Milczałam przez kilkanaście sekund
które mnie samej wydawały się
wiecznością.
– Na długo
chcesz tam jechać?
– Nie
wiem ile to potrwa.-
odparł nie patrząc mi w
oczy.
– A na ile planuje to ekspedycja?
– Kilka
miesięcy,
może
dłużej.
– A więc
do dlatego chcesz skończyć wszystko między nami. Bo
chcesz
wyjechać bez żadnych zobowiązań.
– Oczywiście, że
nie- wyglądał na oburzonego.- Jeśli karzesz mi zostać to
to zrobię. Jeśli będę miał
po co tu zostać.
– Podsumowując...jeśli nie zgodzę się
za ciebie wyjść to wyjedziesz tak?
– To nie jest szantaż.
– Nie? A ja
myślę co
innego. Pomyślałeś, że dzięki temu zmusisz mnie do
przywiązania do siebie.
– Skoro
tak myślisz nie
będę wciąż zaprzeczać. - Wstał
z fotela.- Chyba będzie lepiej jeśli zakończymy tą
rozmowę na tym etapie zanim znów
powiemy sobie coś nieprzyjemnego.
– Co to
ma
znaczyć? Wyrzucasz mnie?
– Mam
jeszcze trochę pracy.
– O co ci
tak naprawdę chodzi? Co mam zrobić?- w
moich
oczach stanęły łzy-
Wiesz, że
się
boję. Małżeństwo
wszystko zniszczy. Tak jak z Przemkiem. Nie mogę...
– Nie. Ty po
postu nadal chcesz mieć otwartą furtkę. Chcesz
wierzyć, że twój mąż się
zmieni,
że w końcu pokocha cię tak mocno jak ty jego.- To,
że tak łatwo mnie rozszyfrował spowodowało palący mnie wstyd. Bo
uświadomił mi
coś, czego nawet ja
sama nie
wiedziałam. - Ale wiesz, co? On nigdy się nie zmieni choć
przez wzgląd na ciebie chciałbym aby tak
było. Gdybyś wierzył, że
może cię uszczęśliwić sam pchałbym cię
w jego ramiona. Ale to niestety tylko mrzonka.
– Marek...
– Laura...- wymówił moje imię
cichym tonem- Chyba powiedzieliśmy już
sobie wszystko.
Przez dobrą chwilę miałam w głowie
pustkę. Nie miałam pojęcia co opowiedzieć na te słowa. Spuściłam głowę.
– Przepraszam.-
szepnęłam z bólem.
– Nie musisz. Próbowałaś.- Popłakałam się. Dlaczego to aż tak bardzo boli?
– Naprawdę...naprawdę chciałabym cię kochać tak jak ty kochasz mnie.
– Ale
nie potrafisz.- podsumował- Rozumiem, i nie mam do ciebie żalu.
– Kiedy
chcesz wyjechać?
– W przyszły
piątek. Musimy załatwić
jeszcze niezbędne formalności i skompletować sprzęt- gdy rozmawiał
o pracy jego ton znów był rzeczowy i beznamiętny. Tylko jego uciekający wzrok świadczył o tym jak ciężko mu to
robić.
– Spotkamy się jeszcze?
– Wolałbym nie.
– Więc
nie pożegnasz się z Hanią?- zawahał się.
– Może
wpadnę do niej w czwartek. -
skinęłam głową. To
dopiero za tydzień.
– W takim razie
do widzenia.
Czułam się jeszcze gorzej niż zanim tu przyszłam. Byłam
na siebie zła, że nie potrafiłam się
przemóc,
nie potrafiłam wyznać, jak bardzo go cenię, jak potrzebuję. Ale nie mogłam wyznać my tego czego
pragnął najbardziej: że go
kocham. Bo po prostu tego nie czułam.
Tak jak powiedział, tak zrobił. W czwartek
po raz ostatni spotkał się ze mną i Hanią. Wpadł tylko na kilka minut. Zwrócił
mi wszystkie moje drobiazgi,
które zostawiłam w jego mieszkaniu
oraz parę zabawek Hani. Uścisnął małą chwilę się
z nią bawiąc. Było
mi przykro widząc jak w ostatnim czasie go polubiła. Błąd: zawsze go lubiła. Uświadomiłam sobie,
że traktuje go niemal na równi
z Przemkiem. Czyli
własnym ojcem.
