która trzymała się z nią
znacznie bliżej niż Joasia aby upewniła się, że u niej wszystko gra. Potem całe
swoje myśli i uwagę poświęciłam już synkowi.
Pierwsze dni były niemal arkadią: każdy najmniejszy gest,
każde zmarszczenie noska czy pisk małego było dla mnie taką radością jak
wygrana z totolotka. Łukasz reagował podobnie, choć starał się to czasami
ukryć. Zwłaszcza, gdy widownia w postaci jego brata czy bezpośredniej bratowej
która śmiała się z jego cielęcego zachwytu. Mnie nawet to specjalnie nie przeszkadzało,
choć w pierwszym tygodniu odwiedzała nas nawałnica gości. Przecież wszyscy byli
tu dla Kubusia zarzucając go masą prezentów w postaci ciuszków, zabawek czy
przeróżnych akcesoriów dla maluchów. I
dlatego nawet niewinne kłótnie mnie bawiły. Takie jak na przykład spór pomiędzy
moją teściową i mamą, które kłóciły się o to jak poprawnie przewijać dziecko. Śmiałam
się już do rozpuku gdy do akcji wtrąciła się moja sistra a potem Patrycja,
która przecież też była matką. Każda z nich zarzucała mnie masą porad i dobrych
rad, które czasami były tak oczywiste, że aż śmieszne. Dlatego w końcu
odetchnęłam z ulgą gdy po dwóch tygodniach nagonka się skończyła. Łukasz też,
bo wielokrotnie żartował, że przebywając poza domem prawie cały dzień nie
musiał znosić stada przemądrzałych kwok. Bo odkąd narodził się Kubuś nie
pracował. Tak, ja sama nie mogłam w to uwierzyć, ale mój wiecznie zapracowany
mąż spędzał ze mną i naszym synem praktycznie każdą chwilę pomagając mi we
wszystkim. Czasami nawet spieraliśmy się o to kto uśpi Kubusia lub go nakarmi
czy przebierze, więc najczęściej robiliśmy to razem. A ja byłam taka
szczęśliwa, że aż w środku coś wewnątrz mnie topniało. Kochający mąż, zdrowe
pierworodne dziecko, satysfakcjonująca praca z której teraz nie korzystałam, lojalne
przyjaciółki… czegóż mogłam chcieć więcej?
- Znowu coś mu się chyba przyśniło.- Z tych rozmyślań
wyrwał mnie Łukasz, który akurat wyszedł z przylegającego do naszej sypialni
pokoiku Kubusia gdy ten z samego rana zaczął płakać. Malec czasami spał z nami,
ale pomimo wielgachnego łóżka mój mąż bał się, że podczas snu możemy go
niechcący zgnieść, więc od kilku dni spał w swoim łóżeczku. I choć pierwsze
noce przebiegały spokojnie: Kuba budził się tylko dwa razy podczas pory na karmienie
lub przewijanie, odkąd spał sam robił to zdecydowanie częściej. Mimo to żadne z
nas nie protestowała i już po najmniejszym odgłosie kwilenia zrywało się z
łóżka niemal jednocześnie. Tak jak tego niedzielnego poranka: z tym, że tym
razem to Łukasz poszedł do małego.
- Niekoniecznie, małe dzieci potrafią płakać z wielu
powodów.- Odparłam mu podczas gdy on wrócił do łóżka otulając się kołdrą. Objął
mnie ramieniem.
- Może to głupie, ale wydawało mi się, że gdy do niego
przyszedłem to się uśmiechnął.- Roześmiałam się całując go w skroń.
- Tak, to jest głupie, bo piętnastodniowe noworodki się
nie uśmiechają. Przecież on ledwie otworzył oczy.
- Wiem, ale ten jego grymas…Naprawdę wyglądało to na
uśmiech. – Mówił to tak poważnym tonem, że moje rozbawienie się pogłębiło.
Łukasz spojrzał na mnie z leciutkim wyrzutem.
- Przepraszam, ale
czasami… czasami jesteś taki słodki.- Wyznałam przerywając, gdy złapał mnie
kolejny atak śmiechu.- Wczoraj twierdziłeś, że do ciebie mrugnął ale to?
- Jesteś okropna.- Bez jakiejkolwiek finezji trochę
urażony odsunął się ode mnie sprawiając, że moja głowa spoczywająca na jego
ramieniu znalazła się na miękkiej poduszce. Śmiejąc się złapałam się za brzuch,
który od ciągłych skurczy niemal mnie rozbolał.
Potem objęłam męża od tyłu ramionami.
- Wybacz, ale czasami to co mówisz sprawia, że nie mogę
się powtrzymać. Ale wiesz co? Z jednym się nie pomyliłeś.- Zauważyłam, że go
zainteresowałam, bo zanim się do mnie odwrócił cały się spiął.
- Tak?
- Aha. Jest do ciebie bardzo podobny. Twoje geny były za
silne i całkowicie go zdominowały.- Zażartowałam. Łukasz obdarzył mnie
szelmowskim uśmiechem.