Przy wejściu spojrzał
na mnie. Widziałam jak gwałtownie przełyka ślinę.
– Laura...mam nadzieję, że wam się
uda.- powiedział tylko i wyszedł. A ja stałam tylko w miejscu ze
spuszczoną
głową.
Początkowo trudno było mi przywyknąć do jego nieobecności,
a przede wszystkim
świadomości, że go
skrzywdziłam.
Bolało mnie to nawet
bardziej niż świadomość własnej krzywdy. W gruncie rzeczy wiedziałam jednak, że dobrze
się
stało. Marek zasłużył na wszystko co
najlepsze. Powinien spotkać
kogoś kto go pokocha za to jaki jest. I wreszcie
pomoże
założyć upragnioną rodzinę. I choć ta myśl
sprawiła mi ból to wiedziałam, że nie powinnam być egoistką.
I tak już zbyt długo traktowałam
go jak koło ratunkowe.
Gdy Przemek przyszedł po
Hanię w następny weekend
o dziwo wiedział o nieobecności
Marka. Spytał jak się
czuję i czy bardzo cierpię z tego
powodu. Poczułam na niego
złość. Jakim prawem mnie o
to pytał? Czy naprawdę sądził, że po tym wszystkim będziemy przyjaciółmi?
– Laura, w czwartek...on był u mnie.
– Co?
– Też
byłem tym zaskoczony. Powiedział, że wyjeżdża.- zastanawiałam się
czemu to zrobił.- Pewnie
zastanawiasz się dlaczego.-
rozszyfrował
moje
myśli.- Powiedział mi, że jeśli
jeszcze raz cię skrzywdzę to tym razem
mi nie daruje.- roześmiał
się
krótko.
– Nie powinienem
tego robić- szepnęłam odwracając się do niego plecami.- Przyniosę rzeczy Hani.
– Laura,
poczekaj. Pamiętasz co powiedziałem ci podczas ostatniej
wizyty? To, że cię kocham?
– Przemek, nie rozmawiajmy na
prywatne
tematy.-
dotknął mojej dłoni zmuszając do tego abym została na
miejscu.
– Proszę, wysłuchaj mnie. Nie potrafię już dłużej udawać, że nic dla mnie
nie znaczysz. Tęsknię
za tobą. Za tym jak całowałaś mnie
w policzek gdy szedłem do pracy,
jak cieszyłaś się z każdej drobnostki, nawet
jak podśpiewywałaś sobie pod
nosem podczas zmywania naczyń...Wciąż
siedzisz w mojej
głowie.
– Nie mów
nic więcej- poprosiłam.
– Ale muszę. Alicja była moją pierwszą
kobietą od naszego rozwodu, proszę uwierz mi. Chciałem
spróbować
zbudować z nią coś poważniejszego, ale nieustannie porównywałem ją
z tobą. Ale to było
tak jakby porównywać kamień leżący na
ulicy z drogocennym brylantem. Ty jesteś tym brylantem.
– Już próbowaliśmy. Nasze małżeństwo nie rozpadło
się z obopólnej winy jak wnosiliśmy w
pozwie rozwodowym,
ale z powodu twoich zdrad.
– Wiem o tym. Ale uwierz mi, że tym razem będzie inaczej. Wiesz...chyba
wreszcie dorosłem. Wcześniej...gdy braliśmy ślub czułem
się trochę do tego zmuszony.
Rodzice mówili, że czas się
ustatkować,
że przecież jesteśmy ze sobą już 2 lata...i ja w końcu pomyślałem, że
tak będzie najlepiej.
– Więc...więc nigdy nie chciałeś mnie
poślubić?
– Nie, to nie tak. Byłaś dla mnie wszystkim
i kochałem cię. Ale jednocześnie
wiedziałem, że to się nie uda.
Miałem obawy.
– Więc mogłeś mnie o tym uprzedzić. Wtedy w ogóle nie popełnilibyśmy tego
błędu jakim było nasze małżeństwo.
– Nie, dobrze
się
stało. Bo dopiero
po rozwodzie zrozumiałem kim dla
mnie
jesteś. W Alicji
szukałem tego ciepła, tej czułości i bezinteresownej miłości, którą
ty mi dałaś. Szukałem
w niej ciebie, a nie przygodnego
seksu. Wydaje
mi się, że dopiero teraz do tego dorosłem.
– Szkoda
tylko, że tak późno.
– Nie, dla nas nie jest za późno. Laura...wyjdź
za mnie
jeszcze raz.-
kręciłam głowa nie mogąc uwierzyć w to co słyszę.
– Słucham?
– Bądźmy znów
rodziną. Obiecuję, że tym razem
nigdy cię nie rozczaruję.
Kocham cię tak
jak nikt jeszcze nie kochał nikogo. Zdaję sobie sprawę,
że cię zraniłem i że tego nie można wybaczyć, ale wiem od Marka
że ty też mnie
nadal kochasz.
– Powiedział
ci to?
– Nie
bądź na niego zła. Po prostu
chciał bym to wiedział.
– Nie miał
prawa
mówić
ci tego wszystkiego!
– Cieszę się, że
to zrobił. Bo dał mi nadzieję.
– Niczego ci
nie dał. Bo ja ci już nie wierzę, rozumiesz? Nie raz to mówiłeś. To
się
dla mnie nie liczyło- zacytowałam go ironicznie- Ale mimo to nadal mnie zdradzałeś.
Czemu tym razem miałoby być
inaczej?
– Bo dorosłem do tego. Budząc się sam w wielkim domu chciałem usłyszeć twój
cichy głos dochodzący z kuchni gdzie szykowałaś mi już smaczne śniadanie, płacz Hani w środku nocy i twój kojący głos gdy starałaś
się ją uspokoić aby mnie nie obudziła...Dopiero teraz dostrzegam
jak wiele dla mnie robiłaś.
– Szkoda
tylko, że nie potrafiłeś tego docenić.
– Tak,
żałuję. Ale mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko
stracone.-
mocniej
ścisnął moją dłoń- Laura,
kocham cię.
– To tylko słowa.
– Więc pozwól
mi to
udowodnić. Pozwól mi sprawić, aby
znów było jak dawniej, abyś ty
i Hania była szczęśliwa.
Spróbujmy jeszcze raz.
– Nie mam siły na
to by próbować.- odparłam w końcu wyrywając swoją dłoń.- Wtedy...gdy dowiedziałam się o tobie i Samancie...nie wiesz co wtedy czułam.
– Laura...
– Daj mi skończyć- poprosiłam- Wtedy moje serce rozpadło się
na kawałki. O od tej pory nigdy nie było takie same. Ja
nie byłam taka sama.
– Przepraszam.-
szepnął.
– Słowa
nie wystarczą.
– Więc udowodnię to swoimi czynami. Pozwól
mi na
co. Tylko
o to cię proszę.- Uniósł delikatnie moją głowę trzymając palcami brodę.
Spojrzałam mu w oczy
załzawionymi oczami.
– Nie rób tego- poprosiłam
cicho.
– Ale pragnę
tego jak niczego na świecie.-
pocałował mnie w policzek. Swoim nosem dotykał mojego.- Wciąż pamiętam twój zapach i smak...- Z trudem
zmusiłam
się by odwrócić głowę. Wtedy odsunął się ode
mnie. Na jego twarzy malował się ból.- Dam ci czas-
szepnął. - Poczekam tyle ile będzie trzeba aż
znów mi zaufasz.- Jego
słowa
odniosły przeciwny skutek.
Bo przypomniałam
sobie to, co oznajmił mi Marek:
„Kiedyś ci powiedziałem, że
kocham cię bez względu na wszystko i że
dam ci dość czasu.”
A jednak mi go
nie dał.
– Powinieneś
już iść.- odparłam w
końcu- Hania czeka.
– Zadzwonię
wieczorem.- podziękowałam mu i zamknęłam
z ulgą drzwi.
Przez pierwszy miesiąc
nieustannie o nim myślałam.
Stało się tak dlatego, że zdałam sobie sprawę
jak wiele poświęcił dla mnie Marek.