- Tak myślisz?- Znów musiałam powstrzymywać się przed
parsknięciem, bo prawdę mówiąc rzuciłam to aby go udobruchać. Bo niby jak można
było to stwierdzić? Owszem, wiele osób twierdziło że jest podobny do ojca, ale
niektórzy mówili to raczej z grzeczności niż prawdy. Przecież Kubuś był jeszcze
zdecydowanie za malutki na to by to stwierdzić.
- Tak.- Udało mi się to powiedzieć z pełną powagą, ale on
jakimś cudem domyślił się, że ponownie z niego kpię. Zaatakował mnie łaskocząc
w to miejsce, które było moją największą słabością: stopy.
- Ty szelmo.- Śmiał się ze mnie i razem ze mną gdy nie
mogąc go powstrzymać śmiałam się jak głupia aż do utraty tchu.
- Przecież mówiłam prawdę.- Broniłam się gdy w końcu mnie
puścił. Potem kilkakrotnie głębiej odetchnęłam.- Przecież muszę o niego nieustannie dbać, budzi mnie w
nocy no i chce ode mnie tylko jednego.
- Tylko jednego?- Powtórzył zaciekawiony.
- Jedzenia.- Żartobliwie uderzyłam go w ramię za ten
wymowny ton.- A ty o czym myślałeś?
- O miłości i trosce.- Odparł mi rozbawiony i
skonfundowany.- A ty o czym pomyślałaś, moja piękna?
- Teraz to ty jesteś okropny.- Odezwałam się udając obrażoną, ale gdy mnie objął
pozwoliłam mu na to bez przeszkód.
- Kocham cię Karola. Za tak wiele rzeczy, że nawet nie
potrafię ich wszystkich wymienić. I chyba jeszcze nie podziękowałem ci za
Kubusia.
- To też twoja zasługa mistrzu.- Mrugnęłam do niego
okiem.- Zrobiłam to tak samo jak on?- Tym razem nie odpuścił mi tak łatwo
wiedząc, że z niego znowu żartuję. Łaskotał mnie tak mocno, przygniatając całym
swoim ciężarem, że nie mogłam już złapać głębszego oddechu. (Bo przecież
zaledwie wczoraj oznajmił mi, że Kuba do niego mrugnął.)
- O matko, dzień w którym się z tobą ożeniłem będzie
najgorszą datą w moim życiu.- Powiedział z głębokim westchnieniem patrząc na
mnie z góry.
- Trzeba było się
nie żenić.- Nie mogąc się powstrzymać pokazałam mu język próbując uwolnić się z
jego uścisku. Potem odwróciłam głowę w bok gdy próbował mnie pocałować.
Droczyłam się z nim jeszcze przez chwilkę aż w końcu odwzajemniłam pocałunek
wkładając w niego całą moją miłość. „
Kocham cię Karola. Za tak wiele rzeczy, że nawet nie potrafię ich wszystkich
wymienić”, powiedział przed chwilą sprawiając, że moje serce gwałtownie
przyspieszyło. Bo ja kochałam go w ten sam sposób: zachłannie, całą sobą i na
zawsze. Już po kilkunastu sekundach w miejsce rozbawienia wkroczyło namiętność
i pożądanie, a nasze ciała tak jak i usta znalazły się jeszcze bliżej siebie.
Tak, że poczułam jak bardzo mnie pragnie.
- Chyba pójdę do kuchni zaparzyć kawę.- Szybkim ruchem
odsunął się ode mnie, choć z wyraźną niechęcią. Widocznie zdawał sobie sprawę,
że jeszcze jest za wcześniej dla mojego zmęczonego porodem organizmu. Za takie
drobiazgi kochałam go jeszcze mocniej, bo niejeden facet na jego miejscu
zachowałby się inaczej. Takie zachowanie płci brzydkiej zawsze mnie irytowało,
a odkąd sama zostałam matką, złościło. Czy mężczyźni naprawdę nie rozumieją jak
wielkim bólem jest dla kobiety poród? Jak wiele zmian zachodzi w jej ciele nie
wspominając nawet o tym, że nie mogą mieć na to zwyczajnie ochoty? To nie film
gdzie kobieta po porodzie jest tak silna, że może bez problemu zająć się
własnym dzieckiem a brzuch momentalnie staje się płaski, jakby wewnątrz ciała
znajdował się balon, który teraz znikł. Żadnej rozciągniętej skóry, żadnych
dodatkowych kilogramów czy rozstępów…westchnęłam zastanawiając się kiedy ja
sama wrócę do dawnego stanu. A Łukasz pamiętał nawet o tym. Nie żałował mi
drobnych czułości i nieustannych zapewnień, że nadal jestem dla niego
atrakcyjna. Nawet kilka minut temu nazwał mnie piękną… Momentalnie wróciłam do
rzeczywistości gdy usłyszałam płacz Kubusia.
- Już kochanie, zaraz dam ci śniadanie.- Odezwałam się
jakby syn mógł mnie zrozumieć gramoląc się z łóżka. Gdy już trzymałam go przy
piersi nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.