Jak
wiele razy mi pomagał: dał
na początku pracę, wspierał po zdradzie męża, opiekował
Hanią gdy musiałam wyjść,
próbował mnie rozbawić
aby odgonić smutek. Wreszcie odtworzył
swoje serce stawiając wszystko na
jedną kartę gotów zaryzykować. I stracił.
Wszystko albo nic, przypomniałam
sobie jego słowa. Chciał mnie- nie tylko moje ciało, ale również
duszę i serce. Żałowałam, że nawet
nie miałam
z nim
teraz kontaktu, bo gdy próbowałam zadzwonić na
jego stary numer (ignorując
fakt niebotycznie wysokiego
kosztu takiego połączenia) nie było żadnego sygnału. Zasmucił mnie fakt,
że nawet nie dał mi żadnej możliwości kontaktu z nim, ale z drugiej
strony uznałam, że tak
będzie lepiej. Nie chciałam go wykorzystywać
gdy czuł do mnie miłość. Chciałam znów wrócić
do przyjaźni, ale było to dziecinne i naiwne z mojej strony aby uważać, że
to kiedykolwiek jeszcze będzie
możliwe.
W tym czasie Przemek nieustannie wracał do naszej
wcześniejszej
rozmowy.
Jednak pomimo uczucia jakim go darzyłam nie potrafiłam
znów zaryzykować. Gdy zaczynał ten temat zbywałam go
czym innym albo mówiłam, że
nie jestem gotowa.
W rzeczywistości nie wiedziałam czy
tak się kiedykolwiek stanie.
Była to patowa sytuacja:
nie mogłam być z Markiem,
bo kochałam Przemka;
z nim jednak też nie mogłam być, bo bałam się zdrady.
Jedynym punktem odniesienia w moim życiu
była Hania. I to właśnie na niej starałam się
skupić.
Któregoś dnia podczas
spaceru w parku zauważyłam Magdę idącą razem z
jakąś inną dziewczyną. Ja chciałam ją zignorować,
ale Hania od razu ją poznała. Młoda mężatka spojrzała w
naszą stronę. Nie zdziwiłam się gdy na
mój
widok uśmiech z jej twarzy zbladł. W końcu była siostrą
Marka: wiedziała, że byliśmy razem, a gdy widziałam
się z nią
dwa razy w trakcie miesiąca trwania
związku z jej bratem powiedziała mi, że wreszcie
jest szczęśliwy. A teraz pewnie
obwiniała mnie za to co się stało. I za jego wyjazd. Ostrożnie podjechałam w jej
stronę
wózkiem.
– Cześć.
– Witaj.- gdy odpowiedziała poczułam ulgę. Przecież nie
musiała tego robić.
– To jest Dominika, moja przyjaciółka.- przedstawiła mi swoją towarzyszkę.
Wymieniłyśmy pozdrowienia. W końcu dziewczyna
wymówiła się
koniecznością odebrania dziecka
z przedszkola i zostałyśmy same. Zapadło
między nami
milczenie nie
licząc gaworzenia Hani.
– Wyszłyście na
spacer?- spytała mnie Magda.
Skinęłam głową- No tak, ładna pogoda.
– Tak- zgodziłam się. Przez chwilę
spacerowałyśmy w
milczeniu.
– Przykro
mi z
powodu Marka.- spojrzałam na nią zdziwiona. Sądziłam, że
będzie miała do mnie pretensje.
– Czemu miałabym to
robić? Przecież to
raczej on...Chyba nie znasz wszystkich faktów.
– Wiem o twoim mężu. I
chcę abyś wiedziała, że nie jestem zła.
Postąpiłaś wobec mojego brata uczciwie. A ja
rozumiem, że wróciłaś do
męża. W końcu
łączy was Hania.
– Nie wróciłam do męża- powiedziałam. Wyraźnie
ją zaskoczyłam.
– Z
tego co mówił mi Marek
sądziłam...
– Masz z
nim
kontakt? Jak
on się czuje?
– Dobrze. Prowadzili
już pierwsze analizy. Jest bardzo
podekscytowany.
– Cieszę się, że
ma się dobrze.
– Chcesz jego numer?- spytała mnie
z
wahaniem Magda. Po chwili zastanowienia
pokręciłam głową.
– Nie, nie powinnam dłużej
go wykorzystywać. To
byłoby za
bardzo samolubne.- Magda
spojrzała na mnie z
uśmiechem. Posłałam jej
pytające spojrzenie.
– Rozumiem czemu się w
tobie zakochał- wyjaśniła- Naprawdę wspaniała z ciebie dziewczyna.
– Nie sądzę. Skrzywdziłam go.
– Ale
nie zwodziłaś. Chciałaś
spróbować
i się nie udało. On podjął to ryzyko.
– Też tak się usprawiedliwiam. Ale to nie w porządku.
– Marek się z tego podniesie.
Jest silny.-
odparłam jej bladym uśmiechem.
Miałam
nadzieję, że tak będzie.
Słowa Magdy dały mi do myślenia.
Być
może
miała
racje: z mężem łączyły mnie silne więzy, no i była też Hania. Może powinnam dać mu szansę? Wiedziałam, że
się stara: przynosił mi kwiaty, był bardzo miły i
troskliwie
wypytywał mnie o bieżące
sprawy ofiarowując swoją pomoc. Głównie była to pomoc finansowa: odkąd
Marek mi nie pomagał
z trudem udało mi się godzić pracę i
opiekę nad córeczką. Poza tym
zauważyłam, że
Przemek
się
zmienił. Rzeczywiście spoważniał, ale czasami
wydawał się być melancholijny i mniej pewny siebie
niż kiedyś. Intuicyjnie wyczuwałam, że to co o sobie mówił to
była
prawda.
Któregoś dnia gdy miał przyjechać
po Hanię spytał czy może spędzić z nami cały dzień. Postanowiłam dać
mu szansę. Próbowałam wzbudzić w sobie dawne
uczucia: poczuć się
tak jakbyśmy nadal byli małżeństwem...ale nie mogłam. Wciąż
pamiętałam jak dużo nas dzieli.
Dzień był
dość wietrzny, nawet
jak na późną jesień, ale
i tak kilka godzin spędziliśmy
na zewnątrz. Hania z radością łapała małymi rączkami kolorowe liście, to ganiając ją to przed nimi uciekając.
Ja z Przemkiem spacerowałam zaraz
za nią. Poddawaliśmy się rozmowie: wspominaliśmy dawne czasy,
dzień naszego ślubu, poznania się.
Znów śmiałam się
razem z nim i wzruszałam przypominając narodziny Hani.
– A pamiętasz gdy po raz
pierwszy zobaczyła konia? Nie mogła oderwać od niego oczu. Albo gdy poszliśmy w odwiedziny do Sablewskich...
– ...i uderzyła ich roczną Zuzię.-
zaśmiałam się dokańczając.- Ale się na nas zezłościli.
– Chyba do tej pory mi tego
nie darowali, bo gdy tylko odezwę się
do Darka jest dla mnie
co najwyżej miły.
– I
więcej nas nie zaprosił.- spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem na ustach.
– Mama,
tata, pacie- Hania podeszła do nas pokazując niemal czarny liść.
– Skąd
go wygrzebałaś kaczuszko?- spytał
ją Przemek.
– Śtont- pokazała paluszkiem duże drzewo rosnące koło
naszego domu. - A kiedy bendzie domek na
dźeje?- Gdy to usłyszałam mój
uśmiech przygasł. Przypomniałam sobie
jak Marek
obiecał Hani, że zbuduje dla niej domek.
Jednak
nie zdążył. Obiecałam sobie w myślach,
że muszę zająć
się
tym za niego.
– Nie jest
ci zimno?-
spytałam małej
patrząc na jej zaróżowione
policzki.
– Nie.-
odparła szybko i znów pobiegła jakby bała się, że
zmuszę
ją do powrotu.
Była bardzo bystra.
Po chwili znów spacerowaliśmy z
Przemkiem
dalej.
– Marek już
wrócił?- spytał
mnie
gdy mijaliśmy jego dom.
– Nie. Wynajął go jakiemuś koledze.
– A, to
dlatego widziałem kogoś w oknie.
– Pewnie tak.- na moment
zapadła między nami cisza.
– Nadal masz z nim kontakt?
– Nie,
nie mam nawet
jego telefonu.
– Kto by pomyślał, że
w końcu mu się uda. Prawdę mówiąc zawsze uważałem te jego opowieści o badaniach w Egipcie
jako marzenia ściętej głowy. A jednak udało mu się osiągnąć
swój cel.
– Tak.-
potwierdziłam tylko niezdolna do niczego więcej. Mijał właśnie trzeci miesiąc odkąd wyjechał i na myśl
o nim
wciąż pogrążałam się w melancholii.
– Długo
jeszcze tam będzie?
– Magda,
jego siostra twierdzi, że
jakieś 2 miesiące.
– Znasz jego siostrę?
– Tak, od niedawna. Niecałego roku.
– Nie wiedziałem
w ogóle, że miał siostrę.-
kontynuował temat. Ja
tylko w zależności od okoliczności przytakiwałam lub zaprzeczałam. Jakoś nie mogłam zmusić się
do głębszej rozmowy.
W końcu wróciliśmy do
domu.
Zaparzyłam sobie i Przemkowi herbaty, a Hani nalałam soku. Usiedliśmy przy stole.
– Zajmiesz się nią na chwilę? Zrobię coś do jedzenia.
– Nie musisz.
Usiądź
z nami.
Dajmy odpocząć
mamusi, co?- spojrzał na córkę siedzącą mu na kolanach.
– Powinnam.
Hania musi zjeść coś ciepłego...
– Laura, odkąd wróciliśmy ze spaceru jesteś
jakaś dziwna. Coś się stało?
– A co się
miało
stać? Wszystko w porządku.
– Nie
wiem. Wydajesz się
być roztargniona i zdenerwowana.
– Ja? Wydaje cię się-
zbyłam go, choć wiedziałam, że ma rację. Po prostu gdy wspomniał o
Marku to znów odżyły wspomnienia.
Znów poczułam do siebie
żal.
– Siadaj.
Możemy porozmawiać? O nas- dodał z wahaniem.
– Nie
wiem czy to najlepszy moment.
– Laura, minęło już dość
czasu.
Czy
przemyślałaś
to co mówiłem?
– Przemek,
ja nie wiem.
– Ćego nie
wieś?- wtrąciła się Hania.
– Niczego kochanie- pogłaskałam ją po główce.
– Nićeko?- mała roześmiała się.
– Tak,
niczego.- spojrzałam
na Przemka wymownie. Nie powinniśmy przecież rozmawiać przy
małej.
Wieczorem zrobiło
się trochę niezręcznie.
Dochodziła już ósma, a mój były mąż nawet nie sygnalizował zbierania się do wyjścia. Gdy wyszłam z
pokoju Hani, która usnęła
dołączyłam do niego
w kuchni.
– Usnęła?-
spytał. Przytaknęłam.
– Tak. Chcesz jeszcze czegoś do picia?
– Nie. Teraz jesteśmy sami.- wiedziałam do czego zmierza- Jak
za dawnych lat, co? A przynajmniej
ja się tak poczułem. Dziękuję
ci, że mnie nie wygoniłaś.
– Przecież
masz
prawo
spędzać weekend z małą.
– Ale
nie tutaj. To
było
tak jakby czas się cofnął.
– Ale
tak nie jest.
Powinieneś już iść.- milczał
dobre kilka sekund.
– Chciałbym znów
się
tu wprowadzić...jeśli się zgodzisz.-
dodał prędko- Nie musimy niczego przyspieszać:
na razie nasz związek będzie
czysto
platoniczny.
– Ja, ja nie jestem pewna
czy to dobry pomysł.- z trudem udało
mi się wykrztusić na tę
wiadomość bombę.
– Hania była szczęśliwa. A ty?
– Przemek
nadal niczego nie wiem.
– Boisz się tego, że cię zdradzę czy jest jeszcze coś?
– Tak. Ale oprócz tego...
– Oprócz tego?- zachęcił mnie.
– Oprócz tego czuję, że nie tylko ty się zmieniłeś.
– Co masz
na myśli?
– Tylko
to, że ja już nie jestem tą dawną Laurą
co kiedyś. Przez ten
cały
czas byłeś moim całym światem. Moim marzeniem, wyśnionym księciem z
bajki. Moją gwiazdą przewodnią.-
uśmiechnęłam
się smutno.- Jak cię poznałam nigdy tak na serio
nie sądziłam, że możesz mnie pokochać.
– Ale
pokochałem.
– Tyle,
że nie tak jakbym chciała.
Albo może to ja wyobrażałam
sobie za dużo stawiając
cię na piedestale? Ale z drugiej
strony czy wymaganie dotrzymania małżeńskiej przysięgi jest zbyt dużym wymaganiem? Sama już nie wiem. Zresztą...nieważne. Chodzi mi o to, że
gdy zdjęłam cię z piedestału zauważyłam, że świat wcale się nie rozwalił, że życie dalej się
toczy, że ja też muszę
iść
dalej a nie wciąż próbować znów robić
cię moim centrum. Byłam
zagubiona. Sądziłam, że bez ciebie nie umiem
sobie poradzić. Przeżyłam szok gdy okazało się, że
jest inaczej.
– To znaczy,
że już mnie nie kochasz?
– To
znaczy, że nie jesteś już na moim piedestale.-
westchnęłam głośno.- I tak jest lepiej.
– Ale...to
znaczy...- Przemek po raz
pierwszy nie mógł znaleźć
właściwych słów.
Pomogłam mu.
– To
znaczy, że ta sytuacja
która jest bardzo mi odpowiada. I że to
Hania jest teraz centrum mojego
świata. I na moim piedestale. Tak
jak powinno być zawsze.
– Marek- powiedział.- To przez niego.
– On
nie ma z tym nic wspólnego.-
zaprzeczyłam szybko.
Zbyt szybko.
– Zaczęło się od spaceru i rozmowy o nim. Gdy mijaliśmy jego
dom. To
wtedy zrobiłaś się smutna.
– To nie ma związku z żadnym facetem. Nie muszę go mieć by być szczęśliwa.
Tak jest mi dobrze.
– Może. Ale tym razem chodzi o niego, prawda? Tęsknisz za nim?
– Oczywiście,
że tak. Był moim przyjacielem.
– Ale przed
wyjazdem coś między wami zaszło. Sama powiedziałaś, że
byliście parą.
– Tylko miesiąc.
– Spałaś z nim?-
Już miałam odburknąć: a co to cię obchodzi, ale tylko dumnie podniosłam podbródek.
– Tak- przyznałam. Gdy się nie odezwał
dodałam:- Nic nie powiesz?
– A co mam powiedzieć? Jesteśmy po rozwodzie, nie mogę cię oskarżać, bo sam
zrobiłem to pierwszy. Ale to bardzo mnie zabolało.
– Zemsta nie była
moim celem.
– Wiem. Nie
byłabyś do tego zdolna.
– Naprawdę mi przykro
mi.
Wiem, że chciałeś...
– Nie musisz
sobie
niczego zarzucać. To tylko moja wina. Gdybym umiał
docenić to co mam nie zakochałabyś się w
kimś innym.
– Nie
powiedziałam, że kocham Marka.
– Ale
tak jest.
– Więc
skoro
jesteś tego taki pewny dlaczego mnie o to pytasz?
– Bo chciałem to usłyszeć z twoich
ust.- odparł. Potem dodało
coś co całkowicie mnie zaskoczyło- Przykro
mi tylko,
że nie możecie być razem.
– Dlaczego to mówisz?
– Nie
wiesz
o niczym, prawda?
– O czym?
– O tym,
że on sprzedał swoje mieszkanie.
– Słucham?
– Marek Groncewicz
wrócił do Polski. Widziałem go tydzień temu.
– Co?- Albo
mi się wydawało, albo mówił
nielogicznie.
– Widziałem go. Spotkaliśmy się na ulicy. Powiedział, że wynajął swój
dom,
ale zamierza go sprzedać.
– Nie
wierzę ci. Przecież pytałeś mnie kiedy
wróci i czy się z nim kontaktuje...
– Bo chciałem wiedzieć czy powiedział prawdę.
– Jaką
prawdę?
– Tą,
że sprzedaje mieszkanie i wyprowadza
się
stąd. I że nigdy już się nie
spotkacie.
– Nie
wierzę. On nie mógłby...
– Laura,
widziałem go z jakąś dziewczyną. Powiedział, że niedługo się żeni
i że chce wreszcie założyć
rodzinę. Przykro mi.